Czemu bojaźliwi jesteście? (12. Ndz B)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Ewangelia 12. Niedzieli roku B (Mk 4,35-41) to fragment opowiadania o działalności Jezusa w Galilei. Jezus dokonuje cudów. Idą za Nim tłumy. On przepowiada Królestwo Boże w przypowieściach a na osobności wyjaśnia tajemnice tego Królestwa swoim uczniom. On są z Nim, by się od Niego uczyć. Można powiedzieć są wprowadzani w tajemnicę Królestw i w Tajemnicę samego Jezusa. Stopniowo Go poznają i stale odkrywają w Nim coś nowego – coś, co ich zaskakuje i stawia przed prawdą, której do końca nie mogą pojąć a którą wyrażają w pytaniu:

 

Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? (Mk 4,41).

 

To pytanie wyrażające ich zdziwienie i zapewne fascynację Osobą Jezusa nie ogranicza się jednakże do podziwu władzy Jezusa nad zjawiskami przyrody. Oni stopniowo odkrywają, że ten Jezus ma władzę nad wszystkim, a przede wszystkim nad ich życiem.

1. Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?

Wszystko przebiegało zapewne tak normalnie. Byli już jakoś zżyci z Jezusem. Możemy przypuszczać, że poczuli się ważnymi i wyróżnionymi, kiedy Jezus powiedział im, by przeprawili się razem z Nim na drugi brzeg jeziora zostawiając tłumy. To oni byli z Nim. To oni Mu służyli i w pewien sposób Go chronili. On mógł spać, a oni pracowali nad tym, by mógł przeprawić się na drugą stronę jeziora. Mogło tak się stać, że wykonaliby swoje zadanie. Tymczasem stało się coś nieprzewidzianego. Gwałtowny wicher i niebezpieczeństwo zatonięcia łodzi. Tymczasem Jezus spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Spał spokojny, jakby chcąc pokazać, że do nich należy dokonanie tej przeprawy na drugi brzeg. Musieli jednak stwierdzić, że nie starczy im sił. Okazało się, że nie starczy im mocy, by w takich warunkach mogli zaradzić przeciwnościom. Zbudzili więc Go i powiedzieli do Niego: Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?

I oto jakby zamienili się rolami. Do tego czasu oni pracowali dla Niego i czuwali nad Nim, a teraz zwracają się do Niego bezradni i przepełnieni lękiem. Jak bezradne dziecko, któremu powierzono coś wykonać, zwraca się do ojca, gdy widzi, że samo nie potrafi. Co więcej, jest to w pewnym sensie bezradne wołanie i jakby wyrzut w obliczu czegoś, co nie tylko przekracza ich siły, ale także zagraża ich życiu. To wołanie jest spowodowane lękiem o siebie. Jest wyrazem bezradności i braku zaufania Temu, kto im powierzył zadanie do wykonania.

 

2. Bojaźliwi – jakżeż wam brak wiary!

Zbudzony ze snu Jezus ucisza wicher i morze. Po dokonaniu tego zwraca się do nich. To prawda, że zaistniało niebezpieczeństwo. To prawda, że trzeba było uciszyć burzę. Jezusowi jednak nie tylko o to chodziło. Całe wydarzenie zmierzało do odkrycia i ukazania tego, co jest we wnętrzu uczniów Jezusa – tych, których wtajemniczał i wprowadzał w uczestnictwo w Królestwie Bożym.

Oto teraz zobaczyli, że On ma władzę nad siłami natury. A On kieruje do nich słowa: Czemu bojaźliwi jesteście? Jakżeż brak wam wiary? Te słowa odkrywają w nich prawdę o nich. Można powiedzieć, że odkrywają burzę, niepokój i brak stałości w ich sercach. Zewnętrzne okoliczności i przeciwności stały się tylko okazją do tego, aby się objawiło to, co jest ukryte w ich sercu. Jest tam niepokój o siebie, który ujawnia się wobec przeciwności. Nie ma tam pokoju Królestwa Bożego. Nie ma tam pełnego zawierzenia Bogu. Okazuje się, że nawet to uciszenie wichru i burzy jeszcze nie rozwiązało ich wewnętrznego problemu i nie usunęło lęku. Chociaż było niewątpliwie ważnym doświadczeniem, które zmierzało do tego, by kiedyś w ich wnętrzu zapanował poko0j płynący z wiary.

 

3. Oni przelękli się bardzo

Gdy zobaczyli uciszone morze i tym samym mogli być spokojni co do ich bezpieczeństwa, to jeszcze bardziej się przestraszyli. Był to już inny rodzaj lęku. Ewangelista używa sformułowania: przestraszyli się wielkim strachem. Ten lęk i bojaźń nie dotyczyły już zewnętrznych okoliczności, lecz miały odniesienie do Tego, którego poznawali. W ich pytaniu: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? już nie chodzi tylko o okoliczności, lecz o to kim jest Jezus. Wtedy Go jeszcze nie rozpoznali i nie poznali, kim On jest.

Będą jeszcze niejednokrotnie przeżywać lęk. W szczególności okaże się to wtedy, kiedy On zostanie wydany na śmierć krzyżową. Kiedy przeciwko Niemu wzmogą się przeciwności, a On nie użyje swojej mocy, by siebie ratować. Nie powie „Milcz” tym, którzy będą Go oskarżali i Go skazywali na śmierć, lecz On sam będzie milczał. Wtedy Go opuszczą z lęku, ratując każdy siebie. To ich przeżycie lęku dojdzie niejako do szczytu właśnie w opuszczeniu Go i w zaparciu się Piotra. Nie rozumieli jeszcze bowiem do końca tego, co Jezus mówił, że iść za Nim i być z Nim oznacza zaparcie się siebie. Konieczna jest zgoda na stracenie swego życia z Jego powodu. Można powiedzieć, że chodzi o osiągnięcie takiego stanu wiary, w którym się rozpoznaje, że nie ma się nic do stracenia, bo wszystko jest w Jego ręku, w Jego władzy – tak, jak On jest we władzy Ojca. Wtedy otrzymuje się udział w tej Jego władzy, którą On wykonuje właśnie przez przyjęcie śmierci, by objawić się jako zmartwychwstały Pan życia i śmierci. Pan nad wszelkimi przeciwnościami.

 

4. Zmartwychwstanie

Odpowiedź na pytanie: Kim jest Jezus? jest możliwa dopiero po Jego zmartwychwstaniu. Okazuje się ta odpowiedź możliwa na tyle, na ile ja zaczynam mieć udział w Jego zmartwychwstaniu. To zaś jest możliwe na tyle, na ile uczę się tracić swoje życie i odkrywać, że mam coraz to mniej do stracenia. Wtedy Jezus staje się już nie tylko tym, komu wicher i morze są posłuszne, ale także odkrywam, że to ja staję się Jemu posłuszny. Słucham Go przyjmując mój krzyż.

Ucisza się wtedy we mnie wiele burz i niepokojów; ustają gwałtowne wiatry i pożądania, ginie potrzeba rywalizacji i dochodzenia swego. Wiele rzeczy staje się prostymi a relacje z bliźnimi uzyskują wymiar i smak prawdy. Widzę też wtedy , jaki sens miały moje lęki i obawy. Pojmuję, że pokój, szczęście i pełny sens życia pochodzą tylko od Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.

Dozwól mi, Panie, pośród moich różnych życiowych bojaźni odkrywać prawdę, kim ty jesteś w moim życiu. Daj mi się nawracać i do Ciebie stale wracać przez Twój i mój krzyż lęku, w którym Ty objawiasz się jako Pan wszystkiego. Także – i to jest dla mnie ważne – jako Pan mojego życia.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

24 komentarze

  1. „Zgoda na zatracenie swojego życia” – jakież to trudne, ileż zaufania trzeba człowiekowi, by istotę iż sam /bez pomocy Bożej/ nie jest w stanie nic zmienić – pojął. Myślę, że o to chodziło Panu Jezusowi w „burzy”. Zaufać, pełnią człowieka.

    #1 K.
  2. W święto Najświętszego Serca Pana Jezusa,którego figurka znajduje się przed moim domem rodzinnym,otrzymałam wiadomość i nadzieję za razem,że nadejdzie burza spraw rodzinnych,którą następnie uciszy i wprowadzi nowy porządek sam Pan Jezus w moje trudne sprawy.Potrzeba mnie,a zwłaszcza mojej rodzinie ujawnienia się mocy Bożej,która przywróci wiarę mojej rodzinie.
    Pozdrawiam serdecznie Księdza Biskupa i wszystkich blogowiczów!

    #2 Barbara
  3. Ta scena z ewangelii Marka pokazuje, że mimo wszystko „burza” ma pozytywne znaczenie. Ona to kieruje uczniów do Jezusa ( podczas burzy statki uciekają do portu), zwraca uwagę na znaczenie wiary i zaufania…
    Scena podkreśla i to, że życie to podróż, wędrówka i że jej celem jest ON. Nie chodzi więc o miejce (jezioro, port), ale o bycie z Nim. Tu i potem, zawsze.

    #3 morszczuk
  4. „Odpowiedź na pytanie: Kim jest Jezus? jest możliwa dopiero po Jego zmartwychwstaniu.” – tyle, że i po zmartwychwatsaniu nie jest to odpowiedź łatwa… nigdy łatwa nie była. Mało tego kiedy prawdziwe burze wokół nas nie pozwalają nam przylgnąć do Pana deszczyk nad jeziorem galilejskim nieczego nei rozjaśnia. Dalej jesteśmy bojaźliwi. Nawet po zmartwychwstaniu.

    #4 muzzy
  5. Przegryzłem się, a właściwie – zostałem przegryziony przez św. Marka. Bardzo pomocne w lekturze tej Ewangelii okazały się wskazówki ks. prof. Chrostowskiego z jego konferencji ( http://www.warszawa.ak.or…a/ABI_02-03.pdf ). Po pierwsze polecam rozdział pierwszy: Od Ewangelii Jezusa do Ewangelii Nowego Testamentu. Znalazłem tam klucz do tej Księgi: jest to, bowiem bardzo osobista relacja św. Piotra spisana przez św. Marka, który był jego tłumaczem. Początkowo św. Piotr miał się koncentrować na śmierci i zmartwychwstaniu Pana dopiero później – uzupełniał swe opowieści o pozostałe wydarzenia. Może nawet św. Piotr początkowo opowiadał tylko i wyłącznie o swojej Drodze?

    „Byłem pewny, że to jest Mesjasz. Wszystkie cuda, które czynił, znaki, a zwłaszcza tłumy, które szły za Nim o tym świadczyły. Czas się dopełniły! Szliśmy do Cezarei, gdy Pan się nas spytał, za kogo Go mają ludzie? Gdy pytanie to skierował do mnie – nie wahałem się: „Ty jesteś Mesjasz!”. Wkrótce ruszymy na Jerozolimę, a za nami tysiące! Z Jego mocą Izrael znów będzie wielki. I wtem usłyszałem jak mówił o swojej śmierci, cierpieniach. Mówił to zupełne otwarcie. I tak jakby to MIAŁO się stać, a nie tylko MOGŁO, groziło. Każdego mogą dopaść chwile zwątpienia, ale gdy Mu – na osobności, by nie narazić Jego autorytetu – zwróciłem uwagę, zrugał mnie. Nie patrzył na mnie, mówił do pozostałych. „Zejdź mi z oczu, szatanie!”. Chciałem się zapaść pod ziemię. Czemu mi to robi?! I te dziwne słowa o naśladowaniu: „Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. I o jakimś zmartwychwstaniu po trzech dniach. Jak? Nic nie rozumiałem. Przez tyle czasu z Nim chodzę i nic znów nie wiem. Co będzie z Izraelem? Co z nami? Przecież wszystko dla Ciebie zostawiliśmy? I gdy myślałem, że zaczynam rozumieć przyszło najgorsze: „wyprzesz się Mnie”. Nie, tak nie zrobię! Nigdy! Słowa te mi dźwięczały w uszach w ciemnym kącie, gdy wyjąc z bólu chciałem umrzeć. Słyszałem pianie koguta i czułem jeszcze w ustach smak zdrady! Wydawało mi się, że słyszę każde uderzenie młota wbijającego gwoździe w Jego ciało. Chciałem umrzeć. I umierałem do trzeciego dnia. Umarłem w Jego grobie. Gdy tylko kobiety powiedziały, że zmartwychwstał, biegiem rzuciłem się do Niego. Umarłem w Jego grobie, by urodzić się na nowo!”. „Piotrze, a co było potem? A czego On was nauczał? Jakich cudów dokonał?” „Już chwileczkę, opowiem wam od początku…”

    #5 Zbyszek
  6. #5 Zbyszek
    Link się nie otwiera 🙁

    #6 morszczuk
  7. Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? (Mk 4,41)–> to zapytanie idealnie koreluje z tym, wypowiedzianym pod Cezareą Filipową. Wówczas Piotr dał jasną odpowiedź, teraz zaś nie potrafił potwierdzić tego czynem. Mowa i czyn: dwie rzeczy, które jasno charakteryzują człowieka. Obie trudne, ale potwierdzenie zgodności między nimi jest chyba najtrudniejsze. Podobnie jak w życiu …

    #7 morszczuk
  8. Kiedy ogarnia mnie lęk? Idąc kładką nad przepaścią trzeba iść zdecydowanie i wpatrywać się na szczyt po drugiej stronie. Takie to proste i każdy o tym wie. Ja zapominam o tej prostej zasadzie w życiu codziennym. Zatrzymuję się nad swoimi słabościami, brakami a zapominam o podnoszącej Miłości. Przecież (parafrazując J1,1) na początku była Miłość, a Miłość była u Boga i miłość stała się Ciałem dla mnie, aby mnie obdarować Miłością i pokazywać 'szczyty’ z mojego krzyża codzienności.
    Panie, przymnóż mi wiary; napełniaj serce i umysł pewnością, że jestem obdarowana mimo nawałnic we mnie wokół mnie. Podnoś moje oczy na Miłość, chociaż ogarnia mnie burza lęków i zwątpienia. Pozwól mi zaufać Tobie, mimo mojej małości…

    #8 ze
  9. Bardzo mnie poruszył komentarz Ks Biskupa do Ewangelii i postanowiłam w jego treści znależć siebie.
    Otóż,staram się codziennie być przy Jezusie poprzez pełne uczestnictwo w Eucharystii,modlitwie i czytaniu Pisma Swiętego.A mimo to w chwilach burz zapominam w swojej porywczości ,że On ma władzę nad wszystkim i zamiast natychmiast zwrócić się po pomoc sama próbuję przepłynąć przez zawirowania/brak łagodności i cierpliwości z mojej strony potęguje zło/.Zastanawiam się czy nie na tyle czuję się zżyta z Jezusem /bliscy zarzucają mi ,że przesadzam odnosząc wszystko do Boga a syn reaguje agresją gdy wspominam o Bogu/ , że Jezus zasypia w moim sercu a ja próbuję płynąć sama.Ostatnio często łapię nad tym ,że mówię „ja już nie mam siły”-odn.problemów życiowych.Chciałoby się powiedzieć „Nauczycielu ,nic Cię to nie obchodzi ,że giniemy ” dokładnie -że moje relacje ze synem są niezdrowe i karygodne.I tu wychodzi moje wołanie spowodowane lękiem o siebie /bo ja chcę mieć już święty spokój od syna i jego spraw/.Wychodzi to ,że z trudem mi przychodzi tracenie siebie ,być może zamiast wzorem jestem dla niego zgorszeniem?
    Gdy wraca świadomość po burzach natychmiast biegnę do Jezusa ,który zawsze wszystko ucisza ,ale chyba nie rozwiązuje problemu skoro wciąż się powtarza.
    Teraz powinnam siebie zapytać „Kim właściwie jest Chrystus ” ,że nasze burze są mu posłuszne.
    Czy ja Go rozpoznałam? Czy w chwilach skazywania Go na śmierć nie opuszczę Go z lęku o siebie? Czy moje spojrzenie na Chrystusa nie jest przyćmione ludzkim poznaniem i rozumieniem”wg ciała”?

    Na ile zaczynam mieć udział w Jego Zmartwychwstaniu?Jak rozpoznać czy wogóle zaczynam mieć w Nim udział Odpowiedz jest jedna : tracić siebie , ale jak to zrealizować w konfrontacji z bardzo trudnymi sytuacjami ,gdy często moje dobre intencje obracają się przeciwko mnie pozdrawiam wszystkich

    #9 Tereska
  10. #2 Barbaro , w Swięto NSPJ zrobiłam dokładnie tak jak Ty ,powinnam być więc spokojna i czekać aż okaże swoją Moc

    #10 Tereska
  11. Dziękuję Księdzu Biskupowi za te rozważania. Bardzo mnie poruszają słowa : „I oto jakby zamienili się rolami. Do tego czasu oni pracowali dla Niego i czuwali nad Nim, a teraz zwracają się do Niego bezradni i przepełnieni lękiem. (…) Zewnętrzne okoliczności i przeciwności stały się tylko okazją do tego, aby się objawiło to, co jest ukryte w ich sercu. Jest tam niepokój o siebie, który ujawnia się wobec przeciwności. Nie ma tam pokoju Królestwa Bożego. Nie ma tam pełnego zawierzenia Bogu.” Teraz się przez moje serce przewala burza, jestem w duchowej rozsypce z powodu trudnych dla mnie doświadczeń. Ale widzę że w tej burzy cierpienia Pan jest przy mnie – bliżej niż kiedykolwiek. Może potrzebna ta burza, żebym wreszcie wypuściła ster swojego życia i naprawdę oddała go Jezusowi. Odkrywam, że noszę w sobie wyobrażenie Boga, który jak egzaminator rozlicza mnie z postępów w miłości, że ciągle próbuję się zbawiać sama, że to ja mam się „wykazać” moją miłością do Boga. Ta burza pozwala mi – jak Apostołom – odkrywać, że ten obraz jest fałszywy.
    „Zamienił burzę na powiew łagodny,
    umilkły morskie fale.
    Radowali się w ciszy, która nastała,
    przywiódł ich do upragnionej przystani.” (Ps Resp.)
    Ewangelista odnotował, że na słowa Jezusa „nastała głęboka cisza”. Ufam, że Jezus mnie wiedzie do upragnionej przystani i że to wszystko co się dzieje we mnie i w moim życiu, ma sens.
    Mam do Księdza Biskupa pytanie. W BT jest przekład: „Jakżeż brak wam wiary?”, w BJ jest przekład: „Jakże brak wam wiary!”. Czy w źródłowym tekście jest to pytanie, czy stwierdzenie?
    Pozdrawiam wszystkich 🙂

    #11 Fasola
  12. „Gdy zobaczyli uciszone morze i tym samym mogli być spokojni co do ich bezpieczeństwa, to jeszcze bardziej się przestraszyli. (…) W ich pytaniu: Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne? już nie chodzi tylko o okoliczności, lecz o to kim jest Jezus”
    Taaaak…
    Nie dziwię się apostołom. Też taka jestem. W sytuacji trudnej dla mnie poszukałam pomocy w Słowie (już nie pamiętam, czy liczyłam wtedy, że ją otrzymam… chyba raczej nie…) i ją otrzymałam…
    Byłam zaskoczona, że Bóg troszczy się o mnie NAPRAWDĘ.
    Czy to znaczyło, że TYLKO się ucieszyłam? Nie!
    To wydarzenie uzmysłowiło mi, że Bóg jest inny, niż myślałam. DZIAŁA tu i teraz choć INACZEJ niż myślałam…
    Mogłabym wtedy zapytać, jak apostołowie: „Kim On właściwie jest?” – skoro wie, czego mi potrzeba… zna mnie… wie, jaka jestem (a to wcale nie jest miłe, bo przecież grzeszę)… I dlatego wytyka błędy – jak apostołom – i stawia wymagania…
    Od tamtego czasu minęły prawie 3 lata – poznaję Go i uczę się od Niego… to Wyjątkowy Nauczyciel…
    Taaaak, rozumiem uczniów.
    Pozdrawiam 🙂

    #12 julia
  13. „Prowadź mnie drogą Twą
    Prowadz mnie poprzez piach i mgłę
    Ja nie wiem co za rogiem czai się jedno wiem,
    że Bóg tam JEST”

    Wyybrzmiały we mnie słowa tej piosenki…
    zaufac Bogu mimo burzy w sobie
    bo ON tam JEST

    trudne jest umieranie sobie i swoim planom, puszczenie sznureczków mocujacych nasze życie i dajacych po ludzku zabezpieczenie…

    #13 Ania
  14. Mnie treść dzisiejszej ewangelii kojarzy się także z kanonem: nie bój się, wypłyń na głębie – jest przy tobie Jezus.

    #14 morszczuk
  15. Jezus jest niesamowitym pedagogiem. Uczy swych uczniów na tym, co znają najlepiej. Ci galilejscy rybacy znali przecież doskonale zachowanie Jeziora Galilejskiego, specyficzną, szybką zmianę pogody i potężne sztormy mogące zatopić łódź. Ich reakcja /panika/ wydaje się być „prawie” uzasadniona. Jest jakby odruchowa.
    Patrząc z boku zwrócenie się do Jezusa było czymś pozytywnym, naturalnym. Szukanie pomocy u Pana czymś dobrym. Jednak potem sprawy przybrały dziwny obrót. Nie spodziewali się pytań, które zostały postawione. Myślę, że ta lekcja musiała wywrzeć na nich mocne wrażenie i zapaść w pamięć. Zresztą sytuacje stresowe zawsze wiele uczą, zwłaszcza przeżyte na własnym podwórku.
    Bo przecież każda burza może być łaską. Zarówno ta w naturze, jak i ta w życiu. Wówczas łatwo dostrzegamy własną kruchość, marność, niewystrczalność. I poprzez doświadczenie utwierdzamy się jak wiele możemy z Nim. Jak dobrze jest Mu zaufać.
    Czyż tak nie jest? 😉

    #15 morszczuk
  16. „Czemu tak bojaźliwi jesteście?” Nie lubię takich rozmów Pana Boga, kiedy On jakby „znika”, kiedy Go nie ma, albo śpi. Myślę, że wszystko przecież mógłby powiedzieć inaczej i także ja nie bałabym się, gdyby tylko był! Czemu mówi w taki sposób?
    Także ta pieśń z Pieśni nad Pieśniami: Kiedy jeszcze spałam, moje serce czuwało… mówi o tym, jak Oblubieniec odchodzi, a ona Go szuka.
    Człowiek nie może przyjąć śmierci, nieistnienia, to tylko Duch Zmartwychwstałego daje tę moc.
    Z drugiej strony śmierć nas dotyka sama, bez pytania i wierzę, że konieczne jest nabrać tego Ducha. Mimo to jednak nie lubię ryzykować swoim życiem, bo nigdy nie wiem co zrobię w strachu i tego, ze nie mam nad tym kontroli.

    #16 AnnaK
  17. „Wiele rzeczy staje się prostymi a relacje z bliźnimi uzyskują wymiar i smak PRAWDY”
    Przebaczenie i prawda…
    Nauczyłam się przebaczać, nie jest to dla mnie wielkim problemem. Dziwiło mnie, dlaczego to nie zawsze owocuje pokojem…
    Dosłownie wczoraj dotarło do mnie, że dzieje się tak dlatego, że mojemu przebaczeniu nie towarzyszy powiedzenie PRAWDY.
    To bardzo ważna umiejętność – mówić prawdę… Ja trochę ją bagatelizowałam uznając, że wystarczy samo przebaczenie. Otóż – NIE wystarczy…
    Konieczne jest skonfrontowanie MOJEJ PRAWDY z PRAWDĄ kogoś INNEGO.
    Tego się boję, bo…
    … MOJA prawda może okazać się KŁAMSTWEM (a to mnie zaboli),
    … prawda BLIŹNIEGO okaże się KŁAMSTWEM (a to go zaboli. I jak zareaguje?)…
    O ile łatwiejsza byłaby decyzja o mówieniu prawdy, gdybyśmy WSZYSCY „uczyli się tracić życie i odkrywali, że mamy coraz to mniej do stracenia”
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #17 julia
  18. #18 Zbyszek
  19. #16 „… MOJA prawda może okazać się KŁAMSTWEM (a to mnie zaboli)” – a to,doda mi mądrości
    „… prawda BLIŹNIEGO okaże się KŁAMSTWEM (a to go zaboli” – a to,objęcie /prawdy w nim/ rozszerzy.

    #19 K.
  20. cd. #16
    zmieniam zdanie.
    NIE ZAWSZE trzeba i powinno się mówić prawdę bliźniemu. Czasami można i należy pewne rzeczy przemilczeć. Bo „pokój, szczęście i pełny sens życia pochodzą TYLKO od Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego” a nie zależą od zawsze prawdziwych i szczerych relacji.
    Gdy „ginie potrzeba rywalizacji i dochodzenia swego (…) (moje) relacje z bliźnimi uzyskują (dla mnie) wymiar i smak prawdy” bez jej udowadniania komukolwiek.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #20 julia
  21. Bracia, potrzebuję informacji o godzinie Eucharystii wspólnoty neokatechumenalnej w parafii w Gdańsku-Żabiance w tę sobotę.
    Dziękuję za pomoc.
    Pokój z Wami!

    #21 agnieszka CS
  22. …..po pięciu latach odwiedziłem swoje rodzinne strony.Bóg i Jego Słowo okazały się silniejsze od moich pretensji i miałem szczęście spotkać się z najbliższymi.Bardzo się obawiałem tego spotkania ale nic już nie miałem do stracenia prócz własnego egoizmu……janusz franus

    #22 katolicki baran
  23. AnnaK:Nie lubię takich rozmów Pana Boga, kiedy On jakby “znika”, kiedy Go nie ma, albo śpi. Myślę, że wszystko przecież mógłby powiedzieć inaczej i także ja nie bałabym się, gdyby tylko był! Czemu mówi w taki sposób?
    To nie tak AnnoK!!!
    ON JEST JAKI JEST. ON nie znika, ani nie śpi.
    To Ty przestajesz być uważna i wtedy tracisz poczucie JEGO bliskości.
    Powracająca

    #23 Powracająca
  24. #22
    Na łodzi spał..

    #24 AnnaK

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php