W naszych rozważaniach o życiu chrześcijańskim wg św. Pawła w odniesieniu do Prawa czynimy kolejny krok. Wierzący w Chrystusa obumiera w swojej relacji do Prawa. Jest niejako spod niego wyjęty. Jest wolny od Prawa jako racji i motywacji postępowania. Nie oznacza to jednak, że nie wypełnia Prawa. Ma natomiast do Prawa inny stosunek. Wypełnia je mocą Ducha Jezusa Chrystusa. Dzisiaj chcemy spojrzeć na et aspekt chrześcijańskiego życia. W Liście do Rzymian św. Paweł wypowiada następujące słowa:

Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo.Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego!Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa(Rz 13,8-10).

O jaką miłość chodzi ?

Gdy św. Paweł mówi o miłości ma jasno określoną wizję tego, co pod tym pojęciem się kryje. Nie jest to jakakolwiek miłość. Nie jest to miłość którą moglibyśmy niejako zredukować do miłości uczuciowej, do miłości przez którą ktoś się w kimś zakochuje, czyli ostatecznie szuka siebie, kocha siebie w drugim człowieku i go potrzebuje, żeby tego doświadczać. Są to niuanse miłości. Nie jest to też jakaś miłość wyidealizowana a więc jakby pozaziemska i nie mająca odniesienia do codziennego życia. Można więcej poczytać w encyklice Benedykta XVI, Deus Caritas est.

Tekstem św. Pawła, który najpełniej oddaje to, co ma on na myśli, jest znany wszystkim tekst 1Kor 13,1-13. Gdy spojrzymy na tekst, to dostrzeżemy najpierw, że św. Paweł rozumie i widzi miłość jako dar. Jest to dar Ducha Świętego udzielany człowiekowi dzięki Misterium Jezusa Chrystusa. Wynika to z wprowadzenia, jakie św. Paweł czyni w 1Kor 12,1n.Kiedy później w rozdziale 13. mówi: starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą, nie odstępuje od przekonania, że ta miłość jest darem, a nie owocem ludzkiego tylko wysiłku (starania się), lecz wskazuje, że trzeba ludzkiego wysiłku, aby móc przyjąć ten dar. Jest on bowiem tak inny od tego, co człowiek sam z siebie może i czego sam z siebie chce.

Ten wysiłek, jak to już przy innych okazjach podkreślałem, jest wysiłkiem wewnętrznym człowieka, który musi się przełamać, aby móc przyjąć ten dar. Ten dar bowiem go wprowadzi na drogę poniekąd przeciwko niemu samemu. Przyjrzyjmy się temu bliżej, jaka jest to miłość i jak ma się do niej zwyczajne zachowanie się człowieka. Byśmy nie musieli szukać tego tekstu i mieli go na nowa przed oczami, przytaczam go tutaj: 

Hymn św. Pawła o miłości – 1Kor 13,1-13

 

1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał.

4 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 5 nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 8 Miłość nigdy nie ustaje, nie jest jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie.

9 Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 11 Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.

12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. 13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.  

Charakterystyka miłości – daru

W pierwszych wierszach św. Paweł wskazuje św. na to wszystko, czemu miłość nadaje sens. Czyni to w ten sposób, że wylicza najpierw niektóre typowe sytuacje, w których, jeśli zabraknie miłości to wszystko, co człowiek zrobi, nawet rzeczy dobre, jest pozbawione prawdziwego sensu (1Kor 13,1-3).

Następnie, określa czy miłość nie jest lub czego nie przejawia i do czego nie prowadzi, czego nie czyni (ww. 4-7). Ze zdumieniem musimy stwierdzić, że wiele z tych wymienionych klasyfikacji nie jest wcale takich łatwych do uniknięcia. Owszem, czasem coś z tego nam się udaje, ale by to było stałą cechą, by to było „w nas” trwałe, to zupełnie inna sprawa. Szczególnie mocne są określenia: wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystko przetrzyma. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby tak było w naszym życiu to nie mielibyśmy konfliktów, rozwodów, oskarżeń nawet patrząc po ludzku w słusznych sprawach. Ta miłość jest wreszcie określona jako ta, która jeśli jest, to nigdy nie ustaje. Oczywiście ona nie ustaje w Bogu i nie ustaje w tym, kto ma stałe odniesienie do Boga w wierze przez Jezusa Chrystusa (w. 8).

Dalej św. Paweł podaje myśl, że my w poznanie tej miłości jesteśmy stopniowo wprowadzani. Kończy to pięknym odniesieniem do dojrzałości męża, w której człowiek wyzbywa się tego, co dziecinne (ww. 9-11). Ta i taka dojrzała miłość jest wieczna i nigdy nie ustanie. Taka miłość jest wypełnieniem wszystkiego. Jest wypełnieniem odwiecznego Prawa, jakie Bóg złożył od początku w sercu człowieka i o jakie „upominał” się wielokrotnie, aby je wzbudzić na nowo w życiu człowieka i które dał w Przymierzu zawartym ze swoim Narodem szczególności w Dekalogu. 

Dzieło Miłości spełnione w Jezusie Chrystusie

Człowiek na różny sposób starał się to Prawo wypełnić, ale to mu nie wychodziło. Mam na myśli przede wszystkim wybranych Starego Przymierza. Szerzej można także myśleć o wszystkich ludziach, odnosząc się do prawa naturalnego.Dlaczego człowiekowi nie udawało się wypełnić całego Prawa? Bo chciał żyć. Chciał żyć po swojemu, bo nie mógł kochać Boga całym sercem i podobnie swego bliźniego, gdyż – krótko mówiąc – po grzechu „musiał” najpierw myśleć o sobie. To zwichnięcie grzechu tkwiło w człowieku i tkwi, tak długo, dopóki nie stanie się w człowieku owa przemiana serca, zapowiedziana przez Proroków, a która spełniła się w Jezusie Chrystusie. To On poddał się pod Prawo i umarł na krzyżu jako przeklęty przez Prawo (Ga 3,13).

Jezus tym samym wypełnił całe Prawo. Objawił miłość Boga do człowieka, mimo grzechu człowieka. Właściwie z powodu grzechu człowieka. Dając człowiekowi możliwość powrotu do siebie. Droga wiedzie jednak przez śmierć. Przez śmierć starego człowieka, który żyje dla siebie, który kocha najpierw siebie. Ten stary człowiek, który jest „w nas”, w nas też musi umrzeć, aby mógł się narodzić nowy, czyli który potrafi kochać, tak jak Jezus nas ukochał jako grzeszników (zob. Rz 5,1-11). 

Co dla nas z tego wynika ?

Tylko ten, kto poznał tę miłość, kto w nią uwierzył (dzięki kerygmatowi) i ją przyjął (Chrzest) i kto patrzy na wszystkie wydarzenia życia, jako na okazję i zaproszenie do tego, by korzystać z tej miłości, tracąc swoje życie, ten ma ducha Jezusa Chrystusa. Ten należy do Jezusa Chrystusa. W nim spełnia się chrześcijańskie życie. Dla takiego człowieka będzie możliwe życie według Kazania na Górze w wolności od Prawa i z wypełnieniem wszystkiego, do czego zmierzało Prawo. Chrześcijańskie życie to dar i łaska przyjmowane za cenę straty starego życia. Nie można bowiem kochać zachowując siebie dla siebie.Tylko wówczas, gdy jest się gotów przyjąć miłość, która uzdalnia do umierania dla siebie, można cieszyć się błogosławieństwem życia.

Tylko wówczas ma zastosowanie powiedzenie św. Augustyna: kochaj i rób co chcesz! Jesteś bowiem całkowicie wolny (od siebie) i wypełniasz wszystko, co stanowi o twej godności twoim człowieczeństwie.

Pozdrawiam!

Bp ZbK 

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

21 komentarzy

  1. Ksieze Biskupie! Bardzo serdecznie pozdrawiam i dziekuje za te artykuly. Najpierw sama je pochlaniam i wykorzysuje w rozmowach z innymi, szczegolnie poszukujacymi.
    Przygotowuje dwoch malezyjczykow, studentow do sakramentu chrztu i ogromna pomoca sa dla mnie i dla nich (w efekcie) artykuly Ks.Biskupa.
    Zycze dobrego przezywania Adwentu z szeroko owartymi oczyma.
    Pozdrawiam az z Krymu. s.magda fmm.

    #1 Magdalena
  2. Dziękuję serdecznie Księdzu Biskupowi za tę katechezę! Jeśli sercem Ewangelii jest Kazanie na górze, to jedną z komór sercowych 😉 pism pozaewangelicznych w NT jest według mnie 1 Kor 13,1-13 🙂 Każdy pragnie taką miłością być obdarowany, ale niewielu taką miłością kocha. Tak chodzimy jak żebracy miłości, żebrząc tu i tam o miłość, uznanie, szacunek, zrozumienie… A przecież „Pan dźwiga z gnoju ubogiego, aby go posadzić wśród książąt swego ludu” – dając Swego Ducha. Dziś mi te słowa z Psalmu przywodzą na myśl przejście z postawy tego, który taką (1 Kor 13,1-13)miłość chce brać do postawy tego, który miłość chce dawać (a ściślej: przekazywać, bo źródłem jest Trójjedyna Miłość)
    Pozdrawiam! 🙂

    #2 Fasola
  3. Jaki sens mają roraty?

    #3 Agnieszka
  4. „Ten wysiłek (…)jest wysiłkiem wewnętrznym człowieka, który musi się przełamać, aby móc przyjąć ten dar. Ten dar bowiem go wprowadzi na drogę poniekąd przeciwko niemu samemu”
    Muszę się przełamywać, żeby przyjąć dar miłości od Ducha i kochać… To znaczy nie wyrządzać zła bliźniemu. Szczególnie temu, który jest blisko mnie, którego znam, przez którego nieraz płakałam.
    Pamiętam, jak buntowałam się przed tym, żeby tak właśnie „kochać” tę osobę, to sprzeciwiało się mojemu poczuciu sprawiedliwości. Prawo mówiło – kochaj, ja mówiłam – to jest ponad moje siły, umrę, wszystko się skończy, nic dobrego mnie już w życiu nie spotka. Ale właśnie dzięki „głupstwu głoszenia Słowa” otrzymałam ten dar – kochania przeciwko sobie samej.
    (Mało tego. Stało się tak, jak pisze Ks. Jan Twardowski: „gdy Pan Bóg zamyka drzwi – otwiera okno”. Co prawda coś się skończyło, ale przeżyłam 🙂 już wiem, że to, co się stało było dla mnie potrzebne)
    „Tylko wówczas, gdy jestem gotowa przyjąć miłość, która uzdalnia do umierania dla siebie, mogę cieszyć się błogosławieństwem życia”
    Niestety nie zawsze jestem gotowa umierać dla siebie i wtedy grzeszę.
    Pozdrawiam 🙂

    #4 julia
  5. #5 michael
  6. Boże, stwórz we mnie nowego człowieka, który potrafi bezwarunkowo kochać Boga i drugiego człowieka.Jest to czas mojego oczekiwanie na Twój dar.

    #6 AWM
  7. Ekscelencjo,
    Jak JE wie zajmuje się prowadzeniem firmy. Zdarzają się tam sytuację niejasne, w których muszę podejmować decyzję (nie mogę czekać na to co się wydarzy, muszę działać). Najgorsze są decyzje: swój czy wróg. Wspiera czy BĘDZIE atakował? By nie być gołosłownym dam przykład z mojej firmy. Staraliśmy się zawrzeć istotną dla nas umowę z Amerykanami. Przygotowaliśmy plany itp. Uzyskaliśmy wsparcie naszego najważniejszego klienta (z centrali międzynarodowego koncernu). Doszło do spotkania w miejscowości X z szefem ważnego pionu tego koncernu w celu uzgodnienia planu działań. Na spotkaniu pojawia się niespodziewanie człowiek z zachodniej firmy konsultingowej. Ma nam pomagać. Parę dni po spotkaniu dostajemy od tego człowieka propozycję współpracy: plan jest bardzo niechlujny, wygląda na to że zaskoczyliśmy ich. Nie spodziewali się że będziemy tak przygotowani. PRAWDOPODOBNIE mieli swój plan gotowy, plan bez naszego udziału. Gdy jednak okazało się że my budzimy zaufanie koncernu – zostaliśmy podoklejani do ich koncepcji, ale bez jasnego pomysłu na naszą rolę. Plan ten dla nas nie miał żadnego sensu. Sugerował że ktoś chce po naszych plecach wejść do Polski. W tekście jest dużo o ich firmie, a nic o nas. Tak jakbyśmy nic do tej pory nie zrobili. Rozmawiać? Urażona duma (bo jesteśmy potraktowani jak piąte koło u woza), ale i kalkulacja. Rozmowy mogą przeciągnąć sprawę, a czas może zostać wykorzystany przez konsultantów przeciwko nam. Możemy wplątać się w jakieś niejasne gry, dyplomację. Decydujemy się uderzać. Pada hasło: „wojna”! Mobilizujemy siły. Nasz plan jest prosty – nie rozumiemy takiej postawy tych konsultantów więc nie będziemy z nimi rozmawiać. Zwracamy się do koncernu z prośbą o wybór: „nie widzimy możliwości rozmów z tamtą firmą. Jeśli jesteście zadowoleni ze współpracy wesprzyjcie nas jednoznacznie”. Wsparli. Zwyciężyliśmy. Tylko czy ci konsultanci byli naszymi wrogami? Czy myśmy naszą wojenką nie zrobili im krzywdy? A co na przyszłość: teraz mam bardzo podobną sytuację? Czy wolno walczyć? Jak powinienem postąpić?
    Nie jest to pytanie o etykę. Deklaruję chęć kroczenia Drogą Pana, rezygnacji z własnego pomysłu na życie, ale jak pojawia się konkretna sytuacja decyzyjna zaczynam planować i działać. Z drugiej strony zrezygnowanie z działań jest zaprzeczeniem działalności biznesowej. Wiem że się to da pogodzić tylko nie wiem jak. Cos w środku jest ciągle starym człowiekiem i on dochodzi do głosu.

    serdecznie pozdrawiam

    #7 Zbyszek
  8. Buduje mnie Twoje świadectwo Zbyszku, że Ty jako ten który prowadzi firmę, szuka relacji do Boga. Piszę to, gdyż mój narzeczony długo już poszukuje pracy i ma wiele za sobą spotkań z różnymi typami ludźmi. Szef, który jest na drodze nawrócenia by dojść do wiary dojrzałej, to swoisty dar dla reszty załogi (pisze swoisty, gdyż każdy szef nawet wyzyskiwacz jest darem, okazją do nawracania każdego pracownika).Bóg jest Dobry.
    Pozdrawiam 🙂
    pokój,
    agnieszka CS

    #8 agnieszka CS
  9. Zbyszku,
    Pozwalam sobie zabrać głos, chociaż Twoje pytanie kierowane jest Do Księdza Biskupa.
    Pytanie rozumiem tak:
    Czy warto i do jakiego stopnia przeprowadzać swoje plany, projekt,działanie w biznesie? Moim zdaniem warto to robić całym swoim sercem,ze wszystkich sił,wykorzystując cały swój profesjonalizm, umiejętności,doświadczenie!
    Oczywiście nie bezrefleksyjnie.Deklarując chęć „kroczenia Drogą Pana” otwierasz się na Jego działanie.Tą refleksję dostaniesz od Niego dokładnie wtedy gdy będzie Ci potrzebna.Ty podejmiesz wyedy decyzję ale będziesz wiedział że nie jest ona Twoja.Mnie się zdarza, gdy pochłonięty jestem jakimś pomysłem i przekraczam tą granicę swojego interesu kosztem innych,pojawia się sygnał/zdarzenie/osoba/sytuacja która daje mi znać:STOP.Nie zawsze to odczytuję w porę , ale im bardziej się otwieram na innych(kontrahentów współpracowników itp.)tym łatwiej ten moment zauważyć.Wtedy warto „atakować” pokazywać naszą wizję biznesu i nie wstydzić się tego.Wtedy możemy cytować za Księdzem Biskupem Św.Augustyna „kochaj i rób co chcesz”!!!

    #9 Grzegorz
  10. Wiecie co? To jest prawda co Ojciec Biskup napisał. Bóg daje mi ostatnio Swego ducha, na kochanie tych, co mi są przeciwni, co mnie ranią. Pokazuje mi, że moi bliscy to też grzesznicy i daje mi moc kochać ich właśnie takich. Bóg wszedł w mój OPÓR bardzo mocno! Kruszy to serce zatwardziałe! Gdy okazuję wtedy tą miłość o której tu mowa, ja mam w sercu radość i zadowolenie, nie ma flustracji, gniewu. To jest wyzwalające doświadczenie! Bardzo mocno walczę o relacje z Bogiem i gdy ta relacja jest, jest i moc by kochać wbrew sobie!
    pokój,
    agnieszka CS

    #10 agnieszka CS
  11. Proszę Was o modlitwę za Magdę, która urodziła 5 dziecko i po krwotoku zapadła w śpiączkę. Małe jest w szpitalu, a w domu czwórka.

    #11 AnnaK
  12. AnnoK, oczywiście pomodlę się.

    #12 Agnieszka
  13. Strasznie mnie cieszy że są JESZCZE LUDZIE jak Zbyszek.

    #13 K.
  14. Przyczepią się że „strasznie”.Tzn.BARDZO,BARDZO.

    #14 K.
  15. #11 AnnoK ja się modlę, chorych Pan Bóg wysłuchuje, taką samą sytuację mieli moi katechiści ich córka urodziła 12 dziecko i walczyła o życie, było bardzo źle, zadzwonili do mnie z prośbą o modlitwę. Ja się modliłam i cała wspólnota na różańcu, ich córka została ocalona, jej stan jest stabilny. Obiecuję, że ofiaruję moje cierpienia, mój strach za tę matkę. Za was wszystkich też się modlę, pomóżmy sobie nawzajem modlitwą

    #15 lipka
  16. AnnoK,
    dołączam się do modlitw!

    #16 Zbyszek
  17. Agnieszko, K., Grzegorzu
    miałem zagwozdkę co odpisać. Mówiąc krótko zaskoczyliście mnie i to bardzo miło. Trochę bałem się cokolwiek pisać by nie dać się skusić fałszywej skromności ani pysze.
    Dziękuję 🙂

    #17 Zbyszek
  18. Grzegorzu,
    trafiasz w sedno pisząc o przeprowadzaniu planów. Cały problem (z mojej strony) w zapamiętaniu się: bardzo łatwo skupić się na tych planach (bo są fajne) i czuć się kowalem własnego losu. Pokusa jest ogromna. Bardzo interesująca jest Twoja myśl o otwarciu się na kontrahentów. Tym razem ja dziękuję za Twoje świadectwo!

    #18 Zbyszek
  19. Dziękuję Wam za modlitwę za Magdę. Zbyszku pomyślałam coś, co nie jest krytyką w żadnym razie. Ale w całym Twoim zatroskaniu jest TWOJE pełnienie Woli Bożej, którą rozpoznajesz najpierw. Czyli jak faryzeusz. Wtedy pomyślałam: jak to? mamy się oddawać bezczynności? Na pewno nie! Wobec tego pozostaje pytać o wolę Pana w każdej sekundzie życia. Lepszą odpowiedź dają słowa „zwichnięcie grzechu tkwiło w człowieku i tkwi, tak długo, dopóki nie stanie się w człowieku owa przemiana serca, zapowiedziana przez Proroków, a która spełniła się w Jezusie Chrystusie”.
    Pozdrawiam

    #19 AnnaK
  20. Ad #7 Zbyszek
    Panie Zbyszku!
    Moja odpowiedź nie będzie wskazaniem konkretnych rozwiązań, ale próbą wskazania na zasady, czy na punkt odniesienia. My bowiem najpierw zdobywamy zasady czy podstawy naszego życia i to, co można by nazwać koncepcją naszego działania. Zasadnicze w tym jest nasze odniesieni się do wartości a w przypadku wierzących to właściwie do Osoby Jezusa Chrystusa. Taka „wiedza” (poznanie) nie zabierze nam nigdy ani wolności ani odpowiedzialności za konkretne czyny, które są i pozostaną nasze, czy konkretnie moje. Czasem muszę żyć z całym szeregiem wątpliwości a nawet czasem także ze świadomością i poczuciem tego, że coś zrobiłem niewłaściwie czy wprost pomyliłem się lub nawet uczyniłem zło. To w takich warunkach i okolicznościach zdobywamy mądrość serca.
    My nie mamy zagwarantowanego z góry czegoś takiego, że się nie pomylimy czy że ktoś nas nie wykorzysta. Mamy zapewnienie, że Duch Święty będzie nas prowadził. Żeby jednak mógł to czynić, musimy zobaczyć, jak bardzo Go potrzebujemy. To wychodzi najbardziej wtedy, gdy szukamy i gdy widzimy i uznajemy nasze pomyłki. Wtedy ustępują nasze racje, nasze powody do dumy, wtedy łamie się nasza pycha itp. i stajemy się bardziej powolnymi narzędziami w ręku Pana Boga. Jest to ogromny wysiłek każdego dnia.
    To jest ten wysiłek przeciwko sobie, o którym często mówię i piszę, bo tak bardzo jestem o tym przekonany. Także jest o tym w ostatnim odcinku P10. Wokół tego tematu kręcił się ten cykl o dziełach naszych i dziele Boga w nas – latem, odnośnie tekstu J 6,28n.
    Jako zasadę też trzeba przyjąć, unikanie dwuznacznych, niejasnych gier, jak o tym Pan pisze. Przynajmniej nie wchodzić w nie dobrowolnie. Lepiej wtedy być potraktowanym jako naiwny czy jak piąte koło u wozu – ale tego nie radzę podejmować jakby na własną rękę, bez wewnętrznego przygotowania, tzn. w postawie wiary i zawierzenia. Jak długo (dopóty) nie widzimy w sobie światła Ewangelii, które pozwala nam wchodzić w owe sytuacje w oczach ludzkich widziane jako przegrane czy naiwne itp., jesteśmy sobą (można powiedzieć jako stary człowiek, który broni siebie i szuka dla siebie korzystnych rozwiązań) i w jakiś sposób musimy walczyć, dochodzić swego itp. z gotowością i nastawieniem (także z modlitwą), aby jednak ostatecznie zwyciężyły w nas racje Pana Boga. To jest to, o czym Pan mówi, że ma w sobie wolę i gotowość kroczenia Drogą Pana Boga. Naturalnie nie wszystko nam się uda. Mamy jednak zawsze możliwość i szansę wchodzenia w nawrócenie.
    Wtedy też okaże się, gdzie są nasi prawdziwi wrogowie i gdzie są prawdziwi przyjaciele (por Mt 10,36 i wszystkie teksty o nieprzyjaciołach i wrogach oraz o błogosławieniu tych, którzy prześladują itp. a także o przyjaciołach, których mowa jest jak masło – zob. Ps 55,20).
    Mam nadzieję, że ta moja wypowiedź, mimo że nie jest odpowiedzią, będzie trochę pomocna.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #20 bp Zbigniew Kiernikowski
  21. Wracam z firmowej Wigilii i chciałem podzielić się swoimi wrażeniami. Przed rokiem, gdy zastanawiałem się co dalej robić doszedłem do wniosku że muszę działać by dać świadectwo. By pokazywać że jednak można postępować w prawy sposób, być szczęślwym i umieć dbać o innych. Chciałem tym świadectwem pokazać ja należy żyć. Starałem się. Im bardziej się starałem tym było gorzej. Takie poczucie swojej słabości. Chciałem dobrze – wyszło jak zwykle. Zamiast wzoru – osoba której wytykano błędy. Bolało, ale dzięki modlitwie trwałem. Przestałem myśleć o dawaniu świadectwa. Zaakceptowałem swą słabość i przyjąłem że to nie ja dam mym pracownikom świadectwo. Dziś w życzeniach dziękowali mi za radość, optymizm i że tak można. Nie warto się starać, próbować myśleć za Boga. Trzeba robić swoje (tam gdzie dziś mnie Pan powołał), zawierzyć Mu. On wie lepiej. Dziękuje Ci Boże za ten rok!

    #21 Zbyszek

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php