Kategorie
Katechumenat - skrutynia

Wokół Drogi Neokatechumenalnej (cd. 4) – Słowo

Dalej przedstawiam Drogę Neokatechumenalną jako propozycję formacyjną a w szczególności konkretną i już wypracowaną formą inicjacji chrześcijańskiej. Mówiąc, że chodzi o formę wypracowaną mam na myśli z jednej strony bogatą tradycję starożytnego Kościoła a także to wszystko, co jest związane z adaptacją tego doświadczenia katechumenalnego do dzisiejszych warunków jako katechumenatu pochrzcielnego

W tym wpisie chcę przybliżyć aspekt formacji biblijnej. Naturalnie nie chodzi o wiedzę biblijną czy – jak to się mówi – znajomość kultury biblijnej, lecz o kształtowanie relacji do Słowa Bożego, czyli inaczej mówiąc o inicjację w słuchanie tegoż Słowa. Moim doświadczeniem jest – i pozostanie – wielka harmonia czy bliskość studiów  biblijnych, jakie robiłem w latach siedemdziesiątych na Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie z tym, co przeżywałem słuchając Słowa Bożego we wspólnocie. Dostrzegałem wówczas coraz bardziej spójność obydwu sposobów podejścia do Słowa, mianowicie naukowego i duchowego właśnie dzięki temu sposobowi, w jaki było mi to Słowo podawane we wspólnocie. Trochę chcę się tym tutaj podzielić.  

1. Odniesienie Słowa do osoby – do mnie

Pierwszym aspektem, który stał się obecny – chociaż nie od razu w pełni odkryty – to fakt odniesienie Słowa Bożego do mojego życia. Jest to uderzające odkrycie jakiego się dokonuje podczas katechez zwiastowania, które wprowadzają w Drogę (jest to kilkanaście katechez). Dokonuje się to szczególnie w katechezach kerygmatu, gdy uświadamia sobie człowiek, konkretnie ja słuchający, że np. historia grzechu Adama i Ewy to moja historia. Ze to ja jestem tym biblijnym Adamem. Wszystko, co słowo mówi więc o Adamie, mówi dzisiaj o mnie. To Słowo mnie ogarnia, odkrywa, wyjaśnia mi zachodzące we mnie procesy i motywacje działań. To słowo mnie oskarża a jednocześnie pociesza i daje propozycję życia.

Podobnie ma się kolejno z dalszymi postaciami i figurami biblijnymi oraz z wydarzeniami. Po prostu to Słowo staje się swoistą mapą biograficzną. Z czasem dostrzega się, że wszystkie sposoby myślenia i działania są zarysowane. Gdy się odkrywa tę mapę życia i wydarzeń, można w sposób coraz to bardziej świadomy i wolny podejmować decyzje i kierować kroki w dziedzinie działania. Oczywiście nie chroni to automatycznie człowieka przed błędem i grzechem, ale pozwala coraz to lepiej i konkretniej rozumieć na czym grzech polega i dlaczego ten grzech we mnie zachodzi. Otwierają się też coraz bardziej konkretnie możliwości i perspektywy przeżywania nawrócenia. Grzech bowiem nie jest widziany i przeżywany jako jakieś tabu’, lecz jako odejście od tego planu życia, jaki dzięki Słowu zarysowuje się w świadomości słuchającego tegoż Słowa. Jest to wielkie odkrycie, gdy się wie, dlaczego się grzeszy i jak można się nawracać, by nie pozostawać w mocy czy niewoli grzeszenia. Naturalnie zanim to się staje tak bliskie i oczywiste, upłynie sporo czasu. Zaczyna się to jednak już przy pierwszych katechezach i trwa to przez cały czas życia.

 

2. Czytanie we wspólnocie – w małej wspólnocie

Drugim aspektem, który uważam za bardzo istotny, to uczenie się odkrywania Słowa, które mówi do każdego z nas indywidualnie a jednocześnie mówi do nas jako powstającej i tworzącej się coraz to bardziej konkretnie wspólnoty. Jest to pewien proces. Dokonuje się podczas domowych spotkań, podczas których kilkuosobowe grupy, ze zmiennym składem przygotowują liturgię Eucharystii bądź celebrację Słowa, by potem pomagać reszcie wspólnoty w przeżywaniu liturgii przez odpowiednie wprowadzenia itp. W pierwszej fazie Drogi głównie na tym bowiem polega spotkanie ze Słowem. Jest to pozornie niewiele i dokonuje się to przy pomocy prostych środków, jakimi są Pismo św. księgi liturgiczne, i słownik teologiczny. Stopniowo jednak każdy z uczestników zaczyna postrzegać zarówno te spotkania domowe jak i liturgie dla całej wspólnoty jako chleb powszedni, bez którego trudno żyć.

Momentem specyficznym tych spotkań jest odkrywanie i przeżywanie tego, że spotykamy się nie z żadnego innego powodu i racji, lecz po to, by słuchać Słowa, by je studiować i zgłębiać, jako moc odnoszącą się do życia każdego z nas i przy tym odkrywamy przedziwną bliskość, jedność i komunię. Ta jedność nie jest narzucona przez jakikolwiek zewnętrzny interes – chociaż na początku czasem i takie racje mogą się znaleźć. Ta komunia tworzy się dzięki temu, że każdy odkrywa przed sobą i przed braćmi coraz to więcej prawdy o sobie i wchodzi w coraz to większą znajomość drugiego odkrywając przy tym, jak bardzo sobie jesteśmy podobni – niezależnie od tego jakie mamy wykształcenie, jakie przygotowanie zawodowe czy kulturalne, jaka jest nasza pozycja społeczna. Także odkrywamy, jak bardzo wiele nosimy w sobie nierozwiązanych problemów i ran. Odkrywamy też stopniowo i coraz to bardziej konkretnie, jak wielki i wspaniały plan na życie ma Bóg wobec każdego z nas. To wszystko pozwala na przedziwną bliskość ducha i poczucie komunii.

 

3. Odkrywanie etapów historii zbawienia

Trzecim aspektem biblijnym, na która dzisiaj pragnę zwrócić uwagę, to odkrywanie poszczególnych etapów historii zbawienia. W takie czytanie Pisma św. zostają wprowadzenie uczestnicy Drogi dopiero po kilku latach. Studiowanie poszczególnych etapów historii zbawienia daje nowe i można powiedzieć perspektywiczne spojrzenie na życie, jako spełnianie się pewnych koniecznych w życiu człowieka kolejnych doświadczeń. Nasze życie bowiem to nie kręcenie się w kółko, lecz pewna określona logika i proces. Wychodzimy, przechodzimy i dochodzimy. Chodzi o odkrywanie sensu tych etapów, składających się na nasze życie i stanowiących o odkrywaniu jego sensu i bogactwa.

Takimi etapami, które stanowią okazję do takiego historiozbawczego słuchania Słowa to przede wszystkim okres Patriarchów z obietnicami, jakie otrzymywali. Następnie czas doświadczenia niewoli egipskiej i wydarzenia Wyjścia z Egiptu i wędrówki przez pustynię, by człowiek mógł odkrywać prawdę o sobie. Dalej wydarzenia związane ze zdobyciem Ziemi Obiecanej i pobytem w niej w czasie Sędziów czy później Monarchii i wreszcie wygnania Babilońskiego, w którym szczególnie objawia się rola proroków wzywających do nawrócenia i ukazujących sens doświadczeń bolesnych i negatywnych, jakie mają miejsce w życiu człowieka, by uchwycił się wierności Boga i Jego sprawiedliwości, które prowadzą do odnowy. Tu jawią się ukonkretnienia zapowiedzi nowości ewangelijnej i Nowego Przymierza.

Dzięki takiemu podejściu do Sowa i takiemu Jego słuchaniu dostrzega się coraz to wyraźniej, że Bóg objawiony i przedstawiony w Biblii nie jest Bogiem statycznym, lecz jest Bogiem działającym, Bogiem historii i to nie w znaczeniu historii jako przeszłości, ale historii, jako stale trwającego i dokonującego się zbawienia. Historia biblijna, przedstawiona w Piśmie św., jest swoistą matrycą czy paradygmatem życia każdego człowieka i społeczności ludzkiej. Ta historia jest stale żywa. W życiu konkretnego człowieka i wspólnot przeżywa się stale coś z tej świętej historii zbawienia. Przeżywa się to niejako w tym biblijnym historiozbawczym porządku.

Jest czymś cudownym odkrywać siebie jako prowadzonego przez etapy życia Abrahama i pozostałych patriarchów. Podobnie przeżywać takie etapy jak doświadczenie niewoli egipskiej i wyjścia z niej, by mieć udział w dobrach ziemi obiecanej. Dobrze jest poznać powołanie i misję proroków oraz ich cierpienia i ufność w to, że Słowo Pana się spełni. Bogactwem okazuje się doświadczenie Sędziów czy Hioba itp. To wszystko pozwala odkrywać i przeżywać Słowo jako słowo i moc na każdy sytuację życia. Piękne jest przy tym to, że dostrzega się wokół siebie siostry i braci, którzy przeżywają to samo, mają takie samo doświadczenie. Spodobało się bowiem Bogu zbawiać ludzi nie pojedynczo, lecz uczynić lud, lud słuchający, lud zebrany i stale zbierany z rozproszonych, lud który staje się coraz bardziej Jego własnością i znakiem Jego działania w świecie.

Na dzisiaj tyle.

Pozdrawiam!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

31 odpowiedzi na “Wokół Drogi Neokatechumenalnej (cd. 4) – Słowo”

„każdy odkrywa przed sobą i przed braćmi coraz to więcej prawdy o sobie i wchodzi w coraz to większą znajomość drugiego odkrywając przy tym, jak bardzo sobie jesteśmy podobni – niezależnie od tego jakie mamy wykształcenie, jakie przygotowanie zawodowe czy kulturalne, jaka jest nasza pozycja społeczna”
Myślę, że takie doświadczenie bardzo pomaga w kontaktach ze WSZYSTKIMI ludźmi, NIE TYLKO ze wspólnoty. Pomaga być otwartym na drugiego, nowopoznanego człowieka, bo się WIE, że on tak naprawdę przeżywa to samo, co ja, boryka się z problemami podobnymi do moich, (choć może on sam o tym JESZCZE nie wie)…
Pozdrawiam 🙂

Ad #1 julia
Jak najbardziej, takie doświadczenie pomaga w kontaktach ze wszystkimi. W każdej małej dobrze przeżywanej wspólnocie dokonuje się inicjacja, czyli wprowadzenie w takie pojmowanie kontaktów i praktyczne nauczenie (doświadczenie czy „wuczenie”). Mam na myśli wspólnoty wszeliego rodzaju a w szczególności tę podstawową, jaką jest rodzina. Kto tego się nauczy i doświadczy właściwego przeżywania takich kontaktów w małej wspólnocie rodzinnej czy religijnej, ten potrafi przenieść sposób przeżywania relacji na inne okoliczności. Właśnie tego dzisiaj często brakuje. Stąd wielkie znaczenie doświadczenia małych wspólnot – oczywiście muszą one być dobrze prowadzone, by nie miały ducha sekciarskiego. Wtedy bowiem zamiast uczenia przeżywania tych kontaktów we właściwym kierunku dokonuje się jakaś dewiacja – nierzadko ze skutkami trudnymi do naprawienia. Odnosi się to do mechanizmów kształtowania relacji w każdej wspólnocie, nie wykluczając rodzinnej.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

Jeśli chodzi o Słowo Boże, to Neokatechumenat jest dla mnie takim miejscem, gdzie Bóg „otwiera rękę i karmi mnie do syta”. Słowo Boże staje się zrozumiałe i doświadczam, że gdzie dwóch lub trzech gromadzi się w imię Pana, tam Duch Święty daje szczególne oświecenia. Bóg odsłonił poprzez wspólnotę niezgłębione bogactwo ukryte w Jego Słowie, przede wszystkim egzystencjalny wymiar Słowa.Ostatnio przygotowywaliśmy dla wspólnoty na liturgię Słowa czytania do hasła MOC i bardzo mnie dotknęło słowo z Księgi Sędziów (Sdz 7,2-7). Bóg mi oświecił chwalebnie moją rzeczywistość i dał poznać Jego ojcowską pedagogikę. Często sypały mi się w proch różne moje podpórki i to czytanie pozwoliło mi zrozumieć fakty z przeszłości, że to sam Bóg redukował moje „siły zbrojne”, bym mogła doświadczać, że to On jest moją mocą. Inaczej rzeczywiście z pominięciem Jego działania przypisywałabym sukcesy sobie, mówiłabym rzeczywiście „to moja ręka mnie wybawiła”. Było to dla mnie ogromne odkrycie Bożej mądrości. Piszę o tym, bo ciągle jestem pod ogromnym wrażeniem tego oświecenia! 🙂
Doświadczenie rozważania Słowa Bożego we wspólnocie pozwala też podziwiać moc Słowa, która niejednokrotnie podnosiła mnie i moich braci i siostry ze wspólnoty.
Widzę jednak po sobie (i nie tylko po sobie), że przyjmowanie Słowa Bożego jako skierowanego do mnie ma jednak pewne efekty uboczne. W początkowej fazie doświadczeń ze Słowem Bożym może sprzyjać egocentryzmowi, człowiek zaczyna wszystko brać do siebie i czasem Słowo Boże (i sam Bóg) zaczyna być „ministrantem naszego egocentryzmu” (jak to kiedyś ujął o. A. Pelanowski)
Pozdrawiam serdecznie! 🙂

Poczucie więzi wspólnotowej czy to w rodzinie, czy jakiejkolwiek wspólnocie religijnej czy nie /np. zaprzyjażnione towarzystwo/ – jest bardzo ważne również dla mnie.
Jednak skala problemów w tychże wspólnotach jest różnie przeżywana. W rodzinach są separacje, rozwody, kłótnie; w grupach towarzyskich różne nieporozumienia burzące jedność; zaś we wspólnocie odpowiednio uformowanej, prowadzonej pod czujnym okiem Księdza, do tego przygotowanego- jest odpowiedni grunt do nawracania się przez słuchanie i posłuszeństwo Ewangelii.
Pragnę tu bardzo mocno podkreślić zbawienną wręcz dla człowieka z problemami, odpowiednio formowaną wspólnotę.
Tak jak J.E. pisał w którymś wpisie, rozważane Słowo ma sie przekładać na życie, na każdą sytuację.
Czytając wpisy Ks.Biskupa mam silne przekonanie co do sensu istnienia i tworzenia nowych wspólnot Neokatechumenalnych jako propozycji dla
k a ż d e g o , kto zaufa tym, co dają tego świadectwo i przede wszystkim zaufa tejże formacji, gdzie każdy staje w prawdzie w świetle rozważanego Słowa .
Dziękuję Księdzu Biskupowi za wyprowadzanie z błędnych opinii o wspólnotach neokatechumenalnych.
Dziękuję za osobiste świadectwa Ks.Biskupa, które bardzo budują i wspierają poszukujących , wątpiących czy nawet niewierzących.Głosy zaś krytyki J.E. biorą się z niezrozumienia tego, co Ks.Biskup przekazuje nie tylko słowem…
Serdecznie pozdrawiam

Fasolko, – Jesteś wielka, że tak powiem…dzięki za to świadectwo.
Pozdrawiam

Bóg objawiony i przedstawiony w Biblii nie jest Bogiem statycznym, lecz jest Bogiem działającym, Bogiem historii – to właśnie jest moim odkryciem na drodze i moim ciągłym doświadczeniem i Ten Bóg bardzo często dawał mi się poznać przez moich katechistów. Doświadczam, że historia mojego życia pełna udręczenia jest historią świętą, prowadzącą mnie do zbawienia. Gdyby nie ta historia nie poszłabym za Chrystusem. Na początku drogi neokatechumenalnej nie dowierzałam Bogu, że jest kochającym Ojcem. Może jest On i kochającym Ojcem ale dla tych, którzy mieli normalne rodziny i byli kochani przez rodziców (zawsze patrzyłam z zazdrością na rodziny: tatuś, mamusia, dziecko). Pamiętam, że powiedziałam Panu Bogu: zostanę na drodze, tylko Ty Panie musisz mi udowodnić, że to prawda, bo jeśli nie, to kolejna bzdura, kościelne gadanie. Od tej pory wszystko zaczęło się u mnie zmieniać. Najpierw otrzymałam mieszkanie kompletnie za darmo, bo tak się ułożyły fakty, albo jak ktoś woli zbiegi okoliczności, potem otrzymałam pracę w czasie kiedy było bardzo trudno na rynku pracy, też poprzez zdarzenia i fakty, które były dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Pamiętam, że szukałam pracy chodząc od firmy do firmy i wszędzie grzecznie mnie odsyłano, kończyły mi się pieniądze na życie dlatego byłam bardzo zajęta szukaniem pracy, do tego stopnia, że kiedy zaczęły się katechezy w parafii i potrzebny był transparent powiadamiający o nich (jestem plastykiem) zwrócono się do mnie, abym go namalowała, a ja odmówiłam. Pracy nie znalazłam więc zaczęłam pytać Pana Boga: dałeś mi mieszkanie, czemu nie chcesz dać mi środków na utrzymanie?? I wiecie jakie słowo mi się otworzyło wtedy? To była książka Gabrieli Bossis “ON i ja”, to słowo brzmiało: “zajmij się Bogiem a On zajmie się tobą” natychmiast pomyślałam o transparencie, kiedy szłam ze sklepu z materiałem na transparent spotkałam znajomą z dawnych lat, która pomogła mi go namalować i przy okazji załatwiła mi pracę w urzędzie wojewódzkim w urbanistyce, tam właśnie jej mąż był dyrektorem. W tej pracy przepracowałam 12 lat, nauczyłam się bardzo wielu pożytecznych rzeczy. Pan Bóg jeszcze mi pokazał, że wcale tu nie chodzi o jakiś handel wymienny, bo ja otrzymałam pracę, a ten mój transparent zrobiony dla Niego kompletnie spłynął, rozmazał się przy pierwszym lepszym deszczu. Tak właśnie Bóg cierpliwie mnie przekonywał o swojej ojcowskiej miłości, że kocha mnie za darmo, że ma pieczę nad wszystkim, i przekonuje do dziś.
Myślę, że dzięki waszym modlitwom czuję się bardzo dobrze, nie tylko fizycznie ale i duchowo, 10 lutego idę na operację do szpitala, proszę módlcie się dalej

Trochę mnie niepokoi stwierdzenie Zofii (#4): „W rodzinach są separacje, rozwody, kłótnie; w grupach towarzyskich różne nieporozumienia burzące jedność; zaś we wspólnocie odpowiednio uformowanej, prowadzonej pod czujnym okiem Księdza, do tego przygotowanego- jest odpowiedni grunt do nawracania się przez słuchanie i posłuszeństwo Ewangelii”
Po pierwsze – „odpowiednio uformowana” może być też wspólnota rodziny czy grupa towarzyska.
Po drugie – wydaje mi się, że przede wszystkim rodzina powinna być miejscem nawracania się przez posłuszeństwo Ewangelii.
Po trzecie – jak pisał ks. Fr. Blachnicki – nie ma wspólnot idealnych. Zamiast odchodzić od wspólnoty rodziny (w której są rozwody i kłótnie) do „odpowiednio formowanej” wspólnoty (która, myślę, też nie jest idealna) należy raczej formować zgodnie z Ewangelią swoją wspólnotę, w której jesteśmy naturalnie (choć to nie jest łatwe zadanie).
Muszę dodać, że nie jestem przeciwniczką takiej formacji, którą Ksiądz Biskup nam przybliża. Sama nawet myślałam, żeby ją rozpocząć, ale doszłam do wniosku (być może złego), że powinnam ją zacząć albo razem z mężem, albo wcale. Myślę, że tylko moje włączenie się do Neokatechumenatu mogłoby osłabić naszą małżeńską jedność. A słyszałam, że małżonkowie będą zbawieni albo razem, albo wcale. Podejrzewam, że gdybym wstąpiła na Drogę – straciłabym szansę na zbawienie…
Pozdrawiam 🙂

Lipko właśnie myślałam o Tobie,dziękuję za piękne swiadectwo , będę się nadal modliła.Dojrzewam do decyzji wstapienia do wspólnoty i wasze świadectwa /również Fasolki/ oraz objaśnienia ks.Biskupa bardzo mi pomagają .Moim hamulcem jest to o czym wspomina Julia-czy moje włączenie się do Drogi nie osłabi naszą więż małżeńską .Marzę o tym by mąż towarzyszył mi ,wierzę ,że przy waszym wsparciu modlitewnym będzie to kiedyś możliwe ,bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Lipko, dziękuję za Twoje świadectwo,bardzo się wzruszyłam, będę się modliła!

Ad #7 julia
Julio,
przeczytaj, proszę, jeszcze raz uważnie mój ostatni wpis bądź wszystkie wpisy na temat Drogi Neokatechumenalnej, a zobaczysz, że nie chodzi o żadną formację obok wspólnoty rodzinnej, lecz o prowadzenie do tego, by w rodzinie można przeżywać właściwie chrześcijaństwo.
1. Katechumenat i podobnie Droga, jako formacja pochrzcilena, bowiem to nie żadna formacja specjalistyczna do jakiejś formy życia, lecz formacja katechumenalna, a więc prowadząca do głębszego przeżywania chrześcijaństwa czy to w rodzinie czy w innych formach życia – stosownie do powołania. Czy to się udaje we wszystkich przypadkach, to inna kwestia.
2. Wypowiedzi takie jak Zofii (# 4) są uproszczone, chociażby z tego względu, że osoby wypowiadające mają tylko częściowe (wstępne) doświadczenie Drogi. Te wypowiedzi nie zawsze do końca oddają pełen obraz tego, do czego Droga, jako formacja katechumenalną, prowadzi. Są to doświadczenia cząstkowe, na pewnym etapie Drogi. Bardzo ważne i cenne. Niemniej potrzebujące uzupełnień czy wyjaśnień. Po to też jest Urząd Kościoła. Ja, naturalnie, nie interweniuję we wszystkich przypadkach takich niepełnych wypowiedzi, bo wiele rzeczy wyjaśni się z biegiem czasu. Trzeba też pewnej cierpliwości, czasu czekania i zaufania. Byłoby bardzo niedobrze, gdybyś musiała być przeciwniczką formacji polecanej przez biskupa. Byłoby to bardzo wymowne – oczywiście negatywnie.
3. Naturalnie, dobrze jest, gdy małżonkowie rozpoczynają i robią Drogę razem. Często jednak bywa tak, że tylko jedno z małżonków słucha katechez otwierających Drogę (katechezy zwiastowania) a nawet rozpoczyna samo Drogę, a drugi małżonek dochodzi albo nie. Trudno jednak ustalać takie rzeczy na początku. Te problemy na Drodze są stopniowo rozwiązywane w zależności od okoliczności.
4. Co zaś do maksymy – często powtarzanej – że małżonkowie są zbawiani razem albo wcale, trzeba być bardzo ostrożnym. Zawiera ona pewną prawdę, ale nie całą.
5. Nie jest słusznym twierdzenie, że udział jednego z małżonków w Drodze może osłabić więź małżeńską. Mam na myśli chrześcijańską więź. Z całą zaś pewnością będzie ona inaczej przeżywana. Mogą być trudności itp.
6. Jeśli chcesz bliżej poznać to wszystko, o czym mowa – tutaj czy gdzie indziej na temat Drogi i jej roli w Kościele, to zachęcam, idź na katechezy – z mężem czy bez męża. Jeśli on nie pójdzie, to Ty czyń wszystko tak, aby on wiedział o tym i byś Ty mogła jemu, w miarę możliwości, przekazać to, co będziesz przeżywać podczas słuchania tych katechez. Proszę, idź i wysłuchaj wszystkich (około 12 katechez i dwie liturgie). Następnie weź udział w końcowej konwiwencji. Wtedy możesz mieć – na tym etapie – Twój pogląd i podejmować decyzje. Inaczej, jest to dyskutowanie o przysłowiowym kocie w worku.
7. Jest już natomiast całkowicie nie na miejscu formułowanie podejrzenia, że wstąpienie na Drogę, jest pozbawieniem siebie szansy zbawienia.
To tak skrótowo. Jeśli trzeba dalszych wyjaśnień, to bardzo chętnie będę to czynił.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

Do tej pory wyłącznie czytałam wszystkie wypowiedzi.Ostatnie wpisy ,dotyczące wątpliwości ,czy warto być na Drodze bez współmałżonka, sprowokowały mnie do włączenia się do rozmowy. Jestem razem z mężem na Drodze ok 22 lat. Mamy wiele doświadczeń,ż Pan Bóg buduje relacje między nami, że bez niego nasze małżeństwo dawno by nie istniało.Prawdą jest,że wspólne kroczenie Drogą buduje jedność i na pewno wiele ułatwia , ale znam wiele osób ,które wstapiły na Drogę bez współmałżonka i nigdy nie osłabiło to więzi małżeńskiej
DLA BOGA NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO ! Wielokrotnie tego doświadczyłam . Jak więc można stracić szansę na zbawienie wstępując do Neokatechumenatu? Widziałam małżeństwa wychodzące z głębokich kryzysów ,a tylko jedno z małżonków było na drodze. Czasem trzeba postawić pierwsze kroki samemu . Odwagi
Ewka

Ksiądz Biskup w prostych słowach wyjaśnił to ,co jest moim osobistym doświadczeniem. Wszystko to co Ks . Biskup pisze na temat Drogi
Neokatechumenalnej jest konkretnym wydarzeniem w życiu moim i mojej rodziny. Pan Bóg jest Bogiem historii i codziennie tego doświadczam .Wiem,że nigdy bym tego nie zobaczyła, gdybym nie wstąpiła na Drogę. Dla mnie i mojego męża wspólnota jest miejscem, w którym spotkaliśmy Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego i w którym możemy go spotykać każdego dnia.
Księże Biskupie podziwiam JE jako Pasterza i zazdroszczę Diecezji Siedleckiej,ż ma takiego przewodnika na drodze do Pana .
Ewka

Rozpocząlem uczeszczac na cykl katechez zwiastowania. Jestem juz po pierwszej takiej katechezie. Mysle, ze pomoga mi one w moim zyciu byc swiadkiem Jezusa Chrystusa. Narazie katechez otwierajacych bede sluchal sam bez wspołmałżonki, ale za jej pozwoleniem. Wszstko w reku Pana Boga. Serdecznie pozdrawiam. Zachecam do udziału tych katechez wszystkich z okolic Bialej Podl.

Księże Biskupie, muszę jednak wziąć w obronę julię. Wydaje mi się, że wpis Zofii stawia (jak sam Ksiądz biskup zwykł mawiać) wóz przed koniem. Wiem, że poszczególne wspólnoty mają służyć rodzinie, ale właśnie – służyć. Wpis Zofii trochę sugeruje, że wspólnota zastępuje rodzinę lub jest od niej lepsza, a nikt z nas nie może się z tym zgodzić. We wspólnotach też może dojść do nadużyć. Poza tym spotkałem się z zarzutami wobec osób bardzo religijnych i zaangażowanych w różne wspólnoty, że sprawy tych grup stawiają przed rodziną. Dlatego myślę, że reakcja julii była tak zasadnicza. Wspólnoty kościelne, choć są działaniem Ducha Świętego, nie zastąpią rodziny, która (jak mnie uczono na religii) jest zamysłem Bożym od samego stworzenia, potwierdzonym przez Pana Jezusa. to chciałem powiedzieć, poza tym raczej zgadzam się z Księdzem Biskupem, choć wydaje mi się, że posłuszeństwo hierarchii nie może zastępować własnego myślenia i dochodzenia do prawdy. Pozdr

Ad #14 mikado
Ustosunkowuję się na gorąco. Wydaje mi się, że Julii nie trzeba brać w obronę przede mną. Nadto ja uważam – i w takim duchu jest mój komentarz – że wspólnota małżeńska i rodzinna jest na pierwszym miejscu, przed udziałem w takiej czy innej grupie religijnej. Wspólnota religijna – pisałem o katechumenacie – prowadzi do lepszego i pełniejszego przeżywania relacji właśnie ze względu na bardziej dojrzałą wiarę. Błędem jest takie zaangażowanie kogoś z małżonków w sprawy jakiej grupy religijnej, z powodu którego cierpi relacja małżeńska. Nigdy nie próbowałem nawet proponować takiej tezy, że jakakolwiek wspólnota religijna miałaby zastąpić rodzinę podobnie też, posłuszeństwo hierarchii (dobrze rozumiane i przeżywane) nie zastępuje własnego myślenia, ale to myślenie musi być w relacji do posłuszeństwa. Chrześcijańskie dochodzenie do prawdy nie jest dochodzeniem do niej na własną rękę, lecz w posłuszeństwie. Naturalnie chodzi o zupełnie inne posłuszeństwo niż typu wojskowego czy jakiejś tresury. Jest w tym wiele niuansów, które trudno tutaj przedstawić.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

Skoro Ksiądz Biskup chętny do wyjaśnień, to chciałabym nawiązać do punktu 4. #10. Gdy przeczytałam wypowiedź Julii o tym, że małżonkowie będą zbawiani albo razem albo wcale, to przyszło mi na myśl, że to jakaś herezja. Tymczasem Ksiądz Biskup potwierdza tę tezę. Jakie są podstawy (teologiczne, biblijne) hipotezy, jakoby małżonkowie mieli być zbawiani oboje albo żadne z nich?
Pozdrawiam serdecznie

#16 Fasola
Jeśli mogę Fasolo, to taka myśl odnośnie do Twojego zapytania. Małżeństwo rozumiem jako wspólnotę. Tam gdzie jest wspólnota jest jakieś spoiwo. Tym spoiwem w małżeństwie chrześcijańskim jest Chrystus, czyli postawa uniżenia, służby wobec drugiego. Postawa uniżenia, służby, rezygnacji ze swojej racji „wymaga” umierania we mnie mojej pychy, chciwości, nieczystości, zazdrości, gniewu itd „wymaga” umierania starego człowieka który jest we mnie i który żyje dla siebie, który siebie stawia w centrum. Wtedy ten współmałżonek można powiedzieć pomaga mi w umieraniu tego starego człowieka. I gdy mąż/żona ma ducha Jezusa czyli pozwala by stary człowiek w nim/niej umierał poprzez np. rezygnowanie ze swojej racji, poprzez branie na siebie konsekwencji grzechów małżonka, wtedy ten drugi, który w takiej sytuacji jest krzywdzicielem ma szanse w tym mężu/żonie spotkać Chrystusa. Może doświadczyć darmowego wybaczenia, miłości do nieprzyjaciela (do niego) i też może zechcieć tak żyć, zechcieć wchodzić w nawrócenie.
To taka chaotyczna myśl, która na gorąco mi przyszła do głowy.
pozdrawiam 🙂
pokój,
agnieszka CS

Na początku dziękuję Księdzu Biskupowi za uporządkowane (w punktach) wyjaśnienie moich wątpliwości .
Dzięki tym wyjaśnieniom i komentarzom innych zauważyłam, z jak wielką starannością trzeba posługiwać się słowem pisanym.
Sama też chcę wyjaśnić moje słowa.
– nie mam (i nie miałam) najmniejszych wątpliwości , że do przeżywania chrześcijaństwa w KAŻDYM powołaniu konieczna jest formacja czy to zasadnicza przed Chrztem czy POCHRZCIELNA;
– przykro mi, że mój NIEPRZEMYŚLANY wpis wskazuje, że mogę być przeciwniczką formacji, którą poleca mój Pasterz. To NIEPRAWDA, choć tak to można odczytać;
– były w naszym życiu chwile, gdy chciałam być „świętsza” (tzn. bardziej pobożna i bliżej Pana Boga) od męża, szczególnie, gdy się na Niego obraziłam. Potem, w trakcie takich aktów pobożności podejmowanych bezmyślnie czułam się podle. Wcale nie byłam bliżej Pana Boga, raczej odwrotnie – czułam, że Go zdradzam. I dlatego napisałam, że powinnam myśleć o NASZYM zbawieniu;
– może kilka słów o moim mężu : jest dobrym człowiekiem, ma zalety i wady (ale mniej, niż ja), dużo Mu zawdzięczam jeśli chodzi o moją formację chrześcijańską. Dużo pracuje (z różnych przyczyn, mam nadzieję, że się to kiedyś zmieni), po pracy jest zmęczony, lubi odpoczynek na łonie przyrody. Spotykamy się wieczorami i w niedziele. I z powodu takiego trybu życia nie zdecyduje się (teraz) na wysłuchanie katechez neokatechumenalnych;
– ma Ksiądz Biskup rację – moje dywagacje o Drodze są dyskusją o „kocie w worku”;
– moje ostatnie zdanie (#7) to był żart, ale, jak widać, bardzo kiepski…
#15 mikado 🙂
Muszę wyjaśnić, ze nigdy nie czułam się zagrożona ze strony Księdza Biskupa 🙂 i nie oczekuję obrony przed Nim. Jego uwagi traktuję jak mądre Ojcowskie (Pasterskie) pouczenia.
Pozdrawiam 🙂

Julio, masz rację Widzę, że zabrakło w moim wpisie dokładniejszych sformułowań. Rzeczywiście poszłam trochę na skróty.
K’woli wyjaśnienia: zakładałam, że relacje we wszystkich grupach, wspólnotach, głównie w rodzinie, mogą być bardzo różne. Nie bardzo jestem przekonana co do idealnych małżeństw, gdzie nie ma chociażby różnicy zdań. Otóż chodziło mi o to, że wszyscy jako osoby podatne na grzech, mamy tę szansę do nawracania się. Oczywiście można rozważać Pismo św., modlić się, udzielać się w Kościele – działając solo, według własnych rozeznań … , ale mozna równocześnie wpaść w pułapkę pychy, niewidocznego dla takiej osoby /solo/ skrętu w to co proponuje świat.
Sama tego doświadczyłam i sama usprawiedliwiałam się: bo przecież świat jest dla każdego, często wpadałam w pułapkę oceniania innych /zwykłe ploteczki babskie/. Często denerwowałam się na męża, na dzieci grzesząc słowami. Czułam się z tym bardzo żle i jak najszybciej szłam do spowiedzi. Nie zawsze byłam w stanie przeprosić męża i prosić go o wybaczenie. Czułam, że nie jestem w stanie sama wyjśc z różnych zniewoleń.
Przypadkowo trafiłam na katechezy wielkanocne, neokatechumenalne. Pomimo złego nagłośnienia i pewnej nowości /katechistami były osoby cywilne/
siedliśmy bliżej ołtarza i porwał nas pewien Duch Boży. Powiało nowością, niesamowitą logiką i silnym przekonaniem – to jest to, to jest dla mnie, dla mojej rodziny.
Tak zaczęła się nowa historia w moim i mojej rodziny życiu. Mąż nie wszedł na Drogę, ale zaakceptował moją wolę bycia we wspólnocie. Muszę jednak wypełnić wszystkie swoje obowiązki domowe i dopiero wtedy angażować się we wspólnocie.
Od pewnego czasu zmieniły sie nasze relacje w rodzinie na dużo lepsze. Doświadczam, że nie moją mocą się to dzieje. Mąż jakiś lepszy, łagodniejszy, bardziej otwarty na dialog. Tak ja go postrzegam – może trochę w nowym świetle.
Są problemy ale jest też i ich rozwiązywanie. Takiego doświadczenia życzę każdemu. Słowo z Ewangelii daje moc stanięcia w prawdzie w różnych sytuacjach.
Serdecznie pozdrawiam

Sorki za niezrozumienie. Wydawało mi się, że jest jednak inaczej, ale widzę, że po tupnięciu pewna nóżką, wszyscy wracają do szeregu. Widać jest to już wspólnota doskonała, która mnie raczej nie interesuje. Żegnam więc na zawsze. Ostatnie pozdr dla BpZbK. Sorry, ale to nie moje klimaty, mam wrażenie, że zbyt wiele adoracji jest na tym blogu.

#14 mikado
To prawda, że rodzina jest ważna ale bardziej podstawowa jest relacja człowieka do Pana Boga. Prawda też że w każdej wspólnocie religijnej w zasadzie też o to chodzi – jeśli będę w bliższej jedności z Bogiem, to będę lepszy, więc stanę się bliższy moim krewnym, dla mojej rodziny. Więc angażuję się w religijność w dobrej wierze, pracuję nad sobą, a tymczasem inni mnie denerwują bo oni się nie zmieniają.
Chrześcijaństwo w tym sensie nie jest typowo re ligią, jest życiem w mocy Boga mnie grzesznika wśród grzeszników. Na Drodze można spotkać „w kotlecie” całą naukę Kościoła i dobrą jej realizację. To tak trudno jest opowiedzieć, że zwykle pytających odsyłamy niech przyjdą na katechezy, posłuchać. Podziwiam Księdza Biskupa, że opowiada to, co jest takie trudne do wyrażenia.
Dla mnie najwspanialsza jest ta jedność, która przychodzi niepostrzeżenie w wolności, kiedy nie patrzymy na siebie nawzajem lecz słuchamy Słowa i odkrywamy prawdę o sobie, stajemy tacy mali wobec Boga.
Jeśli chodzi o małżeństwa to chodzą też „połówki”, ale doświadczenie pokazuje że zawsze chcieliby, by ten drugi był z nimi i choć nie pod groźbą utraty zbawienia, lepiej namawiać współmałżonka, by poszedł chociaż raz kiedyś, w miarę możliwości. Żeby to nie było „moje kółko zainteresowań”, a on ma rybki np.
Pozdrawiam

#20, mikado 🙂
zbyt pochopnie oceniasz.
Co nazywasz „tupnięciem nóżką”? Wyjaśnienia Księdza Biskupa?
A do szeregu kto wrócił? ja?
Czy dlatego, że wyjaśniłam nieporozumienie? Że przyznałam rację Księdzu Biskupowi (że piszę jak o kocie w worku)?
Cenię sobie to, że mogę być pouczana przez Księdza Biskupa i innych blogowiczów (również kiedyś przez Ciebie 🙂 ), w ogóle lubię się uczyć (czyli zmieniać zdanie). Jeżeli to jest stawanie w szeregu – to staję w nim z własnej woli, nie pod wpływem „tupnięcia”.
Mikado, myślę, że nie ma wspólnot doskonałych, ta (pisząca na blogu) też nią nie jest i nigdy tak siebie nie nazywała.
Co nazywasz „adoracją”?
Komentowanie wpisów Księdza Biskupa, zadawanie pytań? Szczere (ufam) wypowiedzi?
Jeżeli Cię uraziłam swoją wcześniejszą i tą wypowiedzią – przepraszam, nie było to moim zamiarem.
Pozdrawiam serdecznie 🙂

Agnieszko #17, dzięki za Twoje refleksje, choć one trochę nijak mają się do moich wątpliwości. To, że małżonkowie zbawiają się razem, mogę obserwować będąc we wspólnocie. Niejeden raz widziałam, jak poprzez głoszone Słowo Boże działał Duch Święty burząc mur nieporozumienia między małżonkami i prowadząc do pojednania. Dziękuję Bogu, że mi takie cuda pozwala oglądać! Niedawno usłyszałam fantastyczne porównanie do miłości małżeńskiej do wina na weselu w Kanie Galilejskiej. W którymś momencie małżonkom kończy się „ich wino” (miłowanie o własnych siłach). Moja przyjaciółka ze wspólnoty powiedziała kiedyś, że małżeństwo to przestrzeń, w której „ścierają się dwa egoizmy”. Zaproszony przez współmałżonków Chrystus przemienia ich wodę w wino, które jest znacznie wyborniejsze niż to, które było na początku.
Moje wątpliwości budzi natomiast druga część tego stwierdzenia: „albo żadne z nich”. Bo brzmi to dla mnie tak, jakby brak nawrócenia u jednego ze współmałżonków ściągał potępienie na drugiego. Ta właśnie część wypowiedzi wydała mi się niezgodna z nauką Kościoła. Ksiądz Biskup napisał w wyjaśnieniu o ostrożności wobec tego stwierdzenia i o tym, że jedynie częściowo zawiera ono prawdę, dlatego też poprosiłam o uściślenie tej kwestii.
Pozdrawiam serdecznie!

Drogi Mikado muszę się odezwać po Twoim wpisie jak piszesz ostatnim. Obrażasz się na tych, którzy mają wątpliwości i po wyjaśnieniach coś przyjmują do siebie. Ja, która doświadczam bycia we wspólnocie wiele lat zaręczam Ci, że nie jest ona doskonała. Gdybyś wiedział ile razy chciałam zostawić ją i iść sobie w siną dal, bo nie podobali mi się ci, którzy ze mną byli we wspólnocie. Nie zostawiłam drogi neokatechumenalnej dlatego że tylko tutaj mogłam byś sobą to znaczy bez jakiejkolwiek maski, że widziałam na własne oczy jak Bóg działa w moim życiu i w życiu tych okropnych ludzi, którzy tak mnie wiele razy denerwują, poza tym nie wiedziałam dokąd pójść. Jestem egocentryczną panną kompletnie nie przystosowaną do życia w jakiejkolwiek wspólnocie a szczególnie w małżeństwie. Ludzie wszędzie noszą maski, ponieważ boją się, że ktoś ich będzie osądzał, bo kiedy ktoś zobaczy ich takimi jacy są to ich nie zaakceptuje, we wspólnocie neokatechumenalnej nie można zakładać maski i udawać kogoś kim nie jesteś, bo nie oszukasz Ducha Św.. Jeśli chodzi o małżeństwa to wiele lat zazdrościłam, że są rodziną, zawsze miałam taki obraz, że małżeństwo jest doskonałe, dopiero na drodze zobaczyłam, że ci ludzie potrzebują Chrystusa bo tak jak ja są pokaleczeni. Tutaj zaczęłam akceptować i być wdzięczną Bogu za małżeństwa i te rodziny wielodzietne. W mojej wspólnocie również są takie osoby których współmałżonkowie nie są na drodze, i zawsze jedność z mężem czy żoną jest ważniejsza niż wspólnota, jeśli współmałżonek nie akceptowałby bycia swojej drugiej połowy na drodze to po prostu by tu nie były. Jednej z sióstr niewierzący mąż alkoholik nie pozwolił w końcu chodzić na liturgię i kiedy z bólem serca stała mu się posłuszna w końcu powiedział:” ty idź do tego swojego kościoła bo jak tam chodzisz to jesteś o wiele lepsza dla mnie”.
Jeszcze raz podkreślam to jest moje doświadczenie neokatechumenatu, ale są inne drogi, które są również, a może nawet bardziej skuteczne w nawracaniu.
Serdecznie pozdrawiam i proszę o modlitwę

Agnieszko, dzięki za Twój wpis, który odniosłam do swojego małżeństwa i widzę ile we mnie braków, by dawać świadectwo swoim życiem, nietylko w
rodzinie. Bardzo ubogacają mnie rozważania i wpisy Ks.Biskupa przede wszystkim ale i inne również.
Nie z kazdym z moich znajomych da się rozmawiać na poruszane tu tematy. Tam gdzie pojawiają się pytania staram się odsyłać na ten blog lub publikacji J.E., a i sama podejmuję próby wytłumaczenia wątpliwości takich jak np. „dlaczego neokatechumenat jest elitarny ? /chodzi o etapy, niezrozumiałe dla krytykujących/; dlaczego nie wolno osobom „z ulicy” jak ma się chęć- uczestniczyć w eucharystii wspólnotowej? Odpowiadam po pewnym czasie tłumaczenia: ” Jesteś ciekawy/a/? – to możesz skorzystać z zaproszenia na katechezy i sam/a/doświadczyć odpowiedzi, będąc na Drodze.
Pewnych racji po prostu nie wytłumaczy się bez osobistego doświadczenia..”
Sama chodząc na katechezy, miałam mnóstwo pytań. Katechista powiedział:”..naucz się najpierw słuchać a zrozumienie będzie stopniowe..” Zaufałam ..i Panu Bogu niech będą dzięki…i dzięki raz jeszcze za ten blog i za Was wszystkich
🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂 🙂

Katechezy Drogi Neokatechumenalnej dla dorosłych i młodzieży.
poniedziałki i czwartki godz. 19:00
(początek: 1 luty 2009)
Adres:
Parafia p/w Najświętszego Im. Jezus (kościół oo. Jezuitów)
ul. Sienkiewicza 60 w Łodzi

Z tego co zrozumiałem (proszę mnie poprawić jeśli sie mylę) jednym z ważnych powodów powstania neokatechumenatu był (jest) brak odpowiedniej formacji w rodzinie. Ksiądz Biskup też ma to na sercu. Stawia tezę, że kiedyś było inaczej. Dzieci otrzymywały ŻYWĄ wiarę ze wspólnotą rodzinną. Zastanawiałem się nad tym, ale nie mam do końca na ten temat zdania. Być może. To, że otrzymujemy od Ks.Biskupa zachęty do formy która Go kształtowała tyle lat, nie jest wcale dziwne. Ale czuję przez skórę, że gdybyśmy pokazali mu jakieś sensowne elementy formacji wewnątrz rodziny, na pewno byłby za. To do nas należy tu inicjatywa. Rozumiem Julię, bo tak jak Ona, pamiętam słowa przysięgi małżeńskiej i popieram Jej myśl, że czasem trzeba zrezygnować ze swoich nawet jak „najświętszych” planów i iść trudniejszą drogą razem z mężem/żoną. Ale tę drogę małżeńską trzeba też mieć.

#27 Grzegorzu! Ode mnie widać to tak: Ksiądz Biskup bardzo się troszczy o nas, chciałby każdemu pomóc, by mógł zrozumieć swoje życie i to co się w nim dzieje. Dokładnie widzi, z jakimi borykamy się trudnościami, jak to kiedyś powiedział, że tak mało jest małżeństw prawdziwie chrześcijańskich. I to jest prawda, sama jestem tego przykładem, niby wszystko poprawnie, ale tak całkiem wszyscy cierpią, bo czegoś brakuje. Podziwiam Ks. Biskupa, że ma do nas cierpliwość, ale co można zrobić, jeśli ktoś nie chce żadnej pomocy? Najwyżej taki umrze, każdy jest wolny! Ja, kiedy pierwszy raz usłyszałam to co Ks. Biskup mówi, zapragnęłam zrozumieć tę nową naukę, bo nikt do tej pory tak do mnie nie mówił! Poszłam na katechezy i jestem wdzięczna Ks. Biskupowi, że przyszedł do Siedlec i uczy nas, jak żyć z chrztu! Pozdrowienia dla Ks Biskupa!

#28 Jadwigo,
Ja próbuję od małych kroczków np. wspólne czytanie
fragmentów Pisma Świętego ( mam dorastające córki więc wziąłem na tapetę Księgę Tobiasza ) nawet na początku bez żadnych komentarzy czy wypowiedzi jeśli to mogłoby zniechęcić.Przyjdzie czas gdy w naturalny sposób ktoś da swoją uwagę,pytanie itp.
Duch Święty będzie robił swoje nie da tak łatwo umierać!

Grzegorzu,
moja córcia „wchłonęła” Pismo Święte dla dzieci. Szokujące jest ile z tego pamięta i kojarzy na mszach!
🙂

Proszę księdza Biskupa. Ostatnio zetknęłam się ze wspólnotą neokatechumenalną, konkretnie z kilkoma osobami z Warszawy. Uważam, że jest to wspaniała droga przeżywania swojej wiary. Chciłabym bardzo, aby taka wspólnota powstała również w mojej parafii, ale nie wiem jak ją stworzyć. Czy, ksiądz Biskup mógłby mi podpowiedzieć. Udałam się do naszego proboszcza, ale on powiedział, że w parafii jest już wystarczająca ilość wspólnot (chodzi o parafię w siedleckiej Diecezji). Pozdrawiam.

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php