Kto moim Panem? (21.Ndz B – 210822)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jeden z etapów historii zbawienia to „Epoka Sędziów”. Był to czas po wyjściu z niewoli egipskiej i wejściu do Ziemi Obiecanej aż do początku czasu Monarchii. Był to więc okres – jak powszechnie się utrzymuje – od około połowy XIII wieku do końca XI wieku przed Chrystusem, czyli około 250 lat. Był to czas „zagospodarowania” Ziemi Obiecanej zgodnie z obietnicami, jakie otrzymali Izraelici. Był to okres uczenia Izraela, by został wprawiony w chodzenie drogami Boga i nie wiązał się z lokalnymi bóstwami.

Sytuacja

Do Ziemi Obiecanej weszło Dwanaście Pokoleń Izraela pod przewodnictwem Jozuego. Nie było „władzy centralnej”. W zależności od okoliczności Pan Bóg powoływał „Sędziów”. Stawało się to stosownie do sytuacji, w których znajdował si Izrael, a w szczególności poszczególne pokolenia.

Dzisiejsze czytanie z księgi Jozuego stanowi swoisty moment ustawienia sposobu organizacji życia w Ziemi Obiecanej. Trzeba nawet raczej powiedzieć: określenia źródła tej organizacji i całego sposobu kształtowania życie.

Problemem zasadniczym było jednoznaczne odniesieni do Boga w kontekście tego wszystkiego, czym się kierowały ludy zamieszkujące do tego czasu ziemię Kanaan. W związku z tym powstawało wielkie napięcie między bałwochwalstwem (dotychczasowym bóstwom) a kultem oddawanym Jedynemu Bogu, jako Bogu historii Izraela i Bogu wszystkich dziejów.

Moment wyboru

Do takiego momentu odnosi się fragment czytanej dzisiaj Księgi Jozuego. Jozue zebrał wszystkie pokolenia Izraela w Sychem i stawił ich przed w wyborem:

Gdyby wam się nie podobało służyć Panu,
rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie,
czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki,
czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście.

Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu.

Uderzające jest to, że jest deklarowana możliwość wolnego wyboru tego komu służyć, a więc w konsekwencji, kogo uznać za pana swego życia i życia społecznego. W tym  kontekście jest też znamienna deklaracja Jozuego i jego domu.

Odpowiedź przedstawicieli pokoleń Izraela jest jednoznaczna i:

Dalecy jesteśmy od tego,
abyśmy mieli opuścić Pana,
a służyć cudzym bogom.

Motywacją daną do takiej odpowiedzi jest przywołanie doświadczeń z historii, a w szczególności do wyzwolenia z niewoli egipskiej. To wydarzenie jest zasadniczą racją, by trwać przy Jedynym Bogu.

My również chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem.

Istota służby Panu

Deklaracja, jaką wówczas wypowiedzieli przedstawiciele Izraela, jest stosunkowo łatwa. Trzeba jednak wniknąć głębiej w to, na czym polega i w czym tkwi istota służby Panu. Z historii Izraela, w szczególności z czasu wspomnianego etapu Sędziów a później Monarchii, wynika, że Izraelici nie w sprostali w pełni temu, co deklarowali.

Najkrócej ujmując (wymagałoby to dłuższego wywodu) wyrażę to tak: istota służby Panu polega na zgodzie na to, aby wejść w pozycję (w sposób myślenia i działania) „przeciwko sobie samemu”. Inaczej mówiąc godzić się stale na to, że ktoś inny, właśnie PAN (w sensie pełnym i absolutnym) kształtuje całą przyszłość.

W konsekwencji oznacza to, że to Jemu, jako Jedynemu Panu, powierza się kształtowanie wszystkich elementów każdej chwili, we wszystkich wydarzeniach (także tych trudnych i przeciwnych naszej wizji życia), zgodnie z Jego zamysłem i Jego wizją. Praktycznie prowadzi to do swoistego „zatracenia się” w drugim, w Nim – jako jedynym Panu.

Z Nim czy bez Niego

Aby wejść w taką relację z Jedynym Panem, potrzebne jest o przeżycie kryzysu relacji ze wszystkimi innymi „panami” (ostatecznie jest to związane z bałwochwalstwem). Tylko odkrycie tego, że wszystkie inne sposoby i możliwości układania relacji są zawodne, pozostaje wybór jedynego możliwego sposobu wejścia w relację Panem. Jest to doświadczenie życiowe. Doświadczenie, jakie jest zdobywane i potwierdzane przez wolę człowieka, który poznaje Pana.

Jak to ukazuje proklamowana dzisiaj ewangelia nie wszyscy to pojmują i wielu odwraca się mówiąc „twarda ta mowa”. Tak było, gdy Jezus mówił o sobie jako pokarmie i jedynym źródle życia. Wtedy wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło:

«Trudna jest ta mowa.
Któż jej może słuchać?»

W takich okolicznościach na pytanie Jezusa skierowane do Dwunastu, czy i oni też chcą odejść, odpowiedział Piotr:

«Panie, do kogo pójdziemy?
Ty masz słowa życia wiecznego.
A my uwierzyliśmy i poznaliśmy,
że Ty jesteś Świętym Bożym»

Znamienne jest to, że wyznanie Piotr, by być z Jezusem i z Nim chodzić (tzn. żyć wg Jego nauki i Jego wizji życia) jest wyborem w sytuacji ocenionej przez niego, jak bez wyboru. Nie mamy dokąd pójść; nie mamy za kim pójść. Pozostajesz jedynie Ty.

Co prawda twarda jest Twoja mowa, ale my – w doświadczeniu naszego bycia z Tobą. – zobaczyliśmy, uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty masz słowa życia wiecznego i Jedynie Ty jesteś właściwym i jedynym Panem.

Twarda mowa – jedyny wybór

To wyznanie zostaje wypowiedziane w kontekście kryzysu. Nie mamy dokąd pójść. Wszystkie możliwości, jakie są przed nami, są zwodnicze i fałszywe. Doświadczyliśmy, że prowadzą donikąd. Ty jednak i bycie z Tobą jest co prawda trudną propozycją, ale jedynie właściwą. Nie wybieramy więc nikogo i niczego z tych wszystkich, jakie na różne sposoby i z różnych powodów są nam proponowane, ale które – jak widzimy –  są fałszywe. Wybieramy więc Twoją propozycję życia, gdyż widzimy, że jesteś prawdomówny, Twoja bliskość z nami jest wyrazem miłości, w które oddajesz się nam całkowicie.

Możemy to wyrazić jeszcze dobitniej: Dopóki mieliśmy wiele możliwości wyboru i wybieraliśmy, błądziliśmy chodząc za „obcymi bogami”. Teraz, kiedy nie mamy wyjścia, bo wszystkie okazały się zwodnicze, pozostajesz tylko Ty. Co prawda Twoja droga przechodzi przez krzyż, przez niesprawiedliwość, przez odrzucenie itd.

Wierzymy, że jest to droga zwycięstwa, bo Ty masz słowa Prawdy; Ty jesteś Słowem Prawdy. Błogosławiony jest więc dla nas ten moment, w którym poznajemy, że nie mamy wyjścia, bo wtedy wybieramy Ciebie.

Idąc za przewodnikiem, jakim jest Jozue, hbr. Jeshua, gr. Jezus, uznajemy, że jest nam dawana szansa znajdowania i wybierania prawdziwego wyjścia, kiedy doświadczamy, że nie mamy wyjścia, bo wszystkie tzw. wyjścia wybierane i tworzone przez nas, okazały się zwodnicze. Wyznaję więc: Tylko Ty jesteś Panem naszego / mojego życia.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

W Liturgii Godzin dzisiejszej uroczystości znajdujemy określenie Maryi jako „stopień łaski” (hymn I Nieszporów). Spróbujmy wniknąć w głębię tego wyrażenia i jego znaczenia w historii zbawienia.

Sam termin „stopień” wyraża pewien moment między dwiema rzeczywistościami. Tak mówimy o stopniu w przypadku schodów czy o szczeblu drabiny, gdzie wyraża moment różnicy wysokości itp. Mówimy też o stopniu wyrażającym określenie relacje między różnymi pozycjami przyjętej skali np. temperatury czy wytrzymałości itp.

Mówimy o stopniu napięcia między stronami czy to poszczególnych osób czy też społeczności. I tak można przytaczać jeszcze wiele sposobów zastosowania tego terminu do określania relacji zachodzących w naszej codziennej rzeczywistości i w bardzo specyficznych i szczegółowych badaniach naukowych.

Stopień, po którym zszedł …

W hymnie Nieszporów jest mowa o Maryi jako stopniu, po którym zszedł Bóg, by „zamieszkać z nami”. Jest to spełnienie zapowiedzi wielokrotnie powtarzanej w historii zbawienia – począwszy od obietnicy danej Abrahamowi przy okazji przymierza (Rdz 17,7) przez wydarzenia związane z wyjściem z Egiptu (zob. np. Wj 25,8, Lb 53; Pwt 23,15) i proroków (zob. np. Jr 30,21n; Ag 2,5). To wszystko dla spełnienia sią zapowiedzi o zamieszkaniu między ludźmi Boga jako Emmanuela (zob. Iz 7,14; por. Mt 1,23).

Maryja stała się „stopniem” służącym w urzeczywistnieniu Wcielenia Syna Bożego. To wtedy w całej pełni spełniło się  wizja obecności Boga między ludźmi i to Boga jako Człowieka, który stała się we wszystkim podobny do ludzi, chociaż stale był Bogiem.

Maryja całą swoją postawą, wynikającą z Niepokalanego Poczęcia jako pokorna Służebnica służyła prawdzie i urzeczywistnieniu Wcielenia, czyli ostatecznie uniżeniu się do końca syna Bożego i Jej Syna – Jezusa.

Maryja w tym uniżeniu Syna też miała swój udział przez wszystkie doświadczenia związane z odrzuceniem Go przez swoich (zob. J 1,11). Było to odrzucenie takiej koncepcji i sposobu „naprawy” rozdźwięku, jaki dokonał się w człowieku przez grzech. To wtedy, w grzechu i przez grzech, dokonało się zaburzenie bliskości człowieka z Bogiem i komunii między ludźmi.

Konieczność zstąpienia

Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boga jako mający w sobie zdolność (od Boga i na podobieństwo Boga) przez grzech znalazł się w zamęcie poznawczymi w kształtowaniu wszystkich relacji. Wola bycia panem i „bogiem” własnego życia poza Bogiem i bez Boga okazała się oszukańcza.

Bóg przyszedł (zszedł) do człowieka, aby otworzyć drogę życia w jedności i komunii z Bogiem i bliźnimi. Nie chodziło jednak o zmianę warunków i okoliczności, ale potrzebna była zmiana wnętrza człowieka. To dokonało się przez ekstremalne uniżenia, śmierć krzyżową i „zejście do otchłani” ludzkiej egzystencji (zstąpił do piekieł).

To właśnie z pozycji tej „sytuacji” i w tej „sytuacji” otworzył przed człowiekiem drogę powrotu.

Droga wiodąca do domu Ojca

We wspomnianym hymnie znajdujemy dalej słowa prośby, żeby ten „stopień łaski” uczyniony przez Boga, stał się dla nas „drogą wzwyż wiodącą, do domu Ojca”.

Całe zbawienie i otwarcie drogi powrotu do Ojca dokonało się w Jezusie Chrystusie. On też jest jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (1Tm 2,5). To jest On jako Bóg i jako Człowiek.

W tę tajemnicę wpisuje się Maryja. Ona jak tylko człowiek. Co prawda wybrany oraz w szczególny sposób uprzywilejowany i uzdolniony przez Niepokalane Poczęcie. Taką Ją bowiem Bóg uczynił ze względu na cały plan zbawczy, jaki miał się dokonać w Jezusie Chrystusie. Maryja weszła w pełnienie tej roli ze słowami: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! (Łk 1,38).

Ta postawa Maryi jest dla nas, uczniów Jezusa wzorem rozumienia naszej sytuacji przed zamysłem Boga i odpowiadania na ten zamysł.

Jak to ma się stać

Maryja słysząc obwieszczenie Anioła Gabriela zapytała: Jak to się stanie, skoro nie znam męża? Należy to rozumieć szeroko: nie znam męża, to znaczy nie mam mocy, aby to się stało. Stąd słowa Anioła: Duch Święty zstąpi na Ciebie …

Jak to jest natomiast w naszym przypadku?

Jak rozumieć słowa hymnu, że Ona jest „drogą wzwyż wiodącą, do domu Ojca”?

Tak, Ona jest drogą wzwyż. Nie jest to jednak droga z naszej pozycji, tzn. takiej, jaką każdy z nas ma w swoim mniemaniu o sobie, lecz z pozycji uniżenia. Maryja nie potrzebowała tego „uprzedniego” uniżenia, bo była Niepokalanym Poczęciem. Natomiast my, zniekształceni w naszym myśleniu o sobie i oszukani swoją wizją życia w podejmowaniu decyzji, potrzebujemy uniżenia.

Dla nas droga wzwyż to nie start bezpośrednio w górę naszymi siłami, lecz gotowość na to, że mogą zaistnieć w naszym życiu okoliczności przeciwne nam i niejako spychające czy wprost „strącające” nas z naszej pozycji w dół, w uniżenie. My z natury naszej bronimy się zazwyczaj przed takim doświadczeniem. Zazwyczaj ciągnie nas „coś” w górę, w „naszą górę”, w górę wyimaginowaną czy wymarzoną przez każdego z nas. Sami nie potrafimy tego zmienić.

Dla „uzyskania” właściwego kierunku, aby wejść na „drogę wzwyż” potrzebujemy mocy Bożej. Potrzebujemy światła Ducha Świętego. Potrzebujemy pokornego poddawania się działaniu Ducha Świętego – na podobieństwo Maryi.

Właśnie w „szukaniu” konkretnego sposobu przyjmowania daru Ducha Świętego i przyjmowaniu Jego prowadzenia wzorem jest dla nas jest Maryja. Ona wie, że Bóg wejrzał na uniżenie swojej służebnicy …Ona jest dla nas drogowskazem, otwartą drogą, stopniem do wstępowania na właściwą drogę, która zanim poprowadzi wzwyż, uczy przyjmować uniżenie. Uczy rozumieć, że tylko przez przyjęcie uniżenia możemy wejść na drogę wzwyż, do domu Ojca.

Maryjo, ucz nas wchodzić na drogę otwartą dla ans przez Twojego Syna. Drogę, której Ty jesteś stopniem łaski. Obrazem, Wzorem, Przewodniczką Matką. Uniżona i wyniesiona do chwały módl się za nami.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Oto dziś przed nami Eliasz, prorok zabiegający o wiarę Izraela w jedynego Boga. Prorok zwycięski. Pokonujący w spektakularny sposób proroków Baala i dokonujący całego szeregu innych cudów.

Ten prorok jest gwałtownie prześladowany właśnie z powodu spełniania swojej misji dawania świadectwa o Jedynym Bogu. W tej sytuacji przeżywa chwile swego zwątpienia i doświadcza kresu swojej mocy. Tak o tym słyszymy w dzisiejszej liturgii niedzielnej:

Eliasz poszedł na pustynię na odległość jednego dnia drogi.
Przyszedłszy, usiadł pod jednym z janowców
i pragnąc umrzeć, powiedział:
«Wielki już czas, o Panie!
Zabierz moje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków».
Po czym położył się pod jednym z janowców i zasnął.

Pan Bóg nie opuszcza swego proroka w tej graniczącej z desperacją sytuacji. Ma dla niego swój plan. To jest też plan dla każdego z nas, którzy wierzymy w działanie Pana i jesteśmy gotowi odkrywać Jego zamysł dla naszego życia oraz poznawać, jak to nasze życie ma służyć Bogu i ludziom.

Interwencja Anioła

Bóg interweniuje. Interweniuje w tę krytyczną sytuację Proroka. Nie jest to wyrwanie go z tej sytuacji, lecz uzdolnienie go do tego, aby z tym swoim trudnym doświadczeniem służy planowi Boga. Anioł Pański dwukrotnie przybył do zrezygnowanego Eliasza i trącając go, powiedział:

«Wstań,
jedz,
bo przed tobą długa droga
»

Jaka to droga staje przed Eliaszem? Najpierw będzie poznawał bardziej i głębiej samego Jedynego Boga, któremu służył. Prorok potrzebował doświadczenia swego kresu i interwencji Boga w stosunku do niego, do jego misji. Ta misja i jej pełnienie jest owocem nie tylko interwencji Pana Boga jako takiej, ale musi temu towarzyszyć także osobiste zmagania się proroka ze sobą, z swoim kryzysem.

Prorok

Prorok, aby być prorokiem Jedynego Boga, musi stale poznawać działanie Pana Boga i jednocześnie doświadczać swoich własnych kryzysów. To wszystko po to, aby nie przypisać sobie owoców prorockiego działania, lecz właśnie ukierunkowywać najpierw siebie a potem swoją działalność na jedyne źródło, jakim jest Bóg.

Momenty kryzysu i trudności widzimy u wszystkich proroków. Czy to w momencie ich powołania (zob. np. Iz 6,1-9; Jr 1,6,10) czy to w czasie pełnionej misji (zob. np. Am 7,10nn) a czasem prowadzi do swoistego sporu z Bogiem (zob. np. Jr 20,7).

To wszystko jest po to, aby okazało się, że to nie samo działanie człowieka jest istotne, lecz właśnie wkraczanie Boga ze swoim światłem i mocą w kryzysowe sytuacje człowieka wybranego do pełnienia misji wobec świata, wobec innych ludzi, wobec ludzkości ości.

Chrześcijanie jako świadkowie

Chrześcijanie są ludem prorockim i ludem kapłańskim, aby być w świecie znakiem (sakramentem) działania Pana Boga – tak to ujmuje Sobór Watykański II (zob. np. LG 12,31). Jaki jest sposób spełniania tej misji?

Odpowiedź najczęściej idzie po linii wskazywanie na pozytywne przemienianie świata i budowanie lepszej społeczności dla dobra każdego człowieka. Staramy się niejako „wprzęgać” działania Pana Boga, działanie Ducha Świętego dla realizacji naszych „dobrych” (uważanych przez nas za dobre) planów i zamiarów. Nie ma wątpliwości, że dobrze jest, jeśli tak robimy. To jest jednak jedna strona medalu.

Jest jeszcze druga strona tej misji. Ta druga strona nie jest zazwyczaj wystarczająco uświadamiana i nie zawsze łatwo dociera do nas chrześcijan namaszczonych Duchem Świętym. Jest to przeżywanie naszych kryzysów, naszych ograniczeń, naszych zranień i naszych porażek. Tymczasem to właśnie ten aspekt jest najbardziej wymowny i przekonywujący. Umieć nieść krzyż, zranienia, niepowodzenia, porażki w imię zwycięskiego Boga.

Moc Ducha Świętego

Liturgia dzisiejsza słowami św. Pawła z Listu do Efezjan wzywa:

Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego,
którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia.

Moc Ducha Świętego i namaszczenie przez Niego naszego życia, to właśnie przede wszystkim uzdalnianie wchodzenia w to wszystko, co w człowieku jest konsekwencją grzechu, a co powoduje zamęt. Ten zamęt rodzi się przede wszystkim przez lęk przed śmiercią, umieraniem. To jest to wszystko, co wprowadza człowieka w popłoch ze względu na próby i wysiłki ratowania siebie za wszelką cenę.

Właśnie ten zamęt i wynikający zeń wszelkiego rodzaju paniki – także te informacje, które często zmierzają do uwypuklenia i potęgowania zagrożeń – może być pokonany przez poddawanie się działaniu Ducha Świętego z myślą i gotowością poddawania się Jego prowadzeniu w trudnościach.

Z tego poczucia bliskości Ducha Świętego wynika pokój i gotowość znoszenia przeciwności. Mężne przeżywanie wszelkiego rodzaju zranień, niesprawiedliwości. To wszystko dzięki wierze i świadomości, że to ostatecznie Bóg prowadzi i On prowadzi nas do dobra, jakie dla każdego z nas przewidział i przygotował.

Bądźcie więc naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane,
i postępujcie drogą miłości,
bo i Chrystus was umiłował
i samego siebie wydał za nas
w ofierze i dani na woń miłą Bogu.

Nie ma lepszego sposobu na życie w jedności z koncepcją życia objawionego w Chrystusie Jezusie i komunikowanego nam przez Ducha Świętego, jak „gotowość wydania samego siebie”, czyli pokorne niesienie krzyża przejawiającego się we wszystkich trudnych aspektach naszego życia.

Pokarm dla takiego życia

Eucharystia, chleb życia to Ciało Jezusa. Ciało, Wcielonego Słowa, które po to stało się Ciałem, aby przeżyć wszystko to, co ludzkie – aż po niesprawiedliwą śmierć krzyżową.

To Ciało spożywamy, abyśmy umieli być Jego Ciałem – jako poszczególne Jego członki i jako całość poddane Jemu, Chrystusowi jako Głowie Ciała. To jest gwarancja życia. To jest remedium na wszystkie nasze „pomyłkowe” (grzeszne) sposoby myślenia, decyzje, podejmowane przez nas kroki w lęku o siebie a czasem wprost w życiowym (stadnym) popłochu. Słuchajmy z wiarą obietnicy:

Kto spożywa ten chleb,
będzie żył na wieki. Chlebem,
który Ja dam, jest moje Ciało
,
wydane za życie świata.

Spożywanie tego Chleba, Mesjańskiego Ciała, to wyraz gotowości wchodzenia we wszystkie trudności, by właściwie odbywać naszą drogę życia, która jest przed nami. To nie droga sukcesu i taniego tryumfu, lecz pokorne kroczenie z poczuciem służby dzięki mocy Zwycięskiego Pana: ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Jego Duch nas umacnia i prowadzi.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Nauczyć się Chrystusa (18 Ndz B – 210801)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W proklamowanym w dzisiejszej Liturgii słowie z Listu do Efezjan, po wezwaniu do postępowania innego niż to czynią poganie z ich próżnym myśleniem, słyszymy bardzo wymowne stwierdzenie:

Wy zaś nie tak nauczyliście się Chrystusa.

Słyszeliście przecież o Nim
i zostaliście pouczeni w Nim…  

Jest to stwierdzenie przywołujące to, co w chrześcijanach z Efezu już się stało, a do czego powinni powracać, aby nie ulec próżnemu pogańskiemu myśleniu.

Co znaczy powiedzenie: nauczyć się Chrystusa?

Najkrócej ujmując możemy to wyrazić następująco: przyjąć logikę, czyli sposób myślenia i działania jakie był i jest w Jezusie – Mesjaszu.

Mesjasz to Pomazaniec. To ten, kto został namaszczony Duchem Świętym. Namaszczony, czyli przeniknięty całkowicie tym Duchem w przyjętej ludzkiej cielesności, która stawiała Go pozycji grzesznika, chociaż nim nie był (zob. Mt 3,14n; por. 2 Kor 5,21). W konsekwencji był całkowicie poddany temuż Duchowi szczególnie wtedy, gdy „ocierał” się o ludzki grzech.

Jezus Chrystus, nasz Pan, którego się „uczymy” to zarazem Osoba i swoisty „program” życia, koncepcja czy sposób życia. To właśnie jest życie chrześcijańskie, życie namaszczonych (christianoi) Duchem świętym. To życie chrystyczne. Tym samym odmienne od sposobu myślenia i działania pogan, czyli tych, którzy Jezusa Chrystusa nie znają, albo „znają po swojemu”, a więc na swój użytek. Tak myślą i tak postępują, bo (jeszcze) Go się nie nauczyli.

Co „robił” Duch Święty z Jezusem.

W najbardziej zwięzłej i faktograficznej Ewangelii, jaką jest ewangelia wg św. Marka, Duch Święty jest ukazany jak ten, który zstępuje na Jezusa w kontekście chrztu w Jordanie a następnie wyprowadza Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła (zob. Mk 1,10-12; por. Mt 3,16 – 4,1).

Jezus będąc Mesjaszem i realizując swoją misję mesjańską jest posłany i przeżywa do końca to posłanie ze strony Boga Ojca, by wchodzić w meandry i zakamarki ludzkiego zagubienia i ciemności, które ogarnęły człowieka z powodu grzechu. Wtedy to bowiem człowiek chciał chodzić swoimi drogami, sięgnąwszy po poznanie dobra i zła niezależne od Bożego zamysłu.

Zadaniem Mesjasza było więc i nadal pozostaje wchodzenie w posłuszeństwie Duchowi Świętemu w najbardziej zagubione, zniekształcone i oszukane czy wprost przewrotne sytuacje człowieka.

To Duch Święty, z którego Jezusa został poczęty w Maryi, tak prowadził Jezusa przez całe życie a w szczególności w Jego publicznej działalności od chrztu w Jordanie po krzyż, aby Jezus doświadczył na sobie tego co jest najbardziej ciemne i przewrotne (spowodowane działaniem diabła) w człowieku. Oczywiście Jezus nie „wszedł” w ciemność grzechu, lecz doświadczył w sposób ekstremalny skutków grzechu człowieka, tzn. wszystkich ludzi.

Ostatecznie przez tego Ducha Świętości został wskrzeszony z martwych i ustanowiony pełnym mocy Panem nad wszystkim (zob. Rz 1,4).

Wezwanie skierowane do nas

Wezwanie „nauczyć się Chrystusa” jest skierowane dzisiaj do nas jako chrześcijan XXI wieku. Jezus Chrystus otworzył przed nami jedyną drogą dojścia do prawdziwej komunii z Bogiem i z człowiekiem. Nie jest nią szukanie własnego sukcesu i nie jest to droga realizacji własnej woli, lecz odkrywanie Woli Boga i kroczenie tą drogą przez podejmowanie wszystkiego, co jest konsekwencją grzechu własnego i bliźnich, a co niejednokrotnie wiąże się z jakąś własną stratą czy krzywdą. Oznacza to podejmowanie mesjańskiego znoszenia krzywdy, nieprawości czy niesprawiedliwości z jakimi się spotykamy.

Oznacza to:

  1. stałe konkretne porzucanie dawnego człowieka, który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych żądz. A więc tego wszystkiego, co rodzi się w każdym wskutek „własnej koncepcji dobra i zła”, a ukonkretnia się w czynieniu pozornego dobra (tego, co się wydaje dobre, a nie zawsze nim jest).
  2. Oznacza to dalej: odnawianie się duchem w myśleniu. Chodzi właśnie o przyjmowanie myślenia wynikającego z przylgnięcia do Ducha Jezusa. Św. Paweł powie na innym miejscu: kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy (Rz 8,9).
  3. Oznacza to wreszcie: przyobleczenie się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. Nie jest to owoc działania człowieka, bo to nie jest czynnością podobną do założenia ubrania. Jest to natomiast wchodzenie we wszystkie sytuacje, które nas „pozbawiają” myślenia wg naszego poznania dobra i zła i w których przyzwalamy – przynajmniej w jakiejś mierze – na różne przejawy działania wobec nas zła i przemocy, wiedząc, że Bóg w ten sposób w nas i przez nas może spełniać swój zamysł niesienie dobra wg Jego zamysłu.

To wszystko realizuje się przez przebaczenie, jakiego doświadczamy od Jezusa – Mesjasza, czyli Pomazańca i jakie z kolei okazujemy innym – właśnie jako Chrześcijanie, czyli Pomazańcy Boży postępując tym samym na drodze uczenia się Chrystusa.

Prosimy Pana Boga o światło i moc, by nie ulegać sposobowi postępowania pogan z ich próżnym myśleniem, natomiast mieć w sobie Ducha Jezusa Chrystusa, Ducha mesjańskiego.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Prorok Amos jest jednym z najstarszych proroków. Działał w połowie VIII wieku przed Chrystusem. Pochodził z południowej części Królestwa Narodu Wybranego – a więc z Judy. Został jednak posłany przez Boga do Królestwa Północnego, do Izraela. W tym Królestwie miały się bowiem wydarzenia, które wskazywały na zdradzenie ducha wybrania, jakim Bóg obdarzył Bóg Naród Wybrany.

W tym północnym Królestwie działało sanktuarium w Betel. Były też inne liczne miejsca kultu bałwochwalczego. Potęga i dobrobyt królestwa pociągały za sobą wiele niesprawiedliwości społecznych: uprzywilejowanie bogatych i sprzyjających polityce prowadzonej przez królów przy jednoczesnym zubożeniu wielu zwykłych członków tego narodu.

Prorocy na usługach władzy

Prorok to jest ten, kto mówi w czyimś imieniu. W zazwyczaj odnosi się to do Pana Boga. Ale tam i wtedy, gdy władza królewska wychodziła na pierwszy plan, powstawał instytucja proroków działających (jakby) z ramienia Pana Boga.

W konsekwencji wokół dworu królewskiego działali urzędowi (instytucjonalni) prorocy, którzy „przepowiadali” oficjalnie w sposób sprzyjający władzy i głosili to, co było według oczekiwań tej władzy Działali raczej według „zapotrzebowania” władzy. Tacy prorocy nie spełniali swej roli proroków głoszących zamysł Boży.

Władza królewska potrzebowała poparcia religijnego także związanego z kultem – w szerokim tego słowa znaczeniu. Temu służyło między innymi sanktuarium w Betel (Samaria). Na straży całej obrzędowości stali kapłani. Oni też przestrzegali tego, co dzisiejszym języku, nazywamy poprawnością polityczną.

W takim kontekście słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu o kapłanie Amazjaszu, który „wypędza” proroka Amosa z Betel, z Samarii, z Północnego Królestwa i nakazuje mu wracać do Judy, do Królestwa Południowego, do swych stron rodzinnych.

Prorok Amos

Prorok Amos nie zalicza siebie do grona (instytucji) owych proroków urzędowych. Jego powołanie prorockie jest zakorzenione w wezwaniu i posłaniu ze strony Jedynego Boga i Pana:

Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem synem proroków,
gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory.

Od trzody bowiem wziął mnie Pan i rzekł do mnie Pan:
„Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego!”.

Znamienne jest, że w powołaniu Amosa rozbrzmiewają słowa: Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego! Pan Bóg mimo pochodzenia Amosa z Królestwa Judy posyłając go do Królestwa Izraela, nie mów: idź do innego (obcego) narodu, lecz do mego, izraelskiego narodu. Jest to znak, że traktuje obydwa narody jako „swoją własność”.

Natomiast w słowach kapłana Amazjasza w Betel skierowanych do Amosa rozbrzmiewa nuta „odcięcia się” od Judy, od posłannictwa prorockiego, jakie było w Judzie. Znakiem tego są słowa: „idź sobie”, uciekaj czy wynoś się. Twoje miejsce jest w Judzie i nie przeszkadzaj nam twoim prorokowaniem w urządzeniu naszego kultu Betel, gdzie władzę ma król i gdzie jest „królewska świątynia i królewska budowla

Trzeba zwrócić uwagę na to, że nie mówi o świątyni Pańskiej (Pana Boga), lecz o królewskiej. To rzuca istotne światło na całą sytuacje i na sposób rozumienia proroctwa. W Betel jest miejsce tylko na proroctwo sprzyjające królewskiej władzy. Religijność i kult świątynny są podporządkowane interesowi władzy.

Co to mówi nam dzisiaj?

W Psalmie responsoryjnym śpiewamy słowa, które ukazują właściwą drogę rozumienia tego swoistego napięcia, jakie zachodzi między głoszeniem „prawd” przez proroków urzędowych i proroków powołanych przez Boga. Odnosi się to pośrednio do wszystkich wierzących.

Będę słuchał tego, co Pan Bóg mówi: *
oto ogłasza pokój ludowi i swoim wyznawcom.

Pierwszym i zasadniczym warunkiem jest słuchanie głosu Boga i to czasem mimo wszystko a nawet nierzadko wbrew wszystkiemu.

W modlitwie dnia prosimy dzisiaj:

Boże, Ty ukazujesz błądzącym światło Twojej prawdy,
aby mogli wrócić na drogę sprawiedliwości, †

spraw, niech ci, którzy uważają się za chrześcijan,
odrzucą wszystko, co się sprzeciwia tej godności, *
a zabiegają o to, co jest z nią zgodne
.

Prawdziwej chrześcijańskiej godności sprzeciwia się szukanie przeprowadzania swej własnej woli. Jest to błądzenie w tylko ludzkich i często interesownych prawdach (półprawdach). Jest to koniunkturalna koncepcja życia, w której dąży się do wyeliminowania prawdy krzyża i stawia się na pierwszym miejscu ludzki sukces. Jest to koncepcja życia pojmowanego tak, jakby Chrystus nie umarł i nie zmartwychwstał i nie zesłał Ducha Świętego.

Natomiast zabieganie o to, co jest zgodne z chrześcijańską godnością, to jest takie słuchanie Boga, w którym – stosownie do Jego głosu – jesteśmy gotowi podejmować krzyż i to wszystko, co się z nim wiąże. Odkrywać działanie Boga w historii i to czasem tej trudnej i nie zawsze po myśli ludzkiej. Będą to wszelkiego rodzaju odrzucenia, krzywdy i niesprawiedliwości. Będzie to trwanie w prostocie i pokorze serca w oczekiwaniu na objawienia si mocy Boga. Będzie to też nazywanie błędu i fałszu błędem i oszukaństwem.

Prorok, który nie jest w służbie instytucji władzy, będzie zawsze w jakiś sposób ponosił osobiste konsekwencje – aż do odrzucenia. Tak było z Amosem, tak przeżył swoją misję Jezus, takich proroków było wielu powołanych przez Boga w konkretnych sytuacjach i czasach, takich postaw potrzebuje dzisiaj Kościół.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Przesłanie Liturgii Słowa dzisiejszej Niedzieli dotyka jednego najbardziej charakterystycznych aspektów misji Jezusa i tym samym także chrześcijańskiego życia. Ukazuje się to zarówno w słowach, jakie około dwa i pół tysiąca lat temu skierował do Izraelitów Prorok Ezechiel oraz niespełna dwa tysiące lat temu św. Paweł. To przeżył też na sobie sam Jezus Chrystus w całym swoim Wcieleniu aż po rzeczywistość krzyża. Z historii Jego ziemskiego życia jest ukazany w dzisiaj czytanej Ewangelii bardzo szczególny moment, jakim było Jego spotkanie z Jego ziomkami w synagodze w Nazarecie

Ezechiel – poznać, że prorok jest poród ludu

Bóg skierował proroka do ludu, który przebywał na wygnaniu. W planach Bożych to wygnanie było tylko przejściowe i miało uleczyć myślenie Izraelitów. Mieli naocznie przekonać o prawdziwości Słowa Bożego i konsekwencjach lekceważenia i brak zachowania tego Słowa. Mieli się przekonać o wierności Boga, który ostatecznie wyzwala z niewoli i z zagubienia.

Zawsze jednak pozostaje możliwość odrzucenia Bożego Słowa. Dlatego Pan Bóg zapewnia proroka słowami:

A oni, czy będą słuchać, czy też zaprzestaną
– są bowiem ludem opornym –
przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich.

Niezależnie od postawy Izraelitów: czy przyjmą, czy odrzucą Słowo do nich skierowane, będą odkrywać i poznawać, że jest kto, kto do nich przemawia w imieniu Boga, że jest wśród ludu prorok. Ten i takie prorok, którego czasem przyjmują i słuchają, a kiedy indziej odrzucają i wprost prześladują. Ten prorok jednak jest i mówi do nich prawdę. Prawdę, która się sprawdza i urzeczywistnia. Nie zmienia tej prawdy w zależności od okoliczności, nie próbuje przypodobać się komukolwiek, lecz stale odnosi wszystko do jedynego Boga – Pana historii.

Św. Paweł – doświadczenie działania Pana Boga

Paweł Apostoł  był świadom wielkości i nadzwyczajności swego wybrania. Z Prześladowcy Kościoła i Chrystusa stał się Jego wyznawcą apostołem. Dla utrzymanie w nim tej świadomości działania Pana Boga w nim i w jego posłudze, potrzebne było, aby miał udział w „udrękach Chrystusa” (zob. Kol 1,24). Musiał bowiem dla utrzymania swego statusu ucznia i apostoła Chrystusa, doświadczać tego, czego doświadczył i co przeżył w sobie i na sobie sam Jezusa Chrystus. Było to bolesne przeżywanie trudnej i bolesnej historii.

Sam św. Paweł o tym świadczy, że trzykrotni prosił Pana Boga, aby były mu oszczędzone te „szatańskie” doświadczenia, które Pan na niego dopuścił. Piszę – precyzując – że te doświadczenia „ościenia” to było przede wszystkim to wszystko, z czym św. Paweł się borykał ze względu na trudności w głoszeniu Ewangelii pochodzące ze strony jego przeciwników i przeciwników Chrystusa. Były to oskarżycielskie, fałszywe, złośliwe i krzyżujące jego ludzkie plany działania ze strony innych ludzi. Nie były one jednak bezużyteczne. Służyły pogłębieniu i umocnieniu związku Pawła z Chrystusem i jeszcze pełniejszego rozumienia Bożego zamysłu i życia Kościoła.

Paweł musiał na sobie i w sobie doświadczyć przemiany i mocy Boga właśnie z powodu tego „ościenia”. Nie został mu odjęty ten „oścień”, ale otrzymał moc życia i działania mimo tego „ościenia” a nawet przy okazji tego „ościenia”. Było to wychodzenie z ludzkich planów i sposobów służenia Panu Bogu, by przyjmować Boże działanie i być Jego narzędziem.

Człowiek bowiem niejednokrotnie myśli, że czyni dobrze, bo czyni po swojemu (tak jak on widzi dobro) i po swojemu chce służyć Panu Bogu. Potrzebne jest wyzwolenie z tego rodzaju myślenia. Temu właśnie ma służyć ów „oścień” – by doświadczając własnej słabości poznać moc Boga. Dlatego ów. Paweł mówi wprost o tym, jak go pouczy sam Pan:

Wystarczy ci mojej łaski.
Moc bowiem w słabości się doskonali

Dzięki temu doświadczeniu św. Paweł daje jakby propozycję nowego sposobu służenia Bogu i rozgłaszania Jego mocy. Jest to jakby program apostolski i misyjny. Jest to program mesjański.

Odważa się to tak nazwać i sformułować wbrew poglądom i oczekiwaniom świata (ostatecznie szatana), który „proponuje” budować wszystko na łatwym (pozornie) sukcesie, na poklasku, na zwyciężaniu nad drugim, na wykorzystaniu drugiego i przeprowadzaniu własnej woli. Dzięki poznaniu Jezusa Chrystusa i Jego prawdy oraz Jego logiki życia Bożego w ludzkim ciele otwiera się nowa perspektywa, którą św. Paweł przedstawia w słowach:

Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości,
aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa.
Dlatego mam upodobanie w moich słabościach,
w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach,
w uciskach z powodu Chrystusa.

Albowiem ilekroć niedomagam,
tylekroć jestem mocny.

Doświadczenie ludzkiej niemocy jest okazją do objawienia się mocy samego Boga działającego w człowieku.

Taki jest Jezus Chrystus i taki nas zaprasza na swoją drogę

Taka koncepcja życia nie pochodzi od człowieka, lecz jest owocem Wcielenia Słowa Bożego. Jest owocem i darem Jezusa Chrystusa. Taki jest po prostu Jezus narodzony w Betlejem, niezrozumiany chociaż podziwiany przez swoich współziomków w Nazarecie a potem opuszczony przez najbliższych i powieszony na krzyżu.

To on stał się słaby ze względu na nas, byśmy mogli wykorzystać nie tylko nasze zdolności i wszelkiego rodzaju umiejętności oraz sposoby radzenia sobie w życiu po swojemu i według naszych kategorii osiągnięć czy sukcesów, lecz od Niego uczyli się wykorzystać wszystkie sytuacje, w których doświadczamy słabości i niemocy, czasem krzywdy i niesprawiedliwości. To On też zapowiedział, że takie życie czeka Jego uczniów. Powiedział przecież: „Mnie prześladowali i was będą prześladować” (J 15,20). Powiedział też:

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was,
i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.

Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.
Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami
(Mt 5,11n)

Pozwólmy Jezusowi, naszemu jedynemu Panu na to, by nas wciągał w tę swoją Tajemnicę życia, byśmy umieli w prawdzie i radości przeżywać wszystko, co nas spotyka niezależnie od tego czy jest to po myśli ludzkiej i czy nam odpowiada. Korzystajmy z Jego mocy, gdy dotykają nas trudności i słabości.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Pięćdziesiątnica to czas (kairos – moment) dopełnienia. Tak było podczas zawarcia przymierza pod Synajem, tak zostało upamiętnione to wydarzenie i było celebrowane uroczyście przed przyjściem Jezusa do czasu, gdy nowego Daru, jakim jest owoc męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, w którym wszystko się wypełniło.

Dotychczasowe zgromadzenie

Byli wówczas zgromadzeni w Wieczerniku – razem na jednym (miejscu). Byli w dotychczasowej jedności – w jedności oczekiwania i modlitwy. A może też całego szeregu pytań i wątpliwości. Tak im polecił Jezus, ich Pan i Nauczyciel, który od nich odszedł do nieba.

Nie określił im jednak w szczegółowy sposób tego, co mają robić. Gdy się dopytywali, oznajmił im:

Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile,
które Ojciec ustalił swoją władzą
(Dz 1,7).

Można pomyśleć, że zostawił ich samych bez szczegółowych wyjaśnień i programu. Zostawił ich jakby w swoistym „opuszczeniu” i niewiedzy. Rodzi się pewne skojarzenie. Gdy On dokonywał swojego dzieła, dla którego został posłany, a czym była Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, oni sami się wyłączyli. Byli w jakiś sposób nieobecni, mimo wcześniejszych zapewnień. Ulegli rozproszeniu. Każdy z lęku o siebie zbiegł i jakby wyłączył się gry, z zasadniczego biegu wydarzeń. Tylko Jan poszedł aż pod krzyż.

Ogólnie mówiąc wszyscy zawiedli mimo składanych deklaracji trwania przy Jezusie i bycia z Nim, a nawet – jak to powiedział Piotr – gotowości oddania za Niego życia. Stało się jednak tak, jak Jezus zapowiedział: Wszyscy ulegniecie zwątpieniu (zgorszeniu) z mojego powodu (zob. Mt 26,31). Taką okazała się ich wierność, lojalność itp.

Obietnica

Po zmartwychwstaniu Jezus nie „rozliczał” Apostołów z ich sposobu zachowania się podczas Jego Męki. Natomiast – tak jak już wcześniej im zapowiadał – polecił zostać w Jerozolimie i oczekiwać spełnienia obietnicy. Mieli oczekiwać daru mocy Ducha Świętego, by być świadkami Jego zbawczego dzieła na całej ziemi.

To stało się w uroczysty dzień Pięćdziesiątnicy. Był to dzień przywołujący utworzenie Ludu Starego Przymierza, jakim było wydarzenie pod Synajem. Ale to było nowe wydarzenie. Nie polegało ono na zobowiązaniach, jak to było w przypadku tego, co działo się pod Synajem.

Dar Ducha Świętego, który jest wypełnieniem tego, czego wydarzenie pod Synajem było figurą i typem, stanowi zasadę jednoczenia, gromadzenia się i życia ludzi – uczniów Jezusa. Nie przekreśla poprzedniego, ale je wypełnia. Więcej: trzeba powiedzieć prowadzi do pełni i  stanowi szczyt objawienia się Boga człowiekowi. Stanowi też szczyt (maximum) daru, jaki człowiek może otrzymać, by poznawać Boga i żyć Jego życiem, jako dziecko Boże.

Ten dar stoi na antypodach tego czym był grzech pierworodny i czym jest każdy grzech. Stanowi realizację tego, co nie mogło dojść do skutku przez działania typu „budowa wieży Babel”. Wówczas to dążenie ku jedności i takie jej „budowanie” skończyło się rozproszeniem.

Obietnica Jezusa Chrystusa jest innej jakości. Otrzymacie moc. Będziecie mi świadkami. W czym i w jaki sposób to się spełni?

Zdolność oddawana życia dla drugiego

Spełnieniem tego jest to, co stało się w Jezusie Chrystusie. On wydał siebie i pojednał wszystkich oraz wszystkim ukazał drogę bycia jednością. Dokonuje się to przez chrzest, czyli umieranie dla siebie – jak to formułuje św. Paweł w Liście do Rzymian (Rz 6,4nn).

Spełnia się wtedy to, co było treścią zapowiedzi i obietnicy Jezusa:

Gdy Duch Święty zstąpi na was,
otrzymacie Jego moc
i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie
i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi (Dz 1,8).

Dar Ducha Świętego to dar przemieniający człowieka w jego wnętrzu. Zmieniający całkowicie opcję jego życia i tym samym czyniącym go zdolnym do przeżywania tego, co od początku było złożone przez Boga w człowieku już w chwili stworzenia – być jednością na obraz i podobieństwo Boga.

Dar Ducha Świętego przemienia człowieka i czyni go nowym – zdolnym tworzyć Ciało Jezusa Chrystusa, którym jest Kościół. Jeden Kościół, w którym jest miejsce dla wszystkich, którzy dają się temu Duchowi prowadzić.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Wstępując do nieba Jezus przykazał Apostołom, aby nie odchodzili  z Jerozolimy, lecz oczekiwali obietnicy Ojca. Powiedział im wtedy:

«Słyszeliście o niej ode Mnie – mówił –
Jan chrzcił wodą,
ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym»
.

Ta obietnica nawiązuje do tego wszystkiego, co w życiu Jezusa wydarzyło się pod znakiem Jego chrztu. Jezus przyjął chrzest „z wody” z ręki Jana. Zaraz jednak został napełniony Duchem Świętym, który zstąpił na Niego w postaci gołębicy. Apostołowie mieli otrzymać tego Ducha w dzień Pięćdziesiątnicy.

Możemy powiedzieć, że wówczas – podczas chrztu Jezusa w Jordanie – w Jego Osobie została dana publiczna manifestacja (objawienie) prawdy, że On, jako ten, kto stanął „w kolejce” do chrztu Janowego razem z grzesznikami, został napełniony Duchem właśnie w tym ciele podobnym do naszego ciała. To oznacza, On jako Baranek Boży, którzy bierze na siebie grzech świata (zob. J 1,29), jest niejako publicznie potwierdzony w tym akcie swoistego zjednoczenia z ludźmi grzesznymi, z każdym grzesznikiem.

Pełnia

Jezus przez cały czas ziemskiego życia, żył w pełni jako prawdziwy człowiek. Oczywiście to nie wyklucza tych momentów, kiedy w Jego życiu dochodziło do głosu Jego Bóstwo, co ujawniało się przede wszystkim w czynieniu cudów. Najbardziej jednak Jego człowieczeństwo objawiło się w Jego cierpieniu, w Jego męce i śmierci. To właśnie wtedy w imieniu nas wszystkich grzeszników wołała: „Boże, Boże mój, czemuś mnie opuścił …” (Ps 22,1).

Jego zranione i przyprawione o śmierć Ciało, okazało się jako w pełni ludzkie, a jednocześnie miło pełnię Ducha Bożego, Ducha Życia, dzięki mocy którego ani te zranienia ani ta śmierć i pogrzebanie, nie zamknęły ostatecznie Jego Życia.

Zraniony i uśmiercony Jezus żyje. Właśnie jako zraniony uśmiercony przez ludzi a jednak żyjący Jezus objawia całą swoją PEŁNIĘ. Ta pełnia Jezusa to nie tylko Jego Bóstwo, ale także ta pełnia zranienia i doświadczenia śmiertelności.

Wniebowstąpienie

We Wniebowstąpieniu Jezusa, które dzisiaj świętujemy, dokonuje się coś bardzo przedziwnego. Jezus w swoim Bóstwie niejako zabiera ze sobą nasze ludzkie zranienia i naszą śmiertelność. Zabiera ze sobą odkupione skutki naszego grzechu. Zabiera uzdrowioną ludzką naturę. Kiedy bowiem ukazywał się uczniom po zmartwychwstaniu, też pokazywał im swoje rany.

To Wniebowstąpienie dokonuje się po to, abyśmy my – wierząc w Jego prawdziwe Wcielenie, Mękę. Śmierć i Zmartwychwstanie – nosili też w sobie nadzieję a nawet pewność płynącą z wiary, że trzymając się Jego przez wiarę, jako członki Jego Mistycznego Ciała, czyli Kościoła nosimy w sobie nadzieję pierwociny chwały.

 

Chwała odkupionego i uzdrowionego zranienia

Chwała, w które już w jakiejś mierze mamy udział, to nie jest realizacja naszej chwały, naszego sukcesu itp. Tak pytali Jezusa Apostołowie mówiąc o „odbudowaniu Izraela” i myśląc o tym, co dotyczyło ówczesnej sytuacji, w której żyli. Jezus im wtedy odpowiedział:

Nie wasza to rzecz  …

gdy Duch Święty zstąpi na was,
otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami
w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi.

Nie chodzi więc o „odbudowywanie” świetności tego „naszego stanu” życia, lecz o dawanie świadectwa o innym wymiarze naszego życia, które pochodzi z odkupienia zranionej sytuacji (kondycji) ludzkiej. Zmartwychwstały i wstępujący na Prawicę Ojca Syn Człowieczy gwarantuje nam, członkom Jego Ciała inny rodzaj chwały – już tutaj na ziemi. Dokonuje się to wtedy, gdy mocą otrzymanego Ducha potrafimy żyć w jedności i przebaczeniu. Do tego zachęca św. Paweł w czytanym dzisiaj fragmencie Listu do Efezjan:

Abyście postępowali w sposób godny powołania,
do jakiego zostaliście wezwani,
z całą pokorą i cichością, z cierpliwością,
znosząc siebie nawzajem w miłości.

Usiłujcie zachować jedność Ducha
dzięki więzi, jaką jest pokój
.

W jedności, jaką tworzą uczniowie Jezusa, objawia się Jego Pełnia. On Uwielbiony na Prawicy Boga Ojca i my przeżywający w nawracaniu się do Niego nasze trudności, nasze zranienia i wszystkie skutki naszych grzechów i naszego braku jedności.

Nie jesteśmy bowiem jeszcze ciałem, które już ma pełny udział w Jego Pełni. Nosimy już jednak w sobie owoce Jego zranień zbawczych dla nas. Dzięki temu możemy stale przeżywać pojednanie i tworzyć jego Ciało. Dalej św. Paweł zarysowuje perspektywę naszego życia, gdy mówi o dokonującej się w Kościele prawdzie

budowania Ciała Chrystusowego,
aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary
i pełnego poznania Syna Bożego,
do człowieka doskonałego,
do miary wielkości według Pełni Chrystusa
.

Prosimy, byśmy mieli głęboką świadomość naszych zranień we wszystkich wymiarach – szczególnie tych ukazujących rozbitą przez grzech jedność i abyśmy mieli też świadomość otwartego procesu jednania i wiarę, że Jezus może w nas dokonać pełni tego dzieła, które rozpoczął na chrzcie świętym.

Prośmy, byśmy nie stawali oporu i nie zmierzali do innego budowania, do tworzenia innej rzeczywistości – tzn. takiej, która miałaby być (tylko) po naszej myśli.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

W dzisiejszą Niedziele (6 Niedziela Wielkanocna rok B) słyszymy fragment przemówienia św. Piotra Apostoła w Cezarei Nadmorskiej, dokąd podążył za wysłannikami centuriona Korneliusza, którzy przybyli do niego do Jafy z prośbą u oddanie się do Cezarei. Piotr wcześniej miał słynne widzenie (Dz 10,9-16).

Piotr posuszny otrzymanemu natchnieniu i odczytując wymowę wydarzeń, udał się do Cezarei Nadmorskiej, do domu setnika Korneliusza.

Gdy nazajutrz wszedł do domu setnika Korneliusza, a więc poganina i nadto oficera okupacyjnego wojska, wyrażał swoje obawy co do słuszności wejścia do domu poganina, ale jednocześnie przypomniał to, co zrozumiał z poprzedniego widzenia (Dz 10,28n). Gdy mu Korneliusz opowiedział o swoim widzeniu Piotr zrozumiał, że jest pośrodku wielkiego wydarzenia, które tak bardzo było potrzebne organizującemu się Kościołowi.

Wtedy Piotr przemówił:
«Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby.

Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten,
kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie»

To, co się dokonało wówczas w Piotrze to wielki przełom, chociaż – jak wydaje się – w małej sprawie.

Nowość

Do tego czasu Piotr, podobnie jak inni z grona pierwotnego Kościoła jeszcze nie w pełni rozumieli, że Ewangelia obwieszczająca i realizująca Boże zbawienie jest skierowana do wszystkich narodów. Tak im Jezus powiedział  przed Wniebowstąpieniem.

Idźcie więc i i czyńcie uczniami wszystkie narody,
udzielając im chrztu
w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego
(Mt 28,19)

Trzeba było jednak znaku i wyzwania, by ta zapowiedź i to polecenie Jezusa doszły do skutku. Okazuje się bowiem, że nie wystarczy teoretycznie wiedzieć. Trzeba otrzymać jakiś impuls, który pomoże uskuteczniać. Trzeba zdobycia wewnętrznego przekonania, że sprawy wykraczają poza ludzkie rozumienie i poczynione plany.

Obwieszczenie

To dzięki temu znakowi wyrażonemu także w wydarzeniach, które Piotr odczytał, poddał się działaniu Ducha Świętego. Dlatego wyraził to swoje przekonanie, które dotychczas niejako miał w sobie i dla siebie. Teraz wygłosił je jakby przeciwko temu wszystkiemu, co stanowiło jego dotychczasową żydowską tożsamość. Zwrócił się do pogan i opowiedział historię Jezusa. A właściwie odwoływał się do niej i zaznaczał, że jest im znana, chociaż jeszcze nie rozumiana.

Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei,
po chrzcie, który głosił Jan.

Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu,
którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą.
Dlatego że Bóg był z Nim,
przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich,
którzy byli pod władzą diabła (Dz 10,37n).

Głoszone przez Piotra Słowo zakładało już znajomość, ale stale nie było jeszcze skuteczne. Piotr zdobył przekonanie. Stawiał też siebie wraz z innymi Apostołami jako konkretnych świadków.

A my jesteśmy świadkami wszystkiego,
co zdziałał w ziemi żydowskiej i w Jerozolimie
(Dz 10,39).

Potwierdzenie.

Przekonanie Piotra i założenie znajomości minionych wydarzeń niebyło jeszcze wystarczające. Chociaż wszyscy na to czekali. Trzeba było tego ostatecznego działania, jakim jest interwencja Ducha Świętego. Tak było z uczniami w Wieczerniku. Tak w Cezarei w domu Korneliusza i tak jest wszędzie, gdzie jest głoszona Ewangelia z wewnętrznym przekonaniem i poddaniem się działaniu Ducha Świętego.

Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym,
Duch Święty zstąpił na wszystkich,
którzy słuchali nauki.

I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego,
którzy przybyli z Piotrem,
że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan
(Dz 10,40nn).

Zstąpienie Ducha Świętego jest przypieczętowaniem tego, do czego Piotr się przekonywał, co oficjalnie przepowiadał i w czym ostatecznie wzrastał. Wobec tych faktów kształtowała się w nim – jako przewodniku i Kościoła – uległość wobec Ducha Świętego.

Któż może odmówić chrztu tym,
którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my?

Dokonywało się w Piotrze przechodzenie od własnych przekonań o swoich racjach i sposobie oceniania siebie oraz wydarzeń, do uległości Duchowi Świętemu, którego działanie odczytywał.

Właściwa rola Piotra

Spełniało się w Potrze to, co mu zapowiedział i o co się modlił Jezus wobec faktu mającego nastąpić zaparcia się Jezusa, jakie stało się na dziedzińcu Arcykapłana podczas procesu Jezusa.

Jezus, zapowiadając Piotrowi ten jego upadek zaparcia się, dał mu właściwą perspektywę jego dalszego posługiwania. Miało się to dokonywać właśnie w przeżywanym przez Piotra procesie nawracania się, czyli zwracania się ku Jedynemu, który zna Prawdę i dokonuje wszystkiego. Jezus wtedy, w Wieczerniku, powiedział do Piotra:

Ty nawróciwszy się, umacniaj twoich braci (Łk 22,32)

Patrząc na św. Piotra dostrzegamy, jak w nim pracowała łaska Boża i uzdalniała go do odchodzenia od własnych przekonań i własnej pewności, aby uzyskiwać właściwe przekonanie zakotwiczone w Bogu, czyli wiarę, która służy nie tylko jemu samemu, ale także całej wspólnocie. Tak się działo i tak się dzieje, aby Piotr posługiwał wspólnocie Kościoła.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

W czytanym dzisiaj fragmencie z Dziejów Apostolskich mamy wzmiankę o Hellenistach, z którymi rozprawiał św. Paweł w Jerozolimie i z powodu zagrożenia z ich strony, został zaprowadzony przez braci do Cezarei a potem do Tarsu.

Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami,
którzy usiłowali go zgładzić.

Bracia jednak, dowiedziawszy się o tym,
odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.

Najpierw pytanie o to,

kim byli owi helleniści.

Kim oni byli w Jerozolimie. Wiadomo, że Żydzi byli obecni w różnych krajach i pośród różnych narodów. Stało się to w konsekwencji różnych działalności, jakie podejmowali, ale także z powodu prześladowań i przesiedleń. Rozproszeni w różnych krajach tworzyli tzw. diasporę. Z czasem wielu z nich już nie posługiwało się (dobrze) językiem hebrajskim czy aramejskim. W tym celu została przełożona na język grecki Biblia hebrajska. Głównym i najbardziej rozpowszechnionym przekładem jest tzw. Septuaginta. Przekład dokonany na przełomie III i II wieku przed Chrystusem.

Część tych Żydów osiedliła się na stale w Jerozolimie tworząc tam swoją wspólnotę. Byli oni w niektórych poglądach bardzo radykalni. Zwłaszcza w odniesieniu do świątyni. Można widzieć coś z tego w oskarżeniu przeciwko diakonowi Szczepanowi (Dz 6,13n) a następnie w jego mowie, w której odpowiada na niesłuszne zarzuty.

Szczepan

Podczas głoszenia prze Apostołów Słowa w Jerozolimie wśród tych którzy przyjmowali wiarę znajdowali się także owi helleniści i stanowili część wspólnoty chrześcijańskiej. Naturalnie nie wszyscy helleniści przyjmowali wiarę. Niewątpliwie wśród różnych synagog, jakie były wówczas w Jerozolimie (zob. np. Dz 6,9; por2;9-11) powstawały niesnaski. nie tylko z powodu tego, że niektórzy przyjmowali Ewangelię, ale także przy okazji przyjmowania wiary przez niektórych wzmagały się kontrowersje w między tymi ugrupowaniami.

Także w jakiś sposób znajdowało to oddźwięk w łonie młodej wspólnoty chrześcijańskiej. W Dziejach Apostolskich czytamy, że

gdy liczba uczniów wzrastała,
zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom,
że przy codziennym rozdawaniu jałmużny
zaniedbywano ich wdowy
(Dz 6,1)

Wybrano wtedy siedmiu diakonów – niewątpliwie (przynajmniej głównie) z grona owych hellenistów – chrześcijan. To zapewne uspokoiło rodzące się napięcia we wspólnocie wierzących w Chrystusa. Nie wyeliminowało jednak antagonizmów w samych odłamach wspólnot żydowskich tych z Jerozolimy i tych z diaspory.

Paweł

Gdy przemawiał Szczepan pełen ducha i mocy wystąpili przeciwko niemu przedstawiciele z synagogi, zwanej synagogą Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji (Dz 6,9). Nie są tutaj wspomniani „helleniści”, ale trzeba też przyjąć, że oni mogą być pośród tych różnych wymienionych. Oczywiście to nie ci helleniści, którzy przyjęli Ewangelię, lecz ci, którzy byli przeciwni jej przyjmowaniu.

Zestawmy teraz wzmiankę z czytanego dzisiaj tekstu o „usiłowaniu zabicia Pawła przez hellenistów” z informację, że przy kamienowaniu Szczepana (pochodzącego z hellenistów) był obecny Szaweł i on zgadzał się na to kamienowanie. Ten fakt obecności Szawła i jego zgoda na kamienowanie Szczepana musiały mieć jakieś znaczenia dla całego wydarzenia (Dz 7,58; 8,1).

Dlaczego helleniści chcieli Pawła zgładzić

Dostrzegamy, że przy kamienowaniu Szczepana Szaweł zgadzał się na jego kamienowanie, czyli zgadzał się na kamienowanie jednego z tych hellenistów, którzy uwierzyli w Jezusa Chrystusa i dawali o Nim świadectwo. Z kolei, Szaweł po swoim nawróceniu, kiedy przybył do Jerozolimy i przemawiał w imię Pana i rozprawiał z hellenistami, aby im przybliżyć Ewangelię i wprowadzić ich do wspólnoty uczniów, ci chcieli go zgładzić. Niewątpliwie byli to ci helleniści, którzy nie przyjmowali Ewangelii. Być może pamiętali jeszcze Szawła, jak stanął przeciwko Szczepanowi, jednemu z hellenistów. Ale dla nich w tej chwili zapewne nie było ważne, że Szczepan, był już członkiem wspólnoty wierzących w Jezusa.

Najprawdopodobniej chodziło im jednak przede wszystkim o to, że Paweł, który stawał się apostołem pogan i rozpoczynał swoją działalność w różnych synagogach w diasporze mógł być widziany jako zagrożenie dla zhellenizowanych Żydów w diasporze.

Jest zadziwiające, jak od samego początku chrześcijaństwo budziło sprzeciw a wyznawcy Jezusa stanowili przedmiot prześladowania. I to często w sposób bardzo wykraczający poza zwykł logikę.

Bp ZbK

Podziel się z innymi
« Poprzednia stronaNastępna strona »

css.php