Sens trudu i dar cudu (5 Ndz C 2010)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Ewangelia 5 Niedzieli roku C (Łk 5,1-11) przedstawia pewien moment z nauczycielskiej działalności Jezusa w Galilei. Tłum cisnął się do Jezusa, by Go słuchać. Ten szeroki temat nauczania Jezusa jest związany z wydarzeniem i doświadczeniem bardzo osobistym Piotra i jego wspólników: Jakuba i Jana. To doświadczenie osobiste Piotra pozwala lepiej zrozumieć naturę daru apostolstwa a także – w szerszym ujęciu – całego życia chrześcijańskiego. W tym wydarzeniu spotyka się doświadczenie człowieka oparte na jego znajomości i trudzie pracy z doświadczeniem daru i łaski, które przychodzą niespodziane i całkowicie darmowo – mimo ludzkiego trudu pracy i przede wszystkim dzięki posłuszeństwu i uległości słowu Jezusa. To wyrażają słowa Piotra w odpowiedzi na Jezusowe polecenie: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! Wtedy to Piotr powiedział ze swego doświadczenia:

Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili.
Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci
(Łk 5,5).

Potrzebne było to doświadczenie trudu całonocnej pracy. Potrzebne było wypowiedzenie prawdy o tym doświadczeniu. Szymon był przekonany o tym, co mówił. To było bowiem jego zwyczajne pole pracy. On wiedział, jak prowadzić swoją działalność. A jednak zdobył się na to, co było poniekąd wbrew niemu samemu. Nie w oparciu o moje doświadczenie, lecz na Twoje słowo, Panie, zarzucę sieci. To jego posłuszeństwo słowu Jezusa wyzwoliło okoliczności dokonania się cudownego połowu.

1. Doświadczenie trudu

Całonocna praca nie była zapewne czymś wyjątkowym dla Piotra i jego wspólników. To była ich zwykła i poniekąd rutynowa praca. Przynosiła ona zazwyczaj efekty w postaci połowów bardziej czy mniej obfitych. Tak jednak musiało być, bo inaczej nie uprawialiby tego zawodu. W tym, co w naszej pracy zazwyczaj jest normalne, zdarzają się różne wyjątki. Bywa, że czasem coś się lepiej udaje, czasem gorzej. To możemy wkalkulować i widzieć jako wynik zbieżności szeregu czynników korzystnych lub nie.

W wydarzeniu, o którym opowiada Ewangelia, mamy do czynienia z doświadczeniem całkowitego fiaska z jednej strony i przeobfitego cudu z drugiej strony. Gdyby nie było tego doświadczenia całonocnej pracy i trudu, które nie przyniosły żadnego efektu, nie ukazałaby się wielkość cudu. Wielkość cudu nadaje sens temu, co stanowiły bezowocna praca i próżny trud. Ta nocna praca i ten trud same w sobie bez owocu, okazały się owocne i sensowne dla objawienia wielkości cudu. To, co pozornie było bezsensowne w pracy człowieka, okazało się bardzo potrzebne i sensowne dla dostrzeżenia działania Boga wobec człowieka. To dzięki temu Piotr i jego wspólnicy mogli lepiej poznać Pana.

 

2. Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny

W kontekście tego wydarzenia dobitnie brzmią słowa Piotra: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. Patrząc z punktu widzenia tylko ludzkiego i zawodowego, Piotr powinien się cieszyć i szukać jak najbliższego kontaktu z kimś, kto okazał się w jego zawodzie takim cudotwórcą. Mógłby powiedzieć, podobnie jak Samarytanka, bądź z nami, abyśmy już odtąd mieli już tylko cudowne połowy i nie musieli się już więcej trudzić. Oczywiście, może to się wydawać prostackim porównaniem. Nie jest to jednak dalekie od prawdy naszych ludzkich zachowań.

Piotr zareagował poprawnie patrząc na Jezusa nie z punktu własnego interesu, lecz jako na tego, kto nadaje sens wszystkiemu, co człowiek czyni i kim jest. To dzieje się nadto w sytuacji, kiedy wydaje się, że to co miał czynić było pozbawione sensu. To zawołanie: „Odejdź ode mnie Panie…” chce wyrazić dystans, jaki jest między myśleniem Piotra a myśleniem działaniem Jezusa. Słowa Piotra są w pewnym sensie już przygotowaniem do tego, co Jezus mu powie na koniec tego wydarzenia: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.

Będzie to, patrząc po ludzku, całkowite przekwalifikowanie Piotra. Będzie to też wprowadzenie go w prawdę, że będzie wiele musiał się trudzić i poznawać swoją niewydolność – łącznie z faktem swego zaparcia się Jezusa. Ratunkiem będzie mu to, że będzie czynił wszystko coraz to bardziej w poddaniu się i wrażliwości na słowo Pana. Będzie to czynił nie dla własnej korzyści czy prestiżu, lecz coraz to bardziej stając się sługą Słowa aż do przyjęcia ukrzyżowania. W jego życiu coraz to bardziej stanie się ewidentne, że ludzki trud, praca, cierpienie są potrzebne, by móc pełniej poznać dar i łaskę. Według tradycji, nie uzna siebie za godnego, by być tak ukrzyżowany jak jego i nasz Pan. Będzie prosił o ukrzyżowanie głową w dół. 

3. Pouczenie

Mając to doświadczenie Piotr wyrazi w swoim liście słowa przekonywujące o sensie wszystkiego, co człowieka wierzącego doświadcza i krzyżuje. Skieruje swoje słowa do chrześcijan jako nowonarodzonych i ukazując im sens wszelkiego poddania wymogom nawet niesłusznym i niesprawiedliwym. Uczyni to z przekonaniem i wiarą, że w Jezusie Chrystusie wszystko otrzymuje nowy sens. Wszelki ludzki trud i doświadczenie cierpienia są jakby przedtaktem do właściwego dzieła Boga. Powie: Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Jezusa Chrystusa (1P 1,6n).

W całym Liście znajdziemy wiele wezwań do bycia posłusznym i poddanym ze względu na Boga i na Jego dar. To jest wielki trud i to często jawi się jako pozbawione sensu. Jednakże Bóg przy okazji przyjęcia z naszej strony tych doświadczeń, trudu, i tego, co nam się nie udaje mimo naszego wysiłku, przewidział dla nas cud nowego życia. Naturalnie jeśli poddamy się Jego Woli i będziemy słuchać Jego słowa. Jeśli w momentach poczucia bezsensu, bezradoności czy niewydolności uczynimy krok na Jego Słowo. Wiadomo, że nie jest to łatwe, by się tak przełamywać. Czasem wolimy czekać następnej „nocy”, by łowić według zwyczaju i po swojemu.

Panie, przymnóż nam wiary!
Daj nam właściwe poczuice naszej grzeszności i niewydolności.
Daj nam odwagę wypływania na głębię, mimo naszych wątpliwości, lecz tylko dlatego że to Ty poleca
sz.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

53 komentarze

  1. Przekonanie i wiara rzeczywiście „podtrzymuje” w staraniach i nadaje pracy człowieczej sens.Żadna kropla potu /z wysiłku/na czole nie zginie.

    #1 Ka
  2. Bardzo dużo nadziei i otuchy dało mi to dzisiejsze słowo Boże,bowiem od wielu lat param się swoistymi łowami,często po ciemku,często po omacku i dochodzę do wniosku,ze tylko cud Pana Jezusa może sprawić,że odmieni się moja sytuacja poprzez przemianę mnie.Zacznę szukać innego rodzaju zysku i innego rodzaju połowów.Zostaje mi pełne zawierzenie Panu i całkowita rezygnacja ze swoich planów.Zyskam wówczas na nowej jakości życia,a poniesione trudy zaowocują niesamowitym dobrodziejstwem,łaską od Pana Jezusa prowadzącą do Jego królestwa.

    #2 Barbara
  3. To zawołanie: „Odejdź ode mnie Panie…” chce wyrazić dystans, jaki jest między myśleniem Piotra a myśleniem działaniem Jezusa.

    W pracy duszpasterskiej, w głoszeniu Ewangelii, mimo ludzkiego trudu, usilnych zabiegów, rozmaitych środków stosowanych do osiągnięcia skutków ewangelizacji, najczęściej trzeba bardzo długo czekać na dar cudu. A jestem niecierpliwy z natury i chociaż całe życie na coś czekam, to przychodzi mi to z trudem i wiele kosztuje.

    Panie, da, żebym u kresu swego życia uslyszał te słowa skierowane do Piotra: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów, I żebym nareszcie znalazł w sobie tyle uleglości i posłuszeństwa słowu Jezusa i raz jeszcze, jak Piotr, choćby z rezygnacją i niewiarą w sens tego, co robię podjął decyzję:
    Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili.
    Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci (Łk 5,5).

    duszpasterz

    #3 duszpasterz
  4. „Sens trudu i dar cudu”

    Z dzieciństwa pamietam powiedzenia rodziców:módl się i pracuj ,na nic się przyda wstawać o pólnocy jeżeli Pańskiej nie macie pomocy ,jeżeli w niedzielę zarobisz to w poniedziałek stracisz
    Dziś zauważam w tych słowach głeboką mądrość -nasz trud bedzie owocny tylko wtedy ,gdy będzie podporządkowany Slowu.Wychowana w tym duchu wciąż probowalam „odbijać od brzegu” ale najczęsciej dla nagrody/wysłuchiwania moich próśb/.Zniechęcona niepowodzeniami próbowałam na własną rękę .Dopiero liczne nieszczęscia i choroby odnowiły moją wiarę i to za sprawą Kapłana ,który „zarzucił sieci na Słowo” w ten sposób ,że otwieraja się moje oczy i uszy.
    Chwała Panu za Kapłanów,którzy znają dobre pastwiska

    #4 Tereska
  5. „To, co pozornie było bezsensowne w pracy człowieka, okazało się bardzo potrzebne i sensowne dla dostrzeżenia działania Boga wobec człowieka”
    ………………
    To, co jest pozornie BEZSENSOWNE w mojej pracy, okazuje się BARDZO POTRZEBNE I SENSOWNE, bym mogła dostrzec działanie Boga wobec mnie.
    Wiele z tego, co robię okazuje się (po fakcie) nie mieć sensu…
    Obejrzałam wiele filmów, które wydawały się być wartościowe i ważne, a okazały się zjadaczami czasu. W moim komputerze jest dużo tekstów zgromadzonych – niestety nie wykorzystanych. Na mojej półce jest wiele książek przeczytanych, pozostających bez echa w głowie…
    Czasem żałowałam czasu zmarnowanego na te bezsensowne działania. Chciałam, żeby wszystko, co robię przynosiło owoc, a tak nie było (i nie jest)…
    Doświadczenie bezsensowności mojej pracy pozwala mi tym bardziej cieszyć się w tym momencie, gdy, nie wiadomo dlaczego jakieś, wydaje się błahe, działanie skutkuje sukcesem. Ale nie byłoby tego „błahego” działania, gdyby nie godziny „bezsensownej pracy”. Dlatego ten „bezsens” jest tylko POZORNY…
    Pozdrawiam 🙂

    #5 julia
  6. Tak, jak Piotr uwierzył słowu Chrystusa, tak w życiu należy całkowicie powierzyć wszystkie sprawy Bogu, wtedy to, co po ludzku, wydaje się wielkim błędem lub porażką zostaje przemienione w dobro, doświadczyłem tego wielokrotnie.

    #6 lemi58
  7. Julio #5, wiele razy i długo „ciągnęłam” coś co uważałam /poprzez świadomość/za całkowity brak sensu i rozumu.Teraz,spoglądając za siebie wstecz jestem całkowicie pewna WSZYSTKO BYŁO DOBRE,MĄDRE i MIAŁO SENS.Ten właśnie pozorny bezsens okazuje się budulcem owocu w nas.Dobrego owocu.Cieszę się że to odkryłaś.

    #7 Ka
  8. …cwana ryba ze mnie.
    Kilka razy byłem w sieci. Jakimś cudem udało mi się uciec i wrocić do zatrutej wody. Wiem, że umieram i kolejny raz widzę niedaleko siebie ulubionego robaka nadzianego na krzyż. Jestem bardzo głodny i pewnie długo nie wytrzymam.
    Różnych widziałem rybaków, ale słyszałem, że żyje przepiękna RYBA, która kiedyś była rybakiem. Jest nieśmiertelna a wokół NIEGO jest czysta woda. Może kiedyś spotkam rybę, która była rybakiem i wie, co czują ryby wyciągnięte z wody…
    Pozdrawiam Was…
    janusz franus

    #8 baran katolicki
  9. Janusz, a czy to nie jest odwrotnie: Spotkam rybaka, który był rybą ?
    Ryba, która była rybakiem, nie może wiedzieć, co czuje ryba wyciagnięta z wody, skoro sama nie została wyciągnięta.
    Ale chyba czepiam się…

    #9 basa
  10. Basa lubi omulone ryby. Może wykazywać wówczas w pełni swą siłę. Więc nie przejmuj się baranku

    #10 Ka
  11. …ICHTHYS /ryba/ to znak Chrystusa /Euchartstii/…
    Rybak tak na prawdę jest śmiertelnym wrogiem ryby. Zjada ją by żyć. Jezus to rybak, który tok bardzo ukochał ryby, że sam stał się najpiękniejszą z nich /nas/…
    Pozdrawiam Was…
    janusz franus

    #11 baran katolicki
  12. Jeejku. Zamieściliście. Nie chcę obrażać basy. A jednak na to wygląda, brak mi zaufania do niej.

    #12 Ka
  13. Baso, wybacz szczerość.

    #13 Ka
  14. …#9,basa
    …żyć możemy tylko w wodach chrzcielnych…
    Pozdrawiam Cię

    #14 baran katolicki
  15. …Piotr całe życie nawracał /przemieniał/ się z rybaka w rybę, którą można było zjeść ze smakiem, by żyć…
    Pozdrawiam Was…
    janusz franus

    #15 baran katolicki
  16. Mnie też zjedli /noo jedli/.
    Tylko nie mam pewności czy to robactwo, które z zachłanności je bez względu na wszystko? A najmniej już ze względu na Boga.
    Pychę rozszerzało, dokąd /z przejedzenia/ nie pęknie. I wyleje się smród… czynów i to, co uczynili… z duszą swą.

    #16 Ka
  17. Może trochę przewrotnie odczytuję ten fragment Ewangelii.
    Dzisiaj zaskoczyły mnie okoliczności cudownego połowu. Jezus przyszedł zaprosić uczniów. Mówi do tych, którzy pragną słuchać. Czy na tym brzegu nie było innych łodzi? Zapewne były, ale wchodzi do tej konkretnie. Piotr nie zauważa, dalej zajęty swoimi sieciami. Nawet nie słucha tego, co Jezus mówił. Może były to pełne poezji przypowieści, które rozumieli słuchacze. Podchodzi do Piotra i mówi tym samym językiem. Realista, profesjonalny rybak popatrzył z dziwnym uśmiechem i od niechcenia podsumował nieznajomość techniki połowu. Może chciał się uwolnić od Jezusa i wsiadając do łodzi dodał: „na Twoje słowo”. Trzeba było aż takiego cudu, żeby zobaczyć fiasko lat pracy. Odważny realista przestraszył się. Przestraszył się ingerencji Boga. Potem – już bez słowa – wyciąga łodzie na brzeg i idzie w nieznane.
    Jezus przychodzi na różne sposoby do nas. Dziwimy się, że tracimy grunt pod nogami. Trzeba jednak pozwolić Jezusowi realizować Jego 'nierealny’ plan. Mój profesjonalizm, doświadczenie – nie znaczą nic. Widząc małość, uznając lęk usłyszę pełne nadziei „nie bój się…”

    #17 ze
  18. Ka wcale się nie gniewam.
    I ciągle się zastanawiam, czy to ty byłaś K.?
    To by tłumaczyło twój brak zaufania do mnie.
    I się zastanawiam, czy mi kiedyś wybaczysz moją winę…

    #18 basa
  19. Tak lubię inne ryby. Wszystkie. Omulone i piękne. I chciałabym, aby wszystkie były złowione. Na czele ze mną.

    #19 basa
  20. Ale może powinnam się wytłumaczyć?
    W tej Ewangelii wg mnie rybak to ten, który łowi ryby-ludzi, czyli ich nawraca. Ryby są wyłowiane z wód śmierci i muszą umrzeć. Ale Jezus Chrystus-Rybak tak bardzo ukochał ryby, że umarł za nie na krzyżu, aby nie bały się umierać. Gdyż ten Rybak nie zjada ryb, tylko przenosi je do pięknego akwarium, gdzie zyskują nowe życie. Tak, jak pisze Janusz, w którym jest czysta woda i życie jest zapewniane przez Rybaka.
    Ale żeby tam się dostać, trzeba dać się złowić…
    Rybak, który był rybą np. Piotr, wie, że można przez tą śmierć – wyłowienie przejść i żyć. Z ryby stać się rybakiem. Taki rybak jest najbardziej przekonywujący.
    Ale i tak wszystko zależy od Pana, bo to On sprawił, że połów był obfity (chociaż przy udziale Piotra).
    Myślę, ze patrzymy na rybaka w zupełnie innym kontekście. Stąd ta rozbieżność.

    #20 basa
  21. …Dlaczego ryba boi się rybaka?

    #21 baran katolicki
  22. Tu nie biega tylko o rybolowstwo ale tez o probowaniu wiary w ogniu nieszczesc i doswiadczen.

    #22 Troll
  23. Moje braki i niedostatki moją nadzieją na obfity połów 🙂 Ufam Panu, chcę słuchać Jego głosu, wierząc, że moc Słowa Bożego może dokonać tego co niemożliwe. Może uzdrowić, naprawić zerwane relacje, przynieść radość i pokój, uszczęśliwić obecnością i bliskością Boga. Trzeba tylko (aż) nauczyć się Go słuchać….słuchać….. słuchać….słuchać….słuchać…a potem zrobić to, o co Pan Bóg prosi, bez wahania i lęku. Najważniejsze jest odczytanie Bożego planu i zrozumienie, że innego, lepszego dla mnie nie ma.
    Cud nie musi być wielki i spektakularny, żeby go zauważyć. Te małe, zwyczajne, codzienne cuda zdarzają się często, trzeba tylko wrażliwości serca, aby je dostrzec i Bogu za nie dziękować. Umacniają w wierze i wypełniają serce wdzięcznością i miłością do Stwórcy.
    Kiedy sieci są puste TRZEBA DAĆ SIĘ ZŁOWIĆ RYBAKOWI

    #23 owieczka
  24. 21#
    A kto chce umierać?

    #24 basa
  25. do 21 „baran katolicki”
    Dlaczego pytasz? Bo ryba złowiona przez rybaka musi stanąć w nowym położeniu, w nowej sytuacji, w nowych okolicnzościach. I to „rybie” nie bardzo odpowiada. Najtrudniej zrezygnować z siebie!

    #25 lato
  26. Zostawmy może już tą rybę w spokoju.
    Na ostatniej katechezie w Opolu Ks. Biskup mówił, że w śmierć może wchodzić tylko ten, kto ma doświadczenie przejścia przez śmierć. Bo wie, że go ta śmierć nie zabije.
    Potrzebni są przewodnicy, którzy mają takie doświadczenie i mogą innych w to wprowadzać. Jak Mojżesz wprowadził lud izraelski w wody śmierci Morza Czerwonego. On uratowany z wody. Uratowany ratownik.
    Żeby wejść w śmierć trzeba ufać Bogu.

    #26 basa
  27. #27 basa
  28. do „basy” Ależ, „baso” nikt z ludzi nie przeszedł ze śmierci do zycia ( fizycznie), tylko Chrystus.
    Któz wiec może wejsć w rolę Mojżesza, a tym bardziej Chrystusa?

    #28 lato
  29. Teraz, kiedy jestem w doświadczeniu, czuję że dla mnie są te słowa „radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń”. Oni całą noc łowili, a ja całą noc płakałam i modliłam się – Słowo, które otwierałam mówiło mi o mądrości. Eucharystia była jakaś smutna, tylko jak refren wracało w myśli: „na Twoje słowo Panie”. Na Twoje słowo dobrze, przyjmę cokolwiek będzie. Widzę, że jestem jak posłana między wilki i chcę przejść i zachować życie, podczas gdy chodzi o to, by być owcą, która może umrzeć. Czuję jakbym stała na wodzie, ale na Twoje słowo, Panie będę szła.

    #29 AnnaK
  30. #7 Ka
    🙂

    #30 julia
  31. # 28 lato
    Toteż nie chodzi o śmierć fizyczną.
    Chodzi o śmierć mojego ja, starego człowieka we mnie, który chce żyć po swojemu, który broni swojego życia na własną rękę.
    Tydzień temu napisałam, że wygłoszenie katechezy chrzcielnej jest dla mnie, jak wejście w wody Morza Czerwonego.
    Moje ja, mój stary człowiek nie chciał tego robić. On bał się mówić, bał się zbłaźnić (umrzeć). Chciał się bronić i uciec z powrotem do egiptu. Chciał żyć po swojemu. Ale Pan Bóg postawił mnie właśnie w takiej sytuacji wyboru: wojska faraona i powrót do niewoli egipskiej – czyli niech będzie tak jak chce moje ja, albo wejście w Morze Czerwone, czyli zaufanie Bogu i zaryzykowanie.
    Dzięki przewodnikowi, jakim jest dla mnie Ks. Biskup, dzięki programowi „Chrzest w życiu i misji Kościoła” wiem, że mogę wejść w tą śmierć. Nic mi się nie stanie. Zbłaźnię się? To nic. Widocznie tego potrzebowałam. Widocznie jest we mnie coś, co musi umrzeć (najczęściej pycha).
    Teraz powiem, ze Pan Bóg przeprowadził mnie przez to Morze Czerwone. Coś we mnie umarło. To coś, co kazało mi uciekać. Ale wiem, że żyję.
    I nawiązując do tego komentarza mogłabym za Piotrem powiedzieć:”Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili” na katechezę przyszło bardzo mało osób. I za Piotrem powiem, gdy będzie trzeba:”Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”

    #31 basa
  32. Tak, potrzebujemy przewodników,którzy mają doświadczenie przejścia przez śmierć (potrafią umierać dla siebie), bo wiedzą, że ich ta śmierć nie zabije.
    Ja potrzebuję takich przewodników.

    #32 basa
  33. I sądzisz „baso”, ze właśnie Ksiądz Biskup umie umierać dla siebie? Na jakiej podstawie? Bo ja raczej odnosze wrażenie, że wyhodował w sobie potęznego „faraona”.:-)

    #33 lato
  34. #29 Anno K.
    Też mam trudną sytuację rodzinną ,która odbiera mi sen z powiek i podobnie uciekam nocą do modlitwy SŁowem.
    Wczoraj podczas mojej pierwszej wspólnotowej konwiwencji „oświeciło mnie”, że jeśli z całego pragnienia serca zaproszę Pana Jezusa do łodzi swojego życia, to ci z sąsiedniej łodzi /nasze otoczenie, które zyje jakby Boga nie było/ też doświadczą „napełnienia łodzi rybami”- łaską wiary -jeżeli mój przykład życia pociągnie ich. Wszystko niby takie oczywiste a mnie napełniło radością i pokojem. Dzisiaj obudziłam się ze swiadomością, że Jezus rozgościł się w moi domu, a ja o wszystkim mogę z nim rozmawiać. Po rozmowie z Nim podjęłam pierwszy krok ku pojednaniu /chociaż fizycznie stracę /. Już się nie boję .
    Nie daj Boże, abym chociaż na chwilę zapomniała, że patrzysz na wszystko co robię i mówię . Pokoj Tobie i wszystkim z Drogi

    #34 Tereska
  35. #33, lato
    … jeśli uważamy, że nie ma w nas faraona – oszukujemy samych siebie i nie ma w nas prawdy…
    Wydaje mi się, że każdy wciąż – przez całe życie – hoduje w sobie faraona. Najważniejsze, żeby dostrzec ten proces i znaleźć odpowiedź na pytanie, jak można „wyjść” spod jego władzy…
    Pozdrawiam 🙂

    #35 julia
  36. Wg mnie istotą tego fragm. łukaszowej ewangelii nie są ryby. Cud nie dokonał się w momencie samego połowu, stał się już wcześniej, w momencie wyrażenia przez Piotra zgody na prośbę Jezusa, przy zdaniu: „na Twoje słowo”. Uznanie swojej niewystarczalności, małości i okazanie posłuszeństwa dokonały zmianę, wymusiły niejako efekt. Bo Słowo ma moc. Nigdy nie wraca do Boga bezowocnie, ono nieustannie szuka, jest „działaniem”, „wydarzeniem, „mocą sprawczą”. Słowo Jezusa uzdrawia, podtrzymuje, wskrzesza, zmienia wodę w wino, ucisza burze, napełnia sieci… Jest sakramentalne! Dokonuje to, co oznacza. Zawsze.

    Fragm. łukaszowej ewangelii o „cudownym połowie” jest dla mnie wyrzutem i pytaniem (ot chociażby do rachunku sumienia): czy ufam Słowu? jak traktuje Słowo? jak wygląda moja wrażliwość/odpowiedź na Słowo? Czy pozwalam Słowu, by mnie przemieniało, uzdrawiało, uzdalniało do owocowania? …. ?

    #36 morszczuk
  37. lato
    Trudno mi się wypowiadać o innych, ale ja przeszedłem kiedyś taką sytuację. Było ze mną źle i nie myślałem nawet jak mogę sie z tego wykaraskać. Wtedy usłyszałem Słowo, w którym opisywane było o mnie wszystko, co przeżywam i jeszcze więcej: że moje życie może się zmienić, może być zmienione. Owszem było głoszone w formie odpowiedniej do mojego stanu. Czy głoszący to słowo nim żyje (myślę tu o Gospodarzu blogu) – warto się o to troszczyć i jeśli nadarzy sie okazja to zauważać. Patrząc na własne doświadczenia uważam, że trudno sobie wyobrazić inną sytuację. Jeśli chcesz przekonywać się, czy ktoś może „umierać dla siebie” szukaj wokół, bądź spostrzegawczy. Pan Bóg stawia obok Ciebie takich ludzi, nawet bardzo blisko. Zobaczysz, że jest to możliwe.

    #37 grzegorz
  38. …czy rybak łowiąc ryby umiera sam dla siebie? To raczej ryba umiera dla rybaka. Nikt z ludzi mając mentalnośc /myślenie/ rybaka, nie bedzie zdolny do łowienia ludzi, a tym bardziej do umierania dla siebie. Świat rybaka i świat ryby to dwa różne światy. Rybak podobnie jak mysliwy ma metalnośc zabójcy.
    Apostoł Piotr nie miał łatwej drogi nawrócenia. Musiał z rybaka zamienic /zgodzic/ się w rybę…
    Sam wiem, jak trudna to droga. Łatwiej jest łowic, niż byc złowionym…
    baso, Kościół jako akwarium, to raczej pomyłka…
    Pozdrawiam…
    janusz franus

    #38 baran katolicki
  39. #33 lato
    No coż. Ja pewnie nie znam Ks. Biskupa tak dobrze jak ty…
    Ale dla mnie już fakt, że twój post ukazał się na blogu jest dowodem na to, że on umie umierac dla siebie. Gdyby chciał siebie bronic, spokojnie mógłby nie umieszczac twego postu i wszystko byłoby cacy. Ma taką władzę. Czy nie tak?

    #39 basa
  40. # 33
    Potężny „Faraon”, Ooo podoba mi się. I co Ty na to, Księże Biskupie? Super!
    # 18
    Tak Baso. To ja byłam K. tylko raz podpisało mi się Ka i tak już zostało. Odnośnie wybaczenia niezbyt wiem, co miałabym Ci wybaczyć. Na blogu czasem wszyscy jesteśmy niezbyt „grzeczni”, ale to mało istotne drobiazgi nie warte brania sobie zbyt mocno do serca. W końcu wszyscy chcemy być szczęsliwi, nieprawdaż?
    Dlatego m.innymi pilnie wysłuchujemy nauczeń Księdza Biskupa i jesteśmy TU.

    #40 Ka
  41. # 40 Ka
    Nie pamiętasz, co masz mi do wybaczenia?
    Myślę, że w słowach wybaczyłaś mi, ale nie w sercu. Ja to czuję.
    Ale dziękuję i chociaż za tyle.
    To wszystko to moja wina…

    #41 basa
  42. Ad #34 Tereska
    Masz rację, Teresko, kiedy Jezus pojawia się przy nas, wszystko nabiera sensu. Jak wspaniałe jest Słowo Boże, które sprawia, że można iść dalej, choć już nie było sił, nic a nic. Rzecz w tym, że ja już kiedyś przerabiałam tę lekcję i myślałam chyba, że już nigdy nie będę umierać, nie będę bezsilna i kiedy to poczułam, to pomyślałam, że oddaliłam się od Pana bardzo i jestem sama. Nie spodziewałam się, że przyjdzie a tymczasem proszę: „na Twoje słowo, Panie” i jeszcze „nie lękaj się, bo jestem z tobą, bo cię wykupiłem” przyniosło pokój, siłę, bliskość Pana.

    Ad basa, baran katolicki
    Dawno temu słyszałam takie porównanie od ks.Cholewińskiego, że to Pan Bóg jest rybakiem, który nas łowi na wędkę krzyża. Ryby to my wszyscy ludzie (ktoś dodał szeptem:”złote rybki!”)
    Pozdrawiam

    #42 AnnaK
  43. Księże Biskupie! Chciałbym zapytać co Ksiądz biskup sądzi nt. stosowanej dziś powszechnie w egzegezie metodzie historyczno-krytycznej. Ja studiuję teologię i często mam wrażenie, że egzegeza biblijna oparta tylko o tę metodę nie tylko nie jest wystarczająca, a nawet szkodliwa, bo nie prowadzi do spotkania człowieka ze Słowem, jest zbyt racjonalistyczna. Nigdy bowiem przez całe 5 lat studiów nikt mi nie wyjaśnił historii zbawienia tak egzystencjalnie, jak robi to Ksiądz Biskup choćby w programie „Chrzest w życiu i misji Kościoła”. Pozdrawiam, z Bogiem!

    #43 kleryk
  44. Przed usłyszeniem tej Ewangelii podczas Mszy Świętej, czytałam dziennik o opłynięciu przylądka Horn przez niewielka załogę małego jachtu pod nazwa „Stary”. Wśród załogi była jedna odważna kobieta. Po lekturze tego dziennika, przeżyć ich bohaterów zrozumiałam, co znaczy ewangeliczne wypłynięcie na głębię i całkowite powierzenie się Panu. Po takiej podróży człowiek staje się całkowicie odmieniony, jego myślenie o sobie i Bogu nabiera nowego odniesienia, staje się zupełnie inne mimo krótkiego przedziału czasowego. Tak wygląda cud przemiany spowodowany przez Chrystusa. Jedno wydarzenie, a człowiek nie poznaje samego siebie.

    #44 Barbara
  45. #kleryk
    Skoro już jesteś na tym blogu to zostań jako Kapłan na Drodze. Bardzo nam brakuje tak ukształtowanych duszpasterzy.
    Mnie przez 50 lat zycia nikt nie wyjaśnił historii zbawienia tak egzystencjalnie, jak dane jest mi uczyć się na DN i za sprawą Ks Biskupa na tym blogu .
    pozdrawiam

    #45 Tereska
  46. …#42,AnnaK…
    masz rację; Pan Bóg jest RYBAKIEM, który w Jezusie Chrystusie staje sie RYBĄ. Nie tylko rezygnuje z łowienia ludzi, lecz sam na krzyżu jest przynętą dla każdego z nas.
    Być może to tylko układanka słowna, ale dla mnie bardzo ważna…
    Pozdrawiam Cię…
    janusz franus

    #46 baran katolicki
  47. Ad #43 kleryk
    Metoda historyczno-krytyczna jest potrzebna, ale nie jest jedyna i nie jest wystarczająca. Nie jest też bardzo szczęśliwe Twoja wypowiedź, która sugeruje (daje się tak rozumieć), jakoby to była jedyna metoda powszechnie stosowana – także w Twoim Seminarium. Tak nie jest. Zapewne także tak nie jest w Twoim Seminarium.
    Natomiast jest prawdą, że potrzeba nam większej umiejętności odczytania Słowa Bożego w odniesieniu do naszego życia. Chodzi o historiozbawcze rozumienie Słowa tak, by odkrywać sens historii własnego życia – mieć na nie światło. A więc lectio divina, skrutacja, celebracje słowa, kręgi biblijne, proponowny przeze mnie program Chrzest w życiu i misji Kościoła itp. Ważne jest także to, by mieć odniesienie do wspólnoty, a nie tylko ograniczyć się do czytania indywidualnego.
    Wczytaj się w Konstytucję o Objawieniu Bożym, Dei Verbum i ewentualnie inne dokumenty Kościoła. Popytaj profesorów.
    Jeśli zechcesz, napisz coś więcej.
    Bp ZbK

    #47 bp Zbigniew Kiernikowski
  48. Ad #46 baran katolicki
    Tak tak, to logiczne Jezus – Człowiek, czyli Ryba. Bardzo dobre dopełnienie, podoba mi się.
    Pozdrawiam

    #48 AnnaK
  49. # 41 Czy my, Baso, zetknęłyśmy się /może nieopatrznie/ w realu?
    Jeżeli tak, to prawda co piszesz, nie wybaczyłam /w głębi/. BO TO STRASZNE DRAŃSTWO BYŁO, a ja nienawidzę draństwa. Nie tylko w stosunku do siebie. Innych przed draństwem też bronię, tak nienawidzę.

    #49 Ka
  50. Chodzi za mną to zdanie:
    „Czasem wolimy czekać następnej “nocy”, by łowić według zwyczaju i po swojemu”
    Zwłaszcza określenie „noc” mocno do mnie przemawia. Poznawszy Jezusa Boga mogę iść za Nim w świetle dnia. Godząc się na to, że będę wyraźnie widziana ze swoimi ułomnościami, grzechami.
    „Czasem” jednak strach przed chodzeniem w świetle wygrywa…
    Pojawia się pokusa, by, zachwyciwszy się Jezusem, pozostać przy swoich zajęciach. Wracać tylko do spotkania z Nim; do słów, które powiedział; do gestów, które uczynił…
    Zacytowane zdanie uzmysłowiło mi, że samo tylko „wracanie pamięcią do cudu” uczynionego dla mnie przez Jezusa jest powrotem do „nocy”, w której żyłam przed spotkaniem Jezusa.
    A cud, którego byłam świadkiem, był przecież po to, żeby mnie wyprowadzić z „nocy”…
    Pozdrawiam 🙂

    #50 julia
  51. #49 Ka
    Nie, nie znam cię w rzeczywistości. Tylko z blogu.

    #51 basa
  52. #49
    To więc nie ma nic do wybaczania Baso. Drobiazgami się nie przejmuj. Nie warto, bo z drobiazgów utworzylibyśmy sami sobie górę jeszcze trudniejszą do przejścia. A przecież chcemy zatańczyć, kiedyś … Bogu 😀

    #52 Ka
  53. Dziękuję za dobre słowo.

    #53 basa

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php