Idziemy za Jezusem w kierunku Jerozolimy. Idą za Jezusem liczne tłumy. Nie wszyscy rozumieją, co oznacza to kroczenie za Jezusem i dokąd On prowadzi. Fragment Ewangelii Łukasza czytany w 23 Niedzielę roku C (14,25-33), wskazuje na konieczny moment podjęcia decyzji i opowiedzenia się co do kroczenia za Jezusem. Jezus stawia swoje wezwanie i ukazuje warunki kroczenia za Nim. Wzywa do zastanowienia się.
Jezus widząc tłumy, które szły za Nim, zwrócił się do nich. Z ust Jezusa padają w tej sytuacji bardzo radykalny i w ocenie ludzkiej bardzo wymagające słowa:
Jeśli kto przychodzi do Mnie,
a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego,
nie może być moim uczniem.Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną,
ten nie może być moim uczniem (Łk 14,26).
Mając na uwadze całą sytuację, czyli fakt kroczenia Jezusa ku Jerozolimie, gdzie miało dokonać się Jego wydanie w ręce ludzi i Jego przejście z tego świata do Ojca, rozumiemy, że Jezusowi nie chodziło o to, by za Nim szły jak największe tłumy, lecz o to, by ci, którzy za Nim idą, wiedzieli w jakim kierunku zdążają i do czego ich ta Jezusowa droga prowadzi.
1. Odmienność drogi Jezusa
Zazwyczaj bywa tak, że w życiu społecznym i politycznym każdy lider i przywódca chce, aby za nim szło jak najwięcej osób. Jezusowi zaś zależało i zależy na prawdzie. Droga z życia z Jezusem to droga przemiany własnego życia, a nie droga zmiany okoliczności życia.
Mocne słowo o nienawiści ojca i matki aż do nienawiści własnego życia wskazuje na radykalność postawy Jezusa. Wskazuje nadto także na to, jak nam ludziom, zwiedzionym przez grzech i przekonanym o naszej dobroci i umiejętności układania relacji z bliźnimi, potrzebne jest rozeznanie się w tych relacjach nie tylko z naszego punktu widzenia, ale właśnie z punktu widzenia Jezusa, który objawia Bożą wizję człowieka.
To słowo wyprowadza nas z uzależniających nas relacji wzajemnych, których nierzadko sami stajemy się niewolnikami i zakładnikami. Potrzebujemy odmiennego, tzn. innego niż tylko nasze, spojrzenia na nasze życie i nasze relacje. Potrzebujemy wejścia w relację z Bogiem jako Ojcem przez Jezusa, jako Syna, by mieć w sobie Jego Ducha, Ducha Świętego, który pozwoli nam i uzdolni nas do nowego kształtowania wszystkich relacji z bliźnimi i ze wszystkim, co nas otacza.
2 Trzeba znienawidzić, żeby móc właściwie kochać
Takie sformułowanie jest paradoksalne. Jest ono jakby przeciwko człowiekowi, który sam chciałby tak wszystko niejako zorganizować, aby okazało się, że on jest zdolny kochać. Kiedy Jezus wypowiada to słowo o nienawiści, nie zachęca nas do tego, byśmy znienawidzili naszych bliskich. W tym słowie ukazuje nam natomiast konieczność znienawidzenia naszych relacji do naszych bliskich i tego wszystkiego co posiadamy, kształtowanych zazwyczaj w ten sposób, żeby nam było dobrze.
Naturalnie nie chodzi tylko o aspekt materialny, ale o swoisty własny komfort psychiczny. W związku z tym i talk czyniąc wchodzimy bardzo często w relacje uwikłane, zakamuflowane, nie oparte na prawdzie. Często bowiem boimy się prawdy. Boimy się stracić korzystnych – jak nam się wydaje – dla nas relacji. Jesteśmy uwikłani w relacje, które dokonują się z naszego punktu widzenia i prowadzą do zakłamania i do lęku przed stratą tego, co nam się wydaje korzystne.
Dlatego słowo o nienawiści prowadzące do wyzwolenia z tych zależności. Dopiero człowiek, który będzie wolny od siebie – dlatego że związany z Chrystusem – czyli wolny od uwikłania w te wszystkie zależności, z których mniema uzyskiwać i otrzymywać swoje życie, będzie gotów i będzie zdolny kochać bezinteresownie.
Miłość chrześcijańska jest miłością całkowicie bezinteresowną, która ma swoje korzenie w miłości Boga, który potrafi kochać – zwracając się przeciwko sobie (podobieństwo z nienawiścią, o jakiej Jezus mówi w Ewangelii) – jak to sformułował Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est (pkty 10 i 12). W tym tkwi swoisty paradoks, który otwiera się przed nami w Jezusie Chrystusie i tylko w Nim jest dla nas dostępny. Trzeba znienawidzić swoje życie, tzn. takie życie jaki każdy z nas, pod wpływem grzechu pierworodnego, chciałby sobie urządzić, aby z Jezusem i w Jezusie – jako Jego uczeń – być zdolnym do prawdziwej bezinteresowny, wynikającej z Boga miłości. Jest to coś, co jest niejako stale przeciwko nam, ale co nas uzdalnia do bycia i życia w jedności komunii dzieci Bożych, uczniów Jezusa.
3.Trzeba usiąść i obliczyć
Po tym trudnym słowie Jezus dał dwie przypowieści. Są one ilustracją do tego Jego słowa. Są to przypowieści o człowieku, który zamierza budować wieżę i musi obliczyć, czy ma na wykończenie oraz o królu, który staje wobec konfrontacji z innym królem nadciągającym przeciwko niemu z liczniejszym wojskiem.
Jeden i drugi musi się zastanowić. Musi obliczyć, żeby nie podjąć niewłaściwych decyzji.
Podobnie musi obliczyć ten, kto zamierza iść za Jezusem. Ten rachunek i to zastanowienie ma jako przedmiot: czy go stać na wyrzeczenie się wszystkiego. Jest to trudny obliczanie i stanowi to trudną decyzję. Bez tego jednak można się pomylić i czego innego od Jezusa oczekiwać. Idąc nawet za Nim, z Nim się rozminąć.
Bp ZbK
33 odpowiedzi na “Właściwe relacje (23 Ndz C – 2010)”
Kto pozna Jezusa ten niczego tak nie pragnie jak z Nim być i z radością robi wszystko co On nakazuje.
Myślę,że wejście na wyżyny całkowicie bezinteresownej miłości zarówno Jezusa jak i najbliższych naszemu sercu w tym samych siebie,jest w praktyce nie możliwe.Niemniej,trzeba próbować wejść przez ciasna bramę,i te próby mają swoją wartość w oczach Jezusa.Do doskonałości trzeba dążyć,chociaż ona jest nieosiągalna dla skażonego grzechem pierworodnym człowieka.Obrazem tego,w moim doświadczeniu jest fakt planowania moich podróży po Europie niejako na wyrost,ponad moje możliwości i wówczas okazuje się,że Pan Jezus doprowadza mnie do pewnego punktu,możliwego do osiągnięcia w danym momencie.W ten sposób zdobyte doświadczenie wykorzystuje w następnej podróży,która staje się bardziej owocna duchowo,i to nie tylko dla mnie.Idąc za Jezusem trzeba mu całkowicie zaufać.On w mojej drodze życiowej nie tylko mnie prowadzi,ale ciągle umacnia tak,bym mogła dotrzeć do celu mojej życiowej wędrówki życiowej.Wyruszając w podróż po Europie zawsze mam zbyt małe zasoby pieniędzy,bym mogła zrealizować swoje plany,niemniej wiedząc,że Pan jest ze mną,realizuję swoje powołanie i po powrocie,po przeszło dwóch miesiącach życia w drogiej strefie euro wracam z takimi samymi pieniędzmi,jak wyjechałam.A to wszystko zawdzięczam Jego łasce,którą otrzymuję,gdy proszę Go za pośrednictwem Jego Matki Maryi.Sprawa dotyczy nie tylko pieniędzy,ale wielu aspektów życia,trudności,jakich na tej drodze spotykam,a które za Jego łaską otrzymuję.Na moje modlitwy odpowiadał różnie,usuwał trudności,bądź też sprawiał,że się pojawiały,a wraz z nimi stawiał na mojej drodze ludzi,którzy mogli im zaradzić.Dlatego trudno mi sobie wyobrazić,że można przewidzieć,co nam w życiu będzie potrzebne by dotrzeć do celu swej życiowej podróży,ale jeśli zdamy się na Pan to On uzupełni nasze braki.Trzeba tylko bezgranicznie Mu zaufać.
To Słowo uczy mnie, jak mają wyglądać moje relacje z innymi. Te piękne relacje z ludźmi, które mam są darem. Pan jest tym, który nieustannie obdarowuje. Problem w tym, że zapominam, braknie mi wiary w tę prawdę i zaczynam traktować dar jako coś mojego, wykorzystywać dar relacji „dla siebie”, żeby było „po mojemu”; dlatego dzięki za to Słowo. Chwała Panu! 😉
Bóg swoim słowem po raz kolejny stawia mnie przed wyborem: On albo mydliny. Proszę o modlitwę.
Z calego serca pragne isc za Jezusem i mam swiadomosc ,ze to pragnienie jest Jego darem.
Mocno przemawiaja do mnie slowa Ewangelii i rodzi sie takie pytanie:
Czego sie wyrzeklam swiadomie i dobrowolnie aby isc za Jezusem?
Musze z przykroscia sobie odpowiedziec ,ze niczego.
Dlatego poczytuje sobie za niezwykly dar Jego Milosci, obdarzanie mnie licznymi krzyzami,ktore przywiazuja mnie do Niego, bo wciaz jest we mnie proba ucieczki od nich.
I tu widze odmiennosc drogi Jezusa.
#4 obiecuje modlitwe
Warto wybrac Jezusa
cd czyli pozwolic sie wybrac
Z naszej strony potrzeba troche odwagi ,dyscypliny ,wytrwalosci i milosci
I znowu dobitny przykład, że aby zrozumieć EWANGELIĘ nalezy odnieśc się czasów współczesnych Chrystusowi, wziąść poprawke na znaczenie słów w języku konkretnego kraju i czasu czyli zadanie dla pasterzy dusz….:-) Słowo „nienawidzić” znaczy tutaj, według języka semickiego: „kochać mniej”, „nie stawiać wyżej”, jak wynika z podobnego wyrażenia u Mateusza. „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (10, 37). Tylko Bóg ma prawo do bezwzględnego pierwszeństwa w sercu i życiu
człowieka; Jezus jest Bogiem, a zatem słusznie wymaga tego jako nieodzownego warunku, aby być Jego uczniem. A życie pokazuje, jak wielka jest mądrość, inteligencja bystrość umysłu Jezusa. WIELKA !. Właśnie tym mnie zachwyca i tym przekonuje, że jest w takcie swojego ziemskiego życia w bardzo bliskiej relacji ze swoim Ojcem i to daje MU siłę i MOC,aż do śmierci i ZMARTWYCHWSTANIA !!!. Bo czyż uważne przypatrywanie się światu wokół nie pokazuje, że szczytem milości dla wiekszości ludzi jest dbałość o swoja własną rodzinkę ?. Jaki to dobry człowiek słyszy się wtedy, niemal święty. Ale Boga w jego życiu nie ma. Bogiem jest rodzinka. Wszystkie egzystencjonalne problemu człowieka w każdym momencie jego hiostorii daje sie rozwiazać w ŚWIETLE EWANGELII – słowa naszego Papieża. Więc czy Jezus nie ma prawa tak mówić do nas ?. Czyż nie ma prawa żądać pierwszego miejsca w naszych sercach ?. Przecież ON naprawdę chce naszego dobra i za to kocham GO i ufam MU i wierzę nie tylko w Niego….wierzę JEMU, wierzę Jezusowi :-). Miłego Świątecznego Dnia !
Mnie zastanowiło w tej dzisiejszej Ewangelii to wezwanie (?) do rozsądku.
„Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu?”
Przypomniało mi się, jak Izraelici mieli wejść do Ziemi Obiecanej. Wysłali zwiad a następnie rozsądek kazał im zaniechać walki, bo mieszkańcy Kaananu byli zbyt silni. Za brak zaufania Bogu musieli się błąkać 40 lat na pustyni i ci którzy omówili, do Ziemi Obiecanej nie weszli.
A przecież policzyli i postąpili wg tej kalkulacji.
Pomyślałam, że może chodzi tu o coś zupełnie innego?
Jaka jest różnica w tych dwóch sytuacjach?
W pierwszej król liczy tylko na własne siły i realizuje tylko własne plany. Dlatego rozsądne jest dla niego zawrzeć układ.
Izraelici mieli poparcie Boga. Plan zdobycia Ziemi Obiecanej był planem Boga nie ich. Dlatego rezygnacja z walki była wynikiem braku zaufania. Obliczając własne siły pomylili się.
Jaki z tego wyciągnęłam wniosek?
W obu sytuacjach potrzebne było wyrzeczenie się swoich planów. To jest coś, co je łączy. Król musiał zrezygnować z własnych planów podbicia innego króla.
Izraelici powinni byli zrezygnować z własnych planów stoczenia walki później, gdy będą silniejsi. Powinni byli zaufać Bogu, nawet mimo tego, że wg ich obliczeń ich siły były za małe do zdobycia Ziemi Obiecanej.
Pan Bóg często żąda od człowieka czegoś, co wg jego rozsądku jest poza jego możliwościami. Nieraz byłam już w takiej sytuacji. Jeśli nie podejmie się ryzyka licząc tylko na własne siły, nie wejdzie się do Ziemi Obiecanej.
A więc dla mnie rozsądek, to wyrzeczenie się własnych planów i zaufanie Bogu.
I dzisiaj dowiedziałam się, dlaczego wczoraj Bóg przez tą Ewangelię przemówił do mnie właśnie w ten sposób…
Właśnie po raz kolejny postawił mnie w sytuacji rezygnacji z własnych planów. 🙂
I wg moich kalkulacji ja zawsze mam za mało sił, aby iść za Jezusem…
Na szczęście to On prowadzi.
I mam nadzieję, że idąc za Nim, z Nim się nie rozmijam.
…co tu liczyć na własne siły.Nikt z nas nie jest w stanie o własnych siłach iść za Jezusem więc jaki sens ma planowanie i obliczanie swojej przyszłosci.Coś mi tu się nie zgadza.Taka duchowa ekonomia/kalkulacja/nie pomaga w podjęciu właściwej decyzji…Jestem tym,który szedł za głosem serca a nie rozumu i być może dzisiaj pozostał mi tylko krzyż…Pozdrawiam janusz f.
Szkoda że tej bezinteresowności człowieka tak mało.A może mi się tak tylko wydaje?
Ad #12 baran katolicki oraz #9 i #11 basa
Jak widać z Ewangelii, z tej Łukaszowej perykopy, nie chodzi o liczenie na własne siły (tzn. nie wchodzi w grę kategoria własnych sił), lecz o obliczenie (sprawdzenie siebie), czy stać właśnie na zaparcie siebie i na wyrzeczenie się swoich możliwości, wszystkiego, co się posiada (czyli kategoria zgodzenia się na to, że może zachodzić korzystanie z tego, co nam się wydaje czy co rzeczywiście jest przeciwko nam).
Dopiero bowiem wtedy i na miarę tego wkracza Boże ekonomia.
Przedziwna to ekonomia, jakby „negatyw” ludzkiej ekonomii!
Kto może, niech pojmuje!
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Jest takie powiedzenie ” weź życie we własne ręce”
i ja się z tym w pewnym sensie zgadzam,oddając cały czas pierwszeństwo Panu Bogu na wszystkie moje sytuacje. Przecież planowanie, przewidywanie
stają się w życiu każdego koniecznością bo inaczej się po prostu nie da, np.dokonywanie wyborów: szkoły, pracy,decydowania o czymkolwiek a jednocześnie zgoda na to, na co Pan Bóg pozwoli,
co ofiaruje / krzyże rownież/
Zaparcie siebie, wyrzeczenie się swoich możliwości, wszystkiego co się posiada – to już wyższa nauka jazdy w palecie życia…
Panie Boże, uzdolnij mnie do przyjmowania strat różnego rodzaju bez szemrania.
Jestem w takiej sytuacji bezsilnosci,ze,wlasnie ten krzyz pozwala mi pojmowac to, co wyjasnia Ksiadz Biskup w #14
Pan Bog daje mi kolejna szanse sprawdzenia siebie /obliczenia / czy stac mnie na zaparcie siebie i wyrzeczenie sie swoich mozliwosci.
Patrzac na postepujacy rozwoj choroby corki wciaz nasuwaja sie „ludzkie” rozwiazania wg mojego poznania co byloby najlepsze w tej sytuacji a
ekonomia Boza mowi
BADZ WOLA TWOJA
Prosze o modlitwe ,szczegolnie o nawrocenie corki /bo co znaczy cialo z zanikaniem miesni naprzeciw martwoty duszy?/
Proszę Ks. Biskupa, czy to w ogóle da się obliczyć?
Czy stać mnie na zaparcie się siebie?
Tyle razy juz wydawało mi się, że mnie stać. A potem okazywało się, że jednak nie…
Ja obliczyłam, ja wiem – moimi siłami nie stać mnie na zaparcie się siebie.
Ale stać mnie na stwierdzenie mojej słabości i niemocy.
Jestem bardzo słaba, być może właśnie dlatego Pan Bóg wciąż mnie wzmacnia i stopniowo uzdalnia do coraz nowych wyrzeczeń.
Inaczej mówiąc jestem królem, który obliczył, że nie ma odpowiednich sił, aby pokonać innego króla. Ale jestem królem, który potrafi uznać swoją słabość i zwrócić się o pomoc do Króla, który ma prawdziwą moc.
„Kto może, niech pojmuje”
Nawet to wkazuje na moją niemoc.
Ja nie pojmuję…
Nie rozumiem odpowiedzi Ks. Biskupa…
#14 – Podoba mi się ten „negatyw” ludzkiej ekonomii.Bardzo.
…człowiek jako negatyw a Bóg jako pozytyw.
Być może o to chodziło Księdzu Biskupowi…
janusz f.
Ad #20 baran katolicki a także #18 basa
Nie.
Moje myślenie wynikające z tego fragmentu Ewangelii i propozycja jego wyjaśnienia jest następująca:
Wychodząc z punktu widzenia ekonomii naszej, tzn. ludzkiej, powiedziałem, że ekonomia Boża, tzn. pójście za Jezusem domaga się innej ekonomii, która w rzeczywistości jest „negatywem” naszej ludzkiej.
W naszej ludzkiej człowiek oblicza bowiem, czy go stać i na ile. W tej natomiast, do której (na drogę której) wzywa Jezus, trzeba obliczyć, czy nas jest stać na wyrzeczenie się, na zaparcie się środków a przede wszystkim siebie itp.
Nie chodzi więc o kumulację środków do zbudowania wieży itp., lecz chodzi o to czy decyduję się na to, aby powstawała we mnie Boża budowla tam, gdzie ja jestem gotów ustępować (tracić) w tym co oznacza mój teren, moje środki itp.
Dwie przypowieści opowiedziane przez Jezusa w tym kontekście zachęcają do dokonania obliczeń, czy stać na to, co staje się przedmiotem decyzji. W odniesieniu do decyzji pójścia za Jezusem trzeba obliczyć (trzeba się zastanowić), czy stać na wyrzeczenie się wszystkiego – w każdej chwili, w każdej sytuacji itp.
Te chwile i te sytuacje będą dawane w odpowiednim czasie. Gotowość podejmowania takiej decyzji musi jednak być we mnie zawsze, kiedy idę za Jezusem, by być Jego uczniem.
Doprecyzuję, że nie chodzi o wielkość wyrzeczeń, tzn. o wyrzekanie się wielu czy nawet bardzo wielu rzeczy, lecz o wyrzekanie się wszystkiego, choćby to było niewiele.
Jeszcze raz: kto może, niech pojmuje!
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Januszu #20,
choć Ksiądz Biskup odpowiedział na Twoje wątpliwości, napiszę i ja, bo zaintrygowało mnie Twoje przeciwstawienie człowieka Panu Bogu.
Myślę, że żaden człowiek nie jest negatywem Pana Boga. I nie może być, ponieważ jest stworzony „na obraz Boży”. I chociaż po grzechu ten obraz jest zwichnięty, przekrzywiony, ale nie jest zniszczony ani „odwrócony” (tak rozumiem negatyw pozytywu). Gdyby człowiek był negatywem Pana Boga, nie byłby zdolny do miłości, a przecież jest.
Wydaje mi się, że negatywem Pana Boga jest szatan…
Pozdrawiam Cię 🙂
#21
„Wychodząc z punktu widzenia ekonomii naszej, tzn. ludzkiej, powiedziałem, że ekonomia Boża, tzn. pójście za Jezusem domaga się innej ekonomii, która w rzeczywistości jest “negatywem” naszej ludzkiej.”
Wszystkie moje wpisy miały właśnie to wykazac.
Wg ludzkich, moich kalkulacji nie stac mnie na wyrzeczenie się siebie w 100%. To jest dla mnie bardzo bolesna prawda. Zaręczam.
Jednak ja nie poddaję się temu mojemu ludzkiemu myśleniu i idę za P. Jezusem tak jak potrafię i na ile mnie stac, gdyż wierzę, że On może to zmienic/zmieniac. To jest wbrew tylko ludzkiej ekonomii.
Byc może moje myślenie wcale nie jest tak bardzo odległe od myślenia Ks. Biskupa, tylko dla mojego zrozumienia niezbyt szczęśliwe jest określenie „obliczyc, czy stac mnie”. Natomiast rozumiem określenie „gotowośc podejmowania takich decyzji”
…jaki sens ma takie obliczanie,przecież wiadomo,że my,ludzie dotknięci grzechem ciągle szukamy siebie. W konsekwencji nie umiemy być w komunii. Nie potrafimy składać siebie w ofierze ani Bogu, ani drugiemu człowiekowi.Nikt chyba wchodząc w małżeństwo nie oblicza czy stać go będzie za kilka lat nadal kochać swoją żonę,wychować dzieci,utrzymać rodzinę,itd.Podobnie,ktoś idąc do seminarium nie zdaje sobie sprawy z ofiary jaką będzie musiał ponieś będąc księdzem.Jezus zachęca mnie do obliczeń czy stać mnie na wyrzeczenie się wszystkiego w każdej chwili i w każdej sytuacji?Proszę wybaczyć ale jestem tylko biednym grzesznikiem i mogę dzisiaj powtórzyć za Apostołem Piotrem:”odejdź ode mnie Panie bo jestem człowiek grzeszny”.Mimo to pragnę zdobyć swoją Golgotę choć nie wiem co mnie czeka po drodze.A tak na koniec;czy ktoś wie jak powinien wyglądać wynik owych obliczeń? Pozdrawiam janusz f.
…Julio,negatyw jest odwrotnością pozytywu ale nie jest przeciwieństwem ani tym bardziej zaprzeczeniem pozytywu.Negatyw w fotografii jest idealnym odbiciem pozytywu.Na pewno nie jest jego zaprzeczeniem.Negatyw odpowiednio naświetlony to pozytyw.Uważam,że nosimy w sobie taki negatyw Boga,który oświetlony przez Ducha Świętego zamienia się w pozytyw jakim jest Jezus Chrystus…Pozdrawiam Cię…janusz f.
#25 Januszu,
bardzo mi się podoba Twoje ostatnie zdanie przed pozdrowieniem 🙂
Z pozdrowieniami 🙂
Ad 23 basa
Powiedziałabym, że “obliczyc, czy stac mnie”, można realizować wtedy, gdy podejmujemy swój krzyż. Zauważyłaś, że jest różnica między „mieć krzyż” a „wziąć swój krzyż”? Kiedy człowiek prowadzony przez Słowo bierze swój krzyż, to pierwsze spojrzenie jest jakby „przymierzeniem się”, tak odruchowo. Wtedy jest czasem tak, że idę w to, i wiem, że Ktoś jest ze mną i „wyrzekanie się wszystkiego” oznacza, że albo On albo ja, a jeśli On to nie może być trochę po mojemu. Czasem też widzi swój strach i modli się wtedy o wiarę.
Myślę, że dla tych obliczeń, o których mówimy trzeba udać się pod krzyż, aby zobaczyć dobrze siebie.
# 25
Też mi się bardzo podoba. Jedna ze „złotych myśli” dla CZŁOWIEKA do serii „Perełki”:
„Nosimy w sobie taki negatyw Boga, który oświetlony przez Ducha Świętego zamienia się w pozytyw, jakim jest Jezus Chrystus…” – janusz f.
A ja pozdrawiam Wszystkich! 🙂
1. Skoro Jezus mówi by obliczać, to znaczy że mamy obliczać. Sądzę że jest to rodzaj przygotowania się, zrozumienia na co się decydujemy. W planowaniu (tym się głównie zajmuję) sens nie jest w zgadywaniu przyszłości, ale w przygotowywaniu się na nią. Ciekawe że dobre planowanie działa nawet wtedy gdy rzeczywistość okazuje się dramatycznie inna od prognozowanej. Ludzie którzy dobrze planowali nie wpadają w panikę tylko stawiają czoła wydarzeniom. W jednym z Listów Apostolskich (wstyd, nie pamiętam którym) było napisane by nie mówić że w przyszłym miesiącu pojadę do jakiegoś miasta i zarobię coś, ale by mówić gdy Bóg pozwoli. A co to oznacza? Proste – zgodę na stratę, wzięcie jej w rachubę.
2. Bóg stworzył nas na własny obraz. Nie jest to żadna fotografia, w której są negatywy i pozytywy! Porównanie Januszu jest błyskotliwe i chyba się domyślam co chciałeś powiedzieć, ale samo zdanie może wprowadzać w błąd
🙂
#24 Januszu,
Nie napiszę o tym jak być powinno, bo staram sie unikać myślenia życzeniowego.
Jak ja to obliczam? Za kazdym razem na nowo. Codziennie, na ile zatrzymam się przez chwile nad jakims zdarzeniem , decyzją ( nie udaje mi sie to za często).Przyczyną tego zatrzymania, jest często Słowo, które przypomina mi się w tej sytuacji.Ono daje moim myślom inne spojrzenie na to co sie wydarza. Potem prośba , abym dał sie poprowadzić – trudne to jest. Jednak to sie wydarza! Małymi kroczkami, pojedyńczymi zdarzeniami.Jeśli jednak w nawet drobnym wydawało by mi sie zdarzeniu pojawi się Chrystus, to pojawia sie nieskończoność!!
Dziękuję Ks. Biskupowi i wszystkim za tłumaczenia.
Jednak dzisiejszy dzień, niestety, pokazał mi, że tto, co napisałam o sobie jest absolutną prawdą…
Pytanie trochę na uboczu tego wątku, ale brakuje miejsca na pytania ogólne 🙂 . A ważne jest by móc sprawdzić czy się nie błądzi!
Miłość do Boga nie przejawia się w słowach, ale w uczynkach wobec bliźnich. Dla mnie najtrudniej radzić sobie z własnymi chęciami. Mój sposób postrzegania, co dobre, a co złe ma wciąż pierwszeństwo przed wolą Pana. Moim bożkiem jest plan: dobre jest trzymanie się go, złe – jego rozbijanie. Gdy nie udaje się go realizować jestem wściekły. Dziś, gdy zaczynałem właśnie te rozmyślania (zaplanowałem sobie, że poświęcę im czas) zadzwoniła żona z prośbą o zmierzenie świetlówek do akwarium. Byłem poirytowany, bo przeszkodziła mi. Udało mi się (dzięki dzisiejszemu Słowu z Ewangelii) opanować i chociaż wewnątrz czułem dyskomfort, to nie okazałem niechęci przez telefon.
Plany są ważne, ale ważniejsi są bliźni. Przez dobre uczynki dla nich wielbię najukochańszego Boga! A dyskomfort jest chyba nieodzowny, to chyba mój krzyż?
Iść za Jezusem to trudna i wymagająca wielu wyrzeczeń droga.Słuchać Jego nauki i dostosować ją do naszeego życia jeszcze trudniej.Ale jeśli w tej szarej codzienności nauczymy się wyciszenia chociaż na chwilę to On przemawia do nas i wskazuje właściwą drogę lub miejsce.Ostrzega wtedy i w jakiś niewytłumaczalny sposób kieruje naszymi myślami.Warunkiem jest tu oczywiście nasze pragnienie zbliżenia się do Chrystusa ,dotknięcia choćby tylko jego szat lub ucałowania jego stóp.Janina