W 15 Niedzielę zwykłą roku C czytamy dalszy ciąg Ewangelii wg św. Łukasza (10,25–37). W tym fragmencie zostaje dotknięty jeden z istotnych aspektów życia, w którym człowiek pyta się o to, co jest ważne w życiu, aby mieć prawdziwe, tzn. wieczne życie, czyli tym samym tak przeżywać swoje życie, aby ono było zgodne z wolą Bożą. Inaczej jest to pytanie o sposób przeżywania chrześcijaństwa.

Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego
(Łk 10,25.27).

Pytanie to postawił co prawda uczony w Piśmie Starego Testamentu. Postawił je wystawiając Jezusa na próbę. Jezus jednak odpowiedział mu bez żadnego podstępu i odpowiedział mu słowami Starego Testamentu. Odpowiedź jednak obejmuje zarówno wymiar życia przed Chrystusem jak i w Chrystusie. To, co stało się w Chrystusie, a więc Jego Misterium Paschalne, otwiera drogę realizacji prawdziwej miłości. W tym też zawiera się sens życa człowieka.  

1. Będziesz miłował – boski wymiar miłości

Miłość, o jakiej mowa w tym fragmencie księgi Powtórzonego Prawa i na tylu innych miejscach Starego Testamentu, to nie kwestia uczucia. Ani tego uczucia, jakie powstaje między osobami, które zbliżają się ku sobie i odkrywają to, co ich łączy. Ani też tego uczucia, które rodzi się z litości wobec kogoś, kto jest w potrzebie. Chociaż te dwa aspekty są i będą zawsze objęte pojęciem miłości.

Miłość, to takie poznanie drugiego i takie związanie się z nim w sposób definitywny i bezinteresowny, że prowadzi ona do gotowości oddania życia. Kochany jest widziany i traktowany jako ktoś poniekąd ważniejszy od tego, który kocha. Dlatego jest mowa o miłości całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem. Jest to jedyna pełna i prawdziwa odpowiedź na miłość Bożą.

Papież Benedykt XVI w encyklice Deus Caritas est określa tę miłość w następujący sposób: Jest ona tak wielka, że zwraca Boga przeciw Niemu samemu (pkt 10). Dalej konkretyzuje pojęcie tej miłości przez odniesienie do Jezusa Chrystusa. W Jego śmierci na krzyżu dokonuje się owo zwrócenie się Boga przeciwko samemu sobie, poprzez które On ofiarowuje siebie, aby podnieść człowieka i go zbawić – jest to miłość w swej najbardziej radykalne formie (pkt 12).

2. Kto jest moim bliźnim – ludzkie odpowiadanie na miłość

Gdy uczony w Piśmie odpowiedział Jezusowi i Jezus zachęcił go, aby tak czynił, a będzie żył. Ten dla usprawiedliwienia się zapytał: A kto jest moim bliźnim? W odpowiedzi Jezus nie teoretyzuje i nie odpowiada w kategoriach przeważającego zazwyczaj pojmowania bliźniego w narodzie wybranym, lecz daje konkretny przykład. Za bliźniego bowiem uważano tego, kto był bliski z racji więzów krwi i pochodzenia jako współziomka. Wobec takiego człowieka, członka rodziny, rodu czy narodu, jawi się naturalne to, że niesie mu się pomoc i troszczy się o niego i go się kocha.

W opowiadaniu, jakim posługuje się Jezus, wskazuje On na inny wymiar rozumienia tego, kto jest bliźnim. Jest nim człowiek, który jest blisko a który znalazł się w potrzebie. Bliski jako znaleziony czy spotkany w trudnej sytuacji. I to niezależnie od wyznania religijnego czy narodowości, niezależnie od statusu życiowego czy poglądów. To człowiek, który został zraniony, wykorzystany, który wpadł w ręce zbójców i nie ma żadnego ratunku.

Dwie pierwsze osoby, które go spotkały: kapłan i lewita – minęli go. Nie odkryli jego bliskości. Oni byli niejako zaangażowani w co innego i nie odkryli go jako bliskiego i bliźniego. Możemy powiedzieć, że byli przekonani, iż mieli ważniejsze zadania dla spełnienia i to zapewne związane z ich wyznaniem i posługą religijną. Dlatego go minęli. Nie spotkali go jako bliźniego, w który mogliby spotkać i przeżyć miłość Boga. Właśnie taką, o której mówiliśmy wyżej. Oni jeszcze tej miłości nie znali.

Dlatego pojawia się inna figura. Figura niejako obca. Wzięta z innego kręgu życiowego. Jest nim Samarytanin. On podejmuje kroki, by ratować tego poszkodowanego. Czyni bezinteresownie. Jest to figura samego Chrystusa i każdego ucznia Chrystusa.

3. Miłość – wypełnieniem Prawa i spełnieniem zamysłu Boga wobec człowieka

Zbawcze dzieło Jezusa to nic innego jak – idąc za myślą św. Augustyna – pochylenie się nad człowiekiem, który wpadł w ręce zbójców i potrzebuje pomocy. Sam nie jest w stanie sobie pomóc. Nie mogły mu pomóc instytucje religijne Starego Testamentu. One miały swoją rolę, aby niejako pokazać i ujawnić zranienia człowieka. Przez Prawo człowiek miał znajomość grzechu, a więc swoich ran. Jednakże to Prawo nie było w stanie go uleczyć. Jezus, jak ów Samarytanin, wziął na siebie owego poszkodowanego człowieka i stał mu się tak bliski, że podzielił los każdego z nas, byśmy mogli poznać miłość Ojca.

Jezus nie ustanowił nowych praw i instytucji religijnych, lecz– wydając siebie w ręce ludzi i przebaczając nam – wypełnił Prawo przez objawienie owej przebaczającej miłości, która potrafi tak kochać, że zwraca się przeciwko samemu sobie. Tę tajemnicę swojej miłości zostawił nam w Sakramentach, byśmy – korzystając z nich – zostawali uzdalniani do czynienia tak, jak On uczynił.

Sami z siebie nie potrafimy tak czynić. Mam często wiele wymówek i nierzadko właśnie religijnych wymówek i pretensji wobec bliźnich dlaczego tak czy inaczej postępują. Dlaczego wpadają w ręce zbójców. Stajemy się niejednokrotnie sędziami nad życiem innych ludzi i to czasem przekonani, że czynimy to w imię Bożego Prawa. Tymczasem Jezus wzywa nas i uzdalnia nas do tego, byśmy czynili podobnie jak On. Ratowali każdego, kto wpadł w ręce zbójców (w sytuacje grzechu i stracenia sensu życia), nie pytając o przyczyny, nie korzystając z żadnych wymówek. Byśmy to czynili ze świadomością, że to On nam objawił i że to jest Wolą Ojca. To jest też właściwy wymiar przeżywania zbawienia.

Przed każdym z nas, na ile uznajemy się uczniami Chrystusa, stoi wielkie wyzwanie i to na każdym kroku.   

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

44 komentarze

  1. Podejmuję wyzwanie.I wiem że ono w każdym naszym czynie i kroku.Hmm.

    #1 Ka
  2. „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem;…” z tych słów dziś odczytałem, że owszem trzeba się oddać całym, ale z drugiej strony nie więcej niż się jest w stanie, każdy swą miarą. To daję nadzieję, bo to, że ktoś jest w stanie uczynić z miłości takie rzeczy, które mnie dalece przerastają, nie oznacza że jestem „gorszy” wobec tego przykazania.

    #2 Hubert
  3. To nic innego jak nasza codzienność.
    Wielu od niej chciałoby uciekać, nie wspomina, bo przedstawia się zbyt szaro, monotonnie, a nawet gorzko. A tak współczesny człowiek chciały zajmować się rzeczami wielkimi, radosnymi, ciekawymi i mającymi sens. Często ucieczka od codzienności jest ucieczką od ludzi, od chrześcijańskiego człowieczeństwa w naszym wydaniu. W takim świetle przychodzi stawać i mi, nam chrześcijanom, ludziom Chrystusa, chrześcijanom dwadzieścia cztery godziny na dobę! W szkole, w pracy i po godzinach. W rodzinnym domu i na urlopie, na wakacjach, w czasie pielgrzymki, oraz nawiedzając chorych, zaniedbanych, a tym bardziej zapomnianych. Jak często plącze nam się to co mniej ważne z tym co najważniejsze, Boskie między tym co zwykle, ludzkie. Niestety często zwycięża mierność, bladość, nijakość, egoizm.
    Rodzi się we mnie pytanie – Czy nastanie cywilizacja miłości w naszym XXI wieku? Trudne to pytanie i jeszcze trudniejsza odpowiedź. Jak na dłoni widać dzisiejszą obojętność, znieczulicę. Jakże bogata jest nasza codzienność w uczynki … niemiłosierne.
    A po czym nas ludzie poznają, ze jesteśmy ludźmi Chrystusa?
    Mamy iść i czynić podobnie jak czynił to Pan Jezus – Ten Największy Samarytanin na świecie. Ja idę i chcę czynić podobnie. Spieszmy się więc czynić dobro.
    Pozdrawiam i odwagi życzę.

    #3 xGK
  4. Tak, mamy ratować „każdego, kto wpadł w ręce zbójców (w sytuacje grzechu i stracenia sensu życia), nie pytając o przyczyny, nie korzystając z żadnych wymówek. Byśmy to czynili ze świadomością, że to On nam objawił i że to jest Wolą Ojca.”
    Więc nie ma żadnej odpowiedzialności za swoje czyny?
    Na czym ma polegać ten ratunek? Na jednaniu go z Bogiem i Kościołem, czy też w myśl słów psalmu: ” On ubogiego z nędzy wyprowadzi i z książętami na krześle posadzi” ( nędzy rozumianej tutaj jako sytuacji grzechu i bezsensu życia)mamy wyciągać go z rynsztoku jego życia i wynosić na piedestał bez żadnej dobrej woli z jego strony ( a może tylko pozorowanej), jak bardzo często czyni to Ksiądz Biskup? Nie sądzi Ksiądz Biskup, że wówczas powstaje degrengolada moralna, a Kościół okrywa się hańbą, jak obecnie w licznych aferach natury moralnej swego duchowieństwa? I czemu Ojciec Swięty Benedykt XVI tak mocno potępił ekscesy moralne kapłanów?
    Takie moje nocne dumania i watpliwości.

    #4 duszpasterz
  5. 1. „co jest ważne w życiu, aby mieć prawdziwe, tzn. wieczne życie”
    Ciągle muszę sobie przypominać, że prawdziwe życie to wieczne życie. Choć tę prawdę rozumowo przyjęłam za swoją wciąż łapię się na tym, że zachowuję się, jakbym miała tylko to życie, które się skończy (a przecież zmienia się, ale się nie kończy…). Okazjami do przypomnienia sobie tej prawdy są postawy innych, którzy wobec mnie zachowują się niesprawiedliwie (wg mnie). Obruszam się i… od razu spostrzegam, że ja wcale nie jestem lepsza, że też bronię za wszelką cenę (którą płacą bliźni) mojego „nieprawdziwego” życia… Taka refleksja bardzo mi pomaga zachować dystans do siebie i innych. Chciałabym, żeby inni pamiętali o „prawdziwym” życiu…
    A Muniek Staszczyk o prawdziwym życiu śpiewa tak:
    „Prawdziwe życie Cię omija, wolisz lukrowany świat, o tak
    Szukasz aplauzu zamiast dzielić się z innymi tym, co masz
    Ludzie żyją tak jakby nie było śmierci, oni chcą być forever young
    Uroda minie, sława zginie, dusza będzie wieczna i tak, i tak…
    Prawdziwe życie, TERAZ albo nigdy…”
    Pozdrawiam 🙂
    p.s. duszpasterzu #4, lubię czytać twoje wpisy. Są okazją do spojrzenia inaczej (niż ja myślę) na różne sprawy. Pozdrawiam Cię i spróbuję skomentować 🙂

    #5 julia
  6. do duszpasterza
    „duszpasterz” – to tylko nick, sposób na życie czy powołanie?.
    Zastanawiam się, co prawda za dnia a nie nocą, że św. Paweł w/g tego „duszpasterskiego myślenia” nie miałby szans, zupełnie. Ci dwaj, którzy przeszli obok pobitego, też mieli jakieś ważne wymówki a leżący obok drogi to tylko skutek degrengolady moralnej – przeszli obok, nie mogli przykładać do tego ręki.
    Duszpasterzu tak piszesz jakbyś niczego nie rozumiał. Wydaje się, że właściwie uformowany człowiek tzn we właściwym kluczu przeżywający swoje życie (obojętne duchowny czy świecki, stary czy młody) – to człowiek, któremu nie grozi degrengolada. O sposób myślenia tu chodzi a nie o zakazy czy nakazy. Czyż nasze ludzie oceny zawsze są słuszne? Ksiądz Biskup często mówi o zakłamaniu w naszym życiu, o konieczności budowania relacji, o słuchaniu Słowa. Do mnie to trafia, choć nie ukrywam, że czasem ciężko to przyjąć i się jakiś bunt rodzi. Duszpasterzu chyba nie umiesz słuchać – nie sądzę Cię, to tylko wnioski z tego co piszesz. Pozdrawiam

    #6 wojskowy
  7. ad#5 Dzięki Julio! Blog to pewnego rodzaju forum wymiany myśli, przezyć, doświadczeń, pragnień, oczekiwań. Musimy więc się różnić. Moje wypowiedzi są bardzo bezpośrednie nie po to, aby kogoś dotknać czy poniżyć, ale żeby zwrócić uwagę, że tak jak ja może myśleć wielu. Z natury nie lubię zamiatać niczego pod dywan, bo tylko prawda nas wyzwoli. A jest z czego wyzwalać. Ksiądz Biskup w Kodniu mówił, że nie żyjemy w prawdzie, że Naród jest chory. Tak, to prawda, ale i Kościół jest chory. Jakbyśmy mieli watpliwości, to media nam co chwila o tym przypomną. Żyję dostatecznie długo, żeby się przekonać, że iść za Jezusem nie jest łatwe, ani proste, ani powszechne. Ksiądz Biskup Świrski kiedyś w Seminarium na akademii ku czci św. Stanislawa Kostki powiedział, że Stanislaw był fenomenem świetości. Tak, Ewangelia jest dla takich fenomenów, reszta to kuśtykające żebraki. Jestem też wśród nich, niestety. Trudno się jednak do tego przyznać.
    Też pozdrawiam i proszę nie próbuj „politykować” w odpowiedzi ku mnie skierowanej:-)

    #7 duszpasterz
  8. ad#6
    Pewnie nie rozumiem, pewnie nie umiem słuchać, pewnie jesteś ode mnie mądrzejszy i bardziej „w kluczu”, więc czuj się zadowolony i pewny swego. A ja jednak mam wątpliwości i razi mnie „zakłamanie w naszym życiu”, a słuchanie Słowa nie może powodowac zgorszenia u innych. I nie przerażają mnie wcale Twoje wyrazy „świętego oburzenia”, bo do Boga Jezus prowadzi różnymi drogami, różnych ludzi.

    #8 duszpasterz
  9. #7 aż miło czytać prawie kurtuazja :-)…… az tu #8 aż dreszcze przechodzą czytając tę odp. taka ,,ostra,, sformułowania takie zasadnicze….. dziwne bo to ten sam autor… no tak tylko ,,odbiorcy,, inni #7 Julia a #8 wojskowy 🙂

    #9 Ba
  10. duszpasterzu #7,
    nie chcę politykować. W odpowiedzi na Twój wpis napiszę to, co naprawdę myślę a nie to, co wypada napisać (jeżeli dobrze rozumiem określenie „politykować”).
    1. czy „musimy się różnić”?
    I tak każdy z nas jest inny. Nie chodzi o to, aby się różnić, ale aby być prawdziwym, autentycznym, prostolinijnym.
    2. piszesz „moje wypowiedzi są bardzo bezpośrednie”.
    Myślę, że moje też… 🙂 Różnica między nami polega na tym, że Ty jawnie (tzn. na blogu) zarzucasz Księdzu Biskupowi pewne złe posunięcia personalne, a ja jawnie opowiadam się za sposobem głoszenia słowa przez Księdza Biskupa.
    3. dochodzę do sedna…
    Pytasz: „czy nie ma żadnej odpowiedzialności za swoje czyny?”
    Oczywiście – jest. Ale sędzią czynów będzie Pan Bóg, nie człowiek. Duszpasterzu, wiele razy chciałam, żeby mąż „poniósł odpowiedzialność za swój czyn” wg mojego osądu. Nic nie zyskałam, ani on się nie zmienił. Gdy zaczęłam w nim widzieć poranionego, wykorzystanego – choć widzę w nim zło – nie osądzam, lecz współczuję. Chcę pomagać wyjść z jego sytuacji grzechu, pomagam zapewne nieumiejętnie, bo nie jest wyleczony… Ostatnio widząc zło w ojcu syn zdecydował, że ojciec musi „ponieść konsekwencje swego czynu”. Efekt? Nasilenie się negatywnych uczuć w ojcu wobec syna…
    Czy hańbą dla Kościoła jest brak miłości ojca do syna? Wg mnie tak! Taka sytuacja powstała, gdy ojciec „poniósł konsekwencje swojego czynu”…
    Duszpasterzu, może pomógłbyś mi znaleźć rozwiązanie tego konfliktu?
    Pozdrawiam 🙂

    #10 julia
  11. ad#10
    Julio! rzecz chyba polega na tym, że mówimy o dwóch, wzajemnie powiązanych ze sobą,obliczach tej samej sprawy. Ty chcesz widzieć tylko jedno z nich, a ja chciałbym aby jedno było odbiciem drugiego. Nie atakuję Ksiedza Biskupa, nic złego mi nie zrobił, wiele Jego cech wysoko oceniam. Zwracam jedynie uwagę na to, co mnie i innych jakoś boli. A Ksiądz Biskup moich wpisów nie musi puszczać, jeśli je uważa za atak.

    ad #9 Gdybyś jeszcze, Ba, chciała zwrócić uwagę na ton wypowiedzi „wojskowego”, to może nie postawiłabyś mi takich zarzutów. Dlatego jest różnica w tonie moich odpowiedzi. Bo chyba ja wiem, kto to jest „wojskowy” 🙂

    Do wszystkich – nie zamierzam nikogo atakować czy oskarżać, zwracam jedynie uwagę na problemy. Nie czujcie się więc , jak na barykadach:-)

    #11 duszpasterz
  12. Czy osadzanie sie wzajemne ,nawet na blogu nie jest brakiem milosci Boga i blizniego?
    Julio ,mam podobny problem i ubolewam nad soba coraz bardziej/brak wiary ,cierpliwosci i milosci/.Bo gdybym byla taka jak Maryja -czy moi bliscy odwazyliby sie nie isc ze mna jedna droga ?A w tej sytuacji moje zycie religijne idzie jedną droga , a rodzinne drugą.
    Zastanawiam sie ,czy wytrwam w tej sytuacji we wspolnocie DN

    #12 Tereska
  13. #11 duszpasterzu,
    nie chcę widzieć tylko jednej strony, dlatego chętnie czytam Twoje komentarze.
    Ciebie bolą pewne decyzje Księdza Biskupa – Twojego przełożonego. Mnie – Jego (mojego Pasterza) sposób nauczania pozwala odnajdywać sens bezsensownych sytuacji.
    Pozdrawiam 🙂
    p.s. A co z moim problemem?
    Czy mam wykazać błąd i żądać poniesienia konsekwencji pewnych słów i czynów do końca?

    #13 julia
  14. ad#4
    Duszpasterzu. Nie staję na barykadzie obrony Księdza Biskupa, a jedynie jako świadek, który też obserwuje, ale widzi inaczej aniżeli Ty. Czując się grzesznikiem mam świadomość, a może bardziej lęk, że mogę popełnić jakiś czyn, który dziś uważam za karygodny. Ale świadomość tego, że mój Biskup jest tym, który w takiej sytuacji będzie mnie ratował nie jest dla mnie powodem do upadku moralnego, ale wysiłku, aby do takiej sytuacji nie doprowadzić… To paradoks, wiem, ale żyjąc z takim przekonaniem, mogę żyć w prawdzie o sobie samym. Dzięki temu nie muszę żyć w lęku…. Wybacz, nie rozumiem Twojego wpisu, i tego niepokoju o upadek moralny innych, tylko z tego względu, że Biskup chce być wierny Ewangelii w stosunku do tych, „którzy wpadli w ręce zbójców”. Odwagi, uwierzmy Chrystusowi.
    ad#7 I na zakończenie. Zapewne pamięta ksiądz inne słowa Biskupa Świrskiego (ja już tylko znam je z przekazów; swoją drogą Biskup, który po dzień dzisiejszy przez wielu kapłanów uważany jest za świętego), a mianowicie, że kiedy zarzucano mu, że pomaga tym, którzy go ewidentnie naciągają, on odpowiadał, że woli pomóc naciągaczowi, niż kiedyś miałoby się okazać, że nie pomógł rzeczywiście potrzebującemu. Myślę, że analogia jest tu oczywista….

    #14 prezbiter
  15. W sumie to wdzięczna jestem temu uczonemu w Piśmie, mimo iż swa postawą wyraźnie okazał zarozumiałość, podchwytliwość, natarczywość i pretensjonalność. Jego pytanie i próba zrodzenia dyskusji dały kapitalny frag. Ewangelii. Jezus nie dał się wciągnąć w uczone wywody, czyli czystą dyskusję o prawie, ale skupił się na tym, co najistotniejsze – na konkrecie.
    Odwracając pytanie uczonego, Jezus, nie mówi o bliźnim jako przedmiocie, ale jako o podmiocie. Nie definiuje go, wskazuje jednak jasno, że to ktoś, do którego trzeba się zbliżyć. Zbliżyć czyli wyjść „z siebie”, rozbić skorupę własnego egoizmu, przełamać „ja”, porzucić jakiś schemat, plan i świadczyć miłosierdzie. Trzeba „czynić/działać” ze wzg na to, że jest on potrzebującym pomocy, że jest człowiekiem. Gest owego Samarytanina ukazuje właściwą perspektywę, podczas gdy uczony w Piśmie nadal uprawia poletko zimnego, wewnętrznego legalizmu…
    Ciekawe jest też zakończenie tej konfrontacji Jezusa z uczonym. Nie padają słowa zmuszające go do wyboru czy wysnucia nowej teorii, ale przyjęcie postawy praktycznej. Jezus nie pyta: „zrozumiałeś?” tylko mówi wprost: „idź i ty czyn podobnie!”. To nawet więcej niż rada, to nakaz…
    Tak, cała niedzielna Ewangelia po raz kolejny jasno uświadamia mi, że to nie „ja” jestem najważniejsza, że to nie ja wybieram sobie kogo chcę/mam kochać… bo wszyscy mają prawo do mojej miłości! I nie ma sensu tworzyć listy z danymi bliźnich, bo stwarza to tylko dystans a jeszcze można przy okazji kogoś pominąć. I nie ma sensu dziwić się „negatywnym bohaterom” tej przypowieści, bo kiedy Jezus mówi: „zbójcy”, „kapłan”, „lewita”, „Samarytanin” – zwraca się do właśnie do mnie po imieniu… bo to moje postępowanie opisuje św.Łukasz w swej Ewangelii.
    Trzeba mi, zamiast stawiać pytania – działać i wykorzystując okazje praktykować miłość!
    Wiem, że „wista wio, łatwo powiedzieć”, ale … od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że kolejna refleksja pomoże mi/przymusi mnie do działania.
    Amen.

    #15 morszczuk
  16. Taka miłość o której Ksiądz Biskup pisze ,kojarzy mi się z miłością rycerską.Tak potrafią kochać tylko rycerze.Przynajmniej o takim kochaniu przez rycerzy ,(może i tych z pod Grunwaldu) czytałem i słyszałem .Ułani- już chyba tak nie potrafią,bo to przecież „malowane dzieci”.Módlmy się,żebyś,my nie byli „malowanymi”chrześcijanami,tylko żeby naszym rycerskim hasłem było” Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie”a dobrze będzie.Trudno -rymnęło się.Ciepło pozdrawiam wszystkich.Uszy do góry.

    #16 wojtek
  17. ad#13
    Wybacz Julio! nie myślałem, że czekasz na moje zdanie. Ja wyjaśniłbym sprawę do końca, ale to mój punkt widzenia bez rozeznania w konkretnej sytuacji.
    ad#14 – prezbyter, ale chyba mówimy zupełnie o czym innym.

    Pozdrawiam:-)

    #17 duszpasterz
  18. #12 Teresko juz na samym wstępie nie dano ci imienia Maryja ale nawet gdyby to z pewnością ,,wszyscy,, nie poszliby za Toba ..kazdy ma swoje zadanie tu na Ziemi i wcale nie jest powiedziane,ze to za Tobą ma cała rodzina iść…moze to właśnie Ty pojdziesz za rodziną, moze nadejdą u Ciebie takie czasy,że ktoś z Twoich najbliższych otrzyma łaskę prowadzenia Ciebie… CIERPLIWOŚCI i ZAUFANIA…pokora tez by sie przydała..
    Otoczę Cię modlitwą..PAN Z TOBĄ

    #18 Ba
  19. #17 dusz pasterzu 🙂
    tak, czekałam na twoje zdanie, ale… wybacz mi, bliższa jest mi odpowiedź Tereski #12 🙂
    Jeżeli ktoś jest niewidomy – nie przekonają go słowa o pięknym świecie. Musi wpierw przejrzeć, musi pragnąć przejrzenia – i przejrzy.

    Trudno jest wyjaśniać sprawę, w której obu stronom wydaje się, że prawda jest po ich stronie. Pozostaje zmiana siebie – by być jak Maryja – wierna, cierpliwa, pełna miłości (#12). Wracam też myślą do setnika, który dopiero widząc śmierć Jezusa – w Niego uwierzył. Wobec niektórych osób umieranie na ich oczach – to jedyny sposób mówienia o Bogu…
    Pozdrawiam Was serdecznie 🙂

    #19 julia
  20. „Idź i czyń podobnie” rzekł do mnie Chrystus a ja wzbudzam żal serdeczny za brak miłosierdzia wobec bliźnich, postanawiam szczerze poprawę, proszę każdego dnia od rana o moc i siłę do walki z gniewem, złością moją, proszę o pomoc Michała Archanioła a mimo to wciąż czynię podobnie jak przed spotkaniem z Nauczycielem. Jak mam przezwyciężyć moją słabość, bo wydaje mi się, że robię wszystko co w ludzkiej mocy, by pokonać swój grzech?

    #20 AWM
  21. Czynic miłość …Jak ? Jaką miarą ?
    Kochaj bliźniego… ,, ….jak siebie samego.”
    A więc każdy swoją miarą. Aby kochać innych najpierw trzeba nauczyć się kochać siebie, swoje wady i zalety. Akceptować swoje słabości, które są ciężarem. Oddać je Bogu, otworzyć sie na Jego miłość. Łatwiej jest wtedy zaakceptowac innych z ich również wadami. Z tym kochaniem siebie mamy chyba najwięcej kłopotu, bo najczęściej nie jesteśmy z siebie zadowoleni. Potrzeba ufności w Boże miłosierdzie. Na ile potrafimy kochać Boga i siebie na tyle też potrafimy kochać bliźniego.
    I zgadzam się z tym co napisał Hubert #2 , jeżeli kocham mniej, nie jestem ,,gorsza” wobec tego przykazania od innych, Bóg zna moje serce 🙂
    Pozdrawiam wszystkich ciepło 🙂

    #21 owieczka
  22. Do #21.Boga łatwo mi kochać, bo jest dobry, kochający, przebaczający… Siebie i bliźniego – trudno, bo jesteśmy grzeszni, mamy „swoje charakterki”, które pielęgnowaliśmy przez całe życie, bo trafiła „kosa na kamień”, bo….pamiętamy urazy, bo trudno akceptować zło u siebie i innych, więc jak pokochać siebie i bliźniego?. Bogu ufam, powierzam siebie i całą rodzinę i czekam na Jego miłosierdzie nad nami, na Jego zmiłowanie. Dziękuję, Owieczko, za podania lekarstwa. Zacznę zażywać i gdy nie będzie to śmiertelna choroba, na pewno Żyć będę bo w Bogu pokładam nadzieję.

    #22 AWM
  23. 2. „Miłość (…) to nie kwestia uczucia. (…)
    Miłość, to takie POZNANIE drugiego i takie ZWIĄZANIE SIĘ z nim w sposób definitywny i bezinteresowny, że prowadzi ona do gotowości oddania życia”
    Prawdziwa miłość wymaga POZNANIA i osobistej decyzji…
    Czyli jeżeli „tracę czas” na poznawanie Boga to mogę mieć nadzieję, że Pan Bóg to oceni jako zalążek miłości do Niego…
    🙂

    #23 julia
  24. Szczęść Boże! Ja tak z innej beczki, ale od dłuższego czasu noszę się z zamiarem zadania tego pytania. Dlaczego w naszej diecezji siedleckiej nie ma szkoły nowej ewangelizacji? I dlaczego nawet żadne najmniejsze kroki nie są podejmowane w tym kierunku by taka szkoła powstała? Przecież nie każdy odnajduję się w oazie czy neokatechumenacie. Znam kilkadziesiąt osób z naszej diecezji, które bardzo chętnie zaangażowałyby się w SNE. Kto chce korzystać z kursów SNE musi jechać gdzieś daleko w Polskę, a nie każdego na to stać, wiem to z własnego doświadczenia. Uważam, że diecezja dużo na tym traci 🙁

    #24 joanna
  25. Witam wszystkich, przypadkiem trafiłem na ten blog. Nie jestem zorientowany w polityce personalnej ks. Biskupa, ani w życiu diecezji siedleckiej. Odniosę się tylko do wpisu Ks. Biskupa i komentarzy.
    ad #3: Duszpasterzu, chyba bezpodstawnie zakładasz, że człowiek, który wpadł w ręce zbójców, to ktoś poraniony przez [swój własny] grzech czy zawinioną utratę sensu życia. Ks. Hioba uczy, że nie zawsze tak bywa. Życie też uczy… jeśli znamy życie.
    To jest właśnie tok myślenia uczonego w Piśmie z czytanej Ewangelii: Czy każdy człowiek zasługuje na to, aby być moim bliźnim? Kto zasługuje na to, abym go kochał jak siebie samego? Bo przecież nie wszyscy chyba…? Bo to się nie da…
    Przypowieść każe spojrzeć na rzeczywistość nie oczyma sędziego, gospodarza tej ziemi, posiadającego określoną pozycję społeczną, której powinien bronić: „My home, my castle”. Nakazuje spojrzeć na życie jako podróż, w której nie mamy stałej ojczyzny, gdzie można głowę skłonić.
    Prawda o życiu jest taka, że jesteśmy podróżnymi, a po drodze mijamy innych, o których TAK NAPRAWDĘ NIEWIELE WIEMY. Czy mamy prawo czuć się ich sędziami? Nawet kapłan w konfesjonale ma ograniczony wgląd w sumienie drugiego człowieka. Nawet jeśli jest dobra wola po obu stronach, to jeszcze bywa, że człowiek nie potrafi wyrazić tego, co naprawdę dla niego ważne. Jak tu być sędzią i ocenić, na jaką pomoc kto zasługuje? Czy nie z tego powodu mamy tak mało dobrych spowiedników, że sądzą powierzchownie, bez wewnętrznego, nadprzyrodzonego światła?
    Czasem jest tak, że Bóg wynosi na piedestał kogoś, kto obiektywnie może na to nie zasługuje… Bywa. Chociażby śp. Prezydent, który sam powiedział: „Myślałem, że w moim życiu już nic ciekawego się nie wydarzy”. Ale wydarzyło się. Bóg jeden wie, jak bardzo aniołowie utyrali się, aby wydarzył się rok 2005. I można powiedzieć, że powtórzyła się historia z Saulem. Pan posadził go wśród książąt. Czy spełnił pokładane nadzieje? Czy może w pewnym momencie przekroczył kompetencje – „usiadł na ołtarzu” i został ukarany. Nie nam sądzić. Z pewnością Bóg dał mu szansę. Z pewnością jakieś dobro przez to wszystko jednak się dokonało… Bóg okazał swój majestat.
    Tak więc jesteśmy przechodniami, sługami nieużytecznymi. Nic po nas tak naprawdę na tym świecie nie pozostanie. Tylko to, co odkryte przed oczami Boga, a przed ludźmi często zakryte.
    Na koniec „Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców, ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń” Ps 37, 1-2. Historia biblijna pełna jest przykładów ludzi możnych, którzy byli narzędziami w rękach Boga, a którzy własnemu sprytowi przypisywali swoje chwilowe powodzenie.
    Nie myślmy więc o sobie, żeśmy sprawiedliwi, którzy rozglądają się, któż to jet godzien, abyśmy mu wyświadczyli dobro. Ale myślmy, żeśmy Samarytaninami w drodze. A jeśli Bóg pozwala nam uczynić coś dobrego, carpe diem (mutatis mutandis), z pocałowaniem ręki. Każde dobro jest nieśmiertelne – zostanie zapisane w księdze życia, nawet jeśli nie napomkną o nim w mediach, nawet jeśli Ks. Biskup nigdy się nie dowie.

    #25 stróż_nocny
  26. #7 „Żyję dostatecznie długo, żeby się przekonać, że iść za Jezusem nie jest łatwe, ani proste, ani powszechne”.Podpisuję się pod Twoim zdaniem.Szczególnie chodzi mi o to ŻE NIE JEST POWSZECHNE.I nawet habit niewiele zmienia.CZASAMI.

    #26 Ka
  27. Hmm,wyszło że powątpiewam w duchowieństwo.PRAWDA.Powątpiewam.

    #27 Ka
  28. Witam…a ja uwazam,ze IŚĆ ZA JEZUSEM to moze nie takie latwe przy naszej grzeszności i ułomności ale przecież ON o tym wie jacy my jesteśmy i gdyby bylo inaczej czyżby oddał życie …. a zresztą czy potrzebna byłoby jego śmierć gdybyśmy byli IDEALNI????..Jest niemożliwe wręcz abyśmy byli wlasnie tacy ale w tym wypadku czy aby proby i mocne starania być lepszym wzmacniać swoje starania i prośby o wiare (bo gdy je otrzymamy to łaska)widziec i pomóc temu ,,nieszczęśnikowi,,,tej wdowie i sierocie zobaczyć Jezusa w każdym nawet w tym co ledwo stoi i prosi o pare groszy do ,,beczułki,,

    #28 Ba
  29. Ostanie tygodnie były dla mnie bardzo trudne i powodowały wiele buntu we mnie, dlaczego tyle mnie dotyka przykrości i bólu…!!!
    Byłam też w wielkiej niezgodzie z mężem i doszło do wylania z mojej strony tego noszonego ciężaru, na mężą… wściekła wyszłam z domu…
    Po powrocie do domu po wcześniejszym wyciszeniu ale nie na tyle by być całkowicie spokojną,
    mąz mój zaskoczył mnie swoją postawą ugodową i
    pelną ciepłych słów oraz gestów…
    /Jak za dotknięciem różczki, nawarstwiana niechęć
    żal i złóść – minęły…
    Jest to dla mnie osobisty przykład i doświadczenie, jak okazywane dobro i miłość drugiej osoby, potrafią pokonać niechęć i głęboki żal oraz pretensje zbyt długo trwające.
    W tym dla mnie trudnym wyjątkowo czasie był pewien anioł, który modlił się za moje uzdrowienie duchowe, bo mnie zabrakło własciwej modlitwy…i… przyjęcia logiki krzyża i Miłości, tak fantastycznie ukazywanej przez Księdza Biskupa…
    Bóg zapłać Księdzu Biskupowi za
    nauki czasami bardzo trudne w praktyce ale bardzo owocne w moim małżeństwie raz ze strony męża, innym razem z mojej… tylko szkoda,że czasami
    zgoda na „umieranie” trwa zbyt długo…

    #29 niezapominajka
  30. #22 AWM,
    „Boga łatwo mi kochać”
    A mnie nie jest łatwo kochać Boga… Łatwiej przychodzi mi kochać bliźniego… (tzn. nie wiem, czy to bliźni, bo wg definicji Ks. Bpa bliźni to ten, który jest w potrzebie. Więc może raczej łatwiej mi kochać człowieka, który mi imponuje, zadziwia, fascynuje… Ale może on też jest w potrzebie?). Pewnie jestem zbyt przywiązana do tego, co ziemskie… Poznawanie Boga, by potem „związać się z Nim w sposób definitywny i bezinteresowny” wymaga ode mnie dużo wysiłku…
    😉

    #30 julia
  31. Proszę Księdza Biskupa. Dręczy mnie dlaczego nikt z przedstawicieli naszego Kościoła (myślę o Biskupach), nie przerwie jakimś głosem rozsądku tej wojny nie o krzyż, ale krzyżem pod Pałacem Prezydenta. Nie pozwólcie zawłaszczać jednej partii prawa do krzyża jako znaku Polaka patrioty i katolika. tym bardziej, że w tej partii aż się roi od ludzi o bardzo dziwnych poglądach i z jeszcze dziwniejszą przeszłością, Pewnie to samo jest też w drugiej partii, ale nie ja ich za te grzechy bedę sądzić. Boli mnie, że symbol mojej wiary, symbol najwyższej miłości jest zawłaszczany i wykorzystywany do prymitywnej walki politycznej. Może Ksiądz Biskup znany mi z rozsadku, zajmie stanowisko. Bóg zapłać za kazde słowo.

    #31 Anna
  32. #30 Julio
    Być może jesteś młoda 🙂 i świat Cię męci, ludzie zachwycają i fascynują ( mało Cię znam, bo rzadko jestem na blogu ). Ja zbliżam się do horyzontu i męci mnie co jest za horyzontem, tam gdzie wzrok mój nie sięga. Tęsknię już za Nową Ziemią,tam gdzie płaczu i bólu nie będzie…. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    #32 AWM
  33. Jeszcze do „duszpasterza” (choc moze troche pozno) – zachecam do zapoznania sie z Nuczaniem Kosciola oraz mysla J. Ratzingera na temat Kosciola dla owocniejszych „duman” i rozwjania „watpliwosci”. Dla zachety pozwole sobie na troche cytatow:

    „Miłosierdzie samo w sobie, jako doskonałość nieskończonego Boga, jest również nieskończone. Nieskończona więc i niewyczerpana jest też gotowość Ojca w przyjmowaniu synów marnotrawnych wracających do Jego domu. Nieskończona jest gotowość i moc przebaczania, mając swe stałe pokrycie w niewysłowionej wartości ofiary Syna. Żaden grzech ludzki nie przewyższa tej mocy ani jej nie ogranicza. Ograniczyć ją może tylko od strony człowieka brak dobrej woli, brak gotowości nawrócenia, czyli pokuty, trwanie w oporze i sprzeciwie wobec łaski i prawdy, a zwłaszcza wobec świadectwa krzyża i zmartwychwstania Chrystusowego.
    I dlatego też Kościół wyznaje i głosi nawrócenie. Nawrócenie do Boga zawsze polega na odnalezieniu miłosierdzia, czyli owej miłości, która cierpliwa jest i łaskawa (por. 1 Kor 13, 4) na miarę Stwórcy i Ojca — miłości, której „Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa” (2 Kor 1, 3) jest wiemy aż do ostatecznych konsekwencji w dziejach przymierza z człowiekiem: aż do krzyża — czyli do śmierci i zmartwychwstania swojego Syna. Nawrócenie do Boga jest zawsze owocem „odnalezienia” tego Ojca, który bogaty jest w miłosierdzie.
    Prawdziwe poznanie Boga miłosierdzia, Boga miłości łaskawej, jest stałym i niewyczerpalnym źródłem nawrócenia, nie tylko jako doraźnego aktu wewnętrznego, ale jako stałego usposobienia, jako stanu duszy. Ci, którzy w taki sposób poznają Boga, w taki sposób Go „widzą”, nie mogą żyć inaczej, jak stale się do Niego nawracając. Żyją więc in statu conversionis — a ten stan wyznacza najgłębszy nurt pielgrzymowania każdego człowieka na ziemi in statu viatoris. Jak widać, Kościół wyznaje miłosierdzie Boga objawione w Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym nie tylko słowem swego nauczania, ale nade wszystko najgłębszym pulsem życia całego Ludu Bożego. (…)
    Kościół współczesny ma głęboką świadomość tego, że tylko w oparciu o miłosierdzie Boga samego będzie mógł spełnić te zadania, które wynikają z nauki Soboru Watykańskiego II, a nade wszystko zadania ekumeniczne mające na celu zjednoczenie wszystkich wyznawców, Chrystusa. Podejmując wielorakie starania w tym kierunku, Kościół wyznaje z całą pokorą, że tylko ta miłość, która jest większa od słabości ludzkich podziałów, może ostatecznie sprawić ową jedność, o którą sam Chrystus modlił się do Ojca i o którą nie przestaje prosić za nas „w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26).”
    (Jan Paweł II, Dives in misericordia, 13)…

    #33 rab gapodnij
  34. I może jescze coś ze słów Josepha Kardynała Ratzingera wypowiedzianych do około stu biskupow zgromadzonych w Rio de Janeiro na temat m. in. Pochodzenia i natury Kośćioła:
    “…W samym sercu nowej posługi, która pozbawia energii niszczycielskie moce, znajduje się łaska przebaczenia. To ona konstytuuje Kośćiól. Kośćiół zbudowany jest na przebaczeniu. Sam Piotr ukazuje ten fakt na własnym przykładzie: ten, który ułegł pokusie, wyznał swój grzech i otrzymał przebaczenie, może byc posiadzczem kluczy. Kośćiół jest w swojej najgłebszej istocie miejscem przebaczenia, z którego wygnany zostaje chaos. Kośćiół trzyma się razem dzieki przebaczeniu, czego świadectwem na wieki jest Piotr. Nie jest to wspólnota ludzi doskonałych, ale grzesznikow, ktorzy potrzebuja przebaczenia i tego przebaczenia szukaja. W wypowiedzi Jezusa na temat władzy ukazuje się moc Boga jako miłosierdzie, a wiec jako kamien wegielny Kościoła. W tle słyszymy słowa Pana: „ Nie potrzebuja lekarza zdrowi, lecz ci, ktorzy się zle maja. Nie przyszedłem, aby powołac sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2,17).” (J. Ratzinger, „Kośćiół. Wspólnota w drodze”, s.57)
    „właśnie przez dysproporcje pomiedzy ludzkimi zdolnościami a Bozym rozporzadzeniem Bog daje się poznac jako Ten, ktory jest prawdziwie obecny i ktory działa… nie dorastanie ludzi do tej roli [mowa dalej o powołaniu Piotra – mój przp.] jest tak rażace, tak oczywiste, że właśnie w przyznaniu człowiekowi roli opoki staje się jasne, że to nie ci ludzie dzwigaja na swoich barkach Kościół, lecz jedynie Ten, który go podtrzymuje, bardziej pomimo ludzi niż poprzez nich.” (tamże, s. 65)
    „ Właśnie tajemnica miłości jako tajemnica małżenska ukazuje ogrom naszego zadania i możliwość upadku w Kościele… Oczywisty staje się również (…) powód, dla którego Kościoł nigdy nie doszedł do doskonałości, lecz ciagle potrzebuje odnowy.” (tamże,s.32-33)
    I jeszcze o kapłanstwie:
    „Właśnie to mamy na myśli, gdy określamy świecenia kapłanskie słowem sakrament: tutaj nie eksponuje się własnych sił i zdolnosci; tutaj nie powierza się urzedu jakiemuś wyjatkowo sprawnemu funkcjonariuszowi… Sakrament oznacza: daje to, czego sam dac nie moge; czynie coś, co nie zależy ode mnie…” (tamże,s.105)
    I na koniec o chrzescijanskim oredziu:
    „ Rozmylibyśmy chrześcijanstwo w moralizmie, gdyby oredzie, które przewyższa nasze własne działania i możliwości nie było jasne (…) Na tym właśnie polega szczególna nowość chrześcijanstwa: Logos, osobowa Prawda, jest jednoczesnie pojednaniem, przebaczeniem, ktore przemienia nas niezależnie od wszystkich naszych osobistych zdolności i niedostatków…” (tamże,s.179 – 180)
    To oczywiscie tylko kilka cytatow, ale mysle ze moga posluzyc duszpasterzowi jako kierunkowskazy w przemysleniach, a jednoczesnie ukazuja choc troche spojrzenie obecnego Papieza na Kosciol, jego misje i sposob walki z grzechem. Calosc encykliki Jana Pawla II mozna znalezc na: http://www.vatican.va/edocs/POL0022/__PF.HTM , natomiast ksiazke J. Ratzingera wydalo wyd. Jedność.

    #34 rab gapodnij
  35. #25 stróżu nocny
    dodam jeszce od siebie, że jest jednak taka ojczyzna gdzie w moim życiu mogę „głowę skłonić”.
    Pojawia się ona wszędzie tam, gdzie przy spotkaniu z drugim człowiekiem mam okazję być do jego dyspozycji i z tej okazji skorzystam.Gdy dam się mu czasem przełamać i uśmiechnę się wtedy do niego.Pojawia się wtedy zjawisko „nie z tej ziemi” ale wszędzie takie samo, czy w Warszawie czy w Chinach czy w Hrubieszowie.Niezależnie w jakim hotelu mieszkam, jakim samochodem jadę. Nie wymaga posiadania laptopa czy komórki.
    Dostrzegam również innych ludzi patrzących na mnie tak samo.To jest dopiero wspólnota!

    #35 grzegorz
  36. #31
    Ta partia, o której piszesz nie tylko zawłaszczyła prawo do krzyża, ale po tragedii Smoleńskiej w przeciągu krótkiego okresu położyła rękę na innych dziedzinach (IPN, KRRiT, NBP, szybka wymiana ministrów w kancelarii prezydenta itd.)
    Włodarze stolicy jakiś czas temu pod osłoną nocy usunęli krzyże z ulic Warszawy, które upamiętniały ofiary wypadków drogowych. Argumentowali to tym, że zagrażają one bezpieczeństwu ruchu. Natomiast nie widzą nic złego w wielkich, kolorowych, migających billboardach, często o amoralnej wymowie. Jest to na YouTube.
    Moim zdaniem nie byłoby żadnego problemu z krzyżem pod Pałacem, gdyby prezydentem była inna osoba. To obecnemu prezydentowi – elektowi ten krzyż przeszkadza i to z jego ugrupowania wyszła propozycja usunięcia go. Może to dlatego, że Brukseli i całej Unii to się nie podoba.
    Jan Paweł II wielokrotnie mówił o obronie krzyża – „brońcie krzyża(…). Niech On pozostanie tam, gdzie jest”.

    #36 Karolina
  37. #18 Ba dziekuje za modlitwe

    #37 Tereska
  38. #33 #34 rab gapodnij.
    Jestem wdzięczna za przywołanie słów Jana Pawła II i Benedykta XVI. Widzę, że w tym samym nurcie nauczania jest nasz Ksiądz Biskup. Bo to od niego właśnie często słyszę o tym, że Kościół jest wspólnotą odkupionych grzeszników, którzy sami potrzebują przebaczenia i uczą się przebaczać. Jest taka książka autorstwa Ks. Biskupa: „Kościół wspólnotą odkupionych grzeszników”. Nadto przy tej okazji zwrócę uwagę na jescze jedną książkę autorstwa ks. Biskupa, mianowicie: „Dobra Nowina dla grzesznika”. Czytałam wywiad z R. Pazurą, któremu ta książka właśnie pomogła wejść w relację do Pana Boga i zobaczyć Boga jako Tego, który kocha grzesznika.
    Dziękuję również Księdzu Biskupowi za takie prowadzenie nas. Pozdrawiam wszystkich zaangażowanych w ten blog.

    #38 diecezjanka
  39. #24 Joanna.
    O ile wiem, to taka szkoła jest poważnym przesięwzięciem. Wymaga konkretnego miejsca i grupy ludzi, kórzy podejmą się prowadzenia szkoły. Nie przypuszczam, żeby inicjatywa miała należeć do biskupa, chyba raczej do świeckich i duchownych, którzy byliby gotowi taką szkołę poprowadzić. A biskup może na to się zgodzić lub nie.
    Nie wiem, dlaczego w naszej diecezji nie ma takiej szkoły, ale na pewno ewangelizacja jest podejmowana przez różne osoby i wspólnoty, przez duszpasterstwo akademickie i in., nie tylko przez oazę czy neokatechumenat.
    Pozdrawiam.

    #39 diecezjanka
  40. ad # 33 i 34
    Rab gapodnij! co Ty wyważasz otwarte drzwi. Nauka o miłosierdziu i przebaczeniu jest oczywista. Chyba nie rozumiesz mojej wypowiedzi. Rzecz polega na tym, że nie ma nawrócenia w tych wypadkach, o których mówię i piszę. Dlatego jest zgorszenie wśród znacznej części duchowieństwa.
    Bo nie grzech jest największą tragedią człowieka, lecz fakt że mu z grzechem jest dobrze, że nie zamierza żadnego nawrócenia, bo nie zrywa z okazją do grzechu. Wiem, że trudno przyznać się do błędu, także w zarządzaniu. Ale na siłę przekonywanie, że czarne jest białe, to chyba obłuda.

    #40 duszpasterz
  41. #32 AWM,
    wszyscy zbliżamy się do horyzontu, tylko nie wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Na pewno młodzi o tym nie myślą, ja też, gdy BYŁAM młoda myślałam o tym niewiele. BYŁAM, bo nie jestem 🙂 Jednak wciąż spotykam ludzi (nie zawsze osobiście, ale np. dowiaduję się o nich, czytam ich przemyślenia i książki), którzy mnie fascynują, których podziwiam, których chciałabym poznać. Wzbudzają we mnie emocje, a ja lubię emocje.
    Ostatnio takie silne emocje wzbudził we mnie ks. Robert Skrzypczak, który napisał tak:
    „… każde spotkanie z drugą osobą, jeśli ma być przeżyte autentycznie, musi przypominać „triduum paschalne”: życie, śmierć i zmartwychwstanie. (…) radość spotkania z drugim wymaga ode mnie, abym umarł dla samego siebie, dla moich planów i uprzedzeń, dla wygody i rutyny. (…) Gotowość na przeżycie śmierci w swych własnych planach i upodobaniach to trudny rodzaj umierania, bez którego jednakże każda spadająca na nas nieoczekiwanie okoliczność zabija nas”
    AWM, nie powiesz mi, że nie nęci Cię spotkanie i rozmowa z autorem tych słów?
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #41 julia
  42. No cóż, przepraszam Duszpasterzu – gdy pisałem, nie wiedziałem jeszcze, kto się kryje za tym nickiem. Z drugiej strony – jeśli problem nie w teorii a w praktyce i to w konkretnych przypadkach, to wieloletni proboszcz ma chyba inne formy relacjonowania się ze swoim Biskupem (w poważnych sprawach) niż poddawanie w wątpliwość (łagodnie mówiąc) słuszności jego decyzji na forum – w dodatku w sprawie, w którą pozostali nie są wtajemniczeni, a zatem mogą snuć tylko podejrzenia (o co Duszpasterzowi chyba chodzić nie może).
    Cieszę się za to, że ten wpis komuś pomógł i pozdrawiam.

    #42 rab gaspodnij
  43. #40
    Religijność to żądnie – nawróć się a będziesz godny (wart) wejścia do naszego towarzystwa bez zgorszenia.
    Życie wg woli Boga to wiara w Jego UPRZEDZAJĄCĄ łaskę. Najpierw obwieszczenie wybaczenia i doświadczenie wybaczenia potem nawracanie.
    Jezus również wzbudzał zgorszenie wśród kapłanów bo przebywał w „nieodpowiednim” towarzystwie – wśród grzeszników, ludzi nienawróconych.
    Pomyśl duszpastrzu czy dla Ciebie nauka o miłosierdziu nie jest zbyt oczywista?

    #43 grzegorz
  44. #40 Duszpasterzu.
    Niezrozumienie, jakie powstaje między Tobą, a w dużej większości uczestnikami tego Blogu, jest takie, że Ty piszesz o innych, a inni piszą o sobie – i chyba taka jest główna idea tego miejsca w Internecie – pisać o własnym doświadczeniu wiary! Skoro masz coś do powiedzenia o innych, nabierz w końcu odwagi i bądź tym, o których Biskup prosił, aby mu pomagali, stając w prawdzie i w odwadze patrząc prosto w oczy, a nie w monitor.
    I powiem Ci, że tak po ludzku patrząc powinienem Ci zazdrościć, gdyż wiem po sobie samym (a mam wrażenie, że Ty tego nie doświadczyłeś), że wychodzenie z własnych słabości jest bardzo trudne i okupione wieloma upadkami – co dla innych może wydawać się ciągłym trwaniem w sytuacji „że mu z grzechem jest dobrze”. Chociaż z drugiej strony, moja słabość jest źródłem poczucia małości wobec Boga i wszystkich ludzi – tak więc nie mam czego Ci zazdrościć…
    Proszę Cię, zacznij patrzeć na słabych, a przede wszystkim tych, którzy pragną ukorzyć się przed Biskupem i w tym szukają swojego ratunku, jak na swoich braci, z miłością – bo nie wszystkich na to stać…

    Z daleka – wakacyjnie pozdrawiam wszystkich 🙂

    #44 prezbiter

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php