W piętnastą Niedzielę roku B po czytaniu fragmentu Księgi proroka Amosa śpiewamy drugą część Psalmu 85. Psalmista nawiązuje do doświadczeń Izraela podczas Wygnania Babilońskiego. Największe upokorzenie dobiegło końca. Oto wygnańca wracają. Pan Bóg nie utrzymuje swego karzącego gniewu na zawsze, lecz wszystko sprawia tak, aby lud doświadczył Jego łaski. Nawet wtedy, gdy ze względu na swoje grzechy musi przeżyć czas karania i upokorzenia.

Świadomość tych doświadczeń usposabia do słuchania Boga. Nie jest to już słuchanie z musu, ani nawet z kalkulacji (aby uzyskać jakieś dobro), lecz jest to słuchanie z potrzeby serca. Po przeżytych doświadczeniach, w których okazało się, że prawda i racja pozostają po stronie Boga i Jego wierność wobec planu, jakim otacza człowieka, jest wielka ponad wszystko. Bóg bowiem nie zwodzi człowieka, lecz obwieszcza mu prawdę. Także prawdę trudną o błędach i o grzechu człowieka. W tym zaś co jest dla człowieka karaniem, Bóg pozostaje tak bardzo solidarny z człowiekiem odbywającym swoją karę, by człowiek mógł zyskać jeszcze większe zaufanie do Boga. Z takiego oto doświadczenia wyrywają ssię z usta Psalmisty pochwalne i pełne nadziei słowa:

 

Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg:
oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim.
Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie dla tych, którzy się Go Boją,
i chwała zamieszka w naszej ziemi.

Spotkają się ze sobą łaska i wierność,
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie,
a sprawiedliwość spojrzy z nieba.

Pan sam obdarzy szczęściem,
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość,
a śladami Jego kroków zbawienie (Ps 85,9-14).

 

Przytoczona wyżej druga część Psalmu 85 jest przepełniona wdzięcznością i emanuje pełnym zaufaniem. Oto wśród ludu i tych, którzy są Jego świętymi (hasidim) będą dokonywać się przedziwne dzieła Boga. Pan sam będzie działał. Pozwólmy pociągnąć się tej wizji życia, jaka jest nakreślona w tej części Psalmu.

 

1. Kiedy będę naprawdę słuchał …

 

Po doświadczeniach wygnania mówi Psalmista: „Będę słuchał …” W hebrajskiej formie jest zawarte coś więcej niż tylko proste stwierdzenie, że ktoś będzie słuchał. Czytaj więcej…

W czternastą Niedzielę roku B śpiewamy po czytaniu z Księgi Ezechiela Psalm 123.  Jeden z tak zwanych Psalmów Wstępujących. To wstępowanie odnosi się realne do wstępowania do Jerozolimy, do świątyni w Jerozolimie. Przenośnie zaś wyraża wszelkie odniesienie człowieka do Boga, który „mieszka w niebie”.

Wstępowanie, czy wznoszenie oczu ku Bogu, jest jednym z elementarnych przeżyć, pragnień i doświadczeń człowieka religijnego. Człowiek bowiem ma w sobie i z siebie samego doświadczenia, która raczej go trzymają w ograniczonej ziemskiej prawdzie. Niebo zaś – jakkolwiek pojmowane – jest zazwyczaj przedmiotem pragnienia i stanowi motyw odniesienia człowieka w jego aspiracjach i jego działaniu. Śpiewamy więc i wznosimy naszą myśl, naszego ducha.

 

Do Ciebie wznoszę oczy,
który mieszkasz w niebie.
Jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów.

Jak oczy służebnicy na ręce jej pani,
tak oczy nasze ku Panu,
Bogu naszemu,
dopóki nie zmiłuje się nad nami.

Zmiłuj się nad nami, zmiłuj się, Panie,
bo mamy już dosyć pogardy.
Ponad miarę nasza dusza jest nasycona
szyderstwem zarozumialców i pogardą pysznych (Ps 123,1-4).

 

To z „głębokości” doświadczenia własnej niemocy oraz często z faktu doświadczenia przemocy przychodzącej z zewnątrz człowiek wznosi swój wzrok i swoje pragnienia ku

 

1.    Potrzeba odniesienia

 

Odczuwana przez człowieka potrzeba odniesienia rodzi się z podstawowego faktu, że został utworzony z prochu ziemi, a niesie w sobie złożony od samego początku zamysł bycia na obraz i podobieństwo Boga. Nie wystarcza więc człowiekowi bycie tylko tym, kim jest sam dla siebie, lecz stale potrzebuje czegoś, co go przewyższa, a co ma odniesienie do jego Stwórcy i Pana.

Stąd ten piękny – choć niełatwy i dzisiaj może mało zrozumiały pozytywnie – obraz patrzenia sług na ręce ich panów i służebnicy na ręce jej pani. Dzisiaj zbyt łatwo ulegamy różnie pojętemu „prawu” równości i trudno odnajdywać siebie w zależności od drugiego. Wszyscy zazwyczaj bardziej chcemy być panami, niż odkrywać siebie w roli sługi. Czytaj więcej…

Padały ostatnio tu na blogu pytania co do tożsamości Kościoła i Chrystusa (Ania, Janusz i inni). Naturalnie te dwie „rzeczywistości” są każda w sobie określone i każda ma swój tożsamość. Z drugiej strony Kościół jest Ciałem Chrystusa a Chrystus jest Jego Głową. Nie ma – de facto – w bieżącej historii możliwości oddzielenia jednego od drugiego. Chociaż Głowa jest Głową i Ciało jest Ciałem. Tworzą jednak jedność. Poszczególne członki Kościoła mogą odnaleźć (odnajdywać) swoją tożsamość tylko w tej jedności.

Kościół jest w świecie rzeczywistością, w której dzieje się coś na podobieństwo stanięcia Jezusa przed Tomaszem Apostołem. Ma rany, ale ten rany są przezwyciężone (uleczone) przez przebaczenie. Można je dotykać. Co więcej, można nawet ranić Ciało Chrystusa w Jego członkach, a jednocześnie doświadczać przebaczenia – naturalnie tam i wtedy, gdy Kością (konkretne jego członki) żyje Duchem Jezusa Chrystusa. Taka jest misja Kościoła wobec świata. Świat rani i będzie ranił. Człowiek został bowiem zraniony w grzechu i ten grzech przekazuje. Jak długo nie jest aktualizowana w człowieku moc Chrztu (Misterium Paschalne Jezusa Chrystusa), te zranienia będą i będzie powtarzał się fakt ranienia drugiego. Te członki, które jednak „poznały” i na miarę tego, jak poznały Jezusa Chrystusa, będą przeżywały coś z tego, co zaistniało między Tomaszem Apostołem a Jezusem. Będzie to przekazywane przez słowo także tym, którzy bezpośrednio nie zobaczyli, a uwierzą.

Błędem jest oczekiwać „niezranionego” Kościoła (w którym nie byłoby ran i nie dokonywałoby się ranienie – chociaż to nie jest owocem Ducha Kościoła). Podobnie błędem jest takie myślenie o Kościele, w którym chciałoby się ukrywać zranienia albo do ich leczenia stosować metody tego świata – łącznie z szukaniem sprawiedliwości (zob. 1Kor 6,1-11).

Nie ulega wątpliwości, że dzisiaj wśród członków Kościoła i tych, którzy o Kościele mówią,  jest zbyt mała świadomość tożsamości Kościoła jako Ciała Chrystusowego. Dominuje natomiast spojrzenie na Chrystusa jako zbyt oddzielonego od Kościoła. W związku z tym bywa, że poszczególne członki Kościoła (niektórzy ochrzczeni, uznający się za wierzących) „patrzą” na Chrystusa zbyt mocno z punktu widzenia Starego Testamentu, a nawet czasem jakby w kluczu pogańskim. Tymczasem w Jezusie Chrystusie zaistniał całkowicie nowa rzeczywistość relacji i jest ona komunikowana w Chrzcie. Oczywiście chodzi o świadome i konsekwentne wejście rzeczywistość chrzcielną. Dotykamy tutaj zawsze wielkiej tajemnicy.

Bp ZbK


css.php