Słowo Boże pozwala nam wglądać w nasze życie i kształtować je według zamysłu Boga. Bardzo często bowiem jesteśmy oszukanie co do prawdy naszego życia. Chcemy je sobie zagwarantować tak, byśmy mogli spokojnie sobie żyć. To jest jakby takie naturalne oczekiwanie. Tymczasem rzeczywistość najczęściej okazuje się inna. Ewangelia 18 Niedzieli roku C (Łk 12,13-21) daje nam możliwość rewizji naszego podejścia do życia oraz ukazuje nam potrzebę i możliwość odniesienia się do Boga jako jedynego źródła i gwarancji naszego życia. Na „skargę” przedstawioną przez jednego z braci co do spadku nieuczciwie podzielonego i na jego prośbę, by Jezus zainterweniował, Jezus odpowiedział: 

 

Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości,
bo nawet gdy ktoś opływa we wszystko,
życie jego nie jest zależne od jego mienia
(Łk 12,15)

 

Jest to odpowiedź zaskakująca – szczególnie jeśli uświadamiamy sobie, że pochodzi ona z usta Jezusa, któremu przecież chodziło o ujmowanie się za pokrzywdzonymi. Wydaje się jakby Jezus umywał ręce od tej przecież w naszym odczuciu słusznej sprawy. Bo oto przecież dzieje się ewidentna niesprawiedliwość.

1. Któż Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami?

Jezus wyraźnie dystansuje się od przedstawionego mu faktu niesprawiedliwości. Ten dystans jest jakby podkreślony i potwierdzony przy zwrot, który Jezus kieruje do proszącego: Człowieku! Jest to jakby sygnał, że Jezus nie ma zamiaru wchodzić w szczegóły tej całej sytuacji, która owemu człowiekowi wydawała się niesprawiedliwa. Przez powiedzenie: któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? Jezus ukazuje, że On nie jest sędzią na tymi sprawami, z jakimi się zwrócił ów człowiek.

Ale czyżby Jezus nie był sędzią nad ludzkimi sprawami? Oczywiście, że jest. Jednak sąd Jezusa nad sprawami ludzkimi nie zwraca się ku temu, co jest rezultatem ludzkiego działania, lecz na to, co stoi u podstaw i źródła tegoż działania. Zaznaczam tutaj, że nie chodzi tutaj o Sąd Ostateczny, który będzie odnosił się do rezultatów ludzkiego działania czyli ludzkich czynów i postaw. Tutaj mówimy o tym sądzeniu, które dokonuje się w odniesieniu do człowieka podczas tego życia. Ten odbywający się aktualnie sąd Jezusa czy to Jego sądzenie ludzkich postaw czy ludzkich mentalności dotyczy tego, co aktualnie znajduje się w sercu i wnętrzu człowieka, a skąd pochodzą wszystkie czyny człowieka.

2. Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości

W tych słowach jest wyrażony istotny sąd nad aktualnym życiem człowieka i nad sposobem ułożenia tego życia. Jest to sąd, który zmierza do uwolnienia człowieka od jego „wewnętrznego nieprzyjaciela”, jakim jest chęć czy wola zabezpieczenia sobie życia w sposób niezależny od Boga jako jedynego Pana wszelkiego życia. Wyrazem tego jest „chciwość”.

Gdy słyszymy słowo chciwość myślimy zazwyczaj o jednej z ludzkich wad. To prawda. Jednak chodzi tutaj o coś więcej. W kontekście pytania o udział w spadku oraz w kontekście tego, co Jezus dalej mówi o próbie zabezpieczenia swego życia w tym, co człowiek posiada, trzeba rozumieć tę chciwość (po grecku: pleoneksia) jako przejaw czy formę życia w jakiejś mierze przeciwstawiającą się życiu w Bogu i z Bogiem. W Liście do Kolosan św. Paweł nazywa chciwość idolatrią czyli bałwochwalstwem (Kol 3,5).

Idole czyli bałwany to te wszystkie czynniki w naszym życiu, które jawią się nam jako sposób i środki zagwarantowania nam życia szczególnie wobec jawiących się trudności czy przewidywanych zagrożeń. Właśnie posiadanie i dominacja czyli władza są tymi, które zazwyczaj są widziane jako najbardziej potrzebne i skuteczne do tego, by człowiek mógł być po swojemu szczęśliwy. Często nawet łatwo przechodzi do tego przekonania, że mając te dwa uda mu się także zdobyć to, czego najbardziej szuka i za czym tęskni ludzkie serce, a mianowicie bycie akceptowanym i kochanym. Krótko mówiąc, że może „kupić” sobie miłość. Tego aspektu dzisiaj tutaj nie rozwijam. Zostawiam na inną okazję.

Jezus ostrzega więc przed chciwością jako formą bałwochwalstwa, przez które człowiek próbuje uniezależnić się od Boga. Jeśli więc człowiek widzi w swoim życiu różne problemy, które sygnalizują, że jego życie jest w jakiejś mierze zaburzone czy chore (nie układają się relacje z bliźnimi, relacje w pracy, jego stosunek do wydarzeń jest jakoś zaburzony, nie rozumie wydarzeń, jakie mają miejsce w jego życiu itp.), to winien się pytać jaki jest jego stosunek do dóbr, do posiadania, do zabezpieczenia siebie, do pieniądza itp. Tutaj bowiem leży jeden z ważnych kanałów przez które wlewa się w nasze życie choroba.W tym przypadku lekarstwem nie będzie powiększanie czy budowanie nowych śpichlerzy, lecz ich stopniowe oczyszczanie, a czasem – w pewnych okolicznościach – nawet ich burzenie. Jest to trudne, ale zasadnicze wezwanie i wyzwanie, jakie Jezus w innych okolicznościach skieruje do swoich uczniów (zob. Łk 14,33).

3. Być bogatym przed Bogiem

Nasze życie nie zależy ani od tego, co posiadamy ani tego, kim jesteśmy sami we własnych oczach, czy kim chcemy siebie zrobić w oczach naszych bliźnich. W odkryciu tego nas pomaga Jezus. To właśnie w tej materii może być On odkrywany i widziany jako sędzia naszego życia, jako ten, który pomaga nam już teraz zrozumieć, o co chodzi w naszym życiu, abyśmy na końcu nie przeżyli rozczarowania z powodu życiowej pomyłki.

Jezus jest „sędzią” któremu spokojnie możemy dać racje orzekania o naszym życiu i wydawania wyroków, które czasem – patrząc po ludzku – mogą wydawać się niesłuszne czy skierowane przeciwko nam. Czasem może się wydawać, jakoby nie interesował się wystarczająco naszymi interesami i nie działał po naszej myśli.

Tak, ale Jemu chodzi o nasze prawdziwe dobro. Jemu chodzi o to, byśmy odkrywali nasz związek z Bogiem jako Ojcem. Byśmy byli bogaci przed Bogiem, tzn., trwali w całkowitym zawierzeniu Jemu, które szczególnie się objawia wtedy, gdy w jakiejś dziedzinie doświadczamy braku, niezrozumienia, krzywdy i potrafimy – oparci o Niego, jako naszego prawdziwego i jedynego Sędziego – nie dochodzić swego, np. tego, że ktoś nie chce z nami podzielić się spadkiem, zyskiem i nie chce uwzględnić tego, co nam się należy. Być bogatym przed Bogiem, to korzystać z darów Boga – zostawiając niejako na boku czy poza naszym głównym zainteresowaniem to, co jest nam po ludzku należne i czego spodziewamy się od ludzi.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

32 komentarze

  1. …i znowu to, co Ks.Biskup umieścił w nawiasie bardzo mocno dotyka mnie, bo nie układają się moje relacje z bliźnimi, relacje w pracy, mój stosunek do wydarzeń jest jakoś zaburzony, i coraz miej rozumiem z wydarzeń, które mają miejsce w moim życiu.
    Im bardziej zbliżam się do żony, tym wyraźniej widzę, jak odmienną ona jest. Na pewno nie jest tą, jaką bym chciał, by była. Również siebie widzę nie takim, jakim bym chciał być.
    Co to znaczy poprawna relacja z drugim człowiekiem? Czy to znaczy nie mieć wrogów? Czy można być przyjacielem wszystkich? Na pewno w jakiejś mierze chcę być po swojemu szczęśliwy i tym swoim szczęściem unieszczęśliwiam innych. To moje dążenie do szczęścia może uleczyć tylko Jezus Chrystus dając mi Swoją mentalność, gdzie chwalebny krzyż jest jedynym darem Boga, który nie tylko mnie uszczęśliwia, lecz również daje szczęście innym…
    janusz f.

    #1 baran katolicki
  2. #1,
    bardzo lubię uczestniczyć w ślubach (zwłaszcza z mężem) i pogrzebach (raczej sama).
    Nasze zawarcie sakramentu małżeństwa było pośpieszne. Byliśmy parą jedną z wielu, która tego popołudnia miała powiedzieć sakramentalne „tak”…
    Dziś jest zupełnie inaczej. Jest msza święta, bliscy czytają teksty liturgii słowa, śpiewają psalm. Ksiądz mówi przemyślaną homilię; przypomina, czym jest sakrament małżeństwa. Mówi o obowiązku troski o rozwój miłości między małżonkami, której fundamentem ma być Chrystus, nie piękne oczy, zgrabna figura czy zamożność rodziców…
    Każdy ślub jest dla mnie zawsze okazją do powrotu do naszego ślubu, do uczuć, marzeń, planów. Jest okazją do zastanowienia się nad tym, czy dobrze korzystamy z mocy, jaką otrzymaliśmy w sakramencie małżeństwa. Tak, niewątpliwie, homilia dziś głoszona była też i dla nas; zawsze tak jest…
    A pogrzeb? … ustawia mnie do pionu. Przypomina, co jest marnością, a co skarbem…
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #2 julia
  3. „Zapanować, zabezpieczyć . . . czy uwierzyć ?”
    Ja kiedyś zastanawiałam się, jak zabezpieczyć sobie „dobrą starość” ?
    Jestem młoda ( teraz już nie tak bardzo, ale wtedy), mogę coś zaoszczędzić i nie martwić się.
    Nie martwić się?
    Czy jest pewna metoda, aby te oszczędności do tej emerytury dotrzymać?
    Złożyć w banku? Przyjdzie inflacja i to, co miało starczyć „na dużego fiata starczyło zaledwie na koło dla niego”…
    A może inwestować w złoto i kosztowności? Wystarczy jedna noc i złodziej. I nie ma nic…
    Nieruchomości. Tak, nieruchomości to dobra inwestycja. Czy aby na pewno? Jedna powódź… Jedna burza…Jedna bomba…
    Co jest trwałe i niezmienne? Ziemia. Ziemia nie ulegnie dewaluacji. Nikt jej nie ukradnie. Nie zniszczy. A jednak… A jednak ziemię też można stracić. Ustrój się zmienia i moja ziemia już nie jest moją ziemią, jak pokazała historia.
    Te przemyślenia pokazały mi jedno – to wszystko to marność nad marnościami. I samemu nie da się zabezpieczyć bytu dla siebie…
    I nawet, jeśli by tego nie chcieć, to i tak pozostaje tylko jedno – wierzyć i ufać Bogu. Tylko On może mi ten byt zapewnić.
    Ale czy może być lepsza gwaracja niż ON? 🙂

    #3 basa
  4. Być bogatym Bogiem,znaczy /również/rozumieć Go.A żeby zrozumieć,trzeba przeanalizować /duszą/słowo które skierował do nas i odnieś do otaczającej nas rzeczywistości.Wszystko współgra,wzajemnie wypełnia i uzupełnia się.Jest jak nuta która z rzeczywistością tworzy najpiękniejszy dźwięk.Zrozumieć Boga,w dostępnej nam cząstce możliwe jest /choć czasem niepojęte :)/.

    #4 Ka
  5. #3 – Najlepsza lokata baso,to lokata w duszę.Na nic innego człowiek aż takiego wpływu nie ma.

    #5 Ka
  6. „Jezus jest „sędzią”, któremu spokojnie możemy dać rację orzekania o naszym życiu i wydawania wyroków” – dziękuję Ks. Biskupowi za te slowa.

    Tak postanowiłam – dać rację orzekania Jezusowi we wszystkich sprawach /aktualnie toczących sie też spraw spadkowych/. Jestem pewna, ze łatwiej mi bedzie przyjąć wszystko, również to, co nie będzie po mojej myśli.

    #6 Tereska
  7. …muszę Wam to powiedzieć;
    swój pierwszy, religijny spichlerz budowałem pięć lat. Zawaliło się wszystko i zostałem pierwszy raz religijnym bankrutem. Goły i wesoły wróciłem do dawnego domu, w którym już nie było dla mnie miejsca.
    Poznałem wówczas dziewczynę, która była w Neokatechumenacie. Kolejny raz rzuciłem wszystko i pojechałem na drugi koniec Polski by doświadczyć /dotknąć/ tego, czym wówczas żyła. Trzynaście lat była to nasza, wspólna droga, na której wydarzyło się wszystko co dzisiaj nas dotyka. Okazało się, że był to kolejny spichlerz /zabezpieczenie/, jakie sobie sam wybudowałem. Mimo krzyża,który nas mocno przygniatał, czuliśmy się bezpieczni, bo nie byliśmy sami i zawsze mogliśmy liczyć na pomoc.
    Jakże ja wtedy wychwalałem Drogę i nie docierało do mnie, że to właśnie Droga jest moim idolem, zabezpieczeniem. Cieszyłem się z każdej Liturgii, Eucharystii. Z radością gościłem w swoim domu braci i siostry na przygotowaniach. Mimo braku sił wlekliśmy się na samym końcu Wspólnoty. Nie daliśmy rady i po trzynastu latach skapitulowaliśmy, ku zadowoleniu katechistów. Daliśmy spokój z ciągłym zmaganiem, wysiłkiem, walką, która okazała się budowaniem na własną rękę kolejnego zabezpieczenia przed krzyżem /śmiercią/.
    Dzisiaj dla mnie jedynym spichlerzem jest Jezus Chrystus, to znaczy ten Duch, który uzdalnia mnie do nie zajmowania pierwszego ani ostatniego miejsca we wszystkim, co mnie dotyka na co dzień.
    Nie tylko na pierwszym ale i na ostatnim miejscu w moim życiu jest Jezus Chrystus…
    Pozdrawiam Was…
    janusz f.

    #7 baran katolicki
  8. #7
    Ja mam podobne doświadczenie. Mi już w pierwszym roku mojego pobytu we wspólnocie Pan Bóg pokazał, że Drogę można zbaalizować. Kazał mi wtedy odejść z Drogi, a gdy to zrozumiałam, pozwolił powrócić. Dlatego dla mnie Droga jest tylko szkołą, do której posłał mnie Bóg.
    Ale to nie przeszkadza mi z radością chodzić do tej szkoły i lubić ją. 🙂

    #8 basa
  9. P.S. Jak myślisz? Czy te 13 lat poszło na marne?

    #9 basa
  10. Jestem juz w ,,statecznym,, wieku i wlasciwie mialam takie ,,ustabilizowane,, życie .. pracę, dom, dzieci, mocne więzi z rodziną, ogrom przyjaciół wszystko CUDO, nawet konto w banku miałam… tylko brakowalo czasu i miejsca dla Boga..kiedy otrzymałam MOCNY WSTRZĄS zaczelam SZUKAĆ i dzięki Panu dość szybko stanełam na drodze ktorej pierwszym etapem była Odnowa w DŚ tam po raz pierwszy usłyszałam, że wszystko jest marnościa po paru latach stanełam na DRODZE na ktorej jestem do dziś lecz nie mogę powiedzieć jakobym widziała jakieś ,,szczególne,, więzi międzybraterskie czy też mogłabym oczekiwać jakiejś pomocy.. faktycznie otrzymuje mocne wiezi ze Słowem Bożym i to jest moja siłą , i jak widzę z każdym dniem, spotkaniem sie umacnia…i chwała PANU…ale za to ci co mieli stanowić to moje,,ZABEZPIECZENIE,,dzieci,rodzina są przeciw mnie… ,,moherowe berety,, itp to na pożądku dziennym… widzę , że zły własnie ich wykozystuje przeciwko mnie jak na razie MOCNO się trzymam no i ten blog znacznie mnie wzmacnia tj wypowiedzi jego uczestników dodają mi niejako motywację do dalszej walki i umacniacie mnie w wierze, że JEDYNYM a nawet moze jedyną najlepszą ,,LOKATĄ,, jest JEZUS CHRYSTUS…z wszystkimi krzyżami, niepowodzeniami……

    #10 Ba
  11. Dzisiejszy frag. ewangelii (opowiadanie o bogaczu czy kłócących się braciach) stanowi dla mnie punkt, przed którym nie wolno przejść obojętnie. Jasno i dobitnie pokazuje, że pokładanie ufności w człowieku czy rzeczy, nie tylko wydaje się być zagrożeniem, co jest nim w rzeczywistości (ba, a któż z nas tego nie doświadczył?…) Opowiadanie uświadamia na nowo, że nie chodzi o rzeczy, ich używanie lecz o problemie poszukiwania w nich istoty życia, tj. sensu i bezpieczeństwa. Jezus nie piętnuje tutaj bogactwa, tylko chciwość, arogancję, pychę, która zamyka serce człowieka, piętnuje tego, który z rzeczy czyni bożka, zamykając go na Boga i na innych.
    Przyjąć kierunek „dla Boga” oznacza więc nie tyle co „na korzyść Boga”, ale „w kierunku Boga”. Czyli nie tylko o ofiarowywanie czegoś Bogu chodzi, ale o korzystanie zgodne z Jego zamysłem. Bo… człowiek nie jest (wbrew wszelkim pozorom dzisiejszego świata) zależny od swego mienia, ale od wartości, którymi się kieruje. „Być bogatym przed Bogiem” oznacza tyle, co zrobić Mu miejsce (także braciom). Bo posiadać musi oznaczać ciągłą wolność i otwartość w dzieleniu się.

    #11 morszczuk
  12. „BYĆ BOGATYM PRZED BOGIEM, to korzystać z darów Boga – ZOSTAWIAJĄC niejako na boku czy poza naszym głównym zainteresowaniem TO, CO JEST NAM PO LUDZKU NALEŻNE i czego spodziewamy się od ludzi”
    Tak… rozumienie tego zdania wymaga radykalnie (mam znajomego, który nie znosi tego słowa, ja -przeciwnie – bardzo je lubię 🙂 )innego spojrzenia na swoje życie. Otrzymywanie tego, co się nam po ludzku należy ludzie nazywają sprawiedliwością. By mieć bogactwo przed Bogiem (być ubogim w duchu) NIE TO musi być w centrum naszego zainteresowania. Myślę, że nie chodzi tu tylko o odpowiedni udział za pracę (por. Koh 2,21), ale także odwzajemnienie życzliwości, otwartości, poświęcenia, zrozumienia, uczucia; w ogóle oczekiwanie na wzajemność.
    Być wolnym od takiej postawy. To bardzo trudne dla mnie…
    Uczę się tego, uczę…
    A wciąż się przekonuję, że chcę być „bogata” w duchu. W dalszym ciągu tupię nogą i DOMAGAM się ludzkiej sprawiedliwości.
    Pozdrawiam 🙂

    #12 julia
  13. #7 Januszu ,z Twoich wypowiedzi wynika ,że tak wiele łask otrzymałeś od Boga , a mimo to masz jakby”wyrzut sumienia”,że nie wytrwałeś na Drodze.
    Jak pamiętam z wcześniejszych wypowiedzi Ks Biskupa – DN to jest właśnie szkoła ,którą dobrze jest ukończyć a pożniej można wrócić do swojej wspolnoty parafialnej i świadczyć życiem.
    Zachęcona i mam nadzieję dotknięta Duchem Swietym weszłam niedawno na Drogę i doświadczam niesamowitego spotkania ze Słowem ,które zmienia moje „ułożone” życie religijne.Teraz zastanawiam się jak mogłam tak długo”słuchać a nie słyszeć,patrzeć a nie widzieć”.
    Myśle,ze powinieneś dziekować Bogu ,ze dane Ci było te 13 lat na Drodze ,ktore procentuje.

    pozdrawiam ciebie i cała rodzinę

    #13 Tereska
  14. …te 13 lat pozwolilo mi dzisiaj stanąć w ogromnej bezsilności wobec cierpienia Piotra, który po trzy godzinnej operacji wciąż płacze. Ma zagipsowane obie nogi aż po biodra. Tak będzie przez sześć tygodni.
    Będąc tam i trzymajac go za rąkę byłem bezsilny, nie mogąc mu pomóc.
    Potworna śmierc ojca, który kocha i akceptuje krzyż syna…
    Pozdrawiam…
    janusz f.

    #14 baran katolicki
  15. #13
    Janusz, jestem z tobą i Piotrusiem 🙂
    Ale czy ta operacje nie jest po to, aby było lepiej?

    #15 basa
  16. Jest to dla mnie codzienna praca-walka jak w poprzednim temacie pisaliście o modlitwie.Aby to, co przez cały dzień zbudowałem( spichlerze)oddać na koniec dnia do dyspozycji innym ( w moim sercu).Tak aby gdy nastąpi taka okoliczność móc oddać to bez sprzeciwu, albo z chwilowym tylko sprzeciwem już w realu. Mam tę samą obserwcję jak Julia- dotyczy to zarówno rzeczy materialnych jak i dóbr duchowych.

    #16 grzegorz
  17. Najsmutniejszym oddziałem dziecięcym nie jest np. onkologia dziecięca – tam dzieci uśmiechają się. Najsmutniejszym oddziałem dziecięcym jest oddział chirurgii dziecięcej. Na studiach była to moja najbardziej przygnębiająca praktyka.

    #17 basa
  18. #14 Baranku,przykro mi z powodu cierpienia Piotrusia.Bardzo przykro.Bądź /duchowo/silny.

    #18 Ka
  19. #14 Januszu,
    dobrze, że jesteś przy cierpiącym Piotrusiu. Pocieszaj Go i czyń wszystko (co słuszne), aby ulżyć Jego cierpieniu. Najważniejsza dla Niego jest i tak Twoja obecność i Twoja pewność, że operacja była po to, żeby było lepiej (jak napisała basa).
    Pozdrawiam Cię serdecznie i pamiętam w modlitwie 🙂

    #19 julia
  20. …basa,a jak ma się czuć niepełnosprawny trzynastolatek,który miał podcięte ścięgna i w ogóle nie rozumie dlaczego go boliA boli go mocno.Jest już w domu,z nami i wciąż płacze.Wybacz,ale nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć.Proszę bądźcie z nami,bo jesteśmy w prawdziwym piekle…janusz f.

    #20 baran katolicki
  21. Dziękuję, ze odpowiedziałeś.
    Powiedz, lekarze nie zlecili mu jakiś leków p-bólowych?
    Czy one nie pomagają?
    Proszę skontaktuj się ze mną, wiesz jak. Albo poproś, aby to zrobiła twoja żona.
    Postaram się byc dostępna po 19-stej.

    #21 basa
  22. nie na blog
    Chciałabym tylko wyjaśnic, że wczoraj napisałam do Janusza na Skypie, a On jak zwykle odpowiedział na blogu. 🙂
    Nie rozumiem, dlaczego ten ból nie jest kontrolowany. Ale z drugiej strony nic nie wiem…
    Serdecznie Ks. Biskupa pozdrawiam
    B

    #22 basa
  23. # 20 Janusz, jestem.
    Miałam nadzieję, ze już jest lepiej. Wiem, że będzie lepiej…

    #23 basa
  24. ” DN to jest właśnie szkoła ,którą dobrze jest ukończyć a pożniej można wrócić do swojej wspolnoty parafialnej i świadczyć życiem”. Nie rozumiem …jak to późnej wrócić do wspólnoty parafialnej ?. To znaczy, że DN to jakaś wyspa na oceanie ?. Sorry…ale świadczyć życiem można i trzeba również poza wspólnotą.Od kiedy usłyszałam od Pana katechisty, że „moje ciało jest własnością męża” i parę innych bzdur dałam sobie spokój ze wspólnotą neokatechumenalną. Mam Kościół z całą jego tradycją, wspaniałych księży, cudne religijne książki, poezję ukochanego ks, Twardowskiego, mnóstwo przyjaciół i znajomych a przede wszystkim mam (każdy ma dbając o to) POMOC i prowadzenie Ducha Świętego i to naprawdę wystaracza by świadczyć o Chrystusie życiem. A swoją drogą czyjąś własnością to może być przedmiot ale nie Osoba – Człowiek, Boże Dziecko.Dopiero teraz czuje się naprawdę W O L N A !.

    #24 Kasia
  25. Janusz napisał „Cieszyłem się z każdej Liturgii, Eucharystii. Z radością gościłem w swoim domu braci i siostry na przygotowaniach. Mimo braku sił wlekliśmy się na samym końcu Wspólnoty”. I znowu nie rozumiem… dlaczego tak czułeś ?. A co to znaczy być we wspólnocie na czele tej grupy ???. Przecież to, że tam w tej wspólnocie byliście, że słuchaliście, (mniemam z zaufaniem, Słowa Bożego) było cudownym świadectwem. Dla całej wspólnoty parafialnej nie tylko z ludzi z DN.

    #25 Kasia
  26. #24
    Ja jestem na DN i nigdy nie zerwałam więzi z moją wspólnotą parafialną, mimo, ze wspólnota neokat. jest przy innej parafii. Mogę nawet powiedzieć, że dzięki DN stałam się bardziej aktywna w parafii. Też mam Kościół z całą jego tradycją. DN nie pozbawia mnie „wspaniałych księży, cudnych religijnych książek, poezji ukochanego ks. Twardowskiego, mnóstwa przyjaciół i znajomych” I mam nadzieję, że Duch Święty mnie prowadzi.
    Ale we wspólnotach neokatechumenalnych są tacy sami niedoskonali i omylni ludzie, jak wszędzie. Nawet katechisci 🙂 Mnie też czasami denerwują moi katechiści, ale zawsze zastanawiam się, czego Bóg mnie chce przez to nauczyć.
    Myślę, że Droga Neokatechumenalna jest jedną z wielu propozycji, które daje nam Bóg, aby zbliżyć się do Niego. I myślę, że jest ona Jemu potrzebna.
    Kasiu, myślę, że ja-neokatechumenka i ty- nieneokatechumenka jesteśmy tak samo członkiniami tego samego jednego Kościoła i kochanymi Dziećmi Bożymi.
    Zgadzasz się ze mną, mam nadzieję?
    Serdecznie pozdrawiam 🙂

    #26 basa
  27. Jestem Baranku /z Tobą i/z Piotrusiem.On /Piotruś/ MUSI w Tobie silnego DUCHA WIARY widzieć.To Mu pomoże.Naprawdę.

    #27 Ka
  28. #24 Kasiu,Ksiądz katecheta źle tylko ujął to co chciał wyrazić.Twoje ciało jest męża ciałem,a męża ciało Twoim.Jesteście jedno i od Was zależy co z tym JEDNYM ciałem w życiu tu uczynicie.

    #28 Ka
  29. Czasem mam mieszane uczucia.Dlaczego cierpią dzieci?Nie znamy powodu,jednak ufam że dla ich duszy /zamkniętej w cierpiącym ciele i rodziców/TO NAJŚWIĘTSZE.

    #29 Ka
  30. Basa…zgadzam się z Tobą całkowicie. I biegnę na spotkanie z JEZUSEM, a później Adorację Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Będę się goraco modliła za Janusza i całą Jego rodzinę a szczególnie za Piotrusia. Też mamy syna ….Piotrusia Pawła…

    #30 Kasia
  31. Nie chcemy cierpienia.A jednak przez cierpienie wyzwolenie idzie.Co dane trzeba PRZEJŚĆ,nawet Jezus zdawał sobie z tego sprawę.Nie ma ucieczki,jak chcemy iść CZYSTO.

    #31 Ka
  32. To, kiedy cierpią nasze dzieci, a my jesteśmy bezsilni wobec ich bólu jest bardzo ciężkie i przykre. Januszu, wielu blogowiczów stara się być z Tobą, z Twoją Rodziną w Waszych doświadczeniach życiowych. Modlę się i ja za Was. Pozdrawiam serdecznie! 🙂

    #32 MałgorzataW.

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php