Kategorie
Rozważanie czytań niedzielnych

Noc wyzwolenia (19 Ndz C 2013)

W dziewiętnastą niedzielę roku C jako pierwszą lekturę Liturgii Słowa otrzymujemy fragment Księgi Mądrości. Jest to fragment końcowej części tej Księgi. Autor Księgi w różnych antytezach, czyli zestawieniach przeciwstawnych sobie elementów, dokonuje refleksji nad stworzeniem i nad dziejami Izraela. Tak są zestawiane np. plagi egipskie z dobrodziejstwami, jakimi Bóg obdarzał swój lud. Tak jest ukazane zestawienie szarańczy i węża miedzianego, gradu i manny, ciemności i światła. Ostanie, szóste z kolei zestawienie, ma za przedmiot noc.

Chodzi o noc, podczas której jedni wyginęli, a drudzy zostali uratowani. Odnosi się to przede wszystkim do nocy wyjścia Narodu Wybranego z Egiptu, ale nie tylko. Jest w pewnym sensie wzorcem (paradygmatem) dla wielu podobnych działań Boga, jakie miały miejsce i zawsze będą miały w historii ludzkości. Bóg bowiem „posługuje się” wybranymi, których wprowadza czy pozwala wejść w trudne warunki życia czyli w ciemności, by niejako na nich i przez nich dokonać swojego zbawczego działania i objawić blask nowości.

Tak też stało się w wydarzeniu zbawczym, dokonanym przez Jezusa Chrystusa. Ciemności ogarnęły całą ziemię, gdy Jezus umierał na krzyżu. Blask nowego dnia i wschodzącego Słońca objawił się w Jego zmartwychwstaniu. Tego doświadczył Szaweł w swoim nawróceniu. Tego doświadczało tylu wybranych przeżywających różnego rodzaje noce ciemności, poznać blask światła i nim żyć. To też dzieje się w jakimś stopniu i w jakieś mierze w życiu każdego z nas. Każdego z nas ogarnie też mrok śmierci i dla każdego z nas jest możliwe doświadczenie blasku nowego życia i zmartwychwstania.

Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom,
by nabrali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli.
I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów.
Czym bowiem pokarałeś przeciwników,
tym uwielbiłeś nas, powołanych  
(Mdr 18,6-8).

 

Te słowa Księgi Mądrości wprowadzają nas w tajemnicę poznawania sensu nocy, jako obrazu i wyrazu naszej życiowej sytuacji (conditio) po grzechu, w której się znajdujemy tak długo, dopóki nie spotkamy światła Jezusa Chrystusa – Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.

 

1. Dlaczego przeciwności – jaki ich sens

Przeciwności na drodze człowieka pojawiły się z chwilą, gdy wkroczył na własną drogę wybierając własną wolę i własne poznanie dobra i zła, czyli drogę grzechu. To wtedy poczuł się nagi i zagrożony. Przeżył lęk o siebie i trudności w realizowaniu własnego planu życiowego. Odtąd, jak oznajmił człowiekowi sam Stwórca, będzie w trudzie zdobywał pożywienie, będzie doświadczał ciężaru i bólu podczas wszystkiego, co stanowi najbardziej istotne przejawy jego życia.

Jednocześnie człowiek będzie zawsze odkrywał w sobie prawdę, że jest stworzony do tego, by przekraczał w sobie swoje granice. Jest bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Będzie też zawsze, mimo swoich błędów i oporów, odczuwał powołanie do tego, by szukać powrotu do Boga, nawet jeśli to pojmuje błędnie i tego nie rozumie. Stąd tak potrzebne jest doświadczenie nocy. Ciemnej nocy, w której stanie się dla człowieka jakby oczywiste, że błądzi i że potrzebuje światła.

 

2. Noc i światłość

W tym odkrywaniu światła w kontekście doświadczanej nocy, ważne jest odkrycie, jakim jest to światło, które przychodzi do człowieka. Nie jest to światło – i to trzeba najpierw podkreślić – tylko jego rozumu i jego doświadczeń. Nie jest to światło pochodzące od człowieka, które człowiek mógłby w jakiś sposób z siebie wydobyć czy w sobie wytworzyć. Uderzające jest także prawda, że to światło nie zawsze jest dla człowieka przyjemne czy atrakcyjne.

To światło bowiem oświeca noc człowieka, czyli jego błędy, jego zagubienie się Człowiek w tym świetle ma szansę zobaczyć swoje błędy ale musi także to uznać i dać się prowadzić przez to światło, by być wyprowadzonym z owej nocy, ze swojej nocy. Tajemnicy tej nocy, takiego przeżywania nocy została objawiona ojcom, „by nabrali otuchy, wiedząc niechybnie, jakim przysięgom zawierzyli” (Mdr 18,6).

Tajemnica tej nocy objawiła się w Jezusie Chrystusie, jak to zapowiadała noc Paschy przeżytej przez Izraelitów. W orędzi Wielkanocnym śpiewamy o tej przedziwnej, ale pełnej wyzwalającej mocy nocy:

„Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu i przeprowadziłeś suchą nogą przez Morze Czerwone.  Jest to zatem ta noc, która światłem ognistego słupa rozproszyła ciemności grzechu, a teraz ta sama noc uwalnia wszystkich wierzących w Chrystusa na całej ziemi od zepsucia pogańskiego życia i od mroków grzechów, do łaski przywraca  i gromadzi w społeczności świętych”

W świetle wydarzeń i mocy tej nocy zaczynamy rozumieć rolę ciemności i rolę grzechu. Dlatego dalej śpiewamy bardzo znamienne wyzwanie: „O zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa”.

 

3. Światło, które stało się w nocy, ale już nie zna zmierzchu

W dalszym fragmencie czytanego dzisiaj słowa z Księgi Mądrości otrzymujemy pouczenie i wskazanie na spełnienie obietnic: „I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych”.

Poznanie tajemnicy nocy Jezusa Chrystusa i blasku Jego zmartwychwstania pozwala człowiekowi wierzącemu w Niego spojrzeć zupełnie w nowym świetle na wszystkie wydarzenia jego życia oraz na całą jego życiową sytuację.

Człowiek spoglądający na Jezusa Chrystusa i uznający Jego przedziwną Noc oraz odnoszący tajemnicę tej nocy do siebie, do swojego życia, w którym widzi wiele przejawów nocy, zaczyna inaczej określać, co jest sprawiedliwe, a co jest wrogie. Zaczyna dostrzegać, że dotychczas oceniając wszystko według własnych kategorii i własnego poznania dobra i zła, był przekonany, że robił dobrze, a tymczasem mylił się i to tak często. Zaczyna dostrzegać, że właśnie on jest członkiem tego ludu, który oczekiwał ocalenie sprawiedliwych, zatraty wrogów, ale nie wiedział kto jest kim. Dotychczas bronił w sobie samym „wrogów” i jednoczył się z nimi, a był zamknięty na sprawiedliwość, bo szukał sam swojej „sprawiedliwości” i w ten sposób błądził i grzeszył.

Następnie człowiek zaczyna pozwalać, by prawdziwi wrogowie jego życia zostali w nim pokonani. Tymi wrogami człowieka są te wszystkie przejawy jego życia, akceptowane przez niego, w których chce przeprowadzić swoją wolę. Tym samym odcina się od sprawiedliwości Boga. Poznanie Nocy Jezusa Chrystusa powoli wprowadza wierzącego w doświadczenie, że jest możliwe wyzwolenie od siebie.

Dalej, że jest możliwe życie w wolności i uwielbieniu Boga, w każdej życiowej sytuacji, gdy ktoś poznał i przyjął światło Nocy Jezusa Chrystusa.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

49 odpowiedzi na “Noc wyzwolenia (19 Ndz C 2013)”

Kupiłam sobie płytę karmelitanek. Bardzo piękna.
I w jednej pieśni słyszę to, co tak bardzo gra mi w duszy:
” O Panie daj mi proszę, wszystko,
co prowadzi mnie do Ciebie,
i zabierz wszystko, Panie Boże,
co mnie od Ciebie odwieść może.
Zabierz ode mnie też mnie samą
i przyjmij mnie całą na Twoją własność.” św. Teresa Benedykta od Krzyża.
Zabierz ode mnie mnie samą, bo chyba jestem dla siebie największą przeszkodą w drodze do Ciebie.
Ks. Biskup w swoim komentarzu mówi, że jest to możliwe 🙂 :
„Poznanie Nocy Jezusa Chrystusa powoli wprowadza wierzącego w doświadczenie, że jest możliwe wyzwolenie od siebie.:

Od Księży /ogólnie duchowieństwa/przede wszystkim oczekuję by nauczyli się rozpoznawać duchowo /przed poruszeniem działania/ kto jest kim.
Jeśli oni się gubią,jakże lud ma im /przewodnikom duchowym/ zaufać?
Nikt nie chce ciemności /na stałe/przeżywać.

Mimo wszystko wydaje mi się,że owa noc jest jakąś formą aktywności i wchodzi się w nią w wolności, zachowując nadzieję. A co robić, jeżeli ginie wszelka kreatywność, opuszczają siły, przy słabych umiejętnościach komunikacyjnych i tendencją do uwikłania się w zależność od człowieka panującego?
Nie słyszę głosu Boga, coraz mniej stać mnie na pokonywanie trudności, pójście pod prąd. Tam, gzie spodziewam się miłości (w spotkaniu z drugim) dostaję obuchem po głowie. Nic nie powiem, wycofam się……
Ja już z Egiptu nie wyjdę ani sama ani innych nie pociągnę. Kiedyś miałam poczucie wybrania, słyszałam słowa, które mnie wiodły takie jak: skromność, przezroczystość, narzędzie, bezinteresowność, poświęcenie…..Teraz nie, a tamte straciły na swej mocy. Więc myślę, że nie ja a wybrani niech piszą na tym blogu.
Czy przeciwności mogą zabijać całego człowieka? Czy nie było we mnie żadnego dobra? I już nie wiem czy „kłócę się” czy też NIC nie widzę.
Zgadzam się,że po grzechu Adama potrzebny był Chrystus – Odkupiciel ale dlaczego potrzebny był grzech Adama? Czy nie mogliśmy pozostać niepokalani? Przyjmuję ten fakt grzechu jedynie na zasadzie zgody – skoro wydarzył się, to trudno, potrzebne było wyjście.

#3 Urszula,
tak szczerze piszesz o sobie.
A szczerość zawsze jest interesująca.
Bo ja na przykład chętnie czytam Twoje komentarze.
Nie rozumim więc, dlaczego myślisz, że pisanie na blogu nie jest dla Ciebie.
Ono jest dla wszystkich, a w szczególności dla szczerych.
Pozdrawiam 🙂

Można porównać noc do choroby człowieka, nie tylko ciała ale przede wszystkim ducha:
„Lecz jeśli twoje oko jest chore, całe twoje ciało będzie w ciemności. Jeśli więc światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność! ” [Mt 6,23].
Jeśli wyjdziemy z choroby, wyleczymy to „oko”, które jest światłem” „Światłem ciała jest oko. Jeśli więc twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle” [Mt 6,22].
Ale kto może nas uleczyć? Kto może uleczyć nasze oko żebyśmty patrzyli i widzieli i abyśmy słuchali i szłyszeli/ usłyszeli? Jedynie to mooże zrobić Jezus, który nas obdarza swoją miłością.
Można śmiało powiedzieć, że miłość leczy, ale nie taka ludzka.
—————
W Internecie coś takiego znalazłem:
„Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką” ks. Jarosław Hybza MIC – chodzi o narrodzenie Chrystusa.
I jeszcze:
[…}„nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!” (Rz 13,11-12). Nie pozwólmy zgasnąć światłu zapalonemu przez Chrystusa, podtrzymując i pielęgnując je w swoich sercach, w życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym.

I jeszcze przypomniało mi się coś; mianowicie w Piśmie mamy słowa: „Jezus rzekł: «Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą stali się niewidomymi». Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli i rzekli do Niego: «Czyż i my jesteśmy niewidomi?» Jezus powiedział do nich: «Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal.” [J9,39-41] – Gdybyśmy widzieli, to byśmy rozpoznli Jezusa, ludzi przez Niego wysłanych na ziemię i w przeciwieństwie do apostołów, którzy nie uwieżyli innym, że Jezus zmartwychwstał, byśmy wierzyli im na słowo.
I znowu się odwwołam do Internetu:
„To kolejna lekcja pokory. Wczoraj widziałem, dziś jestem ślepy. Panie, otwórz mi oczy, bo tylko to, jak Ty patrzysz i widzisz, jest prawdziwe. Tak brzmi moja modlitwa na dziś. (…)
Można widzieć Miłość, ale jej nie dostrzegać. Można mieć nadzieję, ale nie wierzyć. Można wierzyć, ale nie widzieć. Panie, dotknij moich oczu, abym przejrzał.”
http://rafael.blog.deon.pl/2013/04/27/jestesmy-slepi/

#3 Urszulo, mam szczęście w swoim nieszczęściu bo jest ze mną Piotr /syn z bardzo poważnym mpd/. To on daje mi co dziennie porządne lekcje wiary. Po 17 latach bycia razem nie potrafię już patrzeć na siebie i innych wzrokiem własnej woli. Piotr daje mi własne oczy i wówczas widzę tak jak on. Widzę siebie tak jak on widzi mnie. Widzę jak czeka na mnie ,jak tęskni za mną, jak bardzo mnie potrzebuje. Jego choroba to straszna noc. Jego wzrok to prawdziwe światło dla mnie. Warto uczyć się życia od najsłabszych. Warto być wśród najmniejszych. Trzeba szukać i odnajdywać się w gronie tych, którzy w sposób naturalny patrzą na nas niepokalanym wzrokiem. Są wśród nas tacy, którzy nie potrafią grzeszyć. Są oni światłem Chrystusa w naszych ciemnościach. Ci „niepokalani” to prawdziwie wybrani by błyszczeć dla nas z wysokości własnego krzyża. Moja każda noc jest ożywiona/oświetlona/ krzyżem/chorobą/ mojego syna. Szkoda, że dzisiaj zapominamy w naszych wspólnotach o tych małych światełkach zmartwychwstałego Pana. janusz

# 3 urszula
Chciałam zauważyć, że Izraelici z Egiptu sami nie wyszli. Może i chcieli, ale właściwie niekoniecznie.
Ale to Pan Bóg postawił ich w sytuacji bez wyjścia. Egipcjanie można powiedzieć, że nie tylko ich wypuścili, ale i wyrzucili. „I nalegali Egipcjanie na lud, aby jak najprędzej wyszedł z kraju, gdyż mówili: „Wszyscy pomrzemy”” (Wyj.12,33)
Podobnie nad Morzem Czerwonym. Pan Bóg postawił ich w sytuacji bez wyjścia. Myśląc po ludzku: Z przodu śmierć w morzu. Z tyłu śmierć z ręki Egipcjan.
Ale jest trzecie rozwiązanie zaufać Bogu i wejść w to, co wydaje się śmiercią a jest życiem.
To Pan Bóg wyprowadził Izraelitów z Egiptu.
I ciebie w stosownej chwili wyprowadzi. 🙂

# 3 Ulu
W tym co piszesz po części poznaję swoje doświadczenie. Kiedyś Pan Bóg mówił do mnie przez swoje Słowo bardzo dużo. Dawał mi takie poczucie swojej obecności, bliskości.
Teraz już tak nie jest. Nie wiem, jak to napisać. Święci mieli noc ciemną, ale u mnie chyba to jeszcze nie to, chociaż w pewnym sensie podobne. Miałam jednak to szczęście i chcę się tym z Tobą podzielić, że Pan Bóg mnie do tego przygotowywał przez swoje Słowo, mówił, że tak się stanie. Bałam się tego bardzo, ale On przez swoje Słowo zapewniał, że mimo, że nie będę odczuwała tej bliskości, On będzie może nawet jeszcze bliżej niż wcześniej. Dlatego znoszę to dosyć spokojnie. Myślę, wierzę, że On wie, co jest dla mnie dobre i mi to daje. Widocznie to Jego pozorne oddalenie jest mi potrzebne. Napisałam – pozorne- bo jak zapewniał, jest blisko.
Pozostaje czyta wiara.
Tak sobie czasami myślę, że jak jest się niemowlęciem jest się przy piersi matki, czuje się jej fizyczną obecność. Potem dziecko uzyskuje więcej autonomii. Nie jest już tak blisko fizycznie z matką, a jednak ta matka zawsze koło niego jest i czuwa.
Pan Bóg jest z tobą w tym doświadczeniu, które akurat przeżywasz. 🙂

#3 Urszula
W ciemnościach nocy człowiek czuje się opuszczony nie tylko przez ludzi ale i przez Boga. Staje na krawędzi rozpaczy ale… jeśli mamy być podobni do Chrystusa, musimy cierpliwie przejść przez to cierpienie, musimy iść dalej bez wyjaśnień i bez jakichkolwiek oparć. To minie.
Cierpienie jest najszlachetniejszą tajemnicą, bo jest związane z udziałem w misji Chrystusa, jest powołaniem zbawczym.
Piszesz ,,Czy nie było we mnie żadnego dobra?”
Ula, nie pytaj. O nic nie pytaj, to nie jest ważne. Nasz Pan tak bardzo cierpiał, a był bez winy, był samym Dobrem, samą Miłością.
,,Kiedyś miałam poczucie wybrania…” – to teraz jesteś wybrana (Bóg wyróżnia przez ucisk, cierpienie) i tak naprawdę nie jest istotne co czujemy, nasze uczucia mogą nas zwodzić.
W pierwszym zdaniu wspomniałaś o nadziei i tego się trzymaj. Nadzieja Cię przeprowadzi przez ten trudny czas. Ufaj!
Dedykuję Ci dwie myśli:
,,Wiele rzeczy pozornie smutnych jest bogactwem dla wieczności” – św.Rafał Kalinowski
,,Dawaj wszystko co On bierze i bierz wszystko co On daje” – bł.Matka Teresa z Kalkuty
……….
Ja też mam za sobą swoją noc ciemną (ale wtedy nie wiedziałam tego, co wiem teraz), dlatego wydaje mi się, że Cię rozumiem.
Pozdrawiam i życzę wytrwałości.

#7
Januszu…każde słowo, które kolejny raz wpisuję (i kasuję) wydaje się banalne, więc pozwól, że po prostu napiszę, że bardzo mnie wzruszyłeś tym, co napisałeś.
Pozdrawiam.

ad 3
„Czy przeciwności mogą zabijać całego człowieka?”- pytasz Urszulo!
Mogą! Mnie zabiły. Wiary we mnie nie ma, nadzieja gdzieś znikła, miłość zamieniła się w nienawiść, a na żal i skruchę nie ma we mnie miejsca. Jeszcze fizycznie żyję, ale już trup. Pewnie nigdy nie było we mnie życia. Nie jestem w stanie zrozumieć, że Bóg mógł przewidzieć dla mnie drogę takiego cierpienia.
Więc przeciwności mego życia mnie zabiły w całości.
„Jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzi i wzgarda pospólstwa”.
Powtórzę więc: przeciwności mnie zabiły i nie ma we mnie siły, aby przyjąć łaskę Zmartwychwstania.
PS.do Autora bloga – adres e-mailowy jest nieprawdziwy

Ad #12 robak
Robaku,
niezależnie od tego, kim jesteś i jaka w szczegółach jest Twoja sytuacja, możesz skontaktować się ze mną także poza blogiem.
Polecam Cię w modlitwie Panu Bogu, Ojcu Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana
Bp ZbK

#12
I to jest chyba noc ciemności, która może okazać się wielką łaską dla Ciebie.
Z pomocą Bożą wszystko jest możliwe.

#12 robak
Ad P.S.
A szkoda, bo być może mógłby ci pomóc. 🙂

robak
A skoro nie chcesz rozmawiać z Autorem blogu, to może chciałbyś porozmawiać ze mną?
Co prawda niektórzy podejrzewali, że jestem z Cmentarnej, ale nie jestem.
Jeśli chcesz porozmawiać i znajdziesz odwagę – mój mail basa2@op.pl

do Autora bloga i do „basy”
Dziękuję, wiem że Autor jest zawsze ochoczy i gotowy do rozmów z takimi „połamańcami”, jak ja.
Ale we mnie nie ma gotowości i nie sądzę, żeby udało się coś we mnie zrobić. Również Tobie, „basa” dziękuję.

Ad 2 Ka nie rozumiem co duchowni mają nauczyć się rozpoznawać?

Ad 12 Przeciwności zabiły tylko Twoje oczekiwania, marzenia i Twój plan na drogę życia byś mógł powtórzyć za Koheletem „marność nad marnościami – wszystko marność” i jak pisze ks. Biskup byś poznał tajemnicę nocy Jezusa Chrystusa, i w tym świetle odnalazł Boży plan dla Ciebie.

#16
Mogę zapytać co znaczy że jest się z Cmentarnej?
Znaczy się,za kogo Cię uważali?

#12
Nie jesteś trupem.
Przesadziłeś.
Dowodem Twój wpis.

Dziękuję każdemu, kto tutaj napisał o swoim bólu.
To mi bardzo pomaga. Ja, najczęściej trzymam się myśli: „schyl w proch swoje usta, może jest nadzieja…”
Kiedy trochę przyjmuję to, co jest, znajduję pokój a nawet radość, ale zaraz potem zmagam się z tęsknotą za szczęściem i radością, której chyba nigdy nie będzie.
Czy na pewno każda noc jest „nocą wyzwolenia”?

Ad #7
Januszu, Twój wpis to prawdziwa esencja; niezwykle mocne świadectwo. Gdy czytam komentarze na blogu zwykle nie opuszczam Twoich wpisów i czytam je uważnie – bo są „z charakterem” – ale ostatni Twój wpis bardzo mnie poruszył. Choć nigdy nie doświadczyłem osobiście kroczenia taką drogą jak Twoja to jedynie przeczuwałem jakim darem dla wszystkich wokół jest właśnie „najsłabszy” – potrzebujący stałej opieki człowiek.
Pisz o tym, jak piszesz i mów jak mówisz.
W ten sposób dar jakim jest Twój syn Piotr rozszerza zasięg swojego działania.
Także dzięki też i temu jakim darem jesteś Ty …

# 17 robak
Proponuję bezustannie,w każdym czasie powtarzać jedno zdanie z Ewangelii:„Jezusie Synu Dawida,ulituj się nade mną”.
A co to daje,to sam zobaczysz.

Dziękuję tym, którzy odnieśli się do mojego wpisu. Jeżeli będzie jeszcze okazja – odpowiem na nie. Teraz nie chcę tego robić. Dziękuję również pozostałym za ich wypowiedzi a robakowi, że miał odwagę napisać.

#20 Ka
Przecież byłaś na Cmentarnej. 🙂
Dom biskupi jest na Cmentarnej.

# 17 robak
Wiesz, mi nie chodzi, aby coś – jak się wyraziłeś – w tobie zrobić. Aż takiej pychy we mnie niema.
Ja chcę po prostu z tobą w „tym” być, abyś nie był z tym sam.
Adres masz. Zawsze możesz skorzystać. 🙂
Niech Pan Bóg Ci błogosławi.

#27
To że dom biskupi tam,to jedna sprawa /oczywiście że pamiętam wszystko i wszystkich gdzie byłam/, ale powiązania człowieka z ul.Cmentarną zupełnie nie rozumiem.
No, chyba że znajdowałby się tam jakiś zakon, w tym przypadku żeński.
Księże Biskupie, ten witraż. Ten witraż /i światło jakie rzuca/ przepiękny.
Pozdrawiam Baso.
Jutro jadę do Ludźmierza, zobaczymy co to tam słychać 😀

#29 Ka
A nie wystarczy np wspólnota współpracowników?
Ale, co tamta osoba miała na myśli, należałoby spytać właśnie ją.
Dziękuję za pozdrowienia i także pozdrawiam
Basia

Mam takie pytanie: czy ten wasz Bóg jest uzależniony od człowieka?
Bo według mnie On, który jest Wszechmocny, nie jest poddany człowiekowi.
Inaczej to Bóg nie byłby Bogiem.

Ad 12 robak
Nie zapominaj że myślą przewodnią czytań na 19 NdC 2013r. jest WIARA.
Wiara która rodzi się z bezpośredniego spotkania z Bogiem, a przedmiotowa „noc” jest jednym z etapów drogi prowadzącej do Niego. To bliskie spotkanie „trzeciego stopnia” mieli Abraham, Sara, Mojżesz i uwierzyli.
Czy my wszyscy żyjący możemy spotkać Boga twarzą w twarz ? Niestety nie. Możemy, poprzez modlitwę jej szczególny dar,oczami naszej duszy doznać szczęścia poznania Boga. Z po poznaniem Boga i Syna wiąże się także inne kluczowe słowo „miłość”. Jakiej miłości oczekuje od nas Bóg ?
Na podstawie przeczytanej lektury i własnego doświadczenia stwierdzam, że Bóg oczekuje ode mnie miłości dla opisania której użyłbym słowa wierność – bez względu na okoliczności.
I tu pojawia się omawiana przez Ks. Biskupa „ciemność”, którą Bóg zsyła na nas nie dla zguby, lecz aby przekonać się o stałości naszych uczuć i po okresie próby „oślepić” nas jasnością spotkania z Nim.
To nie kara i odrzucenie. TO WYBRANIE. Myślę, że „standardowe” uczestnictwo w Kościele nie wystarczająco przygotowuje do tego spotkania,stąd waga takich inicjatyw ja ten blog.
Musisz „robaku”, albo skorzystać z oferty pomocy oferowanej Ci przez Ks. Biskupa, albo samemu poszukać książek, publikacji, które pomogą Ci zrozumieć to co przeżywasz.
Na podstawie tego co piszesz, o tym poczuciu odrzucenia, zatracenia, beznadziei , wydaje mi się że „jesteś sprawdzany „.
Gdybym miał Ci coś doradzić, poradziłbym lekturę na temat modlitwy kontemplacyjnej, może coś o drogach do Boga mistyków.
Mnie bardzo pomogła książka Thomasa Mertona „Nikt nie jest samotną wyspą”.
Szkoda, że tak mało jest bibliotek ściśle katolickich.Dlatego interesujących mnie pozycji szukam w bibliotekach publicznych. I w większości one tam są.
Pozdrawiam i odwagi.
AFC

Ad #32 AF i #12 robak oraz #25 urszula
Dziękuję za te dopowiedzenia.
To jest właściwa droga.
Dorze jest w tym poszukiwaniu odnaleźć pomoc ze strony wspólnoty.
O tym pisze Papież Franciszek w swojej encyklice Lumen Fidei.
Przytoczę fragment :
Nie można wierzyć samemu. Wiara nie jest tylko indywidualnym wyborem dokonującym się we wnętrzu wierzącego, nie jest odizolowaną relacją między «ja» wiernego i «Ty» Boga, między autonomicznym podmiotem i Bogiem. Ze swej natury otwiera się ona na «my», wydarza się zawsze we wspólnocie Kościoła (LF 39; zob. też pkty 14 i 40-45).
Do „Robaka”: słowo otuchy i modlitwa. Szukaj oparcia w Bogu z pomocą wspólnoty wierzących.
Do Urszuli: potrzebne jest szukanie relacji i spokojne oraz pokorne (z wiarą) mówienie o sobie. Nawet takie, jak na tym blogu. Dzieje się wówczas coś z tego, czym jest wspólnota wierzących, która się wspiera i wzmacnia w zawierzeniu Słowu (obietnicom) Boga.
Pozdrawiam
Bp ZbK

Jeszcze co do nocy ciemnej, podpisuję się pod tym co napisał AF i Ks. Biskup. To prawda – wspólnota jest pomocna w takim czasie, ale nie zawsze. Bardzo często Bóg dopuszcza i odrzucenie przez wspólnotę. W moim przypadku tak było. Wszyscy są przeciwko mnie – tak czuje człowiek – i rodzina i przyjaciele i wspólnota i … Bóg. Człowiek zostaje ogołocony ze wszystkiego, zostaje sam, sponiewierany, ,,wdeptany w ziemię”, nie widać nawet odrobiny światła. Na pewno nie można wtedy uciekać w samotność, zamykać się w sobie – trzeba mimo wszystko, jak pisze Ks. Bp. szukać relacji, wychodzić do ludzi. Bóg bardzo często podaje rękę przez ludzi ze strony których nigdy nie spodziewalibyśmy się pomocy. Tak było w moim przypadku. Oczywiście każdy ma ,,swoją” noc ciemną, tzn. inne przeciwności losu, inne sytuacje trudne, inne trudności duchowe i kryzys wiary, no i ta noc jest rozciągnięta w różnej długości czasu. Ja na szczęście przeżywałam to wszystko tylko przez ok. pół roku, ale ponoć Matka Teresa z Kalkuty prawie przez całe życie.
Trudno wtedy szukać pomocy u Boga (bo Bóg milczy).
Ja modliłam się przez ten okres czasu tylko 3 modlitwami (Modlitwa Pańska, Pozdrowienie Anielskie i Chwała Ojcu…)i robiłam to wbrew sobie. Na pewno nie wolno zarzucić sakramentów. Do spowiedzi szłam walcząc ze sobą, wiele razy chciałam zrezygnować, podobnie było z Mszą św. Szłam z pustką w sercu, we Mszy św. uczestniczyłam jak manekin. Rozum mi jednak podpowiadał, ze jedynym moim ratunkiem jest Bóg i muszę się Go trzymać, jak ostatniej deski ratunku.
Odrzucałam to, co czuję, szłam za rozumem. W tym czasie na pewno trzeba uzbroić się w cierpliwość i ufać, że Bóg w końcu położy kres tej męce.
Ja wówczas kompletnie nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Dlaczego wszystko, czego się nie dotknę obraca się przeciwko mnie, dlaczego pomimo największych wysiłków i starań wszelkie przedsięwzięcia sypią się w gruzy, nic nie wychodzi i do tego wrogość tych, którym ufałam, lęki, poczucie zagrożenia i to odrzucenie przez Boga (mogą też wystąpić problemy ze zdrowiem). Brrr…wzdrygam się na samą myśl tamtych przeżyć.
Wtedy wpadła mi w ręce książeczka Wilfrida Stinissena OCD p.t.,,Noc jest mi światłem”. Po jej przeczytaniu jakbym złapała oddech. Sięgnęłam po pisma św. Jana od Krzyża. Noc przestała być już tak ciemna, a pewnego dnia ,,jak uciął nożem” wszystko minęło, jak nagle przyszło, tak nagle zniknęło.
Wszystkim, którzy przeżywają podobne stany ducha zacytuję słowa z okładki w/w książeczki:
,,Noc ciemna stanowi nieunikniony etap w drodze do Boga. Każdy z nas, jeżeli traktuje swoją wiarę na serio, musi przejść przez noc. (…)Jan od Krzyża uczy, że żadna przepaść nie jest tak głęboka, żadne wzniesienie tak wysokie, by nie mogło stać się DROGĄ. Nauczmy się, że spotkanie z Bogiem w pierwszej fazie jest takie bolesne dlatego, bo jest takie inne. Bóg jest błogosławieństwem dla naszego najgłębszego ,,ja”, ale dla naszego ,,ego”, zewnętrznego ,,ja”, stanowi zagrożenie. Właśnie to nasze ,,ego” wchodzi najpierw w konfrontację z Bogiem… i przez to umiera. (…) Noc jest drogą, a drogi nie sposób zrozumieć nie wiedząc dokąd prowadzi”.
Pozdrawiam wszystkich, szczególnie Urszulę i Robaka.

Robaku, nawet jak opuścili cię bliscy, tułasz się po świecie, cierpisz z powodu braku dzieci – ciężko ponad siły pracujesz – bo byłeś niemądry i nie widzisz już sensu – to jest nas już dwóch, a to i tak mało do opisania co może jeszcze człowieka spotkać i wiem czym jest życie kiedy pragniesz tylko śmierci – posłuchaj księdza biskupa uwierz a uwolnisz się od samego siebie, zaufaj a w tym wszystkim odnajdziesz radość, wytrwaj a Bóg powoli cię oczyści, bądź wierny a powoli wejdziesz w jego miłość, staniesz się wolny – zobaczysz jak świat jest przyziemny i wiele marności i pokochasz swoich prześladowców, tych którzy cię poklepują ujrzysz w ich mizantropii, a prawda cię rozweseli.

do Wszystkich!
Tyle dobra i życzliwości nie spotkało mnie nigdy przez długie życie, jak dziś.
Warte przemyślenia.
Proponuję i zwracam się z gorącą prośbą: otoczmy życzliwością jednością, miłością i modlitwą naszego Księdza Biskupa – tak bez ciekawości, bez wyjaśnień o co chodzi.
Otoczmy Jego Osobę modlitwą, jak bastionem.
Może nas Pan Bóg wysłucha.
I nie zapomnijmy w tę modlitwę włączyć Maryję – Jezusową i naszą Matkę. Wszak Ona nikogo i nigdy nie opuszcza.

„Czy przeciwności mogą zabijać całego człowieka?”
No pewnie, że mogą zabijac. Odbiera nadzieję, nie warto się trudzic bo i tak Najwyższy pokaże tobie twoje miejsce, etc Ot, co!

# 22 ahafia
„To światło bowiem oświeca noc człowieka,czyli jego błędy,jego zagubienie się.Człowiek w tym świetle ma szansę zobaczyć swoje błędy ale musi także to uznać i dać się prowadzić przez to światło,by być wyprowadzonym z owej nocy,ze swojej nocy”-nawrócenie.
EUCHARYSTIA JEST ZRÓDŁEM SIŁY I RADOŚCI.
Chleb grzeszników daje moc do dzwigania się z naszej słabości i niemocy.Można wtedy wyjść z ciasnego kręgu swoich potrzeb i pragnień i na wzór Chrystusa dawać siebie w ofiarnej miłości.
To w Niej lekarstwo na lęk i odwaga,by stawić czoło nienawiści.

#nie tylko robak
„Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym uwielbiłeś nas, powołanych ”
Wbrew pozorom to zdanie dotyczy jednego adresata, mnie, każdego z nas.
Brak żony lub jej nadmiar, brak dzieci czy też niezgoda na ich pojawianie się na świecie itd.
Wydarzeniami, które często stoją w opozycji do moich oczekiwań, planów czy żądań, Bóg wyrównuje moje wewnętrzne wyżyny (abym nie miał gdzie składać ofiar bóstwom) po to, aby mnie uwielbić.
Bo tylko pozostała „reszta” mnie może to uwielbienie przyjmować i oddawać.
Myślenie to jest dla mnie kołem ratunkowym wtedy, gdy jest źle, czegoś nie ogarniam, poświęcam dużo pracy i niewiele z tego wychodzi. Za każdym razem na nowo.
Piszesz robaku,: „i nie sądzę, żeby udało się coś we mnie zrobić”. A ja ci mówię, że dopiero teraz Bóg może coś w Tobie zrobić.
Rusz tylko trochę swoje szanowne cztery litery!

Gdy mnie spotykają przeciwności, przypominają mi się słowa św. Jakuba: „Za pełną radość poczytujcie to sobie, bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia. Wiedzcie, że to, co wystawia waszą wiarę na próbę, rodzi wytrwałość. Wytrwałość zaś winna być dziełem doskonałym, abyście byli doskonali, nienaganni, w niczym nie wykazując braków.” (Jk 1, 2-4)
Myślę, że przeciwności są potrzebne…

# 39 Maciej
Pan Bóg nie karze nas w sensie ludzkim,tylko pozwala ponosić konsekwencje.Pewnych rzeczy zakazuje,bo nas kocha i chce żebyśmy nie krzywdzili siebie i innych.Nie ogranicza naszej wolności tylko podpowiada najlepsze drogi życia,jeżeli nie posłuchamy,to narobimy sobie problemów.
Przypowieść o synu marnotrawnym to wyjaśnia.
Ojciec kocha syna dalej,ale nie idzie do syna.Kiedy syn zmarnował pieniądze,swoją wolność,Ojciec kocha dalej.Wychodzi na drogę i czeka,daje znaki.Nie idzie do syna,nie zsyła kar,,nie dopuszcza cierpienia,bo syn nie konsultuje się z Ojcem,tylko się nie wtrąca.Ty synu błądzisz,ty ponosisz konsekwencje.Bóg mógłby odebrać konsekwencje,ale wtedy błądzilibyśmy dalej.Wie,że jeśli nie ratuje nas miłość,to może nas tylko uratować nasze cierpienie.Syn marnotrawny zastanowił się nie dlatego,że Ojciec cierpiał,lecz ze on sam zaczął cierpieć.

Ad 38,39 Maciej
I masz rację i nie.Wszystko zależy od perspektywy spojrzenia.Jeżeli patrzysz z perspektywy tu i teraz /życia doczesnego/, to gdy idzie w nim jak po grudzie, a w dodatku brakuje wiary /szerszej perspektywy spojrzenia na swoje życie – jego poszerzenie o życie w wieczności/, jeżeli masz słabą psychikę, nie wiesz i nie umiesz radzić sobie z problemami, nie jesteś na nie przygotowany, nie ma wokół ciebie ludzi którzy podpowiedzą,pokierują, pomogą , to w potocznym rozumieniu tej sytuacji, brak nadziei na zmianę,świadomość bliskości nieuchronnego końca/dobicie do kresu horyzontu/może zabić – w przenośni i dosłownie.
Wprawdzie nie jestem teologiem ale wiem, że wiara w Boga jest łaską, stąd brak wiary u części ludzi jest sytuacją normalną.Czy to znaczy, że taka osoba nie ma szans na zbawienie, wydłużenie horyzontu,perspektywy ? Otóż ma. Właśnie wtedy, gdy zagoniona do narożnika przez życie, czeka na nieuchronny nokaut,jeżeli ostatkiem woli, świadomości, szczerze i przekonująco poprosi Boga o rzucenie ręcznika na ring, to nawet jeśli nie przeżyje z powodu wcześniej doznanych kontuzji, będzie zbawiona. I być może w sytuacji „robaka” o to chodzi.Być może ta beznadzieja , w ocenie Boga jest ostatnią jego szansą na świętość /życie wieczne/
Zwracając się wcześniej do „robaka” miałem na myśli trochę inną sytuację, kiedy wierzący, doznający wielu Bożych łask, nagle doznaje uczucia Bożego opuszczenia,pustki w sercu, świat „wali mu się na głowę”. To także trudna sytuacja z którą samemu bez przewodnictwa trudno sobie poradzić, czasami prowadząca do tragedii.
I dlatego potrzebujemy wsparcia Kościoła,`wspólnoty,bliźniego,odpowiedniej lektury. Pomocy umożliwiającej prawidłowe zdiagnozowanie stanu i sytuacji i zaaplikowanie „odpowiedniej kuracji”. Lecz najważniejsze jest zawierzenie i szczera prośba o pomoc Boga i Ducha Świętego.
I na koniec, nie ma jednej drogi do Boga. Ilu ludzi tyle dróg i tyle sytuacji. Każda może zaprowadzić do Boga lub nie. Czy zaprowadzi to przede wszystkim kwestia Bożej woli,w dalszej kolejności naszej determinacji./Na podstawie lektur i własnych doświadczeń – ze świadomością, że łatwiej poradzić niż zrobić/.
Pozdrawiam
AF

Ad 38,39 Maciej
I masz rację i nie masz. Wszystko zależy od perspektywy spojrzenia na swoje życie. Jeżeli patrzysz z perspektywy tu i teraz , to gdy w życiu idzie jak po grudzie, gdy brak wiary /poszerzenia perspektywy o życie wieczne/ , jeśli masz słabą psychikę, nie wiesz jak radzić sobie z problemami, nie jesteś na nie przygotowany, nie masz wokół ludzi którzy mogą pomóc, pokierować, poradzić, jeśli nie potrafisz prosić o pomoc, to w potocznym rozumieniu tej sytuacji, masz przechlapane i ten stan braku nadziei na zmianę, świadomości bliskości nieuchronnego KOŃCA przedwcześnie „zabija”, w przenośni a czasem dosłownie.
Wprawdzie nie jestem teologiem ale wiem, że wiara w Boga jest Jego łaską, stąd sytuacja w której ktoś nie wierzy jest dla mnie sytuacją normalną.
Brak wiary to nie kara Boża. Znam ludzi którzy wierzą lub nie, a żyją godnie i dostatnio. Znam też takich którzy wierzą i żyją równie godnie z niedostatkiem i problemami. Bo wiara poszerzona o perspektywę zbawienia, pomaga im żyć.
Czy to znaczy, że nie wierzący nie ma szansy na zbawienie ?
W mojej opinii ma, bo nawet wtedy kiedy zapędzony do narożnika przez życie, czeka na nieuchronny nokaut, może ostatkiem woli świadomości poprosić szczerze /przekonująco/, aby Bóg /sędzia/ zechciał zauważyć ręcznik rzucony przez Ducha /sekundanta/ w jego imieniu na ring. I być może w sytuacji „robaka” o to chodzi. Być może ta beznadzieja sytuacji, w ocenie Boga jest ostatnią szansą „robaka” na świętość /poszerzenie perspektywy jego życia o życie wieczne/Wystarczy tylko uwierzyć, poprosić o pomoc, poddać się aby zwyciężyć , jak Jezus.
Pisząc wcześniej do „robaka” myślałem o trochę innej sytuacji, w której wierzący otrzymujący wiele łask od Boga, nagle czuje wokół siebie pustkę, bezsens tego co wcześniej robił i w co wierzył. Czuje że Bóg go opuścił.
To także wyjątkowo trudna sytuacja w której bez duchowego przewodnictwa, porady trudno się odnaleźć . I wtedy potrzebujemy wsparcia Kościoła, księdza, wspólnoty, drugiej osoby, odpowiedniej lektury. Pomocy umożliwiającej zdiagnozowanie sytuacji. Lecz najważniejsze jest zawierzenie Bogu i prośba o pomoc Ducha Świętego.
Ina koniec, nie ma jednej drogi do Boga.
Ilu ludzi tyle dróg i sytuacji. Każda może zaprowadzić do Boga lub nie.
Czy zaprowadzi, to kwestia przede wszystkim Bożej woli, w dalszej kolejności naszej determinacji.
Pozdrawiam
AF

#40 mirpat
Dziękuję, ale „musi także to uznać i dać się prowadzić”, jak można coś musieć, kiedy się nie może nic? Lęk paraliżuje, zniszczenie faktycznie jest… To jest prawdziwy dowód na istnienie Boga, gdy zaczyna się jakoś wychodzić, tylko że nie da się go przekazać nikomu. Poznaje go tylko ten, kto doznał pomocy.

#46 ahafia
Jeżeli chcesz,to może znajdziesz wskazówki dla siebie, w artykule Bp.Kiernikowskiego-„Czy można nawrócić się samemu?”(dostępny w internecie).

Noc ciemna? Dotknęła mnie raz. Może sekundy, może minuty to trwało /napewno nie godziny/, noc w której nie było / przez ten okres czasu/najmniejszego pierwiastka Bożego.
Nie we mnie – w tlenie, w powietrzu, w tym czym oddychałam i co otaczało mnie. Nic, zero. Zero pierwiastka Bożego.
Pomyślałam /podczas tego czasu/ że tak może wyglądać piekło. Nie życzę nikomu.
I nie mam pojęcia dlaczego musiałam doświadczyć.

#47 mirpat
Dziękuję za radę, pamiętam ten artykuł. Przeczytam go ponownie.

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php