W dwudziestą siódmą niedzielę roku B śpiewamy jako responsorium po pierwszym czytaniu Psalm 128. Pierwsze czytanie mówi o stworzeniu człowieka. Jest to, jak możemy powiedzieć, przedstawienie końcowego etapu tego opowiadania. Możemy powiedzieć, że jest to ukoronowanie całego dzieła stworzenia. Jest to ukazanie stanu szczęśliwości wyrażającej się w komunii tychże ludzi. Świadczy o tym końcowe zdanie: Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu.
Naturalnie nie możemy redukować przesłania tego stwierdzenia do aspektu fizycznego. Jest to objawienie pełni relacji, która nie była niczym ograniczona, gdyż źródło i umocowanie wszystkiego, co łączyło Adana i Ewę, było zawarte w ich odniesieniu do Boga jako Stwórcy i Dawcy życia. To dzięki jedności z Nim byli jednością. Dzięki temu, że każde z nich miało swoje egzystencjalne odniesieni do Boga, mogli pozostawać ze sobą w pełnej jedności niczym nieograniczonej komunii.
W liturgii – jako odpowiedź na tę sytuację – śpiewamy Psalm 128.
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
i chodzi Jego drogami.
Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich,
szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie.Małżonka twoja jak płodny szczep winny
w zaciszu twojego domu. S
ynowie twoi jak oliwne gałązki
dokoła twego stołu.Tak będzie błogosławiony człowiek, który się boi Pana.
Niech cię z Syjonu Pan błogosławi
i obyś oglądał pomyślność Jeruzalem
przez wszystkie dni twego życia.
Obyś oglądał potomstwo swych dzieci.
Pokój nad Izraelem (Ps 128,1-6).
W Psalmie jest wyrażona odpowiedź uniwersalna, która odnosi się do wszystkich sytuacji człowieka będącego w jedności z Bogiem, dzięki czemu może trwać w jedności ze swoimi bliskimi. Przyjrzyjmy się niektórym aspektom tej prawdy.
1. Szczęśliwy – godny pozazdroszczenia
Psalm rozpoczyna się, podobnie, jak Psalm pierwszy i wiele innych, określeniem „szczęśliwy” – w języku hebrajskim „aschrej”. Ten hebrajski termin stoi w pewnym paralelizmie i w bliskości z terminem „baruk” – przekładanym na język polski przez „błogosławiony”. Bywa, że te dwa terminy są przekładane zamienne. A przynajmniej „aschrej” bywa przekładany przez „błogosławiony”. Ma on jedna trochę inny odcień znaczeniowy.
Między tymi terminami zachodzi jednak pewna odmienność i różnica. Termin „baruk” (błogosławiony) wskazuje przede wszystkim na działanie (błogosławienie) ze strony Boga. To jest Jego błogosławieństwo. To Bóg błogosławi człowiekowi i czyni go błogosławionym. Błogosławienie może to też być ze strony człowieka. Człowiek może błogosławić drugiego człowieka i może błogosławić Boga, tzn. kierować ku Niemu swoje błogosławienie, czyli wychwalanie – sławienie Jego imienia, Jego mocy itp..
Natomiast termin „aschrej” nie znajduje się w „ustach” Boga. Inaczej mówiąc, Bóg nie „mówi” o człowieku i nie zwraca się do niego przy użyciu tego terminu. Ten termin znajduje się w ustach człowieka i jest swoistym stwierdzaniem stanu rzeczy czy gratulowaniem lub wyrażaniem życzenia tego stanu szczęśliwości (błogosławieństwa). Nadto termin ten (w odróżnieniu od terminu „baruk”) zakłada współdziałanie człowieka – jego wkład pozytywny w opisywaną szczęśliwość, lub unikanie błędu, czy niepoprawnej drogi (zob. Ps1,1). Upraszczając można powiedzieć: błogosławieństwo jest darem. Natomiast szczęśliwość zależy od współpracy człowieka.
Warto też wspomnieć, że termin ”aschrej” ma związek z pojęciem stawiania kroków, kroczenia do przodu. To oznacza perspektywę życiową, która jest korzystna dla człowieka, ale z której człowiek będzie korzystał lub nie. Zależy to od jego współpracy z zamysłem Boga. Ta szczęśliwa perspektywa życia nie jest do osiągnięcia przez samego człowieka, jego własne siły. Dlatego też w oczach ludzi świata może ona być godna pozazdroszczenia a czasem nawet prześladowania.
2. Bojaźń Boga – chodzić Bożymi drogami
Ten człowiek jest nazwany szczęśliwym, który boi się Pana Boga. Jak to wielokrotnie już tutaj było mówione, nie chodzi o lęk i strach przed Bogiem, lecz o taką relację z Nim, by słuchać Jego poleceń, w szczególności Jego Tory, a patrząc z punktu widzenia Nowego Testamentu – Jego Ewangelii.
W Psalmie pierwszym szczęśliwym jest nazwany ten, kto nie chodzi za radą ludzi występnych (nie postępuje według koncepcji życia, jaką podają ludzie wstępni), czyli ci, którzy nie uznają Bożego Prawa (Tory). Dalej: nie pozostaje na drodze grzeszników.
W koncepcji bojaźni Pańskiej jest zawarta akceptacja Bożego Prawa ze strony człowieka, jako podstawy dla kształtowania całego życia. Za tym stoi gotowość przyjmowania tego, co objawione i trud poszukiwania, żeby siebie odnajdywać w tym, co objawione. Widzimy dzisiaj, jak jest trudno współczesnemu człowiekowi uznawać Boże Prawo. Propagowana jest dzisiaj szeroko pojęta autonomia i niezależność. Inaczej mówiąc, jest to szukanie szczęścia na własną rękę a czasem nawet poza Bożym zamysłem czy niejednokrotnie wprost przeciwko temu zamysłowi.
Współczesnemu człowiekowi jest trudno chodzić Bożymi drogami. Łatwo wydeptuje sobie własne. Temu służy też w dużej mierze nasilenie wszelkiego rodzaju ideologii. Człowiekowi wydaje się albo jemu wmawia się, że jest to droga do szczęścia. Jakże często człowiek musi zbierać gorzkie owoce tego swego zagubienia.
3. Spożywać z owoców pracy rąk – osiągnąć szczęście
Posłuszeństwo Bożemu zamysłowi prowadzi do tego, by człowiek – postępując zgodnie z Prawem Bożym – korzystał z owoców pracy rąk swoich. W tym sformułowaniu jest zawarte prawo do tego, by człowiek korzystał z tego, co wypracowuje. Jest też zawarte ostrzeżenie, by nie próbował tak żyć, by korzystać (wykorzystywać i nadużywać) owocu pracy rąk innych. Jest to wezwanie do sprawiedliwego i słusznego udziału każdego człowieka w tym, co jest owocem jego pracy i co jest owocem pracy społeczności.
Jesteśmy dzisiaj świadkami wielu dysproporcji w dziedzinie podziału dóbr wytwarzanych przez człowieka i sposobu korzystania z dóbr naturalnych. Spotykamy się z jawnym wykorzystywaniem pracy słabszych i poddanych, z rabunkową gospodarką i z rażącymi przejawami niesprawiedliwości. To wszystko bierze się z tego, że człowiek zbyt mało respektuje Prawo Boże – nie ma właściwej bojaźni. Upatruje swoje szczęcie w tym, co zdobędzie (nawet z przemocą czy nieprawnie, nieuczciwie). Chce uczynić siebie szczęśliwym i „błogosławionym” po swojemu, niezależnie od Boga. Tak „wyprodukowane” szczęście najczęściej nie jest szczęściem.
Człowiekowi dzisiejszemu tak bardzo często brak umiejętności i gotowości współpracy z Bogiem, który jedynie może sprawić, że człowiek we wszystkim, co czyni będzie znajdował szczęście i dobro, którym też potrafi dzielić się z innymi.
Dalsza część Psalmu przedstawia tradycyjny model rodziny, w której przeżywa się szczęście. Jakże to jest dzisiaj dalekie od wielu sytuacji rodzinnych i społecznych. Co więcej: jest wiele sił, które wprost mając na celu niszczenie takiego tradycyjnego obrazu rodziny i społeczności.
My jednak wyznajemy: szczęśliwy człowiek, który boi się Pana . . .
Bp ZbK
Komentarze
56 odpowiedzi na „Szczęście człowieka (27 Ndz B 151004)”
Tak pomyślałam :
Jeśli człowiek spojrzy w głąb siebie i nie zetknie się, nie wydobędzie /od wewnątrz/ iskry Bożej, trudno mu /z zewnątrz/przyjąć przesłanie i prawdę Bożą.
Żyje w duchowym ograniczeniu /pozory/ , więc i szczęście /radość/ pozostanie krótkie i pozorne /ograniczone/ w nim.
Potrzeba pracy. Nad sobą. NARZĘDZIA SĄ /nadal są/. W Kościele i w tym człowieku obok nas.
Księże Biskupie, „aschrej” po biblijnemu to znaczy szczęśliwy. Więc jak jest w Ewangelii ujęty błogosławiony/szczęśliwy/. Chodzi mi o osiem błogosławieństw. Czy to nie ten san aschrej widziany przez psalmistę? Jak ten psalm widzi Ksiądz Biskup z perspektywy ośmiu błogosławieństw Jezusa Chrystusa?
Pozdrawiamy
janusz i miki
Ad #2 baran katolicki
W „błogosławieństwach ewangelijnych” przekazanych nam w języku greckim jest użyty przymiotnik „makarios”, który odpowiada właśnie hebrajskiemu „aschrej”. Możemy powiedzieć, że w „makaryzmach” (błogosławieństwach) Jezusa w zapisanych w ewangeliach (Mt i Łk) mamy ukonkretnienie lub sprecyzowanie tego, co jest w Psalmach. Np. kiedy Psalmista w Psalmie 1 mówi: Szczęśliwy człowiek, który nie idzie za koncepcją życia (radą) występnych itd. albo w omawianym Psalmie 128 mówi: Szczęśliwy człowiek, który boi się Pana i podobnie w tylu innych, wówczas chodzi o odniesienie człowieka (jego szczęśliwości) do Boga, do zachowania Jego zamysłu co do życia człowieka. W Starym Testamencie wyrażało się to przede wszystkim w Torze (Prawie), a w Nowym Testamencie jest to obwieszczone w formie Dobrej Nowiny.
Jezus bowiem wypełnił wszystko to, do czego zmierzało Prawo i stał się przez to tym, kto obwieszcza nową „możliwość” działania wynikającą z mocy Jego Misterium Paschalnego, daru Ducha Świętego. To, co nie było możliwe do spełnienia przez podejście tylko w oparciu o działanie człowieka (gdyż był lęk, niezdolność wobec zaryzykowania siebie przez poddanie się Prawu), stało się i staje się możliwe dzięki wierze (zob. Hbr 2,14n; Rz 3,19-22; 3,31; Ga 2,16 itp.). Dlatego w makaryzmach – obwieszczających szczęśliwość nie są pierwszoplanowe określenia „ubodzy w duchu” ludzki, „którzy się smucą”, „cisi” itd., lecz związek, więź, jaka rodzi się w ludziach z Jezusem Chrystusem dzięki wierze w to, co On obwieszcza i co sam na sobie spełnił. Proszę zwrócić uwagę, że w Mt 5,1-2 jest mowa o przystąpieniu do Jezusa!
Patrząc w ten sposób dostrzegamy, że wszystkie „makaryzmy”, o jakich mowa w Psalmach i w całym Starym testamencie, uzyskują swoje ukoronowanie (spełnienie) w Jezusie Chrystusie i w tych, którzy wierząc Jego Ewangelii przyjmują tę / taką koncepcję życia – to znaczy nie idą za radą wstępnych, lecz przeżywają wszystko, co ich spotyka, w bojaźni Pana (zob. Ps 1,1; 128,1).
Nie wiem, czy o to właśnie chodziło. Mam nadzieję, że to będzie chociaż małym światłem.
Pozdrawiam
Bp ZbK
#3 Ksiądz Biskup.
Przystąpili do Jezusa, bo Jezus ich dał im swoją wiarę. Przystąpili, bo Jezus przylgnął do nich, to znaczy powołał i wybrał.
Dlaczego powołał i dlaczego wybrał właśnie tych a nie innych?
Dla mnie Staro Testamentalny „aschrej” ma wymiar tylko doczesny bazujący na religijności opartej o Prawo. Szczęśliwy kto wypełnia/żyje w zgodzie z Prawem/. Jest to umowa dwustronna między Bogiem i człowiekiem oparta na własnych siłach.
Dzisiaj nasza religijność niczym się nie różni od tej jaką żyli ludzie Starego Testamentu. „Przed śmiercią nikogo nie nazywaj szczęśliwym” (Syr 11,28) Nie nazywaj go „aschrej”.
W makaryzmach/błogosławieństwach/ dostrzegam/doświadczam/ siebie na drugim brzegu Jordanu/Morze Czerwone/.
Tylko mocą wiary Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego, mocą wiary Kościoła/Duch Święty/widzę siebie jako „aschrej”.
„Mój” Biskupie, Twoja odpowiedź zachęca mnie/zaprasza mnie/ do przystępowania do Jezusa Chrystusa w Kościele Świętym/dla mnie Katolickim/.
Dziękuję i pozdrawiam
janusz.
Księże Biskupie,
proszę o pomoc.
Bo sama nie wiem,
co myśleć o sugestii niektórych,
by Tygodnik Powszechny pozbawić określenia „katolicki”…
Pozdrawiam 🙂
#2#3 Bp ZbK, Janusz
Najpierw Bóg błogosławi (baruk) mi poprzez stawianie , konfrontowanie z sytuacjami gdy odbierany mi jest mój głos ( staję się cichy, więcej słuchający), rozkrusza się moje serce ( pojawia się tam przestrzeń dla Jego łaski) a ja przystępując do Niego (zgadzając się na to ) staję się błogosławiący Boga ( aschrey) gdy On buduje moje życie.
Nie myślałem tak nigdy o błogosławieństwach!
Zachęcam do słuchania i oglądania codziennych relacji z synodu o rodzinie 2015:
http://www.blog2015.archpoznan.pl
http://www.salvetv.pl.
Błogosławienstwo jest darem /wszyscy go otrzymują za darmo/.
A szczęśliwość uzależniona jest od naszej współpracy.
Według mnie , żyć tak /współpracować z Bogiem/ ,aby doświadczyć darów ośmiu błogosławieństw – to pełnia błogosławionej szczęśliwości człowieka.
Dzisiaj w Ewangelii Jezus mówi nam żebyśmy wytrwale prosili Boga, ale tak sobie pomyślałem:
czy On temu co o nic nie prosi nic nie da?
I taką ciekawą a może dającą do myślenia przypowieść w necie znalazłem: „Przypowieść o wkurzonym katoliku”, autor Wojciech Żmudziński SJ (do poszukania w Googlach).
Bojaźń Boża, to twórczy lęk, który przejawia się jako poczucie odpowiedzialności. Wyraża się w oddawaniu czci Bogu i okazywaniu posłuszeństwa. Nie jest to lęk o siebie, ale szacunek wobec spraw Bożych. To takie przylgnięcie do miłości Boga, że sama myśl o jej utracie przez zaciągnięcie winy napełnia lękiem.
W bojaźni jestem razem z Chrystusem przybita do krzyża, w miłości powstaję z martwych z Chrystusem. Bojaźń rodzi się z poznania świętości Boga.
Choć jestem w rękach Boga, to mam być obsługiwana przez własne ręce. On da dla mnie chleb powszedni, ale musi to być mój własny od pracy. Bez Boga daremny trud.
„Jeżeli Pańskiej nie macie pomocy,
Na nic się przyda wstawać o północy”.
#9 chani
Moim zdaniem da. 🙂
Da wszystko, czego on potrzebuje. 🙂
# Julio,
„Katolicki” – co to znaczy ?
Jaką miarą mierzyć katolickość w Kościele Katolickim /świętym/?
Twój post zachęca/zmusza/ mnie do szukania odpowiedzi w rejonie mojej niewiary/mojego nie bycia/.
Proszę sama sobie i nam tutaj na blogu sprecyzować, co to znaczy katolicki z perspektywy Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego w Kościele Katolickim.
Pozdrawiam
janusz
# 12 Januszu…
w moim pytaniu nie ma głębi obecnej w Twoich słowach.
Niestety…
Wszystko jest proste:
od kilku lat Tygodnik Powszechny (czyli katolicki) jest dla mojej koleżanki źródłem wiedzy o Kościele katolickim.
Czyta w nim m.in.:
„Nadal stoimy na stanowisku,
że wszystko, co napisał (ks. Charamsa) o języku nienawiści
obecnym w wypowiedziach publicznych ks. Dariusza Oko, pozostaje prawdą”.
Więc,
po pierwsze – uznaje, że przybliżanie nauczania Kościoła to mowa nienawiści,
po drugie – skutkuje to oczekiwaniem, że ludzie Kościoła będą mówić światu to, co się światu podoba…
…
(A ja się uczyłam, że skutkiem trwania w grzechu
jest utrata jasności widzenia zła…)
…
Pozdrawiam 🙂
„To wszystko bierze się z tego, że człowiek zbyt mało respektuje Prawo Boże – nie ma właściwej bojaźni. Upatruje swoje szczęcie w tym, co zdobędzie (nawet z przemocą czy nieprawnie, nieuczciwie). Chce uczynić siebie szczęśliwym i „błogosławionym” po swojemu, niezależnie od Boga. Tak „wyprodukowane” szczęście najczęściej nie jest szczęściem.
Człowiekowi dzisiejszemu tak bardzo często brak umiejętności i gotowości współpracy z Bogiem, który jedynie może sprawić, że człowiek we wszystkim, co czyni będzie znajdował szczęście i dobro, którym też potrafi dzielić się z innymi” (Biskup).
…
Papież Franciszek wiele mówi na ten temat.
Np.w ostatniej encyklice: „Brakuje świadomości wspólnego pochodzenia, wzajemnej przynależności i wspólnej przyszłości dla wszystkich (…) Świat jest darem otrzymanym z miłości Ojca…Duchowość chrześcijańska zachęca do prorockiego i kontemplatywnego stylu życia, zdolnego do głębokiej radości…Szczęście wymaga umiejętności ograniczenia pewnych potrzeb, które nas ogłuszają…itd.
…
Myślę, że to MODLITWA czyni człowieka szczęśliwym.
Julio!
Dawniej, 30 lat temu, czytałam wspominany Tygodnik.
Kiedy urodziły mi się kolejne dzieci, nie bardzo miałam czas na czytanie owego. Mój mąż natomiast do lat 90-tych ,czytał Tygodnik, po czym stwierdził, że się „popsuło ” wiele w tym czasopiśmie. Teraz twierdzi, że jest tenże Tygodnik wręcz szkodliwy dla Kościoła Katolickiego.
Nie znam sprawy dokładnie, ale z tego co mówi mój mąż, wnioskuję, że tak jest…
pozdrawiam
…”Człowiekowi dzisiejszemu tak bardzo często brak umiejętności i gotowości współpracy z Bogiem, który jedynie może sprawić, że człowiek we wszystkim, co czyni będzie znajdował szczęście i dobro, którym też potrafi dzielić się z innymi.”…
Kocham życie, Słońce, Ziemię,Ludzi,- niesamowitą Mądrość Bożą…
Mimo krzyży różnych rozmiarów, jestem szczęśliwa…
Serdecznie Was pozdrawiam , którzy dajecie swoje świadectwa i rozważania na tym blogu 🙂
Szczęście człowieka?
Rozwinięcie świadomości i powrót /oczywiście do Nieba :)/
Szczęśliwy człowiek, który się boi Pana
i chodzi Jego drogami.
Myślę,że śmiało mogę powiedzieć o sobie „szczęśliwy”,nie dlatego ,że moje życie przebiega bezproblemowo-wręcz przeciwnie,ale dlatego ,iż czuję się wybrany przez samego Boga,który dał mi łaskę poznania Jezusa Chrystusa,i moc „chodzenia Jego ścieżkami”Moim problemem jest właściwa współpraca z tą łaską.
Mimo przeróżnych doświadczeń,słabości Pan znajduje sposoby aby przywracać mnie na ścieżki życia,przebaczenia,miłości.
Jednym z nich był ostatnio mój udział w rekolekcjach w Legnicy prowadzonych osobiście przez ks.biskupa.
Wspaniały czas spędzony w gronie wspaniałych ludzi szukających w swoim niełatwym życiu Bożego planu.Mój lęk prowadzi mnie do grzechu,moja wiara pozwala mi z nim zerwać.
Sama świadomość Bożego prowadzenia,daje mi poczucie szczęścia.Daje mi siłę do trwania w jedności z Chrystusem,moimi bliskimi,braćmi i siostrami z mojej wspólnoty neokatechumenalnej i wszystkimi którzy mnie otaczają.
To dzięki temu mogę stawać do walki ze swoimi lękami,bo myśl o trwaniu w jedności z Bogiem przywraca prawdziwe życie/szczęście/.
Pozdrawiam wszystkich blogowiczów,i uczestników rekolekcji w Legnicy.
#13 Julia.
„Mój” pierworodny gdy go zapytałem czym zmierzyć katolickość bez wahania odpowiedział : tradycją.
Zdumiony jestem taka mądrością w wieku 23 lat. Ja również nie mam pojęcia skąd to wziął.
Wszyscy wiemy, że Kościół katolicki żyje z Ewangelii i własnej tradycji/historii/. Jezus Chrystus zmartwychwstały przylgnął do nas i nieustannie daje nam swoją wiarę/Duch Święty/. To jest wiara Kościoła Świętego.
Julio, święta tradycja naszego Kościoła jest jedynym, prawdziwym, miernikiem naszej katolickości.
Dzisiaj bardzo potrzebujemy mądrości własnej tradycji/katolickości/.
Potrzebujemy katolickich pasterzy, którzy w duchu tradycji mają odwagę nas prowadzić ewangelijną drogą. Drogą zmartwychwstałego Pana.
Nasz Biskup jest właśnie takim pasterzem dla mnie.
Dobrze by nam było gdyby Sam odniósł się do tak zamazanego dla nas słowa „katolicki”.
Księże Biskupie to dla nas bardzo ważne słowo.
Katolicki baran już sam nie wie, czy jest jeszcze katolicki.
Pozdrawiam
janusz
#18
strach – ach! 🙂
Trochę zaskakujący cytat dzisiaj przeczytałam. Ad szczęścia.
„Na tym świecie istnieją tylko dwie tragedie. Jedna to nie otrzymać tego, czego się chce, a druga to otrzymać. Ta ostatnia to rzeczywista tragedia”. Oscar Wilde
Akurat prosiłam na modlitwie Boga o powodzenie w pewnej sprawie. Nie otrzymałam. Wierzę, że otrzymam, ale nie wtedy i nie jak ja chcę. Wierzę, że Bóg mi da to, co najlepsze. Trwam więc w nadziei.
…
W swojej książce „Kim jest człowiek” A.J.Heschel pisze, że szczęście nie jest synonimem zadowolenia z siebie, spokoju ducha czy samozadowolenia. Samospelnienie jest mitem.
Tak, tylko Bóg może uczynić człowieka błogosławionym, szczęśliwym.
#19 Janusz
Będziesz katolicki Baranku na tyle, na ile będziesz trwał w Kościele świętym, powszechnym sakramencie zbawienia.
Jedność w Kościele jest katolicka, jak się mówi już od II wieku. Jest powszechna, bo Kościół jest dla wszystkich kultur i obejmuje cały Wszechświat.
A tradycja… Pamiętam, uczono mnie już w dzieciństwie na katechezie, że magisterium Kościoła to Pismo święte i Tradycja.
Tradycja to przekazywanie z pokolenia na pokolenie depozytu wiary. To jest święty depozyt, a o jego świętości decyduje Objawienie Boże.
Ważne jest, jak wyczytałam u Dufoura, żeby tradycja się rozwijała przy jednoczesnym zachowywaniu depozytu apostolskiego.
Dziś wydaje się być zachwiana ta równowaga i toczy się słuszna walka o utrzymanie tego ewangelicznego depozytu.
Tym zajmują się mądre głowy Kościoła…
Ksiądz Biskup wiernie strzeże tego depozytu, możemy być spokojni. To moje zdanie 🙂
Pozdrawiam
# 19 baran katolicki
Gdyby święta tradycja naszego Kościoła była jedynym,prawdziwym miernikiem naszej katolickości,to nie powstałoby Bractwo Kapłańskie Piusa X.
„julia” słusznie napisała:katolicki,znaczy powszechny.
Zauważ,że to zdanie jest przeciwstawne do pozostałych ,które napisałeś.
Ewangelia,to nie tradycja.
Ad #5 #13 julia #19 baran katolicki
Januszu, Julio, Mirosławo i inni zainteresowani!
W sprawie pytania o „katolickość” Tygodnika Powszechnego.
Jeśli chodzi o aspekt formalny, to są zawsze kompetentne władze i organy, które ten tytuł (ten przymiotnik) nadają, przyzwalają czy odwołują.
Jeśli natomiast chodzi o samą istotę rzeczy i to w odniesieniu do dziedziny wiary i życia z wiary, to katolickość (czyli powszechność – z greckiego kata holos, a więc mający na uwadze całość, pełnię, a więc także pośrednio jedyność itp), to możemy to określić jako całościowe, a więc także wyłączne (jedyne w swoim rodzaju) odniesienie do Jezusa Chrystusa, a w szczególności do Jego Misterium Paschalnego, z czego rodzi się katolickie „zgromadzenie”, czyli Kościół. Ciało, które żyje tym samym duchem. W swej „katolickości” ma różną intensywność przynależności, musi mieć natomiast tą samą jakość, tzn. uznawać to odniesienie za jedynie ważne, nawet jeśli to spełnia się w kimś konkretnym tylko w jakiejś części, bo nie nastąpiło jeszcze pełne przylgnięcie do Jezusa Chrystusa. Ktoś taki uznaje jednak – mimo tej swej niepełności przylgnięcia – że właśnie to przylgnięcie do Jezusa jest istotne i to stanowi o jego przynależności do Katolickiego Ciała Jezusa Chrystusa. Ta Katolickość to jedność wielu – nawet bardzo poranionych przez grzech i jeszcze „rozproszonych”, ale zdecydowanie zorientowanych ku Jednemu i Jedynemu, to znaczy potwierdzających stale w sobie dążenie, odniesienie do Jezusa Chrystusa.
Widzialnym znakiem tej jedności jest Papież, Kolegium Biskupów; w diecezjach biskupi diecezjalni itd. Jest to jedność, która się tworzy od wewnątrz. Zewnętrzne jej określenia są zawsze jakąś próbą wyjaśniającą, przedstawiającą, definiującą wobec innych rzeczywistości itp.
Pozdrawiam
Bp ZbK
#24 Ksiądz Biskup
Dziękujemy za kompetentne wyjaśnienie co oznacza określenie „katolicki”.
Przejrzyście 🙂
#24 Bp ZbK
Niespecjalnie zazdroszczę owym „kompetentnym władzom” 🙂
Nasza Katolickość w małych wspólnotach decyduje, czy potrafimy zachować dystans i rozeznanie co do wartości poszczególnych tekstów.
Dojrzała wspólnota może dyskutować nawet o nieprzyjaznych nam tekstach, bo są tam wskazówki, jakim trudnościom ich autorzy podlegają, słaba zaś w wierze nie powinna tych tekstów w ogóle czytać.
#19 Januszu,
dziękuję, że zechciałeś odnieść się do wątpliwości.
I że zachęciłeś Księdza Biskupa do udzielenia odpowiedzi 🙂
…
#24 Ksiądz Biskup Zbigniew,
1. (…) „Ta Katolickość to jedność wielu – nawet bardzo poranionych przez grzech i jeszcze „rozproszonych”,
ale zdecydowanie zorientowanych ku Jednemu i Jedynemu,
to znaczy potwierdzających stale w sobie dążenie, odniesienie do Jezusa Chrystusa”
…
Bardzo mi się podoba ta definicja.
Ale pociąga ona za sobą poważne konsekwencje:
– Skoro tygodnik (dziennik czy inny periodyk) ma w swojej nazwie katolicki,
to średnio zaawansowany teologicznie czytelnik ma prawo spodziewać się,
że znajdzie w nim „stałe potwierdzenie odniesienia do Jezusa Chrystusa,
do Jego Misterium Paschalnego”…
– tak właśnie jest z moją koleżanką – czyta katolicki Tygodnik Powszechny
i jest zachwycona otwartością Kościoła katolickiego,
– tylko, że…
nie rozumie, dlaczego „proboszcz nie chce ochrzcić dziecka”
małżonków bez zawartego sakramentu małżeństwa.
A wyjaśnienia traktuje jak atak i potępienie rodziców, dziadków i dziecka…
2. „są zawsze władze i organy, które ten tytuł (ten przymiotnik) nadają, przyzwalają czy odwołują”
Na pewno „są”.
Skoro nie odwołują, to znaczy, że przyzwalają.
Potwierdzają katolickość.
…
Pozdrawiam 🙂
Ad #26 grzegorz
Grzegorzu!
Tak jest!
Bardzo dziękuję za ten komentarz.
Dlatego potrzebne jest formowanie bardziej dojrzałych (choćby małych) wspólnot, w których ludzie (wierni, wierzący) uczyliby się doświadczać katolickości w jej najbardziej podstawowym przejawie i wymiarze.
Serdecznie pozdrawiam całą Rodzinę!
Bp ZbK
Ad #27 julia
Julio!
Bardzo dziękuję za sprowokowanie pierwszym pytaniem tego tematu i z pociągnięcie go.
Jak widać, nie jest to pytanie do do odpowiedzenia jednym słowem. Jednocześnie poruszona problematyka ukazuje, jak jesteśmy dziś zagubieni w samym poznawaniu i definiowaniu tego, co katolickie.
Wprzęga się w to wiele czynników i wiele „interesów” osobistych i indywidualnych a także społecznych i kościelnych.
Kompetentna władza powinna reagować. Skoro jednak ta władza albo sama nie ma ostrego spojrzenia albo obawia się, że jasne sformułowanie czegoś (cokolwiek by to nie było w dziedzinie dotykającej istoty wiary) może nie zostać przyjęte, bo „podwładni” (czytaj: wierni Kościoła) nie rozumieją poprawnie (nie są właściwe uformowani), dzieje się tak jak się dzieje.
W tym miejscu można przywołać to, co było po ogłoszeniu encykliki „Humanae vitae”. Jak wielu – także w Kościele – nie przyjęło wówczas tego nauczania (tego definiowania) dokonanego przez papieża Pawła VI.
Słusznie więc piszesz, odnosząc się do stosownych organów, że skoro one czegoś nie odwołują, to oznacza, że przyzwalają.
Stąd się rodzą takie „zagmatwane” postawy, jak Twojej koleżanki.
Nie rozwiążemy tego wszystkiego na drodze tylko administracyjnej. Potrzeba nam – na każdym poziomie życia naszych wspólnot – formowania środowiska (myślenia) katolickiego przez odnoszenie do Ewangelii, do Misterium Jezusa Chrystusa.
To zależy w jakiejś mierze od każdego z nas – niezależnie od pozycji, jaką zajmujemy w Kościele Katolickim. Oczywiście odpowiedzialność za to, jak jest, rozkłada się (przypada) stosownie do urzędu i do daru Ducha Świętego, jaki każdy z nas ma itd.
Mam nadzieję – co więcej: jestem pewien, że się rozumiemy.
Zdajemy też sobie sprawę, na jakich rozdrożach często stoimy.
Pamiętamy jednocześnie o tym, Kto jest z nami i Kto nas zapewnia, że bramy piekielne nie przemogą. Nawet gdyby chodziło o „małą trzódkę”. Chodzi jednak o to, by ta „mała trzódka” dawała znak (była świadkiem) o pełni i całości dzieła Jezusa Chrystusa i miała jasne odniesienie do całości świata. To jest katolickość. To, co służy wszystkiemu i wszystkim, nawet jeśli jest jak ziarnko gorczycy itd., itp.
Serdecznie pozdrawiam – także Małżonka
Bp ZbK
Księże Biskupie, tu chodzi o depozyt wiary, który ma być przekazywany z pokolenia na pokolenie.
Depozyt wiary, o jakim wspomniała Miriam w #22.
No bo jaką wiarę przekazywać?
„Ważne jest, jak wyczytałam u Dufoura, żeby tradycja się rozwijała przy jednoczesnym zachowywaniu depozytu apostolskiego.
Dziś wydaje się być zachwiana ta równowaga i toczy się słuszna walka o utrzymanie tego ewangelicznego depozytu.
Tym zajmują się mądre głowy Kościoła…
Ksiądz Biskup wiernie strzeże tego depozytu, możemy być spokojni. To moje zdanie” – tak napisała Miriam.
Depozyt wiary katolickiej dzisiaj jest bardzo nieczytelny a niekiedy jest nie katolicki.
Nasza religijność chłonie pustą wiarę i na niej buduje swój Kościół/swoje życie/.
Księże Biskupie, warto i tu nam rozjaśnić co nie co.
Pozdrawiam
janusz
#30 Janusz
Myślę, że to się bardzo zazębia.
To, co oznacza „katolicki”a „depozyt wiary”, bo jak pisze Ks. Biskup :
„…katolickość (czyli powszechność – z greckiego kata holos, a więc mający na uwadze całość, pełnię, a więc także pośrednio jedyność itp), to możemy to określić jako całościowe, a więc także wyłączne (jedyne w swoim rodzaju) odniesienie do Jezusa Chrystusa, a w szczególności do Jego Misterium Paschalnego, z czego rodzi się katolickie „zgromadzenie”, czyli Kościół. Ciało, które żyje tym samym duchem”.
Depozyt jest to pewien zbiór pouczeń przekazanych drogą ustnej tradycji stanowiących przedmiot wiary.
1 Tm 6, 20 : „O, Tymoteuszu, strzeż depozytu wiary unikając światowej, czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń fałszywej wiedzy, jaką niektórzy obiecując, odeszli od wiary”.
Tradycja apostolska nosi na sobie znamiona nie apostołów, lecz Chrystusa -Zbawiciela, którego ducha, wskazania i czyny przechowuje (depozyt wiary).
Ważny jest ten sposób przedstawiania depozytu jako dostosowany do epoki i mentalności ludzi, którym się go przedstawia. I tu, moim zdaniem, zachodzą nieporozumienia, zgrzyty.
Pytanie, jak pomóc ludziom odnosić wszystko do Jezusa Chrystusa i Jego Misterium w tym niełatwym kontekście społecznym, kulturowym, itd.
Ksiądz Biskup słusznie zauważył, że poprawne rozumienie nie będzie „masowe”.
Baranku, nikt Cię nie zmusza do wchłaniania pustej wiary. Depozyt wiary nie jest nieczytelny, tylko przekaz bywa zniekształcony, albo wprost brak jest tego przekazu, wkrada się fałszywa wiedza.
Ileż dziś mamy przeciwstawnych twierdzeń!
Ksiądz Biskup daje nam zdrowy, ewangeliczny przekaz. Obyśmy go przyjęli do i w siebie.
Pozdrawiam
Zastanawiając się nad „depozytem wiary” sięgnęłam do przemówienia Papieża Franciszka wygłoszonego na zakończenie III Nadzwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów.W nim m.in.
„A ponieważ była to pielgrzymka ludzi wraz z chwilami pocieszenia były też chwile przygnębienia,napięć i pokus.Można by wspomnieć o niektórych ewentualnościach:
– Pokusa nieprzyjaznej ostrości,to znaczy chęć zamknięcia się w obrębie tego,co napisane(litera) i niedanie się zaskoczyć Bogu,Bogu niespodzianek(duch); w obrębie prawa,pewności tego,co znamy a nie tego,czego powinniśmy się jeszcze nauczyć i osiągnąć.Od czasów Jezusa jest to pokusa osób gorliwych,skrupulatnych,opiekuńczych i tak zwanych dziś tradycjonalistów,również intelektualistów.
– Pokusa destruktywnego naiwnego optymizmu,który w imię zwodniczego miłosierdzia opatruje rany,nie gojąc ich wcześniej ani nie lecząc,ludzi leczących objawy,ale nie przyczyny i źródło choroby.Jest to pokusa „naiwnych optymistów”,ludzi lękliwych a także tak zwanych „progresistów i liberałów”.
– Pokusa przemieniania kamieni w chleb,aby przerwać długi,ciążący i bolesny(por.Łk 4.1-4),a także przemienienia chleb w kamień,by rzucić nim w grzeszników,słabych i chorych(por.J 8,7),to znaczy,aby przekształcić go „w ciężary nie do uniesienia”(Łk 11,46).
– Pokusa,aby zejść z krzyża,aby zadowolić ludzi,a trwania na nim,żeby wypełnić wolę Ojca;pochylenia się przed duchem tego świata,zamiast go oczyścić i nagiąć do Ducha Bożego.
– Pokusa zaniedbywania „depozytu wiary”,uważając siebie nie za stróżów wiary,ale właścicieli i posiadaczy lub,z drugiej strony,pokusa,ignorowania rzeczywistości używając języka pedanteryjnego i słownictwa wyszlifowanego,by powiedzieć wiele rzeczy i nic nie mówić!Nazywamy go „bizantynizmem”:sądzę,i tak dalej…
Drodzy bracia i siostry,pokusy nie powinny nas przerażać ani też konsternować,a tym bardziej zniechęcać,bo żaden uczeń nie jest większy od swego mistrza:jeśli więc Jezus był kuszony – a nawet wręcz nazywany Belzebubem(por.Mt 12,24) – to Jego uczniowie nie powinni spodziewać się lepszego traktowania.”
Były to słowa powiedziane do Biskupów,ale myślę,że każdemu z nas ,chociaż mamy różne powołania,pomogą w nawracaniu się.
#32
Obawiam się że ludzie tego nie pojmą.
Nie sięgną /z umysłowego lenistwa/ po istotę rzeczy.
# 33 Ka.
A co ty z tego pojmujesz ?
Pozdrawiam
janusz.
„KKK 84 „Święty depozyt” (Por. 1 Tm 6, 20; 2 Tm 1,12-14). wiary (depositum fidei), zawarty w świętej Tradycji i Piśmie świętym, został powierzony przez Apostołów wspólnocie Kościoła. „Na nim polegając, cały lud święty zjednoczony ze swymi pasterzami trwa stale w nauce Apostołów, we wspólnocie braterskiej, w łamaniu chleba i w modlitwach, tak iż szczególna zaznacza się jednomyślność przełożonych i wiernych w zachowywaniu przekazanej wiary, w praktykowaniu jej i wyznawaniu” (Sobór Watykański II, konst. Dei verbum, 10).
KKK 97 „Święta Tradycja i Pismo święte stanowią jeden święty depozyt słowa Bożego” (Sobór Watykański II, konst. Dei verbum, 10), w którym – jak w zwierciadle – Kościół pielgrzymujący kontempluje Boga, źródło wszystkich swoich bogactw”.
Święta Tradycja jest w tych tekstach przed Pismem Świętym. Jest niejako wprowadzeniem do Pisma Świętego.
Ci, którzy są na DN, wiedza dobrze, jak ważne jest wprowadzenie słuchających w Słowo Boże. Otwarcie ucha na Słowo Boże to nic innego jak danie danej osobie wiarę Kościoła Świętego. Święta Tradycja ma w sobie zapach Słowa Bożego. Pachnie Jezusem Chrystusem zmartwychwstałym/Duch Święty/.
Minął czas Jezusa Chrystusa, który umarł, zmartwychwstał i zasiadł po prawicy Ojca na tronie chwały. Teraz są czasy Ducha Świętego. To jest czas Kościoła Świętego. Święta Tradycja jest dla mnie Ewangelią Ducha Świętego. Wiele by tu pisać, ale wystarczy tym, do których przylgnął zmartwychwstały Pan/Jezus Chrystus/.
Pozdrawiam
janusz
Powtórzyłabym to, co Ks. Biskup wyżej napisał, a co jest bardzo ważne:
„Dlatego potrzebne jest formowanie bardziej dojrzałych (choćby małych) wspólnot, w których ludzie (wierni, wierzący) uczyliby się doświadczać katolickości w jej najbardziej podstawowym przejawie i wymiarze”.
Moim zdaniem pojedynczy człowiek, bez oparcia i osadzenia we wspólnocie niewiele zrozumie, pojmie, nie zmierzy się z istotą rzeczy…
Katolickość to jedność wielu. Nie jeden człowiek.
Choćby np. ta blogowa wymiana – jest jakąś formą tworzenia środowiska, Kościoła, „małej trzódki”…
Pozdrawiam
#34
Nie będę się wymądrzała. Nie ma mowy.
/Chodziło mi o sprowokowanie, by każdy nad tymi słowami porządnie się zastanowił/.
33 Ka
Jeżeli tak jest, to zacytuję tu myśl bp. G.Rysia – w takim razie trzeba wrócić do smoczka, pieluszki i jedzenia papki.
Niemożliwe? 🙂 Jest wyjście.
Włóż wysiłek (ja, Ty, ludzie), wytęż szare komórki, pozwól się prowadzić za rękę Kościołowi, bądź spragniona/y światła Ducha Świętego.
Tylko wtedy będziesz mogła/mógł zbliżyć się do tajemnicy Boga.
#38
I co Ci mam napisać?
„Myśl” jest po prostu obrażająca i głupia.
#36
Ksiądz Biskup ratuje mnie /nas/ od bodajże sześciu lat swoim nauczaniem. Zgarnął mnie z pustyni samego siebie, gdzie wylądowałem po trzynastu latach wspólnotowej „katolickości”. Ta wspólnota nie dała nam wiary/nie uwierzyła nam/, uśmierciła nas.
Być może święta Prawda jest po przeciwnej stronie. To ja nie dałem wiary tej wspólnocie, nie dałem wiary Kościołowi świętemu i dlatego zostałem sam ze sobą.
Dzisiaj to nie jest takie istotne, bo przecież Pan prowadzi po swojemu każdego z nas.
Widać, że potrzebowaliśmy i nadal potrzebujemy takiej wolności/katolickości/, by dzisiaj móc radować się w Kościele Katolickim z prawdziwego kochania. To kochanie to radość z okrywania bycia razem ze swoim nieprzyjacielem/wrogiem/. Tak jak pisze Ksiądz Biskup, jedność wielu poranionych grzechem to katolicka/Chrystusowa/ elektrownia dla tego świata.
„Światło na oświecenie pogan
I chwałę ludu Twego, Izraela.
Teraz, o, Panie, według Twego słowa
Uwalniasz sługę swego w pokoju”.
Pozdrawiam
janusz
„Odkryłam” dziś, że po otwarciu Katechizmu Kościoła Katolickiego jest zamieszczony na początku dokument – Konstytucja Apostolska Fidei Depositum.
Łaciński tytuł oznacza po polsku: „Depozyt wiary”.
Grzegorzu,
przeżywam pewien stan smutku z powodu plotek na temat naszego Biskupa, Gospodarza tego blogu. Nasłuchałam się różnych kłamstw i oszczerstw. Byłam oburzona komentując to w ten sposób, że 80 procent wołało „Ukrzyżuj Go” a 20 procent płakało.
Smutek mój jest tym większy, że mówią to katolicy czyli faryzeusze.
Zgadzam się z Tobą , że dojrzały Katolik jest w stanie przyjmować/ również czytać/ różne treści bez uszczerbku dla swojej silnej wiary.
Pozdrawiam
#35 Janusz
Piszesz:
„Święta Tradycja jest w tych tekstach przed Pismem Świętym. Jest niejako wprowadzeniem do Pisma Świętego.
Ci, którzy są na DN, wiedzą dobrze, jak ważne jest wprowadzenie słuchających w Słowo Boże. Otwarcie ucha na Słowo Boże to nic innego jak danie danej osobie wiarę Kościoła Świętego. Święta Tradycja ma w sobie zapach Słowa Bożego. Pachnie Jezusem Chrystusem zmartwychwstałym/Duch Święty/”.
Baranie bardzo katolicki!
Dziękuję Ci za te słowa. Nawet nie wiesz, jak wiele mi one wyjaśniły!
Podczas niedawnej Eucharystii ze wspólnotą DN słuchałam wprowadzeń do czytań z Pisma Świętego. I nie wiedziałam dlaczego, ale we mnie sprawiły one tak wiele, że były właśnie tym żywym Słowem. Właśnie one/Kościół dały mi taką wiarę, której sama nie mogłabym wykrzesać ze słuchania samego Słowa Bożego.
Dla mnie ogromne znaczenie ma to otwarcie ucha. Olbrzymie.
Smutno mi tylko, że tak rzadko mogę tego doświadczać.
Trafiłeś w sedno mego przeżycia!
Przyzywasz ze mną, z Kościołem Ducha Świętego?
Pragniesz Jego chrztu?
Pozdrawiam
#29 Ksiądz Biskup Zbigniew,
1. tak właśnie – jesteśmy zagubieni w poznawaniu i definiowaniu.
Nie tylko tego, co katolickie, ale np. tego, co zgodne z duchem liturgii…
I dlatego potrzebni są przewodnicy, którzy po prostu wiedzą lepiej
ale także zdecydują się podjąć ryzyko mówienia: tak – tak, nie – nie.
2. i potrzeba nam formowania środowiska …
Ale to trudne zadanie, do tego mało efektowne.
Dlatego brakuje formatorów, brakuje radości w głoszenia Ewangelii.
Brakuje m.in. z powodu przekonania współczesnego człowieka o tym, że WIE wszystko.
Nikogo więc nie chce słuchać, nie potrzebuje formacji.
3. nie, nie narzekam.
Potrzebuję przewodników, SZUKAM ich i odnajduję.
Współczuję tym, którzy nie szukają.
Ale jeszcze bardziej współczuję tym, którzy szukają i… są oszukiwani.
4. dziękujemy za pozdrowienia 🙂
…
Pozdrawiam 🙂
#42 niezapominajka
Nie bądź smutna, właśnie to może być powodem do radości, w takim sensie, że głoszona jest Ewangelia. Demon nie śpi. Jemu bardzo nie podoba się głoszenie prawdy, oddawanie chwały jedynemu Panu, Bogu. Stąd kłamcy i oszczercy…
A Ksiądz Biskup coraz bardziej staje się podobny do Sługi Pańskiego, najpiękniejszego z synów ludzkich 🙂
Pozdrawiam
Właśnie natknęłam się na pewien tekst, jakby na potwierdzenie #45:
Św. Teresa z Avila, doktor Kościoła tak pisze w podobnych sytuacjach :
„Niekiedy również sprawiały mi zadowolenie wielkie sprzeciwy i pomówienia, które spotykały mnie przy zakładaniu tych klasztorów…Jestem bowiem przekonana, że ten, kto podjąłby się takich dzieł z myślą o rzeczach ziemskich albo o pochwałach ze strony ludzi, pomijając mizerny z tego pożytek, dałby się tylko im oszukać, gdyż dziś są takiego zdania, a jutro innego, i bardzo szybko zaczynają mówić źle o tym, o czym wcześniej wypowiadali się dobrze „F 27,21
Nawet ta wielka mistyczka żyła w samym środku takich ziemskich sprzeczności.
Nie należy się nimi zbytnio przejmować.
#42
Ploty to stan umysłu /potrzeba dołożenia drugiemu/ wynikająca z zasiedziałego i wciąż rozrastającego się u żywiciela – grzechu.
Są wstrętne? Nie bardziej niż ten kto je opracowuje,wypuszcza i sieje.
Bez sensu nad nimi zatrzymywać się.
#47
AAaa,ploty również nie umykają /samoistnie/ od księży.Stan duchowy nie pozbawia ich ludzkich przywar i grzechu.
#26 Grzegorz,
piszesz:
„Dojrzała wspólnota może dyskutować nawet o nieprzyjaznych nam tekstach, bo są tam wskazówki, jakim trudnościom ich autorzy podlegają, słaba zaś w wierze nie powinna tych tekstów w ogóle czytać”
…
A ja się zastanawiam…
1. Kto w praktyce ma oceniać, która wspólnota jest dojrzała, a która słaba w wierze…
Z moich obserwacji (bliźnich i siebie też) wynika bowiem, że
im mniej wiedzy, tym większe przekonanie o słuszności swojego stanowiska.
2. I czy np. ja mogę powiedzieć do kogoś:
„Słuchaj, moja droga,
nie czytaj tego tekstu i nie rozważaj go, bo Twoja wiara jest słaba.
Ten tekst niczego Ci nie wyjaśni, tylko zamąci Ci w głowie”
…
Nie boję się reakcji tej osoby ze względu na siebie,
ale ze względu na Kościół, do którego należę.
…
Pozdrawiam 🙂
# 49 julia
Najprostszym sposobem oceny dojrzałości jest obserwacja skutków /owoców .
Ad #49 julia
Julio!
1. Są władze i instytucje, które mają zadanie oceniać i powinny to robić we właściwym duchu. Nie zawsze jednak wszystko odgórnie dobrze funkcjonuje. Nie zawsze też dzieje się to poprawnie na wszystkich szczeblach. Tam funkcjonuje, gdzie jest duch nawrócenia do Jezusa Chrystusa. Nie zawsze jednak na wszystkich szczeblach jest tego świadomość i wola. To takie krótkie stwierdzenie.
2. Tam, gdzie Ty widzisz niezgodność z „katolickością” (odniesieniem do Jezusa Chrystusa – Jego Misterium Paschalnego) kogoś, kto się takim deklaruje, mów o tym, zaświadczaj w prostocie i z odwagą a także z miłością i gotowością przebaczania (chodzi o aspekt doświadczenia osobistego odrzucenia, zniesławienia itp. – o czym zresztą piszesz). Po prostu bądź świadkiem tego, w co wierzysz i uznajesz, że właśnie to, trzyma Cię w katolickości.
Taka postawa i takie działanie to jest „budowanie” Kościoła od dołu – ale według Ducha z góry. Tego bardzo potrzeba. Sama „hierarchia” odgórna (oficjalna) nie wystarczy. Trzeba zdrowej tkanki na każdym szczeblu tej hierarchii.
Duch Jezusa Chrystusa działa także między szczeblami czy też na poszczególnych szczeblach (poziomach) tej organicznej hierarchii Ciała Jezusa Chrystusa.
Z uśmiechem można powiedzieć, jak ważna jest zdrowa skóra na naszych stopach i piętach! Trudno jest dobrze chodzić, gdy jest popękana i sprawia ból. Trudno jest chodzić z małym kamyczkiem w bucie.
Pozdrawiam serdecznie!
Bp ZbK
Ad #42
Również wyjazd Biskupa z Siedlec i okoliczności z tym związane, wielu z nas odczuwa jako rozrywanie chleba.
Z ludzkiej strony musi być bolesne, jesteśmy bowiem chlebem żywym, z eucharystycznej prawdy i rzeczywistości. To właśnie nas buduje, konstytuuje jako wspólnotę i jest do tego konieczne.
Prośmy Boga, abyśmy byli świadkami tego kerygmatu na co dzień, dla zbawienia tych, którzy jeszcze tego nie widzą!
#49 julio
Zgadzam się, nie chodzi tu o zakazy czy nakazy.
Na szczęście nie mamy takiej władzy!
Trzeba najpierw głosić Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, a rozumienie będzie przychodzić bez naszego pouczania:)
#51 Ksiądz Biskup Zbigniew,
dziękuję za zachętę, by w prostocie i z odwagą, z miłością i gotowością przebaczania
mówić o tym, co trzyma mnie w katolickości.
To trudne zadanie, ale praktykuję je nieudolnie od jakiegoś czasu
pamiętając, że moc w słabości się doskonali.
I pocieszając się tym, że
czasem Pan Bóg posyła do ludzi o bezczelnych twarzach i twardym sercu.
…
Pozdrawiam 🙂
#53 Grzegorz,
tak, NA SZCZĘŚCIE nie mamy takiej władzy.
(bo im więcej władzy, tym więcej odpowiedzialności)
Wystarczy głosić i przebaczać.
…
Pozdrawiam Cię 🙂
# 51 Ksiądz Biskup Zbigniew,
Wciąż myślę, co znaczą słowa o zdrowej skórze na stopach i piętach…
Bo kamyk w bucie jest obrazem sumienia skrupulatnego?
…
🙂