Środa 4 Tygodnia Wielkiego Postu (180314)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus w rozmowie z Żydami oskarżającymi Go o łamanie szabatu przez to, że uzdrowił w szabat człowieka przy sadzawce Betesda dał świadectwo i o to, że do tego o swoim działaniu zgodnie z tym, co czyni Bóg Ojciec. Powiedział wprost: Nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego.

Dalej Jezus obwieszcza:

Albowiem jak Ojciec wskrzesza umarłych i ożywia, tak również i Syn ożywia tych, których chce.
Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi,
aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu.
Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia.

Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest,
kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą.
Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym.
Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym.

Specyficznym wyrazem i jednocześnie charakterystyczną cechą relacji Ojciec – Syn jest stosunek do życia, a tym samym także do umierania czy do umarłych. W kategoriach ludzkich i ziemskich życie ustaje, ma swój kres. Bóg jest jednak Bogiem bez kresu, Bogiem nieograniczonym i zawsze żyjącym. Jest Ojcem dającym życie i utrzymującym życie. życie odniesione do Boga jako Ojca, a tym samym Pana i Dawcy życia, może otrzymać nowy początek nawet wobec umierania i śmierci. Dlatego Jezus mówił o Ojcu, który wskrzesza i ożywia umarłych.

Cała prawda objawienia ma na celu ratowanie człowieka z jego sytuacji śmierci. Prowadzi do objawienia życia i przekazuje doświadczenie życia. Jezus, jako Syn, współdziała z Ojcem w odniesieniu do umarłych. On jest i stale pozostaje Synem żyjącym z Ojca i dla Ojca. Nie pretenduje do tego, by mieć życie sam z siebie, ale stale otrzymuje je od Ojca. Przez Wcielenie stanął niejako po stronie umarłych, to znaczy tych, którzy mieli życie i stracili je.

Błąd czy brak człowieka polegał na tym, że uważał to życie za swoje, a nie odnosił go do Boga jako Ojca. Straciwszy w grzechu pełną relację do Boga, człowiek utracił też właściwy stosunek do życia. Stał się śmiertelnym. Teraz oto staje przy człowieku (przy każdym z nas, śmiertelnych) Syn, który otrzymuje życie od Ojca i objawia nam, że także my możemy z tego daru skorzystać – żyć na nowo na wzór Syna.

Gdy mowa jest o wskrzeszeniu umarłych, nie chodzi zapewne tylko o aspekt fizycznego przywołania do życia, lecz o wprowadzanie w pełnię życia. Tę pełnię życia przynosi Jezus. On uniżył się i zszedł do najniższych pokładów egzystencji ludzkiej, pozwalając na odebranie Mu życia, na złożenie do grobu. Mógł na to pozwolić, gdyż miał życie od Ojca. Miał pewność życia w Ojcu. Dzięki mocy płynącej z relacji z Ojcem mógł nie bronić własnego życia. Jezus wiedział, że w Ojcu jest życie i że Ojciec Mu go udziela.

Ujawnienie tej prawdy stało się w sposób definitywny w śmierci Jezusa i Jego zmartwychwstaniu. Tak otrzymywanego życia i tak zagwarantowanej egzystencji w Ojcu nikt już nie może odebrać. W tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa odbył się swoisty sąd nad sytuacją człowieka. Był to sąd, w którym Bóg obronił człowieka przed śmiercią wieczną przez swoją śmierć w ciele. W Ewangelii i sakramentach jest nam dana możliwość przynależności do tego samego Boga i Ojca przez związek z Synem.

Ten związek musi jednak przejść przez sąd, czyli konkretną weryfikację. Jest to ostatecznie sąd krzyża, prowadzący do zmartwychwstania. Nie wszyscy jednak godzą się na to, by poddać się temu sądowi. Nie wszyscy chcą przyjąć postawę syna, czyli wejść w prawdę krzyża i mieć nadzieję wskrzeszenia. Ten sąd polega na wypełnieniu woli Ojca wobec Syna i przez Syna. Syn bowiem rozumie, że wyrzekając się własnej woli, otwiera drogę życia dla tych, którzy przez szukanie własnej woli stali się niewolnikami. Teraz z niewolników mogą stawać się synami w Synu – dziećmi Boga.

Bp ZbK

Wtorek 4. tygodnia Wlk Postu (180313)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus uzdrowił człowieka, który chory od lat nie miał pomocy. Ten chory człowiek nie miał człowieka, aby go wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Jezus zaś uzdrowił go kierując do niego słowa:

„Wstań, weź swoje łoże i chodź”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i chodził.

Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego: „Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża”.
On im odpowiedział: „Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź”.
Pytali go więc: „Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź?”.
Lecz uzdrowiony nie wiedział, kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu.

Potem Jezus znalazł go w świątyni i rzeki do niego:
„Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło”.
Człowiek ów odszedł i doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił.

I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat.

 

Człowiek uzdrowiony, o którym mówi dzisiejsza Ewangelia, posłuchał Jezusa i wziął swoje łoże, mimo że działo się to w dniu szabatu. Stanął więc tym samym w pewnej niezgodzie z obowiązującym prawem i zwyczajami. Przyjął uzdrowienie, nie potrafił jednak wziąć na siebie odpowiedzialności za to, że naruszył szabat. Pytany, nie wiedział, kim jest jego Uzdrowiciel. Później wprawdzie, przy ponownym spotkaniu, rozpoznał Jezusa. Nie związał się z Nim jednak i nie stanął po Jego stronie, lecz doniósł Żydom, że to Jezus go uzdrowił. W ten sposób zrzucił z siebie odpowiedzialność za nieprzestrzeganie Prawa.

Co było powodem takiej reakcji? Lęk przed oskarżeniem? A może ten chory był tak skupiony na sobie i na poprawieniu własnej sytuacji, że nie zależało mu na relacji do Tego, kto go uzdrowił? Nie obchodziło go ani kim On jest, ani dalszy Jego los.

Nie dowiemy się, co Jezus miał na myśli, gdy powiedział do uzdrowionego: „Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło”. Być może wyczuwał, że ten człowiek, mimo zewnętrznego uzdrowienia, pozostał wewnętrznie sparaliżowany, związany prawem, uzależniony od tego, co powiedzą o nim inni, jak go osądzą.

Przez doniesienie żydom o Jezusie niejako przekreślił on w sobie i udaremnił ten dar, który stał się jego udziałem w zewnętrznym uzdrowieniu. Mimo że spotkał Jezusa jako człowieka, który mu pomógł i uzdrowił z choroby ciała, to jednak nie spotkał się z Jezusem – człowiekiem, który wyzwala z wewnętrznego paraliżu, jakim jest lęk o siebie i wchodzenie w niewłaściwe zależności, zależności poza Jezusem, Bogiem-człowiekiem.

Nic więc dziwnego, że uzdrowienie paralityka nie przyczyniło się do ukazania chwały Jezusa, lecz do coraz większego prześladowania Jezusa przez strażników Prawa, ponieważ uczynił to w szabat. Był to niejako kolejny przyczynek do tego, by Jezusa poddać Prawu i ukrzyżować.

Nowość, którą przynosi Jezus, polega przede wszystkim na wewnętrznym uzdrowieniu i wyzwoleniu człowieka z duchowego paraliżu. Uzdrowienie ciała nie prowadzi automatycznie do uzdrowienia ducha. Natomiast każde uzdrowienie dokonane przez Jezusa, gdy zostanie właściwie odczytane przesłanie związane z tym uzdrowieniem, prędzej czy później spotyka się z jakąś krytyką i prześladowaniem. Jest to przedziwna tajemnica drogi zbawienia. Spotykają się na niej okrzyki wychwalające Jezusa Cudotwórcę i śpiewające Mu „Hosanna” z krzykiem sprzeciwu aż do wołania „Na krzyż z Nim” – Człowiekiem, który ludziom objawił prawdę.

Bp ZbK

A w Kafarnaum mieszkał pewien urzędnik królewski, którego syn chorował.
Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą,
aby przyszedł i uzdrowił jego syna: był on bowiem już umierający.

Jezus rzekł do niego: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”.
Powiedział do Niego urzędnik królewski: „Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko”.
Rzekł do niego Jezus: „Idź, syn twój żyje”.
Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.

A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje.
Zapytał ich o godzinę, o której mu się polepszyło.
Rzekli mu: „Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka”.
Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, o której Jezus rzekł do niego: „Syn twój żyje”.
I uwierzył on sam i cała jego rodzina.

 

Proszącemu o uzdrowienie swego syna urzędnikowi królewskiemu Jezus czyni jakby wyrzut: „Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. Te słowa można by odebrać jako odrzucenie prośby. Tym samym Jezus wystawia go na próbę.

Jezus jako Syn Boży, posiadający życie od Ojca, miał moc przeżywania trudności i przeciwności aż do śmierci. Stopniowo też uczył swoich bliskich i tych, którzy do Niego się zbliżali, przeżywać to wszystko, co w oczach ludzkich jest odrzuceniem i krzyżowaniem. Prawdziwe przyjęcie, prawdziwe uzdrowienie relacji międzyludzkich, prawdziwa jedność i komunia są możliwe po przeżyciu i przezwyciężeniu odrzucenia – kiedy już ktoś nie boi się odrzucenia, kiedy ma moc trwania w takim doświadczeniu. Przeżywanie tych doświadczeń daje możliwość jednoczenia się z Chrystusem.

W czasie Wielkiego Postu jesteśmy zaproszeni w szczególny sposób do tego, aby uczyć się przeżywać przeciwności, uczyć się przeżywać odrzucenie. Ważne są umartwienia i wyrzeczenia, które sami na siebie nakładamy. Ważniejsze jest jednak stawanie z Jezusem na Jego wzór i Jego mocą wobec przeciwności i możliwości bycia odrzuconym. Kiedy to przyjmiemy, to w tej godzinie dokona się uzdrowienie naszego wnętrza. Jest to swoista antycypacja zmartwychwstania. Jest to stale dojrzewające w nas doświadczenie – moc odrzuconego i ukrzyżowanego Zbawiciela, który w nas zmartwychwstaje. Przeżywanie Wielkiego Postu w tym kluczu jest uzdrawiającym odniesieniem człowieka do zmartwychwstania. Jest uzdrowieniem człowieka w jego relacji do bliźnich.

Błogosławione trudne momenty, w których nie jesteśmy do końca zrozumiani, w których wydaje nam się że jesteśmy jakoś odrzucani czy też nawet faktycznie tak się dzieje. Mamy wtedy szansę i okazję do tego, by kroczyć bardziej za naszym Mistrzem i być z Nim bliżej i intensywnej związani.

Bp ZbK

Sobota 3 Tygodnia WlkPostu (180310)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść:
„Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik.
Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam».

Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił:
«Boże, miej litość dla mnie, grzesznika».

Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten.
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”

 

Te dwa typy postaw: faryzeusza i celnika są w jakimś stopniu obecne w nas i stosownie do okoliczności mniej lub bardziej dochodzą do głosu. Szczególnie ostro ujawniają się przy okazji przeżyć religijnych i wykonywaniu pobożnych praktyk. Człowiek skupiony na wiernym wypełnianiu przykazań i na tym opierający swoją relację z Bogiem, łatwo popadnie w pułapkę niewłaściwie pojętego partnerstwa, mentalności wyrównywania rachunków, a nawet w pewnym sensie w opozycji względem Boga. Może on wiele Bogu ofiarowywać i czynić wiele dobrych uczynków, jednakże w nim samym stale działa coś, co nie stawia go w prawdzie i nie pomaga mu być na obraz i podobieństwo Boga. Mimo czynionego dobra, taki człowiek nie wchodzi w jedność i komunię z bliźnimi, lecz dystansuje się w stosunku do nich, aż do pogardzania nimi ze względu na poczucie własnej dobroci i wyższości.

Drugi typ postaw jest trudniejszy do pozytywnego zdefiniowania. Łatwiej go określić sformułowaniem wykluczającym. To jest ten typ postaw, w których z jakikolwiek przyczyn człowiek odkrywa, że nie ma racji, że popełnił błąd, że stoi na straconej pozycji. W związku z tym jest dla niego oczywiste, że nie może pretendować do przedstawiania wobec kogokolwiek swoich pretensji, racji, praw itp. Nie chodzi tutaj o tak zwany kompleks niższości, lecz o odczytywanie prawdy o sobie i zaakceptowanie jej. Każdy z nas, jak dalece tylko na to przyzwala, ma dość okazji, by tak na siebie popatrzeć. Wystarczy zrezygnować choćby z części tego, co sobie – zazwyczaj niewłaściwie – przypisujemy.

Jezus otwiera nowy sposób wartościowania człowieka i każdemu, kto słucha i pozwoli przeniknąć się tą prawdą, daje szansę odkrywania nowej tożsamości, nowego wartościowania siebie. Im bardziej krytycznie człowiek umie spojrzeć na siebie, tym większą ma szansę poznania logiki Bożej sprawiedliwości. Jezus, przedstawiając dwie kategorie ludzi w uosobieniu faryzeusza i celnika dokonuje bardzo jasnej diagnozy postaw ludzkich oraz ukazuje, jak te postawy są związane z przeżywaniem relacji do Boga i do bliźnich. Ta diagnoza objawiająca prawdę o usprawiedliwieniu celnika a nie faryzeusza, jest w pewnym sensie rewolucyjna, jeśli chodzi o pojmowanie człowieka i dawanie mu szansy przeżywania własnej tożsamości. Prawda życia celnika, czyli grzesznika, jest cenniejsza niż przeświadczenie faryzeusza o własnej dobroci i doskonałości.

Bp Zbk

Piątek 3TygWilkPostu (180309)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jeden z uczonych w Piśmie zbliżył się do Jezusa i zapytał Go:
„Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?”.
Jezus odpowiedział:
„Pierwsze jest: «Słuchaj, Izraelu, Pan, Bóg nasz, Pan jest jedyny.
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą».
Drugie jest to: «Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego». Nie ma innego przykazania większego od tych”.

 

Słuchanie kogoś jako pana (czyli posłuszeństwo) to na zgoda kształtowanie swego życia przez niego, to powierzenie mu własnej historii, wejście z nim w jedność myślenia i działania. Gdy jest mowa o słuchaniu Boga jako Pana, nabiera to szczególnej i wyjątkowej wagi. Ten Pan jest bowiem jedyny. Wejście w jedność i komunię z jedynym oznacza niepodzielność, oznacza wykluczenie wszelkich innych relacji z innymi panami, to znaczy z innymi zasadami czy principiami życia (idolami czy bożkami). Wyraża to sformułowanie, które definiuje tę niepodzielną i wyłączną relację jako realną miłość: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”.

Te słowa wskazują na totalność tej relacji, obejmującej serce, duszę, umysł i moc. Bez wchodzenia w szczegółowe rozróżnienia, które powstają, gdy porównujemy tekst hebrajski i grecki Starego Testamentu oraz ich zastosowanie w Nowym Testamencie, możemy ogólnie powiedzieć, że serce i dusza określają tożsamość osoby, jej wewnętrzną jedność i świadomość siebie, natomiast umysł i moc wskazują na to, co jest przejawem aktywności osoby w poznawaniu i działaniu. Chodzi zatem o przylgnięcie całego człowieka w pełni jego człowieczeństwa do jednego i jedynego Boga.

Odkrycie i akceptacja tej prawdy to najpewniejsza stabilizacja życia. To odkrycie skały, na której człowiek może z całą pewnością opierać swoje życie. To jest pierwsze i najważniejsze przykazanie. Z tego pierwszego przykazania wynika drugie. Człowiek zjednoczony z Bogiem – będąc obrazem i podobieństwem Boga – będzie miłował swego bliźniego i będzie z nim w jedności i komunii. Kto otwiera się na to, słuchając głosu Boga jako jedynego Pana, ten jest blisko królestwa Bożego.

Bp ZbK

Czwartek 3.TygWlkP (180308)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus wyrzucał złego ducha, który był niemy.
A gdy zły duch wyszedł, niemy zaczął mówić i tłumy były zdumione.
Lecz niektórzy z nich rzekli:
„Przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy”.
Inni zaś, chcąc Go wystawić na próbę, domagali się od Niego znaku z nieba.

Pierwszym i koniecznym warunkiem przeżywania wolności od złego ducha oraz posiadania i wykonywania nad nim władzy jest całkowite poddanie się woli Boga Ojca, a nie szukanie własnej korzyści i własnego interesu. Era panowania złego ducha kończy się tam, gdzie jest Jezus, który przyjmuje krzyż i gdzie są Jego uczniowie, przeniknięci Jego duchem i dzielący Jego życie. Gdzie trwają w jedności z Nim i między sobą, tam jest Jego królestwo. Wierzący w jedynego Boga i w Tego, którego On posłał, będą mieli tę samą moc (zob. Mt 10,1), jeśli nie ulegną logice tego świata. Dzięki swej wierze będą mieć władzę nad księciem tego świata.

Być z Jezusem, to znaczy być w jedności z bliźnim kosztem swego życia, to znaczy być całkowicie bezinteresownym w ratowaniu bliźniego. Palec Boży to moc Boża, która ustanawia nowe relacje oparte na bezinteresowności. Tego zły duch nie jest w stanie ani czynić, ani nawet pojąć. Trzeba pokory i zaufania, gotowości tracenia siebie na rzecz jedności i komunii; unikania sensacji i zamieszania; trzeba prawdy i jednoznaczności w relacjach. Gdzie jest jakiś partykularny interes – nawet we wspólnocie religijnej i na swój sposób pobożnej – a nie ma właściwego poczucia jedności i gotowości poświęcania siebie (tracenia siebie) dla tej jedności, tam nie można mówić o królestwie Bożym. Tam zaś, gdzie spełnia się jedność w imię Jezusa, tam jest królestwo Boże.

Dzięki Ewangelii możemy odkrywać, że nasz skarb jest gdzie indziej, niż nam się wydaje z naszego punktu widzenia, z perspektywy naszego poznania dobra i zła. Koniecznie jest odkrywanie, że warto tracić to, co nasze, lub co nam się takie wydaje, by być pewnym, że otrzymanego skarbu, czyli łaski płynącej z wiary, nikt nam nie zabierze. Wówczas bowiem zły duch traci racje działania wobec nas. Nikt nam nigdy nie odbierze mocy tracenia…

Bp ZbK

Środa 3. Tygodnia WlkPostu (180307)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.

Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejsze, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim”.

 

W Księdze Rodzaju czytamy, że Pan Bóg dał człowiekowi prawo-przykazanie: jeśli spożyjesz owoc z drzewa poznania dobra i zła – umrzesz (zob. Rdz 2,6-17). Święty Paweł w Liście do Rzymian wyraża tę prawdę bardzo jasno: „Zapłatą za grzech jest śmierć” (Rz 6,23). Zatem ten, kto – będąc świadomym tego, że jest grzesznikiem – jest gotów ponieść konsekwencje własnego grzechu, czyli stracić swoje życie, będzie mógł wypełnić Prawo. To uczynił Jezus. On, nie będąc grzesznikiem, wypełnił Prawo przez to, że poddał się śmierci należnej grzesznikowi. Uczynił to dla nas, ludzi grzesznych, abyśmy zjednoczeni z Nim w Jego śmierci i zmartwychwstaniu przez chrzest (zob. Rz 6,5) – mogli też z Nim wypełniać Prawo, aż do ostatniej joty, mocą Jego Ducha, mocą Ducha Świętego.

Jezus pozwolił, aby Prawo zostało wypełnione na Nim tak, jak na tym, kto Prawo przekroczył. Poddając się Prawu, przyjął na siebie konsekwencje niewypełnienia go przez ludzi, którzy jako grzesznicy stali się nieprzyjaciółmi Boga. On jednak ukochał nas, choć byliśmy Jego nieprzyjaciółmi, i za nas oddał swoje życie.

W ten sposób, przez miłość do nieprzyjaciół Boga, do grzeszników, Jezus wypełnił Prawo i spełnił zapowiedzi Proroków. W szczególności zapowiedzi z Księgi Jeremiasza o nowym sposobie podejścia do Prawa, czyli o Nowym Przymierzu, które spełni się mocą przebaczenia grzechów (zob. Jr 31,34).

W Wielkim Poście ze szczególną intensywnością uczymy się przyznawać w sobie rację Jezusowi, który przez śmierć wypełnił Prawo, a przez zmartwychwstanie i dar Ducha Świętego uzdolnił nas do wypełniania tego Prawa do końca, zawsze i pod każdym względem.

Bp ZbK

Wtorek 3. Tygodnia WlkPostu (180306)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Dziś Ewangelia o przebaczeniu.

Piotr zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?”. Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy.

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, i tak dług oddać.

Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: «Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam». Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował.

Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: «Oddaj, coś winien!» Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: «Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie». On jednak nie chciał, lecz odszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.

 

Na pytanie o miarę przebaczenia jedynie możliwą odpowiedzią jest ta, że nie ma miary. Każda próba kalkulacji w tej materii jest narażona na niebezpieczeństwo niezrozumienia przebaczenia i utracenia go. Tak bardzo jest więc potrzebne wpatrywanie się w Jezusa, który odpowiada Piotrowi, że trzeba przebaczać siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze. Przebaczenie bowiem nie podlega obliczeniom, uwarunkowaniom, ponieważ należy do innego wymiaru i jest kategorią boską. Tego przebaczenia możemy uczyć się tylko na zasadzie partycypacji w Bożym przebaczeniu. Tylko wtedy może ono w nas wzrastać na miarę Bożą.

Może jednak stać się w nas coś przeciwnego. Możemy nawet niewielkim gestem to przebaczenie w sobie zanegować i uniemożliwić jego wzrost, zaprzeczyć jego istnieniu. Małym gestem można przekreślić zaistnienie wielkiego przebaczenia.

Korelacja między przebaczeniem Bożym i naszym nie leży w wielkości przebaczanej materii, lecz w zgodzie na zaistnienie faktu przebaczenia i przyjęciu logiki przebaczenia jako daru, który może być w nas żywy i skuteczny. Gdy raz otrzymało się ten dar, istotne jest, by utrzymać siebie w jego logice.

Pan Bóg jest gotów przebaczać i przebacza wiele, bo ma taką władzę i moc. Żeby jednak to przebaczenie mogło się urzeczywistniać w człowieku, potrzebne są z jego strony choćby małe gesty, jako znak, że jest on otwarty na przebaczenie i gotowość przebaczenia. Człowiek, wypełniając gesty przebaczenia, które są w jego mocy, otwiera się stale na to, by Boże przebaczenie stawało się w nim owocne i by docierało do bliźnich.

Mała iskra może spowodować wybuch ładunku o niewspółmiernej mocy w stosunku do energii, którą ma w sobie, ale też kropla wody może zgasić tę iskrę i nie dopuścić do wyzwolenia mocy z ładunku. Podobnie nasze małe przebaczenia dają nam dostęp do Bożej mocy przebaczenia, i odwrotnie – brak tych małych gestów nie dopuszcza do zaistnienie w nas Bożej mocy i uniemożliwia jej działanie.

Bp ZbK

Poniedziałek 3. Tygodnia WlkPostu (180305)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Jezus przemawia w synagodze w Nazarecie, w swoim rodzinnym mieście. Wypowiada tam takie oto słowa:

„Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.”

W dalszych słowach Jezus przytacza dwa przypadki działania proroków poza granicami Izraela: proroka Eliasza z wdową z Sarepty Sydońskiej i prorka Elizeusza z Syryjczykiem Naamanem.

To oburzyło Jego współziomków i zareagowali,

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem.
Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta
i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane,
aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Bóg pozwala się odrzucać, i to aż do krzyża. On bowiem potrafi kochać przeciwko sobie (zob. Benedykt XVI, Deus Caritas est, n. 12) i ma w sobie łaskawą i przebaczającą wielkoduszność. Żeby ta moc przebaczenia była zauważona przez człowieka, musi być czasem przez niego odrzucona. Czasem potrzebne jest, by człowiek niejako doznał gniewu Boga, by w tym wszystkim, co odbiera jako karanie, dostrzegł szczególne pochylenie się Boga nad jego losem. Karanie i gniew Boga objawią się w krzyżu Jezusa Chrystusa. On przyjął na siebie to wszystko, co nam się należało, jako konsekwencja grzechu, czyli gniew Boga wobec każdej nieprawości i niesprawiedliwości. Przyjął to, byśmy mogli otrzymać przebaczenie.

Człowiek potrzebuje czasu, by dojrzeć do takiego zrozumienia. Będzie patrzył na Boga, który daje się odrzucać i krzyżować, aż dostrzeże, że ten Bóg mu przebacza. Dlatego Bóg, respektując człowieka w nieprzychylnym działaniu wobec Niego, stale z nadzieją go szuka i czeka, by okazać mu przebaczenie. Takie momenty życia, w których człowiek zobaczy, że to on odrzuca Boga, i w których zostało mu objawione przez Ewangelię, że Bóg w niego nie zwątpił, bo widział w nim zagubionego w sobie grzesznika, są dla człowieka momentami zwrotnymi. Często dojście do nich trwa bardzo długo. Jezus jeszcze wiele razy będzie przechodził obok mnie i oddalał się na pewien czas, aż kiedyś spotkam się z Nim – ukrzyżowanym i przebaczającym.

Bp ZbK

Sobota 2. Tygodnia WlkPostu (180303)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W przypowieściach, jakie Jezus wypowiadał nie chodziło tylko o wzór relacji człowieka do Boga chodziło także o koncepcję i obraz Boga. Jezus objawiał Boga, który nie zawsze pasował do tego, co o Bogu ,myśleli ludzie, a w szczególności ci, którzy mieli już swój wyrobiony obraz Boga i siebie ugruntowany w swoich zwyczajach i praktykach. Widać to m.in. w przypowieści o synu marnotrawnym albo raczej o miłosiernym Ojcu.

Syn marnotrawny będąc w niedoli pomyślał w głębi siebie:

«Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca.

A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem».

Lecz ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić.

Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego».

Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę» (Łk 15,18-30) .

 

Faryzeusze sprzeciwiali się obrazowi Boga, który ukazywał i urzeczywistniał Jezus. Po prostu obraz Boga przychodzącego do grzesznika, szukającego go i pochylającego się nad nim, nie mieścił się w kategoriach myślenia faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Takiego Boga nie rozumieli, takiego Boga nie chcieli, takiego Boga się obawiali. Taki Bóg w jakiś sposób zagrażał bowiem ich wizji życia, ich poprawności. Nadto taki obraz Boga w jakiejś mierze kwestionował też ustalony system zasług i wartości. Bóg bowiem, który zwraca się do grzeszników, szuka ich i im przebacza, jawił się im jako Bóg niesprawiedliwy. Jawił się im jako krzywdzący sprawiedliwych i pobożnych, nie doceniał bowiem ich wierności, ich zasług, ich sprawiedliwości. Nie uwzględniał uprzywilejowanego miejsca, które z mozołem sobie wypracowali.

Tymczasem Jezus w tej przypowieści ukazuje, że nie zasługi człowieka (często zresztą wątpliwe) są cenne przed Bogiem, lecz gotowość do nawrócenia. A nawrócenia potrzebują nie tylko ci, którzy powszechnie uważani są za grzeszników, ale również ci, którzy – sami uznając się za sprawiedliwych – są zadufani w sobie; oddzielają się od innych z powodu wypełniania praktyk religijnych, poczucia własnej poprawności i pewności zasług. Winniśmy być świadomi, że istnieje niebezpieczeństwo rozminięcia się z Bogiem i szemrania przeciwko Niemu, gdy człowiek wpatrzony w siebie, w swoje racje, w swoją sprawiedliwość i pobożność, chciałby narzucić Panu Bogu kryteria Jego zbliżania się do człowieka.

Jezus w Ewangelii nadal opowiada tę przypowieść, także w dzisiejszej społeczności.

Bp ZbK

« Poprzednia stronaNastępna strona »

css.php