Kategorie
Rozważanie Ewangelii

Oczyszczenie – przywrócenie do wspólnoty (6. Ndz B)

Kolejna niedziela (6. roku B) i dalszy ciąg Ewangelii wg św. Marka (1,40-45). Jesteśmy stale w początkach działalności publicznej Jezusa. Oto trzeci z kolei cud Jezusa przedstawiony szczegółowo przez św. Marka. Co prawda Ewangelista powiedział ogólnie, iż Jezus uzdrawiał wielu (1,34). Znamienne jednak są uzdrowienia opisane szczegółowo. Niosą one ze sobą przesłanie wykraczające poza tylko fizyczny aspekt uzdrowienia. Stanowią swoisty paradygmat leczenia wnętrze człowieka i przywracania go do stanu bycia na obraz i podobieństwo Boga i uzdalniania do życia we wspólnocie. Tak możemy spojrzeć na pierwszy cud wypędzenia ducha nieczystego z człowieka w synagodze, jak to widzieliśmy przed dwoma tygodniami, tak na uzdrowienie dotkniętej gorączką teściowej i uzdrawiające podniesienie jej wspólnocie. Podobnie też uzdrowienie trędowatego, o którym mowa w perykopie tej niedzieli.   

Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (…) Chcę, bądź oczyszczony (…)

Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych (Mk 1,40n.45).

 

1. Trąd – wyłączenie ze społeczności

Trąd był widziany jako choroba nieczysta wykluczająca  chorego z normalnych relacji i normalnego życia wspólnoty. Przepisy prawa Mojżeszowego skazywały trędowatego na przebywanie poza społecznością (zob. Kpł 13,45n). Gdy u kogoś choroba ustępowała czy została wyleczona, taki człowiek mógł powrócić do życia we wspólnocie po dokonaniu odpowiedniego rytu przed kapłanem, który odbywał się poza granicami tejże społeczności, tj. poza obozem czy poza miastem (Zob. szczegółowe przepisy w Kpł 13-14).Scena uzdrowienia trędowatego przedstawiona w rozważanej perykopie dokonała się – jak możemy wnioskować – poza miastem. Wynika o ze wspomnianych zwyczajów jak też i ze wzmianki w Ewangelii, iż Jezus, wskutek rozgłoszenia cudu uzdrowienia, nie mógł już jawnie wejść do miasta i przebywał na miejscach pustynnych, a ludzie do Niego się schodzili. W pewnym sensie możemy powiedzieć, że Jezus zajął miejsce wykluczonego ze społeczności z powodu trądu. 

2. Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić

Scena uzdrowienia, a właściwie oczyszczenia z trądu ma bardzo prosty i jakże wymowny przebieg. Dotknięty trądem człowiek pada na kolana i prosi. Jego prośba jest wyznaniem mocy czy wszechmocy Jezusa oraz odwołaniem się do Jego woli. Ta prośba trędowatego jest nawet sformułowana wobec Jezusa jako swoiste wyzwanie skierowane do Niego, do woli Jezus. Jeśli chcesz …

Ewangelista mówi, że Jezus zdjęty litością, wyciągnął rękę i dotknął trędowatego wypowiadając słowa: Chcę, bądź oczyszczony. Zwrócić trzeba uwagę na owo pełne litości wzruszenie Jezusa. Grecki termin użyty przez św. Marka odwołuje się do wyobrażenia poruszenia się wnętrzności, a co odpowiada treściom zawartym w hebrajskim pojęciu wnętrzności a właściwie łono (rehem). Jest to wyraz litości, która ma moc – jak to możemy wyrazić – rekonstruującą, czy odradzającą. Jezus tym swoim pełnym takiej litości gestem dotyka człowieka wykluczonego ze społeczności i mówi jednoznaczne słowa: Chcę, bądź oczyszczony. Mocą Bożą stał się cud. Trędowaty został oczyszczony.

Patrząc na konsekwencje tego cudu możemy powiedzieć został przywrócony normalnemu życiu i włączony na powrót do społeczności. Słowa Jezusa nakazujące, aby poszedł i pokazał się kapłanowi składając przewidzianą ofiarę, wskazują właśnie na to oficjalne przywrócenie owego człowieka do wspólnoty. Złożenie ofiary ma charakter odkupieńczy i dziękczynny. To może zrobić on, uzdrowiony człowiek. Czy to jest wystarczającą ofiarą? Czy za cenę złożonej ofiary mógł człowiek zostać włączony do wspólnoty. Patrząc szerzej i głębiej, aby mógł zostać przywrócony do pełnej komunii. Czy to starczyło?

 

3. Cena oczyszczenia i przywrócenia do komunii

Popatrzmy, co przy okazji tego uzdrowienie tego człowieka z trądu i przywrócenia go wspólnocie, stało się z Jezusem. Jezus przykazał mu, aby nikomu nic nie mówił o tym, co się z nim stało. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. Rozumienie Jezusowego zakazu mówienia o cudzie wchodzi w ramy tzw. sekretu mesjańskiego. Ewangelista Marek kładzie duży nacisk na to, aby Jezus nie był rozpoznawany przed zmartwychwstaniem. Nie można jednak wykluczyć jeszcze innego aspektu związanego z owym zakazem i brakiem dostosowania się do tego zakazu owego uzdrowionego. Otóż on rozgłaszał to, co Jezus mu uczynił. W konsekwencji Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta i przebywał w miejscach pustynnych. Czy ma to jakieś głębsze znaczenie?

Mam nadzieję, że nie będzie to przeinterpretowaniem intencji Ewangelisty Marka przedstawiającego Jezusa, jako Tego, kto wchodzi w sytuację i w miejsce człowieka, którego uzdrawia i zbawia. Możemy powiedzieć, że w pewnym sensie nastąpiła zamiana miejsc i sytuacji. Oto człowiek dotknięty trądem i wykluczony ze społeczności, został oczyszczony i jej przywrócony. Natomiast Jezus, z tego powodu, czy przy tej okazji nie mógł jawnie przebywać w tej społeczności lecz na miejscach pustynnych. W pewnym sensie został wykluczony ze społeczności. Nawet jeśli to było zupełnie inne wykluczenie niż trędowatego, można widzieć w tym obraz tego, co Jezus czynił wobec grzeszników, a więc tych, którym grzech przeszkadzał żyć w komunii czy im to uniemożliwiał. On wziął na siebie nasze nieprawości. W Jego ranach jest nasze uzdrowienie. Ten, który nie znał grzechu został uczyniony grzechem, byśmy my mogli stać się sprawiedliwością Boga (zob. Mt 8,17; Iz 53,5; 2Kor 5,21).

 

4. Litość, która uzdrawia płacąc swoim życiem

Przywrócenie człowieka do komunii (z Bogiem i ludźmi) to wielkie dzieło. To nowe stwarzanie człowieka. To zlitowanie się nad nim do tego stopnia, by go dotknąć, niejako z nim się utożsamić, zająć jego „trędowate” miejsce czy sytuację. Wiemy, jak to zazwyczaj przerasta nasze siły a nawet naszą wyobraźnię. Jesteśmy zazwyczaj skłonni pomagać innym i im służyć, jak długo nam nie zagraża wprost ich krzyż, ich grzech, ich trąd.

O wiele trudniej jest stanąć w miejscu tych „wykluczonych”, „odrzuconych” itp. Czasem jednak jest to ważniejsze niż dokonanie samego uzdrowienia. Czasem przez takie stawanie po stronie „trędowatego” dokonuje się cud uzdrowienia. Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jeśli chcesz możesz mnie dotknąć. Jeśli chcesz możesz mnie przyjąć. Jeśli chcesz, możesz się mną zająć. Jeśli chcesz, możesz mnie przywrócić społeczności. Jeśli chcesz, możesz mnie wprowadzić we właściwe relacje. Jeśli chcesz . . .

Wiesz, że ryzykujesz. Ryzykujesz może twoje wykluczenie, odrzucenie, zdziwienie itp.

Potrzeba wiary, by móc powiedzieć: Chcę . . .  

Trzeba wiary, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, by być w komunii niezależnie od tego, co nas rozdziela. Panie, udzielaj nam wiary i mocy, byśmy byli na Twój obraz i podobieństwo.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

70 odpowiedzi na “Oczyszczenie – przywrócenie do wspólnoty (6. Ndz B)”

Zdjęty litością..
hmmm
W wielu kodeksach zamiast zlitowawszy się jest rozgniewawszy się (orgistheis). Tak więc w miejsce słowa oznaczającego współczucie pojawia się słowo wyrażające gniew. Komentatorzy zazwyczaj tłumaczą owo rozgniewanie się Jezusa jako oburzenie na zło i wyrzucenie chorego poza społeczność, na brak jakiejś ludzkiej solidarności z tymi nieszczęśnikami. Czy jednak tego rozgniewania się (zdenerwowania się) Jezusa nie należałoby tłumaczyć w kluczu praktyki ewangelizacyjnej, w którą Jezus teraz był całkowicie zaangażowany? Właśnie oddalił się od tych wszystkich, którzy Go szukali (w. 37), bo zostali uzdrowieni, żeby mógł głosić słowo o Królestwie, bo „na to wyszedł” (w. 38), a tu „wytropił” Go kolejny chory, trędowaty, który zatrzymał Go przy sobie swoją wiarą, człowiek będący w straszliwej sytuacji życiowej.

„Jesteśmy zazwyczaj skłonni pomagać innym i im służyć, jak długo nam nie zagraża wprost ich krzyż, ich grzech, ich trąd. O wiele trudniej jest stanąć w miejscu tych „wykluczonych”, „odrzuconych” itp. (…) Jeśli chcesz . . . Wiesz, że ryzykujesz. Ryzykujesz może twoje wykluczenie, odrzucenie, zdziwienie itp.”
Te zdania najbardziej mnie dotknęły…
Obawiam się zarażenia trądem od tej, która potrzebuje mojej pomocy…
Zarażę się nim, stracę cząstkę swojego życia, nie będzie się ono toczyło dalej tak, jak ja chcę. Będę musiała pogodzić się z utratą „miasta” (sposobu życia, który lubię i który nie jest sam w sobie niczym złym), zostać w „miejscu pustynnym”.
Jeśli chcesz, podejmij ryzyko…
Ta propozycja jest kusząca… PROPOZYCJA, nie NAKAZ.
Nie ryzykuję odrzucenia, zdziwienia, wykluczenia… (Na pewno nie przez tych, na których mi zależy…) A jednak trudno jest mi powiedzieć: Chcę…
Lubię słowo „ryzyko”; jest w nim coś z szaleństwa… Zakłada podejmowanie decyzji nie do końca racjonalnych (z punktu widzenia świata). Zachęca mnie do podjęcia szalonej decyzji, że „chcę”…
Pozdrawiam 🙂

Ad #1 Adam
Tak, to prawda. Są tacy świadkowie tekstu. Chociaż są o wiele mniej liczni i mniej ważni. Niektórzy komentatorzy wybierają wspomnianą lekcję orgistheis jako trudniejszą. Ale czy to kryterium wystarczy? Wydania krytyczne preferują splangchnistheis.
Co zaś do interpretacji oburzenia Jezusa, to naturalnie, pozostają liczne możliwości. Które bardziej słuszne?
Dziękuję za podzielenie się swoimi spostrzeżeniami.
Bp ZbK

Dziękuję Księdzu Biskupowi za tę katechezę. „W Drodze” przeczytałam w komentarzu takie zdanie: „Według Prawa dotknięcie trędowatego oznaczało dla Chrystusa, że do wieczora On sam pozostanie nieczysty”. Tak mi przyszły na myśl dwa skojarzenia – że na Krzyżu do wieczora Jezus pozostał „nieczysty” i słowa świętego Pawła … zacytowane przez Księdza Biskupa (2 Kor 5,21)
Ta historia bezlitośnie obnaża prawdę o nas. Przez nieposłuszeństwo uzdrowiony uniemożliwił Jezusowi wejście do miasta. Przez nasze nieposłuszeństwo utrudniamy Jezusowi działanie, przez nieposłuszeństwo sami wstrzymujemy proces stawania się sprawiedliwością Bożą. Pocieszające dla mnie jest to, że tym, którzy pragnęli spotkać Chrystusa, nieposłuszeństwo uzdrowionego nie zamknęło drogi do Niego – odnaleźli Go, przyszli do Niego na te miejsca pustynne. Pocieszające jest dla mnie to, że nawet jeśli stanę się dla kogoś zgorszeniem (II czytanie), to nie zamykam mu drogi do Chrystusa – choć wtedy wiele musi się czasem nawędrować by Go odnaleźć…
Dziś mnie bardzo dotknął obraz trędowatego z pierwszego czytania: z porwanymi szatami i włosami w nieładzie. W wymiarze duchowym – tak nas oszpeca grzech.
Pozdrawiam serdecznie

julio,
chyba podejście do ryzyka jest dla mnie największą zagadką na Drodze: dla mnie ryzyko nie jest szaleństwem. Owszem, czasem przeradza się w determinację, ale zawsze jest ważone. Ale jak się już podejmie decyzje to mówię: „Panie, zrobiłem co mogłem, ale niech Twoja wola się spełnia”
🙂

“…Jesteśmy zazwyczaj skłonni pomagać innym i im służyć, jak długo nam nie zagraża wprost ich krzyż, ich grzech, ich trąd.
O wiele trudniej jest stanąć w miejscu tych „wykluczonych”, „odrzuconych” itp. Czasem jednak jest to ważniejsze niż dokonanie samego uzdrowienia. Czasem przez takie stawanie po stronie „trędowatego” dokonuje się cud uzdrowienia. Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić…”

Wlasnie wczoraj po Mszy sw. neokatechuemnalnej Fr Sagay, powiedzial mi,
• Jurek nie mozesz zostac dlugo w kosciele, ze wzgledu na ubezpieczenie, to ja jestem odpowiedzialny;
• zaraz moge wyjsc jesli chcesz – wyszedlem.
Poszedlem po rower, oparty o zbiornik z nowymi napisami ‘dla szkoly tylko’, zamknal kosciol i przyszedl i mowi, Jurek, nie mozesz zostawiac pustych kartonow przy smietniku, bo nauczyciele narzekali, ze to jest zbiornik szkolny.
Nic nie odpowiedzialem. Nie wiem czemu, tego wlasnie wczoraj sie spodziewalem, gdy jak zwykle po Mszy sw. modlilem sie. Od chyba 10 lat Fr Lou zamyka mnie w St Finbar’s, nawet mi jest wdzieczny, kiedys po wlamaniu do zakrysti powiedzial martwie sie, ze ciebie moze zaatakowac. Od 3 lat w Niep. Sercu Maryi jest Fr Sagay i mnie tez zamykal wieczorem, szczegolne w soboty. Juz mialem odpyskowac, ale tylko pomyslalem, jaka jest roznica, czy ja zamkne drzwi, czy Paul, Denis, Mary, czy siostra, chyba ze mi nie wierzysz, ze to ja bede ciebie sadzil. To jest robota szatana, abym sie nie modlil w kosciele wieczorem. U nas ludzie sie nie modla po Mszy sw., chyba, ze w robocze dni kilku zostaje na rozancu. Mysle, ze jesli nawet cos by sie stalo, to ja odpowiadalbym, nie on, szczegolnie fiansowo, chocby daltego, ze jestem bogatszy i bylo by kogo i za co sadzic. On w najgorszym przypadku dostalby chyba upomnienie od biskupa. Wrecz odwrotnie tak jak tu, tak w St Finbar’s zamykaja kosciol z palacymi sie swieczkami. Kiedys gdy Fr Lou byl na wakacjach wlasnie ‘wyrzucil’ mnie Paul, kiedy zamykal, za kilka dni zauwazylem, ze stolek, byl popalony, do dzis jest, okazalo sie, ze swieczka sie przewrocila i cud, ze nie spowodowla pozaru. Juz mnie nie wyrzuca. Przed wlamaniem byly okresy, gdy prawie codziennie wchodzilem do St Finbar’s, jedne z 4 – ro drzwi byly zwykle niezamkniete. Gdy o tym powiedzialem, Fr Leo z Fiji, brat Fr Lou powiedzial, to dla ciebie sa otwarte. Podobnie jest z pudlami, od lat przywoze jedzenie i rozdaje pod kosciolem, narazam sie, nie raz mnie ostrzegaja, ze ktos moze mnie skarzyc, jesli sie zatruje, dalej ryzykuje. Korzysc jest dla parafii, wiecej ludzi przychodzi i z zaoszczedzonych pieniedzy moga pomagac innym biednym czy dac wiecej na tace. Kiedy ktos zameldowal do ‘City Council’, ze rozdaje jedzenie, byla interwencja, na szczescie tylko kazal mi nie robic przy kosciele, wiec dalej ryzykuje i robie za szkola. Pozniej pomyslalem, jak latwo jest sie trzymac przepisow i miec ‘czyste biurko’, przeciez w jednym i drugim przypadku prawie nikt nic nie ryzykuje, w drugim moglby mi chociaz zaproponowac, aby makulature wlozyc do jego kosza, ktory trzyma zamkniety w garazu. Teraz nie tylko musze resztki wiez spowrotem, tzn zwykle do blokow, ale jeszcze makulature. “…Jesteśmy zazwyczaj skłonni pomagać innym i im służyć, jak długo nam nie zagraża wprost ich krzyż,..”
„…Zarażę się nim, stracę cząstkę swojego życia, nie będzie się ono toczyło dalej tak, jak ja chcę. Będę musiała pogodzić się z utratą “miasta” (sposobu życia, który lubię i który nie jest sam w sobie niczym złym), zostać w “miejscu pustynnym”.
Jeśli chcesz, podejmij ryzyko…” Julia

jednak chyba za czesto slysze na kazaniach w rezonansie o ryzyku. Samo zycie.

Jurku ,poruszyłeś temat ,który mi nie daje spokoju od wielu lat uczestnicząc i przyglądając się dziełom charytatywnym przy parafi. A mianowicie : Czy można bezkarnie /też wobec Boga / łamać przepisy prawa świeckiego ? Z tego co wiem łamanie przez kierowców przepisów Kodeksu drogowego jest grzechem /istnieje niebezpieczeństwo narażenie czyjegoś zycia/.Wobec tego :Czy łamanie przepisów sanitarnych /Ustawy o warunkach zdrowotnych żywności i żywienia/ nie jest grzechem?./narażanie bliżnich na utratę zdrowia-salmonella i choroby brudnych rąk czyli zakaznych./Czy w idei niesienia pomocy charytatywnej nie ma też ukrytej choroby- trądu pychy -że ja wszystko wiem lepiej bo robię pożyteczne rzeczy ? .W mojej parafii znów w niedzielę będzie sprzedaż ciast i pierogów domowego wyrobu /nie będę zaproszona do pomocy bo znają moją postawę z racji mojego „morale zawodowego”.Kiedyś proboszcz ustawił mnie przy stoisku nie związanym z żymnością gdy mu przedstawiłam swoje racje.Wszystko jest dobrze do czasu , a wiadomo ,że w razie czego jest to sprawa prokuratorska i na nic się zda przeniesienie stoiska w inne miejsce .
Ponieważ tak się dzieje od wielu lat i nic się nie stało wytłumaczyłam sobie ,że jeżeli się coś robi dla dobrych intencji to i „zatrute nie zaszkodzi”

Bardzo jestem ciekawa co inni i sam Biskup mogą mi odpowiedzieć

Jurek, #6,
masz rację, za dużo zastanawiam się nad sobą, nad ryzykiem, które mam podjąć… Tylko: ja, ja, ja…
Myślałam nad tym od rana, dlaczego tak jest?
Chyba (nawet na pewno) dlatego, że brak mi Tego Ducha, z Którym takie działanie nie będzie „ryzykiem”, lecz normalnością…
Powtarzam więc za Księdzem Biskupem:
„Panie, udzielaj mi wiary i mocy, bym była na Twój obraz i podobieństwo”
Pozdrawiam 🙂

„Panie, jeśli chcesz…” słowa te świadczą o całkowitym poddaniu się woli Boga i przyjęciu tego, co zechce dać. Nie jest to natarczywa prośba – żądanie, jak często zdarza się zrozpaczonym duszom. Jest to prośba uznająca wolę Boga. Całkowicie się jej poddająca. „Jeśli chcesz…” jeśli taka jest Twoja wola, jeśli takie są Twoje plany wobec mnie, „…możesz mnie oczyścić”. I tutaj trędowaty wyraża swoją wiarę w moc uzdrowienia przez Jezusa. Z sercem pełnym nadziei wyraża wiarę, że Jezus może dokonać rzeczy niemożliwej – oczyścić z trądu. Jednocześnie jest nadal w nim zdanie się na wolę Jezusa całkowicie. Uznanie siebie za niewolnika, sługę, kogoś, kto stoi o wiele niżej w hierarchii społecznej. Jezus jest Kimś, kto posiada moc samego Boga. Jest Panem. On – trędowaty, jest niczym, śmieciem wyrzuconym ze społeczeństwa. Zdaje się na „ łaskę” Jezusa – Pana. Godzi się na to, co Bóg zadecyduje.
O, jakże często brak nam tej pokory i tej wiary. Jakże często stajemy przed Bogiem i niemalże z pozycji „jak równy z równym” chcemy rozmawiać. Nie prosimy, a żądamy. Nie upokarzamy się, a unosimy się gniewem i pretensjami. Jak często brakuje nam postawy sługi, postawy pokory i uniżenia wobec Boga. Miotamy się w swojej boleści, ale nie potrafimy z pokorą uznać swojej małości. Rzucamy się, miotamy, a nie potrafimy uznać woli Boga. A przecież dopiero zgoda na Jego wolę jest warunkiem dokonania zmian w nas samych. Poza tym, wiara w moc Stwórcy. Jakże często ci, co najwięcej wykazują pychy, mają małą wiarę. Nie wypowiadają słów: „Możesz mnie oczyścić”. Słowa te są wyznaniem wiary duszy: „Tak, Jezu. Ja wierzę, że możesz dokonać cudu mojego uzdrowienia,” Ja wierzę w to. Jeśli chcesz, proszę, uczyń to”. Jeśli dusza z pokorą i poddaniem się woli Boga, wyzna wiarę w Jego moc uzdrawiania, może usłyszeć te cudowne słowa: „Chcę, bądź oczyszczony”. Poczuje dotyk Jezusa na sobie i dozna tej cudownej łaski uzdrowienia.
Nie jest to jeszcze koniec. Wszystko, co do tej pory zostało powiedziane, dzieje się w sercu człowieka. Doznaje on uzdrowienia duszy. Bóg przebacza mu grzechy. Musi się to jednak dokonać w sposób sakramentalny. Na łonie Kościoła. Dlatego Jezus mówi: „Idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę”. Nieco w przenośni, Bóg pragnie ci powiedzieć, abyś „sformalizował” ten akt oczyszczenia poprzez sakrament pojednania, gdzie mocą urzędu kapłańskiego usłyszysz wtedy uszami swego ciała potwierdzenie, że Bóg ci przebaczył i oczyścił z twoich grzechów.
Fragment ten obrazuje duszę, która będąc daleko od Boga, pragnie oczyszczenia i powrotu. Czyni to, co jest w jej mocy, a więc pada na twarz przed Bogiem uznając Go swym Panem i prosi o oczyszczenie. Wyznaje, że Bóg ma wszelką władzę i moc, a ona, dusza godzi się na wszystko, co On postanowi. Jest przy tym niezmiernie pokorna. Ta pokora i wyznanie wiary sprawia, że Jezus lituje się nad duszą, wyciąga rękę, dotyka jej i mówi: „Chcę, bądź oczyszczona”. Słowa Jego mają moc. Stają się rzeczywistością. Nabierają kształtu. Dusza doznaje oczyszczenia.
Niech Bóg błogosławi nam na drodze naszej wiary. Niech błogosławi nasze kroki ku pojednaniu. Niech błogosławi nasze pragnienie oczyszczenia. Niech błogosławi pokorę i postawę poddania się Bożej woli. Niech rozważanie tego fragmentu przyniesie nam przemianę serca, skłoni do przemiany życia. Przyjdźmy bez lęku do Jezusa. Upadnijmy przed Nim i prośmy Go. A On wysłucha próśb naszych, spojrzy na nas łaskawym okiem, wyciągnie swoją dłoń i wyrzeknie słowa, które zmienią całe nasze życie: „Chcę, bądź oczyszczony”.

Tak M. #9 Zgadzam się z Tobą.
„Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”
Tak powinny wyglądać nasze modlitwy: Wiara w moc Boga, a jednocześnie pokora.

Historia trędowatego zawsze mnie uderzała siłą wiary. Dotyczy to tak naprawdę i innych „wyrzutków” przedstawionych w Ewangeliach: chorzy, załamani, rozpaczający ale i prostytutki czy celnicy. Wszyscy oni po prostu idą do Jezusa i proszą Go o pomoc WIEDZĄC, że jest w stanie im pomóc. Nie dyskutują, tylko proszą, a nawet pragną Go jedynie dotknąć. Oni widzą w nim Pana. Ciekawe że za Boga dość szybko uznają Chrystusa poganie, np. setnik na Golgocie. Różnica polega na momencie uznania: poganie potrzebują materialnego dowodu, a trędowaty wierzył zanim został oczyszczony. Faryzeuszy pominę, bo ich stanowisko jest łatwe do zrozumienia. Najbardziej szokują mnie apostołowie. Oni przyjęli Go rozumem („A wy za kogo mnie uważacie?” „Za mesjasza”, ale chwilę później Piotr kusi Jezusa by zszedł z Drogi), a nawet nie uwierzyli w zmartwychwstanie! Do nich dociera Prawda dopiero między wyjściem z grobu a wniebowstąpieniem.
Wykluczeni już umarli. Umarł w nich stary człowiek, są powłoką czekającą na zbawienie.

Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus!
Ekselencjo mam pytanie, a może nie tyle pytanie, co spostrzeżenie. Mianowicie uczestniczyłem dziś w parafialnym spotkaniu w ramach programu duszpasterskiego naszej diecezji, któro odbywało się w mojej- dosyć małej parafii. Rozważanie Słowa Bożego i refleksja nad poszczególnymi zagadnieniami wydawała się za trudna dla uczestników. Można to określić przysłowiowym „Jak groch o ścianę”. Prostemu człowiekowi żyjącemu w małej miejscowości, często nie wykształconemu, lecz reprezentującemu tzw. „ludową pobożność” może być trudno zrozumieć te sprawy „wyższe”… Ja osobiście starałem się zrozumieć te treści, lecz zastanawia mnie ten problem, bowiem przecież lepiej, żeby te katechezy zrozumieli wszyscy…

Zbyszku, #5,
czy mógłbyś wyjaśnić swoje słowa:
„PODEJŚCIE DO RYZYKA jest dla mnie największą zagadką na Drodze” ?
Pozdrawiam 🙂

……skazany na samotność,skazany na piekło,dobity przez braci i siostry swojej religijnej wspólnoty biblijny Jezus kieruje swoje oblicze w stronę krzyża…….Nie wiem czy zmieszczę się w katolickiej nauce Kościoła,ale w moim przekonaniu biblijny Chrystus musiał również nawrócić się ze swojej religijności.Wychowany w duchu świętego Izraela,mający bardzo religijną matkę,na pewno czynnie uczestniczył w życiu nazaretańskiej Synagogi,która dała mu kopa i skazała Go na błogosławioną samotność…….Jego medialne cuda to wewnętrzny ból,który utwierdzał Go w przekonaniu,że to On jest DROGĄ,PRAWDĄ i ŻYCIEM dla każdego religijnego grzesznika.Pamiętajmy,że Chrystus uzdrawiający trędowatego jest w czasie wyboru Swoich apostołów właśnie spośród religijnych grzeszników.Owe cuda są przynętą dla tych biedaczków,a Chrystus jak rybak kolejno powołuje tych,którzy będą musieli niebawem wysłuchać „kazania na górze”………..Zbyszku,ja i moja rodzina jesteśmy realnym przykładem wykluczenia nas spośród religijnej aż do szpiku kości wspólnoty w której trwaliśmy 13 lat.Nasz krzyż zgorszył naszych pobożnych braci,i dlatego dobito nas skutecznie,nie dając nam wiary potrzebnej na drodze……..katolicki baran

Bylo to moze juz blisko 10 lat temu, na polskim spotkaniu Odnowy w Duchu Swietym w Richmond, O. Ludwik Ryba pytal/twierdzil, (czy) zawsze nalezy suchac i podporzadkowac sie autorytetom. Wladzy, bodajze przytaczajac list sw. Pawla (?). Powiedzialem, ze nie, (tu powtorzylem slowa kogos mi bliskiego) jesli mnie stac na to zeby ‘zaplacic’ za wychylenie sie to mam nawet obowiazek to uczynic, tak chyba zreszta robil P. Jezus. Nie mialem zbyt zamiaru podporzadkowywac sie np komunistycznej wladzy, moglm walczyc, ale nie bylo mnie stac, wiec tez m. in. daltego wyjechalem, nie zgadzal sie ze mna.

Modlilem sie w St. Finbar’s zastanawialem sie ze nie ma zadnego obrazu tzw kosciol w bliskich mi Pyzdrach (grajac w brydza, nie majacy obrazkow, czesto mowil ‘kosciol w Pyzdrach’). Za kilka dni Jim, artysta z ktorym dekoruje kosciol an rozne uroczystosci powiesil dwa gipsowe obrazy z 7 –u bolesci Matki Bozej w niszach przed sanktuarium oltarza. Modlilem sie wlasnie przed Ucieczka do Egiptu, wtedy przyszla mi mysl, moze to potwierdzenie, nawet sw. Rodzina nie podporzadkowala sie Herodowi i uciekla do Egiptu. W pewnym sensie mozna by nawet powiedziec, przeciez przez Jesusa zginely niewinne dzieci. Spytalem Jim;’a czemu wybral wlasnie tez 7 – miu, ktore od lat wisialy w ‘Marion Room’ St Finar’s drugi wiekiem ksciol w Melbourne 1948 100 lat starsz I=ode mnie), pierwsza byla Ofiarowanie P. Jezusa w swiatyni. Fr Lou, gdy mu zasugerowalem poprosil mnie, abym wybral te mniej drastyczne. Jak bym nie znal Fr Lou.

Kilka lat pozniej powiesil pozostale juz w sanktuarium, tak ze teraz sa nie po kolei. Niedawno przesunal ukrzyzownaiwe na lewa strone i dodal pusta imitacje niszy z materialu podobnego do marmuru oltarza, jako 8 –ma i przed nia pozniej ustawil figurke Martki Bozej. Kilka miesiecy temu gdy, jak zwykle przyszedlem w piatek, aby sie modlic przed Najswietszym Sakramentem zauwazylem, ze obcy mezczyzna przyklekal przed kazdym obazem, co Australii jest rzadkoscia, jak mowi Fr Thomas Grenn SJ ‘like hen’s teeth’ – jak zeby u kury., tak jak spotakc kogos na adoracji, trwa od 9:30 do 18 I dluzej i kosciol jest pusty (sic). Gdy skonczyl spytal sie mnie:
· A co artysta mial na mysli, ze zostawil puste miejsce?
· Jim Sinclair zrobil to chyba dla symetrii
· Oj chyba mial cos glebszego na mysli;
· Nie wiem spytam go, jestem Jurek z polski;
· Rudolf z Holandii, mieszkam w ‘country – bushu’ przyjechalem do corki do Brighton.

Opowiedzialem to Jim’owi. Potwierdzil, ze zrobil to dla symetrii. Niedawano czytalem o prywatnym objawieniu o uzdrowienie z nieuleczalnej choroby, P. Jezus domniemanie odpowiedzial, o to musisz prosic przez Lzy Mojej Matki. Gdy sie nastepnie modlilem tam pomyslalem, ta figurka Matki Bozej z zawsze swiezymi kwiatami na tle tej 8 –ej niszy byc moze symbolizuje 8 –ma Bolesc Naszej Matki, grzechy naszych czasow. Gdy mu powiedzialem, Jim sie zgodzil ze mna.

julio,
spróbuję 🙂 : większość czasu w pracy spędzam na analizowaniu potencjalnych szans i zagrożeń. Próbuję przygotować się na to co się wydarzy w przyszłości. Na podstawie takich prognoz podejmuje dziś decyzje, np. niestety ostatnio w kwestii zwolnień. Czy nie za mało ufam Panu próbując zgadywać co będzie? Z drugiej strony wiem że nie mogę zamknąć oczu i czekać, bo będzie za późno dla mojej rodziny, ale także reszty pracowników. Dylemat który ostatnio doprowadza mnie do bezsenności

Trędowaty z niedzielnej Ewangeli pokazuje mi jak mam sie modlic Nie wątpi on w checi Pana .Swiadom swoich grzechów nie chce przeceniac tych chęci.Jezeli wiara człowieka jest słaba, powinna najpierw byc wzmocnona modlitwą.Staram się więc zwracac do Boga ze swoimi prosbami w całkowitym zaufaniu,nie watpiac w Jego moc. Kiedy zaczynam modlic sie z wiarą,reka Pana wyciaga się by uzdrowic trąd mojej duszy.

#12Rafau
Z moich spostrzeżeń zarówno w Parafii jak i w rodzinie,zwłaszcza przy katechezie wprowadzającej warto nie spieszyć sie, ale na każdy poruszony problem dawać przykłady z konkretnych sytuacji w których ludzie żyją.Nawet postawić taki przykład do dyskusji bo wtedy nabiera on konkretnych kształtów, przestaje być abstrakcyjny.Np.gdy w drugiej katechezie mówimy o inteligencji złego ja daję przykłady z historii o ludziach inteligentnych i zarazem zbrodniarzach( np.Polpot z Kambodży który skończył Sorbonę z wyróżnieniem a wymordował kilka milionów swoich rodaków)a także przykłady z naszego życia ,że brak wykształcenia nie przeszkadza sąsiadowi być uczynnym i pomocnym dla innych.Jesli tylko grupa jest cierpliwa i chce sie spotkać kilka razy warto jedną katechezę rozłożyć na 2-3 spotkania.

#12 Rafau
Warto być jednak cierpliwym , bo zarówno z formą jak i treścią spotykaja sie ludzie po raz pierwszy w życiu, może to powodowac trudności a nawet niechęć.Ja staram sie dawać przykłady z mojego życia( na tyle na ile się odważę) bo to, pokazuje sposób pracy z tekstem czyli odnoszenie treści przedstawianych w katechezach do własnych sytuacji życiowych.

Zbyszku, #16,
widzę, że „ryzyko” Twoje i moje to dwie różne sprawy. To, które ja podejmuję – na pewno służy bliźniemu, mnie zabija (wg mnie). Ty masz trudniejsze zadanie, bo Twoje „umieranie” może też być „umieraniem” innych. Nie zazdroszczę Ci podejmowania takich decyzji. Staram się zrozumieć. Dziękuję, że chcesz o tym pisać i pozdrawiam 🙂

Baranie – czy możesz wyjaśnić szerzej „nasz krzyż zgorszył naszych pobożnych braci ….”
Twoje komentarze świadczą o głębokiej wierze ,dlatego nie mogę zrozumieć wykluczenia ze wspólnoty /jakiej wspólnoty/

W dniu imienin Księdza Biskupa chcę złożyć serdeczne życzenia. Problem w tym, że nie potrafię układać ładnych życzeń. Pozwolę więc sobie życzyć Księdzu Biskupowi tego, czego życzę sobie…
„Z okazji imienin życzę Księdzu Biskupowi Nieba dla Księdza Biskupa i osób dla Księdza Biskupa ważnych” (myślę, że jestem dobrze rozumiana).
Jest to też dobry dzień na złożenie podziękowań. Dlatego dziękuję za cierpliwe tłumaczenie mi prawdy o tym, że Dawcą i Panem mojego życia jest Bóg.
🙂

Szczęśliwy ten trędowaty, że doznał oczyszczenia a bardziej jeszcze, że spotkał miłość Jezusa. Zastanawiam się, czy to jest matematyka, tzn. czy każdy, kto prosi tak (tak w sercu)- otrzyma…? Czy mogę myśleć, że taką litość ma dla mnie Pan? Czasem też sytuacja pozostaje bez zmian, a On daje Ducha – moc, by trwać w niej.
Baranie – aa.. to dlatego taki smutek „brzmi w Twoim głosie”. Odrzucenie boli, jak również rozczarowanie. Kto powie – Jezu, z Tobą zgadzam się umierać, być zabijanym, odrzucanym, – to z tym On staje ramię w ramię i jest wierny (tego doświadczyłam). I ten jest maluczkim, który nie podlega sądowi, ale z Jezusem będzie sądził narody. Tak mówi Słowo Boże.
Pozdrawiam serdecznie

Ad #12 Rafauuu i #18 Grzegorz
Zdaję sobie sprawę z pewnych – czasem dla niektórych dużych – trudności w pracy według tego programu. Jednakże jest to program biblijny i ważne jest przede wszystkim czytanie tekstów biblijnych i odnoszenie Słowa do własnego życia
. Z tym przede wszystkim są trudności. To jest jednak jednym z koniecznych i istotnych warunków inicjacji chrześcijańskiej: poznać Słowo Boże i zacząć je odnosić do swego życia czyli widzieć swoje życie w świetle tego Słowa.
Potrzeba pomocy, potrzeba współpracy świeckich i kapłanów, potrzeba cierpliwości i gotowości do wchodzenia w postawę pokory itd. itp. Można – jak pisze Grzegorz – rozłożyć te katechezy na kilka części. Lepiej robić spokojnie i dogłębnie, niż tylko zaliczyć jakieś tematy. Czasem jedno Słowo (jedna myśl, jedno przesłanie) starczy, by zobaczyć coś z prawdy własnego życia czy więcej tej prawdy. Ten program jest do zastosowania bardzo „elastycznego”, tzn. daje się modyfikować – naturalnie pod warunkiem pozostania w jego ramach: biblijna historia zbawienia, w której jest możliwe, by każdy z nas odkrywał swoją własną historię.
Dalej, jestem przekonany, że trzeba siać. Wiadomo, że jedno ziarno (Słowo) padnie przy drodze inne na skaliste, a tylko niektóre padnie na ziemię żyzną. Trzeba siać niezależnie od bezpośrednich efektów, nawet jeśli wydaje się, że jest to rzucaniem grochu o ścianę. Owoce przyjdą w swoim czasie (zob. Mk 4,26-29). To sianie uważam za moje podstawowe zadanie i misję.
Prości ludzi z czasem (w miarę słuchania) odkrywają czy otrzymują bardzo dobry dostęp do rozumienia i przyjmowania Słowa.
Katechezy są tylko pewną pomocą mającą na celu ukierunkowanie i mobilizowanie do czytania / słuchania Słowa i odkrywania własego życia w świetle i mocy tegoż Słowa.
Pozdrawiam.
Bp ZbK

Także składam najlepsze życzenia imieninowe dla Księdza Biskupa, radości i uśmiechu.
Pozdrawiam serdecznie.

…./Łk.4,16-30/……czy możesz mi wytłumaczyć powód gniewu w rodzinnej wspólnocie/synagodze/biblijnego Jezusa?Co takiego powiedział lub uczynił Jezus,że ci którzy znali Go od dziecka dali Mu takiego kopa?……..dlaczego nie dali Mu wiary i jako pierwsi chcieli Go zabić?………oczywiście,że prawo było po ich stronie…….katolicki baran

Czy katechezy w ramach programu duszpasterskiego na 2009r.mogą też prowadzić osoby świeckie? Czy wystarczy lektura tych katechez,czy tez potrzebne jest wcześniejsze uformowanie, bądź przygotowanie zawodowe np. studia teologiczne?
Serdeczne Życzenia Imieninowe – Bożego błogosławieństwa oraz wszelkiego potrzebnego dobra Ks.Biskupowi życzy ludmila.

Baranie #26, Pan Jezus uświadamia zebranym w synagodze, że Bóg wyświadcza cuda komu zechce, nie ma względu na osobę (podaje przykłady cudów wyświadczonych poganom w czasie, gdy nikt w Izraelu takiego cudu nie doświadczył). Mieszkańcom Nazaretu zabrakło pokory Jana Chrzciciela, by uznać : „myśmy Go przedtem nie znali”. Im się wydawało, że Go znają, co więcej – że są predysponowani do doświadczenia cudów z powodu swego pochodzenia. Potrzeba też zrozumieć mentalność oczekiwania na Mesjasza (którego te słowa z Księgi Izajasza zapowiadały).
Możesz coś więcej Baranie napisać o Twoim doświadczeniu odrzucenia przez wspólnotę?
Dołączam się do imieninowych życzeń – Bożego błogosławieństwa i mocy Ducha Świętego na wszelkie poczynania Księdza Biskupa, zdrowia i zapału do podejmowania zadań, wytrwałości i cierpliwości w przeciwnościach, ufnego serca pośród trudności i otwartości na prowadzenie Ducha Świętego 🙂
Pozdrawiam serdecznie

Ad #27 ludmila
Ludmiło!
Jak najbardziej. Nie jest ważne kto głosi te katechezy (chodzi katechezy w ramach diecezjalnego programu Chrzest w życiu i misji Kościoła), lecz to, jak je głosi, czy tzn. czy jest w nich przekazane odpowiednie przesłanie, czy są kerygmatyczne itd. Naturalnie można te katechezy czytać z tych broszur, jakie są dostępne. Jednakże najlepiej, jeśli jest to żywe słowo, które jest głoszone przez tych, którzy już – przynajmniej częściowo – przeżyli te treści i stają się niejako ich świadkami.
Nie tyle potrzeba do tego przygotowania zawodowego czy jakichś studiów, ile raczej wiary i gotowości życia w prawdzie i w nawróceniu. Nie są konieczne studia teologiczne. Oczywiście wiadomości teologiczne (takie ze studium) mogą być pomocne. Istotne jest jednak osobiste poznanie tego Słowa i tych treści w łączności ze swoim życiem. Potrzebna jest więc wiara i osobiste nawrócenie, tzn. bycie w nawróceniu i gotowość przeżywania tego nawrócenia.
Dziękuję bardzo za życzenia i polecam się z prośbą o modlitwę.
Bp ZbK

Dołączam się do życzeń dla Księdza Biskupa! I będę się modlił o to by JE wytrwał cierpliwie znosząc naszą gromadkę!
🙂

Ja również dołączam sie do życzeń z całą moją rodzinką!Życzę wytrwałości w misji jaką Pan Bóg powierzył JE w naszej diecezji, dobrych owoców w nawróceniu także za przyczyną nas blogowiczów jak i mniej lub bardziej krnąbrnych diecezjan.

Z okazji imienin J.E ks. biskupowi składam najserdeczniejsze życzenia. Przede wszystkim zdrowia, które pomaga w prowadzeniu naszej diecezjalnej wspólnoty, poza tym cierpliwości do realizacji działań w naszej diecezji oraz dalszego konsekwentnego i wzorowego prowadzenia naszej diecezjalnej „owczarni” drogą wiary, nadziei i miłości do Chrystusa. Szczęść Boże drogi solenizancie!

(Rdz 6,8)”[Tylko] Noego Pan darzył życzliwością.”
a przez Tego człowieka Bóg uratował innych…
Dziś pragnę życzyć Księdzu Biskupowi ciągłego otwierania się na życzliwość Pana.
Życzę, by Pan pozwalał ocalać innych ludzi dla Niego…
Pozdrawiam

Ekscelencjo!!!
W dniu Twojego patrona życzymy Ci, aby serca diecezjan otworzyły się na Twoje ojcowskie starania o formowanie dojrzałego chrześcijaństwa i abyś mógł cieszyć się owocami Twojej posługi.
Niech Pan darzy Ciebie pokojem zawsze i na wszelki sposób.
Anna i Tadeusz z rodziną

Ekscelencjo, Księże Biskupie,
W dniu Imienin składam życzenia:
zdrowia, wytrwałości w osiąganiu swoich celów duszpasterskich, coraz większego rozumienia u wiernych dla Jego poczynań i decyzji – mąż julii

…….zabrakło nam wiary by nadążyć za karawaną,którą prowadzona jest nasza wspólnota.Nie daliśmy rady obciążeni realnym krzyżem sprostać wymogom tej drogi……..Zostaliśmy w tyle pozostawieni na piekle pustyni.Nie mam zamiaru cofać się do „Egiptu”,wolę śmierć ożywioną nadzieją zmartwychwstania………janusz franus

Janusz #36, Twoje odpowiedzi na pytanie o powód odrzucenia (czy też odejścia ze wspólnoty) są dość enigmatyczne i brzmią dość dramatycznie, ale jeśli nie chcesz odpowiadać wprost, to szanuję to i nie naciskam.
Żadne stworzenia nie mogą nas odłączyć od miłości Boga (Rz 8,38-39)
Pozdrawiam

Doskonale rozumiem Janusza #36. Droga Neokatechumenalna nie jest dla wszystkich. Mnie nie odpowiada. Jest tyle sposobów spotkania Jezusa, że nie ma co się trzymać na siłę jakiegoś sposobu zaproponowanego przez innych. Był taki czas, że czułam się gorsza, bo ani OAZA ani Ćwiczenia Ignacjańskie. Dobierałam więc rekolekcjonistę. Raz odpowiadał mi dominikanin, innym razem jezuita, a jeszcze innym razem benedyktyn. Wymagało to trochę wysiłku w poszukiwaniach. Po latach 'dorosłam’ do Ćwiczeń Ignacjańskich. Na nowo odczytywałam Słowo Boże, na nowo odkryłam kochającego Ojca i na nowo 'spotkałam’ Zmartwychwstałego Chrystusa. Dużo wniosły w moje życie rekolekcje Lectio Divina. Dopóki nie spotkasz Zmartwychwstałego, każde spotkanie z własną i innych słabością będzie przygnębiające. Mając mocne rekolekcje roczne i dobrego spowiednika przez cały rok, można być spokojnym o rozwój duchowy. Przyjdzie czas, ze znajdziesz wspólnotę czy jakiś sposób formacji. Najważniejsze, że to nie ludzie mają prawo do sądzenia nas, a Miłosierny Pan Bóg. Ważna jest wspólnota, ale nie możemy czuć się gorsi, że nie 'mieścimy się’ w jakiejś wspólnocie. Jest bardzo wiele sposobów wielbienia Pana Boga i dzielenia się radością z innymi. Janusz – może ten krzyż, o którym piszesz, jest potrzebny żeby szukać? Kościół Katolicki proponuje bardzo wiele sposobów spotkania Jezusa. Masz rację, Wielki Piątek był RAZ. Ten kwietniowy Wielki Piątek dla nas i tak będzie przeżywany w świetle Zmartwychwstania. Wszyscy jesteśmy piękni i wspaniali, bo Chrystus oddał życie za każdego z nas!
Pozdrawiam

#35.Miałem podobny problem jak Ty.Bylem na Drodze kilka lat.Nawet lubiłem nasze spotkania,które dawały mi bardzo wiele.Miałem pewne opory aby uczestniczyć w sobotniej Eucharystii,natomiast spotkania środowe na liturgii słowa bardzo mi odpowiiadały.Na jednej z konwiwencji pytałem prowadzącego katechistę czy mogę uczestniczyć tylko w spotkaniach śodowych ale usłyszałem odpowiedż ,że pełne uczestictwo wiąże się także z uczestnictwem w Eucharystii.Przełomowym momentem mojego odejścia ze wspólnoty były wątpliwości kiedy po sugestii naszego proboszcza aby w okresie wielkiego postu ograniczyć strojenia stołu do eucharystii.Te wątpliwości mogłem sobie mieć ,ale gdy postanowiliśmy to wyjaśnić putając księdza Adama i Darka katechistów prowadzących, częsć naszej wspólnoty uznała,ze czepiam się drobiazgów a tę sprawę należało rozwiązać wewnętrznie.Niektórzy z nich byli na nas obrażeni .Nie chcieli nawet zaczekać na wyjaśnienia co usłyszeliśmy w odpowiedzi na nasze wątpliwości.Po tym zajściu spokaliśmy się już tylko jeden raz aby im powiedzieć,że nie mamy do nich o to żalu i aby nie dochodziło do żadnych niesnasek przestalismy uczęszczać na spotkania we wspólnocie.Masz rację ze #38,że Droga Neokatechumenalna nie jest dla wszystkich,sptkania z Bogiem mozna szukać w inny sposób.Trudno jest zrozumieć to,że Ci którzy mówią o posłuszeństwie i pokorze nie chcą uszanować czyjegoś odmiennego zdania na jakiś temat i doprowadzić do wyjaśniena sprawy. Pozdrawiam.

Szczsc Boze;

Ksieze Biskupie czy mogly Ksiadz wyrazic swoja opinie na temat Ruchu Rodzin Nazaretanskich jaki wiem istnieje w naszej diecezji?

Pozdrawiam,

…….wiara Kościoła/wspólnoty/jest niezbędna do trwania każdej jednostki na drodze inicjacji chrześcijańskiej.Człowiek obdarowany wiarą innych ma moc stawania w prawdzie przed sobą i ujawniania jej na zewnątrz.Wiara nie jest owocem wewnętrznej pracy lub pobożnych starań.Nie jest też zapłatą za posłuszeństwo.Wiara jest darem prawdziwej Miłości/Boga/skierowanym do każdego grzesznika.Grzesznik obdarowany wiarą ma moc ujawniania swoich grzechów,demaskowania swojej śmierci.Wiara innych nadaje sens życiu każdej jednostki……….Nie zdawałem sobie sprawy z mocy i konieczności wiary innych.Ci,których znaliśmy wiele lat,z którymi spędziliśmy tysiące godzin,przed którymi ujawniliśmy prawdę o swoim grzechu,o swoim krzyżu,który fizycznie utrudniał nam wypełnienie wspólnotowego prawa,—-nie dali nam swojej wiary—-.Nie można robić drogi,trwać we wspólnocie bez wiary.Tak samo jak nie można jechać samochodem bez paliwa…….Ci,którzy otrzymali wiarę Kościoła są szczęśliwi bo namacalnie doświadczyli jego bezgranicznej miłości.Wspólnotowej miłości,koniecznej do chrześcijańskiej inicjacji………janusz franus

Już byłam przekonana ,że wstąpię na Drogę ale po waszych wypowiedziach znów mam wątpliwości .Chociaż pewiem Kapłan neokatechumen powiedział : we wspólnotach możemy czuć się żle ,ale to jest ta” pomoc „dana dzieciom Adama.Jedynym sposobem trwania we wspólnocie jest nieustanne przebaczanie = akceptacja INNEGO człowieka.Inność drugiego i moja nagość = nędza ,zawsze będą mnie krzyżować .
Dlatego może warto wytrwać we wspólnocie a ucieczka z niej jest ucieczką od tego właśnie krzyża .Ja też mam za sobą kilka „ucieczek” z różnych wspólnot i zaczynam się zastanawiać czy nie rozminęlam się z Wolą Bożą / Syr.2 ,1 / Synu ,jesli masz zamiar służyć Panu przygotuj się na doświadczenia….
Pomódlcie się czasem za mnie abym dobrze wybrała i nie stchórzyła przed doświadczeniem

Lipko,jak się czujesz ,modlę się za ciebie i liczę na twój powrót do zdrowia i wymiany mysli

Ad #42 Tereska
Teresko!
Nie opieraj się na opiniach innych. Pójdź na katechezy ze szczerym, tzn. naprawdę szukającym i otwartym sercem i zobacz, czy Pan Bóg do Ciebie mówi i to właśnie przez te katechezy, tzn. przez głoszone podczas nich Słowo i celebrowane liturgie.
Opinie innych – nawet wyrażane tutaj na blogu, które wpuszczam – czasem są swoistym „mędrkowaniem” się ludzi, którzy coś słyszeli, czy tylko coś przeżyli, a nie uchwycili tego, czym jest katechumenat. Naturalnie nie odnoszę się do wszystkich wypowiedzi.
Cenię sobie te wszystkie wypowiedzi, które wynikają z osobistego doświadczenia i są tutaj szczerze przedstawiane – także jako opinie krytyczne.
Jeszcze raz zachęcam do przeżycia wszystkich katechez zwiastowania i odbycia konwiwencji założeniowej – niezależnie od tego jaką wówczas podejmiesz decyzję. Dopiero bowiem wtedy będziesz mogła odnieść się w jakiś sposób do tego etapu Drogi (i tylko do tego).
Wszystkie inne opinie z opowiadania mają tylko relatywną wartość i względne znaczenie.
Idź i zobacz! Idź i słuchaj!
Miej w sobie gotowość i otwartość na prowadzenie przez Pana.

Jeśli potrzebujesz pomocy w rozeznaniu, możesz także zwrócić się osobiście do mnie.
Bp ZbK

Nie zgadzam się z Wami.
Droga, nawrócenie nie polega na tym, że ludzie we wspólnocie siebie nawzajem prowadzą. Owszem, często pomagają w różny sposób, np. gdy upadają i wtedy widzę, że nie tylko ja jestem słaba, nie przeraża mnie tak mój grzech.
Ale prowadzi Słowo Boże, Duch Święty który jest z nami daje światło na życie. Wiara rodzi się ze SŁUCHANIA. Pan Bóg objawia się w naszym życiu przez wydarzenia, mówi do nas, prowadzi nas. Też kiedyś doświadczyłam krytyki i wtedy poznałam jak Jezus był ze mną. Mówię tak, choć te słowa niewiele mówią, ale wiem że tylko przyjmując swoje trudne sytuacje można poznać to, co mówię. Innym razem uciekałam i wiem, że nie warto: mówię to do Was i do siebie. Dobrze jest być prowadzonym przez Pana, a nie prowadzić Go wg swojego upodobania.
Pozdrawiam.

Teresko, inność drugiego nie musi być przerażająca, może być … fascynująca! Inność drugiego uczy pokory, bo drugi człowiek jest zawsze tajemnicą. Kiedyś usłyszałam, że taki człowiek, który jest zupełnie nie po naszej myśli, jest darem – bo przypomina nam, że sami z siebie nie potrafimy kochać.
Mnie co i rusz zdumiewają bracia ze wspólnoty i nie mogę się nadziwić, jak ludzie różnie mogą patrzeć na te same fakty, czy słowa! Jeśli szukamy jedności, to Duch Święty do niej wiernie prowadzi, ale gdy „pierwsze skrzypce” zaczynają grać urażone dumy, to wtedy jest rzeczywiście ogromnie trudno o jedność.
Prawda o naszej nagości krzyżuje nas tylko do czasu – jak to ujęła Ze: „dopóki nie spotkasz Zmartwychwstałego, każde spotkanie z własną i innych słabością będzie przygnębiające”. Ja spotkałam Zmartwychwstałego właśnie na Drodze Neokatechumenalnej.
Odwagi, Teresko! 🙂

Ad #40 Piotr
Zainteresowanych sprawą Ruchu Rodzin Nazaretańskich odsyłam do dekretu Ks. Abpa Kazimierza Nycza, Metropolity Warszawskiego, z dnia 29 stycznia 2009 r. Wypowiada się na ten temat Metropolita Warszawski, gdyż w Warszawie ten ruch ma swoją siedzibę.
Moja opinia na ten temat pokrywa się z wyrażoną w tym dekrecie i załączoną doń oceną Komisji.
Jeśli ktoś potrzebuje więcej informacji na ten temat, może zwrócić się do mnie osobiście.
Z ankiety dotyczącej ruchów i wspólnot w naszej Diecezji przeprowadzonej w ostatnim czasie wynika, że wspólnota RRN istnieje przy jednej parafii. Nie mam jednak jeszcze danych ze wszystkich parafii.
Bp ZbK

Droga Teresko jestem po operacji, miałam wielkie doświadczenie krzyża podczas pobytu w szpitalu, zetknełam się ze śmiercią na moich oczach i zobaczyłam jak kruche jest życie ludzkie, teraz w domu próbuję dojść do siebie, wszystko mnie boli.
Bardzo mi pomagają moi bracia ze wspólnoty neokatechumenalnej. Gdyby nie kościół w postaci prezbitera, mojej wspólnoty, moich braci, których przez te lata pobytu na drodze wiele razy nie akceptowałam, nie rozumiałam i osądzałam, nie dałabym rady nieść tego krzyża, który przygotował dla mnie Bóg. Ci bracia zostali mi dani przez Boga z miłości do mnie, to samo mogę powiedzieć o moich katechistach. Wyniki histopatologiczne wycinka po operacji są dobre, może jeszcze Bóg nie zabierze mnie do Siebie, nie wiem jakie ma plany, czeka mnie jeszcze dalszy ciąg doświadczeń, ale nie jestem sama, mam nadzieję, że modlą się za mnie także blogowicze.
Serdecznie pozdrawiam
P.S. Właśnie to słowo o uzdrowieniu trędowatego otworzyło mi się w czasie pielgrzymki do Australii związanej ze spotkaniem Ojca Św. z młodzieżą świata

Gorąco dziękuję Księdzu biskupowi za wyjasnienia i slowa zachęty oraz wszystkim ,ktorzy podjęli temat Drogi . Mam takie przekonanie ,że powinnam wybrać tę wspólnotę bo to nie przypadek ,że akurat poznałam prezbitera dzięki któremu otworzyłam moje oczy na SŁowo,dzięki temu znalazłam się też na tej stronie. Moje wahania wynikają nie tylko z ostatnich opinii /bardzo sobie cenię wszystkie bo zmuszają do myślenia/ ale więcej z tego ,że chcialabym wstąpić do wspólnoty razem z mężem a wydaje mi się to nierealne.Przykro patrzeć kiedy bożkiem dla niego stał się sport a modlitwa ewentualnie w przerwie.Ale wierzę,że przy waszym wsparciu modlitewnym wszystko może się zmienić.
Lipko niezmiernie się cieszę ,że wracasz do zdrowia .Twoje świadectwa z tak realnym krzyżem sa dla mnie wzruszające i budujące .Kiedyś wspominałam o moim krzyżu związanym z chorobą /stwardnienie/ mojej córki. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć ,że choroba jakby się zatrzymała i zostałam szczęśliwą babcią .Chwała Panu

“Jesteśmy zazwyczaj skłonni pomagać innym i im służyć, jak długo nam nie zagraża wprost ich krzyż, ich grzech, ich trąd. O wiele trudniej jest stanąć w miejscu tych „wykluczonych”, „odrzuconych” itp……..jest to święta teoria.Czy zna ktoś sposób na jej ożywienie????????????janusz franus

#49
Ks.Biskup powiedział niedawno, że środowiskiem w którym odbywa się ten proces jest śmierć ( krzyż).Jakkolwiek można to uważać za teorię, to mogę Ci powiedzieć, że dzieje sie to naprawdę.Przeżyłem kilka lat temu taki moment że moje widzenie świata zupełnie się przekręciło.U mnie to była sytuacja: trudny moment w życiu ( bezradność)+Słowo które wtedy usłyszałem.Nie wiem czy od tej pory wiele zmieniło sie w moim postępowaniu na lepsze ale dostrzegam takie sytuacje gdy udaje mi się tak postąpić oraz takie gdy mi sie to nie udaje.Wiem jak to jest ” być odrzuconym” bo to się ze mną stało i nie załamałem się tylko uzyskałem inne spojrzenie na świat.Nie stało sie to z powodu leków, psychoterapii itp.Mogę zacytować fragment tekstu z Eucharystii gdy mówimu o Bogu że ” ożywia i uświęca wszystko”.Brzmi to jak kolokwializm ale właśnie to On sprawia.Moje sposoby musiały się wyczerpać , aby On zadziałał.W tej sytuacji nie wiem co możesz „zrobić” sam aby ta jak to piszesz „święta teoria” się ożywiła.Cżytałem ,że ożywienia martwej wiary w XVIIw powstawały tam , gdzie pojawiał się charyzmatyczna jednostka dająca impuls i ludzie którzy na to wezwanie odpowiadali.Tak np. powstały grupy metodystów-studiowanie i ożywianie w małych grupach Słowa Bożego.Wraca to u nas poprzez neokatechumenat ale nie są przecież wykluczone inne formy.Może ktoś z blogowiczów opisze swoją drogę , pewnie będzie inna aby pomóc Januszowi.

#49
Tym sposobem, moim zdaniem jest wiara, że Jezus jest z Tobą w tej sytuacji.
I jeszcze jest takie Słowo (Lm 3,1-33) które mówi: „Siedź samotnie i w milczeniu, skoro Bóg Ci to nałożył. Schyl w proch Twoje usta, może jest nadzieja. Nadstaw policzek temu, kto Cię bije! Bo Pan na zawsze nie odrzuca, nawet gdy zasmuca, okazuje potem litość!” Polecam też czytanie Psalmów, które wspaniale wyrażają wołanie człowieka, wprost niespotykanie adekwatnie do naszej dzisiejszej sytuacji, i także uczą wiary.
Również wsłuchiwanie się w nauczanie Księdza Biskupa, które prawdziwie ożywia i przekonuje, że Ktoś stoi po Twojej stronie.
Pozdrawiam

Droga lipko! To nie Bóg przygotował Ci taki „krzyż”. To my sami przez swoje życie „zarabiamy ” na choroby. Ty powiedz Bogu jasno, głośno, że nie ZGADZASZ się na chorobę, żeby w imię Jezusa Chrystusa zabrał Ci cierpienie i dał zdrowie. Masz do tego prawo a Bóg chce żebyś była zdrowa, szczęśliwa i dożyła późnej starości. Ty MUSISZ w to WIERZYĆ, bo jak nie, to SZATAN Cię zniszczy! Walcz z nim przez WIARĘ i MIŁOŚĆ do Boga i bliźniego. Powtarzaj często ” Jezu oczyść mnie z mojej choroby”. Będę się modlić za Ciebie.
Ja byłam w podobnej sytuacji kilka lat temu.
Pozdrawiam

#52 maba
„Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. 22 A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». 23 Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».

#52 maba
Pan mu pomoże na łożu boleści,
podczas choroby poprawi mu posłanie.
Mówię: „O Panie, zmiłuj się nade mną,
uzdrów mnie, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie!”

A Ty mnie podtrzymasz dzięki swej prawości
i na wieki umieścisz przed Twoim obliczem.
Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
aż po wszystkie wieki.

Lipko, towarzyszę Ci modlitwą w tych trudnych doświadczeniach.
Mabo:
1) tajemnicą Boga pozostaje to, w którym momencie życia Lipki Pan wezwie ją do Siebie. Nie wyrokuj więc, czego chce Bóg.
2)Ogrom dzieci przychodzących na świat z wrodzonymi, nieuleczalnymi chorobami jakoś nie pasuje do Twojej teorii, jakobyśmy „zarabiali” na swoje choroby. Niektóre choroby możemy sami sobie „zafundować” przez brak roztropności, ale nie dotyczy to chorób nowotworowych.
Grzegorzu #53, przytoczony przez Ciebie fragment Mt jest nieadekwatny do sytuacji. Jeśli nie ma potrzeby, to nie nadużywajmy Słowa Bożego, bo w końcu zaczniemy je traktować instrumentalnie. Słowo Boże jest święte i jako takie je traktujmy.

#55
Fasolo, Dziękuję za zwrócenie mi uwagi.Chociaż nie zgadzam sie z Tobą w tej konkretnej sytuacji,będę o tym myślał.
Instrumentalizacja Słowa- nie myslałem o tym , ale jest takie niebezpieczeństwo.Będę Je jednak używał bo po to Ono jest.I o ile mogę mieć wątpliwość czy mój własny komentarz jest na miejscu, to ( jeśli nie jest to wyrwany z kontekstu fragment) trudno mi się zgodzić z opinią że cytowanie Ewangelii jest jej nadużyciem.Jeśli nie ma zastosowania do konkretnej sytuacji więc jej nie dotyczy, więc zaszkodzić nikomu nie może.Jeśli natomiast ma zastosowanie, to na pewno jest dobre bo jest to Słowo Boże.Aby Słowo było żywe należy wręcz dać mu działać – w jakich sytuacjach jest to nadużycie- wytłumacz mi proszę!

# Teresko !
Zaufaj Ks.Biskupowi i tym świadectwom, które budują a nie zrażaj się tymi,które łączą się w krytykowaniu Drogi, szczególnie tego jakie są w niej słabsze strony wynikające tylko z braku pokory współbraci… Według moich doświadczeń na Drodze,/która jest dla wszystkich pragnących żyć w posłuszeństwie Słowa/ trzeba przede wszystkim stanąc w prawdzie o sobie, by potrafić przyjmować często i trudne, niewygodne czy wręcz raniące sytuacje, by móc jednocześnie doświadczać przemiany serc , zarówno swojego jak i współbraci. Są to piękne doświadczenia jak rozważane Słowo Boże potrafi wzbudzać w mojej wspólnocie wyrozumiałośc wzajemną, poczucie odpowiedzialności za wpółbraci /bez przesadnych gestów i słów pocieszania/i jak pięknie przekłada się to na nasze rodziny- bardzo poważnie przyjmowane Słowo Boże. Byłam osobą poszukującą takiej wspólnoty,która najbardziej by mi odpowiadała i własnie na katechezach na nowo odkrywałam Jezusa Chrystusa i zaproszenie do nawracania się przyjęłam ze wzruszeniem…Z naszej wspólnoty też odeszły osoby, które stale coś krytykowały nie wchodząc w prawdę o sobie samych. Jednocześnie przyjmujemy jakieś budujące uwagi, pouczenia, nie zawsze spokojnie ale umiemy sobie nawzajem przebaczać i to jest piękne…..
Januszu, szkoda,że zrezygnowałeś po tylu latach
Nie do końca zaufąłeś… by przyjąc we wspólnocie trudne sytuacje…Zyczę Tobie i Twojej rodzinie
powrotu do wspólnoty …bądżcie silni Bożą mocą..
Pozdrawiam serdecznie

Grzegorzu, mam nadzieję, że uda mi się wyjaśnić, jakie dostrzegłam zagrożenie. Nie chodzi mi o sam fakt cytowania słów z Pisma Świętego, ale o pewien porządek rzeczy, o pewną kolejność, hierarchię. W dekrecie abpa Nycza dotyczący RRN w punkcie „Recenzja materiałów formacyjnych RRN” pojawia się takie zdanie: „Materiały formacyjne Ruchu opierają się na tekstach biblijnych, co samo w sobie jest wartościowe, niemniej widoczne są w nich błędy w ich interpretacji, prowadzące do powstania błędnego obrazu Boga. (…) W odniesieniu do obecności w materiałach formacyjnych tekstów biblijnych, pojawia się zastrzeżenie, że są często nie tyle interpretowane, ile używane do dowodzenia z góry przyjętej tezy”. Te zastrzeżenia pokazują wyraźnie zaniedbanie pewnej kolejności: pierwotne są racje, które autor chce udowadniać, a Słowo Boże staje się instrumentem mającym wzmocnić słuszność tezy autora – Słowo Boże jest więc jakby podrzędne w stosunku do tezy głoszonej przez autora.
W podręczniku do historii dla klas II gimnazjum w temacie o reformacji, wspomniana jest ciekawa rzecz. Luter twierdził między innymi, że o prawidłowym rozumieniu Pisma Świętego decyduje prywatny osąd (odrzucenie autorytetu Kościoła). Ale zaraz, ze dwie strony dalej w podręczniku, jest notka o tym, że luteranie zaczęli po jakimś czasie powoływać specjalne rady/komisje mające się zajmować interpretacją Pisma Świętego. Celowo powołuję się na podręcznik szkolny, bo nie chciałabym być posądzona o jakąś nagonkę na luteran.
Często na przykład ludzie wypowiadający posłuszeństwo Kościołowi powołują się na słowa z Dziejów Apostolskich, że „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29)

#58Fasola
Historycznie spór o problemy przez Ciebie poruszone jest wielowiekowy.Moje zdanie jest takie:
Oczywiście Słowo Boże MUSI służyć do dowodzenia z góry przyjętej tezy.Może nie nazwę tego tezą w ścisłym znaczeniu tego słowa.Z góry przyjmujemy PRAWDĘ o tym , że Słowo przyszło na świat ( nie w formie zapisu, ale w postaci człowieka Jezusa Chrystusa),że na nim wypełniła się myśl Boga o zbawieniu a my do tej Ewangelii jesteśmy przeznaczeni.Czytane przez nas pisma natchnione z okresu przed Chrystusem tą prawdę antycypowały a powstałe po Jego śmierci opisują.Wierzymy,że nasz (KOścioła) wybór testów biblijnych został dokonany właśnie w tym kluczu i w tym kluczu MUSI być odczytywany.Nie jest więc wg mnie prawdą iż teksty biblijne nie mogą dowodzić z góry przyjętej tezy, ale mogą dowodzić tej i tylko tej tezy a właściwie PRAWDY.
Podany przez Ciebie przykład Reformacji to wspaniały rozkwit Słowa i klęska ludzi którzy zgubili do niego klucz.Dziękuję Ci za ten temat, trudno jest to rozważać na forum ale na pewno będę myślał o tym czy nie gubię się w udowadnianiu własnych prawd ( szukaniu samego siebie) i będę się modlił aby Duch Święty czuwał nad moim rozumem.

Ad59
Pisząc o ludziach zagubionych w okresie około Reformacji i nie miałem na mysli wyłącznie protestantów.

Grzegorzu, stwierdzenie, że dowodzimy Prawdy nie daje odpowiedzi na prawdziwość różnych pomniejszych i bardziej szczegółowych tez. W oparciu o cytaty z Pisma Świętego można dowodzić rozmaitych tez, również nieprawdziwych. Do ostrożności powinien wzywać nas choćby fakt, że szatan kusząc Jezusa na pustyni powołał się na słowa z Pisma Świętego. Scena kuszenia Jezusa na pustyni może być doskonałym obrazem instrumentalnego korzystania ze Słowa Bożego.
Święty Piotr pisze o listach pawłowych: „Są w nich trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę” (2 P 3,16a). Kwestia „kluczy do zrozumienia” jest trudna do rozstrzygnięcia – wielu naraz twierdzi, że to oni właśnie ten klucz posiadają.
Zacytowany przez Ciebie fragment #53 podałeś bez komentarza, wystawiając ten fragment na rozmaite, niejako „okolicznościowe”, intrpretacje. Dla mnie, ponieważ przerabiamy akurat we wspólnocie temat : „Mesjasz” – jest to jedna z kluczowych scen z Pisma Świętego dotyczących rozpoznania w Jezusie Mesjasza. To rozpoznanie ma głęboki kontekst historyczno-religijny w narodzie wybranym. Po tym Słowie celebrowanym we wspólnocie i później łamanym w ramach tematu, przytoczenie tego fragmentu tutaj w takim kontekście było dla mnie jak wiadro zimnej wody. Może dlatego tak mnie to zraziło, że używasz tego fragmentu, zamiast wyrazić się swoimi słowami?
Jeszcze raz podkreślam, że nie chodzi(ło) mi o samo cytowanie Pisma Świętego, ale o pewną kolejność rzeczy.

#61 Fasola,
Tak wielu twierdzi że odczytuje teksty natchnione wg dobrego klucza.To jest problem nas chrześcijan zwłaszcza jako świadectwa dla pogan.Świadectwa negatywnego.Prawdopodobnie jest to łańcuch przyczyn:braki w nawróceniu powodują braki w prawidłowym zawiązaniu wspólnoty(patrz dzisiejsze czytania).Gdy nie ma wspólnoty w której pojawia sie prawidłowe odczytywanie wydarzeń z życia tej wspólnoty (a więc i poszczególnych jej członków) w kontekście Słowa, tam to śłowo jest instrumentalizowane.Jesteś w tej szczęśliwej sytuacji że rozważasz teksty w swojej wspólnocie.My na forum taką wspólnote w tym sensie też tworzymy.Czy odczytujemy teksty wg dobrego klucza, czy ja tak odczytuję-wystawiamy to na forum , wystawiamy do oceny Gospodarza forum.Wstawiając ten fragment jako komentarz myślałem o tym czy modlić się o zabranie cierpienia, czy mam jakieś”prawo” do bycia zdrowym(prawo do żądania od Boga takiego a nie innego życia).Czy Bóg chce abym był szczęśliwy poprzez zabieranie mi sytuacji cierpienia.Odpowiedź znalazłem w zamieszczonym fragmencie, a że jest on drastyczny- tak – tak jak drastyczny jest Krzyż i jak mocno zdeterminowane jest przez Krzyż nasze zbawienie.Odrzucanie Krzyża w imię Chrystusa jest zbrodniczym działaniem szatana , dlatego Chrystus tak ostro reaguje na Piotra myślenie.

W ostatnim numerze FRONDY jest ciekawy artykuł dotyczacy Księdza(Ojca)Hryniewicza.Mocno jednostronny i personalny, ale dystansując się od niechętnego nastawienia Autora do osoby Ojca problem dotyczy właśnie „środowiska” w jakim prawidłowo czytamy teksty z Pisma Świętego.Pretekstem (punktem wyjścia)do pojawienia sie problemu jest działalność ekumeniczna.Czy zastanawiając się nad wzajemną relacją różnych wyznań chrześcijańskich wniesiemy jakieś pomysły do pracy formacyjnej w środowisku w którym żyjemy?

Widzisz Grzegorzu, ze wspólnocie najpierw dane jest Słowo, później jest ono łamane i wymiar egzystencjalny tego Słowa jest wtórny. Jeśli natomiast wymiar egzystencjalny pojawia się jako pierwotny, to się zaczyna dopasowywanie Pisma Świętego do naszego życia, a nie odwrotnie.
Tobie na pytanie, czy masz „prawo” modlić się o uzdrowienie przyszedł na myśl fragment #53 o Piotrze. Natomiast mi na myśl o uzdrowieniu przychodzi cała seria scen, w których Jezus uzdrawia chorych przychodzących do Niego. Co więcej: czy którykolwiek chory przychodzący do Jezusa z prośbą o uzdrowienie, usłyszał od Niego: akceptuj swoją chorobę, bo ona jest dla Twojego dobra? Czy komukolwiek w Ewangelii Pan Jezus odmówił uzdrowienia? „Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić”. Dopóki się nie pomodlisz o uzdrowienie, to się nie dowiesz, „czy Bóg chce byś był szczęśliwy przez zabranie Ci sytuacji cierpienia”. Dedukując odpowiedź na to pytanie, właściwie sam sobie udzielasz odpowiedzi na pytanie o to, czy Bóg chce czy nie chce. Podstawowym wymiarem Krzyża nie jest cierpienie, tylko miłość.
Nieadekwatność tego cytatu polegała na tym, że Jezus był świadomy tego, co Go czeka i na tę właśnie godzinę przyszedł, Lipka zaś nie wie, jakie będą jej losy i nie prosiła Boga o chorobę nowotworową. Co innego, gdyby Lipka dokonała takiego aktu ofiarowania się Bogu jak np św. Faustyna, czy św. Teresa z Lisieux.
Pozdrawiam

Grzegorz #54 i Fasola # 55
Zapoznajcie się z : II Księgą Mojżeszową rozdz. 20; 5

Fasolo,
Ja mam właśnie takie doświadczenie ,że słuchałem Słowa wielokrotnie( najczęściej podczas Eucharystii) i było jak grochem o ścianę.Dopiero w moim życiu musiało się coś wydarzyć abym je zaczął przyjmować.Nie chodzi tu o to że przyjąłem jakąś teorie dotyczącą religiii i teraz dobieram cytaty do tej teorii ( mam nadzieję że tak nie jest).Poprostu zobaczyłem związek tego co się w moim życiu dzieje ze Słowem.Być może Ty masz inne doświadczenia, inną drogę może one się nie wykluczają.W pracy formacyjnej proponowanej w naszej diecezji w ramach programu „Chrzest w życiu i misji Kościoła” istotnym elementem są wypowiedzi uczestników jak widzą wydarzenia swego życia w świetle czytanego Słowa, wyjaśnień Katechez.Myślę, że dopóki rozważania dotyczą rzeczywistych wydarzeń z naszego życia i działaniea tanm Słowa nie ma niebezpieczeństwa.Abyśmy tylko nie snuli własnych teorii.
Zgadzam sie z Tobą (i tak sam postępuję), że każdy normalnie myślący człowiek robi wiele aby sie wyleczyć.Zarówno medycznie jak i modlitwą(wierzący).Ale ja mam na myśli sytuacje gdy mimo że robię wszystko co jest możliwe, nie mogę uzyskać zakładanego efektu.Takie wydarzenia dzieją sie w moim życiu na co dzień,drobniejsze, czy bardziej ważne.Mimo, że sprawiają mi trudność to często czuję siłe, jaka stoi za ich przeżywaniem, siłę pozytywną w stosunku do drugiego człowieka.Tu z Krzyża rodzi sie miłość.
Z tą wiedzą Chrystusa o swoim losie i naszą niewiedzą trochę sie zagalopowałaś, bo mówiąc kolokwialnie, nawet ateiści wiedza ,że musza umrzeć.Mi chodz o inną „wiedzę ” o śmierci.Mu wiemy, że Krzyż jest nam potrzebny, że Pan Bóg w związku z tym go nam daje ( oczywiście nie wtedy gdy go sami wymyślamy , np. nie dbając o zdrowie.
maba, w tym fragmencie chodzi o tragiczna sytuację osób którzy w Boga nie wierzą(„którzy Mnie nienawidzą) a nie o to ,że Bóg będzie mścił się na naszych wnukach za nasze grzechy.Litości!!

Grzegorzu,
myślę, że zgadzamy się co do tego, że to nie kwestia tylko doświadczeń życiowych, które musiały przyjść, by odkryć wymiar egzystencjalny Pisma Świętego. Mamy podobne doświadczenie 🙂 – doświadczenie tego, że Bóg przez bardzo konkretne narzędzia w Kościele (mi przez Drogę Neokatechumenalną, Tobie przez program „Chrzest w życiu i misji Kościoła”) pozwala nam ten wymiar odkrywać.
Nie zagalopowałam się z wiedzą o losie. Chrystus dokładnie wiedział, w jaki sposób umrze i jakie wydarzenia tę śmierć poprzedzą (zobacz np: J 7,30), my zaś nie znamy swojej przyszłości w szczegółach (zobacz: Mdr 9,13-17).
Co do takiej „wiedzy”, że krzyż nam jest potrzebny i dlatego Bóg nam go daje, kryje się w niej pewne niebezpieczeństwo. Taka „wiedza” może raczej oddalać od Boga, niż do Niego przybliżać. Podzielę się moim doświadczeniem wczorajszego dnia. Weszłam w ciemności i trudność modlitwy, w cierpieniu, że (w pewnej sprawie) wszyscy ode mnie wymagają i mnie kontrolują, a nie ma nikogo, kto by mi pomagał. Okropna, zabójcza pustka. Skoro Pan Bóg wie, że mi krzyż potrzebny, to jak mam narzekać na te doświadczenia? Powinnam przecież dziękować – a ja wcale nie czuję wdzięczności, tylko ucisk. I jak tu się modlić? Przecież chrześcijanin powinien być radosny, wdzięczny za wszystko… Sięgnęłam więc po Pismo Święte, by rozważyć jeszcze raz Ps 139, który ostatnio dostałam na pokutę. Gdy otworzyłam Pismo Święte, jakoś tak odruchowo rzuciłam okiem na fragment, na którym otworzyłam: „wołaj sercem do Pana, Dziewico, Córko Syjonu, niech łzy twe płyną jak rzeka we dnie i w nocy…” (Lm 2,18) Zachwycona, po prostu pożerałam ten tekst (doczytałam do Lm 3,33) – bo te słowa doskonale oddawały mój stan ducha. Ten stan ducha, który wydawał mi się bluźnierczy wobec Boga, opisany jest w Piśmie Świętym! To Słowo otworzyło mnie na prawdziwą głęboką modlitwę. Uświadomiłam sobie,że kolejny raz ta „wiedza”, o której piszesz, odebrała mi naturalność modlitwy.

ad.#66 Grzegorz.
Moim zdaniem Bóg kieruje SŁOWO BOŻE do wszystkich; do ” „wierzących” i „nie wierzących”.
( Grzegorzu, Bóg NIGDY nie „mści się” -jak to Ty ująłeś)

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php