Gaudete (3. Ndz Adw A – 191215)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Tradycyjnie 3. Niedziela Adwentu nosi nazwę Gaudete czyli „Radujcie się”. Są to słowa zaczerpnięte z Listu św. Pawła do Filipian (4,4). Stanowi to tekst antyfony na wejście. Tymi słowami rozpoczyna się ze strony zgromadzenia liturgia tej adwentowej Niedzieli.

Jest to wyraz wiary Kościoła, czyli zgromadzenia, które tym wezwaniem jakby mobilizuje się do wzbudzenia w sobie świadomości, że – jak dalej w tym tekście mówi św. Paweł – „Pan jest blisko”. Z wary i świadomości bliskości Pana rodzą się pozytywne myśli i działania wspólnoty wierzących.

Radość zapowiedziana

Pierwsze czytanie tej Niedzieli, zaczerpnięte z Proroka Izajasza, też ukierunkowuje nas na radość. Słowa te wypowiedział Izajasz w kontekście zagrożenia wygnania babilońskiego. A więc zapowiadał trudne wydarzenia i czas upokorzenia, jakie miało przyjść na naród wybrany. Jednak ten trudny etap, który naród musi przejść ze względu na swoje nieprawości, nie jest tylko dla jego poniżenia.

Wezwanie do radości ma pomóc przeżyć ten trudny czas.

Powiedzcie małodusznym:
«Odwagi! Nie bójcie się!
Oto wasz Bóg, oto pomsta;
przychodzi
Boża odpłata;
On sam przychodzi, by was zbawić».

To wezwanie do radości jest więc osadzone w kontekście zmagania się, jakie ma nastąpić. W tym, jednak co ma nastąpić, nie może zostać na pierwszym planie fakt nieuchronne zbliżającego się zmagania a nawet bolesnego doświadczenia chwilowej porażki. Na pierwszym planie w sferze wiary i świadomości musi pozostawać zwycięstwo i radość ze zwycięstwa, dlatego, że to Pan tak zapowiedział i on tego dokona. Właśnie wtedy, gdy będziecie doświadczać trudności i przeciwności, On „będzie przychodził” aby zbawiać.

Cierpliwości rolnika

Aby doświadczyć zbawienia trzeba cierpliwości. Dla rozumienia tego przychodzi nam z pomocą w drugim czytaniu św. Jakub.

Trwajcie cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana.
Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi,
dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny.
Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze,
bo przyjście Pana jest już bliskie
.

Skoro wierzymy w przyjście Zbawiciela i Go z ufnością oczekujemy, musimy dostosować do tego naszą „taktykę” działania. Nie możemy postępować tak, jak byśmy chcieli brać w swoje ręce bieg wydarzeń i sami  kształtować historię naszego życia. Trzeba cierpliwego oczekiwania.

Bardzo wymowne jest to odniesienie, jakie czyni św. Jakub do postawy i zachowania rolnika. Rolnik, po wsianiu ziarna w ziemię, nie ma już nad nim, nad jego wzrostem władzy. Naturalnie może wspomagać przez nawożenie i dzisiaj stosowanie środków ochronnych, jednak wzrost nie zależy od niego i musi czekać (Zob. Mk 4,26-29). To czekanie jest już jednak w pełne ufności i poniekąd już „brzemienne” owocem. Owoc będzie.

Nasza cierpliwość – jak dalej mów św. Jakub – wyraża się głównie w ty, że z pokorą przyjmujemy wydarzenia, jakie nas spotykają. Niezależnie od tego, czy są ona po naszej myśli czy też czasem inne a nawet wprost przeciwne, nosimy w sobie cierpliwą nadzieję, że Pan spowoduje w nas właściwy owoc tych wydarzeń. Można powiedzieć, że jesteśmy „brzemienni cierpliwą nadzieją”

Przejawy naszej brzemiennej cierpliwości

Świadomość otrzymanej obietnicy, która nas wprowadza w logię radosnego oczekiwania, powoduje już teraz – a więc zanim obietnica dokona się spełnienie obietnicy – nowość. Nasze oczekiwanie wynikające z obietnicy jest czynnikiem który nadaje ton naszemu myśleniu i działaniu.

Jest to na podobieństw rodziców oczekujących narodzin dziecka. Już wiedzą się poczęło, chociaż jeszcze nie widzą pełni narodzin. Z powodu tego radosnego oczekiwania płynie moc, która uzdalnia do zniesienia niewygód, trudności i przeciwności. Pozwala też zmieniać sposób przeżywania wzajemnych relacji. Tak możemy rozumieć słowa św. Jakuba:

Nie uskarżajcie się, bracia, jeden na drugiego,
byście nie podpadli pod sąd.
Oto Sędzia stoi przed drzwiami.
Za przykład wytrwałości i cierpliwości weźcie, bracia, proroków,
którzy przemawiali w imię Pańskie.

Obietnica prawdziwego i sprawiedliwego Sądu pokrzepia wierzącego by sam nie dokonywał ocen i sądów własnych. By nie oskarżał i nie uskarżał się. By wytrwale czeka, aż się objawi zapowiadana Prawda i spełni się Obietnica.

Ewangelia: to jest Ten, który ma przyjść: szczęśliwi, którzy Go przyjmą „wbrew” sobie

To jest Ten, który przychodzi. Potrzebujemy stałego odkrywania faktu przychodzenia Tego, który był zapowiedziany. Jan Chrzciciel potrzebował potwierdzenia, bo jeszcze oczekiwał. Za jego życia nie spełniła się jeszcze prawda Ewangelii. Jezus jeszcze nie wpadł w ziemię i nie umarł na krzyżu, aby powstać jak nowa rzeczywistość z grobu.

My już wiemy o tym fakcie i wierzymy w Tego, który zmartwychwstał i przychodzi. Problemem jednak pozostanie zawsze to, że On przychodzi tak inny od naszych ludzkich wyobrażeń i oczekiwań. Ponieważ przychodzi tak inny, to wielu z nas Go nie rozpoznaje a nawet odrzuca.

Jezus – świadom tej inności swojego przychodzenia i swojej obecności – powiedział o sobie: Szczęśliwy kto nie ulegnie zgorszeniu z mego powodu (taki jest dosłowny sens tekstu greckiego). Chodzi o świadomość tego, że prawda Jezusa w oczach człowieka może jawić się tak trudna, że dla niejednego z nas ludzi, może wydawać się przeszkodą a nie pomocą i właściwym rozwiązaniem na nasze życie. Oficjalny przekład oddaje to w sposób jakby złagodzony: błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie.

Pozostanie zawsze prawdą, że Ten przychodzący do nas Bóg w Osobie i Prawdzie Jezusa jest tak inny od naszego spoglądania na otaczającą rzeczywistość, że grozi nam zawsze niebezpieczeństwo patrzenia głównie przez nasz pryzmat i tym samym przeoczenia prawdy Jezusa a może nawet jej odrzucania w różnych konkretnych sytuacjach.

Tym, co nam przeszkadza a czasem wręcz uniemożliwia właściwe spojrzenie na przychodzenie i obecność Boga w naszym życiu są zazwyczaj dwie dziedziny. Pierwszy to lęk przed jakimiś niebezpieczeństwami (realnymi czy wyobrażanymi)  i próba zaradzenia temu za wszelką cenę. Drugi to jakieś przywiązanie do swego sukcesu a czasem nawet pewna fascynacja jakimiś własnymi osiągnięciami. W jednym i drugim przypadku nasze spojrzenie staje się ogniskowane poza przychodzącym do nas jedynym Panem wszystkiego.

Kto te tajemnice rozumie i nimi się nie gorszy, to znaczy je przyjmuje, ten ma powód do prawdziwej i niezmiennej radości. Stąd adwentowe: Gaudete! Radujcie się!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

60 komentarzy

  1. Szkoda, że Ksiądz Biskup nie wspomina podstawowym warunku adwentowego „Gaudate” jest Sakrament Pokuty i Pojednania dla tych, którzy o tym nie pamiętają lub nie chcą pamiętać. Ten, który chce przyjść i nie wątpliwie przychodzi do duszy katolickiej jest Stwórcą. Przychodzi do swojej własności. Kiedyś myślałem, że grzech ciężki wygania z mojej duchy Pana Jezusa. Dzisiaj widzę, że po grzechu ciężkim/śmiertelnym/ to „ja” sam opuszczam siebie samego szukając innej kryjówki. Niejako po grzechu ciężkim zostawiam Chrystusa Pana samego w swojej duszy. W Spowiedzi sakramentalnej wracam do siebie jak syn marnotrawny na spotkanie ze swoim umiłowanym ojcem. Być może brzmi to dziwnie ale widzę siebie w grzechu ciężkim niejako poza sobą. W grzechu nie jestem sobą. Grzesząc staję się kimś obcym. Kim?
    janusz

    #1 baran katolicki
  2. #1
    baran katolicki
    Drogi Januszu.
    „Radujcie się w Panu…” – powiada Pismo. Prawdziwa radość jest jak miłość, która usuwa każdy grzech.
    Dla radosnego człowieka wszystko jest czyste, ładne, ma piękną dusze.
    Prawdziwa radość jest jak dobra spowiedź.
    Człowiek radosny jakby promieniał Bogiem, ale to musi być prawdziwa radość dana nam od Niego.
    Radości danej od Stwórcy nic nie zagłuszy mimo, że ten świat to próbuje zrobić.
    Może ja mam taką radość bo widzę po sobie jak taki radosny jestem, sam z siebie się śmieje.
    Czasami mi ten świat dokuczy więc mi smutno, ale za parę chwil znowu staje się radosny.
    I tak mi się zdaje, że troszkę zafałszowaliśmy słowa Jezusa nie tylko o spowiedzi. Może żeby mieć jakąś korzyść z wiary, np. materialną?
    Czy słowa Jezusa o odpuszczaniu grzechów naprawdę dotyczą częstej spowiedzi?
    Czy może dotyczą innej kwestii?
    I taka kwestia, że my uznajemy bardziej Jezusa za Boga niż człowieka a Bóg nie może zgrzeszyć więc się usprawiedliwiamy, że my nie damy rady żyć bez grzechu.
    Zapamiętajmy, że Jezus też był wystawiany na pokusy cielesne – tak powiada Pismo – ale pewnie te pokusy zwalczał przy pomocy Ducha Świętego.
    Tak samo i my powinniśmy pokusy cielesne zwalczać Duchem Bożym ale wolimy się chyba usprawiedliwiać niż włożyć trochę wysiłku.
    Wolimy siedzieć i marudzić niż się ruszyć i coś zrobić.

    #2 chani
  3. W mojej historii Bóg już mnie prawdopodobnie rozwiązał od moich osiągnięć i sukcesów, nawet już za nimi nie tęsknię. Ale lęk o jutro ciągle zarządza moim życiem, kreuje działania celowości, których nie jestem pewien. Rozumiem ich bezcelowość i miałkość a jednak działam z nadzieją że teraz to na pewno się uda. Trwanie przy Bogu bardzo ułatwia mi wspólnota DN. Tam wiara w miłość Boga się odbudowuje. Widzę potężną różnicę w przeżywaniu tej sytuacji między np. żoną, która zaniedbuje życie wspólnotowe a sobą który widzę i próbuję odczytywać znaki dane mi w tym czasie. Trwanie w jedności z Bogiem jest dla mnie jedynym lekarstwem na wszelki lęk.
    Ważne jest w tych czytania również rola Jana. Być takim posłańcem przed Chrystusem w stosunku do swego otoczenia. Dać świadectwo wiary i skupić uwagę na Chrystusie.

    #3 St(r)ach
  4. #2
    chani,
    podstawowym warunkiem radosnego „gaudete” jest dla katolika stan łaski uświęcającej. To Łaska uświęcająca sprawia, że dusza się raduje jak u Maryi. „Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu Zbawcy moim”. Zarówno Pan Jezus Jak i Maryja Panna w swoim człowieczeństwie byli pełni Łaski uświęcającej. Nigdy tej pełni łaski nie utracili. My po przez grzech ciężki/śmiertelny/ tracimy stan łaski uświęcającej i dlatego nie ma w nas „gaudete”. W grzechu ciężkim nie ma co siedzieć i udawać radosnego ale jak najszybciej udać się z pośpiechem do najbliższego księdza z prośbą o spowiedź.
    janusz

    #4 baran katolicki
  5. Dzisiaj nasunęła mi sie myśl oglądając pewien serial, że są ludzie którzy jakby zabijali duszę w drugim człowieku.
    Tak wiem powiecie, że dusza ludzka jest nieśmiertelna ale ja nie wiem czy w to wierzyć.
    Osoby pozbawione duszy są wrakami człowieka. Niby chodzą po ziemi ale widać co wyprawiają.
    Bóg nam powierza dzieci a to dorośli z tych dzieci „wyrywają” dusze.
    Nie dbamy o swoją i pozbywamy ją innych.
    To tak jak człowiek w śpiączce. Niby żyje ale jest nie obecny.

    #5 chani
  6. Mieć dziecięcą radość z tego ,że:
    ….żyję, podziwiam dzieło stworzenia- przyrodę i ludzi różnobarwnych…
    …żyję i poznaję świat…
    …żyję i dziękuję Bogu Ojcu za Syna Jezusa Chrystusa…
    …żyję i jestem wdzięczna za Święty Kościół Powszechny…
    …żyję i jestem zachwycona DN

    #6 niezapominajka
  7. #4
    baran katolicki
    Przecież napisałem o prawdziwej radości, radości sera a Bóg patrzy weń.
    żeby to zobaczyć trzeba wyjść ze swojej religii, ze swojej dziupli i spiąć się na sykomorę żeby się rozejrzeć i to zobaczyć.
    Inaczej wygląda udawana radość a inaczej prawdziwa. Wystarczy tylko chcieć to zobaczyć.
    To samo jest z miłością.
    Jest prawdziwa i udawana.

    #7 chani
  8. Mieć dziecięcą radość z tego ,że:
    ….żyję, podziwiam dzieło stworzenia- przyrodę i ludzi różnobarwnych…
    …żyję i poznaję świat…
    …żyję i dziękuję Bogu Ojcu za Syna Jezusa Chrystusa…
    …żyję i jestem wdzięczna za Święty Kościół Powszechny…
    …żyję i jestem zachwycona DN
    …żyje i szykuję się na Boże Narodzenie wśród najbliższych, by nasze serca , doznawały oczyszczenia – ciągłych narodzin w naszym sercu przez cały rok, czego wam wszystkim życzę 🙂 🙂

    #8 niezapominajka
  9. #3
    Stachu,
    największym i najważniejszym osiągnięciem człowieka wiary jest osobiste zbawienie. Zbawienie własnej duszy jest obowiązkiem i mega sukcesem każdego człowieka. Przy każdym działaniu, pierwszym działającym jest Stwórca. On działa a człowiek kooperuje w Jego działaniu. Tak ustawione działanie jest zawsze skazane na sukces. W małżeństwie o jedności decyduje stan łaski uświęcającej w duszach małżonków. Zapewniam Cię, jeżeli obydwoje troszczycie się o duchowe piękno waszych dusz to nikt i nic was nie rozdzieli. Trwanie w łasce uświęcającej daje prawdziwy pokój i prawdziwą radość ducha.
    janusz

    #9 baran katolicki
  10. #9
    Januszu,
    Piszesz:”największym i najważniejszym osiągnięciem człowieka wiary jest osobiste zbawienie”
    Najprawdopodobniej piszesz o sobie.
    Jest to bardzo smutna konstatacja. Jeśli tak myślisz a nie daj Boże tak postępujesz, jesteś, musisz być bardzo osamotniony.
    W tym bowiem wypadku nikomu do niczego nie jesteś potrzebny.

    #10 grzegorz
  11. #10
    Grzegorzu,
    znowu wylewasz swoje osady i po co? Pomyśl człowieku. Po co Ci cnota wiary? Przecież wiara jest konieczna do Twojego osobistego zbawienia/uświęcenia/. Dla mnie zbawienie to uświęcenie. Święty Kościół Rzymskokatolicki poucza nas, że do zbawienia konieczna jest „łaska uświęcająca”. Piszesz, że troszcząc się o własne zbawienia jestem nikomu do niczego nie potrzebny. Bzdura chłopie bo tylko uświęcony/zbawiony/ mogę komukolwiek pomóc. Nici z mojej pomocy jeśli będę w grzechu ciężkim/śmiertelnym/ pozbawiony łaski uświęcającej. Być może zdołam być dobrym człowiekiem w porządku przyrodzonym natomiast w takim stanie duchowego potępienia moja dobroć nie ma żadnej wartości. Tylko pod warunkiem, że sam będę zbawiony/uświęcony/ mogę innych naprowadzić na drogę zbawienia.
    janusz

    #11 baran katolicki
  12. #11
    Januszu,
    Cieszę się, że tak sprawnie zmieniłeś zdanie. Już teraz nie:
    „pierwszym i najważniejszym osiągnięciem człowieka wiary jest osobiste zbawienie” jak pisałeś w #9, ale:
    „Naprowadzanie innych na drogę Zbawienia” jak piszesz w #11.
    Jak widzisz w tym Twoim naprowadzaniu rolę Jezusa Chrystusa?

    #12 grzegorz
  13. #12
    Grzegorzu,
    Łaska uświęcająca to nic innego jak Jezus Chrystus we własnej Osobie. W grzechu ciężkim/śmiertelnym/ ewangelizujesz o własnych tylko siłach, po swojemu i dla własnych korzyści. Człowiek pozbawiony Łaski uświęcającej nie ma w sobie miłości Chrystusowej. W grzechu ciężkim/śmiertelnym/ rolę Pana Jezusa odgrywa grzesznik.
    janusz

    #13 baran katolicki
  14. #13
    Januszu,
    OK dzięki, lepiej Cię teraz rozumiem.
    Zauważam u siebie również takie tendencje, aby iść do innych z własnymi siłami, po swojemu, dla własnych korzyści, chociaż grzechu ciężkiego nie popełniłem.

    #14 grzegorz
  15. #14
    Grzegorzu,
    jak rozpoznajesz, aby nie było po swojemu, własnymi siłami, ale była to, wola Boga Ojca ?

    #15 niezapominajka
  16. #14
    Grzegorzu,
    przypomnij sobie czasy socjalizmu bolszewickiego w PRL u. Ci aktywiści, którzy uwierzyli w partię, nie mieli problemu z torturowaniem a nawet mordowaniem uczciwych Polaków. Niby Polak a strzelał w skroń Polakowi bez wyrzutów sumienia. Wybacz ten wstęp iście z horroru nie tak dawnych czasów. Piszesz, że grzechu ciężkiego „nie popełniłem”. Chwała Bogu, że dajesz radę trwać w Łasce uświęcającej/Chrystus/. Niestety i ja uważam, że jestem w stanie tej samej Łaski uświęcającej/ten sam Chrystus/. Dlaczego więc tyle spięć między nami? O co chodzi? Czy nadchodzi czas, kiedy Katolik Katolika ukatrupi na forum tego świata?
    janusz

    #16 baran katolicki
  17. #16
    Januszu,
    Jedna sprawa to grzechy a zwłaszcza grzech ciężki.
    Należy jednak użyć słowa, którego nie lubisz a mianowicie rozpoznanie.
    Aby się nie wymądrzać, powiem tylko tyle, że owo rozpoznanie jest tym lepsze im bardziej „wspólnotowo” przeżywamy codzienność oraz im lepiej owe wspólnoty w których żyjemy są uformowane mówiąc trochę biurokratycznie.
    Parafia w której jesteśmy aktywni, rodzina w której kręgu się obracamy, przyjaciele i znajomi, środowisko pracy.
    Zewsząd płyną sygnały o moim postępowaniu. Im bardziej jestem aktywny tym więcej.
    Wystarczy tylko i aż słuchać. Pan Bóg daje też wskazówki, np. rezultaty podjętych decyzji.
    Szema Israel!!!
    Natomiast co do naszych różnic , spięć jest piękna „Pieśń o śnie” Jacka Kaczmarskiego i Przemysława Gintrowskiego.
    Kiedyś nawet nie wiedziałem skąd ten motyw.
    Warto wracać do tekstu, który jest inspiracją Autora:

    „Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem,
    pantera z koźlęciem razem leżeć będą,
    cielę i lew paść się będą społem
    i mały chłopiec będzie je poganiał.
    9 Zła czynić nie będą ani zgubnie działać
    po całej świętej mej górze,
    bo kraj się napełni znajomością Pana,na kształt wód, które przepełniają morze.: Iz 11,6,9

    Być może, są to właśnie wody na których pływamy jak pisałeś.
    Znajomość Pana daje wolność bycia blisko nam, tak ze sobą niezgodnym.
    Nie poprzez wyciosanie z każdego z nas jednakowej figury, ale poprzez nasze wzajemne przebaczanie. 🙂

    #17 grzegorz
  18. #15
    niezapominajko
    Co mi pomaga, aby nie było po mojemu?
    Mógłbym wymieniać to co jest znane: Słowo Boże, Sakramenty itd.
    Ale tak naprawdę najbardziej pomagają mi moje bankructwa.

    #18 grzegorz
  19. Wracając do mojego wpisu z poprzedniej niedzieli:
    ostatnio Bóg pokazał mi, że jak chce to mogę jednak odważyć się. Zawsze sobie powtarzam, że jednak nie dam rady a jednak Bóg mówi, że dam i rzeczywiście daje radę.
    Idę tam gdzie myślałem, że nie uda się.
    Wystarczy tylko chcieć.
    Człowiek zawsze myśli inaczej niż Bóg.

    #19 chani
  20. #17
    Grzegorzu,
    są w użyciu dwa podobne sobie słowa. Jedno to „rozpoznanie” a drugie to „rozeznanie”. „Rozpoznania” nie jest nielubiane przeze mnie. Mam obiekcje co do „rozeznania” jako sposobu na ciągłe szukanie również tego co już zostało odszukane. Rozeznanie jest zawsze po rozpoznaniu. Nie może być na odwrót. Dla przykładu. Grzech ciężki/śmiertelny/, który w wierze katolickiej pozbawia człowieczą duszę Łaski uświęcającej w dzisiejszej dobie jest mocno bagatelizowany. Powiadacie grzech to grzech. Każdy grzech jest równy sobie. O, nie. Grzech grzechowi nie podobny.
    Grzegorzu, czy Ty praktykujesz codzienny rachunek sumienia? Czy „badasz” swoje sumienie? W jaki sposób rozeznajesz lub jak wolisz rozpoznajesz grzech ciężki/śmiertelny/ w swojej duszy/życiu/? janusz

    #20 baran katolicki
  21. Ciągle piszecie o łasce uświęcającej – ostatnio też Bóg mi pokazał, że mam tą Jego łaskę na codzień.
    Możecie mi nie wierzyć bo nie przyjmuje komunii św. ale wiem co to znaczy „Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”.
    Nie wiem, jak wam to napisać ale przecież wiecie, że jestem niepełnosprawny i mam zanik mięśni ale dzięki Niemu funkcjonuje. Ostatnio właśnie pokazał mi, że bez Niego znowu byłem słaby [tak jak w dzieciństwie].
    To dzięki Niemu wiem, że nie myślę już po swojemu tylko staram się spełniać Jego wolę.

    #21 chani
  22. #18
    Grzegorzu,
    doświadczam tego samego 🙂
    …jednakże nasze plany i aktywność są mile widziane w codzienności :):
    „Rób tak jakby od ciebie to zależało, ale miej świadomość, że wszystko zależy od Boga ” – jakoś tak ktoś powiedział / zasłyszane / 🙂

    #22 niezapominajka
  23. #20 Januszu
    Twoje pytania są generalnie z gatunku konfesyjnych.
    Jednak mogę powiedzieć, że ciężar mojego grzechu wzrasta wraz z moim zamykaniem się na działanie Boga.

    #23 grzegorz
  24. #18
    W samo sedno. Dopiero kiedy stajemy na gruzach swoich starań , bezradni wobec otaczającej nas rzeczywistości możemy usłyszeć w sercu prawdziwy głos Boga. Kiedy nasze ja ulega zagładzie, wówczas nic nie zakłóca głosu z zewnątrz. Głosu Boga. Pytanie tylko czy zechcemy ten głos przyjąć i pójść za nim. Czy nie będzie kogoś kto powie, że to tylko emocje.

    #24 St(r)ach
  25. #23
    Grzegorzu,
    moje pytanie nie jest tylko konfesyjne lecz przede wszystkim katolickie. Wolę sprecyzować na rzymskokatolickie bo dzisiaj nie wszystko co katolickie jest rzymskokatolickie. Jesteśmy podzieleni w wierze. Dzieli nas ten świat. Dzieli nas duch tego świata/szatan/. Na tyle na ile mamy rzymskokatolicką tożsamość/świadomość/ będziemy w stanie poznać czy rozpoznać ciężar własnego grzechu. Jednym z podstawowych kryteriów ciężkości/diabelskości/ własnego grzechu jest skutek jaki ten grzech wyrządza nie tylko w grzeszniku ale i otoczeniu/społeczność/. Dzisiaj obniża się nam poprzeczkę człowieczeństwa do poziomu zwierzęcego. Co niektórzy neokatolicy już nie widzą istotowej różnicy pomiędzy człowiekiem a psem czy kotem. Po prostu człowiek to taki sam sak jak inne saki.
    Grzegorzu, pytałem Cię o Twój rachunek sumienia tylko dlatego bo zdaję sobie sprawę jak uśpione, zniewolone, sparaliżowane, poranione mamy własne, człowiecze duchy. Tym duchem jest Twoje „ja”. Jeśli zgodzisz się na dobicie swojego „ja” w swojej duszy to tak samo jak byś zrezygnował z własnego człowieczeństwa i wybrał za swoją istotę/naturę/ psa, świni, kota, barana, skowronka, ślimaka, muchy, itd. Im dalej od człowieczeństwa tym gorzej dla Twojego „ja”. Święty katolicki to ten, który dotarł przy pomocy Łaski uświęcającej do własnego ducha/”ja”/ i tam odnalazł siebie takim jaki został stworzony/bardzo dobry/.
    janusz

    #25 baran katolicki
  26. #19
    chani,
    bzdurą jest to co piszesz. Chodzi o Twoje;”Człowiek zawsze myśli inaczej niż Bóg”. Prawy/święty/ człowiek to człowiek w stanie Łaski uświęcającej. Prawy/święty/ człowiek to człowiek, którego myśli i czyny ukierunkowane są na Boga/Stwórcę/. Dlaczego generalizujesz człowieczeństwo do poziomu grzesznika/zwierzęcia/? Dla mnie CZŁOWIEK zawsze myśli tak samo jak Stwórca. Doskonały przykład mamy w Panu Jezusie i Najświętszej Maryi Pannie. Te dwie osoby ludzkie były i są CZŁOWIEKIEM w całej krasie człowieczeństwa. Człowieczeństwo Pana Jezusa i Panny Maryi jako jedyne zostało nieskalane grzechem. Krzysztofie w każdym grzechu człowiek bydlacieje. Staje się obcy swojej naturze. W grzechu rezygnujemy z własnego człowieczeństwa. Pamiętaj, że człowiekiem być to świętym być. Grzesznik i grzeszność jest obcą rzeczywistością natury ludzkiej.
    janusz

    #26 baran katolicki
  27. #24
    Stachu,
    co z Tobą zrobili? Jak mocno cię obrobili? Pisząc;”Kiedy nasze ja ulega zagładzie, wówczas nic nie zakłóca głosu z zewnątrz. Głosu Boga”. Człowieku bzdura nie do przełknięcia po katolicku. Powiedz, jak Ty rozumiesz własne „ja”? Co to takiego dla Ciebie jest to Twoje „ja”? Ktoś/wiem kto/ brutalnie wdarł się do Ciebie i robi z Tobą co chce. Powiem Ci o kogo i o co chodzi jeśli spróbujesz zdefiniować własne „ja”, które tak bardzo znienawidziłeś i pragniesz zagłady tego co jest Tobą.
    janusz

    #27 baran katolicki
  28. #26
    baran katolicki
    Tylko, że Januszu człowiek, który posiada łaskę Boga nie zawsze może wiedzieć, że tą łaskę ma.
    Człowiek może nawet nie wiedzieć, że Bóg go wybrał do wyższych celów. Za przykład niech posłużą Prorocy.
    Mimo, że Bóg ich wybrał pewnie nie zawsze myśleli, że tak Bóg im uczynił.

    #28 chani
  29. #28
    chani,
    każdy kto świadomie i dobrowolnie łamie przykazanie Boże lub Kościelne w rzeczy ważnej, popełnia grzech ciężki/śmiertelny/ a tym samym traci Łaskę uświęcającą. Znasz 10 przykazań Bożych i powinieneś jeśli zapomniałeś przypomnieć sobie przykazania kościelne. Są dobrze przedstawione na http://mateusz.pl/mt/ewa-rozkrut/przykazania-koscielne.htm Każdy człowiek jest obdarowany przez Stwórcę sumieniem. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad swoim sumieniem? Czy wiesz co to takiego jest w Twojej duszy? Każdy Prorok doskonale wie kto Go posyła/wybiera/. Może nie wiedzieć po co i dlaczego Bóg posługuje się właśnie nim ale na pewno jest mocno przekonany, że to właśnie Bóg go posyła na nieznane mu wody. Prorok, który nie wie kto go posyła jest fałszywym prorokiem jakich wielu można napotkać i dzisiaj.
    Krzysztofie, codzienny rachunek własnego sumienia to tylko 15 minut z całej doby. Warto o tym nie zapominać i nieustannie troszczyć się o prawe sumienie.
    janusz

    #29 baran katolicki
  30. #28
    chani,
    o łasce Boże po katolicku możesz poczytać https://kosciol.wiara.pl/doc/489480.Co-to-jest-laska/3
    janusz

    #30 baran katolicki
  31. 27
    Januszu ,
    gdybyś dał się obrobić/wiem komu/ to do tej pory nie szukałbyś WIEDZY, bo miałbyś WIARĘ, która daje prawdziwą WIEDZE .
    Doskonale rozumiem Stacha, a dziwie się, że TY nie wiesz, co to własne „Ja”.
    /zresztą może być tak, że wiesz, ale prowokujesz/

    #31 Klara
  32. Powiem za św. Pawłem „Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią”.
    To Bóg mi podpowiada czy coś złego popełniłem i wiem kiedy bym utracił Jego łaskę.
    Za psalmistą mogę też powiedzieć: ” Badaj mnie, Boże, i poznaj me serce, Doświadcz – i poznaj rozterki. Zobacz, czy nie ma we mnie czegoś, co Cię rani, i prowadź drogą wypróbowaną od wieków!”.
    A jeśli chodyi Tobie o przykazania to Bożych nie łamie ale przykazania kościelne są ludzkie więc tak, łamie je.
    Ja się tego nie wstydzę i wiem, że grzechu nie popełniłem.
    Możecie się ze mną nie zgadzać, wasza rzecz nie moja ale wiem co mówię.
    Nie zawsze prorok wie. Może nie od razu. Prorok Samuel nie wiedział przecież, kto go wzywa.
    I w dzisiejszych czasach nie tyle potrzeba proroków, którzy głoszą kerygmat, lecz tych, którzy swoim życiem pokazują Boga.

    #32 chani
  33. #31
    Klaro,
    wczoraj pisałem #27 do Stacha a dzisiaj syn przyniósł listopadowy numer „Losservatore Romano” gdzie zaraz na początku jest umieszczony artykuł Andrea Monda pod tytułem „Kościół synodalny i religia własnego „ja”. Autor tam pisze między innymi;”W homilii wygłoszonej w niedzielę podczas Mszy św. na zakończenie Specjalnego Zgromadzenia Synodu poświęconego Amazonii Papież chciał jednak przestrzec serca katolików przed czymś potężnym i zdradliwym, co mogło by zerwać tę więź, a jest tym inna więź, to co Franciszek nazywa „religią „ja”- religia obłudna ze swoimi rytuałami i ze swoimi modlitwami; bardzo liczni są katolicy, ci, którzy uznają się za katolików, ale zapomnieli o byciu chrześcijanami i humanistami- niepomna na prawdziwy kult Boga, który zawsze przejawia się przez miłość bliźniego. Także chrześcijanie, którzy się modlą i chodzą w niedzielę na Mszę św. ulegają tej religii „ja”.”. Nobla/Skobla/ dla tłumacza tego tekstu. Dla kogo to jest pisane? Reszta to lanie wody na własny młyn/kościół/ gdzie mieli się każde człowiecze „ja” zakładając z góry, że wszyscy ludzie mają rozum zdeprawowany do cna. Klaro, moja obrona własnego „ja” ma źródło w Łasce uświęcającej. Rozum człowieka porażonego grzechem przy pomocy Łaski uświęcającej jest posiadać w sobie takie „ja” jakie ma Stwórca. Boże „Ja Jestem …” jest odbite w człowieczym „ja jestem …”. W swoim #31 dziwisz się niepotrzebnie, że „TY nie wiesz, co to własne „Ja”.”. Coś na ten temat wiem. Wiem komu uwierzyłem. Moje „ja” jest stworzone na obraz i podobieństwo Bożego „JA”. Moje „ja” bez Bożego „JA” nie istnieje. Moje „ja” oddycha świętą i apostolską Wiarą rzymskokatolicką. Duszno mi w nowoczesnej wierze katolickiej. Stacho ma swój rozum i sam potrafi wydobyć to co prawdziwe, dobre i piękne pod warunkiem, że jest w Łasce uświęcającej.
    janusz

    #33 baran katolicki
  34. #31
    Klaro,
    jak ty spostrzegasz własne „ja”, to z małej litery, które jest stworzone/podarowane/ tylko dla Ciebie przez Boże „JA”? Czy i ty nienawidzisz samą siebie?
    janusz

    #34 baran katolicki
  35. #32
    Krzysztofie,
    kimkolwiek jesteś tu na blogu i tam w realu. Czas ucieka niemiłosiernie a wieczność czeka również na Ciebie. Kto uśpił twoje sumienie, twoje „ja”? Wczoraj jechałem kolejką do pracy i wyobraź sobie w pierwszym wagonie leżał rozłożony na siedzeniu czteroosobowym „biedak” śmierdzący nie do wytrzymania. Wszyscy zaciskali nosy i przechodzili dalej. Nie dało rady wytrzymać smrodu. Cuchnący pasażer nie widział w sobie problemu lecz niejako dziwił się, ze tyle ma wolnej przestrzeni do leżenia. Służby SKM były bezradne. Biblijny święty Paweł to cywilizowany człowiek. Nie był barbarzyńcą mającym w dalekim poważaniu innych/obcych/.
    Krzysztofie, nie dasz rady sam na sam z Bogiem. Idź do spowiedzi.
    janusz

    #35 baran katolicki
  36. Księże Biskupie, ratuj Krzysztofa puki czas. janusz

    #36 baran katolicki
  37. #27
    Januszu
    zacznę od tego że nikogo ani niczego nie nienawidzę a już na pewno własnego ja. Dziwię się Twoim słowom. Wynika z nich że mam do czynienia z kimś kto w rozmowie tylko mówi i nie ma zamiaru słuchać,albo też nie rozumie prostych słów swojego rozmówcy. Istnieje też inna możliwość, a mianowicie że posiadłeś pełnię objawienia a wszyscy inni błądzą udając swoją miłość do Boga. Jeśli tak jest to mnie oświeć,bo na razie wprowadzasz w moim sercu spory zamęt. Zgadzam się z Klarą że gdybyś otworzył się na spotkanie z Panem nie potrzebowałbyś udowadniać każdym wpisem że to Ty wszystko wiesz najlepiej i jesteś najlepszy w wypełnianiu prawa.
    Powiem Ci, jak rozumiem moje własne ja,choć mogę się domyślić co odpowiesz. Jest to zatem wszystko to co nie pochodzi od Boga, co jest efektem zwiedzenia złego ducha. Wszystko co wynika z pychy, chciwości, nieczystości itp. Wszystko co wynika z pożądliwości mego ciała. Wszystko to opisał św Paweł ( nie pamiętam w którym liście) . Wszystko to zagłusza we mnie” glos wołającego na pustyni” mego serca . Dlatego jak pisze Grzegorz potrzebuję bankructwa swojej koncepcji życia. To nie może być potknięcie tylko prawdziwa ruina, tak abym nie miał na czym odbudowywać swoich budowli. A kiedy będę bezradny siedział na tej „kupie gruzu” mam szansę usłyszeć głos skierowany tylko do mnie. ” Nie lękaj się „. Czy przyjmę i uwierzę w pełni w miłość Boga który pragnie przeprowadzić mnie przez śmierć? Nie wiem, na pewno nie pomagają mi w tym wpisy mówiące o tym że to bzdura,że to jest nie do pogodzenia z nauczaniem Kościoła Katolickiego. Myśl co chcesz możliwe że zbawisz się poprzez wypełnianie prawa ale pozwól mi wierzyć w wypełnienie obietnicy jaką otrzymałem w wierze Kościoła Katolickiego.
    Tak właśnie się dzieje w moim życiu. Od wielu lat przeżywam bankructwo misternie budowanego życia, i już dziś widzę że było to konieczne. Bóg bowiem na zgliszczach zaczyna budować razem ze mną nową budowlę. Opartą na zupełnie innym fundamencie, na fundamencie którego nawet śmierć nie może skruszyć. Pewnie dla Ciebie to głupota, ale właśnie tym był Krzyż Chrystusa dla Greków a skandalem dla żydów którzy dbali o przestrzeganie prawa .

    #37 St(r)ach
  38. #32
    chani,
    „I w dzisiejszych czasach nie tyle potrzeba proroków, którzy głoszą kerygmat, lecz tych, którzy swoim życiem pokazują Boga.”
    Potrzeba i jednych i drugich ale
    …gdyby nie ci pierwsi, kto by nam głosił
    „dobrą nowinę ” ?
    … usłyszysz i przyjmiesz, albo nie
    … nasze postawy są kształtowane od maleńkości – czym jesteśmy „karmieni”, tacy będziemy
    … słuchanie Dobrej Nowiny jest nasza radością i wzmocnieniem w trudach , zatem głoszący Ją są na „wagę złota” 🙂

    #38 niezapominajka
  39. „Krzysztofie, nie dasz rady sam na sam z Bogiem. Idź do spowiedzi”
    – jak nie dam rady?
    Nie dlatego wybrał Apostołów, żeby tylko przez nich działać.

    #39 chani
  40. #38
    niezapominajka
    No tak. Tylko, że są też osoby, które są zaprzeczeniem tego co mówią, co nauczają

    #40 chani
  41. #39
    Ależ oczywiście, że dasz radę! Jesteś dzielny i odważny.

    #41 Ka
  42. #36
    baran katolicki
    Drogi Januszu, czy tamci, którzy pisali Psalmy, Listy byli lepsi od nas, ode mnie?
    Przecież za czasów psalmisty Bóg też łatwo wybaczał grzechy ale w jaki sposób?
    Czy Paweł rzeczywiście nie miał nic na sumieniu, że to napisał?
    Czy jednak religia Rzymskokatolicka tak się zaplątała w tym wszystkim, że każdy nie zależnie czy się wyspowiada ma zepsute sumienie.

    #42 chani
  43. #155
    Księże Biskupie,
    proszę nie „żartować”. Rdzeniem „przepotwarzyć” jest oczywiście staropolskie słowo „potwarzyć”.
    Warto by tu profesora Jana Miodka zapytać.
    Zarówno Stachu, jak i Ksiądz Biskup oraz większość blogowiczów spotkało się potwarzą/oszczerstwem/.
    Księże Biskupie, pisząc do Grzegorza #151 wyraziłem się dość uczciwie pisząc: „Dla przykładu selektywnego blogowania podam chociażby ostatni post #141, w którym Stach próbuje „przepotwarzyć” grzech sodomii w zwykłą niegościnność.”. Proszę wytłumaczyć Stachowi, Grzegorzowi, Basi, i innym szukającym u Księdza Biskupa Prawdy Objawionej w świętej i apostolskiej Wierze rzymskokatolickiej prostą rzecz. Czy grzech sodomii, o którym „prawi” nasza Wiara jest tylko zwykłą niegościnnością czy może ma źródło „lgbtowskie”. Proszę nie lękać się Prawdy/Chrystus/, do której Ksiądz Biskup chcący czy nie chcący należy/przylega/. Te słowa nie są prowokacją a ja jestem tylko człowiekiem/katolikiem/, który „oszalał” na punkcie Chrystusa = Kościoła.
    Pozdrawiam
    janusz

    #43 baran katolicki
  44. #25
    Januszu,
    Piszesz: „Co niektórzy neokatolicy już nie widzą istotowej różnicy pomiędzy człowiekiem a psem czy kotem.”
    Niepotrzebnie używasz takich nazw jak neokatolicy.
    Mnie to się kojarzy z neokatechumenatem, być może niesłusznie, używaj nazw które wywoływane przez Ciebie środowisko dobrze identyfikują.
    Problem, o którym piszesz, dotyczy wg mnie głównie tzw. katolików „letnich” tzn niewprowadzonych w wiarę. To nie są katolicy ” nowocześni”, ale wykonujący trochę bezwiednie praktyki i gesty religijne, bez zrozumienia co one oznaczają.

    #44 grzegorz
  45. #43
    Januszu,
    Piszesz: „Proszę wytłumaczyć Stachowi, Grzegorzowi, Basi, i innym szukającym u Księdza Biskupa Prawdy Objawionej w świętej i apostolskiej Wierze rzymskokatolickiej prostą rzecz.”
    Pragnę, Cie poinformować, że Prawda Objawiona jak piszesz, jest związana z Jezusem Chrystusem.
    Twoje próby przeinaczania tego faktu, przypisywanie Stachowi, Grzegorzowi, Basi, i innym absurdalnych czynności temu zaprzeczającym są nietrafione. 🙂

    #45 grzegorz
  46. #37
    Stachu,
    daruj sobie i nam swoich osądów co do mojej osoby. Jestem jaki jestem. Piszesz odpowiadając na moja prośbę;”Powiem Ci, jak rozumiem moje własne ja,choć mogę się domyślić co odpowiesz. Jest to zatem wszystko to co nie pochodzi od Boga, co jest efektem zwiedzenia złego ducha. Wszystko co wynika z pychy, chciwości, nieczystości itp. Wszystko co wynika z pożądliwości mego ciała.”. Stachu, kto Ci powiedział i skąd to masz w sobie, że Twoje osobowe „ja” jest tak doszczętnie zdeprawowane? Twoje „ja” to Twoja świadomość/jaźń/. Dlaczego ustawiasz siebie po stronie potępionej lewicy? Podaj osobowe źródło Twojej pogardy do własnego”ja”? Nie chce teraz prawic Ci morały nie znając Twojej kondycji duchowej na tyle by uczciwie odnieść się do Twoich słów z #37. Dla zdrowej refleksji pokażę Ci nieco jak ja rozumiem własne „ja”. Moje „ja” to mój duch, który w mojej duszy/życiu/ szefuje mojemu człowieczeństwu. Moje „ja” to to we mnie co jest na obraz i podobieństwo Stwórcy. Moje „ja” jest bardzo dobrym, świętym darem Stwórcy. Kiedy grzeszę moje „ja” jest zniewolone diabelską pokusą. W grzech moje „ja” traci podobieństwo do Bożego „JA”. W grzechu nie jestem sobą. W grzechu jestem obcy sobie, wrogi sobie. Mógłbym tu pisać i pisać o swoim „ja” zachwycony podmiotowym/osobowym/ darem otrzymanym od Stwórcy. Dlaczego Twoje „ja” jest na wskroś grzeszne, diabelskie, parszywe? Kto taki kit Ci wciska? Piszesz;”Dlatego jak pisze Grzegorz potrzebuję bankructwa swojej koncepcji życia. To nie może być potknięcie tylko prawdziwa ruina, tak abym nie miał na czym odbudowywać swoich budowli. A kiedy będę bezradny siedział na tej „kupie gruzu” mam szansę usłyszeć głos skierowany tylko do mnie. ” Nie lękaj się „. Duchowe bankructwo nie może nieustannie trwać. Nie można być Katolikiem będąc nieustannym bankrutem/grzesznikiem/. I ja mam za sobą a i pewnie przed sobą nie jedno bankructwo/grzech/. Nie znaczy to jedna, że jestem totalnym grzesznikiem a moje „ja” jest nic nie warte. Powiem Ci tylko tyle, że bez własnego „ja” nie jesteś zdolny do osobowej relacji z Boskim „JA”. Pozbawiając się własnego „ja” stajesz się na własne życzenie tylko przypadłością na Bogu. Być może to cię zadowala w doczesności jednak w wieczności będziesz tylko taki jakie jest Twoje „ja”.
    janusz

    #46 baran katolicki
  47. #43
    baran katolicki
    Można powiedzieć, że grzech sodomii to ten, o którym Pismo mówi: „Nie będziesz cieleśnie obcował z mężczyzną jak z kobietą”. Po więcej odsyłam do do Księgi kapłańskiej rozdział 18-sty.

    #47 chani
  48. #44, #45
    Grzegorzu, problem zaczyna się tam, gdzie pod szyldem katolickim głosi się protestantyzm. Po co spotwarzać swoją tożsamość tylko dlatego by zrobić dobre wrażenie w środowisku wrogim, protestanckim, które i tak daleko ma gdzieś sacrum i misterium kultury łacińskiej? Pytam po co udawać kogoś kimś się przestało być? Po co od środka oczerniać samego siebie na arenach tego świata?
    janusz

    #48 baran katolicki
  49. #46
    Januszu
    kilka razy już to powtórzyłeś i oczywiście się z tym zgadzam że jestem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Nie rozumiem jednak Twojego wyparcia swoich grzesznych czynów. Grzech który popełniasz nie należy do Ciebie?
    Z czego tak często się spowiadasz? Czy Twoje grzechy popełnia ktoś inny a Ty tylko na wszelki wypadek się z Nich spowiadasz? Ja tak to rozumiem że kiedy nie jestem zjednoczony z Bogiem kierowany swoją wolną wolą często odwracam się od swego stwórcy i idę zwiedziony pokusami swoją drogą. To jest moje ja, bez Boga. Nie mogę mówić że to co złe w moim życiu to nie ja.
    Tak robią małe, niedojrzałe dzieci kiedy coś przeskrobią. Twierdzą wtedy że to nie one to ktoś inny. Grzech to nasza świadoma decyzja. Nie można obwiniać szatana, i wszystkich jego zastępów za swoje świadome działanie. Skoro się spowiadasz to rozumiem że także grzeszysz, to Twoje ja odwraca się od Boga. Możesz mówić nie, moje ja jest święte a te grzechy to nie, nie Ja.
    Do mnie to nie trafia. Poza tym taka logika stawia tamę Chrystusowi który przyszedł ze swoim usprawiedliwieniem. Przecież przyszedł do Mojego grzesznego Ja .

    #49 St(r)ach
  50. #49
    Stachu,
    czy gdy zachorujesz nie daj Boże na raka będziesz rakiem? Czy rak pochodzi od chorego czy może jest wrogim intruzem w naturze chorego? Podobnie jest z grzechem. Grzech sam w sobie nie pochodzi od człowieka lecz jest diabelskim pasożytem na człowieczeństwie. Przyczyną i sprawcą/pomysłodawcą/ każdego mojego grzechu jest szatan. To on jako zdeprawowany anioł kusi a ja ulegam pokusie/zgadzam się na pokusę/ i wtedy dochodzi do grzechu. Zło i grzech nie ma źródła w naturze ludzkiej lecz w pochodzi od zdeprawowanej/zbuntowanej/ natury anielskiej. Proszę o cierpliwość w poznawaniu Prawdy. Wszystko na raz się nie pomieści a co gorsze może dojść do duchowego szoku.
    janusz

    #50 baran katolicki
  51. #49
    Stachu,
    Twoje grzeszne „ja” już nie jest Twoje lecz pod władza/kontrolą/ diabelską. Grzeszysz tylko dlatego bo oddałeś swoje centrum dowodzenia wrogowi, który w Twoim imieniu i na Twoje konto grzeszy. Spowiadam się tak samo jak chory na raka leczy się. Potrzebuję zdrowego na duchu księdza jak potrzebuję zdrowego lekarza, który pomoże ile może.
    janusz

    #51 baran katolicki
  52. #50,51
    Moje Ja pod czyjąkolwiek kontrolą wyklucza mój grzech, ponieważ do grzechu konieczna jest świadomość jego popełniania.

    #52 St(r)ach
  53. #52
    Stachu,
    wszystko zależy nie tyle od samoświadomości samego siebie. Kim jestem? Skąd się wziąłem? Do kąt zmierzam? Jaki jest sens mojego istnienia? Te i podobne pytania stawiają człowieka przed koniecznością szukania godnej/prawdziwej/ odpowiedzi. Ty nie jesteś mną a ja nie jestem Tobą. To podstawa od, której powinniśmy zacząć. Każdy człowiek jest innym człowiekiem choć to nie znaczy, że nie jest takim samym człowiekiem. Każdy człowiek tylko z racji ludzkiej natury jest taki sam w godności. Różni nas osobowość, niektórzy mówią podmiotowość. Stwórca stwarzając człowieka wypowiada za każdym razem nasze „ja” dając nam tym samym niepowtarzalność. Każde człowiecze „ja” jest na obraz i podobieństwo Boskiego „JA”. Twoje „ja” jest unikatowe, jednorazowe, tylko Twoje, niepowtarzalne, jednostkowe, itd. Twoje „ja” pochodzi bezpośrednio z Ust Stwórcy. Twoje „ja” jest oddechem Stwórcy w Tobie. Tylko Twoje „ja” jest miejscem prawdziwej relacji ze Stwórcą. Tylko w swoim „ja” możesz spotkać się ze Stwórcą/Bogiem/. Twoje „ja” to nic innego jak Ty sam we własnej osobie. Dla mnie moje „ja” to mój duch, który z ciałem materialnym uformułowany jest w mojej duszy. Dusza jest formą ducha i ciała. To tyle na razie z zakresu katolickiej antropologi człowieka, która w gruncie rzeczy jest nam dzisiaj obca, nieznana, a nawet wroga.
    janusz

    #53 baran katolicki
  54. #52
    Stachu, piszesz:
    „Moje Ja pod czyjąkolwiek kontrolą wyklucza mój grzech, ponieważ do grzechu konieczna jest świadomość jego popełniania”.
    Wyobraź sobie. Jedziesz samochodem w nieznanym Ci terenie. Błądzisz, szukasz właściwego kierunku. Nie wiesz w którą stronę ruszyć. Nagle pojawia się przed Tobą nieznany Ci osobnik, na pozór dobrze wyglądający, któremu możesz ufać. Zbliża się ów nieznajomy do Ciebie z serdeczną otwartością/gotowością/ udzielenia Ci pomocy. Pyta -czym mogę pomóc. Nie masz powodów mu nie ufać. Zdradzasz swój problem a on doradza Ci byś śmiało jechał tam gdzie wskazuje. Zadowolony dziękujesz i ruszasz na oddechu w dalszą drogę. Z początku nic nie nie budzi twoich podejrzeń. Z czasem zaczyna Cię coś niepokoić. Zaczynasz główkować ale jedziesz dalej. Coraz dalej i coraz gorzej w las. Łapiesz gumę. Po drodze masz kolizję z dzikiem. Zaczyna jak na złość padać i wiać. Nagle zapala się kontrolka. Samochód staje. Paliwa brak. Można by tu budować ciąg dalszy tej historii. Można by ja zakończyć horrorem. Zobacz, szatan nie potrzebuje być Tobą. Wystarczy mu nakręcić Cię na złą drogę. Reszty dokonasz sam oszukany przez sprytnego doradcę. Z grzechem jest podobnie. Zawsze na początku szatan Cię obserwuje by w kryzysowym momencie naprowadzić Cię w stronę totalnego bankructwa. Naprawdę w większości pokus nie musi się nadto wysilać. Działamy szablonowo, spontanicznie, uczuciowo podejmując ważne decyzje, które skutkują grzechem. Niekiedy diabelskie pokusy muszą być wyższej klasy ale to dla tych, którzy używają rozumu. Samoświadomość własnej jaźni, własnego „ja” ma niebagatelny wpływ na naszą świadomość, podświadomość czy też nad świadomość. Proszę, powoli szukać samego siebie najpierw w sobie a potem poza sobą. Grzeszysz tylko dlatego, że zostałeś oszukany i za w czasu nie rozpoznałeś pokusy i kusiciela.
    janusz

    #54 baran katolicki
  55. #54
    Januszu,
    na koniec napisałeś dokładnie to samo, co ja w poprzednich wpisach. Ja zjednoczony z Bogiem jestem „święty”, a zwiedziony przez szatana jestem grzesznikiem.
    Ale to ciągle to samo JA.

    #55 St(r)ach
  56. #54
    Stachu,
    w „grzechu” jako grzechu chodzi o przyczynę i sprawcę. Oczywiście jak każdy ból można uśmierzyć/znieczulić/ coraz to nowszej jakości tabletkami nie likwidując przyczynę i sprawcę bólu tak też i z grzechem możemy go psychoanalizować, psychoterapełtować, sprowadzic tylko do problemu bólu. Każdy normalny/dobry/lekarz wie, to co jest oczywiste, że by wyleczyć/uzdrowić/ ciało człowieka musi zmierzyć rozpoznać źródło i sprawcę bólu. Taka diagnoza to początek sensu dalszej terapii/inicjacji/. Basia jako lekarz wie doskonale o co chodzi. Podobnie jest z grzechem jako grzechem w chorym/nienormalnym/ człowieku. Chore/grzeszne/ „ja” nie jest Twoim „ja” jakie podarował Ci Stwórca chcą Twojej podmiotowości/osobowości/. Inaczej mówiąc dając Ci wolną wolę jako gwarancję Twojej stworzonej samoświadomości/inności wobec Stwórcy i stworzenia. Stachu, czy chcesz tego czy nie. Jesteś niepowtarzalnym Stachem. Nie ma takiego samego jak Ty pośród stworzeń. Jesteś w swoim „ja” niepowtarzalny. Jedyny i jednorazowy. Twoje „ja” to Twój unikatowy obraz i podobieństwo do Stwórcy. Żaden człowiek nie powstanie na taśmie produkcyjnej uruchomionej w Adamie i Ewie jako klon prarodziców. Każdy z nas jest inny/osobowy/. Wyobraź sobie siebie jako jedynego człowieka. Jako rajskiego Adama. Tylko dla Ciebie samego Syn Boży staje się Człowiekiem, którego osobiście mordujesz grzesząc. Reszta się nie liczy. Reszta to tylko tło Ciebie samego.
    janusz

    #56 baran katolicki
  57. #56
    Więc jeżeli nie grzeszy moje ja, to czyje ja grzeszy w moim imieniu?
    Przecież to absurd. Powiedz jssno i prosto czyje ja grzeszy kiedy popełniasz grzech.
    Np. Janusz bluźni, to czyje ja popełnia grzech?
    Nie pisz o mechanizmach, pokusach itp. Tylko czyje ja popełnia grzech kiedy Janusz bluźni?

    #57 St(r)ach
  58. #57
    Stachu,
    trudno mi jest komuś kto nie zna katolickiego alfabetu udowodnić, że tam pisze Ala jak on widzi As. Proszę uśmiechnąć się razem ze mną do tej dygresji i pozwolić sobie rzeczowo wyjaśnić jak jest z tym „grzesznym” ja w bytowości czy na bytowości człowieka/katolika/. Twoje i moje „ja” to to w nas co biblia nazywa obrazem i podobieństwem Stwórcy. Każdy człowiek jest zaprojektowany i stworzony na podobieństwo Boskiego „JA JESTEM”. Nasze małe „ja jestem” jest stworzone a nie zrodzone. To znaczy, że człowiecze „ja” bez boskiego „JA” nie może istnieć. Tylko byt osobowy/podmiotowy/ może o sobie powiedzieć, pomyśleć, tak się uzewnętrzniać, być innym podmiotem osobowym. Tylko Stwórca, aniołowie i człowiek jest osobowym/podmiotowym/ bytem/. Byt to to co jest. Pies nie może o sobie powiedzieć „oto ja jestem” bo jest na tyle ile jest przypadłością na jakiejś osobie. Pies może „zaszczekać” człowiekowi jestem na tyle ile ty jesteś. Pies nie jest stworzony dla samego siebie. Człowiek i anioł ma naturę osobową to znaczy może istnieć w oderwaniu od innych osób. Samotność, która ma swoje dopełnienie w piekle dla potępionych bytów jest wiecznym doświadczeniem nie do pozazdroszczenia. Potępiony człowiek to człowiek na wieki samotny, który nienawidzi sam siebie. Nie może z sobą wytrzymać. Obwinia sam siebie. Wieczne potępienie/wieczna samotność/ jest na własne życzenie. W każdym grzechu i po każdym moim grzechu moje niepowtarzalne/osobowe/ „ja” staje się coraz bardziej nieczytelne. Tak jak tablice rejestracyjne na samochodzie po jeździe w błotnistych warunkach. Jak myślisz jadąc do myjni z ubrudzonym samochodem? Samochód jest brudny czy brudem jest samochód? Samochód sam w sobie nie jest brudem lecz to bród jest na samochodzie. Bróg jest czymś obcym, nabytym na samochodzie. Wystarczy dobry prysznic i samochód wraca co pierwotnego stanu ukazując swoje piękno, dobro i prawdę o sobie. Podobnie jest z naturą człowieka, który upaprany grzechem w Sakramencie Pokuty i Pojednania uzyskuje czytelność nie tylko stwórczą ale i sprawność człowieczą/sprawność stworzoną/. Śpiewasz na DN „bo jesteśmy grzesznikami”. To znaczy jesteśmy umazani, oszpeceni, zanieczyszczeni, śmierdzielami, gnojami, bydlakami, itd. Jesteśmy tacy tylko z racji tego, że zostaliśmy oszukani, zniewoleni, opętani przez jedynego pomysłodawcę i sprawcę zła jakim jest szatan z wspomagany diabelską hołotą. Przecież sam z siebie nigdy nie wdepnąłbyś w psie gówno zostawione na chodniku. Wystarczy twoja nieuwaga, rozproszenie, ślepota, itd. by doszło do śmierdzącego ubrudzenia. To początek grzechu. Zauważasz problem i nie reagujesz idąc dalej z zamazanym butem do ludzi z tą myślą, że przecież nic się nie stało co się stało. Brudzisz dywan u przyjaciela narażając go na niepotrzebne czyszczenie czego sam nie zabrudził. Obrazowo przedstawiłem Ci jak grzech działa i czym jest. Stachu, człowiek tak samo jak sam z siebie nic dobrego nie wykrzesi tak też sam z siebie nie ma mocy zgrzeszyć. Grzech zawsze jest owocem zaakceptowanej i rozumem przyjętej pokusy. Tak samo jak partycypujemy w działaniu/konstrukcji/ Boga tak też możemy partycypować w działaniu/dekonstrukcji/ szatana. Odpowiedź dość prosta. W grzechu moje „ja” jest ufajdane diabelskim „gównem”. Na ile świadomie czy nie świadomie wdepnąłem na minę to zależy od mojego sumienia/duchowego węchu, oczy, słuchu,itd./. Nieraz jest tak, że sam się pakuję do szamba i nurkuję na gwizdek diabła. Dlaczego tak jest? Grzeszę bo jestem głupi cep, któremu wszystko zwisa poniżej normy. Dobrą nowiną jest ratunek/prysznic/ w konfesjonale.
    janusz

    #58 baran katolicki
  59. #58
    Januszu „17” Twoich wpisów abyś na koniec doszedł do sedna.
    „Grzeszę bo jestem głupi cep, któremu wszystko zwisa poniżej normy.” .
    Teraz się zgadzamy w całej rozciągłości.
    Przepraszam Cię za mój analfabetyzm religijny, ale jak widzisz, do odkrycia swojej grzeszności nie jest konieczna biegła znajomość całej teologii.

    #59 St(r)ach
  60. #59
    Stachu,
    to nie ja potrzebowałem 17# by zrozumieć grzech we mnie i na mnie, lecz to Ty potrzebowałeś tyle czasu, by zobaczyć odrobinę świętość upapraną grzechem. Z tego dialogu proszę zapamiętać dwie istotne sprawy.
    Pierwsza to; szatan jako pomysłodawca i kusiciel. Tylko w naturze zbuntowanego anioła jest mniej i lepiej ukryte źródło każdego grzechu/zła/. Zdeprawowane „ja” anioła udziela się oszukanemu człowiekowi, którego winą jest tak dzisiaj modny kompromis z diabłem zawierany w nadziei znalezienia czegoś pomiędzy Prawdą a kłamstwem, Dobrem a złem, Pięknem a brzydotą. Ów kompromis to tak zwane tischnerowe „tyz prawda”. Według jego logiki pomiędzy świętą Prawdą/obiektywna Prawda/ a „gówno prawdą”/kłamstwem/ istnieje „tys prawda”/subiektywna prawda/. Na tej tezie zbudowana została i wcielona w życie Polaków „gruba kreska” ukrywająca diabelskie zło pod pozorem dobra. Okrągły stół zdeprawowanych elit podpisał pakt z diabłem i dzisiaj mamy tego owoce. Z diabłem/złem/ nie ma kompromisu.
    Po drugie, to nie moje „ja” samo się ufajdało własnym grzechem. Za każdym razem jestem ufajdany „diabelską zarazą”. Oczywiście, że od mojego sumienia zależy za w czasu rozpoznanie diabelskiej pokusy a jeszcze bardziej trwanie w diabelskim łajnie. Bardzo często jest tak, że święty/czysty/ „śmierdzi” grzesznikom/brudasom/. Dla pozornego bezpieczeństwa i dla nierozpoznania wygodniej jest nie odróżniać się otoczenia. Każdy tchórz o tym doskonale wie. Dlaczego wolimy mieć łatkę „grzesznika” pośród grzeszników? Bo tak jest bezpieczniej na tym świecie. Święty zaś jest jak światło dla wampira. Święty jest jakiś inny, nie swój w gronie grzeszników. Czy warto być „świętym”/prawdziwym/ czy może dla własnego bezpieczeństwa „krakać jak wszyscy”?
    janusz

    #60 baran katolicki

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php