Sól ziemi i światło świata (5 Ndz A 2011)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W niedziele zwykłe roku A czytamy zasadniczo Ewangelię wg św. Mateusza. Ubiegłej niedzieli zostały obwieszczone Błogosławieństwa Teraz czytamy kolejno dalsze fragmenty Kazania na Górze. Jezusowe Kazanie na Górze stanowi w Ewangelii Mt  jedną z tzw. pięciu wielkich mów Jezusa. Kazanie na Górze to pierwsza mowa (Mt 5 – 7), w której Jezus przedstawia swój program – a właściwie jest to program chrześcijańskiego życia. Jest to program życia uczniów Jezusa.

W całym kazaniu na Górze przedstawia jakby obraz chrześcijanina czyli swego ucznia. O tych, którzy stają się Jego uczniami, czyli przyjmują całe nauczanie z Kazania na Górze Jezus wypowie te znamienne słowa: 

Wy jesteście solą dla ziemi.
Wy jesteście światłem świata
(Mt 5,13n).  

 

1. O kim mowa ?

Dla zrozumienia tego, do kogo ten program się odnosi i kogo dotyczy, czyli inaczej mówiąc, kto jest uczniem Jezusa, ważne jest zwrócenie uwagi na początek czy raczej na wprowadzenie, jakie daje Mt owej Mowie Jezusa. Mówi on, że Jezus po wejściu na Górę usiadł i wówczas przystąpili do Niego Jego uczniowie (zob. Mt 5,1-2). Ta informacja o przystąpieniu uczniów do Jezusa jest bardzo ważnym stwierdzeniem. Wszystko to, co Jezus będzie obwieszczał w swoim wielkim wystąpieniu, ma wartość i wymiar uniwersalny – dotyczy każdego człowieka. To będzie się jednak spełniać w tych, którzy „przystąpili” do Jezusa. Kto do Niego nie przystąpi, ten nie będzie w stanie ani pojąć, ani zrozumieć a tym bardzie pełnić coś tego, co Jezus obwieszcza.

Powiedział więc najpierw Jezus do tych, którzy przystąpili, że są błogosławieni. Wyliczył przy tym wiele z tego, od czego człowiek sam z siebie najchętniej ucieka, a co Jezus wyraził w słowach : ubodzy duchem, którzy się smucą, są cisi, łakną i pragną sprawiedliwości, miłosierni, prześladowani itd. Są to więc ci, którzy mimo wszystko czy nawet wbrew wszystkiemu, co człowiekowi jawi się jako jego korzyść czy szczęście, przystąpili do Jezusa, aby od Niego otrzymać obwieszczenie i tym samym urzeczywistnienie prawdy o szczęściu. Błogosławieni bowiem to ci, którzy są szczęśliwi. Taki jest sens wyrażenia greckiego: makarioi,  co odpowiada hebrajskiemu aszrei (zob. Ps 1,1).

Nikt sam z siebie nie może siebie nazwać ani solą ziemi ani światłem świata, lecz jest nim ten, kto przystępując do Jezusa wchodzi w Jego prawdę życia zupełnie odmiennego od kategorii tego świata. Tylko Jezus może pżowiedzieć o tych, którzy przystępują do Niego, że są solą o światłem. W kategoriach tego świata szczęśliwymi są ci, którzy są bogaci i którym niczego nie braknie, którzy mają rację i są w stanie przeprowadzić własną wolę, którzy mają uznanie u innych i nie muszą się z niczego rozliczać. Po prostu ci, którzy czują się czy są w kategoriach tego świata panami sytuacji i panami wszystkiego. Są oni niejednokrotnie na świeczniku, na wysokich pozycjach i stanowiskach – ale czy są solą ziemi i światłem dla świata? Czy z powodu ich uczynków inni ludzie chwalą Boga?   

2. Przystąpić do Jezusa

Owo przystąpienie do Jezusa to podjęcie najpierw Jego ducha. Wewnętrzna zgoda na to, aby w mojje historii życia urzeczywistniało się to, co spełniło się w życiu Jezusa. Nikt sam z siebie tego ducha nie wzbudzi i nie wykrzesi w sobie. Może go jednak otrzymać w miarę tego, jak zapierając się samego siebie przystąpi do Jezusa. To przystąpienie to zgoda na to, aby w życiu człowieka zachodziły te wszystkie procesy i sposoby przeżywania sytuacji, jakie miały miejsce w Jezusie Chrystusie.

W dalszej części Kazaniu na Górze Jezus nakreśli to w sposób bardzo wyraźny i konkretny, kiedy będzie mówił o drugim policzku, o przebaczeniu bezinteresownym, o nie szukaniu swego czy o byciu miłosiernym wobec tych, którzy prześladują, o miłości nieprzyjaciół.

Nikt sam z siebie tego i takiego ducha w sobie nie wskrzesi. Otrzyma go jednak za darmo, jeśli przystąpi do Jezusa i pozwoli się traktować w swoim życiu tak jak Jezus. Odnosi się to ostatecznie do Jego Męki na krzyżu. 

Dziś zauważamy, że wielu mieni siebie uczniami Jezusa czy członkami Jego Kościoła. Nie zawsze jednak chcą w sposób jednoznaczny przyjąć nauczanie Jezusa ize wszystkimi jego konsekwencjami. Dzieje się to zazwczaj nie tyle ze złej woli, ile raczej z nieświdomości i braku odpowiedniej inicjacji chrześcijańskiej. Widać. jak niejednokrotnie przeżywanie chrześcijaństwa jest zdominowane przez mentalność, którą można streścić w powiedzeniu: ja wiem lepiej, jak być chrześcijaninem.  Wysuwa się w ten spoób ludzkie pojmowanie i ludzka koncepcja religijności.

3. Sól jest i światło jest po to, aby być znakiem chwały Bożej

Jeśli ktoś przystępuje do Jezusa i w nim stają się rzeczywistości prawdy samego Jezusa, dzieje się to wszystko po to, aby służyć innym. Solą dla ziemi nikt nei staje się własną mocą, lecz przez pzystąpienie do Jezusa z gotowością całkowitego poddania siebie. Dokonuje się to w posłuszeństwe wiary, która pozwala odczytać wszelkie ograniczenie, niedostatek, niesprawidliwość i prześladowanie, jako okazję do tego, by właśnie przynależeć do Jezusa, tzn. być Jego uczniem.  Nie jest to wykładanie nie wiadomo jakich teorii i popularnych i atrakcyjnych koncepcji życia, lecz przyjęcie krzyża, który jest nieodłączną cząstką naszego życia. Jest to odkrzwanie prawdy, że krzyż w życiu człowieka ma sens. Tak życie pojmował Jezus i tak je przeżył. Taki też nam wzór zostawił (zob. 1P 2,21-25).

Być solą ziemi i światłem świata oznacza gotowość na stracenie swego życia, by oddać je w służbie Tajemnicy Jezusa Chrtystusa dla dobra braci – szczególnie tych, którzy albo są zbuntowani przeciwko wszelkim formom niesprawidliwości, albo dotknięci różnego rodzaju cierpieniem upatrują rozwiązania tylko w wyzwoleniu z tego cierpienia. Nadto odnosi się do w spejclany sposób do tych, którzy – uwiedzeni różnego rodzaju mitami wielkości człowieka sami są w niewoli siebie i zniewalją innych.

Sól musi się rozpuszczać i ginąć dla siebie. Swiatło musi się rozpraszać, aby oświecać to, co jest wokół. Dlatego wezwanie Jezusa: aby widzieli wasze dobre czyny i chwalili Ojca, który jest w niebie. A więc, nie: aby chwalili was, lecz chwalili Tego, od którego wszystko pochodzi. Skąd sól czerpie swoją moc i gdzie światło ma swoje źródło. Kto to rozumie i przyjmie i będzie  w tym i dla tego tracił swoje życie przystępując do Jezusa, ten będzie solą i światłem – bez żadnej swoistej (własnej) etykietki, leczo odnosząc wszystko do Boga Ojca.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

29 komentarzy

  1. Teraz wiem, czego szukam w człowieku. Soli i światła. Czasem znajduję.

    #1 Ka
  2. Gorzej jak nie widzę tej soli i światła w sobie /w innych czasem zauważam/.Być takim światłem i taką solą /rozpuszczoną we mnie/ – ktore przynoszą Chwałę Bogu i pożytek bliżniemu jest moim pragnieniem.

    #2 Tereska
  3. Dziękuję za zwrócenie uwagi na słowo „przystąpili do Jezusa”. Kiedy przychodzi ta Ewangelia na Eucharystii, czuję się niewyraźnie, ponieważ Jezus mówi do mnie: „Wy jesteście..” Mówi do mnie, mówi jesteście, a nie: bądźcie albo będziecie, jeżeli…
    Nie chciałam patrzeć na to, co może się udało, a moja mizeria raczej nie świeci.. Tymczasem On mówi do tych, którzy przystąpili do Niego, i także do nas gdy właśnie słuchamy Słowa i to ze względu na Słowo, którego słuchamy. Bardzo lubię słuchać Jezusa, lubię rozważania Księdza Biskupa, które pozwalają jakby „usiąść razem u Jego stóp”.
    To zasłuchanie jest tak bardzo potrzebne, aby w życiu przystępować do Jezusa, przyjmować Jego Ducha. Tego, który daje życie, ma rację, objawia siebie, który działa także przez tę konwiwencję biskupów, którzy troszczą się o lud boży czyli mnie.
    Pozdrawiam

    #3 AnnaK
  4. W chwili oddania mego życia Jezusowi moje życie całkiem się zmieniło. Ta przemiana we mnie stała się 3 lata temu. Uznając Jezusa za swego Pana, stałem się Jego uczniem, wszedłem do owczarni, który On jako Pasterz zaczął mnie prowadzić przez Ducha Świętego. Zacząłem słuchać Jego słów i te słowa dla mnie stały się zrozumiałe Słowa Pisma Świętego. Zacząłem oddzielać w sobie dobro od zła: w uczynkach, w modlitwach, postępowaniu wobec ludzi. Jezus potwierdził, że jest ze mną bo zostałem uzdrowiony i powierzał wszystkie spraw Jezusowi i czuje Boże prowadzeni i boże błogosławieństwo. Chcąc się podzielić i poradzić ludziom mówiąc im jeżeli macie problemy, kłopoty to zrzućcie swoje troski na Pana, a On Was poprowadzi. To na prawdę się dziejów człowieku przez Jezusa, jak tylko zechce każdy go przyjąć. Pozdrawiam

    #4 Józef
  5. #2 – ja też soli w sobie nie zauważam,światło czasami.Może to wynika z nieustającej chęci poszerzania własnej świadomości i wiedzy?Nie chciałabym stracić życia,wciąż zauważam zawarte w nim piękno.

    #5 Ka
  6. Ciekawe, jak smakuję mojej żonie, moim synom? Czy nie oślepiam ich sobą?
    Jeden ze świętych mawiał, że trzeba byc jak chleb, który leży na stole po to, by każdy głodny mógł go zjeśc. Pozdrawiam Was
    j.f.

    #6 baran katolicki
  7. #5, Ka
    najpiękniejsze jest życie, gdy przestaje się go bronić. Teraz widać je jak przez brudną szybę: dostrzegamy piękno, jest dla nas cenne. Chcemy się go trzymać rękami i nogami. Ale gdy z tego zrezygnujemy i wbrew sobie oddamy je (czy to ostatecznie, czy też wyrzekając się siebie, umierając dla innych, w imię Chrystusa) nagle rozbija się ta szyba i świat staje w tak niezwykłym pięknie, że aż dech zapiera!
    🙂

    #7 Zbyszek
  8. „Dziś zauważamy, że wielu mieni siebie uczniami Jezusa czy członkami Jego Kościoła. Nie zawsze jednak chcą w sposób jednoznaczny przyjąć nauczanie Jezusa ze wszystkimi jego konsekwencjami. Dzieje się to zazwyczaj NIE TYLE ZE ZŁEJ WOLI, ile raczej z nieświadomości i braku odpowiedniej inicjacji chrześcijańskiej. Widać, jak niejednokrotnie przeżywanie chrześcijaństwa jest zdominowane przez mentalność, którą można streścić w powiedzeniu: ja wiem lepiej, jak być chrześcijaninem”
    Tak właśnie. I teraz, w związku z tym, że wielu dorosłych nie przyjmujących nauki Chrystusa (nie ze złej woli) wie lepiej, jak być chrześcijaninem, powstaje pytanie – jak przekonać, że najważniejsze jest przystąpienie do Jezusa, by „otrzymać obwieszczenie i urzeczywistnienie prawdy o szczęściu”?
    W tym rozważaniu jest odpowiedź na to pytanie. Brzmi tak: Jeżeli przystępuję do Jezusa – mam moc tracić siebie dla prawdziwego dobra braci. „Wiedzący wszystko najlepiej” wie, że taka moc nie pochodzi od człowieka, bo dla człowieka po grzechu normą jest obrona siebie (nie tracenie). I to jest moment, żeby ten zagubiony człowiek zaczął się zastanawiać nad swoim chrześcijaństwem. I to jest szansa na jego inicjację chrześcijańską, której zabrakło nie z jego złej woli.
    Piszę o tym, bo sama tego doświadczyłam i doświadczam. Kiedyś wydawało mi się, że wystarczy POWIEDZIEĆ, żeby ktoś USŁYSZAŁ. Dziś wiem, że to NIE WYSTARCZY. Konieczne jest pełnienie czynów po ludzku NIEZWYKŁYCH, choć dla tych, którzy są blisko Jezusa – zwykłych.
    Pozdrawiam 🙂

    #8 julia
  9. Mam pytanie dotyczące Mt 10,16 w różnych tłumaczeniach: „prości jak gołębie”, albo „łagodni”, „szczerzy”, a BJ tłumaczy „nieskazitelni” – czy bezgrzeszni? Chciałabym wiedzieć jakie jest źródło tego słowa, a może jest jakieś znaczenie najbliższe temu źródłu?

    #9 AnnaK
  10. Z 1P 2,21-25 wzięłam sobie do serca: „a w Jego ustach nie było podstępu”…
    Chcę, żeby w moich ustach nie było podstępu. Jednocześnie wiem, że nie wszyscy uwierzą w prawdziwość mojego postanowienia…
    Pozdrawiam (szczerze) 🙂

    #10 julia
  11. Ad #9 AnnaK
    Przymiotnikiem określającym cechę gołębia / gołębicy w Mt 10,16 jest akeraios. Oznacza on dosłownie stan nie zmieszania z czymś innym, czyli prosty, szczery, jednoznaczny itp. Ten przymiotnik jest użyty jeszcze w Rz 16,19, gdzie jest mowa o relacji chrześcijan do zła (akeraioi eis to kakon) i Flp 2,15 (abyście byli bez zarzutu i akeraioi jako nienaganne dzieci…).
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #11 bp Zbigniew Kiernikowski
  12. Ad #10 julia
    Podstęp – gr. dolos; hbr. mirma (Iz 53,9).
    Oznacza to wszystko, co dokonuje się w nieprawdzie dla (pozornej) korzyści kogoś przy jednoczesnym wykorzystaniu czy oszukaniu kogoś innego np. Rdz 27,35!!!.
    Użyty w NT, oprócz 1P 2,22, jeszcze w Mk 7,22; 14,1; J 1,47; 2 Cor 12,16.
    W ST mirma występuje okopło 30 razy; często w Psalmach zob. 17,1; 34,14, 43,1; 50,19; 52,6; 109,2.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #12 bp Zbigniew Kiernikowski
  13. #12 Ks. Bp Zbigniew Kiernikowski,
    dziękuję za wyjaśnienia.
    Będę analizować podane teksty.
    Pozdrawiam 🙂

    #13 julia
  14. Ad #11 bp Zbigniew Kiernikowski
    Rozumiem. Dziękuję za odpowiedź i wyjaśnienia.
    Pozdrawiam

    #14 AnnaK
  15. cd. #13,
    Iz 53 – wstrząsający, Ps 50 – wyjątkowo aktualny. Ale najmocniej przemówił do mnie 2Kor od 11 rozdziału. Św. Paweł posuwa się w nim do „szaleństwa” po to, by obronić Koryntian przed chytrością „wielkich (fałszywych) apostołów”.
    „Szaleństwem” nazywa chyba to, że jest zmuszony udowadniać im, że bardzo ich kocha. A woli chlubić się ze swoich słabości…
    Św. Paweł pisze trudną prawdę o sobie. Że jest „niewprawny w słowie”, że dany jest mu „oścień dla ciała” – by nie unosił się pychą.
    I pada wreszcie zdanie:
    „Zresztą niech będzie i tak: nie byłem dla was ciężarem, ale będąc przebiegłym, zdobyłem was podstępem”.
    Widzę tu pewną bezsilność apostoła, który pewnie był przez Koryntian podejrzewany o podstęp. Musiało go to bardzo zaboleć. Mimo takich oskarżeń zapowiada kolejną podróż do Koryntu. Godzi się na to, że być może będzie przez nich odrzucony. Modli się o ich udoskonalenie i pozdrawia (serdecznie!).
    Spodobał mi się ten fragment.
    Pozdrawiam 🙂

    #15 julia
  16. Dzisiaj, 10 lutego, zmarł abp Józef Życiński. Proszę pomódlmy się za niego!

    #16 Zbyszek
  17. „przystąpienie (do Jezusa) to zgoda na to, aby w życiu człowieka zachodziły te wszystkie procesy i sposoby przeżywania sytuacji, jakie miały miejsce w Jezusie Chrystusie”, tzn. bezinteresowne przebaczenie, nie szukanie swego, bycie miłosiernym wobec tych, którzy prześladują, miłość nieprzyjaciół.

    Z drugiego Listu do Koryntian św. Paweł wyłania się jako ten, który przystąpił do Jezusa. Dwa tysiące lat temu w krótkim czasie zrozumiał, co jest najważniejsze, by być solą i światłem, by być szczęśliwym tu i teraz. Napisał m.in.
    „Nie o to chodzi, byśmy się sami okazali wypróbowani, lecz BYŚCIE WY CZYNILI, CO DOBRE, a my – żebyśmy byli jakby odrzuceni” (2Kor 13,7)
    Ja do tego dochodzę latami…
    Pozdrawiam 🙂

    #17 julia
  18. Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie,
    a światłość wiekuista niechaj Mu świeci. Niech odpoczywa w pokoju. Amen.

    Wierzę w Świętych obcowanie.

    #18 Ka
  19. Tak! Wieczny odpoczynek racz MU dać, Panie!

    #19 MałgorzataW.
  20. 9 Dlatego się cieszy moje serce, dusza się raduje,
    a ciało moje będzie spoczywać z ufnością,
    10 * bo nie pozostawisz mojej duszy w Szeolu
    i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu.
    11 Ukażesz mi ścieżkę życia,
    pełnię radości u Ciebie,
    rozkosze na wieki po Twojej prawicy.

    #20 grzegorz
  21. Nie zgadzałem się z nim, ale po ludzku takie jest życie. Szkoda jak każdego człowieka. Bóg czyny osądzi.

    #21 mikado
  22. Wczoraj córeczka pokazała mi czego się uczyli na ostatniej katechezie (3 klasa państwowej podstawówki): jest to Pater Noster (tak, cały po łacinie!). Ciesze się, że tradycja (w jej estetycznym, pięknym wymiarze wraca), ale najbardziej ciesze się z czegoś innego. Z faktu że młodej (pierwszy rok pracy) katechetce chce się uczyć dzieci takich rzeczy! A skutek tego nauczania jest piękny – córeczka opowiadała mi o II Soborze, o Mszy Świętej. Nie w tym rzecz czy jest to ryt trydencki czy nowy, ale w tym by chcieć go zrozumieć, chcieć pokazywać jego głębię!
    🙂

    #22 Zbyszek
  23. Z ciekawości gdzie to tak?
    Bo ja nieustanie tłumaczę sam…

    #23 A.D.
  24. We Wrocławiu, ale to nie miejsce tylko człowiek 🙂

    #24 Zbyszek
  25. Czytałam kiedyś, że jeśli płaczemy i smucimy się po śmierci bliźniego, to jest to smutek i płacz nad sobą. Zgadzam się z tym zdaniem – smucę się, bo nie powiedziałam tej osobie (dotychczas) czegoś ważnego, nie zobaczę jej, nie będę miała okazji posłuchać, przeczytać tego, co napisze…
    Wiara daje nadzieję, że śmierć nie jest kresem życia, tylko koniecznym (i najtrudniejszym) jego elementem. Życie doczesne jest pięknym darem, ale wieczne większym.
    ……………………………….
    Dlatego modlę się o niebo dla Księdza Arcybiskupa Józefa Życińskiego…

    #25 julia
  26. Smuci mnie fakt, że ci , którzy uważają się za mocno związanych z Jezusem Chrystusem, / również we wspólnotach z Drogi/ nie umieją po prostu, zwyczajnie okazywać serca, chęci zrozumienia osoby będącej w kryzysowej sytuacji. Ostatnio doświadczam tego stanu wobec siebie. Może to zwykły egoizm i nieumiejętność tracenia siebie, swoich racji i oczekiwań wobec braci, których uważam, że są solą tej ziemi… mimo przykrych doświadczeń…

    #26 niezapominajka
  27. Pochorowałem się i … dzięki temu mam czas na lekturę. Czytam biografię św. Josemarii Escrivy (założyciela Opus Dei). Jest tam opisane przez jakie udręki, także ze strony ludzi żywo (i szczerze!) zaangażowanych w życie Kościoła musiał przejść późniejszy święty. I choć przez lata on i jego współtowarzysze ogromnie cierpieli, to zawsze podkreślał wdzięczność, nawet dla oszczerców. Twierdził że to dobrzy ludzie, przekonani o konieczności obrony innych przed tym co wydawało im się złe. Dziękował Bogu za doświadczenie, które dzięki nim zyskał, mówiąc że było ono pewnie niezbędne dla oczyszczenia jego duszy. Modlił się oczywiście by Pan skrócił ten czas próby, ale tylko jeśli taka Jego wola.

    #27 Zbyszek
  28. niezapominajka #26
    Wierzę, że Pan Bóg nie obarcza nas nigdy cierpieniem ponad nasze siły. To co nas dotyka możemy więc przetrwać, a tym samym – jeśli będziemy cały czas wierni lub wrócimy z naszej niewierności – przysłuży się to naszemu wzrostowi. Kto wie, czy Pan właśnie nie dopuścił do Ciebie takiej próby, byś mogła w przyszłości dla innych stać się oparciem, gdy oni będą szukali człowieka z sercem!
    „chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość – wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś – nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” [Rz 5, 3-5]

    #28 Zbyszek
  29. Zbyszek#28
    Zgadzam się z Tobą jednak czas próby bez oparcia o tę świadomość jest bardzo trudny do przyjęcia a nawet z tą świadomością jest ciężki do dżwigania. Doświadczam ukojenia w trudach gdy widzę tego sens
    jakim jest łączenie się w cierpieniu z innymi-niektóre cudze krzyże wydają mi się o wiele cięższe a muszą przetrwać. Ocztwiście cierpienie naszego Mistrza Jezusa Chrystusa jest tym co rozjaśnia cierpienie w ogóle. Dzięki za twój wpis.
    pozdrawiam

    #29 niezapominajka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php