Kategorie
Bez kategorii

Święta i Świętowanie

Podczas ostatniej wieczornej audycji w naszym Katolickim Radio Podlasie (wtorek, 22 grudnia 2009)  zostałem zapytany przez jedną z uczestniczek, co widzę jako potrzebne, by dobrze przeżywać Święta Bożego Narodzenia. Odpowiedziałem wówczas krótko dając trzy wskazania:

1. pokora;

2. prawda;

3. gotowość służenia

 

Przedstawiam to tutaj ponownie uczestnikom naszego blogu.

Te moje wskazana dotyczą nie tylko Świąt Bożego Narodzenia, ale wszystkich świąt i wszelkiego świętowania, a właściwe to nawet wszystkich okoliczności, w których przeżywamy głębsze relacje z naszymi bliskimi.

Oczywiście nie są to wskazania w sensie absolutnym i  wyczerpującym wszystkie aspekty świętowania i przygotowania się do świętowania. Niemniej wydaje mi się, że są one bardzo uniwersalne. Wskazuję właśnie na te trzy aspekty tego przygotowania, jako poniekąd warunkujące wszystko. Jest to nie tyle sprawa przygotowania okoliczności i warunków świętowania, lecz raczej przyjęcia postawy, z jaką wchodzimy zarówno w przygotowanie świąt jak i w samo świętowanie.

1. Pokora

Pierwsze to wszystko, co da się zebrać pod właściwe rozumianym pojęciem pokory. Oznacza to, że wchodzę w świętowanie nie z pozycji kogoś, kto Mo swoje określone oczekiwania, wie co w święta musi się dla niego zdarzyć, jak inni powinni go potraktować. Takie czasem wprost roszczeniowe i pełne oczekiwań na własną miarę wejście w świętowanie, prowadzi bardzo często do niezadowolenia z tego, co święta, a także relacji z drugimi, dają i czym obdarowują. A kiedy jest się niezadowolonym i czuje się niedowartościowanym i niespełnionym, to łatwo uczynić krok pewnej wewnętrznej czy zewnętrznej buty, niewłaściwego potraktowania bliźniego i zepsucia sobie i innym radości świętowania. Radzę wszystkim przed świętowaniem zajrzeć do Psalmu 131. Przytaczam tutaj ten tekst.

 

Panie, moje serce się nie pyszni i oczy moje nie są wyniosłe.

Nie gonię za tym, co wielkie, albo co przerasta moje siły.

Przeciwnie: wprowadziłem ład i spokój do mojej duszy.

Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza.

Izraelu, złóż w Panu nadzieję odtąd i aż na wieki!

 

2. Prawda

Drugi warunek to prawda. Nie świętować więcej niż to jest naszych zwykłych możliwościach. Nie udawać, że świętowanie zaciera prawdę o nas. Z drugiej strony, dla nas wierzących, każde świętowanie to uświadamianie sobie prawdy, że podczas nawet najbardziej skromnych zewnętrznych okoliczności, przychodzi do nas Bóg, który całkowicie przekracza nasze możliwości i nas obdarowuje wszystkim, czego nam potrzeba właśnie tam  i wtedy, gdy sobie uświadamiamy, że nam czegoś potrzeba i że sami sobie nie wystarczamy. Oczywiście nie znaczy to, że zaraz zmieni nasze skromne okoliczności świętowania w jakieś wystawne przyjęci. Natomiast pozwoli przeżywać, coś, co dotyka nasze serca i je otwiera. Dokonuje się wtedy prawda naszego człowieczeństwa, które pragnie dochodzić do Boga. Można przywołać tutaj Psalm 127:

 

Oto jak dobrze i jak miło, gdy bracia mieszkają razem;

jest to jak wyborny olejek na głowie, który spływa na brodę, brodę Aarona,

który spływa na brzeg jego szaty

jak rosa Hermonu, która spada na górę Syjon:

bo tam udziela Pan błogosławieństwa, życia na wieki.

 

3. Gotowość służenia

Wreszcie nasze świętowanie, to nie tylko korzystanie dla siebie, lecz korzystanie z okazji, że to Pan uzdalnia do tego, by wchodzić w relację z drugim człowiekiem, z naszym bliźnim i by mu służyć. Jest to przełamanie postawy roszczeniowej i przemiana jej w postawę służebną, jednak nie niewolniczą, lecz królewską. Tak uczynił Jezus na początku swego świętowania Pasch z uczniami (J 13,1-17). Powiedział wtedy:

 

Wy Mnie nazywacie „Nauczycielem” i „Panem”
i dobrze mówicie, bo nim jestem. 

Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi,

to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi.

Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili,

jak Ja wam uczyniłem (13,15nn).

Jest to ostatecznie – tak można krótko powiedzieć – królewskie posługiwanie, do którego człowieka uzdalnia sam Bóg.

Można by jeszcz długo rozważać te i podobne aspekty królewskiego świętowania. Niechaj starczy w tej chwili to, co tutaj zostało przedstawione.

 

Zyczę, aby nasze podejście do świętowania i nasz sposób przeżywania tych najbliższych i radosnych Swiąt Bożego Narodzenia, był przeniknięty tym duchem. To Jezus, przychodzący na świat jako dziecię uczy nas prawdy i pokory i czyni to, by służyć człowiekowi tak, by człowiek nie zagubił się w sobie: w swoim wielkim mniemaniu o sobie czy w źle pojętej potrzebie takiego przedstawiania się, które prowadzi do nieprawdy i obłudy.

Zyczę wszystkim dobrych i błogosławionych Swiąt Bożego Narodzenia, przeżywanych w prawdzie i radości oraz wzajemnej życzliwości i gotowości bezinteresownego służenia .

Bp ZbK

Podziel się z innymi

62 odpowiedzi na “Święta i Świętowanie”

Wszystkiego dobrego dla Ks.Biskupa i wszystkich.Zdrowych,radosnych Świąt !

Pokój z Tobą Bracie w kapłaństwie! Dziękuję Ci za każde Słowo Boże, które wyjaśniasz i za Twoje Słowa!
Pokój Jezusa Chrystusa na te święta, Tobie i innym czytelnikom tej wartościowej strony. Nabierzcie ducha i podnieście głowy zbliża się Wasze Odkupienie. PAN blisko jest!!!

Nie życzę spokojnych, radosnych świąt, bo to każdy życzy.
Nie życzę miłości, bo czy jest miłość? Czy tylko kochaniem drugiego człowieka? Przecież „Miłość nie krzywdzi bliźniego”.
Życzę tylko, żeby w naszych sercach ponownie narodził się Chrystus.
Przyjmijmy Go do naszych serc, zaprośmy do domów, żeby to nie były tylko puste święta.

Ks Biskupowi i wszystkim blogowiczom składam życznia: niech radość z wcielenia Bożego Syna i błogosławieństwo Boże napełniają czas Święta i towarzyszą przez cały rok 2010. Z darem modlitwy –

Księże Biskupie wszystkiego dobrego na te święta, życzliwości od innych ludzi.

Chrystus się narodził ,żniżył do mojego człowieczństwa ,a ja? -szybko chciałam zająć Jego miejsce.Brakło mi pokory.

Dziękuję Ci Boże Dziecię za ten dar poznawania.

Życzę wszystkim pogodnego Świętowania w duchu pokory ,prawdy i gotowości służenia

Niech narodzone Boże Dziecię ześle na Wszystkich moc nieprzebranych łask Bożych i sprawi abyśmy od zaraz pielęgnowali i pomnażali w sobie Tę maleńką Miłość i rozdawali Ją wokół siebie. Szczęść Boże J.E.Ks.Biskupowi w Jego duszpasterskim posługiwaniu.

„A kiedy jest się niezadowolonym i czuje się niedowartościowanym i niespełnionym, to łatwo uczynić krok pewnej wewnętrznej czy zewnętrznej buty, niewłaściwego potraktowania bliźniego i zepsucia sobie i innym radości świętowania”
Tak, to problem mojego dorosłego dziecka – niedowartościowanie i niespełnienie. Ubolewam nad tym bardzo…
I tak jest, jak napisał Ks. Bp – z łatwością czyni krok do wewnętrznej i zewnętrznej buty, niewłaściwego potraktowania bliźniego.
I przez to (widzę) nie ma radości ze świętowania…
Ale dziwne jest, że mnie nie zepsuł radości świętowania…
A może jestem nieczułą matką?
………………………………………
Wszystkim życzę dobrego przeżywania Święta Bożego Narodzenia 🙂

Boże Dziecię przyszło na świat w ukryciu, w zapadłej mieścinie, biedne i nierozpoznane. Tylko nieliczni ujrzeli w Nim oczekiwanego Mesjasza. Byli to pokorni pastuszkowie i ci, którzy Go szukali i za Nim tęsknili….Mędrcy ze Wschodu.
Cieszymy się Jego przyjściem i mamy dla Niego mnóstwo dobrych uczynków i postanowień, ale On, zziębnięty, najbardziej potrzebuje naszej …MIŁOŚCI… wyrażającej się w pokornym przyjmowaniu prawdy o sobie i gotowości służenia innym…
Ks. Biskupowi i wszystkim blogowiczom życzę błogosławionych, pełnych ciepła i radości Świąt Bożego Narodzenia.

Ks. Krzysztof Baryga na spotkaniu opłatkowym w Kuratorium Oświaty mówił:
” Gdyby On się nie narodził nie byłoby…” i wymieniał po kolei szereg sytuacji. A do mnie docierało, jak niewyobrażalne byłoby wtedy moje życie. Puste?
” Ale On się narodził.” zakończył tą „litanię” ks. Krzysztof
Cieszmy się więc i radujmy, że On Bóg wszechmocny po prostu się narodził dla nas. I dał nam nadzieję i życie.
Wypowiedzi Ks. Biskupa i ks. Barygi na tym spotkaniu można posłuchać pod adresem:http://radiopodlasie.pl/wiadomosci/diec.-siedlecka/kuratorium-oswiaty-lamali-sie-oplatkiem–1f71.html

#8 Julio,
Czy nie napominasz swojego dorosłego dziecka w poczuciu własnej lepszości? Ja nie miałam świadomości, że tak upominam, dopiero ktoś kompetentny zwrócił mi na to uwagę.
Niektórzy grzeszą zewnętrznie /buta,niezadowolenie,niedowartościowanie/ a my w sercu zawsze. Czy my wierzący traktujemy innych /naszych bliskich/ na serio i dojrzale? Czy nie zadowalany się własnymi przeżyciami duchowymi w poczuciu lepszości i szybko nie rozgrzeszamy się z własnych błędów?
Ja bardzo ubolewam nad własnymi błędami w wychowaniu dzieci i zdaję sobie sprawę, że ich „nienasycenie” jest tego skutkiem.
Tylko jak to naprawić?

#11 Teresko,
dziękuję za Twoją refleksję.
Mogę powtórzyć Twoje zdanie:
„Ja bardzo ubolewam nad własnymi błędami w wychowaniu dzieci i zdaję sobie sprawę, że ich “nienasycenie” jest tego skutkiem”.
Czy rozgrzeszam się z własnych błędów? Pamiętam je, żałuję za nie, ale czasu nie jestem w stanie wrócić.
Moje błędy wynikają też w pewnym stopniu z niedowartościowania, jakiego sama doświadczyłam. Byłam pełna buty i niezadowolenia i tego wewnętrznego i tego zewnętrznego. Wiem, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Jedynym wyjściem jest wybaczenie tym, którzy (świadomie czy nie) krzywdzili. I to staje się niezależnie od postawy „krzywdziciela”.
Czy czuję się lepsza? Czuję się bogatsza o doświadczenie tego, że sytuacje kryzysowe są błogosławieństwem, nie przekleństwem…
Kocham swojego syna i chciałabym „wlać” mu tę wiedzę, ale jest to niemożliwe…
Jak naprawić błędy?
Moim zdaniem, skoro Pan Bóg je dopuścił – wyprowadzi z nich dobro.
Patrząc na swoje pokręcone życie – wiem to.
Mówię o tym mojemu synowi – to, co przeżył jako trudności może stać się dla niego skarbem.
Modlę się, żeby zrozumiał to wcześniej, niż ja…
Dziś nie bardzo w to wierzy, cytuje wywody psychologów…
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

Dla wszystkich blogowiczów za Św.Br.Albertem:
„Niech Wam Dzieciątko na Swięta błogosławi”.
Dla Janusza Franusa: Dużo sił w niesieniu krzyża, jaki przygotował Ci Pan oraz zdrowia dla Twojego synka.

#12 Julio ,dziękuję za krzepiące słowa „Czuję się bogatsza o doświadczenie tego ,że sytuacje kryzysowe są błogosławieństwem ,nie przekleństwem” -będzie mi lżej jak będę o tym pamiętać .
pozdrawiam

Życzę Ks. Biskupowi nieustannego wkraczania w logikę tej miłości, jaką przyniosło Boże Dzieciątko. Życzę wielu sił w posłudze Kościołowi Siedleckiemu, ale i również dzięki temu narzędziu – Kościołowi Powszechnemu. Dziękuję za posługę w tej wirtualnej przestrzeni – która jednak staje się bardzo realna. Wielu sił i łask i odwagi. Pozdrawiam z Krakowa.

W audycji wymienionej na wstępie dziewczynom w wieku gimnazjalnym zostało m.inn. postawione pytanie: Czy w codziennych spotkaniach i rozmowach w szkole poruszana jest kwestia Boga, religii, czy jakiegoś odniesienia do tych sfer życia.
Z odpowiedzi wynikało, że jest z tym krucho. Pytałem moich córek, potwierdziły.
Popatrzyłem na moje spotkania z przyjaciółmi; imieninowe czy teraz świąteczne. Często jest to takie „puste gadanie”. Nie ma w naszym środowisku takiej tradycji czy istniejącej formy do tego typu rozmów. Jednak udaje się czasami rozmawiając o konkretnych wydarzeniach odnieść je do dzisiejszego czytania lub innych , i spojrzeć na to wydarzenie w świetle Słowa. Jest to przynajmniej dla mnie trudne, bo rozmówcy nie są „oswojeni” typu rozmową nawet przy świątecznym stole. Jednak znajdzie się zawsze jedna czy dwie osoby które spojrzą z zaciekawieniem i zainteresowaniem.
Życzę nam wszystkim odwagi w tej kwestii!!
Skąd dzieci wezmą przykład jak nie od nas

Ad #16 grzegorz
Grzegorzu,
dobrze, że nawiązujesz do tego tematu. Jednym z przejawów żywotności chrześcijaństwa jest to, że rozmawiamy o naszych konkretnych sprawa w świetle Ewangelii. Jeśli zaś to się nie dzieje, to znaczy, że nie traktujemy wystarczająco poważnie naszej chrześcijańskiej tożsamości. Naturalnie nie chodzi o to, by tylko mówić, ale chodzi o to byśmy mówili o tym, co w naszym życiu dzieje się z racji i z powodu tego, że jesteśmy wierzącymi.
Opowiadając to, czego doświadczamy oddajemy Bogu cześć i chwałę i dajemy świadectwo. Jest to bardzo potrzebne w tym dzisiejszym świecie, który zazwyczaj chce nam narzucić inne myśleni i wiązać nas innymi tematami itp. itd.
Pomocą w mówieniu o przeżywaniu naszej wiary w codzienności jest proponowany przeze mnie Program Chrzest w życiu i misji Kościoła.
Czytając Słowo Boże według danego tam klucza i pomocy mamy wskazaną drogę, jak zacząć rozmawiać i dokonywać dzielenia się Słwoem Bożym, które jest obecne i działa w naszym życiu, na ile tylko pozwolimy.
Zachęcam, by robić to w rodzinach – szczególnie z dorastającymi dziećmi. Można też do tego nawiązać i z tego skorzystać przy spotkaniach rodzinnych i przyjacielskich w te świąteczne dni i kiedykolwiek.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

Wszystkim życzę radości i pokoju w te święta. Oby doszły te życzenia tym razem.

… prawda…
Świętowanie nie zatarło trudnej prawdy o nas, choć pokusa była… Trochę poudawać, że wszystko jest w najlepszym porządku…
Pojawiła się też świadomość potrzeby daru ze strony Boga, bo sami sobie ze sobą nie poradzimy…
… gotowość służenia…
Piękna perspektywa i piękne określenie – królewskie posługiwanie. Osobista decyzja o posługiwaniu innym – nie jako sługa (w uzależnieniu, podległości), ale właśnie jako król (wolny, sam decydujący o sobie, a wybierający posługiwanie…).
Dziękuję za te wskazania do świętowania 🙂
Są pocieszające, bo:
1. nie wszystko MUSI się udać,
2. trudna prawda pozwala na odkrycie prawdy o potrzebie pomocy Boga,
3. posługiwanie NIE MUSI być upokarzające, ale MOŻE być KRÓLEWSKIE.
Tylko – jak to zapamiętać na zawsze?…
Dobrze, że jest ten blog..
można będzie wrócić do tego tekstu 🙂
Pozdrawiam 🙂

#16, Grzegorzu,
zgadzam się z Tobą – bardzo często „gadamy pusto”.
Kiedyś to był też mój sposób prowadzenia rozmowy.
Ale gdy raz zasmakuje się w rozmowie, w której jest odniesienie do Słowa – „puste gadanie” staje się denerwujące i wydaje się być stratą czasu.
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

Postanowiłam odrobić lekcje.
Przeczytałam fragment Łk 14,25-35.
Do tej pory moją uwagę zwracały tylko słowa o soli, która po utracie smaku nadaje się do wyrzucenia.
Pewnie dlatego, że nie widziałam związku między budowniczym wieży, królem szykującym się do bitwy z przeważającymi siłami wroga a byciem uczniem Jezusa.
A Ksiądz Biskup zwrócił niedawno uwagę na zasadnicze znaczenie tego porównania.
Pomyślałam – dlaczego?
Moje refleksje są następujące:
Uczeń Jezusa powinien jak budowniczy i król usiąść i przeliczyć i rozważyć… czy jest gotowy STRACIĆ WSZYSTKO.
1. Bo jeśli chce stracić tylko część – będzie powodem słusznych drwin ze strony nie chrześcijan.
Np. jest gotowy tracić śmieci swojego życia – to, co NIE JEST dla niego cenne (zamyka się w celi, bo nie lubi ludzi i oczekuje pochwały za to, że jest w odosobnieniu), ale nie prawdziwe życie.
2. Albo będzie zawierał pakt ze swoim wrogiem.
Mówi – nie dam rady tego wypełnić (nie mogę go kochać, nie mogę wybaczyć), więc muszę wybrać to, co proponuje świat – zapomnij o nim, znienawidź go.
Człowiek postępujący jak w pp 1 i 2 nie może nazywać siebie prawdziwym uczniem Jezusa.
Gotowość STRATY WSZYSTKIEGO:
1. zachwyca i pociąga innych;
2. oraz wytrąca broń z ręki wroga.
Pozdrawiam serdecznie 🙂

Ad #21 katechetka
Bardzo dziękuję za tę reakcję odnośnie Łk 14,25-35.
Jest to wspaniała perykopa, która pozwala dostrzec istotę problemu źródła mocy działania w uczniu Chrystusa i „uwarunkowań” korzystania z tego źródła.
Uczeń musi usiąść i obliczyć, czy go stać na takie postawienie na Jezusa – tzn. stracenie czy zaparcie się siebie.
W tym tkwi nowość całej logiki naśladowania Jezusa i tego, co my nazywamy teologią moralną. Ten, kto odda i podda siebie duchowi Jezusa Chrystusa, wypełni wszystko. Kto zaś chciałby wypełnić wszystko (czy nawet tylko chociażby wiele lub coś) bez takiego zainwestowania, jakim jest zaparcie samego siebie, ten doświadczy, że w czymś nie będzie go stać na wykończenie itp. itd. Ośmieszy się, prawdziwie przegra, będzie „karykaturą” ucznia Jezusa, bo będzie budował na sobie, na swoich kalkulacjach i na swoich mocach i będzie oczekiwał swoich owoców i uznania siebie.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

# 21 i 22
A co z uczniem, który policzy i okaże się, że go na to nie stac?
Przynajmniej jest prawdziwy.
Gorzej jeśli policzy i myśli, że go stac, a w konkretnych warunkach okaże się, ze zabrakło mu.
Ten jest bliżej ośmieszenia. Szczególnie jeśli nie chce tego zauważyc i nadal zachowuje się, jakby było go stac.
A może dobrze, jeśli uczeń ma świadomośc, że go nie stac?
Wtedy może liczyc tylko na Boga i wszystko od Niego dostawac? Nawet to, a może szczególnie to, aby go było stac?

Ja jestem uczniem, który wie, ze go nie stac.
I niech tylko uwierzę w moje siły i wydaje mi się, że mnie stac, zaraz Pan Bog daje mi takie sytuacje, w których przekonuję się, że mnie nie stac. Biada mi?
A jednak dosyc często pozwala mi tracic siebie. Nie moją mocą… Na święta dostałam 3 takie szczególne prezenty.

…Uczeń musi usiąść i obliczyć, czy go stać na takie postawienie na Jezusa – tzn. stracenie czy zaparcie się siebie.
…przykro mi to powiedzieć,ale ja nie zgadzam się z taką rozumową kalkulacją.Wchodząc w małżenstwo nie liczłem na własne siły.Decydując się na kolejne dziecko nie myślałem,że dzisiaj bedę bez pracy.Nie zdawałem sobie sprawy,że moje dzieci będą niepełnosprawne.Dzisiaj rownież nie siadam i nie obliczam na co mnie stać.Być może czegos nie pojmuję ale zawsze każda pruba takiej kalkulacji pokazywała mnie jako bankruta/grzesznika/Nie znałem Jezusa i nie wiedziałem,że tylko On potrafi kochac moją żone i moje dzieci/nie ja/ ….Pozdrawienia dla Wszystkich….janusz franus

Moi drodzy: baso 🙂 i Januszu 🙂
zwracam uwagę na to, że tu nie chodzi o liczenie czegoś swojego, ale o „zaparcie się siebie”.
Na tym polega różnica między królem, budowniczym a uczniem Jezusa.
Król liczy SWOJE wojsko, budowniczy liczy SWOJE fundusze. Natomiast uczeń Chrystusa rozważa, czy może wszystko SWOJE stracić, czyli NIE LICZY na siebie. LICZY swoje zdolności zaparcia się siebie. I na tym polega jego dziwna inwestycja, kalkulacja…
A jeśli uczeń policzy i okaże się, że go nie stać? – pytasz baso…
No cóż – wtedy niech nie nazywa siebie uczniem Chrystusa ale np. „dobrym, rozsądnym człowiekiem” czy „mądrym życiowo”…
Pozdrawiam Was serdecznie 🙂
p.s. wymądrzam się może… ale zdaję sobie sprawę z tego, że sama bywam (jestem?) „karykaturą” ucznia Chrystusa – niestety…

basa,janusz,katechetka,
trochę zamieszania wprowadza tu słowo SWOJE.
Ja widzę tu dwa znaczenia tego słowa.
Rozważany fragment rozpoczyna sie od uwagi Łk 14,26 o odrzuceniu wszystkiego co uważamy za najcenniejsze na świecie.Czy jednak nic SWOJEGO już wtedy nie zostaje.Zostaje owszem KRZYŻ Łk 14,27. I ten KRZYŻ w dalszych wersach ( dla tego,kto go wziął) jest nazwany skarbem pozwalającym dokończyć każdą budowę, wygrać każdą bitwę.Co ciekawe jest możliwe przeprowadzać wtedy również kalkulację.Opieranie się na KRZYŻU nie wyklucza a nawet wymaga używania zdrowego rozsądku,myślenia,planowania. Jest to dobra wiadomość również dla nas przedsiębiorców (pozdrawiam Cię Zbyszku,jeśli jesteś na blogu).

Katechetko!
To jest dla mnie bardzo trudne, ta świadomość, ze mnie nie stać na całkowitą stratę siebie. Ale to jest prawda, którą nieraz Pan Bóg mi pokazał.
Chciałabym, bardzo chciałabym móc napisać, że stać mnie na stracenie siebie. Jednak to byłoby kłamstwo.
Ja i ,jak sądzę z jego wpisu, Janusz nie liczymy na siebie. Nie liczymy też na swoje zdolności zaparcia się siebie. Bo mamy świadomość naszej słabości i niemożności. Dlatego nasze nadzieje pokładamy w Bogu i w Nim szukając siły do całkowitej straty siebie.
Moze wiec nie jestem uczniem Chrystusa…
Jednak nie mogę w to uwierzyć, gdyż dzisiaj Pan Bóg dał mi mozliwości bezinteresownego tracenia siebie do woli. Od mojego pojawienia się w pracy do jej końca. Do ostatniej wizyty domowej. Dał mi też moc, aby oddać z siebie tyle, ile potrzebowano ode mnie.
On jest dla mnie bardzo dobry. Myślę, ze docenia, gdy robię to na co mnie stac, a czasami weźmie za rękę i uczy robić coś, na co mnie nie stać.
Tak, jak kochający Ojciec znający możliwości swojego dziecka.

Ad #27 grzegorz; #28 basa i inni odnoszący się Łk 14,25-35
Problem nie leży w tym, żeby nic nie posiadać itp., lecz żeby mieć w sobie taką mentalność i faktyczną gotowość do tego, że kiedy trzeba (w konkretnych sytuacjach), jesteś gotów zostawić wszystko, zaprzeć się siebie i mieć w nienawiści wszystkie relacje, które ciebie budują dla ciebie – jakby w sposób naturalny. Trzeba więc najpierw usiąść i „obliczyć” czy stać na taką mentalność i gotowość ze względu na bycie uczniem Jezusa itd.
Dodaję: Obliczyć (wewnętrznie rozeznać), czy jesteśmy gotowi przyjąć taką mentalność i być w takiej gotowości – przeżywając Boży DAR. Pan Bóg niczego od nas nie chce i nie oczekuje, jeśli wcześniej nie daje nam możliwości do skorzystania z Jego daru. Bywa jednak – i to nie rzadko – że trudno jest nam zawierzyć i uczynić stosowny krok. Najpierw wewnętrzny a następnie odpowiednie kroki zewnętrzne.
Jest to więc najpierw kwestia wewnętrznej decyzji związania się z Jezusem ponad wszystko i w sposób bezwarunkowy. Wtedy też okaże się, że niczego nie zabraknie, co faktyczenie jest potrzebne do właściwego życia ucznia oraz że wszystkie relacje z innymi – z bliźnimi będą czyste, poprawne i nie będą nikogo uzależniać itp.
Jest to wchodzenie w wolność uczniów Jezusa.
Pozdrawiam!
Bp ZbK

I pomyślałam sobie, ze uczeń to jest ten, co się dopiero uczy. Jeszcze nie umie, nie potrafi, ale ma pragnienie nauczyć się.
Dobrze, jeśli ma świadomość swojej niewiedzy lub nieumiejętności, bo wtedy wie, że tej nauki potrzebuje.
Ten, który już umie lub myśli, że umie, nie ma potrzeby być uczniem.
Może więc to obliczenie powinno polegać na poznaniu własnej niemożności, aby widząc swoją niewystarczalność, chcieć być uczniem Jezusa Chrystusa i „oddać i poddać siebie duchowi Jezusa Chrystusa,by On wypełnił wszystko”?

Pozdrawiam Ks. Biskupa. 🙂
Widzę, ze zanim zdążyłam napisać II część już pojawiła się odpowiedź

#29
„Trzeba więc najpierw usiąść i “obliczyć” czy stać na taką mentalność i gotowość ze względu na bycie uczniem Jezusa itd”
Ale proszę Ks. Biskupa, czy nas ludzi tak samych z siebie stać na taką mentalność?

…kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem….Moją własnością jest jedynie mój grzech.Wszystko poza nim pochodzi od Boga i jest Jego łaską.Najtrudniej jest mi oddać Bogu grzech.Dla mnie być uczniem Chrystusa to oddać Mu właśnie swoje grzechy by mógł je zgładzić na krzyżu.Nie mieć nic swojego to zgoda na krzyż w swoim życiu,to znienawidzenie swojego grzechu i zainwestowanie go w Chrystusie…janusz franus

Drogi Ks.Biskupie, Jestes najfajniejszym Biskupem, bo jesteś nasz :); życzę Ci zdrowia i samych błogosławieństw w nadchodzącym 2010 r

Bardzo potrzebne mi było wyjaśnienie:
„kiedy trzeba (W KONKRETNYCH SYTUACJACH), jesteś gotów zostawić wszystko, zaprzeć się siebie i mieć w nienawiści wszystkie relacje, które ciebie budują dla ciebie – jakby w sposób naturalny”
Bo CAŁY CZAS nie jest to (w moim przypadku) możliwe.
Ale czasami, właśnie w konkretnych sytuacjach – mam wrażenie, że, jakby w naturalny sposób, bez wysiłku, mając w nienawiści relacje mnie budujące (tylko dla mnie samej), zostawiam wszystko…
Może podam przykład:
Czasami zapominam sprawdzić kartkówki albo zapomnę sprawdzonych wziąć z domu do szkoły. Postanawiam powiedzieć prawdę – ze względu na Jezusa. I przychodzi mi to bez wysiłku, z łatwością, choć drobne kłamstewko – że np. nie miałam czasu sprawdzić – może budowałoby mój autorytet osoby sumiennej, ale zapracowanej…
I jeszcze jedno.
Basa, ZAWSZE będę uczniem Jezusa. NIGDY nie będę taka, jak On. Pozdrawiam 🙂

Katechetko!
Wytknę Ci pewną niekonsekwencję.
Napisałaś:”Bo CAŁY CZAS nie jest to (w moim przypadku) możliwe”
Czyli tak jak mnie, nie stać Ciebie na całkowite stracenie siebie.
Do mnie napisałaś:
A jeśli uczeń policzy i okaże się, że go nie stać? – pytasz baso…
„No cóż – wtedy niech nie nazywa siebie uczniem Chrystusa ale np. “dobrym, rozsądnym człowiekiem” czy “mądrym życiowo”…”
A o sobie napisałaś:
„Basa, ZAWSZE będę uczniem Jezusa.”
Natomiast myslę, ze w nas obu jest gotowość tracenia siebie w konkretnych sytuacjach, pragnienie,aby być uczniem Chrystusa. A że nie zawsze nam to wychodzi? Jesteśmy tylko ludźmi i NIGDY nie będziemy takie jak On. I dużo się jeszcze musimy nauczyć w tej szkole.
Mam więc nadzieję, że jednak pozwolisz mi nazywać siebie uczniem Chrystusa 🙂

Dziękuję Ks. Biskupowi za dopowiedzenie. Przemyślę je sobie.

Witam Księdza Biskupa z tej strony lukasz (wizyta duszpasterska)

Basa,
pisząc o człowieku „mądrym życiowo” i „rozsądnym” miałam na myśli siebie, nie Ciebie.
Sama wiem o sobie, kiedy zapieram się siebie ze względu na Jezusa, a kiedy buduję relacje z innymi wg mojego rozsądnego pomysłu.
Basa, chciałam napisać, że zawsze będę TYLKO uczniem Chrystusa (z akcentem na „tylko”),a wyszło, że będę ZAWSZE (a to nie jest prawda 🙁 )
I na zakończenie.
Basa, jestem katechetką, więc nie tylko „pozwalam” Ci nazywać siebie uczniem Chrystusa, ale zachęcam i nalegam, żebyś Nim była 🙂 (ZAWSZE)
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

…Dawać bezinteresownie
My, jako ludzie dotknięci logiką grzechu, nie jesteśmy zdolni, by cokolwiek dawać zupełnie bezinteresownie. Ktoś może nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Warto więc przybliżyć sobie właściwe rozumienie bezinteresowności.

Po czym poznać, że czynię coś bezinteresownie, czyli że coś w moim życiu jest czystym darem, niczym nieuwarunkowanym? Inaczej mówiąc, że ten dar pochodzi z wnętrza, które chce kogoś obdarować, całkowicie oddać siebie, jak w przypadku Pana Boga – obdarzyć sobą. Warto postawić sobie takie pytanie. Otóż znakiem tego, że potrafię być bezinteresowny, że potrafię dawać coś bezinteresownie, że siebie czynię bezinteresownym darem jest to, że potrafię czynić dobro swemu nieprzyjacielowi, wrogowi, temu, kto według mnie niszczy moje życie. Wtedy wiem, że niczego nie oczekuję od tego kogoś. Bezinteresowność objawia się w tym, że czynię dobro nawet wtedy, kiedy otrzymuję zło.

Oddać się w ręce nieprzyjaciół
Bóg właśnie w ten sposób ofiarował siebie w Jezusie Chrystusie. Nikt z ludzi nie jest w stanie w taki sposób postępować. Św. Paweł wyraził to w Liście do Rzymian, określając, na czym polega miłość Boga: „Bóg okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (5,8). Dalej powiedział, że poniósł On śmierć za nieprzyjaciół Boga (zob. Rz 5,10). Wprowadzając to zdanie, św. Paweł powiedział, że jeszcze za człowieka sprawiedliwego ktoś mógłby oddać swoje życie, mógłby umrzeć; chociaż z trudnością, ale oddałby życie za kogoś dobrego, uczciwego, gdyby widział sens poświęcenia się (zob. Rz 5,7). Bóg zaś okazał swoją miłość poprzez to, że wydał swojego Syna za nas, którzy byliśmy jego wrogami, nieprzyjaciółmi. Pan Bóg nie miał w tym żadnego bezpośredniego interesu, żadnego zwrotnego dobra……gorąco polecam całość…Katecheza liturgiczna bp. Zbigniewa Kiernikowskiego. wygłoszona 4 grudnia 2005 roku w siedleckiej katedrze…http://www.diecezja.siedlce.pl/download/biskup/Kat_42.rtf…..pozdrawiam janusz franus

„My, jako ludzie dotknięci logiką grzechu, nie jesteśmy zdolni, by cokolwiek dawać zupełnie bezinteresownie.”
Bardzo denerwuje mnie takie myslenie.
Bo i cóż z tego?
Mam do wyboru, albo czynić coś i być oskarżana o niezupełną bezinterosowność, albo nic nie robić i usprawiedliwiać się, że nie chcę mieć w tym żadnego interesu.
Nie boję się oskarżania o brak bezinteresowności i będę nadal robiła to, co mam zrobić, na ile będę potrafiła i na ile Pan Bóg pomoże. I na tyle bezinteresownie, na ile mnie stać.
I to On kiedyś będzie osądzał moją bezinteresowność, a na koniec i tak „uratuje swoim miłosierdziem” (Syr.35,23)

Januszu, nie gniewaj się, ze tak zaostrzyłam twoją wypowiedź i moją odpowiedź, ale w ten sposób można odebrać dobre chęci niejednej osobie.

I tak się jeszcze zastanawiam po tej naszej dyskusji:
Chcemy kochać jak Bóg.
Chcemy tracić jak Bóg.
Chcemy być bezinteresowni jak Bóg.
Nie chcemy zaakceptować, że jesteśmy ograniczeni.
Chcemy być bogami?

…#43…basa…w #40 są to słowa Ks.Biskupa.Przeczytaj całą katechezę,która jest odpowiedzia na Twoje pytanie postawione w #32…Pozdrawiam Cię…janusz franus

ad #22 Bp Kiernikowski

Wypełnienia wszystkiego, wszystkim, szczególnie sobie 🙂

Witam po świętach. Dziękuję za podkreślenie tego, by „być dla drugiego” – dla mnie ta myśl stała się bardzo pomocna w czasie spotkań rodzinnych. Tym bardziej, że mama złamała rękę dzień przed Wigilią i wszystko stało się trudniejsze. Mimo to były to piękne, pełne miłości, pokoju i zadumy święta – pierwsze bez mojego ojca. Pomagaliśmy sobie, także odnowiły się kontakty z rodziną z daleka. Śledziłam Waszą dyskusję, choć nie mogłam pisać – moja nowa komórka nie chciała mnie słuchać. Droga basa, myślę podobnie do Ciebie, ale wiem też, że w pewnym momencie trzeba podjąć decyzję, trzeba się opowiedzieć i wybrać. Potem Pan nas wiernie prowadzi (i tylko On wszystko wie)- w końcu jesteśmy w drodze i zmienia się także nasze myślenie.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, szczególnie Księdza Biskupa życząc szczęścia i radości w Nowym Roku, byśmy byli Uczniami.

Z okazji nadchodzącego Nowego Roku 2010 składam wszystkim –
Księdzu Biskupowi oraz odwiedzającym ten blog życzenia:
«Niech Was Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad Wami,
niech Was obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku Wam swoje oblicze
i niech Was obdarzy pokojem» 🙂

NOWOROCZNE ŻYCZENIA
……………….
Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

Oby w nas paskudne jędze
pozamieniały się w owieczki,
a w oczach mądre łzy stanęły
jak na choince barwnej świeczki.

Niech anioł podrze każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
i niech nastraszy każdy smutek,
tak jak goryla niemądrego……

Ks.Jan Twardowski

Tego wszystkiego życzę Wam kochani i sobie też w Nowym 2010 Roku. Szczęść Boże !

Tak wiele na tym blogu mówi się o wysiłku bycia uczniem Chrystusa,a ja w dzisiejszym śnie otrzymałam wskazówkę,na czym rzecz polega.Przede mną pojawiły się nowe bardzo trudne problemy,których sama nie jestem w stanie rozwiązać.Zwracam się więc o do Kościoła za pośrednictwem Księdza Biskupa i we śnie otrzymałam odpowiedź,iż Ksiądz Biskup wraz z innymi księżmi modlił się staro-testamentowo,czyli psalmami.W moim śnie otrzymałam wieść,że dwaj moi koledzy,którzy tak naprawdę są dalecy od Kościoła próbowali zbliżyć się do Księdza Biskupa w przebraniu księdza;również ja chciałam ich Księdzu Biskupowi przedstawić,jednak po skończonej modlitwie Księdza Biskupa oni gdzieś znikli.A co za tym idzie problem fałszywych wyznawców Chrystusa zniknął.Wniosek jest jeden,budujmy nie tylko dla Chrystusa,ale przede wszystkim z Chrystusem

Pokora,prawda i gotowość,to godność człowieka.Tak skojarzyło mi się.Dobrego Roku życzę.I Bożej opieki.

…#52…”budujmy nie tylko dla Chrystusa,ale przede wszystkim z Chrystusem”…Barbaro a jaka to rożnica?Dla mnie budować dla Chrystusa to budować na Chrystusie…janusz franus

Januszu!
Ja napisałam:
„dzisiaj Pan Bóg dał mi mozliwości bezinteresownego tracenia siebie do woli.”
Ty mi odpisałeś:
„My, jako ludzie dotknięci logiką grzechu, nie jesteśmy zdolni, by cokolwiek dawać zupełnie bezinteresownie.””
Moim zdaniem wykorzystałeś tylko słowa Ks. Biskupa, aby mi udowodnić albo uświadomić : Basa wcale nie jesteś taka bezinteresowna, za jaką chcesz się uważać.
Ja to tak odebrałam.
Ale wcale nie wiesz, czy ja uważam się za bezinteresowną, ani też czy czytałam już wcześniej tą katechezę Ks. Biskupa.
Ale zostawmy moją bezinteresowność na boku.
Może wcale bym na to nie zareagowała, gdyby nie to, że bardzo mnie denerwuje , gdy słyszę o różnych osobach, które czynią jakieś dobro:
Ciekawe, jaki ma ona w tym interes?
Już same zadanie takiego pytania podważa ich bezinteresowność i jest dla nich niesprawiedliwe.
Świat nie wierzy, ze mozna być bezinteresownym. Świat ma rację?
Chrześcijaństwo uczy być bezinteresownym. Moim zdaniem.
Dlatego nie zgodzę się z Ks. Biskupem. W pewnych sytuacjach jesteśmy zdolni, w innych nie.
Zarówno wobec wrogów, jak i przyjaciół.
Ale to jest tylko moje skromne zdanie. Każdy moze mieć inne.

Ja życzę wszystkim, aby w nowym roku 2010 jak najczęściej byli zdolni do bezinteresowności, tracenia siebie dla drugiego i miłości Boga i bliźniego.

…szukałem w goglach hasła: mentalność Chrystusa i znalazłem ową katechezę. Zapewniam Cię, że szukałem odpowiedzi dla siebie, a nie by Ci udowadniać co kolwek. Jestem na pustyni, chwytam się nawet fata morgany jak tonący brzytwy. Nie ważne kto ma rację, Ksiądz Biskup, Ty,czy ja. Tylko Chrystus zna prawdę i tylko On ma rację. Podziwiam Cię i dziękuję Ci za Twoją szczerość…
Wszystkiego dobrego, basa…
janusz franus

Ja na Nowy Rok życzę, żeby rok 2010 był spędzony z Bogiem, tylko z Nim ten rok będzie udany, będzie lepszy od poprzedniego. Nie zatraćmy poczucia czasu, bo szatan nie śpi.

Taa chani.Życzyłabym wszystkim i światu.Pod rękę z Bogiem /znaczy w przyjaźni wielkiej być/.

Januszu, chciałabym Ci pomóc, ale z mojego doświadczenia pobytu na pustyni wiem, że nikt nie może wtedy pomóc. Wiem też, że Pan ciebie z tego wyprowadzi. Ufaj i bądź cierpliwy.
Nie chwytaj się więc fatamorgany, ale Jego i tylko Jego.
Pamiętaj, On cię kocha i wie najlepiej, czego potrzebujesz.
To wszystko ma sens.
Cieszę się ogromnie, że się pomyliłam na temat twojej odpowiedzi. I dziękuję ci za nią, bo dzięki niej przemyślałam sobie jeszcze raz ten temat. Pan Bóg wie, co robi.
Piękne jest to dzisiejsze czytanie i właśnie tymi słowami chciałabym ci złożyć życzenia:
„Niech cię Pan błogosławi i strzeże.
Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą,
niech cię obdarzy swą łaską.
Niech zwróci ku tobie oblicze swoje
i niech cię obdarzy pokojem (Lb 6,24-26).”

Janusz, jeśli chcesz, jeśli to miałoby ci pomóc w zaufaniu Bogu, mogę napisać ci o moim jednym doświadczeniu pobytu na pustyni. Na blogu, czy poza nim. Jak wolisz.

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php