W tym roku w 32 Niedzielę przypada rocznica Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej. Kościół położony na wzgórzu Laterańskim został zbudowany po Edykcie Mediolańskim jako bazylika papieska (początek IV wieku). Pierwotnym jego tytułem było wezwania „Chrystusa Zbawiciela”. Później otrzymał tytuł Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty. Do czasu niewoli awiniońskiej (1305 – 1375) to miejsce było siedzibą papieży. Po powrocie papieża Grzegorza XI papieże rezydowali i rezydują na Watykanie.

Bazylika Laterańska nosi znamię „Matki i Głowy wszystkich Kościołów”. Jest uznawana przez cały rzymski Kościół jako znak jedności ze misją św. Piotra i jego następców. To św. Piotrowi, a tym samym także jego następcom, Jezus zlecił misję przewodniczenia w posłudze udzielania dostępu do tego dobra, jakie wypływa ze zbawczej tajemnicy zbawienia spełnionej przez Jezusa Chrystusa i powierzonego Kościołowi.

 

A oto woda wypływała spod prawej ściany świątyni,
na południe od ołtarza.
Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów,  
i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe (…)

Dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione.
A nad brzegami potoku (…) różnego rodzaju drzewa owocowe,
których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują  (Ez 47,7-9).

 

Obraz nakreślony przez proroka Ezechiela ma charakter profetyczny i zapowiada dzieło Boga wobec narodu wybranego i w odniesieniu do całej ludzkości oraz każdego człowieka.

 

1. Źródło ożywczej wody

 

Prorok widział jak woda wypływała spod prawej strony świątyni na południe od ołtarza Są różne próby ze strony naukowców, by bliżej określić „geografię” tej wizji Ezechiela. Nie wszystko da się jednoznacznie ustalić. Jest to język symboliczny. Strumień wody wypływający ze świątyni ma związek z ołtarzem, a więc miejscem, gdzie dokonuje się ofiara na cześć i chwałę Boga. Jest to znak życiodajnej obecności Boga w życiu miasta świętego. O tym mówi także Ps 46: Odnogi rzeki rozweselają miast Boże – uświęcony przybytek Najwyższego. Bóg jest w jego wnętrzu … (Ps 46,5n).

Woda wypływała w kierunku wschodu – przez step ku wodom słonym i wśród nich się rozlewała. Możemy to widzieć odniesienie do sytuacji geograficznej w jakiej znajduje się Jerozolima i otaczająca ją pustynia judzka oraz leżące na wschód od Jerozolimy Morze Martwe, Morze Słone (asfaltowe – jak było nazywane w starożytności).

Możemy też widzieć w tym aluzję do wydarzenia z czasu wędrówki Izraelitów przez pustynię w kierunku Ziemi Obiecanej. Wtedy to – wędrując ku wschodowi – napotkali w Mara wody gorzkie. Wówczas szemrali przeciw Mojżeszowi, który ich prowadził. Mojżesz wołał do Pana Boga. A Bóg polecił mu wrzucić do tych gorzkich wód kawałek drewna. Mojżesz to uczynił i wody stały się słodkie. Wtedy i właśnie tam  ‑ jak czytamy w Księdze Wyjścia Bóg ustanowił prawa i rozporządzenia dla narodu. To miało być znakiem doświadczenia a jednocześnie zwycięstwa i ochrony przed plagami, jakie dotknęły Egipt. Wtedy też padły tak znamienne słowa ze strony Boga: Ja, Pan, chcę być twoim lekarzem”  (zob. Wj 15,22-26).

 

2. Kontrast, konfrontacja i uzdrowienie

 

Wypływające ze świątyni wody niosą ze sobą życie i uzdrowienie. Są one znakiem innej rzeczywistości niż ta, w jakiej znajduje się ogół (wszyscy i wszystko) poza świątynią. Te wody zmierzają jednak od świątyni ku tej innej, chorej i zniekształconej rzeczywistości życia. Dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione. Wszystko przynosi dobry owoc a liście drzew nie więdną i stają się też lekarstwem (zob. Ap 22,2)

Jest świadomość różnicy i kontrastu między tym, co pochodzi ze świątyni czyli od Boga, a tym co jest skażone przez grzech. Sytuacje i efekt skażenia nie są jednak definitywne. Woda ze świątyni, tak jak na pustyni drewno wrzucone przez Mojżesza, ma moc przemieniania i uzdrawiania.

Naturalnie nie jest to „czynność” magiczna. Za tym stoi działanie Pana Boga. To On jest reżyserem i protagonistą, który działa przez znaki.

 

3. Otwarty Bok Zbawiciela

 

Zapowiedzi Ezechiela i wszystkie inne spełniły się w Jezusie Chrystusie. On, Jego Ciało, było i jest miejscem Ofiary. Jest Świątynią. To z Jego otwartego na Kalwarii boku wypłynęła Krew i Woda. Źródło uzdrowienia gotowe uzdrawiać i leczyć wszystko, co zostało skażone przez grzech człowieka. Dzieje się to przez sakramenty.

Na podobieństwo fizycznego Ciała Jezusa zostało utworzone Jego Ciało złożone z członków ludzkich – tych, którzy uwierzyli w Niego i przeżyli uzdrowienie. Oni tworzą Kościół, w którym stale dokonuje się ofiara Jezusa Chrystusa. Zarówno sprawowana Eucharystia jak i też ofiara życia dokonująca się na różne sposoby w każdym z członków tego Ciała. I z tej Świątyni wypływa też stale strumień wody, która ma moc uzdrawiania i przemiany tego, co gorzkie i po ludzku nie jest do przyjęcia w słodkie i życiodajne wody.

Dobre rozumienie i przeżywanie tego procesu uzdrawiania i przemiany życia ludzi dzięki tajemnicy zbawczej Jezusa Chrystusa to jest stale dokonująca się ewangelizacja świata. Od nas wierzących zależy ile będzie tej wody i na ile pozwolimy, aby w tej wodzie była uzdrawiający moc Boga a nie tylko nasze plany „zagospodarowania” ludzkiego życia. Istotne jest to, aby we wszelkie wody stale było wrzucane drzewo krzyża. To dzięki tajemnicy krzyża naszego Pana Jezusa Chrystusa woda ma uzdrawiającą moc – tak też śpiewamy podczas Wigilii paschalnej podczas poświęcenia wody chrzcielnej.

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

84 komentarze

  1. ” Ja, Pan, chcę być twoim lekarzem” (zob. Wj 15,22-26)
    tego mi dziś było trzeba. A przypomniała mi się pieśń/piosenka: „Wystarczy byś był…”
    Słowa z 2. akapitu są dla mnie pocieszeniem. Dają nadzieję, że i na mojej Wsi wreszcie coś drgnie, jakaś woda wypłynie i nas uzdrowi. Tyle złości, żali, spięć… trzeba Lekarza.
    Ksiądz Biskup pewno już w drodze do nas, albo i nas „zwiedza”, zatem: Witamy w Leśnej!
    p.s. Niezapominajko – dziękuję.
    p.s. Januszu – nie do końca się z Tobą zgadzam, ale przemyślę, „przemodlę”, może przyznam Ci rację…

    #1 Baba ze Wsi
  2. Gdy słuchałam pierwszego czytania przypomniała mi się kaplica w bursie w Siedlacach.
    Ma taką piaskową kolorystykę, która kojarzy się z pustynią. A jednak koło Tabernakulum postawiono żywe drzewko, które jakby mówiło, wskazywało – Tu jest Źródło życia. Bóg jest dawcą życia.
    A potem przypomniał mi się Psalm 1.
    Szczęśliwy człowiek –
    „On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, *
    które wydaje owoc w swoim czasie.
    Liście jego nie więdną, *
    a wszystko, co czyni, jest udane.”
    i pomyślałam sobie, że jeżeli będę piła z tego Źródła, będę jak to drzewo – zawsze żywe i obfitujące w owoce.
    Bo jest to Źródło, które jak napisał Ks. Biskup:
    ” Źródło uzdrowienia gotowe uzdrawiać i leczyć wszystko, co zostało skażone przez grzech człowieka. Dzieje się to przez sakramenty.”

    #2 basa
  3. „Istotne jest to, aby we wszelkie wody stale było wrzucane drzewo krzyża”.

    Istotne.
    Chciałam bardzo pomóc choremu przyjacielowi, który cierpi w szpitalu. Wylałam „morze łez”- słone wody…
    Potrzebne było drzewo krzyża, więc Pan Bóg dopuścił i na mnie chorobę, posłał i mnie do szpitala, by wody stały się słodkie…
    Wierzę, że mocą Krzyża, obmyci w tej wodzie, zostaniemy
    UZDROWIENI

    #3 Miriam
  4. Wiara Kościoła /Duch Święty/ jest tą wodą, która ożywia wszystkie ludzkie krzyże.
    Tak jest w moim życiu. To co inni widzą w ciemności jako brzydkie, ja dostrzegam w kolorach tęczy.
    Wszyscy potrzebujemy zanurzyć nasze przeklęte krzyże w wierze Kościoła. Potrzebujemy nieustannego chrztu /paschy/, by otrzymać swój przeklęty krzyż jako chwalebny.
    Jak Basia wspomniała: „On jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, * które wydaje owoc w swoim czasie.
    Liście jego nie więdną, * a wszystko, co czyni, jest udane.”
    Wiara Kościoła, o której dzisiaj mało kto mówi, jest jedynym uzdrawiającym lekarstwem dla grzechów tego świata.
    Wiara Kościoła ma moc ożywczą/chwalebną/ na wszystkie zrakowaciałe/przeklęte/ krzyże tego świata. Dociera do mnie po tylu latach dopiero dzisiaj sens chrztu moich synów w wieku niemowlęcym.
    Zanurzone w wierze Kościoła to znaczy oświecone światłem Ducha Świętego, pozbawione goryczy/przekleństwa/ są dla mnie drzewem mojego zbawienia.
    Wiecie po co chrzcimy/topimy/ niemowlęta w wierze Kościoła, bo pragniemy, by zakwitły w Duchu Świętym.
    Być może poniosło mnie gdzieś daleko ale i z oddali warto wołać tych, którzy już nie dają rady dźwigać swoje krzyże.
    Mało kto dzisiaj mówi o wierze Kościoła, która ma moc chwalebną. Jest jedynym ratunkiem na zrakowaciałą religijność tego świata.
    Tak jak Ksiądz Biskup pisze od nas zależy czy zechcemy wrzucić/zanurzyć/ najpierw swoje przeklęte krzyże w wierze Kościoła, a potem pomóc innym w tym nieustannym chrzczeniu każdego grzechu.
    Jeśli chcesz by twoje jarzmo było słodkie a brzemię lekkie, to daj nurka w wody życia i biegnij na spotkanie zmartwychwstałego Pana a zobaczysz, że nie utoniesz.
    Tylko wiara Kościoła jest moim ratunkiem, bo mój wybawca żyje w Kościele.
    Pozdrawiam
    janusz

    #4 baran katolicki
  5. Prawie tysiąc lat przed ukrzyżowaniem i śmiercią Jezusa, Bóg w ukazanej wizji prorokowi zapowiada:
    – a woda płynęła spod prawej strony świątyni na południe od ołtarza
    – A oto woda wypływała spod prawej ściany świątyni
    Proroctwo wypełnia się i z otwartego boku Jezusa Chrystusa wypływa krew i woda.
    Następnie widzenie zapowiada: Potem poprowadził mnie ów mąż w kierunku wschodnim; miał on w ręku pręt mierniczy, odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść przez wodę; woda sięgała aż do kostek.
    Dalej: i znów odmierzył jeszcze tysiąc [łokci]: był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka, była to woda do pływania, rzeka, przez którą nie można było przejść.
    Po dwu tysiącach lat siostrze Faustynie ukazuje się Pan z poleceniem głoszenia Miłosierdzia Bożego i namalowania obrazu z dwoma promieniami bladym i czerwonym (nawiązanie do krwi i wody).
    Czyż na moich oczach nie dokonuje się prawdziwy cud i wypełnienie wizji proroka?

    #5 lemi58
  6. Szczęść Boże

    Dlaczego Kościół wspomina rocznice poświęcenia Bazyliki Lateraniskiej, przecież to kościół jak inne?
    A czytając o uzdrowienie zastanawia mnie jedna rzecz. Kto uzdrawia? Bo wiadomo, ze odp.: Jezus.
    Tylko czy on sam od siebie uzdrawia? Czy raczej wiara w to uzdrowienie?
    Chodzi mi czy Jezus uzdrowi kogoś kto nie ma wiary.
    Pozdrawiam 🙂

    #6 DorotaWt
  7. #6.
    Nie w całym Kościele wspominano Bazylikę Laterańską.
    U mnie w parafii były całkiem inne czytania. Poza tym syn uczestniczył w mszy trydenckiej, gdzie Ewangelia była o Zacheuszu, który wszedł na drzewo.
    Uzdrawia tylko Jezus Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały w Kościele. Tu nie chodzi o leczenie w nas starego serca/religijności/. Uzdrowienie jak przeszczep daje nowe życie, nowego Ducha. Oczywiści potrzebujemy dawców, potrzebujemy świętych, którzy tracąc swoje życie dają nam swoje serca pełne wiary Kościoła /zmartwychwstały Chrystus/.
    Może być tak, że padniesz po zawale/grzech ciężki/ i za Ciebie podejmą decyzję o przeszczepie.
    Wiara Kościoła jest jak darmowy bank serc świętych męczenników czekający na każdego grzesznika, by mu przebaczyć to znaczy dać nowe życie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #7 baran katolicki
  8. #7 Tak zgadzam się.
    Tylko mnie zastanawia co jest istotą uzdrawiania: Jezus czy wiara w to uzdrowienie.
    I dlaczego jest to interpretowane jako grzech?
    Przecież Jezus fizycznie też moze uzdrowić
    Pozdrawiam 🙂

    #8 DorotaWt
  9. Witam !
    „czy Jezus uzdrowi kogoś kto nie ma wiary?”
    Kiedyś na jakiś rekolekcjach zastanawiałam się, czy jest sens brać na adorację Najświętszego Sakramentu mojego (wówczas) małego syna, kręcił się, bawił , kulał po podłodze, czasem zasypiał i przesypiał dość długą adorację.
    Franciszkanin prowadzący rekolekcje powiedział, że Jezus jest jak słońce, nawet jak nie chcesz, to się opalisz.
    Myślę, że Jezus uzdrawia tych co uzdrowienia potrzebują.
    A wiesz Januszu, u mnie wczoraj też inne czytania… a czekałam na to o wodzie…
    Byłam dziś na spotkaniu z Gospodarzem tego blogu.
    Czy czuję się uzdrowiona? mądrzejsza? Nie wiem, ale parę spraw w serce mi zapadło, na parę rzeczy inaczej dziś patrzę…
    Bogu dziękuję za możliwość spotkania i rozmowy.

    #9 Baba ze Wsi
  10. #3 Miriam
    Tylko Maryja tu pomoże.

    #10 chani
  11. „Dziś wysyłam ciebie do całej ludzkości z Moim Miłosierdziem”. To są słowa, które Pan Jezus skierował do siostry Faustyny, aby zlecić jej wielką misję przypominania całemu światu prawdy o Jego nieskończonym Miłosierdziu.
    Jezus na obrazie jest ubrany w białą szatę, prawa ręka jest podniesiona w geście błogosławienia, przywoływania, potwierdzenia… Lewa wskazuje na uchylenie szaty na piersi, spod której wychodzą dwa wielkie promienie: czerwony i blady. Jest także podpis pod obrazem: „Jezu ufam Tobie”. Objaśnienie promieni podaje sam Jezus: „te dwa promienie oznaczają Krew i Wodę, blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza Krew, która jest życiem dusz…

    #11 lemi58
  12. #6 DorotaWt
    Z listu św. Jakuba: „Spotkało kogoś z was nieszczęście? Niech się modli! Jest ktoś radośnie usposobiony? Niech śpiewa hymny!Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone. Wyznawajcie zatem sobie nawzajem grzechy, módlcie się jeden za drugiego, byście odzyskali zdrowie. Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego.”

    A gdy brakuje sił, by błagać i prosić o uzdrowienie,
    gdy brakuje słów, by się dalej modlić, to po prostu trzeba zostawić słowa, mądre zdania,
    tylko zanurzyć się w Bogu, przytulić do Jego serca, i pozwolić, by sam Duch Święty modlił się w Nas…
    Niech to będzie np. powtarzanie Imienia Jezus.

    #12 Mirosława
  13. #10 chani
    Jej też zawierzyłam wszystko.

    #13 Miriam
  14. Dobra ja to rozumiem
    Tylko że mi chodzi o istotę uzdrawiania.
    Czy człowiek jest zdrowy, bo go Jezus uzdrawia czy wiara w to uzdrowienie powoduję.
    I dlaczego tu uzdrowienie sprowadza się do duchowego.
    Ludzie , którzy chodzą na Msze Św. o uzdrowienie, modlą się najpierw o fizyczne. Oczywiście nie wszyscy.
    I zastanawiające jest to dlaczego na tych Mszach jest pełno ludzi.
    Kiedy zaś jest niedzielna, to nie jest tak dużo.
    I jeśli chodzi o list do św. Jakuba, to tak wynikło, że Jezus sam od siebie nie moze uzdrowić. Potrzebna jest wiara. Wiadomo, że ludzka wola jest wolna. Jednak chodzi o sam fakt. O tą istotę.
    Jeżeli jestem w błędzie co do zrozumienia tego fragmentu listu poprawcie mnie. Choć ja go tak zrozumiałam.

    #14 DorotaWt
  15. ad #14 Doroto
    Uzdrawia Jezus
    tylko Jezus / Bóg
    nie nasza wiara – tak myślę.
    Uzdrowienie fizyczne – wydaje mi się, że tak jak naszą wolną wolą nie możemy odrzucić fizycznej choroby, tak i uzdrowienia nie odrzucimy.
    Natomiast uzdrowienie duchowe – Jezus uzdrawia, a my albo ten dar przyjmujemy, albo „przechodzimy obok”. Mamy od Boga wolną wolę – możemy wybrać Jezusa, możemy Go nie wybrać.
    Moje zdanie jest takie: Jezus daje nam „zdrowie duchowe”, a my przyjmujemy ten dar, albo nie przyjmujemy.
    Możemy modlić się o dar uzdrowienia, ale jest wiele świadectw ludzi uzdrowionych, którzy się o to nie modlili, nie prosili. Ale dar przyjęli.
    „I zastanawiające jest to dlaczego na tych Mszach jest pełno ludzi.” Gdy trwoga to do Boga.
    Autystyk traktuje innych ludzi instrumentalnie – potrzebni są mu do zaspokajania jego potrzeb.
    I czasem „katolik” też takie autystyczne podejście do Kościoła ma: potrzebne uzdrowienie to gna do kościoła, potrzebny chrzest, to ksiądz musi ochrzcić… ale „katolik” nic nie musi… jemu się należy.
    Pozdrawiam z zamglonej Wsi (świata z tej mgły nie widać)

    #15 Baba ze Wsi
  16. #14 DorotaWt
    Nie chodzi tylko o tłumy, lecz o to, by w „tłumie” byli tacy, którzy wiedzą, o co chodzi w pójściu za Jezusem i po co się gromadzą w Jego Imię.
    Za Panem Jezusem też chodziły tłumy i różni mieli różne oczekiwania. W momencie krytycznym rozproszyli się.
    Kościół powstał z tych, którzy „nawrócili się” do krzyża. Do swojego krzyża. Tak się stało, bo poznali Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana.
    Rozumienie tej prawdy jest i będzie zawsze problem właściwego rozróżniania o co chodzi w życiu człowieka i szukania właściwego kryterium duszpasterskiego.
    Tłumy mają swoją „rolę” w historii zbawienia, ale nie wystarczą. Tłum łatwo też – jak to widać z historii Jezusa – śpiewa: Hosanna i po niedługim czasie – ze względu na jakiś swój interes – wykrzykuje przed władzą (Piłatem): Ukrzyżuj Go.
    To wszystko staje się bardziej jasne dla tych, którzy stopniowo rozumieją, że nie chodzi o „zachowanie” tego życia (nawet w cudownych uzdrowieniach), lecz o poznanie mocy i miłości Tego, który daje życie nie podlegające śmierci, a więc który rani i uzdrawia, sprowadza śmierć na grzesznika (w jakiejś formie) i go wskrzesza do nowego życia.
    Ważniejsze bowiem niż życie jest poznanie i właściwa relacja do Stwórcy i Dawcy Życia i do Odkupiciela, który wybawia ze śmierci.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #16 bp Zbigniew Kiernikowski
  17. #15 Baba ze Wsi
    Pozdrawiam
    i mam nadzieję, że się spotkamy i jeszcze wiele dopowiemy
    Bp ZbK

    #17 bp Zbigniew Kiernikowski
  18. Dorota.
    Istotą każdego uzdrowienia jest powrót chorego do wspólnoty/rodziny/.
    Każda choroba ogranicza lub uniemożliwia funkcjonowanie we wspólnocie.
    Proszę spojrzeć na biblijne uzdrowienia i tam zauważyć radość z powrotu chorego do wspólnoty z innymi. Tu nie chodzi tylko o zdrowe ciało, lecz o otwarcie się na drugiego człowieka z własnego zamknięcia/egoizm/ i moc życia z nim w komunii/jedności/.
    Daleko mi do takiego zdrowia. Ciągle dostaję po d…. gdy o własnych siłach próbuję schować się wśród innych. Uzdrawia zawsze wiara wspólnoty, do której wraca grzesznik.
    Uzdrowienie to przebaczenie.
    Nasze wspólnoty parafialne gubią się w religijności wykluczania, izolowania, czekania, itd na zarażonego grzechem członka.
    Sam od lat jestem jak trędowaty poza wspólnotą, która mnie zrodziła i dała Słowo, ale nie dała wiary /paliwa/, by pójść dalej. Sam nic uczynić nie mogę dla siebie, lecz wierzyć mi trzeba, że Bóg jest wierny i nie zapomniał o mnie.
    Wołam więc za setnikiem: nie jestem godzien Panie abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko Słowo, a uzdrowiona będzie dusza moja.
    Tu nie chodzi o mój fizyczny powrót do wspólnoty, lecz o Słowo, które całe ciało.
    Pozdrawiam
    janusz

    #18 \baran katolicki
  19. #16
    „Tłumy mają swoją „rolę” w historii zbawienia, ale nie wystarczą. Tłum łatwo też – jak to widać z historii Jezusa – śpiewa: Hosanna i po niedługim czasie – ze względu na jakiś swój interes – wykrzykuje przed władzą (Piłatem): Ukrzyżuj Go”
    – Święta prawda.
    Niech więc nie dziwią się jednostki, że Bóg będąc wierny swojemu Słowu /wolna wola/, wybiera milczenie.
    Tłum, nie tłum – każdy za przebieg życia odpowie indywidualnie.
    I największy spryt wówczas nie pomoże.

    #19 Ka
  20. Usłyszałam opinię iż do „ukrzyżuj go” nawołują niektórzy pasterze.
    I usłyszałam też próbę zrzucenia winy swej na pasterza prowadzącego „tłum” .
    A to nie tak.
    Winy nie można ot tak sobie zrzucić.
    Winę trzeba naprawić.

    #20 Ka
  21. Dobra rozumiem.
    Wiem, że dużo z was zna Drogę Neokatechumenalną.
    Ja wczoraj pierwszy raz poszłam na taja katechezę. Nie żebym się czepiala. Tylko zastanowią mnie, co złego jest w rozbudowanej liturgii. Bo z wypowiedzi jednej kobiety tak wywnioskowałam, jakby taka liturga to coś złego.
    Co do tłumów ks. Bp ma racje. W chwili zagrożenia uciekli.
    Jednak słuchając wywiadu z ks. Bpa wpadła mi ucho jedna wypowiedź”: Nie liczy się ilość, ale jakość. Chrześcijaństwo to nie masowość.
    A co do relacji. Do końca nie wiem, jaka powinna być.
    Wracając do katechezy, na której byłam. Wkurzyło mnie na Maksa krytyka kręgów biblijnych. To chyba dobrze, że ludzie chcą poznawać Słowo Boże. A nie traktować jak książkę, która kurzy się na półce. Albo interpretować, to co czytają, wg własnej koncepcji życia.
    A jeśli chodzi o tą trwogę. Wg mnie dobrze jak ludzie w takich sytuacjach zwracają się do Boga.
    Bo może taki człowiek zupełnie zawrócić ze złej drogi.
    Sama zaczynając sie nawracać zupełnie ze zlej drogi zastanawiałam się, czy warto zwrócić się do Boga. Cały czas miałam w głowie to zdanie. Jak trwoga to do Boga.
    Jednak wiem, że nie można krytykować.
    A co do wypowiedzi tej kobiety. To ja naprawdę nie widzę nic złego w kręgach. Może jestem już uprzedzona bo czytałam wiele negatywnych wypowiedzi. I nie wiem, gdzie leży prawda.
    Czy to pisali ludzie, którzy tego nie znają. Czy ludzie od wewnątrz.
    A nie chce przekładać jednej wypowiedzi na resztę członków.
    Pozdrawiam

    #21 DorotaWt
  22. #21 DorotaWt
    Dobrze, że poszłaś na katechezę .
    Jak masz możliwość to idz dalej .
    Mówię to z doświadczenia, nie pożałujesz.
    A w kręgach biblijnych też byłam, ale to nie to .
    Może też na początek potrzebne.
    Neokatechumenat rodzi potrzebę serca coraz głębszego wnikania w Słowo.

    #22 Tereska
  23. #18 DorotaWt
    Ksiądz Biskup powiedział kiedyś …”każda wspólnota jest dobra, jeśli prowadzi do poznawania Boga”…/i Syna Bożego przez Ducha Świętego/
    Powołanie do różnych wspólnot jest jak tworzenie różnobarwnych bukietów kwiatów…
    Każdy wybiera taki „bukiet”, który wydaje mu się, że jest najpiękniejszy…Można przez porównywanie tych „bukietów” wybrać ten, który chcemy…
    Osobiście uważam, że każda szczera modlitwa / i również wtedy gdy trwoga to do Boga/, jest miłą Panu Bogu.
    A krytyka Kościoła, zawsze była, jest i będzie u tych, którzy albo czegoś nie wiedzą, albo czegoś nie rozumieją, albo są złośliwi lub są na usługach ciemności…
    Zależy też kto i co mówi- jednych się ignoruje,innych słucha się z grzeczności a autorytetom jest się posłusznym, tylko pytanie: kto jest dla mnie autorytetem?…
    Są nimi /również dla mnie / niewątpliwie Święci jako Autorytety Kościoła…
    Miałam w swym życiu szczęście spotkać nie kwestionowany dla mnie i nie tylko dla mnie,- mimo krytykanctwa różnych ludzi/w tym przez osoby konsekrowane/,-żyjący Autorytet, którym jest Gospodarz tego blogu.
    Kochani blogowicze, życzę wam szczególnego zasłuchania w to co od dawna przekazuje nam , słuchaczom i blogowiczom, Ksiądz Biskup…
    Starajcie się o słuchanie homilii, przeczytanie publikacji i wydanych książek JE…
    I tak będziemy rozliczani głównie z naszej wiary i miłości do Syna Bożego i mądrej miłości bliżnich – tego uczy mnie m.in. DN…
    pozdrawiam

    #23 niezapominajka
  24. Tak sobie pomyślałem jak kiedyś w radiu usłyszałem piosenkę: „Umierać nie chce nikt”, że jakoś boimy się słowa „śmierć”, nie chcemy o niej słyszeć.
    A przecież śmierć z punktu widzenia biologicznego każdego z nas czeka, nikt przed nią nie ucieknie i nie ma tu kogo obwiniać.
    Niektórzy jak umrze jakiś człowiek czasami dla usprawiedliwienia siebie obwiniamy o to Boga.
    I taki cytat z podanej wyżej piosenki:
    „Każdy rodzi się czy chce czy nie,
    Przeklina, narzeka gdy jest mu źle
    A umierać jakoś nie chce nikt.”

    #24 chani
  25. Tylko dlaczego ludzie z takich wspólnot krytykują to. Oczywiście nie wszyscy. Ja jestem zdania, ze obie formacje powinny się uzupełniać. A ludzie z obu nie powinny krytykować jednej bo im nie pasuje. Bo wg mnie jest to chore robienie takich podziałów. A zresztą jak to wygląda.
    A zresztą czy człowiek tak naprawdę rozumie co znaczy, iż Bóg mówi do niego w Piśmie Św. Czy przeciętny człowiek potrafi podczas czytania odróżnić myśli, które są jego koncepcją, od tego co chce Bóg. Szczerze wątpię.
    A tak naprawdę nie tłumaczą tego. Tylko pytają, Co Bóg mówi do ciebie przez Pismo Św. A biedak siedzi i nie wie, o co chodzi. I myśli,ze Bóg do nie przemówił. Bo nie potrafi odczytać tego, co naprawdę chce Bog od niego. A on poprostu nie rozumie, co to znaczy, że Bóg mówi w Piśmie Św.
    A co do chodzenia mam już mieszane uczucia. Czytałam, że tam człowiek nie ma własnego zdania. Tak jest uzależniony, że nie potrafi żyć bez niej. No i oczywiście też na siłę wyrzucają niby zle duchy. Czyli jakby bawili się w egzorcystę.
    Mam nadzieję, że to sa bzdury wyssane z palca. Bo czytając to aż mnie przeraziło. A chciałabym spróbować.
    Po prostu uległam ks.Bp 🙂 i dostałam zaproszenie od znajomego Ojca.
    Ufam, że to opinia ludzi, którzy poprostu nie rozumieją, o co chodzi.
    I dobrze robię zaczynając uczestniczyć.
    Pozdrawiam

    #25 DorotaWt
  26. #21 Dorota
    Mam wrażenie, że tej kobiecie chodziło o nabożeństwa a nie Liturgię.

    #26 basa
  27. #22 Teresko, bardzo trafnie ujęłaś w słowa potrzebę bycia we wspólnocie DN.
    „Neokatechumenat rodzi potrzebę serca do coraz głębszego wnikania w Słowo”
    Dodam jeszcze: Słowo przyjmowane szczerze, zmienia nasze serce, by innych ode mnie- akceptować, by niesione krzyże nie przygniatały do ziemi, ale mimo ich ciężaru mieć pokój w sercu i pełną zgodę na nie, co nie jest takie proste bez Bożego Daru.
    DN „rodzi”też przyszłych katechistów czyli głosicieli Dobrej Nowiny dzięki darom Ducha Świętego.
    Piękno DN odkrywa się etapami…
    pozdrawiam

    #27 niezapominajka
  28. Kiedyś bardzo dziwiłam się, że ci sami ludzie najpierw krzyczeli „Hosanna” a za kilka dni „Ukrzyżuj!” Było to dla mnie w jakiś sposób niepojęte.
    I tak sobie tłumaczyłam – taki jest tłum. Łatwo nim manipulować i podpuszczać.
    Ale w tym roku przeczytałam w „Jezusie z Nazaretu” Benedykta XVI coś, co mnie bardzo zaskoczyło. Benedykt XVI napisał, że to nie był ten sam tłum.
    Tłumaczy to w ten sposób, że gdy Pan Jezus wjeżdżał do Jerozolimy pytano: „Kto to jest?”. A tłumy towarzyszące Mu, które wraz z Nim wjeżdżały do Jerozolimy, odpowiadały „To prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei.”
    Benedykt XVI tak to podsumowuje:
    „O proroku z Nazaretu coś słyszano, wydaje się jednak, jakby Jerozolimy On w ogóle nie interesował, nie znano Go tutaj. Tłum, który oddawał hołd Jezusowi na obrzeżach miasta, to nie ten sam, który później domagał się Jego ukrzyżowania”

    #28 basa
  29. #16.
    „Kościół powstał z tych, którzy „nawrócili się” do krzyża. Do swojego krzyża. Tak się stało, bo poznali Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana”.
    Dla mnie to jedyny właściwy kierunek. Mój krzyż, a nie krzyż Jezusa Chrystusa pokazuje kierunek mojego nawrócenia.
    Proszę nie szukać różnicy różnicy między moim a Chrystusa/Kościoła/ krzyżem.
    To jest ten sam krzyż. Zmienił się tylko ukrzyżowany. Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał.
    Zostawił swój pusty krzyż dla mnie. Teraz moja kolej. Mój krzyż jest krzyżem zmartwychwstałego Pana, krzyżem chwalebnym.
    Tak na prawdę to krzyż Nazarejczyka/Jezus Chrystus/ był przeznaczony dla mnie i to ja winienem na nim zawisnąć. Tu nie ma czasu. Dla Boga czas nie istnieje.
    Bardzo dobrze, że Ksiądz Biskup przypomina nam jedyny kierunek prawdziwego nawrócenia. Jest nim pusty krzyż zmartwychwstałego Pana. Jak długo będzie pusty? Jak długo krążyć będziemy wokół tego krzyża wstydząc/bojąc/ się na nim umierać dla siebie, by zrobić miejsce innym.
    Dzisiaj mamy ogromny problem z pasyjką na krzyżu. Wciąż wolimy by tam figurował Nazarejczyk. Spójrzmy na krzyże w naszych świątyniach, domach, na naszych szyjach, wciąż Jezus Chrystus tam wisi. On zmartwychwstał i zrobił mi miejsce. Jakże widzi mi się zobaczyć siebie przybitego do krzyża po moim zmartwychwstałym Panie.
    Takie umieranie, tracenie siebie to jak jazda samochodem po świętym Janie Pawle II.
    Pozdrawiam serdecznie
    janusz

    #29 baran katolicki
  30. to nie był ten sam tłum
    „…to nie był ten sam tłum…”
    Masz racje. Nie wielu o tym mowi.
    'Benedykt XVI tak to podsumowuje:
    „O proroku z Nazaretu coś słyszano, wydaje się jednak, jakby Jerozolimy On w ogóle nie interesował, nie znano Go tutaj. Tłum, który oddawał hołd Jezusowi na obrzeżach miasta, to nie ten sam, który później domagał się Jego ukrzyżowania”’
    '…Wszelka jednostronność jest krzywdząca, zwłaszcza w przypadku Josepha Ratzingera. Kardynał J. Meisner z Kolonii mówił o nim: „posiada inteligencję dwunastu profesorów, a jest tak pobożny, jak dziecko w dniu Pierwszej Komunii Świętej”. Swój urząd prefekta Kongregacji Nauki Wiary sprawowany w Kościele oceniał tak: „Magisterium Kościoła strzeże wiary ludzi prostych i tych, którzy nie piszą książek, nie występują w telewizji i nie piszą artykułów na pierwsze strony gazet. Ochrzczony – ten, który trwa w wierze chrztu – nie potrzebuje być uczonym. On już otrzymał ostateczną prawdę i niesie ją poprzez swa wiarę”. Dlatego też jako strażnika wiary inspirowała go wiara i prostota zwykłych kochających się ludzi, których zapamiętał z Bawarii swego dzieciństwa, kierujących się w życiu nabożną mądrością. „Zawsze wspominam z wielkim wzruszeniem niezwykłą dobroć mojego ojca i matki” – pisał w swej autobiografii. Niemniej, „dla mnie dobroć oznacza umiejętność mówienia „nie”, ponieważ dobroć, która pozwala na wszystko, nie przynosi żadnego pożytku. Czasami dobroć zmusza nas do powiedzenia „nie” i do podjęcia ryzyka sprzeciwu. To są moje kryteria, takie jest moje pochodzenie; resztę niechaj osądzą inni”. Według niego każda osoba i społeczność musi być nieustannie weryfikowana co do jakości życia w oparciu o Boże nakazy. Biorąc przykład z tego, jak się uprawia winnice na południu Włoch, Benedykt XVI jest zdania, że wszystko – i w życiu, i w Kościele – przyniesie owoce tylko wówczas, gdy będzie przycinane. Na jego ulubionym klasztorze benedyktynów w Monte Cassino, do którego chętnie udawał się na modlitwę, znajduje się napis „Succisa virescit”, co oznacza: przycięte, wyrośnie na nowo.

    Papież Benedykt XVI stanowi przykład paradoksalnego złączenia w jednej osobie chrześcijaństwa radykalnego z konserwatywnym. Oba te warianty doprowadza do ekstremum, „dlatego też – jak napisał Bob Moynihan w jednej z gazet obserwujących watykańskie życie – jego umysł jest szeroko otwartym umysłem, który doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli nie zachowujesz podstaw, pozbawiasz się miejsca, z którego wyruszasz.”.’

    #30 Jurek
  31. A co to za różnica czy nabożeństwo czy liturgia?
    Ważne, że jest niektórzy nie mają nawet możliwości iść na takie nabożeństwo bo są prześladowani.
    A zresztą dobrze słyszałam. Nie żeby miała coś do tego typu formacji, ale takie teksty są nie na miejscu.
    Na szczęście nie wkładam wszystkich do jednego worka. Bo znam dużo osób osobiście z tej DN .
    A co do spotkania, też miałam możliwość słuchać wykładów ks. Bp. Niektóre rzeczy mnie wkurzały, ale to wynikało z niezrozumienia. Zresztą uważam, że ks.Bp co do niektórych rzeczy ma racje. Zwłaszcza z tym tekstem o Maryi.
    Niektórzy moi znajomi nie do końca zrozumieli o co chodzi. Szkoda jednak, że ludzie nie pytają się, nawet jak nie rozumieją. Bo to może pomóc innym rozwiać wątpliwości.
    A pytanie ks. Bp ” co powinnam obliczyć sni dosłownie po nocach.
    Pozdrawiam:)

    #31 DorotaWt
  32. # 27
    Dodałaś też coś bardzo trafnego:
    Słowo szczerze przyjmowane zmienia nasze serce, by innych ode mnie akceptować …

    To jest chyba najtrudniejsze we wspólnocie, ale jednocześnie jest jakby miernikiem naszego krzyżowania /jakby powiedział Janusz -umierania aby zmartwychwstać /.

    Pytanie -czy chcę, a może uciekam ze strachem

    Przeszłam taką próbę ucieczki.

    #32 Tereska
  33. #14 Dorota Wt
    Ja także ( nie osobiście wprawdzie ) spotkałem się z opowiadaniami jakie tłumy przychodzą na spotkania ( połączone często z liturgią) z tzw.uzdrowicielami, czy też egzorcystami. Ludzie często jadą wiele godzin na takie spotkania.
    Na Twoje pytania czy uzdrawia wiara czy Jezus należy odpowiedzieć negatywnie. Nie uzdrawia tylko wiara, nie uzdrawia tylko Jezus.
    Uzdrowienie niesie osobiste spotkanie Jezusa. Sedno sprawy tkwi w nawiązaniu relacji, pytaniu Boga i odpowiadaniu człowieka, w pytaniu człowieka i odpowiadaniu Boga.
    Tak jakby zostało otwarte połączenie na Skypie i wzajemny przepływ danych : przyjęciu i odpowiedzi.Najpierw takie połączenie musi być zainicjowane ( spotykasz osobę, który namawia cię , przekonuje , opowiada z własnego doświadczenia o działaniu łącza i o korzyściach płynących z takiej komunikacji), instalujesz ( zgadzasz się na ) program i wchodzisz do społeczności użytkowników.
    Społecznością komunikującą się z Bogiem i dzięki temu z drugim człowiekiem jest nasz Kościół a owo połączenie zostało utworzone przez Boga w ten sposób, że przysłał do nas Swojego Syna jak Słowo. Ktoś opowiada Ci że Go spotkał, ma z Nim łączność, pewną zażyłość. Zachęca do tej samej Drogi. Gdy przyjmowane Słowo ma szansę działać, staje się coraz bardziej zrozumiałe ( przestajesz się bać, że jest to jakieś magiczne wyrzucanie złych duchów) , i jest na to potrzebny czas.
    Egzorcyzm to rezultat pewnego procesu a nie jednorazowy gest czy formuła.
    Stąd wartość tych wspólnot, w których ten proces przebiega. Może to być rodzina ( o ile budowana jest na fundamencie Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego) , jest nią DN , mogą być inne formacje pod warunkiem wszak, że „zapuszczony jest tam Jezusowy program”.
    W takich wspólnotach modlitwa o uzdrowienie nie wygląda jak zwykła prośba o wyleczenie z nałogu czy nawrócenie syna, chociaż tego typu skutki może również przynosić.

    #33 grzegorz
  34. #32.
    Grzegorzu pozwól, dodać mi do tego co napisałeś, że tym „programem” do zainstalowania jest nasz krzyż. Bóg komunikuje się z nami po przez nasze krzyże.
    Mój krzyż jest jak telefon komórkowy w moim sercu. Tylko nawrócenie się do własnego krzyża daje możliwość usłyszenia ukochanego Ojca.
    Warto więc przylgnąć do własnego krzyża i czekać na boże esemesy; na głos który woła by wracać do domu Ojca /pójść daleko/.
    Pozdrawiam
    janusz

    #34 \baran katolicki
  35. W kościołach często nam się mówi, że jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jak to ma się do tego jak się zachowują niektórzy ludzie np w internecie na różnych forach, obrażając siebie nawzajem?
    A przecież jak pisze św. Paweł dziecko Boże prowadzi duch Święty i w nim zamieszkuje. Jest ciche, pokorne, pełne miłości, dobroci Boga, pełne Jego łaski.
    „22 Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, 23 łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa.”
    Dziecko Boże żyje Bogiem na co dzień.

    #35 chani
  36. Jeszcze dopisek do #34:
    Po dzieciach poznaje się Ojca, więc powinniśmy się tak zachowywać jak przystoi na dzieci Ojca niebieskiego.
    Ja przynajmniej się staram. Nie zawsze mi wychodzi, ale …

    #36 chani
  37. Spoko
    Tylko mnie zastanawiało to zdanie „Idź twoja wiara cię uzdrowiła”. Stąd też zrodziło się pytanie co lub kto jest istotą uzdrawiania.
    A co tłumów sama osobiście widziałam, ile przychodzi. Nie mam nic przeciwko takim spotkaniom. Nie chodzi o strach, tylko że nie które rzeczy, które ja widziałam mogą robić także ludzie nie związani zupełnie z Kościołem np. hipnoterzy.
    A co do egzorcyzmu wiem, że jest długi proces. I efekty zależą jak dama osoba zangazuje się w nawrócenie. No nic nie pomogą, jak ktoś nie będzie próbował nad sobą pracować. Co z pomocą Bożą jest łatwiejsze.
    Jeśli chodzi o uzdrowienie. Dużo osób osób mówi o przebaczeniu. Tylko dlaczego część nie pisze, co to naprawdę jest. Nie chodzi mi osoby na blogu tylko ogólnie.
    Wiele ludzi do końca tak naprawdę nie wie, co to znaczy przebaczyć.
    Nie tłumaczą, że nie powinni nawet tego w myślach drążyć. Tak sama wspominać bo wg mnie jak ktoś przypomni sobie że X mu zrobił krzywdę. To prawdopodobnie zrodzi to wrogie nastawienie do osoby. I przebaczenie powinno likwidować uprzedzenie. Chodzi tu, aby nie patrząc po tym co się stało na ta osobę jak na potecjalnego intruza.
    Na człowieka patrzy się oczami Chrystusa czyli pełnymi miłości.
    Pozdrawiam

    #37 DorotaWt
  38. #37 DorotaWt
    Chciałbym nie patrzeć na nieprzyjazna mi osobę jak na intruza. Jednak ja tak nie umiem. Mniejsze lub większe odczucie niechęci pozostaje.
    Jednak dzięki Jezusowi, mogę być blisko osoby, której obecność jest nieprzyjemna. Mogę akceptować mój dyskomfort, zgadzać się na jego istnienie i życie z nim.
    Myślę, że jest to ten Krzyż o którym pisze Janusz. Wiem, że ma on sens, bo przeżywanie tych nieprzyjaznych „dotknięć” to skracanie o głowę we mnie „starego człowieka”.
    Widzę też, że gdy przychodzi mi przeżywać takie sytuacje, to w gdy w efekcie coś tracę ( cierpliwość, czas, pieniądze …) to wychodzę z nich spokojniejszy, z myślą – da się przeżyć.
    Jeśli miałbym przywołać dla ilustracji jakiś biblijny obraz, to najbliższy mi jest tekst rysowany przez Izajasza o zwierzętach z natury sobie wrogich, ale bezpiecznie wylegujących się jedno obok drugiego.
    Nie pisze on, że wilk czy lew zamieni się w jagnię i dlatego drugie jagnię będzie przy nim bezpieczne. Nie, dalej będzie tym wrogim drapieżnikiem.
    Ale właśnie do takiego mogę się przybliżać a to co stracę, „zainwestuję” w tych sytuacjach zyskam po wielokroć.
    O tym jest Ewangelia z tej niedzieli.

    #38 grzegorz
  39. #36
    Krzysztofie, spójrz proszę na dzieci biblijnego Izaaka, Jakuba, Dawida itd.
    Toż to zwyczajne ojcowskie bankructwo. Moi synowi to również porażka/krzyż/ dla mnie. Są mi dani/zadani/, bym zobaczył siebie w świetle Ewangelii o Jezusie Chrystusie.
    Tu nie chodzi o staranie się, zmaganie się, walkę lecz o nową mentalność, nowego Ducha, w którym możemy usłyszeć nasze Abba Ojcze.
    Pozdrawiam
    janusz

    #39 \baran katolicki
  40. #21 Dorota
    Jestem przekonana, że tej osobie chodziło o nabożeństwa a nie o Liturgię.
    Liturgia np. Msza Święta ma swój schemat zawsze i wszędzie taki sam. A więc nie można jej sobie dowolnie rozbudowywać. Liturgia jest określona i są nią Msza Święta, Liturgia Godzin, celebracje sakramentów i sakramentaliów, celebracje roku liturgicznego. Nie można ich sobie wymyśleć.
    A w czym jest różnica między Liturgią a nabożeństwami np. litanie, nabożeństwa majowe, nowenny?
    Liturgia jest przede wszystkim działaniem Boga – to Bóg działa w Liturgii i do niej zaprasza, człowiek tylko na to zaproszenie i działanie może odpowiedzieć.
    Nabożeństwa zaś są wytworem naszej ludzkiej pobożności, wynikiem naszej potrzeby wielbienia Boga.
    Ja tą różnicę czuję tak: Gdy idę na Mszę Świętą to poddaję się działaniu Boga. Gdy idę na nabożeństwo czczę Boga tak, jak ja chcę, na moich warunkach.
    Czego bardziej oczekuje ode mnie Bóg? Abym Go czciła, czy abym pełniła Jego wolę?
    Ale nabożeństwa też są dobre. Myślę, że ta osoba miała na myśli mnożenie nabożeństw. Czasami się zdarza, że poza Mszą Świętą potrafi być w jednym dniu jeszcze kilka różnych nabożeństw np. nabożeństwo pierwszopiątkowe, Różaniec, i np. jeszcze jakaś nowenna.
    I tutaj to już się można zastanawiać, czy takie mnożenie nabożeństw jest dobre?
    Czy dobre jest to, że ja spędzam pół dnia w kościele na różnych nabożeństwach dając wyraz MOJEJ pobożności i zaspokajając MOJĄ potrzebę duchową, być może w tym czasie zaniedbując moją rodzinę?
    Tutaj też powstaje pytanie: Jak Pan Bóg chce, aby Go czcić? Czy przez kolejne nabożeństwa, czy poprzez życie i służenie bliźniemu? A w bliźnim Jemu?
    No dobrze. To tak kilka takich moich myśli na temat różnicy między Liturgią i nabożeństwem.
    Myślę, że katechetki lepiej by tą różnicę potrafiły wyłuszczyć.
    A Liturgia, a w szczególności Msza Święta jest na Drodze bardzo ważna, o czym będziesz mogła się przekonać, gdy dotrzesz do tego momentu katechez zwiastowania.

    #40 basa
  41. #21 Dorota
    Tamten post dotyczył oczywiście #31
    Ale pomyślałam jeszcze, że odniosę się do krytyki kręgu liturgicznego.
    Oczywiście krąg liturgiczny także jest dobry, bo dzięki niemu ludzie bardziej poznają się z Pismo Święte.
    Ale na Drodze nie chodzi tylko o poznawanie Pisma Świętego. Chodzi głównie o to, aby poznając Pismo Święte pozwolić, aby Słowo Boże działało w moim życiu, kształtowało mnie, wpływało na konkretne postawy.
    Znowu ktoś może spytać w czym różnica?
    Bardzo zasadnicza:
    W pierwszym przypadku – krąg – to ja mam władzę nad Pismem Świętym, to ja je poznaję i interpretuję.
    W drugim przypadku chodzi o to, aby pozwolić, aby Pismo miało władzę nade mną. Poddać się mocy Słowa. Podobnie jak mocy Liturgii. 🙂
    Myślę, że to chciał powiedzieć ten, kto prowadził katechezy.

    #41 basa
  42. Dorota, a tak swoją drogą to katechezy zwiastowania ogromnie mnie denerwowały tak jak ciebie. 🙂 Mniej więcej w połowie katechez w trakcie głoszenia kerygmatu, wyszłam zbulwersowana z kościoła z myślą: Co za głupoty tutaj gadają! Nigdy więcej już nie pójdę na nie!
    Wróciłam do domu. I gdy taka poruszona uklęknęłam przed obrazkiem Jezusa Miłosiernego i usłyszałam w sobie: „Spokojnie. Będziesz chodziła”
    Więc jestem. Jestem na Drodze prawie 6 lat.
    Myślę, że Pan Bóg tego chce.
    Wsłuchuj się więc w siebie i staraj się odczytać Jego wolę.
    Reszta się nie liczy…

    #42 basa
  43. cd
    Bo zdecydowanie łatwiej jest odprawić kolejne nabożeństwo niż poddać się woli Boga, szczególnie gdy ona w jakiś sposób staje w poprzek moich oczekiwań i wyobrażeń.

    #43 basa
  44. „…to nie był ten sam tłum…”
    1. ‘”Wichrzyciele i warchoły”, czyli Marzec’68 w Poznaniu
    … W latach 60. powstała nowa, nieformalna frakcja w PZPR, zwana „partyzantami”, której przywódcą został gen. Mieczysław Moczar (od 1964 roku Minister Spraw Wewnętrznych). Było to środowisko zdominowane przez byłych członków komunistycznej partyzantki z okresu okupacji hitlerowskiej. Grupa ta odwoływała się do etosu walki Gwardii, a później Armii Ludowej, głosiła hasła nacjonalistyczne i antysemickie, występując głównie przeciw starszym działaczom PZPR, których oskarżano o udział w zbrodniach okresu stalinizmu…
    W Polsce zarządzono nagonkę „antysyjonistyczną”, przeprowadzając czystkę w partii. Wyrzucono z niej osoby pochodzenia żydowskiego i nakłoniono ich do emigracji. W ciągu kilku lat z Polski wyjechało ponad 12 tys. osób, głównie przedstawicieli inteligencji. Tłumaczono oczywiście, że nie chodzi tu o potępiane Żydów, tylko syjonistów…”
    Bylem na III cim roku PP, w solidarnosci ze strajkami w W-wie i innych miastach jako protestujacy studenci zebralismy sie na Placu Mickiewicza przed UAM. Wznoszono hasła: „Prasa kłamie”, „Poparcie dla Warszawy od Poznania”, „Żądamy Dziadów”. Według źródeł milicyjnych, zebrało się ok. 1000 osób, z czego 40% stanowili studenci. ..W środę 13 marca, na demonstrantów czekały już oddziały ZOMO. Na placu Mickiewicza zebrało się o godzinie 15.00 ok. 2000 studentów. Do akcji wkroczyły jednak oddziały ZOMO, rozpędzając manifestację. Oddziały ZOMO i ORMO, uzyty sily, walili palami, lano z karabinkow wodnych, czesc z nas schowla sie w budynkach universytetu, czesc zamknieto inna czesc wywieziono poza miasto.
    Wkrótce jednak studenci ponownie wrócili na plac i znowu zostali rozpędzeni przez milicjantów. Część uczestników chroniła się przed zomowcami w budynkach uniwersyteckich, gdzie ci ostatni wbiegali, goniąc ich. Walka z demonstrantami zakończyła się ok. 20.00. Manifestujący studenci nie dali jednak za wygraną i przenieśli się przed budynki domów studenckich. Pracownicy uczelni bezskutecznie próbowali powstrzymać studentów, tłumacząc im, że co prawda ich protest jest słuszny, ale cała akcja jest walką polityczną na szczytach władzy, a studenci są manipulowani. Lepiej więc zachować spokój. Ten apel jednak również nie został wysłuchany. Na zebraniach studenckich jeszcze tego samego dnia, przygotowywano rezolucje potępiające użycie siły wobec demonstrantów… Władzę zaniepokoiły doniesienia o przypadkach sympatyzowania ze studentami robotników z niektórych poznańskich zakładów, zwłaszcza „Wiepofamy” i Zakładu Przemysłu Odzieżowego „Komuna Paryska”. Robotnicy ci mieli wkrótce odpowiedzieć za zajęcie „niewłaściwej postawy” wobec wydarzeń marcowych.
    2. Na wypadek eskalacji protestów, postanowiono stworzyć tzw. grupy aktywu robotniczego, skupiające około 300 osób, które mały być użyte wobec protestujących studentów. Chyba w sobote, na znak sprzeciwu wladze zwiozly robotnikow na ten sam Plac, bylismy filmowalismy, koleznaka z roku zapytala robotnika trzymajacego napis, “Precz z syjonizmem”, czy on wie co znaczy syjonizm? Wyleciala za to z politechniki.

    #44 Jurek
  45. #40 Basa
    „Czy dobre jest to, że ja spędzam pół dnia w kościele na różnych nabożeństwach dając wyraz MOJEJ pobożności i zaspokajając MOJĄ potrzebę duchową, być może w tym czasie zaniedbując moją rodzinę?
    Tutaj też powstaje pytanie: Jak Pan Bóg chce, aby Go czcić? Czy przez kolejne nabożeństwa, czy poprzez życie i służenie bliźniemu? A w bliźnim Jemu?”
    Ano właśnie…
    Marta czy Maria?
    Wczoraj, a sobotę, u nas wielkie wydarzenie: Bierzmowanie. Iść, jak Maria, czy „chałupę ogarniać” jak Marta? Udało się i to i to…
    Mi bliższa jest Marta – czytam: „A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego.” ale jakoś do mnie nie dociera. Taki dyskomfort – słowa mojego Pana, a ja się z Nim „kłócę”, bo dla mnie ważne też „wiele” – nie tylko radość z wizyty Biskupa, z Jego słów, ale i troska, czy może – (…) i tu różne racje i powody.
    Trudno mi „być jak Maria” jak ze mnie Marta wyłazi. Jeden znajomy mi kiedyś powiedział: „niepotrzebnie martwisz się o wszystko i wszystkich…”

    #45 Baba ze Wsi
  46. #40 Basiu
    Pięknie wyjaśniłaś różnicę między Liturgią a nabożeństwem.Nieraz sobie myślę jak większość uczestników nabożeństwa/np.majowego / tłumnie wychodzi z Kościoła tuż przed rozpoczęciem Eucharystii – nie wiedzą ile tracą.

    #46 Tereska
  47. ” Bardzo mocno to podkreślam: liturgia jest oddawaniem Bogu swojej racji. W liturgii uczę się tracić swoje racje: samousprawiedliwienie, prawa, pretensje, i oddaję władzę nad moim życiem Komuś innemu. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WE/kiernikowski/espe200804_liturgia.html# Wtedy jest liturgia owocna”. Warto tam zajrzeć i posłuchać.
    Doroto, tu nie chodzi o uchwycenie się Drogi Neokatechumenalnej, lecz o nawrócenie się do swojego krzyża, którego mamy pod dostatkiem . Tu chodzi o światło na Twój krzyż.
    Pozdrawiam
    janusz

    #47 baran katolicki
  48. Ja to wszystko rozumiem. Tylko ci ludzie powinni innym językiem mówić. Bo nawet człowiek przeciętny, by tak zrozumiał.
    A co do katechez to chcę chodzić. I nie patrzę na opinię ludzi, którzy nie wiedzą, co znaczy neokatuchumenat.
    A co do patrzenia na człowieka. Ja też czasami patrzę na drugiego jak na intruza, zwłaszcza jak przypomni mi się o jakimś dla mnie przykrym wydarzeniu. I jak rodzą się złe myśli. Wtedy pytam się w sercu. Czy skoro kocham Boga, też tak bym do Niego powiedziała?
    Staram się wiedzieć w drugim człowieku Chrystusa. Jest to trudne, ale można. Oczywiście w nieraz trudno to widzieć.
    Jednak jest to potrzebne. Aby nie okłamywać siebie i nie udawać, że komuś się przebaczyło.

    #48 DorotaWt
  49. #45 Baba ze Wsi
    Pan Jezus nie potępił Marty.:)
    Myślę, że jest potrzebna równowaga między modlitwą a czynem. Zresztą czyny też mogą być modlitwą.
    I chciałam zauważyć, że twój wybór to nie był wybór między kilkoma nabożeństwami a posługą w domu, tylko między Liturgią – Bierzmowanie jest sakramentem, a więc Liturgią, a pracami domowymi. A to już zupełnie co innego.
    No i wszystko dało się pogodzić – jak sama napisałaś. 🙂
    Ale we wcześniejszych wpisach, w tym w moim, na który się powołujesz, chodziło przecież o mnożenie nabożeństw…

    #49 basa
  50. Dla mnie sprawa wyboru, co ważniejsze modlitwa, czy uczynek, także bywa trudna.
    Trzymam się jednak zasady, którą przeczytałam u św. Katarzyny – jeśli modlisz się, a w tym czasie ktoś poprosi cię o pomoc, to przerwij modlitwę i pomóż mu. Modlitwę skończysz później. Św. Katarzyna widziała tylko jeden wyjątek od tej zasady – Liturgia Godzin u osób, które są zobowiązane ją odmawiać i nie miałyby kiedy tego później zrobić.

    #50 basa
  51. #45 Baba ze Wsi
    Ja też miałam ten sam problem z Martą i Marią, dopóki nie spojrzałam na sprawę zupełnie inaczej.
    Zobaczyłam, że winą Marty nie było to, że się krzątała, ale zazdrość. Marta zazdrościła Marii.
    Też chciała usiąść i posłuchać, a nie mogła. Dlaczego nie mogła?
    Pan Jezus odpowiedział. „Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego.”
    Czego potrzeba Marcie, mi tak na prawdę?
    Pierwsze skojarzenie to „słuchać”. I tak najczęściej się to rozumie.
    Ale ja myślę, że chodzi o zaufanie.
    Potrzeba tylko jednego – zaufania Bogu, że ta sytuacja, ta rola w której mnie postawił jest dobra.
    Dla Marii dobre jest siedzieć i słuchać, dla Marty posługiwać.
    Bo wyobraźmy sobie, że raptem wszyscy chrześcijanie porzucają swoje obowiązki i przybierają postawę Marii.
    Zbliżają się misje w sąsiedniej parafii. Wyobraźmy sobie, że lekarz postanawia spędzić cały ten czas w kościele, bo nie będzie chciał stracić ani jednej katechezy, Mszy i nabożeństw. Od rana do wieczora. I nie przejmuje się, że ktoś chory może potrzebować pomocy.
    Podobnie nauczyciele, kolejarz, rodzic itd.
    Czy to byłoby dobre?
    Chyba nie o to Panu Bogu chodzi?
    Kiedyś przeczytałam u św. Franciszka Salezego, że nie jest dobrze , aby szewc spędzał całe dnie na modlitwie w kościele, bo jest potrzebny, żeby reperować buty. Co innego siostra zakonna.
    Myślę, że Marcie brakło właśnie zaufania, że to miejsce i to zadanie, które ma spełnić, jest dla niej dobre.
    I myślę, że tu właśnie o to chodzi – o zaufanie – że jest wolą Boga, abym dobrze wypełniała swoje obowiązki matki i żony, bo w takiej roli postawił mnie Bóg, a jeśli On zechce, to podaruje mi resztę. 🙂 I wtedy da się pogodzić, i ” chałupę ogarnąć”, i iść na Bierzmowanie. 🙂
    Moim zdaniem to „jedno”, czego brakowało Marcie i czego często brakuje nam to właśnie zaufanie Bogu. 🙂

    #51 basa
  52. Wg mnie ilość pobożności nie mierzy się ile się siedzi w kościele. Bo ktoś może siedzieć i wcale się nie modlić.
    A ten co wpadnie choć na 15 minut, poświęca je szczerej modlitwie.

    #52 DorotaWt
  53. Mnie też nie chodzi się uchwycenie drogi neokatechumenalnej, ale z drugiej strony nie muszę patrzeć na opinię innych.
    Co dla nich jest to sekta.
    A co do krzyża, od małego słyszę te teksty.
    Tylko i tak nie wiem do końca, co to znaczy. Co Bóg pragnie tylko, aby człowiek cierpiał?
    Tak samo – co daje człowiekowi myśl o niebie, skoro tu musi znosić katusze?
    Czy Bóg nie wie, że czasami te cierpienia powodują oddalenie się od Boga?
    Pozdrawiam

    #53 DorotaWt
  54. …# „Chodzi więc o taką pobożność, która wynika z doświadczenia i świadomości daru łaski i akceptacji krańcowej sytuacji egzystencjalnej człowieka, w której – poruszony łaską Boga – zwraca się w pełnym zaufania poddaniu się Bogu”. http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=3276 Warto a nawet trzeba tam zajrzeć.
    Pozdrawiam
    janusz

    #54 baran katolicki
  55. Wie co Jego Ekscelencja, tak ostatnimi czasy myślałem o tej roli tłumu w Ewangelii, myślę że rola i funkcja tłumu w Ewangelii to połączenie wiary i miłości.
    Najbardziej widać to na przykładzie św. Tomasza, myślę medytując sobie, że On był dotknięty z jednej strony agresją, bez litością tłumu, a z drugiej strony „nie mocą” Jezusa. Widać to na przykładzie matki, która idąc za Jezusem nie prosi oprawców o litość, zapewne powoduje to cierpienie w jej duszy, z którym pewnie nie mógł poradzić sobie święty Tomasz, zakochany w nauce Pana a jednocześnie w tym świecie, ten ciężar ludzki przygniótł go, nie mógł wzbić oczu ponad ludzkie doświadczenie, ponad to co przeżył i widział. Podobnie jest i w naszym życiu jak przygniatają nas różne doświadczenia , przyjąć krzyż, pogodzić się z nim to nie taka łatwa sprawa, tym bardziej, że najczęściej jest on zawiniony, lub przygniatają nas konsekwencje rozmaitych wyborów, na które mamy niewielki wpływ. Wiara i miłość w obliczu przygniecenia krzyżem zrodziła nadzieję w sercu, myślę, że ta symbolika i opis dotknięcia ran Pana , to zapowiedź pokonania wszelkiego zła, uniesienia wzroku ponad cierpienie, a w ostatecznoći pokochanie prześladowców, wybaczenie, miłość tych którzy krzywdzą, zadają ból,. W życiu każdego z nas jest wiele doznanych krzywd, zranień , konsekwencji niewłaściwych wyborów, może być że utraconej młodości innymi słowy niewykorzystanych szans, bo tymi lub innymi wzorcami się kierowaliśmy, taka była moda, trend, a czasami zwykła ludzka naiwność nas ku temu pchała, były oczekiwania tak bliskie tłumowi, a pozostaje rozpacz, nie nastąpiło ukonkretnienie tego wszystkiego co nosimy w sercu, to też rodzi nienawiść do świata i samego siebie, gniew i bunt. Gdzieś z tego wszystkie rodzi się też pragnienie o litość o pomoc, i Bóg ku nam wychodzi ze swoją miłością, ukazując, że ona jako jedyna może nadać sens naszemu istnieniu, a miłość to konkret

    #55 pawelpiotr
  56. # 53 DorotaWt
    „A co do krzyża, od małego słyszę te teksty…”
    Twój wpis skłonił mnie do poszukiwań, szukania odpowiedzi.
    Znalazłam w internecie konferencję: „Czy do wiary potrzebny jest Kościół”
    W niej Bp G.Ryś mówi „Ogłosić mam właśnie to, że Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał i że w Jego doświadczeniu jest moje własne.
    Znaczy ja jestem martwy w grzechu, ja jestem winny Jego śmierci, ja zmartwychwstaję do życia razem z Nim, bo On zmartwychwstał jako pierwszy”.(kerygmat)
    Jeśli chcesz, to posłuchaj całej konferencji.

    #56 Mirosława
  57. No właśnie czy do wiary jest potrzebny Kościół?
    Ja myślę, że tak, zwłaszcza sakramenty.
    Choć ciekawi mnie w tym przypadku powszechność zbawienia.

    #57 DorotaWt
  58. Ad #57 DorotaWt
    Pan Bóg może zbawiać każdego, jak zechce.
    Ustanowił Kościół, aby był znakiem (narzędziem, sakramentem) zbawienia.
    Nie znaczy to, że zbawią się tylko ci, którzy są w Kościele. Zbawienie dokonuje się prze posługę Kościoła, także wobec tych, którzy w nim nie są, a dochodzą do wiary za jego świadectwem i jego posługą. Dlatego tak ważne jest to, by Kościół był rzeczywiście znakiem i uobecnianiem Tajemnicy Jezusa Chrystusa we wszystkich pokoleniach i by jak więcej ludzi mogło poznać zbawienie, nie zawsze (nie we wszystkich pojedynczych przypadkach) wchodząc formalnie do Kościoła.
    Znak, to jest to, co pomaga innym widzieć i obierać właściwą drogę. Nie wszyscy i nie wszystko musi być znakiem. Ważne, żeby znak był czytelny.
    Dlatego nie chodzi o to, aby jak najwięcej ludzi „wepchnąć” do Kościoła, lecz o to, aby ci którzy tworzą Kościół, byli wobec świata czytelnym znakiem dokonanego zbawienia przez Jezusa Chrystusa i mogli z tego zbawienia korzystać. Mieć nadzieję nowego (wiecznego) życia.
    Pozdrawiam z Rzymu. Polecam tutaj Panu Bogu przez wstawiennictwo Apostołów wszystkich Blogowiczów.
    Bp ZbK

    #58 bp Zbigniew Kiernikowski
  59. Rozumiem
    Tylko w jakim przypadku ma sens wyznawania grzechu, że nie było się w Kościele. Oczywiście pomijam sytuacje gdy ktoś nie moze iść z nie swojej winy.
    Pozdrawiam i życzę udanego powrotu do Polski i będę również pamiętać o ks. Bp w modlitwie

    #59 DorotaWt
  60. #59 Dorota Wt…
    Gdy Ksiądz Biskup pisze:
    „Nie znaczy to, że zbawią się tylko ci, którzy są w Kościele”
    to znaczy, że zbawią się nie tylko ci,
    którzy są we wspólnocie założonej przez Chrystusa – Kościele.
    Budynek – kościół, wspólnota – Kościół.
    Nie jest grzechem, gdy nie było się w niedzielę w kościele (w Kościele jest się od chrztu świętego), ale jest grzechem, gdy świadomie i dobrowolnie nie świętuje się dnia świętego (3 Przykazanie Boże) (nie uczestniczy się we Mszy świętej – 1 Przykazanie Kościelne), jakim jest niedziela.

    Natomiast nie jest grzechem nie być w Kościele (wspólnocie),
    jeśli nie ma się takiej możliwości (np. w Arabii Saudyjskiej).

    Pozdrawiam 🙂

    #60 julia
  61. # 59 Dorota Wt, cd.
    a właściwie chyba nie jest grzechem nie być w Kościele bez żadnych warunków.

    🙂

    #61 julia
  62. Wybacz Julita, ale niestety nie zrozumiałaś, o co mi chodzi.
    Ja nie mówię tu o Arabii, tylko o ludziach, którzy chodzą .
    Jaki sens chodzenia czy w życiu nie można być moralnym człowiekiem?
    Jakoś mi się wydaję, że przykazania są nie potrzebne.
    A zresztą jaki sens przestrzegać przykazań kościelnych? Jak i tak są zmienione.
    Co pewnie za kilkanaście lat będzie to samo.
    Tak samo z postem. Znowu coś zmienią.
    Pozdrawiam 😉

    #62 DorotaWt
  63. a mi się wydaje, że chodzi o świadomość. Grzech to świadome „wykroczenie”.
    Nie grzeszy ten kto nie uczestniczy w niedzielnej mszy, bo… nic nie wie o Dobrej Nowinie, o Chrystusie.
    Nie jest w Kościele-wspólnocie, bo jest nieświadomy istnienia tej wspólnoty…
    Czy będzie zbawiony? a to już pytanie do Tego nad nami, nie do księdza, nie do biskupa, nawet nie do papieża.
    Bogu dziękuję, że to Bóg zbawia-decyduje „komu niebo, komu piekło”, a nie referendum wśród ludzi…
    Pozdrawiam ze Wsi i o modlitwę w intencji mojej Siedmiolatki proszę – ma za kilka dni urodziny 🙂

    #63 Baba ze Wsi
  64. Julia , DorotaWt
    Zadaniem naszym a więc Kościoła jest w pierwszej kolejności głoszenie Dobrej Nowiny Jezusa Chrystusa, a nie rozpatrywanie co jest grzechem a co nie.
    Tym, którzy Go przyjęli, Kościół pomaga nawracać się również poprzez rozeznanie, czy jest na tej Drodze i wskazuje jej kierunek.
    Rozpatrywanie grzechów musi odbywać się zawsze w tym kontekście.

    #64 grzegorz
  65. # DorotaWt.
    Do bycia dobrym//religijnym/ człowiekiem nie potrzeba wiary Chrystusa/Kościoła/.
    Chrześcijanin/dojrzała wiara/ to coś więcej niż dobry człowiek. To „coś” ma tylko ten, kto usłyszał głos Chrystusa/Kościoła/ i poszedł daleko/w nie znane/.
    Doroto, kimkolwiek jesteś, proszę Cię pozostań z nami, bo tu jest to, czego szukasz.
    Tu jest Duch Kościół/Chrystus zmartwychwstały/.
    Nie ważne czy teraz ROZUMIESZ to, co piszę. Nie ważne ile w tu jest ludzkiej mądrości. Liczy się tylko Twoje umieranie/kochanie/.
    Chrystus zmartwychwstał i żyje w Kościele. Żyje na tyle ile Ty Mu dasz wiarę.
    Powiem Ci Tak: katolik, który chodzi do Kościoła, to człowiek religijny /a nie koniecznie wierzący/. Chodzi i wychodzi jak do „kibla”. Za swoją potrzebą.
    Kościół jednak jest nie tylko Wucetem tego świata, ale utylizatorem każdego naszego „gówna” – grzechu.
    Proszę sprawdzić jakim tronem „łaski” jest Twój WC i jak bardzo Cię uszczęśliwia każdego dnia.
    Proszę po ludzku patrzeć na Kościół/Chrystusa zmartwychwstałego/ i dać Mu swoją wiarę a On pokaże Ci drogę do Twojego domu.
    Pozdrawiam
    janusz

    #65 baran katolicki
  66. Ad #64 Grzegorz; #65 baran katolicki; #62 DorotaWt
    Dziękuję Grzegorzu!
    Dobrze, Januszu, że to piszesz. To jest „brutalna” a jednocześnie zbawcza prawda.
    Doroto, trzeba Tobie i tylu, co myślą podobnie jak Ty na temat Kościoła, jeszcze wielu przemyśleń i doświadczeń.
    Dołączam się do „apelu” Janusza: zostań z nami. Daj się prowadzić duchowi Ewangelii i pozwól przeprowadzać siebie przez progi religijności (często poczynionej wg naszych schematów i naszego pomyślunku – zob. Kol. 2,23. Jest tam jednak problem właściwego przekładu. Przekład BT nie oddaje tego, o co chodzi wg tekstu greckiego. Porównaj różne przekłady tego tekstu).
    Tylko Ewangelia pozwala przekraczać nasze ludzkie horyzonty.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #66 bp Zbigniew Kiernikowski
  67. A skąd mam wiedzieć, czego ja szukam.
    Chce tylko się nawrócić. A taka jest prawda i po co bronić i przestrzegać czegoś, jak za chwile zmieniają. A niewierzący tylko się śmieje i traktuje jak głupka, bo widzi jak to jest walczyć o coś, co nie ma sensu. Bo tłumaczy drugiemu tak nie można. Sam przestrzega, aby nie zgorszyć drugiego a i tak robi się debila.
    A co ja ja myślę na temat Kościoła.
    Nie żebym wszystko krytykowała
    Uważam, że do niektórych rzeczy nie powinni zmuszać. Na przykład bierzmowanie.
    Skąd oni wiedzą, czy ktoś jest dojrzały. Bo ma same piątki, udziela się w kościele? A potem musi iść z przymusu, bo co powiedzą inni.
    I jest nieszczęśliwy, bo chciałby się lepiej przygotować. Bo wie, że najpierw musi z czymś innym walczyć. A potem stoi przed biskupem i czuje się ja niewolnik zmuszany do tego, czego nie chce. Bo wie, że potrzebuje czasu, aby się przygotować. A nie stać jak kukiełka, która występuje przed biskupem i udawać, że to jeden z najcudowniejszych dni. Choć tak naprawdę jest z najgorszym.
    I musi żyć z niezatartym piętnem znaku krzyża na czole, który tylko przypomina o tym. I nie może się go pozbyć, nic anulować, bo jest po fakcie.
    A do bierzmowania powinno się iść z wiary, a nie przymuszonej religijności i schematu.
    A ja tylko chcę czuć się wolnym człowiekiem, który robi coś z miłości a nie z przymusu.
    Pozdrawiam

    #67 DorotaWt
  68. Ad #67 DorotaWt
    Doroto,
    dobrze, że to piszesz.
    Trzeba o tym rozmawiać.
    Jest to w pewnym sensie wołanie, wołanie o pomoc. Za to też Ci dziękuję.
    Proszę przyjmij poniższą refleksję. Wczytuj się także w to, co wielu tutaj pisze z dużą troską o Kościół (Janusz, Julia, Grzegorz i tylu innych). Piszą to z troską o wierzących i o to, by wiara docierała do jak najszerszego kręgu ludzi i pomagała im żyć, nawet jeśli w tej chwili nie korzystają w pełni z tego wszystkiego, co Bóg daje przez Kościół.
    Nie we wszystkich przypadkach jest tak „czarno”, jak piszesz. Chociaż bardzo często nie jest dobrze.
    Stąd wniosek: istnieje nagląca potrzeba rzeczowego, realnego (prawdziwego) wprowadzenia w chrześcijaństwo. Potrzeba inicjacji chrześcijańskiej. Potrzeba katechumenatu – także pochrzcielnego, czyli w odniesieniu do osób, które zostały ochrzczone, a nie zostały wystarczająco ewangelizowane i żyją bez światła Ducha Świętego. O tym pisał m.in. Papież Benedykt XVI (Verbum Domini, 93)
    Chętnie bym z Tobą porozmawiał osobiście.
    Pozostań z nami pisz nadal.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #68 bp Zbigniew Kiernikowski
  69. DorotaWt
    Sprostowanie na temat źródła i istoty bierzmowania.
    Dz 8;14 Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, 15 którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. 16 Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. 17 Wtedy więc wkładali [Apostołowie] na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego.
    Człowiek ma wolną wolę dlatego może zaprosić Ducha Świętego wraz z jego darami lub odmówić gościny.

    #69 lemi58
  70. Rozumie mnie ks. Bp o co mi chodzi?
    Oto, że sakrament bierzmowania naprawdę powinien być sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej, a nie tylko z nazwy. Bo jakie jest tu działanie Ducha Św.
    A po za tym czy warto się modlić o Niego z innymi? Chodzi mnie tu np. we wspólnotach.
    Skoro nie czuje się nic. I tylko jest się widzem, który tylko patrzy. I ma się wrażenie jak w filmie „Matrix”. I czekać, aż wszyscy skończą modlitwę, w której tak naprawdę się nie brało udziału.
    I nie wiem, czy to jest wołanie pomoc. Bo dla mnie niektóre rzeczy nie są obojętne.
    Wiele mnie zastanawia. Tak jak np. Dlaczego Syn Boży pomimo tego, iż jest istotą równa Bogu Ojcu jest Mu posłuszny.
    Faktycznie nie wszystko jest czarne. To się zgadzam.
    Jak ks. Bp będzie tu w mojej miejscowości, to możemy porozmawiać. Jeśli ks. Bp mnie pamięta z wykładów.
    I z całym szacunkiem nie chodzi mi o krytkowanie Kościoła, tylko żeby ludzie wiedzieli, że Nam (mówię o sobie) młodym niektóre rzeczy nie są obojętne.
    Pozdrawiam

    #70 DorotaWt
  71. Ad #70 DorotaWt
    Doroto!
    Jeśli chcesz, abym sobie Ciebie przypomniał z wykładów, to musisz powiedzieć, gdzie i kiedy mnie słuchałaś.
    Jeśli słuchałaś moich wykładów, to niewątpliwie była też mowa o posłuszeństwie Syna wobec Ojca (zob. np. Hbr 5).
    Gdzie leży ta Twoja miejscowość?
    Możesz mi to napisać i wskazać co ma być upublicznione tu na blogu a co nie.
    Nad tym wszystkim, o czym piszesz, potrzeba pracy i przede wszystkim otwartości na Ewangelię.
    Oczywiście najpierw także potrzeba głoszenia Ewangelii przez tych, którzy są do tego powołani – duchowni i świeccy.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #71 bp Zbigniew Kiernikowski
  72. Ad #72 DorotaWt
    Doroto!
    To, co prywatne – zgodnie z życzeniem – wyciąłem.
    Widać, że jeszcze za mało zgłębiliśmy to, co jest zawarte w Łk 14,33nn.
    Jeśli możesz, to wróć do tego. Tam jest zawarty klucz (naturalnie nie jedyny, ale prowadzący do Jedynego). Klucz do tego, by znajdować odpowiedzi. Odpowiedzi na pytania podobne jak Twoje. Na pytania, wątpliwości, a także pragnienia, propozycje itp.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #72 bp Zbigniew Kiernikowski
  73. Doroto!
    Dla mnie Bierzmowanie to najtrudniejszy Sakrament.
    Długo nie wiedziałam „po co?” a i teraz trudno mi pojąć i do końca zrozumieć istotę bierzmowania. Ale zapewniam Cię, że Bierzmowanie nie czyni z Ciebie niewolnika. Bierzmowanie przyjęłam kilkadziesiąt lat temu i powiem Ci jedno: nie był to taki błysk, trzask pioruna i już dojrzała się stałam… Ale otrzymałam w Sakramencie obietnicę opieki szczególnej. I pomocy.
    Czasem modlitwa (dla mnie) jest łatwa, przyjemna, tak „się snuje” a czasem … modlę się, ale słowa modlitwy są jakby obok mnie.
    Czasem nawet nie jestem w stanie zacząć modlitwy…, ale mimo to pozostaję „w łączności” z Chrystusem. Bo On mnie naznaczył, wybrał… a ja ten wybór przyjęłam. Świadomie przyjęłam i świadomie potwierdzam swoim życiem.
    Znamię krzyżma to nie znamię kainowe. Ono nie potępia tylko nobilituje. „Mogę wszystko z Tym, kto mnie umacnia”.
    Taka piosenka mi do głowy przychodzi: „Ciągle zaczynam od nowa, choć czasem w drodze upadam…”
    Pozdrawiam

    #73 Baba ze Wsi
  74. #73.
    W czym ta trudność, powiedz mi kobieto?
    Doroto usłysz to https://www.youtube.com/watch?v=5-U1bUjqGDQ .
    Dla mnie to był „szok” który wywrócił do góry nogami moją religijność.
    Dzisiaj jest on moim życiowym mottem.
    Pozdrawiam Cię
    janusz

    #74 baran katolicki
  75. Januszu
    dziękuję – faktycznie – aż dreszcze przechodzą. Posłuchałam też kilku innych. „Kto śpiewa dwa razy się modli.”
    Trudność w moim rozumieniu bierzmowania chyba wynika z tego, że to taki – z pozoru – niepotrzebny sakrament.
    Chrzest owszem, eucharystia – jak najbardziej, a bierzmowanie – potrzebne bo… ślubu kościelnego nie będziesz mieć, chrzestnym nie zostaniesz… takie spłycenie, okropne spłycenie. Takie instrumentalne traktowanie … Boga (???). No cóż. Autyzm. Liczę się tylko ja, JA.
    Jak byłam młoda, nie miałam skąd i od kogo czerpać wiedzy. Oczywiście, było przygotowanie do bierzmowania, katechezy, … ale to trochę mało.
    Teraz, te … dzieści lat po moim Bierzmowaniu dużo czytam dobrej prasy, internetu, książek. Ale wtedy? Kilka książek ks. Malińskiego, spotkania oazowe… Nawet Pismo Święte było luksusem spod lady.
    Pan dał mi się poznać, miałam szansę wzrastać w „dobrych okolicznościach”. Czego życzę każdemu. Ale żeby młodzi mieli taką szansę to potrzebne są inicjatywy takie jak np. ten blog, katolickie stronki, katolickie czasopisma i książki oraz programy, żeby Młody miał szansę w zalewającym nas „bagnie” zauważyć również Dobro – i Dobra się chwycić.
    Nie sądzę, że ktoś stał się chrześcijaninem raz i już – szlus na całe życie. Dla mnie chrześcijaństwo to nie stan, tylko proces.
    Bóg mnie wybrał, ale ja ten wybór ciągle potwierdzam.
    Janusz tak dobitnie mówi o umieraniu, nie o jednokrotnym „umarciu”, tylko o nieustannym umieranie na krzyżu/dla krzyża.
    Raz sakrament dojrzałości, ale dojrzewanie ciągłe. Nie martwię się więc, gdy czegoś nie rozumiem, coś jest dla mnie zbyt trudne, coś niepojęte. Owszem – czuję „dyskomfort”, ale ufam Panu, że mi pomoże w moich niepokojach, niejasnościach.
    A w sumie: czy ja muszę wszystko wiedzieć?
    Poznałam Tego, który zna odpowiedź na każde pytanie. I do Niego mogę zawsze się zwrócić. {Tabliczka mnożenia – o to muszę znać 🙂 inaczej komentarz weryfikacji nie przejdzie}

    #75 Baba ze Wsi
  76. Dla mnie szokiem było już to porównanie z WC.
    Brutalna prawda, ale – jak ks. Bp pisał – zbawcza.
    Ostra, ale prawdziwa. Dajaca wbrew pozorom do myślenia i zastanawienia się nad swoją wiarą raczej bardziej nad religijnością.
    Nie do końca zrozumiana, bo tak naprawdę sama nie wiem, czego szukam.
    Pozdrawiam

    #76 DorotaWt
  77. Jak czytam porównania Janusza, to przychodzi mi do głowy: „Twarda to mowa, któż jej słuchać może?” (Ew. Jana – chyba).
    Nie ma kompromisu. Nie można tylko „trochę” wierzyć. Trzeba wstrząsu.
    Przyznam Ci się Januszu, że mnie kiedyś drażniłeś. Złościłeś. Myślałam: „pozer, wymądrza się, nie będę czytała jego komentarzy!” a teraz dziękuję Januszu, za Twoją „twardą” mowę.
    Czytam, i MYŚLĘ.
    Brutalne czasem słowa dłużej we mnie zostają.

    #77 Baba ze Wsi
  78. Ad. #76, #77.
    ”Chrześcijaństwo nie jest religią poprawnego układu między ludźmi i poprawnego układu z Panem Bogiem. Ono jest odpowiedzią na pytanie człowieka: Co i dlaczego się ze mną dzieje, gdy jawi się rzeczywistość Krzyża? Grzech odkupiony w Jezusie Chrystusie musi być „odkupywany” przez cały czas, przez tych, którzy są namaszczeni Duchem Świętym, którzy są chrześcijanami.Chodzi tu o świadka Jezusa Chrystusa. A świadek ten jest sługą, na którego mogą być zwalone nieprawości ludzi. Jak mówi św. Augustyn, chodzi tutaj o umiejętność, moc, zdolność do brania na siebie zła, które „produkuje” człowiek.
    Chrześcijanie podążając za swoim Mistrzem wchodzą nieustannie w tę rzeczywistość umierania, a mówiąc dokładniej są w nią wprowadzani”.
    Chodzi o takie namaszczenie, by mocą Ducha Świętego = wiarą Kościoła zgodzić się na branie na siebie skutków grzechów innych.
    Taka utylizacja tego świata to nasze powołanie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #78 \baran katolicki
  79. Doroto
    Czego szukacie?-to centralne pytanie które Chrystus zadaje każdemu,kto decyduje się szukać i naśladować GO.
    J 1,35-39 „…Czego szukacie?…”
    Św. Ignacy zachęca by mówić Jezusowi, że chcę zamieszkać u Niego, posilać się tym samym pożywieniem, które On spożywa, pić ten sam napój, który On pije.
    W dzień pracować z Nim, czuwać na modlitwie nocą .Uczestniczyć w Jego trudach, cierpieniach, upokorzeniach. Dzielić Jego los we wszystkim. (ćwiczenia „Daj mi pić”)

    #79 Mirosława
  80. Dobrze zgadza się, to nie znamie kainowe, lecz znamie krzyżma św.
    Tylko naprawdę jak tu być otwartym na łaskę, jeśli nic się nie rozumie. Tak samo jak z darami. Każdy otrzymuje dar od Ducha Św. Czytamy w Dz o różnych. Tylko jest zastanawiające, jak odkryć „własny”charyzmat otrzymany od Ducha.
    #72
    Czytałam o tym posłuszeństwie Syna wobec Ojca.
    Syn był posłuszny, bo Ojciec Mu wszystko przekazał?
    Pozdrawiam

    #80 DorotaWt
  81. #77.
    Kiedyś to znaczy kiedy?
    Czy my się znamy od „kiedyś”?
    Kim jesteś w „wirtualu”?
    Proszę nie bać /gorszyć się/ się siebie.
    Pozdrawiam
    janusz od „kiedyś” baran katolicki.

    #81 \baran katolicki
  82. # 80 DorotaWt
    W Dz jest powiedziane,ze to Bóg otwiera serce człowieka na działanie swej łaski.
    „Pan otworzył jej(Lidii) serce,tak że uważnie słuchała słów Pawła”.(Dz16,14nn)
    Łaska to relacja która oświeca,ale nie zastępuje rozumu.Grzechy mogą zamknąć człowieka na łaskę Boga,ale nie zamykają Boga na Jego udzielanie się człowiekowi.Nie jest ona zapłatą za moralne życie,ale ci którzy tak żyją są bardziej podatni na jej działanie.Łaska nie zmusza,ona pociąga.Nie znosi wolności,ale ją potęguje.

    Charyzmat,to dar przeznaczony do służby.
    W 1 Kor12,8-10.Paweł nazywa również charyzmatem małżeństwo lub dziewictwo (1 Kor7,7).
    W Rz 12,6-8 jest o darze bycia diakonem,nauczycielem,przełożonym,o darze prorokowania ale i upominania,rozdawania,pełnienia uczynków miłosierdzia.
    Czasem mówimy,że ktoś ma charyzmat śpiewu,witania nowych osób,pieczenia ciast,dekorowania stołu na przyjęcia.
    Według Nowego Testamentu charyzmat nie oznacza ludzkich zdolności,ale zawsze jest to objaw mocy Boga.Talent może być dziedziczony,ale charyzmat jest przekazywany w sposób wolny przez Boga.
    Charyzmaty znajdują uzupełnienie w talentach i postawach naturalnych.
    Dla właściwego rozwoju charyzmatów konieczna jest pokora.posłuszeństwo,miłość.
    Trzeba żeby służyły dobru wspólnemu,a nie rozbijały jedności Kościoła,lub były niebezpieczne dla naszej duszy.

    O posłuszeństwie Syna wobec Ojca:
    „A chociaż był Synem,nauczył się posłuszeństwa przez to,co wycierpiał”.

    #82 Mirosława
  83. #70 Dorota Wt
    1. sakrament bierzmowania jest drugim w kolejności sakramentem wtajemniczenia chrześcijańskiego (za Katechizmem) i do V wieku trudno było dostrzec podział między chrztem a bierzmowaniem, gdyż obydwa sakramenty były częścią dłuższego obrzędu (tak jest do dziś w prawosławiu)
    2. nazwanie go sakramentem dojrzałości chrześcijańskiej nie było zbytnio trafne, w Katechizmie bierzmowanie nie jest tak nazywane,
    3. niektórzy teologowie zwracają uwagę na to, że należałoby wrócić do pierwotnej (prawidłowej) kolejności udzielania dzieciom sakramentów (chrzest, bierzmowanie, Eucharystia). Taka kolejność jest ukazana w Obrzędach Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych

    🙂

    #83 julia
  84. #83, Julia
    Tak właśnie czytamy
    Sakrament bierzmowania wraz z chrztem i Eucharystią należy do „sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego”, którego jedność powinna być zachowywana. Należy zatem wyjaśniać wiernym, że przyjęcie tego sakramentu jest konieczne jako dopełnienie łaski chrztu 78 . Istotnie, „przez sakrament bierzmowania (ochrzczeni) jeszcze ściślej wiążą się z Kościołem, otrzymują szczególną moc Ducha Świętego i w ten sposób jeszcze mocniej zobowiązani są, jako prawdziwi świadkowie Chrystusa, do szerzenia wiary słowem i uczynkiem oraz do bronienia jej”
    No jakoś wątpię, aby cześć ludzi bardziej się jednoczyła z Kościołem. Część z nich robi „adios” po prostu. I mało ich interesuje to. A po za tym gdzie tu działa łaska Ducha Świętego. Bo ja jakoś nie widzę tej mocy działa Ducha Świętego. Cześć ludzi odchodzi z Kościoła, po tym sakramencie.
    I po co to nazywają wtajemniczeniem, skoro powierzchownie o tym sakramencie mówią!
    Jednak co do opinii telogów, zgadzam się aby zmienić kolejność. Nie chodzi mi o krytykowanie samego sakramentu, bo winę ponoszą ci co przygotowują. Bo jak ktoś z góry zakłada, iż młodzież nic w kościele nie rozumie, to się grubo myli. Niektórzy naprawdę biorą sobie do serca i nie przechodzą obojętnie do tego sakramentu. Choć z całym szacunkiem tekst z katechizmu wg mnie nijak ma się do rzeczywistości( oczywiście to jest moja tylko własna opinia, co nie znaczy,że nie potrafię znaleźć dobrych stron tego sakramentu bo na pewno są.)
    Pozdrawiam 🙂

    #84 DorotaWt

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php