Kontynuujemy nasze rozważana o życiu chrześcijańskim według Ewangelii św. Pawła, która jest jednym ze sposobów spełniania się Ewangelii Jezusa Chrystusa. Jest życiowym ukonkretnieniem przyjętej Ewangelii Chrystusa. Paweł pisze ze swego doświadczenia, w którym został pochwycony przez Chrystusa i został wyzwolony spod zależności Prawa. Nie jest to jednak, jak mogłoby się w pierwszej chwili kojarzyć, ominięcie Prawa, lecz takie wyzwolenie od Prawa, które prowadzi do wypełnienia Prawa. W kolejnych odcinkach stopniowo przybliżamy sobie tę wielką prawdę. W Liście do Galatów Paweł mówi:
Umarłem dla Prawa przez Prawo, aby żyć dla Boga:
razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża.
Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,19n).
Usprawiedliwienie przez wiarę
Ten temat jest bardzo trudny i jest przedmiotem wielu dyskusji i orzeczeń. Nie wchodzę tutaj w szczegółowe rozważania. Pragnę natomiast obrazowo przedstawić pod tym względem sytuację człowieka po grzechu, gdy człowiek stracił w sobie rację (podstawę, uzasadnienie czy usprawiedliwienie) swojej egzystencji, swojego życia. Przed grzechem wiedział (doświadczał), że jego życie jest oparte na Bogu i w Bogu ma swoje pełne, całkowite uzasadnienie czy gwarancję. Jak długo stał przy Bogu, był Bogu posłuszny i poddany, wiedział (znał – w biblijnym znaczeniu), że cokolwiek by się stało, on ma życie jedynie od Boga. W grzechu człowiek zanegował tę swoją relację. Powtarzam, to nie Bóg odwrócił się od człowieka, lecz człowiek od Boga.
To nie Bóg zabrał człowiekowi życie, lecz to człowieka wybrał życie poza Bogiem, myśląc, że sam jest w stanie to życie utrzymać, rozwijać, uzasadniać czy usprawiedliwiać. Śmierć, jaką Bóg zapowiedział, jest konsekwencją, który wynika jako prawda z faktu odejścia człowieka od Boga. Bóg, by zachować swoją prawdę i prawdę o człowieku, po grzechu człowieka potwierdza ten fakt, że człowiek musi umrzeć.
Potrzebne było Prawo
Tego jednak człowiek sam z siebie nie jest w stanie. Nikt bowiem nie może sam z siebie zawładnąć śmiercią i żyć. Prawo więc doprowadziło do znajomości grzechu (zob. Rz 3,20; 7,7). To uczynił Jezus Chrystus umierając pod Prawem i zgodnie z Prawem. Umierając w miejsce grzesznika, który nie chce umierać. Umarł za powodu naszych grzechów, by zostać wskrzeszonym dla naszego usprawiedliwienia (Rz 4,25).Człowiek po grzechu został bowiem zraniony w swoim wnętrzu. Stało się to co prawda za podszeptem szatana, ale też niejako jakby na jego życzenie. Nie może jednak tego odwrócić ani własną inteligencją, ani własnymi siłami. To Prawo musi mu właśnie wykazać. Jako zraniony, dotknięty śmiercią, sam z siebie nie ma mocy zwrócić się z pełnym zaufaniem do Boga, by przez śmierć do Niego wrócić. Dlatego uczynił to Jezus Chrystus, stanąwszy po stronie grzesznika. To On przez swoją śmierć i zmartwychwstanie dał człowiekowi usprawiedliwienie, by mógł zwracać się do Boga jako do Ojca.
Jeśli dobrze rozumiemy w tym świetle Prawo, to rozumiemy konieczność tego Prawa, by ono wykazało nam to, iż musimy poddać się śmierci w naszej zranionej egzystencji. W Jezusie Chrystusie zaś mamy dostęp do Boga, który prowadzi co prawda przez śmierć, ale jest uzyskaniem nowego życia, życia, które już nie umiera.
Jak zranione dziecko do ojca
Posłużę się obrazem: Dziecko, które nie chciało przyjść do ojca i bawiło się zbliżając się do gniazda os, kiedy zostanie zaatakowane przez te osy i wtedy pobiegnie do ojca po ratunek. Ojciec zrobi wszystko, by ratować to dziecko, ryzykując także to, że te osy będą żądlić jego. Ojciec nie ma mocy zmienić prawdy, że osy żądlą. Nie narzucił apodyktycznie swej woli dziecku, chociaż je ostrzegał. Nie cofnął się jednak z ratunkiem, kiedy dziecko było w potrzebie. Przez ten obraz chcę zwrócić uwagę, że dopiero doświadczenie prawdy, która nas kąsa i boli, jesteśmy gotowi prawdziwie wracać do ojca, do źródła życia.
W przypadku Boga, On jako Ojciec wiedział, że to On w swoim Synu weźmie na siebie konsekwencje nieposłuszeństwa. Prawo miło spełnić taką rolę. Doprowadzić nas do szukania u Boga ratunku przed samym sobą, przed swoim zwichniętym własnym ”ja”. Potrzebę tego wykazało właśnie Prawo.
Rozwiązanie w paradoksie krzyża
Kto wierzy w Syna Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, umiera przez Prawo (z powodu Prawa, które ma rację) i umiera dla Prawa (tzn. jako doświadczony śmiercią już nie podlega Prawu, Prawo nie ma nad nim władzy). Nie polega to na tym, że zostaje on zwolniony z zachowania i wypełnienia tego, do czego zmierzało Prawo, lecz na tym, że zostaje uzdolniony do tego, by całe Prawo wypełnić właśnie dzięki Ewangelii o śmierci i zmartwychwstaniu. Paradoks tkwi w tym, że ratunkiem w przeżywaniu śmiercionośnej litery Prawa jest Duch dawany nam przez krzyż i z krzyża Jezusa Chrystusa, z którym łączymy się przez przyjmowanie naszego krzyża (zob. 2Kor 3,6).Jako chrześcijanie jesteśmy przez krzyż i jako przybici do krzyża, jak powie św. Paweł, wolnymi od Prawa, tzn. mającymi wolność i zdolność się poddania się całkowicie Prawu. Jest to możliwe nie z powodu samego Prawa i nie dla Prawa, lecz z powodu doświadczenia nowego życia, które powstaje w nas mocą Boga, tam i wtedy, gdy Prawo nas uśmierca, ogranicza, gdzie wykazuje nam swoją rację przeciwko nam. Dzięki Ewangelii bowiem umiemy, tzn. mamy moc, by to krzyżowanie (bycie przybitym do krzyża) przeżywać z Jezusem Chrystusem.
Bp ZbK
Komentarze
23 odpowiedzi na „Życie z Ewangelii – wolne od Prawa (P 9)”
Czy moze uwazać sie za chrzescijanina, ktos kto swiadomie nie przystapił do Jezusa, kto nie zaprosił Go jako Gospodarza do swego zycia (boi sie, nie chce lub nie wie, ze powinien to uczynić), nie słucha Jezusa (Słowa Bozego i nie wykonuje go), nie ma swiadectwa działania Bozego Ducha w sobie?
Rz.8,9: ,,Wy jednak nie zyjecie według ciała, lecz według Ducha JESLI tylko Duch Bozy mieszka w was„.
Rz.8,14: ,,Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Bozy,sa synami Bozymi„.
J.10,27: „Moje owce słuchaja mojego głosu. Ja je znam i one ida za Mna„.
Moje zycie po powierzeniu Jezusowi nabrało barw, wiele rzeczy zrozumiałem. Znam co najmniej jeszcze kilka osób, które doswiadczyły nie tylko uzdrowienia duchowego, ale i uzdrowienia ciała, uzdrowienia relacji miedzyludzkich, uwolnienia od nałogów. Zycie z Bogiem to niesamowita przygoda, ale trzeba podjac to ,,ryzyko”, aby doswiadczyc miłosierdzia Bozego (mamy wolna wole). Słowo Boze odsłania prawde o nas, o prawach duchowych funkcjonujacych w swiecie. Jest drogowskazem -jak zyc! Chwile gdy, ,,skarżę” do Boga na siebie i gdy oskarżam się ze swoich pomyłek, ze swojego grzechu, wtedy też przebaczam innym, są bolesne i płaczliwe, ale radosc i lekkosc po uleczeniu tych zranien przez Boga jest ogromna i przynosi przełom w danej dziedzinie.
Ciepło pozdrawiam.
Ad #1 UP
Trudno, aby mógł się uważać za chrześcijanina i być uważanym za takiego ktoś, kto świadomie nie przystąpił do Jezusa. Swiadomie, tzn. miał możliwość, a tego nie uczynił. Tak należy rozumieć te sytuacje, które wyliczasz.
Natomiast może być tak, że ktoś jeszcze nie przystąpił, a w przyszłości może to uczynić.
Kiedy zaś była mowa o takich „maluczkich”, którzy nie są chrześcijanami i w tym znaczeniu nie przystąpili do Jezusa, bo Go nie poznali, to zwracałem uwagę na to, że to On, jako ten, kto się uczynił Sługą uniżonym (Flp 2,6-8), przystępuje do nich w ich uniżeniu. Kiedyś i oni Go spotkają. Za swego życia byli zaś / bowiem jakby anonimowymi czy raczej nieświadomymi świadkami Jezusa uniżonego. Jest to jakby koniecznie wynikające z całej logiki zbawienia.
Tak, skrótowo, widzę odpowiedź na postawione pytanie.
Pozdrawiam i życzę dużo ufności oraz odwagi podejmowania ryzyka odniesienia do Jezusa i całkowitego zawierzania każdej chwili. Pan jest wierny i robi wszystko, by nas spotkać i by dać nam możliwość przystąpienia do Niego. Pan Bóg robi zawrotne ruchy (pociągnięcia, zabiegi), by dać nam właściwy dostęp do siebie.
Z modlitwą.
Bp ZbK
Myślę, że komentarzem do części „Potrzebne było Prawo” może być fragment książki „Więcej niż cieśla”, której autorem jest Josh McDowell:
„Zatrzymano młodą kobietę pod zarzutem przekroczenia dopuszczalnej prędkości podczas jazdy. Stanęła przed sądem. Sędzia odczytał oskarżenie i zapytał, czy przyznaje się do winy. Kobieta powiedziała: „Tak”. Sędzia zakończył sprawę karząc ją grzywną 100 dolarów.
I wtedy zdarzyło się coś dziwnego. Sędzia wstał, zdjął togę, zszedł z podwyższenia, wyjął banknoty i zapłacił grzywnę. Co się za tym kryło?
Był ojcem skazanej. Kochał swoją córkę, lecz był także sprawiedliwym sędzią.
Jego córka złamała prawo, a on nie mógł po prostu powiedzieć: „Ponieważ bardzo cię kocham, wybaczam ci. Możesz odejść”.
Gdyby to zrobił, nie byłby uczciwym sędzią. Złamałby prawo. Kochał jednak swoją córkę tak bardzo, że zszedł ze swojego miejsca, zdjął togę i zapłacił karę za swoją córkę.
Ta historia ilustruje do pewnego stopnia to, co Bóg zrobił dla nas przez Jezusa.
Zgrzeszyliśmy. Biblia mówi: „ZAPŁATĄ za grzech jest ŚMIERĆ”. Nieważne jak bardzo nas kochał, Bóg jako PRAWY i SPRAWIEDLIWY zawsze wydaje na grzech wyrok śmierci. Będąc jednak kochającym Bogiem, zszedł ze swojego tronu w postaci człowieka Jezusa Chrystusa i ZAPŁACIŁ ZA NAS cenę – ŚMIERĆ na krzyżu”.
Pozdrawiam 🙂
Ad #3 julia
Julio!
Można dopowiedzieć: kto doświadczył takiego procesu i takiego wyroku (rozpoznał i uznał ojca, który płaci za winy swego dziecka), ten będzie robił wszystko, by nie łamać prawa. Ten będzie wolny od jarzma prawa i zacznie rozumieć, że to, na co wskazuje prawo, jest potrzebne, bo pozna, że za tym prawem stoi miłość.
Jego życie będzie wolne od zniewolenia choć poddane i nie swawolne. Będzie radosne i pełne dynamizmu, ale nie rozchwiane i nie zagubione itp.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Dziękuję za to dopowiedzenie, odnoszące tę historię do historii życia człowieka (mojego życia) 🙂
Dziękuję człowiekowi bez imienia że zwrócił mi uwagę na niestosowność połączenia w jednym wpisie opisu pogrzebu i pocieszania lipki. Jednakże to nie był żart, tak wyglądają pogrzeby ludzi z Drogi Neokatechumenalnej. Czyż nie ma z czego się cieszyć, jeśli brat czy siostra są już u Pana? Tam jest im na pewno lepiej.
Ja nie neguję przez to wartości tego życia. Życzę wszystkim życia w pełni, jaką może dać nam Bóg. Ta pełnia oznacza dla mnie przyjmowanie krzyża i umierania dla bliźniego w zjednoczeniu z Chrystusem, i Jego mocą zmartwychwstawania. Jest to życie w wolności, nowe życie w nas i radość, Boża radość, która objawia się w takich momentach jak pogrzeb, co dla wielu ludzi może się wydawać szalone, czy niestosowne.
W tym roku byłam już na kilku pogrzebach w tym mojej mamy i szwagra, i te dwa przeżywałam w wielkim bólu, w zupełnie innym nastawieniu, tak więc wiem, co to żal po zmarłym. Chcę powiedzieć, że śmierć człowieka mającego silną wiarę może być okazją do pokazania zaufania Bogu przez jego otoczenie, właśnie poprzez tą radość z oddania jego Bogu. Serdecznie wszystkich pozdrawiam!
Przyznam, że wciąż mam zamieszanie… rozumiem, że jestem usprawiedliwiona z łaski przez wiarę a nie z uczynków, ale jednocześnie muszę wypełnić Prawo umierając… czy tak? Śmierć jest bowiem konsekwencją grzechu. Jednak nie muszę się jej obawiać, bo dzięki ofierze Chrystusa przejdę przez nią obronną reką… ale nie rozumiem tego, że mam wypełnic Prawo, skoro staję się sprawiedliwa dzięki wierze, łasce (gdzieś to przeczytałam w Liście do Rzymian…) i „nie ma wiecej potrzeby ofiary za grzechy” (to z Listu do Hebrajczyków pamietam). Czy święty wypełnia Prawo, czy umiera zgodnie z prawem naturalnym? Mała Teresa nie popełniła wszak żadnego grzechu ciężkiego, więc nie mogła umrzeć na skutek swoich grzechów…Dotychczas tak to rozumiałam, że miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa, że Jezus wypełnił Prawo zamiast mnie, bo umarł zamiast mnie. Proszę o zrozumienie, jeżeli czytam teksty JE z niewystarczającym zrozumieniem i o wyjaśnienie, o ile to możliwe.
Proszę księdza biskupa jaka jest różnica między mnichem a zakonikiem?
Czy mnisi odchodzą od ludzi i żyją w pustelniach a zakonnicy żyją wśród ludzi?
Bardzo bogaty wpis Księdza Biskupa i pytań jest bardzo dużo.
Czy mogę zacząć od takiego: W jaki sposób nastąpiło tak trwałe odwrócenie się człowieka od Boga, że rodzimy się wszyscy z tym zaburzeniem.
Czy opis grzechu pierwszych ludzi dotyczy jakiegoś konkretnego momentu historii, czy może konkretnego momentu życia każdego człowieka?
#8 Karolu,
między mnichem a zakonnikiem nie ma żadnej różnicy.
Natomiast w pustelniach mieszkają pustelnicy. Niekoniecznie muszą być zakonnikami. Mogą to być również osoby świeckie, które z różnych przyczyn decydują się na życie w odosobnieniu. Z tego, co wiem – jeśli zakonnik chce zostać pustelnikiem – musi na to uzyskać zgodę swojego przełożonego. Ale i wtedy co jakiś czas powinien pojawiać się w swojej wspólnocie.
Pozdrawiam 🙂
Czyż wobec tego większość chrześcijan jest chrześcijanami? Pytanie przewrotne, wiem. Wybaczcie
Ad #7 iwona m
Usprawiedliwienie jest z wiary i przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Uczynki są konsekwencją tej wiary. Uzdalnia ona do życia w miłości na obraz i podobieństwo Boga. Jaka to jest miłość zob. 1 Kor 13. Nikt, kto nie wierzy i nie przyjmuje jako bazy swego istnienia usprawiedliwienia przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa i jest gotów przyzwalać, by to się w nim stawało, nie będzie w stanie „wypełnić” tego o czym św. Paweł mówi w tym tekście. (zob. też Benedykt XVI, Deus Caritas est, szczególnie pkty 10 i 12).
„Wypełnienie” Prawa już nie jest „musem” (piszesz, że musisz – o tym co i kiedy musimy, a co i kiedy możemy (mamy moc) czynić, będziemy jeszcze mówić.
Gdzie jest usprawiedliwienie, nie ma już potrzeby ofiary za grzechy. Każdy z nas musi jednak to w sobie przeżyć. To nie my „odkupujemy” siebie, lecz przez nasze zjednoczenie ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa w wierze, przyjmujemy to odkupienie w soebie jako skuteczny dar. Miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa. Tylko nie jakakolwiek miłość. Oczywiście są to stopnie naszych przybliżania się i naszego przystępowania do Miłości, dzięki wezwaniu Ewangelii (kerygmatowi). Wiara bez uczynków martwa jest. Wiara w Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego bez wchodzenia w prawdę umierania dla siebie (przyjmowania krzyża, a nie wyszukiwania sobie krzyża wg własnego upodobania) jest fikcją, iluzją i zwodzeniem siebie. Weź czytaj 1 Kor 13 i zobacz, co w Twoim życiu z tego, co Paweł przedstawia jest. Stosunkowo łatwo jest mówię miłości i być o tym przekonanym, że się ją ma. Inaczej wygląda zazwyczaj weryfikacja. Nie można kochać drugiego bez akceptacji własnego umierania dla niego. Nie można wypełnić Prawa, jak długo się nie obumrze pod Prawem.
Co zaś do kwestii tak czy nie „grzechu cieżkiego” św. Teresy od Dzieciątka Jezus, trzeba pamiętać, że tam, gdzie poznaje się Miłość, sprawa ciężkości grzechu ma inną miarę i wagę.
Nie wiem, czy te moje wyjaśnienia więcej rozjaśni, czy zaciemni.
Cieszę się z tej wymiany myśli i za to dziękuję!
Bp ZbK
Ad #8 Grzegorz
Grzegorzu!
Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, jeśli je rozumiemy w znaczeniu „w jaki sposób technicznie” to się stało – jako wydarzenie.
Natomiast jako odpowiedź wskazuję problem. W człowieku coś jest, co nie jest dobre, czy co óźle funkcjonuje. Możemy i musimy powiedzieć, że stało się w człowieku coś, co go uczyniło innym, niż jest (powinien być) i pragnie być. Stało się to przez niewłaściwe użycie (nadużycie) największego daru (czy jednego z największych przejawów bycia człowiekiem), jaki zawiera się (jest złożony) w człowieku, a jakim jest wolność i pojmowanie siebie (własnej tożsamości – w sensie poznania). W człowieku, takim jak go widzimy, jakim jesteśmy, dostrzegamy wielkie paradoksy, o czym też m.in. świadczą dzieje ludzkości a także nasze osobiste.
Opowiadanie biblijne nie są relacjami (sprawozdaniami) z wydarzeń. Są ono odpowiedzią na problem człowieka. Ta odpowiedź kształtowała się pod natchnieniem Bożym (Ducha Świętego), gdy Izrael (używam tej nazwy w sensie szerokim) poznając w swojej historii działanie Boga, musiał szukać odpowiedzi na pytania o człowieka, o sens jego istnienia, o racje zachowań człowieka, o zło i dobro w człowieku itp. Na to składały się przede wszystkim doświadczenia od Patriarchów przez historię Wyjścia po wydarzenia Niewoli Babilońskiej i Powrotu. Ostateczny zaś sens te opowiadania otrzymały w Jezusie Chrystusie.
Czytając opowiadania o stworzeniu człowieka i o grzechu z odniesieniem do własnego życia przez pryzmat Ewangelii Jezusa Chrystusa a także doświadczenie Kościoła na tle dziejów świata, widzimy (wierzymy), jak to Słowo jest prawdziwe.
„Historyczność” tych „wydarzeń” musi być inaczej pojmowana niż „historyczność” wydarzenia sfilmowanego na boisku sportowym czy relacji z przebiegu wydarzenia drogowego.
Jest to szerokie zaganienie historyczno hermeneutyczne. Stopniowo będziemy sobie te rzeczy wyjaśniać. Dziękuję za pytanie, bo myślę, że wielu ja nosi, a nie wszyscy je potrafią stawiać.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Ad #11 Agnieszka
Traktuję to pytanie poważnie.
Odpowiedź szczerą na to pytanie musimy sobie dawać sami.
Musimy też weryfikować nasze obiegowe przekonania i sformułowania o chrześcijaństwie (niby) tak obecnym w naszej kulturze. Niewątpliwie to jest też prawda. Tego nie można zangegować.
Niemniej jednak nie można powiedzieć, że to jest cała prawda. Nie jest to bowiem prawdą w wielu przypadkach, gdy spojrzy się w konkrety życia niejednego z ochrzczonych. Nie chodzi o taki czy onny grzech, upadek, pomyłkę, ale o mentalność i przyjmowane postawy w zasadniczych kwestiach życia i wiary. Można powiedzieć, że pewnym sensie żyjemy w epoce pochrześcijańskiej. Mamy relikty chrześcijańskich zwyczajów zgromadzone jak w muzeach i archiwach. Czasem nie wiemy co z tym zrobić wobec nowych wyzwań, jakie stawia rozwijający się pod wieloma względami świat; czasem bronimy ich jak cennych pamiątek, ale nie wiemy jak je odnieść do życia i jak z nimi żyć. Jest to wielkie uproszzenie, ale jest w tym wiele prawdy.
Nasze życie w bardzo wielu przypadkach toczy się i rozgrywa jakby obo czy poza czy bez tego wszystkiego czym jest wiara i wynikające z wiary przekonania oraz postawy życiowe. Wystarczy wspomnieć ostatnie dyskusje, cały styl życia komercyjnego przy okazji świąt Bożego Narodzenia itp.
Proszę zobaczyć co Jan Paweł II napisał o chrześcijaństwie w Europie w adhortacji posynodalnej Ecclesia in Europa, w szczególności punkty 47-50.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Dzisiaj przelewa się fala dyskusji na temat “in vitro”. Ludzie, deklarujący się jako chrześcijanie, na forum publicznym wypowiadają swoje poglądy sprzeczne z nauką Kościoła. Powodują tym ogromne zamieszanie: słuchający są zagubieni, poddają w wątpliwość magisterium Kościoła. Prawo państwowe staje się wyznacznikiem przekonań, “panem “sumienia; mamy także płacić na ten cel pieniądze.
Jak ksiądz biskup widzi ten problem i w jaki sposób ma na to reagować chrześcijanin?
Pozdrawiam.
Jacek
Ad #15 jacek
Panie Jacku!
Dziękuję za postawienie tego pytania.
Bardzo ważna sprawa.
Ustosunkuję się do tego jeszcze dzisiaj późnym wieczorem.
Pozdrawiam
Bp ZbK
Rodzi sie we mnie pewne pytanie. Mysle, ze mniej wiecej rozumiem, przyjmuje Dobra Nowine o darmowosci uspawiedliwienia, ktore daje tylko Bog (o czym mowil tez ostatnio Papiez na audiencji), z tego zas rodza sie owoce nowego zycia. Widze jednak siebie i moje pragnienie tego doswiadczenia. O ile jednak moge powiedziec, ze dane mi zostalo doswiadczenie sluchania kerygmatu i wyruszenia w droge wraz ze wspolnota,to wiele razy atakuja mnie watpliwosci, czy wrecz smutek, gdy nie widze sposobu „podlaczenia sie” do tajemnicy Chrystusa. Nie wiem, czy rozumie sie, co chce powiedziec. Widze w sobie z jednej strony momenty, doswiadczenia umierania dla siebie i doswiadczenia w tym zycia, a jednoczesnie widze takie problemy (niechec do konkretnej osoby, ciagle rodzace sie sady,problemy z seksualnoscia i upadki), ktore pokazuja, ze nie ma we mnie zycia w tym nowym wymiarze (owocow milosci, a jednym z nich jest wg Pawla panowanie nad soba). Wyglada jakbym stanal w miejscu i nie wiedzial jak ruszyc sie na przod, choc wiele drogowskazow od Kosciola juz dostalem…
jedidjah,
im brdziej próbuję tym większy czuję opór. I to nie tyle ze strony śwaiata zewnętrznego, co dużo bardziej mojej własnej. Chcę iść Drogą Pana, ale na tej Drodze widzę jak jestem słaby, niewierny. Chciałem dawać przykład, ale okzało się że moje czyny mogą być zupełnie inaczej odbierane, wręcz jako nieprzychylne zachowania czy hipokryzja. To boli. NIe wiem czemu się tak dzieje, ale widocznie Pan widzi w tym rację. „Boże choć Cię nie pojmuję , ale nad wszystko miłuję”!
🙂
Czekając z niecierpliwością na wypowiedź Ks. Bpa o zapłodnieniu pozaustrojowym „in vitro” zachęcam do lektury:
http://info.wiara.pl/index.php?grupa=6&art=1227782811&dzi=1219922261
i pozdrawiam 🙂
… a szczególnie:
http://prasa.wiara.pl/?grupa=6&art=1204647541&dzi=1170706345
http://prasa.wiara.pl/?grupa=6&art=1222942038&dzi=1157473733
http://prasa.wiara.pl/?grupa=6&art=1227035611&dzi=1173162996
http://goscniedzielny.wiara.pl/?grupa=6&art=1207045212&dzi=1104786574
🙂
Ad #15 jacek i inni
Jacku, dotykasz kilku spraw. Kolejno moje refleksje-odpowiedzi:
1/. Najpierw to, że ludzie deklarujący się jako wierzący, wypowiadają swoje sądy sprzeczne z nauką Kościoła. Jest nie tylko w tej dziedzinie i w tej materii. Przy pewnych tematach objawia się to bardziej ostro, przy innych pozostaje w ukryciu. Problem wiary „wierzących” jest poważnym problemem i wskazuje na to, jak brak nam nie tyle instrukcji w co wierzyć, lecz wprowadzenia, czyli inicjacji w wiarę i postawy chrześcijańskie zgodne z Ewangelią.
2/. Jest oczywiste, że wypowiedzi ludzi postawnych wyżej, którzy na różny sposób wyrażają swój związek z Kościołem, a w konkretnych zagadnieniach życiowych, jak np. wspomniane, mają swoje opinie i poglądy niezależne od nauki Kościoła czy wręcz z nią sprzeczne, wprowadza wielkie zamieszanie. Jest to wołaniem o otrząśnięcie się w Kościele. Tutaj władze kościele różnych stopni winny wziąć to sobie do serca. Nie chodzi o zrywnie kontaktu z tymi ludźmi, lecz o to, by nie mieli możliwości podpierania swojej działalności stroną kościelną. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma uformowane spojrzenie wiary na życie, to przysłowiowa pierwsza lepsza wypowiedź czy decyzja, nawet w ważnej materii, nie wprowadzi go w zamieszanie. Będzie może cierpiał, ale nie ulegnie zamieszaniu.
3/. Władza świecka będzie mieć zawsze swoje cele. Są one związane z tym, czego oczekuje lud. Zmierzają do tego, by te oczekiwania, jak najkorzystniej dla siebie wykorzystać. W pewnym sensie jest to zamknięte koło. Tylko przyjęcie pewnych stałych, nienaruszalnych zasad i wartości pozwoli prowadzić ludzi do właściwego celu. W demokracji władza jest obrazem stanu świadomości społeczeństwa. Nie powinniśmy mieć wielu złudzeń. Powinniśmy też skutecznie oceniać (rozliczać) polityków. Ważne jednak, by nie czynić tego, kierując się doraźnymi i łatwymi kryteriami czy osiągnięciami.
4/. Niestety słaby poziom wiedzy religijnej (także szerszej, np. antropologii) a przede wszystkim formacji chrześcijańskiej, z jakim mamy często do czynienia, powoduje to, że wielu „wierzących” przyjmuje swoisty „dyktat państwa”, ustawodawstwa państwowego, którym uspokaja swoje sumienie i usprawiedliwia niejednoznaczne postawy. Tak czasem jest wygodniej. Płacenie zaś jest już tylko konsekwencją. Niewątpliwie nie banalną. Trzeba jakby wcześniejszego oporu, czyli pełniejszej formacji sumień na wszystkich szczeblach.
5/. Chrześcijanin musi być najpierw świadom swojej wiary (mam tu na myśli nie tyle prawdy wiary, lecz osobistą relację z Chrystusem, Jego mocą i oddaniem się, czy zawierzeniem się tej mocy) oraz tego, co ta wiara zawiera oraz jak się wyraża. Będzie też wtedy świadom mocy swojego świadectwa. Z drugiej strony będzie świadom swojej ograniczoności co do możliwości swego bezpośredniego wpływu na innych, na zmianę decyzji np. rządu czy jakiejkolwiek zwierzchności. Trzeba pamiętać, że Jezus nie poszedł tą drogę i nie załatwił lepszych praw ani dla siebie ani dla swoich rodaków, ani dla swoich bliskich czy to uczniów czy krewnych. On dał świadectwo „zawierzenia” przez krzyż. Tego, jako chrześcijanie, nie możemy stracić z oczu. Naturalnie, tam gdzie jest możliwe i gdzie są szanse ustanawiania praw bardziej zgodnych z wiarą i przekonaniami wierzących, trzeba to robić. Jednakże zawsze ostrożnie. Wydaje mi się, że czasem mamy zbyt wiele akcji a za mało dobrej formacji, formacji siebie. Łatwiej przygotować i wyposażyć efektywnego bojówkarza (nawet może w skądinąd słusznej sprawie) niż jej konsekwentnego świadka.
Mam nadzieję, że to ostatnie sformułowanie i to całe moje krótkie i schematyczne przedstawienie będzie dobrze i właściwie zrozumiane. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim to się będzie podobać. Jest to garść refleksji związanych z postawionymi pytaniami.
Uważam, że można ten wątek jeszcze dalej pociągnąć. Zapraszam do tego.
Jeśli zdołam, to postaram się też ustosunkować się do niektórych aspektów pozaustrojowego zapłodnienia i spraw wokół tego zagadnienia.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Korzystając z zaproszenia:
Ja także uważam, że „instrukcji” jest nadmiar. Rodzą się z tego różnorodne interpretacje. Np. Nie znajduję nigdzie w NT, wezwania do sakralizacji Eucharystii. Może to się wydać protestanckie (i prostackie), prszę o wyrozumiałość. Przywoływanie słów św. Pawła wydaje mi się nadinterpretacją Ostatniej Wieczerzy (z całym szacunkiem dla Świętego). Myślę, że to celowe przeniesienie akcentu z humanizmu na przedmiotowe traktowanie wiary. Przeniesienie miłości z braci i sióstr, na inne Świętości tak odczytuję. Pytanie: w jakim celu?
Antropologia to moja ulubiona dziedzina, więc tylko wspomnę, że datowanie człowieka jest „nieco” mało wiarygodne, a podania i ST chociażby, traktowane dosłownie, często znajdują swoje uzasadnienie w faktach. Marginalizowanie innych kultur ludzkich to dość ciężki „grzech” chrześcijaństwa, które nie jest przecież „stworzeniem” roku zerowego (33ne-zależnie od datowania zdarzeń historycznych) i mocno opiera się w kulturach wcześniejszych.
Bardzo dziękuję za odpowiedź. Myślę, że to „wzięcie do serca” przez władzę kościelną jest bardzo ważne. Ja osobiście czuję wtedy oparcie, czuję się umocniony, kiedy w różnych dyskusjach w środowisku szkolnym mogę mówic o swojej postawie, czy też stanowisku Kościoła, które często w mediach ogólnopolskich jest słabo słyszalne. „Zawierzenie przez krzyż „daje mi dużo światła .
Wracając do „in vitro” to jak wiemy, nie leczy się dzięki temu bezpłodności. Wiele małżeństw korzysta z tego, co Kościół zaleca w takich przypadkach, mianowicie Naturalne Planowanie Rodziny. Ja osobiście spotykam się z ludźmi, którzy moim zdaniem nadinterpretują stanowisko Kościoła i – stosując NPR – wchodzą w postawę antykoncepcyjną. Nie wiem, czy ks.Biskup spotkał się z takim podejściem, a myślę że dla wielu jest to problem.Nie chcę się tu „czepiac” , ale wprost nie spotkałem się w wypowiedziach Kościoła o takiej nadinterpretacji NPR. Wiem, że bywa różnie i mam świadomośc, że to delikatna materia; ale moje doświadczenia z kursów przedmałżeńskich są właśnie takie, że NPR przedstawiane było w duchu antykoncepcji.
Pozdrawiam.
Jacek