Podejmuję rozważanie z ubiegłego tygodnia dotyczące dzieł naszych i dzieła Boga w nas. Punktem wyjścia było pytanie skierowane przez ówczesnych słuchaczy Pana Jezusa: Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże? Jezus dał odpowiedź, która zmienia całkowicie perspektywę. On mówi bowiem o jednym dziele Bożym. Jest nim wiara człowieka w Tego, którego posłał Ojciec, czyli wiara w Jezusa (zob. J 6,28n) i to, czego Ojciec w Nim i przez Niego dokonał.
Na tym polega dzieło zamierzone przez Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał
Prawda o człowieku w świetle Ewangelii – Błogosławieństwa
Aby mogło się okazać w nas w całej pełni dzieło dokonane przez Boga w Jezusie Chrystusie, czyli dzieło nowego stworzenia, musimy najpierw stanąć w prawdzie wobec tego dzieła. To znaczy w świetle Ewangelii, a w szczególności wobec przesłania wyrażonego w Błogosławieństwach (zob. Mt 5,1-12), zobaczyć i uznać jacy jesteśmy. Warto więc czytać te Błogosławieństwa i pytać siebie, jak przeżywam sytuacje, gdy doświadczam ubóstwa, kiedy nie mogę wszystkiego przeprowadzić według własnej woli, kiedy staję wobec przeciwności i niesprawiedliwości, kiedy mnie różne okoliczności zmuszają do płaczu, kiedy zachowuję czyste (nie-pożądliwe) serce bądź robię wszystko, by był pokój, a na tym tracę i w oczach ludzkich przegrywam.
Trzeba więc sobie samemu stawiać pytania, lub pozwalać, aby inni nam je stawiali. Czy w takich okolicznościach, do jakich odnoszą się Błogosławieństwa, jestem szczęśliwy? Czy w takich okolicznościach choć trochę potrafię błogosławić, czyli mówić dobrze, a nie tylko narzekać, złorzeczyć i może przeklinać? Jeśli tak, to jest we mnie coś z nowego stworzenia, coś z dzieła Bożego dokonanego w Jezusie Chrystusie. Jeśli nie, to wiem, co powinno się we mnie dokonać. Naturalnie, jeśli chcę być uczniem Jezusa.
Dzieło Boga we mnie zapowiedziane przez słowo Obietnicy
Oczywiście, sam tego nie dokonam. Ale przychodzę do Jezusa, słucham Jego słowa, bym został uzdrowiony od siebie, od pewności siebie, od swoich racji, od tego wszystkiego, co we mnie pochodzi z grzechu pierworodnego, czyli mojego sięgania na własną rękę po poznanie dobra i zła (zob. Rdz 2,9.17 i 3,1-7). Tego może dokonać tylko Bóg w Jezusie Chrystusie, jeśli będę przyjmował wobec ludzi i wydarzeń postawy, jakie On przyjął. Czyli jeśli uwierzę, że Jego postawy są jedynie słuszne, nawet jeśli mi się to często nie udaje. Tym samym wyznaję, że On jest posłany od Boga. Tym samym też przyjmuję Go jako darmowy pokarm, który wypełnia i czyni sensownym moje życie. Moje życie i postawy świadczą o tym, że to jest prawdą. To świadectwo na miarę mojej wiary i faktycznego zjednoczenia z Chrystusem będzie silniejsze niż wszelkie inne świadectwa i sposoby myślenia.
Prawdą jest, że sami z siebie nie mamy odwagi uznać, że nie jesteśmy wcale tacy dobrzy, jak byśmy chcieli czy jak nam się wydaje. Nie mamy odwagi dlatego, że jest w nas lęk o zaakceptowanie samych siebie. Nie chcemy dostrzec, że w naszym sercu jest o wiele więcej nieprawości niż sobie z tego zdajemy sprawę. Wszelkie zło, które objawia się w życiu człowieka ma początek w jego sercu (zob. Mt 15, 18n). Dlatego ważne jest leczenie czy uzdrawianie nie zjawiskowe, objawowe, lecz zasadnicze, dotykające serca. Tego może dokonać tylko Pan Bóg. Dokonał tego w Jezusie.
Człowiek sam nie może przeprowadzić operacji na własnym sercu. Słowo Boże ukazuje nam to w obrazach wyjęcia serca kamiennego i podarowania serca z ciała albo nowego serca (zob. Ez 36,26) czy dokonania obrzezania serca (zob. Pwt 10,16; 30,6). Szczególnie wymowne jest w tym względzie zestawienie tych dwóch tekstów z Księgi Powtórzonego Prawa. Najpierw jest powiedziane: Dokonajcie wy obrzezania waszego serca, czyli przekładając to na współczesny język: miejcie serce podobne do serca Boga, podobnie bezinteresownie kochające. To objawia się szczególnie w miłości i dobroci wobec słabszych, co w języku biblijnym jest wyrażane w trosce o wdowę sierotę i cudzoziemca (zob. Pwt 10,17nn).
Faktem jednak jest, że naród wybrany nie wypełnił tego polecenia Boga. Tak jest też z każdym człowiekiem. Nie jest bowiem sam w stanie zmienić swego wnętrza. Bóg jednak to powiedział, żeby człowiek wiedział, że to jest konieczne, a tym samym aby człowiek poznał, że tego nie potrafi. Dopiero, kiedy człowiek zobaczy i uzna, że nie potrafi, będzie gotów, by przyzwolić, aby Bóg tego w nim dokonał. Tak więc Izraelici musieli doświadczyć wygnania babilońskiego. Na wygnaniu, pośród utrapienia i rozproszenia, otrzymują obietnicę: Sprowadzi cię Pan, Bóg twój, do ziemi, którą przodkowie twoi otrzymali w posiadanie, abyś ją odzyskał; uczyni cię szczęśliwym i rozmnoży cię bardziej niż twoich przodków. Pan, Bóg twój, dokona obrzezania twego serca i serca twych potomków, żebyś miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, po to, abyś żył (Pwt 30,5-6). To właśnie w kontekście doświadczenia przeciwności i zła niejako dojrzeli do tego, by z wiarą przyjąć obietnicę Boga i do niej przylgnąć bezwarunkowo. Mamy więc do czynienia z mocnym i przekonującym obrazem: Człowiek musi przeżyć porażkę, niemoc, krzyż, by móc przyjąć na sobie i w sobie działanie Boga. Musi to się dokonać w jego świadomości, przynajmniej w odniesieniu do jakiejś dziedziny jego życia. Dopiero w tym kontekście widzimy i zaczynamy pojmować różnicę pomiędzy naszym działaniem i naszymi dziełami a dziełem Boga w nas. I o to dzieło Boga w nas jedynie chodzi (zob. J 6,29).
Bp ZbK
Komentarze
30 odpowiedzi na „Dzieła nasze i dzieło Boga (2)”
Ta „niemoc” najlepiej widoczna jest w dzieciństwie,gdy dziecko chciałoby ulżyć i pomóc rodzicom,a bezradne i słabe jeszcze jest.Wzrastając dochodzą porażki i taki,lub inny krzyż.Wszystko do przejścia jest.Może nie wierzycie,ale Pan Bóg nad każdym czuwa.Tylko wyciągajmy /jeśli już niemożliwe że duszę,to chociaż /w stronę Nieba nasze ręce.W jakimś momencie Pan Bóg złapie za nasz palec i pociągnie duszę.CZYSZCZĄC 😀 Wówczas dostąpisz naocznej miłości.Jego i tej w sobie.Doświadczysz,że … JEST.
Pewnego razu zostałem niesłusznie oskarżony (wg mnie) przez osobę mi bliską. Poczułem że moje działania są złe, bezsensowne. Świat mi się zaczął usuwać spod nóg. Nie miałem siły już by sam szukać wyjścia. Sięgnąłem po Różaniec i modliłem się „Boże umarłem dla siebie, nie wiem co robić. Umarłem pewnie i dla Ciebie, ale jesteś mi jedyną ostoją”. I – jakby bez nadziei klepałem Zdrowaśki. To był ten palec, za który złapał mnie Pan Bóg. Warto Mu ufać.
A może mógłby ksiądz biskup poświęcić cykl swoich katechez pożyciu małżeńskiemu, tj. sprawie czystości małżeńskiej?
Ja bardzo chciałabym, aby dzieło Boga działo się we mnie. Ja bardzo chciałabym, abym zawsze żyła wg Ewangelii. A jednak czuję, że gdzieś w środku jest we mnie jakaś cząstka, na którą nie mam wpływu, której nie potrafię zmienić, która nie pozwala mi „pójść na całość”. Sprzedać wszystko od razu i kupić natychmiast tą rolę za skarbem. Brak wpływu na tą cząstkę odczuwam jako moją niemoc i wiem, że tego sama nie zmienię. To może zmienić tylko P. Bóg.
Tak sobie myślę,że ta niemoc jest chyba bardzo potrzebna, bo ona chroni przed pychą. To, że moja wola rozbija się o moją niemoc od razu ustawia mnie w odpowiedniej pozycji wobec P. Boga i pozwala, abym bardziej ufała Mu niż sobie.
Ta cząstka basa,to rola pozostawiona Tobie do uprawy.Musisz się z nią zmierzyć.Każdy z nas taki kawałek roli lub ugoru ma,dokąd jej nie użyźni.
Szczęsc Boze. Dzisiaj czytałem artykul Sekretarza Kongregacji Kultu Bożego o zmianach w liturgi. Mam pytanko Czy Kosciół nie robi kroku w tył? Mam takie wrazenie po tym artykule. Serdecznie pozdrawiam z pamiecą o modlitwie. M.
K. to nie jest rola. To, co ja mogę zrobić za pomocą swojej woli (czyli uprawiać rolę), to staram się robić. Ale to coś we mnie jest poza moją wolą. To może przełamać tylko P.Bóg. Tak myślę. Ja sama nie potrafię tego zrobić.
K., czy nie masz czasami wrażenia, że nie nad wszystkim panujesz w swoim życiu ?
Ad Aga
Sięgnij po książkę: Dwoje jednym ciałem w Chrystusie. O chrześcijańskim małżeństwie i rodzinie jako sakramencie zbawienia, Warszawa 1999. autorstwa księdza Biskupa
Oczywiście że nie nad wszystkim panuję Baso.Przecież nie jestem Bogiem i błędy jak każdy człowiek popełniam.
#7 M
Tak, przez dziennik La Repubblica została opublikowana 31 lipca br. wypowiedź (rozmowa) Sekretarza Kongregacji, przytaczana poźniej przez inne media. Zaglądałem na stronę tej gazety i nie wiem, czy jest to nowa wypowiedź, czy też przytoczenie fargementów z szerszej wcześniejszej wypowiedzi, danej w listopadzie agnecji Fides. Na końcu artykułu w La Repubblica jest postawiona data: 17 listopada 2007. Wydaje się więc, że to może być odniesienie do wypowiedzi udzielone w listopadzie agencji Fides. Wypowiedź udzielona w listopadzie agencji Fides, wzięta w całości, ma trochę inny ton. Niemniej jednak fragmenty są takie same. Nie wiem więc, co bliżej o tym sądzić. Nie jestem w stanie teraz tego wszystkiego prześledzić.
Dla nas są ważne aktualne dokumenty kościelne i ich autentyczna wykładnia, dokonana stosownymi kanałami, a nie np. takim organem, jak La Repubblica.
Co zaś do meritum sprawy, wiążące są dla nas następujące dokumenty poczynając od
Soborowej Konstytucji o Liturgii wraz z różnego rodzaju dokumentami wyjaśniającymi i wprowadzającymi,
przez Wprowadzenie Ogólne do Mszału Rzymskiego
aż do encykliki Jana Pawła II Ecclesia de Eucaristia
oraz adhortacji posynodalnej Bemedykta XVI Sacramentum Caritatis.
Nadto Wskazania KEP w tej materii.
Są to dokumenty znane i obowiązujące. I warto się z nimi zapoznać. Kładę szczególny akcent na adhortację posynodalną, w której Papież Benedykt XVI sformułował swoją myśl po Synodzie Biskupów odbytym w 2005. Proszę zobaczyć, jaki jest duch tego dokumentu, jakie aspekty Eucharystii bierze pod uwagę, jak mówi o celebracji Eucharystii, o znakach i gestach itp. Czyżby w następnych dwóch latach miało się coś tak radykalnie zmienić?
Nie przytaczam tutaj Motu Proprio Summorum Pontificum, gdyż dotyczy nadzwyczajnej sytuacji, która winna być wzięta pod uwagę tam, gdzie zachodzi potrzeba.
Proszę więc wnikać w treści aktualnych dokumentów i zachować spokój. Jakie będą faktyczne kroki – do tyłu czy do przodu – zobaczymy.
Jeśli będą mi dostępne nowe „dane”, to się nimi podzielę, czy też proszę mi to sygnalizować.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
#3 Aga i #9 Grzegorz
Myślę, że katechezy zawarte w książce: Dwoje jednym ciałem w Chrystusie mogą być pomocne.
Dziękuję za zwrócenie uwagi na ten materiał. Jeśli jednak byłoby zapotrzebowanie, aby spojrzeć na tę problematykę ponownie (chociaż w książce nie traktowałem szerzej i specjalnie wspomnianego aspektu czystości małżeńskiej), jestem gotów to czynić. Potrzebuję jednak współpracowników, tzn. osób, które stawiałyby bardziej konkretne pytania. Zapewne nie wszystko da się tutaj, tj. na blogu, wyrazić i przepracować, ale możemy próbować.
Pozdrawiam!
Bp ZbK
Zastanawia mnie, dlaczego rachunek sumienia proponowany wierzącym nie opiera się na Błogosławieństwach. Nie chcę negować Przykazań, bo od Nich trzeba zacząć, ale jeżeli mamy siebie zobaczyć w świetle Ewangelii, warto częściej pokazywać, jak się do tego zabrać. Czy katecheci i kapłani mogliby wypracować taki rachunek sumienia dla różnych grup wiekowych? A przy okazji wizyty duszpasterskiej można przekazać rodzinom…
Pozdrawiam
Chciałbym zapytać jak rozważania dotyczące dzieła Boga w człowieku, można odnieść do obchodzonej w tych dniach rocznicy Powstania Warszawskiego. Czy reakcja na niewątpliwe okrucieństwo okupanta może posunąć sie tak daleko (tzn.do zabijania wrogów). Przecież dzieło Krzyża jest przyjęciem na siebie przemocy i nie oddanie jej nawet wrogowi. Gdy przeżywamy Eucharystię prosimy właśnie o łaskę tolerowania czyli brania na siebie ciężaru agresji innych wobec nas i wtedy tę łaske otrzymujemy. Męczennicy z Pratulina w podobnej sytuacji pokazali swoją niezgodę, ale woleli umrzeć niż chwycić za broń i walczyć. Jednak powstańców traktuje się jako bohaterów i mi trudno jest o nich myśleć inaczej. Wolność Ojczyzny jest bardzo ważna ale przecież nie najważniejsza!
Ekscelencjo, no cóż… Co do konkretnych pytań to chodzi mi głównie o to, na ile można sobie pozwolić w sprawach seksualnych w małżeństwie. Np. ilość seksu, sposoby, wytrysk poza łonem, itd.
Grzegorz – walka z okupantem nie wydaje mi się grzechem. Ale może się mylę?
ze,
różnych wersji rachunku sumienia jest bardzo wiele, w Google po wpisaniu „rachunek sumienia” pojawiły się adresy tego warunku spowiedzi dla dorosłych, dzieci, młodzieży, narzeczonych, internautów, itp.; wg Dekalogu, grzechów głównych, postaw i zaniechań. Wydaje mi się więc, że jeśli ktoś poszukuje dla siebie odpowiedniej formy – na pewno znajdzie. Wg mnie, zamiast przekazywać rodzinom rachunek sumienia podczas wizyty duszpasterskiej, można byłoby porozmawiać o jego ważności w codziennym życiu.
pozdrawiam 🙂
#15 Aga
Najpierw sprawa ustawienia problemu. Nie: na ile można sobie pozwolić, lecz: co służy; przez co można odkrywać, że w nas spełnia się to, co jest w nas wkomponowane jako zamysł pełnej egzystencji człowieka przeżywanej we dwoje. Jeśli mamy właściwe pojęcie o sobie (jako osobie na obraz i podobieństwo Boga), to rozumiemy też i akceptujemy te wskazania i normy, jakie są podawane w nauczaniu moralnym Kościoła w tej dziedzinie i (prawie) powszechnie znane.
Bp ZbK
#14 Grzegorz
Miłość nieprzyjaciół czy przebaczające znoszenie agresji nie dadzą się zrealizować w kategoriach nakazu i to nakazu zbiorowego. W języku Ewangelii są to wezwania skierowane na spełnienie się w człowieku obietnicy Boga. To dokonuje się przez „przystępowanie” człowieka do Jezusa i stawanie się Jego uczniem (zob. wprowadzenie do Kazania na Górze: Mt 5,1-2).
Trzeba też rozróżnić to, czym jest walka prowadzona (nawet przez chrześcijan) z racji wyzwoleńczych, a czym – czasem nawet w takich samych okolicznościach – przeżywanie tajemnicy chrześcijaństwa przez konkretne osoby, które poruszone przez działanie Ducha Swiętego, przyjmą postawy zaliczane do kategorii „martyria”, czyli dawanie świadetwa przez męczeństwo / w męczeństwie. Kto może, niech pojmuje (por. Mt 19,12).
Ważniejszy jest ludzki wysiłek, na etapie pojmowania (przystąpienia do Jezusa) niż na etapie jego wykonania. Wtedy to włącza się niejako moc Boża. Jest to wejście człowieka w tajemnicę Boga, albo pozwolenie na to, by tajemnica Boga przenikała życie człowieka. Jest to darem! Darem zrozumienia i wypełnienia. Darem nabywanym za cenę samego siebie!
Trudno z tego punktu widzenia oceniać globalnie takie wydarzenia jak Powstanie Warszawskie. Można natomiast patrzeć (na ile jest to możliwe), co i jak przeżywały konkretne osoby stosownie do swojej znajomości Ewangelii. To, tzn., możliwość takiej oceny, jest jednak w większości przypadków przed nami zakryte.
Problem jest stale aktualny. Nie tylko w odniesieniu takich wydarzeń jak Powstanie Warszawskie. Podobnie jest z krzywdą, niesprawiedliwością itp., wobec których staje także dzisiaj wielu z nas w szerszym czy nawet bardzo wąskim zakresie relacji.
Bp ZbK
#13 ze i inni
Wystarczy serio czytać „Błogosławieństwa” i konfrontować z nimi swoje życie. Nie tylko te zawarte w Mt 5 i Łk 6, lecz te wszystkie ich ślady i wyrazy, jakie przewijają się przez całą Ewangelię i nie brak też ich w innych Księgach objawionych. Dobrze jest prowadzić skrutację Pisma św. jako stałe przeglądanie w nim swego życia.
Bp ZbK
Dziękuję za odpowiedzi… Moje refleksja nie dotyczy mnie bezpośrednio. Znam sporo opracowań, sporo metod 'oglądania siebie’ i oceny. Nie miałam na myśli ludzi, którzy poznali Jezusa – oni już sobie radzą, bo wiedzą, jak szukać i jak to ważne, żeby być z Jezusem. Spotykam ludzi, którzy systematycznie uczestniczą w Eucharystii, spowiadają sie systematycznie. Rachunek sumienia kojarzą z przygotowaniem do Sakramentu pojednania na podstawie pytań książeczki do nabożeństwa. Sami tyle potrafią i tyle potrafią przekazać swoim dzieciom
Obserwuję przygotowania dzieci pierwszokomunijnych. Dziecko dostaje zestaw pytań, mniej więcej typu: o czym mówi 6 i 9 Przykazanie? Potem przygotowuje się do pierwszej spowiedzi z książeczki, którą zakupiła osoba odpowiedzialna za przygotowanie dzieci. Już na starcie negatywne podejście do siebie i Sakramentu Pojednania. Rachunek sumienia sprowadza się do tak-nie. Dziecko nie jest wprowadzane do systematycznej analizy zachowań. Jeżeli rodzice sami 'przeskoczyli’ książeczkę, potrafią dziecko wprowadzić w istotę rachunku sumienia i pomagać, zanim ono samo nie wdroży się.
Moja propozycja zbudowania paru pozytywnych propozycji, opartych głównie na Biblii, zgrana na płytki CD i przekazana tym, którzy jeszcze uważają się za katolików.
#21 ze
Masz rację. Trzeba to także robić. Bardzo zachęcam do zrobienia propozycji. Będę wdzięczny za dalsze kroki.
Z drugiej jednak strony zagadnienie jest szersze. Nie jest to kwestia tylko rachunku sumienia, czy innej formy weryfikacji naszego życia. Można by to porównać do sytuacji, w której podałoby się specjalistyczny kwestionariusz z jakiejś dziedziny (np. informatyki czy medycyny, literatury czy sztuki) komuś – jak to się mówi – pierwszemu lepszemu z ulicy. On zapewne nie będzie wiedział o czym mowa.
Oczywiście jest to tylko porównanie dane dla zobrazowania.
Prawdą jest niewątpliwie, że wśród wierzących, tzn. deklarujących się jako tacy czy uważających się za takich, wielu nie zna podstawowych elementów tego, o co chodzi w chrześcijaństwie, jakie wynika z Ewangelii i dobrze rozumianej Tradycji. Zredukawialiśmy chrześcijaństwo do pewnych obrzędów, usług, opinii itp. Najgorsze to to, że z tego nie zdajemy sobie sprawy. Trwamy w spokojnej ignorancji. Wskazywał na to Jan Paweł II, ale to w większości nie docierało i nie dociera do nas. Woleliśmy i wolimy inne aspekty Jego wypowiedzi. Proszę zajrzeć do adhortacji Jana Pawła II Ecclesia in Europa – szczególnie punkty 47-50. Naturalnie, jest to też tylko pewien aspekz wielkiej prawdy i rzeczywistości.
Nie wystarczy robienie nowych schematów rachunku sumienia. Nie mówię, że to nie jest potrzebne. Najpierw jednak musimy sobie uświadomić (my, tzn. przede wszystkim odpowiedzialni pasterze) potrzebę inicjacji chrześcijańskiej. Potrzebna jest ona na całej płaszczyźnie życia i w poszczególnych jego sektorach. Potrzeba mentalności ewangelijnej płynącej z przepowiadanie Ewangelii, w szczególności potrzeba kerygamtu. Tymczasem mamy zazwyczaj do czynienia z mentalnością typu religijności zasługująco-rozliczeniowej. Pocieszające jest jednak to, że w niektórych kręgach i u konkretnych osób następuje pewne przebudzenie, widzimy wzrost świadomości tego problemu oraz szukanie rozwiązań. Zapraszam do dalszej wymiany zdań i do pracy na tym polu. Nie traćmy więc nadzie!
Bp ZbK
Gdzie (lub z czego) można nauczyć się prowadzenia skrutacji Pisma św.?
Zgadzam się w pełni z tym, co Ksiądz Biskup tutaj – i nie tylko tutaj. Kiedyś od czegoś trzeba zacząć. Nauczyciele innych przedmiotów opracowują różne materiały, dlaczego katecheci nie mogliby wypracowywać materiały na potrzeby swoich uczniów, dopasowane do potrzeb środowiska, a nie szablon? Szablonów jest dużo, ale one nie pomagają. Zapalić młodego człowieka do czytania Biblii, zachęcić do czytania Słowa w rodzinie, zachęcić do codziennego rachunku sumienia (nauczyć najpierw na poziomie dziecka) nie jest proste i łatwe. Nie wystarczy zrealizować katechezy klasy 2. Może przy okazji I Komunii św. dałoby się przeprowadzić parę spotkań katechetycznych z rodzicami {nie tylko w sprawie ustawienia dzieci i prezentu od dzieci). Ułatwiłoby to rodzicom przyprowadzenie dziecka do kratek konfesjonału. Dziecko 'odklepuje’ pytania, które musi zaliczyć. Gdyby tym rodzicom podpowiedzieć, jak rozmawiać na temat tych pytań, sami -często- zadaliby sobie pytanie o ich relację do Pana Boga. Łasce Pana Boga trzeba pomagać!
Pozdrawiam
Ze, myślę, że takie teoretyczne, indywidualistyczne podejście do rachunku sumienia, to trochę mało. Potrzebna jest jakaś relacja z ludźmi, miejsce gdzie można konfrontować swoje postawy i także doświadczyć przebaczenia. Może rodzina, czy wspólnota jakaś.. Ja pierwszą i drugą jeszcze spowiedź konsultowałam z koleżanką w największej tajemnicy i gdy powiedziałam coś, z czego się spowiadałam – ona wyciągała palec wołając: Powiedziałaś! I wzajemnie, tak sobie pomagałyśmy, to wynikało z postanowienia poprawy. Potem już nie chciałyśmy, ale też mówiłyśmy sobie nawzajem, co robimy źle – tzn. ja jej o niej i to też pomagało.
…a może jakiś przykład skrutacji na blogu, a potem zadanie dla blogowiczów – dla przećwiczenia?
ze,
bardzo dobry pomysł, jestem ZA
Ze, jak mówił Ks. Biskup, trzeba trochę wiedzieć, o co chodzi w piśmie, jak słuchać Słowo Boga.. Ale np. na początek spotkałam się z takim sposobem czytania w grupie młodzieżowej: jest kilka osób razem, i indywidualnie przez pół godziny czytamy fragment Ewangelii, a potem dzielimy się tym. Czytamy zaznaczając ?-jeśli tego nie rozumiem, !-coś jest odkrywcze dla mnie, albo bardzo ważne, .-wyraża prawo, czy stwierdzenie.
Julio, skrutując Słowo, jakis fragment zapisujesz na kartce to co Słowo mówi do Ciebie, o Tobie, linia po linijce, werset po wersecie. Modlisz sie prosisz o Ducha i dialogujesz ze Słowem. Czytasz równiez teksty paralelne do danego fragmentu, które są pod tekstem albo z boku i robisz to samo. Skrutacja to dialog, by usłyszeć prawde o sobie,
życze pokornego serca i Ducha Św.
pokój,
agnieszka
#23 julia, #26 ze, #29 agnieszka i inni
Do skrutacji Pisma św. wrócimy. Podam na blogu przykłady, wskazując jak prowadzić itd.
Muszę rozwiązać pewne aspekty techniczne. Będzie to w najbliższym czasie.
To, co napisała Agnieszka, jest trafne!
Pozdrawiam.
Bp ZbK