Nawrócenie (4) – przemiana

by bp Zbigniew Kiernikowski
Tak się składa, że  czytania z jutrzejszej niedzieli (Oz 6,3-6; Rz 4,18-25; Mt 9,9-13) pasują bardzo dobrze do tematu nawrócenia. W ramach kontynuacji tego wątku proponuję więc rozważanie do czytań z 10 niedzieli zwykłej (rok A).

Uwolnienie celnika

Jezus wychodząc z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną». On wstał i poszedł za Nim.

Wyjście Mateusza z komory celnej i decyzja Abrahama o wyruszeniu z Ur Chaldejskiego to pewien schemat, który nam towarzyszy i powinien towarzyszyć w każdej sytuacji jako paradygmat (wzorzec) naszego życia. Wyjście z jakieś sytuacji, pozostawienie jej jest możliwe, jeśli się wierzy, że Ten, który powołuje ma moc spełnić to, co obiecuje. Jak mówi św. Paweł o relacji Abrahama do Boga: Uwierzył… i zostało mu poczytane za usprawiedliwienie. Swoje oparcie znalazł w Bogu.

Obraz komory celnej, jakkolwiek ją sobie wyobrażamy, możemy przenieść na życie każdego z nas. Jesteśmy także wielkimi celnikami: mamy swoje granice, dopuszczamy kogoś do naszego wnętrza, na nasz teren zawsze po pewnych pertraktacjach. Mogą być one bardzo różne: materialne i uczuciowe, poprawne i niepoprawne, delikatne i przewrotne czy gwałtowne. Jeśli mamy odwagę uznać, to dostrzegamy, jak układają się te relacje nasze z bliźnimi. Nie chodzi tutaj o zewnętrzny wymiar tych relacji, ale o nasze wewnętrzne nastawienie wobec kogoś czy czegoś na zewnątrz. Dlatego trzeba nam stale powoływania. Pan Jezus przechodzi i mówi: pójdź za mną, wyjdź stąd. Pójście za tym głosem jest to możliwe, jeśli wierzymy, że On ma moc spełnienia tego, co obiecuje, doprowadzenia do tego miejsca, dokąd powołuje (nie chodzi oczywiście tylko o powołanie specyficzne: kapłańskie czy do życia konsekrowanego).

starajcie się zrozumieć, co znaczy: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

Miłosierdzie jest tą właściwą chrześcijańską granicą, która stale jest granicą przemiany, opuszczenia siebie, wyjścia ku drugiemu. Człowiek bowiem jest gotów składać ofiary i całopalenia dla zachowania siebie, a to jest podstawową strukturą każdej religijności. Posłużę się bardzo prostym obrazem, który pokazuje, na czym polega przejście z jakiejkolwiek religijności do chrześcijaństwa: Jestem gotów chwycić barana za rogi, zanieść go Panu Bogu i złożyć na ofiarę, byleby On zostawił mnie w spokoju i spełnił to, co ja chcę, by spełnił to, co mnie się wydaje dobre dla mnie. Tymczasem Pan Bóg chce, byśmy zgodzili się na to, żeby to On nas chwycił – że tak można powiedzieć – za rogi, byśmy mogli stać się Jemu posłuszni i by On nas mógł prowadzić zgodnie z Jego wolą.

Chodzi o to, byśmy umieli być tymi, którzy zostawiają sytuację celnika i wchodzą w sytuację bliskości z drugim człowiekiem  tak, że może siąść z nim przy stole, być razem z kimś innym, być z grzesznikiem, nie po to, żeby grzeszyć, lecz przeżywać i dawać miłosierdzie, przebaczenie. Dla tych, którzy mają swoje (kształtowane czasem przy pomocy Boga, ale swoje) poglądy co do sprawiedliwości, będzie to zawsze pewnym skandalem. Faryzeusze byli wzburzeni. Jezus jednak to uczynił, i uczynił do końca, do swojego Wyjścia – do tego, co wydarzyło się na krzyżu, gdzie opłacił On wszelkie cło za nas wszystkich, byśmy nie musieli być zamknięci w sobie. I nadal zasiada z nami – grzesznikami – do stołu…

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

26 komentarzy

  1. Jestem religijna… Właśnie powiedziałam kilka słów mężowi o jego niestosownym wobec mnie zachowaniu; nie ze złości, ale dla jego dobra. Nic nie zrozumiał…
    Przeczytałam rozważanie i rozumiem, że powinnam zachować się po chrześcijańsku – dać miłosierdzie, wybaczyć… Jakie to jest trudne. Wiem, że nie ma innej drogi. Postanawiam – wyjdę ze swojej komory. Może tego gestu nie zrozumie właściwie; uzna go za przejaw mojej słabości. Tak być może, niestety…
    Decyzja podjęta – dziś (bo nie wiem, jak będzie jutro) „Idę za Nim”.

    #1 julia
  2. <>
    To nie moje słowa, to komentarz z http://www.wiara.pl, ale jest on jakby dla mnie napisany (może też ktoś inny się w nim zobaczy?) a słowa Ap 4,17 są moimi ulubionymi (a trochę o nich zapomniałam)…

    #2 julia
  3. Przepraszam, nie wkleił się komentarz…

    „Ty bowiem mówisz: ‘Jestem bogaty’ i ‘wzbogaciłem się’, i ‘niczego mi nie potrzeba’, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi (Ap 4,17). Nie menel spod sklepu, nie machająca przyjaźnie na skraju lasu panienka, nie pokazany w telewizji recydywista, nie bijący żonę sąsiad, nie…

    Jeżeli nie uznam, że to ja jestem chory, że to moja miłość podobna jest do chmur na świtaniu, że to moja zainfekowana krew potrzebuje transfuzji z boskiego krwiobiegu – Dobra Nowina pozostanie złudzeniem, a Jezus poprawiającą samopoczucie maskotką.

    #3 julia
  4. Szczęść Boże Księże Biskupie,
    chciałam zapytać o klucz do zrozumienia piątkowej Ewangelii Mk 12,35-37. Rozumiem, że Chrystus jest z rodu Dawida jak w Rz 1,3 ( że Jezus wszedł w ten ród Dawida, by pokazać, że wziął na siebie konsekwencje grzechu, a nie jak Dawid, przykrywał grzech, grzechem). Ale kompletnie nie rozumiem tego cytatu z Ps 110,1 w kontekście Słów Jezusa „Rzekł Pan do Pana mego:Siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół Twoich pod stopy Twoje”. Pewnie trzeba to rozgryźć w kluczu miłości nieprzyjaciół. Jestem jak faryzeusze…ciągle czegość nie rozumiem…
    pokój,
    agnieszka

    #4 agnieszka
  5. Tak… nadal „prawdziwie zasiada z nami- grzesznikami do stołu”- cud Bożej Miłości… 🙂

    #5 Agnieszka
  6. #4 agnieszka
    Agnieszko,
    mamy do czynienia z dwiema różnymi płaszczyznami. Raz jest mowa o pochodzeniu Jezusa z rodu Dawiada, a więc o tym wpisaniu Go w historię tego rodu i tego wszystkiego, co wiąże się z postacią Dawida. Z drugiej zaś strony Jezus nie jest tylko synem Dawida, ale także jego Panem. Tekst Ps 110,1 brzmi: Wyrocznia Pana Boga (w tekście hbr. Jahwe) do Pana mojego (a więc tego, kto w stosunku do Dawida jest jego Panem, a nie tylko synem). To „bycie Panem” Jezusa w stosunku do Dawida objawia się między innymi w tym, że właśnie Jezus wziął na siebie historię Dawida i ją wypełnił, rozwiązał, doprowadził do zbawczego finału itd. A więc, będąc z rodu Dawida, jest jednocześnie większym niż Dawid, jest jego Panem.
    Gdy zaś jest mowa o położeniu nieprzyjaciół podnóżkiem stóp Jego, to nie jest to w kategoriach miłości nieprzyjaciół, o jakiej mowa w Kazaniu na Górze, lecz w kategoriach tego, co jest nieprzyjazne Bogu i tym samym człowiekowi widzianym w jego wymiarze pełni odnoszonej do Boga, tzn. w jego podobieństwie do Boga. Ta nieprzyjaźń nie jest do kochania, lecz do pokonania, do przekroczenia czy przezwyciężenia (także w sobie). Dokonał tego Jezus, nie zachowując dla siebie życia, lecz je wydając. Chodzi więc o pokonanie (położenie u stóp) tego, co jest przeciwne człowiekowi, a zdaje się mu sprzyjać (zwodniczy aspekt kuszenia i grzechu) i co w konsekwencji czyni go niezdolnym do uobecniania miłości bliźniego, także miłości nieprzyjaciół; czyni go niezdolnym do tego, by mógł być na obraz i podobieństwo Boga. Tym czymś jest odkrywanie czy stwierdzanie własnej śmiertelności przeżywanej bez relacji do Boga – jest to konsekwencja grzechu, czyli śmierć, lęk przed śmiercią (zob. Hbr 2,14n).
    Można też odnieść się do tego, o czym mówi św. Paweł w 1 Kor 15,25n : Trzeba bowiem, ażeby królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg, zostanie pokonana śmierć.
    Proszę zobaczyć też Ef 4,8: wziął do niewoli zniewolenie (BT ma „jeńców”). Znajdziesz na ten temat mój artykuł.
    W tej chwili tyle. Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #6 bp Zbigniew Kiernikowski
  7. Julia, jeśli mogę, nawet najdoskonalsze chrześcijańskie miłosierdzie nie zastąpi dobrej komunikacji w małżeństwie, mało tego, nauczenie się konstruktywnego rozwiązywania konfliktów jest moim zdaniem niezbędnym warunkiem czegoś, co pozwolę tu sobie nazwać „zdrowym miłosierdziem”, Łaska wszach buduje na naturze, a nasza natura to nie tylko ciało i instynkty, czy popędy, ale także cała bogata sfera psychiki, która również ma swoje potrzeby.

    #7 Gosia
  8. Dziękuję, Gosia, za komentarz do mojej wypowiedzi. Zgadzam się z Tobą. Tylko proszę teraz o radę: czy mam udać się na kurs komunikacji w małżeństwie? Podkreślam – MAM, bo mąż na to się nie pisze (nie ma na to czasu). Chętnie skorzystam, podaj namiary… Pozdrawiam:)

    #8 julia
  9. Bardzo dziękuję za te słowa i powtórzone „że On ma moc spełnienia tego, co obiecuje”. To prawda, że potrzebne jest każdego dnia wstawać i iść, ryzykować, przekraczać granice siebie i doświadczać, że Ktoś był ze mną. A mnie właśnie życie nauczyło pilnie strzec moich granic i najwyżej podnoszę bramkę, by ktoś mógł przejść na chwilę i iść w swoją stronę. Tymczasem Mateusz wstał i poszedł za Nim. Faktycznie – nie da się inaczej i kiedy liczę na Boga, nie mogę wtedy myśleć o sobie. W sumie – po co mi ta bramka? I tak ciągle tęsknię za Nim, więc lepiej nawet oberwać, ale być z Nim. Dobrze, zacznę od nowa..
    Przesyłam jeszcze serdeczne pozdrowienia od Iwony i Piotra Slewczuków, którzy dziś świętowali jubileusz sakramentu małżeństwa, którego Ks.Biskup udzielił im 25 lat temu.

    #9 AnnaK
  10. Julio, są takie spotkania małżeńskie gdzie małżonkowie pod okiem prowadzącego rozmawiają ze sobą ale mnie nigdy nie udało się tam pojechać z mężem chociaż bardzo chciałam.Pomogła mi książka o dawcach i biorcach oraz książka „Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus” a przede wszystkim wspólnota religijna.Teraz mój mąż mówi,że człowiek młody to głupi, myślę że dlatego, że nie chce korzystać z tej największej Mądrości – teraz to widzi.Pozdrawiam.

    #10 jadwiga
  11. Jadwigo 🙂

    #11 julia
  12. Agnieszka – radziłaś Chrześcijaninowi, żeby powodów niechęci księży do Drogi Neokatechumenalnej szukał wrzucając w wyszukiwarkę internetową „krytyka neokatechumenatu”. Odpowiedziałam najpierw krótko, teraz spróbuję uzasadnić moje zdanie.
    Niektórzy księża boją się neokatechumenatu, kierując się pomówieniami pochodzącymi właśnie m.in. z wyszukiwarek internetowych – a w wielu dziedzinach, również i w tym przypadku, internet jednak nie jest wiarygodnym źródłem informacji, a czasem jest wręcz szkodliwy.
    Powtarzanie niesprawdzonych informacji i przekreślanie jakiejś rzeczywistości na tej podstawie jest nieuczciwością. Nie muszę dodawać, czym jest świadome rozpowszechnianie tych fałszywych nowinek.
    Przyczyną braku zainteresowania czy wręcz niechęci ze strony niektórych księży (dotyczy to nie tylko neokatechumenatu, lecz podobnie różnych ruchów i wspólnot kościelnych) często jest nieznajomość czy pewne stereotypowe uprzedzenia wobec aktywności świeckich a nierzadko również także obawa przed większym zaangażowaniem się – bo wymaga to od księdza poświęcenia czasu, ale też, co jest chyba jeszcze trudniejsze, weryfikacji własnego życia w świetle głoszonego słowa, rzeczywistego, a nie tylko formalnego przeżywania relacji czy wspólnoty ze świeckimi członkami Kościoła. Wydaje mi się, że trudną dla księży jest sprawa (postawa) dzielenia ze świeckimi troski o ewangelizację, liturgię, itp. Bywa, że ksiądz uważa się za tego, który się na tych sprawach zna, a w konfrontacji ze świeckimi, okazuje się czasem, że oni mają przynajmniej podobną wiedzę i doświadczenie religijne. Nie jest to takie łatwe do przyjęcia przez księdza. Na szczęście są i tacy księża, których to właśnie pociąga i widzą w ruchach i wspólnotach kościelnych realizację Soboru Watykańskiego II i przyszłość Kościoła.

    Osobiście nie należę do Neokatechumenatu (jestem członkiem Ruchu Światło-Zycie), ale mam wielu przyjaciół i znajomych, którzy są na Drodze od wielu lat. Znam więc to środowisko nie z wyszukiwarki internetowej, ale „na żywo”. I muszę przyznać, że jestem zbudowana świadectwem tych osób – świadectwem ich wiary, życiem w nawróceniu i pojednaniu, szczerym przywiązaniem do Kościoła i głębokim przeżywaniem liturgii. To wszystko nie jest u nich tylko jakimś emocjonalnym wzlotem, ale przeżywaniem codzienności w wierze i w świetle słowa Bożego.
    I dzisiaj razem z nimi cieszę się i dziękuję Bogu za łaskę definitywnego zatwierdzenia Statutów Drogi Neokatechumenalnej!

    #12 sara
  13. Saro, wiesz, przypadła mi do gustu twoja krytyka „niektórych księży”. Bo według ciebie są oni po prostu plotkarzami i to niedouczonymi („Powtarzanie niesprawdzonych informacji i przekreślanie jakiejś rzeczywistości na tej podstawie jest nieuczciwością”), zakompleksionymi niedokształciuchami („jest nieznajomość czy pewne stereotypowe uprzedzenia”), leniuchami czy pasibrzuchami („wymaga to od księdza poświęcenia czasu”), zafałszowanymi wierzącymi, którzy nie idą za ewangelią („weryfikacji własnego życia w świetle głoszonego słowa, rzeczywistego, a nie tylko formalnego przeżywania relacji czy wspólnoty ze świeckimi”), nadętymi pyszałkami, co pozjadali wszystkie rozumy („ksiądz uważa się za tego, który się na tych sprawach zna, a w konfrontacji ze świeckimi, okazuje się czasem, że oni mają przynajmniej podobną wiedzę i doświadczenie religijne. Nie jest to takie łatwe do przyjęcia przez księdza”). Widzę więc, że przyczyną wszelkiego zła w Kościele są księża. Nie zapomniałaś jednak o tych, którzy (może właśnie tacy, jak ich opisałaś) udzielili ci chrztu, spowiadali ciebie, katechizowali, udzielali komunii, prowadzili ciebie we wspólnocie Kościoła… Zanim zobaczysz źdźbło w oku brata, zajrzyj w swoją źrenicę. Szkoda, że różne wspólnoty swoją własną tożsamość budują na krytyce innych. To po prostu jest zwykła pycha.
    p.s. zdaję sobie sprawę, że admin nie puści tego postu, ale piszę dla spokoju sumienia. pozdr dla Bp ZbK.

    #13 mikado
  14. # 13 Mikado
    Dziękuję za pozdrowienia. Myli się Pan sądząc, że jest jakiś admin, który decyduje o tym, który komentarz wpuścić, a który nie. Robię to sam. Wbrew pozorom nie jest to tak skomplikowane – nawet dla biskupa. Jest to moja strona, mój blog, a nie forum dyskusyjne, dlatego mam prawo dokonywać pewnej selekcji i to czasem stosuję.
    Również pozdrawiam.
    Bp ZbK

    #14 bp Zbigniew Kiernikowski
  15. Witam serdecznie Księdza Biskupa i „blogowiczów”
    Z własnego doświadczenia powiem ,że wspólnota neokatechumenalna daje mi możliwość oparcia się na Słowie Bożym wspólnie rozważanym /przez indywidualny odbiór -co wzbogaca nas wzajemnie.Daje również możliwość wzajemnej akceptacji i akceptacji przez to siebie w tej wspólnocie ze wszystkimi brakami jakie mamy w swoich osobowościach.Jesteśmy jako celnicy do których Jezus Chrystus powiedział „pójdż za mną…” i w różnym tempie idziemy za Nim bo tylko On daje przez działanie Ducha Świętego zachwyt nad dziełami Stwórcy, nad działaniem w nas jeżeli otworzymy się na Jego Łaskę. Pozdrawiam

    #15 Ewa
  16. Mikado, odniosłam się do konkretnego pytania i tematu, m.in. właśnie do niesłusznej – moim zdaniem – krytyki, bo tak to właśnie ujęła Agnieszka. To, co napisałam nie dotyczy wszystkich księży, lecz, jak sam zauważyłeś, niektórych. Nie wycofuję się z tego, co napisałam i nie zamierzam wchodzić w jakąkolwiek polemikę. Podziwiam Twoje zdolności do interpretacji !!!

    #16 sara
  17. mikado 🙂 sara 🙂 Bp ZbK 😉

    #17 Agnieszka
  18. Jestem trzeci rok we wspólnocie neokatechumenalnej i jest to dla mnie osobiście szkoła wchodzenia w relacje z drugim człowiekiem, który tak jak ja poznaje Boga w Słowie.Nie można kogoś kochać nie znając a czytanie studiowanie Biblii jest poznawaniem BOGA. Ja dokonuję 2 razy w tygodniu wyboru; oglądam telewizję, spotykam się ze znajomymi, czytam książkę czy idę na spotkanie z BOGIEM w Słowie.Te spotkania zaowocowały czyms bardzo konkretnym. Bycie we wspólnocie dało mi siłę (wiem, że ta siła od JEZUSA pochodzi, z Jego miłości, z zachwytu Jego nauczaniem) do wycofania pozwu o rozwód i odbudowania mojego małżeńskiego związku.TAK NAPRAWDĘ to dopiero teraz zrozumieliśmy z mężem czym jest sakramentalne małżeństwo zawarte przed Bogiem. Myśmy się „pogubili” bo zapomnieliśmy o NIM. Teraz jest cudnie. Naprawdę. Bycie wiernym Chrystusowi daje RADOŚĆ;-) nie dającą się z niczym porównać. To jest nasze BOGACTWO, którego nikt i nic nam nie odbierze.A wszystko zaczęło się od zaproszenia na cykl katachez neokatechumenalnych…dlatego też jestem ogromnie wdzięczna za życzliwość jaką Ksiądz Biskup otacza neokatechumenat.Dziękuję.

    #18 Kasia
  19. I o to mi właśnie chodzi. Kasia pokazała pozytyw, a nie tylko, że tamten i ten nas nie rozumie, albo jest zły. Dzięki Kasiu. 🙂
    Sara, jeśli nie chcesz dyskutować, to po prostu boisz się, że nie masz argumentów. Szkoda.
    p.s. Jeszcze raz pozdrawiam Bp ZbK.

    #19 mikado
  20. #18 Kasia
    Cieszę się z tego Waszego doświadczenia na Drodze. Odkrycie mocy Słowa i Sakramentów, które prowadzą do rozumienia drugiego człowieka i wzajemnego rozumienia się w małżeństwie czy w jakiejkolwiek wspólnocie jest wielkim darem i bogactwem. Aby to mogło być naszym udziałem potrzebna jest zazwyczaj (normalnie) inicjacja chrześcijańska. Droga Neokatechumenalna jest taką konkretną propozycją. Naturalnie nie jest jedyną.
    Odnoszę się teraz specjalnie do tego fragmentu z wypowiedzi Kasi o mojej „życzliwości, jaką otaczam neokatechumenat”. Owszem, ale nie tylko.
    Przy tej okazji chcę ustosunkować się do tego, co mi jest czasem zarzucane, mianowicie, faworyzowanie Drogi Neokatechumenalnej. Otóż nigdy nie ukrywam, że popieram tę formę inicjacji. Ale zależy mi na rozwoju każdej formy dobrze rozumianej ewangelizacji i wtajemniczenia chrześcijańskiego. Tego bowiem mamy dziś w praktyce kościelnej mało i za mało. Wiele form aktywizacji duszpasterskiej zakłada istnienie wiary i zazwyczaj jakaś wiara w człowieku jest, ale nie zawsze jest to wiara właściwie „zainicjowana”. W konsekwencji rodzi się więc wiele nieporozumień co do rozeznania tego, co jest chrześcijańskie i katolickie, a co jest jakąś formą religijności – mniej czy więcej związanej z chrześcijaństwem. Jestem wdzięczny wszystkim, którzy coś z tego rozumieją i o tym dają normalne, spokojne świadectwo. To tyle w tej chwili. Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #20 bp Zbigniew Kiernikowski
  21. Mikado przeczytałam z przykrościa Twoj komentarz do wypowiedzi Agnieszki, słownik powiedziałabym nie wybredny. Księża ci czy ogólnie duchowni są b. biedni bo nie znajac Drogi nie wiedzą co tracą. Teologiczne przygotowanie to mało, wazne jest usłuszenie sercem, nie uchem i mózgiem Słowa Bożego które daje zycie, jest to niezmiernie trudne, bo łaske tę daje Bóg przez Drogę.Ja mam wielkie szczęście od Boga, że jestem w Parafii w której jest kilka wspólnot i kilku Prezbiterów i głoszona przez nich Dobra Nowina nawet na codziennej Mszy św jest żródłem życia dla ducha, dla mojego ducha, ale i tej siostry obok i tamtego brata, bo Słowo Boże odnosi się zawsze do kazdego który słucha, to jest ten cud. Wracając do duchownych żle nastawionych do Drogi tylko modlitwa o światło Ducha Swiętego ,o chęć czytania wypowiedzi Bp Kiernikowskiego odnośnie Drogi, o słuchanie Ojca Swiętego i o łaske pokory, którą uczy Droga. Pozdrawiam serdecznie ks Bp Kiernikowskiego dziękując Bogu za Jego obecność wśród nas.

    #21 Bożena z Drogi
  22. Bożeno, ale to nie jest mój słownik, tylko próba pokazania, jak ktoś może odczytać to, co napisała Sara. Ty tez zaczynasz od tego, że biedni są ci, którzy nie doświadczyli drogi. A ja wcale nie chcę doświadczać drogi, ale spotkania z Bogiem, które może mieć miejsce na drodze, ale (jak słusznie zauważa ks. biskup) także w innym miejscu. Przed powstaniem neokatechumenatu też głoszono kazania, a ludzie nawiązywali łączność z Jezusem, czego dowodem są święci. Spróbuj tak popatrzeć, a wówczas dostrzeżesz, że jakoś nie nauczyłaś się pokory, którą daje „Droga”. Pozdrawiam i wyłączam się z tej dyskusji, ale jak będzie trzeba to powrócę.
    p.s. jak zwykle pozdr dla Bp ZbK

    #22 mikado
  23. Julio, strasznie dawno tu nie zaglądałam, zawsze warto skorzystać z takiej pomocy, ale na początek polecam książkę „Uczciwa kłótnia małżeńska”, najlepiej poczytajcie sobie razem i może obędzie się bez pomocy fachowca, jeśli nie, odezwij się, to pomogę Ci kogoś znaleźć

    #23 Gosia
  24. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak się dzieje ale ostatnie trzy lata mojego życia to ciągłe, nieustanne doświadczanie Bożej łaski.Mam tego pełną świadomość.Poznałam wielu wspaniałych Kapłanów, którzy pozwalają mi coraz bardziej rozpoznawać wolę BOGA i próbować ją wypełniać w swoim życiu. Jestem pracownikiem oświaty i mam dość szerokie kontakty z ludźmi, znam wiele osób z innych wspólnot działających w Kościele np. w Odnowie w Duchu Święty i z pełną odpowiedzialnością powiem, że „nadajemy na tych samych falach”. Pożyczamy sobie książki, płytki z konferencji, opowiadamy o spotkaniach, rekolekcjach, usłyszanych katechezach. Dzielimy się swoją radością bo chrześcijaństwo jest bardzo, bardzo …..radosne.I jest to radość „pełna” nie taka jaką oferuje świat. Wiem coś na ten temat…ponieważ dość długo tego szukałam.Pamiętam swoją pierwszą, założeniową konwiwencję w Serpelicach (z udziałem Ks.Biskupa :-)), mój zachwyt Biblią, liturgią słowa, śpiewem w czasie Mszy św.To było takie nowe,cudne, zachwycające wprost.I ten zachwyt trwa do dzisiaj.Wiem, że odkryłam SKARB i jestem tak ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy mi w tym pomogli. KOŚCIÓŁ jest ogromnym SKARBEM dla świata.To dzięki Kapłanom odbyłam kilkudniowe rekolekcje małżeńskie, ignacjański FUNDAMENT, rekolekcje dla nauczyceli. Nazywam siebie chrześcijaninem „z odzysku”, grzesznikiem, który kocha, bo zdaje sobie w pełni sprawę co zyskał. Napisałam o „życzliwości” Ks. Biskupa dla Drogi ponieważ to jest „moja” wspólnota i byłam niesamowicie, bardzo mile zaskoczona, że sam Ks. Biskup uczestniczy w naszych spotkaniach np. przy wręczaniu Biblii…i że jest nam taki bliski, że jest z nami.Może to głupie, że tak piszę …ale tak czuję.Pozdrawiam serdecznie :-).

    #24 Kasia
  25. Gosiu,
    nie zaglądałam tu dawnooooo…
    Dziękuję za chęć pomocy. Znajdę książkę, o efektach poinformuję. Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #25 julia
  26. Gosiu, piszę, choć nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz i tu zaglądasz. Ale… do rzeczy.
    Książkę mam, czytam ją sama, bo współmałżonek uważa, że takie książki niczego nie są w stanie zmienić (wg niego są to głupoty). Ja doszłam do wniosku, że jesteśmy przykładem małżeństwa tradycyjnego, w którym wytworzyła się trwała sytuacja konfliktowa. Mąż uważa, że milczenie jest złotem. Nie chce rozmawiać o problemach, ja do tej pory znosiłam to, bo myślałam, że ma rację. Dzięki tej książce zrozumiałam, że konflikty są czymś naturalnym i trzeba nauczyć się sobie z nimi radzić. Dziękuję więc, Gosiu, za książkę i proszę o radę, w jaki sposób namówić męża do jej czytania…
    Pozdrawiam

    #26 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php