Ewangelia dzisiejszej niedzieli (Mt 16,13-20) przedstawia scenę z życia i działalności Jezusa, jaka miała miejsce pod Cezareą Filipową. Gdy tam przybyli, Jezus postawił uczniom pytanie co do Jego tożsamości. Najpierw, można powiedzieć, postawił to pytanie ogólne, nie angażując bezpośrednio uczniów w treść odpowiedzi, bo dotyczyło opinii innych ludzi. Następnie to samo pytanie skierował do uczniów. Jest to więc pewien moment weryfikacji relacji, w jakich Jezus, jako Syn Człowieczy się znajduje i w jakich jest odbierany. To pytanie zmierza też do wyraźniejszego określenia sytuacji wokół Jezusa, ustalenia ról i zadań, jakie jawią się w związku z obecnością Jezusa między ludźmi.

Jezus zapytał: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» . . .
«A wy za kogo Mnie uważacie?»
Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego»
.

Okoliczności geograficzne wydarzenia

Od strony geograficznej było to na północy terytorium Palestyny, u stóp góry Hermonu, gdzie znajdowało się pogańskie sanktuarium bóstwa Pan. Herod Wielki wybudował tam świątynię pogańską ku czci Cezara Augusta a tetrarcha Filip przebudował i upiększył miasto nadając jej nazwę Cezarea na cześć Cezara Augusta. W określeniu Filipowa odróżnił ją od Cezarei Nadmorskiej i tym samym w nazwie miasta zostawił potomności swoje imię. To w takim miejscu dokonuje się ów moment weryfikacji – na terenie idolatrycznym.

Miejsce tego wydarzenia w misji Jezusa

Ważne jest też wzięcie pod uwagę tego, w jakim momencie historii, czyli na jakim etapie przebiegu misji Jezusa to wydarzenie miało miejsce. Było to w okresie, który można nazwać przełomowym w życiu i misji Jezusa. Upraszając można powiedzieć, że zakończył się okres galilejski, gdy za Jezusem szły tłumy pełne podziwu, korzystające z Jego cudów i słuchające przypowieści o Królestwie Niebieskim, a rozpoczął się czas Jego zmierzania do Jerozolimy. Jezus zapowiada swoją Mękę i Zmartwychwstanie. Przemienia się na Górze Tabor, wtajemnicza uczniów w głębię swojej misji i ich przyszłego stylu życia, jako związanego z podjęciem krzyża, by znaleźć prawdziwe życie. Narasta coraz to bardziej napięcie z przedstawicielami ówczesnej władzy religijnej, co ostatecznie doprowadzi do skazania Jezusa w Jerozolimie.

Jezus w oczach ludzi

Odpowiedź na pierwsze pytanie Jezusa zbiera to, co faktycznie mogło krążyć w opinii i w przekonaniu ludzi współczesnych Jezusowi. Były to czasy przełomowe, brzemienne w cały szereg kryzysów i oczekiwań. Panował jakby pokój, a wielu było uciskanych i wiele narodów żyło pod dominacją rzymską. Tak też było z narodem izraelskim. Widziano potrzebę przemiany zwyczajów i obyczajów. Rodziły się różne ruchy wyzwoleńcze i odnowicielskie. W takim czasie ludzie są wyczuleni na obecność pewnych proroków, od których oczekują jakiegoś światła i propozycji rozwiązań. Wielu współczesnych Jezusowi odbierało Go zapewne w takim kluczu, wiążąc z nim swoje konkretne czy to osobiste i indywidualne, czy społeczne nadzieje. To odzwierciedla odpowiedź uczniów na pierwsze pytanie. Tak też powiedzą o Jezusie sami uczniowie, nawet po Jego zmartwychwstaniu, kiedy to jeszcze nie rozumieli tego, co się wydarzyło w Jerozolimie: A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela (Łk 24,21). Podobnie będą Go jeszcze pytać o to krótko przed Jego Wniebowstąpieniem, czy to czas przywrócenia Królestwa Izraela (zob. Dz 1,6n). Można powiedzieć, że są to odpowiedzi, w których tożsamość Jezusa jako Syna Człowieczego jest niejako określana z punktu widzenia oczekiwań ludzkich. Człowiek chciałby uregulować swój status, znaleźć rozwiązanie na nękające go bezpośrednio problemy. To wszystko widzi jednak i ocenia z ciasnej perspektywy swego widnokręgu, z własnego punktu widzenia zniekształconego przez grzech, czyli sprowadzonego do egoistycznego „ja”, do swojego poznania dobra i zła (zob. Rdz 2,17; 3,5nn).

Wyznanie Piotra

Jezus jednak nie przyszedł po to, aby wypełnić tego rodzaju potrzeby i oczekiwania człowieka. Wprost przeciwnie. Przyszedł po to, aby człowieka uleczyć i wyprowadzić z tego „błędnego koła swego poznania dobra i zła”, w jakim się znalazł przez grzech. Drugie pytanie, skierowane już bezpośrednio do uczniów, ma na celu wydobycie właśnie tego aspektu misji Jezusa. W imieniu uczniów odpowie na to pytanie Piotr. «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Jezus go pochwali za tę odpowiedź, ale zaraz skoryguje czy uściśli, że to nie jest tylko ludzka odpowiedź. Ta odpowiedź jest objawieniem Ojca, który jest w niebie. Piotr wypowiedział te słowa, chociaż nie zrozumiał do końca, co to znaczy, iż Jezus Jest Mesjaszem, Synem Boga żywego. Nie zrozumiał też tego, co z tym się wiązało; co Mesjasz miał przeżyć. Okaże się to bowiem po chwili, kiedy Jezus wobec uczniów zacznie określać rolę Mesjasza, mówiąc o tym, co Go czeka w Jerozolimie, jak zostanie wydany na śmierć i jak zmartwychwstanie. Wtedy to Piotr, już sam z siebie, bez owego objawienia z góry, powie życzeniowo i niejako upominająco wobec Jezusa: Panie, to nigdy nie przyjdzie na Ciebie. Wtedy to Jezus skieruje do Piotra ostre słowa: «Idź precz ode Mnie, szatanie…» (Mt 16,21-23).

Misja Piotra – Skały

Mimo że Piotr sam w sobie nie zrozumiał jeszcze w pełni tego, co powiedział o Jezusie z natchnienia Bożego, Jezus zolecił mu nowe i jedyne w swoim rodzaju zadanie: bycie skałą, na której Jezus zbuduje swoje dzieło, dzieło swego życia – Kościół. Piotr będzie dorastał do pełnienia tego zadania przez doświadczanie swoich pomyłek, aż do wydarzenia zaparcia się Tego, którego wyznał, i powróci do Niego, jako świadomy potrzeby całkowitego oparcia się na Nim, na Jezusie – Mesjaszu. Wtedy to dopiero będzie faktycznie i skutecznie skałą dla Kościoła. Kościół bowiem, to wspólnota tych, którzy w świetle Ewangelii Jezusa uznają swoją grzeszność (swoją złą koncepcję życia i wynikające zeń złe czy pomylone czyny, czyli konkretne grzechy) i żyją w nawróceniu.
Wchodzimy w pełniejsze rozumienie misji Jezusa jako Mesjasza, który nie przyszedł odbudować królestwa w ziemskim wymiarze – niezależnie od tego jaki „kolor” (charakter partyjny czy polityczny, a także nawet moralistyczny) chcielibyśmy temu królestwu nadać. Odkrywamy jednocześnie (nie bez Bożego natchnienia), że Jezus przyszedł zmienić serce człowieka, co dokonuje się przez nawrócenie, radykalne nawrócenie sięgające samych korzeni ludzkiego jestestwa, ludzkiej tożsamości. Piotr jest Skałą, oparciem. To on sam musiał najbardziej radykalnie przeżyć w sobie ten proces nawrócenia wobec swego Mistrza – Mesjasza.

Nie musimy się bać procesu nawrócenia, który jest zawsze jakimś traceniem siebie, jakimś przyzwoleniem, w imię i mocą Ewangelii, na to, by nam się zarwał przynajmniej jakiś fragment naszej koncepcji życia, która była dla nas ważna, a z powodu której błądziliśmy, myśląc, że nie można inaczej ułożyć naszego życia, jak po swojemu. Tymczasem jest inne rozwiązanie – nawrócenie. Możemy pozbyć się swego, obciążającego nas, błędnego balastu naszych racji. Możemy przeżyć nawrócenie i zaparcie się siebie. Możemy to uczynić z poczuciem pewności, że jest ratunek gdzie indziej, niż dotychczas oczekiwaliśmy. Nie upadniemy niżej, niż skała. Piotr jest opoką w nawróceniu.
Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

54 komentarze

  1. Dziękuję Ks. Biskupowi za kolejne interesujące pochylenie się nad niedzielnym Słowem, nieraz czerpię stąd jakieś myśli do własnych kazań. Wydaje mi się, że w kontekście tej Ewangelii, można także położyć nacisk na potrzebę osobistego doświadczenia, poznania Jezusa, którego nie są w stanie zastąpić żadne ludzkie opinie, czy nawet zdobywana wiedza.
    dk. Piotr

    #1 dk. Piotr
  2. Ksiądz Biskup napisał: Wielu współczesnych Jezusowi odbierało Go zapewne w takim kluczu, wiążąc z nim swoje konkretne czy to osobiste i indywidualne, czy społeczne nadzieje.
    Myślę, że w dzisiejszych czasach też są ludzie, którzy odbierają Jezusa właśnie w taki sposób, a oto zaobserwowana przeze mnie sytuacja, która-moim zdaniem-to odzwierciedla:
    Pewnej niedzieli w mojej okolicy padał deszcz. Kiedy poszłam do kościoła zauważyłam, że wiernych na Mszy jest prawie o połowę mniej niż zwykle. Zastanawiałam się jak to się dzieje, że my- chrześcijanie- tak wiele „wymagamy”(o wiele prosimy) od Jezusa, a sami nie potrafimy być Mu wierni, nie potrafimy być tą „skałą”. Dostosowujemy sobie naukę Jezusa do własnej sytuacji, do własnych słabości, wybierając tylko to, co nam odpowiada i co jest dla nas wygodne. Nawiązując do opisywanej sytuacji: wystarczy deszcz, aby mieć wymówkę i nie uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii. Powstaje wówczas pytanie: A może warto było przyjść wtedy do świątyni i podziękować Jezusowi, że ten deszcz jest taki łagodny, że omijają nas burze, nawałnice, tornada, o których tak wiele ostatnio się słyszy…?
    Czym spowodowane jest takie zachowanie? Mogę tylko spekulować. Widocznie ciągle jeszcze chcemy sobie układać życie na swój sposób, dostosowując naukę Jezusa do naszych potrzeb i możliwości…Ciągle jest w nas jeszcze ten „stary człowiek”, który nie umie tracić i ciągle chce być sam dla siebie „centrum”…
    To są jedynie moje spekulacje, a jak jest naprawdę wie tylko On…
    Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedyś dorośniemy do pełnienia zadania, powierzonego nam przez Jezusa…

    #2 Justyna
  3. #2 Justyna
    Justyno, w tym co piszesz masz rację. Chodzi jednak o coś jeszcze innego. Widzę, jak trudno jest nam się przebić przez pewną skorupę czy powłokę moralizatorsko-religijną, która blokuje nas przed poznaniem i przyjęciem nowości Ewangelii. Wszystko jest odbierane raczej w kluczu powinności religijnych i zobowiązań relacji „do ut des” (daję, abyś mi dał, abym mógł otrzymać). Jest to mentalność typowa dla religijności naturalnej, z której Ewangelia – jeśli jest dobrze odczytana – nas w jakiejś mierze i w jakimnś sensie wyprowadza, czy uwalnia z zależności od niej.
    Oczywiście, coś z tej mentalności zawsze pozostanie i to jest dobrze. Jednakże potrzebna jest świadomość, że nie o to chodzi. Dobrze, że piszesz na końcu tej wypowiedzi: „Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kiedyś dorośniemy do pełnienia zadania, powierzonego nam przez Jezusa…”. Tak, chodzi o to, byśmy tylko nie oczekiwali i nie spodziewali się po swojemu. Lepiej powiedziawszy, byśmy byli gotowi dać się zaskoczyć, czy nawet raczej dawać stale być zaskakiwanym, przez plan Boga, który odkrywamy i poznajemy (zazwyczaj stopniowo) jako realizacja Obietnicy obwieszczonej nam przez Dobrą Nowinę, a nie szereg naszych zobowiązań, które my mamy wypełnić.
    Pan Jezus nie powiedział Piotrowi postaraj się o to i o tamto w twoim życiu, bądź takim a takim itp., a uczynię cię skałą dla Kościoła i dam tobie klucze królestwa. Powiedział mu to pozwalając mu poznać siebie jako Mesjasza, który jest tak różny od oczekiwań samego Piotra i pozwalając Piotrowi poznawać samego siebie przez jego pomyłki, doświadczenia i w końcu jego zaparcie siłę i nawrócenie. Piotr wreszcie to uznał i wewnętrznie nawrócił się ze wszystkimi zewnętrznymi konsekwencjami, jakie z tego nawrócenia wynikały i jakie są nam znane z tradycji. Ten Piotr nawracający się i oparty całkowicie o Jezusa (a nie pewny siebie, świadom swoich dobrych uczynków itp) jest dla nas Skałą.
    Justyno, proszę nie poczuj się dotknięta przez to, co piszę do Ciebie. Jest to problem szerszy. Dotyczy to bowiem nie tylko Ciebie, ale wielu. Nie jest to też Twoja wina, ale wina pewnych braków w naszej formacji chrześcijańskiej, mianowicie braku tego, co nazywamy krótko inicjacją czy wtajemniczeniem chrześcijańskim. Pojmujemy bowiem chrześcijaństwo zbyt religijnie – wg kanonów religijności naturalnej (pogańskiej) i praktyk starotestamentalnych. Dla tych natomiast, którzy spotkali Chrystusa i poznali – przynajmniej częściowo – Ewangelię jako Ewangelię i tak ją pojmują, stare rzeczy minęły. Oprócz aspektu praktyk religijnych ważny jest aspekt egzystencjalny. Wiem, że to, co piszę jest trudne i może bulwersujące, czy gorszące niejednego. Proszę o cierpliwość i zalecam wczytanie się np. w 2 Kor 5,14-21, szczególnie w. 17; oraz Ga 6,15 w kontekście. Zalecałbym też wczytać się jeszcze raz dobrze w ten mój wpis na dzisiejszą niedzielę.
    Pozdrawiam i mam nadzieję, że będzie zrozumiane to, o co mi chodzi.
    Bp ZbK

    #3 bp Zbigniew Kiernikowski
  4. Tożsamość Jezusa potwierdzają zdarzenia w Biblii, m.in. chrzest Jezusa w Jordanie „Tyś jest mój syn umiłowany w Tobie mam upodobanie”[Łk 3,22]i przemienienie na górze „To jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”[Mt 17,5], dlaczego wiec Jezus najczęściej mówiąc o sobie używa tutułu „Syn człowieczy” skoro jest Synem Bożym?
    Tłumy, które chodziły za Jezusem oczekiwały gwałtownej zmiany społeczno-politycznej, spodziewały się, że wraz z przyjściem Jezusa na ziemię zmieni się ich sytuacja. Dla wielu nauka, którą głośił Jezus była zbyt trudna i niezrozumiała, wystarczy sięgnąć do Ewangelii janowej i przeczytać fragment wypowiedzi Jezusa „Bo moje ciało jest prawdziwym pokarmem, a krew moja prawdziwym napojem”, po usłyszeniu tych słów wielu powidziało „trudna jest ta mowa” i odeszło od Jezusa. Wówczas Jezus zadaje pytanie Dwunastu „czy i wy chcecie odejść” [J6,67]. Czy pod wpływem oczekiwań człowieka wobec Boga moze miec miejsce odejścia od Niego i jak chronić się, by pomimo wszystkich trudnych okolicznoći(postępująca laicyzacja, spychanie człowieka uczciwego na margines życia społecznego) trwać przy Bogu?

    #4 dorota
  5. Dziękuję za te rozważania 🙂 Nie zwróciłam dotąd uwagi na to, że w działalności Chrystusa był to rzeczywiście moment przełomowy w którym, (jak to Ksiądz Biskup określił) „rozpoczął się czas Jego zmierzania do Jerozolimy”.
    Co do obserwacji Justyny, także mogę tylko spekulować. 🙂 Święty Paweł ostrzegał Tymoteusza przed tym, że pojawią się ludzie, którzy „będą zachowywać pozory pobożności, ale wyrzekną się jej mocy” (2 Tm 3,5) Czy opuszczanie Eucharystii (lub innych sakramentów) nie jest w istocie wyrzekaniem się mocy pobożności? Ludzie opuszczają Eucharystię, ponieważ nie upatrują w niej źródła swojej mocy. Wówczas Mszę Świętą łatwo uczynić elementem „niedzielnego folkloru”. Jedna z modlitw w Mszale Rzymskim zawiera słowa: <Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa> (prefacja 39).
    Bóg nic ze Swej świętości nie traci, czy jesteśmy obecni czy nie. Natomiast my opuszczając Mszę Świętą odłączamy się od źródła Życia.
    A jednak patrząc na tych ludzi jakoś trudno się dopatrzeć, żeby byli od życia odłączeni. Ale to tak jest, że człowiek się dopiero podczas burzy może skonfrontować z tym, jak „własny dom buduje”. Kiedy czytam różne historie nawróceń i myślę o swoim własnym momencie nawrócenia, to widzę, że czasem muszą przyjść wydarzenia, które są jak burza i rozwalą dom zbudowany na piasku – dopiero wtedy człowiek zaczyna szukać skały. Kto wie, może te „trąby powietrzne” w naszym życiu (czyli trudne wydarzenia, przewroty życiowe) są pomocą, są drogowskazem kierującym nas ku Skale? Bo dopóki człowiek buduje na piasku, to kolejne burze wszystko niszczą i ciągle zaczyna od nowa. Człowiek zaś, który już Skałę znalazł i na Niej zbudował, nie potrzebuje już szukać nowego miejsca na budowlę – przychodzi burza i wtedy człowiek z radością odkrywa, że jego dom nie runął. Następnych burz już się tak nie boi, bo już mu się nie kojarzą w koniecznością budowania nowego domu (mówiąc oczywiście w sensie symbolicznym 😉 )
    Pozdrawiam 🙂

    #5 Fasola
  6. Wiele razy słyszałam i nie jeden raz powtarzałam o konieczności zaparcie się siebie, ale zupełnie inaczej zabrzmiało dla mnie zdanie Księdza Biskupa: „Możemy przeżyć nawrócenie i zaparcie się siebie”. „Zaparcie się” i Piotr kojarzę z odwróceniem sie od Jezusa. W kontekście całego rozważania uświadomiłam sobie, że może być zaparcie się, które jest zaproszeniem Jezusa do naszego życia i naszych relacji.

    Patyna moralizatorsko-religijna czy 'powłoka moralizatorsko-religijna’ (powłoka może zamykać w swoim wnętrzu pustkę) blokuje nas samych, a jeszcze bardziej my blokujemy otoczenie przez to. Każdy z nas ma sporo przykładów swoich zachowań wymagających nawrócenia… Komentarz Księdza Biskupa w #3 odczytałam jako rozwinięcie zdania z rozważania – „Możemy pozbyć się swego, obciążającego nas, błędnego balastu naszych racji”. Mamy szansę stać się nowym stworzeniem, jeżeli pozostajemy w Chrystusie (por 2Kor5,17).

    #6 ze
  7. #5 Fasola
    Dziękuję za te słowa. Jest przed nami droga zdobywania ewangelijnej „mądrości”.
    Dopowiadam jeszcze i podkreślam dla jasności, że jakością (konsystencją) tej skały (także i właśnie jej roli) jest jej (jego tzn. Piotra) „dynamiczne” odniesienie do Jezusa. Tego odniesienia, które ma swój punkt zaczepienia w wyznaniu Piotra i w otrzymanej od Jezusa obietnicy (nominacji), Piotr będzie musiał się uczyć. Przed nim droga przez górę Tabor ale i Ogrójec, a także dziedziniec Arcykapłana i brzeg Jeziora Tyberiadzkiego po Zmartwychwstaniu. To dynamiczne odniesienie do Jezusa oznacza dla Piotra, a także dla każdego z nas, stałe nawracanie się (odwracanie się od siebie, od swojej pewności i zwracanie się do swego Mistrza i Pana. W tym nam Piotr przewodzi i w tym jest dla nas skałą – tylko w tym i aż w tym. W owym „tym” (czyli nawracaniu się – zob. Łk 22,32 i zwróć uwagę na przekład!) jest właściwie wszystko zawarte.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #7 bp Zbigniew Kiernikowski
  8. Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi także i za tę formę nauczania. Nie rozumien przedostaniego zdania : „Nie upadniemy niżej, niż skała.” Nie upadniemy niżej, niż Piotr przed nawróceniem?
    Z wyrazami wdzięczności JMG

    #8 J.M.G
  9. #8 J.M.G
    Tak. O to chodzi w tym obrazie – mniej więcej. Mogą bowiem w tym być jeszcze różne niuanse. Można brać pod uwagę intensywność czy wagę upadku Piotra, albo jakość jego nawrócenia, czyli – obrazowo mówiąc – to, na jakim „poziomie” doświadczenia winy (grzechu) dokonało się jego nawrócenie. Chciałem głównie wyrazić to, że Piotr jest dla nas oparciem czy odniesieniem w nawracaniu się. Nie mamy się co bać bycia strącanym z naszych piedestałów (termin „strącić” jest zaczerpnięty z pierwszego czytania dzisiejszej niedzieli – zob. Iz 22,19n). Tym bowiem, co nam bardzo przeszkadza w nawróceniu (zgodzie na wejście w proces nawrócenia) jest głównie lęk: co ze mną będzie, jeśli inni mnie zobaczą w prawdzie, zobaczą, jakim jestem itp. Także nam samym często jest trudno się przyznać do prawdy przed sobą samym.
    Piotr pomaga nam w tym, żebyśmy nie bali się tego, aby wyszło na jaw, jakimi jesteśmy. On się skompromitował i to przeżył w oparciu o swego Mistrza (zob. np. Mt 26,75). Pod tym względem jest on swoistym zabezpieczeniem, że nie upadniemy bardziej niż on, że nam się nic nie stanie, gdy zejdziemy do dołu prawdy o sobie, prawdy naszej egyzstencji. To właśnie tam i wtedy znajdziemy oparcie na tym, który jest nam dany jako skała.
    Chyba że ktoś chciałby się nawracać bez odniesienia do tej skały czyli niejako poprawiać swoje życie po swojemu. Pisałem o tym we wpisie „metamelomai”. Ale to jest już inne zagadnienie.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #9 bp Zbigniew Kiernikowski
  10. #4 dorota
    Krótka odpowiedź na pytanie:
    Dlaczego Jezus mówiąc o sobie najczęściej używa tutułu “Syn człowieczy” skoro jest Synem Bożym?
    Jest to jeden z przejawów tzw. tajemnicy mesjańskiej. Jezus nie chciał prawdopodobnie używać tytułu Syn Boży, bo mógłby być ten tytuł od razu odrzucany (ścisły monoteizm w judaizmie) albo źle rozumiany (na sposób bóstw pogańskich).
    Nadto trzeba wziąć pod uwagę poziom realny (historyczny) wydarzeń i poziom literacki spisanych ewangelii. Jest to złożone zagadnienie, które trudno tutaj szerzej omawiać.
    Użycie zaś tytułu Syn Człowieczy oznaczało wskazanie na coś więcej niż tylko samo człowieczeństwo, jak to nam, którzy jesteśmy mało obeznanymi z ówczesną myślą teologiczną, może się wydawać. Użycie tego terminu wyrażało to wszystko, co wkładała w ten tytuł apokaliptyka tego czasu – zgodnie z proroctwami takimi jak Dn 7. Można krótko powiedzieć, że tytuł Syn Człowieczy był niejako tytułem otwartym i pozostawiającym możliwość dalszej interpretacji prowadzącej aż do tytułu Syn Boży. Zdaje się właśnie, że Jezus w mówieniu o sobie najchętniej z tego korzystał.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #10 bp Zbigniew Kiernikowski
  11. tytułem uzupełnienia – słowa z Mszału Rzymskiego:
    „Chociaż nie potrzebujesz naszego uwielbienia, pobudzasz nas jednak swoją łaską, abyśmy Tobie składali dziękczynienie. Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (prefacja 39)
    Piotr swojej nominacji rzeczywiście uczył się jeszcze długo. Dla mnie bardzo obrazowy jest dialog Dz 10,13-15. Piotr poucza Boga, co jest czyste a co nieczyste 😉 To znamienne, że później Piotr podnosi Korneliusza z kolan ze słowami „wstań, ja też jestem człowiekiem” (Dz 10,26), a przemowę w domu Korneliusza zaczyna od słów: „PRZEKONUJĘ SIĘ, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby” (Dz 10,34) Myślę, że przemowa Piotra w domu Korneliusza jest jakby „owocem” tego dialogu z Bogiem.
    Kiedyś mi ten dialog Dz 10,13-15 bardzo pomógł. Czułam wewnętrznie, by zabiegać o przyjaźń pewnego kapłana – i w pierwszym odruchu (jak Piotr), zaprotestowałam – powiedziałam Bogu, że to nie będzie służyć mojemu nawróceniu. Dałam się jednak przekonać Duchowi Świętemu i Bóg wyprowadził wiele owoców z tej przyjaźni. Myślę, że można tak popatrzeć na proces nawrócenia – nawrócić się to znaczy także pozwalać się Bogu przekonywać.
    Taka ciekawostka – autorzy wstępu do Ewangelii wg św. Marka w Biblii Tysiąclecia piszą:
    „Marek opuszcza – prawdopodobnie na życzenie pragnącego się upokorzyć Piotra – te wszystkie epizody, które przedstawiają Księcia Apostołów w pozytywnym świetle”
    Pozdrawiam 🙂

    #11 Fasola
  12. Sytuacje pewnego ucisku powodowały, że „zapierałam się” nadziei, Jezusa, a potem czułam się okropnie i żałowałam, lecz nigdy już nie było możliwe, by wrócić do dawnej ufności, pewności. Człowiek myśli, że coś nie istnieje, albo jak mogę sama „zrobić” nadzieję, którą kiedyś dostałam? Było już inaczej i dla mnie dziś, po tym wprowadzeniu, jest pomocą myśl, że Piotr n a p r a w d ę to wszystko zna i jest dla mnie dany, by był skałą. Zawsze był mi bliski, ale nie myślałam, że może on być dla mnie dziś pomocą, że tak jak on mogę oprzeć się inaczej, całkowicie o Jezusa. I że można nawracać się wiele razy (i także tę konieczność przeżyć z Nim). Ale ciekawe jest, że Jezus mówi o tym w kontekście idolatrycznym. Na ile oddalam się od Niego, na tyle zniewala mnie coś, może właśnie ja, moje rozczarowania i zamknięcie. Jestem w błędzie spodziewając się dobra po sobie, i myśląc, że mam wiarę.
    Bardzo dziękuję.

    #12 AnnaK
  13. To nie jest komentarz lecz nowe pytanie:

    Co sądzi Ks. Biskup o potrzebie (pastoralnej i eklezjologicznej) wprowadzenia diakonatu stalego w diecezjach polskich. Mam na mysli szczególnie czesto podawany argument, że mamy duzo prezbiterów to diakoni sa nam niepotrzebni, a to jest nieprawda z punktu widzenia poprawnej eklezjologii i teologii pastoralnej. Czekam z cierpliwoscią na odpowiedź. Jerzy Paczkowski

    #13 custos
  14. #13 custos
    Z punktu widzenia eklezjologicznego brak stałego diakonatu jest pewnym mankamentem w strukturze wspólnoty kościelnej. W Polsce już ten brak w sposób zaczątkowy jest przezwyciężany. Mamy już instytucję stałych diakonów. Istnieje struktura, w której kandydaci do stałego diakonatu są przygotowywani i już tacy zostali wyświęceni. Jesteśmy więc na dobrej drodze.
    Z punktu widzenia pastoralnego i – można dodać – także praktycznego czeka nas zapewne jeszcze długa droga zanim ten stan stanie się bardziej obecny w naszych wspólnotach parafialnych.
    Jednym z argumentów w niedocenianiu tego stanu w naszych strukturach kościelnych jest wspomniana wystarczająca czy duża liczba prezbiterów. Nie ma też wzorców, jak praktycznie usytuować stałego diakona w parafii. Chodzi o wiele aspektów, jak relacja pracy i wszystko, co z tym jest związane łącznie z całą stroną ekonomiczną. To wszystko jest do wypracowania.
    Jak długo nie ma przekonywujących praktycznych impulsów do podejmowania kroków w celu znalezienia i wypracowania rozwiązań, wszystko idzie powoli czyli w pewnym sensie jakoś się odkłada. Z pewnością jednak nie stoi w miejscu.
    Należy też wziąć pod uwagę całą mentalność, jaka zazwyczaj przeważa w naszych wspólnotach, które – moim zdaniem – w bardzo znacznym wymiarze nie są wewnętrznie (mentalnie) przygotowane na przyjmowanie obecności tego rodzaju posługi. Widać, jakie trudności są do pokonania np. z wprowadzeniem nadzwyczajnych szafarzy Komunii św. Zapewne jest z tym różnie w poszczególnych regionach Polski czy nawet w poszczególnych wspólnotach. Jednym słowem jest to wszystko do spokojnego i rzeczowego przygotowania i przeprowadzenia. Początek już jest i trzeba nad tym pracować spokojnie i z otwartymi oczyma oraz odniesieniem do Bożej mądrości.
    Bp ZbK

    #14 bp Zbigniew Kiernikowski
  15. Bardzo jestem wdzięczna Księdzu Biskupowi za niedzielne rozważania Ewangelii. Jest w nich wiele treści, które są wprowadzeniem w rozumienie tekstów biblijnych, a zarazem ukazywaniem perpektywy życia chrześcijańskiego oraz – co jest bardzo wyczuwalne – są świadectwem osobistej relacji Księdza Biskupa do Słowa, w znaczeniu Osoby Jezusa Chrystusa jak i Pisma świętego.
    Nawiązując do komentarza dk. Piotra, chciałabym poruszyć kwestię homilii i przygotowania kapłanów do niej. Zachęca się księży do tego, by głosili homilie nie tylko w niedziele i święta, ale także w zwykłe dni. Jest to na pewno bardzo ważne, bo w dni powszednie uczestniczą w Eucharystii zazwyczaj ludzie potrzebujący i oczekujący jakiegoś pogłębienia, stałej formacji. I owszem, zdarza się coraz częściej, przynajmniej w niektórych parafiach, że te homilie są głoszone w dni powszednie. Ale zadaję sobie nieraz pytanie, czy są one tym, czym powinny być. Czasem mam wrażenie, że ktoś mówi, tylko żeby coś powiedzieć, a nie przygotował się do tego. Powtarza innymi słowami to, co jest w tekstach biblijnych, albo tekstu bliblijnego używa po to, by uzasadnić swoją tezę. Bywa, że te homilie są za długie jak na dzień powszedni – bo ktoś po prostu lubi mówić… Czasem opowiada swoimi słowami nasze życie i nic w to nie wnosi. Czasami mówi bez przekonania czy tak, jakby sam ne rozumiał w pełni tego, co mówi, bo może przytacza jakiś tekst ściągnięty z Internetu, którego sam być może nie przemyślał. Łatwo jest dzisiaj wydrukować i przeczytać coś takiego jako własny tekst…
    Być może te moje słowa brzmią zbyt krytycznie, ale z racji mojej pracy w różnych miejscach bywam w różnych kościołach i rzadko słyszę homilie, które rzeczywiście wprowadzają w głębię. Nie pisałabym tego, gdyby nie fakt, że czuję potrzebę pogłębiania swego duchowego życia. Tymczasem – jak tego doświadczam – jest mało takich okazji. Częściej jest tak, że się nie głosi homilii, albo bywają takie, które niewiele wnoszą, i to częściej niż takie, które faktycznie wypływają z pogłębionej refleksji głoszącego kapłana nad słowem Bożym.
    Czy coś robi się w Kościele, by tę sytuację zmienić? Czy to wynika z braków w formacji seminaryjnej?
    A może ktoś inny ma inne doświadczenia? Może to mnie tylko tak dziwnie się trafia, albo za wiele oczekuję…
    Chcę jednak zaznaczyć, że nie chodzi mi o jakąś nieprzemyślaną krytykę księży (być może po prostu nie są do tego właściwie przygotowani). Kocham Kościół i doceniam księży i ich pracę. Chciałabym, aby coś więcej się działo, by Kościół był miejscem wzrostu w wierze i miejscem, gdzie właściwie interpretuje się Słowo Boże.
    Z pozdrowieniami

    #15 Sara
  16. Drogi Księże Biskupie!
    Widząc aktywność na blogu, chciałabym zadać Księdzu Biskupowi wprost pytanie dotyczące stanu zdrowia. Jest to może bardzo osobista sfera życia, ale słyszałam, że Ksiądz Biskup kiedyś sam o tym publicznie mówił, dlatego ośmielam się zadać to pytanie. Po Diecezji – ostatnio na spotkaniu katechetów w Łukowie – słychać różne opowieści, że bardzo źle z Biskupem, że ma przerzuty, że już żadne leki nie pomagają, że Biskup wybiera się na leczenie do Stanów, bo w Polsce już nic nie mogą poradzić itp., itd. Czy to prawda? Bo słyszę i takie głosy, że to wymyślone bzdury…
    Z drugiej strony jest dużo pozytywnych znaków zainteresowania i modlitwy wielu osób o zdrowie dla Biskupa.
    Jeśli Ksiądz Biskup może i uzna za stosowne – to proszę o jakąś odpowiedź, bo przyznam, że jestem trochę zaniepokojona tymi wszystkimi wieściami.
    Przesyłam wyrazy szacunku i modlitwy!

    #16 Diecezjanka
  17. Bardzo dziekuje ks. Biskupowi za odpowiedź na temat diakonatu stałego. Podzielam w zasadzie argumenty Ks. Biskupa, chociaż w jednym jest mi trudno pogodzić sie, a mianowicie w postępującyn w iście żołwim tempie wprowadzania go w życie. Śledzę te sprawę od początku, czyli od Soboru Watykańskiego II, a na naszym podwórku od II Synodu Plenarnego (czyli od 1990 roku). Nie będę wymieniał etapów, ale sama konstatacja faktów – Synod a pierwsze święcenia to 18 lat . W Stanach Zjednoczonych trwało to 4 lata (od Sacrum Diaconatus Ordinem i Ad pascendum do pierwszych wyświęconych diakonów). Wg mojego rozeznania chętnych jest wielu, lecz brak …….. (kiedyś mówiło się woli politycznej, teraz też jest coś związane z wolą, ale jak ją nazwać? Bo gdyby była…..nie byłoby tego pytania.

    #17 custos
  18. Saro
    Różne są kazania jeśli weżmiemy pod uwagę ich głębię ale…z każdego można zapamiętać chociaż jedno zdanie, które w”sobie” powinno w „zakwitnąć i „rozwinąć się” w kontekście słyszanego Słowa…
    Bardzo ciekawe,mądre są kazania w mojej parafii, nawiązujące do niedzielnych czytań gdzie kapłan odnosi To Słowo ,również i do siebie. Uważam,że poniedziałkowe „Liturgie Słowa” prowadzone przez JE Księdza Biskupa są wręcz bezcenne w czasach obecnych, gdzie potrzeba odnowy duchowej również a nawet przede wszystkim wśród chrześcijan, by być żywym świadkiem Jezusa Chrystusa.Serdeczne dzięki i prośba o kontynuacje tych spotkań…
    Bardzo mocno dotarły do mnie słowa wypowiedziane przez Ks. Biskupa o Skale ukrytej pod powierzchnią wody, po której „chodzimy”nie doświadczając istnienia Skały, która gdy upadamy i toniemy, staje się naszym oparciem , empirycznym doswiadczeniem…wtedy naprawdę nie widać innej alternatywy jak uznać Jezusa Chrystusa za Syna Bożego,który wyprowadza z czeluści beznadziejności i ciemności, za którymi może być albo piekło albo Jasność prowadząca do samego Boga Ojca w Trójcy Jedynego…
    pozdrawiam

    #18 Zofia
  19. W naszej księgarni była tylko książeczka: “Idąc, czyńcie uczniami”. I oniemiałam. Fragmenty katechez, homilii, konferencji w jasny, prosty, przystępny sposób wskazują co to znaczy być chrześcijaninem, uczniem czy “czyniącym uczniów”. Polecam ją KAŻDEMU (!!!). Dziękuję Księdzu Biskupowi za jej wskazanie. (Przyznaję, że do tej pory nic nie czytałam sługi Bożego Fr. Blachnickiego ). Widzę pewne podobieństwo nauczania Księdza Biskupa, Jego troskę o katechumenat, do tego, co w niej przeczytałam.
    Ta lektura zachęciła mnie do sięgnięcie po inne książki tego autora. Jeszcze raz dziękuję.
    Z darem modlitwy

    #19 julia
  20. Zofia, dzięki za przytoczenie słów Ks.Biskupa, nie słyszałam ich – widocznie wtedy wyjeżdżałam. A dziś otworzyłam BJ na słowach Syr 2,11 „Pan jest litościwy i miłosierny, odpuszcza grzechy i wybawia w czasie ucisku.” Zobaczyłam, że i mnie wybawił, lecz nie potrafiłam pojąć tego, że nie czułam wtedy skały pod nogami. Ale bez tego nie byłoby „tonięcia” przecież.
    POZDRAWIAM

    #20 AnnaK
  21. #16 Diecezjanka

    Podaję informacje odnośnie do mojego stanu zdrowia. Jak powiedziałem 2 sierpnia br. w naszej Katedrze, co też zostało podane przez nasze Radio i umieszczone na stronie internetowej naszej Diecezji, mam chorobę nowotworową. Zabieg chirurgiczny miałem przeprowadzony w kwietniu w Bydgoszczy, w Szpitalu Wojewódzkim im. Dra Biziela, dokąd zostałem skierowany przez P. Dra T. Dmowskiego, Ordynatora Oddziału Urologii naszego Szpitala Wojewódzkiego. Obecnie, od 21 lipca, jestem poddany radioterapii w Centrum Onkologii w Bydgoszczy. W tej chwili jest to już piąty tydzień terapii, pozostały jeszcze dwa tygodnie. Około 10 września jest przewidziane moje wyjście ze szpitala i powrót do Siedlec.
    Terapia przebiega dobrze i dobrze ją znoszę. Jej wyniki okażą się we właściwym czasie. Mówienie o jakichkolwiek przerzutach itp. jest w tej chwili czystą fantazją. Dotychczasowe badania nic takiego nie wykazały. Z tego, co mi wiadomo, badania co do skuteczności radioterapii będą robione dopiero ok. miesiąc czasu po jej zakończeniu. Tak więc, dywagacje o skuteczności czy nie skuteczności leków itp., to czyjeś wymysły. Podobnie jak rzekome planowanie wyjazdu do Stanów w celu leczenia. Mam natomiast nadzieję, że – zgodnie z dotychczasowym planem – w październiku, będę mógł wyjechać do Rzymu na Synod Biskupów poświęcony Słowu Bożemu.
    Spotykam się z dobrą, życzliwą i fachową opieką medyczną i ogólnie szpitalną. Zresztą, jak widzę, nie tylko wobec mojej osoby, ale tak jest wobec wszystkich pacjentów. Taka jest ogólna atmosfera i traktowanie wszystkich, którzy tutaj korzystają z leczenia. Przy tej okazji wyrażam publicznie uznanie i wdzięczność wobec Służby Zdrowia, czy to u nas w Siedlcach czy teraz tutaj w Bydgoszczy.
    Bardzo dziękuję wszystkim, którzy modlą się za mnie i którzy na różny sposób wyrażają swoją troskę o mnie. Bardzo to sobie cenię. Nadmieniam przy tej okazji, jak to już powiedziałem 2 sierpnia w Katedrze, że proszę o to, aby modlitwy były zanoszone nie tyle i nie tylko o moje zdrowie, lecz raczej przede wszystkim o to, abym jako biskup, w posłuszeństwie Ewangelii, wypełniał wolę Bożą wobec powierzonej mi wspólnoty diecezjalnej i w tym znajdował posłuch, zarówno u duchownych jak i świeckich naszej Diecezji – bym prowadził Was w świetle i mocy Ewangelii. Zdrowie jest niewątpliwie ważne, ale w życiu każdego wierzącego jest coś ważniejszego. Tym bardziej odnosi się to do biskupa.
    W takim duchu też myślę o naszych przygotowaniach do Jubileuszu Diecezji. Proszę Was, abyście wszyscy, duchowni i świeccy, włączyli się w rozpoczęty już cały program odnowy przez odkrywanie pełniejszego odniesienia do Chrztu świętego. To uważam za najistotniejsze zadanie, jakie stoi teraz przed nami. Ze Chrztu bowiem rodzi się osobisty związek chrześcijanina z Chrystusem na cześć i chwałę Boga Ojca w mocy Ducha Świętego oraz stąd płynie moc właściwego przeżywania wspólnoty Kościoła a także tajemnicy Obcowania Świętych wraz z Maryją, której Uroczystość dzisiaj właśnie obchodzimy. Jej to polecam urzeczywistnianie się Dzieła jej Syna w nas.
    Pozdrawiam tą drogą Wszystkich Diecezjan!
    Bp ZbK

    #21 bp Zbigniew Kiernikowski
  22. Tak się spodziewałam – że Ksiądz Biskup raczej będzie prosił o wsparcie modlitewne swojej posługi niż swojego zdrowia. Na szczęście obie intencje się nie wykluczają 🙂 Cóż nam pozostaje, jak nie zacząć szturmować Nieba w obydwu intencjach? Myślę, że nasz Ojciec w Niebie lubi „ten hałas” – gdy Jego dzieci proszą za sobą wzajemnie w modlitwie. Niech nasza modlitwa będzie jak kadzidło…
    Kiedy błogosławiona Natalia Tułasiewicz (+1945) była przy chrzcielnicy, w której została ochrzczona (w kościele farnym w Rzeszowie), ucałowała z wdzięcznością chrzcielnicę, bo – jak zapisała w swoich notatkach (Zapiski bł. Natalii Tułasiewicz „Być poetką życia”) tam otrzymała najwspanialszy dar. Co ciekawe, kiedy Jan Paweł II był w Wadowicach, zrobił to samo – ucałował chrzcielnicę, stwierdzając, że tam otrzymał najwięcej 🙂

    #22 Fasola
  23. Dziękuję Ks. Biskupowi za osobisty przykład podejścia do własnej choroby. Myślę, że my często mamy trudności z właściwym stosunkiem do naszych chorób mniejszych i większych.

    #23 basa
  24. Dziękuję Ks. Biskupowi za wyczerpującą odpowiedź. Modlimy się i czekamy na powrót do nas. Szczęść Boże!

    #24 Diecezjanka
  25. Dziękuję Księdzu Biskupowi za tak szczegółową odpowiedź na postawione wyżej pytanie. Słyszałam informacje przed tygodniem w KRP, ale pytanie nieco zaburzyło mój pokój. Ufam, że droga zaproponowana w „Liście pasterskim o przygotowaniu do Jubileuszu 200-lecia erygowania Diecezji Siedleckiej” stanie się drogą zaakceptowaną przez całą Diecezję i realizowaną z pomocą Księdza Biskupa. Wczytuję się w List i widzę wręcz ogrom propozycji prowadzących do pogłębienie więzi z Chrystusem dla wszystkich ochrzczonych. Modlę się i o zdrowie Księdza Biskupa, i o dalsze prowadzenie Diecezji przez Niego, a mam nadzieję, że nie jest to przeciwne Woli Bożej…
    Pozdrawiam bardzo serdecznie…

    #25 sgg
  26. Ekscelencjo,

    Tekst obietnicy prymatu Piotra jest w chrześcijaństwie chyba najczęściej przedmiotem mitologicznej i totalistycznej interpretacji. Moje pytanie brzmi: czy Ekscelencja zastanawiał się nad interpretacją obietnicy Prymatu w kontekście inicjacyjnym; przecież tę obietnicę otrzymuje Piotr po uznaniu w Jezusie Mesjasza (użyty przez Piotra tytuł Syn Boga żyjącego należy rozumieć metaforycznie, jako dookreślenie Mesjasza, a nie dosłownie).

    Oto moja sugestia: W horyzoncie inicjacyjnym ekklesia oparta na Piotrze – to ekklesia Jezusa jako Mesjasza, ale nie ekklesia oparta na Jezusie jako Synu Boga. Klucze to ekklesii Jezusa Mesjasza otrzymuje Piotr. Są to klucze Królestwa Niebios. Królestwo Niebios jest tutaj metaforą wspólnoty Jezusa jako Mesjasza. Wynika stąd, że Piotr nie otrzymuje kluczy do ekklesji Jezusa jako Syna Boga, albowiem tych kluczy Jezus jako Syn Boga nikomu nie przekazuje, bowiem ta ekklesia jest oparta na Nim Samym. Dla tej ekklesii, wyższego pułapu, skałą jest więc Jezus jako Syn Boga. Proszę o głos w tej – dość istotnej kwestii. Tomasz.

    #26 Tomasz
  27. #15 Sara
    Saro!
    Poruszony problem jest niełatwy i bardzo złożony. Nie jest to tylko kwestia bezpośredniego przygotowania księży do głoszenia kazań czy homilii. Jest to najpierw problem całego naszego środowiska, które w dużej mierze ma małe wyczucie (wczucie się) i zainteresowanie odnośnie tego wszystkiego, co jest związane ze Słowem Bożym. Naturalnie są wyjątki i to coraz częstsze. Bogu niech będą za to dzięki.
    Cała ta problematyka zależy najpierw od dowartościowania samego faktu i jakości wiary chrześcijańskiej. Tego nie osiągnie się bez właściwej inicjacji chrześcijańskiej. To wszystko rzutuje później na formację seminaryjną. Formacja wiary wyniesiona z domu rodzinnego jest coraz to rzadsza. Cenna jest formacja w ruchach i grupach. W formacji seminaryjnej widać już owoce takiej formacji np. oazowej, naturalnie tam, gdzie ona była przeprowadzona w miarę dobrze. To jest jakby wstępny wkład.
    Część kandydatów do kapłaństwa jednak przychodzi do Seminarium z wielkimi brakami w dziedzinie chrześcijańskiej wiary. Tego tak łatwo nie daje się nadrobić szczególnie w dotychczasowym systemie seminaryjnym, który zasadniczo zakłada wiarę uformowaną. Dalej w Seminarium zależy tutaj bardzo wiele od formatorów. Następnie także od przykładu, jaki kandydaci do kapłaństwa czerpią w parafiach od aktualnych duszpasterzy.
    Kandydaci do kapłaństwa są z naszego terenu, z naszego ludu i do tego ludu są posyłani – z nim później współpracują i go prowadzą. W związku z tym także bardzo wiele zależy od tych wzajemnych relacji, jakie się kształtują między pasterzami a wiernymi.
    Widzę potrzebę większego uczestnictwa świeckich w kształtowaniu wszystkiego, na co składa się życie parafialne. Także jakiegoś udziału świeckich w przygotowanie np. niedzielnej liturgii w tym także homilii. Gdyby kapłan spotkał się w tygodniu z pewną grupą ze swej wspólnoty parafialnej i dokonał z nimi tego co nazywamy dzieleniem się Słowem Bożym i modlił się z nimi i rozmawiał w tym duchu, to zapewne bardzo pomogłoby mu to w przygotowaniu niedzielnej homilii. Miałby też większe poczucie, że słuchający go lepiej go rozumieją itp.
    Spróbuj więc, Saro, porozmawiać na ten temat z kapłanami, do których masz jakiś dostęp. Zaproponuj komuś z kapłanów może jeszcze razem z kimś przygotowanie homilii na którąś z niedziel. Po tym co i jak piszesz, wnioskuję, że przeszłaś jakąś formację i zapewne spotkałaś kapłanów, którzy to wszystko też czują. A może pomożesz kapłanowi, który czegoś takiego jeszcze nie zna lub nie akceptuje. Będzie to Twój wkład w kształtowanie życia Kościoła, lepszego przeżywania liturgii i prowadzenia do głębszego życia.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #27 bp Zbigniew Kiernikowski
  28. Drogi Księże Biskupie. Bardzo dziękuję za ostatni komentarz do tekstu Ewangelii. Bardzo się cieszę, że mogę czytać rozważania księdza Biskupa. Z wdzięcznością w sercu noszę czas studiów w Papieskim Instytucie Polskim. Łączę się w modlitwie i polecam Księdza Biskupa i zdrowie wstawiennictwu Maryi z Jasnej Góry. Obecnie powróciłem do pracy w redakcji tygodnika katolickiego „Niedziela”. Z modlitwą i Chrystusowym pozdrowieniem. Ks. MF

    #28 Ks.MF(Częstochowa)
  29. Kilka słów dopowiedzenia do mojego wcześniejszego wpisu #2:
    Pisząc: …my- chrześcijanie- tak wiele „wymagamy”(o wiele prosimy) od Jezusa, a sami nie potrafimy być Mu wierni, nie potrafimy być tą „skałą”, nie miałam na myśli relacji „do ut des” lecz to, że nie zawsze potrafimy stale trwać przy Chrystusie. Nie chodziło o to, że mamy chodzić do kościoła, jakby oddając coś Jezusowi, czy oczekując czegoś w zamian…Nie chodziło mi też o traktowanie Eucharystii jak powinności czy zobowiązania. Jeszcze raz podkreślam, miałam na myśli to, że nie zawsze potrafimy całkowicie trwać przy Chrystusie…Nie należy też rozumieć mojego wpisu w sensie moralizatorsko-religijnym, sama jestem niedoskonała, więc nie mam prawa pouczać, czy moralizować innych…
    Księże Biskupie nie czuję się dotknięta przez to, co Ekscelencja napisał, a wręcz przeciwnie. Powiem tak: błądzić jest rzeczą ludzką, ja pisząc ten komentarz skoncentrowałam się tylko na jednym, aspekt nawrócenia umknął mojej uwadze. Przeczytałam jeszcze raz wpis Księdza Biskupa i zalecane fragmenty z Pisma Świętego i teraz rozumiem, że proces ciągłego nawracania się jest tu tym, w czym nam przewodzi św. Piotr, byśmy mogli stać się nowym stworzeniem. Bardzo dobrze, że zwrócił Ekscelencja moją uwagę na ten aspekt, jakby „sprowadzając mnie na właściwe tory”…
    Fasola zgadzam się z Twoją wypowiedzią, że ludzie opuszczają Eucharystię, bo nie upatrują w niej źródła swej mocy. Cóż pozostaje nam tylko-jak już wspomniałam-mieć nadzieję, że kiedyś dorośniemy do pełnienia zadania, powierzonego nam przez Jezusa…
    Jeszcze raz dziękuję Księdzu Biskupowi za wskazówki i pozdrawiam serdecznie:)

    #29 Justyna
  30. #29 Justyna
    Justyno, cieszę się, że zrozumiałaś, o co mnie głównie chodzi. Także z tego, że nie poczułaś się dotknięta i nie obraziłaś się. Na początku mojej wypowiedzi odnoszącej się do Twojego poprzedniego komentarza (# 2) zaznaczyłem, że masz rację, ale że także chodzi o coś innego. Jest trudno tutaj wszystko przedstawić. Przez tę wymianę myśli, czasem nawet uproszczoną i skrótową, możemy jednak ukazywać aspekty i kłaść akcenty na to, co zdaje się być najbardziej istotne.
    Mam nadzieję, że dostrzegasz to, o co mi chodzi w moim nauczaniu, które tak bardzo jest odniesione do Ewangelii, do spełnionej Obietnicy, do Dzieła Boga, jakie już jest obecne i wystaczy z niego korzystać, je przyjmować jako bazę życia itd.
    Nasz przeciętny problem leży zaś zazwyczaj w tym, że my czasem (albo: częściej) chcemy po swojemu, chcemy wypełniać nasze „Boże dzieła”, że wiemy lepiej, co dla nas jest dobre i jaka powinna być Ewangelia itd. itd.
    Jest to subtelna, ale bardzo istotna różnica. I o to chodzi. Jeśli to rozumiesz, to ciesz się!
    Pozdrawiam.
    Bp ZbK

    #30 bp Zbigniew Kiernikowski
  31. Skoro dopowiedzenia, to i ja swoje dopowiedzenie dopiszę: gryzie mnie to, że w świetle powagi sytuacji (ciężka choroba Księdza Biskupa) mój poprzedni wpis może brzmieć nieco wesołkowato i banalizująco. Więc dopowiadam, że to była spontaniczna radość, że wieści o stanie zdrowia Księdza Biskupa napisane przez Diecezjankę okazały się w znacznej mierze nieprawdziwe.
    Jeśli mówiąc o „pouczaniu” masz na myśli Justyno upominanie, to nie zgodzę się z Tobą, że nie masz prawa tego robić. Jesteśmy wezwani do upominania – właśnie my, niedoskonali. Upominanie nie jest oznaką naszej doskonałości (w sensie moralnym), ale owocem miłości 🙂
    Pytanie do Tomasza: dlaczego tytuł Syn Boga żywego „należy rozumieć metaforycznie”?

    #31 Fasola
  32. #31 Fasola
    W tym uśmiechu nie było nic niewłaściwie wesołkowatego. Dziękuję za taką – jedną i drugą – reakcję.
    Co do tytułu Syna Bożego i jego „metaforyczności” mam nadzieję, że sam Tomasz coś na ten temat wyjaśni. Jeśli nie, uczynię to później.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #32 bp Zbigniew Kiernikowski
  33. Wydaje mi się, że dzisiejsze pytanie Chrystusa:”A wy, za kogo mnie uważacie” powinno skłonić nas- chrześcijan-do swoistego rachunku sumienia. Za kogo ja uważam Jezusa? Ciekawe, co odpowiedzieliby ludzie wychodzący właśnie z Eucharystii niedzielnej, gdyby jakiś dziennikarz z kamerą zapytał: „A za kogo Pani/Pan uważa Jezusa?”.
    Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że każdego dnia trzeba stawiać sobie to pytanie. I każdego dnia odpowiedź będzie inna. Ale to nic. Ważne, by tego pytania się nie bać.
    Ekscelencjo, życzę z całego serca pogody ducha na czas choroby, bo doskonale wiem, jak to jest żyć z nowotworem. Niech Pan Bóg błogosławi…

    #33 Aga
  34. Dar nawrócenia, dar skały – potem „Biada… (Mt 23,13-36)” przedzielone Kaną Galilejską. Zaskoczyło mnie dzisiaj pytanie Jezusa: (J2,4c)”Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?”. W BJ pytanie zaczyna się od [Czy]. Nie wiem, czy to kontekst tematów, czy inny powód…, ale dzisiaj usłyszałam to pytanie jako pewność, że to już TEN CZAS. Odczytałam pytania z w.4 jakby były wypowiedziane z uśmiechem „Niewiasto – Ojciec już wcześniej dał mi znak”. Co można wyczytać z oryginału? Moje pytanie jest obok kontekstu rozważania, ale może będzie okazja do wyjaśnienia mojego dylematu.
    Pozdrawiam!

    #34 ze
  35. Bardzo mi przykro proszę Ks.Biskupa. Będzie jak Bóg nakaże. Oby szczęśliwie ból i choroba minęły bezpowrotnie. Proszę nie myśleć nadmiernie o obowiązkach, proszę raczej starać się wypoczywać.

    #35 K.
  36. Witam Księdza Biskupa i wszystkich Blogowiczów. Już dawno nie zaglądałam na te strony, a tu tyle się dzieje, że nie wiem, o czym najpierw napisać. Na początku dziękuję za prawdziwość i otwartość w sprawie stanu zdrowia. I ufam, że będzie on coraz lepszy.
    A teraz może trochę w temacie wpisów Sary o homilii, Custosa o stałych diakonach i odpowiedzi na nie Księdza Biskupa. W tych odpowiedziach wyczytuję wezwanie do cierpliwości, do widzenia tego, co już się dzieje dobrego, do osobistego zaangażowania. Myślę, że choć po trosze udaje mi się to robić. Jednak czasem trudno mi nie poddać się frustracji.
    1) Jeden taki przykład – nie z siedleckiej diecezji. Otóż jestem w niedzielę na mszy św., wraz z innymi słucham uważnie Ewangelii o skarbie ukrytym w roli i czekam, co nam celebrans powie o tym „słowie Pańskim”. I co słyszę po naszym gromkim „Chwała Tobie Chryste”? Cytuję dosłownie: „Na dzisiejszą niedzielę jest przeznaczone słowo Okręgowej Dyrekcji PKP w (…)”. Gdy skończyło się ostatnie zdanie tego pouczenia o (nie)bezpieczeństwie na przejazdach kolejowych, ksiądz – ciągle na tym samym oddechu – zaczął „Wierzę w jednego Boga”. Czułam się okropnie zażenowana wobec tych wszystkich, którzy jeszcze przychodzą do kościoła.
    2) Drugi przykład bezradności, czasem wywołującej złość – to ten, gdy słyszę, że nie potrzebujemy diakonów stałych ani szafarzy nadzwyczajnych, bo mamy wystarczająco wielu kapłanów. I czasem mam ochotę spytać, ale co oni robią? Co z tego, że w parafii jest wielu kapłanów, gdy do chorych idzie się dwa razy w roku – gdy tymczasem mogliby się czuć obecni i potrzebni w parafii dzięki coniedzielnej wizycie nadzw. szafarza; gdy nie ma kto prowadzić katechezy dla dorosłych ani zrobić dobrego przygotowania do sakramentów itd., itp.
    I w złośliwości mam ochotę włożyć w usta tych, którzy mówią, że osoby pełniące takie funkcje nie są potrzebne, że tak w ogóle to i świeccy nie są nam potrzebni. Tylko czym dla nich jest Kościół?
    3) I trzecia frustrująca obserwacja: niekiedy, gdy się próbuje o tym rozmawiać z księżmi, nawet proponuje się konkretne zaangażowanie, to oni nie wiedzą, o czym do nich się mówi, o co nam w ogóle chodzi.
    I ostatnie moje zdanie, które się we mnie rodzi, gdy słyszę, że w kościele w Polsce jest dobrze, mamy powołania, mamy ludzi na mszach itd.: OBYŚMY SIĘ NIE OBUDZILI Z RĘKĄ W NOCNIKU!

    Dzisiaj piszę w taki sposób, ale może kiedyś napiszę o pozytywnych przeżyciach związanych z obecnością świeckich (i nie tylko) w Kościele.

    #36 chi
  37. Chi
    Rozumiem odczucia, które towarzyszyły Ci podczas tej „homilii”, sam nieraz doświadczam podobnych. Śmiem twierdzić, że te wszystkie komunikaty, okazyjne listy Episkopatu, czy poszczególnych biskupów, odczytywane w miejsce homilii są – przepraszam za niefortunne określenie – naszym przekleństwem. Moim zdaniem jest to działanie jeśli nie bezsensowne, to na pewno duszpastersko przeciwskuteczne. Dlaczego, na przykład nie można w ogłoszeniach zrobić skrótu takiego listu, komunikatu z informacją, że chętni będą mogli wziąć sobie kopie do domu i spokojnie przeczytać i przemyśleć.
    Co do kolejnych punktów Twojej wypowiedzi, to ogólna zgoda. Można je wpisać w kontekst szerszej dyskusji na temat Kościoła, czy laikatu i jego aktywności. Wyrażam nadzieję, że Ksiądz Biskup pokusi się kiedyś o sprowokowanie takiej debaty.
    Z pozdrowieniami

    #37 Paweł
  38. Drogi nam Ks. Biskupie, życzę m.inn.Bożej pogody ducha w znoszeniu choroby, bo takie nastawienie /pomimo/pogodne to podobno bardzo duży procent przezwyciężenia choroby. Pozostajemy w modlitwie w całej wspólnocie i serdecznie pozdrawiamy.
    Mam jeszcze pytanie: czy w skrajnych sytuacjach mogę oczekiwać pomocy duszpasterskiej ze strony księdza/ z parafi lub nie z własnej parafi/ w godzinach poza działaniem kancelarii nawet w godzinach nocnych lub porannych ?
    Spotkałam się z taką opinią naprawdę życzliwych kapłanom osób, że księdzem jest się 24 godziny na dobę i podzielam takie przekonanie.
    Do chi- dobrze,że zmobilizowałeś się i napisałeś to ,co nie tylko mi „leży na sercu”… dzięki, ale dobrych przykładów też nie brakuje – jest dużo wspaniałych , bożych kapłanów właśnie 24 godz. na dobę. pozdrawiam

    #38 Zofia
  39. Dopowiedzenie:
    jest wielu bardzo dobrych księży- dobre i bardzo dobre kazania; życzliwych ludziom, pogodnych duchem
    pomimo, że są bardzo zapracowani…
    mam jednak świadomość, że nawracać się powinien każdy, nawet księża. Prawie każda sytuacja interpersonalna jest okazją do nawracania się, by nie szukać swego, egoistycznie i bezwzględnie…

    #39 Zofia
  40. #28 Ks.MF
    Księże Mariuszu, ucieszył mnie wpis Księdza. Dziękuję za miłe przywołanie wspólnie przeżywanego czasu w Rzymie.
    Zyczę Księdzu owocnej pracy w Redakcji Niedzieli.
    Niech Ksiądz będzie też częstym gościem pośród nas.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #40 bp Zbigniew Kiernikowski
  41. Paweł, dziękuję za reakcję. Też myślę, że taka debata o Kościele by się przydała, tylko czy będą zainteresowani?
    Dziękuję też Zofii – zwłaszcza za to dopowiedzenie o dobrych kapłanach. Ja też znam wielu wspaniałych, otwartych na ludzi kapłanów czy takich, którzy naprawdę wiele pracują. O tych jednak w tej chwili nie mówimy. Chętnie o tym powiem kiedy indziej. Teraz o tym, co boli. Jest takie łacińskie powiedzenie „Bene curris sed extra viam” – co się tłumaczy mniej więcej tak: dobrze biegniesz, ale nie w tę stronę. I właśnie o to chodzi, że nie widzą albo nie znają drogi, nie poznali, czym jest Kościół i co robić, by powierzona im wspólnota tym Kościołem coraz bardziej się stawała.
    Pozdrawiam.

    #41 chi
  42. do # 35
    Prosze o kontakt na custos#poczta.onet.pl

    #42 custos
  43. Bardzo dziękuję Księdzu Biskupowi za odpowiedź. Z wypowiedzi innych internatów widzę, że problem jest dostrzegany i odczuwany również przez inne osoby.
    Muszę przyznać, że znam taką praktykę dzielenia się Słowem Bożym w ramach przygotowania do konkretnej liturgii, ale głównie z grona kapłanów i świeckich związanych z Ruchem Światło-Życie. Wiem o takich parafiach, gdzie spotykali się wszyscy odpowiedzialni za przygotowanie niedzielnej czy świątecznej liturgii – a więc księża, ceremoniarz, ktoś ze służby liturgicznej, zakrystianin, organista czy ktoś inny odpowiedzialny za śpiew, lektorzy, psałterzyści… W środowiskach związanych z jakimś ruchem kościelnym czy wspólnotą na pewno do takiej praktyki nie trzeba wiele przekonywać. Jednak przełamanie oporu (z obydwu stron), by zaproponować czy zdecydować się na dzielenie się słowem Bożym w ramach przygotowania do Eucharystii w strukturach przeciętnej parafii, wydaje się czymś nie do przeprowadzenia. Może jednak kiedyś spróbuję…

    #43 Sara
  44. Julio (#19)! Cieszę się z Twojej refleksji dotyczącej książki Sługi Bożego Ks. F. Blachnickiego. Poznałam myśl i nauczanie tego Kapłana poprzez Ruch Światło-Życie, którego jest on Założycielem. Ks. Blachnicki był w swoim czasie Prorokiem, i w pewnym sensie jest nim nadal. Rozumiał Kościół, rozumiał Sobór Watykański II i celem jego życia było dzieło odnowy Kościoła w duchu Soboru. Temu też poświęcał całe swoje życie.
    Ja również widzę wiele podobieństwa w tym, co głosi Ksiądz Biskup a tym, co znam z nauczania Ks. Franciszka Blachnickiego.
    Pozdrawiam

    #44 Sara
  45. # 42 Custos,kim jesteś?Dlaczego mam się kontaktować z Tobą?

    #45 K.
  46. Saro (#44)!
    Rozumiem, że byłaś zaangażowana w tym Ruchu. Ja nie 🙁 i może dlatego lektura tej książki była dla mnie niezwykłą.
    Miło mi, że odezwałaś się do mnie 🙂
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

    #46 julia
  47. Chciałabym nawiązać do kwestii poruszonej przez Zofię: czy księdzem jest się 24 h na dobę? Bardzo łatwo przy takim pytaniu o instrumentalne traktowanie kapłanów i postawę roszczeniową. Myślę, że dobrze jest sobie przy tym pytaniu zadać pytania pomocnicze: ile jest naszego egoizmu w tym pytaniu, a ile miłości do kapłanów? Ile jest w tym pytaniu troski o Kościół? Bo to pytanie może mieć podłoże dość egoistyczne – o tyle mnie gorliwość kapłanów interesuje, o ile zaspokaja moje potrzeby. To nie jest absolutnie aluzja do Zofii! – po prosu sama po sobie wiem, że za takimi pytaniami może się czaić żal niespełnionych oczekiwań.
    Kapłani są wyświęceni do sprawowania sakramentów i według mnie to jest rdzeń ich posługi.
    pozdrawiam 🙂

    #47 Fasola
  48. Fasolo (#47),
    kłania się wymieniona przeze mnie książka.
    Wg jej autora (a teraz i mnie) kapłani są wyświęcani, aby „czynić uczniów” Chrystusa, a nie tylko po to, aby sprawować sakramenty. Wymaga to całkowitego „daru z siebie” (czyli 24 godziny na dobę).
    Zachęcam do lektury i pozdrawiam 🙂

    #48 julia
  49. Co do homilii lub jej substytutów – mam podobne jak Paweł odczucia co do listów Episkopatu.
    Na temat homilii obserwuję te problemy i uwarunkowania, o których wspomina Ksiądz Biskup.
    Polecam świetny komentarz o. W. Jędrzejewskiego OP o bogaczu duchowym:
    http://mateusz.pl/czytania/wj/311.asp
    Mi ten komentarz kiedyś bardzo pomógł w dojrzewaniu do słuchania homilii\kazań. Myślę, że pokora w słuchaniu jest nie do przecenienia! 🙂

    #49 Fasola
  50. Dzięki Julio 🙂 Nie znam treści książki, więc trudno mi się do niej odnosić. Mogę się odnieść do tego, co napisałaś. Może uściślę moją wypowiedź. Napisałam (i podtrzymuję), że rdzeniem posługi kapłanów jest sprawowanie sakramentów. Mam wrażenie, że czasem ten rdzeń gdzieś się przesuwa – kapłan ma być przede wszystkim „do naszej dyspozycji”. To Bóg go powołuje – a nie my, i to Bogu służy – a nie nam.
    My bardzo chętnie składamy „całkowity dar z innych”. Autor książki „Święty i diabeł” (o życiu św. J. M. Vianney’a) wspomina o Bernardecie Lardet, która złożyła Bogu swoje życie w ofierze za J.M. Vianney’a. Piszę to, aby zachęcić do refleksji nad tym, co oprócz krytykowania w sprawie świętości kapłanów robimy. Możliwe, że wiele 🙂 – warto w każdym razie, (w dyskusji o świętości kapłanów) postawić sobie także to pytanie.
    Chciałam w moim wpisie zwrócić uwagę na motywacje krytyki. A te bywają różne. Często krytyka jest nie tyle owocem miłości, co owocem braku miłości – i na to głównie chciałam zwrócić uwagę. Takie rozróżnianie kapłanów na tych „dobrych”, z których możemy skorzystać 24 godziny na dobę i na tych „złych”, którzy jakąś część doby chcą mieć dla siebie – takie rozróżnianie ujawnia w moim odczuciu trochę pogańską mentalność (Łk 6,32-33)

    #50 Fasola
  51. dziękuję Fasola za link, tak potrzebne przypomnienie!

    #51 Grzegorz
  52. Bardzo ważne jest to, na co zwróciłaś uwagę, Fasola. Osobista otwartość słuchania i wrażliwość na to, co Duch Święty może powiedzieć w każdej sytuacji, także za pośrednictwem homilii, kazań czy nawet listów pasterskich, które nie spełniają moich oczekiwań (może nawet z informacji PKP ?!), jest ważna. Jednak – moim zdaniem -współodpowiedzialność świeckich w Kościele może przejawiać się również w trosce o to, by głoszenie słowa miało wymiar kerygmatyczny czy katechetyczny we właściwym znaczeniu. I świeccy mają prawo również tego oczekiwać. Kapłani – według dokumentów Kościoła – „wyświęceni są, aby głosić Ewangelię, być pasterzami wiernych i sprawować kult Boży, jako prawdziwi kapłani Nowego Testamentu” (KK 28). Sprawowanie sakramentów jest więc jednym z wymiarów tej posługi – choć niewątpliwie bardzo ważnym. Dobrze wyraża całościową posługę kapłana słowo „pasterz”. Tak też ujął to Jan Paweł II w adhortacji „Pastores dabo vobis”. Znamienne są słowa samego Jezusa o pasterzu i najemnikach (J 10,11-14).
    Myślę, że Zofia – mówiąc o kapłanach 24 godziny na dobę – nie miała koniecznie postawy roszczeniowej, ale (tak przynajmniej ja to odebrałam) właśnie ten pasterski rys posługi kapłańskiej.
    Jestem przekonana, że samo krytykowanie niewiele wnosi, dlatego zachęcam i siebie i innych do modlitwy, byśmy mieli w Kościele pasterzy według Bożego serca. A jeśli ktoś potrafi praktycznie, w duchu miłości i posłuszeństwa, wspierać w tym naszych prezbiterów i znajdzie w tym zrozumienie – niech też to czyni.

    #52 Sara
  53. Troskę świeckich o świętość kapłanów uważam za bezcenną i konieczną. Chciałam jedynie dotknąć jednego z wymiarów tej troski – zagrożenia, że nie będziemy potrafili rozróżnić w swoim sercu troski o świętość kapłanów od szukania w kapłanach zbawienia (Mt 23,8). Podkreśliłam w swoim komentarzu, że mój wpis nie jest absolutnie aluzją do Zofii, jakoby miała postawę roszczeniową.
    Zgadzam się z Tobą Saro, że świeccy mają prawo oczekiwać, tylko w tych oczekiwaniach nie może zabraknąć miejsca na słabość i świadomość grzeszności drugiego człowieka (w więc również kapłana), nie może zabraknąć miłosierdzia dla nich, dla ich upadków.
    Kiedy świętemu Augustynowi (gdy był już biskupem) wytykano jego grzeszną przeszłość, on broniąc – nie tyle siebie, co swojej posługi- odpowiadał, że promień słońca pozostaje promieniem słońca bez względu na to, czy przechodzi przez „wychodek” czy przez królewską komnatę 😉
    W kontekście „sprawowania kultu Bożego” – polecam wspaniały reportaż „Siła miłości”:
    http://www.radio.com.pl/reportaz/reportaz.asp?id=3701
    (kliknąć na czerwony napis „pełna wersja” i ściagnąć sobie plik do odsłuchania)
    Gorąco zachęcam do odsłuchania go! 🙂 Prof. J.M Byrski mówi niezwykle ciekawie o o. Marianie Żelazku jako sprawującym liturgię (reportaż zawiera bardzo wiele innich bezcennych refleksji)
    Kiko Arguello zwrócił uwagę kiedyś na to, że to skandal, że w Kościele są „domy starców” dla kapłanów. Rodzi mi się przy tym pytanie: gdzie jesteśmy my, ci wszyscy świeccy bracia w wierze, którzy korzystaliśmy z ich posługi? Jak się wyraża nasza troska wobec tych kapłanów, którzy z przyczyn zdrowotnych już nie mogą pełnić funkcji?
    pozdrawiam

    #53 Fasola
  54. Pozdrawiamy Ks.Biskupa z dalekiej Brazylii oraz zapewniamy o pamieci w modlitwie .Jola oraz Ks.Misjonarze.

    #54 Jola

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php