Składam wszystkim Blogowiczom serdeczne życzenia bogatego przeżycia Czasu Truduum Paschalnego. Wszyscy wierzący niechaj skorzystają obficie z przeogromnego bogactwa i mocy jakie są zawarte w liturgii i w tym wszystkim co, dzięki tradycji i zwyczajom dokonuje się w tym czase w naszym myśleniu oraz w naszych odczuciach i poruszeniach religijnych. Niech to wszystko będzie ukierunkowane na Jezusa Chrystusa, który podjął krzyż i objawił się w blasku Zmartwychwstania jako jedyny Pan wszystkiego.
Zapraszam do wymiany myśli i doświadczeń związanych z tym czasem. Jest to okazja, by podzielić się też doświadczeniami i spostrzeżeniami o sposobie przeżywania tych dni w we własnych parafiach. Można też kierować zapytania i uwagi co do przygotowania i przeżywania Liturgii tych dni oraz spotykanych praktyk i zwyczajów.
Błogosławionych Swiąt Wielkanocnych ukierunkowujących nas na pełniejsze związanie się z Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym JEZUSEM CHRYSTUSEM i pozwalających nam lepiej rozumieć KOSCIOŁ, jako wspólnotę odkupionych grzeszników, którzy radują się z Bożego dzieła Pojednania.
Bp ZbK
Komentarze
128 odpowiedzi na „Triduum Paschalne 2010”
„Można wybrać jedną z dwóch dróg: swoją, realizowania siebie samego, swoich planów lub Drogę Jezusa Chrystusa” – przybliżony cytat, który mocno zmienił moje życie i – tak mi się wydaje – zmienia życie najbliższych. Słowa te skierował do mnie nasz Biskup :), a dzięki tej wspólnocie mogłem je coraz lepiej „przepracowywać”.
Triduum obrazuje drugą Drogę: od nowego przykazania miłości (bezinteresownej) bliźniego , przez śmierć na Krzyżu (bo ufna miłość prowadzi – czasem, nie zawsze – do ludzkiej przegranej. Po swojej przegranej nie umiem się jeszcze podnieść, powtórnie zaufać), do nadziei Zmartwychwstania. Daj mi Panie siłę bym wytrwał! Proszę…
J.E.Księdzu Biskupowi i wszystkim Blogowiczom życzę – głębokiego, duchowego i aktywnego przeżycia Triduum Paschalnego, które wprowadzi w radosne przeżywanie czasu Wielkiej Nocy.
Radosnych Świąt – Alleluja!
Tak pięknie było wczoraj w naszej świątyni. Dekoracja Grobu Pańskiego, kwiaty, świecie, liturgia i Kapłani. Kościół pękał w szwach J. Gdyby tak codziennie…. mój Boże. Ksiądz Twardowski kiedyś powiedział, że do kapłaństwa się dorasta.
Kiedy słuchaliśmy kazania ks. Bernarda (ks. emeryta) chyba wiem, co miał na myśli. Powaga, głębia, radykalizm i ta cudna zapowiedź Zmartwychwstania MIŁOŚCI. Zadał nam ważne pytania; czym jest dla nas Msza święta, czym kapłaństwo służebne ? A nasi Kapłani wyglądali przepięknie w pozłacanych szatach. J. Jak Książęta. Każdy inny, każdy niezwykły, niepowtarzalnie dający siebie Bogu i ludziom.
Dziękujemy księdzu Biskupowi bo mamy niezwykłe szczęście mieć takich księży. Pełnych ciepła i ofiarności. Najbardziej wzruszył mnie moment, kiedy na Ołtarzu pojawiło się kilka przepięknych, złotych kielichów przepełnionych Białymi Płatkami Chleba…. Jezus Chrystus dający się nam w takiej cudownej obfitości.
MIŁOŚĆ została z nami – do końca J.JESTEN głęboko przekonana, że na całej ziemi nie ma zajęcia bardziej godnego i szlachetnego jak przepowiadanie Dobrej Nowiny, sprawowanie liturgii, EUCHARYSTII.
Bez Kapłanów Jezusa z Nazaretu bylibyśmy w „epoce kamienia łupanego albo jeszcze lepiej…epoce lodowcowej”. DZIĘKUJĘ Bogu za kazde kapłańskie powołanie – za ten niezwykły Dar Boga !.
Księdzu Biskupowi niezliczonych Bożych Łask na każdy dzień.
:-)…a to miał być promienny uśmiech a wyszło jakieś :-)…???.
Jeszcze nigdy nie czekałam z taką nadzieją i radościa na Wielką Noc. Będzie to dla mnie pierwsze Jej przeżywanie we wspólnocie DN.
Triduum Paschalne zawsze było dla mnie ważnym wydarzeniem, ale teraz wszystko widzę po nowemu.
Wierzę, że Chrystus Zmartwychwstały obdarzy mnie nowym życiem.
Życzę Ks Biskupowi i Wam wszystkim
Jego błogosławieństwa
„świat was znienawidzi z powodu Mego imienia” – dziękując Panu Bogu za dar Jego Kpłaństwa pozostaję wdzięczna za wczorajsze Słowo ks.biskupa.
Z modlitwą życzę bliskości Tego, który za nas umiera.
Wszystkiego dobrego dla wszystkich.Pogody i radości podczas Świąt i dalej.ALLELUJA !PAN ZMARTWYWSTAJE !!!
Dziękuję za życzenia Ks.Biskupie.
Dla mnie te święta to tylko cierpienie…
tak jakby kończyło się wszystko w ukrzyżowaniu, ogołoceniu… a Ojciec czekał jeszcze na odddanie ducha mojego, którego do końca jeszcze oddac nie umiem..
działa we mnie Duch Święty, ale dla innych i to jest miejsce mojego Alleluja, lecz ja jeszcze w niewoli mojego faraona- siebie samego..
czekam na Mojżesza i Pan nie daje..
czekam więc, lecz nie wiem, jak długo sił starczy, tak łatwo moje ręce wyrywają się do złego..
Zacznij życ w nas Panie..
Objaw w nas swoją moc zmartwychwstania..
„O tej to nocy napisano:
a noc jako dzień zajaśnieje, oraz:
noc będzie mi światłem i radością.
Uświęcająca siła tej nocy
oddala zbrodnie, z przewin obmywa,
przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym,
rozprasza nienawiść,
usposabia do zgody i ugina potęgi”
Księdzu Biskupowi i wszystkim odwiedzającym bloga życzę, żeby te słowa stawały się prawdą ich życia.
🙂
Życzę błogosławionych Świąt Księdzu Biskupowi! Ja mam tę radość obchodzenia ich jako jeden z pierwszych w diecezji, bo u nas w Ostrowie jak zwykle Wigilia będzie o 17.00. Śpiewając radosne Alleluja obiecuję pamięć w modlitwie!
Panie, proszę Cię, nie oszczędzaj mnie, lecz dawaj mi okazje do nawrócenia.
Kiedy takie okazje przyjdą, dawaj mi mądrość serca, bym nie chciał wgrywać i zwyciężać po swojemu.
Daj mi też radość świętowania z Twojego zwyciężania we mnie.
Daj mi radość Świąt Wielkanocnych.
Tę modlitwę zamieścił na blogu Ksiądz Biskup.
Bardzo żarliwie i gorąco tymi słowami modliłam się przez okreś Wielkiego Postu. I stało się…
Mam w sercu p o k ó j, bo: pogodziłam się z bliźnimi, mam ciepłe, serdeczne relacje z mężem i synem a człowiek, który uczy mnie mądrze żyć, na wzór nauczania Jezusa, jest moim PRZYJACIELEM.
JEST PIĘKNIE a to wszystko dzięki zaufaniu Bogu w słowach tej pięknej MODLITWY.
Po raz kolejny przekonałam się o jej niezwykłej MOCY.
Dziękuję i wszyskim życzę RADOŚCI ŚWIĄT WIELKANOCNYCH !!!.
W czasach, gdy pluje się na Kapłanów
W czasach, gdy coraz częściej nie wierzy się w Chrystusa,
W czasach, gdy prześladuje się chrześcijan przy milczącej aprobacie świata,
W czasach, gdy zabija się nienarodzonych i uśmierca starych,
W czasach, gdy nakazują zdejmowanie krzyży,
W czasach, gdy Kościół jest wyszydzany,
Chrystus umiera jeszcze raz i jeszcze raz mówi z krzyża: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią”.
Chrystus ogarnia ramionami rozpostartymi na krzyży cały świat – jego przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. I w końcu –
Chrystus powstaje z martwych, by pokazać, że jest bramą między życiem a Życiem…
Wszystkim tutaj piszącym i czytającym, szukającym Chrystusa, ale czasem też sensacji, chcę powiedzieć: Chrystus zmartwychwstał, alleluja, prawdziwie zmartwychwstał, alleluja! Niech moc i pokój płynące od Syna Bożego zagoszczą w sercach naszych.
Janie, #8 .
Mam nadzieję, że ufności więcej Ci wniosę.
JEZUS ŻYJE. I MY BĘDZIEMY ŻYĆ.
Zaufaj, proszę. WYTRWAJ.
#12 Agnus, nie trzeba zwracać uwagi na nich /co plują i niszczą/. TRZEBA IŚĆ.
To rozproszenie uwagi MA CEL. Osłabiania. Ja nie szukam Chrystusa Agnus, ja tylko chcę jak najgłębiej zrozumieć. BOGA. Pojąć, BO JEST.
„Pan Bóg Mnie obdarzył językiem wymownym, bym umiał przyjść z pomocą strudzonemu, przez słowo krzepiące. Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie. Pan Bóg otworzył Mi ucho, a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem. Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mojej twarzy przed zniewagami i opluciem. Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam. Blisko jest Ten, który Mnie uniewinni. Kto się odważy toczyć spór ze Mną? Wystąpmy razem! Kto jest moim oskarżycielem? Niech się zbliży do Mnie! Oto Pan Bóg Mnie wspomaga. Któż Mnie potępi? Wszyscy razem pójdą w strzępy jak odzież, mól ich zgryzie” (Iz 50,4-9)
W kontekście spotkania wielkoczwartkowego Ksiedza Biskupa z kapłanami w katedrze i w seminarium nasunął mi się ten tekst Izajasza proroka. Wydaje mi sie, że jest odpowiedni do przedstwionej przez Księdza Biskupa sytuacji w Prezbyterium Siedleckim.
Niech Zmartwychwstały, któremu wierzymy i ufamy, wspiera Księdza Biskupa we wprowadzaniu nas w tajemnicę zawartą w Biblii – obraz miłującego Boga i marnotrawnego syna. Niech Jezus Chrystus pomaga w dźwiganiu krzyża, o którym mówią, że „jest złoty, ale niestety cięzki”, niech Duch Święty obdarzy mądrością i rozeznaniem zadań i potrzeb Kościołą Diecezjalnego i kapłanów służących temu Kościołowi. Niech nigdy nie zbaraknie sił do pełnienia trudej misji Apostoła Podlasia.
w posłuszeństwie
duszpasterz
Życzę wszystkim abyśmy umieli przyjąć swój krzyż złoty, chwalebny i spotkać w nim Jezusa kochającego, Zmartwychwstałego, który bierze człowieka na ręce i przenosi jak owieczkę, bezpiecznie. Może lepiej nie mówić o krzyżu(ciągle nas przeraża i każe pytać:dlaczego?), lecz o samej miłości Jego, która w tej sytuacji przychodzi. Tego, który stworzył świat! Może przychodzi, żeby leczyć… To jest ta Noc szczególna, niech ona dla nas będzie wydarzeniem w tym roku.
Pozdrawiam świątecznie 🙂 !
duszpasterz ? … nareszcie…
Pragnę dziś wyrazic podziw dla posługi kapłańskiej – posługi, której codzienny trud jest tak cenny w oczach Boga.
Dzisiejsza posługa kapłańska jest bardziej godna szacunku, im bardziej zmaga się z oporami srodowiska, które nie zawsze z radoscia przyjmuje Dobra Nowine.
Chwilowe kryzysy nie moga przekreslic glebokosci potrzeb ludzkiej duszy, ktore moze zaspokojc tylko Chwala Chrystusa Zmartwychwstałego.
Tak wiec dziekując za wytrwałosc i zaangażowanie w Winnicy Naszego Pana dziekuję za optymizm, ktorego nam dzisiaj brakuje, za swiatlo w ciemnosci, za nadzieje….
Blogoslawionych Swiąt Paschalnych!
…moją Paschą jest moj syn. To on zmusza mnie do wchodzenia w wody mojej śmierci.
Niestety nasze tridum paschalne to tylko wielki czwartek. Piotr nie wytrzymał. A może ja nie wytrzymałem i dałem nogi.
Wiecie, co czuje ojciec /grzesznik/, którego syn wrzeszczy na cały kosciół z bólu. Czy jest miejsce w naszym Kościele dla ludzi fizycznie ukrzyżowanych? Dlaczego nie widać ich na niedzielnych mszach? Co z ich rodzinami? Kościół to nie tylko piękna liturgia, ale przede wszystkim żywy człowiek, który przychodzi ze swoim krzyżem.
Niepełnosprawni to najlepsi ewangelizatorzy /świadkowie/ zmartwychwstałego Chrystusa.
Dlaczego Kościół rezygnuje z prawdziwych świętych? Piszę to ze łzami w oczach…
janusz f.
Januszu,
W mojej wspólnocie są małżeństwa z siódemką dzieci, te dzieci są zdrowe i piękne, rosną i są dumą rodziców i to jest piękne, ale w tej parafii w innej wspólnocie jest małżeństwo z jednym niepełnosprawnym i fizycznie i umysłowo dzieckiem, ono ma już 13 lat, mąż tej kobiety przestał przychodzić do wspólnoty, myślę , żę to jest jego bunt przeciwko tej sytuacji. Obydwoje (ku mojej wielkiej radości) wraz z synem byli na Passze. U nas Paschę mają razem wszystkie wspólnoty i w nich dzieci jest dużo, ale tylko oni mają niepełnosprawnego syna, czy można sobie wyobrazić co czują patrząc na swojego syna i na te zdrowe inteligentne radosne dzieci wokół?
Ja tego nie rozumiem. Sama nie mam dzieci, ale często porównuję się z innymi i wydaje mi się, że znam ten ból bardzo dobrze, jednak kiedy widzę tę sytuację to mnie zupełnie przerasta i nawet nie mogę się domyślać co czują rodzice takiego dziecka. Na drodze nauczyłam się jednego: jeśli czegoś nie jestem w stanie przyjąć to zrzucam to na barki Boga (wołam aż do skutku: Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną) bo inaczej zwariuję, odejdę od Boga, kościoła, nie dam rady. Dla mnie ta matka jest świadectwem istnienia Boga, bo tyle lat znosić to cierpienie o własnych siłach jest według mnie niemożliwe. Ojciec Augustyn Pelanowski powiedział pewnej kobiecie, która skarżyła się, że jej życie nie ma sensu, nic nie osiągnęła i jest zupełnie sama ze swoim cierpieniem, że najważniejszym momentem w życiu Chrystusa był ten moment kiedy na krzyżu wołał: „Boże mój Boże czemuś mnie opuścił”. ON miał ten moment przez 2 godziny, a ona ma go przez całe życie. Januszu, będę się codziennie za ciebie modlić.
Życzę wszystkim pokoju od Zmartwychwstałego Chrystusa
„Jest to okazja, by podzielić się też doświadczeniami i spostrzeżeniami o sposobie przeżywania tych dni w we własnych parafiach”… No to się podzielę, choć nie tylko ze swojej parafii…
1. dla wygody uczestników przygotowano trzy krzyże, którym oddawaliśmy pokłon…
2. na Wigilię Paschalną przyszłam z gromnicą i … zdziwiłam się, bo nie zobaczyłam innych osób ze świecami. Nie bardzo wiedziałam, jak się zachować podczas wejścia kapłana z paschałem… zrezygnowałam z zapalenia gromnicy od paschału, co było zapewne moim błędem…
3. komentarz wskazywał na następujące części liturgii: liturgia światła, liturgia słowa z chrzcielnym wyznaniem wiary oraz msza święta, która jest główną częścią tej liturgii…
4. po liturgii Wigilii Paschalnej Najświętszy Sakrament miał być umieszczony w „grobie”, do adoracji…
Mąż stwierdził, że skoro dostrzegam pewne niedociągnięcia, muszą mnie bardzo drażnić…
Wcale tak nie jest. Raczej boli mnie niepoważne traktowanie uczestników Liturgii i zmarnowana szansa na przeżycie i zrozumienie tajemnic naszej wiary. Jakże inaczej bowiem wyglądałaby Liturgia Wigilii Paschalnej, gdyby odbywał się chrzest i wszyscy moglibyśmy się cieszyć nowymi członkami Kościoła (i parafii) i śpiewać „Oto są baranki młode…”
Radością natomiast napełnia mnie fakt, że mnie – starszej osobie – pewna młoda osoba ustąpiła miejsca… i miałam okazję śpiewać przepiękne stare pieśni: „Chrystus zmartwychwstan jest” i „Wesel się Królowo miła”…
W sumie – na razie – in plus (chyba)…
Pozdrawiam 🙂
Jak możemy dziś odczytać zaproszenie Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, by ,,Iść do Galilei…”?
Ad #22 Filotea
Dla ówczesnych, czyli uczniów Jezusa oznaczało to powrót do pierwszych spotkań i słów Jezusa. Po Zmartwychwstaniu zobaczą tw wszystkie swoje pierwsze spotkania z Jezusem w nowym świetle i zaczną rozumieć to, czego wówczs nie mogli pojąć, że Mesjasz miał cierpieć i tak wejść do swojej chwały.
Oznacza to także – i to jest ważne dzisiaj dla nas – wejście w codzienność ze świadomością orędzia obwieszczającego Zmartwychwstanie i obecność Zmartwychwstałego w naszym życiu przez wiarę. Teraz, czyli czas obecny, staje się czasem zbawienia, które zostało zapoczątkowane w Galilei.
Pozdrawiam
Bp ZbK
Zapraszam jeszcze raz do wymiany myśli i doświadczeń ze Swiętego Triduum Paschalnego!
Ad #21 julia
Dziękuję za podzielenie się doświadczeniem i spostrzeżeniami.
Zapraszam także inne osoby. To nam pomoże zobaczyć, jak przeżywamy ten czas i jak z niego korzystamy. Pozwoli też do wnoszenia potrzebnych tu i tam ewentualnych odpowiednich poprawek, by ten czas i te Liturgie były jak najbardziej przemawiające do każdego z nas.
Pozdrawiam
Bp ZbK
Ad #19 baran katolicki
Istotnie mamy także na tym polu wiele do zrobienia w Kościele.
Proszę przyjąć wyrazy mojej bliskości i modlitwy.
Szczególne pozdrowienie dla Piotra.
Całą Waszę Rodzinę niechaj umacnia Ten, od Którego płynie wszelka Moc.
Pozdrawiam
Bp ZbK
Ad #15 duszpasterz
Dziękuję.
Kolejnych komentarzy nie upubliczniam. Niemniej dziękuję za nie.
Zapraszam do dalszej współpracy.
Pozdrawiam
Bp ZbK
Do Wszystkich
Dziękuję za życzenia skierowane tą drogą oraz za modliwę i życzliwość.
Bp ZbK
Moja pierwsza Pascha we wspólnocie – brak słów na wyrażenie przeżycia, ale też i niesamowity żal, że nie przeżywam tego z całą rodziną.
Bardzo się wzruszyłam, jak otrzymałam drugi kawałek Chleba eucharystycznego – pomyślałam „to dla męża”.
Z zazdrością i podziwem patrzyłam na rodziny wielodzietne.
Gdyby dało się cofnąć czas, żebym mogła pokazać dzieciom od najmłodszych lat, jak można cudownie iść w życie z Bogiem. Na pewno teraz nie ubolewałabym nad tym, że moje dzieci dorosłe są takie niepełnosprawne duchowo /to jeszcze bardziej boli niż niepełnosprawność fizyczna/.
Dziś uderzyły mnie słowa:
„Czy jest coś bardziej wzniosłego
Nad grzech, co czeka na łaskę
Nad miłość większą od lęku
I śmierć rodzącą do życia?
Januszu ,
czy nie powinieneś jeszcze raz spróbować we wspolnocie, tam byłoby miejsce dla Piotra.
Pozdrawiam całą twoją rodzinę i życzę wytrwałości. Twoje świadectwa poruszają wiele osób.
Pokój!
Karino, mam nadzieję, ze zaglądasz na blog.
Cieszę się, ze jesteś już chrześcijanką.
Witam Cię w Kościele.
Chciałabym życzyć ci z okazji chrztu, aby stary człowiek nie miał juz do ciebie dostępu i abyś zawsze była „solą ziemi” i „światłem świata”
„O, jak przedziwna łaskawość Twej dobroci dla nas! O, jak niepojęta jest Twoja miłość: aby wykupić niewolnika, wydałeś swego Syna. O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel! O, zaiste błogosławiona noc, jedyna, która była godna poznać czas i godzinę zmartwychwstania Chrystusa.”
Te słowa chyba najlepiej wyrażają moje przeżycia w czasie tej nocy.
Dlatego wracając do domu wielbiłam Boga z radoscią:
„Niech zagrzmi Panu chwała w niebiosach,
na wysokości cześć niech oddadzą!
Wielbijcie Pana, duchy niebieskie,
Wielbijcie Pana, Jego zastępy!
ALLELUJA, ALLELUJA ALLELUJA, ALLELUJA!”
ALLELUJA!!!!!!!!!!
I chciałam napisać jeszcze jedno.
Po skończonej Liturgii nie chciało mi się opuszczać koscioła. Chciałam tam zostać, jak najdłużej.
Dlatego zobaczyłam, to czego zwykle nie widzę.
Widziałam zatroskanego proboszcza, który z bólem serca oglądał ławki zalane woskiem i martwił się, jak przygotować je do porannych nabożeństw.
Świece na tej liturgii paliły się obficie…
Apeluję do wszystkich, aby na nastepne lata zadbać o świece, aby ta noc była radością dla wszystkich.
U nas w kościele widuję jednego pana, który przyjeżdża na wózku inwalidzkim. On zwykle staje na końcu kościoła, aby nikomu nie przeszkadzać. Ostatnio jeszcze pojawiła się siostra zakonna, także na wózku.
Dzieci nie widziałam, ale chodzę na taką mszę, kiedy dzieci raczej nie przychodzą. Chociaż być może rodzice lękają się sytuacji podobnych do tej, którą miał Janusz?
Może warto by się zastanowić, czy nie zarezerwować specjalnych miejsc w kościele dla osób niepełnosprawnych (tak jak są miejsca do parkowania), aby nie czuły się niepotrzebne i przeszkadzające? Aby wiedziały, że jest miejsce w kościele ( i Kościele) także dla nich.
Januszu i Ka dziękuję za komentarze do mnie w poprzednim temacie 🙂
…bycie na DN jest łaską nie każdemu daną. Wiele lat kroczyłem tą drogą i wiele razy przeżywałem Paschę we wspólnocie. Na Drodze poznałem moją żonę. Tam też urodzili się moi synowie. Niestety, choć byłem powołany, to jednak nie zostałem wybrany, by dalej kroczyć DN.
To, co spotkałem przypominało bardziej firmowy klan, a dalekie było od normalnej rodziny. Górę brało piekno, escetyka, zdrowie, młodość. Chowano krzyże gdzieś po kątach. Na bocznicę odstawiano tych nie medialnych, a robiono miejsce dla swoich. Być może to tylko mój zły punkt widzenia i kolejna próba samo usprawiedliwienia.
Na etapie traditio obnażyłem się ze swoim brakiem wiary aż do bólu i wtedy zapadł wyrok nie tylko dla mnie, ale również dla mojej rodziny. Nie otrzymaliśmy wiary Kościoła /paliwa/ koniecznej do dalszego kroczenia DN, która jest łaską nie dla wszystkich powołanych, lecz darem tylko dla wybranych /godnych wiary/…
Pozdrawiam Was i dziekuję za modlitewną pamięć…
janusz f.
I ja również się podzielę. Od kilku lat troska o liturgię w mojej parafii udziela się wszystkim. Ksiądz proboszcz, wikariusze i świeccy bardzo mocno angażują się w przygotowania Triduum (i nie tylko, powstała schola liturgiczna (ciemna jutrznia w sobotę to była nowość).
W tym roku Wigilia Paschalna była u nas naprawdę wspaniała. Mówię teraz o zewnętrznych sprawach, które przecież bardzo mocno przekładają się na wewnętrzne przeżycie. I co najciekawsze, to nie dzieje się w dużej miejskiej parafii, ale u nas w Komarówce. Wielkie podziękowania dla Proboszcza i współpracowników.
Ad #37 Marek
Dziękuję za komentarz i wadomości z Parafii.
Bardzo dobrze, że tak się dzieje!
Koryguję jednak wyrażenie: ciemna jutrznia. Czegoś takiego nie ma obecnie w liturgii. Było to kiedyś.
Myślę więc, że była to Jutrznia Wielkiej Soboty albo też Godzina Czytań i Jutrznia z tego dnia.
Bp ZbK
Ad #36 baran katolicki
Januszu, jeśli zechcesz, napisz coś więcej o swoim doświadczeniu Drogi. Może być na adres: bp@radiopodlasie.pl.
Wydaje mi się to wszystko trochę dziwne. Ale tylko pytam.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
I jeszcze jedno. Wielkie podziękowanie dla Księdza Biskupa za przygotowanie nas do przeżycia Paschy.
Sięgam do katechez (np. to z 25 lutego 2007) i przyznam że przeczytałem to z drżącym sercem, ja nigdy wcześniej tego nie słyszałem. Włączyć się do karawany ku wolności…
Dla mnie to było w tym roku tak potrzebne Słowo
Podzielę się moim doświadczeniem Triduum, które nie jest tak dobre jak pozostałych… Wyjątkowo, ze względu na pewne okoliczności nie mogłam uczestniczyć w Liturgii Triduum i pozostawała mi (ewentualnie) adoracja „po”. I jakie tu było moje zdziwienie. Zaznaczam, że mieszkam w mieście. Przeważnie liturgia kończyła się ok. 20.00 (Wielki Czwartek/Piątek – tu nawet 20.15). A adoracja trwała aż do 21.00. I to można jakoś przeboleć, chociaż mogłoby by być troszkę dłużej. Patrząc na ludzi, którzy pozostali, czy specjalnie przyszli to ta 21.00 ciut za wcześnie. Ale to nic, moim chyba zgorszeniem było gdy równo o 21.00 przy wystawionym Najśw. Sakram. panie zaczęły sprzątać – hałasując przy tym niemiłosiernie i jednocześnie dając znak że mamy już sobie iść bo koniec adoracji. Nie wiem czy to normalna praktyka, ale pozostał mi „niesmak”. Żadnego księdza, jedynie te panie… hmmmm…
Co do samej Liturgii to (podpieram się opinią męża) w Wielki Piątek nie wszyscy mogli ucałować krzyż (zła organizacja). Myśleliśmy, że będzie taka możliwość właśnie na adoracji. Niestety wszystkie krzyże były schowane. Czy to jest „normalna” praktyka a ja się po prostu czepiam? Pozdrawiam!
Uczestniczyłem w Wigilii Paschalnej (w pozostałych liturgiach Triduum również)w Katedrze. Niezapomniane i piękne przeżycie (jak zawsze…). Zawsze chodzę do Katedry chociaż mam dość daleko, bo tylko tam Liturgia jest sprawowana naprawdę godnie i „jak należy”. To się wyczuwa od razu.
W tym roku jednak podczas Wigilii Paschalnej doznałem pewnego szoku: po Chrzcie zamiast śpiewu „Oto są baranki młode” usłyszałem brzdąkającą gitarę!!! A potem jakieś pomruki i zawodzenia!!! Litości – toż to tak nie pasowało do powagi Liturgii! Aż myślałem, że może zasnąłem i coś mi się śni tylko… Ale niestety. To było okropne – tu piękna i znakomicie dopracowana Liturgia, pełna symboli i znaków, nastrój modlitwy i nagle… wyskakuje gość z gitarą. Jak na koloniach przy ognisku! Straszne!!! Kto go tam wpuścił i pozwolił mu brzdąkać podczas najważniejszej liturgii w całym roku?
Na szczęście trwało to krótko, potem wszystko było już (jak zawsze w Katedrze) na poziomie. Ale pewien niesmak pozostał. Mam nadzieję, że w przyszłym roku już tak nie będzie. To po prostu nie wypada…
Pozdrawiam serdecznie. Szczęść Boże
„Tradycjonalista” Jacek R.
Wciąż nieodmiennie zadziwia mnie obecność małych dziewczynek na procesji rezurekcyjnej i opowiadania ich mam, z jaką radością wstawały bardzo wcześnie rano, by wziąć udział w procesji i sypać kwiatki… Gdy patrzę na ich drobne zmarznięte dłonie, które sięgają do koszyczków, na ich białe ubranka, misternie ułożone loczki, przejęcie na twarzyczkach – radość mnie przepełnia z powodu nich i ich rodziców. Podejmują trud, czynią to z miłości do Jezusa (no bo dla czego innego?). To wielki skarb…
Pozdrawiam 🙂
Alleluja. Niech miłość Boga powstaje i żyje w nas.
Moja wspólnota miała w tym roku Paschę w kościele z proboszczem. Zaczęła się o 21.00 więc dobrze bo w nocy. Wyszłam na dwór by zobaczyć obrzęd poświęcenia ognia w ognisku na ziemi. Potem wniesiono zapalony paschał ludzie zapalili świece i tak cała liturgia słowa aż do „chwała Bogu na wysokości” była przy świecach. Ludziom podobało się to ten nastrój, ja jednak wolę wymowę tego że wniesione światło rozświetla wszystko i zapala się wszystkie światła. Była też tylko jedna piękna pieśń z gitara Akeda. Był chrzest dorosłego który dostał białą szatę a nie szal co bardzo mi się podobało. Potem proboszcz udzielił sakramentu bierzmowania w imieniu biskupa. Potem komunia pod jedna postacią. No cóż. Ale ważne, że Chrystus zmartwychstał i żyje i idzie przed nami do naszej codzienności. Ja teraz modlę się za mamę która ma operacje. Pozdrawiam Was wszystkich szczególnie Księdza Biskupa i dziękuję za tak bogate słowo przygotowania do Paschy.
ad # 37 Marek!
To ładnie, że tak promujesz swego Proboszcza, ale chyba to przesada. Myślisz, że Ksiądz Biskup nie ma rozeznania w tej materii.
A dbałość o liturgię Triduum Sacrum – sądzę – jest przedmiotem troski niemal wszystkich kapłanów – no może z wyjątkiem chorych i starszych wiekiem, kiedy sił już brak.
ad # 41 Ines!
Pewnie, że tak nie powinno być. Ale ktoś musi posprzątać kosciół przed następną liturgią. Jeśli chcieliście poadorować dłużej, to można było porozumieć się z proboszczem i np. zaproponować, że po adoracji pomożecie w sprzątaniu kościoła. Dbałość o estetykę i czystość powinna, moim zdaniem, być także troską parafian. Nic przecież samo się nie zrobi. A panie, które sprzątały też chciały odpocząć, żeby uczestniczyć w dalszych obchodach Paschy. Nie odnosi się to do mojej parafii, ale jako proboszcz z długoletnim stażem wiem, że taką opinią można skrzywdzić. Więc możeby tak więcej dystansu, a mniej egzaltacji? Bo tak z jednej strony pragniemy adorować Pana Jezusa, a z drugiej wbijamy gwoździe w Jego ręce i nogi skarżąc swoich duszpasterzy.
Bo taki ma wydźwięk Twoja wypowiedź.
Wybacz za szczerość.
ad#45 duszpasterz
Nie skarżę duszpasterzy tylko się dzielę swoimi przemyśleniami. Poza tym biorąc pod uwagę że w Wielki Piątek czy Sobotę jest cały dzień na sprzątanie to chyba też marne usprawiedliwianie się. Poza tym pochodzę z innego miasta (niż to w którym obecnie mieszkam) i jakoś nie było problemu z adoracją do 22.00 czy ucałowaniem krzyża jak ktoś nie mógł na Liturgii, a już tym bardziej nie było do pomyślenia by ktoś sprzątał gdy ludzie adorują. Wydaje mi się, że chodzi o jakąś zwykłą przyzwoitość zakończenia adoracji, a nie wypuszczanie wściekłych pań z wiadrami i mopami szorującymi podłogę przed ludźmi. Szanuję, że taka praca jest potrzebna. Tylko trochę mieszamy sacrum i profanum. Poza tym rozumiem że duszpasterze w tych dniach są bardzo zapracowani … szkoda tylko że nie patrzą na zwykłego człowieka jak na tego, który też jest zapracowany i nie tylko w tych dniach i np. kończy pracę po 12 godz. dyżurze. Ale rozumiem… jest zmęczenie i zmęczenie. A poza tym to tak – często wbijam gwoździe w ręce i nogi Chrystusa … i zachwyca mnie Jego miłosierdzie, że akceptuje mnie jako swoje dziecko (z zaletami i wadami), a nie jako ślepą marionetkę. Życzę otwartości i wyrozumiałości w drugą stronę (w stronę zwykłych szarych ludzi). Pozdr.
# 45 dustasterzu
Tak mało mówi się dobrze o księżach, że zawsze miło przeczytac dobrą opinię. Ja cieszę się, że Marek to napisał, zresztą nie tylko o swoim proboszczu, ale także i wikariuszach i innych osobach współpracujących z nim.
Myślę, że na mało mówimy o tym, gdy jest dobrze, a ciągle wyciągamy nieprawidłowości.
#42 tradycjonalista
Ja też byłam na tej Liturgii.
To prawda, że nie potrafiliśmy pięknie zaśpiewac tej pieśni. Jest ona trudna do śpiewania. Ale czy zwróciłeś uwagę na słowa?
Czy słowa nie były warte tego gorszego wykonania?
Ja się cieszę, że właśnie ta pieśń została wykonana po ochrzczeniu katechumenów.
Liturgia w katedrze była bardzo piękna. A ja jestem bardzo wrażliwa na śpiew…
Ale wracając do domu obawiałam się, czy jej piękno nie przyćmiło mi jej istoty, jej treści…
Przypomniał mi się św. Augystyn. To on kiedyś zwrócił moją uwagę, że „nie należy pozwolić, aby zmysłowa rozkosz obezwładniała umysł”.
I to on powiedział: ” Poczytuję to jednak sobie za karygodny grzech, ilekroć tak się zdarza, że bardziej mnie porusza śpiew niż to, o czym się śpiewa.” („Wyznania” X 33)
Od tamtej pory, gdy podoba mi się bardzo jakaś pieśń, ciągle się zastanawiam nad tymi słowami.
Mam wielką słabość do śpiewu i kiedyś chciałabym się znaleźć w chórze anielskim (jeśli przyjmują tam świeckich) i w ten sposób czcić Boga. 🙂
Przepraszam Cię, Ines, ale ro jest właśnie to, za co tego bloga nie lubię. Powiedz, dlaczego nazywasz te kobiety „wściekłymi”? Mówiąc, że byłaś po dyżurze, sprawiasz wrażenie pielęgniarki lub lekarza. Czy zaobserwowałaś jakieś symptomy wścieklizny u tych kobiet? A mogłabyś wziąć pod uwagę, że może i one spieszyły się do domu, bo była już późna pora (nie wiem, jeśli były wolontariuszkami, to pewnie mają swoje rodziny). Mówisz, że można sprzątnąć w Wielki Piątek w dzień lub w Wielką Sobotę. Dlaczego nie zauważasz, że przez cały dzień wtedy tez jest adoracja, a dodatkowo w sobotę święcenie pokarmów? A nie mogłaś w domu ucałować krzyża? Jest on jakiś inny? Cieszysz się, że możesz doświadczać miłosierdzia Pana Jezusa, gdy wbijasz gwóźdź w Jego dłoń. A nie zauważasz, że dzisiaj najczęściej jest to dłoń bliźniego? Życzysz innym otwartości i wyrozumiałości, a sama dla innych możesz być otwarta i wyrozumiała?
Przepraszam Księdza Biskupa, ale te wypowiedzi lekko podważają sensowność tego bloga.
I jeszcze jedno pytanie do Księdza Biskupa: dlaczego w czasie Wigilii Paschalnej były różnice przy udzielaniu Komunii? Pewni ludzie mogli przyjąć Krew Pańską, a inni nie?
co było podstawą tego zróżnicowania?
pozdr
#50
Mikado, Ines nie jest pielęgniarką ani lekarzem i broniąc ich nie broniła siebie.
Nie wiem, czy pamiętasz – Ines kiedyś pisała, że jest w ciąży i ciąza ta była zagrożona.
Ja rozumiem jej pragnienie dłuższej adoracji…
Domyslam się, ze tak jak wtedy cierpiała z tego powodu, ze nie mogła poscić, to teraz cierpiała z tego powodu, że nie mogła uczestniczyć w Liturgii Wielkiego Piątku, a jej adorację przerwano tak brutalnie.
To prawdaa, że przesadziła nazywając te panie „wściekłymi”, ale napisała także: „Szanuję, że taka praca jest potrzebna.”
Moim zdaniem w jej wpisie nie chodziło o te panie, tylko o sposób zakończenia adoracji. Myślę, że jeśli pojawiłby się jakiś duszpasterz i odmówił jakąś modlitwę i zakończył adorację w ten sposób,późniejsze wejście pań z wiadrami i mopami nie przeszkadzałoby by nikomu.
…#39.Bp ZbK…widocznie tak miało być i DN nie była dla nas.Wielu przecież jest powołanych lecz nieliczni są ci wybrani.Nam pozostało trwać w Kościele z nadzieją na lepsze czasy…Pozdrawiam…janusz f.
Wszystkie trzy dni triduum, które przeżyłem w swojej parafii (w Łukowie) były bardzo piękne i wymowne. Najbardziej poruszyła mnie Liturgia Wielkiej Soboty, która trwała u mnie – 3,5 h. Dla niektórych osób było to jednak za długo, ponieważ wychodzili po dwóch godzinach. Rozumiem, że można być zmęczonym, ale nie zapominajmy, że kiedyś ludzie potrafili czuwać całą noc. Widziałem też młodego człowieka stojącego niedaleko mnie. Przestępował z nogi na nogę, niecierpliwił się, a w końcu wyjął z kieszeni komórkę i w czasie Czytań po prostu zaczął odpisywać na smsy ! Bardzo mnie to zabolało, ale nie miałem odwagi zwrócić mu uwagi… Najbardziej niesamowitym momentem w Liturgii Wielkiej Soboty było dla mnie odśpiewanie Litanii do Wszystkich Świętych oraz wspólne wyznanie wiary i odrzucenie szatana… Również oprawa muzyczna zasługuje na oklaski. Chór zaśpiewał Święty święty oraz Baranku Boży po łacinie. To było naprawdę piękne. Wiem, że ktoś powie, że nie to było najważniejsze, ale dla mnie oprawa liturgii jest bardzo ważna. Dzięki niej mogę lepiej kontemplować i kochać Chrystusa. Piękna też jest Msza Wieczerzy Pańskiej, gdy formuły są bardzo uroczyste… Odczuwam wtedy niesamowity dreszcz który przebiega moje… serce 🙂 Jednego jestem pewien – osoby, które nie uczestniczą w tych 3 świętych dniach, nie przeżyją Wielkiego Czwartku, Piątku i SOboty z Chrystusem we wspólnocie ludzi wierzących, nie będą potrafili prawdziwie przeżyć radości płynącej z Wielkiej NIedzieli. Tak sądzę. Jakie jest Wasze zdanie? Pozdrawiam, Agnus
Ad #50 mikado
Odpowiadam na postawione pytanie.
W czasie Wigilii Paschalnej w naszej Katedrze Komunię św. pod dwiema postaciami otrzymały następujące osoby:
• dorośli neofici i ich bliscy, tzn. chrzestni, poręczyciele i obecni członkowie rodziny lub związane z nimi osoby,
• rodzice i rodzice chrzestni dzieci,
• służba liturgiczna,
• wspólnota neokatechumenalna, z której pochodzi jedna neofitka.
Było to w sumie ponad 200 osób.
Naturalnie można było ten krąg osób powiększyć, ale wiążą się z tym określone trudności różnej natury przy takiej liturgii jak Wigilia Paschalna.
Informacja natomiast co do tego, kto mógł podczas tej Liturgii przyjęć Krew Pańską z kielicha, była podana przez komentatora. Wcześniej mówiłem też o tym podczas katechez paschalnych w pierwsze dni Wielkiego Tygodnia.
Natomiast w Wielki Czwartek w Katedrze była Komunia św. pod dwiema postaciami ogólnie dostępna, czyli dla wszystkich, jak tylko starczyło. Było kilkanaście kielichów. Nie jest możliwe, by dokładnie przewidzieć, ile osób skorzysta z Kielicha Krwi Pańskiej.
Dodam jeszcze a propos uwagi co do sensowności tego, co tutaj, tzn. na blogu, się dzieje
Fakt, że tu na blogu mamy możliwość i okazję dzielić się tyloma spostrzeżeniami z naszego życia, a ostatnio z przeżyć Triduum Paschalnego, wskazuje na sensowność tego blogu. Nie jesteśmy tylko po to, by się lubić, ale by służyć sobie i prawdzie w nas.
Bp ZbK
Znalezione w sieci:
Artysta
Historia duchowieństwa to nieustanne balansowanie między dwoma przeciwstawnymi pojęciami: władzą i służbą. Biskup moich marzeń to artysta. Jego klasę rozpoznam, gdy pokaże mi swój niepowtarzalny patent na to, jak ten balans sensownie ułożyć.
Henry Scott Holland, zmarły w 1918 roku anglikański profesor i kanonik z Oksfordu, pewnego wieczoru wybrał się na spacer. Wdrapał się na wzgórze, by się przyjrzeć swojej ulubionej dolinie, parafialnemu kościołowi, cmentarzowi, na którym – jak zaznaczył w testamencie – miały zostać złożone jego kości. Nagle jego uwagę przykuło przelatujące stado szpaków. Holland, wytrawny znawca spraw kościelnych doznał – jak określają taki stan psychologowie – wglądu. W jednej chwili zrozumiał, że jego długoletnie eklezjologiczne dociekania da się zamknąć w tym jednym, prostym obrazku. Stado ptaków, z których żaden nie traci swej indywidualności, jest doskonale wolny, różny od innych. Na pierwszy rzut oka nie łączy ich nic – a mimo to wszystkie podążają w jednym kierunku. Oto Kościół.Jeśli tak, to kim ma być w nim biskup? Nawigatorem, który wie, dokąd mamy lecieć? Liderem stada, w którego mamy się wpatrywać i który pokaże nam, jak lecieć należy? A może hodowcą, który daje nam znaki, wskazuje kierunek, sam nie dzieli jednak naszego doświadczenia, jest w zupełnie innym miejscu niż my?
W swoim dziennikarskim życiu napisałem kilkanaście jeremiad i lamentacji na temat relacji biskupów i wiernych. Po raz kolejny piszę to z bólem. Wydaje mi się, że to nie szeregowi pracownicy księża czy proboszczowie, ale szefowie lokalnych oddziałów, biskupi, są dziś najsłabszym ogniwem naszego Kościoła. Jasne, niektórzy z nich świetnie sobie radzą, aż kipią od duszpasterskich inicjatyw, ich kalendarze są wypełnione spotkaniami, wizytami, po prostu ich widać (jeśli owce mają iść za pasterzem, musi być go widać). Problem polega na tym, że pozostała część (choć pewnie też ma szczere chęci) zamyka się na tzw. biskupim trójkącie bermudzkim (kurie – celebracje – akademie), dzięki któremu skutecznie znika z radarów większości powierzonych sobie wiernych. Nie umie znaleźć sobie miejsca w zmieniającym się jak w kalejdoskopie świecie.
Dość już mam jednak jeremiad i analiz. Dlatego chętnie, na zlecenie redakcji, oddam się marzeniom. Bez drugiego dna i podejrzeń, że lista cech wymarzonych jest w istocie spisem grzechów à rebours… Czego oczekuję od biskupa? Po kolei.
Najważniejsze – chciałbym, żeby był człowiekiem, który lubi ludzi. Który szuka kontaktu z nimi, który chce się spotykać, zanim wypowie swój sąd – będzie słuchał. Który jest odważny i tam, gdzie inni widzą zagrożenie, on widzi szansę. Który ma pełną świadomość, że powierzona mu owczarnia to nie tylko ci, których widuje w kurii czy w kościele, ale i ci, których codziennie ogląda na ulicy. W Polsce (po kilku alkoholowych aferach) obowiązuje zasada, że biskup – niczym premier – nie może sam prowadzić samochodu, a o jego sprawy bytowe troszczy się zastęp sióstr. Marzy mi się biskup, który karmiąc wiernych niebieskim chlebem, wie, ile kosztuje bochenek baltonowskiego. Taki, którego można spotkać na rowerze, w księgarni, w parku. Który Mszę odprawia nie w kurialnej kaplicy, a ze swoim ludem. A po niej zrzuca ornaty i paliusze i staje przed wejściem do kościoła, by wysłuchać swoich wiernych. W dobie informacyjnej rewolucji codziennie zasypywani jesteśmy setkami komunikatów – prawdziwych, nieprawdziwych, pobożnych i bluźnierczych. Owszem, hierarcha może wszystkie intelektualne i duchowe siły rzucić do tej walki. Pisać listy, głosić konferencje, programować zastęp swoich księży. Sęk w tym, że gdy ilość informacji oraz dostępnych opcji rośnie w postępie geometrycznym, rolę znacznie ważniejszą od „sprzedawców idei” grać będą ci, którzy pomogą nam wybierać. Nawet reforma szkolnictwa idzie w tym kierunku – dzieciom nie wtłacza się już dziś do głów wiedzy, uczy się je samodzielnie docierać do źródeł, selekcjonować, sensownie układać zastany świat.
Zatem biskup moich marzeń to nie tyle naukowiec, ile nauczyciel. Który nie tyle mówi mi, kto ma rację, ile podprowadza mnie pod drzwi Prawdy, pozwalając, bym sam ją odkrył dla siebie. Żeby jednak to zrobić, biskup musi być człowiekiem, który sam tę drogę przeszedł. Uczeń nie zajdzie dalej niż jego mistrz. George Weigel postulował kiedyś, by przystępując do oceny, czy dany człowiek nadaje się na biskupa, nie tylko badano jego kompetencje organizacyjne, sprawdzając, przez ile lat był kurialnym dyrektorem lub jak sprawdził się jako rektor seminarium, ale też by postawiono pytanie, ilu ludzi się nawróciło, patrząc, jakim jest chrześcijaninem. Weiglowi zarzucono, że jest utopistą. Nie jest. Biskup w XXI wieku musi być – uwaga na słowo potwornie zdewaluowane przez nieustanne odmienianie – świadkiem. Facetem, który przeżył to, o czym opowiada. Autorytetem. Próbując zamknąć myśl w obraz – doświadczonym taternikiem, który nie sprzedaje swoich przygód na prawo i na lewo, ale którego, gdy siada wieczorem w schronisku, wszyscy słuchają, dopytują, jak stawiać kroki w ścianie, który służy radą, wsparciem, gdy ktoś pyta – mówi, gdzie popełniony został błąd. Gdy już wyjdziemy w góry i ktoś będzie musiał podejmować trudne decyzje, będziemy pewni, że podejmuje je właściwy człowiek, będziemy mieli do niego zaufanie.
Jeśli biskup wymaga od innych, by się modlili, sam musi się modlić, a nie tylko celebrować. Jeśli chce, byśmy pogłębiali swoją wiarę, po nim też musi być widać, że swoją wiarę pogłębia, że się w tej wierze rozwija. Marzy mi się biskup, którego mógłbym zobaczyć, jak bez żadnych ceregieli w środku swoich zajęć każe się kierowcy zatrzymać i wpada na chwilę na adorację do jakiegoś kościoła w diecezji. Wiem, że do modlitw ma on specjalną kaplicę, ale ja chciałbym go widzieć tutaj. Jak klęka bez pontyfikalnych szat między ludźmi, którzy właśnie pędzą z pracy do domu czy odwrotnie. Zaryzykuję tezę, że taki gest jest w stanie zyskać Panu znacznie więcej dusz niż seria stu najmądrzejszych listów pasterskich o potrzebie modlitwy. Ci wszyscy, którzy spotkają się z biskupem na modlitwie (albo na przykład w kinie), opowiedzą o tym w domu. U cioci na imieninach. Ktoś, słysząc to, przełamie w sobie jakiś lęk. Zagonionych między szkołą a parafialną kancelarią księży, którzy nie mają czasem siły nawet na odmówienie brewiarza, zachęci może przykład szefa, który ma czas i na modlitwę w ciągu dnia, i na chwilę sensownej rozrywki.
Jasne, że biskup to także szef. Teoria zarządzania zna dwa typy szefów – charyzmatycznych na pierwszy rzut oka i takich, których charyzmatem jest wyłuskiwanie ludzkich talentów. Biskup nie musi być świetny we wszystkim, musi jednak umieć nazwać dary swoich ludzi. Umieć tak pokierować ich rozwojem, by zachować zdrowy balans między rozwojem a ofiarą. Marzy mi się biskup odporny na zagrożenia, które niesie z sobą korporacja (Kościół w znaczeniu instytucjonalnym czasem korporacją bywa) – koterie, układy, rozmycie odpowiedzialności, „otorbianie” szefa, któremu serwuje się wyselekcjonowane informacje. Biskup oporny na zmęczenie materiału i pokusę myślenia o swojej funkcji jako o nagrodzie za trud, swoistym zwieńczeniu kariery. Do samej śmierci ma to być dla niego wyzwanie. Do końca ma analizować potrzeby wiernych, szukać odpowiedzi na ich pytania, kreować programy.
To chyba właśnie dlatego utarło się, że biskupami zostają kurialiści. Znają korporację na wylot, wiedzą, jak utrzymać ją w karbach, jak nią rządzić. Marzy mi się dzień, gdy biskupami zaczną zostawać w Polsce zdolni, zaprawieni we frontowych bojach proboszczowie, ludzie, którzy wiedzą, czym oddycha świat (ciekawostka – znam kurie, w których dyrektorzy wydziałów zostają na własną prośbę proboszczami, by mieć kontakt z kościelnym krwiobiegiem). Gdy nuncjusze i kardynałowie przestaną się bać, że nie udźwigną ciężaru wpatrzonych w nich oczu kolegów zawistników.
Wreszcie – ma to być biskup, który się nie boi tego, co jest za kościelnym płotem. Który czyta gazety, wie, czym żyje świat wokół, nie ucieka przed mikrofonem niczym przed ogniem piekielnym. Wbrew temu, co myślą biskupi, media nie mają swoich ideologicznych pupili. Media zajmuje ten, kto jest autentyczny. Bardzo lubiłem wieczorne programy francuskiego kanału KTO, w których gościli francuscy ordynariusze. Rozmawiali, żartowali, czasem wchodzili w spór z dziennikarką. Oglądając to, zastanawiałem się, skąd się u nas bierze to Bizancjum. To przekonanie, że biskup jest kimś w rodzaju księcia krwi, z którym nierzadko trudniej umówić się dziś na wywiad niż z ministrem. Dlaczego biedna „Gazeta Wyborcza”, chcąc ustalić, co myślą polscy biskupi, w święta kościelne rozsyła swoich korespondentów, by przyrządzali jej wycinki z biskupich homilii? A jeśli już przy nich jesteśmy – marzy mi się biskup nienadgryziony zębem polityki, nieczyniący tego typu aluzji, niewietrzący wszędzie spisków, niewspierający lewej lub prawej nogi. Biskup, o którym każdy mój niewierzący znajomy powie: dobry, godny zaufania, mądry człowiek. Ja mu dopowiem: i świetny ksiądz.
Zaczynam marudzić, więc na koniec znów wrócę do marzeń. Angielski teolog, profesor, publicysta Martyn Percy w swojej książce Clergy. The Origin of Species (Duchowieństwo. O pochodzeniu gatunków) pisze, że ponieważ zrębem Kościoła jest człowiek, a nie żaden system, skoro wiara to coś wymykającego się opisowi, a nie zbiór teorii, to również ci, którzy powołani są do tego, by swój Kościół prowadzić, powinni być bardziej artystami niż urzędnikami czy naukowcami. Percy zwraca uwagę, że historia duchowieństwa to tak naprawdę nieustanne balansowanie między dwoma pozornie przeciwstawnymi pojęciami: władzą i służbą. Biskup moich marzeń to artysta. Jego klasę rozpoznam, gdy pokaże mi swój własny, niepowtarzalny patent na to, jak ten balans sensownie ułożyć. Zainspiruje mnie nim i zachwyci. O kim po fajniejszej stronie życia będę mógł powiedzieć – to również dzięki temu człowiekowi tu jestem.
SzH
#42 Basa
To nie o to chodzi, czy pięknie, czy mniej pięknie. Po prostu zaszokowała mnie gitara! W najważniejszej Liturgii w całym roku zrobił się nagle klimat kolonijnego ogniska. To nie uchodzi – to był dla mnie zgrzyt, a nawet więcej. To tak jakby na najelegantsze przyjęcie, gdzie panie występują w pięknych kreacjach, a panowie we frakach wpadł nagle gość w dresie!
A słowa? No cóż, powiem Ci, że najpiękniejsze nawet słowa wyśpiewane na badziewną, ogniskową melodię stają się w najlepszym razie własnym zaprzeczeniem. W najgorszym – profanacją! Spróbuj sobie zaśpiewać na przykład czcigodny (słowo użyte przeze mnie z całą odpowiedzialnością!) hymn „Krzyżu Święty” na melodię „Szła dzieweczka do laseczka” – da się, ale co z tego wyjdzie…?
Dlatego błagam – zostawmy gitarkowe bam ba ram bam na śpiewanie miłosnych ballad dziewczynie przy ognisku (efekt gwarantowany 😉 ) ale nie wprowadzajmy jej (gitary, nie dziewczyny) do Liturgii. To nie wypada. Jest to – jak pisał poeta – „kwestia smaku”.
Pozdrawiam serdecznie.
Jacek R. – tradycjonalista
Czytam na Blogu myśli, refleksje uczestników Triduum Paschalnego. W świątyniach katedralnych podniosła w formie i treści liturgia o męce, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Siedlecka katedra, nasza „Matka Kościołów” – w jej neogotyckim wnętrzu liturgia z udziałem Pasterza, wielu, wielu kapłanów, alumnów, katedralnego chóru. Nikt się nie dziwi, tak powinno być, tak było i zawsze tak będzie. Czas przemiany, czas pokuty, czas nawrócenia kończy się potężnym akordem, który brzmi „między niebem a ziemią” i wzywa do zadumy nad eucharystią, kapłaństwem i własnym zbawieniem.
Ale Niedzielę Palmową i Triduum 2010 roku przeżyłem w małej miejscowości, na skraju Diecezji, w 3-tysięcznym Kocku. Kocka świątynia to nie katedra, ale parafia sięgająca historią średniowiecza. Jej odnowione neoklasycystyczne wnętrze, z czasów księżnej Jabłonowskiej lśni majestatem Domu Bożego i przykuwa uwagę świeżością formy, oczyszczonej z wieloletnich naleciałości.
– Niesie się wieść, że w tym roku Kock „porwał się” na śpiewaną pasję. Rzeczywiście, po drugim czytaniu Liturgii Niedzieli Palmowej rozlega się śpiew Pasji wg. św Jana w wykonaniu zespołu Nadzieja. Pasja zostaje powtórzona w Wielki Piątek. Wydarzenie religijne i kulturalne w maleńkim Kocku. Nie sposób nie zauważyć pięknego brzmienia głosów lektorów i kantorów. Niepospolite melodie psalmów i piękne brzmienie chóralnego śpiewu zespołu Nadzieja.
Tyle serca włożyli w to kapłani i parafianie z Kocka, aby pięknie przeczytać i wyśpiewać, a przez to i przeżyć Liturgię Triduum, aby zbliżyć się do Pana Boga, Króla na zawsze, na wieki.
Myślę, że kapłani pracujący w parafii Kock, a także parafianie mają prawo do świątecznej radości i satysfakcji z pięknie przygotowanej i przeżytej Liturgii Paschalnej.
Życzę tego innym Parafiom.
baranie, zbawienie znajduje się w Chrystusie, w Kościele, po co ci zatem DN?
Całe Triduum Paschalne przeżywałem w Katedrze. Podzielam Wasze zdania co do piękna tej Liturgii, jej „dopracowania”. To wszystko jest niezwykle ważne w należytym jej przeżyciu. Kiedy nie ma pośpiechu, nerwów, a jest spokój i zaduma…
No właśnie ta zaduma, ale nie tyle co nad pięknem Liturgii, ale nad własnym życiem, nad tym gdzie ja w tym wszystkim jestem. Gdy Biskup mężczyznom umywał nogi myślałem jak bardzo jeszcze brakuje mi pokory w codzienności; gdy adorowaliśmy Krzyż, ta dłuższa chwila dała okazję, abym spojrzał jak często uciekam od tego Krzyża, jak jestem mu nieposłuszny; w Wigilię Paschalną słuchając wielu czytań próbowałem w nich odnaleźć siebie i zobaczyć jak i mnie Bóg stara się prowadzić i dać mi możliwość, aby również w moim życiu wypełniła się dana Obietnica; i też to wspaniałe poczucie wspólnoty Kościoła, gdy po każdym udzieleniu sakramentu chrztu rozlegały się gromkie brawa radości z nowego brata i siostry…. To tylko niektóre momenty, można wiele opowiadać….
Mówi się, święta święta i po świętach. Ale to tak nie jest, gdyż czuję że doświadczenie tych świąt cały czas we mnie trwa, cały czas wracam do tych treści i prawd które wtedy przeżyłem… Niewątpliwie piękno tej Liturgii w tym mi pomogło…. Za co wszystkim odpowiedzialnym za jej przygotowanie dziękuję.
#45. duszpasterz
Rozumiem potrzebę posprzątania kościoła i przygotowania go do kolejnych dni Triduum. Nie rozumiem zaś kompletnie Twej dość „ostrej” reakcji na tym forum w stos. do Ines i w ogóle tak krótkiego okresu czasu (do godz.21) adoracji. Czyż nie o to chodzi, by ten czas był okresem intensywnego czuwania, modlitwy, trwania przy i z Chrystusem?
Nie mieszkam na terenia diecezji siedleckiej, ale myślę, że problem dotyczy wszystkich diecezji i przeważającej większości parafii. Myślę o braku ciszy podczas adoracji. Ja rozumiem pieśni, litanie, różaniec, koronkę itd, ale zbyt dużo i zbyt często wypełniają one cały czas. Nie wychowuje się ludzi do ciszy. Brakuje ciszy. Modlitwa w ciszy wielu męczy, zniechęca, kompletnie ją ignorują. I nie ma się co temu dziwić, skoro jej nie znają, nie rozumieją, skoro nikt im o jej wartości nie powiedział, nie pokazał, nie pomodlił się z nimi w taki sposób… A przecież zarówno Święta BN jak i WN sa kapitalnym okresem uczenia takiej modlitwy, docenienia ciszy, która jest naturalnym klimatem Słowa.
Pozdrawiam.
Tradycjonalisto,
Nie tylko gitara stanowiła pewną dysharmonię w Liturgii Wielkiej Nocy. Również komentarze przygotowane przez wspólnotę DN. Ich trochę swobodniejsza forma bardzij współgrała z gitarą, niż ze sztywniejszą w swym kształcie pozostałą częścią.
Cieszę się, że przywołałeś ten wiersz Herberta. Pisze on o manipulacji słowem, obrazem w efekcie drugim człowiekiem. Pisze,że forma oderwana od treści może służyć zniewalaniu człowieka.
Jestem przekonany, że sposób celebracji praktykowany przez DN nie ma z takim przekazem nic wspólnego. Widzę natomiast autentyczną radość, swobodniejszy ton wynikający z odczuwanej wolności dzieci bożych, uwolnienie się od lęku, że jakieś niezgrabne słowo zakłóci sens Ewangelii.
Czy jest jednak na to miejsce w Katedrze? Gdy liturgia jest tak perfekcyjnie dopracowana? (nic tylko rozstawić namioty).
Mi nie przeszkadzała gitara (melodia była trudna – tak jak pisze basa, ale nie odpustowa. Ćwiczyliśmy ją w Wielką Środę na katechezie – warto było być). A komentarze były proste i dobitne. Trafiały w sedno.
Przeczytaj komentarz Agnus. Zasklepianie się w sztywnych formach jak i bezmyślna swoboda sensu nie mają. Jednak manifestacja wiary może i powinna przebić czasami niepotrzebne zadęcie celebracji.
Przyznam, że z zazdrością słuchałem świętowania grupy neokatechumenalnej po skończonej Liturgii Wielkiej Nocy.
Agnus,
Zgadzam sie, że im lepsze przygotowanie do Liturgii Paschy, tym bardziej niedogodności zmieniają się w zalety (np. czas trwania).
Każdy z nas może włączyć sie do takich przygotowań u siebie w parafii lub zachęcić do zainicjowania.
O następnych Świętach, możemy myśleć już dziś!
#56 tradycjonalista
Masz prawo mieć swoje zdanie.
Ale gitarę także dał ludziom Bóg. Skąd wiesz, że jej dźwiek jest mniej miły Panu Bogu niż dźwięki organ? Skąd wiesz, ze śpiew kantora mniej Mu się podoba niż śpiew chóru?
Skąd wiesz, że na przyjęciu u Pana Boga oprócz pań i panów elegancko ubranych nie będzie też i dresiarzy i łachmaniarzy? Przecież to nie szata zdobi człowieka.
Mi też bardziej podobał się śpiew chóru. Ale cieszę się, ze było także miejsce dla pieśni neokatechumenalnej. Neokatechumenat też jest częścią Kościoła.
basa, jak nie za bardzo z Tobą się zgadzam, tak teraz dziękuję Ci za to powiedzenie: „neokatechumenat jest CZĘŚCIĄ Kościoła”. Pozdr
Neokatechumenat jest sercem kościoła.Wystarczy popatrzeć na diecezję rzymską w której założono wspólnoty Drogi w ponad osiemdziesięciu parafiach.Przykład idzie z góry.Jeśli nie chcemy w naszej Polskiej parafii odnowy posoborowej(a tym jest neokatechumenat jako wprowadzenie w chrześcijaństwo)to gdzie jesteśmy z tą naszą ludową pobożnością?
W jakim kościele?
Marcin, odpowiadam tobie: nadal w katolickim, tak jak neokatechumenat, który jest jego częścią.
#42 tradycjonalista
Niemało masz racji. Jednak w życiu każdy plan „bierze w łeb”, kiedy Ten Ktoś stawia na swoim.
Zgaduje, że owemu gitarowemu muzykowi-wirtuozowi i zarazem śpiewakowi, zabrakło najzwyklejszego na świecie nagłośnienia. Z pewnością dzieło miało by lepszy wydźwięk. W kaplicy Cudownego Obrazu Matki Bożej, podczas Apelu Jasnogórskiego, tez grano na gitarach. No cóż, kazdy ma inną wrażliwośc.
* * *
Niestety, byłem tylko na nabożeństwie Wigilii Paschalnej. A tak to chodziłem na nabożeństwa Triduum Paschalnego przez siedem lat.
Marcinie
Chciałbym Cię troche przystopować.
Sensem życia chrześcijanina jest Ewangelia a nie odnowa posoborowa.Znam pewna starsza juz kobietę, która słowo sobór słyszała może, ale niekonkretnie ale tak wychowała synów ( bo mam z nimi do czynienia), że nie trzeba im tłumaczyć sensu tracenia siebie, przebaczenie itp.Oni to w naturalny dla siebie sposób robią.
Dalej neokatechumenat nie jest tożsamy z odnową posoborową.Owszem jest jedną z dróg jej realizacji.Co nie znaczy że jedyną i obejmującą wszystkie możliwe sposoby życia Ewangelią.W Diecezji siedleckiej znajdziesz wiele działań podejmowanych również przez Biskupa ale też wielu innych, które choć niosą podobne treści i formę są równoległe i uzupełniające.
Członkami Kościoła ( a więc i sercem) jesteśmy my wszyscy- ludzie a nie choćby najbardziej wartościowa organizacja.
#55 Agnus,
Bardzo lubię czytać teksty Szymona Hołowni.
Polecam jego książki:
„Kościół dla średnio zaawansowanych” i „Tabletki z krzyżykiem”.
Pozdrawiam 🙂
…#65 Marcin,
z tym sercem to chyba przesadziłeś. Jeśli ktoś na DN uważa się za serce Kościoła to znaczy powinien wrócić do katechez wstępnych i zacząć od nowa DN. Ponoć koniec DN to początek chrześcijaństwa.
Niektórzy potrzebują 25 lat by zrozumieć, że to Jezus Chrystus jest Kościołem zbudowanym z odkupionych grzeszników i ten kto chce być pierwszy w Kościele, niech będzie najmiejszym /ostatnim/ Jego członkiem. Siła Kościoła to nie Neokatechumenat powszechny /obowiązkowy/, ale wspolnota ludzi ukrzyżowanych /bezsilnych/ w swoim realnym życiu…
DN jest niewatpliwie wielką łaską, ale nie dla wszystkich. Nie wszyscy ludzie są wybrani by być współczesnymi Chrystusami…
Pozdrawiam Cię…
janusz f.
Chrystus zmartwychwstał! Witajcie bracia.
Bardzo miło czytać te wasze komentarze. To ja, gość z gitarą.
#42, #56 Drogi Tradycjonalisto.
Szanuje twoje zdziwienie. Jeżeli gitara przeszkadzała ci się modlić w czasie tej celebracji to wybacz. Nie było to moją intencją. Ale uważam, że twoje poczucie dyskomfortu pochodzi z przyzwyczajenia, i nie różni się od dyskomfortu człowieka, który zawsze w kościele siedzi z lewej strony i nagle posadzą go z prawej. No za nic w świecie nie będzie mógł się modlić (skupić). Znane mi dokumenty kościelne o liturgii nie wykluczają z użycia w niej gitary klasycznej. Zatem: wypada. Wierz mi, że przyłożyłem starań przygotowując ten śpiew (podobnie jak przygotowywali się inni celebrujący). Zapewniam cię również, że „Amen, amen, amen” (ta pieśń z gitarą) nie jest śpiewana przez braci przy ogniskach czy na agapach. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że w ogóle nie jest używana poza kontekstem liturgicznym (i/lub modlitewnym). I zgadzam się: to kwestia smaku.
Nasza siostra przyjmowała chrzest. Czy miało nas tam zabraknąć, mieliśmy ukrywać naszą radości?
Poza tym jeżeli mówimy już o gitarze w liturgii. Wprowadziło ją tam już dawno Światło-Życie i Odnowa (do obu grup mam duży szacunek: za ks. Blachnickiego i to, co pisał o katechumenacie oraz za żywe charyzmaty Ducha). Czy twoim zdaniem one też źle robią?
#61 Grzegorzu,
miło słyszeć, że ktoś był na tej próbie. Bałem się, że nikt z katechezy nie pojawi się na samej liturgii. Pozdrawiam.
Melodia. Melodia jak melodia – owszem miała dość duży rozstrzał (cytując muzyka: „oktawa i seksta”), ale była sensowna i zdecydowanie nieogniskowa.
„CELEBRACYJNY LUZ”
Zgadzam się z Tobą, że neony w liturgii wykazują większy luz (ładnie to ująłeś „wolność dzieci bożych”;). Pamiętam jak w maju tamtego roku celebrowaliśmy Eucharystię w Izraelu. Było to w trakcie pielgrzymki papieża, wszystkie polskie neony zebrały się na Mszy w Domus Galilaeae (jakieś 11 autokarów). I _było_ troszkę zamieszania, wiesz, bracia byli z dziećmi, kobiety karmiły niemowlęta, co i raz ktoś wychodził do toalety (to było duże zgromadzenie). Ale na końcu było widać w tym wszystkim, mimo swobody, szacunek do celebracji. Było widać, że oni się tym naprawdę modlą. A jak słuchałem echa niektórych braci to zyskałem pewność, że oni w głębi autentycznie szukają Boga, znajdują go w swoim życiu i adorują w tej Eucharystii.
Jak pierwszy raz przyglądałem się przygotowaniom do Triduum to byłem zdziwiony. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, żadna nuta nie zafałszowana, żaden gest zbędny. Gdy miałem iść na kolejne spotkanie dostałem biegunki na myśl o tym, co będzie jak pomylę jakąś nutę (sic!).
Na Wigilii Paschalnej młody ceremoniarz przy mnie był spięty jak nie wiem. Diakon z lewej, gdy polał się woskiem z paschału, to wyglądał jakby miał zejść na zawał albo przynajmniej mu jakaś żyłka miała pęknąć.
Zgadzam się: celebracja, zwłaszcza tak podniosła i w tak świetnym miejscu, powinna być jak najlepiej przygotowana. Niech będzie przećwiczona, niech będzie jak najbardziej zgodna z przepisami. Ale jeżeli postulat idealności (kiedykolwiek) staje się kaftanem, który krępuje i nie pozwala się modlić, to jest coś nie tak. Przecież na końcu ma to być kult wewnętrzny, kult serca, „w Duchu i prawdzie”.
Zgadzam się więc, Grzegorzu, że wyczucie między tymi dwoma skrajnościami to sedno udanej liturgii.
Komentarze, moim zdaniem, były dość trafne. I nawet ten jeden, wybijający się, nie z kartki, był potrzebny. Złamał statyczność pozostałych i obudził śpiących. Odróżniały się, ale mnie odpowiadały. Myślisz Grzegorzu, że nie da się tego pogodzić? Liturgia powinna być „w jednym stylu”? Pytam szczerze ciekaw twojego zdania.
(A następnym razem jak będziesz nasz słyszał pod katedrą to po prostu się przyłącz:).
Pokój.
grzegorz, podpisuję się pod tym, co napisałes i rękami i sercem 🙂
#55 Agnus,
mam nieodparte wrażenie, że znam biskupa o cechach opisanych w Twoim tekście…
Pozdrawiam…
…#34 basa…
nie chodzi o eucharystyczny parking dla niepełnosprawnych, lecz o Kościół, gdzie nie wstydzimy się swego krzyża. Chodzi nie o wydzielone miejsca, gdzie parkujemy swoje krzyże, ale raczej o przytulenie się do tych, którzy są za nas ukrzyżowani…
Pozdrawiam Cię…
janusz f.
# 68 Grzegorz
Całkowicie się z tobą zgadzam.
Szczęść Boże!
Chciałam tylko napisać, że rozumiem „Tradycjonalistę” – jako chyba jedyna osoba tutaj. Ja też mam powyżej uszu wciskającej się wszędzie do Kościoła gitary i tanich oazowych przyśpiewek! Ludzie – Tradycją Kościoła od stuleci jest chorał gregoriański i chóralny śpiew polifoniczny. Kościół określa te rodzaje muzyki jako „śpiew własny” Liturgii rzymskiej. A dlaczego? A dlatego, że są one ponadczasowe, tak jak Kościół. Dlatego że są absolutnie piękne, tak jak Liturgia być powinna. Dlatego że są doskonałe, jak doskonały jest Bóg…
Ale teraz nastały takie czasy, że każdemu wszystko wolno i każdemu wszystko się należy, więc i do Kościoła się to wciska. I teraz każdy musi w Kościele „zaistnieć” – oczywiście „po swojemu”. Chce zaistnieć jako reżyser teatralny – łapie parę osób i inscenizuje przedstawienie zamiast homilii. Bo przecież nieważne, że Kościół naucza, że homilię wygłasza kapłan! „To już przeżytek – liturgia musi być otwarta na ludzi”. Chce zaistnieć jako gwiazda pop – łapie gitarę i dawaj! do kościoła na mszę dla młodzieży. Bo moja jest racja i tylko ja ją mam! I wszystko musi być „po nowemu”, bo stare jest niedobre i się już przeżyło. Ileż ja takich ludzi spotkałam…
Panie i Panowie – trochę pokory – świat nie zaczął się wczoraj. Stoi przed wami ponad tysiąc lat tradycji Kościoła, dzięki której przetrwał on wszystkie dziejowe burze i wichry. Chcesz śpiewać w kościele – naucz się śpiewać muzykę Kościoła, zamiast łapać za gitarę i niszczyć Tradycję w imię własnej chwały.
Piszecie, że Bogu miły jest zarówno dźwięk gitary jak i organów. A skąd Wy to wiecie? Bo tak Wam się wydaje? Pan Bóg kieruje Kościołem przez Ducha Świętego i jakoś nigdy i nigdzie na przestrzeni dziejów gitara nie została uznana za instrument kościoła rzymskiego. A istnieje już od kilkuset lat, jak nie dłużej. To co, Duch Święty za słabo działał? Pomylił się? A może jednak jest tak, że w świątyni podczas uroczystej Liturgii motet Palestriny jest milszy Panu niż oparta na trzech akordach melodyjka? Bo Palestrina jest doskonały w formie i piękny w całym tego słowa znaczeniu, a Kiko – niekoniecznie? Bo piękne jest to, co jest doskonałe, a nie to, co się komuś podoba (Benedykt XVI o tym pisał)
Powiem Wam jeszcze – jeśli ktoś porównuje tradycyjną muzykę Kościoła z piosenkami Kiko i twierdzi, że „podoba mu się” jedno i drugie to czyni tak, jakby porównywał piękną gotycką katedrę z afrykańską lepianką, dając tym samym wyraz całkowitemu brakowi jakiegokolwiek muzycznego wyrobienia. Ale czegóż się spodziewać po narodzie, który za wokalistkę wszechczasów uznaje Dodę, a statystyczny przedstawiciel tego narodu zjawia się w Filharmonii raz na 84 lata!?
A teraz możecie na mnie najeżdżać i krzyczeć (jeśli w ogóle moja wypowiedź zostanie zamieszczona). Ja i bez tego wiem, że jestem dziwaczką zupełnie nie pasującą do współczesności, bo kto normalny ma dziś w domu wszystkie płyty z chorałem gregoriańskim jakie ukazały się w Polsce plus sporo zagranicznych i namiętnie ich słucha?
Powiem Wam jeszcze tylko, że jeśli kiedyś odwrócę się od Kościoła, to stanie się to w dniu, w którym ostatecznie wygnane zeń zostanie piękno i doskonałość, a ostanie się jeno blichtr, tandeta i „lekko, łatwo i przyjemnie”
Zostańcie z Bogiem
Pozdrowienia dla Jacka miłośnika Tradycji – może jest nas w Siedlcach więcej? 🙂
Trzy dni Triduum Paschalnego (od kilku lat) przeżywam, zawsze z ogromnym wzruszeniem, w swojej parafii. Tutaj się czuję jak „u siebie w Domu”. To nie tylko wygląd świątyni ale ludzie ze wspólnoty parafialnej, kapłani, ksiądz proboszcz sprawiają, że po prostu za nimi tęsknię. Często wyjeżdżam ale zawsze znajdę czas aby chociaż na moment wstąpić do pobliskiego kościoła. Jest mi to potrzebne jak powietrze. Wracając do tematu; podziwiam i jestem ogromnie wdzięczna naszemu księdzu proboszczowi, że ustalając księży celebrujących Mszę św. w kolejnych dniach triduum, wziął pod uwagę ich osobowość, talenty, predyspozycje. W Wielki Czwartek kazanie wygłosił ks. Benard (emeryt, pisałam o tym wcześniej). W Wielki Piątek ks. Robert mający w sobie tyle dostojności, powagi, pokory, że wzruszał niezmiernie całe nasze zgromadzenie. Wielka Sobota, to ks. Rafał ze swoim pięknym, mocnym głosem w którym pobrzmiewała radosna zapowiedź Zmartwychwstania Pana Jezusa. Oprawa liturgii dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Nasz parafialny chór dzieci i młodzieży był istotnym elementem, nadającym temu niezwykłemu czasowi, podniosłego klimatu. Adoracja Najświętszego Sakramentu do godz.6.oo rano J. Od. godz. 22.oo do 24.oo (tyle wytrwałam) młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i scholii tak pięknie śpiewała pełne radości pieśni o Jezusie, że przyciągnęła tym śpiewem mnóstwo młodzieży, podejrzewam z całego miasta nie tylko z naszej parafii. Jedni siedzieli zasłuchani, drudzy próbowali towarzyszyć w śpiewaniu. Oczywiście wszystko pod opieką ks. Rafała, który sam pięknie śpiewa i gra na gitarze. U nas w parafii jest taki niesamowity klimat. Każdy znajdzie coś dla siebie aby pełniej włączyć się w życie parafii. Jest mnóstwo przeróżnych wspólnot a nad tym wszystkim, jak dobry tato, czuwa ks. Proboszcz. Dostrzegłam tylko dwie rzeczy, które można usprawnić, poprawić, zmienić na przyszłość; jakoś pokierować ludźmi podczas adoracji krzyża aby nie było takiego przepychania się i bardziej uświadomić konieczność, potrzebę, zabrania ze sobą w Wielką Sobotę świecy. Zauważyłam, że nawet te osoby, które należą do parafialnych wspólnot przybyły bez świec. Czułam taką radość jak mogłam zapalić swoją świecę od Pachału, symbolizującego Światło CHRYSTUSA. W te trzy szczególne dni można było zobaczyć niezwykłe BOGACTWO, jakie Kościół ofiarowuje ludziom, dla pogłębienia ich wiary. To naprawdę niesamowite !. Dla mnie osobiście, to były cudowne, przepełnione Bożą o b e c n o ś c i ą niezwykłe dni. Przepraszam.. opisałam tak jak to czuję.
Raz jeszcze o adoracji Jezusa Eucharystycznego w czasie Triduum Sacrum. Niewątpliwie jest to ważny element pobożności wiernych. Ale istotna jest Liturgia tych dni, gdyż Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie jest zawsze w naszych kościołach i można Go dowolną ilość czasu adorować w dowolnej chwili, kiedy mamy takie pragnienie. Obyczaje adoracji w czasie Triduum Paschalnego są w różnych parafiach różne – zależą w znacznej mierze od tradycji miejscowych. Więc porównywanie, że tam może być, a tu nie było niewiele daje. Pamiętam takie wydarzenie z poświęceniem gromnic. Tradycją i prawem liturgicznym Kościoła jest poświęcenie jedynie podczas głównego nabożeństwa, podobnie poświęcenie palm , aby podkreślić wymowę i znaczenie tych symboli. Ale przyszła kiedyś po porannej Mszy św. jedna osoba, która nie była z mojej parafii, z pretensją, że nie było poświęcenia. Próbowałem jej wyjaśnić. Ale bezskutecznie – bo u nich w parafii poświęcają na każdej. I jak ją przekonać. Powiedziałem jej, że szkoda iż nie wzięła udziału w swojej parafii w takim obrzędzie i spotkałem się z reprymendą :” tak ksiądz traktuje ludzi”. Więc zamilkłem, żeby nie nakręciła się spirala złości i pyskówka.
Pan Jezus jest tak dobry dla nas, łaskawy i miłujący nas miłością miłosierną nie dlatego, że wbijamy mu gwoździe ( ranimy naszymi grzechami), nie jest przecież masochistą, lecz mimo tego, że bywamy dla Niego okrutni w jego braciach. „ Cokolwiek uczyniliście braciom moim najmniejszym, to mnie uczyniliście” to nie tylko zachęta do czynienia dobra drugiemu człowiekowi, ale jednocześnie przestroga, abyśmy nie wyrządzali jemu (człowiekowi) krzywdy).
Słusznie mówi Pani o tym, że duszpasterze powinni na każdą sprawę popatrzeć także od strony ludzi. Jest tylko jedno ale… nie da się dogodzić każdemu parafianinowi, bo każdy ma jakieś swoje oczekiwania, które i trudno odkryć i trudno go zadowolić. Jakiś ład w prowadzeniu parafii musi być, bo zrobi się chaos. A z pracownikami czy to woluntariuszami czy opłacanymi, to nie jest taka prosta sprawa. Tylko kapłani wiedzą ile muszą się nakłaniać, naprosić, naupominać, żeby jakąś pracę wykonać. Jakże łatwo nieopatrznie urazić, a już jak się obrażą to koniec. Rzucą pracę i rób co chcesz, bo niestety, ale pokutuje zasada, którą trudno przemienić w mentalności, :” jak on ( ksiądz ) taki, to niech sobie sam zrobi. Jakże trudno wypracować świadomość, że to nie dla księdza, ale dla swojej Wspólnoty wiary ( w dalszym rozumieniu również dla Pana Boga) to czy tamto wykonamy. Wiele jest jeszcze do zrobienia w tej dziedzinie, żeby przebudować świadomość i niekoniecznie dobre tradycje. Szczególnie trudnym okresem jest Triduum Paschalne, bo przez te dni jest wiele osób w kościele i trudno znaleźć odpowiednią chwilę na porządki, a trudno wymagać i domagać się, żeby ktoś nocą je wykonywał.
Przepraszam, że się rozgadałem! Przepraszam Cię, Ines, że Cię rozgniewałem i zirytowałem.
duszpasterz
#76 Daria,
bardzo lubię chorały gregoriańskie. Słuchać – tak, ale dużo bardziej je śpiewać… Na warsztatach chorału dowiedziałam się, że najważniejszy jest UDZIAŁ w liturgii. Nie jest najważniejsze, czy śpiewasz „pięknie” – ważne, „że śpiewasz”. Ta wiedza dodała mi odwagi, by śpiewać, choć byłam (i jestem) początkującą.
Bardzo lubię chorały, co nie znaczy, że nie słucham innej muzyki. Doceniam zaangażowanie w jej wykonanie. I ważne są dla mnie słowa. Ćwiczyłam na katechezie pieśń „Amen, amen, amen” – ze słowami z Pisma Świętego, szczególnie, że został wyjaśniony powód jej wybrania zamiast „Oto są baranki młode”. I chętnie śpiewałabym ją, gdybym uczestniczyła w Liturgii Wigilii Paschalnej w katedrze.
Dario, w Kościele zawsze będzie piękno i doskonałość, bo w Kościele jest Bóg.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Ad #61 Grzegorz
Drogi Grzegorzu.
Jak bardzo biedni są ludzie, dla których „radość wiary” musi z trudem przebijać się przez „niepotrzebne zadęcie celebracji”. Jak bardzo miał rację kard. Ratzinger, gdy pisał (zanim jeszcze został Papieżem), że w naszych czasach Liturgia nie jest kochana…
W Liturgii objawia się człowiekowi Bóg. Bóg Stwórca wszechświata pozwala się dotknąć nędznemu robaczkowi. Myślę, że tak naprawdę nikt z nas nie ma świadomości przepaści jaka dzieli nas od Majestatu Boga. Gdyby miał to upadłby na posadzkę i czołgał się w prochu, a i to byłoby za mało. Mojżesz przed krzewem ognistym zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga…
Cóż może zatem zrobić człowiek? Zdjąć sandały i zasłonić twarz, to znaczy spróbować potraktować Boga z szacunkiem. Spójrzmy, gdy do Polski ma przyjechać powiedzmy prezydent Francji, to jest uroczyście witany na lotnisku przez kompanię reprezentacyjną WP i wszystko toczy się według drobiazgowo ustalonego rytuału – kto, kiedy, co i jak i z której strony. I nikt nie narzeka na „sztywność i zadęcie”. Gdy spotykam na ulicy kogoś starszego mi wiekiem, albo godniejszego, kłaniam mu się z szacunkiem i nie uskarżam się jakoś na „brak spontaniczności”. W relacjach z ludźmi potrafimy wyczuć co wypada robić i potrafimy (jeszcze!) zachować, sztuczne przecież, reguły savoir-vivre’u.
A w relacji z Bogiem, nieskończenie ważniejszym i godnym czci od największego z ludzi, narzekamy, że w Litugii, która jest niczym innym jak swoistym chrześcijańskim savoir-vivre’m nie było „radości wiary”!!! I raczymy się opowiastkami, jak to Chrystus chodząc po ziemi spotykał się z ludem i nikt Mu nie bił pokłonów i jaki to fajny ten Chrystus i jak to miło Go poklepać po plecach i powiedzieć Mu „Respekt, Jezu!”, czy co to tam teraz młodzież mówi.
Nie potrafimy zatem ukochać Liturgii, bo nie mamy świadomości, że spotykamy się w niej z Królem Wszechświata. Ten Król – oczywiście – kocha nas i nam to wybacza, ale czy to ma wystarczać za usprawiedliwienie?
Drogi „kantorze – gitarzysto”. A może ów kleryk był spięty i zdenerwowany dlatego, że miał świadomość swojej służby Najwyższemu? I chciał tą służbę spełnić jak najlepiej, przestrzegając wszystkich przepisów i rytuałów, bo wiedział, że tak godzi zachować się przed Bogiem? Ja też byłbym spięty i ręce by mi się trzęsły.
Dlatego wszystkich, którzy uważają, że Liturgia sprawowana godnie nie ma w sobie radości proszę, aby trochę przemyśleli sobie werset „Błogosławiony, kto się boi Pana”. Bo nawet wobec Apostołów Chrystus przemienił się, dając im odczuć czym jest Jego majestat. Natomiast odczucie, jak należy ów Majestat czcić pozostawiam sprawą otwartą – ja czczę Go uczestnicząc w Liturgii rzymskokatolickiej i im bardziej zgodna jest ona z normami i Tradycją, tym bardziej – moim zdaniem – służy oddaniu czci Bogu i tym większy pożytek dla mnie niesie. Może DN ma inne zdanie w tej kwestii? Na Sądzie zobaczymy, kto miał rację i pewnie okaże się, że i tak „wszyscy pobłądziliśmy jak owce” i jedynie nieskończone Miłosierdzie Boże uchroni nas od wiecznego potępienia.
Szczęść Boże wszystkim. Darii dziękuję za zrozumienie 🙂
Jacek R.
Witam!
Zachęcony przez Księdza Biskupa zajrzałem na blog – i muszę pozwolić sobie na małe sprostowanie. Szanowny „Gościu z gitarą”, drogi mój Sąsiedzie(#76) 🙂
Nie jest prawdą, że „dokumenty Kościoła nie wykluczają użycia w Liturgii gitary klasycznej”. Mówi o tym wprost „Instrukcja Episkopatu Polski o Muzyce Liturgicznej po Soborze Watykańskim II” z 1979 roku w punkcie 29:
„Poza organami wolno używać w liturgii innych instrumentów z wyjątkiem tych, które są zbyt hałaśliwe lub wprost przeznaczone do wykonywania współczesnej muzyki rozrywkowej. Wyłącza się z użytku liturgicznego, zgodnie z tradycją, takie instrumenty, jak fortepian, akordeon, mandolina, gitara elektryczna, perkusja, wibrafon itp.”
Pomijam tu naszą bezowocną w gruncie rzeczy dyskusję, czy użyty w dokumencie przymiotnik „elektryczna” oznacza, że „gitara nieelektryczna” z liturgii wyłączona nie jest, bo według mnie gitara jest gitarą, a rozważania, czy jest ona elektryczna, czy klasyczna, czy parowa czy na gaz ziemny 😉 mają tyle samo sensu, co rozważania, czy bardziej szkodliwe dla zdrowia jest palenie papierosów Marlboro, czy Cameli. Nawet bowiem, gdyby w dokumencie w ogóle nie padło słowo „gitara”, to jest w nim sformułowanie „instrumenty wprost przeznaczone do wykonywania współczesnej muzyki rozrywkowej”. I tu moje pytanie – czy całe rzesze młodszych i starszych ludzi płci obojga, którzy na wszelakich spotkaniach towarzyskich, ogniskach i innych imprezach śpiewają przy wtórze gitary (klasycznej, a jakże) wykonują muzykę inną niż rozrywkowa? Czy całe rzesze nastolatków uczących się pracowicie akordu za akordem i doskonalących w pocie czoła „bicia” aby następnie olśnić znajomych własnym wykonaniem „Nie płacz Ewka”, albo „Chłopaki nie płaczą” wykonują muzykę sakralną? A Pat Metheny biorąc do ręki gitarę akustyczną i grając koncert „unplugged” to co wykonuje? Symfonikę?
No niestety, póki co, gitara ma aż nadto jednoznaczne konotacje jako instrument „służący do wykonywania współczesnej muzyki rozrywkowej”, pomimo, że istnieje cała mnogość muzyki tzw. poważnej przeznaczonej na ten instrument. A zatem, zgodnie z p. 29 IEP gitara jest instrumentem wyłączonym z liturgii cbdd…
A poza tym o zakazie wprowadzania do liturgii instrumentów jednoznacznie świeckich mówi bodaj każdy dokument dotyczący muzyki liturgicznej, począwszy od motu proprio Piusa X z 1905 roku a skończywszy na Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego z roku nie pamiętam którego, ale niedawno…
To tyle tytułem „sprostowania”. A w ogóle bardzo ciekawa dyskusja się tu odbywa. Chyba będę wpadał częściej 🙂
Wszystkich serdecznie pozdrawiam
Adam Szczepański – organista
Ad #71 gość z gitarą
Witaj gościu, jestem też kantorką i chcę potwierdzić Twoje słowa, że śpiew „Amen,amen,amen” jest śpiewem liturgicznym i tylko w liturgii jest on wykonywany podobnie jak „Święty,święty” i nawet nie jest nigdy śpiewany w Liturgii Słowa jako śpiew po jakimś czytaniu. Słuchałam też jak go ćwiczyłeś na tym nagraniu z wcześniejszej liturgii i bardzo mi się podobało.
Zresztą bardzo dziwne skojarzenie – melodia tej pieśni nie jest balladowa, już prędzej te „Baranki młode” zaśpiewałabym przy ognisku. Tymczasem melodie pieśni neokatechumenalnych są takie, że wołają do Boga, podnoszą w górę serca. Czytałam, że jeden mędrzec był kiedyś proszony do pewnej świątyni, ponieważ modlitwy ludzi nie były wysłuchane od dawna, i on powiedział, że „wasze modlitwy zatrzymują się na ścianach tej świątyni, a nie wznoszą do Boga”. Kiedy słuchałam na naszej passze (nie była to katedra siedlecka) pieśni wykonanych dostojnie i operowo, to miałam podobne odczucie, że te niezrozumiałe słowa rozsiadają się wygodnie na ławkach i co z tego, że są ładne? Nie chcę krytykować, lecz zwrócić uwagę na aspekt modlitwy w śpiewie. Podobnie modlitwa kanonami z Teze jest dla mnie w swej prostocie bardzo pomocna. Byłam też kiedyś w cerkwii prawosławnej w Wielkanoc i byłam zdumiona tym jak ich śpiew chóralny, przepiękny, był pełen modlitwy, był samą modlitwą, to było dla mnie ogromne przeżycie.
Pozdrawiam
Witam seredecznie, chciałabym dołączyć się do podziekowań w przygotowaniu i przeżywaniu Triduum w sposób szczególny ks. Biskupowi a także ks. Jerzemu. Właśnie w przezywaniu tego Triduum bardzo pomogło mi piękno liturgii, jej przygotowanie, kompetencje, spokój a takżę opanowanie ceremoniarza ks. Jerzego, który od dawna kieruje służbą liturgiczną w katedrze i nie tylko.
Pamiętam o Was w modlitwie.
Neokatechumeni to też parafianie i powinni uczestniczyć w celebracjach przeznaczonych dla całej parafii ale czy powinni publicznie pokazywać swój luzacki styl sprawowania liturgii,śpiewów czy wstępów do czytań to już inna sprawa. Kościół w polsce to ponad tysiąc lat tradycji a w świecie to jeszcze drugi tysiąc. Jaki to szmat czasu w stosunku do tego co wymyślił Kiko.
Ciekawe co powiedzieli by członkowie DN, gdyby na ich eucharysię przyszli parafianie niezrzeszeni w DN i zachowywali się tak, jak powinni w czasie mszy św. tzn klękali w czasie podniesienia itp.
Wiem, że w parafii katedralnej jest kilka wspólnot DN i do sprawowania świętych obrzędów wyznaczeni są dwaj księża. Proboszcz kilkanascie razy w ogłoszeniach informował, że mszę św.w intencji parafian odprawił we wspólnocie DN w sobotę.Czy wobec tego wszyscy parafianie mogą uczestniczyć w takiej mszy? Czy ta salka pomieściłaby chętnych?
Szczęść Boże
Dlaczego w diecezji siedleckiej żaden ksiądz nie sprawuje mszy św trydenckich ?
Ad #81 organista
Mnie jednak podobają się słowa Alfreda Lapple w książce „Uzdrawiająca moc wiary”, który pisze:
„Po Soborze Watykańskim II(1962-1965) nastały złe czasy, kiedy msze na orkiestrę zaczęto uważać za podejrzane, ich rzeczników i obrońców kwalifikować jako konserwatywnych tradycjonalistów, a religię rozumianą jako bezpieczne schronienie, religię wrażliwości i uczucia – wyśmiewać. Drzewce chrześcijańskiej wiary spowił kir. A przecież radość i szczęście w czasie i wieczności należą do przepowiadania Jezusa i Jego Kościoła, które słusznie nazywa się „Radosną” Nowiną.
Człowiek to nie tylko istota myśląca. Ma serce, które tęskni za miłością i chce dawać miłość. Jako stworzony na obraz i podobieństwo Boże każdy człowiek poszukuje przyjaźni, szczęścia, ojczyzny, bezpieczeństwa i wspólnoty. Człowiek jest „homo ludens”, istotą, która bawi się jak dziecko. Chrześcijanin to przede wszystkim ten, kto śpiewa, wielbi i wysławia, kto w odkupione stworzenie Boże włącza „nową pieśń” odkupienia.”
Zdecydowanie bronię gitary klasycznej, która różni się bardzo od elektrycznej a przede wszystkim nie jest „hałaśliwa”. Jest często używana w kościele, na mszach młodzieżowych, na pielgrzymkach, są zespoły śpiewające piosenki i pieśni chrześcijańskie. Już 30 lat temu była śpiewana w naszym kościele piosenka o miłości przyniesiona z dyskoteki”Podróż bez końca różna od podróży tysiąca, do Domu zwanego Miłością”.
I zapewniam, że są całe rzesze tych nastolatków, którzy pracowicie uczą się akordów by grać muzykę sakralną.
Pozdrawiam również
Ad #84 jan
Zgadzam się z Tobą i wierz mi, że staramy się zwracać uwagę w zasadzie na zachowanie, a konkretnie:
1. nie mówić do ludzi: „bracia”(raczej)
2. nie grać na bębnach
3. nie podnosić rąk na modlitwę „Ojcze nasz”
4. śpiewać trochę ciszej(jeśli jest nasza pieśń)
5. znak pokoju przekazujemy tak jak inni
6. klękamy i stoimy jak wszyscy
Ale może się komuś zdarzyć niechcący, albo ktoś jest przejęty, że znalazł drogę dla siebie, która mu pomaga i jest szczęśliwy i gorliwy.
Proszę Cię o trochę zrozumienia – chyba ważniejsze od tego jak, jest to, że się nawracamy.
Pozdrawiam
Tez interwsuje mnie to dlaczego.Do Warszawy wprawdzie nie jest daleko ale moza by było pomyslec aby w naszzym mieście biskupim o takiej tradycji była przynajmniej raz w miesiącu MszaŚw.Trydencka.
#74
Januszu, ja wiem, że tobie nie chodziło o „miejsca do parkowania”. Jesteś z dużego miasta ? U nas w Triduum Paschalne kościół jest wypełniony przez wiernych maksymalnie. Nawet nie ma jak uklęknąć. Nawet gdybyś wjechał wózkiem z Piotrusiem, nie miałbyś żadnej możliwości ruchu przy nim. A jak Piotruś czułby się w takim ścisku? Widząc tylko czyjeś plecy i boki napierające na wózek? Czy to nie wywołałoby w nim jakiś reakcji obronnych np. krzyk?
Dlatego pomyślałam, że umożliwienie uczestnictwa w nabożeństwach powinno zacząć się od stworzenia osobom niepełnosprawnym dobrych ( dosyć dobrych) warunków. Moim zdaniem coś Piotrusia zaniepokoiło, że krzyczał…
A właściwie, co sie wtedy stało? Jak zareagowała wspólnota wiernych, ze masz do niej ten żal?
#71 gość z gitarą – ja tam byłam i śpiewałam z wami
Cieszę się z wizyty na blogu naszego organisty i za jego fachowy wpis!
Tradycjonalisto bardzo trafnie ująłeś problem leżący u podstaw naszej dyskusji. Rzecz nie dotyczy bowiem przede wszystkim akompaniamentu gitarowego w Liturgii, chociaż to wydarzenie jest w tej dyskusji pretekstem.
Musimy rozważać tu ową „przepaść jaka oddziela nas od Boga” jak ujął to Tradycjionalista.
Owa „przepaść”(której wcześniej nie było) będąca skutkiem grzechu Adama i Ewy i zaszczepiona w każdym z nas skazuje nas na ogląd i przeżywanie świata z perspektywy samego siebie w oderwaniu od Twórcy życia. Produkuje lęki i obawy, powoduje niepewność , bo chociaż mamy wrażenie mocnego oparcia na samym sobie, widzimy z drugiej strony nieprawdę takiej sytuacji.
Obraz ukrycia się , stwierdzenia nagości i zrobienia przepasek z Księgi Rodzaju oznacza te wszystkie sytuacje w naszym ( moim) życiu gdy nie potrafię wejść w relację z bliźnim , odkryć się wobec drugiego , sytuacje gdy usiłuję jak umiem zbliżyć się do niego ale przecież nie umiem bo boję się coś dla niego stracić. Jestem oderwany od źródła życia.
Czym innym jak nie takimi przepaskami , protezami miłości jest savoir-vivre , reguły, normy prawo itp.
Boimy się „urazić” Boga więc je stosujemy , również w liturgii.
Ponieważ Tradycjonalisto ani Ty ani ja ani żaden człowiek nie może sam tej przepaści przejść zrobił to Chrystus stawszy się człowiekiem. Jeśli nie uwierzysz, że do twojego wnętrza, takiego jakie ono jest przychodzi Chrystus, daje się potraktować jak intruz bo to jest właśnie naszej mentalności potrzebne, będziesz czołgał się w prochu na posadzce, a i tak będzie to wszystko w Twojej świadomości za mało. Będziesz usiłował uczcić Boga w nadziei ,że surowy acz miłosierny Bóg uchroni cię od wiecznego potepienia , ustalał który instrument czy muzyka odda Bogu należny szacunek i będziesz za każdym razem ponosił porażki. Bo Bóg nie potrzebuje ode mnie czy od Ciebie niczego. To my potrzebujemy aby nasze życie oparte na prawie , zwyczajach itp. zostało złamane. Nie jest to dla Ciebie przyjemne i być nie może.
Stąd Twoja reakcja ,obawa, lęk , zrozumiała i konieczna do przeżycia. Dlatego w Wigilie Paschalną świętujemy tą konieczność jako szansę na życie prawdziwe, już jako Nowy Człowiek.
…zobacz, basa, jakie ludzie maja problemy w Kościele. Gitara czy organy. Pieśń czy piosenka. Liturgia taka czy nie taka jak powinna być. Soborowa czy nie. Neokatechumenalna czy tradycyjna…
Koń by sie usmiał, a co dopiero taki baran jak ja.
Przecież to nie o formę chodzi, lecz o ducha. Zapewniam cię, że nasz Piotr potrafi „zaśpiewać” piękniej, niż sam organista. Nie dorównuje mu żaden kantor. Czasami jego śmiech /radość/ jest silniejszy od chóru i parafialnej orkiestry dętej. Mimo pokaleczonych członków słuch ma doskonały i bardzo cieszy się z każdego pięknego dzwięku. Pamietam jak ks.p roboszcz udzielając pierwszej komuni odskoczył od dziewczynki, która z radości chciała powiedzieć „amen”, a wyszło co innego…
Niepełnosprawni to normalni ludzie i napewno nie chcą taryfy ulgowej nawet w Kościele. Pragną być traktowani normalnie, a nie jak ufoludki. Co byś powiedziała o integracyjnym Kościele. Czy ktoś o tym myśli. Zapewniam cię, że nie ma lepszego katechisty od ludzi ukrzyżowanych swoją chorobą.
Dajmy im wiarę, by mogli swoją obecnością głosić zmartwychwstałego Chrystusa…
Pozdrawiam…
janusz f.
#91 Grzegorz
Czy ja Cię dobrze rozumiem? Czy „życie prawdziwe, już jako Nowy Człowiek” oznacza życie bez jakichkolwiek norm, nakazów, zakazów, gdyż te, jako „protezy i przepaski” powinny zostać połamane i precz wyrzucone? Pełen luz i spontan wynikający z faktu, że Pan przyszedł i przemienił moje życie? Takie chrześcijańskie „róbta co chceta”? Hmm, jeśli tak, to nie wiem, czy ja się chcę na to nawrócić… Jakoś mi to dziwnie pachnie ideologią hippisów z jednej strony, a bolszewików z drugiej. Oni też chcieli tworzyć Nowego Człowieka poprzez odrzucenie wszystkiego, co stare – norm, moralności, etyki, prawa itd. Co z tego wyszło, to wiemy.
A zwróć uwagę, że nawet pierwsi ludzie w Raju, będąc w doskonałej harmonii z Bogiem, nie mogli czynić wszystkiego, co chcieli (i oczywiście uczynili właśnie to, czego nie mogli i teraz mamy cały ten pasztet, haha). Więc może jednak jakieś odgórnie narzucone normy i reguły są człowiekowi potrzebne…
Przy okazji słówko do „barana katolickiego” – każdy ma takie problemy na jakie go stać. Ja mam takie, Ty masz inne. Ja nie wyśmiewam Twoich, może więc tego samego doświadczę od Ciebie?
Szczęść Wam Boże.
Jacek R.
…#93,
Jacek, moje problemy mnie już dawno przerosły i to nie jest tak jak myślisz. Nie stac mnie na moje problemy /krzyż/. Co wiecej: wiem dzisiaj, że mój problem to problem Chrystusa /Kościoła/. Piotr, /mój problem,albo jak wolisz moj krzyż/ już nie jest tylko moim problemem, ale jest darem dla całego Kościoła /dla Ciebie również/. Tak samo twoje problemy /krzyże/ mogą nam pomóc pod warunkiem, że nie będziesz ich ukrywał…
Żadną miarą nie odważyłbym się śmiać z Twoich problemów, bo wiem jak smakuje taki „uśmiech”…
Jacek, jesteś wielki tylko wtedy, gdy potrafisz być mały…
Pozdrawiam Cię…
janusz f.
Sądzę, że każdy powinien uczęszczać wewnątrz Kościoła taką drogą, jaka mu odpowiada, a pasterze powinni umożliwić nam to. Jeżeli ludzie z diecezji siedleckiej chcą DN – to na nią uczęszczają chociażby w Siedlcach. Jeżeli tradycjonaliści chcą uczestniczyć we mszy trydenckiej – muszą niestety jechać do Lublina albo do Warszawy.
Pytanie – dlaczego?
Jakoś nie przekonują mnie odpowiedzi bp Kiernikowskiego, który wielokrotnie pisał, że proponował osobom chcącym uczestniczyć w takiej mszy spotkanie, ale przyszła tylko 1-2 osoby.
Może warto zadać pytanie tradycjonalistom pojawiającym się na tym forum, dlaczego nie udadzą się do bp na spotkanie z prośbą o ustanowienie takiej mszy np. raz w miesiącu w Siedlcach? Dlaczego brakuje Wam odwagi? A może problem tkwi w podejściu biskupa?
nie chcę nikogo urazić tymi pytaniami, po prostu staram się zrozumieć, dlaczego takiej mszy nie ma, skoro – jak rozumiem – są chętni? pozdrawiam wszystkich, szczęść Boże
Ad #95 Agnus
Może są to właśnie te 1-2 osoby.
#95 Agnus,
przypomnę jednak, co pisał nasz Ksiądz Biskup o możliwości uczestniczenia we mszy świętej trydenckiej:
„1. Przed kilku laty ktoś zwrócił się do mnie z prośbą o możliwość Mszy świętej według Mszału Jana XXIII. Poprosiłem wówczas, aby zorganizować spotkanie z zainteresowanymi osobami. Nie zostało to do dzisiaj uczynione.
2. Odnosząc się do Motu Proprio Benedykta XVI trzeba pamiętać, że:
a) sprawowanie tej liturgii jest formą nadzwyczajną liturgii Kościoła (zob. Motu proprio Art. 1);
b) W parafiach, w których jest stale obecna grupa wiernych przywiązanych do wcześniejszych tradycji liturgicznych (ubi coetus fidelium traditioni liturgicae antecedenti adhaerentium continenter existit), proboszcz powinien chętnie przyjąć ich prośbę o odprawianie Mszy rycie Mszału Rzymskiego ogłoszonego w 1962 i zapewnić, aby dobro tych wiernych stało w zgodzie ze zwykłą opieką duszpasterską w parafii i pod kierunkiem biskupa zgodnie z kanonem 392, unikając niezgody i wybierając jedność Kościoła. (Art. 5 § 1).
3. Mając to na uwadze proszę, aby osoby zainteresowane (stała grupa wiernych) ZWRÓCIŁY SIĘ NAJPIERW DO SWEGO PROBOSZCZA, a ewentualnie następnie do mnie (zob. Motu proprio art. 7). Księży Proboszczów proszę też, aby w takich przypadkach skontaktowali się ze mną.
Bp ZbK”
Pozdrawiam 🙂
Ad #97 julia i #95 Agnus oraz podobne komentarze
Julio, dziękuję za przypomnienie tego, co już tutaj było przedstawiane.
Agnus, fakt istnienia DN i wszystko, co jest z tym związane – łącznie z liturgią w małych grupach, to zupełnie inna kwestia niż odprawienie w Mszy św. w formie nadzwyczajnej wg Mszału Jana XXIII z 1962 r. (czy wcześniejszych).
DN to formacja katechumenalna pochrzcielna mająca swój program oparty na Obrzędach Wtajemniczenia Chrześcijańskiego Dorosłych. Sprawowanie liturgii w małych grupach jest dyktowane potrzebą przeżywania etapów formacyjnych i budowania relacji stosownie do tych etapów, zmierzających do kształtowania dojrzałej, egzystencjalnej wiary. Trudno prowadzić formację bez liturgii, która w jakiejś mierze odpowiada „stopniowi” przeżywanej wiary (wiem, że tutaj mogą podnieść się słowa krytyki, że każda liturgia powinna być dostępna dla wszystkich – i to prawda, ale nie wszyscy są przygotowani do tego, aby ją dobrze przeżywać).
Dla publicznego sprawowania liturgii w formie nadzwyczajnej potrzebne jest istnienie grupy ludzi związanych z tą formą liturgii.
To, co winno zawsze przyświecać takim czy innym decyzjom w materii liturgii, to budowanie wspólnoty Kościoła – Ciała Chrystusa, które dokonuje się przez przemianę mentalności poszczególnych członków wspólnoty ukierunkowaną na wchodzenie w ducha (mentalność) Jezusa Chrystusa.
Bp ZbK
Ad #91 grzegorz i Jacek-tradycjonalista oraz podobne komentarze
Grzegorzu, dziękuję Ci za ten Twój komentarz – szczególnie w jego drugiej części. Trzeba nam mocno wejść w mentalność biblijną i rozumienie historii zbawienia jako Bożego daru dla człowieka. Tak Bóg realizuje swoje opbietnice wobec człowieka. Poznajemy to i rozważamy w prgramie: Chrzest w życiu i misji Kościoła.
Jacku-tradycjonalisto (# 93),
kiedy Grzegorz (czy ja bardzo często) mówi o nowym człowieku, o wolności nowego człowieka czy wolności dzieci Bożych, to nie ma nic wspólnego z tzw. luzem (jakkolwiek rozumianym) ani z tym „róbta, co chceta” itp. zjawiskom, o których wspominasz. Jest to poddanie się prowadzeniu Duchowi Bożemu, który stopniowo wprowadza człowieka w posłuszeństwo wobec prawa i pozwala dobrze rozumieć to wszystko, co jest wymaganiem i podporządkowaniem się oraz uwzględnianiem potrzeb innych itp. z zachowaniem przykazań, przepisów itp. itd. Wiadomo, że do tego nie dorasta się w jednej chwili, a właściwie ten proces trwa całe życie.
Kościół jest miejscem (wspólnotą), gdzie takie dorastanie się dokonuje. Jest to logika ciała, które kieruje się duchem dorastania do pełni miary (człowieczeństwa), jaką jest Chrystus.
Byłoby na ten temat wiele do pisania – to stanowi stałe wezwanie formacyjne w duchu inicjacji chrześcijańskiej, której w dużej mierze brakuje.
Bp ZbK
Do Wszystkich Blogowiczów
Cieszę się z tego, że tak wiele Osób zabiera głos w materii liturgii. Mamy okazję poznawać bliżej problemy i wyjaśniać sobie to, co jest możliwe do wyjaśnienia. Stanowi to dobry materiał do refleksji dla nas wszystkich.
Niestety nie jest możliwe moje ustosunkowywanie się do wszystkich podnoszonych kwestii w ramach blogu i to na bieżąco. Niektóre będą się stopniowo wyjaśniać. Niektóre już wzajemnie sobie wyjaśniamy przez poszczególne komentarze.
Jeśli zaś byłoby takie zapotrzebowanie, możemy zorganizować spotkanie czy konferencję, na której takie problemy mogłyby zostać podjęte i wyjaśniane.
Pozdrawiam Wszystkich i dziękuję za udział.
Zapraszam, naturalnie, do dalszej wymiany myśli i spostrzeżeń.
Bp ZbK
Dziękuję
#93 tradycjonalisto,
nie rozumiesz tego dobrze. Absolutnie nie jest to żadne „róbta co chceta”. Jeśli naprawdę uwierzysz to normy, Dekalog będą nie obowiązkiem do pilnowania, a owocem wiary. Polecam zapoznać się z katechezą dołączoną do wpisu http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=850
Ekscelencjo i inni – dziękuję za odpowiedź. Mam jeszcze jedno pytanie: co to znaczy, że grupa ludzi ma być związana z „tą formą liturgii”? Czy to znaczy, że Ci ludzie powinni pamiętać czasy przedsoborowe – czyli osoby starsze? Będę wdzięczny za odpowiedź
Tradycjonalisto,
Na ile zaczyna we mnie, w tobie funkcjonowac mentalność nowego człowieka, na tyle normy, nakazy czy zakazy przestają w nas funkcjonowac jak ograniczenia, ale sa spełniane dla drugiego, w wolności dawania siebie do dyspozycji drugiemu.
(Hippisi czy bolszewicy o ile można tak generalizować) podązali za fałszywą wizją człowieka stawianego jako samo z siebie źródło szczęścia lub w drugim przypadku jako elementu nieuniknionego postępu koła historii).
Pierwsi ludzie mogli w wolności danej przez Boga zaprzeczyć, stanąć w poprzek prawdzie o swoim miejscu w świecie. „Zakaz” dotyczący poznania dobra i zła był wskazaniem, kierunkowskazem myślenia że jedynie Bóg udziela mi życia. Człowiek tej rzeczywistości nie mógł zmienić, jednak mógł i zmienił swoje myślenie. Stąd żyjemy w sprzeczności z prawda o nas i o świecie.
Spójrz na łamany chleb eucharystyczny, na podniesiony kielich przymierza, weź to w swoje ręce bo jest dla Ciebie. Bezwarunkowo, za darmo, bez zasług. Będziesz mógł wtedy nieoddać żonie kąśliwej uwagi, ale się do niej uśmiechnąć, siąść w kościele w innej ławce, niż zazwyczaj, przychylić ucha dla dźwięku gitary. Błogosławic Pana bo jest dobry.
#102, Agnus,
„Czy to znaczy, że Ci ludzie powinni pamiętać czasy przedsoborowe – czyli osoby starsze?”
Na pewno nie. Uczestniczyłam w takiej mszy świętej, o którą prosiła grupa młodych ludzi (urodzonych kilkanaście lat po Soborze Watykańskim II) zakochanych w łacinie i liturgii przedsoborowej.
Może zacytuję fragment listu papieża Benedykta XVI, który wyjaśnia powód zmiany poprzednich przepisów dotyczących mszy świętej trydenckiej:
„W ten sposób doszedłem do pozytywnych racji, które skłoniły mnie, aby niniejszym zaktualizować motu proprio wydane w 1988 roku. Chodzi o OSIĄGNIĘCIE WEWNĘTRZNEGO POJEDNANIA W ŁONIE KOŚCIOŁA. Patrząc wstecz na rozłamy, które na przestrzeni wieków raniły Ciało Chrystusa, ciągle ma się wrażenie, że w krytycznych momentach rodzenia się podziałów odpowiedzialni za Kościół nie zrobili wystarczająco wiele, aby zachować lub osiągnąć pojednanie i jedność; odnosi się wrażenie, że zaniedbania w Kościele po części winne są temu, że te podziały mogły się utrwalić. Takie spojrzenie na przeszłość nakłada dziś na nas obowiązek, aby uczynić wszystko co możliwe, żeby wszystkim tym, którzy rzeczywiście PRAGNĄ JEDNOŚCI, była dana możliwość pozostania w niej lub odnalezienia jej na nowo”
#81 Drogi mój sąsiedzie!
Bardzo się cieszę, że zabrał Pan głos. Zwłaszcza przydadzą się cytowane dokumenty (mi się ich szukać i wklejać nie chciało).
Naprawdę byłem przekonany, że nasza rozmowa rozwiązała kwestię rozróżnienia „gitary” (w ogóle) i „gitary akustycznej”. Pozostaję przy swoim zdaniu: jest różnica czy dyrektor powie „W naszej firmie nie będziemy używać fiatów seicento” czy „W naszej firmie nie będziemy używać fiatów” (w pierwszym przypadku mogą kupić fiaty punto). Rozróżnienie marka i model, kategoria i odmiana, gatunek i rasa.
Nie zgodzę się. Nie jest prawdą, że zacytowany dokument explicite wyklucza gitarę klasyczną z użycia w liturgii. Wspomina tylko gitarę elektryczną.
Można by rozważać trafność dalszego Pana wywodu na temat gitary jako „instrumentu typowo świeckiego”, bo na kilku takich ogniskach byłem i trzeba przyznać, „Autobiografia” typowym przykładem muzyki liturgicznej faktycznie nie jest;) Jednak pociesza mnie fakt, że koledzy używali zwykle gitar akustycznych (z metalowymi strunami), oraz że na gitarę klasyczną powstała cała masa klasycznej muzyki, która choć nadal świecka mniej jest już od rockowych ballad rozrywkowa. Utrzymałbym rozróznienie klasyczna-akustyczna.
Co do motu proprio Piusa X – ciekaw jestem na ile ten dokument ma nadal moc wiążącą i zastosowanie. Od tamtego czasu było parę zmian: sobór chociażby i jego dokumenty o liturgii. Trzeba by spytać liturgistów czy kanonistów.
Można by się też zastanawiać (już abstrahując od gitary) dlaczego hymny światowych dni młodzieży były pisane i aranżowane tak popowo. Przecież to muzyka, było nie było, liturgiczna (używana w liturgii). Nie narzekam, bardzo je lubię, Emmanuel, Abba ojcze czy Venite adorare eum. Ale czemu tak blisko papieża zatwierdzono pop? Czy gdybym wyszedł i zaśpiewał to z gitarą na mszy w kościele byłoby to wbrew przepisom? Podobnie hymn na spotkanie z Benedyktem XVI na błoniach krakowskich „Nie lękajcie się”. Te akordy nie brzmią gregoriańko, a byłem tam i proszę wierzyć, zwrotki wykonywano bardzo popowo (fu!).
Zatem kwestia pozostaje niejasna cbdd… 😉
#82, 87 AnnoK
Nawet nie wiedziałem, że ktoś to nagrywał. Wiesz, ja osobiście lubię zwracać się do ludzi „bracia”, bo to takie biblijne i ogólnie mi się podoba;)
#83 parafianko
Potwierdzam, ksiądz Jerzy wykonał katorżniczą robotę i należą mu się za to podziękowania.
#84 Janie,
osobiście przychylam się do opinii AnnyK, jestem za zachowywaniem jedności znaków w całym zgromadzeniu. Gdy wszyscy klękają – klękam, gdy stoją – stoję.
Według obecnych przepisów eucharystia wspólnoty jest „częścią duszpasterstwa niedzielnego parafii i jest otwarta dla innych wiernych” (Statut Drogi,art. 13, 2.). Byłoby to na dłuższą metę dla braci uciążliwe, gdyby dużo obcych (czytaj: wiernych spoza wspólnoty) ciągle na nią przychodziło, raz jak mówisz ze względów technicznych, dwa wspólnota ma swoją intymność. Ale faktycznie nikt nie ma prawa odmówić ci na eucharystię wstępu. Chociaż proszę uszanować intymność wspólnoty, która jest dla jej formacji niezbędna.
#91 Grzegorz
Poprzednim razem się z Tobą zgadzałem, teraz: nie rozumiem.
#95 Agnus
Zgadzam się, niech każdy podąża duchowością która mu odpowiada. Loyola mówił: chcieć prowadzić do zbawienia każdego taką samą drogą jest głupotą.
Wpisy są bardzo interesujące. Wszystkim za nie dziękuję. Chcę się podzielić jeszcze swoimi refleksjami:
1. Wydaje mi się, że kwestia chorału czy gitary to kwestia gustu. Jeżeli ktoś odnajduje Boga i wchodzi z Nim w relację w czasie słuchania/śpiewania chorału gregoriańskiego – niech to kontynuuje. Jeżeli ktoś odnajduje Boga i wchodzi z Nim w relacje w czasie słuchania/śpiewania pieśni przy akompaniamencie gitary – niech to kontynuuje. Najważniejsze jest jednak to, by wejść w te relacje za pomocą środków, które są dostępne. Gitary w Kościele siedleckim są dostępne – chorał już niekoniecznie. Może warto to zmienić? Wydaje mi się, że bp Kiernikowski jest za DN, za gitarą, ale za chorałem i mszą trydencką już niekoniecznie – jeśli się mylę – przepraszam.
2. Myślę, że jeśli pojawia się lęk przed mszą trydencką, to wynika on z tego, że boimy się, iż ludzie, których nazwę tu „tradycjonalistami” nie zaakceptowali Soboru Watykańskiego II, a odprawienie dla nich mszy trydenckiej byłoby niejako przyzwoleniem na odejście od tych postanowień. Sądzę, że jest to podejście krzywdzące. Ja uznaję nauczanie Soboru Watykańskiego II, papieży posoborowych, chętnie chodzę na mszę novus ordo, ale chętnie udawałbym się także na mszę trydencką na terenie diecezji siedleckiej, bo nie zawsze mam czas pojechać do Warszawy czy Lublina. Ktoś powie – kwestia łaciny. Łacina nie jest problemem, nie żyjemy przecież w średniowieczu. Można kupić sobie mszalik z tłumaczeniem albo rozejrzeć się w internecie. Na pewno msza trydencka nie jest dla każdego, tak jak DN nie jest dla każdego. Ale jeśli choć kilka osób chcę na nią uczęszczać w swojej diecezji, to powinny mieć taką możliwość.
3. Sądzę, że padną tu słowa, aby takie osoby zgłosiły się do proboszcza. Proszę mi jednak wierzyć, kiedyś zwróciłem się do proboszcza. Odpowiedź była taka – nie mamy odpowiedniego mszału. Inny proboszcz odparł – mamy SWOJĄ MSZĘ i SWÓJ SOBÓR (!!!) i tego się trzymajmy. Żaden z nich nie chciał kontynuować tematu. Lęk? Przed czym? Przed liturgią, która tyle wieków była obecna w Kościele?
4. Tu nie chodzi o ciekawość, o oryginalność, ale o możliwość wyboru. Nie bronię nikomu uczestnictwa w DN, mam jednak wrażenie, że mi się UNIEMOŻLIWIA uczestnictwo w mszy trydenckiej na terenie diecezji siedleckiej. Sądzę, że kapłani boją się reakcji biskupa (proszę mnie nie zrozumieć źle – to moja opinia, co nie znaczy, że tak musi być w rzeczywistości), który przecież wielokrotnie dał sygnały, że jest z DN. A skoro jest z DN, to jak może być za mszą trydencką? Ekscelencjo, proszę mnie dobrze zrozumieć, ja po prostu przedstawiam swoje przemyślenia i jeśli jestem w błędzie, proszę mnie sprowadzić na dobre tory. Szanuję to, że ludzie odnajdują się w DN. Nie mam nic przeciwko DN. Nie mam też nic przeciwko mszy trydenckiej. Dajcie nam po prostu możliwość wyboru. Sądzę, że znikną wtedy nieporozumienia, niedomówienia, a pojawi się JEDNOŚĆ w dążeniu do Chrystusa różnymi DROGAMI w obrębie KOŚCIOŁA. Szczęść Boże osobom z DN, tradycjonalistom i wszystkim, którzy szukają Boga.
Bardzo przepraszam, ale nie mogę uwierzyć, jak bardzo ludzie boją się tego co nowe.
Kościół cały czas się zmienia, bo i wierni się zmieniają.
Droga Agnes, drodzy Blogowicze,
Oczywiście co kto w domu słucha, jest kwestią gustu (ja lubię Maanam:). Ale jeśli chodzi o liturgię, to nie kieruje się ona żadnymi gustami, ale duchem Kościoła, który jasno wyraża się w różnego rodzaju oficjalnych dokumentach, które przytoczył Adam.
Oczywiście byłoby dużym uproszczeniem, nawet nieprawdą powiedzenie, że jeśli się coś komuś nie podoba w liturgii, to nie ma on miejsca w kościele. Z pewnościa święte obrzędy nie są koncertem życzeń (jednemu odpowiada gitara, jednemu cisza, jednemu chorał gregoriański….), a do ich zrozumienia i przyjęcia ich mocy zbawczej potrzeba wiele wysiłku.
Do zrozumienia liturgii i znaków w niej, wśród których muzyka ma swoje bardzo ważne miejsce, trzeba dorastać, bo tak naprawdę to nie my kształtujemy liturgię, tylko liturgia ma kształtować nas!
Po to też były katechezy Biskupa w katedrze w wielkim tygodniu, a także katechezy głoszone przed Mszą sw. o godz. 10.00.
Szkoda że czasami istotę sprawy redukujemy do ocen takich elementów jak zaśpiewanie jednego śpiewu wspólnoty DN z gitarą podczas Liturgii Paschalnej i co gorsze wyciągamy z tego jekieś zupełnie błędne wnioski!
Oczywiście kościół wypowiada się jasno na temat muzyki w liturgii i nie jest żadną sprawą gustu użycie gitary. Dodam, że nowe pieśni wykonywane w liturgii muszą być zawarte w oficjalnych śpiewnikach kościelnych, lub mieć przynajmniej zgodę biskupa miejsca. Mówienie o liturgii sprawowanej w zgromadzeniu, że cos bardziej lub mniej „mi” pomaga w modlitwie jest z pewnością dużum egoizmem (bo zawsze trzeba się zapytać, czy to co mi pomaga, nie przeszkadza komuś obok mnie) i prowadzi do niezdrowego indywidualizmu.
A co do tego, że Biskup jest zwolennikiem gitar i nie lubi chorału, to jakieś zupełne nieporozumienie. Może zanim coś takiego sie napisze, trzeba Biskupa zapytać, albo przynajmniej zobaczyć, jak wygląda muzyka w katedrze siedleckiej. Czy nikt nie zwrócił uwagi, ze w Wielki Piątek chór wykonywał chorał gregoriański (chociażby Crucem Tuam, czy Sabat Mater)?
Mogę szczerze napisać, a w tej dziedzinie mam wielkie doswiadczenie, że nie ma takiego drugiego Biskupa w Polsce, który po pierwsze tak doskonale rozumiałby muzykę liturgiczną, a po drugie tak bardzo się o nią troszczył, jak Biskup Zbigniew.
Wielu z moich koleżanek i kolegów odpowiedzialnych za muzykę w swoich kościołach, dyrygentów i organistów naprawdę w tej materii zazdrości naszej diecezji. I ma czego:)
Zobaczcie, jaka była muzyka przez cały Wielki Tydzień i zrozumiecie.
Pozdrawiam wszystkich i cieszę się, że muzyka w liturgii interesuje tak wielu, trzeba dyskutować, ale trzeba też działać, więc zapraszam serdecznie do Chóru Katedralnego.
ks. Michał
Odnależć Boga – nawiązać z NIM osobistą relację i co najważniejsze dawać świadectwo w rodzinie, pracy, środowisku.
A sposobów osiągnięcia tego celu jest tyle ile ludzi na tym świecie.
#92 Januszu
Nie rozumiem twojej odpowiedzi dla mnie.
Nie rozumiem, dlaczego zapewniasz mnie, ze Piotruś pięknie śpiewa, jakbym ja to podważała…
Ja przecież nic na ten temat nie pisałam.
Ale cieszę się, ze Piotruś pięknie śpiewa. Możesz być z tego dumny. Mam nadzieję, ze często śpiewasz razem z nim. 🙂
Ja nie chcę robić z niepełnosprawnych „ufolutków”, ale chyba przyznasz, ze im jest trudniej? Więc pewne udogodnienia są wskazane, aby mogli być z innymi jako równoprawni parafianie?
A co rozumiesz pod pojęciem „integracyjnego Kościoła”?
Szanowny księże Michale, proszę przeczytać mój wpis jeszcze raz, ale tym razem ze zrozumieniem :). A jeszcze dodam: to chyba oczywiste, że będzie Ksiądz chwalił swoją pracę 🙂 Pozdrawiam
„Zapewniam cię, że nie ma lepszego katechisty od ludzi ukrzyżowanych swoją chorobą.”
Wiesz Januszu, chyba jest ktoś taki.
Z moich obserwacji takim katechistą moze być opiekun chorego.
Mam w pamięci świadectwo kobiety, której postawa wobec choroby matki zmieniła się pod wpływem spotkania z inną opiekunką i jej postawy zawierzenia Bogu. Przy czym one wcale o tym nie rozmawiały. Ta kobieta po prostu to widziała w tamtej. To chyba najskuteczniejsza metoda – świadczyć życiem.
Jeszcze jedną kwestię warto chyba poruszyć przy tej okazji.
Przy wielu wątkach o tematyce związanej z DN na tym blogu i nie tylko przewija się zarzut pewnej hermetyczności tego ruchu.”Własne” Eucharystie i ich odmienna forma , oderwanie od życia parafii czy jakaś tajemniczość to pytania czy problemy stawiane w związku z DN.
Warto docenić to, że jedna z grup zdecydowała sie na wspólna celebrację Liturgii Paschalnej w parafii.Może to być pierwszy krok do szerszej obecności ( jeśli nadarzy się okazja).
Witam.
Dla wyjaśnienia jestem tym ludzikiem, który na Passze mówił wstęp do III czytania.
Ośmielony przez dobrego człowieka postanowiłem wyrazić swoje prywatne odczucia wyjęte z tej jakże słusznej dyskusji.
Jako ojciec jednego z przyjmowanych do Kościoła dzieci zostałem poproszony o wprowadzenie do jednego z czytań. W świadomości własnych ograniczeń i pokorze podjąłem to wyzwanie.
Nie muszę chyba mówić „bo wszyscy widzieli”, jakie trudne to było dla mnie. Najłatwiejszą drogą było przeczytanie napisanego wcześniej tekstu lub nauczenie się go na pamięć, lecz jeśli miałem to zrobić w zgodzie ze sobą i pozostać tym, kim jestem, to musiałem wyjść i w pewnej swobodzie zaprosić wszystkich do słuchania. Dla mnie osobiście – i wiem, że dla wielu innych osób – jest to forma, która najbardziej trafia do odbiorcy i gdybym musiał to powtórzyć to, mimo iż ta „przemowa” była dla mnie maksymalnym upokorzeniem, zrobił bym to w takiej samej formie w nadziei, że Pan mi pomoże.
Przepraszam wszystkich przeciwników wstępów, „swobodnego” ich mówienia a w reszcie Drogi Neokatechumenalnej (bo to jest jeden z jej elementów), jeśli mój wstęp (moje słabości) uraziły ich odczucia estetyki związane z liturgią. Wiem jednak, że jest wielu, którym to właśnie pomogło.
Pozdrawiam…….. Bracia.
Gabriel – jednym się podobało, innym nie. Najważniejsze, żeby się Bogu podobało. Mam nadzieję, że zrobiłeś to właśnie dla Niego. Twoje przeprosiny są naprawdę niepotrzebne. Myślę, że tradycjonalistom chodzi przede wszystkim o to, że skoro można „swobodnie” mówić w trakcie liturgii, czy wprowadzać jakieś nowe elementy, to dlaczego nie wywrócić całej mszy do góry nogami? Tu naprawdę nie chodzi o lęk przed nowym, ale o to, czy za 10 lat liturgia Kościoła Rzymskokatolickiego nie zatraci swojej wyjątkowości. Często myślę o prawosławiu. Wyznawcy obrządku wschodniego jakoś nie potrzebują swobodnych komentarzy, gitar, itp. Na Zachodzie Kościół chciał się przypodobać ludziom i wprowadzał różne innowacje, by przyciągnąć wiernych na liturgię. Jaki to wydało owoc? Kościoły są puste. We Francji 5 procent urodzonych dzieci jest chrzczonych. Dlatego proszę się tradycjonalistom nie dziwić i nie zarzucać im, że boją się nowości. Bo nie o to naprawdę chodzi. POzdrawiam, szczęść Boże
#111 Agnus,
„to chyba oczywiste, że będzie Ksiądz chwalił swoją pracę”
Zadziwia mnie, że tak trudno jest uwierzyć, że ktoś pisze prawdę…
Nie zmyśla, nie przechwala się, tylko pisze prawdę…
O tym, że śpiew Chóru Katedralnego jest najwyższych lotów świadczą nagrody, jakie otrzymuje. Pamiętam o jednej – dla Zespołu Kameralnego.
” Bezkonkurencyjne okazały się dwa chóry – Zespół Kameralny Chóru Katedralnego im. Ks. Alfreda Hoffmana pod dyrekcją ks. Michała Szulika z Siedlec oraz Raffles Chorale z Singapuru pod dyrekcją Ban Sheng Toh.
Pierwszy z nich zdobył GRAND PRIX VII Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Chóralnej im. Feliksa Nowowiejskiego oraz nagrody: specjalne „za najlepsze wykonanie utworu muzyki dawnej” i „za najlepszą technikę wokalną”, regulaminową „za najlepsze wykonanie kompozycji Feliksa Nowowiejskiego”, a także „dla najlepszego dyrygenta” (2008 r.)
http://www.powiat-olsztynski.pl/t2/index.php?page=news378
Pozdrawiam 🙂
Julia – Ksiądz pisał o chórze, który prowadzi, zatem chwalił swoją pracę. Dla mnie słowo „chwalić” nie ma negatywnych skojarzeń.
#117, Agnus,
przepraszam. Zrozumiałam, że wątpisz w to, że chór był starannie przygotowany do liturgii Wielkiego Tygodnia…
🙂
W tym roku po raz pierwszy uczestniczyłam w Katedrze w Siedlcach w Czuwaniu Paschalnym. Byłam przyzwyczajona do czegoś innego. Jadąc obawiałam się, że z racji tego, że będzie to dla mnie nowością, będzie mi trudno to zaakceptować. Ale w sercu postanowiłam sobie otworzyć się na to, co tym razem oferuje Kościół, a przez Kościół i Chrystus. Porzucić przyzwyczajenia i swoje upodobania. Takie nastawienie bardzo mi pomogło w przeżywaniu liturgii, by skupić się na tym, co najważniejsze.
Podczas tej liturgii doświadczyłam umocnienia w pokonywaniu codziennych trudności, a także miłosierdzia Chrystusa wobec mnie-grzesznej. Jego Zmartwychwstanie daje mi nadzieje, że On jest pomocą w pokonywaniu trudności, tego, co wydaje mi się niemożliwe, miłości nieprzyjaciół.
Jeżeli chodzi o liturgię, to była na prawdę piękna, i muszę tu wspomnieć o kilku elementach.
1. chrzest przez zanurzenie. To niesamowity symbol odrodzenia się nowego człowieka. Dziecko zaczyna płakać, odrzucenie starego człowieka jest bolesne (tu mówię o życiu, bo takie dzieciątko to chyba bardziej ze strachu:), ale rozpoczyna się NOWE ŻYCIE
2. uderzające było dla mnie, gdy starsze dzieci chrzczone i dorośli świadomie przyjmowali chrzest i wypowiadali wyznanie wiary (może to oczywiste, że już nie mówili za nich dorośli, ale dla mnie to był niezwykły moment)
3. przedstawienie nowo ochrzczonych osób – wiernym. To była niezwykła chwila. Wszyscy w białych szatach, obmyci w wodach chrztu. Cieszyłam się, że mogłam ich ujrzeć, twarze tych, którzy otrzymali imię, święci (czy w tym czasie była gitara, czy byłby chór, dla mnie nie było to takie ważne, bo to ONI przyciągali całą moją uwagę). To było piękne i wzruszające, a na ich twarzach dostrzegłam spokój…
4. ALLELUJA! – zaśpiewane najpierw przez bpa, później pięknie przez chór. Na to czekałam tyle czasu i było warto czekać.
5. Długość, cieszę się, że odbywało się to właśnie w nocy i to tak długo (a raczej chodzi mi o to, że praktycznie całą noc). Nie było mi łatwo wytrwać, ale momenty zmagania też były mi potrzebne. W końcu było to czuwanie oczekujące na Zmartwychwstanie:) No i zakończone procesją rezurekcyjną.
Podsumowując, jestem wdzięczna Bogu, za to, że akurat byłam właśnie tam, w Katedrze Siedleckieckiej
Mam wrażenie, że dyskusja o przeżywaniu Triduum Paschalnego zarówno w wymiarze osobistym, jak i wspólnotowym, przeradza się w słowa zachwytu nad estetyką sprawowania Liturgii Tych Dni, bądź w krytykę niedociągnięć i osobistych rozczarowań i zawodów doznanych podczas obchodów. A chodzi o jedno. Podczas Triduum Sacrum mieliśmy wejść razem z Chrystusem w Jego mękę śmierć i zmartwychwstanie. Mieliśmy nabrać odwagi i siły do podjęcia krzyża i postępowaniu za Chrystusem na Kalwarię i ku Zmartwychwstaniu. Religia bowiem to nie ochy i achy ( pewnie, że przyjemniej jest słuchać pięknych śpiewów, muzyki, patrzeć na dobrze przygotowaną liturgię), ale rzeczą oczywistą jest, że nie da się sie osiągnąć takich „efektów” ( w wymiarze estetycznym )w maleńkiej wiejskiej parafii, jak w katedrze. I wcale nie o to chodzi, żeby forma zakryła treść, A treścią jest Jego Męka, Jego Śmierć i Jego Zmartwychwstanie i powiązanie mojej męki, mojej śmierci z NIM. ON da mi także udział w ZMARTWYCHWSTANIU.
duszpasterz
AMEN :-)!!!
Do Gabriela M #114
„lecz jeśli miałem to zrobić w zgodzie ze sobą i pozostać tym, kim jestem” – a może byś tak zamiast w zgodzie ze sobą zrobił to w zgodzie z duchem miejsca, w którym się znajdowaliśmy i z duchem sprawowanych tam obrzędów?! Ja tego naprawdę nie rozumiem – czy my w ogóle mamy jeszcze jakieś poczucie przyzwoitości? Poczucie tego co wypada, a czego nie? Bo ze znakomitej większości wypowiedzi tu zamieszczonych wynika, że już nie mamy! Wszystko musi być „na luzie”, spontaniczne i nieprzygotowane, bo inaczej nie dotrze do odbiorcy i nie zawiera „radości wiary”!
Wszystko musi być „tak ja mi się wydaje”, bo inaczej będzie nudno, sztywno i w ogóle dno! Bo jeśli jest w zgodzie z przepisami Kościoła, to wtedy „modlitwy się nie wznoszą do Boga”!!! I bredzą coś o jakimś „śpiewie operowym” (czy Ty – Anno K – kiedykolwiek słyszałaś jakąkolwiek operę???).
A teraz wszyscy się obruszą, że nie rozumiem ducha nowości, że trzeba iść z postępem, że tkwię po uszy w starych przyzwyczajeniach (oczywiście niczym nieuzasadnionych), że Boga chwalić można chorałem (jak kto lubi) albo skacząc przed ołtarzem i fikając koziołki przy wtórze bębnów (to oczywiście lepsze, bo nowoczesne i bardziej luzackie, a zatem bardziej pomaga innym w modlitwie!!!). Że przecież „piosenka przeniesiona z dyskoteki” bardzo pięknie rozbrzmiewa w kościele!!!! A jeżeli w obliczu takiego świętokradztwa serce mi pęka, to znaczy to, że ja nie rozumiem. Przepisy Kościoła? – przecież one się nie liczą, liczy się tylko WŁASNE WIDZIMISIĘ. Niestety, współczesny człowiek nie wie już, co to pokora wobec Kościoła… Przyznaję się – istotnie „ja nie rozumiem”
I powiem Wam jeszcze tylko, że przez kilka lat próbowałam być organistką w małej parafii w małym miasteczku. Uznałam, że ukończona średnia szkoła muzyczna (co prawda na fortepianie, nie na organach) usprawiedliwia podjęcie takiego kroku, bo szanse, żeby zjawił się u nas ktoś rzeczywiście wykształcony były raczej żadne. Więc próbowałam przez kilka lat wkładać proboszczowi i ludziom do głów, że niekoniecznie trzeba śpiewać podczas komunii przez cały maj „Chwalcie łąki umajone”, a piosenka „Stary krzyż” nie jest najlepszą na rozpoczęcie Mszy pogrzebowej. I jakoś nawet zaczynali to rozumieć, ale wtedy wpadli właśnie jacyś nawiedzeńcy z gitarami, perkusją i keyboardem. Dyskusja między nami była krótka – „przepisy? mamy je gdzieś!”, „profanacja Świątyni? ale my się tak właśnie modlimy”, a w ogóle to „nam się to podoba i ludziom też”. Nic dziwnego, ludziom zawsze „podobać się” będzie to co płytkie, tanie i tandetne. Proboszczowi też się spodobało. I kazań też nie musiał mówić, bo miał zamiast nich teatrzyk grupy młodzieżowej. Powiedziałam „pas!”… 🙁 Więcej nie próbowałam.
Sorry, miałam nie wylewać już swych żalów tutaj, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać. Obiecuję, że to ostatni raz.
Dziękuję za mądre komentarze Organiście, księdzu Michałowi, Tradycjonaliście i Agnusowi
Szczęść Boże.
Zgadzam się z duszpasterzem. Tak wiele skupiamy się na szczegółach liturgii (która moim zdaniem była dobrze przygotowana). Drobnych elementach, ale takich, które przykrywają nam to, co się tej nocy wydarzyło. To na co właśnie czekaliśmy, na Zmartwychwstanie i przejście Pana.
Może ktoś chciałby się podzielić świadectwem przeżycia Paschy?
#122
Ja chciałam stanąć w obronie Gabriela.
Jego celem nie było być na luzie i aby było tak, jak on chce.
On miał tylko zrobić wprowadzenie, które pomogłoby nam przyjąć lepiej Słowo Boże. Z tego, co pisał, był do tego przygotowany i miał je napisane.
Myślę, ze trzeba mieć dużo odwagi i zgody na to, co ma się stać, nawet na upokorzenie, aby stanąć przed wszystkimi w katedrze i próbować zrobić to, co ma się zrobić jak najlepiej. A potem jeszcze przyjąć na siebie wszystkie niepochlebne komentarze.
Myślę, że ani Gabriel, ani uczestnictwo wspólnoty neokatechumenalnej w Liturgii Paschalnej niczym Panu Bogu chwały nie ujęło.
Myślę, że nikt ze wspólnoty neokatechumenalnej nie powie: „przepisy? mamy je gdzieś”.
Każdy z nas może mieć swoje zdanie. I to jest jego pogląd, jego „widzimisie”. Tak, jak ktoś już wcześniej napisał, może wszyscy jestesmy w błędzie i kiedyś Pan Bóg to osądzi a na koniec uratuje swoim miłosierdziem.
Czego wszystkim życzę w tą dzisiejszą niedzielę.
Ad #123 Magdalena i #120 duszpasterz
Bardzo więc zachęcam, do głębszych refleksji i podzielenia się nimi.
Przy okazji dodaję:
W liturgii są ważne także drobne elementy, jeśli i kiedy są one właściwie scalone w jedną całość i służą duchowi. Nie można zrobić całości dobrze bez dopracowania poszczególnych elementów a cała liturgia będzie jakoś fałszywa, jeśli nie będzie poruszona duchem oddania się Jezusowie Chrystusowi, by On działał w poszczególnych członkach.
Całość dokonuje się we wspólnocie, która świadoma siebie jako taka (a więc przygotowana, otwarta, tworząca zgromadzenie w imię i mocą zwołującego je Słowa itp.), daje każdemu możliwość i szansę przeżywania siebie w Chrystusie.
Wtedy też jakiekolwiek tzw. niedociągnięcia, jakie niewątpliwie zawsze się zdarzają, mają swój sens i odgrywają właściwą rolę. Wspólnota rośnie i dojrzewa stwarzając warunki (środowisko) do wzrostu i dojrzewania każdego jej członka. To jest na chwałę Bożą, bo objawia Boży wzrost (por. Ef 4,15n; Kol 2,19).
Zachęcam do dzielenia się tymi prawdziwymi głębokimi i odnoszącymi się do życia owocami liturgii.
Bp ZbK
ad 125
Zgadzam się całkowicie z Księdzem Biskupem, że Liturgię nalezy przygotowywac z największym pietyzmem i starannością. Wszak lex orandi to lex credendi. W mojej poprzedniej wypowiediz chciałem uświadomić komentującym, że nigdy, żadna parafia nie jest w stanie przygotowac liturgii na takim poziomie, jak w katedrze. W katedrze bowiem nad jej przygotowaniem czuwa liturgista,nauczyciel śpiewu, ceremoniarze, wykonują ja klerycy,chór, schola, którzy starannie są do tego przygotowywani na licznych próbach. Żadna parafia takich możliwości nie ma i często musi posługiwać ubogimi środkami, zwłaszcza, gdy na parafii jest sam proboszcz i do tego często beż żadnej fachowej pomocy. Mimo więc jego zaangażowania, gotowości parafian do udziału, liturgia jest skromna, ale przecież to nie znaczy, że nie przekazuje treści i nie daje przeżyć religijnych uczestnikom.
z szacunkiem duszpasterz
Ad #120, #126 duszpasterz
Dziękuję za tę uwagę. Tak bardzo potrzebujemy duszpasterzy, tym bardziej proszę Was o modlitwę za młodym księdzem Łukaszem, który jest w ogromnym kryzysie powołania. O tę modlitwę prosił nasz prezbiter.
Dodam tylko, że od tego, co najważniejsze w przeżywaniu liturgii Wielkiej Nocy chyba zaczynaliśmy komentarze, a potem zeszliśmy na szczegóły. Nasze zaangażowanie pokazuje, że liturgia jest dla nas naprawdę bardzo ważna, śpiew jest potrzebny i ważny. Dziękuję też księdzu Michałowi, Księdzu Biskupowi za ich starania. Kiedyś Katolickie Radio Podlasie transmitowało rano modlitwę Jutrzni i pamiętam, jak mi ona pomagała i jak na tym forum mówiliśmy o tym, że te psalmy są wyjątkowo piękne.
Pozdrawiam
duszpasterz # 126
Cieszy mnie to, gdy dostrzegam ze strony duszpasterza wysiłek zmierzający do przygotowania liturgii. Widzę z mojego doświadzcenia – a bywam w różnych parafiach – że wiele zależy od troski duszpasterza czy duszpasterzy i włączeniu świeckich. Nawet w małych wspólnotach może być liturgia dobrze przeżywana. Skromna, to nie znaczy nieprzygotowana czy byle jak odprawiona.