W Liturgii Słowa 5 Niedzieli roku B proklamowane są słowa, które czasem są używane w różnych powiedzeniach, by uzasadnić jakiś dystans do życia i czasem trochę w sposób ironiczny określać: bojowaniem jest życie człowieka.
Skazani na bojowanie
W obecnym przekładzie polskim używanym w liturgii mamy:
Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?
Dni jego czyż nie są dniami najemnika?
Jak sługa wzdycha on do cienia …
Tekst hebrajski używa terminu związanego z wojskiem, z walką. To jest ten rdzeń słowny, który mamy w określeniu Pana Boga: Pan Tzabaot (Sabaoth) czyli Pan Zastępów, Pan Armii. W przekładzie greckim Starego Testamentu, czyli w LXX mamy określenie peiraterion, co oznacza próbę czy badanie sądowe, ale też gniazdo czy system zasadzek a także miejsce działania korsarzy lub wprost bandę korsarską.
Jednym słowem życie człowieka jest wystawione na zmaganie i na niebezpieczeństwa. Przeżywał to Hiob, przeżywał to Dawid (2Sm 4,9), przeżywał Tobiasz (Tb 4,4), przeżywał św. Paweł (zob. np. 2Kor 11,23-26). Przeżywa to każdy z nas.
Gorączka poszukiwania życia
Tak się dzieje, gdyż sami z siebie nie mamy wewnętrznej stabilności i pewności naszego życia. Jest to skutek naszego oderwania się od jedynego źródła życia, jakie stało się w grzechu. A z zewnątrz przychodzą wszelkiego rodzaju zagrożenia czy to realne czy przez nas wyimaginowane
Zdani na siebie samych gorączkowo szukamy życia. Szukamy oparcia i zabezpieczenia tego życia. Często w czymkolwiek i we wszystkim, co nas otacza. Nie zawsze wiemy, co jest właściwym rozwiązaniem i w czym należy szukać oparcia. Po prostu wiemy tylko po swojemu, a to jest zawsze wiedza ograniczona. Jest zawarta w naszym widnokręgu, który ma swoje granice.
Gorączka bowiem sama z siebie nie jest chorobą, lecz skutkiem jakiejś choroby organizmu i symptomem, który ostrzega, jest wyrazem samoobrony i wołaniem o pomoc.
Jezus ujął teściową Szymona Piotra za rękę i podniósł ją, a gorączka ją opuściła. Możemy w tym geście widzieć całościową interwencję Jezusa w życie teściowej Piotra. Przestała być kimś, czyj organizm zmagał się z jakimś problemem. Wskutek czego była niewątpliwie skoncentrowana na sobie. To obraz człowieka w gorączce. Wskutek interwencji Jezusa nastąpiła przemiana. Gorączka ustąpiła. Ona zaś, uzdrowiona, usługiwała innym.
Ewangelia
Jezus leczył. Uleczył teściową Piotra i gorączka ustąpiła. Jezus nadal leczy. Leczy przez Słowo Ewangelii i przez Sakramenty. To leczenie dokonuje się przez wprowadzanie do wnętrza człowieka innego systemu wartości i innego odniesienia do życia. Innego odniesienia do zadań i wszystkiego. Co jest przed człowiekiem.
Naturalnie pozostaje zawsze aktualne „hiobowe” bojowanie i zmaganie. Pozostaje aktualna prawda, że ktoś z nas może być czasem osaczony przez wydarzenia, jak przez korsarzy i może wpaść w życiową gorączkę ratowania siebie, a wskutek czego być niejako sparaliżowany i zniewolony.
Potrzebujemy ujęcia naszego życia przez Jezusa, przez Jego prawdę i Jego Ewangelię. Każde nasze zmaganie i całe życiowe bojowanie, uzyskują nowy sens w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Dzięki temu nie musimy pozostawać w gorączce naszego życia.
Przez przyjęcie głoszonej nam Ewangelii otwiera się droga uzdrowienia. Wyzwolenia z wszelkiego rodzaju przejawów gorączki przez przemianę naszego wnętrze, naszego sposobu myślenia. Przez odkrywanie sensu naszego życie, które – choć ograniczone i w każdej chwili podległe prawu przecięcia nici życia, jak mówił Hiob i inni mędrcy – jest przecież życiem wiecznym w Jezusie. Zmieniają się też relacje między nami, jako uzdrowionymi i wyzwalanymi z różnego rodzaju życiowych gorączek.
Miejmy uczy otwarte i serce gotowe przyjmować dar Ewangelii.
Bp ZbK
Komentarze
26 odpowiedzi na „Sens życia człowieka (5 Ndz B – 210207)”
odobno są niektórzy co szukają sensu życia a ja jestem tu i teraz i jakoś tego sensu nie szukam. Nie pytam się „Po co żyje”?
Ktoś kiedy powiedział, że w Piśmie Świętym jest opisane całe życie człowieka i w tym widzę sens.
Jak tak się wczytać w treści poszczególnych Ksiąg można rzeczywiście wyczytać jakby Ktoś pisał scenariusz na moje życie.
Jest taka wiersz „Wędrówką życie jest człowieka” a ludzie się pytają skąd przybywamy? Dokąd zmierzamy?
Ja się nie pytam. Ja idę przed siebie i nie lubię się patrzeć wstecz.
„«Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego»” [Łk 9,62]
Choć czasami wydaje się być ignorantem to jednak nie wspominam bardzo minionych dni.
Tamte dni już przeszły i nie wrócą więc po co mi wspominać je?
Czasu przecież nie cofnę.
„Potrzebujemy ujęcia naszego życia przez Jezusa, przez Jego prawdę i Jego Ewangelię. Każde nasze zmaganie i całe życiowe bojowanie, uzyskują nowy sens w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa.”
Ostatnio siostra ze wspólnoty pracująca ze mną w tej samej przychodni, gdy ja znowu zostawałam dłużej, bo miałam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia, powiedziała: „Nikt nie chce być Basią i kierownikiem przychodni”. Odpowiedziałam, że ja też nie chcę być kierownikiem przychodni, ale od wielu lat nikt nie chce mnie zwolnić z tej funkcji.
Gdy ona wyszła, przypomniał mi się Jezus. Z Nim na krzyż też nikt nie chciał iść…
Gdy na I skrutynium powiedziałam, że funkcja kierownika jest moim krzyżem, katechiści wyśmieli mnie i powiedzieli, że ja mam inne poważniejsze krzyże….
Uważam, że nie nadaję się do tej funkcji, dlatego pewnie jest ona dla mnie ciągłym zmaganiem się z sobą, bojowaniem i przyjmowaniem na siebie tego, czego nikt inny nie chce wziąć.
Mogę ją pełnić, przyjmować na siebie tylko patrząc na Jezusa i na to jak On wziął swój krzyż. Tylko od Niego czerpię siły. Tylko w Nim znajduję sens.
#2 Basiu, tam gdzie ja pracuję do władzy pcha się byle „łajza” nie mająca pojęcia o kierowaniu ludźmi. Kierowników więcej jak pracowników. Rządzić innymi każdy by chciał na swój sposób nie ponosząc konsekwencji za osobiste decyzje, które są w gruncie rzeczy grzeszne. Nie nadajesz się więc po co kurczowo trzymasz kierownicę przychodni? Dla mnie to nie pojęte. janusz
Jestem przeciwna „bojowaniu” choć zmaganie w życiu człowieczym /a nie ucieczka/ konieczne.
Świadomość człowiecza od bojowania nie wzrasta, a bywa że zanika.
Szczęść Boże Czcigodny Ojcze Biskupie.
I, znowu Jezus przychodzi w miejsce gdzie może pomóc w chorobie i niemocy człowieka …
Tylko ON … potrafi wybrać miejsce i czas …
Tylko, ON … jest Lekiem … na wszystkie choroby.
Niemalże widzę Jezusa jak staje przy łóżku chorej Kobiety, by bez wahania ją uzdrowić.
Skąd, ta gorączka … ?
Jezus, nie pyta.
Jezus, ujmuje Słowem …
Jezus, ujmuje Duchem …
Jezus, ujmuje Dotykiem …
Jezus, Sobą ujmuje nasze życie przywracając zdrowie i Sens …
Gdyby nie Jezus … człowiek dotknięty cierpieniem, pozostałby tylko w cierpieniu, na uboczu i … sam…a, nie mając już dla KOGOŚ żyć, byłby już za życia nieżywy.
Pewnej nocy kilka razy przeczytałam Księgę Hioba. Wówczas Hiobowe cierpienie jak i świadectwo wierności Bogu wydawało mi się niemożliwe fizycznie do udźwignięcia w człowieku …
Hiob, kochał Boga ponad życie. On, właściwie nie pytał … dlaczego …
Kiedy, powracam do ostatnich dwu tygodni czytań Słowa Ewangelii w Kościele mam przed sobą obraz grzesznika/siebie z próbą zmagania ku ratunkowi. Choć starania czyni to wydaje się, czasami, nic nie może, zmaga się i chce zrozumieć skąd dokąd zmierza…
Osaczenia i zniewolenia … przez zło i wyrastającą przewrotność … i, w tym siebie, trudno zrozumieć …
Czekać, pozostaje mu … aż, przyjdzie Jezus …jak … Przyjaciel …
Słowo Wcielone … Lekarz Duszy … i, dla ciała …
Jezus, w Drodze Ewangelii … Światło … Siła z Mocą … Mądrością …
Jezus … daje, Wolność … człowiekowi, choćby był największym grzesznikiem …
Stanięcie w Prawdzie i żal dla Miłości-Bożej przynosi w końcu … wewnętrzne uzdrowienie.
Tak dziś, w radości otwiera i przemawia do mnie Słowo Dobrej Nowiny gdy, czytam w Rozważaniu Czcigodny Ojciec Biskup :
„Naturalnie pozostaje zawsze aktualne „hiobowe” bojowanie i zmaganie. Pozostaje aktualna prawda, że ktoś z nas może być czasem osaczony przez wydarzenia, jak przez korsarzy i może wpaść w życiową gorączkę ratowania siebie, a wskutek czego być niejako sparaliżowany i zniewolony.
Potrzebujemy ujęcia naszego życia przez Jezusa, przez Jego prawdę i Jego Ewangelię. Każde nasze zmaganie i całe życiowe bojowanie, uzyskują nowy sens w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Dzięki temu nie musimy pozostawać w gorączce naszego życia.
Przez przyjęcie głoszonej nam Ewangelii otwiera się droga uzdrowienia. Wyzwolenia z wszelkiego rodzaju przejawów gorączki przez przemianę naszego wnętrze, naszego sposobu myślenia. Przez odkrywanie sensu naszego życie, które – choć ograniczone i w każdej chwili podległe prawu przecięcia nici życia, jak mówił Hiob i inni mędrcy – jest przecież życiem wiecznym w Jezusie. Zmieniają się też relacje między nami, jako uzdrowionymi i wyzwalanymi z różnego rodzaju życiowych gorączek.
Miejmy uczy otwarte i serce gotowe przyjmować dar Ewangelii.”
Za czas i za przesłanie jestem wdzięczna.
Bogu … dziękuję za Dary Łaski dla Wszystkich.
Pozdrawiam.
danuta
Kiedy jestem jak Hiob u kresu swoich sił i tak bardzo pragnę cienia, kiedy noc wydaje się niekończącą się ciemnością przychodzi Chrystus który rozświetla wszystkie mroki nocy. Nie wiem jak, nie wiem dlaczego ale wiem że to On każdego poranka dotyka mego serca i daje nowe życie. Wiem że to On chwyta mnie za rękę i podnosi z mojej otchłani. Nadzieja którą widzę w Jego oczach buduje na nowo moje zaufanie do Wszechmocy Boga i budzi mnie do życia. Oby kolejny dzień nie ukradł mi tej nadziei.
Cheryl po Mszy sw. powiedziala mi, ze go nie przekonam, bo Chani uzywa argumentow I pisze jak prawnik, wybiera to co mu odpowiada.
Ad #4 Ka
Chodzi o wewnętrzne zmaganie się człowieka ze sobą samy pośród trudności wewnętrznych i zewnętrznych, by nie ulec logice „korsarzy”, lecz mieć oparcie w Jezusie Chrystusie.
W Nim bowiem dokonał się największy „bój” (zob. np. Ef 6,10-20).
Pozdrawiam
Bp ZbK
#3 Janusz
Janusz, czy jesteś w stanie porzucić swoją historię, kiedy stwierdzisz, że się do niej nie nadajesz?
Ja do swojej się nie nadaję, ale ciągle jestem jej kierownikiem .
# 3 Janusz
Dla mnie to też niepojęte. 🙂 Tak po ludzku.
A jednak „Każde nasze zmaganie i całe życiowe bojowanie, uzyskują nowy sens w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa.”
Gdy po 10 latach zdecydowanie postanowiłam – mam tego dość,nic mnie nie obchodzi, ja rezygnuję – zanim to wykonałam, na mojej drodze stanął bp. Kiernikowski. Dzięki jego katechezom zobaczyłam, że to mój krzyż i rezygnacja w ten sposób byłaby pozbyciem się krzyża.
Oczywiście poprosiłam o zwolnienie z tej funkcji, na to usłyszałam wiele argumentów, że nie mogę zrezygnować, bo…. i tu padło wiele argumentów dlaczego. Moje argumenty zostały zakrzyczane i tak kilkakrotnie przez kolejne 10 lat. Ostatni raz w ciągu ostatniego miesiąca.
Gdy uważasz coś za swój krzyż to możesz go albo przyjąć albo odrzucić. Jeśli patrzysz na Jezusa to przyjmujesz krzyż tak jak On.
Ponieważ większość ludzi pragnie władzy, moja sytuacja jest dla nich niezrozumiała. A jak już zrozumieją, że można nie chcieć władzy, to jeszcze bardziej niezrozumiałe jest, dlaczego wciąż jeszcze ją mam. I uważają tak jak ty, że się tej władzy kurczowo trzymam.
A ja tymczasem kurczowo trzymam się Jezusa, aby z tego krzyża nie uciec. 🙂
#8
Ks. Biskup
Tak.
Tylko że ludzie słowo bojowanie odbierają w większości nie ze zmaganiem się z trudnościami /które są i zawsze będą/, ale z bojem wymierzonym w jakiegoś wyimaginowanego w/g poziomu własnego intelektu przeciwnika /a stąd do nienawiści cienka linia/.
Okey. Dzięki.
Ps. Dużo pracy wkłada Ksiądz w nasz rozwój
#10
Basiu
Chętnie bym pracowała w Twojej przychodni /byłabyś na mur zadowolona/, jednak los/Bóg w zupełnie inne „towarzystwo” mnie umieścił.
Duszy nie zrozumieją jak i pracowitości, po której wydaje się niektórym, że można /bezkarnie/skakać.
#7 Jurek
Wiesz co Jurek?
Gdybym nie wiedział co sądzi o mnie Bóg i co robi w świecie, i że wybiera kogo zechce z danej społeczności a nie robi to co Kościół Mu rozkaże to bym Tobie uwierzył.
Jeszce raz powtarzam to Kościół powinien słuchać Boga a zdaje się, że to jednak Bóg musi słuchać Kościoła.
Bóg robi co chce i nie tak jak naucza KK.
Widzę to z obserwacji mojej.
#11 Ka
Bo zawsze ludzie patrzą na literę a nie na ducha.
#10 Basiu, nie każde moje cierpienie jest krzyżem chrystusowym. W ogromnej większości dźwigam skutki własnych grzechów. To tak jak łotry/grzesznicy/, którzy słuszną ponieśli karę. Dla mnie krzyżem chrystusowym jest branie na siebie doczesnej kary za nie swoje grzechy. Dobrym przykładem dla mnie jest mój Piotr na którego spadło obce cierpienie/kara/. Nie zbadane są Wyroki Boże. W swojej doczesności zapewne nie poznam o co chodzi z tym cierpieniem w mojej rodzinie. Wieczność wszystko wyjaśni. Przypominasz mi Wałęsę i jego słynne powiedzenie ;”nie chcę ale muszę”. Tusk zmienił na „chcę ale nie mogę”. Wiem po sobie, że do władzy dobierane są dzisiaj osoby o elastycznym kręgosłupie. Osoby, które są kompromisowe, idące na współpracę, takie, które dają się kreować, modelować, itd. Znam twoje stanowisko odnośnie medialnej pandemii, która zrujnowała i nadal rujnuje życie wielu ludziom. Cóż, ślepe posłuszeństwo władzy, byle jakiej władzy daje przepustkę do zawodowej kariery, lepszych pieniędzy, poważania, itp. Nie rozumiem jak możesz z jednej strony pisać, że nie nadajesz się a z drugiej strony podejmujesz się kierowania ludzkim życiem? Dla mnie ten, kto się nie nadaje znaczy tyle, że nie potrafi, nie umie, nie da rady, itd. janusz
#9 Stachu, Stwórca nie stworzył mnie w ciemno. Stwórca doskonale zaplanował moją historię. To Stwórca jest Reżyserem i Scenarzystą mojego życia. W planach Bożych mam do odegrania konkretną rolę jako człowiek, Polak, Katolik, mąż, ojciec, itd. Stwarzając mnie Pan Bóg obdarzył moje człowieczeństwo we wszystkie potrzebne talenty aby jak najlepiej zagrać samego siebie. Niestety jestem człek grzeszny, uparty, kombinator jak wielu i dlatego moja historia jest wciąż grana po swojemu to znaczy nie zgodnie z Bożym scenariuszem i wskazaniami Bożego Reżysera/Kreatora/. Nie mogę dzisiaj Stwórcy powiedzieć na audiencji, że oto Panie Boże nie nadaję się do bycia człowiekiem, bycia Polakiem, bycia Katolikiem, mężem, ojcem, bratem, kolegą, sąsiadem. Co to znaczy, że „nie nadaję się” do konkretnej roli/osoby/. Znaczy to, że nie mam boskiej Wiary katolickiej. Znaczy to, że nie przylgnąłem do świętej i apostolskiej Wiary Kościoła katolickiego. Czy koń może powiedzieć swojemu furmanowi „nie nadaję się na twojego konia”? 🙂 janusz
# basa
Poszukiwanie „swojego krzyża” jako uzasadnienie doświadczanego życiowego ucisku, choroby czy osamotnienia, jest co nieco „na wyrost” wobec faktu, że codziennie na całym świecie, chrześcijanie są prześladowani, okaleczani i mordowani z powodu wiary.
Rozumiem, że zostałaś przygwożdżona i wykonujesz pracę, która nie daje Ci satysfakcji. Wszyscy doświadczamy w życiu różnego rodzaju przygwożdżeń, ale najczęściej nie ma to nic wspólnego z krzyżem.
Być może wolą Boga jest, abyś kontynuowała tę pracę- w takich sprawach warto pytać Ducha Świętego, a w przypadku potwierdzenia, traktować jako konieczną służbę ze względu na Jezusa, który przecież też służył ludziom.
Nie uważasz, że dziwny to byłby krzyż, za który pobierałabyś wynagrodzenie?
Dzisiaj krzyż może przybierać różne kształty… pocisku, pałki, noża, pięści… i od dwóch tysięcy lat sam znajduje tych, którzy bez względu na okoliczności-dobre czy złe- wyznają Jezusa Chrystusa.
„Przez przyjęcie głoszonej nam Ewangelii otwiera się droga uzdrowienia” Ks. Biskup
……….
Był w moim życiu taki czas, kiedy uwierzyłam w Trójcę Świętą – to było bardzo silne przeżycie…
… i od tego czasu Bóg Ojciec otworzył mi ucho, oko,i … umysł 🙂
… i od tego czasu „wojuje” Słowem Bożym z moimi trudnościami zmaganiami, krzyżami …
… mam dobrego męża, synów i to mnie uspokaja dodatkowo bo nie wiem czy żyłabym w równowadze psychicznej gdyby nie spokój w domu rodzinnym…
… Słowo Boże prowadzi mnie i uzdalnia do miłowania domowników i ludzi w ogóle…
……
Basiu
…tak trzymaj , jak najdłużej… 🙂
#16
Baran katolicki
„Czy koń może powiedzieć swojemu furmanowi „nie nadaję się na twojego konia”?”
Oczywiście że może i mówi. W oznakach zmęczenia i przemęczenia. A jak woźnica cep /i nie pomoże/, koń pada.
#17
Paweł
„Nie uważasz, że dziwny to byłby krzyż, za który pobierałabyś wynagrodzenie?”
Mało wiesz o „krzyżujących”
#13 chani i ks.Bp. ZbK
Wvczoraj siedzialem dlugo do polnocy na lawce u Kasi, napisalem duzo i chyba n/t, niestety nie ma, to juz zbyt czesto.
Czytam zas, jak zepsutej plyty: “Gdybym nie wiedział co sądzi o mnie Bóg i co robi w świecie, i że wybiera kogo zechce z danej społeczności a nie robi to co Kościół Mu rozkaże to bym Tobie uwierzył.” I chyba dalej bedziemy czytac podobne insynuacje, ale po co? Cheryl ma racje.
Nie, nie wiem co, i nie chce tego wiedziec, bo w to nie wierze, wierze w Boga i Kosciolowi.
Dzisiaj mialem znow pisac, znow o swietym Kosciele, a nie Chani kosciele, ale juz nie mam na to czasu ani nerwow by pisac, sobie a muzom.
# 17 Paweł
Uznałam to za mój krzyż, bo to mnie zabija….
Wg twojej definicji krzyża nie mam żadnych krzyży. 🙂
#16 Janusz
Janusz zgadzam się z Tobą że „Stwórca nie stworzył mnie w ciemno. Stwórca doskonale zaplanował moją historię.”. Tym bardziej zasadne wydaje się twierdzenie że nie nadaję się do swojej roli przygotowanej przez Pana. ” Niestety jestem człek grzeszny, uparty, kombinator jak wielu i dlatego moja historia jest wciąż grana po swojemu to znaczy nie zgodnie z Bożym scenariuszem i wskazaniami Bożego Reżysera/Kreatora/. „. Nie nadajesz się bo jak sam mówisz grasz po swojemu. Twoja/moja rola jest zapewne daleka od ideału. Czy jednak możesz porzucić swoją rolę? Na pewno nie. Co byś nie zrobił będziesz grał w tym spektaklu życia. Na szczęście Scenarzysta i Reżyser przewidział Twoją/moją nieudolność i ma rozwiązanie awaryjne. Jezus Chrystus ujmując Ciebie/mnie za rękę pokazuje jak można odegrać swoją rolę aby Twórca był zadowolony. Więcej, odegrał tą rolę tak że zachwycił Twórcę do tego stopnia że nasze klapy nie mają żadnego znaczenia dla ogólnego odbioru dzieła. Możemy tylko próbować naśladować Mistrza w odgrywaniu tej roli. Mniej czy bardziej udolnie. Ważne żeby wierzyć że mistrzowska kreacja Jezusa zjednuje miłosierdzie wszystkim aktorom.
#15 Janusz
Jak łatwo kogoś osądzić. 🙂
„Pięknie” mnie obsmarowałeś. 🙂
„Potrzebujemy ujęcia naszego życia przez Jezusa, przez Jego prawdę i Jego Ewangelię. Każde nasze zmaganie i całe życiowe bojowanie, uzyskują nowy sens w tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Jezusa.” (bp)
Chciałam tylko pokazać, że te słowa komentarza spełniają się w moim życiu. Moje życie miało być tylko tłem dla tych słów. Moja słabość miała pokazać moc Boga.
A tymczasem wszyscy skupili się na mnie…
Miało być o mocy płynącej od Jezusa i z Jego Ewangelii, z Jego krzyża a tymczasem jest o Basi – kierowniku. A w podtekście o pieniądzach….
Trochę mi smutno…
Totalna klęska…
A jednak z uporem maniaka powtórzę: KAŻDE MOJE ZMAGANIE I BOJOWANIE CZERPIĄ MOC I UZYSKUJĄ SENS W TAJEMNICY ŚMIERCI I ZMARTWYCHWSTANIA JEZUSA.
Mogę wchodzić w sytuacje, które mnie zabijają, bo wiem, że nie umrę. 🙂
#17 Pawle,
Piszesz: „Poszukiwanie „swojego krzyża” jako uzasadnienie doświadczanego życiowego ucisku, choroby czy osamotnienia, jest co nieco „na wyrost” wobec faktu, że codziennie na całym świecie, chrześcijanie są prześladowani, okaleczani i mordowani z powodu wiary”
Bardzo ryzykowne a nawet nieprawdziwe jest wartościowanie ludzkich „krzyży”.
Historia Hioba oświetla jednakowo zarówno żyjącego w spokojnych czasach Europejczyka jak i narażonego na zabójstwo Kopta w Egipcie.
Pan Bóg kocha niektórych więcej i wybiera ich na prześladowania, okaleczenia, mordowania z racji wiary, ale też nikogo nie kocha mniej.