W Uroczystość Zesłania Ducha Świętego próbujemy zgłębić tajemnicę jego obecności i działania, a także poznać lepiej kim On jest. Nie jest to łatwe zadanie, gdy patrzymy tylko z naszego ludzkiego punktu widzenia. Właściwie objawia się on nam sam na różny sposób w swoich darach. Wtedy też poznajemy Go chociaż nie zawsze potrafimy wyrazić to słowami. W tej refleksji chcę pomóc zbliżać się do tego poznania Ducha Świętego. Najpierw zwróćmy krótko uwagę na samo pojęcie, na sam termin, jakim jest określany Duch Święty. Trzeba najpierw powiedzieć, że właśnie terminologia związana z Duchem Świętym jest najbardziej złożona, jest najtrudniejsza do jakiegoś stosunkowo jednoznacznego określenia. Nie jest zamierzam przytaczać tutaj całego bogactwa tej złożoności. Trzeba jednak chociażby zaznaczyć, że podstawowy termin biblijny, hebrajski rzeczownik ruah, ma bardzo szerokie pole znaczeniowe. Poczynając od strony przedmiotowej może oznaczać wiatr, oddech, tchnienie, w znaczeniu zaś teologicznym oznacza Osobę Ducha Świętego. Między tymi dwoma biegunami znaczeniowymi: wiatr (tchnienie) i osoba, jest cały szereg znaczeń pośrednich, gdzie można mówić o jakimś duchu czy o duchu kogoś, albo też określać pewne sposoby zachowania, gdy się mówi o duchu łagodności, gwałtowności, mądrości itp.
Gdy mówimy o Duchu Świętym, mamy na myśli trzecią Osobę Trójcy Przenajświętszej. Musimy zdać sobie jednak sprawę z tego, że nie zawsze w tekstach biblijnych jest On jednoznacznie określony jako Duch Święty. Warto zwrócić uwagę, że samo określenie Duch Święty (ruah qadosz) w Starym Testamencie zachodzi tylko trzy razy i nie może być utożsamione wprost z Duchem Świętym, tak jak my Go dziś rozumiemy w świetle objawienia Nowego Testamentu. Jako przykład możemy przytoczyć tekst Psalmu 51: nie odbieraj mi świętego ducha swego (51,13) Biblia Tysiąclecia słusznie pisze to małymi literami (zob. także Iz 63,10.11). Także w Nowym Testamencie wyrażenie duch, po grecku pneuma, użyte blisko 400 razy, tylko zaledwie w jednej trzeciej przypadków odnosi się do Ducha Świętego jako Osoby Trójcy Świętej. Jest to bardzo znamienne, że właśnie terminologia związana z trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszej jest najtrudniejsza do ustalenia i określenia, sama zaś Osoba Ducha Świętego jest akurat tą, która – jak zobaczymy później bardziej szczegółowo – właśnie wszystko określa, nadaje formę i wyraz. Hebrajskie pojęcie ruah i jego grecki odpowiednik pneuma – jak to już wspomnieliśmy – w swoim podstawowym znaczeniu oznacza wiatr, tchnienie, oddech. Gdy jednak ten termin jest użyty zaraz w drugim wierszu Księgi Rodzaju w sformułowaniu: Duch Boży (ruah Elohim) unosił się nad wodami, podczas gdy ziemia była bezładem i pustkowiem, a nad powierzchnią bezmiaru wód panowała ciemność, to należy go rozumieć jako nadrzędny w stosunku do owego bezładu i pustkowia oraz ciemności i w pewnym sensie im przeciwstawny, nie w znaczeniu opozycji, ale w znaczeniu aktywności. Ten właśnie Duch Boży jawi się wobec stającego się stworzenia jako pewnego rodzaju aktywna forma, w znaczeniu czegoś, co formuje, oraz jako przestrzeń życiowa, dzięki której i w której jest możliwe życie. Duch jest właśnie tym tchnieniem i poruszeniem, które umożliwia przejście życia od jego źródła do skutku, do jego widzialnego i doświadczalnego wymiaru.
W chrześcijaństwie stale odkrywamy obecność Ducha Świętego i jesteśmy przez Niego odkrywani (poznajemy siebie w Jego świetle) i formowani. Nasze poddawanie się Jemu to stałe wyprowadzanie nas z naszego zamknięcia się w sobie, z naszej pewności siebie, z naszych racji i pewnego uporu czy zatwardziałości serca. Trzeba poddawać się, jak to niektórzy określają, działaniu Ducha Świętego na podobieństwo lodu czy śniegu, który pod wpływem słońca topnieje i doznaje przemiany. Pod wpływem tego Ducha może spełnić się to, co wyrażali spełniać się to, co wyrażali prorocy, że kamienne serce może stać się sercem z ciała.
Bp ZbK
14 odpowiedzi na “Duch Swięty – ruah Elohim (1)”
Księże Biskupie,
W ciągu ostatnich kilku tygodni moje spojrzenie na życie i na – ważne dla mnie – osobiste powołanie przechodzą ewolucję, w ogromnej mierze wspieraną rozważaniami JE. Zawsze wierzyłem w sens życia: nie jesteśmy tu przypadkiem, mamy coś do zrobienia. Wiara ta jest tak silna, że jeśli czasami zadam sobie pytanie czy tak jest naprawdę to mój móżg daje prostą odpowiedź: „no pewnie, że tak” i dalej mu się niechce dyskutować. Wierzyłem że trzeba się wyciszyć czekać, a dowiem się co mam robić. Przez lata to się sprawdzało. Aż w zeszłym roku stanąłem przed dylematem czy rozwijać swoją firmę? Instynkt, zasady współczesnego biznesu kazały mi to robić. Tylko po co? Żyjemy nie za bogato, ale przyzwoicie. Kochamy się, a jak coś zazgrzyta to potrafimy się pojednać. Nie potrzebuje więcej. Ludzie zatrudnieni w mojej firmie są zadowoleni, bardzo sobie cenią naszą atmosferę pracy. Tylko siąść i się cieszyć. Ale coś w środku mówi mi, że to zła droga. „Być zwyciężonym i nie ulec to zwycięstwo, zwyciężyć i siąść na laurach to klęska”. Nie po to Bóg dał mi jakieś talenty bym je przejadł. Tylko co robić? Znalazłem blog Księdza Biskupa i zacząłem zadręczać Księdza pytaniami. Cel miałem prosty: jak poznać wolę Boga? „Jak zaswędzi cię w lewej stopie to …”. A tu Ksiądz Biskup zadał cios: „szukasz drogi? ona jest ci pokazana. Masz wybór: iść własną drogą lub drogą Jezusa!” Można żyć jak piosenkarz, który żądny sukcesu sprawdza co się najlepiej sprzedaje i zgodnie z najnowszymi trendami tworzy hit, zarabia. Tworzy kolejnego potworka. Można też słuchać głosu serca i wyrażać swoje myśli, mniej popularne, mniej dochodowe (czasem wogóle). Oczywiście może to być złe albo dobre. Dobre gdy człowiek stara się żyć jak nakazał Jezus, złe gdy zbacza z tej drogi. Nie piszę wierszy, bo nie umiem. Tworzę plany i zespoły. Jeśli Bóg zechce to ześle mi łaskę i natchnie mnie, moimi rękami zrobi coś dobrego. W ostatnich dniach zrozumiałem, że moim obowiązkiem jest próbować, szukać i myśleć, ale bez przesady. Jeśli nic mi nie wychodzi – mam się modlić i czekać. „Proście, a będzie wam dane”. Najpilniejszym więc pytaniem staje się co to znaczy „Ja jestem drogą”?
W moje życie Ks. Biskup też wszedł bardzo mocno. I doprowadził do podobnych wniosków co u Zbyszka. Należy robić swoje, ale bez nadmiernej ekscytacji i przywiązania, pamiętając, że w każdym momencie może się okazać, że plan P. Boga jest inny i pozwolić mu wtedy wypełnić się. I mimo dobrej woli wciąż mam ten lęk, czy ja pozwolę? I wciąż mam nadzieję, że dzięki działaniu Ducha Świętego tak.
Z dzisiejszej Ewangelii :”Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: ”Panem jest Jezus”.”
#1 Zbyszek
Panie Zbyszku,
Czym jest powiedzenie „Ja jestem Drogą…” i Kim jest ten, kto to powiedział i stale do nas mówi (naturalnie na ile chcemy Go słuchać), odkrywamy krocząc tą Drogą (na tej Drodze), będąc w tej Drodze, czyli żyjąc wg logiki Jezusa Chrystusa. Nie jest to żaden pogram, który byłby możliwy do poznania i zastosowania niejako z góry. Można i trzeba odnieść się do doświadczenia Abrahama, któremu Bóg powiedział: Wyjdź! I dalej, parafrazując różne momenty i sytuacje z jego życia: A Ja ci ukażę, Ja przewidzę. Nie jest to więc realizacja swojego planu przy pomocy Pana Boga, lecz odkrywanie planu i zamysłu Pana Boga w moim życiu i otwieranie się na przeżywanie tego zamysłu Boga, tego dzieła Boga (zob. Ef 2,10).
To odkrywanie dokonuje się w komunii z Tym, który do nas przyszedł, i który dał nam swego Ducha, Ducha Świętego, który nas uczy całej prawdy i staje się w nas, nam samym, coraz to bardziej intymny – jak to określa św. Augustyn. To w Nim coraz to lepiej rozumiemy zarówno ogólny cel naszego powołania, jak też i konkretne zadania, jakie winniśmy wypełnić i kroki, jakie winniśmy podjąć. Jeśli Go słuchamy, ani nie spoczniemy na laurach, ani nie będziemy za wszelką cenę dokonywać rzeczy, które może nas pociągają, ale mogą prowadzić w próżnię i pustkę, a nawet w bezsens.
Potrafimy też rozwijać talenty, zgodnie z tym, czym one są i jak nimi możemy i powinniśmy służyć, a nie przypiszemy sobie ani wielkości z racji otrzymanych talentów, ani też nie wykorzystamy ich niezgodnie z ich przeznaczeniem, ani też ich nie zabsolutyzujemy, by stanowiły jakieś bożyszcze. Kryterium zewnętrznym, jakie będzie stosował ten, kto idzie drogą Jezusa, albo kto poznaje i jest w komunii z Jezusem-Drogą, będzie to, by służyć bliźnim i być w komunii, a nie budować samego siebie dla siebie. Dotyczy to każdej dziedziny życia – tak materialnej jak i duchowej. Pewnym sprawdzianem będzie też pokój i harmonia, jakie człowiek poddany Duchowi Swiętemu, będzie przeżywał w sobie i w relacjach z innymi.
W Liście do Kolosan św. Paweł daje takie oto polecenia:
Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy! Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni! Słowo Chrystusa niech w was przebywa z całym swym bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. I wszystko, cokolwiek działacie słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego (Kol 3,12-17). Można też zajrzeć do Ps 131 – „Panie, moje serce się nie pyszni…”
Panie Zbyszku, cieszę się z tego, co Pan pisze. Kiedy Pan będzie w Siedlcach bądź w pobliżu, a byłoby możliwe skontaktować się ze mną, to bardzo proszę o odwiedziny. W osobistej rozmowie będzie łatwiej wymienić więcej myśli.
Z pozdrowieniem! Bp ZbK.
#2 basa
Sformułowanie:”Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: «Panem jest Jezus»” nie jest zaczerpnięte z Ewangelii, lecz z Listu św. Pawła do Koryntian (12,3). Jest to mocne stwierdzenie, szczególnie jeśli je bierzemy łącznie z jego pierwszą częścią: „Nikt, pozostając pod natchnieniem Ducha Bożego, nie może mówić: «Niech Jezus będzie przeklęty!». Kontekst i tenor Listu do Koryntian wskazuje na to, że chodzi o Jezusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, zgorszenie i głupstwo w oczach pobożnych i mądrych tego świata. Powiedzieć więc, że Ukrzyżowany jest Panem, potrafi tylko ten człowiek, który poddaje siebie całkowicie działaniu Ducha Swiętego. Taki też człowiek (właśnie na ile pozostaje pod działaniem Ducha Swiętego) nie może odrzucić Ukrzyżowanego i Jego logiki, która jawi się w życiu tegoż człowieka, jako nieszczęścia czy przekleństwa. W odniesieniu do Jezusa (Jego logiki krzyża i nadziei zmartwychwstania) następuje w życiu człowieka rozróżnienie postaw i praktyki życia, jakie dokonuje się w nim pod wpływem Ducha Swiętego. Zawsze pozostanie kwestia, na ile człowiek jest otwarty na Ducha Swiętego i staje się powolny (uległy) wobec Jego działania i mocy.
Kto to odkryje, będzie przeżywał bez specjalnej ekscytacji wielkie rzeczy a także z całą intensywnością tak zwane małe rzeczy. Wszystko otrzymuje inny klucz (zob. 1Kor 2,9).
Tego życzę! Bp ZbK
Bardzo mi się podoba ten fragment o Duchu ponad wód bezmiarem i myślę, że On także unosi się zawsze ponad moimi ciemnościami, kiedy jestem w lęku i chaosie i nie widzę nic. Przypomina mi doświadczenie mojego poważnego kryzysu, kiedy postanowiłam, że będę chodzić na każdą liturgię, choć nie słyszałam nic, żadnego słowa początkowo w tym czasie. I powoli, bez wielkich rzeczy, uczestnicząc w liturgiach wróciłam „do siebie”. Tak po prostu się stało, ale dzisiaj chciałabym bardziej zobaczyć Ducha Świętego, Jego prowadzenie ponieważ mam coś do zrobienia, co jest trudne. Tymczasem zauważyłam dziś (po owocach dobrych relacji z ludźmi), że podsuwa mi myśli, za którymi idę – i to był On, na pewno. A więc jest, jest wierny i bliski, a ja mam chyba coś z oczami, może mam serce z kamienia i szukam tylko pomocy w trudnościach?
#5 AnnaK
Tak, On unosi się nad wodami bezładu i chaosu i On formuje nadając kształty i sens. On uczy (inicjuje – formuje – doprowadza do pełnej prawdy) tego wszystkiego, co stało się w Jezusie Chrystusie, a co teraz trzeba „przenosić” na poszczególnego człowieka, „zastosować” do każdego z nas, zwłaszcza gdy odkrywamy w sobie zagubienie i potrzebę światła. Bywa, że trzeba długiego czasu, by się On mógł w nas zadomowić i nas uczynić świątynią Boga.
Pozdrawiam!
Bp Zbk
Witam Księdza Biskupa,
ja ponownie z zapytaniem.Odkrywam swoje chrześcijaństwo na nowo, w świetle kerygmatu, stąd tyle we mnie pytań. Otóż, chodzi mi o to czym jest post? Jak go przeżywać? Jeżeli człowiek wszedł na droge nawrócenia, to zaczyna odkrywać, że nie chodzi o kupczenie z Bogiem.Wiem sama po sobie jak pości faryzeusz i poganin…ale jak ma pościć chrześcijanin? Ktoś mi powiedział, że w poście chodzi o to,by w gruncie rzeczy pościć od grzechu, by „wyrabiać” w sobie taką sprawność.
Dziękuję,
pokój
agnieszka
Witam ponownie,
zapomniałam jeszcze zapytać o czytanie z 20.04 z 1P 2,4-9 a głównie chodzi mi o werset 7 i 8:
„Wam zatem, którzy wierzycie, cześć! Dla tych zaś, co nie wierzą, właśnie ten kamień, który odrzuclili budowniczowie, stał się głowicą węgła- i kamieniem obrazy, i skałą potknięcia się. Ci nieposłuszni słowu upadają, do czego są przeznaczeni.”
Co Piotr rozumie pod pojęciem „głowica węgła”? To,co umiem wydedukować to to, że węgło to róg, narożnik, a głowica-to zwieńczenie,by trzecz spełniła swą funkcje. Nie wiem czy to dobry trop, ale czym jest ta głowica węgła? Domyślam się, że w gruncie rzeczy chodzi o Chrystusa, dlaczego więc jest powiedziane że ten kamień stał sie głowica węgła dla niewierzących, a nie dla wierzących? Ci budowniczowie, którzy odrzucli ten kamień, to nie są ci którzy nie mają wiary właśnie?
Trudne to Słowo.
pokój,
agnieszka
Dziękuję za słowo. Chcę tylko powiedzieć: amen, amen, amen – niech się tak stanie. Zauważyłam to pierwsze „inicjuje” i myślę, że ważne jest widzieć, gdzie On mnie teraz prowadzi i czego uczy.
I jeszcze, jak inni tutaj, jestem wdzięczna za wykrzesywanie tych promyków światła.
Pozdrawiam serdecznie.
# 8 Agnieszka
1 P 2,6-8
Kontekst, jaki trzeba wziąć pod uwagę, jest następujący. Apostoł pisze do wspólnot chrześcijańskich Azji Mniejszej, które ze względu na swoją tożsamość – związek z Chrystusem przeżywają prześladowania i trudności, krytykę i odrzucenie. Trzeba mieć świadomość, że nie są to zorganizowane wielkie prześladowania ze strony władzy i systemu politycznego, ale odrzucenie przez środowisko, które myśli według kategorii świata. Wspólnoty chrześcijańskie nie są bowiem dominującymi w owym środowisku, lecz są to małe wspólnoty w diasporze, wystawione na niebezpieczeństwa i krytykę. W tej sytuacji Apostoł chce dać rację (uzasadnienie) dla takiej egzystencji. Zacytowany tekst o odrzuconym kamieniu (Iz 28,16) Apostoł stosuje do tej sytuacji, mając na uwadze określenie i w konsekwencji polaryzację dwóch skrajnych postaw: z jednej strony postawy wierzących, z drugiej niewierzących. Kryterium rozróżnienia jest Jezus Chrystus – ów kamień. Stosunek ludzi (każdego pojedynczego człowieka) do tego kamienia, to znaczy Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego (zob. w. 4: kamień odrzucony, ale przez Boga wybrany – zmartwychwstanie) będzie decydował o tym, kto, jak i na ile stanie się tym, kto może wejść do owej budowli duchowej świątyni (o której mowa wcześniej) jako żywy kamień, to znaczy mający tę samą jakość egzystencji, jaka jest w Jezusie Chrystusie. W tym bardzo ważny jest ten aspekt odrzucenia, to znaczy czy potrafi (chce) też być tak traktowany jak ów kamień – Jezus, czyli być odrzuconym, być prześladowanym i żyć. Kto ma odniesienie do takiego Jezusa Chrystusa, ten nawet odrzucony nie zginie, bo jest wybrany właśnie do tego, czyli do takiej egzystencji i do takiej misji. Właśnie ten fakt, że ktoś może przeżywać odrzucenie i żyć błogosławiąc Boga, stanowi (jest jednym z elementów) o jego przynależności do Jezusa Chrystusa.
Ba tym tle to, co Piotr mów w w. 7: Wam, którzy wierzycie, cześć, wyraża potwierdzenie słuszności tego rodzaju egzystencji. Użyty termin timē oznacza cześć, ale oznacza też wartość, uznanie. To znaczy wierzący ma swoją wartość, i to taką wartość, jaka jest w Jezusie Chrystusie.
Kto zaś nie wierzy, to nie tylko nie skorzysta z tego misterium, z tej nowej wartości objawionej w Jezusie, ale – ponieważ Go dorzuca – egzystencja tego kamienia, czyli Jezusa staje się dla niego, jako niewierzącego swoistym obnażeniem jego egzystencji, to znaczy spotkał kogoś wobec kogo i dzięki komu miał szansę poznać prawdę. Ponieważ odrzucił tę prawdę, sytuacje, w których będzie przeżywał taką czy inną formę trudności czy odrzucenia, zamiast go leczyć w Chrystusie i dzięki Chrystusowi, będą go niszczyć.
Apostoł używając terminu kamień węgielny (lithos akrogoniaios) i głowica węgła (kephale gonias), dokonuje pewnej gry obrazów i bierze pod uwagę różne aspekty dzieła Jezusa odrzuconego. Kamień węgielny to fundament, na którym coś jest położone. Głowica węgła zaś, którą moglibyśmy nazwać narożnikiem, ma w budowli nie tyle funkcję podtrzymania, ile swoistej obrony przed siłami (technicznie: wektorami) z zewnątrz, chroniąc konstrukcję. Tym samym ta głowica węgła staje się wobec tych, którzy o nią uderzają miejscem weryfikacji i rozdzielenia na podobieństwo wiatru, który – wiejąc w kierunku jakiegoś narożnika – z konieczności doznaje rozdzielenia: jedna część idzie na lewo druga na prawo.
To tyle – reszta na wykładach.
Bp ZbK
„będzie przeżywał bez specjalnej ekscytacji wielkie rzeczy a także z całą intensywnością tak zwane małe rzeczy” – właśnie, w tym tygodniu mi się to przydarzyło. W poniedziałek jechałem prowadzić kolejny krok projektu. Projekt był trudny – zrobiłem co mogłem, lecz inicjatywa leżała po stronie klienta. Konieczny był cud by mogło wszystko pójść dobrze. W pociągu – zamiast jak zawsze przygotowywać się, zmówiłem Różaniec i postanowiłem zdać się na Pana. „Bądź wola Twoja”. W spokoju prowadziłem zajęcia. Wieczorem osoba, w której zaangażowanie nie wierzyłem przejęła inicjatywę. Stał się cud! (dla osób niezoientowanych – takie coś dzieje się raz na 10 projektów). Sukces ten przyjąłem z wdzięcznością, ale sam się nim nie ekscytowałem. Za to ogromną radość dały mi wypowiedziane przez moją córkę dziś rano słowa „Tatusiu”. Stało się, że „będzie przeżywał bez specjalnej ekscytacji wielkie rzeczy a także z całą intensywnością tak zwane małe rzeczy”
Księże biskupie uświadomiłam sobie, że będąc dzieckiem, nigdy nie modliłam się do Ducha Świętego. Teraz patrząc z perspektywy czasu uświadamiam sobie, że moje problemy związane z brakiem umiejętnośći- nauki wynikają miedzy innymi z tego powodu. Mianowicie nie umiem się uczyć, to jest bardzo trudne. Proszę o odpowiedż.
Ciąg dalszy. Zastanawiam się jak mam zgłębiać tajniki poznania Pisma Sw. poznania Jezusa, skoro tak naprawdę nie mam dobrej pamięci.
Drodzy Czytelnicy!
Pragnieniem mojego serca jest uwolnić ciężar, i aby wreszcie to co zakryte w całej pełni zostało
objawione. Wielokrotnie zwracałem się do niejednej redakcji, i jak zawsze zatyka się uszy
i nie chce słuchać, ani utrzymywać ze mną żadnego kontaktu, czego też wielokrotnie sam
doświadczyłem na własnej skórze. Bardzo mnie to dziwi, i trudno naprawdę to zrozumieć, bo
przecież w każdej redakcji urzędują ludzie z wysokim wykształceniem, a kierują się tak
bardzo ograniczonymi i prymitywnymi kryteriami. Ale jeszcze jest to następny dowód, iż
cały świat pogrążony jest w największych ciemnościach, a ludzie kiedy stają przed najmniejszym
dylematem zwracają się o pomoc do jasnowidzów, wróżek, wywoływaczy duchów, czy też
wszelkiego rodzaju, i wszelkiej maści czarodziejów. Ale tak to już jest przyjęte, iż ludzi
pasjonuje przede wszystkim to, co we wnętrzu człowieka budzi dreszcz emocji. Prawda
najczęściej nie rodzi w nas takich emocji, prawda jest nieraz okropnie cierpka i gorzka, i ma
posmak piołunu, ale za to ma tą niezwykłą zaletę, iż czyni nas wolnymi. Lecz żeby poznać
prawdę trzeba zdobyć się na odwagę, otworzyć się, i zobaczyć jaka ona naprawdę jest, ale
ogromna większość osób tej prawdy nie poznała, i postępują tak, aby jej nigdy nie poznać!.
Po pierwsze, że na świecie nie ma dwóch, ani wielu prawd, prawda może być tylko jedna, jak
objawia to nasz Pan Jezus Chrystus, Jana 16: 4 „Ja jestem droga i prawda i życie”, ta prawda
wyrażana jest poprzez zewnętrzne słowo „Logos”, którym jest Pismo Święte, jak też i wewnętrzne
osobiste słowo „Rema”, które Bóg w bezpośredni sposób kieruje do Swoich wybranych.
A jeśli na świecie pojawiają się inne prawdy, które nie miały i nie mają źródła, ani początku
w żywym rzeczywistym Bogu, każdy wierzący ma prawo traktować je jako wierutne kłamstwa.
Ludzie w naiwny sposób kojarzą sobie prawdę ze swoim wykształceniem, i mają tą głęboką
ufność, że skoro nabyli tak zasobną wiedzę, to tak naprawdę czyż mogą błądzić, i nie potrafić
realnie dostrzegać codziennej rzeczywistości? Następna grupa osób to ci, którzy mniemają, że
skoro znaleźli schronienie w religii, czy denominacji, to są na właściwej drodze i poznali
prawdę. Ale i te środowiska poddane są ścisłym ograniczeniom, co równie bardzo oddziela
ich od żywej rzeczywistej prawdy. Nie jest to żadną tajemnicą, że każda religia i sekta
w zewnętrzny sposób przyswoiła i zaakceptowała tylko te części Pisma Świętego, które
najbardziej odpowiadają ich utartym sloganom i zewnętrznym naukom. Jest rzeczą
oczywistą, że Biblia porusza tak wiele kwestii i przeróżnych myśli, że faktycznie każdy
może coś tam znaleźć na podtrzymanie swojej tezy i swych prymitywnych przekonań.
Chciałbym teraz wszystkim tym, którzy będą czytać ten artykuł zadać kilka chyba najprostszych
pytań; czy Pismo Święte nie objawia nam, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo
Swoje? A więc jeśli człowiek został stworzony na Boży obraz i Boże podobieństwo, i jak
nam objawia Słowo Boże, że Bóg jest trój jedyny, to skoro człowiek jest odbiciem Bożego
obrazu, to czyż człowiek również nie jest trój częściowy? A przecież nasze ciało poprzez pięć
narządów zmysłów, to znaczy przez wzrok, słuch, dotyk, smak i powonienie nie kontaktuje
się ze światem zewnętrznym? Zaś nasza dusza czyli „Psyche” poprzez umysł, uczucia i wolę
nie kontaktuje się ze sferą psychiczną? Teraz postawię chyba najtrudniejsze pytanie, czym tak
naprawdę jest, i jaką funkcję sprawuje nasz ludzki duch? Czyż nasz ludzki duch nie został
stworzony po to, aby jako najwyższy i najszlachetniejszy organ, aby poprzez intuicję, społeczność
i sumienie, miał żywy rzeczywisty kontakt ze sferą duchową, jak też z samym żywym rzeczywistym Bogiem!?. Pragnę jeszcze zapytać, iż skoro Bóg stworzył człowieka na Swój
obraz, i swoje podobieństwo, tak jak rękawiczka uszyta jest na obraz i podobieństwo ręki, to
czyż ta rękawiczka nie uszyta jest ze ściśle określonym przeznaczeniem? A przecież nawet
kilkuletnie dziecko o tym wie, że rękawiczka przeznaczona jest i służy temu, aby ręka mogła
w tą rękawiczkę wejść, i aby ta rękawiczka stała się wyrażeniem ręki. I tak niezwykle dziecinnie
prostej prawdy nie potrafią zrozumieć, tak wysoko wykształcone osoby, bardzo często, jak
posiadający o sobie niezwykle wygórowane mniemanie…
Jak już się dowiedzieliśmy w jakim celu, i z jakim przeznaczeniem została uszyta rękawiczka, to
teraz zadam chyba, już pytanie na które prawie sobie odpowiedzieliśmy.
Jeśli również człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo swoje, to tym bardziej, czyż
nie został stworzony w ściśle określonym celu, i z określonym przeznaczeniem?
Czyż Bóg nie stworzył człowieka na Swój obraz i Swoje podobieństwo, aby mógł wejść
w człowieka, uczynić Sobie dom, i aby na zawsze zamieszkać w człowieku!?.
A jeśli Bożym celem jest na zawsze przebywać we wnętrzu człowieka, to czyż Bóg również
nie pragnie mówić do człowieka, i nie pragnie przemawiać przez człowieka, i czyż tak
naprawdę człowiek nie jest stworzony po to, aby stał się wyrażeniem Boga, i aby reprezentował
Boga!?. Ale tak naprawdę ta jedna jedyna prawda, zakryta jest przed całym światem, zakryta
jest przed wszystkimi religiami i denominacjami. Bo tak jak mówi Pismo Święte, że kiedy
chrześcijaństwo znajdzie się w stanie upadłości, (to nie znaczy że przestaną istnieć) tylko, że
zatracą żywy rzeczywisty kontakt z Bogiem, wówczas Bóg będzie powoływał Swoich
zwycięzców, o których mowa jest w drugim i trzecim rozdziale księgi Objawienia.
Będą to pojedyncze osoby, które przed obliczem całego społeczeństwa, zdejmą zasłony, by
w zewnętrznych ciemnościach tego świata, objawić najjaśniejsze światło Bożego objawienia…
Nie zamierzam wcale być gołosłowny, i tak naprawdę pragnę podzielić się, i w konkretny
sposób pokazać, że wszystko to o czym piszę, nie jest górnolotnymi utartymi sloganami, czy też
zewnętrznymi naukami, lub wyizolowanymi doktrynami.
No tak, ale każdy przecież może zapytać, jak naprawdę sprawy się mają w naszym codziennym
życiu, i czy faktycznie jest to możliwe, aby Bóg mógł wejść w człowieka, i w jaki sposób
możemy przyczynić się do tego, aby tak właśnie się stało? Ale na tak poważne pytanie nie chcę
tylko odpowiadać własnymi słowami, a więc pragnę powołać się na słowo Boże, Ew. Jana 3:3;
„Odpowiadając Jezus, rzekł mu: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi
na nowo nie może ujrzeć Królestwa Bożego”. Jest rzeczą oczywistą, że nie możemy z powrotem
wejść do łona matki, aby znów się na nowo narodzić. Przede wszystkim nasz Pan Jezus Chrystus
objawił nam to, iż chodzi tu przede wszystkim o to, abyśmy tym razem narodzili się z Ducha
Świętego. To znaczy kiedy osoba jest powołana, i pragnie w swym sercu Boga, ważne jest to,
aby w pełni otworzyła się wewnętrznie, i z całego serca zaczęła wzywać imienia Pańskiego.
„Panie Jezu przychodzę do Ciebie, i w całej pełni otwieram się na Ciebie, proszę wejdź we mnie,
uczyń Sobie dom, mów do mnie, i mów przeze mnie, i od dzisiaj prowadź mnie, pragnę
przyjmować twój krzyż, który jest w Duchu Świętym, i aby Twój krzyż umartwiał wszystko
to, co oddziela mnie od Ciebie”. Pragnę i tym razem potwierdzić Słowem Bożym to co wyżej
napisałem, list św. Pawła do Kol. 1:26,27; „Tajemnicę, zakrytą od wieków i od pokoleń, a teraz
objawionym świętym jego. Im to chciał Bóg dać poznać, jak wielkie jest między poganami
bogactwo chwały tej tajemnicy, którą jest Chrystus w was, nadzieja chwały”. Jak również 2 list
świętego Pawła do Kor. 4:7a „Mamy zaś ten skarb w naczyniach glinianych” czyli w naszym
ludzkim wnętrzu, ale pragnę pokazać, iż to, o czym piszę staje się naszym codziennym
doświadczeniem, nie zaś tylko moimi poglądami czy też opiniami.
Kobieta kiedy pocznie i będzie brzemienna, i płód będzie się rozwijał w zdrowy i prawidłowy
sposób, to czyż w odpowiednim czasie w łonie przyszłej matki, płód nie da znać o sobie, że obok
jej życia, powstało i zostało zrodzone nowe życie, i czyż kobieta nie będzie odczuwać ruchów jeszcze nienarodzonego dziecka? Tak samo rzecz się ma, kiedy do naszego wnętrza przyjmiemy
żywego rzeczywistego Chrystusa, i zostanie zrodzone w nas obok naszego ludzkiego upadłego
i śmiertelnego życia, powstanie Boskie niestworzone wieczne życie. I kiedy to Boskie życie będzie w nas wzrastać i rozwijać się, poprzez codzienną żywą rzeczywistą społeczność z Bogiem,
jak również dzięki temu, iż codziennie będziemy wzywać imienia Pańskiego i przychodzić
z modlitwą otwierając się całym sercem na Pana, to czyż to Boskie życie również nie da znać
o sobie w naszym wnętrzu?. Za każdym razem, kiedy z modlitwą przychodzę do Pana, i
z całego serca zaczynam wzywać i wołać Jego imienia, i im dłużej wzywam Pana, zaczynam
odczuwać jak w moim wnętrzu coś wzbiera, i coś się wzmaga, jakaś nadnaturalna siła zaczyna
porywać mnie, jak również przychodzi światło i objawienie, gotowe słowa i pełne zdania cisną
się na usta, czego tak często doświadczam. Wiele razy byłem na konferencji w Warszawie, by
posłuchać, czym tak naprawdę dzielą się wierzący, i jakie mają doświadczenia. I nieomal za
każdym razem, kiedy siedziałem na swoim miejscu, wewnątrz mnie jakaś siła, której nie
potrafiłem w żaden sposób się oprzeć, wyrzucała mnie, abym wstał i wyszedł na mównicę, choć
wcale nie byłem na to przygotowany, aby zająć głos, lecz kiedy już wyszedłem na mównicę
w wielkim niepokoju i zakłopotaniu zacząłem wzywać Pana, i im mocniej wzywałem zawsze
to odczuwałem, jak zstępuje na mnie ogromna moc, a w umyśle przejrzysta jasność i jakby na
wielkiej tablicy widziałem co mam mówić, i czym mam się dzielić. Kiedy to Boskie życie
przebywa w nas, i będziemy w niestrudzony sposób zabiegać oto, aby zachować bezustanną
społeczność w naszym wnętrzu, wówczas to Boskie niestworzone życie na każdym kroku
będzie dawało znać o sobie, jak mówi list do Rzymian 8:14 „Bo ci, których Duch Boży prowadzi,
są synami Bożymi”. Przed każdą decyzją, czy też wszelkim przedsięwzięciem Duch Święty
w naszym wnętrzu da nam odczuć, czy akceptuje daną sprawę, czy nasze przedsięwzięcie, czy
też jest przeciw. Bo jeśli postępujemy z myślą Bożą, w naszym wnętrzu będziemy odczuwać
pokój i niezwykłą radość, a jeśli nasze postępowanie będzie wbrew woli Bożej, będziemy
odczuwać niepokój, niesmak, będziemy się nieswojo czuć, a nawet możemy odczuwać
ogromny strach i lęk, aby tylko Duch mógł nas powstrzymać przed niewłaściwą decyzją.
Rzymian 8:6 „Albowiem zamysł ciała, to śmierć, a zamysł Ducha to życie i pokój” jak również
1 list św. Jana 2:20,27 „A wy macie namaszczenie od Świętego i wiecie wszystko. Ale to
namaszczenie, które od niego otrzymaliście, pozostaje w was i nie potrzebujecie, aby was ktoś
uczył; lecz jak namaszczenie jego poucza was o wszystkim i jest prawdziwe, a nie jest kłamstwem
i jak was nauczyło, tak w nim trwajcie”. I to jest również wielkim objawieniem czego tak
naprawdę świat, ani całe to zewnętrzne chrześcijaństwo nie widzi, i nie dostrzega, co jest
następną przyczyną, że całkowicie chybiają celu. Dziecko kiedy każdy dzień do domu przychodzi
pobrudzone i umorusane, czyż to dla matki stanowi aż tak wielki problem? Matka dziecko
umyje, i ubranie wypierze i dziecko znów będzie czyste, i tym samym problem znika.
Ale kiedy dziecko przestaje jeść, czyż to nie będzie uzasadniony powód do niepokoju, i do
wszelkich obaw, że z dzieckiem faktycznie dzieje się coś niedobrego?
Tak samo rzecz się ma z dzisiejszym chrześcijaństwem, iż wszyscy za wszelką cenę zabiegają
o zewnętrzną formę, aby tylko pokazać jacy oni są w oczach ludzi dobrzy, jacy prawi, jacy czyści
i nieskalani. Ale czy oto Bogu tak naprawdę chodzi? Bóg wcale od nas nie oczekuje dobrych
uczynków, i abyśmy zachowywali zewnętrzną formę, czyż nie jest to tylko faryzeuszostwo, i
czy nie postępują tylko ludzie tak, którzy tak naprawdę nigdy nie poznali Boga!?
Czyż Bożym oczekiwaniem nie jest, abyśmy wypełniali Jego wolę, a nie według naszej
upadłej wyobraźni i naszego „ja” spełniali dobre uczynki? Czyż Bożym pragnieniem nie jest,
abyśmy Go przyjęli do naszego wnętrza, gdzie obok naszego ludzkiego upadłego i grzesznego
życia zostanie zrodzone Boskie niestworzone wieczne życie? I czyż Bożym celem nie jest,
aby to nowo narodzone życie, bezustannie w nas wzrastało, i aby przez całe nasze chrześcijańskie
życie, abyśmy byli prowadzeni przez to Boże życie, czyli przez Ducha Bożego?
Czy Bożym zamierzeniem nie jest, abyśmy Go bezustannie jedli i pili, abyśmy mogli duchowo
wzrastać i budować kościół, jako żywe rzeczywiste organiczne Ciało Chrystusa?.
Pragnieniem mojego serca jest jeszcze, w jasny i klarowny sposób przedstawić problem grzechu i
zbawienia, ale ten również zajmujący temat chcę opisać już w następnym artykule.
Nie piszę tego wszystkiego po to tylko, że ci którzy zbłądzili, i idą niewłaściwą drogą, aby ich
stawiać w niewłaściwym świetle, ale mam tą jasną świadomość, że skoro mnie Pan coś daje i
objawia, to nie daje tylko mnie, ale daje i objawia nam wszystkim. Bóg przez cały okres
przebywania człowieka na ziemi, zawsze posługiwał się ludźmi, i aż do powtórnego przyjścia
naszego Pana Jezusa Chrystusa, Bóg będzie posługiwał się ludźmi. Tylko że ludzie nie wiedzą
o tym, a raczej nie chcą wiedzieć, iż kto sprzeciwia się Bożej posłudze, że nie sprzeciwia się
ludziom, ale tak naprawdę występuje przeciwko samemu Bogu. Jeszcze raz solennie zapewniam
moich czytelników, że nie jest moim celem szukać w ludziach swoich przeciwników, ale szukam
przyjaciół i umiłowanych braci i sióstr w Jezusie Chrystusie Panu naszym. Roman Majoch.