Czytamy dalej Ewangelię wg św. Marka – fragment przeznaczony na 7. niedzielę roku B (Mk 2,1-12). Przesuwa się przed naszymi oczyma opowiadanie o kolejnym cudzie, jakiego Jezus dokonuje. Przedstawienie kolejno po sobie następujących cudów wyznacza pewną drogę myślową, pewną pedagogię. Marek ukazuje, jak Jezus zdąża coraz bardziej ku wnętrzu człowieka. Odkrywa to, co jest we wnętrzu człowieka. Widzi to, co naprawdę siedzi w sercu człowieka. Poznaje On w swoim duchu, jakie myśli nurtują w ludzkich sercach (zob. Mk 2,8). On wie, że tym, co ostatecznie jest problemem nurtującym człowieka jest jego grzech. To grzech paraliżuje człowieka w jego relacjach z bliźnimi, to grzech odcina człowieka od Boga i skazuje go na samego siebie. To przez grzech i w grzechu człowiek doświadcza swojej bezradności, by żyć w prostocie i szczęściu.
 

Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy (…)

Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! (Mk 2,6.11).

 

1. Grzech i jego skutki

Wniknijmy w treści tej przepięknej i jakże pouczającej sceny uzdrowienia paralityka i otwarcia mentalności ludzi, którzy byli tego świadkami i wielbili Boga z powodu tego cudu. Dokonało się uzdrowienie w paralityku, ale dokonało się także uzdrowienie w tych. którzy – widząc działanie Jezusa – zwracali się ku Bogu wielbiąc Go i oddając Mu chwałę. Tym samym w swoich myślach a w konsekwencji także i w swoim działaniu pokonywali moc grzechu zamykającą człowieka i paraliżującą go – gdyż koncentrującą go na sobie samym.

Istota, bowiem grzechu – tak jak jest on przedstawiony w Księdze Rodzaju (rozdz. 3) – polega na tym, że człowiek odrywa siebie od Boga, od Jego poznania dobra i zła. Wybiera natomiast swoje poznanie dobra i zła i sam decyduje o tym, co dla niego jest dobre a co złe. Taki człowiek staje się dla siebie niejako ośrodkiem wszystkiego. Na wszystko patrzy i wszystko ocenia tylko ze swego punktu widzenia w pewnym sensie absolutyzując to swoje poznanie, ten swój punkt widzenia i wszystko, co z niego wynika. Człowiek staje się w pewnym sensie niewolnikiem samego siebie. Jest sparaliowany sobą.

Skutkiem tego jest utrata albo przynajmniej utrudnienie komunii z drugim człowiekiem. Każdy jest niejako dla siebie a drugiego człowieka postrzega przez pryzmat siebie. Upraszając możemy powiedzieć, że ten grzeszny pryzmat patrzenia na drugiego człowieka daje się zebrać do dwóch typów postaw. Jednym jest pożądanie a drugim jest odrzucenie – stosownie do kryterium, jakie stawia człowiekowi w jego wnętrzu grzech, a czym jest on sam, jego poznanie dobra i zła.

2. Paraliż jako obraz niezdolności do życia w komunii i współdziałaniu

Paraliż to zablokowanie czy rozregulowanie pewnych funkcji organizmu ze względu na jakieś trudności czy niewłaściwości pochodzące z zewnątrz organizmu czy zachodzące w wewnętrznym systemie „zarządzania”. Jak wskazuje na to sam grecki termin para-lysis chodzi o roz-wiązanie czyli rozregulowanie tego, co miało funkcjonować w pewnym określonym systemie czy układzie. Pierwszy człon – para– wskazuje na aspekt czegoś co jest obok, co jest poza itp. Drugi człon pochodzi od czasownika lyo, który oznacza rozwiązać, rozluźnić, uwolnić. Może on mieć wydźwięk pozytywny, jakim jest uwolnienie. Może też mieć wydźwięk negatywny, jakim jest rozluźnienie koniecznych do życia więzów i w konsekwencji rozregulowanie wszelkich koniecznych dla życia procesów.

Paraliż to taka choroba, wskutek której zostaje osłabiona czy uniemożliwiona zdolność skurczowa czyli praca mięśni pewnego organu czy większej części ciała. Inaczej mówiąc, zostaje rozregulowany system umożliwiający działanie i współdziałanie. Możemy to też przenosić na cały układ relacji, w którym staje się nieskuteczna komunikacja między poszczególnymi elementami większej całości. Stąd możemy mówić o sparaliżowaniu miasta wskutek chaotycznego ruchu czy awarii pewnych ulic itp. Możemy też powiedzieć, że paraliż, to skazanie na zamknięcie się w sobie i na swoiste czasem bezsensowne życie czy beznadziejne obumieranie. Gdy mówimy o paraliżu wnętrza człowieka, to chodzi o niezdolność do realizacji tego, do czego człowiek został powołany zgodnie z zamysłem Pana Boga.

 

3. Brak właściwej relacji z Bogiem i z człowiekiem

Przypominamy sobie, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Oznacza to, że został stworzony do komunii, do relacji, do przeżywania wzajemności. Możemy sobie tak to wyobrazić, że centralę tego całego systemu komunii międzyosobowej i wszystkich relacji stanowi odniesienie człowieka do Boga. To z Niego i od Niego czerpie człowiek moc do wszystkich poprawnych relacji, tzn. takich, w których udziela siebie drugiemu.

Gdy wskutek grzechu człowiek odciął się od tego źródła życia i mocy kształtowania życiowych relacji, wówczas nastąpił w jego całym systemie życiowym, tzn. we wszystkich przejawach życia, a zwłaszcza w tym wszystkim co, dotyczy relacji i harmonijnego współdziałania z innymi, swoisty paraliż, blokada czy chaos. Skutkiem tego wewnętrznego zaburzenia człowieka jest jego niedowład życiowy w przeżywaniu wszystkich relacji, gdyż żyje on dla siebie. To go paraliżuje – naturalnie są w tym wszystkim różne stopnie i niuanse. Taka jest jednak ostatecznie przyczyna. Ten wewnętrzny grzech objawia się z kolei w błędnych czynach zewnętrznych bądź braku czynów właściwych.

 

4. Odpuszczenie grzechów – uzdrowienie z paraliżu

Jezus przyszedł uzdrowić człowieka. Gdy więc znajduje przed sobą owego sparaliżowanego, który nie ma właściwych relacji w swoich czynach i postawach, to najpierw patrzy na jego wnętrze. Wie, że właśnie tam jest źródło wszelki problemów i niedomagań. Tam tkwi źródło wszelkich blokad i paraliżu. Dokonuje uzdrowienia wnętrza grzesznika.

Uzdrowienie zewnętrzne jest – jak moglibyśmy powiedzieć – wtórne. Wyraża to też druga część opowiadania. To prawda, że to uzdrowienie ciała jest przedstawione jako coś, co dokonało się przy okazji powątpiewania świadków słów Jezusa o odpuszczeniu grzechów paralitykowi. Na te dwa aspekty uzdrowienia paralityka musimy patrzeć jak na dwie strony medalu. Obydwie maj swoją rolę do spełnienia.

Podobnie jak w poprzednich opowiadaniach o cudach Jezusa możemy i winniśmy widzieć w nich uzdrawiające działanie Boga, które wyprowadza człowieka z jego zamknięcia się w sobie i z jego życia dla siebie wskutek grzechu.

Jezus stawił pytanie: cóż jest łatwiej powiedzieć: „odpuszczają ci się grzechy” czy też „wstań, weź swoje łoże i chodź? Jezus nie powiedział: cóż jest łatwiej uczynić: odpuścić grzechy czy uzdrowić, lecz cóż jest łatwiej powiedzieć. Na płaszczyźnie słownej odpuszczenie grzechów i przewinień jest niewątpliwie łatwiejsze. Trudno bowiem to sprawdzić i zweryfikować, na ile stało się ono faktem. Na płaszczyźnie faktów zaś odpuszczenie grzechów to stwarzanie nowego wnętrza w człowieku. Żebyśmy jednak wiedzieli, że Syn Człowieczy ma władzę odpuszczania grzechów, Jezus dokonał cudu uzdrowienia także paraliżu cielesnego. Istota cudu tkwi jednak w tym, że Jezus uzdrowił jego wnętrze zarówno przez to, co powiedział jak i przez to, co uczynił. On, jako Syn Człowieczy dał się z powodu ludzkich grzechów, które ludzi paraliżowały i paraliżują, przybić do krzyża, by móc dokonać odpuszczenia grzechów tym, którzy Go krzyżowali i krzyżują.

Chodzący paralityk, który niósł swoje łoże, stał się powodem do oddawania chwały Bogu. Podobnie grzesznik, który pozna odpuszczenie grzechów i weźmie ciężar swego życia i wejdzie w relacje prawdy z bliźnimi, będzie znakiem działania mocy Boga. Będzie chodził w chwale Boga dając świadectwo o przebaczeniu grzechów przez niesienie tego przebaczenia bliźnim.

Panie, daj nam wiarę, że masz władzę odpuszczania grzechów i leczenia naszych wnętrz, byśmy nie tkwili w paraliżu. Nie dozwól też, byśmy chcieli zostać uzdrawiani tylko na ciele bez docenienia potrzeby uzdrawiania naszych wnętrz.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

28 komentarzy

  1. abyśmy zdumieni darmowym przebaczeniem Chrystusa podejmowali trud refleksji i przemiany naszych przyzwyczajeń

    #1 ze
  2. „… grzeszny pryzmat patrzenia na drugiego człowieka daje się zebrać do dwóch typów postaw. Jednym jest POŻĄDANIE a drugim jest ODRZUCENIE – STOSOWNIE DO KRYTERIUM, jakie stawia człowiekowi w jego wnętrzu grzech, a czym jest on sam, jego poznanie dobra i zła”
    Tak…
    Zastanawiam się, jaka postawa pojawia się u mnie częściej: pożądanie czy odrzucenie… ?
    Bo, że obie się zdarzają – jest faktem, choć dopiero dziś na to zwróciłam uwagę… (może lepiej – to rozważanie zwróciło moją uwagę…)
    Jednak – odrzucenie częściej…
    Choć na przestrzeni lat intensywność tej postawy się zmienia, czyli kryterium się zmienia…
    Bardziej, niż kiedyś widzę siebie jako grzesznika, który powinien być odrzucony, a nie jest…

    #2 julia
  3. Przepraszam, że piszę nie na temat, ale dużo myślałam ostatnio nad usłyszanym zdaniem Ks. Bpa z 2. katechezy I części „Kto mówi: że nie ma grzechu, jest kłamcą i Boga czyni kłamcą” i chcę podzielić tymi myślami.
    Św. Jan w swoim Liście pisze, że: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy”. To jasne, że oszukujemy siebie, ale dlaczego CZYNIMY BOGA KŁAMCĄ – zastanawiałam się?
    Doszłam do wniosku, że dlatego, że gdybyśmy nie byli grzesznikami Bóg nie musiałby posyłać Swojego Syna na śmierć dla naszego zbawienia. Więc: albo grzeszę i dlatego Syn Boga za mnie umarł, albo Bóg jest kłamcą – bo posłał Syna na śmierć bez koniecznej potrzeby – bo nie mam grzechu…
    To straszny wniosek – bo gdyby był kłamcą – nie byłby Bogiem…
    Przepraszam, jeżeli piszę głupoty 🙂

    #3 julia
  4. …… To grzech paraliżuje człowieka w jego relacjach z bliźnimi, to grzech odcina człowieka od Boga i skazuje go na samego siebie. To przez grzech i w grzechu człowiek doświadcza swojej bezradności, by żyć w prostocie i szczęściu…….”Jezus,widząc ich wiarę,rzekł do paralityka/grzesznika/:”Dziecko,odpuszczone są twoje grzechy”…….Po dwudziestu latach małżeństwa mocno przemawiają do mnie słowa mojej żony,która na skutek poczucia braku miłości woła z ogromnym żalem:A JA TOBIE UWIERZYŁAM…..Te słowa kluczem do mojego,poranionego przez egoizm serca.Za każdym razem otwierają lufcik i wpuszczają nieco świeżego powietrza do naszego małżeństwa,które trwa jedynie dzięki obopólnej wierze.W obliczu krzyża,cierpienia,choroby moich dzieci,własnej niemocy,jedyną skuteczną pomocą na która oczekuję jest właśnie wiara najbliższych,wiara drugiego człowieka.Mój niepełnosprawny Piotr/porażenie mózgowe/od dwunastu lat żyje dzięki naszej wierze,która daje mu moc trwania w poczuciu prawdziwej miłości w sytuacji dla wielu beznadziejnej.Dzisiaj,jak wielkim darem prawdziwej miłości jest wiara drugiego człowieka/wiara wspólnoty/……Dasz radę,jestem z tobą,razem zwyciężymy każdy grzech,każdą śmierć,każdy paraliż……Piekłem jest skazanie swego brata,męża,syna,ojca,drugiego człowieka na samotność.Nie dać komuś wiary i oczekiwać jej owoców to religijna choroba współczesnego Kościoła……..Jeśli wiara jest darem to czy brak wiary jest grzechem skazującym na piekło grzesznika/paralityka/pozbawionego możliwości kochania?…….Prawdziwa wiara czyni cuda…….janusz f.

    #4 katolicki baran
  5. „Jezus widząc ich wiarę” – ja także widzę ich miłość do tego biedaka. Także w dzisiejszym czytaniu brewiarzowym jest, że wiara musi być ukonkretniona w czynach miłości dla dobrych i złych jednakowo. O ile Jezus w kolejnych czytaniach wskazuje na wnętrze człowieka, ja coraz bardziej widzę potrzebę poznania miłości Boga. „Jeżeli chcesz, możesz mnie uzdrowić” – wiedzieć, że On chce.. Że jest blisko i trwa ze mną, prowadzi.
    Janusz, myślę że to jest trochę jeszcze inaczej, niż mówisz. Z jednej strony zgadzam się z Tobą, że takie skazanie na samotność jest piekłem – szczególnie gdy ktoś „mędrkując” odbiera wiarę drugiemu(co jest możliwe).
    Z drugiej strony człowiek zawsze ma pewną sferę swojego „ja”, które jest wyłącznie „sam na sam” z Panem Bogiem, i np. na sądzie ostatecznym staniesz Ty całkiem sam wobec Niego. I myślę, że wiara, to z jednej strony ta myśl, że dasz radę, podtrzymywana nadzieją pomocy i pociechy od kochających braci – ale także inna myśl – że Bóg jest i da Ci siły i życie i miłość w tej sytuacji. To drugie to jedyne i niepowtarzalne Twoje poznanie Boga – „teraz ujrzały Ciebie moje oczy”. I prawda też, że Bóg jest obecny w miłości między braćmi.
    Dziękuję, że otworzyłeś się i podzieliłeś swoim krzyżem. Może Twoi bliscy są darem dla Ciebie (choć bardzo trudnym) abyś mógł przekraczać samego siebie, masz dla kogo, ktoś czeka na to. Wczoraj jedna dziewczyna opowiedziała mi o krzyżu swoich kuzynów prosząc o modlitwę. Zostało dwóch chłopców z rodziny, matka umarła jakiś czas temu przy porodzie czwartego dziecka, potem umarł ojciec, a tydzień temu 18-letnia siostra Ania zginęła w wypadku. Wszyscy byli na Drodze, także babcia u której są chłopcy – oni dali by wszystko, aby ich bliscy chorzy, nie chorzy ale byli z nimi. Piszę o tym prosząc Was wszystkich o modlitwę za nich.
    Pozdrawiam.

    #5 AnnaK
  6. Dopiero po „nawróceniu ” z niewłaściwej drogi, po powierzeniu życia Jezusowi moja rodzina zobaczyła jak Wielki jest Bóg i jakie cuda czyni w naszym życiu, jak zmieniło się nasze życie, jak czujemy Jego obecność i Jego prowadzenie. Nie wyobrażam sobie teraz życia tu na ziemi bez poznawania Jego Słowa, Jego miłości, obecności, bez wiary i przekonania, że Jezus na krzyżu tak cierpiał za każdy mój grzech i jest mi wstyd jak popełniam jakikolwiek grzech, jak brakuje mi czasu na rozmowę z NIM, brak miłości do bliźniego. Nasze wnętrze jest najważniejsze wobec Boga i ludzi. Dlatego trzeba prosić Go aby dał nam łaskę uzdrowienia wnętrza i głodu poznawania Jego słów. To właśnie grzech sprawia, że chore jest również nasze ciało.
    Pozdrawiam

    #6 maba
  7. …..wybaczcie moje mędrkowanie i pozwólcie,że zapytam:”Czy można zabrać komuś wiarę?”……Wiara jest łaską daną konkretnemu człowiekowi przez Boga,który realnie objawia się we wspólnocie z drugim człowiekiem.W moim mędrkowaniu dar wiary zatrzymany tylko dla siebie jest darem zmarnowanym.Wiara nie oddana/przekazana/drugiemu człowiekowi ginie śmiercią naturalną w religijnym sercu egoisty.Prawdziwa wiara ze swojej natury jest darem dawania siebie innym.Wiara oddana drugiemu człowiekowi powraca z jeszcze większą mocą …..jak to jest możliwe,że wiarę można komuś odebrać,a komuś dać?……..janusz f.

    #7 katolicki baran
  8. Mam do Księdza Biskupa pytanie?Czy już wiadomo,kiedy będzie wyniesiony na Ołtarze Ks.Jerzy Popiełuszko?Bo o tym tyle się mówi w telewizji.Z Panem Bogiem Danuta z Grudziądza.

    #8 okruszek
  9. #7
    Janusz, no przecież istnieje Nieprzyjaciel, który niestrudzenie kłamie i daje swoje interpretacje. W naszej głowie wobec tego, co boli albo też przez innych. Przez szemranie. Przez świat. Itd., itp. Dlatego chciałam Ci powtarzać po raz sto pięćdziesiąty pierwszy to, co pewnie dobrze wiesz, ale na pewno jest prawdą i dobrze to powtarzać ciągle. Jak mówisz sam – trzeba dawać.

    #9 AnnaK
  10. … każdy z nas ma tych czterech, którzy z taką desperacją niosą nas do Chrystusa
    Dzięki Bogu!

    #10 M
  11. Pomyśl przez chwilę nad swoim życiem. Przeanalizuj wydarzenia. Ile to razy Bóg dotykał ciebie swoją pomocną dłonią, a ty udawałeś, że to twoja mądrość i sobie przypisywałeś Jego zasługi. Ileż to razy nie wierzyłeś w moc Boga, w Jego władzę nad tobą i twoimi problemami. Ileż to razy wątpiłeś w Jego przebaczenie i zanurzałeś się w rozpaczy nad swoimi słabościami. Patrząc na ten fragment, jakże często w myślach mówiłeś sobie: „Ja bym od razu uwierzył. Ja bym nigdy nie mówił tak, jak uczeni w Piśmie. Jak oni mogli nie widzieć Boskości Jezusa?” A czy ty ją widzisz? Czy ty dostrzegasz znaki, które teraz dzieją się na twoich oczach? (…) Czy ty naprawdę nie widzisz Boga w tych znakach? Czy to, czym żyje twoja Wspólnota jest dla ciebie tylko zwykłą, ludzką nauką, kolejną, jedną z licznych katechez?
    Spójrz jeszcze raz na fragment Ewangelii. Usiądź naprzeciw Jezusa. Posłuchaj Jego słów. A potem popatrz, jak z góry na noszach spuszczany jest na dół chory człowiek. Usłysz, jakże ważne słowa: „Ufaj synu! Odpuszczają ci się twoje grzechy”. A potem miej tę odwagę, by głośno przed Jezusem powiedzieć: „Nie wierzę w Twoją moc odpuszczania grzechów. Nie wierzę w moc uzdrowienia. Nie wierzę znakom, jakie czynisz”. Skoro to jest w twoim sercu, czemu nie powiesz tego otwarcie? Czemu skrywasz to gdzieś na dnie? Twoja wiara jest połowiczna. W tobie ciągle zwyciężają te wątpliwości. A Bóg przychodzi do ciebie właśnie dzisiaj. I właśnie dzisiaj chce ci powiedzieć: Synu zaufaj! Ja odpuszczam ci wszystkie twoje grzechy!
    Bóg w tych czasach szczególnie pragnie objawiać nam siebie, jako tego, który ma moc odpuszczania grzechów. Jako tego, który jest pełen miłosierdzia i chce tym miłosierdziem obdarzać wszystkich. Napotyka stale niedowiarstwo „uczonych” i „faryzeuszy”. To w naszych sercach tkwią ci uczeni i ci faryzeusze. To ich obecność nie pozwala nam na otwarte i szczere spotkanie z Jezusem niosącym światu wielką łaskę – łaskę przebaczenia. Nastały czasy panowania grzechu. Dlatego Jezus w tych czasach przychodzi na ziemię z łaską miłosierdzia, jako antidotum na panoszące się zło. Od nas, od naszej postawy zależy, jak wiele dusz tę łaskę przyjmie. Czy będziemy uczonymi siedzącymi naprzeciw Jezusa, kiwającymi z niedowiarstwem głową, a w sercu mówiącymi: „On bluźni!”. Czy może będziemy tymi, którzy przyniosą chorego na noszach i za wszelką cenę będą starali się dotrzeć do Jezusa. A może jesteśmy paralitykami potrzebującymi uzdrowienia i duszy i ciała.

    #11 M.
  12. Januszu,
    z Twoich wpisów przebija się obraz życia w bólu, ale przede wszystkim – w rozpaczy. Jednak w tym mroku zawsze jest iskierka światła – Twoja wiara. Chyba już bez żadnego rozumowego wyjaśnienia, bez argumentów „za” i „przeciw”. Wiara jak brzytwa, której się chwytasz by żyć. Dziękuję Ci za to świadectwo! Nie potrafię Ci pomóc po ludzku. Prawić kazań się boję. Będę się modlił za Ciebie i za innych dotkniętych takim losem: „Boże pomóż, bo ja nic nie mogę!”

    #12 Zbyszek
  13. „..wstań, weż swoje łoże, i idż do domu..”
    Jesli jestem uzdrowiona z grzechu, niosę cały czas ze sobą łoże i doświadczam kolejnych uzdrowień ale stale jeszce łoże noszę ze sobą…
    z nieustanną nadzieją uzdrawiania kolejnego…
    🙂

    #13 niezapominajka
  14. Jak trudno być tym jednym z czterech niosących potrzebującego do Jezusa…
    Jak trudno dzielić się szczęściem spotkania Jezusa i doświadczania Jego błogosławieństwa i Jego prowadzenia, kiedy wokół ludzie uważają, że religijność to jest właściwe miejsce i nie chcą nic więcej, nie chcą zrobić nic aby zbliżyć się do żywego Boga.
    Nie zadają sobie trudu poznawania Bożego Słowa i w swojej nieświadomości nie chcą zrozumieć praw duchowych.
    Jezus ma odpowiedzi na wszystkie nasze pytania, przemawia przez Słowo Boże. Czy wierzysz, czy ufasz, czy chcesz zrobić ten pierwszy krok ??
    Powierz życie Jezusowi, a to otworzy Ci drogę z Panem, drogę wyznaczoną przez Słowo Boże.
    Nie rozstawaj się z Jego Słowem i nie zbaczaj od prawdy Bożego Słowa !!!

    #14 UP
  15. UP zgadzam się z tobą ,bo od niedeawna sama tego doświadczam .Więcej takich glosicieli .Można bardzo długo trwać w religijności /ja sama ćwierć wieku/ a nie dostrzegać Mocy Słowa.
    „Nie znacie pisma ani mocy Bożej i macie niepotrzebne problemy” – to otworzyło moje uszy ,oczy i serce .Od tej pory trwam w Slowie i doświadczam radości z Jego bliskości.

    #15 Tereska
  16. Dzisiejsza katecheza odpowiada mi na problem ,z jakim spotkałam się w ubiegłym na katechezie dotyczącej tematu grzechu i jego skutków.
    Wśród wypowiadających się na ten temat były osoby,które często udzielają się w posłudze modlitewnej,a z których wypowiedzi wynikałoby,że są tak doskonałe w miłości Boga i bliźniego,że nie można im nic zarzucić.W tym wszystkim na uwagę zasługuje fakt,że mają problemy natury psychologicznej.Jedna z nich nie mogła opanować swego języka i non stop wszystko komentowała ze swego oczywiście punktu widzenia.Druga zachowywała się podobnie mając ponadto wiele nerwowych tików.
    Trudno było mi dotrwać do końca tego spotkania,które non stop było zakłócane przez te osoby,które były sparaliżowane swą rzekomą świętością,która nie dopuszcza łaski Bożej ze względu na zamkniecie się w sobie.Jest to problem nie tylko tych osób w tym kościele.Ukształtowała się tam grupa osób,która pod przykrywką wielkiej pobożności dokonują wiele zła bezpośrednio lub tolerując je u najbliższych,co uwidacznia się często w niewerbalnej mowie ciała,które
    wprost”krzyczy”domagając ujawnienia się prawdy.
    Żal mi tego rodzaju osób,które poszły w zakłamanie,które doprowadziło ich do paraliżu duchowego uniemożliwiającego do stanięcia w prawdzie przed miłosiernym Jezusem.
    Barbara

    #16 Barbara
  17. ……brakuje mi wiary ale nie rozpaczam z tego powodu……janusz f.

    #17 katolicki baran
  18. I znowu fajnie. Miałem nie wracać tutaj, ale Barbara mnie sprowokowała. Ona chciała porozmyślać sobie o skutkach grzechu, a jakieś wredne osoby jej przeszkadzały. Basiu, cała twoja wypowiedź, to ocena tych osób. Czy po to chodzisz na katechezy? A może fragment o fałszywej pobożności i tikach nerwowych najpierw donieść do siebie?

    #18 mikado
  19. To,z czym nie potrafię się pogodzić u siebie i innych to obłuda.Wiem z własnego doświadczenia,że pod przykrywką pobożności można przeprowadzić wiele swoistych transakcji,których skutki odczują bardzo boleśnie ofiary takiego ukrytego działania.Z racji powołania mnie przez Pana Jezusa do demaskowania takich działań,który w sposób otwarty zwalczał obłudę,sprawia że dochodzę do rozwiązania moich trudnych spraw związanych z układem mafijnym w moim mieście.Jest to układ,któremu przewodzą bardzo pobożni ludzie,a którym ta pobożność załatwia”lśniącą zasłonę”przykrywającą wielkie nadużycia finansowe,a co sie dzieje czyimś kosztem,oczywiście.
    Barbara

    #19 Barbara
  20. Rozważania na tej stronie dotyczą również paraliżu duchowego objawiającego się w grzechu każdego człowieka. Barbaro, widząc u innych wspomniany paraliż duszy, czujesz do nich niechęć
    – takie mam wrażenie.Domyślam się, że chodzi tu o swobodne wypowiadanie się na forum zgromadzenia.
    przyznaję, że pewne 'głosy” mówiących wzbudzają
    zażenowanie, a z drugiej strony powinien tam być ktoś kto pomimo wszystko zwróci im uwagę by np. poczytali taką a taką lekturę…W każdej wspólnocie czy zgromadzeniu bywają różne wypowiedzi czy budujące czy niestety żenujące i jako takie są wynikiem nieuksztautowanej prawdy o samym sobie.Szczerze powiem, że jest mi takich osób żal. Sama bowiem bywa, ze w towarzystwie lub publicznie powiem jakąś gafę czy nie potrzebnie coś „palnę” ale…modlę się o dar słowa odpowiedzialnego,czemuś służącemu…
    Barbaro, nie oceniaj, ale możesz komuś zwrócić życzliwą uwagę i..nie zrażaj się do trochę, czy bardzo innych od twojego wyobrażenia – modelu wspaniałej osoby.Tak naprawdę Swiętość każdego człowieka dokładnie zna tylko Niebo…Zapewne wierzysz w to, że chrześcijanie są powołani do świętości i często zdarza się, że bez dobrej formacji popaść można w dewotyzm, bigoterię, czy stać się zgorszeniem dla innych.Przepraszam, że się wymądrzam, ale tak to czuję i pragnę wyrazić
    Barbaro, bez urazy…
    Serdecznie pozdrawiam

    #20 Zofia
  21. Tak sobie myślę: czy jestem częściej w grupie czterech, niosących paralityka do Jezusa, czy częściej jestem w tłumie przeszkadzającym dotarcie do Niego ? Jest we mnie wielka tęsknota za…..byciem narzędziem w ręku Ojca

    #21 Kaśka
  22. Basiu, skoro Pan Jezus powołał Cię (jak sama piszesz) do rozbijania układu mafijnego w Twoim mieście (ciekawy rodzaj powołania, Pismo św. o nim nie wspomina, ale przecież nie o to chodzi :)), to pewnie możesz odpowiedzieć, kto ze strony Kościoła potwierdził dane Tobie powołanie. Bardzo to mnie zaciekawiło. Nie musisz pisać z imienia i nazwiska, ale przynajmniej podaj funkcję, jaką pełni w Kościele ten, kto potwierdził dane Tobie powołanie. Czekam z niecierpliwością :).

    #22 mikado
  23. Myślę, że NIKT z nas nie ma prawa oceniać drugiego człowieka- TYLKO BÓG i każdy z nas odpowie przed NIM za swoje słowa i czyny i TEGO powinniśmy się bać. Każdy niech zrobi rachunek sumienia- czy nie nosi w sobie PYCHY, OBŁUDY, NIENAWIŚCI, WYŻSZOŚCI, POGARDY do bliźniego… mimo, że nazywa siebie chrześcijaninem…..

    #23 maba
  24. Dziwiłam się, dlaczego faktyczne odpuszczenie grzechów ma być trudniejsze niż uzdrowienie…
    Przecież w sytuacji uzdrowienia fizycznego ma miejsce ingerencja jakby wbrew prawom przyrody i to jest trudniejsze niż działanie, które właśnie „trudno sprawdzić czy zweryfikować”, bo jest ono niewidoczne.
    Mam odpowiedź: „Na płaszczyźnie faktów zaś odpuszczenie grzechów to stwarzanie nowego wnętrza w człowieku”. Czyli całkowita zmiana jego dotychczasowego sposobu myślenia. Dla tego uzdrowionego ta zmiana wg mnie była ważniejsza niż uzdrowienie fizyczne.
    Jezus powiedział do niego: weź swoje łoże. A on je wziął – nie odrzucił, nie zostawił, choć pewnie miał go dosyć, leżąc na nim lata… Myślę, że zmiana jego wnętrza polegała na tym, że zgodził się na to, że paraliż może powrócić. I nie będzie to tragedią…
    Wniosek:
    To, jak funkcjonuję w tym świecie nie zależy od mojej kondycji fizycznej, ale od kondycji mojego wnętrza. Od momentu, gdy spotkałam Boga w swoim życiu, choć zewnętrze warunki się nie zmieniły – moje życie się zmienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że spotka mnie fizyczna niesprawność (chodzę ze swoim łożem)…
    Ufam, że gdy to nastąpi – nie będzie to dla mnie tragedią…

    #24 julia
  25. …….kto to jest święty grzesznik?Czy to po katolicku? janusz franus

    #25 katolicki baran
  26. A ja myślę, że każdego z nas można spotkać w każdej z postaci dzisiejszej Ewangelii. Są momenty, są dni .. gdy jesteśmy paralitykami, potrzebującymi Jego i tej niesamowitej łaski uzdrowienia, która uzdolni nas do życia, przywróci nas do życia. Bywają chwile (oby ich było jak najwięcej) gdy udaje nas się „nieść” innych, z ich ciężarem i trudnościami, ograniczeniami …bo miłość przynagla nas, bo pragniemy dla nich dobra, bo potrafimy (dzięki Niemu i dla Niego) tracić siebie, by pozyskać braci. Niestety bywa i czas, gdy szemramy i wątpimy. I dobrze, gdy wówczas zostaniemy zawstydzeni … a poprzez cud Jezus „ocali nas” i przywróci do nowego życia – życia w łasce.

    Odnajduję się we wszystkich bohaterach dzisiejszego czytania … nie chcę ich osądzać, chcę tylko dotknięcia i uzdrowienia, przymnożenia wiary …chcę wielbić Boga za cuda każdego dnia.

    #26 morszczuk
  27. #24 Janusz
    Zapytaj któregokolwiek katolickiego świętego, czy jest grzesznikiem.

    #27 AnnaK
  28. Przeczytałam jeszcze raz to rozważanie i mam w sercu wielką wdzięczność dla tych, którzy głosili mi odpuszczenie moich grzechów. Potrzebujemy, aby ktoś nas przekonywał, głosił nam to przebaczenie. Jego przyjęcie jest tym właściwym odniesieniem do Boga, tym najświętszym miejscem w sercu człowieka.
    Inne racje i prawdy naprawdę nie są ważne.
    Pozdrawiam serdecznie

    #28 AnnaK

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php