Kategorie
Rozważanie Ewangelii

Niedziela Chrztu Pańskiego 2009

Okres Bożego Narodzenia dobiega końca. Niedziela Chrztu Pańskiego otwiera okres zwykły roku kościelnego. Jest to inauguracja publicznego wystąpienia Jezusa. Na tle przepowiadania Jana Chrzciciela dokonuje się to, co ma rozpocząć nowy etap historii zbawieni. Jezus, podobnie jak tylu innych, przychodzi do Jana, by przyjąć Chrzest. Gdy to się stało i wychodził z wody, dokonały się trzy zjawiska, które mają swój punkt kulminacyjny w głosie z nieba:

Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie (Mk 1,11).

Przypatrzmy się elementom tego wydarzenia. To one bowiem wyjaśniają sens przyjętego przez Jezusa chrztu i nadają kierunek rozumienia tego wydarzenia dla nas. W tych wydarzeniach i zjawiskach jest wyrażona w kluczu i języku symbolicznym głęboka treść i życiodajne przesłanie. Chrzest Jezusa otwiera drogę do naszego chrztu i do naszego chrześcijańskiego życia.

Jezus ujrzał rozwierające się niebiosa

To, co wydaje się być najbardziej istotne w tym pierwszym zjawisku to objawienie faktu, że Jezus jako człowiek widzi niebo otwarte. Otwiera się przed nim niebo. Pod pojęciem niebo rozumiemy naturalnie nie tylko jakąś przestrzeń, gdzie mieszka Bóg, ale to wszystko, co dotyczy Boga. Mianowicie całą rzeczywistość Bożą, która dla człowieka po grzechu stała się niedostępna. Jezus jest pierwszym człowiekiem, który ma dostęp do tego nieba. Jest to też znak znajomości Tajemnicy Bożego planu co do człowieka.

Do czasu przyjścia Jezusa ten zamysł Boga był zakryty. Teraz w Jezusie zostanie objawiony. To zamknięcie nieba to nie jakaś materialna zasuwa uniemożliwiająca dojście do niebieskiego miejsca. Nie tutaj miejsce, by rozpatrywać wszystkie interpretacje w tej materii. Zwracam uwagę na aspekt personalny, wychodząc od sytuacji człowieka. Owo zamknięcie nieba dokonało się także a może przede wszystkim w człowieku, w jego wnętrzu. Po grzechu człowiek nie był w stanie spoglądać w niebo otwarte, nie był w stanie spoglądać w oblicze Boga, chociaż Go szukał i za Nim tęsknił. Nie był w stanie tego czynić, bo w sobie zanegował życiodajną relację do Boga przez sięgnięcie po niezależna poznanie dobra i zła. Jedyną drogą powrotu było przejście przez śmieć. A tego człowiek się boi i nie chce zaakceptować.

Oto Jezus przyjmują chrzest z rąk Jana Chrzciciela, stanął po stronie grzeszników i zgodził się na śmierć. To oznacza bowiem chrzest. Zstąpienie w wody śmierci i w otchłań ludzkiego oddalenia się od Boga. W chwili, kiedy Jezus na to się zdecydował, kiedy to podjął – chociaż miało się to dopełnić w Jego Śmierci i Zmartwychwstaniu – zmieniła się relacja Człowieka do Boga. Człowiek mógł widzieć niebo. Otworzyło się przed nim niebo. Pierwszym był Jezus: Następnymi będą ci, którzy wierząc w Niego, nie będą bronić własnego życia, lecz zgodzą się na umieranie ze względu naprawdę. Nijako przykładowy wzór mamy w męczeństwie św. Szczepana. On widział niebo otwarte. Podobnie później na różny sposób kolejni męczennicy

Gołębica

Drugi znak to gołębica oraz fakt zstępowania Ducha na Jezusa. Mamy tutaj niewątpliwie nawiązanie do Ducha, który unosił się nad wodami przy stworzeniu. Może to też być jakaś aluzja do gołębicy z opowiadania o potopie. Przepełnienie tymże Duchem to danie początku, nowego początku. To zaistnienie nowej jakości życia, jak możemy to widzieć s proroctwach Ezechiela (36,27; 37,1-14; 39,25) czy Joela (3,1-2). Odnosi się to do Ludu Wybranego, a w szczególności do zapowiedzianego Ludu odnowionego czy wprost nowego ludu mesjańskiego (zob. Iz 44,1nn).

Obok proroczej wizji napełnienia Ludu Duchem Bożym została coraz to precyzyjniej zarysowana figura indywidualnego czy osobowego Pomazańca czyli Mesjasza. To, co stało się nad Jordanem po przyjęciu Chrztu przez Jezusa to z całą pewnością jest spełnieniem proroctwa Izajasza, który mówił o obecności Ducha nad Mesjaszem i wyposażeniu Go do misji (Iz 61,1nn). Jezus odniesie to proroctwo wprost do siebie na początku swojej działalności. Uczyni to w swoim rodzinnym mieście, Nazarecie w dzień szabatu (zob. Łk 4,16-21) a przede wszystkim do obrazu Sługi Bożego natchnionego Duchem Bożym (zob. Iz 42,1, por. 48,16).

To Duch Boży, Duch Święty spoczywając na Jezusie, tzn. przenikający Jego i inspirujący całą Jego misję. Jest to Duch, który poprowadzi Go, y stawił czoła wszystkim innym koncepcjom życia. Dokona się to już w czasie kuszenia na pustyni a potem przez wszystkie momenty głoszenia Ewangelii, dokonywania cudów a przede wszystkim w licznych kontrowersjach i sporach z faryzeuszami, uczonymi w Piśmie i arcykapłanami. Skutkiem tego będzie to, że On, pełen Ducha Świętego, przyjmie niesprawiedliwą śmierć na krzyżu i zostanie wskrzeszony z martwych (por. Rz 1,4).

Głos z nieba

Nad tym Jezusem, który stoi przed podjęciem owej misji w pełni moc Ducha Świętego, rozlega się głos Ojca. Ten głos wyraża przede wszystkim upodobanie Boga Ojca w tym Synu, który nie waha się stanąć po stronie grzeszników, by przeżyć ich los. Ten los naznaczony konsekwencjami grzechu aż po okrutną śmierć. Ta śmierć należała się nam, ludziom – grzesznikom, ale On, Syn Boży bierze ją na siebie. Właśnie w tym fakcie podjęcia przez Niego niesprawiedliwej dla Niego śmierci w nasze miejsce i za nas jest On Synem Boga na którym spoczywa Boże upodobanie.

Tym samym to upodobanie Boga, które jest skierowane na Niego jako Syna podejmującego nasz ludzki los łącznie ze śmiercią, możemy słyszeć także i my – dzięki Niemu i przez Niego – jako łaskę, że Bóg ma w na upodobanie. To prawda, że jesteśmy grzesznikami. Nie jesteśmy godnymi zwać się dziećmi Boga. To prawda, że zostało w nas zaburzone podobieństwo Boga. Jednakże to Syn Boży staje po naszej stronie, byśmy słyszeli, jak Bóg ma upodobanie w tym, kto uznaje siebie za grzesznika i mogli za naszej pozycji usłyszeć prawdę o upodobaniu Boga.

Te słowa Boga Ojca były skierowane do Niego, do Syna, ale były skierowane po to, byśmy i my je słyszeli i mogli je odnieść do siebie – właśnie dzięki Jezusowi jako Synowi Boga, który staje po stronie nawracającego się grzesznika. Może trzeba to raczej wyrazić lepiej w ten sposób. Jezus staje po stronie grzesznika, aby grzesznik mógł zobaczyć, jak Bóg go kocha i dzięki temu mógł się nawróci i żyć.

Chrzest Jezusa i nasz chrzest

Chrzest, który przyjmujemy czy to z pełną świadomością jako dorośli czy też jako dzieci w oparciu o wiarę rodziców i do niej dorastamy przez stopniową inicjację, jest naszym udziałem w Tajemnicy Jezusa – Jego Chrztu i Jego Mąki i Zmartwychwstania. To właśnie w chrzcie, jaki przyjmuje przygotowany łączy się on z tą Tajemnicą Chrystusa, aby widzieć nad sobą niebo otwarte, być przepełnionym Duchem Świętym i przez Niego prowadzonym. To wszystko po to, aby odkrywać w sobie upodobanie Ojca i stawać się z człowieka uwikłanego w grzech i niewolnika siebie człowiekiem wolnym, dzieckiem Boga. Świadomość tej prawdy pozwala przeżywać najtrudniejsze momenty życia w oparciu właśnie o wiarę w miłość Boga i Jego wybranie i upodobanie w człowieku.

Mój chrzest daje mi moc przyjmowania wszystkiego, co jest konsekwencją mojego grzechu a także grzechu drugiego człowieka. Pozwala mi żyć jako pomazańcowi Bożemu, który wie, że grzech jest odkupiony przez Krzyś Jezusa Chrystusa. Ta prawda urzeczywistnia się w konkretach historii mojego życia jak i w konkretach każdego pokolenia chrześcijan, którzy przyjąwszy chrzest z niego i według jego mocy żyją. Wtedy nawet w najbardziej ciemnych chwilach, jakie mogą mnie spotkać w moim życiu, będę doświadczał otwierania się nieba nade mną i namaszczenia duchem Świętym. To nic, że czasem wszystko zdaje się stawać przeciwko mnie, wiem, że jestem umiłowanym Boga.

Życzę wszystkim ochrzczonym jak najwięcej tego doświadczenia i życia w świadomości przyjętego chrztu.

Pozdrawiam!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

20 odpowiedzi na “Niedziela Chrztu Pańskiego 2009”

Hm.To wszystko takie niesamowite.Głos Ojca.Dlaczego nic nie wiemy o rodzaju tego głosu?Czy był „tubalny”,czy może „wyciszony” stwierdzający jedynie fakt TEGO OTO.CO DOKONUJE SIĘ.TERAZ.Tzn. w ówczesnej chwili.Mam świadomość proszę Biskupa Księdza.Mam niezwykle wyostrzoną świadomość.

Jako osoba dorosła przeżyłam na rekolekcjach odnowę Chrztu Swiętego w Duchu Swiętym i od tej pory doświadczam uwalniania darów otrzymanych w czasie tego Sakramentu.Uważam ,że każda osoba wierząca powinna to przeżyć ,bo inaczej żyje się z tymi darami ale „zapakowanymi” jako prezent

Niedawno rozmawiałam ze znajomymi o Chrzcie Św.
Jakież było moje zdziwienie ,kiedy te osoby, wyznajace wiarę katolicką twierdziły, że do sakramentu chrztu, powinny „podchodzić” osoby dorosłe, świadome tego sakramentu. Według mnie to nie jest właściwe.

„…Chrzest, który przyjmujemy czy to z pełną świadomością jako dorośli czy też jako dzieci w oparciu o wiarę rodziców i do niej dorastamy przez stopniową inicjację, jest naszym udziałem w Tajemnicy Jezusa – Jego Chrztu i Jego Męki i Zmartwychwstania. To właśnie w chrzcie, jaki przyjmuje przygotowany łączy się on z tą Tajemnicą Chrystusa, aby widzieć nad sobą niebo otwarte, być przepełnionym Duchem Świętym i przez Niego prowadzonym….”
Jestem szcęsliwa, że mogłam ochrzcic swoje dzieci jak były małe i ofiarować ich pod opiekę Bożą – mogliśmy w rodzinie przeżywać wspólnie radość każdych Świąt,wspólnych modlitw i rozmów
kiedy dzieci zadawały często trudne pytania dotyczące wiary. Na ślubie kościelnym mojego dziecka, dostaliśmy,-ja z mężem i rodzice drudzy – piękne podziękowanie za wychowanie w wierze w Trójcę Świętą…warto dla takiej chwili żyć i ponosić różne trudy związane m.in. z wychowaniem dzieci.
Jestem przekonana, że jakie wartości zostaną „wszczepione” w młodego, już od małego dziecka,to nawet gdy będzie błądziło,
kiedyś „zaowocują” z Bożą pomocą.
Dzisiejsze rozważania Ks. Biskupa nad Ewangelią, czytam uważnie i myślę, że będę do nich często powracała, kiedy jakaś mgła zasunie mi oczy duszy.
Pozdrawiam

„Mój chrzest daje mi moc przyjmowania wszystkiego, co jest konsekwencją MOJEGO grzechu a także grzechu DRUGIEGO człowieka”
Myślę, że czasami łatwiej przychodzi nam zgodzić się na grzech drugiego człowieka, nawet przyjąć na siebie jego (grzechu) konsekwencje niż pogodzić się z prawdą o swoim grzechu.
To chyba nazywa się pycha…
Nie jest mi obca. Mam nadzieję, że dziś rzadziej niż kiedyś. Przeczytałam ostatnio, że ma ona dwie formy (obie znam, bo mam):
1. przekonanie, że wszystko powinno mi wychodzić (za taką muszę uchodzić, by być akceptowaną) oraz
2. przekonanie, że nic mi nie wychodzi, bo do niczego się nie nadaję…
Podobno i jedna i druga postawa ma swe źródło w poszukiwaniu miłości (do siebie). Podziwianie mnie albo użalanie się nade mną ma zastąpić miłość (czyli świadomość upodobania we mnie Boga). A przecież są we mnie wady, ale są i zalety. Przeżywać będę upadki, ale i wzloty. Wady i upadki są konsekwencjami mojego grzechu. Bóg nie przestaje mnie kochać, tak jak nie przestał kochać Swojego Syna, gdy Ten przez chrzest stał się jednym z nas grzeszników (podobnym do mnie).
Obserwuję, że mamy skłonność do tego, żeby idealizować innych ludzi, uważać ich za wzory dla nas. Kilka lat temu zdziwiłam się, gdy pewna osoba zwróciła mi uwagę, że nie można w 100% polegać na bliźnich. Oni są TYLKO ludźmi.
Teraz się nie dziwię i trochę się boję takich ludzi, którzy widzą w niektórych chodzące ideały. Bo oni w pewien sposób wymuszają bycie nieomylnym, a to jest przecież niemożliwe.
Bóg ma upodobanie w nawracających się grzesznikach, to może i my możemy „mieć upodobanie” po prostu w bliźnich, którzy mają swoje wady i zalety; raz im się coś udaje, raz nie…
Pozdrawiam 🙂

W ubiegłą niedzielę usłyszałem nowinę o swoim dziecięctwie bożym, dzisiaj poznaję Jego Syna umiłowanego… Coraz lepiej się czuję w RODZINIE 🙂

Wspaniałe są te słowa o otwarciu zamkniętego wcześniej nieba nad Jezusem, gdy wszedł On do wód Jordanu. Fantastyczne! Kiedy i ja przyjmę to, co dla mnie jest dzisiaj trudne, mogę z Nim oglądać niebo – to, za czym tęsknię, mieć w sercu tę pewność że Bóg mnie podtrzymuje, że mnie kocha. Zauważyłam tę miłość i wiem, że w niej jest także miłość do mnie: człowieka, którego tylko On zna. To prawda, że nie jest to łatwe, potrzeba wiary, ale ta obietnica, perspektywa, naprawdę uskrzydla.
Wcześniej na przygotowaniu do Eucharystii zauważyłam, że w Ewangelii Ojciec mówi do Jezusa osobiście: „Tyś jest… w Tobie mam …”. Te słowa wyrażają miłość Boga Ojca do Jezusa, inaczej niż podczas przemienienia, kiedy mówi o Nim do ludzi: „To jest.. Jego słuchajcie”.
#4 julia
Bliskie jest mi to, co piszesz, mogę nawet powiedzieć, że ja mam tak samo. Ale myślę, że to jest fakt, że człowiek potrzebuje miłości i może czasem wejść w pychę, ale samo kręcenie się w kółko jak pies za własnym ogonem, jeszcze nią nie jest.
Pozdrawiam serdecznie!
Księdza Biskupa widziałam na audiencji wspólnot neokatechumenalnych u Benedykta XIV w Rzymie.
Pozdrowienia do Rzymu!

Julio, podzielam twoje myśli. Ja dopiero niedawno odkryłam /z pomocą znajomego kapłana/, że wszystkie moje problemy są skutkiem moich grzechow. Początkowo czułam niedowierzanie, póżniej prawdę o sobie, a teraz 100 % akceptację. Wierzę, że właśnie akceptacja tej prawdy o sobie to 1 z owoców Ducha Swiętego otrzymanego na chrzcie świętym przyjętym w Odnowie w Duchu Swiętym

Zostałem ochrzczony jako małe dziecko, przyrzeczenia za mnie składali rodzice. W moim duchu dokonało się to w chwili świadomego oddania swego życia Jezusowi. Przyjąłem to duchowo po 50 latach mego życia i wtedy zacząłem rozumieć Słowo Boże i stosować je w życiu. Musiałem sam świadomie powierzyć życie Jezusowi, żeby doświadczyć działania Ducha Świętego w moim życiu. Jezus zapowiedział odchodząc z tego świata.”Jeśli Mnie miłujecie, będziecie przestrzegali moich przykazań. A Ja poproszę Ojca, i da wam innego Obrońcę, aby był z wami na zawsze, Ducha prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go nie zna, ani go nie widzi. Ale wy Go znacie bo mieszka w was. (J 14,15-17).

Kochani, piszę znowu po dość długiej przerwie. Jestem po drugiej chemii, następną chemię będę miała 20 stycznia. Dziś czuję się bardzo dobrze i dziękuję za to Bogu. W tych ciemnych chwilach jakie mnie spotykają w życiu (moja choroba) doświadczam otwierania się nieba nade mną i namaszczania Duchem Św.
Wiele razy podczas mojej choroby wszystko zdaje się stawać przeciwko mnie: zagrożenie utraty pracy, albo wypadek samochodowy mojego siostrzeńca, który jest dla mnie ogromną podporą, woził mnie samochodem do szpitala i tam gdzie potrzebowałam.
Wiem jednak, że jestem umiłowaną Boga choćby dlatego, że wciąż tę pracę mam i jutro na tydzień do niej idę, że mam wspaniałych kolegów i koleżanki w pracy, a mój siostrzeniec jest cały i zdrów (ma tylko drobne stłuczenia) mimo, że samochód jest do kasacji, to, że nie zginął jest darem od Boga.
Proszę Boga o to żebym mogła widzieć Jego miłość, czułą miłość ojca do córki, bo w tych chwilach kiedy bardzo źle się czuję jest mi tak trudno i ciągle tej miłości doświadczam, widzę ją np. w tym fakcie, że koleżanka, która pracuje w tym szpitalu w którym ja się leczę, opiekuje się mną jak bym była dla niej kimś bliskim, prowadzi mnie wszędzie jak owieczkę, ja nie muszę się martwić o wiele rzeczy, widzę w mojej wspólnocie, która bardzo mi pomaga.
Widzę tę miłość Boga także w tych drobnych rzeczach: bardzo chciałam kupić sobie czapkę na moją łysą głowę, w sklepie był cały stos czapek, ale nie było takiej jaką chciałam, już miałam odejść od stoiska, a tu na wierzch wyszła jedna jedyna czapka taka jaką sobie wymarzyłam za 1 zł. prezent od Ojca. Ta miłość Boga Ojca ciągle jawi mi się w konkretnych faktach.
Coraz jaśniej widzę dlaczego spotkało mnie to doświadczenie, widzę jak wielkim idolem dla mnie jest zabezpieczenie sobie życia, święty spokój, zainstalowanie się w tym życiu, budowanie spichlerzy. Ta choroba uświadamia mi o co tak naprawdę mam się modlić, wołać do Ojca, bo wiem, że sama nie wyrzucę z mojego życia tego idola, nie poradzę sobie z demonem, który dzień i noc mówi do mnie: zginiesz, będziesz skończona, Bóg cię nie kocha itd..
Dziękuję Księdzu Biskupowi i wam wszystkim za modlitwy i ciągle niezmiennie proszę was módlcie się za mnie, a ja moje cierpienia ofiaruję za was. Dziękuję tym, którzy piszą do mnie e-maile.
Pozdrawiam serdecznie

#1K. to był głos pełen miłości. Miłości do Swego Syna, ale i do nas.
A może przede wszystkim do nas?
Bo czy musiał to mówić Swojemu Synowi, skoro jest z nim Jedno ?

Lipka ,bardzo mnie wzruszyła twoja wiara ,będę się za ciebie modlić

Trzymaj się lipko i nam zdrowiej.Pozdrowienia dla współpracowników 🙂

Widziałem ks Biskupa podczas spotkania DN z Benedyktem wczoraj w Rzymie (Sat2000 i Telepace nadawały live) – czy podzieli się Ks Biskup swoimi wrażeniami z tego wydarzenia? Może pełne tłumaczenie przemówienia Ojca św oraz Kiko i Carmen?

Miło Cię słyszeć Lipko. Dużo myślałam o Tobie, zastanawiałam się jak się czujesz. Najważniejsze, że Duch Cię wspiera. Pamiętaj ten dzisiejszy wpis, on jest dla Ciebie idealny, a ja się będę modliła żebyś przyjmowała to, co przychodzi do Ciebie..
Pozdrawiam

„Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał» (J 11,41-42)
Baso #10,
nie zdziwi Cię, gdy napiszę, że też myślałam o tym zadziwiającym fakcie, że Bóg mówił do Syna ze względu na nas, na naszą naturę. Jezus też mówił do Swego Ojca w taki właśnie sposób. Nawet tłumaczył swoje słowa.
Przypomniały mi się słowa św. Pawła (Flp 2,6-7)
„On, istniejąc w postaci Bożej,
nie skorzystał ze sposobności,
aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi,
stawszy się podobnym do ludzi”
Chrystus choć był (jest) Synem nie korzystał z tego przywileju, ale stał się podobnym do ludzi we wszystkim, także w tym, by rozmawiać z Ojcem na sposób ludzki. I Ojciec też tak rozmawiał z Synem (który stał się człowiekiem)…
Pozdrawiam 🙂

lipko,
ciesze się że piszesz. Pamiętam w modlitwie 🙂

Julio, no właśnie. Ja też tak myślę. To jest ten dowód miłości Boga.
Bóg mówi do Syna ze względu na nas. Syn mówi do Boga Ojca ze względu na nas. Jezus przyszedł na ten świat,nauczał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał ze względu na nas. Duch Święty został nam dany ze względu na nas. Pismo Święte zostało napisane ze względu na nas.
Zawsze bardzo poruszają mnie te dowody Jego miłości. Te i te zwykłe codzienne, jak choćby czapeczka dla Lipki. Lipko, pozdrawiam Cię.
„Uwielbiaj duszo moja, sławę Pana mego,
chwal Boga, Stworzyciela, tak bardzo dobrego.
Bóg mój zbawienie moje, jedyna otucha,
Bóg mi rozkoszą serca i weselem ducha.”

Zofia
Jeśli
Wartością jest jedność Kościoła, to warunkiem musi być świadome w nim uczestnictwo. Pomimo masowości KK w Polsce państwo jest moralnie zgniłe. Dlaczego? Tak i chrzest przyjmowany w nieświadomości jest ambiwalentny dla dziecka. Rodzice się realizują, dowartościowują siebie i Wspólnotę.
Proces Katolizacji jest praniem mózgu? Jeśli dzieje się poza świadomym wyborem, to tak. Chrześcijaństwo i katolicyzm, rozchodzą się – zarzucanie idei, dla doraźnej działalności, odwracającej uwagę od pryncypiów wprowadza dysonans, który nie moze skutkować niczym innym, jak radykalizacją poglądów i postaw, i odchodzeniem od KK, ale i wchodzeniem doń i powrotami.
Pozdrawiam Lipko. Czapka ważna rzecz. Mniej myślenia magicznego, wszystkim 😉

Do „człowieka bez imienia”
Pozwolisz człowieku bez imienia, że będę broniła r o d z i n n y c h k o r z e n i chrześcijaństwa i w tym katolicyzmu,do którego mam przekonanie i sądzę iż gdybym była wychowywana w innej wierze niż chrześcijaństwo i katolicyzm, po dokładnym poznaniu katolicyzmu, pragnęła bym stać się katoliczką.Przepraszam, że tak ujmę twój wpis: gdybyś był przekonany do sensu bycia katolikiem, to bardzo byś również pragnął, by Twoje dzieci wzrastały w tej pięknej formacji Świętego Kościoła Katolickiego.
Wiesz, dlaczego państwo polskie jest jak to określiłeś „moralnie zgniłe”? właśnie dlatego, że
większość dorosłych i w tym katolików, wymaga nawrócenia się- w poważnym potraktowaniu wiary w Jezusa Chrystusa . Wsłuchaj się i wczytaj uważnie, co głosi i pisze /publikacje/ Ksiądz Biskup Zbigniew Kiernikowski a może odnajdziesz odpowiedż , dlaczego w KK tak się dzieje…
Przecież dorośli rodzice mający dobrą świadomość
Wartości, którą pragną przekazać swemu dziecku, które uczy się powoli zrozumieć wybór ś w i a d o m y swoich rodziców do bycia w Kościele Katolickim. Problem w tym,że brak jest bardzo często ś w i a d o m e j wiary i dobrych świadectw prawdziwej wiary…oj chyba trochę moralizuję ale naprawdę nie mam takiego zamiaru- piszę tak, bo jestem poruszona ilością takich postaw jak Twoja „człowieku bez imienia”
Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności za słowo mówione i pisane – wobec tych,do których jest ono kierowane. Znane mi są osoby,które lekkomyślnie „urabiają” opinię o m. inn. Kościele Katolickim. To mnie osobiście boli.
Pozdrawiam

Kilka dni temu bolał mnie ząb 🙁
Za Ciebie, Lipko, ofiarowałam ten (malutki, wiem) ból.
Pozdrawiam 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.

css.php