Na krzyżu, w momencie, który – po ludzku patrząc – jest najbardziej krytycznym (w konsekwencji jednak przełomowym i ostatecznie pozytywnym momentem w historii zbawienia), Jezus woła do Boga słowami Psalmu 22: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? (Mk 15,34 i paral.). Jest to moment najdalej idący w głąb rzeczywistości ludzkiej i – można powiedzieć – krańcowy wyraz wcielenia się Syna Bożego oraz Jego wejścia w historię ludzkości, która na skutek grzechu straciła poczucie i świadomość bliskości i obecności Boga.
Cały paradoks tkwi właśnie w tym, że nikt z ludzi – mimo że wszyscy znajdowali się w owej sytuacji odejścia od Boga – nie mógł do końca, z całym realizmem uznać i przyjąć w odniesieniu do siebie i wypowiedzieć tej prawdy: to mnie należy się opuszczenie, ponieważ zgrzeszyłem. Ktokolwiek zbliża się do tej prawdy, odkrywa w sobie stan pustki czy opuszczenia. Stąd też zawsze szuka i będzie szukał jakiegoś wypełnienia, jakiejś obecności, jakiegoś boga zastępczego, namiastki bałwochwalczej, która dawałaby mu jakieś pocieszenie i sens bycia w ramach tego stanu; która dawałyby mu poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Człowiek bowiem nie może zaakceptować trwania w opuszczeniu, ponieważ opuszczenie stawia pod znakiem zapytania samą jego egzystencję i jego relacje z innymi.
Syn Boży przez Wcielenie wszedł właśnie w tę paradoksalną ludzką rzeczywistość. Przyjął na siebie doświadczenie opuszczenia i niemocy. Przyjął na siebie i zaakceptował w sobie ten stan opuszczenia, i w tym doświadczeniu wołał do Boga; wołał jedynie do Boga, mimo poczucia opuszczenia przez Boga. Nie szukał żadnego innego rozwiązania, choć sugerowano Mu, by skorzystał ze swojej mocy. To była dodatkowa próba w Jego relacji do Boga (por. Ps 42). W opuszczeniu wołał do Boga i doświadczył, że Bóg, jako Ojciec, Go nie opuścił. Jezus przyjął i przeżył to opuszczenie dla nas, definiując niejako ten stan w naszym imieniu, abyśmy także my, którzy wskutek grzechu utraciliśmy poczucie bliskości Boga, mogli ten nasz brak jak najgłębiej i do końca uznać, zaakceptować i wyznać przed Bogiem. Naturalnie nie po to, aby w tym stanie pozostać, lecz aby – uznawszy jego słuszność – doświadczyć wyzwolenia dokonanego tylko i wyłącznie przez Boga. Dopiero takie doświadczenie wiąże nas darmowo i definitywnie, tj. bezwarunkowo, z Bogiem – jedynym źródłem życia, który nas nigdy nie opuścił.
Jezus przeżył to dla nas, abyśmy nie byli stale skazani na jakąś ucieczkę, na ukrywanie się przed Bogiem, przed drugim, przed sobą – dla pozornego ratowania siebie (por. Rdz 3,8-10). On to wszystko przeżył, aby już więcej nie dominowała nad nami logika determinująca nas do ciągłego szukania sposobu zejścia z krzyża (por. Mk 15,30 i par.), abyśmy otrzymali właściwe wyzwolenie od fałszywych koncepcji wypełnienia naszego życia i mogli odkrywać obecność Boga także w pozornej Jego nieobecności; byśmy mogli odkrywać Jego objawianie się nam w pozornym Jego milczeniu. Jest to trudne, ale ta prawda rzeczywiście wyzwala człowieka ze stanu grzechu.
Bp ZbK
Komentarze
2 odpowiedzi na „Wielkopiątkowe Misterium Chrystusa – Obecność w opuszczeniu”
dziś Wielka Sobota, Na falach Radia Podlasie słyszałem przed chwilą, że Apostołowie oczekiwali w tym dniu na Zmartwychwstanie. Czy aby rzeczywiście?
Ks. biskup pisze o opuszczeniu, poczuciu opuszczenia człowieka przez Boga, o tym, że Jezus przeżył to dla nas i za nas. Ale jak przekonać, wytłumaczyć to człowiekowi, który sam siebie opuszcza?
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwagę prowadzenia tej strony
ks. Tomasz Sękowski
Przeżyłam stan „opuszczenia”.Był straszny.Żadnego elementu Boga w „powietrzu”.Przyznaję że wpadłam w panikę i bardzo dobrze że to tylko chwilkę trwało.Chwila,może minuta niemniej nigdy więcej takowej pustki przeżyć.Z okazji Świąt,wszystkiego dobrego dla Księdza Biskupa.Niech nam się święci ..każdy dzień odmierzany naszym indywidualnym krokiem.Kroczmy,może nie jak święci ale jak przyzwoity człowiek.Radości wiele,życzę.