W 19 Niedzielę zwykłą roku C słuchamy kolejnej perykopy Ewangelii wg św. Łukasza. Pamiętamy, że Jezus jest w drodze do Jerozolimy, gdzie ma się dopełnić Jego misja w wydarzeniach paschalnych. W tym kontekście Jezus poucza swoich uczniów i przygotowuje ich na to wszystko, co ma się wydarzyć. Jest to już inna atmosfera niż to było wcześniej w Galilei, gdy za Jezusem szły tłumy i wielu korzystało z Jego mocy cudotwórczej mocy objawiającej się w uzdrawiania, nakarmieniu głodnych. Tłumy były pełne podziwu ze względu na Jego nauczanie o królestwie niebieskim, zwłaszcza w przypowieściach. Nie dostrzegali jeszcze wówczas w tym nauczaniu tego wszystkiego, co wiąże się z pójściem za Jezusem. Teraz Jezus coraz to wyraźniej mówi o potrzebie zmagania się i zaparcia się, wzięcia krzyża i gotowości na konfrontację z trudnościami, na potrzebę czujności itp. W tym kontekście padają słowa:  

Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo.
Sprzedajcie wasze mienie i dajcie na jałmużnę.
Sprawicie sobie trzosy, które nie niszczeją …
Gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze
(Łk 12,32nn). 

Są to słowa ukierunkowujące uwagę ludzi na to, co jest istotne w życiu człowieka i w jego relacji do Boga. Jezus przynagla do refleksji nad sobą i do czujności. Wskazuje konkretne kroki, które człowiek, dzięki Niemu i z Nim może podjąć, by doświadczać tego, co kryje się pod pojęciem królestwo. Najpierw zapewnia: Nie bój się, mała trzódko . . .

1. Lęk – lęk o siebie

W historii zbawienia, jak to czytamy w Piśmie św., wezwanie „nie bój się” jest często skierowane do człowieka. Praktycznie od samego początku tej historii, czyli od momentu zaistnienia grzechu człowieka i reakcji Boga na grzech. Wówczas to bowiem człowiek „przestraszył się” (zob. Rdz 3,10). Od tego czasu Bóg robi wszystko, by człowieka z tego stanu lęku wyprowadzić. Dokonuje tego na różny sposób i różnymi podejściami do człowieka, żeby go zapewnić o swojej bliskości i przychylności. Sam Jezus jest najwyższym objawieniem tego przychodzenia Boga do człowieka i okazania mu tej tak bliskiej przychylności, by człowiek, razem z Nim, mógł pokonać ów podstawowy lęk.

Skoro Jezus widzi potrzebę zapewnienia uczniów, by się nie bali, to możemy wnioskować, że Jego nauka i Jego wezwanie do kroczenia za Nim faktycznie może wywoływać pewne lęki, obawy czy niepokoje. Skąd one pochodzą i w czym się wyrażają? Pochodzą z konieczności doświadczenia tego, co stanowi warunek konieczny pójścia za Jezusem, a co jest związane nieodłącznie za zostawieniem siebie.

Człowiek natomiast chce mieć swoje życie zabezpieczone i to – z powodu nieufności, jaka weszła do jego serca wskutek grzechu – najlepiej przez samego siebie, tzn. mieć samemu władzę nad tym zabezpieczeniem swego życia. Człowiek nie chce być oszukany. To jest dobry odruch w jego życiu. Jednakże w tym swoim lęku o siebie jest stale trzymany jakby w przysłowiowym pacie czy macie, albo w ślepej uliczce właśnie przez lęk. List do Hebrajczyków sformułuje to w ten sposób, że diabeł, wykorzystując lęk człowieka przed śmiercią, trzyma cały czas człowieka w swoim zniewoleniu (zob. Hbr 2,14n). Jezus przez podjęcie śmierci i pokonanie jej w zmartwychwstaniu, daje człowiekowi nową perspektywę życia – właśnie bez lęku o siebie. Zanim dokona się to w Jego zmartwychwstaniu kieruje w różnych okolicznościach właśnie to wezwanie czy zapewnienie: Nie bój się.

2. Nie bój się, mała trzódko

Samo sformułowanie „Nie bój się” lub „Nie bójcie się” pojawia się w Biblii kilkadziesiąt razy. Podobnych sformułowań wyrażających uspokojenie przed lękiem można doszukać się tylu, że będzie jedno na każdy dzień. Na to zwracali uwagę rabini. Są one różnie przekładane. W Nowym Testamencie sformułowanie „Nie bój się” i „Nie bójcie się” występuje najczęściej właśnie w Ewangelii wg św. Łukasza. Jest skierowane do Zachariasza, do Maryi, do pasterzy, do Szymona Piotra, do ludzi w różnych sytuacjach potrzeby i także ogólnie do uczniów, jak to słyszymy we fragmencie czytanym właśnie w tę niedzielę.

To, co w tym sformułowaniu jest godne podkreślenia, to fakt, że Jezus swoich uczniów nazywa małą trzódką. Gdy pamiętamy, że to wszystko dzieje się w drodze do Jerozolimy i tłumy w jakiejś mierze Jezusa opuszczają, to wówczas to stwierdzenie: mała trzódko nabiera szczególnej wymowy. Nie jest to żaden tryumfalny pochód ani manifestacja siły, lecz wejście w słabość i świadomość tego, że wielu odejdzie, że wielu będzie krytykować czy domaga się czegoś innego niż to, co reprezentuje Jezus. Z Nim zostanie „mała trzódka”.

Ale to właśnie tej małej trzódce, która wytrwa w przeciwnościach i doświadczeniach, jakie spotkają Jezusa, Jezus obwieszcza tę cudowną rzecz: spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo.

Oto wszystko świadczy jakby coś przeciwnego: stają się małą trzódką, niosą w sobie wiele ludzkich paradoksów. Sami na chwilę się rozproszą. Przeżyją najgłębszy kryzys wobec znaku, jaki stanie przed nimi – Ukrzyżowany ich Mistrz. W tym kryzysie jednak nie zwątpią całkowicie i powrócą do prawdy o Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. Będą Go głosili wszystkim narodom. Nie będą mieli lęku poświęcić swoje życie, przyjąć krzyż i oddać życie. Przede wszystkim jednak zrozumieją, że nie chodzi o ich tryumf, lecz o to by umieć wytrwać jako mała trzódka w stałym nawracaniu się do swego pokornego i zwycięskiego Mistrza. Taki jest bowiem Jego królowanie. Tak spodobało się Ojcu dać członkom małej trzódki królestwo.

3. Takie królestwo to skarb

Trzeba czuwania i oczekiwania, aby się otwierać na przybycie takiego królestwa by mieć gotowość otwarcia, gdy ten i taki Pan przychodzi. Trzeba odwrócić swoje oczy od siebie i od tego, co się posiada, by nie przeoczyć przybycia Pana. Trzeba mieć serce jak najbardziej wolne, by umieć je ulokować w tym przychodzącym skarbie.

Dlatego Jezus wzywa do sprzedania mienia, do sprawienia sobie trzosów, które nie niszczeją i które mogą zawierać skarb nie do zniszczenia. Nie są to tyle nasze uczynki, lecz raczej bardziej doświadczenie naszej kruchości i gotowość wejścia w logikę małej trzódki, która całkowicie pokłada ufność w swoim Panu.

W kontekście wydarzeń, jakich jesteśmy świadkami czy współuczestnikami w naszym kraju, ta perykopa ewangelijna ma nam wiele do powiedzenia. Gdzie naprawdę widzimy nasz skarb i gdzie jest nasze serce. O co się boimy? Czego rzeczywiście powinniśmy się bać, aby nie stracić dostępu do królestwa, które Ojciec otwiera przed nami przez swojego Syna.

Bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przychodzi – o godzinie i w sposobach, w jakich się nie spodziewacie i nie oczekujecie.

Panie, nie dozwól nam rozminąć się z Tobą.
Pomóż mieć mentalność małej trzódki, która nie boi się, gdyż ma swojego Pana
i wie, że nie ma nic do stracenia.
Daj nam rozeznanie, gdzie jest prawdziwy skarb
.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

33 komentarze

  1. „Bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przychodzi – o godzinie i w sposobach, w jakich się nie spodziewacie i nie oczekujecie.” Tak! W ostatnim czasie wielokrotnie się o tym przekonałam z związku z chorobami a nawet odchodzeniem do wieczności OSÓB BLISKICH. Wierzę, że ONI są już TYLKO SZCZĘŚLIWI, ale … samej tak trudno wejść na tę właściwą ścieżkę i odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy ja jestem tą owieczką w małej trzódce i naprawdę się nie boję, bo mam PANA?”

    #1 MałgorzataW.
  2. PRAWDZIWY SKARB ?. Prawdziwy SKARB to świadomość, że nie jestem tylko ciałem, że BÓG ma wobec mnie jakiś plan, że On jest moim Bogiem a ja Jego stworzeniem, że warto poświęcać swój czas aby zgłębiać Boże Słowo bo w nim ON SAM JEST. Warto za NIM i ś ć przez życie, bo wtedy ŻYCIE staje się fascynującym wyzwaniem, bo wtedy wszystko ma SENS…. nawet cierpienie. PRAWDZIWY SKARB, to Boża miłość do człowieka, którą ON objawił najpełniej w swoim SYNU i jak się to pojmie sercem życie nabiera blasku. Z perspektywy lat tak trudno mi uwierzyć, że mogłam kiedyś żyć, nie wiedząc prawie nic o Bogu….

    #2 Kasia
  3. Mnie niedawno Pan Bóg doświadczył lękiem. 🙂
    Od niedawna śpiewam psalmy responsoryjne. Nie mam w tym jeszcze wystarczającego doświadczenia i gdy pan organista poszedł na urlop, stanęłam przed zadaniem zaśpiewania go samodzielnie. I wtedy przyszedł do mnie lęk. Lęk przed zaśpiewaniem go na nutę neokatechumenalną, która ciągle przychodziła mi do głowy. Nie poddawałam się jednak i wychodziłam do śpiewu.
    Aż pewnego dnia, gdy tylko wyszłam z domu, melodia neokatechumenalna zdominowała moje myśli i nie mogłam sobie przypomnieć innych. Stanęłam przed dylematem: wyjść śpiewać, czy nie?
    Wyszłam z myślą: Bądź wola Twoja. Będzie tak, jak chcesz. I…
    Zaśpiewałam na nutę neokatechumenalną…
    Na drugi dzień nadal lęk utrzymywał się i dodatkowo po tym doświadczeniu nie mogłam mieć żadnej pewności, że zaśpiewam tak jak trzeba. Może nie powinnam więc śpiewać psalmu? Pytałam siebie.
    Jednak postawiłam na zaufanie Bogu, że On mi pomoże. Można powiedzieć, że było to zaufanie wbrew okolicznościom – przecież pozwolił mi zaśpiewać na nutę neokatechumenalną. I zaśpiewałam tak jak trzeba.
    Na trzeci dzień Pan Bóg wciaż mi powtarzał ( przez okolicznosci) ufaj! A ja odpowiadałam Mu na to: Gdybym Ci nie ufała, nie wychodziłabym śpiewać. Ten lęk by mnie zwyciężył.
    Gdybym Ci nie ufała, nie wyszłabym śpiewać wtedy, gdy melodia neokatechumenalna zdominowała inne.
    Gdybym Ci nie ufała, nie wyszłabym śpiewać po tym, jak pozwoliłeś mi zaśpiewać nie tak jak trzeba.
    I wtedy zrozumiałam, że to nie chodzi o to, aby nie mieć lęku, bo lęk w dużej mierze jest niezależny ode mnie. Ja nie chcę się lękać, a on przychodzi. Tak jak, to napisał dzisiaj Ks. Biskup – on jest obecny w człowieku „od samego początku tej historii, czyli od momentu zaistnienia grzechu człowieka i reakcji Boga na grzech. Wówczas to bowiem człowiek „przestraszył się” „.
    Zrozumiałam, że chodzi o to, aby w tym lęku szukać pomocy u Boga.
    Zrozumiałam, że nie jest sztuką ufać Bogu w spokoju. Sztuką jest zaufać Bogu w lęku, czasami wbrew okolicznościom. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że On nie pomaga (pozwolił mi zaśpiewać na nutę neokatechumenalną).
    Zrozumiałam, że ta siostra we wspólnocie,która ciągle ma problem z lękiem, a której my ciągle zarzucaliśmy brak zaufania Bogu, że ona wychodząc do ambonki wykazuje największe zaufanie z nas wszystkich. 🙂
    I od tego czasu melodia neokatechumenalna w kościele opuściła mnie, a wraz z nią lęk.
    Piszę to na pocieszenie dla wszystkich dręczonych przez różne lęki.
    „Od tego czasu Bóg robi wszystko, by człowieka z tego stanu lęku wyprowadzić. Dokonuje tego na różny sposób i różnymi podejściami do człowieka, żeby go zapewnić o swojej bliskości i przychylności.”

    #3 basa
  4. W Piśmie Swietym Pan Bog 365 razy wypowiada „nie lękajcie się”. Wyglada na to, że lęk w czlowieku jest nieunikniony, ale rozważanie SLOWA każdego dnia od nowa ma nam pomóc go przezwyciezać -na miarę naszego zaufania.
    Biorąc pod uwagę moją lękliwość, tylko Jego mocą jestem zdolna wyjść do ambonki.
    Zdaję sobie sprawę, że lęk będzie mi towarzyszył nieustannie, bo trudno nie lękać się o życie corki skazanej na nieuleczalną chorobę.
    Chwala Panu za to, że przez Swoje Slowo i dar Eucharystii pomaga mi pokonywać lęk i akceptować ten krzyz.

    #4 Tereska
  5. Czego się boję najbardziej?Agresji /człowieka/.Siła złości w niej mnie zatyka.

    #5 Ka
  6. Czy kiedykolwiek będę się mniej lękać o siebie i co mogę zrobić aby przyspieszyć ten proces? Mam wrażenie,że lęk mnie paraliżuje i nie pozwala wpełni żyć.

    #6 Marta
  7. #6
    Moim zdaniem nie da się tego przyspieszyc. To jest proces uwalniania. Szczególnie, jeśli lęk trwa długo. Jedyne co możesz zrobic moim zdaniem, to uwierzyc, że “Od tego czasu Bóg robi wszystko, by człowieka z tego stanu lęku wyprowadzić. Dokonuje tego na różny sposób i różnymi podejściami do człowieka, żeby go zapewnić o swojej bliskości i przychylności.”

    Jeśli lęk jest bardzo nasilony, myślę, że warto też skorzystac z pomocy lekarza. Ks. Biskup powiedział kiedyś, że Pan Bóg stworzył lekarzy, aby z nich korzystac. 🙂

    #7 basa
  8. „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”.(J 12, 24-26).Lęk to kurczowe trzymanie się ziemskiego życia i tego co się z nim wiaze a przecież my tutaj jesteśmy w „przepokoju”. Pokój Gościnny jest w Niebie i to tam Jezus przygotował nam mieszkań wiele. To do niebieskiej Ojczyzny zmierzamy więc….?. Tylko to na tej ziemi ma sens co przybliża nas do ….NIEBA. Cała reszta jak żartobliwie ujmuje to moj mąż to „mały pikuś”….Mamy stapać mocno po ziemi ale…..z oczami serca utkwionymi w NIEBIE !

    #8 Kasia
  9. P.S.
    Właściwie dla Pana Boga nie ma rzeczy niemożliwych i to tylko On byłby w stanie uwolnic ciebie od lęku jednorazowo i od razu. Ale to może nie byłoby dla ciebie wcale dobre?
    Ja wierzę, że Pan Bóg daje nam, to czego najbardziej potrzebujemy.
    Mnie czegoś przez to doświadczenie z lękiem nauczył. Ciebie może też chce czegoś nauczyc. 🙂

    #9 basa
  10. Ad #6 Marta
    Sprawa lęku jest związana z tym, że uważamy, iż coś możemy stracić czy coś może nam zaszkodzić w realizacji tego wszystkiego, co my (co ja) uważamy za konieczne (dobre itp.) dla siebie. Lęk jest jakimś znakiem, że nie jesteśmy w pełni zgodni (nie przymujemy w pełni) z zamysłem Boga co do naszego życia i szczęścia.
    Pan Jezus też – ze względu na nas – w swojej ludzkiej naturze przeżywał lęk w Ogrójcu, aby wskazać nam drogę wychodzenia z tego lęku przez „uzgadnianie” naszej woli z Wolą Ojca.
    Lęku nie zwalczymy sami walcząc z nim bezpośrednio. Drogą zwycięstwa nad lękiem (jakiegoś opanowania go) jest szukanie Woli Boga we własnym życiu. Dalej, jest nim odkrywanie i uświadamianie sobie tego, co nam naprawdę zagraża i co mamy – czy czego nie mamy – do stracenia.
    Dlatego tak ważne jest słowo, do którego w swoim komentarzu nawiązała Kasia (#8), mianowicie słowo o zaparciu siebie i gotowości na stracenie swego życia (tzn. swojej koncepcji życia i szczęścia) i wierze w obietnicę nowego życia i prawdziwego wiecznego szczęścia. Jest to słowo z Ewangelii tej właśnie niedzieli.
    A więc, zamiast walczyć z lękiem, należy raczej pytać się o swoją wiarę, o sposób zawierzenia Bogu.
    To wszystko nie wyklucza oczywiście ani pomocy lekarskiej, psychiatrycznej czy odpowiedniego przyjmowania leków itp. wszędzie tam, gdzie wg naszej wiedzy medycznej jest to uzasadnione.
    Wprost przeciwnie, trzeba z tego korzystać.
    Naturalnie nikt z nas wierzących nie będzie tego naturalnego sposobu widział jako jedyny środek i nie będzie tego nadużywał (nie będzie w tym, ani w niczym innym – poza Bogiem), pokładał swojej nadziei.
    W pokonywaniu lęku przez postawę zawierzenia i wiary może być bardzo pomocna zdrowa wspólnota i bliskość wierzących osób zawrówno z rodziny jak i spoza.
    To kilka takich krótkich myśli. Dziś problem lęku i lęków występuje często. Jest to m.in. symptomem kryzysu wiary. To wymaga jednak szerszego komentarza.
    Czymś innym od lęku jest bojaźń Boża (dar bojaźni Bożej). O tym była już kiedyś na blogu mowa.
    Pozdrawiam wszystkich, szczególnie tych, którzy na różne sposoby przeżywają lęk.
    Nie bój się mała trzódko, sposobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo.
    Dlatego: „sprzedajcie …”; „uczyńcie sobie trzosy, które nie nieszczeją …” itd.
    Bp ZbK

    #10 bp Zbigniew Kiernikowski
  11. #8 Tak Kasiu, ale ten błąd – lęk w nas tkwi. Od momentu grzechu pierworodnego, kiedy człowiek stracił relację z Bogiem jako dawcą życia. I od tamtej pory wydaje mu się, że musi sam o to życie walczyc, zabiegac, bronic go. Ta siostra z mojej wspólnoty np. bardzo cierpi z tego powodu, że nie może się uwolnic od lęku. Ciągle się oskarża o to.
    Najczęściej się uważa, że lęk jest wynikiem braku zaufania do Boga. W tym moim doświadczeniu kierunek był odwrotny. Pan Bóg mnie uczył, aby ufac Mu w lęku, bo to ON od lęku uwalnia. Tak, jak napisał Ks. Biskup. 🙂

    #11 basa
  12. #10
    Chciałabym bardzo podkreślic znaczenie „odpowiedniego przyjmowania leków”. Jeśli chodzi o leki p-lękowe bardzo łatwo jest je „zbaalizowac” i popada się wtedy w nową niewolę.

    #12 basa
  13. ad #6 Marta

    lęk, o którym pisze ks. Bp jest dla mnie naturalnym. to taki lęk egzystencjalny. obecny w zyciu i nie zawsze zagrazający. nie zawsze zdajemy sobie z niego sprawę. czasem nawet próbujemy się tłumaczyć, że nas on nie dotyczy. potrzebna jest konfrontacja z nim, takie spojrzenie w oczy wilka, oddemonizowanie lęku. to trwa, ale przynosi skutek. z takim lękiem można życ i mozna iść do przodu.
    czym innym są: lęk uogólniony, panika czy fobie. one wymagają pomocy specjalisty (psychiatry, psychoterapeuty).
    myślę, że trzeba ostrożnie podchodzić do tematu lęku i umieć rozrózniać jego rodzaje. a równoczesnie otwarcie o nim mówić. egzystencjalny niepokój nie wymaga farmakoterapii tak jak jego nasilone postacie (ad #7 basa). oprócz wiary wymaga zdrowych relacji – tego co teologia nazywa wspólnotą. on nie tylko nie niszczy, ale moze rozwijać. sam tego doświadczam i tego ci, Marto, życzę.

    #13 ks. krzysiek
  14. Przeżywałem kiedyś okres depresji w swoim życiu.Na szczęście nikt z bliskich (czy też lekarzy) nie popchnął mnie w stronę mocnej farmakoterapii. Lekkie leki dość szybko odstawiłem. Lekarstwem w moim przypadku okazało sie odkrywanie swojego miejsca na świecie jako przyczyny choroby i roli Boga ( Chrystusa w pierwszej kolejności) w naprawianiu mojej egzystencji.Tak wytwarzała sie nowa podstawa mojego myślenia . W oparciu o nią nie tylko ustąpiły objawy ale też otrzymałem oparcie w życiu już jako osoba zdrowa. Być może czasem trzeba leczyć drastyczniej chemią, ale znam taki przypadek i lekarstwa nie dawały porządanego rezultatu.Wręcz przeciwnie, nastąpiło zjawisko o którym pisze basa, a mianowicie chory uwierzył , że jedynie leki go uratują. Ponieważ tak się nie działo , popadał w jeszcze gorszy stan.
    Czytam ostatnio książkę Ericha Fromma który ( z punktu widzenia osoby niewierzącej) mimo wszystko szukał przyczyn chorób lękowych w zaburzeniach egzystencji człowieka( jako gatunku) a nie tylko w okolicznościach życiowych konkretnych ludzi czy też nieprawidłowościach przemian chemicznych w mózgu.

    #14 grzegorz
  15. Wydaje mi sie ,że taki ,,zdrowy,, lęk jest jak najbardziej potrzebny dla nas aby po pokonaniu go móc stwierdzić jak blisko nas jest Pan i jaki chojny w swych łaskach…uczniowie skarżąc się,że nie mogli wyrzucić złego ducha ..to usłyszeli,że niekiedy Pan pozostawia dla siebie niektóre ,,okazy,, aby uczynić na chwałę BOŻĄ…
    Wielokrotnie miałam takie przypadki kiedy nawet paraliżujżcy nie tyle lęk co strach został ,,zamieniony,, w cudowną błogość i POKÓJ w sercu.Parę lat temu moja siostra wspol. byla leczona na objawy depresji i zamiast poprawy następowało ciągłe pogorszenie dopiero po przeczytaniu ,,Burzenie warowni,, nastąpiło cudowne uzdrowienie i okazało się, że świadomość podstawowych prawd jak ciągła obecność Pana, jego miłośći itp itd zamieniły farmakologię na spotkania uwielbienia …I przed wejściem do gabinetu lek. psychiatry proponowałabym ,,zaczerpnąć,, wcześniej języka czy ten lekarz jest lekarzem chrześcijaninem, gdyż niejednokrotnie pacjentowi potrzebny będzie egzorcysta aniżeli tona leków p-depresyjnych…a są tacy , ktorzy współpracują ze sobą…
    Nie zapominajmy, że NAJLEPSZYM LEKARZEM JEST BÓG

    #15 Ba
  16. #14
    Chciałabym tylko uzupełnić, że depresja nie należy do zab. lękowych, chociaż mogą być zaburzenia mieszane lękowo- depresyjne. Nie należy tego mylić.

    #16 basa
  17. ad #14

    grzegorz, piszesz cos bardzo waznego i dziékujé ci za to.
    depresja moze oznaczac konkretná chorobé (i ta wymaga farmakoterapii), spowodowaná przez rózne czynniki (organiczne, pourazowe, polekowe). i sá to powazne stany, których nie wolno bagatelizowac i które wymagajá leczenia.
    ale termin ten jest takze uzywany jako oznaczenie tzw. „dolka psychicznego” czy zwyczajnego zlego humoru. mówiác komus o zlym nastroju mozemy zostac odebrani jako osoba bédáca w depresji. ta etykieta jest silna – musisz isc do lekarza, musisz brac leki, etc…
    obnizony nastrój (nazywany przez wielu depresjá) jest tylko jednym z kryteriów orzekania o depresji. ale to zostawmy fachowcom.
    nasze wybory i nasze zycie wplywajá na nasze samopoczucie i sposób odbierania swiata i ludzi. tak po prostu jest, bo moje cialo i dusza, emocje i przezycia nalezá do mnie. ponadto boimy sié tych „zlych” uczuc, emocji i chcemy sié jak najszybciej ich pozbyc (patrz – leki p/depresyjne). a przeciez do zlego samopoczucia zawsze mam prawo. i tylko wystarczy poszukac jego zródla. to lepsze rozwiázanie niz lykanie tabletek p/bólowych czy uspokajajácych.
    erich fromm byl dobrym czlowiekiem i w wileu miejscach sié z nim zgadzam. ale wiem, ze dzisiejszy stan badan naukowych potwierdza, ogólnie to nazywajác, istnienie zmian organicznych w mózgu w przebiegu chorób i zaburzen psychicznych. stád wymagajá one leczenia.
    ale to dotyczy okreslonej grupy osób chorych.

    #17 ks. krzysiek
  18. Chodzi więc o to aby nie koncentrować się na samym lęku ale przyglądać się temu jaka jest moja wiara i jak potrafię zawierzyć Bogu w różnych sytuacjach a szczególnie wtedy gdy okazuje się,że bardzo boję się coś stracić.Pozdrawiam i dziękuję za wskazówki.

    #18 Marta
  19. „Samo sformułowanie „Nie bój się” lub „Nie bójcie się” pojawia się w Biblii kilkadziesiąt razy. Podobnych sformułowań wyrażających uspokojenie przed lękiem można doszukać się tylu, że będzie jedno na każdy dzień. Na to zwracali uwagę rabini”
    To bardzo mądre ze strony rabinów, żeby zwrócić uwagę na to, że Pan Bóg wie, że codziennie czegoś się boję i dlatego CODZIENNIE ma dla mnie inne słowo uspokojenia. To znaczy codziennie boję się przede wszystkim tego samego – umierania. Tylko codziennie jest to nowe i inne umieranie. A On na każdy dzień roku przygotowuje dla mnie nową inną pociechę.
    Pozdrawiam 🙂

    #19 julia
  20. dzięki Kszyśku,basa
    Użyłem terminów intuicyjnie, nie jestem lekarzem ,sorry za indolencję.
    Jednak spotykając człowieka ” z problemami” natury nazwijmy to psychicznej ( i znowu to nazewnictwo) jako nielekarzowi trudno mi jest rozpoznawać rodzaj choroby. Mogę jedynie zakładać możliwość pomocy takiej jaka umiem udzielić- Ewangelii.Czy będzie ona trafiona w przypadku osób z zaburzeniami organicznymi – może i nie, nie wiem, na pewno nie zaszkodzi. W innych jednak przypadkach ufam, że jest to prawdziwe lekarstwo.
    Nie chcę poddawać w wątpliwość badań naukowych-sa one potrzebne , ale czytałem w Rzeczpospolitej niedawno artykuł iż ilość klasyfikowanych przez naukowców chorób w tym w dużej części psychicznych wzrosła w ciągu kilkunastu lat w drastyczny sposób.Autor sugeruje duży wpływ koncernów farmaceutycznych na to zjawisko. Więcej chorób=więcej rozpoznań=więcej przepisywanych i sprzedawanych leków.
    Czy czytając o lęku w Biblii i używając tego terminu jako lekarz mówimy o czymś innym?

    #20 grzegorz
  21. Wróciłam z 9 tygodniowej pielgrzymki do niektórych sanktuariów Europy.Była to samotna pielgrzymka rowerowa.Najczęstsze pytanie jakie było kierowane do mnie w różnych językach,to to czy się nie boje.To pytanie zadawały najczęściej kobiety.Z tego wnioskuję,że problem lęku,że problem leku jest poważnym problemem.Nie boję się,gdyż zaufałam Panu i Jego Matce.W sytuacjach trudnych wzywam ich pomocy poprzez modlitwę i niemalże natychmiast pojawia się człowiek,który oferuje swoją pomoc i problem przestaje być problemem.Zaufanie i zawierzenie Bogu w łączności z Maryją wszelkich spraw życiowych wyzwala z lęków.

    #21 Barbara
  22. Doświadczyłam wielokrotnie tego o czym pisze Barbara…”Zaufanie i zawierzenie Bogu w łączności z Maryją wszelkich życiowych spraw wyzwala z lęków” – TO jest PRAWDA !.

    #22 Kasia
  23. #20
    Moim zdaniem chodzi o to samo. Ale tak jak napisał ks Krzysiek lęk moze być różny. Ten egzystencjonalny ma każdy ( następstwo grzechu pierworodnego). Po przekroczeniu pewnego progu lęk staje się patologiczny czyli są to zaburzenia lękowe, które wymienił ks Krzysiek.
    Ja myślę tak. Bóg uwalnia od lęku zarówno tego egzystencjalnego, jak i patologicznego. Pan Bóg stosuje w tym celu różne metody: stawia na naszej drodze pewnych ludzi, wspólnoty, daje nam pewne wydarzenia, ale także przez lekarzy i leki, szczególnie jeśli chodzi o lęk patologiczny.
    Lekarz wierzący będzie uważał siebie i leki tylko za narzędzie w ręku Pana Boga. Podobnie będzie myslał pacjent wierzący.
    Czyli to jest jeden temat Bóg – wiara- zaufanie uwalniają od lęku.

    #23 basa
  24. Myślę też, że wiara i zaufanie Bogu zapobiegają w popadaniu w nadmierny lęk, a szczególnie lęk patologiczny.
    Człowiek, który dzięki wierze uznaje, ze Bóg jest dawcą życia i o to życie dba, wie, ze nie musi sam walczyć o to życie. Będzie ufał Bogu i u Niego szukał ratunku. Tak, jak napisała Barbara.
    Człowiek, który nie wierzy, w swoim przekonaniu musi sam walczyć o swoje życie, nikt mu go nie gwarantuje. Dlatego boi się to życie stracić. Szuka ratunku na własną rękę. I nie znajduje… Dlatego lęka się coraz bardziej.

    #24 basa
  25. Ks. Krzyśku czy jesteś lekarzem? Pytam z ciekawosci. 🙂

    #25 basa
  26. Januszu, jak czuje się Piotruś?

    #26 basa
  27. I myślę, ze jest jeszcze trzecia sytuacja, gdy Pan Bóg doświadcza człowieka lękiem. 🙂

    #27 basa
  28. ad basa
    lęk jest terminem, który jest powszechnie używany i raczej zrozumiały dla nas. trochę trudniej jest gdy posługujemy się terminem depresja – jest on ostatnio modny i dlatego nadużywany.
    to określenie konkretnej jednostki chorobowej a nie opis złego samopoczucia czy złego nastroju. o depresji wiele się pisało w ostatnim czsasie (teraz na topie jest schizofrenia). i może w tym mają udział farmaceutyczne koncerny, choć daleki jestem od spiskowej teorii dziejów…
    co do moich kwalifikacji – jestem katolickim księdzem i studentem psychologii oraz szkoły psychoterapii. mam za sobą trochę praktyki klinicznej i sporo mnie to interesuje.
    ale to też sprawa, która i mnie dotyczy – nastroje depresyjne i lęki mnie spotykały i spotykają. i wiem, że tak będzie. a to czego doświadczam – są one dla mnie płaszczyzną spotkania z Panem i z konkretnym czlowiekiem. nie chodzi mi tu o terapię czy farmakoterapię. wiem, że to czego doświadczam i co przeżywam jest nie tylko moje. w tym uczestniczym Jezus i inni ludzie. i trudno mi było, kiedy byłem z tym sam. i tego się strasznie bałem.
    nie wiem, czy będzie mi to zabrane, czy zostanie jak oścień Apostoła. wiem, że nie jestem sam.
    to sytuacja, w której proszę o pomoc.
    tak to przeżywam. po prostu.

    #28 ks. krzysiek
  29. #28 ks. krzysiek
    „to też sprawa, która i mnie dotyczy – nastroje depresyjne i lęki mnie spotykały i spotykają. Mnie też 🙂
    Myślę, że dopiero śmierć uwolni nas na 100% od lęku.
    Napisałam to wszystko (#23,24,27) w czwartek, a po wyłączeniu komputera doszłam do wniosku, że wymądrzyłam się. 🙂 I cała ta moja teoria jest nic niewarta.
    Pan Bóg ma swoje plany i nie da się ich ujać w żadne teorie…

    #29 basa
  30. basa
    przychylam się do Twojego zdania z #20
    Krzyśku, dzięki za wpis!

    #30 grzegorz
  31. ” Nie boję się, gdy ciemno jest,
    Ojciec za rękę prowadzi mnie…”

    #31 niezapominajka
  32. # 30 grzegorz
    post 20 jest twoim postem. Chdziło ci o 29?

    #32 basa
  33. sorki, miałem na myśli 23 🙂

    #33 grzegorz

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php