Kategorie
Rozważanie Ewangelii

Przejrzał i szedł za Jezusem drogą (30. Ndz B 2009)

Czytany w 30 Niedzielę fragment Ewangelii wg św. Marka jest ostatnim epizodem z życia Jezusa przed wejściem do Jerozolimy. W swej drodze z Galilei do Jerozolimy Jezus dotarł do Jerycha. Stąd uda się do Betanii i nastąpi uroczysty wjazd do Jerozolimy, czego pamiątkę obchodzimy w niedzielę Palmową. Jezus jest więc w drodze do Jerozolimy a przy drodze siedzi niewidomy Bartymeusz. Jezus idzie do Jerozolimy, gdzie ma się dopełnić Jego misja. Bartymeusz siedzi przy drodze. Jezus zapowiadał kilkakrotnie o sensie Jego drogi ku Jerozolimie. Ostatnio miało to miejsce dopiero co niedawno, „gdy był w drodze” i wyprzedzał innych tak, że się dziwili i byli strwożeni (zob. Mk 10,32). Było Mu jakby spiesznie, by dotrzeć do celu, by dojść do Jerozolimy, by wszystko się spełniło. Bartymeusz siedział niewidomy przy drodze i żebrał. Było Mu z tym niewygodnie i wołał: 

«Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! »

A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?»

Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał» (Mk 10,47.51).

 

Czy Bartymeusz wiedział, w czym tkwiła jego ślepota? Czy tylko w tym, że nie widział osób i przedmiotów otaczających go, czy też w tym, że siedział żebrząc. Żebrał bowiem zarabiając na swoje życie. Chciał zapewne, jak każdy, jakoś zarobić na swoje życie i mieć je jakoś jak najlepsze i najszczęśliwsze. Ślepota mu w tym przeszkadzała. Z drugiej strony mu w tym pomagała, bo usprawiedliwiała jego żebranie.

1. Ślepota – sytuacja człowieka, który się zatrzymał

Jest to może bardzo proste stwierdzenie, ale jest to uderzające zestawienie tych dwóch ludzi, czy postaw życiowych. Jezus jest w drodze ku Jerozolimie, by tam oddać swoje życie. Bartymeusz siedzi przy drodze i żebrze na swoje życie. Bartymeusz żebrze, by żyć. Jezus idzie, by oddać życie. Jeden jest niewidomy i siedzi. Drugi idzie i wie, dokąd idzie. Naturanie myślimy o tym, że jeden jest tylko człowiekiem a drugi jest także Bogiem. To prawda. Jezus jest jednak także prawdziwym człowiekiem i mógłby „wykorzystywać” swoje bóstwo dla urządzenia swojego człowieczeństwa.

Tak często bywa, że ludzie, którzy uzyskują jakąś pozycję społeczną, czy możliwość dostępu do środków, które wpadają w ich ręce, wykorzystują je dla siebie. Co prawda nie żebrzą, ale wprost zabierają dla siebie, bo w tym uważają swoje życie. Osiadają się przy drodze. Korzystają z tego, co daje droga, na której przechodzi wiele osób, a nie wstają i nie idą służyć tym, którzy są – lub powinni być – na drodze. Jest to sytuacja człowieka, który się zatrzymał w sobie. Jest ślepy, bo widzi tylko swoje. Bartymeusz jest tego obrazem.

Jego mocną stroną było jednak to, że mu z tym nie było wygodnie. Wiedział, że istniej inny świat. Dlatego chciał przejrzeć. Możemy przypuszczać, że chciał iść drogą, a nie tylko siedzieć. Chciał służyć, a nie tylko żebrać.   

2. Wielu nastawało na niego, żeby umilkł

Pewne stany są zaakceptowane przez otoczenie. Uważa się, że tak powinno być, bo po prostu tak jest. Nie ma co tego zmieniać. Grozi nam wszystkim przyzwyczajenie się do pewnego stanu rzeczy. Nie widzimy możliwości zmiany. Czasem nie widzimy potrzeby zmiany. Nie mamy nadziei zmiany. Może się to wydawać dziwne, ale trzeba powiedzieć, że Bartymeusz widział potrzebę zmiany i miał nadzieję zmiany. On widział swoją ślepotę. Nie chciał siedzieć i żebrać. Chciał iść. Chciał, by jego życie miało sens i mogło komuś służyć.

Dlatego wołał jeszcze głośniej: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!».

To jego wołanie nie trafiło w próżnię. Jezus przystanął.

3. Jezus przystanął

Jezus na swojej drodze przystanął. Przystanął teraz, by otworzyć oczy Bartymeuszowi. Przystanie kilka dni później w sposób jeszcze bardziej radykalny. Przystanie jako przybity do krzyża.

Teraz przystanąwszy w drodze zapytał Bartymeusza: Co chcesz, aby ci uczynił? Zareaguje na tę jego prośbę i Bartymeusz przejrzy. Przejrzy i pójdzie za Jezusem drogą. Pójdzie drogą Jezusa. Możemy tylko dopowiedzieć, że będzie to droga do Jerozolimy. Przejrzał tak, że mógł iść za Jezusem drogą. Później zapewne przejrzy jeszcze bardziej i dostrzeże głębię drogi Jezusa, właśnie tej, która dopełnia się w Jerozolimie.

To tam Jezus przystanie, by dać się przybić do krzyża i otworzyć ludziom oczy. To tam zawoła: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Są tak ślepi i wpatrzeni w siebie, że zabijają drugiego, że zabijają Boga, który daje im życie.

Jezus przystanie. Zostanie ukrzyżowany i złożony do grobu. Wielu zaślepionym otworzy przez to oczy. Jednak nie zatrzyma się. Zmartwychwstanie i uda się do Galilei, aby Go tam zobaczyli.

4. Idź, twoja wiara cię uzdrowiła

Jezus otwiera przed nami drogę, byśmy mogli za Nim pójść i nie siedzieć przy drodze ślepi i żebrzący. Czasem jesteśmy siedzącymi ślepcami z otwartymi oczami i nie wiedzącymi, o co w naszym życiu chodzi. Oczy otwierają się nam, gdy – najczęściej z naszej niewygody czy z naszego kryzysu – zaczynamy wołać coraz to bardziej i coraz to intensywnej – czasem wbrew wszystkim i wbrew samemu sobie – : «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!».

Jezus zatrzymuje się przede mną ze swoim krzyżem szczególnie tam, gdzie mi jest trudno i niewygodnie; gdzie dostrzegam kryzys i bezsens. Zatrzymuje się, by mi dać szansę przejrzenia. Czy tego naprawdę chcę?

Potrzebni są czasem także ci, którzy mi powiedzą, że Jezus przystanął i mi powiedzą: Bądź dobrej myśli, wstań, woła ciebie.

Jesteśmy w drodze. Jezus idzie. Nam się zdarza przysiadywać. Oby nam było jak najczęściej niewygodnie, gdy siadamy przy drodze naszego życia dla siebie, byśmy mogli przejrzeć i pójść za Jezusem Jego drogą.

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

59 odpowiedzi na “Przejrzał i szedł za Jezusem drogą (30. Ndz B 2009)”

Niech mi będzie wolno napisać kilka zdań po Sympozjum liturgicznym, które odbyło się w sobotę.
A to dlatego, że jestem pod jego wrażeniem.
Przede wszystkim dziękuję za możliwość uczestniczenia we Mszy świętej z liturgią chrzcielną, w której znakiem zewnętrznym chrztu było zanurzenie. Do dziś tylko o niej czytałam, nigdy nie widziałam.
Gdy Ksiądz Biskup zanurzał w pięknej chrzcielnicy z (ciepłą) wodą maleńką Zuzannę Paulinę czułam, że oto jestem świadkiem tajemnicy, która dzieje się na moich oczach. Cieszyłam się, że Chrystus wciąż zachwyca i porywa.
No i ta pieśń „Oto są Baranki młode…”, z którą łączą się moje wzruszające wspomnienia… Tak, ten czas był dla mnie bardzo ważny.
Wcześniej wysłuchałam referatów: rzeczowego, błyskotliwego, teologicznego, naukowo – archeologicznego, brawurowego i spokojnego.
Z każdego dowiedziałam się czegoś nowego, z każdego mam zamiar zapamiętać kilka myśli.
Pozdrawiam 🙂

ks.Bp jest z mojej metropolii tzn.archidiecezji gnieźnienskiej jest ksiądz Biskupem cudownym i cuudowny ten blog pozdrawiam ks.Bp i Bp.Tomasika
całuje pierscien ks.Bpa

Jezus rzekł: Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi.

J 1,1+; J 8,12+; Mt 13,13

40 Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: Czyż i my jesteśmy niewidomi?

41 Jezus powiedział do nich: Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal.

Mt 15,14p J 3,36; J 12,48; Mt 23,16n…..”
To tam Jezus przystanie, by dać się przybić do krzyża i otworzyć ludziom oczy. To tam zawoła: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Są tak ślepi i wpatrzeni w siebie, że zabijają drugiego, że zabijają Boga, który daje im życie.

Jezus przystanie. Zostanie ukrzyżowany i złożony do grobu. Wielu zaślepionym otworzy przez to oczy. Jednak nie zatrzyma się. Zmartwychwstanie i uda się do Galilei, aby Go tam zobaczyli”…..
daleka droga przede mną!!!!!!
janusz franus

„Są tak ślepi i wpatrzeni w siebie, że zabijają drugiego, że zabijają Boga, który daje im życie”.Boję się ich,boję się okrucieństwa w nich.Nie wiedzą /bo nie chcą świadomości nędzy swej dopuścić/,że tak naprawdę zabijają siebie.Jezus przystaje obok nich,lecz oni wolą kopnąć /z modlitwą w ustach/.Eech,przepraszam.

Bartymeusz wierzył, że JEZUS go uzdrowi. Każde spotkanie z Jezusem zmierza do uzdrowienia fizycznego lub duchowego, problem jest chyba w tym, że nasza wiara jest zbyt mała. Gdzieś tam w logice myślenia wiem o tym, ale w życiu szczególnie gdy horyzont jest ciemny, gdy czuje się swoją słabość, gdy wydarzenia stają się na tyle trudne i próbują kreować moim życiem, wtedy walka o wiarę staje się głośnym wołaniem do Jezusa.
Ale JEZUS milczy, ogarnia nas lęk i poczucie zagubienia i odrzucenia i jakaś ogromna samotność i pustka.
Proszę o modlitwę, bym mimo zniechęcenia potrafiła wołać z nadzieją ,,Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną”. Pozdrawiam księdza Biskupa i życzę Szcześć Boże.

Zawsze mnie to zastanawia, dlaczego tak trudno dostrzec w życiu moment, w którym człowiek zaczyna przysiadać przy drodze swojego życia i przestaje morzyć o rzeczach wielkich. Dlaczego właśnie wtedy poruszenia wewnętrzne nie są tak silne by zmusiły człowieka by natychmiast wstał i poszedł dalej. Najczęściej to poczucie że, jest trudno i niewygodnie przychodzi dopiero gdy droga już zdecydowanie nie jest drogą Pana, kiedy już nie ma poczucia misji…? Jakiś czas temu zafascynowała mnie Św. Teresa z Avila.Polecam „Księgę życia” . Przez wiele lat kobieta żyła ” w cieniu kaplicy”. W zasadzie nic nie można jej było zarzucić. Nie można powiedzieć, że zyje bez Boga. W końcu codziennie przystępowała do Komunii św., wykonywała swoje obowiązki, modliła się, a jednak jak sama pisze nie żyła dla Boga.To chyba też taka, nasza, powzechna choroba praktykujących katolików. Tak żyć by mieć i Boga i świat po trochu.Takie „życie Ewangelią do pewnych granic”…Kiedy Pan Jezus przy niej stanął i otworzył jej oczy jak Bartymeuszowi to już nigdy nie umiała wrócić do bylejakości życia. Zazdroszczę jej trochę takiego nawrócenia do końca, do korzeni, bez kompromisów.

„Jezus zatrzymuje się przede mną ze swoim krzyżem
szczególnie tam, gdzie mi jest trudno i niewygodnie; gdzie dostrzegam kryzys i bezsenc.
Zatrzymuje się, by mi dać szansę przejrzenia.
Czy tego naprawdę chcę? ”
Jakże często w kryzysie poddaję się chwilowej rozpaczy, kiedy nie opieram się na Tym, który daje sens życia mimo cierpienia…Jakże często z pewnym opóżnieniem wołam : „Jezusie, synu Dawida,
ulituj się nade mną „- obym przejrzała
i nie popadała w wątpiącą rozpacz…
Czy jeśli ktoś doznał raz dotknięcia uzdrowienia ze „ślepoty”, to już zawsze będzie widział wszystko jasno i we właściwym świetle?
Osobiście doświadczam czegoś takiego, mianowicie-
jeśli zaniadbam modlitwy szczerej i żarliwej, zdarza mi się ponowna ślepota , chociazby chwilowa.
Doświadczam siły przejrzenia, przez modlitwę i przez stawanie w prawdzie w konkretnych sytuacjach, nawet kiedy są dla mnie niewygodne.
Na pytanie, czy chcę przejrzeć? odpowiem : tak Panie, pragnę, pragnę mimo upadków trwać nie jako ślepiec, ale jako widzący i wierny Bogu Ojcu i Synowi…
Pan Bóg jest niesamowity, bo zatrzymuje się przy mnie na każde moje wołanie z głębi serca…i wstaję ponownie, by iść znowu za Nim, by iść Jego drogą…
Pozdrawiam słonecznie

Bylo to moze 10 lat temu, kiedy uslyszalem doglebna interpretacje Fr Joseph Marie Verlinde tej Ewnageli z tasmy nagranej w Czestochowie. Wczoraj dotknela mnie pownownie, wiec wolalem, Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną… Rabbuni, żebym przejrzał, bo na II-gim skrutynium Neokatechumenacie, w srode zachowalem sie arogancko, zarzuczajac m. in. brak szacunku do Pana Jezsusa pod postacia Chleba, byli tacy co mnie krytykowali (Wielu nastawało na niego, żeby umilkł). W czwartek poszedlem do spowiedzi, Fr Sagay dal mi za pokute, wolaj 10 razy, “Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Cofneli mnie do najniszej wspolnoty. Dzis podczas Mszy sw . o 9-tej w homili uslyszalem, Fr Sagay mowil, jest was moze 40 -45 tu, moze jestesmy jak ten tlum, ktory idzie za Jezusem I mysli, ze juz wierzy, a kto z was potrafi zawolac Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. By uslyszec „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. (. . .).

Łatwiej mi jest obmyślać , jak mógłbym komuś pomóc, trudniej zapytać co ty byś chciał abym dla ciebie zrobił.Bo wtedy moje koncepcje na zbawianie innych musza iść w odstawkę.W jaki sposób mogę pomóc proszącym?Dać im coś z siebie, bez oczekiwań, pokazać swój uśmiech przekonanie, że wtedy jestem szczęśliwy.Wielu w to nie wierzy, mimo że niby widzą.Radość jest jednak wielka, jeśli choć jeden przejrzy.Wtedy wstanie i pójdzie bo doświadczy sensu takiej drogi.

ad1 Julia,
Ciesze sie z Twojego przeżywania tak zaproponowanej liturgii.Zachęcam wszystkich , którzy mogą do uczestniczenia w uroczystościach Wielkiego Tygodnia w Katedrze siedleckiej.Warto poświęcic swój czas, bo liturgia chrzcielna (taka jak ja opisuje Julia) jest wtedy potwierdzeniem, ukoronowaniem decyzji:wstaję,nie zważając na patrzących z niedowierzaniem kolegów, koleżanki i idę tam, gdzie inni widza przepaść.Wyjęcie dziecka z wody, jego krzyk – oznaka życia , to gesty radości których w innych celebracjach tak bardzo brakuje!.Jeśli ktoś był w Katedrze w tę noc potwierdzi, że spontaniczne reakcja wszystkich uczestników , mniej czy bardziej przygotowanych, oklaski i troche niedowierzanie, świadczą o sile i sensowności tego wydarzenia.

Jerycho – najstarsze miasto świata. Położone w depresji poniżej 270 m ppm. W starożytności zwane Miastem-Księżycem, ze względu na zbudowaną tam świątynią na cześć boga Księżyca. To też pierwsze miasto zdobyte w czasie zasiedlenia ziemi Obiecanej przez Izraelitów pod wodzą Jozuego. Miasto, które jest zieloną oazą na pustyni. Graniczy z Morzem Martwym, znajduje się ok. 35 km od Jerozolimy. Pojawia się na kartach St i NT kilkakrotnie. A znane jest z NT z miejscem trzech ważnych wydarzeń: nawróceniem Zacheusza (Łk19,1-10), spotkanie z miłosiernym Samarytaninem (Łk10,30-37) i uzdrowionym ślepcem Bartymeuszem (Mk10,46-52). Pisze te szczegóły celowo. Bowiem ten fragm markowej Ewangelii oprócz wydarzeń, jest bardzo bogaty w symbolikę: depresja – grzech; księżyc – noc, morze martwe- brak życia, ślepota zaś to niemożności odbioru światła.
Bartymeusz cierpi na szczególnie dotkliwe kalectwo. Żyje na uwięzi, zdany na innych. Trwa w ciemności, w nocy, nie widzi światła, prawie nie ma w nim życia, a jednak… ma wiarę! To ona przymusza go do modlitwy. To ona rodzi nadzieję na zmianę. Stąd modli się wytrwale, głośno, wręcz natarczywie, wbrew tym, którzy próbują go uciszyć, zaszufladkować, zamknąć. I tym wołaniem do Boga pokonuje nie tylko własną niemoc, opór współziomków ale i „przymusza” Jezusa do działania. „Jezus przystanął i rzekł: zawołajcie go! (…) on zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa”. Płaszcz w języku biblijnym oznacza władze człowieka. Bartymeusz odrzuca więc to, co oddziela go od Jezusa. Staje się wolnym. Zrywa się, a więc posługując się znów językiem biblijnym: dokonuje zmiany, powstaje, zmartwychwstaje do nowego życia. Czyni gest, który pokazuje, że chce zerwać z przeszłością (przejście z ciemności do światła). Dlatego teraz może doznać uzdrowienia. Jezus interweniuje. Zmienia mu życie. Wszak „szedł za Nim na drogę” . A ta droga biegła do Jerozolimy, a potem przez Golgotę itd. Dar wzroku – widzenia (doświadczania) światła go zobowiązał. Pisząc językiem metafory: gdy dostrzegł światło (Jezusa) nie potrafił już, nie chciał zadowalać się marazmem. Te łaska (dar uzdrowienia) go nie zniewoliła, wręcz przeciwnie – uczyni go totalnie wolnym! Teraz może już żyć w pełni…

A ja? … W kontekście tego tekstu zastanawiam się nad swoją wiarą, nad wytrwałością mojej modlitwy, umiejętnością „twórczego” cierpienia (by moje kalectwo, niedostatek, krzyż były miejscami doświadczania Jego Miłości, miejscami zmiany i owocowania)…
Hmm… zdaje sobie sprawę w mojej niewiary, która paraliżuje działanie Jego łaski (Jezus mu rzekł: twoja wiara cię uzdrowiła)…. i chce zmiany! Stąd dzisiejszy Bartymeusz jest dla mnie bohaterem. Bo to człowiekiem który doskonale wiedział, że „najważniejszą rzeczą jest modlitwa, w której dokonuje się najprawdziwszych wyborów i doświadcza najgłębszej przemiany” → JP2.

Ostatnio wzielam udzial w 3-dniowych rekolekcjach o tematyce „Przez Maryje do Jezusa” i wrocilam z przekonaniem ,ze trafilam tam „Przez Jezusa do Maryi”.Jestem akurat w takiej sytuacji zyciowej ,ze czuje sie calkowicie bezsilna .W ostatnim czasie staje bezradnie przy stacjach Drogi krzyzowej szukajac ratunku.I wlasnie dzis doswiadczylam olsnienia ,ze Jezus pozostawil mi w testamencie swoja Matke i za jej posrednictwem moge pelna ufnosci wolac „Jezusie ,Synu Dawida ulituj sie nade mna”.

Moja nadzieja jest tez pomoc ze strony wspolnoty DN bo doczekalam sie Katechez i szczera chec odbycia tej drogi.
Prosze o wsparcie modlitewne,a moze jakies wskazowki

Dodam jeszcze, że Katechezy Ks Biskupa i Wasze swiadectwa bardzo mnie przekonały do DN

„Chciał zapewne, jak każdy, jakoś zarobić na swoje życie i mieć je jakoś jak najlepsze i najszczęśliwsze. Ślepota mu w tym przeszkadzała. Z drugiej strony mu w tym pomagała, bo usprawiedliwiała jego żebranie”
Chcę jakoś zarobić na swoje życie i mieć je jak najlepsze i najszczęśliwsze…
Brakiem jasności widzenia usprawiedliwiam budowanie swojego szczęścia na zależności od ludzi. Żebrzę o ich miłość i czuję się upokorzona, gdy jej nie otrzymuję…
A Jezus codziennie przechodzi obok i czeka na moją decyzję. Jest różnie…
Niekiedy wołam: Chcę widzieć Twoją Prawdę i iść za Tobą!
Czasami myślę: Dziś uda mi się użebrać na szczęście i uniknę Jerozolimy…
Pozdrawiam 🙂

….«Synu Dawida, ulituj się nade mną!»….tak mówi Słowo/Biblia/….dlaczego więc w modlitwie nieustannej dodajemy;GRZESZNIKIEM…..Jezusie,synu Dawida ulituj się na de mną grzesznikiem…..Czyżby widzieć to znaczy zobaczyć swój grzech??????janusz franus

Ad #15 katolicki baran
W Łk 18,13 czytamy: Celnik zaś stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”
Jest to więc zapewne także m.in. wpływ tego słowa. Poza tym, czy sprecyzujemy, że chodzi o grzesznika czy nie, to i tak wiadomo, o kogo chodzi.
Prawdą jest też fakt, że to że brak uznania swojej grzeszności jest w Biblii często określany jako ślepota (zob. np. J 9,39-41).
Pozdrawiam!
Bp ZbK

Ad #13 Tereska
Nie chodzi tyle o przekonanie do DN, ile raczej do świadomości potrzeby formacji katechumenalnej (inicjacji chrześcijańskiej) dorosłych. O tym mówi Jan Paweł II w swojej adhortacji posynodalnej „Ecclesia in Europa” (punkty 47nn).
Tylko to, niezależnie od tego na jakiej „drodze” będzie się to dokonywać, może pomóc dzisiejszemu przeżywać autentycznie chrześcijaństwo. Mam na myśli zwykłe sytuacje. Naturalnie, Pan Bóg może dokonywać cudów nawrócenia i daru udziału w swoim życiu tak, jak zechce. Ja w tej chwili mówię o zwyczajnej drodze wprowadzenia w chrześcijaństwo. Może ono dokonywać się na łonie rodziny (co często dziś nie ma miejsca) lub musi dokonywać się w innych, specjalnych wspólnotach, które stworzą takie łono dorastania do wiary.
Bp ZbK

#15 Tak ! Widzieć to znaczy zobaczyć swój grzech.
Uporczywe prośby ślepego żebraka nie dotyczyły czegoś konkretnego. Była to modlitwa o MIŁOSIERDZIE. Ona sprawia, że Pan Jezus przystaje i pyta: ,,Co chcesz, abym ci uczynił ? ” Bartymeusz znał przyczynę swojej słabości, nie akceptował własnych ograniczeń. Jego słabość /kalectwo/ była dla niego niewygodna, może sprawiała ból, była ciężarem. On chciał innego życia, CHCIAŁ PRZEJRZEĆ.
….I ja siedzę przy tej samej drodze i żebrzę, by mnie też Pan zauważył. Czy naprawdę będę wiedziała co mu powiedzieć, kiedy się zatrzyma i spyta: ,,Co chcesz, abym ci uczynił ? ” ???
….Panie Jezu Chryste Synu Boży zmiłuj się nade mną grzesznikiem….

Słyszałam o tej nieustannej modlitwie „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną” – może to brak pokory, ale mnie jakoś nie przekonuje stałe modlenie się tymi słowami. Powód? Taka modlitwa silnie koncentruje człowieka na nim samym i jego grzeszności. I ani się obejrzy, jak przestaje kontemplować wierną miłość Boga, a zaczyna kontemplować swoją grzeszność… Co innego, kiedy – jak u celnika – modlitwa wypływa jako wyraz świadomości swoich grzechów, a co innego kiedy ktoś tę modlitwę przyjął i modli się nią, ponieważ tak go nauczono. Wtedy taka modlitwa może się stawać po prostu pewną formą pobożności. Trawestując słowa Pana Jezusa (Mt 7,21) powiedziałabym, że nie każdy kto mówi „jestem grzesznikiem, jestem grzesznikiem” wejdzie do królestwa niebieskiego. Kiedy uczniowie poprosili Jezusa, by nauczył ich modlitwy, to w odpowiedzi otrzymali modlitwę „Ojcze nasz”, nie „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. W Modlitwie Pańskiej jest także moment na uznanie własnej grzeszności, ale on nie wypełnia całej przestrzeni modlitwy. Nie otrzymaliśmy przecież ducha niewolników, by się na nowo pogrążać w bojaźni, ale otrzymaliśmy ducha przybrania za synów Bożych (Rz 8, 15)
Pozdrawiam 🙂

Moje „przekonanie” to wlasnie swiadomosc potrzeby formacji katechumenalnej /inicjacji chrzescijanskiej/ do ktorej dojrzewam juz od roku czasu tj. od chwili jak trafilam na ten blog .Dotychczas poszukiwalam swojego miejsca w wielu wspolnotach parafialnych i wciaz czulam niedosyt.Sledzac Wasze wypowiedzi zauwazylam gleboka wiare /jakiej mnie brakuje/ oparta konkretnie na SLOWIE.Moge smialo powiedziec ,ze dzieki Ks Biskupowi i Wam wszystkim zakochalam sie w Pismie Swietym /przeczytam ST do ktorego nie moglam sie zmobilizowac przez cwierc wieku i odkrylam w nim wlasna historie/.To jest wlasnie to „przekonanie ” – uwierzyc na SLOWO.
Madroscia Boza zaczerpnieta z tego odkrycia dziele sie z entuzjazmem .Szkoda tylko,ze tak malo osob odpowiedzialo na zaproszenie uczestnictwa w tych Katechezach ,uwazam ,ze bardzo potrzebnych zwlaszcza tym poszukujacym w roznych wspolnotach. Dziekuje z calego serca Ks Biskupowi i wszystkim dzielacym sie wlasnymi doswiadczeniami proszac o wsparcie modlitewne na tej mojej nowej drodze .Szczesc Boze

#15 – Ja powiem Ci tak.Gdy byłam na tyle duża by dostrzec otaczającą mnie rzeczywistość i krzyż w niej,zaczęłam od spojrzenia w głąb siebie.Czułam że tą /niemiłą/rzeczywistość w jakiś sposób i ja kształtuję,więc chciałam wyeliminować swój krzyż błędu,a więc grzechu we mnie.Nie oglądałam się na innych,jak mogłam i umiałam /jeszcze dziecko/czyściłam siebie,by grzech którym posługują się inni nie miał miejsca we mnie.Oczywiście że szłam przez krzyż i grzech,ale miałam CEL !Widzieć swój grzech i pokonać go,PRZEJŚĆ.Wymagało to wiele,wiele pracy,ale teraz jestem /po cichu i w głębi siebie/ dumna.W jakiś nadzwyczajnie cudowny sposób /czego nie spodziewałam się/ udało mi się! Jak pisze tu Bp.Kiernikowski nie wolno nam przysiadywać /bunt,apatia/.Chyba że do nabrania siły.Życzę wszystkim wydobycia /z siebie/ wielkiej duchowej siły,ona jak powietrze konieczna nam jest.BY ŻYĆ.

Ta siła nie w słowach innych jest. ONA W NAS ! Inni mogą nam tylko dopomóż wydobyć ją.I tyle.

Fasolo
Zgrabnie to ujęłaś i prawdziwie.Wydaje mi się, że słowa” Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną.”
odnoszą się nie tylko do naszej grzeszności ale i do trudnych sytuacji, w których możemy się znależć
i prosić Boga o ratunek, o wyjście z problemów lub zaakceptowanie ich w pewnym sensie.
Pozdrawiam

Dzięki Ci „morszczuk” za Twoje objaśnienia.Ile lat trzeba być ślepym,żeby doznać takiego cudu?
Takiej wiary i determinacji trzeba pozazdrościć.Większości z nas nie stać na taką uczciwość.Coś się musi zmienić.”Bóg nagradza męstwo”.

Moja droga życiowa,w obecnym czasie wiedzie do „Jerozolimy” a w niedługim czasie powinnam znaleźć się na życiowej Golgocie,by potem zacząć nowe,pod wieloma względami odmienione życie.W ostatnim okresie,wielokrotnie zdarzało mi się przybierać postawę żebrzącej i ślepej,w której nie brakowało zniechęcenia wobec wielorakich trudności jakie napotykałam.Potrzeba mi wzmocnienia nadziei i usłyszenia słów pociechy:”Bądź dobrej myśli,wstań,woła ciebie”.Pewne wydarzenia z tego tygodnia wskazują na to,że mogę liczyć na łaskę zwycięstwa w moich trudnych sprawach,chociaż droga ku temu nie będzie łatwa.Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę interpretację słowa Bożego,które dla mnie są to słowa bardzo pokrzepiające i wyzwalające nadzieje na zmiany.Trzeba mi tylko nieustannie wołać do Jezusa:”Jezusie,Synu Dawida,ulituj się nade mną”.

#19 Fasola, #21Ks.Biskup
Kiedy praktyka modlitwy Jezusowej nie idzie w parze ze szczerym rachunkiem sumienia, wtedy faktycznie nie kazdy kto mówi ,,jestem grzesznikiem” wejdzie do królestwa Bożego. Nie jest dobrze nadmiernie koncentrować się na własnych grzechach,( często jest to brak umiejętności wybaczania samemu sobie), ale też nie jest dobrze mieć nieuzasadnioną wiarę we własną niezawodność. Dla mnie modlitwa Jezusowa pomaga zachować pewną równowagę, jest mi bliska. Czy praktyka modlitwy Jezusowej, jako modlitwy nieustającej może przynieść złe owoce ? Czy zbyt koncentruje na grzeszności ?? Doświadczyłam dobrych jej owoców, niektórzy kapłani ją bardzo zalecają. Dziś dla wielu problemem jest uznanie /zobaczenie/ własnego grzechu. Modlitwa też w tym może pomóc, nie tracąc z oczu Bożej miłości, choć mogą być różne nastroje i odczucia.
Może czegoś dobrze nie rozumiem 🙁
Pozdrawiam

…Czy ktoś wie;jaka jest różnica po miedzy poczuciem winy a świadomością grzechu?….janusz franus

#28, katolicki baranie 🙂
Dziękuję Ci za pytanie, bo mogłam poszukać odpowiedzi 🙂 Znalazłam taki tekst:

„Zasadnicze różnice, jakie zachodzą pomiędzy poczuciem winy a świadomością grzechu:

Poczucie winy dotyczy pojedynczej osoby
Świadomość grzechu ma wymiar społeczny

Poczucie winy powstaje, trwa i ginie. Jeśli jest procesem trwałym, potrzeba psychoterapii.
Jeśli idzie o poczucie grzechu: on nie przemija, musi być przebaczony przez rozgrzeszenie.

Być człowiekiem, znaczy czuć się winnym.
Być uczniem Chrystusa znaczy między innymi posiadanie trwałej świadomości swej grzeszności wobec Chrystusa.

Nie każde poczucie winy jest grzechem
Nie każdy grzech budzi poczucie winy.

Poczucie winy jest przedmiotem badań psychologicznych.
Świadomość grzechu zakłada relacje osobowe, to znaczy relację do Chrystusa i do Kościoła (por. „spowiedź powszechna”); ale też i relację do samego siebie: por. Ps 50, 5 : „Grzech mój jest zawsze przeciwko mnie”

Konsekwencją poczucia winy jest kara.
Świadomość grzechu szuka rozgrzeszenia i zadośćuczynienia. Konsekwencja kary zajmuje dalsze miejsce

Trwałe i gwałtowne poczucie winy może doprowadzić do samobójstwa – samoukaranie (por. Judasz).
Silna świadomość grzechu pragnie miłosiernej miłości. Świadomości grzechu towarzyszy wiara w przebaczenie. Ta właśnie postawa obecna jest u Apostoła Piotra, wzięła górę nad emocjonalnym poczuciem winy.

Reasumując owe zestawienie. Skrupulant, obciążający się jedynie poczuciem winy, każdy taki akt utożsamiać będzie z grzechem. To właśnie poczucie winy prowadzi go na kozetkę psychoterapeuty. Dojrzały zaś chrześcijanin nie przystępuje do spowiedzi z poczuciem winy, lecz właśnie nade wszystko z świadomością grzechu. Nie oczekuje w konfesjonale penitent pschychoanalizy lecz rozgrzeszenia. Droga sakramentalna jest zawsze drogą najwyższego obdarowania. Tam, gdzie grzech został w wierze uświadomiony, w miłości sakramentalnej jest odpuszczony. Zatem, jako iż grzech nie został stłumiony, czy zracjonalizowany (samousprawiedliwienie) tam również przestaje on być przeszkodą w formacji sumienia. Przeciwnie: staje się siłą i mocą do przylgnięcia do Chrystusa, prowadząc do wewnątrzosobowej równowagi”
Pozdrawiam 🙂

owieczko #27
Jeśli chodzi o określenie „modlitwa Jezusowa”, to ten termin kojarzy mi się raczej z modlitwą Pana Jezusa w Ogrójcu, niż z modlitwą ślepca.
Napisałam że nie każdy, kto mówi „jestem grzesznikiem” wejdzie do królestwa niebieskiego nie w tym celu, by rozstrzygać kto wejdzie a kto nie (bo tę władzę rozstrzygania ma tylko Bóg!) – ale chodziło mi o myśl zawartą wypowiedzi Pana Jezusa: że żadna forma pobożności, że same ustne deklaracje (jako takie) człowieka nie zbawiają.
Każdy, kto robi rachunek sumienia, jest zwykle przekonany, że robi go szczerze. Jestem przekonana, że każdy, kto przyjął tę „modlitwę ślepca” jako nieustanną, zrobił to z jak najlepszymi intencjami. Człowiek szuka dróg do Boga i kiedy usłyszy na przykład, że do takiej modlitwy zachęcali ojcowie Kościoła, to przyjmuje ją bez zastrzeżeń, traktując ją czasem jednak w sposób nieomal magiczny. A ja do tej modlitwy mam takie zastrzeżenia, o jakich napisałam. Jeśli mam wybierać między modlitwą której uczy człowiek, a modlitwą, której nauczył nas sam Mistrz, to wybór jest oczywisty.
Czy taka modlitwa może przynosić złe owoce? Według mnie: tak, może przynosić złe owoce.
Pozdrawiam 🙂

Trwa rok kapłański,rok poboszcza z Ars co ks.biskup robi w tym kierunku w naszej diecezji. Czy organizuje adorację Najświętszego Sakramentu ,zaleca post,wieczerniki,ubóstwo.Czytałam życiorys tego św.kapłana on tym sprowadzał ludzi do kościoła,spowiedzi bo sam tam nieustannie przebywał.Dawał przykład,nie miał wymowy pięknej,ale umiał do ludzi przemówić w najprostszy sposób.Wszystkiego się wyzbył,gospodyni ,jedzenia,mebli oddał ubogim.Ile gromadził ludzi.Proszę powiedzieć gdzie my możemy to spotkać.Jak trudno zobaczyć księdza w sutannie i który mówi Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus u nas w Siedlcach mogę na palcach u jednej ręki po nazwisku wyliczyć którzy to zachowują.Byłam sklepową ks.wchodzi mówi dzień dobry.Gdzie jest przykład ,ewangelizacja nawet samym strojem.

Poczucie winy wynika albo ze świadomości grzechu,albo z kary jeżeli świadomość nie dopuszczamy.Poczucie winy to nieprzyjemne drganie duszy /niepokój bolesny/,świadomość grzechu zaś to dany nam obraz jakości duszy w nas.Nie każdego grzech niepokoi,czasem dostarcza satysfakcję.To tyle ode mnie,ktoś inny napewno mądrzej i lepiej to wyjaśni.

Fasola #30
Dziekuję za odpowiedź, teraz lepiej Cię rozumiem :-). Żadnej modlitwy nie powinno się traktować w sposób magiczny. Pan Bóg chce naszego serca, a nie automatu do klepania paciorków, który ma wszystko u Pana Boga ,,załatwić pozytywnie”. Modlitwa Jezusowa jest nazywana też ,,modlitwą serca”, ponieważ ma wypływać z wnętrza /serca/ człowieka. Przypominana w ciągu dnia nie eliminuje ona modlitwy Pańskiej, ani też z nią nie rywalizuje. Jak sama wiesz jest zalecana przez Ojców Kościoła, więc trudno mi uwierzyć, że może przynieść złe owoce, chyba że…….zamieni się w automat.
Pozdrawiam 🙂

….„O, zaiste konieczny był grzech Adama/mój grzech/, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O szczęśliwa wina/moja wina/, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”….nie jest to dogmat lecz paschalna prawda….janusz franus

Dziękuję Januszowi za pytanie, a Julii za kapitalną odpowiedź / napracowałaś się dla nas /.Poczucie winy a świadomość grzechu to całkiem różne rzeczy. Czasem mogą się poplątać, gdyż często idą w parze. Dobrze jest znać różnicę.
Pozdrawiam 🙂

#25. wojtek
Pytasz: Ile lat trzeba być ślepym,żeby doznać takiego cudu?—> nie wiem. Bo tu nie ważny jest czas, tylko zrozumienie swojej ślepoty (grzeszności). Zrozumienie i odwaga prośby, wytrwalej modlitwy do Tego, który może mnie uzdrowić.

Wydaje mi się, że zarówno świadomość popełnionych grzechów, jak i poczucie winy za te grzechy, winny po szczerej spowiedzi minąć. Pewien spowiednik upomniał mnie, żebym nie stawała na krawędzi morza Bożego Miłosierdzia.Przyznam się, że powracałam do popełnionego ciężkiego grzechu i powracało też silne poczucie winy a ta porada i żarliwa nie tylko moja modlitwa , stały się dla mnie wybawieniem . Nie mam już poczucia winy chociaż pewien smutek pozostał kiedy wracają wspomnienia, ale za to wzmogła się miłość do Bożego Miłosierdzia i ta wiara,że Łaska Boża
oczyszcza i wybawia z niewoli każdego grzechu.
Januszu myślę,że nie chodzi Tobie o niezawinione poczucie winy, bo to inna jest tego przyczyna . Można też być nieświadomym popełniania grzechów i szczerze powiem, że nadzieja w tych, którzy uświadomią taką postawę bycia w pewnej nieświadomości.Trochę zawile mi to wyszło ale pisząc te słowa, próbuję zrozumieć to sama ,czy również mnie to może dotyczyć… i tak myślę, że można odnieść ten problem, do każdego człowieka.
#32
Piszę nie jako mądrzejsza , ale po prostu temat mnie poruszył…
Pozdrawiam

„… Tam, gdzie grzech został w wierze uświadomiony, w miłości sakramentalnej jest odpuszczony…” cyt. z #29 Julia
Dzięki za ten wpis. Uświadamia on minn.to, że wiara czyni cuda poprzez zasłuchanie w Słowo Boże i widzenie siebie w tym Słowie – jak się widzę w Jego „lustrze”. Kapitalną sprawą jest dobrze uformowana wspólnota, gdzie rozważane Słowo dotyka mocniej również przez to,że zmagać się można wspólnie z pewnymi problemami, w Jego świetle.Są jednak grzechy nieuświadomione i z tym może być najwiękrzy problem …i cudem jest to,że
wierność Ewangelii, sakramentom i oczywiście szczera modlitwa, otworają w swoim czasie oczy i uzdrawiają ślepca dzięki Łasce Bożej.
Pozdrawiam cieplutko

owieczko, #33
piszesz: „jak sama wiesz jest zalecana przez Ojców Kościoła”. Rzecz w tym, że ja właśnie tego nie wiem. Czy jesteś w stanie podać, którzy konkretnie ojcowie Kościoła i w których konkretnie pismach zachęcali do takiej modlitwy? Wobec takich lakonicznych informacji jestem sceptyczna. Jestem także sceptyczna (ogólniej) wobec powoływania się na autorytety oraz na argumenty ilościowe („wielu kapłanów tę modlitwę zaleca” itp), ale to już inna kwestia. 🙂
Jakie złe owoce może przynosić taka modlitwa? To już wspomniałam wcześniej: nadmierne koncentrowanie się na sobie samym. Choć cel jest pobożny, to owocem jest egocentryzm. Poza tym, w moim odczuciu, ta modlitwa jest jakoś podszyta niedowierzaniem w Boże przebaczenie, w darmowość Bożej miłości.
Piszesz, że ta modlitwa ma wypływać z serca, ale jednocześnie piszesz o przypominaniu jej sobie. A przypominana modlitwa „wypływa” już z rozumu, a nie z serca, jest więc pobożnością nabytą. 🙂
Napisałaś „Tak! Widzieć to znaczy zobaczyć swój grzech” Otóż myślę, że to kwestia indywidualna. Dla tych, co poza własnym „ja” (jak to mówi nasz prezbiter: „ja, ja, ja… – duchowa jajecznica” 😉 ) nie potrafią nic więcej widzieć, przejrzeć na oczy, odzyskać wzrok, będzie oznaczało dostrzec bliźniego który jest obok. Dla człowieka, który widzi tylko własną grzeszność, przejrzeć będzie oznaczało zobaczyć także Bożą miłość, która usprawiedliwia, która potrafi się nami posłużyć mimo naszej grzeszności.
Pozdrawiam 🙂

Poczucie winy to nie jest swiadomosc grzechu.Moze nie byc poczucia winy a swiadomosc grzechu/np.grzech przeciw VI przykazaniu./Przyklad Judasza -spelnil 5 warunkow do dobrej spowiedzi ,tylko nie szukal swiadomosci grzechu w Milosci /a w ukaraniu -samobojstwie/
Swiadomosc ,ze jestem grzeszna,powinna trwac we mnie zaqwsze .Poczucie winy moze byc rozladowane np.przez terapie ,ukaranie .Swiadomosc grzechu nie szuka kary ,ale zadoscuczynienia -co polega na Milosci.
Poza tym poczucie winy jest wykrywalne przez psychologa , a swiadomosc grzechu jest niewykrywalna -jest to laska o ktora nalezy sie modlic ,aby w nas nigdy nie zaginela.Poczucie winy powstaje ,trwa i ginie po spowiedzi.
/ z wykladu IWKR/

Masz rację Teresko”… Świadomość, że jestem grzeszna,powinna trwać we mnie zawsze…”
Pozdrawiam

owieczko #35
🙂
Dziękuję za życzliwe słowa, ale…, owieczko:
1. nie napracowałam się, bo wyszukiwarka bardzo szybko znalazła odpowiedź 🙂
2. wdzięczna jestem januszowi, ponieważ nigdy nie myślałam o różnicy między świadomością grzechu a poczuciem winy. Teraz mogę powtórzyć za Tobą: „dobrze jest znać różnicę” 🙂

januszu #34
bardzo lubię ten hymn. Zgadzam się z sugestiami niektórych, że powinno się go znać na pamięć i modlić się nim, jak zrobiłeś to Ty…
Pozdrawiam 🙂

#39 Fasolo,
odnoszę się do Twojego wpisu dotyczącego modlitwy Jezusowej. Znalazłam artykuł, w którym autorka pisze, że modlitwa Jezusowa sięga korzeniami Pisma Świętego:
„Niewidomy żebrak, Bartymeusz, u bram Jerycha woła do Jezusa: „Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną”. Skruszony celnik prosi o miłosierdzie, a Kananejka powtarza: „Panie, synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. Jest to wezwanie modlitwy nieustannej, bo takie jest polecenie Jezusa: „Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać” (Łk 18, 1), powtórzone przez św. Pawła: „Nieustannie się módlcie” (1 Tes 5, 17)”.
Piszesz, Fasolo:
„Piszesz, że ta modlitwa ma wypływać z serca, ale jednocześnie piszesz o przypominaniu jej sobie. A przypominana modlitwa “wypływa” już z rozumu, a nie z serca, jest więc pobożnością nabytą”… jakby taka modlitwa była mniej ważna w oczach Pana Boga, a przecież…
1. „W „Opowieściach pielgrzyma” starzec radzi pielgrzymowi, który pragnie nauczyć się modlitwy Jezusowej, aby nigdy się nie zniechęcał. Ma tylko często odmawiać wezwania modlitwy Jezusa bez troszczenia się o czystość samej modlitwy. Należy ofiarować Bogu to, co jest w nas, to znaczy powtarzanie tej formuły. Nawet jeśli mamy wrażenie odmawiania jej tylko wargami, to częsta modlitwa ustna doprowadzi to w końcu do modlitwy serca. „Modlitwa może być sucha i rozproszona, lecz powtarzana stworzy przyzwyczajenie, stanie się drugą naturą i przekształci w czystą, jaśniejącą modlitwę, chwalebną modlitwę ognia” (Jean Lafrance, Modlitwa serca). Nasza codzienność zostanie przemieniona, a my przez nią będziemy mogli coraz bardziej zbliżać się do świętości” – to cd. tegoż artykułu…
2. „To jest moment rozstrzygający, kiedy ZDECYDUJESZ SIĘ zawołać we wnętrzu albo nawet całym sobą: „Panie, ratuj!”. W tym momencie rozpoczyna się w twoim życiu nowy etap (może to niestosowne słowo) – nowa tresura, w której twoje życie poddaje się już nie pod bat szatana j jego głosu, ale pod rózgę Baranka i natchnienia Ducha Świętego” – to o. Augustyn Pelanowski z książki „Wolni od niemocy”.
Pozdrawiam 🙂

Fasola
Modlitwa Jezusowa jest uznana przez Kościół, więc nie może przynosić złych owoców.Złe owoce mogą wynikać z tego, jaki stosunek mamy do modlitwy, czy przypadkiem nie traktujemy jej zbyt instrumentalnie. Nie słowa są tu najważniejsze. Czy będziemy mówić ,,grzesznikiem”, czy też nie to i tak będzie znaczyło to samo, jeżeli będziemy stać przed Panem Bogiem w modlitwie, pamiętając kim jesteśmy, a to przecież nie prowadzi do egocentryzmu. Najważniejsze, żeby modlitwa wypływała z serca. Mówiąc ,,przypominam o niej” mam na myśli ,,pragnienie serca”. Nie wyznaczam jej ram czasowych, nie jest dla mnie obowiązkiem. Niektórzy zwracają uwagę na rytm serca i oddech, ale to może być niebezpieczne, bo nie technika jest ważna, tylko Boża obecność. Nie myśl, że na tym polu mam jakieś wielkie osiągnięcia, po prostu ją lubię, ale też i są inne np. Jezu ufam Tobie ! Protoplastą modlitwy nieustającej jest żebrak spod Jerycha, przyjęli ją Ojcowie Kościoła, rozwinęła się głównie na Wschodzie, w Kościele Zachodnim mniej popularna. To są pewniki, szczegółowej wiedzy teoretycznej nie posiadam, trzeba byłoby szukać w książkach / lub wyszukiwarce/:-) , wiem, że jest o niej sporo informacji.
Masz dużą wiedzę i dobre intencje, więc jeszcze przemyślę i przemodlę co mi napisałaś, może za bardzo się upieram 🙂 ale zapewniam Cię, że wszystkie moje braki nie są skutkiem tej modlitwy 🙂

Fasola
Piszesz mądrze i masz dużo racji,tylko ja tej racji nie potrafię przyjąć. Nie mam też za wiele argumentów /wiedzy/, więc nie będę przekonywać. Życzę tobie i wszystkim dobrych, pełnych ciszy i zadumy świąt naszych Wszystkich Świętych – Oni wiedzą najlepiej 🙂

Julio #43
piszesz: „jakby taka modlitwa była mniej ważna w oczach Pana Boga” – to już Twoje dopowiedzenie, bo ja niczego takiego nie sugerowałam. Nie bardzo mi po prostu pasuje do takiej modlitwy określenie „modlitwa serca” i tylko to miałam na myśli.
Pismo Święte wzywa do nieustannej modlitwy, ale zaprzęganie tych cytatów (Łk 18, 1; 1 Tes 5, 17) na na potrzeby jednej określonej modlitwy jest już jak dla mnie instrumentalnym traktowaniem tych cytatów.
Ad pkt 1. – to można równie dobrze powiedzieć grzesznikowi: nie grzesz, to będziesz szczęśliwy. Wszyscy wiemy, że grzech jest zły, a mimo to wszyscy grzeszymy… Rozumiesz, co mam na myśli? Tak na marginesie: kiedy się komuś chce poradzić swoją pobożność, to najbezpieczniej ją włożyć w usta jakiegoś starca, czy anonimowego mędrca – brzmi wtedy bardzo wiarygodnie… 😉
Pozdrawiam 🙂

owieczko #44, #45
może ja też się za bardzo upieram przy swoim. 🙂 Założenia faryzeuszy były też bardzo pobożne – oni się jednoczyli jako „oddzieleni”; jako ci, którzy chcą wiernie zachowywać Prawo. Ich gorliwość w zachowywaniu Prawa jest naprawdę pełna podziwu. Czy jest coś złego w pragnieniu wiernego zachowywania Prawa? To przecież piękne i święte pragnienie! A jednak karty Ewangelii jasno pokazują, jakie owoce przyniosły takie dążenia. Dlatego moje wątpliwości co do owoców takie modlitwy wydają mi się uzasadnione.
Pozdrawiam 🙂

#46 Fasolo
Naprawdę nie chcę się spierać, tylko dochodzić prawdy…
Pan Jezus mówił, że WSZYSTKO rodzi się w sercu – i dobro, i zło. DECYZJA rozumu też ma swój początek w sercu i dlatego myślę, że taki rodzaj modlitwy, o jakiej pisze Owieczka jest „modlitwą serca”.
Zabolało mnie Twoje zdanie o starcach czy anonimowych mędrcach…
Będzie odpowiedź…
Pozdrawiam 🙂

#46 do Fasoli cd.
Wilfrid Stinissin OCD w książce „Ani joga, ani zen. Chrześcijańska medytacja głębi” poświęcił rozdział „Modlitwie Jezusowej”.
Pisze, że przygotowanie do tej modlitwy można znaleźć w Starym Testamencie. Imię nie jest w nim tylko etykietą, ale wyraża istotę człowieka (Abram, Abraham) czy Boga (Jahwe). Można powiedzieć, że imię jest sakramentem (znakiem) osoby. „Czynnym znakiem (signum efficax), przez który otrzymuje się uczestnictwo w mocy i dziele osoby”.
Tak samo można powiedzieć, że Jezus jest sakramentem Boga.
Teksty Nowego Testamentu mające szczególną wagę
w odniesieniu do imienia Jezus są trzy:
1. Tajemnica, którą Jezus objawia swoim uczniom:
„O cokolwiek będziecie prosili Ojca, da wam
w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście
w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość
wasza była pełna” (J 16,23-24).
2. Uroczyste oświadczenie Piotra przed Wysoką
Radą: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż
nie dano ludziom pod niebem żadnego innego
imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni”
(Dz4,12).
3. Fundamentalny tekst św. Pawła, świadczący
o kosmicznej perspektywie: „Dlatego też Bóg
Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię
ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich, ziemskich
1 podziemnych” (Flp 2,9-10).
Pośród dzieł Ojców Kościoła (!) „Pasterz” Hermasa
(I/II wiek) jest pierwszy, który wyraźnie mówi o imieniu Jezusa. Hermas pisze: „Wielkie i niepojęte jest imię Syna Bożego i dźwiga cały świat”. I mówi dalej:
„Wy, którzy cierpicie dla imienia, macie sławić
Boga, ponieważ uznał was godnymi nosić to imię”.
Najwyraźniej dla Hermasa IMIĘ jest czymś, co ma
wartość obiektywną i STANOWI SAMĄ RZECZYWISTOŚĆ.
A teraz bezpośrednio o modlitwie Jezusowej…
Święty Kalikst, patryjarcha Konstantynopola
w XIV wieku, w swoim dziele Centuria (księga mająca 100 rozdziałów) rozróżnia w niej podwójne poruszenie.
Jedno KU JEZUSOWI CHRYSTUSOWI w części pierwszej: „Panie, Jezu Chryste, Synu Boży” — i poruszenie, w którym powracamy DO SIEBIE: „ulituj się nade mną”.
Albo inaczej:
„W całej swojej PROSTOCIE modlitwa Jezusowa jest
bardzo BOGATA. Jest syntezą całej teologii. Wprowadzeniem do modlitwy są słowa: Panie, Jezu Chryste.
Połączenie imion Jezus i Chrystus jest już wyznaniem wiary: Jezus jest Chrystusem, to znaczy
Mesjaszem, Pomazańcem. „Jezus jest nikim, jeżeli
nie jest Chrystusem, a Chrystus jest nikim, jeśli nie jest Jezusem”.
Pierwsza część modlitwy wyraża nadzieję i zaufanie.
Jej druga część jest wyznaniem totalnej bezradności. Stąd też modlitwa Jezusowa jest streszczeniem życia chrześcijańskiego: nie mogę nic, Ty możesz wszystko. Pokora i zaufanie. „Mała droga” św. Teresy od Dzieciątka Jezus, Todo i Nada św. Jana od Krzyża”
I jeszcze kolejny fragment:
„Modlitwa Jezusowa jest z jednej strony ŚRODKIEM, a z drugiej także duchowym CELEM życia. Środkiem, ponieważ słowo pomaga rozbitemu człowiekowi, który ma trudności koncentrowania się na jednym przedmiocie. Wielką plagą współczesnych ludzi jest wewnętrzny nieład i zamieszanie, co niemal uniemożliwia im skoncentrowanie się na Bogu. Modlitwa Jezusowa przywraca tę wewnętrzną jedność. Jednak modlitwa Jezusowa jest równocześnie i celem. To przecież sam Bóg objawia się w Jezusie Chrystusie. Przez ciągłe powtarzanie Jego imienia, Imię, czyli osoba Jezusa, ma możliwość stopniowo przeniknąć całego człowieka. (TO SĄ OWOCE!!!)
Dopóki modlitwa jest czymś, co dokonuje się mechanicznie i jest umiejscowiona w umyśle, to cel nie jest osiągnięty. Dlatego wciąż się powtarza, że trzeba porzucić głowę i wejść do serca. Kiedy wzywamy imię Jezus, to przypominamy sobie o Jezusie w najgłębszym rozumieniu tego słowa. Ilekroć wymieniamy Jego imię w modlitwie, aktualizujemy Jego obecność i wchodzimy w Jego Eucharystię (dziękczynienie), tak jak ma to miejsce podczas mszy świętej. Święty Grzegorz Synacjusz (zm. 1346) pisał, że ilekroć wypowiadamy imię, to mamy się nim karmić jak pożywieniem. Ilekroć myślimy o Jezusie, jest to przypomnienie o początkach i celu całego wszechświata. I o naszym osobistym początku. Jak powiada Maksym Wyznawca (ok. 580-662): „On jest początkiem, środkiem i końcem wszystkiego, a w pierwszym rzędzie naszego ludzkiego istnienia”.
Dowiedziałam się również, że ważne w tej modlitwie jest milczenie.
„Relacja między milczeniem a słowem odpowiada relacji między Duchem Świętym a Chrystusem (Słowem), „Pożyteczne jest dla was moje odejście” (J 16,7), by zrobić miejsce innej obecności, duchowej, której OWOCEM (!!!) jest, że „Ja będę trwał w was” (J 15,4)”.
I na zakończenie o starcach:
„Tradycja przykłada wielką wagę do posłuszeństwa „starcom”. W XIX wieku starcy odgrywali znaczącą rolę w Rosji. Starcem był zwykle starszy mnich, niekoniecznie kapłan, który długi okres swojego życia spędził w odosobnieniu na modlitwie. Jeżeli nie można znaleźć takiego doświadczonego starca, to nie trzeba przez to odstępować od modlitwy Jezusowej. Jednak IM BARDZIEJ wchodzi się w tę psychofizyczną technikę, TYM WIĘKSZA jest potrzeba doświadczonego przewodnika”
Fasolo, pisząc ten dłuuuugi wywód chciałam tylko zauważyć, że modlitwa Jezusowa ma oparcie w Ojcach Kościoła, przynosi owoce, a starzec może być doświadczonym w modlitwie przewodnikiem (w tej modlitwie).
pozdrawiam 🙂

Julio # 49,
zapewniam Cię że nie było moim zamiarem sprawiać Ci przykrości, i te słowa o starcach nie były wymierzone przeciwko Tobie. Przepraszam, jeśli Cię zabolały, naprawdę nie były pisane z taką intencją. Nawiązywałam do cytowanej przez Ciebie lektury („Opowieści pielgrzyma”), chcąc powiedzieć, że opowiadanie o starcach i mędrcach jest łatwiejszym sposobem „sprzedawania” swoich prawd, niż rzeczowa argumentacja. Historia starców i Zuzanny z Księgi Daniela pokazuje, że wiek z mądrością nie zawsze idzie w parze. Słucham uważnie opinii ludzi doświadczonych, którzy „z niejednego pieca chleb jedli”, co nie oznacza, że się zawsze z ich poglądami zgadzam.
Dziekuję Ci za ten długi wywód, bo zadałaś sobie wiele trudu, by przytaczać cytaty. Cytowane przez Ciebie fragmenty nie wpłynęły jednak w żaden sposób na moje wątpliwości w kwestii tej modlitwy.
Chciałabym tu nawiązać do innej lektury, Dekretu abpa Nycza w sprawie RRN. Jednym z zarzutów wobec materiałów formacyjnych RRN był brak rozróżnienia etapów życia wewnętrznego, cytowanie wybitnych mistyków osobom zupełnie do tego nieprzygotowanym, „czynienie z mistycznych stanów zasad powszechnie stosowanych”. Czemu o tym piszę? Bo trochę podobnie jest z Twoimi cytatami. Cytujesz autora ze zgromadzenia karmelitów bosych, cytujesz wybitnych teologów – te refleksje są z pewnością cenne dla zakonników i zakonnic, którzy prowadzą życie kontemplacyjne, niekoniecznie jednak muszą znajdować odbicie w życiu (na przykład) osób świeckich. Poza tym nie chodzi mi o teorię: jak może być, ale o praktykę: o to, jak jest. A jest tak, że taka modlitwa wbija ludzi (nieprzygotowanych) w takie poczucie winy, w którym nie ma już miejsca na radość Zmartwychwstania, na zwycięstwo Chrystusa nad grzechem i śmiercią. Nawet się radość z czasem może wydać czymś niewłaściwym, czymś … niechrześcijańskim.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

#50 Fasolo,
piszesz:
„te refleksje są z pewnością cenne dla zakonników i zakonnic, którzy prowadzą życie kontemplacyjne, niekoniecznie jednak muszą znajdować odbicie w życiu (na przykład) osób świeckich”
A te właśnie refleksje są bardzo cenne dla mnie (nie jestem zakonnicą 🙂 ). Cieszę się, że dzięki Twoim uwagom mogłam się z nimi zapoznać.
Poza tym:

1. Porównanie Modlitwy Jezusowej do RRN wydaje mi się jednak pewnym nadużyciem…
Przecież niczego nikomu nie narzucam, to jest pewna propozycja…
2. Baaardzo lubię czytać książki zakonnika paulina o. Augustyna Pelanowskiego – są jakby pisane dla mnie – zwykłej świeckiej osoby, mężatki i matki…
Pozdrawiam Cię 🙂

Julio #51
Chyba zaczynamy się czepiać wzajemnie swoich wypowiedzi… 🙂
Ja nie sugeruję umieszczenia tej modlitwy na indeksie modlitw zakazanych 😉 Sama się czasem nią modlę. Widzę jednak niebezpieczeństwa przyjmowania jej jako modlitwy nieustannej.
Nawiązałam do tego dekretu w sprawie RRN, bo on mi uświadomił, że niebezpiecznie jest uniwersalizować wszystko, co wyczytamy u mistyków; że można tym komuś wręcz wyrządzić krzywdę. To trochę jak z niewłaściwym zażywaniem leków. Zgodzisz się chyba ze mną, że większość z nas nie ma jednak tak „teologicznego” podejścia do modlitwy, o jakim traktują przytoczone przez Ciebie cytaty? Te cytaty to jak dla mnie wprowadzenie do modlitwy kontemplacyjnej. Co innego, kiedy ktoś do tej modlitwy Jezusowej zostanie tak wprowadzony, a co innego, gdy się komuś mówi, że „powinien się tak modlić, bo tak zalecali ojcowie Kościoła”.
Teraz fragment z Dziejów Apostolskich – świadectwo świętego Pawła:
A gdy wróciłem do Jerozolimy i modliłem się w świątyni, wpadłem w zachwycenie. Ujrzałem Go: „Spiesz się i szybko opuść Jerozolimę – powiedział do mnie – gdyż nie przyjmą twego świadectwa o Mnie”. A ja odpowiedziałem: „Panie, oni wiedzą, że zamykałem w więzieniach tych, którzy wierzą w Ciebie, i biczowałem w synagogach, a kiedy przelewano krew Szczepana, Twego świadka, byłem przy tym i zgadzałem się, i pilnowałem szat jego zabójców”. „Idź – powiedział do mnie – bo Ja cię poślę daleko, do pogan” (Dz 22,17-21)
Zwróć uwagę, że Pan Jezus odpowiadając Pawłowi nie „zatrzymuje się” ani słowem na grzechach Pawła, ale na misji, do jakiej go powołał. Rzecz w tym, by nasza uwaga nie była skoncentrowana na naszej pobożności, ale na naszym powołaniu. A człowiek modlący się stale o litość („ulituj się nade mną, grzesznikiem”), siłą rzeczy ciągle kręci się wokół własnej grzeszności.
Ojca Pelanowskiego też bardzo cenię, tyle że on jest paulinem, a nie karmelitą 🙂
Pozdrawiam Cię 🙂

Julio #51
Pozwolę sobie zacytować jeszcze jeden opis modlitwy, który mnie niezmiennie fascynuje:
W Damaszku znajdował się pewien uczeń, imieniem Ananiasz. „Ananiaszu!” – przemówił do niego Pan w widzeniu. A on odrzekł: „Jestem, Panie!” A Pan do niego: „Idź na ulicę Prostą i zapytaj w domu Judy o Szawła z Tarsu, bo właśnie się modli”. (…) „Panie – odpowiedział Ananiasz – słyszałem z wielu stron, jak dużo złego wyrządził ten człowiek świętym Twoim w Jerozolimie. I ma on także władzę od arcykapłanów więzić tutaj wszystkich, którzy wzywają Twego imienia”. „Idź – odpowiedział mu Pan – bo wybrałem sobie tego człowieka za narzędzie(…)”.
Wtedy Ananiasz poszedł. Wszedł do domu, położył na nim ręce i powiedział: „Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony Duchem Świętym”. (Dz 9,10-17)
Ta modlitwa przemieniła Ananiasza, dała mu moc do pełnego przebaczenia dla Szawła, tak iż do zabójcy swoich braci w wierze zwrócił się z miłością „Szawle, bracie”. Fascynuje mnie otwartość i pokora Ananiasza – sposób, w jaki w modlitwie Ananiasz mówi do Pana Jezusa o Pawle. W modlitwie Jezusowej brakuje mi jakoś tego miejsca na obecność bliźniego.
Pozdrawiam Cię 🙂

Julio #49
Aż wstyd się przyznać, ale dopiero Twoja wypowiedż o Jezusie Chrystusie uświadomiła mi znaczenie tych połączonych słów – Jezus Chrystus, dzięki.

#54 Kaśka
Dziękuję, że zechciało Ci się o tym napisać…
Pozdrawiam 🙂

#53 Fasola
Ja widzę to miejsce tak: „Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną grzesznikiem” – który zgrzeszyłem przeciw bliźniemu, a pragnę go kochać, jak Ty go kochasz.

Fasola
Ojej, dopiero teraz przejrzałam cały tok dyskusji i wiem, że zaczęło się od Twojej uwagi, że czasem w tej modlitwie tracimy z oczu bliźniego. Masz rację, oczywiście – ale myślę, że to nie jest wina modlitwy tylko naszego serca. Dlatego dobrze, że na drodze wiary pewne „rzeczy” przychodzą stopniowo i z wyjaśnieniem. (Nie tylko DN)
A wiesz R.Brandstaetter napisał kiedyś tak:
„OJCIEC ELIASZ UDZIELA ANZELMOWI NAUKI O SZTUCE KLĘKANIA:
Klękając w kościele podczas Mszy obejrzyj się za siebie, Anzelmie, abyś nie potrącił nogą stojącego za Tobą człowieka. Nie miej skrupułów, jeżeli ten drobny ruch głową rozproszy twoje gorące, modlitewne skupienie. Uwaga, którą poświęcisz bliźniemu, jest cenniejsza od Twojej modlitwy.”
Bardzo mi się podoba.
Z drugiej strony moja znajoma była kiedyś zakonnicą i rozmawiała ze starszą siostrą, staruszką o modlitwie Ojcze nasz, a ona była jej bardzo wdzięczna ponieważ mimo podeszłego wieku nigdy nie zastanawiała się nad tymi słowami. Powtarzała słowa tej modlitwy z szacunkiem jako święte słowa. Ktoś może powiedzieć – mechanicznie.
Tak więc dobrze jest poznawać sens modlitwy i zawsze czuwać nad nią. Ja jestem wdzięczna Julce za przypomnienie Pielgrzyma, – on jest zupełnie wyjątkowy, a czuję że dobrze mi zrobi wrócić do tej lektury.
Pozdrawiam

JEZUS to miód w ustach, w uszach melodia, w sercu radość. Ale i lekarstwo. Smuci się kto między wami ? Niech przyjdzie do serca Jezus, a stamtąd wytryśnie na usta; i oto gdy wzejdzie to IMIĘ – ŚWIATŁO, wszystkie chmury się rozpraszają, wraca pogoda. Popada kto w zbrodnię ? Gorzej, pędzi w rozpaczy w sidła śmierci ? Czy jeśli wezwie IMIENIA ŻYCIA, nie odetchnie natychmiast życiem ?…Komu kto drżał i szamotał się wśród niebezpieczeństw, Imię to, zawezwane, nie przywróciło natychmiast ufności, od kogo nie przegnało strachu ?… Nic nie powściąga tak skutecznie ataku gniewu, nie wytłumia naporu pychy, nie leczy rany zazdrości……Święty Bernard z Clairvaux

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php