Przeżywamy Uroczystość Wszystkich Świętych. Jest to dzień, w którym Kościół oddaje cześć Bogu wspominając Jego dzieło zbawienia dokonane w ludziach, którzy poszli za Jego głosem i kształtowali swoje życie według woli Pana Boga. Spotkali w swoim życiu Oblicze Boga. Historia Świętych, to istotna część historii Kościoła. Właściwie to dzieło zbawienia dokonujące się przez wieki.
Dzieje się to w pewnej analogii do tego, co działa sią w historii zbawienia, prowadzonej przez Boga z narodem Wybranym aż do czasów przyjścia Jezusa Chrystusa jako Mesjasza, w którym wszystko się dopełniło. To natomiast, co dzieje się po Jego przyjściu, a czego jesteśmy my uczestnikami, to jest „rozwijanie” i prowadzenie przez pokolenia tego, co stało si w Nim i przez Niego. To w każdym z nas wierzących dokonuje się coś z Jego dzieła świętości.
Dokonuje się to w poszczególnych ludziach, którzy wierzą Bogu i poddają się Jego prowadzeniu . Dokonuje się to także w społeczności tych, którzy wierzą i stają się ludem Boga. Naturalnie cały wszechświat do Niego należy. Potrzebnie jednak są ci, którzy przeżywają tę relację świadomie i są tego świadkami. Śpiewamy więc fragment Psalmu 24.
REFREN: Oto lud wierny, szukający Boga
Do Pana należy ziemia i wszystko, co ją napełnia,
świat i jego mieszkańcy.
Albowiem On go na morzach osadził
i utwierdził ponad rzekami.Kto wstąpi na górę Pana,
kto stanie w Jego świętym miejscu?
Człowiek rąk nieskalanych i czystego serca,
który nie skłonił swej duszy ku marnościom.On otrzyma błogosławieństwo od Pana
i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
Oto pokolenie tych, co Go szukają,
którzy szukają oblicza Boga Jakuba (Ps 24,1-6).
Jednym ze znamion udziału człowieka w tym działaniu Boga prowadzącym do świętości jest szukania przez człowieka oblicza Boga, albo relacja człowieka do oblicza Boga.
1. Oblicze Boga – przemiana człowieka
Najpierw kilka słów o „Obliczu Boga”. W Biblii termin oblicze” (hbr. panim) jest często odniesione do Boga. Czasem jest użyte tylko samo słowo „oblicze” w znaczeniu obecności i działania samego Boga. Tak na przykład mamy w proroctwie Izajasza: „to nie jakiś wysłannik lub anioł, lecz Jego oblicze ich wybawiło” (Iz 63,9; zob. też Lam 4,16; Pwt 4,37 – w przekładzie polski ginie sprawa oblicza, jest mowa tylko o potędze).
Mamy określenia, w których wyraża się relację Boga do człowieka. Bóg zwraca swoje oblicze ku komuś lub kryje swoje oblicze wobec kogoś (Zob. np. Lb 6,25; Kpł 17,10 Pwt 31,17 itp. Szczególną bliskość i jakby zażyłość udostępnioną człowiekowi wyraża określenie rozmawiać twarzą w twarz: A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem (Wj 33,11; zob. też Lb 12,8; 14;14; Pwt 5,4; Sdz 6,22 itp.).
Najbardziej znamienny „spotkaniem” człowieka z Obliczem Boga jest wydarzenie z życia Jakuba, kiedy to dokonała sią zmiana imienia Jakuba na Izraela. Wtedy to Jakub przedstawił się jako Jakub, a więc człowiek zdolny mieć swój los (swoje życie) w swoich rękach. Przedstawił się jako człowiek zdolny, przebiegły, potrafiący wszystkiemu zaradzić i wszystko obrócić na swoją korzyść. W zmaganiu nocnym otrzymał imię Izrael – a więc zmagający się z mocą (z Obliczem) Boga i oparty na mocy tegoż Boga. Po tym wydarzeniu Jakub dał owemu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: «Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie». Tak. Ale by to już „inny” człowiek. By był to Izrael (Gen. 32,30n). Po chrześcijańsku mówiąc: by był to ochrzczony, który żyje mocą Boga udzieloną mu w Chrzcie i karmioną w Eucharystii.
Oblicze Boga, kiedy dojdzie do „spotkania” człowieka z Nim, przemienia człowieka.
2. Problem człowieka po grzechu (człowieka grzesznika)
Bóg stworzył człowieka na swój obraz i swoje podobieństwo. W pewnym sensie można powiedzieć, że w raju oblicze Boga był złożone w człowieku. Człowiek nosił w sobie tę bliskość, jedność i komunię z Bogiem. Był stworzony do jedności i komunii i do przeżywania relacji z drugim człowiekiem na podobieństwo relacji i związku Osób w Trójcy Świętej.
Wskutek grzechu ta prawd i ta rzeczywistość dana ludziom, jako specyfika ich natury, zostały zwichnięte. Straciły swoją aktualność i zdolność spełniania się, bo człowiek odwrócił się od Oblicza Boga. Zwrócił się sam ku samemu sobie. Sięgną po swoje poznanie (określanie) dobra i zła. Przestał się odnosić do Boga, jako jedynego źródła i „wzorca” swego życia i swej szczęśliwości. Będąc stworzony jako „obraz i podobieństwo” Oblicza Bożego, odwrócił się od tego Oblicza i sam dla siebie chciał być i stanowić swoje „samookreślenie”. Uległ fałszywej obietnicy: będziecie jak Bóg znali dobro i zło. A więc nie będziecie potrzebować odnoszenia siebie (bycia w posłuszeństwie) do Oblicza Boga.
Od tego czasu człowiek stał się „uciekinierem”, wagabundą, kimś kto stale „musi” szukać swojej tożsamości. Jest ukierunkowany na szukanie jej w sobie, gdzie jednak nie może jej odnaleźć. Potrzebuje pierwotnego odniesienia do Boga, ale pycha (podszepty szatana) odciąga go od tego, aby się zwrócić do Boga i uznawać Go jako jedynego Pana. Zazwyczaj dopiero momenty kryzysowe stają się punktem zwrotnym na tej „rozbitej” drodze poszukiwania. Ten stan człowieka ma swój kres (biegnie do tego kresu). Jest nim czas i są nim sytuacje, kiedy człowiek uzna, że sam nie potrafi, że został oszukany i jest utrzymywania w tym stanie oszukania, że potrzebuje się zwrócić do Kogoś poza sobą. Będzie wówczas szukał prawdziwego Oblicza.
3. Wstąpić na górę Pana – szukać Oblicza Boga Jakuba
Wspomniany proces ma wiele etapów i faz w życiu człowieka zwiedzionego przez grzech i stopniowo (czasem w wydarzeniu bardzo gwałtownym) odkrywającego wyzwolenia ze swej niewoli (z niewoli siebie, swego poznania dobra i zła). Potrzebny jest moment „odwrócenia” się od siebie; od swego oblicza, to znaczy od własnej koncepcji życia; od własnych projekcji i planów życiowych czynionych poza Bogiem czy bez Boga.
Psalm wyraża to w obrazie wstępowania na górę. Takie wstępowanie zakłada gotowość zostawiania siebie, swego „życiowego balastu”, którym człowiek sam obciąża siebie. Jest to proces składania swej troski (wszystkiego) na Pana (zob. Ps 55,23). Jest to czas i doświadczenie, by uczyć się, aby ręce były wolne (były stale uwalniane) od własnego interesu i serce stawało się czyste – to znaczy mające coraz to bardziej i wyraźniej jedno pragnienie: nie skłonić się ku marnościom, lecz być zwróconym do Oblicza, z którego płynie wszystko.
Szukać Oblicza Boga Jakuba to być gotowym wejść w zmaganie i konfrontację, jakie Bóg przygotowuje. Jest to wejście w zmaganie się, w którym człowiek (Jakub) musi „przegrać”, żeby w nim zwyciężył Bóg. By na nowo w człowieku na jego całym życiu) zajaśniało Oblicze Boga. Ono pozwoli mu podejmować wszystko, co stanie na drodze jego życia. Będzie bowiem niósł w sobie Oblicze zwycięskiego Boga, który zwycięża przez to, co oczach ludzkich jest widziane jako przegrana. Do Jakuba – Izraela Bóg powie: «Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś» (Rdz 32,29). Nie jesteś już Jakubem, ale Izraelem – tym, kto zobaczył Oblicze Boga.
Jest to jasność poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa (zob. 2 Kor 4,6). Jest to inne poznanie niż własne poznanie dobra i zła, które zwiodło i stale zwodzi człowieka. Niech dzisiejsza Uroczystość stanie się okazją do bardziej intensywnego szukania Oblicza Boga. A właściwie niech nas uzdalnia do gotowości wchodzenie w konfrontację i takie zmaganie się, by nas oświecało Oblicze Jezusa Chrystusa. Byśmy też sami stawali się Obliczem Boga – Jego obrazem i podobieństwem.
Bp ZbK
Komentarze
66 odpowiedzi na „Szukać Oblicza Boga – Boga Jakuba (Urocz. Wszystkich Świętych (31 Ndz – 151101)”
Kto wstąpi na górę Pana, czyli osiągnie zbawienie? Tylko człowiek rąk nieskalanych i czystego serca. Kto z nas jest taki? Nikt, poza Maryją. Moja historia życia to potwierdza. Ale dzięki łasce Pana należę do ludu wiernego, który szuka oblicza Boga. Co to oznacza? Żyję z łaski Pana, szukam Go nieustannie, ale tak naprawdę to On jest tym, który bardziej szuka mnie, niż ja Jego.
To On nie rezygnuje ze mnie, kiedy ja zawodzę i babram się w błocie grzechów. To On obudza w moim sercu pragnienie nieustannego poszukiwania drogi powrotu do Niego, to On przekonuje mnie, że moja wizja mego życia wobec Jego planów i zamiarów jest jedynie poronionym pomysłem, który nigdy nie przyniesie dobrych owoców. Szukam oblicza Boga, czyli nieustannie zwracam swoje serce ku Bogu.
To kosztuje dużo, bo jest rezygnacją z tego, co światowe, łatwe, przyjemne, dostępne, modne, cenione itd. Gdy już wydaje mi się, że znalazłam Boga, że Jego Oblicze jaśnieje we mnie, okazuje się, że łatwo grzech we mnie zwycięża. Wierność przejawia się właśnie w tym, że pomimo upadków, pomimo utraty Oblicza Boga, wstaję i idę ciągle w tym samym kierunku, aby szukać Boga.
To właśnie ta wierność jest przez Boga nagrodzona: On otrzyma błogosławieństwo od Pana i zapłatę od Boga, swego Zbawcy.
Nikt z nas o własnych siłach nie jest w stanie wejść na górę Pana, ale dzięki Jego łasce możemy pójść śladami Jakuba i podjąć walkę o naszą świętość.
Ania
„…być gotowym wejść w zmaganie i konfrontację, jakie Bóg przygotowuje. Jest to wejście w zmaganie się, w którym człowiek (Jakub) musi „przegrać”, żeby w nim zwyciężył Bóg. By na nowo w człowieku na jego całym życiu) zajaśniało Oblicze Boga. Ono pozwoli mu podejmować wszystko, co stanie na drodze jego życia. Będzie bowiem niósł w sobie Oblicze zwycięskiego Boga, który zwycięża przez to, co oczach ludzkich jest widziane jako przegrana…”.
I tu jest odpowiedź na wszystkie nasze, religijne wysiłki/walki/, zmagania, sprężania się, treningi, itd.
Walczymy, by przegrać to znaczy pokonać Boga/Jezus Chrystus/. Walczymy w dobrej wierze, by się okazało, że skarb ten nosimy w naczyniach glinianych.
Walczyłem/rehabilitacja Piotra/ tyle lat, tyle wysiłku, kasy, czasu, wiary i co? Na koniec Pan zafundował nam zwichnięte biodro Piotra.
Nie wiem jak to się stało, ale jest to skutek/tak to odbieram/ naszych sił/pomysłów/ na lepsze/zdrowsze/ życie.
Po dziesięciu latach walki, rehabilitacji, nadziei, wiary zostaliśmy w punkcie wyjścia/urodzenie Piotra/ – a może jeszcze gorzej – bo opuściłem dom mego ojca, wyszedłem ziemi rodzinnej za głosem Pana/?/.
Dziękuję Ekscelencji za światło na moje wykopyrtnięcia/śmierć/. Dziękuję za ukazanie mi sensu/życia/ w zwichniętym biodrze mojego ukochanego syna.
Lżej by mi było być biblijnym Jakubem ze zwichniętym biodrem, niż patrzeć bezradnie na zwichnięte biodro ukochanego syna.
Niejako dotykam „cierpienia” Boga Ojca, który zgodził się na taką walkę w Sobie Samym.
Pozdrawiam
janusz
Chyba rzeczywiście jestem dzieckiem Bożym i dlatego pewnie nie mam wcale przyjaciół.
„Błogosławieni cisi…” – mówi Jezus- i dlatego nie mam znajomych, przyjaciół, bo ja mało mówię, nie gadam tak o nie wiadomo o czym, nie plotkuje. Po prostu nie jestem gadatliwy. Tak już mam.
Może i nie umiem się wypowiadać, – tak mi mówili w szkole- ale zobaczmy jak wyglądają nasze rozmowy. Niby nie chcemy plotkować, a jednak… plotkujemy. Nie umiemy rozmawiać.
Na przykład jak rozmawiamy przez komórki, to gdy mamy coś na prawdę ważnego przekazać, to nagle bateria się wyczerpała, albo karta się skończyła, ale na gadanie bez sensu są środki.
Pismo w jednym miejscu mówi, że Język jest jak iskra, która wznieca wielki pożar.
„Błogosławieni czystego serca…” – to serce jest takim Tabernakulum, na nie patrzy Bóg. Czy moje serce jest czyste na wzór Jezusa?
Czy jeśli jestem cichy na zewnątrz, jestem też w środku?
„Błogosławieni ubodzy w duchu…” – kiedyś pisałem, że umiem jak św. Paweł cierpieć biedę, ale tą fizyczną, ale czy i duchowo też jestem tak zaprawiony?
#3 chani
„Chyba rzeczywiście jestem dzieckiem Bożym i dlatego pewnie nie mam wcale przyjaciół.”
Ależ chani, przecież masz wielu przyjaciół na blogu. 🙂
” «Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie» „.
Niesamowite /ocaliłem me życie/.
Życzę wszystkim, ale to trudne. Baardzo trudne.
ALE DO PRZEJŚCIA !!!
OCALENIA
#3
Twoje serduszko czyste Krzysiu, pomijając kurz, jakiemu wszyscy tu podlegamy.
Dźwigamy pierworodny grzech, a siły fizyczne różne.
A ja lubię ten moment, kiedy przegrywam z Bogiem, kiedy On zwycięża we mnie, bo zawsze okazuje się, że Jego pomysły były lepsze od moich. I chociaż w walce doświadczam cierpienia, ale jest ono jakoś błogosławione, bo potem czuję się, pomimo porażki, silniejsza, mam radość i pokój.
Ania
Ksiądz Biskup.
Historia Jakuba jest mi życiowo bliska, bo podobnie jak On opuściłem dom ojca i ziemię moich braci/krewnych/.
Opuściłem mając 15 lat, a tak dosłownie w wieku 21 lat. Przyznałem się o tym w rozmowie telefonicznej.
Po pięciu latach próbowałem wrócić do domu mojego ojca, ale już nie byłem taki sam. Nie poznali mnie moi bracia/krewni/. Trzeba było banitować.
Proszę zauważyć, że Jakub wraca jako człowiek sukcesu. Wraca do swoich ze swoim dorobkiem/bogactwem/. Wraca z podniesiona głową choć bardzo boi się „świństwa”, jakim zranił swojego brata.
On wraca jako religijny gość sukcesu. Wraca by tak na prawdę kontynuować walkę z Bogiem/Ezawem/.
Być może wszystko mi się pokręciło z tej biblijnej historii, ale taka jest na dzisiaj moja wiara/doświadczenie/.
Pytam więc, jak wrócić do swoich jako bankrut/syn marnotrawny/.
Jezus Chrystus/Nazarejczyk/ nie jest mile widziany wśród swoich/powrót do Nazaretu/.
Jak to się ma w wierze Kościoła świętego. Wracać czy nie wracać?
Wracać jako silny bogiem/Izrael/, czy też czekać na tą siłę/wiarę/?
Księże Biskupie, proszę mi/nam/ powiedzieć, czy powrót syna marnotrawnego jest tym samym powrotem Jakuba/Izraela/?
Pozdrawiam
janusz
ad 9,
Januszu i mi bliska jest historia syna marnotrawnego , niestety nie da się wrócić do tego co było, myślę, że syn marnotrawny nie wraca do swoich pragnień, które go zniszczyły, wyraża skruchę, a Bóg odmienia jego los. |
dla mnie ta odmiana na nowo to ćwiczenie sztuk walki , uczenie się języków, pogłębianie wiedzy, czy budowanie przyjaźni, wychowanie dzieci, ale w tym wszystkim najważniejszy jest pokój czyli pojednanie z Bogiem, niesienie krzyża, który boli, ale też staje się z upływem czasu lżejszy.
Czas wszystkich świętych to czas błogosławieństw, dla mnie błogosławieństwa to odwrócenie myślenia, coś jak mówi św. Paweł „nie bierzcie wzoru z tego świata” świat w zasadzie to nasz wytwór, w sensie „szczęścia”, to my tworzy różne struktury, sieci itd., mieć przez nie odniesienie do życia, to poplątać te życie, ale i więcej to co tworzymy przemija, mieć odniesienie przez przemijanie, przez śmierć – to niepoważne. Dopiero przez błogosławieństwa, zaangażowanie w czystość, pokój czyli pojednanie z Bogiem, i tak dalej,. zyskuje się radość, to buduje co więcej, to nie tylko odniesienie przez błogosławieństwo i zaangażowanie, które daje szczęście, ale przez osobę, która ostatecznie staje się życiem, jako w niebie, tak i na ziemi.
a można się poplątać w życiu, moja historia to, jak stracić 1 milion złotych, rodzinę, przyjaciół, ojczyznę, zaczynać wszystko od nowa, sprzedać cały dorobek życia by spłacić 600 tys i 400 tys odrabiać przez kolejnych 20 lat, płacąc do tego alimenty i pracując na emigracji z dnia na dzień. I idzie już 4 rok i dużo lżej, ciężko zapewne tym co odeszli nie bez mojej winy, ciężko tym co nie mięli głosu w tej „zabawie” dorosłych czyli dzieciom, przez krzyż da się łagodzić wiele, ostatecznie on prowadzi do pojednania i pokoju, czasami mam takie odczucia, tej siły pokoju serca, takie pociągnięcia tymi więzami,które nie przemijają.
Ostatecznie, dzieci z trudem się wychowa, długi przeminą, przyjaciele pozostaną przyjaciółmi, oby ich więcej aniżeli wrogów, aczkolwiek życie nauczyło mnie, że są jeszcze porządni, uczciwi ludzie, co prawda jak na lekarstwo, ale warto wierzyć w ludzi, może tylko bez naiwności i wiarołomstwa, nie dać się wciągnąć nie tylko w długi ale i w różnego rodzaju niekorzystne umowy, kontrakty itd.
Pozornie mógłbym i dzisiaj otworzyć firmę za 200 tys wydając tylko 30 tys, reszta to zwrot z podatku czy doinwestowanie lub prowizje z umów sprzedaży, pozornie tylko wszystko wydaje się jak za darmo.
Najgorzej w tym wszystkim patrzeć na cierpienie byłej żony, która jak mantrę mi powtarza, że jest szczęśliwa w nowym związku, takie szczęście przez poczucie rozczarowania i zawodu, wylewne i pełne goryczy, które prowadzi do śmierci, jeżeli w porę nie przyjdzie opamiętanie .
Starszy syn zapewne wiedział jakie szkody wyrządził młodszy syn, miał świadomość ile stracił prze niego Ojciec nie tylko majątku, a jednak ojciec chce pojednać ich między sobą, dając mu do zrozumienia, że On nigdy go nie zawiódł
Dla mnie „widzieć Oblicze Boga” to podziwiać piękno stworzenia : przyrody, zwierząt i ludzi…
Widzieć piękno – dobro wszelakie w człowieku to powód do szczególnej radości.
…” Bóg zwraca swoje oblicze ku komuś lub kryje swoje oblicze wobec kogoś (Zob. np. Lb 6,25; Kpł 17,10 Pwt 31,17 itp. „…za Księdzem Biskupem
Błogosławieństwem jest kiedy „Bóg zwraca swoje oblicze ku komuś”- wtedy staje się silnym duchem, łagodnym, pokornym…
#9
„Dzięki zwycięstwu Boga we mnie mogę ujrzeć oblicze Boga w bracie, od którego uciekam. Dzięki mojej przegranej wobec kogoś drugiego, mam możliwość odkrywania oblicza Boga”.(Bp Zb. K. „Dwoje jednym ciałem w Chrystusie”). Tak to pisze biskup na zakończenie konferencji 43.
Wiem, że pytam pod prąd.
Czy Jakub jest prototypem syna marnotrawnego?
Czy Jezus Chrystus ma coś z syna marnotrawnego, który wraca wbrew sobie/przeciwko sobie/ do domu Ojca?
Biskupie, wystarczy dwa słowa.
Pozdrawiam
janusz
Ad #13 baran katolicki
Januszu!
W dwóch słowach tego nie da się zrobić. Postaram się jednak coś powiedzieć i przedstawić.
Zestawię teksty: „Bóg Tego, który nie znał grzechu, uczynił grzechem, abyśmy my stali się sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21).
Jezus wszedł w sytuację „syna marnotrawnego”. Nie wrócił i nie wraca jednak sam, lecz zbiera synów marnotrawnych. Dzięki temu „powrotowi” (nawracaniu się) mogą oni poznawać i widzieć Oblicze Boga.
Druga grupa tekstów biblijnych to odniesienie do Jakuba:
„Jakub dał temu miejscu imię Penuel… Szedł utykając na nogę. Ujrzał oblicze jakby istoty nadziemskiej” (zob. Rdz 32,31 – 33,10).
Jakubowi Pan Bóg błogosławił w jego „własnym ustawieniu życia” – do czasu zmagania z Aniołem Bożym. Jakub nie doszedł do sytuacji dającej określić się „materialnie” kryzysowej (miał co jeść i miał wiele zasobów), jak syn marnotrawny. Jego kryzys wyglądał inaczej (chociaż też podobnie).
On musiał doświadczyć, że „błogosławieństwo”, które wykradł, i które przez jakiż czas było potwierdzane przez Boga, miało doprowadzi go do spotkania z ostatecznym wymiarem błogosławieństwa, jakim była zmiana imienia (Jakub – Izrael). Była to zmiana jego „natury”, jego życia. On wracał kulejąc i w ten sposób niósł w sobie błogosławieństw Boga. Postawienie go w sytuacji kulejącego pozwoliło mu stanąć właściwie przed bratem i widzieć Oblicze Boga, który przemienia.
Doświadczenie Jakuba, syna marnotrawnego i ostatecznie całe dzieło Jezusa są ściśle powiązane, ale nie są tożsame. Są to różne przedstawienia wielorakiego, chociaż ostatecznie takiego samego działania Boga, który wybawia człowieka z jego grzesznej „przebiegłości”, fałszywej mądrości, logiki życia i działania na własną rękę.
Jezus wszedł w to „towarzystwo”, ale On nie potrzebował pierwszej fazy życia Jakuba czy syna marnotrawnego. W Nim, w Jego człowieczeństwie dokonało się owo zmaganie na krzyżu (nie próbował odejść od Woli Ojca, ani w czasie kuszenia ani na krzyżu) i objawienie Oblicza Boga.
Pozdrawiam
Bp ZbK
#11 pawelpiotr
Piszesz:
„czasami mam takie odczucia, tej siły pokoju serca, takie pociągnięcia tymi więzami, które nie przemijają”.
Ja nie mam takiej jak Ty odwagi pisać o sobie.
Ale dla takich chwil, o których piszesz, warto było mi przeżyć i przeżywać moje straty, niepewności, bezradność.
Dzięki temu spotkałem Boga , chociaż to nie był mój wybór. Dzięki temu wiem, że On żyje i jest przy mnie, chociaż jest dla mnie jeszcze niewyraźny, gdzieś jakby za mgłą.
Dziękuję za Twój wpis!
Możesz pomóc swojej żonie.
Od Ciebie i Twojej determinacji, Twojego myślenia zależy, aby to nie była „była żona”, ale dalej żona.
Taka jest Wasza droga i ma ona sens.
#15
żona ma już swojego męża, nawet zmieniła narodowość, czy tożsamość, nie wiem – jedno wiem ostatnio wyprała się mnie znajoma, z której śmiały się koleżanki, że zadaje się z bankrutem, co ciekawe ci którzy się najbardziej śmiali, chłopak owej dziewczyny, w kasynie przepuszcza fortunę.
Wiesz Grzegorzu w życiu jak w Ewangelii, jak źle obliczysz wszystko, nieroztropnie postępujesz, zbierasz żniwo swoich czynów. Twoi „Bożkowie”, którym służyłeś są bezlitośni, pociąga mnie Ewangelia nie tylko Jezus, który mówi by wszystko rozważyć, rozważyć nie łatwe sytuacje bo jako przykład podaje stan wojny, a jakie dzisiaj mamy sytuacje, mnie zgubiła naiwność i dziękuję Bogu i przepraszam jak nie zbieram tego co posiałem, bo służyłem tylko swoim Bożkom, z którymi Bóg prawdziwy nie ma nic wspólnego
konkludując, jak nie masz w nienawiści samego siebie, cóż, nie szanujesz samego siebie, więcej własnej żony czy pola, nie masz w nienawiści, wszystko co zyskujesz to strata. Byłem dzisiaj w Banku, gdzieś u wybrzeży Morza Północnego i rozmawiałem z bankierką, a w tle leciały informacje z Watykanu, i zapytałem: a co to. Pani zasmucona odpowiedziała, że informacje, a ja na to, że lubię takie informację, bo jestem katolikiem, i nagle okazało się, że i ona, przez chwilę widziałem jej szczęście.
Jak dobrze spojrzeć Grzegorzu można zauważyć dotknięcia Boga , zauważyć sens życia, odczuć, dotknąć, zrozumieć kto jest Panem
nie żebym cię nawracał Grzegorzu, bo mi to obojętne, piszę, bo kiedy nie zrozumiemy kim jest Bóg w życiu, próżne nasze życie, nasz wysiłek, i żadne świadectwo , prócz naszych win, dopóki Bóg nie będzie Bóg, który jest pojednaniem
a w ogóle to jestem w Kościele z którym nie chcę mieć nic wspólnego, bliższy mi świat, niż Kościół, bardziej szczery i otwarty, nawet jak boli. Mój Kościół który znam to często Kościół wspólnoty Sychar, której ks. moderator Dzrzewiecki, pier…. na konferencjach, jak kobieto zgrzeszyłaś i masz dziecko z innym poza tym sakramentalnym, to oddaj je do adopcji by ocalić związek. Mój Kościół to Kościół bez pojednania, który wymyśla, zrób tak a tak a będzie dobrze, a biskupi temu przyklaskują, mój Kościół to Kościół bardziej zagubiony niż ludzie mi bliscy,
Mój Kościół to Kościół w którym trwam, spełniając jego wymogi daleki i tak bliski mi Chrystus, nie umiem w sobie pogodzić tych dwóch rzeczywistości, nie mam w sobie pojednania, jedyne co mi zostaje to życie poza jakąkolwiek wspólnotą, a już szczególnie tą która lansuje politykę jako uzdrowienie czegokolwiek
#14. Ksiądz Biskup.
To co w nawiasie jest bardzo cenne dla mnie, dlatego bo rodzi we mnie pytanie o poznanie woli Ojca w Jezusie Chrystusie.
Na ile Cieśla z Nazaretu/Jezus Chrystus/ znał wolę Ojca? Pisze Ksiądz Biskup, że „nie próbował odejść od Woli Ojca, ani w czasie kuszenia ani na krzyżu”.
Jak to „mój” Biskup pojmuje ?
Mój cały/życiowy/ problem polega na poznaniu woli Ojca, a nie na jej realizacji/pełnienia/.
Jestem jaki jestem i dlatego pytam z uporem baraniej/katolickiej/ mądrości o świadomość Nazarejczyka co do woli Ojca?
To dla mnie bardzo ważne, bo moim problemem jest nieustanne zmaganie w poznaniu woli Ojca, a nie jej pełnieniu.
Ojciec to Bóg/moje życie, moja energia/.
Jak więc jako stworzenie/grzesznik/ sam mam podłączyć swoją wtyczkę/pępowinę/ do kościelnego gniazda?
Pozdrawiam serdecznie i szczerze dziękuję za próbę odpowiedzi na naszą rzeczywistość.
janusz
Ad #20 baran katolicki
Januszu!
Krótko.
Jezus znał Wolę Ojca (był i Jest Synem) i poznawał tę Wolę w swoim Człowieczeństwie w kontekście przeciwności (kuszenie szatana, próby obwołania Go przez ludzi królem, odciągnięcia Go od pójścia do Jerozolimy itp..). On sam mówił wobec czekającej Go godziny: Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię!». Wtem rozległ się głos z nieba: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię» (J 12,27n).
Jest wiele dobrych momentów interpretujących to wchodzenie Jezusa w poznanie Woli Ojca przedstawionych przez R. Brandstaettera w książce: Jezus z Nazaretu.
Dla nas Jezus (Ukrzyżowany i Zmartwychwstały – razem z Duchem Świętym) jest jedynym pośrednikiem i „objawianiem” Woli Ojca. On jest rzecznikiem, który wprowadza w poznanie. Zob. 1J 2,1-11. Nam nie wystarczy poznanie „pozytywne”. To znaczy skierowane do tych którzy nie zgrzeszyli. Nasze punkt wyjściowy do poznania Woli Boga, to uznanie naszej sytuacji (i faktów) grzechu.
Poznajemy ją nie tylko wobec przeciwności, ale także patrząc na nasze grzechy (upadki, pomyłki), które mocą Krwi Jezusa są nam przebaczane, byśmy wychodzili (raczej pozwalali się wyprowadzać) z naszego oszukania i zakłamania.
Nie jest to ani automat, ani nowoczesna pytia czy zgadywanka ani coś podobnego. To jest proces życiowy dokonujący się przez słuchanie Słowa i korzystanie z mocy Sakramentu oraz doświadczanie przeciwności (godziny) z nadzieją (też już z jakimś doświadczeniem) „usłyszenia głosu” – na różne sposoby: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię»
Pozdrawiam
Bp ZbK
#19 pawelpiotr
Rozumiem Twoje rozgoryczenie wobec Kościoła, który nie spełnia Twoich oczekiwań. Sama widziałam i widzę wiele zła. Mam negatywne doświadczenia dotyczące duchownych. Tylko, że to jest część prawdy o Kościele. Kocham Kościół Jezusa Chrystusa, pisałam już o tym. Ufam, że żaden grzech jego członków nie jest w stanie odebrać mi tej miłości. Dlaczego? Bo i ja jestem członkiem tego Kościoła i to członkiem, który popełnia grzechy. A więc skoro sama nie jestem bez grzechu, to jak mogę oceniać innych?
Poza tym w Kościele widzę wielu wspaniałych ludzi, duchownych i świeckich, z którymi mi „po drodze”, tzn. wiele dobrych rzeczy możemy wspólnie zrobić dzięki zaangażowaniu nas wszystkich. Mogłabym skupić się tylko na swoim cierpieniu, tak kiedyś było, ale nie zrodziło to żadnych dobrych owoców więc wolę czerpać z Kościoła to , co dobre, jednocześnie dokładając swoją własną cegiełkę- na ile mnie stać.
To daje mi radość i pokój.
Każdy jest potrzebny Kościołowi bez względu na to, jak trudną historię życia ma za sobą. Jeśli wokół Ciebie nie ma wspólnoty, w której mógłbyś się znaleźć, to może poszukaj trochę dalej. Z pewnością znajdziesz. Ja odnalazłam w Kościele żywego zmartwychwstałego Chrystusa, ludzi szczerych, otwartych, którzy stali mi się bardzo bliscy. I Tobie tego również życzę.
Z Bogiem!
Ania
Proszę Was wszystkich o modlitwę w pewnej bardzo trudnej sprawie.
O przyjęcie i wypełnienie Woli Bożej.
Dziękuję.
Pozdrawiam
a mi z nikim kto w Kościele nie po drodze, ani z papieżem ani z bp Kiernikowskim, a już na pewno nie o. R, to nie o grzechy i słabości chodzi, tylko jałowość.
Nie rozumiem, jak tek Kościół rozeznaje, że powierza takiemu przepraszam za wyrażenie, „choremu” człowiekowi jak ks. M D jakąkolwiek funkcje.
Jak można mówić matce i radzić porzuć swoje dziecko uratujesz swój związek. mógłbym mnożyć cudowne rady, mam dość kołek wzajemnej adoracji, to nie mój Kościół, mój Kościół jest otwarty na świat, ukryty, święty, inny niż ja sam, świątynia ducha pośród ludzi z ludźmi w ich problemach, strapieniach, troskach, daleki od doktryny a jednak wierny, ja w tym Kościele który jest nigdzie się nie odnajduję, a już najmniej szukam w nich wspaniałych ludzi, może dlatego, że żyję na duchowej pustyni, jedyne co przynosi sczęście to życie sakramentalne.
Wybaczcie, ale jak słucham np audycji dla młodych małżeństw w radio Maryja i ojciec prowadzący słucha i zachwyca się, to pytam siebie samego jak można być tak zaślepionym, czasami to jakbym słuchał wykładu prof. St, jak młodzi robią atmosferę itd itp, oczywiście ważne, ale czy to jest duchowość małżeńska, czy to jest odpowiedź na kuszenie, czyli odniesienie się do rzeczy materialnych, do sławy i do władzy, tak w wielkim uproszczeniu, a to wpływa na kryzysy, to rodzi pęknięcia, a nadto stosunek do samego siebie.
Powiem tak mój Kościół to Kościół ślepych przewodników, tak go widzę, czy się komuś podoba czy nie, i to jest źródłem bólu, nie mam zamiaru opowiadać o tym, bo o czym tu opowiadać, tworzy ksiądz wspólnotę np Sychar, biskupi to aprobują, a ja się zastanawiam czytając i medytując Pismo Św. czy o to chodziło Jezusowi, kiedy mówi Samarytance: żaden którego miałaś nie był Twoim mężem, może powiedzieć tej nawiedzonej kobiecie którą umacnia nawiedzony kapłan, tak jak Jezus Samarytance: koleżanko bawiliście się po swojemu i to co zawarliście nie było małżeństwem, póki co nazywam za Kościołem czarne białym, ale nie jestem o tym w ogóle przekonany
# 18 pawelpiotr
Dlaczego miałbyś mnie nie nawracać, ktoś w końcu musi to robić, skoro sam nie jestem w stanie:)
Jeśli chodzi o bankructwo, to jest to sprzyjająca sytuacja do miłości. Ty dla Niej, Ona dla Ciebie, jak czytamy w Pieśni nad Pieśniami.
Nie jest to, jak wielu sądzi, tylko sytuacja sielsko-anielska. Zawierają się tu i ludzkie pomyłki i tragedie ale i przyjmowanie grzechów drugiej osoby możliwe dzięki temu, że w Eucharystii karmimy się , posilamy Jego Ciałem.
Tak naprawdę wszyscy jesteśmy takimi bankrutami.
Śmieją się z nas ci, którzy o sobie tego jeszcze nie wiedzą.
My którzy wiemy, tworzymy wspólnotę nawracających się bankrutów życiowych – Kościół.
Nie wszyscy Biskupi czy księża pewnie do niego należą, (chociaż formalnie tak), wielu jednak żyje w nawróceniu , na pewno ich rozpoznasz.
Zachęcam.
#24 Paweł Piotr
Możemy sobie podać ręce. Ja po ludzku zmarnowałam 21 lat życia i, jak kiedyś to mówił naszej wspólnocie Ksiądz Biskup, mam już do końca życia przechlapane.
Czy odnajdziesz się w takim Kościele?
Gdy miałam 18 lat moje plany życiowe skonkretyzowały się, miałam swoją tzw. „drugą połowę” itd. I co? Nic mi w życiu nie wyszło, jak chciałam, we własnych oczach totalna porażka.
Dzięki innym podobnym życiowym bankrutom – Kościołowi – dzisiaj mogę żyć prawdziwie, nie w złudzeniach.
A rzeczywiście trudno jest spotkać bankrutow świadomych swego bankructwa, które jest akurat skarbem.
Pozdrawiam i proszę o modlitwę
#24 pawelpiotr
Kościół to nie papież, nie biskup, nie jakiś konkretny ksiądz. Myślę, że nie można postrzegać Kościoła jako sumę działań konkretnych ludzi lub sumę ich przewinień. Kościół to wspólnota ludzi- słabych, grzesznych (świeckich i duchownych), wśród których są tacy, którzy zdają sobie sprawę ze swojej nędzy i uciekają się do Pana o pomoc, są tacy, którzy mają świadomość istniejącego w nich zła, ale z różnych przyczyn nic z tym nie robią, są i tacy, którzy żyją w iluzji i patrzą na siebie przez różowe okulary.
Ale w Kościele działa z potężną mocą zmartwychwstały Chrystus i Duch Święty, który nie pozwoli nawet chwiejącej się łodzi zatonąć. Jeśli widzę koło siebie bylejakość wiary czy zaangażowania to nie usprawiedliwia mnie to przed bylejakością mojej wiary. To nie są puste słowa, ale poparte moimi trudnymi doświadczeniami i cierpieniem, które od wielu lat wpisane jest w moją historię życia.
Kościół pielgrzymujący (czyli my) na swej drodze wielokrotnie musi potknąć się, upaść, by się podnieść, poranić sobie stopy, przejść przez pustynię, by doświadczyć braku wody, pożywienia, wrogości i prześladowania, zejścia z właściwej drogi by powrócić na nią umocnionym.
Kościół to nie „kółko wzajemnej adoracji”, gdzie wszyscy się uśmiechają i mówią, że jest dobrze, chociaż każdy wie, że tak nie jest.
Ja znam Kościół żywych i prawdziwych ludzi, którzy wpadają w mniejsze czy większe grzechy, ale też podnoszą się z nich i walczą dalej o swoją świętość. Jeśli spotykam kapłana, który upada, to nie gorszę się tylko otaczam modlitwą.
Jałowość?
Tak, bywa, ale przecież Ty sam możesz to zmienić.
Jeśli Ty zaczniesz coś robić to i innych pociągniesz za sobą. Nie czekaj aż ktoś to zrobi, może właśnie to jest Twoje zadanie, może Bóg Tobie pokazuje to, bo liczy na Ciebie?
Spróbuj i nie zniechęcaj się.
Pozdrawiam.
Z Bogiem!
Ania
# 24 pawelpiotr
Sens wypowiedzi ks. M. D. jest taki:
„Kiedy kobieta zdradza męża, ma dziecko nieślubne, no wtedy powinna nawrócić się, wrócić do męża (jeśli ją przyjmie) i do dzieci.
I jeśli mąż się zgodzi, że ona to nieślubne dziecko przyniesie do domu, nie ma już potem kontaktu z dawnym kochankiem.
To by było optymalne.
Jeśli mąż się nie zgadza, a tamten rodzic też nie chce przyjąć, chyba tylko adopcja zostaje w tej sytuacji. Bo inaczej rozwalam małżeństwo i moje dzieci ślubne”.
Mirosławo,
to chore co ten ksiądz wygaduje (…)
Dalszą część wypowiedzi wyciąłem ze względu na język i treści.
Bp ZbK
#19 i #29 pawelpiotr
Zdumiewa mnie twoja pokrętna osobowość, pełna sprzeczności i zagmatwanych intencji…
Powołujesz się na Ewangelię (ponoć studiujesz Ją)
i na Jezusa Chrystusa! Ciekawa jestem ile „wystudiowałeś” i zrozumiałeś.
Wydaje mi się,że nie rozumiesz Kościoła i w Nim Jezusa Chrystusa…
Poczytaj sobie w internecie o pokorze i pysze!!!
#24 pawelpiotr….
” a mi z nikim kto w Kościele nie po drodze, ani z papieżem ani z bp Kiernikowskim…”.
Bo zboczyłeś z właściwej drogi. Zabłądziłeś jadąc za szybko/po swojemu/.
Pora nawrócić i cofnąć się do własnego krzyża/skrzyżowanie, po dzisiejszemu rondo/. Zrób tam kilka kółek/obrotów/.
Pora wyhamować.
A może pójdziemy do nieba razem. „Baran katolicki” jest z Tobą razem w tej powrotnej drodze do domu Ojca/Kościoła/.
Pozdrawiam
janusz
Może lepiej nie publikować mojego wpisu – tak dla „poprawności religijnej”.
Należę do osób nie akceptujących SZAFARZY ŚWIECKICH.
Zrezygnowałam za Mszy Św. w tygodniu – nie jestem w stanie uczestniczyć we Mszy Św., kiedy w prezbiterium ci panowie posługują.
Mam wrażenie, że jestem w teatrze a na scenie przemieszczają się aktorzy. Ta scena nie pozwala mi zaangażować się w Ofiarę Eucharystyczną.
Najistotniejszym jest fakt, że odczuwam boleśnie (nie jestem mistyczką) udzielanie Komunii Św. przez szafarzy świeckich.
Tak mam i z tego powodu Kościół staje mi się coraz bardziej odległy za świadomością, że jest dla mnie ważny.
Marzę, aby były podawane godziny Mszy św. bez udziału szafarzy.
Biskupi nie zwracają uwagi, że różnimy się wrażliwością religijną.
Plejada starszych lektorów, szafarzy itp. poubieranych w alby jawi się komicznie – to takie towarzystwo wzajemnej adoracji.
Dlaczego tych panów nie zaangażować w pomoc starszym parafianom – wtedy mówiono by o nas „patrzcie jak oni sie miłują”.
A na Mszy św. miejsce mężczyzny jest przy rodzinie – to jest świadectwo dla świata.
To tak skrótowo
#19 pawelpiotr,
uczniom w klasie trzeciej gimnazjum zadaje się pytanie:
Dlaczego żaden mój grzech nie jest wyłącznie moją prywatną sprawą?
I uczniowie odpowiadają:
Bo każdy mój grzech zniekształca obraz Kościoła (który, jak mówimy w Credo, jest Święty)
i eksponuje przed światem ludzki (i dlatego grzeszny) pierwiastek Kościoła…
…
Dlaczego o tym piszę?
Bo jesteś przykładem na to, że tak własnie jest.
Grzeszność członków Kościoła zniekształca Jego obraz w Twoich oczach.
…
Czy chcesz to zmienić?
Pytam, bo być może jesteś przekonany, że nie musisz nic zmieniać,
bo twój ogląd rzeczywistości Kościoła jest prawdziwy…
Po grzechu tak mamy wszyscy – wydaje nam się, że wiemy…
Dlatego potrzebujemy ostrej interwencji Boga, żebyśmy zobaczyli, że tylko On WIE.
………………
Pwelpiotr,
piszesz, że medytujesz Pismo Święte…
Jak Je rozumiesz?
Kto pomaga Ci patrzeć na swoje życie w Jego świetle?
Innymi słowy – kto jest Twoim przewodnikiem po Piśmie Świętym?
Augustyn Pelanowski OSPPE pisze tak:
„Coraz więcej jest osób zagubionych i pozbawionych istotnych punktów odniesienia.
Gaśnie w nich wola życia i brak im wiary.
Boją się obietnic przyszłości.
Jednocześnie narasta w nich tęsknota za autorytetem i wymagającym mędrcem,
który zna drogę do prawdziwych wartości, do Ziemi Obiecanej.
Poszukiwanie przewodników duchowych nasila się.
Im bardziej zaznacza się kryzys autorytetu, często także wśród duchownych,
tym bardziej wzrasta zapotrzebowanie na Bożych mędrców,
którzy mając doświadczenie w poszukiwaniu Boga,
potrafiliby towarzyszyć innym na tej drodze”
…
Pozdrawiam 🙂
Dla mnie wiara w Jezusa Chrystusa Zbawiciela to coś bardzo prostego, i jednocześnie trudnego ze względu na skłonność do grzechu.
Im bardziej /mocniej, pełniej/wierzę, tym skala trudności dla mnie człowieka rośnie. Im więcej wiem o swojej wierze , o Chrystusie, o Kościele Świętym, tym więcej wiem o sobie i swoich słabościach. Może nie powinienem tego pisać , ale w niedzielę usłyszałem w liturgii słowa „strzeżcie się uczonych w piśmie”.
Wpisy na blogu bardzo często pobudzają mnie do wejścia w swoje życie pełniej, z większym światłem, skłaniają do silnej refleksji. Ale zdarza się, że niektóre interpretacje /bardzo zawiłe i pokrętne/wprowadzają do mego serca spory zamęt. Prawdopodobnie dzieje się tak z powodu mojej ograniczoności, ale jak się domyślam takich ludzi jest więcej.
Jezus Chrystus przyszedł do ludzi prostych i swój przekaz dawał na miarę ich zdolności poznania.
Dziękuję za wszystkie wpisy, bo mam nadzieję pozwala mi się to rozwijać w wierze, ale boję się, że pewne komplikowanie prostych spraw może przynosić efekt odwrotny od zamierzonego.
Przepraszam jeśli kogoś dotknąłem .
z Panem Bogiem
pawelpiotr
Prawdziwą ( trwałą) wspólnotę będziesz tworzył ze swoja żoną, z księdzem D z biskupami wtedy, gdy pozwolisz aby Chrystus stał się Twoim sługą i przyjmiesz od niego przebaczenie ( znakiem tego jest sakrament spowiedzi).
Wtedy też i ty będziesz mógł oprócz stawiania pewnych wymagań, również znosić, tolerować, dźwigać głupoty, zaniedbania, błędy tych o których tak gwałtownie czy też ( domyślam się ) pogardliwie wyrażasz.
Warto iść w tym kierunku, bo czy masz coś jeszcze do stracenia?
#32 Ewa
Tak wiele pogardy przemawia przez ciebie wobec szafarzy, że nie dziwię się, że „odczuwasz boleśnie udzielanie Komunii Św. przez szafarzy świeckich.”
Wystarczyłaby odrobina szacunku.
Problem nie jest w tych panach, ale w tobie.
A odnośnie posługi starszym parafianom, to zapewne robią to w sposób niewidoczny, gdy w niedzielę podążają do osób chorych i niepełnosprawnych z Panem Jezusem. Słyszałam kiedyś świadectwo jednego szafarza, który mówił o radości, z jaką jest przyjmowany przez takie osoby.
#33 julia
🙂
U mnie w parafii nie ma Nadzwyczajnych Szafarzy Komunii Świętych, ale bywam na mszach odpustowych na cmentarzu, gdzie pochowani są moi dziadkowie. W tej parafii jest dwóch szafarzy. I nie widzę w ich zachowaniu nic nagannego, ani teatralnego. Natomiast po każdej takiej Mszy widzę, jak z szacunkiem przyjmują Pana Jezusa, aby zanieść Go chorym i niedołężnym, którzy nie mogli przyjść.
Myślę, że dla tych chorych ich posługa to wielki dar. 🙂
Przyjmowałam też Komunię z ich rąk i podawali Ciało Pańskie z wielkim szacunkiem.
Ja cenię i szanuję ich posługę. 🙂
Bp Athanasius Schneider
'…W trakcie Synodu objawili się jednak nowi uczniowie Mojżesza i nowi faryzeusze, którzy w punktach 84-86 „Raportu końcowego” otworzyli tylne drzwi bądź podłożyli bomby z opóźnionym zapłonem w celu dopuszczenia do Komunii świętej rozwodników żyjących w kolejnych związkach. Jednocześnie biskupi, którzy nieustraszenie bronili „wierności Chrystusowi i Jego prawdzie” (Jan Paweł II, „Familiaris Consortio”, 84), byli w niektórych doniesieniach medialnych niesprawiedliwie przedstawiani jako faryzeusze.
W trakcie dwóch ostatnich zgromadzeń synodalnych (w 2014 i 2015 r.) nowi uczniowie Mojżesza i faryzeuszy – pod pozorem takich określeń jak: „droga rozeznania”, „towarzyszenie”, „wytyczne biskupa”, „dialog z kapłanem”, „forum internum”, „pełniejsza integracja w życie Kościoła” – faktycznie podważyli nierozerwalność małżeństwa i niejako zawiesili szóste przykazanie, zapowiadając możliwość zdjęcia odpowiedzialności za grzeszne współżycie z osób, żyjących w nieuregulowanych związkach (zob. „Raport końcowy”, 84-84).
Read more: http://www.pch24.pl/dokument-koncowy-synodu-wprowadza-tylnymi-drzwiami-neomozaistyczne-prawo,39244,i.html#ixzz3rKkTmlkN
#32 ewa
Abyś złapała dystans chciałbym przypomnieć,że pierwszym szafarzem Ciała Chrystusa była osoba świecka, na dodatek kobieta, i o ile mnie pamięć nie myli miała na imię Maryja.
#34 strach
Trzymaj się wykładni/ autorytetu/ naszego Księdza Biskupa, Gospodarza tego bloga a z pewnością Twoje ścieżki i odpowiedzi na stawiane pytania i wątpliwości, staną się jasne i proste. Masz okazję pytać się i rozwiewać swoje wątpliwości tu na blogu, tym bardziej, że korzystasz także z różnych wpisów.
Łatwiej wtedy rozmawiać ze znajomymi. Zachęcam!
pozdrawiam 🙂
#34 st/r/ach.
U mnie to tak wygląda. Im bardziej zbliżam się/przylegam/ do Jezusa Chrystusa/Kościół święty/, to widzę jak bardzo nie podobny do Niego jestem.
Nie jestem Chrystusem, ale Chrystus jest mną. Ma on taką moc. Ma takiego Ducha, który wspiera nas/modli się za nas/, byśmy nie zgorszyli się poznawszy siebie samego.
Stanisławie, tylko prawda objawiona w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym daje nam życie wieczne.
Prawda jest taka. On jest Panem, który służy a my sługami/panami/ na tyle ile służyć/przebaczać/ potrafimy.
Proszę byś uchwycił się nauczania „naszego” Biskupa. Jest tam źródło czystej wody.
Odwagi.
Pozdrawiam
janusz
#32 ewa i basa.
Nie długo bo tylko ponad rok byłem NSKŚ. Wiele by tu pisać, dlaczego nim nadal nie jestem, ale z odległości czasu widzę, jak daleko nam do świadomości, że w Nazarejczyku/Jezus Chrystus/objawił się Bóg, który stanął po stronie stworzenia/grzeszników/.
Uniżył Samego Siebie, by odnaleźć nas na każdym naszym dnie/grzech/.
Nie tylko dał się ukrzyżować/zabić/, ale zmartwychwstał, by nam wybaczyć.
Czy pojmujecie tą MIŁOŚĆ?
Pozdrawiam
janusz
#32 ewa
Piszesz, że nie lubisz nadzwyczajnych szafarzy, ale dla mnie każdy kapłan jest takim nadzwyczajnym szafarzem. Przecież oni też są ludźmi. To, że wyświęceni to nie znaczy, że nie są do nas podobni.
My przyzwyczailiśmy się do kapłanów, bo tak nam wygodnie, ale każdy z nas powinien zanosić Chrystusa innym nie tylko duchowo, ale też i fizycznie.
Nie można „zamykać” wiary w kościele jako budynku i nie można tego samego robić z Bogiem. Trzeba tą naszą wiarę pokazywać całemu światu. To, że ktoś chodzi do kościoła, to jeszcze nic.
Prawdziwa wiara wyraża się w tym, jak się zachowujemy wobec innych.
Nie wiem, może to z naszego lenistwa wynika, że myśląc o Komunii świętej, mamy na myśli tylko kapłanów.
W mojej miejscowości zauważyłem, że jak ludzie wydepczą sobie jakiś skrót, to zaraz tam jest chodnik.
Nie wiem jak wy, ale ja w głównej mierze zamiast chodzić skrótami, wolę pójść dłuższą drogą tak dla zdrowia. Mimo, że jestem niepełnosprawny i chodzę jak pijany, to zawsze staram się wybierać dłuższą drogę niż te skróty.
Czasami też dla zdrowia staram się pieszo okrążyć moją i tak niewielką miejscowość.
Właśnie słucham jednej piosenki Ewy Bem z nawet fajnym tekstem:
„Ludzie mówią, mówią, mówią całe dnie
Opowiadają ciągle o kimś
Możesz to być ty, dobry czy też zły
Mama czy siostra, brat, przyjaciel
Ludzie wszystko wiedzą, choć nie wiedzą nic
Interpretują, oceniają
Jakieś zdanie mają, zawsze zmienne, i
Od tego zależy, z kim rozmawiają
Nie chcę słuchać tego, nie chcę wierzyć im
Bo słowa są jak w rzece wir
Nie chcę słuchać tego, nie chcę wierzyć im
Każdy bez winy, każdy kamieniem rzuca
…kamieniem
Przecież to jedyny ich bezcenny czas
Co byś nie mówił, nieprzekupny
Nawet, jeśli wiele wcieleń każdy ma
Szkoda mi czasu na puste słowa
Nie chcę słuchać tego, nie chcę wierzyć im
Bo słowa są jak w rzece wir
Nie chcę słuchać tego, nie chcę wierzyć im
Każdy bez winy, każdy kamieniem rzuca
…kamieniem”
A tytuł tej piosenki to „Bez winy”
# 32 ewa
Zachęcam do zapoznania się z treścią Adhortacji Apostolskiej Evangelium Gaudium papieża Franciszka (dostępna w internecie) pkt 87 – 92.
W jednej z dyskusji ks.Bp ZbK mówił, że współcześnie zbyt wiele jest – także wśród chrześcijan – indywidualizmu: gromadzą się oni, ale nie ma między nimi więzi.
Ludzie odczuwają opór przed wchodzeniem w trudne sytuacje.
Zostań z nami, czasami coś napisz, my też nie jesteśmy święci.
#42 Janusz
Jak pięknie to ująłeś!
Dziękuję
Baranku, Pan Bóg Cię wysłucha…
Pomódl się proszę w pewnej mojej intencji.
Nie wiem, kiedy, ale napiszę do Ciebie o łasce danej od Pana.
#43 Janusz
Chciałam zauważyć, że Jezus wybaczył już wcześniej zanim zmartwychwstał – bo już na krzyżu. 🙂
Wybaczył zanim jeszcze umarł. 🙂
Ta miłość jest jeszcze większa niż napisałeś. 🙂
Nie tylko wybaczył, ale przez swoje zmartwychwstanie pokazał mi, że można dawać się zabijać i żyć. 🙂
Bo to Bóg jest dawcą życia. 🙂
Jednak ta miłość jest tak wielka, że wciąż znacznie przekracza moje wyobrażenia. Chyba więc mogę napisać, że nie pojmuję jej.
A ty pojmujesz? 🙂
P.S.
Nie pojmuję, ale doświadczam na co dzień. 🙂
Tak sobie pomyślałam, że aby być szafarzem świeckim trzeba umieć umierać.
Nie tylko poświęcając swój czas, ale także wystawiając się na różne osądy i uprzedzenia.
A więc trzeba mieć tą moc umierania dla siebie pochodzącą od Boga.
Trzeba mieć moc umierania, aby móc nieść innym ŻYCIE. 🙂
#32 Ewa
Ewo, nie akceptujesz szafarzy świeckich, z tego powodu rezygnujesz ze Mszy św. w tygodniu i oskarżasz biskupów, że nie interesuje ich Twoja wrażliwość religijna.
Dlaczego nie akceptujesz świeckich szafarzy?
Może miałaś jakieś negatywne doświadczenie i rozciągasz to na wszystkich szafarzy?
Może znasz człowieka i uważasz, że jego życie jest za mało święte, aby mógł pełnić taką posługę, a może nie chcesz zmieniać tego, co wcześniej ustalone?
Mogę to zrozumieć, też wolę przyjąć komunię św. z rąk kapłana, jeśli mam wybór. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, aby z tego powodu zrezygnować ze Mszy św. Na Eucharystię idę by spotkać się z Jezusem i przyjąć Go. I gdyby nawet podawał mi Go pijany kapłan albo złodziej szafarz, to Jezus byłby ten sam, chociaż niegodnie udzielany.
Cierpiałabym z tego powodu, ale nie ze względu na swój komfort tylko z powodu tych ludzi, że popełniają ciężki grzech.
Czy biskupów nie interesuje Twoja wrażliwość? Gdyby biskupi mieli uwzględniać wrażliwość każdej osoby uczestniczącej we Mszy św. to albo tych Mszy musiałaby być niezliczona ilość albo nie byłoby ich wcale, bo nie udałoby się pogodzić różnych „wrażliwości religijnych”.
Jednym przeszkadzają szafarze świeccy, drugim dzieci biegające po prezbiterium, innym chór który tak śpiewa, ze wierni nie mają szans, by się do tego śpiewu włączyć i milczą. Ale to są „dodatki” a istotą jest moje spotkanie z Jezusem i takie sprawy nie spowodują, że zrezygnuję z tego spotkania, choć komfort w jakim ono przebiegnie może być różny.
JPII w 2004 r. zatwierdził instrukcję Kongregacji ds. Kultu Bożego i dyscypliny sakramentów Redemptionis Sacramentum dotyczącą posługi nadzwyczajnych szafarzy przestrzegając jednocześnie przed tym, by tego, co nadzwyczajne nie traktować jako zwyczajne. A tak się chyba czasem dzieje.
Pozdrawiam. Ania
#41,42 Niezapominajka,Janusz
Nie spotkałem na swej drodze nikogo, kto bardziej by rozświetlał moją drogę niż ks. bp Kiernikowski.
To On potrafił odkryć przede mną błogosławieństwa/sam widziałem je jako przekleństwa/, jakimi mnie Bóg obdarzył .
Jego nauczanie trafia wprost do mego serca. Mam to szczęście uczestniczyć w rekolekcjach prowadzonych przez ks.biskupa.
Zawsze wracam z nich jak nowo narodzony. Jak odkrywca nieodkrytych do tej pory zakamarków swojej duszy. Zdobywca wiedzy tajemnej, niedostępnej w kościele parafialnym.
W swoim wcześniejszym wpisie miałem bardziej na myśli komentarze i pytania których nie rozumiem, i które wprowadzają mnie w zamęt.
Nie jest to oskarżenie, czy krytyka, lecz bardziej prośba o w miarę możliwości jaśniejsze formułowanie swoich myśli.
Nie jestem jeszcze tak wyrobiony jak większość piszących, nie znam tak dobrze Pisma, co powoduje trudność w rozumieniu niektórych porównań, odniesień itp.
Myślę ,że takich obserwatorów bloga jest więcej i ośmieliłem się napisać poprzedni wpis także w trosce o ich właściwe rozumienie nauki Kościoła.
Pozdrawiam
#53 strach
Życzę szczególnych radości z poznawania Prawdy przybliżanej przez Księdza Biskupa 🙂
pozdrawiam
Nieśmiało przypomnę szafarza z Jastrzębia /spalił rodzinę/.
Nie patrzmy na człowieka z racji pełnionej funkcji,ale starajmy się spojrzeć głębiej by dostrzec jaki naprawdę jest.
Nie każdy wierzy w Boga choć stwarza pozory że tak jest.
Osobiście zupełnie mi świeckość szafarzy nie przeszkadza.
Podzieliłam się swoim problemem – szafarze świeccy- tak odruchowo napisałam zapominając, że członkowie na tym blogu są z neokatechumenatu. Wasza formacja jest specyficzna. Ja jestem tradycjonalistką otwartą na Nową Ewangelizację, ale z wielkim szacunkiem do Eucharystii (nie mam wiary w obecność Chrystusa w rękach szafarza świeckiego).
Przypomina mi się Krasiński – „Czemu płaczesz, staremu mówi czyżyk młody………. ”
Nie jest mała grupa ludzi podobnie myślących.
Na blogu Ks. Biskupa nie wypada więcej pisać, jak to jest w Kościele na tym Zachodzie.
Nie oczekuję Waszych odniesień do mojego wpisu, różnimy się chyba znacznie.
Polecam filmiki Ks. Kaczkowskiego o Mszy św. na Deonie.
#56 ewa.
„Na blogu Ks. Biskupa nie wypada więcej pisać, jak to jest w Kościele na tym Zachodzie”.
Tutaj bądź sobą. Bądź taką jaka jesteś i pisz, co ci leży na sercu.
Nie jest to blog firmowany przez DN.
Ja sam po trzynastu latach na DN zagubiłem się w sobie i odnalazłem wyciągniętą dłoń Biskupa/Kościoła/ w Jego nauczaniu.
Proszę pozostań razem z nami taką jaka jesteś.
Wyobraź sobie, że i mój pierworodny jest zakochany w rycie trydenckim.
Pan prowadzi każdego z nas po swojemu na tyle, ile dajemy mu wiarę.
Pozdrawiam
janusz
# 56 Ewa
Czy ja dobrze ciebie rozumiem?
Ciało Pańskie przestaje Nim być, gdy weźmie je do ręki świecki szafarz?
Zachodzi jakieś antyprzemienienie?
Bo przecież wierzysz, że wcześniej Nim jest?
Konsekracja jest odwracalna?
#56 Ewo,
odniosę się, choć nie oczekujesz odniesień…
1. Nie wszyscy tu piszący są z neokatechumenatu,
2. Piszesz „nie mam wiary w obecność Chrystusa w rękach szafarza świeckiego”
W związku z tym, czy wierzysz w obecność Chrystusa w Twoich ustach?
Bo przecież chleb staje się Ciałem Pańskim (Chrystusem) NIE w dłoniach świeckiego szafarza, ale księdza.
I Nim jest aż do chwili zmiany swojego wyglądu.
3. O jakim „Kościele na tym Zachodzie” myślisz?
4. Ponieważ uważasz, że Tobie nie wypada pisać na blogu Księdza Biskupa wnioskuję,
że być może mi nie wypada oglądać filmów Księdza Kaczkowskiego?…
(To żart 🙂 Mogę oglądać 🙂 I Ty możesz tu pisać. Jeśli chcesz.)
…
Pozdrawiam 🙂
Moi drodzy, jest faktem, że nie mam w śród znajomych osób dla których wiara jest wartością i to jest dla mnie dyskomfortem.
Uważam, że internet nie jest dobrym miejscem na intymne ważne spotkania. (nie korzystam z żadnych for społecznościowych itp.).
Blog Ks. Biskupa służy dzieleniu się swoimi refleksjami do komentarza Ks. Biskupa do Słowa Bożego i z tego powodu tu zaglądałam.
Trafiłam na czyjś wpis o Kościele i tak poszłam za tropem za swoim problemem. Myślę, że moje odczucie jest prawidłowe – proszę zauważyć, że Ks. Biskup po tej lawinie Waszych odpowiedzi na mój problem umieścił swoje sprawozdanie z wizytacji i z konferencji o Chrzcie Św.
Taka postawa Ks. Biskupa pasuje mi, poważny blog nie może zejść do poziomu poradnikowego. Ważne problemy rozwiązuje się w rozmowach bezpośrednich. (inna sprawa, że nie ma takich miejsc). Jesteście sympatyczni, chętnie spotkałabym się z Wami – ale odległość nie sprzyja ?- zapraszam do siebie
#60 Ewa
Ale żebyśmy mogli skorzystać w twojego zaproszenia, to musiałabyś podać adres.
Wtedy by się okazało, czy i komu odległość nie sprzyja. 🙂
Jesteśmy praktycznie z całej Polski. 🙂
Ale jeśli byś chciała rozmawiać poza blogiem, to możesz napisać basa2@op.pl
Chociaż tak sobie myślę, że jestem ostatnią osobą, z którą chciałabyś rozmawiać. Ja akurat jestem na Drodze Neokatechumenalnej. 🙂
#60 ewa.
Internet jest bardzo dobrym środkiem do głoszenia kerygmatu/szukania grzeszników, którzy mają dość swojego grzechu i pragną ratunku/przebaczenia sobie samemu/. Internet to bardzo powszechny środek ludzkiej komunikacji, który ma w sobie ogromne możliwości ewangelizacyjne. Oczywiście jest on pierwszym spotkaniem z Chrystusem/Kościołem/, które wymaga dalszej organizacji/kontynuacji/.
Jeśli chcesz spotkać się ze mną telefonicznie, to proszę podać swój numer telefonu na mojego maila brankatolicki@wp.pl
Pozdrawiam
janusz
#60 Ewo,
oto pierwszy wpis Autora tego bloga:
„Zapraszam do udziału w rozmowach na temat życia w świetle Ewangelii. Mam nadzieję, że dzięki temu będziemy głębiej rozumieć chrześcijaństwo oraz nasze miejsce w Kościele i tym samym lepiej pojmować nasze życie.
Wasz Biskup”
…
Myślę, że jeśli pogłębiamy rozumienie chrześcijaństwa i naszego miejsca w Kościele,
to nasza tu aktywność nie może być nazwana poradnictwem.
Nawet jeżeli taką przybiera formę.
…
Dla mnie FORMUŁOWANIE moich myśli na temat wpisów Księdza Biskupa i Komentatorów
jest może nawet poradnictwem – ale najbardziej dla mnie samej.
…
Pozdrawiam 🙂
#60 ewa
Ewo, zaglądaj tu, czytaj , komentuj, pisz co chcesz, byśmy z twoich myśli poznali, co z tego chcesz.
Jesteś też sympatyczna…
🙂
#56 ewa
Uczymy się być ze sobą, rozmawiać, spierać się ale też wspierać jako ludzie różni.
Tak jak Twoje imienniczka Ewa w opisie stworzenia z Księgi Rodzaju została Adamowi przedstawiona jako odrębna, inna niż on a jednak właśnie taka stanowiła odpowiednią dla niego pomoc.
Przeżywamy to w codzienności, ale również tu na blogu.
Nie jest to w konkretnych sytuacjach (jak widać) łatwe, ale chociażby tytuł blogu ” o Dobrej Nowinie”, przypomina nam ciągle, że dzięki Ewangelii jest to możliwe 🙂
Dobrze mi z Wami. Dzisiaj przez dwie godziny czytałam Wasze komentarze z wcześniejszych opracowań do Słowa Bożego ks. Biskupa. I tak na chwilę obecną niech zostanie.
Znalazłam wspólnotę, co pozwoli mi doświadczać bycia z ludźmi wierzącymi – tak wirtualnie.
Dziękuję za życzliwe wpisy i propozycje kontaktu poza blogiem (być może skorzystam).
Szafarzy świeckich i akolitów świeckich nie zaakceptuję – już dostrzegam negatywne konsekwencje dla Kościoła. Ten temat to do ewentualnej rozmowy z kapłanami.
Członkowie Wspólnot a zwykli wierni to dwie różne grupy. Myślę, że osoby nie będące w grupach są nie mniej zatroskani o Kościół niż członkowie grup a może nawet bardziej wyczuleni na sprawy Boże – co nie znaczy, że nie potrzebują kontaktów z osobami, dla których żywa wiara jest wartością.
Pozdrawiam