Kategorie
Katechumenat - skrutynia

Wokół Drogi Neokatechumenalnej (cd. 3)

Kontynuuję przedstawienie Drogi Neokatechumenalnej. Zwracam szczególną uwagę na te aspekty, które są przedmiotem zapytań czasem a czasem nieporozumień. Zdaję sobie sprawę, że nie na wszystkie pytania jestem w stanie dać tutaj odpowiedź i nie wszystko da się wyczerpująco wyjaśnić. Cieszę się, że wiele wyjaśniają świadectwa osób, które mają doświadczenie Drogi i tym się tutaj dzielą. Za to bardzo serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że kontynuując w ten sposób pomożemy lepiej rozumieć ten dar, jakim jest Neokatechumenat dziś dla Kościoła i konkretnie dla tylu osób.

Z swej strony proponuję dalszą refleksję, która może po części stanowić odpowiedź na niektóre pytania czy zarzuty jak np dotyczące (rzekomej) hermetyczności czy tajemniczości, skrutyniów czy tzw. przejść, wypełnienia Słowa, liturgii i zarzucanych udziwnień, rzekomej świadomości jakoby Neokatechumenat był jedyną drogą zbawienia itp. Potrzebne jest spokojne wyjaśnianie.

W tym odcinku chcę zwrócić uwagę na dwa aspekty Drogi. Będą w niej po części zawarte odpowiedzi na wspomniane pytania czy wątpliwości bądź zarzuty.

 

1. Katechumenat (Neokatechumenat) nie jest stałą formą bycia, lecz etapem życia

Jednym z aspektów Drogi Neokatechumenalnej (jak zresztą też każdej formy katechumenatu) trudnym zazwyczaj dzisiaj do zrozumienia przez wszystkich, którzy nie rozumieją charakteru inicjacyjnego (i tym samym przechodniego, czyli czasowego), jest to, że Neokatechumenat (czyli przynależność do wspólnoty Neokatechumenalnej) nie jest czymś stałym, lecz przejściowym. Katechumenem nie zostaje się przez całe życie (chyba że ktoś umrze jako katechumen), lecz jest się nim po to, aby po zakończeniu katechumenatu wejść w stan (etap) życia chrześcijańskiego.

Droga inicjacji ma swój początek i ma swój koniec (podobnie jak każda szkoła) chociaż żyje się z tego i tym, czego ktoś się nauczył. Nie jest się jednak tego niewolnikiem, lecz umie się korzystać z wiadomości zdobytych, z metody, którą ktoś został wprowadzony itp. Jako przykład można dać przynależność do określonej szkoły np. do Liceum im. B. Prusa w Siedlcach. Ktoś, kto w Siedlcach chodził do „Prusa” czy do „Królówki”, pozostaje absolwentem tej szkoły i całe życie będzie korzystał ze zdobytej w niej wiedzy i formacji, ale nie jest stale jej faktycznym uczniem. Po skończeniu szkoły jest jej absolwentem.

Analogicznie jest z katechumenatem. Nie rozpoczyna się i nie przeżywa się katechumenatu, by na zawsze być katechumenem, lecz by stać się dojrzałym chrześcijaninem a następnie żyć  w konkretnej wspólnocie chrześcijańskiej, jaką jest parafia. Tutaj trzeba podkreślić, że Neokatechumenat nie jest jakimś ruchem czy stowarzyszeniem, lecz jest formą czy sposobem przygotowania do bardziej dojrzałego i świadomego życia chrześcijańskiego. Dokonuje się to w parafii i w oparciu o parafię. Wspólnoty, które kończą drogę są w parafiach i uczestniczą w pełni w życiu parafialnym wnosząc w nie całe doświadczenie otrzymane w katechumenacie. W parafii podejmują bardzo wiele funkcji i zadań, stosownie do potrzeb i zleceń proboszcza parafii. Jak się to włączenie układa zależy od wielu czynników.

 

2. Charakter progresywny (etapy) formacji katechumenalnej

Drugą cechą, na którą zwracam uwagę, to progresywna ciągłość formacji. Jak wspomniałem wyżej, ma ona swój początek i koniec. Ma też bardzo określony przebieg. Wyraża on się w poszczególnych etapach Drogi. Te etapy to nie tylko jakieś równorzędne odcinki czasowe, ale każdy etap, ma swoje specyficzne cechy. Te etapy stanowią określoną progresywność, tzn. jeden następuje po drugim itd. Nie można żadnego z nich ominąć. Każdy następny potrzebuje, domaga się ukończenia poprzedniego etapu. Na podobieństwo przechodzenia z klasy do klasy, jak to ma miejsce w szkole. Kto nie zrobi dobrze określonego etapu nie może robić następnego. Nie jest to sprawa jakiegoś wymogu formalnego wymyślonego przez kogoś przy biurku według jakiejś teorii czy jakiegoś widzimisię. Jest to owoc doświadczenia Kościoła zawarty i wyrażony w dokumentach kościelnych odnoszących się do katechumenatu dorosłych (Ordo Initiationis Christianae Adultorum) z różnymi dostosowaniami jakie są podane przez Stolicę Apostolską.

Skrutynia

Między poszczególnymi etapami formacji katechumenalnej mają miejsce skrutynia, czyli swoiste badania stanu przeżywania danego etapu. Ma to na celu pomóc katechumenowi (w przypadku Neokatechumenatu osobie już ochrzczonej, ale przeżywającej katechumenat pochrzcielny) zobaczyć swój stan wiary (formacji do wiary) i pomóc mu uczynić następny krok na drodze wtajemniczenia. Tutaj możemy mówić o spełnieniu się Słowa Bożego w życiu katechumena. Aby to Słowo się spełniło w jego życiu, musi on (jest do tego zaproszony i czyni to w swej wolności odpowiadając na wezwanie Słowa) uczynić pewne znaki związane z tym wypełnieniem się Słowa. Jest to znamienne wezwanie, jakie Jezus tylekroć w różnych okolicznościach kierował do ludzi na sposób warunkowy: jeśli chcesz iść za Mną, lub: być doskonały, lub też osiągnąć Królestwo niebieskie itp  to musisz spełnić warunek taki jak: weź swój krzyż, zaprzyj samego siebie, strać swoje życie z powodu ewangelii, sprzedaj wszystko, co masz itp. . (zob. np. Mt 10,39; 16,24; 19,21; Mk 8,34nn; 10,21; Łk 9,23; 18,22). Przedstawiłem to wzywające słowo Jezusa w sposób taki schematyczny. Jest to bardzo ważne, aby zrozumieć to wezwanie, które jest wezwaniem do skorzystanie z wolności danej człowiekowi wobec Boga i samego siebie właśnie ze względu na Dobrą Nowinę (Ewangelię o Królestwie

Do tych momentów skrutyniów i tych przejść każdy katechumen jest przygotowywany przez stałe słuchanie Słowa Bożego, przez uczestnictwo w liturgii i przez dzielenie się swoimi doświadczeniami w tej materii jak i też stopniowo w przeżywaniu wszystkiego, co jest istotne w jego życiu ze swoim siostrami i braćmi we wspólnocie. Nad sposobem przeżywania tych etapów czuwają katechiści jako wysłannicy Kościoła pod okiem biskupa i prezbiterów. Dokonuje się w ten sposób wtajemniczenie, czyli coraz to głębsze wprowadzenie w rozumienie, przyjmowanie i przeżywania Tajemnicy (piszę z dużej litery, chodzi o misterium Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego oraz dar Ducha Świętego – por. Kol 1,26n; Ef 3,1-21).

Patrząc z zewnątrz

Dla kogoś z zewnątrz, tzn. kto nie robi tej Drogi wtajemniczenia pewne rzeczy (język, styl życia, sposób przeżywania różnych wydarzeń itp.) będą się wydawały dziwne, niezrozumiałe, niedostępne. Jest też zrozumiałe, że do wspólnoty można wejść tylko od początku Drogi. Nie można wejść do wspólnoty, gdy ta jest na jakimś dalszym etapie, bez uprzedniego zrobienia wcześniej tych etapów. Dlatego dla osób z zewnątrz to wszystko jawi się jako zamknięte i hermetyczne. Na pewnych etapach muszą też być podkreślone pewne znaki, aby ta formacja stawała się bardziej czytelna i skuteczna. Podobnie jak dziecku podczas nauki trzeba niektóre sprawy wyjaśniać obrazowo, na przykładach i różnego rodzaju uproszczeniach. Człowiek ukształtowany i rozumiejący problemy z danej dziedziny może już posługiwać się całymi pojęciami, czego nie jest w stanie uczynić dziecko czy uczeń.

To tyle dziś o tych dwóch aspektach formacji katechumenalnej , jakimi są 1/ jej przejściowość, czyli to, że ma początek i koniec, chociaż jej skutki trwają przez całe życie i 2/ jej ciągła progresywność, albo lepiej: jej stopniowa (etapowa) ciągłość. Te dwie cechy są bardzo ważne. Pozwalają faktycznie na historiozbawczą formację. Jest to na wzór wędrówki Abrahama, czy drogi Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Początek i koniec oraz konkretny przebieg w poszczególnych etapach. Nie jest to ani formacja ani religijność statyczna. Bez tych cech trudno jest mówić o dobrej formacji. Te cechy odnoszą się nie tylko do Neokatechumenatu, chociaż na Drodze są bardzo ściśle przestrzegane. Tymi cechy odnajdujemy  każdej formacji inicjacyjnej –  naturalnie z różnymi akcentami. Tak jest np. w Deuterokatechumenacie, który proponował Sł. B. ks. Franciszek Blachnicki.

Na zakończenie jeszcze zapewnienie, że kto dobrze rozumie to, czym jest Droga Neokatechumenalna, nie będzie ani mówił, ani okazywał tego, jakoby poza formacją, jaką proponuje Droga, nie było innych form inicjacji i jakoby dla innych nie było zbawienia. Gdy ktoś tak mówi, to nie rozumie ani Drogi, ani Kościoła. Trzeba jednak też powiedzieć, że dla wielu Droga stała się i jest faktyczną i konkretną drogą zbawienia.

Pozdrawiam!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

29 odpowiedzi na “Wokół Drogi Neokatechumenalnej (cd. 3)”

Dziekujemy ks.Bp. za ciekawe informacje na temat Drogi.Szkoda,ze nie w kazdej parafii sa prowadzone katechezy,ale mysle,ze sie doczekamy . Serdecznie pozdrawiam z nadzieja na szybkie katechezy w naszej parafii.

Bardzo dziękuję ks.biskupowi za szczegółowe wyjaśnienia ,teraz jestem pewna o ile Pan BÓg pozwoli ,że jeżeli tylko pojawią się zaproszenia w moim mieście będę chciała z Drogi skorzystać .Tylko z tego co zasłyszałam takie nauki u nas mogą pojawić się dopiero za kilka lat. Szczęść BOże

‘…Katechumenem nie zostaje się przez całe życie (chyba że ktoś umrze jako katechumen), lecz jest się nim po to, aby po zakończeniu katechumenatu wejść w stan (etap) życia chrześcijańskiego…by stać się dojrzałym chrześcijaninem a następnie żyć w konkretnej wspólnocie chrześcijańskiej, jaką jest parafia…
…Jest to znamienne wezwanie, jakie Jezus tylekroć w różnych okolicznościach kierował do ludzi na sposób warunkowy: JEŚLI CHCESZ iść za Mną, lub: BYĆ DOSKONAŁY, lub też osiągnąć Królestwo niebieskie itp to musisz spełnić warunek taki jak: weź swój krzyż, zaprzyj samego siebie, strać swoje życie z powodu ewangelii, SPRZEDAJ WSZYSTKO, CO MASZ itp. . (zob. np. Mt 10,39; 16,24; 19,21; Mk 8,34nn; 10,21; Łk 9,23; 18,22)…’

Wlasnie jest duzy nacisk na powyzsze, a ‘kompletne’ lekcewazenie, dobrych sparwdzonych praktyk religijnych wpojonych od dziecinstwa przecientmemu katolikowi przez Kosciol z 2 tys tradycja, o ktorych juz wczesniej pisalem. Ja rozumiem Ew. Sw. Marka jako wezwanie apostolskie, uczniowskie, jednak trudne do zrealizownia na wczesnym etapie neokatechumenatu, gdzie wazniejsze praktyki religijne sa wrecz odrzucane. Poza neokatechuemantem nigdy nie slyszalem, zeby katolik nic nie posiadal, a tym bradziej katechumen, ktory jest jeszcze daleki od doskonalosci. Dlatego wynika wielkie nieporozumienie, bo starajac sie zlagodzic trudne wymaganie, oczekuje sie sprzedac raczej cos a nie wszystko, a P. Jezusa powiedzial jednoznacznie:

Mk 10, 17 Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, CO MAM CZYNIĆ, ABY OSIĄGNĄĆ ŻYCIE WIECZNE?» 18 Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg5. 19 ZNASZ PRZYKAZANIA: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę»6. 20 On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». 21 Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «JEDNEGO CI BRAKUJE. IDŹ, SPRZEDAJ WSZYSTKO, CO MASZ, I ROZDAJ UBOGIM, A BĘDZIESZ MIAŁ SKARB W NIEBIE. POTEM PRZYJDŹ I CHODŹ ZA MNĄ!» 22 Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości.’

Ad #3 Jurek
1. Piszesz: Właśnie jest duży nacisk na powyższe, a ‘kompletne’ lekceważenie, dobrych sprawdzonych praktyk religijnych wpojonych od dzieciństwa przeciętnemu katolikowi przez Kościół z 2 tys. tradycją…

Nacisk jest położony na to, co jest istotne, szczególnie w procesie formacyjnym. Ewangelie mają charakter inicjacyjny. Nikt nie przekreśla praktyk z dzieciństwa – szczególnie tam, gdzie one są i gdzie są rozumiane w duchu i w kluczu Ewangelii, a nie tylko na sposób legalistyczno-obrzędowy. O tym mówił mocno Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji Ecclesia in Europa: „Wielu ochrzczonych żyje tak, jakby Chrystus nie istniał; powtarza gesty i znaki związane z wiarą, zwłaszcza w praktykach religijnych, ale nie odpowiada im rzeczywista akceptacja treści wiary i przylgnięcie do Osoby Jezusa” (EiE 47; zob. także dalej, szczególnie nr 50 i 51). Słowa Papieża mogą i muszą być odniesione także do wielu znaków obrzędowych, jak gesty, przyklękania, recytowanie formuł itp., gdy te nie wynikają z wiary i nie mają konkretnego odniesienia do życia.

Prawda, że niektóre praktyki są zakorzenione w tradycji i to wielowiekowej. Nie wszystkie jednak w dwutysiącletniej. Nie wszystkie też są typowo chrześcijańskie czy wypływające z Ewangelii. Mamy do czynienia z wieloma naleciałościami, które naturalnie mogą być akceptowane, ale winny być właściwie rozumiane. W przeciwnym wypadku graniczą z zabobonem. Katechumenat wprowadza w istotę życia chrześcijańskiego przez inicjację wiary, a więc postaw realnych, odnoszących się do życia czy spełniających się w życiu, a nie tylko w obrzędach. Nie uczy techniki religijności, lecz życia według ducha Ewangelii.


2. Piszesz dalej: Poza neokatechumenatem nigdy nie słyszałem, żeby katolik nic nie posiadał, a tym bardziej katechumen, który jest jeszcze daleki od doskonałości. Dlatego wynika wielkie nieporozumienie, bo starając się złagodzić trudne wymaganie, oczekuje się sprzedać raczej coś, a nie wszystko, a P. Jezus powiedział jednoznacznie


Co do kwestii stosunku chrześcijanina do dóbr materialnych, to trzeba pamiętać, że w chrześcijaństwie nie chodzi o to, by nic nie posiadać, lecz wszystko właściwie używać – odkrywając zamysł Boga i działanie Boga. Potrzebne są natomiast momenty powołania, doświadczenia, znaku życiowego itp., które człowieka wprowadzają w doświadczenie wiary i czynią go wolnym wobec siebie. Jest to doświadczenie wiary na wzór Abrahama.


Tego, co się dzieje w ludziach na Drodze, czyli w procesie katechumenatu, nie można zrozumieć z zewnątrz. Nie jest dobrze, jeśli ktoś ma swoje recepty na temat katechumenatu nie rozumiejąc logiki inicjacji. Przez to nie chcę powiedzieć, że na Drodze Neokatechumenalnej wszystko jest idealne czy bez zarzutu. Jest tam jednak wielki wysiłek i autentyczna troska o to, aby inicjacja odbywała się w duchu Ewangelii i w posłuszeństwie Kościołowi i według jego wskazań.

Pozdrawiam!
Bp ZbK

Jurku,
Ja inaczej odczytuję to wezwanie Jezusa o którym piszesz.
Proponowana droga jest następująca:
JEŚLI CHCESZ (jest to wezwanie o inicjację i JEDYNE wymaganie jakie Jezus stawia). Jest to nawet bardziej propozycja niż wymaganie. JEŚLI CHCESZ, to ja ci dam krzyż, a on będzie dla ciebie lekki, będziesz chciał tracić życie (nie musiał), będziesz zapierał się samego siebie, bo będziesz widział w tym sens – drogę do życia.
Przytoczone przez Ciebie zdanie Jezusa „…Idź, sprzedaj wszystko…” jest Jego wskazaniem, że ten człowiek nie miał w sobie tej inicjacji, NIE CHCIAŁ. Jezus wiedział o tym i chciał mu to tylko uświadomić. W żadnym razie nie stawiał takich wymagań.
Jeśli ktoś z Kościoła stawia wymagania, a nie pokazuje najpierw oferty Ewangelii, nie czuje się sam przeznaczony do Ewangelii, stawia rozmówcę przed wysoką ścianą i każe mu ja przeskoczyć (co jest niemożliwe), a nie pokazuje np. trampoliny, dzięki której niemożliwe staje sie możliwe (porównanie użyte kiedyś przez Ks.Biskupa).

Na Drodze jestem od ponad 6 lat i różne zdarzenia w moim życiu w tym czasie miały miejsce. Widzę, że ta szkoła jaką jest neokatechumenat pozwala mi na poznawanie siebie samego, nie tylko w kontekście wiary i mojego chrześcijaństwa ale również na płaszczyźnie mego codziennego życia. Dzisiaj widzę, jak bardzo trudno być chrześcijaninem, że dopiero uczę się chrześcijaństwa. Słuchanie Słowa we wspólnocie niejednokrotnie uświadomiło mi jakim jestem człowiekiem, pełnym nedoskonałości, przewrotności, pychy i zakochania w sobie. Te 6 lat we wspólnocie pozwoliło mi zobaczyć siebie w relacjach z innymi. Nie mogę powiedzieć, że zmieniło mnie jakoś gruntownie ale napewno ukazało to co w życiu zmienić należy aby móc nazywać się naśladowcą Chrystusa. W tym momencie Wielekie Dzieki ks. Biskupowi za otwarcie diecezji na tę rzeczywistosć jaką jest Droga Neokatechumenalna. Wszystkich czytających i chcących coś zmienić w swoim życiu, znaleźć światło na codzienne problemy i zmagania zachęcam do wysłuchania Katechez Zwiastowania – chociażby w Katedrze siedleckiej, ktore rozpoczną się od 1 lutego.
Wojciech

Nie jestem na Drodze, trochę się waham, trochę sobie dumam 🙂 . Wczoraj, gdy odmawiałem różaniec, zauważyłem dziwną rzecz: gdy Chrystus umarł na krzyżu, tylko jedna grupa zrozumiała proroctwo o Zmartwychwstaniu i to po swojemu. Nie byli to uczniowie, apostołowie. Ci popadli w rozpacz. Rozproszyli się, a jeszcze nie tak dawno mówili, że widzieli w nim Mesjasza. Może Piotr i może Jan coś przeczuwali, bo z radością (takie mam wrażenie) pobiegli na wieść że Pan żyje. Ci, którzy zrozumieli (ale nie uwierzyli) to arcykapłani i faryzeusze. Dlaczego uczniowie przejrzeli na oczy dopiero po Zmartwychwstaniu? Ale najciekawsza jest zmiana po Wniebowstąpieniu: najpierw patrzą (chyba ze smutkiem) za odchodzącym od nich Jezusem, ale wystarczy przemowa Aniołów, by wrócili do Jerozolimy i czekali. Tym razem ich oczekiwanie jest radosne, a po zesłaniu Ducha Świętego nie ma w nich niepewności i niewiary, a jest zdecydowanie. Słowa św. Piotra do Żydów są mocne. JE pisze, że droga neokatechumenalna wymaga etapów, których się nie da przeskoczyć. Bo i Droga, którą musieli przejść Uczniowie też była podzielona i też nie można jej było przejść na skróty, choć to strasznie bolało.
Pozdrowienia

Droga Neokatechumenalna

Nazwa łamie język. Dobrze, że czytam o tym fenomenie ze źródła, a nie z innych.
DN tworzy człowieka, kŧóry postępuje w określony sposób, myśli w określony sposób w parafii będzie niezrównaną pomocą Proboszczowi w sprawowoaniu posługi i w krzewieniu kultu.
Do tej pory myślałem, że jesteśmy braćmi, siostrami. Rodzimy się, poddawani jesteśmy obmyciu wodą i wchodzimy do środowiska, w któym żyli nasi rodzice, nasi dziadkowie. Ale to jest za mało. Przypadkowy parafianin mógłby coś zepsuć, czegoś nie dokonać, albo, co gorsza, zdradzić.
Ks. Biskup odstręczył mnie jeszcze bardziej od DN, jako formacji wybrańców. Krzewicieli wiary Kościoła Katolickiego.
To, że Proboszcz nie potrafi pokornie, przyjąć daru parafian, do których przychodzi, nie jest powodem, by indoktrynować ludzi w przeświadczeniu, że są inni. KatechizmKK, wydaje się być eskalacją zjawisk, które w Kościele zawsze były obecne: kastowości, faryzejstwa.
Ja nie potępiam. Można tak robić, trzeba jeśli ktoś chce chronic określone wartości (raczej materialne). Chrześcijaństwo, to religia ludzi łagodnych, pozbawionych przemocy z obrzydzeniem odnoszących się do chciwości, kłamstwa, pogardy. Kastowość (także dzisiejszej Polski) jest tego zaprzeczeniem. Czas Plebana minął. Dziś nie ma miejsca na atłasy, białe garnitury, zegarki od Kartiera i ręcznie szyte buty. Jedyną receptą na to, by Kościół był Kościołem mieszkańców parafii jest pokora. Nie widzę tej cechy już od dawna. Myślę, że DN jest taką taryfą telekomunikacyjną: możesz sobie wybrać, to, albo może to bardziej Ci odpowiada. W rezultacie koszt i tak jest wyższy, niż Ci się wydawało. Żeby się nie pomylić musisz „policzyc” sam. Tu liczeniem jest NT. Nie czytaj sam, bo nie zrozumiesz – napominają Wiedzący, musimy Ci wytłumaczyć.

Przykro mi, że doczekałem czasów, kiedy Kościół realizuje podziały i je wzmacnia. Ludzie są tacy sami, jak za Chrystusa. Co się zmieniło: Faryzeusze jeżdżą dziś droższymi zaprzęgami.

Ad #8 człowiek bez imienia
W moim przedstawieniu katechumenatu – także konkretnie Drogi Neokatechumenalnej – mówiłem o potrzebie i o fakcie etapów i progresywności w procesie formacyjnym, a nie o kastowości, podziałach itp.
Jeśli taka kastowość jest i tam gdzie ona jest, nie jest ona wynikiem logiki katechumenatu.
Nadto, mówiąc o katechumenacie czy to przedchrzcielnym czy to pochrzcielnym, mam na myśli określony czas (etap) życia osób, a nie całokształt życia chrześcijan.
Resztę uwag, opinii i ocen zostawiam roztropności i rozeznaniu Czytelników blogu.
Z pozdrowieniem dla Wszystkich i zaproszeniem do dalszych wypowiedzi
Bp ZbK

człowieku bez imienia,
rzucasz ciężkie oskarżenia. Osądzasz, a nie przedstawiasz dowodów. Piszesz o kastowości, faryzeizmie, taryfach. Na siłę próbujesz przeforsować tezę, nie troszcząc się o to czy jest prawdziwa czy nie. Bardzo medialne, ale bez dowodów to tylko oszczerstwa. Np. co masz do zarzucenia Katechizmowi? Boje się że znów zlekceważysz pytanie o konkrety, tak jak robiłeś to do tej pory. Człowieku bez imienia „czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”. Bardzo często dostrzegamy w drugim człowieku to co CHCEMY w nim dostrzec!

Ad# 6 ciech
Bardzo spodobała mi się Twoja wypowiedź. Rozmowy na spotkaniach, rozważanie Słowa Bożego dopiero człowiekowi uświadamiają jakim tak naprawdę jest się niedoskonałym,pysznym, grzesznym człowiekiem. Na TEJ Drodze jestem właściwie od ROKU, każdego dnia staram się kontrolowac siebie i jest mi wstyd, że tyle lat żyłam w takiej nieśmiadomości i można nazwać „ciemnocie chrześcijańskiej”. Jestem szczęśliwa, że obecnie jestem na Drodze do
dojrzałego i świadomego życia chrześcijańskiego.
Dziekuję również Bogu, że „skierował” do naszej diecezji tak WSPANIAŁEGO CZŁOWIEKA jakim jest Ksiądz Biskup!!!
Pozdrawiam!

„człowieku bez imienia”
Usilnie staram się zrozumieć Twoją mentalność i chcę tu dać pewien przykład „siania” takiej mentalności przez osoby uważające się za wierzące.
Otóż pewnej soboty, kiedy to wybierałam się na wspólnotową Eucharystię, miałam gości- zaprzyjażnione małżeństwo. Zaprosiłam ich na tę Eucharystię. Znałam to małżeństwo, jako osoby, rozsądne, praktykujące, z natury dobre. Jakież było moje zdziwienie kiedy po powrocie rozmawialiśmy na temat tego wieczoru i dowiedziałam się,że to czego doświadczyli było dla wtajemniczonych, czuli się tam nie swojo i o zgrozo, posądzali nas wrzystkich o pychę,że jesteśmy niby „kastą” tych „lepszych.”. Byłam załamana. Zaczęłam im tłumaczyć, że Droga N.właśnie uczy pokory i stanięcia przed pytaniem w całkowitej wolności, na ile chcesz/chcę/ być posłuszną Słowu Bożemu w tej wspólnocie i w wobec innych.
Kto się pyszni i wywyższa, że jest kimś lepszym, bardziej wtajemniczonym w rozumieniu i przyjmowaniu Słowa, ten wymaga stałego nawracania się i tak naprawdę ,nie rozumiem po co jest w takiej wspólnocie czy może inaczej -taka Droga niewiele mu pomaga.Znając różnych braci takich wspólnot , wiem,że doświadczają działania Słowa w swoim życiu. Tak jak mówił Ks.Biskup nie jest to jedyna droga do poznawania Słowa i każda wspólnota działająca w Kościele, ma rację bytu a spór o to, która jest najwłaściwsza ,jest nie na miejscu wśród katolików. Tam, gdzie pojawia się zazdrość ma niezły ubaw sam szatan. Każdy ma prawo do wyboru takiej wspólnoty,która jest najbliższa jego przekonaniom, ale wybór jest wtedy, gdy pozna się prawdę .
Kto podejmuje się krytyki Drogi, ten powinien najpierw posłuchać świadectw tych, którzy są w takich wspólnotach.Mam wrażenie, że Droga dla niektórych jest po prostu nie wygodna, bo burzy spokój bycia w otoczce pychy.
Lączę pozdrowienia

#10 Zbyszek

Ciężkie oskarżenia?

Prawdziwa teza, czy nie.

Rzeczywiście nijak się ma mój wpis do DN. Jest to byt wytworzony w określonym celu: by Katolik został zbawiony i trafił do nieba. A w jaki sposób: przez zmianę postrzegania świata.

Przeoczenie drobnego faktu, że społeczeństwo jest już zorganizowane, że KKatolicki ma miejsce w państwie, że jest unormowana pozycja i byt, to nic.
To co? Likwidujemy parafie, a zamiast religii DN? Prawdziwi Chrześcijanie zaludnią Ziemię. Ci dotychczasowi są niedoskonali i przeszkadzają tylko.

Zbyszku, Ci nie przeszkadzają moje „oskarżenia”. Przeszkadza Ci to, że są tacy ludzie jak ja. Tacy, co odeszli z DN, co odeszli z KK z powodu zgorszenia np.
Co do KKK to zbiór przepisów, mniemań, wyjaśnień, które nic nie wyjaśniają. Ciekawa książka, traktowana z dystansem nie szkodzi. Prawo kanoniczne jest podobnym faryzeizmem: czy wyobrażasz sobie Chrystusa, który potępia kogokolwiek i wyłącza z grona swoich uczniów? Nie potępił nawet swego zdrajcy.

Niezapominajko

Kto Ci powiedział, że jestem wierzący? Podpowiem od razu, byś nie snuła domysłów i nie popadała w błędne sądy – nie wierzę, że Bóg jest w jednym miejscu bardziej, na Ziemi, niż gdzie indziej.

Dzięki Niezapominajko! – bardzo jasno i świetnie wyjaśniłaś, TAKA właśnie DROGA uczy pokory i prawdy, daje wolność, szcżęście, zdrowie. W ciągu tylko jednego roku DZIĘKI BOGU i WSPÓLNOCIE – nie załamałam się!. Mam dwa świadectwa! A do wspólnoty przychodzą osoby, które chcą się na „nowo narodzić” (jak mówi Jezus) i nauczyć się żyć dla innych, kochać bliźniego, żyć w prawdzie. To nie jest trudne.
„człowieku bez imienia ” myślę, że jesteś rozgoryczony, samotny, smutny. Zajrzyj głęboko do swego serca,co tak naprawdę Cię trapi, pójdź na spotkanie WSPÓLNOTY EUCHARYSTYCZNEJ, poproś Boga aby dał Ci łaskę zrozumienia Słowa Bożego a Twoje życie odmieni się w 100 procentach! NIKT NIKOGO NIE POTĘPIA!, we wspólnocie właśnie, w takiej bliskości- analizujemy Słowo Boże, uczymy się miłości do bliźniego, pokory, jak darować urazy, itp. Dopiero spotkania wspólnoty nauczyły mnie jak można szczęśliwie żyć na ziemi z Jezusem i iść Jego Drogą aby zasłużyć na Zbawienie. Dopiero teraz czuję jak mi lekko na duszy, jak zmieniły się relacje w mojej rodzinie, jak czuję opiekę Boga.
Pozdrawiam wszystkich!

#13
Po której Ty stoisz stronie? Poddajesz w wątpliwość wszystko, co jest dla wielu wiernych Katolików, wykładnią przekonań i porządku i ładu wewnętrznego. Czy znasz bardziej przekonującą Prawdę od tej, którą głosi Kościół?
Katechumenat jest przyszłością dla chrześcijaństwa, by „wytoczyć walkę” z obłudą , krytykanctwem i pewną karykaturalnością np. tych, którzy uważają siebie za wierzących w J.Ch. i jednocześnie uznających tylko chrzest, ślub, najważniejsze Święta Kościelne, lub tych, którzy wiarę i obrzędy uznają jako tradycyjny folklor ludowy i co nie przeszkadza w „bywaniu ” w kościele. Zraża Ciebie faryzeizm, zgoda, każdego to boli, nawet tych faryzeuszy, którzy nie potrafią krytycznie spojrzeć na samych siebie; boją się, by stanąwszy w Prawdzie wobec siebie w Świetle Słowa Bożego, ujrzeli swoje oblicze – gorzko by zapłakali jakim mizernym prochem jest człowiek, jak podatny jest na grzech pychy, która zaciemnia obraz prawdziwego wnętrza człowieka. Krytykować, owszem trzeba tam, gdzie się dzieje sprawdzona nieprawość.
Z Kościołem Jezusa Chrystusa walczy od tysięcy lat coraz to większa siła złego, bazując ostatnio na ludzkich słabościach, grzechu, wszechobecnej pychy. Na ten poplątany świat z nadzieją odnowy Kościoła, są wszystkie dobrze formowane wspólnoty, które z pewnością mają swoje problemy, lecz gdy łączy ich rozważane Słowo Boże, które traktują z całym szacunkiem i powagą, wszelkie nieporozumienia wcześniej, czy póżniej zanikają. Sama daję tego świadectwo- szybko przepraszam tych, wobec których było coś nie tak..
Wiele już lat znane są starania Księdza Biskupa, by jak najbardziej rozszerzyć katechumenat, czyli powszechne wtajemniczenie w Świętą wiarę w Jezusa Chrystusa , które może się odbyć pod warunkiem uznania siebie jako grzesznika i chęć podjęcia na serio traktowania Pana Boga,Jego Syna i Ducha Świętego. Z całego serca, życzę każdemu i Tobie „człowieku bez imienia”, by dostrzegł ” co jest najważniejsze, co jest najpiękniejsze, za co warto życie dać…” Stanąć w prawdzie o samym sobie w świetle Słowa Bożego – to pierwsze wyzwanie!
Dziękuję Ks. Biskupowi za umożliwienie podjęcia tego bardzo ważnego tematu.
Serdecznie pozdrawiam

Chrystus nie potępił swego zdrajcy /człowieku bez imienia/ bo zdrajca zrozumiał,że jego krzyż jest skutkiem tylko i wyłącznie jego grzechów -więc sam sobie był zgorszeniem

ad 16 – niezapominajko, sugerujesz, że chrześcijaństwo bez DN upadnie? (tzn. nie będzie miało przyszłości?) O, jakże się mylisz! Przecież bramy piekielne nie przemogą Kościoła, bez względu na to, czy jego członkowie będą należeć do DN czy też nie.

człowieku bez imienia,
obawiałem się że uciekniesz od konkretów w ogólniki, takie hasła – wytrychy. Pycha jest złym doradcą. Wiem bo i mną ona zbyt często kieruje. Wtedy zdradzam Pana.

1. W kwestii posiadania dóbr materialnych uważam, że oczywiście siostry i bracia na Drodze (i nie tylko) mogą takowe mieć. Moim zdaniem w posiadaniu dobrego samochodu nie ma nic złego pod warunkiem, że bogactwo Cię nie zniewala. „Nie można dwóm panom służyć(…)”. Jeśli przywiązujesz nadmierną wagę do tego by Ci tego samochodu nie ukradli, nie porysowali itp – to pieniądz Tobą rządzi. Mamona jest wtedy ważna…bo będzie tragedia. Oczywiście luksus to inna sprawa – pokazać się, swoje ja, ja, ja.

[Anegdoda usłyszana w radio]
Pewnego razu o. Pio pyta współbraci w zakonie. Jak ma na imię Szatan?
Jedni mówią: Belzebub, inni: demon, jeszcze inni: Satanael.
Nie – odpowiada o. Pio
To jak, to jak o. Pio?
Ja, ja, ja.
[koniec anegdody]

2. Ja trwanie w pokorze rozumiem m.in. w ten sposób, że staram się unikać agresywnych wypowiedzi w stosunku do adwersarzy. Polecam, a jakie efekty!

3. Moja intuicja jest taka, że jest wiele dróg, które prowadzą do Boga. Droga Neokatechumenalna może być jedną z nich. Powiem więcej. Bałbym się powiedzieć, że skoro jestem na Drodze (w innej diecezji) to na pewno jestem bliżej Boga niż inni chrześcijanie czy nawet Żydzi. Po prostu tego nie wiem na pewno. Bóg mnie osądzi.

4. Niemniej pragnę powiedzieć, że formacja Drogi bardzo mnie zmieniła – myślę, że na lepsze. Dopiero na Drodze, przez kontakt ze Słowem, przez świadectwa sióstr i braci, przez tę samą a jednak inną Eucharystię zacząłem dostrzegać obecność i działanie Boga w moim życiu.

5. Jeśli jest Wam przykro i boli Was, że Droga czy ludzie na niej są atakowani, to przypomnijcie sobie słowa Chrystusa: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15,18-20)”. Dlatego cieszcie się z tego napiętnowania. To także dar od Boga.

Pozdrawiam
Marek

Człowieku bez imienia, (#8, #13), Twoje zarzuty w moim odczuciu są raczej echem niezagojonej rany, (nie-przebaczenia), niż owocem pogłębionej refleksji na temat chrześcijaństwa – to po prostu „słychać” w Twoich wypowiedziach. Pytasz retorycznie, czy Chrystus wyłącza kogokolwiek z grona swoich uczniów. On nikogo rzeczywiście nie wyłącza. Problem w tym, że nie każdy, kto deklaruje się jako uczeń Chrystusa, rzeczywiście nim jest.
Księga Apokalipsy nazywa szatana „oskarżycielem naszych braci; tym który dniem i nocą oskarża przed Bogiem”. Żeby spośród nurtujących nas myśli oddzielić ziarno od plew, potrzeba pomocy Ducha Świętego. Demon potrafi wchodzić w nasze zranienia w orędziem anty-Ewangelii, udając anioła światłości. Bez pomocy Ducha Świętego łatwo się można dać oszukać temu, który jest „kłamcą i ojcem kłamstwa”.
O ile dobrze zrozumiałam, W Twoim przypadku – jak kiedyś w moim – szatan osiągnął pewien sukces: odłączył Cię od sakramentów, od wchodzenia w orbitę łaski i mocy Bożej. To jest dla mnie w tej sprawie najsmutniejsze. Ja się też kiedyś dałam w podobną pułapkę złapać. Pamiętam, że w czasie, gdy byłam oddalona od sakramentów świętych, podobnie jak Ty, oskarżałam Kościół i nie szczędziłam pod adresem jego członków określeń w stylu „faryzeusze, obłudnicy” etc etc. W procesie nawrócenia uświadomiłam sobie jednak, że to szatańska pułapka, droga donikąd – bo potęgująca jedynie w sercu złość i frustrację. Wyjściem z tej matni jest przebaczenie, poddanie swoich zranień (i niezdolności do kochania) uzdrawiającemu działaniu Ducha Świętego.
Jeszcze jedna kwestia – kwestia „Bożych wybrańców”. List do Hebrajczyków mówi o kapłaństwie, że nikt tej godności sam sobie nie bierze (Hbr 5,4, z uwzględnieniem kontekstu), Pan Jezus mówi Apostołom, że to On ich wybrał, a nie oni Jego. DN i inne rzeczywistości w Kościele, to nie są linie produkcyjne, z których schodzą uformowani chrześcijanie. Stykamy się z tajemnicą powołania. Na tej tajemnicy niestety żerują różnej maści psychomanipulatorzy. To trochę jak z wynalezieniem dynamitu – miał człowiekowi służyć do wysadzania skał, a stał się narzędziem zbrodni.
Grzegorzu #5
nie do końca zgadzam się z Tobą, że Jezus „chciał tylko uświadomić” bogatemu młodzieńcowi, że ma serce zniewolone pieniędzmi. Słowa, które Jezus wypowiada zaraz po odejściu młodzieńca (Mk 10,23nn) sugerują, że było to autentyczne powołanie, na które człowiek po prostu odpowiedział Bogu: NIE. To tajemnica ludzkiej wolności.
Pozdrawiam serdecznie

#18Agnieszko
W moim wpisie nie użyłam takich słów , ale dostrzegam w DN dużą szansę na „wyjście” ze szczególnego marazmu bardzo dużej części osób uznających się za chrześcijan i w tym katotolików.
Nie zaprzeczam reż sensu i potrzeby istnienia innych wspólnot.Dobrze się dzieje,jeżeli nie będzie podziałów na „lepsze „,”gorsze” wspólnoty-ja jestem bardzo daleka od takich sądów, a wręcz przeciwnie, każda dobrze prowadzona duchowo jest
potrzebna i każdą cenię.Znam kilka osób bardzo zacnych i Bożych, z różnych wspólnot i chyba o to chodzi by w każdej wspólnocie byli tacy wierni Panu Bogu.
#14 człowieku bez imienia
Brałam to pod uwagę,że jesteś niewierzący lecz mam wrażenie, że stałeś się taki na skutek pewnych bardzo dużych rozczarowań, będąc mimo wszystko poszukującym- mam takie wrażenie, chociażby po Twoim wpisie „…czy Bóg jest gdzieś bardziej,gdzieś mniej…”- oddałam tylko sens Twojego wpisu.Otóż sądzę,że widzi wszystko, co dzieje się na Ziemi i widzi ludzkie serca, nawet tam,gdzie Aniołowie , ze wstydu zamykają oczy.
Odwróćmy tę myśl- na ile człowiek jest bliżej lub dalej od Pana Boga i w jakich sytuacjach konkretnych.? Myślę, że jesteś trochę pogubiony w filozofi tego świata. Wiedz jednak, że możesz bardzo błądzić a Pan Bóg stale będzie Cię kochał i czekał na powrót przed Bramy Niebios, aż do ostatniego Twojego oddechu.Szatan będzie Cię oskarżał, a Miłosięrdzie Boże, może, jeśli tego zapragniesz,wydobyć Cię z sidęł zła i zwątpienia.
Jeżeli nie wierzysz, a pragniesz uwierzyć, staraj się modlić o dar wiary- bo to jest niesamowity D A R.
Pozdrawiam

Pamiętam, że przed Drogą to porównanie do szkoły było dla mnie zupełnie zrozumiałe i oczywiste. Początkowo przychodziłam na liturgie i uczestniczyłam w nich bardziej z ciekawości, co będzie się działo i dopiero po pewnym czasie doświadczyłam jak Słowo dotyka mnie głeboko i zmienia i że nie możliwe jest być jednocześnie tu i np. w oazie. Czułam potrzebę by wybrać, zdecydować że idę tą drogą.
Myślę, że słowa negatywne o Drodze najtrudniejsze są dla tych, którzy jej nie znają, ale pomyślcie: nikt nie ma pretensji do rodziny, że izoluje się od społeczeństwa, że swoje sprawy, problemy załatwia we własnym gronie.
Pozdrawiam

Przeczytałem dzisiaj, ze w Bialej Podl. bedą prowadzone Katechezy Neokatechumenalne? Mam pytanko. Czy ktos z innej parafii, jezeli jest zainteresowny DN, moze brac udziałw tych katechezach? Serdzecnie pozdrawiam i prosze o odpowiedz.

„Abyście nie byli letni, lecz zimni, albo gorący”. Dobrze, że ksBiskup pozostawił „Uczestnikom blogu” dyskusję nad wypowiedzią Człowieka bez imienia. Wypowiedż ta stanowi swoistą prowokację. Dla jednych, do (jak gdyby akademickich) rozważań teoretycznych, dla drugich do spojrzenia na własne życie i ugruntowanie swojej drogi. Jak wcześniej wspominałem, Kościół jest żywy i w formie skostniałej nigdy nie był. Bywały dłuższe lub krótsze okresy konserwatyzmu, ale pewnie ze strachu i obaw, lub z przyzwyczajenia.
Formy i drogi do szukania spotkania z Bogiem w Naszym Kościele są przebogate.
Sam zaczynałem jako ministrant, lektor, oaza, przeróżne rekolekcje, koło żywego różańca itd..
Zetknąłem się też, od jej początków w Lublinie, z Drogą Neokatechumenalną. Tylko jako świadek i uczestnik wielu spotkań, z okazji uroczystości rodzinnych.
„Kto szuka znajduje” Człowiek Boga musi znależć i pokochać osobiście. Musi to być wybór definitywny, na dobre i na złe. Pojąć się Boga nie da, zrozumieć w ogóle.Trzeba zaufać i kochać.
Wiele jest dróg i możliwości. Zawsze staram się znależć dobre Słowo w Kościele ,choć przekazują je ludzie, którzy są ułomni, a czasami potrafią nas zranić. Jesteśmy ludżmi uświęcającymi się, tu na ziemi. DrogaN jest jedną z form, gdzie człowiek może spotkać Boga i ugruntować swoją miłość.
Z samego uczestnictwa w Drodze jednak jeszcze nic nie wynika. Jest to tylko szansa i możliwość. Chrześcijaństwo trwa już 2000 lat, a każdy musi i tak sam odnależć własną drogę do Chrystusa . Samo gadanie też nie wystarczy.
Przychodzi w życiu taki moment, że choroba zabierze wszystko, nawet rozum i wtedy pozostaje tylko czyn. Np ucałowanie krzyża, a nawet szafki na którym wcześniej stał.

Korzystając z pojawienia się następnego tekstu pozdrawiam wszystkich. Szczególnie psychologów, co to wiedzą, co powiedziałem, kto mnie skrzywdził i jak potrafię oskarżać.
Ferment, jaki powodują moje wpisy, są wyrzutem sumienia, tych, którzy w imię wartości transcendentnych, ferują wyroki materialnej rzeczywistości. Można powiedzieć, że za komuny, wszystko robiło się dla Partii, nie dla konkretnego komisarza (na podstawie poniedziałkowego teatru tv).
Miło mi było, że nie wszyscy są wojującymi Katolikami, zabijającymi szatana (tu w mojej skromnej osobie).
Znikam już z tych stron, a to co napisałem, było skierowane na realny powrót do wartości Nauczania Nauczyciela; słowo do Pasterza, który chce wiedzieć jak wygląda prawdziwy świat jego owiec, bez kreacji rzeczywistości, kościelnego matriksa.
Pozdrawiam wszystkich i życzę dobrego życia. Taki mały poganin.

#27 człowiek bez imienia
Mam nadzieję, że nie znikniesz zupełnie…bo szkoda każdego człowieka, który poszukuje Prawdy głoszonej przez Nauczyciela Jezusa Chrystusa
Kościół jako hierarchia oraz wszyscy/ no, może nie wszyscy/ wierni, zdają sobie sprawę z prozy życia, z problemów swoich i owieczek, jak też z szerzącą się desakralizacją i laicyzacją.Twoje wypowiedzi świadczą, że mieścisz się w tych problemach. Czego oczekiwałeś ?!Oburzasz się na reakcję blogowiczów, a przeanalizowałeś to co napisałeś?! Gniewem do niczego dobrego nie dojdziesz, a pogubisz się jeszcze bardziej.
Czy chciałbyś zmieniać świat na lepsze? – zacznij od siebie , od relacji do Pana Boga… w którego prawdopodobnie nie wierzysz, a to może spowodować
zupełne pogubienie się w ocenianiu wartości…
Czy masz jakieś autorytety dla siebie, na które możesz się powołać w swoich opiniach? Chętnie bym się tego dowiedziała
Bez urazy, pozdrawiam

ad #22
Zgadzam się, że nie można dzielić wspólnot (ruchów) na lepsze i gorsze. I cieszę się, że są różne wspólnoty.
Ja np. osobiście jestem bardzo wdzięczny Oazie, że uformowała mojego proboszcza na tak porządnego prezbitera. Dzięki temu umie on prowadzić moją wspólnotę (neokatechumenalną).

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php