Przedstawiam kilka myśli, które nie wyczerpują tematu ani nie są głosem fachowca z dziedziny bioetyki czy eksperta w dziedzinie prawa w materii in vitro. Są natomiast refleksją pasterza, który patrzy na ludzkie problemy z perspektywy wiary i w świetle biblijnego, czyli Bożego obrazu człowieka.
Bezpłodność i w konsekwencji bezdzietność są czymś bardzo bolesnym dla osób, które pragną mieć potomstwo. Są czymś bardzo ważnym w ich życiu i dlatego nie można tych spraw ani bagatelizować, ani szukać ich uproszczonych rozwiązań czy wykorzystywać je dla doraźnego interesu lub propagandy. Małżeństwom, które doświadczają tego krzyża należy się właściwa pomoc.
To Kościół ma na uwadze i taką pomoc chce nieść. Nie jest ona tego samego rodzaju, o jakim zazwyczaj się myśli w kontekście proponowanych czasem dzisiaj rozwiązań. Mimo rozpowszechnianych – i w pewnym sensie przez wielu bezkrytycznie przyjmowanych – opinii, że stosowanie zapłodnienia in vitro jest godziwe i dobre, są także racje zdecydowanie temu przeciwne. Nie wszystkie są tej samej wagi i natury. Niemniej ich wymowa jest jasna. Niektóre z tych racji będą przemawiać tylko do wierzących, inne zaś mają charakter uniwersalny. Oto kilka z nich:
1.
Pierwsze zagadnienie to fakt, że przy korzystaniu z tej metody nieuniknione jest zapładnianie wielu komórek jajowych, które następnie się selekcjonuje, wybierając nieliczne, a pozostałe przechowuje i (w konsekwencji) przeznacza do zniszczenia. Fakt, że embrion to już istota ludzka, stanowi poważną rację wskazującą na niedopuszczalność tego rodzaju praktyki. Czy będą kiedyś inne możliwości, pozwalające uniknąć konieczności powodowania powstawania wielu embrionów i ich niszczenia, jest to dzisiaj podobno kwestia otwarta.
2.
Niewątpliwie dla wielu trudniejszą do zrozumienia, jednakże niemniej ważną sprawą jest to, że metoda in vitro łączy się z faktem, iż moment poczęcia dokonuje się poza aktem małżeńskim. Ten fakt jest racją wykluczającą taki sposób zapłodnienia dla tych, którzy przyjmują prawdę o stworzeniu człowieka na obraz i podobieństwo Boga. Człowiek bowiem został stworzony do tworzenia i przeżywania jedności (komunii), która jest właściwym kontekstem przekazywania nowego życia i jednocześnie darem i przywilejem uczestniczenia w stwórczym działaniu Boga. W tej prawdzie zasadzają się podstawowe elementy pojmowania godności osoby i godności w ogóle życia ludzkiego oraz respektowania tej godności w całej rozciągłości, tj. we wszystkich aktach człowieka.
3.
Kolejna sprawa to samo podejście do płodności ludzkiej. Pojawiają się dążenia, a czasem są realizowane próby, swoistej dominacji człowieka nad tym, co otrzymał jako dar. Jednakże to nie człowiek bowiem „tworzy” nowe życie. Często jednak ten człowiek podchodzi do darowanej mu możliwości przekazywania życia jako do czegoś, co mu się bezwzględnie należy i czego chce być panem niezależnym od Stwórcy. Naturalnie, człowiek jest uprawniony i wręcz zobowiązany do tego, by robić wszystko, co możliwe, aby zapobiegać czy zaradzać wszystkim sytuacjom, które w konkretnych przypadkach w jakiś sposób nie pozwalają mu spełnić tego, do czego jest powołany (w tym także rodzicielstwa). W tych działaniach musi jednak respektować granice prawa naturalnego. Dla wierzących postawa wobec możliwości przekazywania życia jest odzwierciedleniem ich relacji do Stwórcy.
4.
Trzeba też mieć na uwadze samo podejście do dzietności i do pragnienia posiadania. Takie pragnienie dziecka może czasem być przejawem potrzeby i chęci posiadania dziecka dla siebie. Zostaje w takim przypadku jakby w pewnej mierze zakwestionowana godność osoby dziecka, a pojawia się jakieś uprzedmiotowienie tego dziecka. Z takim pojmowaniem dzietności wiąże się także kwestia korzystania z możliwości selekcji, by zaspokoić swoje określone oczekiwania w stosunku do dziecka, które ma się narodzić.
5.
Niepłodność i bezdzietność dla małżonków to niewątpliwy problem, ból, czasem łączący się z poczucia bezsensowności życia. Wierzący małżonkowie, dotknięci tym problemem, przyjmują go jako krzyż. Można powiedzieć dobitniej: mają taką szansę właśnie dzięki światłu Ewangelii. To z Ewangelii jawi się bowiem nowe światło, na wszystko, co ogranicza i doświadcza człowieka. To światło pozwala więc inaczej spojrzeć na ten problem. Dla wierzącego bowiem krzyż to nie tylko coś, co krzyżuje i przekreśla, ale to także narzędzie zbawienia i innego pojmowania życia i odkrywania jego sensu. To otwieranie nowej, innej drogi, poszukiwanie zamysłu Bożego na drodze swego życia. Najważniejsze w tym jest otwarcie się na nadzieję, że przez krzyż Bóg mówi do człowieka. Każdy człowiek ma jakiś swój krzyż. Takim krzyżem może być dla kogoś również niepłodność. Dla wierzących zatem nie jest ona tragedią życiową, lecz stanowi wyzwanie, by odkrywając sens tego krzyża i dobrze ten krzyż przeżywając wykorzystać go zarówno dla dobra własnego, jak i dla dobra innych.
6.
Jednym z konkretnych rozwiązań problemu wynikającego z niepłodności jest adopcja dzieci, które de facto nie mają rodziny. Bardzo wiele dzieci oczekuje przyjęcia do rodziny. Dla wierzących jest to szczególne wyzwanie i propozycja. Wiąże się ono z kolejnym podjęciem z miłością krzyża, który staje się narzędziem zbawienia dla nich i dla innych. Można powiedzieć, że jest to okazja, by spotkały się różne osoby dotknięte krzyżem: dzieci potrzebujące rodziców i małżonkowie oczekujący i pragnący dzieci. Jest to okazja, by ten moment uczynić płodnym, tzn. owocnym w rodzicielską ofiarną miłość i dziecięcą pełną miłości wdzięczność. Zdarza się niejednokrotnie, że małżeństwa, które dokonują adopcji, poczynają później własne dzieci. Jest to szczególne doświadczenie niejednej rodziny.
7.
Za mentalnością propagowania prawa do posiadania własnego dziecka przy zastosowaniu metody in vitro (czyli kosztem przekraczania tego wszystkiego, co widzimy jako nienaruszalną zasadę) może stać (czy wprost stoi) obraz społeczeństwa, które buduje współczesną wieżę Babel. Niebezpieczeństwo tkwi w tym, że człowiek chce zbudować swój świat i pojmować siebie niezależnie od Boga czy od stałych naturalnych zasad, jakie w sobie odkrywa. Jest to znak dekadencyjności człowieka, mimo jego osiągnięć. Osiągnięcia te, gdy nie uwzględniają naturalnego prawa, okazują się bowiem cząstkowe. Ostatecznie prowadzą do pozornego czy częściowego rozwiązania problemów, ale nie rozwiązują zasadniczego problemu, jaki tkwi w człowieku.
8.
Ze stosowaniem metody in vitro wiąże się także podniesiona ostatnio kwestia refundacji (lub nie) tego rodzaju zabiegów ze środków publicznych. Trzeba mieć na uwadze to, że podjęta ostatnio dyskusja toczy się, podczas gdy de facto wiele osób, w tym również dzieci, także w Polsce, oczekuje niezbędnej pomocy w celu uzyskania leków, a ta nie jest dla nich zagwarantowana. Wydaje się w tej sytuacji, że mimo wielkiej wagi tej sprawy, jaką jest wola czy chęć niesienia pomocy małżeństwom (a być może także osobom, które nie żyją w małżeństwie) dotkniętym problemem niepłodności, proponowanie refundacji kosztów tej metody nie jest ani najbardziej właściwe ani chyba też sprawiedliwe.
9.
Warto także zwrócić uwagę na nowe metody leczenia niepłodności. Taką jest np. naprotechnologia, już inicjowana w Polsce. Jest ona stosowana w Fundacji i Instytucie Leczenia Niepłodności Małżeńskiej im. Jana Pawła II w Lublinie. Zainteresowani mogą uzyskać kontakt z zaangażowanym tam ginekologiem dr. Maciejem Barczentewiczem przez jego stronę internetową.
10.
Wreszcie nie możemy zapomnieć o zasadniczej sprawie i zadaniu, jakim jest właściwa edukacja do życia w rodzinie i kultura życia rodzinnego oraz styl życia młodzieży. Właściwe podejście i właściwa praktyka w tej dziedzinie w wielu przypadkach mogłaby uchronić przed niepłodnością. Z tego, co wiadomo, nie jest to tylko problem biologiczno-fizjologiczny, ale także w dużej mierze, czy przede wszystkim, problem psychologiczny i duchowy. Jest to problem właściwej duchowości człowieka. A tej nie rozwiąże się żadnymi pociągnięciami wychowawczymi poczynionymi na skróty i nie uwzględniającymi pełnej wizji człowieka. Trzeba pracy nad człowiekiem i z człowiekiem. Trzeba współpracy człowieka z jego Stwórcą, aby człowiek nie tworzył siebie na inny obraz i według innej koncepcji, niż został stworzony.
11.
Na koniec chcę dodać i to podkreślić, że mimo iż Kościół nie akceptuje wspominanych metod i wyraża przeciwko nim sprzeciw, to jednak żadną miarą nie odrzuca poczętych w ten sposób dzieci. Nie są one w oczach Kościoła w żaden sposób pomniejszane. Każde ludzkie życie, niezależnie od tego w jakich warunkach i okolicznościach jest poczęte, wg nauki Kościoła jest pełnowartościowym życiem i jest pojmowane jako dar Boży. Tak bowiem Kościół traktuje osobę ludzką. Podobnie nie odrzuca rodziców dziecka, którzy do takiej metody się uciekli. Nazywając zaś zło złem oraz wyrażając sprzeciw i krytykę wobec niewłaściwych rozwiązań, Kościół podaje każdemu człowiekowi rękę i świadczy pomoc na drodze uznania błędu i wejścia na drogę nawrócenia.
Zachęcam do wypowiedzi i wymiany myśli w tej ważnej dziedzinie. Pomoże to nam kształtować pełniej naszą świadomość i przyjmować właściwe postawy oraz wspomagać tych, którzy w tym względzie potrzebują pomocy. Ważne jest tworzenie mentalności i zwyczajów, które odpowiadają godności człowieka.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Komentarze
46 odpowiedzi na „W sprawie zapłodnienia pozaustrojowego – „in vitro””
Dziękuję Ks.Biskupowi szczególnie za pkt 11, że Kościół żadną miarą nie odrzuca poczętych w ten sposób dzieci ani ich rodziców.Mam taki niepokój serca gdy się dowiedziałam,że w mojej rodzinie też to się zdarzyło.
Jednocześnie chcę opowiedzieć jak słyszałam w radio wypowiedz lekarza czy laborantki która pracuje w laboratorium in vitro: kiedy dochodzi do zapłodnienia i powstaje nowe życie to już nie można go zatrzymać, ciągle powstają nowe komórki i to jest niesamowite i cudowne.
A co z tym życiem które zostało zamrożone?
Rozumiem tych rodziców, którzy bardzo pragną mieć dziecko ale czy za wszelką cenę…..
Mam pytanie troszkę obok – takie teoretyczne – czy klon człowieka będzie człowiekiem? Czy klon człowieka będzie miał duszę?
A co do metody in vitro, to się na nią nie zgadzam. Ponadto – jako człowiek wierzący – nie chcę, by za moje pieniądze zabijano tysiące dzieci w imię życia jednego dziecka. Nie zgadzam się, by państwem, którego większość mieszkańców deklaruje się jako katolicy, rządzili ludzie, którzy nie słuchają głosu swojego narodu. Ponadto wydaje mi się, że jeżeli państwo polskie zaakceptuje in vitro, to w miarę upływu czasu ani aborcja, ani eutanazja nie będzie problemem. A więc – kochani politycy, opamiętajcie się! Z modlitwą
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Myślę, że to “wzięcie do serca” przez władzę kościelną jest bardzo ważne. Ja osobiście czuję wtedy oparcie, czuję się umocniony, kiedy w różnych dyskusjach w środowisku szkolnym mogę mówic o swojej postawie, czy też stanowisku Kościoła, które często w mediach ogólnopolskich jest słabo słyszalne. “Zawierzenie przez krzyż “daje mi dużo światła .
Wracając do “in vitro” to jak wiemy, nie leczy się dzięki temu bezpłodności. Wiele małżeństw korzysta z tego, co Kościół zaleca w takich przypadkach, mianowicie Naturalne Planowanie Rodziny. Ja osobiście spotykam się z ludźmi, którzy moim zdaniem nadinterpretują stanowisko Kościoła i – stosując NPR – wchodzą w postawę antykoncepcyjną. Nie wiem, czy ks.Biskup spotkał się z takim podejściem, a myślę że dla wielu jest to problem.Nie chcę się tu “czepiac” , ale wprost nie spotkałem się w wypowiedziach Kościoła o takiej nadinterpretacji NPR. Wiem, że bywa różnie i mam świadomośc, że to delikatna materia; ale moje doświadczenia z kursów przedmałżeńskich są właśnie takie, że NPR przedstawiane było w duchu antykoncepcji.
Pozdrawiam.
Jacek
Mój komentarz jest odniesieniem do wcześniejszej wypowiedzi ks.biskupa na temat in vitro w (P9).
Nie wiem, czy ks.Biskup już czytał o propozycji wprowadzeniu „testamentu życia” proponowanego przez polską rządową komisję. Cytuje za „wiara.pl”: Sprawę testamentu życia podejmują dziś wszystkie dzienniki. Chodzi o art. 9 Europejskiej Konwencji Bioetycznej, który brzmi: „Należy brać pod uwagę wcześniej wyrażone życzenie pacjenta co do interwencji medycznej, jeżeli w chwili jej przeprowadzenia nie jest on w stanie wyrazić swojej woli”.
Z jednej strony chcemy pomagac życiu, a z drugiej to życie skracac. Wiem, że poruszam wiele wątków, ale faktycznie „niedaleko nam do Europy”. Zgadzam się z ks. biskupem ,że „w demokracji władza jest obrazem stanu świadomości społeczeństwa”. Mój ojciec ma 73 lata i różne dolegliwości zdrowotne sprawiają, że często niedaleko mu do napisania „testamentu życia”. Potrzeba formacji dorosłych. Jest ona konieczna i nagląca. Czy my umiemy jeszcze czytac „znaki czasu”?
W kontekście adwentu ten rachunek sumienia całego Kościoła wydaje się konieczny. Ja sam widzę dużo zaniedbań we mnie: brak gorliwości w ewangelizacji, brak świadectwa w środowisku pracy, brak otwarcia się na drugiego człowieka… może jestem też powodem do zgorszenia wobec moich najbliższych. Na koniec ta zachęta (nagląca potrzeba!) formacji dorosłych, inicjacji w wiarę winna wyjśc od parafii, proboszcza… czy też „prorok i kapłan błądzą po kraju, nic nie rozumiejąc?” (Jer 14,18).
Wysłuchaliśmy przed chwilą komentarza do dzisiejszej ewangelii. To dobrze, że Ksiądz Biskup kontynuuje rozważania jak w poprzednim adwencie. Już się cieszymy, że wyjdą one drukiem i będzie można do nich wracać. Ale co żywe słowo Biskupa, to nie martwe literki!!!
Konwiwencja poszła nam (mimo, że trudna) radośnie, przed nami 2 tyg. katechez, przyda się modlitewne wsparcie, bo ekipa nie w komplecie.
pytanie kierowane ciekawością:-) Jak wobec zapłodnienia in vitro powinien zareagować kapłan przy sakramencie pokuty? czy tak jak w przypadku aborcji zaciągana jest kara ekskomuniki m. in. na rodziców którzy w tym „doświadczeniu in vitro” uczestniczą? Pozdrawiam adwentowo:-)
#2 Agnieszko,
klon człowieka będzie człowiekiem i będzie miał duszę 🙂
Czyńcie sobie ziemie poddaną…
Julio,skąd mu się dusza weźmie,skoro w rozumowaniu odrzucamy czynnik Boga?Widziałam takie dzieci.Przyglądałam się im.MIAŁY DUSZĘ.Miały Boży RYT.To pewne.Co do reszty,nie umiem wypowiedzieć się w tym temacie,bo przecież ileś tam komórek rzeczywiście ginie.
W komentarzu Ks. Bpa bardzo ważny wydaje mi się punkt 4. Często słyszy się bowiem w różnych dyskusjach prowadzonych przez zatroskanych ochrzczonych, że małżonkowie „mają prawo” do dziecka (tak jak np. do mieszkania). Konsekwencją tego za jakiś czas może być stwierdzenie, iż „mają również prawo” do POSIADANIA dziecka niezwykle inteligentnego, zdrowego, niebieskookiego, i np. chłopca…
W świecie, gdzie tak myśli się o dzieciach nie chciałabym żyć. Nie chciałabym mieć rodziców, dla których byłabym realizacją ich chęci posiadania mnie.
Pozdrawiam 🙂
Wchodzenie na poziom Wiary w tym temacie jest niepotrzebne. Nie służy Kościołowi polemika na temat Duszy z „feministkami”. Tutaj wystarczająca jest motywacja świecka: in vitro niczego nie leczy!
Dialog Wiary z materializmem jest bezcelowy i stanie się usprawiedliwieniem dla kolejnego „Konkordatu” wiary z „marksem”: Kościół użyczył Państwu wartości małżeństwa do podbudowania tej instytucji w Państwie – gdzie ślub cywilny, był jedynie kontraktem biznesowym. Dla kilku srebrników, Ślub stał się usprawiedliwieniem rozwodu? Bo Jak to oceniać? Ślub Kościelny równy z cywilnym, automatycznie aprobowalnym przez Państwo. Kościół nie zauważył, że za czynność Księdza, nie tylko jest zapłata, ale także dowartościowanie zapisu w księdze stanu cywilnego. Co Ksiądz „złączył”(pojmowanie ślubu w Kościele to też pewien dramat), to urzędnik rozłączy? – w tym wypadku sąd rodzinny. Proszę wybaczyć, ale to jakieś grube nieporozumienie i mieszanie porządków wiary ze świeckimi przepisami.
Człowieku Bez Imienia, co rozumiesz przez „dowartościowanie zapisu w księdze stanu cywilnego”?
Myślę Julio, że zwracasz uwagę na bardzo ważne zagrożenie. Próba wykreowania społeczeństwa doskonałego, o oczekiwanych cechach, to w istocie pierwsze kroki w stronę faszyzmu, w stronę utworzenia „czystej rasy”. Myślę, że to bardzo realne zagrożenie. Do tego przecież zmierza także eutanazja i aborcja – do uprzedmiotowienia najsłabszych, do usunięcia ludzi, którzy przeszkadzają.
Myślę, że szczegóły byliby w stanie podać Księża, którzy dopełniają formalności USC w przypadku kościelnego potwierdzenia zawarcia małżeństwa, przez Parę Młodą. Ślub kościelny, a prawnie także cywilny, czyli rejestracja wspólnego zamieszkania itd.
Dowartościowanie, to, przypuszczam, obopólna korzyść – usc nie musi się ubierać w łańcuch i robić tych całych szopek cywilnych, a Kościół staje się częścią biurokracji państwowej, to proste. Czy Ksiądz przesyła dokumenty konkordatowe za darmo? Po prostu nie wiem. ma to znaczenie trzeciorzędne dla Wspólnoty.
Dzięki Człowieku Bez Imienia za wyjaśnienie. Tekst o małżeństwie konkordatowym:
http://web.diecezja.wloclawek.pl/Ateneum/grezlikowski_547.htm
Może pomoże Ci w Twoich wątpliwościach.
Coś pokręciłem? Kwestie techniczne mnie zupełnie nie interesują. Chyba dość wyraźnie napisałem o sednie mojego zdania.
Jeśli uważasz, że się mylę to mnie oświeć.Proszę. Nie posiadłem daru czytania Prawniczych Tekstów.
Wierni postrzegają, że Ksiądz udziela ślubu. Ja jestem prosty człowiek, ślub to ślub, a sakrament to sakrament. Jakoś nie lubię zbyt wielu świętości, bo trzeba je palić w ogniu kiedy się uszkodzą. Jest jednak grupa Wiernych, których sakralizacja wszelkich rzeczy utwierdza w ich wierze. Mnie nic do tego. Mogę wyrazić tylko zdanie, że ja tak nie mam. Bardzo się ucieszę, jeśli się dowiem, że nie jestem w tym osamotniony.
#10 Wojtek
Nie jest jasne, co chcesz przez to powiedzieć.
Ja rozumiem tak: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, ale w poddaniu Panu Bogu.
Pozdrawiam
człowieku,
nie wiem o czym piszesz. Enigmatyczność nie jest zaletą. Pytania najlepiej zadawać w jasny, nieprzekombinowany sposób. Proszę weź poprawkę na ludzi jeszcze prostszych od Ciebie i nie zmuszaj do zgadywania co Ty chciałeś powiedzieć. To rodzi tylko nieporozumienia. Czekam na jasne postawienie pytania czy oskarżenia.
🙂
Oskarżenie?
Żartujesz Zbyszku?
Związki innego rodzaju, niż kobiety i mężczyzny, niebawem będą rejestrowane także w naszym kraju. Obok konkordatowego ślubu, będą zapisywane tandemy i może trójkąty. Zapisywane w usc. Wątpicie w to? Wtedy towarzystwo ślubu kościelnego (sakramentalne potwierdzenie woli Młodych), będzie nobilitowało te inne, chyba nieakceptowane przez Kościół Wiernych instytucje(to taka ogólna nazwa zachowań społecznych).
Dziś tzw mniejszości, chcą ślubów dla siebie nie dlatego, że chcą coś tam realizować, tylko dla wartości jakie reprezentuje samo małżeństwo. Chcą jego praw dla siebie. Trzeba jeszcze jaśniej?
Może to trudne do pojęcia, jeśli się podchodzi do życia w szowinistycznej religijności, ale tak to wygląda i ku temu zmierza. Niezauważanie problemu w jego realnym kształcie, świadczy o kolejnym upieraniu się w twierdzeniu, że Ziemia jest płaska.
Człowieku Bez Imienia,
chyba jedynie w Twoim przekonaniu sedno Twojego zdania zostało zwerbalizowane poprzez Twój wpis. Ja, podobnie jak Zbyszek, tak i ja mam problem ze zrozumieniem Twoich wpisów. Kilka uwag w związku z tym:
1) piszesz (#13), że „wystarczająca jest motywacja świecka”. Sama wystarczalność motywacji jest już sprawą względną – jednego przekonana jeden argument, innemu 100 argumentów nie wystarczy.
2) przytoczyłam Ci ten tekst o ślubie konkordatowym, ponieważ Twoje stwierdzenie: „ślub kościelny na równi z cywilnym” ujawnia, że nie do końca się orientujesz w temacie – zatem Twoje wątpliwości mogą płynąć raczej z niewiedzy niż z kwestii merytorycznych związanych z konkordatem;
3) piszesz że kwestie techniczne Cię nie interesują, a tymczasem poruszone przez Ciebie kwestie to w mojej ocenie jak najbardziej techniczne sprawy – kwestia owego dowartościowania wpisu do księgi czy kwestia opłat pocztowych za przesyłanie dokumentów przez kapłanów. Sugerujesz, że konkordat jest zawarty „dla kilku srebrników”. Przecież pieniądze to jak najbardziej kwestia techniczna!
3) Sugerujesz, by nie mieszać wiary ze świeckimi przepisami, a tymczasem masz problem z rozróżnieniem tych zagadnień.
4) Co do sakralizacji wszelkich rzeczy – Pismo Święte zawiera zapowiedź uświęcenia (o ile tak rozumiesz sakralizację-?) wszystkich dziedzin życia – Za 14,20n
Biorąc pod uwagę różnorodność charakterów i poglądów oraz liczebność rodzaju ludzkiego na ziemskim globie, chyba nie ma takiej kategorii, w której byłbyś osamotniony 😉
człowieku bez imienia,
muszę ze wstydem przyznać że nie rozumiem o czym piszesz. Coś zarzucasz konkordatowym ślubom. Nie wiem co. Miałem wrażenie, że przedstawiasz oskarżenie o jakieś dodatkowe zyski Kościoła z tytułu rejestracji. Teraz coś dodajesz o quasi małżeństwach. Co to ma do konkordatu? Czemu piszesz coś o szowinizmie? Nie osądzaj proszę, ja mam po prostu problem ze zrozumieniem i pewnie to jest moja słabość. Nie chcę Cię denerwować, chciałbym móc z Tobą dyskutować. Proszę wyjaśnij jakie stawiasz tezy.
🙂
Zyski Kościoła? To rzeczy trzeciorzędne i nie na moje sumienie.
Co to Państwo (polskie) obchodzi, że ktoś zawarł związek małżeński, potwierdzony w Kościele, czyli w obecności wiernych?
Pomieszano porządki: ludzki (prawny) i boski (sumienia i wiary).
Może znajdzie się sprytny prawnik, specjalista prawa kanonicznego, który upewni mnie, że jednak się mylę. Że to służy Wspólnocie.
człowieku bez imienia,
bardzo dziękuję za odpowiedź. Teraz jest dla mnie wszystko jasne (chyba że pokręciłem ale mam nadzieję że nie). Braliśmy ślub kościelny a wcześniej musieliśmy rejestrować się w USC. Było to bezsensowne. Wolałbym żeby ślub był jeden, ten porządny :). Drugi przypadek: mój kolega miał tylko ślub kościelny (początek lat 90tych). Nie zdążyli zarejestrować się w USC, a on zginął w wypadku. Wdowa została w trudnej sytuacji (w świetle prawa nie miała żadnego tytułu do roszczeń). Trzecia rzecz – prawa ludzkiego nie można oddzielić od sumienia i wiary. Nie istnieje możliwość zdefiniowania przepisów neutralnych światopoglądowo. Jak nie oprzemy ich na naukach chrześcijańskich to tę próżnię wypełni coś innego.
bardzo mocne dzięki!!!
🙂
człowieku bez imienia
jeżeli dobrze rozumiem, to co napisałeś to sprowadziłabym to do biblijnego stwierdzenia „Oddajcie Bogu co boskie, a cesarzowi co cesarskie”
Jeżeli się mylę to minie popraw
w słowach „Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi co cesarskie” odnajdujemy przede wszystkim myśl, iż cesarz nie jest Bogiem – wbrew mniemaniu Rzymian 🙂
Agnieszko
Zbyt często wybieramy sobie sami, jaka myśl kryje się po słowami. Jest na to termin: interpretacja.
Gdzieś dyskusja zeszła na boczne tory i nie dotyczy zapłodnienia „in vitro”.
Mnie bardzo poruszyło stanowisko Kościoła w tej kwestii przedstawione przez Ks. Biskupa jako głowy diecezji. Kościół patrzy na ten problem w wielu aspektach, patrzy na człowieka całościowo, na jego wszystkie potrzeby, również na dzieci poczęte tą metodą. Dziękuję za przybliżenie stanowiska Kościoła, a myślę że powinno ono być stanowiskiem każdego człowieka bez względu na przekonania.
Rozminięcie się w dyskusji pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami „in vitro” następuje juz na początku. Dla tych pierwszych ośrodkiem i punktem odniesienia tej dyskusji jest człowiek sam dla siebie, dla tych drugich człowiek w relacji do drugiego.
Problemem jest niezrozumienie tego rozróżnienia przez niektórych „chrześcijan”, również przez wielu księży.
człowieku bez imienia – fascynujące spostrzeżenie 😉 pozdrawiam
Wysłuchałam wczoraj (4.12.) dyskusji w telewizji. Ks. Artur Filipowicz SJ zwrócił w niej uwagę, że problem zapłodnienie in vitro należy rozpatrywać w trzech płaszczyznach: światopoglądowej (o tym pisze Grzegorz), medycznej oraz legislacyjnej (o tym czytam dziś w Gościu Niedzielnym). Tytuł wywiadu z Jarosławem Gowinem mówi sam za siebie: „Kompromis albo horror”. Zacytuję jedno pytanie i odpowiedź.
„Polacy nigdy nie będą przeciwko tej metodzie, jesli prawo będzie ją dopuszczało. Może jednak warto byłoby, żeby cały Kościół – Pan, ja i biskupi – wpłynął już teraz na zakaz jej stosowania, bo przecież prawo ma rolę wychowawczą?
– To prawda, ale nie ma nic bardziej demoralizującego niż stan obecny, czyli stan bezprawia, gdzie obowiązują zasady dżungli. My przez wiele lat chowaliśmy głowę w piasek. Wszyscy – biskupi też. Pan chował głowę w piasek, ja chowałem, zamykaliśmy i udawaliśmy, że nie widzimy, co tam się dzieje, za tym „szkłem” w laboratoriach i klinikach. A dzieją się tam rzeczy straszne. Ja staram się, na ile potrafię, ograniczyć skalę tego horroru.”
Cały wywiad:
http://www.goscniedzielny.wiara.pl/?grupa=6&art=1228469475&dzi=1207812935&idnumeru=1228466396
Pozdrawiam 🙂
To bardzo przykre jak z jednej strony nasi rządzący promują antykoncepcję, po to by zabezpieczyć młodych nieodpowiedzialnych ludzi przed niechcianą „ciążą”. Zachęcają do tego otwarcie nawet w szkołach. Twierdzą przy tym,że metody naturalne są nieskuteczne i staroświeckie, nie ma nic lepszego niż tabletki itd. A to przecież nic innego jak te farmaceutyki w wielu przypadkach doprowadzają do bezpłodności. Potem za to wyciągają „pomocną dłoń” do tych osób i chcą pokazać jacy są dobroduszni proponując im in vitro i to z naszych kieszeni. To przecież obłęd.Nigdy się na to katolicki kraj nie powinien zgodzić. A tyle jest porzuconych malutkich dzieci, które czekają na kochających rodziców. Tym bezpłodnym małżeństwom według mnie Pan Bóg dał za zadanie przyjąć i pokochać te dzieci, które już są.
Anna
in-vitro,aborcja,eutanazja..to tak osobiste sfery zycia kazdej jednostki kazdego czlowieka ze NIKT nie ma prawa sie w to wtracac.Kosciol,politycy,kazdy z nich gra na swoja bramke.Dla mnie ludzie jesli chca miec dziecko a nie moga normalnie miec go to powinni skorzystac z tego co oferuje nam nauka.Ludzie zawsze beda chcieli zyc,i nie powstrzyma ich nic co moze pomoc im uczynic to zycie lepszym i wydluzyc jego czas.Kosciol zawsze byl na przekor z nauka i medycyna..niestety ale nic nie ma zlego w tym ze nauka chce podarowac czlowiekowi to co w naturalny spoosb jest dla niego nieosiagalne.Poza tym in-vitro to nie jedyny problem,do tego dochodzi antykoncepca,edukacja sexsualna w szkolach..przeciez kosciol nie moze opierac sie nauce i postepowi ktory pomaga czlowiekowi byc zdrowym szcesliwym i zyc dluzej.Nie mam nic przeciwko kosciolowi jednak cieszy mnie to ze nie mam z nim nic wsplnego bo moge byc szcesliwym i wolnym czlowiekim..
w jednym z wcześniejszych postów:
„Jednocześnie chcę opowiedzieć jak słyszałam w radio wypowiedz lekarza czy laborantki która pracuje w laboratorium in vitro: kiedy dochodzi do zapłodnienia i powstaje nowe życie to już nie można go zatrzymać, ciągle powstają nowe komórki i to jest niesamowite i cudowne.”
Dla kogo jest to cudowne tak naprawdę? W taki sposób można podchodzić do tworzenia cudownej muzyki, literatury albo technicznego wynalazku.
Istotne jest stwierdzenie, że „już nie można go zatrzymać”. W chwili „planowania” dziecka, ta „istota” nie istnieje rzeczywiście, ani cieleśnie, ani duchowo. Decyzja o poczęciu życia nie jest heroiczna w stosunku do tego dziecka, które w tym momencie nie istnieje, więc niczego nie potrzebuje. „Dziecko” jest potrzebą rodziców i są tutaj różne motywacje – religijne, społeczne, obyczajowe. Często także dziecko jest po to, aby już istniejące dziecko w rodzinie nie było sierotą, a także aby rodzice mieli na starość wsparcie.
O prawdziwym heroizmie możemy mówić wtedy, gdy ktoś podrzuci pod drzwi niechciane dziecko i gospodarze przyjmą je i zaopiekują się nim.
Nurtuje mnie pytanie, czy człowiek przed swoim narodzeniem istniał już w jakiejś formie i rodzice przyjęli go jak błąkającą się bez celu istotę?
Pozdrawiam
Paweł
Do poprzedniego postu – napisałem „aby już istniejące dziecko w rodzinie nie było sierotą”
Oczywiście chodzi o jedynaka a nie o sierotę.
ad xena: w kwestii invitro Kościół ma prawo się wypowiadać na temat zgodności tego zjawiska z prawem Boskim. Jeżeli ktoś jest katolikiem, to musi się z tym liczyć. Jeżeli ktoś nie jest katolikiem, a tym bardziej nie jest osobą wierzącą, to w imię czego chce mieć dziecko? Katolik może powiedzieć, że zobowiązał się przed Bogiem do przyjęcia potomstwa. Ateista chce mieć dziecko tylko kierowany instynktem biologicznym. Problem jest taki, że powołanie na świat dziecka to duża odpowiedzialność. Kto rodzi się, ten umiera… Kto rodzi się, ten nie ma odwrotu, może być zbawiony, ale także może być potępiony, może w życiu radować się, ale może także bardzo cierpieć… Dziecko powinno być poczęte w wyniku miłości, miłości fizycznej, w pewnym sensie spontanicznie, bez premedytacji. Jesteśmy tak skonstruowani, taka jest nasza fizjologia, że akt cielesny może spowodować powołanie nowego życia. Szukanie takiego rozwiązania w wyniku sztucznego zapłodnienia jest zwykłym egoizmem, zaspokojeniem za wszelką cenę swojej potrzeby rodzicielstwa, bo nie jest to heroiczny gest w stosunku do nieistniejącego jeszcze dziecka. Tym bardziej taki zabieg nie powinien być refundowany. Równie dobrze możnaby refundować operacje plastyczne, bo przecież osoba mało atrakcyjna fizycznie ma trudności ze znalezieniem partnera życiowego, a więc także nie może realizować swojej potrzeby założenia rodziny. Nie są refundowane przecież zabiegi ratujące życie i zdrowie takie, jak przeszczepy szpiku kostnego, zakupy protez i inne. Codziennie spotykamy się z apelami do ludzi dobrej woli o darowizny na rzecz ratowania czyjegoś zdrowia, ponieważ dany zabieg kosztuje kilkadziesiąt, a nawet kilkaset i więcej tysięcy złotych.
Mówicie z afirmacją o rodzinie, darze życia, nauce Kościoła, praworządności i sumieniu? A tak naprawdę nic, ale to nic(!!) nie predystymuje Nas do tego, aby oceniać osoby pragnące mieć własne dzieci. Podejrzewam, że nikt z piszących tu nie zna rodzierającego, przerażającego, wewnętrznego bólu kobiety (i rodziców) rodzącego się z niemocy!! I wierzcie, nie wystarczy tylko wiara i modlitwa, aby móc zaakceptować stan niebycia rodzicem.
Post ten, we wszystkich zawartych wypowiedziach (pomijam Autora) nie znalazł w żadnym stopniu zrozumienia w tej kwestii, a dyskusja nigdy nie jest i nie będzie konstruktywną.
In vitro – nie można zamknąć w jednej płaszczyźnie i budzi ona wiele kontrowersji, ale jak czytam, to wszyscy piszą tu według jednego ograniczonego, subiektywnego wycinka, wycinka braku empatii i poczucia własnego, misyjnego ratowania człowieka, a wystarczy tylko pomóc drugiemu człowiekowi…
Pozdrawiam Aga
ad Aga
o jakim ratowaniu mówisz? jakiego człowieka? tego, którego jeszcze nie ma?
każdy człowiek ma jakieś ograniczenia… jeden nie ma talentu artystycznego, inny nie ma wysokiej inteligencji, a jeszcze inny nie może mieć dzieci…
można spojrzeć na problem niepłodności w inny sposób… człowiek stanowi pewną całość psychofizyczną, a także para małżonków jest pewną jednością… może gdy taka para jest bezpłodna, to właśnie natura tak chce, może dziecko w takiej parze nie jest wskazane…
jeszcze raz podkreślam, że zapłodnienie invitro nie leczy a jest jedynie protezą… jednak, gdy stosujemy protezę którejś z kończyn, a nawet okulary, to pomagamy funkcjonować określonej, ułomnej osobie bez powoływania do życia nowego człowieka… dziecko nie może być lekarstwem na kompleksy bezpłodnych rodziców…
ad meteorryt
Twój wpis tylko potwierdził moje spostrzeżenia.
Nie zrozumiałeś kompletnie nic, ale to nic,
z tego co tu umieściłam i nawet nie starasz się zrozumieć!
I tak właśnie wygląda postawa polskiego katolika,
ogranicza się tylko do krytyki drugiego człowieka
I GRATULUJĘ metafor!!! Błyskotliwe operowanie związkami frazeologicznymi nijak wpływa na zrozumienie tematu, a bardziej chyba pogłębia ignorancję w tej kwesti!
Co do wcześniejszej mojej treści, to nie piszę o ratowaniu człowieka którego nie ma, ale o nastawieniu ludzi podchodzących do tego tematu (którzy się tu wpisali) jako do spełnienia swojej misji (!!!)
I na pewno nie piszę tu o dziecku jako antidotum na cokolwiek, bo to nie jest instrument, ale cud, który otrzymujemy od Boga, nawet jeżeli ten cud jest z in vitro.
Pozdrawiam Aga
ad Aga
Nie uważam siebie za osobę religijną, a argumentowałem z pozycji całkiem świeckich…
„Cud” jest tylko wtedy, gdy poczęcie jest dane w związku psychiczno-cielesnym… W innym przypadku jest to tylko majstrowanie przy akcie tworzenia życia, na tym samym poziomie, co klonowanie człowieka, co eksperymenty genetyczne w celu stworzenia superczłowieka…
Nie jestem za zakazem zabiegów in vitro, ale jestem przeciwny dofinansowywaniu z ubezpieczenia zdrowotnego. Wiele osób nie może ratować życia swojego lub żyjących już dzieci z powodu braku środków na operację albo na leki…
Jak znalazłam te stronę, ucieszyłam się, że będę mogła na temat in vitro podyskutowac z samym autorem owej strony, jednakze z tego co widzę to ksiadz biskup nie zaszczyca nas tu swoimi odpowiedziami na pytania i watki sie tu pojawiajace. Szkoda bo bardzo chciałam o tym porozmawiać.
ad Majka
Spróbuj na mail, jeżeli masz coś interesującego, a może ks. bp odpowie:)
Co to za blog skoro autor w nim nie uczestniczy… to po co go zakładał?
[…] Autor: ks. bp Zbigniew Kiernikowski Źródło: http://blogs.radiopodlasie.pl/bp/?p=234 […]
Kochani. Jeśli wszyscy ufalibyście jedynie naukom głoszonym przez kościół katolicki dotyczących podejścia do medycyny, badań nad człowiekiem, życiem etc, to większość z Was od dawna by była trupem. Nawet, jeśli Wasza matka zniosła dzielnie trudy porodu. Na nasze szczęście całe pokolenia omijały to, co kościół ma na ten temat do powiedzenia i dziś połowy ludności Europy nie zabija pierwsza lepsza grypa. Życie na tej planecie trwa od milionów, a nie od czterech tysięcy lat, kiedy to ktoś sobie wymyślił jakiegoś (wpisz dowolnego własnego) boga, więc nie może być darem, od któregoś z nich. Metody alternatywne proponowane przez kk nic nie wnoszą do walki z bezpłodnością i są jedynie zasłoną dymną dla realizacji własnego widzimisię odchodzącego do lamusa kk. Dziś ludzie postrzegają kościół, jako przeżytek i zbytek. Niestety jest to wina m.in właśnie takich księży, jak właściciel tego bloga. Przy okazji pozdrawiam i życzę lepszych i bardziej otwartych na problemy zwykłych ludzi następców. Wybraną przes księdza drogą można zebrać dla akcji „Contra Invitro” może nawet 300 000 głosów, ale taki wynik w skali Polski, to zwyczajna klęska. Nikt już księży nie słucha, a osiągnięty rezultat w odniesieniu do populacji jest niewiele wyższy od błędu statystycznego. Nawet mnie cieszy, że niektórzy księża marnują czas w tej przegranej sprawie. Przecież mogliby wpaść na inny, bardziej „rewolucyjny” pomysł.
ad Andrzej
Zastanawiałes się, dlaczego do pielęgniarki w szpitalu mówi się „siostro”?
Kościół zawsze dbał o rozwój medycyny ratującej zdrowie i życie…
Nie ma sensu eksperymentowanie w sferze kreacji życia, a także nie jesteśmy w stanie uczynić człowieka nieśmiertelnym…