W 13. Niedzielę zwykłą roku B czytamy fragment ewangelii wg św. Marka, który przedstawia dwa epizody. Jednym – i niejako głównym – jest wskrzeszenie córki Jaira, przełożonego synagogi. Drugim jest uzdrowienie kobiety cierpiącej na krwotok, która dotknęły się płaszcza Jezusa. To drugie wydarzenie jest niejako wpisane w pierwsze. Stanowi pewne intermezzo i to bardzo ważne. Zostaje w nim podkreślona wiara kobiety, która – patrząc z jednej strony – miała świadomość swojej beznadziejnej sytuacji, wydała bowiem na lekarzy całe swoje mienie i nic jej to nie pomogło. Wprost przeciwnie, jeszcze gorzej się miała. Z drugiej zaś w tej swojej beznadziejnej sytuacji ryzykowała wszystko – mianowicie już nie dobra materialne, lecz wyznanie wiary w Jezusa jakoże wyznała Jezusowi całą prawdę. Nie miała już bowiem nic do stracenia. Chodziło wprost o dotknięcie się szaty Jezusa i całkowite zawierzenie się Jemu..
Kobieta upadła przed Jezusem i wyznała Mu całą prawdę (Mk 5,33)
W tym sformułowaniu, jakiego używa Ewangelista możemy dopatrzyć się czegoś więcej niż tylko przyznania się do dotknięcia się płaszcza Jezusa. Tym bardziej, że Ewangelista nie omieszka zaznaczyć, iż Jezus poznał w sobie, że gdy owa kobieta dotknęła się Jego szaty, moc wyszła z Niego. Musiała to więc być jakaś forma nadzwyczajnej relacji czy komunii, jaka zaszła między ową kobietą a Jezusem. Naturalnie nie można tej relacji i tej komunikacji rozumieć w sposób magiczny czy automatyczny.
1. Córko, twoja wiara cię ocaliła . . .
Wiara, z jaką zbliżyła się do Jezusa cierpiąca kobieta musiała być wiarą, która w osobie Jezusa – obrazowo mówiąc – dotknęła „słabej strony” Boga. Tą „słabą stroną” Boga, z której wychodzi cała moc Boga w odniesieniu do człowieka, jest spotkanie przez Boga człowieka potrzebie, człowieka, który wszystko stracił, człowieka, który nie ma wyjścia poza jednym, mianowicie zwrócić się całkowicie do Boga.
Gdy mówię tutaj o „słabej stronie” Boga używam tego terminu przenośnie. Nie dotyczy to tyle samego Boga, gdyż Bóg nie może być „słaby”. Odnosi się to do Jego stosunku do człowieka. Gdy Bóg widzi nędzę człowieka, gotów jest czynić siebie słabym i zniżać się do człowieka, żeby człowiek mógł skorzystać z Jego pochylającej się nad nim mocy. Warunkiem jednak zawsze będzie to, czy człowiek uznaje swoją sytuację bezradności, bez wyjścia. Czy jest gotów uznawać swoją sytuację za taką, w której już nie ma nic do stracenia, bo wszystko albo stracił, albo – jak św. Paweł – uważa za śmieci czy wprost za stratę (Flp 3). Dlatego nie patrzy na reakcje innych, na tłum, na komentarze, jakie mogą się pojawić itp. On wie jedno: Ważna jest jego relacja do Chrystusa, do Boga. To jest pomost prowadzący do relacji zawierzenia. Wtedy dotknięcie się kraju „szaty Boga”, jakim jest Jego przychylność wobec człowieka, owocuje uzdrowieniem. Z Boga wychodzi wówczas moc uzdrawiająca. Bóg naturalnie niczego nie traci, a człowiek otrzymuje wszystko.
2. Gdy inni mówią: już za późno, już nie warto, już koniec
Ludzi życzyli – naturalnie życzliwi na swój sposób – donieśli przełożonemu synagogi: Twoja córka umarła. Czemu jeszcze trudzisz nauczyciela? Bywa bowiem tak, że wszystkie obiektywne racje i normalne odczucia czy doświadczenia ludzkie zdają się przekonywać, że już po wszystkim. Tak było w przypadku tych. którzy donieśli przełożonemu synagogi. Mogło to wpłynąć na niego tak, że mógłby zrezygnować z przedstawiania Jezusowi swej prośby i odstąpić od Jezusa. Sam jednak Jezus zwrócił się do niego, by nie ustawał w wierze.
Można powiedzieć, kontynuując myśl z epizodu kobiety cierpiącej z powodu krwotoku, że Jezus przez swoje słowo: Nie bój się, wierz tylko! dodawał przełożonemu synagogi odwagi, by umiał docenić właśnie ową sytuację beznadziejności i rzekomego końca – widzianych naturalnie w kategoriach ludzkich. To, co dla owych ludzi jawiło się jako śmierć i zapewne obiektywnie patrząc było śmiercią, dla Jezusa był to moment właściwy dokonania cudu. Ważne jednak było, by przełożony synagogi nie zwątpił.
Kto bowiem wszedł na drogę wiary, może doświadczyć i zapewne będzie doświadczał, że nie wszystko będzie od razu po jego myśli. Doświadczy, że pewne sytuacje jakby nabrzmiewają, stają się jakby bardziej krytyczne. Inni nawet mogą ocenić, to już koniec. Nie ma co dalej ufać, trudzić siebie i innych. Kto jednak na tej drodze nie zwątpi i nie przelęknie się tego, że może coś wydawać się nawet gorzej, doświadczy cudu. Bóg pomaga na różne sposoby człowiekowi, który wszedł na drogę wiary, by się nie lękał, by wierzył. Tak uczynił Jezus wobec przełożonego synagogi. Tak czyni stale Bóg wobec każdego, kto odkrywa coraz to bardziej swoją bezsilność. Czyni to przez wewnętrzne natchnienia. Czyni to prze swoje Słowo. Czyni to przez pomocną ludzką dłoń i usta, które nie będą odciągać od wiary, lecz wspomagać, zachęcać, podtrzymywać.
3. Wierz tylko!
Czasem zostają nam dane w życiu takie momenty, w których nie pozostaje nic innego, jak tylko wiara. Te momenty są bardzo potrzebne. One oczyszczają. U proroka Izajasza znajdujemy słowo bardzo radykalne. Zostało ono wypowiedziane w kontekście zagrożenia ze strony Babilonu. Mają one jednak uniwersalne i ponadczasowe znaczenie: Jeśli nie uwierzycie, nie ostoicie się (Iz 7,9).
Jezus, gdy słyszał, co mówiono przełożonemu synagogi, by go odwieść od dalszego zapraszania Jezusa do jego domu, nie pozwolił nikomu pójść z nimi, za wyjątkiem trzech wybranych apostołów. To wskazuje na oddalenie tych, którzy chcieliby zniechęcić Jaira do wiary w moc i skuteczność działania Jezusa.
Gdy zaś przyszli do domu przełożonego synagogi i Jezus powiedział, że dziecko nie umarło, lecz śpi, stojący tam ludzie wyśmiali Jezusa. Zapewne nie obeszło się bez przykrych komentarzy w odniesieniu do osoby Jaira, przełożonego synagogi. Jezus jednak odsunął wszystkich poza ojcem i matką dziecka oraz uczniami. W tajniki wiary wchodzi się nie ze wszystkimi. Nie ze wszystkimi jednakowo. Czasem trzeba selekcji. Trzeba narażenia się i podjęcia ryzyka bycia wyśmianym. Są bowiem ci, którzy podtrzymują na drodze wiary i są także ci, którzy przeszkadzają – z jakichkolwiek powodów i racji.
Aby mogło dochodzić do tego, by wiara mogła przynosić owoc, trzeba dokonywać wielu wyrzeczeń, selekcji w relacjach, trzeba czasem wiele ryzykować w swoim wnętrzu i narazić się na zewnątrz. Dopiero kiedy ukaże się owoc wiary, wtedy jasnym staje się świadectwo tych, którzy uwierzyli, Wtedy także ci, którzy wpierw nie uwierzyli i wątpili, mają szansę uwierzyć.
Panie, daj, byśmy spotykali na naszej drodze tych, którzy nas będą wspomagali na drodze wiary. Gdy jednak ich będzie brakowało, albo pojawią się ci, którzy będą odciągali od wiary, dawaj nam rozeznanie oraz umiejętność i moc pokonania niewłaściwych rad i doznawanych przykrości. Daj także moc świadczenia wobec wszystkich owocami wiary.
Bp ZbK
Komentarze
25 odpowiedzi na „Nie bój się, wierz tylko! (13. Ndz B 2009)”
„Nie bój się, wierz tylko!” Ostatnio bardzo mocno doświadczam tych słów. Przez kilka tygodni doświadczyłam co oznacza zupełna bezsilność, kiedy wydarzenia dzieją się jakby obok i nic nie można zrobić ani na nie wpłynąć… Właśnie wtedy gdy już wszystkie ludzkie środki zostały wyczerpane… pozostało „zaufać”. Zaufać P. Bogu, że On jest Panem i że nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych. Nie wiem jak się to wszystko ułoży (bo nie ma jeszcze rozwiązania) ale za to mam pokój, że cokolwiek się stanie Bóg nad tym czuwa. Nie rozumiem (i pewnie nigdy nie zrozumiem 🙂 )zamysłów P. Boga – wiem jednak, że właśnie to wyzbycie się swoich „poglądów” o P. Bogu wyzwala i uzdrawia. I te momenty bezradności zmuszają do zatrzymania się i spojrzenia właściwymi oczami na swoje życie i relacje z P. Bogiem. Ta ewangelia i rozważania ks. biskupa pokazały mi właściwy kierunek.
Hm…
Pomyślałem sobie teraz trochę o wierze, jako czymś masowym, czymś zbiorowym. Tak ona mniej więcej wygląda w Kościele: wiara jest masowa i płytka. To znaczy nie każdego człowieka, ale równocześnie każdego wierzącego to dotyka.
Co mam konkretniej na myśli?
Wierzymy w sposób zbiorowy, przychodzimy wspólnie do kościoła, wspólnie wychodzimy w procesjach etc. Co innego z osobistym rozwojem wiary. On nie następuje. Powiedziałbym nawet, że jest on jakby zapomniany.
Wyjątkowość chrześcijaństwa polega na możliwości bliskiej relacji z Bogiem. To daje nam możliwość osobistego rozwoju. Tylko, jak często pojawia się tak naprawdę bliska relacja między Bogiem, a mną? Łatwiej wyznawać Boga w tłumie gapiów i obserwatorów.
Ja do słów: „Kto bowiem wszedł na drogę wiary, może doświadczyć i zapewne będzie doświadczał, że nie wszystko będzie od razu po jego myśli.” dodałbym też to, że Jair mógł poczuć się jeszcze bardziej przegranym, gdyż jak, już udało mu się zawołać Jezusa i szedł już z nim, to On zatrzymał się na moment, by spytać się, kto się Go dotknął (jakie, z punktu widzenia człowieka, głupie pytanie) i nie wykonywał od razu tego, o co został poproszony – przystopował, odwlekał sprawę, a dla człowieka ten czas się liczył – w końcu córka umierała i nie ma na co czekać. Gdy Jair dowiedział się o śmierci mógłby dodatkowo winić tę kobietę, że to przez nią nie udało się uratować córki…
W ten sposób, dodatkowo, ja odczuwam ten fragment…
Bóg pomaga na różne sposoby człowiekowi, który wszedł na drogę wiary, by się nie lękał, by wierzył. Tak uczynił Jezus wobec przełożonego synagogi. Tak czyni stale Bóg wobec każdego, kto odkrywa coraz to bardziej swoją bezsilność. Czyni to przez wewnętrzne natchnienia. Czyni to prze swoje Słowo. Czyni to przez pomocną ludzką dłoń i usta, które nie będą odciągać od wiary, lecz wspomagać, zachęcać, podtrzymywać /KsBp/.
Zdumiewam się prawie każdego dnia jak Pan Bóg wypełnia te Słowa w moim życiu
#1 Ines -pięknie to ujęłaś ,też tak myślę pozdrawiam
Do głebokiej wiary nie potrzeba genialnego umysłu, aprobaty tłumu a wystarczy jedynie uchwycić skraj jego szaty… Wszystkie „wielkie” trudności życiowe są po to aby abyśmy powiedzieli „WIERZĘ”
Odciągają od wiary nazbyt „zachłanni” na wiarę?,przebaczenie?.Oni bowiem nie liczą się z stojącym tuż obok cierpiącym człowiekiem.Ślepi i głusi,depczą Boga który tuż obok nich stoi.Pycha,zasłania im Boże oblicze i to nic że 100 „paciorków” dziennie mówią.Wartość w nich zbyt mała.Kenoip #2 – łatwiej o relacje osobiste z Bogiem niż te w tłumie.Mnie tłum przeszkadza i ja wiem dlaczego.”Wyziewy” – tam,różne.
#3. faramir
Podobnie odbieram dzisiejszy tekst Ewangelii.
Jair jest kapitalnym przykładem nas samych. Wyraża prośbę,ba! ważną prośbę /podobnie jak my, którzy swoimi sprawami zajmujemy Pana/ i podobnie jak on stajemy się niecierpliwi w jej spełnieniu. Chcemy „cudu” tu i teraz, od razu. Skoro tyle pomógł innym, mamy prawie pewność, że nam nie odmówi. Różni nas często tylko postawa oczekiwania. Zamiast zaufania Bogu, nawet gdy inni nam z boku przeszkadzają i odciągają od wiary/ufności, bywa że wewnątrz buntujemy się na pozorną cisze, która często w takich sytuacjach nas otacza. A Jezus zawsze jest i działa. Tylko nasza niewiara tak często paraliżuje Jego działanie. Przecież On działa/odpowiada choć Jego odpowiedzi nie zawsze są tymi, na które oczekujemy.
Patrząc na przykład Jaira i kobiety cierpiącej na krwotok jeszcze głośniej trzeba mi się modlić: Panie, przymnóż mi wiary !
„Tą „słabą stroną” Boga, z której wychodzi cała moc Boga w odniesieniu do człowieka, jest spotkanie przez Boga człowieka w potrzebie, człowieka, który wszystko stracił, człowieka, który nie ma wyjścia poza jednym, mianowicie zwrócić się całkowicie do Boga”.
Podoba mi się to określenie „słaba strona”. Zwłaszcza w połączeniu z „mocą”, która z niej wychodzi.
Bardzo często wychodzenie z (po)mocą do człowieka, który wszystko stracił rzeczywiście jest uznawane za słabość. Wiemy to wszyscy i ci potrzebujący także. Dlatego obawiamy się LUDZIOM mówić o swoich potrzebach. I tak nie pomogą, bo obawiają się STRACIĆ coś swojego. Tylko Bóg „da wszystko, niczego nie tracąc” (bo ma taką specyficzną „słabą stronę”…)
Każdemu z nas (mnie) wydaje się, że dziś pewne sytuacje są bez wyjścia. Oczywiście – szukam(y) pomocy u Chrystusa. Tylko czy na pewno?
Po namyśle muszę zaprzeczyć. Nie jestem w sytuacji bez wyjścia (którą o. A. Pelanowski nazywa sytuacją „tragedii”), bo tak naprawdę nie szukam pomocy u Chrystusa, ale u ludzi. Próbuję wykorzystać innych „dla własnego wzrostu biologiczno-psychologicznego” (o. A. Pelanowski).
To smutne…
Pocieszam się, że ważne jest to, że zaczynam to dostrzegać…
Pozdrawiam wszystkich 🙂
Jezus wysłuchuje prośby Jaira i idzie do jego domu. Być może sam cud wskrzeszanie był tylko „szczegółem” mającym utwierdzić wiarę tego człowieka. Towarzyszenie w drodze /życie/ jest tu najistotniejsze. Umocnienie i ożywienie łaski wiary jest priorytetem, celem, konkretem, który Jezus dokonuje. Podobnie jak z kobietą cierpiącą na krwotok. To wyłowienie jej z tłumu, z anonimowości to nadanie „twarzy”, znaczenia, wartości …
Jezus nie chce tylko czynić spektakularnych cudów -wskrzeszeń czy uzdrowień- lecz chce, by oni (my) poznali przyczynę i warunek tego nieziemskiego działania, czyli WIARĘ. I nie tylko poznali, ale i umocnili, pogłębili, żyli nią. Bo tylko ona uzdalnia nas do poznania zmartwychwstałego Chrystusa.
…..a co z tymi,którzy mimo ogromnej wiary/stracili wszystko/ nie zostają uzdrowieni i do końca zostają na krzyżu…..Czy brak fizycznego uzdrowienia/cudu/jest znakiem braku prawdziwej wiary? janusz franus
Ponieważ mój idol (potrzeba akceptacji) jest zawsze przy mnie, zwróciłam uwagę na słowa:
„by wiara mogła przynosić owoc, trzeba dokonywać wielu wyrzeczeń, SELEKCJI W RELACJACH, trzeba czasem wiele ryzykować w swoim wnętrzu i NARAZIĆ SIĘ NA ZEWNĄTRZ”
… bo ja chciałabym, aby moja wiara przynosiła owoc bez wyrzeczeń, narażania się i bez SELEKCJI RELACJI…
Tylko które relacje odrzucać? – pewnie te łatwe, przyjemne, które dają tyle radości… (tu i teraz)
A które przyjmować? – pewnie te, dzięki którym umieramy, zabijając w sobie grzech … Krzyżem…
Czyli: cały czas droga jest niełatwa…
Dobrze, że są Ci, którzy wspomagają, podtrzymują na tej drodze…
Pozdrawiam 🙂
P.s. Życzę Księdzu Biskupowi owocnej pielgrzymki 🙂
Dziękuję. Te słowa pochylają się nade mną, moją wiarą, i wzbudzają okrzyk „naprawdę?”. Jest w nich wydobycie, podkreślenie, ujęcie i wreszcie podarowanie mnie(nam) miłości z jaką Słowo przychodzi. To jest bardzo potrzebne, takich słów trzeba mi słuchać i wybierać je, selekcjonować spośród innych. Ci „inni” mają swoich bogów, swoje racje, lecz żeby żyć w tym dziwnym czasem świecie, trzeba akceptować, że jest jaki jest. Że to nie ja jestem panem nad relacją z drugim, nie ode mnie zależy gdzie uobecni się Jezus, jedność w Nim ani jak.
Księże Biskupie w rozpoczętym już Roku Kapłańskim pragnę złożyć serdeczne życzenia błogosławieństwa Bożego, jego siły i łaski, w dalszym życiu. A najbardziej chcę dziękować za Twoje życie, za słowa, za jedność w Chrystusie.
Życzę też wielu wspaniałych chwil w podróży do Ziemi Świętej.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Dziękuję Księdzu Biskupowi za te rozważania. One u mnie padają na grunt spulchniony/przeorany doświadczeniami. Dziękuję szczególnie za te słowa, które cytowała również Tereska #4. W ostatnim czasie doświadczam szczególnie tych „pomocnych ust” – poprzez homilie, poprzez słowa braci ze wspólnoty.
Dziś usłyszałam bardzo podobnie w homilii:
„nie bój się, wypływaj na głębię, a Ja będę cię prowadził po wodzie twojego życia. Choć cię czasem muszę napominać: „czemu zwątpiłeś, małej wiary?” – to zawsze podam ci rękę; choćby cię wszyscy opuścili, Ja nigdy cię nie zostawię, zawsze będę przy tobie”
Błogosławiona bezradność, w której się przemożna moc miłości i bliskość Boga objawia.
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Z powodu wyjazdu do Ziemi Swiętej przez okres dwóch tygodni nie będę mógł kontynuować wpisów na blogu i administrować tej strony.
Zyczę wszystkim Blogowiczom dobrego i błogosławionego czasu.
Bp ZbK
#11 katolicki baran
jestem pewien, że nie musi tak być. Przykładem może być bł. Aleksandra Maria da Costa. To Bóg wie co dla nas najlepsze, nie my.
Ekscelencjo,
życzę owocnej pielgrzymki. Proszę o nas tam pamiętać – pewnie większość z blogowiczów pragnęłaby odwiedzić Ziemię Świętą!
🙂
…..#15…..Eminencjo,nie zostawiaj nas na dwa tygodnie.Ziemia święta jest w zasięgu internetu i my również pragniemy być z Tobą w miejscu gdzie żył,umierał i zmartwychwstał JEZUS CHRYSTUS……janusz franus
Proszę pozdrowić ZIEMIĘ ŚWIĘTĄ.Od nas,od tych którzy nie mogą tam osobiście szacunku Jej złożyć.
Cóż to znaczy „dokonywać selekcji w relacjach”?Czy to znaczy inaczej traktować osoby żyjące w nawracaniu a inaczej pozostałych?Na czym to konkretnie może polegać? Czy może macie tu jakieś doświadczenia.
Ja gdy nawiązuję w rozmowie albo w jakiejś sytuacji do Chrystusa ( czasem nawet bez wymieniania Imienia) spotykam się z niezrozumieniem.Może właśnie trzeba użyć jakiegoś innego sposobu komunikacji.
Księże Biskupie!
Ja trochę nie na temat, ale chciałbym o coś spytać u źródła. Wychowałem się w wierze katolickiej, ale ostatnie kilka lat przechodzę kryzys tej wiary (nie wiary w Boga).
Moje pytanie brzmi – czy człowiek dobry, zachowujący 10 przykazań, znający ale odrzucający wiarę katolicką i przykazania kościelne, nie wierzący w Jezusa czy sakramenty pójdzie do nieba? Proszę o odpowiedź, pozdrawiam serdecznie. Bóg zapłać za odpowiedź.
Słowo do: „Żeby człowiek mógł skorzystać z Jego pochylającej się nad nim mocy. Warunkiem jednak zawsze będzie to, czy człowiek uznaje swoją sytuację bezradności, bez wyjścia. Czy jest gotów uznawać swoją sytuację za taką, w której już nie ma nic do stracenia, bo wszystko albo stracił, albo – jak św. Paweł – uważa za śmieci czy wprost za stratę (Flp 3).”
Widzę, że te Słowa dokonały się i wciąż się dokonują we mnie. Przyszedł moment, że miałam dość ocierania się o Jezusa jako 'tłum’! Przychodziłam do wspólnoty na Litrgie i szukałam pocieszenia, ale ciągle jako asekurantka. Nic złego nie jest w szukaniu pocieszenia, ale ja pragnełam aby moje serce drgnęło, zaczeło się nawracać, doświadczyło Przejścia Chrystusa!!! Teraz widzę, że Bóg dał mi 'znienawidzić’ (mieć w nienawiści) ten sposób relacji z Nim! Się opłaciło! Każda Liturgia jest dla mnie trudna, KAŻDA, i każda ratuje moje życie!
To samo widzę, Bóg robi z moimi grzechami: dopuszcza na maxa by objawiło się moje grzeszne postępowanie, po to bym sama znienawidziła taki sposób życia.
I zaczynam mieć w nienawiści moje przyklejające się do bożków serce!!!
Mam dość życia w kłamstwie, szukając zycia w idolach!!!!
Pokój,
agnieszka CS
#20 Arku 🙂
Twoja wypowiedź jest bardzo skomplikowana i trudno odpowiedzieć na Twoje pytanie…
Arku, przypominasz mi pewnego zacnego młodzieńca z Ewangelii, który pytał o swoje zbawienie Jezusa, a o sobie mówił (jak Ty), że zachowuje przykazania. Jezus polecił mu sprzedać wszystko, co ma i pójść za sobą… Po usłyszeniu odpowiedzi młodzieniec odszedł zasmucony… (por. Mt 19,16-22)
Jeśli dobrze Cię zrozumiałam – wierzysz w Boga, ale nie wierzysz, że Bóg objawił Siebie w Osobie Jezusa jako Miłość. Skoro zachowujesz przykazania Dekalogu, to bliski Ci jest (chyba) Bóg Starego Testamentu. Arku, pewnie coś się wydarzyło, że odrzuciłeś (jak piszesz) wiarę w Jezusa i w Kościół. Ale… skoro napisałeś pytanie do Biskupa Kościoła katolickiego to myślę, że tak do końca Kościoła nie odrzuciłeś, jesteś człowiekiem poszukującym i wiesz, gdzie szukać Prawdy 🙂
Czy pójdziesz do nieba???
Wiem jedno – że „Pan Bóg nie wyobraża sobie nieba bez Ciebie” (M. Jakimowicz), ale … wybór zawsze należy do nas.
Pozdrawiam Cię serdecznie i mam nadzieję, że będziesz na tym blogu stałym gościem 🙂
#20 Arku
Dobrze robisz pytając Księdza Biskupa, myślę że może odpowie Ci na maila, lub w treści następnych rozważań. A z moich spostrzeżeń, to trudno tak powiedzieć, że zna się wiarę Kościoła Katolickiego, bo ona jest tajemnicą, którą każdy odkrywa we własnym życiu. Kościół prowadzi i wtajemnicza w nią. Zwykle mamy tylko część powierzchownej wiedzy, która nie pomaga nam w życiu, choć doświadczamy czasem pokoju na modlitwie i pomocy Boga. Moim zdaniem warto jest szukać aby poznawać bardziej wiarę i pozwalać jej wzrastać.
Pozdrawiam
Niejednokrotnie znajdywałam się w sytuacji po ludzku bez wyjścia… i szczerze, to nie widziałam dobrego rozwiązania problemów ale… może zbyt mało zawierzenia, właśnie wiary, że Dobry Bóg poprowadzi i nawet przez góry piętrzących się trudności, znajdzie się w odpowiednim czasie jasne światełko …. dla mnie takim światełkiem jest zachowanie pokoju w duszy jakkolwiek żle by się działo, pokoju i wiary w to iż tak jak Hiob był doświadczany przez kolejne utraty, nieszczęścia a mimo tego wiarę zachował i miłość do Boga…tak i człowiek [ja] doświadczany kolejną utratą czegoś zachowuję [modlę się o taką siłę] pokuj duszy… Dzieje się to nie bez buntu, ale będąc w sytuacjach bez wyjścia po swojej myśli, poddaję się i przyjmuję to co jest dla mnie stratą i o dziwo mam pokój wewnętrzny w przyjmowaniu tych trudnych dla mnie sytuacji. Ten stan pokoju wewnętrznego nie jest mozliwy do stawania sie dzięki sobie, postrzegam to jako Łaskę Boga, który obdarza kazdego człowieka jeśli stania w prawdzie i zgodzie na wszystko co go spotyka.Jak cudownie w tej Łasce przywracany jest rozsądek , spojżenie jasne i łagodne pełne zawierzenia w Bożą opatrzność w Boży plan wobec każdego człowieka i mnie, która jest pełna buntu wobez nowych sytuacji niewygodnych dla siebie i po zmaganiach staję w pokorze i dzieją się wtedy cuda…autentyczna zgoda na przyjęcie straty osobistych wizji rozwiązania problemu i przyjęcia
woli Bożej w danej historji…
Serdecznie pozdrawiam Ksiedza Biskupa i Was kochani blogowicze….