W ciągu poprzednich miesięcy spotykaliśmy się – w ramach spotkań katechumenatu dorosłych – z rodzicami dzieci w wieku szkolnym, które nie zostały ochrzczone, a które są w wieku przed przyjęciem Komunii św. W poprzednią niedziełę, 21 lutego, odbyło się spotkanie z tymi dziećmi i ich rodzicami. Była to katecheza i przygotowanie do obrzędu przyjęcia tych dzieci do katechumenatu stosownie do wskazań Obrzędów Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych (rozdz. V pkty 306-369). Dziś (100225), w czwartek wieczorem, w kaplicy biskupiej w domu przy ul. Cmentarnej odbył się pierwszy stopień, czyli Obrzęd przyjęcia do katechumenatu siedmiorga dzieci w obecności ich rodziców.
Ten temat jest bardzo aktualny i dlatego podaję zapis katechezy przeprowadzonej w niedzielę 21 lutego z dziećmi i rodzicami. Natomiast do samych obrzędów (tego pierwszego stopnia i następnych) jeszcze wrócimy
Zachęcam także do tego, aby – jeśli ktoś z rodzców dzieci albo ktoś z dzieci zechce podzielić się tutaj swoimi spostrzeżeniami i uwagami – to uczynił. Będzie to pewien przyczynek do kształtowania świadomości potrzeby katechumenatu na różnych stopniach i dla różnych osób.
Katecheza – dialog z dziećmi i rodzicami dzieci z dnia 21 lutego 2010 r.
O przygotowaniu do chrztu
Spotkania przygotowujące do chrztu, zarówno te z dorosłymi jak i z dziećmi, mają na celu, jak najlepsze przygotowanie do tego sakramentu. Przyjęcia chrztu nie można bowiem w żaden sposób porównać do zakupu jakiejś rzeczy, gdy na przykład mama idzie z córką do sklepu, przymierza jej buty, jak są dobre, kupuje, i sprawa jest załatwiona. Tutaj chodzi o wejście w relację – w relację do Chrystusa i do Kościoła.
Wskazania, którymi się tutaj kieruję, pochodzą z liturgicznej księgi „Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych”. Nie jest to więc jakiś mój osobisty wymysł, tylko realizowanie tego, co zaleca Kościół. Oczywiście, można też tak udzielać chrztu, jak to się nie raz robi, że ludzie podchodzą, chrzci się ich i wydaje się, że wszystko jest w porządku. Tak udzielony chrzest też jest ważny, tylko potem mamy ludzi ochrzczonych, którzy nie potrafią się odnaleźć w Kościele (nie mówię o kościele jako budynku, tylko o Kościele jako wspólnocie, Ciele Chrystusa). Tacy ludzie potem się dziwią, że bycie w Kościele wiąże się z określonym sposobem życia i zachowania, z pewnymi wymaganiami. Nie rozumieją, że chrześcijanin to ktoś inny, niż zwykły człowiek, który nie wierzy i nie wszedł w egzystencjalny (życiowy) związek z Chrystusem. Mamy zbyt dużo ludzi ochrzczonych, którzy nie wiedzą, co to znaczy i po co są ochrzczeni. Dlatego – widząc ten problem także w naszej diecezji –zastrzegam sobie, że jeśli chodzi o osoby dorosłe i większe dzieci, które nie są jeszcze ochrzczone, oraz ich rodziców, żeby takie przypadki były do mnie zgłaszane i w miarę możliwości będę sam (wraz z odpowiednim zespołem) czuwał nad ich przygotowaniem do chrztu, żeby bardziej im uświadamiać, po co to wszystko.
Piąty rozdział księgi: „Obrzędy chrześcijańskiego wtajemniczenia dorosłych” odnosi się do dzieci, które osiągnęły wieki katechizacyjny”. W p. 306 czytamy: „Obrzędy te są przeznaczone dla dzieci, które w okresie dzieciństwa nie zostały ochrzczone, a doszły już do wieku rozeznania i katechizacji”. W takim wieku są właśnie te dzieci, z którymi się tutaj spotykamy. „Są [one] już zdolne do wyznawania wiary i pogłębiania jej”. Dlatego ja będę tutaj pytał dzieci o ich wiarę. Naturalnie chodzi o ich możliwości rozumienia wiary. Gdy ten dialog jest czyniony wobec rodziców, pomaga także rodzicom, by oni ze swej strony wspomagali tę chrześcijańską wiarę w swoich dzieciach przez umacnianie i rozwijanie swojej wiary. Chrztu bowiem nie można przyjąć bez chrześcijańskiej wiary.
W przypadku niemowląt tę wiarę wyznają ich rodzice. W przypadku dzieci w wieku katechizacyjnym ważna jest wiara rodziców, którzy je tutaj przyprowadzili, ale także one same mogą wyrazić już swoją wiarę. Chodzą na katechizację, przygotowują się do przyjęcia Eucharystii, mają więc odpowiednie do swojego wieku rozeznanie. Dalej czytamy, że dzieci te są zdolne również do „przyjmowania na siebie obowiązków z poczuciem odpowiedzialności w sumieniu”. Jeśli tego nie ma, to nie można udzielić im chrztu. Dlatego za chwilę będę pytał Patrycję i inne dzieci, czy wierzą w Jezusa Chrystusa, co to dla nich znaczy. Te dzieci mogą już być odpowiedzialne za swoje życie. Oczywiście w inny sposób niż ludzie dorośli, stosownie do swojego poziomu rozeznania i możliwości samodzielnego życia.
„Wtajemniczenie chrześcijańskie dzieci – czyli wprowadzenie do przyjęcia sakramentu chrztu, a potem Eucharystii i Bierzmowania – wymaga najpierw ich osobistego nawrócenia, które w zależności od wieku stopniowo dojrzewa, oraz odpowiadającej wiekowi pomocy wychowawczej” (p. 307).
O nawróceniu
Co to jest nawrócenie? Nawrócenie to jest uznanie, że ja sam, kiedy żyję po mojemu, postępuję niewłaściwie i sam nie potrafię tego zmienić. Dlatego potrzebuję pomocy, potrzebuję, żeby Ktoś inny mnie prowadził. Tym kimś jest Jezus Chrystus, który mnie prowadzi w Kościele, przy pomocy Kościoła.
– N, czy słyszałaś, że Pan Jezus wzywał do nawrócenia? Czy rozmawialiście o tym na lekcjach religii? Co mówił Jezus do ludzi, kiedy zaczął ich nauczać?
– Pan Jezus mówił: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.
– Tak, Pan Jezus na początku swojego nauczania mówił do ludzi „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię, bo przybliżyło się królestwo niebieskie”. Ja przed chwilą powiedziałem, czym jest nawrócenie. Czy mogłabyś to powtórzyć albo powiedzieć swoimi słowami?
– Nawrócić się to znaczy zejść ze złej drogi i wierzyć w Ewangelię.
– A kiedy człowiek kroczy złą drogą?
– Kiedy nie słucha albo kłamie.
– Dlaczego człowiek nie słucha kogoś, kogo powinien słuchać, albo kłamie? Zdarza się wam, że nie słuchacie kogoś albo okłamujecie?
– Zdarza się.
– Dlaczego tak jest, dlaczego człowiek idzie złą drogą? Wyobraźcie sobie, co by było, gdybyście powiedziały prawdę w jakiejś sytuacji, albo w czym by wam przeszkodziło posłuchanie na przykład taty, który każe wynieść śmieci? Trudno wam odpowiedzieć na to pytanie. To podpowiem: człowiek idzie swoją drogą, postępuje tak, jak mu się podoba, bo chce osiągnąć coś dla siebie, chce, żeby było tak, jak jemu się podoba i jak w tej chwili mu odpowiada.
Teraz porozmawiamy o tym, czym jest Ewangelia. Ewangelia to dobra nowina, dobra wiadomość, która pokazuje, jaką drogą mam iść. Ewangelia jest takim drogowskazem. Wyobraźmy sobie taką sytuację, że stoimy na rozdrożu i nie wiemy, dokąd mamy iść, którą drogę wybrać. Na przykład jestem w lesie i chcę dojść do Siedlec, ale jest tyle dróg i dróżek, że nie wiem, którą mogę dojść do celu. I nagle ktoś się pojawia, i pytam go: Jak mam dojść do Siedlec? Jeśli ten ktoś mi wskaże dobrą drogę, to będzie dla mnie dobra nowina, ale jeśli mi wskaże drogę niewłaściwą, to będzie zła nowina, zła wiadomość. Jeśli posłucham tej złej nowiny, to nie dojdę do Siedlec. Podobnie jest z różnymi drogami w życiu. I na ogół jeśli ktoś nie zna albo nie słucha Ewangelii, to najczęściej (choć nie zawsze) wybiera złą drogę, bo szuka czegoś innego niż dobrej drogi. N, kogo albo czego ty najczęściej szukasz?
– Szukam siebie, szukam tego, żeby mi było dobrze.
– Właśnie! Szukam siebie. Każdy, kto szuka tylko tego, żeby jemu było dobrze, na pewno idzie złą drogą. Dlatego Pan Jezus przyszedł i powiedział: „Nawracajcie się i uwierzcie dobrej nowinie”. Ta dobra nowina, dobra wiadomość mówi nam, która droga jest dobra. Jeśli szukanie tego, żeby mi było dobrze, jest złą drogą, to jaka droga będzie zła? Ewangelia mówi, że idę złą drogą, kiedy patrzę tylko na siebie, robię to, co mi się podoba, staram się o to, żebym tylko ja był zadowolony – nawet jeśli w tym celu muszę skłamać, być nieposłusznym, coś złego powiedzieć. Idę złą drogą, kiedy nie zwracam uwagi na innych: na tatę, mamę, rodzeństwo, na kolegów czy koleżanki, i myślę tylko o sobie. To teraz powiedzmy, jaka jest dobra droga – według Ewangelii.
– Dobra droga to ta, na której myślimy o innych, żeby im było dobrze.
– Tak, Ewangelia pokazuje nam właśnie taką drogę. A Pan Jezus mówi: „Uwierzcie Ewangelii”, uwierzcie, że ta droga na pewno jest dobra. Dlatego też Pan Jezus mówi nam, żebyśmy kochali wszystkich ludzi. Wszystkich, to znaczy nie tylko tych, którzy są dla nas dobrzy, ale także tych, którzy nam się nie podobają, którzy czasem są dla nas źli. Potrafimy tak kochać? N, jeśli ktoś ci się nie podoba, zrobił ci jakąś przykrość albo cię skrzywdził, to co wtedy robisz?
– Na przykład obrażam się na niego.
– A co to znaczy, że się obrażasz?
– Nie zwracam na niego uwagi, nie bawię się z nim.
– To znaczy: on dla ciebie nie istnieje, tak? W twoim sercu już nie ma miejsca dla niego. Czy to jest to, o co Panu Jezusowi chodzi?
– Nie. Pan Jezus chce, żebyśmy kochali wszystkich. Obojętnie, czy są dla nas dobrzy czy źli.
– Jeśli więc widzisz, że to nie jest dobra droga, kiedy się na kogoś obrazisz, to co chcesz z tym zrobić? Chcesz iść dalej tą drogą, czy inną?
– Chcę iść inną drogą. Tą drogą, którą pokazuje Pan Jezus.
– Właśnie. I dlatego prosisz o chrzest. Bo przyjęcie chrztu to jest uczenie się tego, by kochać tych ludzi, którzy są dla nas trudni. Inaczej możemy powiedzieć, że chrzest nas uczy wziąć na siebie swój krzyż, przyjąć to, co boli, i przebaczyć. Pan Jezus, kiedy wisiał na krzyżu, przebaczył tym ludziom, którzy Go ukrzyżowali. Modlił się za nich i mówił „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Wracamy teraz do podstawowej rzeczy. Uwierzyć w Ewangelię i nawrócić się to znaczy zostawić swoją drogę, tę, na której człowiek chce tylko swojego dobra, i wejść na drogę, na której uczymy się kochać innych ludzi, tak jak Pan Jezus ich kocha. Nam jest trudno kochać drugiego człowieka, kiedy jest dla nas trudny, bo boimy się o siebie, bo nie umiemy przyjąć przykrości i z kimś przegrać.
O przyjęciu krzyża
Przez chrzest zostajemy złączeni z Jezusem Chrystusem, który cierpiał i umarł na krzyżu. Jesteśmy z Nim złączeni po to, żebyśmy też umieli przyjąć to samo – przyjąć krzyż.
Chrzest łączy nas z Jezusem Chrystusem, który przyjął krzyż, który umarł i zmartwychwstał, to znaczy otrzymał nowe życie. Chrzest to jest umieranie starego człowieka – który nie umie kochać, i rodzenie się nowego człowieka – który kocha, który potrafi kochać nawet nieprzyjaciół. Przez chrzest stajemy się chrześcijanami, czyli tymi, którzy chcą iść za Jezusem Chrystusem.
Zwracam się teraz do was, rodzice: chodzi o to, żebyście rozmawiali ze swoimi dziećmi o tym, o czym tutaj przed chwilą rozmawialiśmy. Żebyście wprowadzali je w dojrzałe życie.
Wielki Post jest czasem przygotowania do przeżywania Świąt Paschalnych, czyli do Triduum Paschalnego, które obejmuje czas od wieczora Wielkiego Czwartku do Niedzieli Wielkanocnej. Od Wielkiego Czwartek wspominamy wydanie się Pana Jezusa – najpierw w Eucharystii, a potem na Krzyżu (Wielki Piątek); w Wielką Sobotę, gdy Pan Jezus leży w grobie, czekamy na Jego zmartwychwstanie. I w końcu Wielka Noc – kiedy w Wigilię Paschalną świętujemy zmartwychwstanie. Właśnie wtedy jest udzielany chrzest – żeby umarł, żeby został zatopiony w wodzie chrztu stary człowiek (ten, który kocha tylko samego siebie, czyli idzie złą drogą), a narodził się nowy człowiek (ten, który idzie drogą Ewangelii, czyli kocha nie tylko niektórych, ale wszystkich, także tych, którzy robią jakąś przykrość). Do tego się przygotowujemy w czasie Wielkiego Postu.
W tym czasie będziemy mieli dwa spotkania, związane z obrzędami. Pierwsze to będzie przyjęcie dzieci do katechumenatu, czyli do szkoły Jezusa Chrystusa. Podobnie jak każde z dzieci zostało kiedyś zaprowadzone przez rodziców do szkoły i przyjęte do zerówki, tak teraz rodzice przyprowadzą swoje dzieci do Kościoła i dzieci zostaną przyjęte do tej szkoły, w której będą się uczyły żyć według Ewangelii i w ten sposób przygotują się do chrztu.
Drugi obrzęd to skrutynia, obrzędy pokutne Ten obrzęd będzie polegał na tym, że najpierw ja jako Biskup będę pytał dzieci: Czy zdajecie sobie sprawę – choć jeszcze jesteście mali – że popełniliście jakieś zło? Ktoś był nieposłuszny, ktoś skłamał, ktoś coś złego powiedział o innych. To nie jest spowiedź. Chodzi w tym dialogu o to, by dzięki pytaniom dzieci uświadomiły sobie, że postępowały czasem inaczej niż jest to wskazane przez Jezusa Chrystusa. Przez te pytania będę wam chciał pomóc sobie uświadomić, że każdy człowiek po grzechu pierworodnym czyni zło – bo szuka siebie, chce, żeby tylko jemu było dobrze. Chodzi o uświadomienie, że także wy tak postępowaliście i tak często postępujecie. Bo dopiero wtedy, gdy sobie uświadomimy, że popełniamy zło, że grzeszymy, możemy wołać do Pana Boga i do Kościoła, żeby nam pomógł wyjść z tego, bo my sami nie damy sobie rady. Czasem z czymś może sobie poradzimy, ale zaraz wpadniemy w inne zło. Bo tacy jesteśmy. Dopóki nie uwierzymy w Pana Jezusa, w to, że On umarł i zmartwychwstał dla nas, to sami z naszego grzechu nie wyjdziemy.
To jest bardzo ważne, dlatego podczas tego drugiego spotkania będę z wami znowu trochę dialogował, tak żebyście zrozumiały, że potrzebujecie pomocy i ratunku. Potrzebujecie pomocy, aby móc kroczyć drogą dobra, drogą Ewangelii. Kiedy to uznacie i wyznacie wiarę, że to Jezus Chrystus jest tym jedynym, który nas wyzwala z grzechu i uzdalnie do tego, by kochać, przebaczać a więc tym samym nie grzeszyć. Dopiero w odpowiedzi na to wyznanie Kościół udziela chrztu.
Proszę rodziców, żebyście czytali z dziećmi początek Ewangelii św. Marka, gdzie właśnie są te słowa, o których mówiliśmy: „Przybliżyło się królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”(Mk 1,14n). I potem rozmawiajcie z dziećmi, co to znaczy nawrócić się i wierzyć Ewangelii, pamiętając przy tym, że nie można się nawrócić bez krzyża. Musicie mówić dzieciom o tajemnicy krzyża. Krzyż należy do życia człowieka. Nie mówcie dzieciom: „Ty moja perełko, ja nie pozwolę, żeby tobie się stała jakaś krzywda”. To jest największe kłamstwo – bo nie da się człowieka uchronić od wszystkiego, co go może dotknąć, zranić.
Oczywiście, że trzeba mieć na uwadze wiek dziecka, jego możliwości przyjęcia jakiejś krzywdy czy niesprawiedliwości, ale właśnie na tym jego poziomie trzeba go tego uczyć, by wiedział coraz to jaśniej, że krzyż jest nieodłączną częścią naszego życia, i w tej wiedzy i w tym rozeznaniu postępował. Jeśli tylko tylko chronimy dziecko przed przeciwnościami, to czynimy je niezdolnym do życia. Wyrządzamy mu krzywdę.
Dziecko musi się nauczyć przyjmować swój krzyż – stosowny do swojego wieku i rozwoju. Rodzice wiedzą, co ich dziecko może przyjąć i w czym oni mogą mu tak towarzyszyć, żeby ze swoim krzyżem nie czuło się opuszczone, ale uzdalniane do podejmowania swego krzyża. Chodzi o to, żeby rodzice pomogli dziecku brać na siebie ten jego krzyż, żeby z dzieckiem wtedy byli i sami dawali świadectwo. Najpierw przez to, że sami biorą swój krzyż, a potem pomagają dziecku nieść jego krzyż.
Rozmawiajcie z dziećmi o krzyżu – nie tylko o krzyżu, na którym umarł Pan Jezus, i o tym jak On cierpiał, ale także o tym krzyżu, który wy niesiecie. Im bardziej nauczymy dzieci tej prawdy, tym bardziej przygotujemy je do życia, uczynimy je ludźmi odpowiedzialnymi. Jeśli nie ma krzyża, nie ma chrześcijaństwa.
Bp ZbK
Komentarze
59 odpowiedzi na „Katechumenat dzieci (1/2010)”
Ks. Biskup Kiernikowski jest postacią kontrowersyjną w swoich wypowiedziach, decyzjach i wymaganiach. Nic dziwnego, że budzi wiele emocji niekoniecznie pozytywnych.
Decyzja o katechumenacie dorosłych i dzieci w wieku szkolnym jest „strzałem w dziesiątkę” i zasługuje na wielkie uznanie dlatego, że:
1) sam te katechezy objął;
2) dał umocowanie duszpasterzom, którzy podobnie myślą i widzą sprawę chrztu św. w ogólności, a dorosłych i dzieci szkolnych w szczególności.
Dosyć z magicznym traktowaniem chrztu św. To nie jest zabobon czy zamawianie rzeczywistości: „ żeby się dziecko zdrowo chowało”.
Dzięki za decyzję i katechezę.
katol
Jestem ojcem czworga dzieci jedno jest juz dorosłe, pozostała trójka jest w wieku szkolnym. Przystąpili już do sakramentu Pokuty i Eucharystii, ale są przed Bierzmowaniem. Czytajac katecheze o katechumenacie dzieci przyszła mi mysl, zeby i takie dzieci jak moje uczestniczyły w takich katechezach w parafii. Czy bedzie w przyszłosci taka mozliwosc?
Serdecznie pozdrawiam. M.
#1 katol(ik)
Nikt nie lubi byc okłamywany. Lepiej przyjac nawet najgorsza nowine, byleby byla prawdziwa. Wtedy mozliwa jest odpowiednia reakcja, odpowiedz, obrona, itp.
Mysle, ze lekkie, latwe i przyjemne mowy oczekuja osoby niedojrzale.
Salute 4 You.
„Uwierzyć w Ewangelię i nawrócić się to znaczy zostawić swoją drogę, tę, na której człowiek chce tylko swojego dobra, i wejść na drogę, na której uczymy się kochać innych ludzi, tak jak Pan Jezus ich kocha.”
1. Przedwczoraj (Thursday, 25 February 2010), gdy spod biblioteki na lawce w Hampton, rozmawialem z Ewa z Poznania, podszedl do mnie facet i zapytal mnie co robie, pokazalem mu wlasnie obrazy Bozego Milosierdzia ze strony Ojca Misjonarza Palubickiego z Kalisza, przedstawil sie Michael. Powiedzial, ze on nie jest religijny, ale nie ma nic przeciwko religi i dlugo rozmawialismy. Miedzy innymi powiedzialem, mu ze biblia uczy nas Slowa P. Jezusa, ktory mowil, Mt 5, ‘ 38 Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb!* 39 * A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi!.. 43 Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził*. 44 A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;’
jeszcze nie skonczylem, a on pokazal mi drugi policzek.
2. wczoraj w piatek uslyszalem:
Mt 5, ‘20 Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. 21 Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. 22 A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. 23 Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, 24 zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! 25 Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. 26 Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz.’
3. A dzis:
· Uslyszalem, Mt 5, ‘43 Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. 44 A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; 45 tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. 46 Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? 47 I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? 48 Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.’
· Czytam, “…Tak, Ewangelia pokazuje nam właśnie taką drogę. A Pan Jezus mówi: „Uwierzcie Ewangelii”, uwierzcie, że ta droga na pewno jest dobra. Dlatego też Pan Jezus mówi nam, żebyśmy kochali wszystkich ludzi. Wszystkich, to znaczy nie tylko tych, którzy są dla nas dobrzy, ale także tych, którzy nam się nie podobają, którzy czasem są dla nas źli…” http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=769#more-769
M z jakiej parafii jesteś?
Ad #2 m
Możliwości takie są. Każdy Proboszcz może i wienie organizować różnego rodzaju katechezy i liturgie (obrzędy), jakie są wskazane przez księgi liturgiczne.
Zależy to też od współpracy i inicjatywy rodziców. Nawet jeśli nie wszyscy rodzice np. dzieci przygotowujących się do Bierzmowania zechcą, można to zrobić dla tych, którzy chcą się lepiej przygotować.
Bardzo dobrymi są Celebracje Słowa Bożego!
Potrzebna jest dobra współpraca i odpowiedzialność zarówno duszpasterzy jak i rodziców.
Bp ZbK
Ad #1 kat
Dziękuję za tę reakcję.
Jednym ze źródeł (i to chyba głównym) problemów, z jakimi się borykamy w Kościele i w konsekwencji często objawiają się nieporozumieniami czy napięciami między duszpasterzami w wiernymi w odniesieniu do przyjmowania sakramentów jest brak odpowiednio ukształtowanej wiary. Nie znaczy to, że nie ma w ogóle wiary. Jest jednak ona często odnoszona do aspektów formalno-obrzędowych a nie tyle do wymiaru egzystencjalnego czyli do życia. Nie dotyczy to tylko wiernych, ale także wszystkich formatorów czyli mających udział w formowaniu wiary (jakiejś formy wiary) – począwszy od rodziców przez katechetów i ogólnie duszpasterzy.
Tak wielka jest więc potrzeba różnych form inicjacji chrześcijańskiej. Istotne jest jednak to, by nie tylko uczyć obrzędów, form religijności czy pobożności, ale ukazywać zależność życia od Ewangelii i w tę zależność wprowadzać. To dzięki Ewangelii, dzięki mocy Ducha Swiętego – o ile człowiek to przyjmie i pozwoli, by to było wyznaczające dla jego życia – będzie się kształtowało nowe życie, które jest odmienne od życia tego świata. Ta odmiennoścć przejawiać się będzie nie tylko i nie tyle w tym, że ktoś chodzi do Kościoła i (jakoś) przyjmuje sakramenty, ale dlatego że – dzięki sakramentom – zacznie podejmować decyzje życiowe w innym kluczu, niż ktoś, kto nie zna Chrystusa (zob. adhortację Jana Pawła II, Ecclesia in Europa 47nn).
Nie jest możliwe w tym krótkim komentarzu podanie wyczerpującego przedstawienia tego problemu. Z moim zdaniem na ten temat można zapoznać się na tylu miejscach. Odsyłam do opublikowanych przed kilku miesiącami wskazań odnośnie sakramentów. Zachęcam też do śledzenia wszystkiego, co jest proponowane w związku z katechumenatem dorosłych i dzieci. Mam nadzieję, że powoli da się wypracować te formy, jakie są zalecane przez Kościół (dokumenty i księgi liturgiczne Kościoła) i że to stanie się praktyką w naszych parafiach.
Zapraszam do dalszych komentarzy i do wymiany myśli w celu pogłębienia znajomości problemu i naszej świadomości.
Bp ZbK
…”Dziecko musi się nauczyć przyjmować swój krzyż”…
KRZYŻ to nie matematyka, którą można nauczyc niektóre dzieci.
Krzyż jest owocem łaski /jest darem/ a nie czymś wyuczonym.
Krzyż to oddech nowego człowieka /Jezusa Chrystusa/.
Krzyż to nie przedmiot religijnej lekcji.
Krzyż jest łaską a nie celem jakiejkowiek pobożnej nauki…
Pozdrawiam …
janusz f.
#8
Janusz, przecież Ks. Biskupowi nie chodziło o nauczanie o krzyżu, nauczanie krzyża. Nie robi z tego lekcji.
Chodzi o nauczenie postaw przyjmowania trudności, które spotykają nas w życiu czyli krzyża, aby nie uciekać przed nimi.
To jest możliwe. Najlepszy sposób – PRZEZ WŁASNY PRZYKŁAD ( a nie wykład).
Myślę, że ważne jest także, aby nie chronić dziecka przed różnymi trudnościami, ale pozwalać, aby samo sobie z nimi radziło ( oczywiscie przy pomocy rodziców, gdy trzeba).
I jeszcze ważne jest, aby nie zdejmować z dziecka konsekwencji jego złych czynów. Dziecko musi widzieć konsekwencje swoich złych czynów i nauczyć się przyjmować odpowiedzialność, a nie przed nią uciekać.
I wszystkie te sytuacje odnosić do Boga.
Ja nie mam dzieci, ale tak byłam wychowywana.
I ważne jest, aby kochać dziecko, takie jakie jest.
#8, Januszu,
„dziecko musi się nauczyć przyjmować swój krzyż”, tzn. :
1. musi wiedzieć, że Jezus „przyjął swój krzyż”, bo jest to jedyna droga prowadząca do zwycięstwa, bo po śmierci na krzyżu zmartwychwstał,
2. musi zobaczyć, że rodzice (i inni dorośli) znający Ewangelię, traktują trudne doświadczenia jak „swój krzyż”, dzięki któremu mogą „umrzeć, aby żyć”,
3. musi zrozumieć, że nie ominą go przykre wydarzenia. Poznanie Ewangelii umożliwia przyjęcie ich jako „swojego krzyża”.
Dziecko uczy się przez naśladowanie, więc zgadzam się z tym, że takiej postawy wobec krzyża dziecko może się „nauczyć” od swoich najbliższych.
Pozdrawiam Cię 🙂
…czy miłości /kochania/ można się nauczyć? Czy można nauczyć swoje dziecko umierania w wymiarze krzyża?
Przyjmowanie krzyża jest darem /łaską/ niezależną od ludzkich wysiłków /zmagań/.
Chwalebny krzyż jest owocem miłości…
janusz f.
#12 Januszu,
„Przyjmowanie krzyża jest darem /łaską/ niezależną od ludzkich wysiłków /zmagań/”
czyli… czekać na tę łaskę i nic nie robić, bo jest ona „niezależna od ludzkich wysiłków”.
A posyłanych do nas bliźnich traktować jako zło konieczne, a nie jako nauczycieli miłości?
Czy dobrze Cię, Januszu, zrozumiałam?
🙂
…Odsyłam do opublikowanych przed kilku miesiącami wskazań odnośnie sakramentów. Zachęcam też do śledzenia wszystkiego, co jest proponowane w związku z katechumenatem dorosłych i dzieci. Mam nadzieję, że powoli da się wypracować te formy, jakie są zalecane przez Kościół (dokumenty i księgi liturgiczne Kościoła) i że to stanie się praktyką w naszych parafiach…
Wskazania odnośnie sakramentów były bardzo potrzebne. Pewnie na początku będzie trochę zdziwienia, może i trochę zgrzytów. Ale dają one jasność duszpasterzom, a wiernym szansę na uświadomienie sobie, jak ważną decyzją życiową jest przyjęcie sakramentów.
Argumenty, jakie często słyszy się w kancelarii, że ksiądz utrudnia, odpycha od wiary, stracą swoją pozorną moc. Wskazania bowiem, z którymi można będzie zapoznać każdego zainteresowanego, uświadamiąją, że najpierw trzeba mieć wiarę, żeby móc przyjmować sakramenty.
Co prawda Księgi Liturgiczne, w swoich wprowadzeniach, jasno tę sprawę wyjaśniają, a Wskazania Księdza Biskupa są tylko przypomnieniem, mam nadzieję, że zmotywują obydwie strony ( duszpasterzy i wiernych) do głębszej refleksji, większego zaangażowania, do odwagi pełnej szacunku.
Czekamy na zapowiedziane przez Wydział Duszpasterski katechezy. Ułatwią one pracę, czasami zbyt zajętym, duszpasterzom.
Tylko miejmy cierpliwość, dobro rodzi się w bólach. Więc odwagi!
kat
Ktoś pyta o celu cierpienia sparalizowanego dziecka.
Bp Wysocki odpowiada o krzyzu w sensie indywidualnym i spolecznym.
(1) /Jezus/ przechodząc obok ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia.
(2) Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym – on czy jego rodzice?
(3) Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale /stało się tak/, aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9, 1-3)
…julio, na łaskę nie trzeba czekac. Łaską jest Jezus Chrystus /nowy człowiek/, który ciągle w miarę umierania starego człowieka rodzi się w każdym z nas. Oczywiście, że można nauczyc się Chrystusa i naśladowac Go swoją religijnością /dobrocią, pobożnościa /itd./ Możemy niejako kopiowac swoim życiem Chrystusa ale będzie to zawsze wysiłek,praca starego człowieka.
Był czas kiedy sam dotknięty krzyżem próbowałem robic wszystko co w mojej mocy, by pokochac go całym sercem. Oczami swojej religijności widziałem siebie jak pobożnie wisi mi się na tym krzyżu. Widziałem siebie a nie Chrystusa. Inni również widzieli tylko mnie i litowali się nade mną. Jaki to ja jestem biedny.
Dzisiaj wiem, że całe życie można wisiec na krzyżu i nie umrzec…
Moim pragnieniem jest, aby moi synowie nie tyle nauczyli się wiszenia na krzyżu, co umierania. By zobaczyli śmierc i zmartwychwstanie Chrystusa w swoim życiu. By zobaczyli moją smierc i zmartwychwstanie Chrystusa, który kocha nawet kiedy ja je nie kocham. Kocha beze mnie…
Dzisiaj ludzie potrzebują nie tyle nauczycieli miłości co świadków miłości. Moja żona jest uczulona na moje nauczanie. Nie wystarcza jej również mojego kochania. Potrzebuje Chrystusa /łaski/, który da jej moc kochania innych /umierania dla siebie/…
Pozdrawiam Cię…
janusz f.
Ad #2 m
Ja też zawsze chętnie słucham tych katechez. Myślę, że zawsze potrzebne jest wsłuchiwanie się w tajemnicę naszego włączenia w Krzyż, dla każdego, także dla głoszącego.
Dlatego byłam bardzo zdumiona, rozczarowana, zawiedziona, że nie było transmisji z tej Eucharystii ostatnio w Radiu Podlasie, tylko jakaś inna (pewnie bardzo czcigodna).
Jestem pod wrażeniem wydarzenia, które zostało tutaj opisane. Myślę, że to jest zaczątek tego, co będzie liczyło się w przyszłości w życiu wspólnot kościelnych – parafialnych. Oczywiście jest ogromna potrzeba takiego podejścia do katechumenatu i katechezy również dzisiaj, jednak jeszcze jest ciągle zbyt mało zrozumienia dla tego typu działań pastoralnych i zbyt wielkie przekonanie, że w Polsce tego nie potrzeba. Coraz bardziej jednak widać, że przywiązanie tylko do tradycyjnych form pobożności nie daje właściwych efektów w formacji chrześcijańskiej, w rozumieniu i przeżywaniu życia w świetle Ewangelii.
Mam nadzieję, że zarówno te dzieci jak i ich rodzice zapamiętają te spotkania i że będą mogli kontynuować i rozwijać w sobie przeżyte doświadczenia.
Dziękuję Księdzu Biskupowi, że ma odwagę, trochę pod prąd i wbrew powszechnym przekonaniom, podejmować takie działania. Może obecnie nie ma w tym wielkiego zrozumienia, jednak trzeba to robić. Daje to nadzieję na przyszłość, a i teraz dodaje odwagi wielu osobom, które myślą podobnie i widzą sens tego rodzaju działań duszpasterskich.
#17 AnnaK,
spotkanie z dziećmi i ich rodzicami odbyło się w niedzielę wieczorem. Nie była sprawowana Eucharystia, tylko „była to katecheza i przygotowanie do obrzędu przyjęcia tych dzieci do katechumenatu”. Nie była transmitowana (byłoby to wg mnie dość trudne technicznie), ale możemy przeczytać jej zapis 🙂
Forma pisemna, moim zdaniem, umożliwia łatwiejsze wykorzystanie jej nie tylko podczas katechezy (szkolnej czy parafialnej), ale np. w domu, podczas rozmowy z dziećmi przygotowującymi się do pierwszej Komunii św., czy też starszymi.
🙂
#19 katechetka 2 i #17 AnnaK
Annie chodziło zapewne o brak transmisji Mszy świętej z katedry siedleckiej w ubiegłą niedzielę. Podczas tej Eucharystii miało miejsce wpisanie imienia dorosłych katechumenów. Ja też czekałam na tę transmisję i byłam zawiedzona, że jej nie było. Szkoda, że tak ważne wydarzenie nie zostało zauważone w naszym Radiu. Dobrze, że przynajmniej była relacja na stronie internetowej
Ad katechetka 2 i sympatyczka
Tak, oczywiście obie macie rację. Wybaczcie, że namieszałam przez to niedopowiedzenie.
Ale chciałabym jeszcze dopowiedzieć, że dzieciom o wiele łatwiej i lepiej przyjdzie przyjąć prawdę krzyża, gdyż ich świat jest bardziej klarowny. Obserwuję dzieci w mojej wspólnocie, teraz mała Zosia która dotąd mówiła”coś” nagle przy Ewangelii o kuszeniu Jezusa zaczęła mówić, że „dzieci teś siom kusione do źłego, zieby sie bić i kopać i glyść i siobie wylywać ziabawki”. Dzieci bywają okrutne, „bo są małe”, a my dorośli uczymy je, wychowujemy. Potem dziecko dorasta i nie widzi w sobie niczego złego, wszystko jest względne. Nasza Zosia jest jeszcze trochę mała, ale poważne rozmawianie z dziećmi o wierze sprawia, że wszystko jest łatwiejsze.
Pozdrawiam
#16, Januszu,
całą niedzielę zastanawiałam się nad Twoim wpisem, a teraz Ci odpowiem.
Pisząc o „nauczycielach miłości” nie miałam na myśli ludzi, którzy w sensie dosłownym „uczą” miłości. Raczej chodzi mi o to, że inni są po to, żebym ja mogła nauczyć się kochać. Oni są właśnie po to, żebym wchodziła z nimi (w trudne też) relacje. Prawdziwe relacje kosztują życie, więc dzięki innym uczę się umierać, czyli kochać.
Piszesz bardzo osobiście, więc i ja tak Ci odpowiem. Mój mąż też jest „uczulony” na moje nauczanie. Kiedyś mnie to denerwowało, bo przecież moje nauczanie jest głoszeniem ewangelii Chrystusa. Aż pewnego wieczora dotarło do mnie, że przecież setnik rzymski uwierzył w Chrystusa dopiero przy Jego śmierci. Najpierw to usłyszałam (wiesz, od kogo), potem zaczął się mój wysiłek (jednak), żeby spróbować takiego sposobu nawracania. Czyli – nie przekonywać, nie tłumaczyć – ale ulegać, wybaczać, przyjmować z pokorą, uznawać, że nie muszę mieć racji (choć ją mam :)). Piszę o wysiłku, bo to nie było i nie jest dla mnie łatwe. Ale przychodzi mi coraz łatwiej. I właśnie w tym widzę cud (łaskę?)… A poza tym mój mąż bardziej lubi mnie taką jak dziś, niż taką jaką byłam przedtem… (czemu się nie dziwię, bo i ja siebie taką bardziej lubię :))
Pozdrawiam Cię 🙂
“…chrześcijanin to ktoś inny, niż zwykły człowiek, który nie wierzy i nie wszedł w egzystencjalny (życiowy) związek z Chrystusem…”
Sluga Bozy JPII mowi do nauczycieli i mlodziezy, pamietajcie o modlitwie o swietowaniu niedzieli, uczcie mlodziez w milosci Ojczyzny. Zachecam was jak mowi Sw Pawel, abyscie postepowali godni swego powolania, w jaki sposob mam zyc, aby objawila sie we mnie ta Moc Bozej laski jak objawia sie tajemnica ziarna, by przyniosla plon stokrotny. Nie lekajcie sie wejsc na droge waszego powolania. Mlodosc potrzebuje wzorow i przykladow. Z pomoca przychodzi Chrystus, z Nim powinniscie zyc w szczegolnej przyjazni w walce o zdobywanie cnot jak wiara, milosc, uczciwosc, wielkodusznosc. Nigdy nie jestesscie samotni. Chrystus wie co kryje sie w kazdym sercu, beze Mnie nic nie mozecie… W Lowiczu 14 czerwca 1999r
ad #18 Oazowiczka
napisałaś bardzo trafne zdanie „…..i zbyt wielkie przekonanie, że w Polsce tego nie potrzeba.”, które niestety jeszcze wiele osób nie możne zrozumieć i uświadomić sobie, że w Polsce też nie obejdziemy się bez konkretnej katechezy dla dzieci i młodzieży, a także dla dorosłych. Od pewnego czasu żyje poza granicami kraju i wiem na 100, że jeśli nie będą wprowadzane w naszym kraju takie inicjatywy (jak ta opisana wyżej), to w niedługim czasie nasza sytuacja będzie wyglądała identycznie jak na zachodzie Europy, gdzie ludzie nie zastanawiają się nad sensem swojego życia i nad godnością człowieka. Nie potrafią korzystać z sakramentów św. i nie wiedzą co z nich wynika, bo nikt nie stworzył im możliwości do zrozumienia i przeżywania wiary i ciągłego nawracania się, które jest istotą naszego Kościoła. Więc proszę wszystkich, którym zależy na krzewieniu naszej wiary o włączenie się do tego typu inicjatyw i wspomaganie swoich kapłanów a także dopingowanie ich do tego typu pracy.
#16 Janusz,
cd.
Właśnie skończyłam czytać książkę W. P. Young’a „Chata”. Jej bohater jest pogrążony, nie bez powodu, w Wielkim Smutku. Mam wrażenie, że Ty też, nie bez powodu, jesteś w czasie Wielkiego Smutku. Ta książka być może pomogłaby Ci zrozumieć wiele ze swojego życia osobistego i rodzinnego. Może nawet Smutek zacząłby ustępować i dawać miejsce
Radości. Zachęcam do jej przeczytania…
… i pozdrawiam 🙂
Januszu,
miłość to nie jest uczucie. To akt woli. To zdecydowanie się na oddanie drugiej osobie. Poświęcenie się dla niej. W małżeństwie mamy ogromne szczęście, bo jest to pewnego rodzaju laboratorium chrześcijańskiej miłości. Z własnej woli poświęcić się dla żony czy męża. Pokora, o której pisała Julia, wykonywanie zadań, których się nie chce. Drobne gesty dla drugiej osoby. A w nagrodę czasem nic. Zwłaszcza jak się długo zaniedbywało miłość. Można się tego nauczyć i można samemu podjąć taki trud. Aż pewnego dnia odkryjemy, że nasze wysiłki są na nic. Co chcieliśmy zrobić dobrze, wychodzi źle, za pokorą kryją się urazy („przecież tak się staram!”) i wtedy mamy szansę: „Jezu JEŚLI zechcesz pomóż mi. Ty wszystko możesz!”. Trzeba się dobijać z tą modlitwą, walić nią w niebo jak pięścią. I zdarzy się cud. W domu robi się cieplej, dzieci są milsze i szybciej rezygnują ze swych fochów. Żona uśmiecha się częściej. I ja staje się szczęśliwszy. Może uda się kiedyś wyjść z tego laboratorium i pokochać innych?
A dla mnie miłość to jednak uczucie…
Oczywiście nie każde.
Uczucie, które wzbudza we mnie akt woli, pewną postawę. Powoduje, że chcę oddać się drugiej osobie, zrezygnować ze swojego ja, że nie myślę o sobie, lecz o tym drugim. I nie oczekuję nic w zamian.
ad „kat” #14
Katechezy o których wspominasz (Konspekty katechez szkolnych i parafialnych oparte na programie duszpasterskim diecezji siedleckiej Chrzest w życiu i misji Kościoła-Boża wizja człowieka. Cz. I) w dniu dzisiejszym (wtorek) zostały odebrane z drukarni. Jutro zostaną rozłożone na półki dekanalne – tak więc teoretycznie już w tym tygodniu powinny być dostępne w każdej parafii. Pozdrawiam.
A jak uczucie mija, choćby i chwilowo to i miłość wygasa?
🙂
Metropolita krakowski, kardynał Stanisław Dziwisz wydał w ubiegłym
roku instrukcję dotyczącą chrztu dzieci, których rodzice nie są
związani małżeństwem sakramentalnym. Pisze w niej, że nie można
pomijać nauczania Kościoła o tym, iż chrzest jest sakramentem
koniecznym do zbawienia, dlatego nigdy nie można uzależniać
udzielenia go dziecku od ślubu kościelnego jego rodziców.
Nawet gdy kapłan z ważnych powodów ma wątpliwości, czy ochrzcić
dziecko, raczej powinien to uczynić.
Są różne stanowiska w tej sprawie…
Ale tak, wiem już, że dyskusja na ten temat nie ma sensu…..
mama majki
Manala
Rozmowa zawsze ma sens. Ważne jest rozumieć DLACZEGO chrzcimy dzieci. Jeśli za znakami towarzyszącymi temu sakramentowi nie stoi wiara, którą wyznajemy to taka ceremonia staje się pogańskim zabobonem, który nie przystoi nam celebrować. Do tego Kardynał Dziwisz na pewno nie zachęca.
U nas w parafii staramy się (na tyle na ile jest to możliwe) NAJPIERW prowadzić katechumenat a POTEM, gdy pojawia się u rodziców postawa wchodzenia w nawrócenie, zastanawiać się nad chrztem. Prawda jest jednak taka, że rodzice przyjmujący wiarę, sami będą rozpoznawać, że sakrament małżeństwa jest im potrzebny i nie trzeba do tego instrukcji kościelnych.
#29
Nie wiem.
Może w takim razie nie była to miłość, jeśli wygasła?
A jeśli mija chwilowo, to może nie wygasa tylko na chwilę przygasa i potrzebuje powtórnego rozpalenia lub porzucenia do ognia?
Miłość bez uczucia staje się dla mnie tylko obowiązkiem…
Choroba w rodzinie jest zawsze trudnym doświadczeniem.
Widzę różne postawy.
Akt woli przeważnie jest ten sam – opiekować się chorym. Ale nie zawsze to jest miłość. To widać. Czasami tylko obowiązek lub wyrachowanie. I wcale to nie znaczy, ze te osoby opiekują się tymi chorymi gorzej. Może czasami nawet lepiej, ale czegos w tym brakuje…
Dziękuję za umieszczenie tej homilii w serwisie Audio.
Pozdrawiam
Ad #31
Grzegorzu, a co jeśli rodzice przejdą katechumenat i nie pojawi się u nich postawa nawrócenia? Wszak wiara jest łaską, prawda? Rodziców można pewnie winić za to, że nie są wystarczająco otwarci, itd ale dziecko nie jest w tym niczemu winne. Zobacz, rodzice są ochrzczeni więc jeśli Bóg tak zdecyduje to zostaną zbawieni. A dziecko? Co jeśli zdarzy się nieszczęśliwy wypadek? Nie rozumiem tego. Wyjaśnisz?
Poza tym, zakładnie, że rodzice proszący o chrzest traktują ten sakrament jak pogański obrzęd też nie jest właściwe. Nie wszystko wiemy o drugim człowieku, nie znamy jego wnętrza ani motywów. Myślę, że Kardynał Dziwisz jest po prostu bardziej otwarty na ludzi i osądzanie zostawia Bogu. Pomiędzy brakiem wiary a radykalizmem w wierze też jest jakaś przestrzeń…
…basa i Zbyszek…
tu nie chodzi o bylejaką miłość, ale mowa jest o miłości do nieprzyjaciół, bo tylko taka miłość jest chrześcijańska…
Pozdrawiam Was…
janusz f.
#32
Wg KKK uczucia nie są ani moralnie złe, ani dobre. Są naturalnym „odruchem” organizmu. Można za ich głosem postępować dobrze lub źle. Prawdziwa miłość wymaga aktu woli. Ba, wtórne jest tu uczucie. „Zwykła” odpowiedzialność jest czymś zdecydowanie bardziej niezwykłym niż emocje. W przeciwnym razie fikcją byłaby przysięga:
„ślubuję Ci miłość, (…) aż do śmierci”
🙂
# 37
Toteż ja za miłość nie uważam każdego uczucia, ale takie, które wywołuje we mnie akt woli. Właśnie taki akt woli, jaki ty napisałeś w #26.
Zbyszku, czy ty pokochałeś swoją żonę aktem woli?
Zobaczyłeś ją i postanowiłeś, że będziesz ją kochał?
Czy poczułeś coś do niej i z tego uczucia wynikło to wszystko, co potem zrobiłeś i robisz?
„“Zwykła” odpowiedzialność jest czymś zdecydowanie bardziej niezwykłym niż emocje.”
Natomiast w 100% zgadzam się z tobą, że miłość to nie emocje i, że jednym z elementów miłości jest odpowiedzialność.
Ale dla mnie miłość nie równa się emocje.
Zbyszku, odszukałam rozdziały o uczuciach w KKK. I stwierdzam, ze potraktowałeś je wybiórczo, gdyż jest tam jednoznacznie powiedziane, ze miłość to uczucie: „KKK 1772 Podstawowymi uczuciami są miłość i nienawiść, pragnienie i obawa, radość, smutek i gniew.”
Przy okazji przeczytałam jeszcze:
„KKK 1775 Doskonałość dobra moralnego polega na tym, aby nie tylko wola, lecz także „serce” kierowało człowieka do dobra.”
Zbyszku, mam nadzieję, ze KKK 1775 łączy mój i twój pogląd w jedno. 🙂
Tak sobie siedzę i myślę nad tym KKK
KKK 1772 „Podstawowymi uczuciami są miłość i nienawiść, pragnienie i obawa, radość, smutek i gniew.”
i
KKK 1773 „W uczuciach jako poruszeniach wrażliwości nie ma ani dobra, ani zła moralnego. W miarę jednak ich zależności od rozumu i od woli jest w nich dobro lub zło moralne.”
wydają się być sprzeczne.
To miłość nie jest ani dobra ani zła?
A nienawiść nie jest zła?
No tak. Uczucia jako poruszenia wrażliwości są od nas niezależne…
Dlatego nie mogą być złe lub dobre. Dopiero czyny, które z nich wypływają są dobre lub złe. A te zależą od aktu woli.
Może być zła miłość egoistyczna, nastawiona na zaspokojenie siebie…
Chyba czasowniki łączą w sobie wolę i uczucie. Kochać kogoś to czynić mu dobro. Połączenie miłosci i działania w kierunku dobra.
Nienawidzieć kogoś, to czynić mu zło. Połączenie nienawiści i działania w kierunku szkodzenia komuś.
Z tego by wynikało, ze można czuć miłość a nie kochać i czuć nienawiść, a nie nienawidzieć?
#36
Moim zdaniem każda miłość jest chrześcijańska, ale miłość chrześcijańska znaduje swój największy wyraz w zdolności kochania nieprzyjaciół.
Manala
Przede wszystkim nie niepokoiłbym sie nadmiernie o los dzieci nieochrzczonych , które zmarły.Wiara w tej formie jak ją potrafimy zrozumieć jest aktem świadomym i jej waga dla zbawienia rośnie wraz ze wzrostem świadomości dziecka w tym względzie.Dziecko kilkumiesięczne nie jest zdolne do przeżywania wiary w tym sensie. Nie jest zdolne świadomie jej przyjąć.Czy jednak nie jest w stanie doświadczyć miłości , które to doświadczenie ,jak wierzymy, jest kluczem do zbawienia? Może właśnie ono ( to dziecko) jest najbardziej bezradne i otrzymujące za darmo wszystko, czego mu do życia potrzeba.Całkowite oparcie się na drugim, darmowość otrzymanego życia – są to relacje z pewnością przeżywane również przez niemowlę.Dlatego Kościół wskazuje na niemowlęta również nieochrzczone jako objęte bożym planem zbawienia.Dotyczy to również osób umysłowo niepełnosprawnych i wszystkich innych przypadków gdy z powodu okoliczności zewnętrznych osoba nie może w pełni świadomie przyjmować Dobrej Nowiny. Natomiast pogląd iż istnieje jakiś automatyzm pomiędzy wyizolowanym gestem chrztu i zbawieniem jest jak już pisałem raczej z gatunku magii niż chrześcijaństwa. Chrzest jest potwierdzeniem tego co dokonuje się w człowieku, obumierania człowieka starego, aby na to miejsce rodził sie nowy.
Bardzo trafnie podniosłaś problem oceny intencji ,motywów czy można nazwać dojrzałości chrześcijańskiej kandydata ( katechumena).Nasz Biskup używa w tym przypadku terminu inicjacja chrześcijańska.Inicjować-podejmować coś czego wcześniej nie było , aby pojawiało sie coś nowego.
Kto i w jaki sposób ocenia czy w katechumenie odbywa sie ten proces? Są tu podane wskazania Kościoła w odpowiednich dokumentach ( niestety często pokrytych kurzem).W skrócie można powiedzieć, że taka ocena jest konieczna przy przyjęciu do wspólnoty i dokonuje się z udziałem prowadzącego prezbitera ( biskupa), gwarantów, chrzestnych i wspólnoty obecnej przy poszczególnych etapach chrześcijańskiego wtajemniczenia.Katechumen nie żyje w próżni, słucha katechez, wypowiada się, przeżywa swoje sytuacje życiowe odnosząc je coraz bardziej do słuchanego Słowa. Ma to odzwierciedlenie w jego codziennym życiu i może on o tym świadczyć.Nie ma to na pewno nic wspólnego z tego rodzaju osądem o którym piszesz.To minimum jakie jest potrzebne do przyjęcia chrztu to zainicjowanie dojrzewania chrześcijańskiego w człowieku i racjonalna gwarancja , że ten proces będzie miał szansę na kontynuowanie.
Czy w dzisiejszym zapędzonym świecie chce się komuś podjąć taki wysiłek ( cały program)? Jeśli się znajdzie chętny biskup (a taki biskup jest) i prezbiterzy i świeccy gotowi poświęcać swój czas wierząc w taką misję – JEST TO MOŻLIWE.
Znowu zawęziłam pojęcie miłosci do tylko dobrej miłości.
To jest we mnie tak głęboko zakorzenione, ze jeśli za nia nie idą dobre czyny, nie uważam jej za miłość.
baso,
chyba mówimy o tym samym 🙂 . Z jednej strony w człowieku powstają uczucia, odruchy, które nie muszą do niczego jeszcze prowadzić. Może się obudzić we mnie gniew lub nienawiść. Nic na to nie poradzę, że tak się stało. Ale od tego mam wolę, żeby nad nimi zapanować. A jak jej mało – bo sprawa wywołująca tak silne emocje jest mocno mnie dotykająca – błagać Jezusa Chrystusa o łaskę!
Podobnie z miłością. Jeśli uczucie miłości jest dobre – wolą i prośbami o łaskę wzmacniać je, zwłaszcza gdy słabnie lub zanika (skoro uczucia są od nas niezależne to i z tym trzeba się liczyć).
Jest i miłość zła: przykładowo zauroczenie kimś innym niż małżonek. Może pojawić się samo z siebie. Ważne by nie dać mu się rozwinąć, by neutralne siłą rzeczy uczucie nie przerodziło się w zło, czyn który niszczy. Dobrze, że umiałaś wyłapać co łączy nasze poglądy 🙂
#46 Zbyszku 🙂
…#43,basa…Nie trzeba być chrześcijaninem by kochać,bo i ateiści się kochają.Kochać swojego nieprzyjaciela potrafi jedynie nowonarodzony/prawdziwy/chrześcijanin.Tylko miłość do nieprzyjaciół jest miłością prawdziwą…Pozdrawiam…janusz f.
janusz #48
„Tylko miłość do nieprzyjaciół jest miłością prawdziwą” – absolutnie się nie zgodzę! Wymaga to ogromnej łaski, tak. Może nawet potraktować to jako probierz chrześcijaństwa, ale absolutnie to nie jest jedyna prawdziwa miłość!!!
dokładnie też tak pomyślałam – miłość zawsze jest prawdziwa, nie ma lepszej czy gorszej, po prostu jest
…Miłość prawdziwa zaczyna się wtedy, gdy niczego w zamian nie oczekujesz…to święta prawda…Pozdrawiam…janusz f.
Buddyści tez potrafią kochać nieprzyjaciół, a nie są chrześcijanami. Nie zacieśniajcie swoich umysłów i serc.
…Agnes, każdy może się czegoś nauczyć…
Człowiek to coś więcej…
Pozdrawiam Cię…
janusz f.
Miłość, której uczy nas [chrześcijan] sam Jezus Chrystus, Syn samego Boga Ojca, zawiera niesamowite bogactwo znaczenia Miłości.
Tym, co jest Miłością – to temat rozważań wielu filozofów,uczonych, pisarzy, poetów, również i teologów od wieków…
Miłość,pojmowana najprymitymniej jako oddanie się drugiemu w akcie seksualnym, poprzez różne formy miłości jako pewne dobra, szlachetności wobec bliżniego[cecha wielu ludzi – ateistów i innych wyznań], wreszcie miłość chrześcijańska, opierająca się na zbawczej Miłości Syna Bożego, która to wypełnia sens ludzkiej egzystencji, k a ż d e g o człowieka na kuli ziemskiej…
Jak piękny jest opis Ewangelicznej miłości –
I Kor.13- żadne inne opisy miłości nie są tak pełne.
Do ” wypełnienia” tego Ewangelicznego spojrzenia na ludzką miłość, został posłany Jezus Chrystus, by w świetle Jego Krzyża, objawiła się Miłosierna Miłość Boża do rodzaju ludzkiego…
Przyjąć taką miłość, by być Jej wiernym na zawsze, nie jest możliwe bez Bożej Łaski, czyli sam z siebie nikt nie jest w stanie trwać w takiej Miłości do każdego bliżniego / by kochać też nieprzyjaciół/..
Boże Ojcze, Ty wiesz jak wielu uczniów Twojego Syna, ma problemy z przyjęciem Takiej Miłości /konsekrowanych i świeckich/.
Daj nam wszystkim spragnionym Twojej Miłości,doświadczyć tej Łaski,
by już tu na Ziemi przeżywać zjednoczenie z Tobą w
Prawdzie, którą nam objawiasz…
Spraw też o Panie Nieba i Ziemi, by rozszerzało się błogosławione dzieło Ordynariusza Diecezji Siedleckiej,w kraju naszym i po całym świecie…
mam 40 lat, 3-je dzieci i nie umiem rozmawiać z nimi i z mężem o krzyżu i za każdym razem, kiedy próbuję, czuję tylko bezsilność….. i złość ….. i poczucie winy – bo pewnie jestem złą matką, skoro nie umiem dzieci uczyć odpowiedzialności, brania krzyża i życia Ewangelią.
Poruszanie trudnych tematów w dobie „pozytywnego myślenia” jest źle widziane:(
# 55 cd
Będę się za Ciebie modlił!
dziękuję,przyda się:)
Ad #55 ania
Nie konieczenie zaczynaj rozmowę od krzyża. Zacznijcie czytać Ewangeliei rozmawiać o tym, co to Słowo dla każdego znaczy.
Módlcie się razem. Tak, jak potraficie, byle szczerze i w prawdzie. Przynajmniej Ty z Twojej strony.
W rozmowie mogą być pomocne takie materiały, jak np. moje katechezy w ramach programu Chrzest w życiu i misji Kościoła. Są tam propzycje pytań, na które można i trzeba szukać odpowiedzi na styku Słowa Bożego z naszym życiem
Odwagi.
Polecam Panu Bogu!
Bp ZbK
Brakuje mi wytrwałości – co pewien czas podejmuję modlitwę, ale starcza mi wytrwałości na miesiąc, dwa.
Mąż uważa, że coś więcej niż niedzielna Msza św. to duża przesada i że piorę dzieciom mózg. Więc po pewnym czasie czuję złość, że tylko do mnie należy dbałość o życie religijne rodziny – a ja się nie liczę:).
Kilku księży już mi powiedziało, że sama sobie jestem winna, bo wyszłam za syna sekretarza partii i czego się spodziewać? Więc tak oscyluję pomiędzy złością i poczuciem misji.
Dziękuję za odpowiedź i modlitewne wsparcie.
Ania