W dniach 16 i 18 czerwca odbyła się wizytacja kanoniczna Parafii pw. Św. Jana Chrzciciela w Parczewie. W Niedzielę były celebrowane liturgie Eucharystii oraz udzieliłem sakramentu Bierzmowania. Nadto wygłosiłem katechezę dotyczącą podstawowych aspektów życia chrześcijańskiego. W szczególności mówiłem o możliwości „niszczenia pięty” ze względu na potrzebę „zniszczenia głowy węża” (zob. Rdz 3,15).
We wtorek, 18 czerwca miało miejsce spotkanie z „Ojcami Miasta” czyli przedstawicielami miejscowych władz i instytucji. Skierowałem do zebranych słowo o niektórych aktualnych aspektach współczesnego społeczeństwa i stylu życia. Mówiłem m.in. o traktowaniu żywo dyskutowanej dziś kwestii „śmieciowej”.
W miejscowym szpitalu odwiedziłem Chorych na oddziale chorób wewnętrznych is potkałem się z grupą osób stanowiących Personel szpitalny. Mówiliśmy o aspektach prób „modyfikacji” człowiek w zestawieniu z jego godnością i zamysłem Bożym.
W Pierwszym Liceum spotkałem się z młodzieżą, która przedstawiła wymowną inscenizację o zagubionym młodzieńcu i innych aspektach życia młodzieńczego. Podczas spotkania z Gronem Nauczycielskim rozmawialiśmy o perspektywach życia szczęśliwego wg Psalmu 1.
Zachęcam do kontynuowania rozpoczętych rozmów.
Bp ZbK
Komentarze
2 odpowiedzi na „Wizytacja Parafii pw. Św. Jana Chrzciciela w Parczewie (130616 i 18)”
Trudno mówić o godności osoby chorej zdanej na łaskę/niełaskę personelu,ale godność/niegodność Bożą personelu szczególnie w takich placówkach wyraźnie widać.
Boża godność to nie na kant wyprasowany fartuch,ale duchowa chęć i moc bezinteresownej /szeroko ujętej/pomocy.
„Ka” Poruszyłaś temat godności osoby chorej, zdanej na łaskę i niełaskę personelu. Ks. Biskup w przerwie wizytacji w Parczewie w dniu 17 czerewca odwiedził bardzo specyficzne miejsce, a mianowicie Dom Pomocy Społecznej. Szkoda, że nie ma wpisu na blogu poświęconego temu wydarzeniu. Było to spotkanie z ludźmi chorymi, starymi, często zostawionymi przez rodziny, osamotnionymi. Dom ten znam, można powiedzieć od podszewki. Znam problemy ludzi tam umieszczonych, więkoszość z nich znam osobiście. Znam również doskonale personel i zarządców tej placówki. Zgadza się, że godność to nie na kant wyprasowany fartuch, ale duchowa chęć pomocy. Przykre jest to, że personel, który tak właśnie myśli jest z tej placówki eliminowany. Przykre jest to, że w takim domu, gdzie koszt utrzymania mieszkańca wynosi grubo ponad 3300 zł miesięcznie, ludziom tym podaje się spleśniały chleb. Na pytanie zadane publicznie dyrektorowi dlaczego jest taki chleb, pada odpowiedź: „Za ten chleb płacimy złotówkę a nie dwa złote” I jak tu mówić o godnym traktowaniu ludzi powierzonych pod opiekę tej placówki? Przykłady takich oszczędności uwłaczających godności podopiecznych mógłbym mnożyć i mnożyć. Nie o to jednak chodzi. Personel jest wręcz „zmuszany” do przedmiotowego traktowania podopiecznych. Ograniczono etaty opiekunów z ośmiu na jednej zmianie do sześciu, co w rzeczywistości często doprowadza do stanu, kiedy na ponad 100 mieszkańców na dyżurze jest 4 a nawet 3 opiekunów. W tym momencie nie ma szans na zapewnienie tym ludziom właściwej opieki. Zamiast domu pomocy jest „przechowalnia” zużytych i nie potrzebnych ludzi. Ci ludzie potrzebują ciepła, rozmowy, zrozumienia. Często mówią, że im nie potrzeba tej czystoći i porządku (choć to jest potrzebne) ale rozmowy. Niestety opiekunowie nie maja na to czasu, bo jest ich za mało… I przykro jest słyszeć kiedy taka babcia, czy dziadzio mówi do opiekuna/ki: „ty nie masz serca, bo tylko ważne jest dla ciebie żeby było czysto”. I jak godnie pomagać w takiej sytuacji? Nigdy nie przeszedłem obojętnie wobec któregokolwiek z mieszkańców i zawsze poświęcałem czas na bycie dla tych ludzi. W wyniku tyego musiałem pożegnać się z pracą. Niestety rozmowa, poklepanie po plecach, wykazanie zrozumienia mieszkańcowi jest niemierzalne i nie daje efektów wymiernych, wizualnych. Taki pracownik więc jest „nieproduktywny” i trzeba się go pozbyć…
Oczywiście, mówię tutaj o sytuacji jakiej doświadczyłem, w konkretnej placówce i nie chciałbym uogólniać i twierdzić, że tak jest wszędzie.
Z pozdrowieniem – Wojciech