W 11 Niedzielę zwykłą roku C czytamy dalszy ciąg Ewangelii wg św. Łukasza (7,26 – 8,3). Jest to opowiadanie o kobiecie, która prowadziła w mieście grzeszne życie, a która przystąpiła do Jezusa podczas uczty w domu jednego z faryzeuszy. Przystąpiwszy do Jezusa zaczęła obmywać Jezusowe stopy swoimi łzami, wycierała je swoimi włosami i namaszczała je olejkiem.

Wzbudziło to konsternację wśród zebranych gości, a przede wszystkim zdziwienie u gospodarza. W jego myślach powstawały pytania. Jezus poznał jego myśli i ocenił całą sytuację odnosząc ją do swojej misji. Zwrócił się więc do gospodarza:

Szymonie, muszę ci coś powiedzieć (…)
Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała
(Łk 7,40.47).  

Scena opisana przez św. Łukasza we fragmencie Ewangelii czytanej tej niedzieli wyraża jeden z bardzo istotnych momentów całego zbawczego dzieła dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Jezus stanął wśród ludzi takich, jakimi byli, by nieść im pomoc, zbawienie – by dać im możliwość przystąpienia do Boga. Nie wybierał doskonałych, lecz zwrócił się przede wszystkim do grzesznych. Takimi zresztą byli i są wszyscy, chociaż nie wszyscy chcą się do tego przyznać i za takich uznać.

1. Jezus wśród ludzi – nowość relacji

Jezus dawał się zapraszać, dotykać, spotykać. Zapraszali Go ci, którzy mieli ku temu zewnętrzne warunki i mieli wewnętrzne swoje przekonanie (naturalnie nie zawsze słuszne), że są, patrząc ze ludzkiej pozycji, godni i mogą zaprosić Jezusa. Tak Jezus był zaproszony na Wesele w Kanie, był zapraszany przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy, przez swoich przyjaciół w Betanii. Jezus też czasem prowokował sytuacje, jak ta z Zacheuszem, by wejść do czyjegoś domu i w nim przebywać. Wielu miało Jezusowi za złe, że nie dobiera właściwie miejsc odwiedzin ludzi, że przyjmuje gościnę w domach celników i grzeszników. 

W tych wszystkich kontaktach i spotkaniach z ludźmi Jezus pozwalał na to, co dzisiaj, w języku dyplomacji, nazwalibyśmy złamaniem protokołu. Tak pozwolił się dotknąć kobiecie chorej na krwotok, tak pozwolił aby przyszła do niego w czasie uczy kobieta, która prowadziła w mieście grzeszne życie. Takie sceny dla jednych były powodem zadziwienia innych wprowadzały w oburzenie.

Osoby, które decydowały się na taki tzn., jakby pozaprotokolarny sposób przystąpienia do Jezusa były powodowane wielką siłą potrzeby spotkania Jezusa z wewnętrznych motywów a nie miały zewnętrznych możliwości czy racji ku temu, aby zaprosić do siebie Jezusa. Były jakby wykluczone z takiej możliwości.

2. Przystępowanie ludzi do Jezusa

Zdobycie się na kroki, które przełamują utarte zwyczaje i przyjęte zasady wymaga wielkiej odwagi. Ta odwaga może rodzić się czasem z chęci zamanifestowania swoich przekonań i swoich prawdziwych czy domniemanych wartości, jak to mamy zazwyczaj przy okazjach manifestacji promujących pewne, czasem wątpliwe postawy w celu kontestacyjnym. Nie zawsze prowadzi to do dobrego. Mamy wówczas zazwyczaj do czynienie z odwagą, ale często brak w tym poczucia realizmu i pokory oraz życiowej prawdy. Brak przede wszystkim relacji prawdy i otwartości na to, co w życiu  człowieka winno się stać wskutek spotkania z Jezusem.  Tak zapewne niewłaściwie chciał widzieć Jezusa Herod, tak przystąpił do Jezusa Judasz. Tak, w ciągu dwóch tysięcy lat historii istnienia Kościoła przystępowano niejednokrotnie do Jezusa w celu uzyskania takich czy innych korzyści i przeprowadzenia swoich planów, a bez gotowości na spełnienie się działa Ba w człowieku.

Odwaga przystąpienia do Jezusa może jednak brać się z głębokiego doświadczenia potrzeby akceptacji i miłości. To może rodzić się i rozwjać w sercu ludzkim, gdy człowiek dostrzeże, że spotyka tego, kto nie odrzuci, kto przyjmie, kto zrozumie, kto przebaczy. Tym, co dawało i daje odwagę i moc do przystąpienia do Jezusa są zazwyczaj sytuacje wielkiej potrzeby lub poczucie konieczności wyrażenia wdzięczności i miłości – odkrycie tego, że Jezus był i jest dla  kogoś jako otwarty, dostępny, dotykalny. Po prostu odkrywa się, że Jezus jest dla – i nikogo, kto w otrzebie do Niego prystępuje, nie odrzuci.

Podejmowane wówczas kroki są autentycznym wyrazem szukania życia i pokornej gotowości bycia obdarowanym nie według własnej miary i oczekiwań, ale według bogactwa miary Tego, kto obdarowuje. Takie przystąpienie do Jezusa nie jest pretensjonalne, wyreżyserowane, obliczone na korzyści. Ono jest odważne i pokorne. Jest prawdziwe i prowadzi do przemiany człowieka.

3. Miłość Jezusa odkrywany przez potrzebujących

Jezus jest uosobieniem Miłości Boga. To On stanął między ludźmi i wszedł w ludzkie zwyczaje i praktyki regulujący życie społeczne i religijne. Stanął jednak jako ten, kto jest od nich niezależny, bo nade wszystko ukochał człowieka i robił wszystko, by wyzwolić w człowieku miłość odpowiadając na jego potrzebę miłości. Każdy, kto szuka miłości i akceptacji miał – i nadal ma – możliwość przystąpienia do Jezusa i to nie tylko w ramach tych ustalonych zwyczajów i protokołu zachowań. Ma możliwość przystąpienia na miarę potrzeby miłości i gotowości przyjęcia daru miłości. Jest to jednak możliwe w człowieku, który uzna potrzebę otrzymania i wyrażenia miłości ponad wszystkie inne zdobycze swego życia. Jest gotów tracić swoje życie z powodu poznawania i doświadczania tej jedynej Miłości, którą uobecnia i uosabia Jezus.

Tam gdzie jest prawdziwa miłość, tam wszystko otrzymuje swoje znaczenie i swój porządek. Nawet wtedy, kiedy wyraża się w gestach i znakach, które pozornie są bez znaczenia, czy są poza protokołem. Prawdziwa miłość nie boi się krytyki, straty. Prawdziwa miłość jest wydawaniem siebie. Trzeba wielkiej pokory i odwagi, żeby pozwalać, by taka miłość mogła się w człowieku, w nas, zadomawiać i się objawiać. Po prostu być.

Łatwiej (w sensie: jest bardziej prawdopodobne, by się to stało) jest nam to czynić, gdy mamy poczucie własnej grzeszności, gdy stajemy w postawie bez pretensji i bez naszych oczekiwań. Gdy jesteśmy gotowi poddać się osądom innych i ich krytyce. Tak było w przypadku owej kobiety. Ona nie musiała dbać o swoją reputację i o etykietę. Nie miała w tej dziedzinie nieczego do stracenia.

Trudniej jest, gdy mamy ustalone nasze dobre wyobrażenia o sobie i o tym co nam się należy itp.  Trudniej, a nawet niemożliwe, gdy boimy się o siebie i nie chcemy stracić czegoś, co uważamy za swoje. Nie jesteśmy otwarci na dar, który przektaza nasze oczekiwania i który może nas przemienieć.

Pomóż nam, Panie, który jesteś miłością, wykorzystać wszystkie sytuacje, w których okazuje się, że jesteśmy potrzebującymi, że nie mamy prawa, że nic nam się należy. Pozwól nam to odkrywać, że istotnie nie mmy nic do stracenia i że możemy być tylko obdarowani Twoimi darami i Tobą samym na miarę naszych braków i uznania naszej nicości. Pozwól nam tak odważnie i pokornie do Ciebie przystępować!

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

41 komentarzy

  1. …nie jestem wybredny,ale coś chyba od życia mi się należy.Przecież człowiek ma prawo do…no właśnie do czego mam prawo? i czy aby na pewno nic mi się nie należy?A gdzie karta praw człowieka,czy mam z nie zrezygnować?Wszyscy mamy pretensje do Boga,które rodzą się z poczucia doznanej krzywdy.To prawda;jestem pokrzywdzony przez życie i z tą krzywdą chcę przystępować do Jezusa by się wyżalić,by niejako domagać się od Boga swoich praw.Czy to właściwe myślenie?Nie potrafię poradzić sobie ze swoimi pretensjami i dlatego pragnę Jego Ducha by tracić swoje życie z powodu poznawania i doświadczania tej jedynej Miłości, którą uobecnia i uosabia Jezus.Pragnę oddać Mu wszystkie moje pretensje…Pozdrawiam…janusz f.

    #1 baran katolicki
  2. Pozwolilam sie wykorzystac finansowo pewnemu znajomemu,ktoremu zlecilam wykonanie pewnej pracy .Wyrazilam zdziwienie ,ze tak duzo ,ale ostatecznie wyplacilam mu te kwote z mysla ,że bedzie to moja jalmuzna , bo znam jego beznadziejna sytuacje materialna.
    Teraz sie zastanawiam ,czy dobrze zrobilam ,czy nie utwierdzilam go w tym ,ze moze tak naciagac ludzi.Czy jego grzech mnie nie obciaza?
    W innym przypadku -zlecilam drobna usluge czlowiekowi uzaleznionemu od alkoholu -akurat wystarczylo mu na kolejne upicie sie.
    Gubie sie w takich sytuacjach -jak odroznic dobro od zla?

    #2 Tereska
  3. W nawiazaniu do Ewangelii przyznaje ,ze przez wiekszosc zycia przychodzilam do Jezusa tak jak faryzeusze -przekonana o swojej poprawnosci , z poczuciem lepszosci .Tlumilam uczucie niecheci do przykrej osoby w najblizszym otoczeniu ,pielegnowalam poczucie krzywdy.
    Dopiero SLOWO,ktore nie tylko sluchalam ale „uslyszalam” uswiadomilo mi moja grzesznosc.Teraz staje w nowym duchu , z wieksza czujnoscia .Pojawiaja sie jednak rozne zdarzenia i z pewnoscia bede pojawiac rozne pulapki.
    Co z „traceniem”/nie tylko siebie / w takich sytuacjach?

    #3 Tereska
  4. Myślę że jedyne co może człowiek stracić to ŻYCIE /myślę o tym wiecznym/.Wszystko inne jak plewa,którą rozniesie wiatr.Baranku #1,jedyne do czego człowiek ma prawo to do godności.A ona W NAS.Karta praw człowieka?Może jedynie sprawiedliwość a ona jak wiesz zależna /dokąd jesteśmy TU/ od innych /ludzi/jest.Nie domagajmy się /za wszelką cenę/ karty,by czasem nieopatrznie nie zamienić się w plew.Życie doświadcza,życie trudne jest.Niemniej bez trudności niewiele by oszlifowało w nas.Chcę iść /kiedyś/ do Boga z bagażem pełni.Człowieczeństwa pełni.CZY MI SIĘ UDA ?Odpowiedź Bóg zna.

    #4 Ka
  5. Wiesz co Baranku /#1/? Odrzuć pretensje bo one zacieniają radość,którą każdy z nas MA.To radość zwalcza co złe.Uwierz,ona w nas.

    #5 Ka
  6. Tomasz a Kempis twierdził,że rożne łaski otrzymują nawet zli ludzie lecz łaskę MIŁOŚCI tylko wybrani..godni życia wiecznego…Jak ja bardzo zazdroszczę tej kobiecie, ktora rzuciła się do stóp Jezusa i we łzach błagała o przebaczenie swoich grzechów,jak ja bym chciała być taką jak ona (A TEŻ MAM ZA CO PRZEPRASZAĆ I O CO PROSIĆ)a ja jak Szymon stoję..nawet też koło Jezusa i …krytykuję,pouczam,uprawiam demagogikę,bo ja jestem taka naj..naj.. UF..jak ciężko ,bardzo cięzko…A nawet wydawało mi się, że mam tę łaskę..zapewne jeszcze daleka droga do niej…
    #1 Janusz uściskaj swoją żonę ode mnie ona zapewne ma jeden więcej krzyż niż Ty??

    #6 Ba
  7. #2
    – jak przestaniesz patrzeć przez pryzmat ew. wykorzystania, doskonale odróżnisz dobro od zła. Człowiek służy drugiemu człowiekowi /i masie ludzkiej/ i świadomie przyzwala na wykorzystania.
    W IMIĘ POMOCY. Że ukryte to jest? NIC NIE JEST UKRYTE – przed Bogiem. A grzech? Cóż ewentualnie ten, co nie potrzebuje a steruje tak /oszukuje/, go ma. Ten uzależniony … może – by przeżyć dzień – musi tak?
    Zapracował. Nie waż drobiazgów, człowiekowi pomóc trzeba.

    #7 Ka
  8. …#5.Ka,
    a jak to się pretensje odrzuca? Moja żona mówi, że nie ma pretensji do Boga, ale za wszystko mnie obwinia.
    Może i jest to jakiś sposób na zdrowy egoizm, ale chyba nie o to chodzi. Ja wolę zwalić wsztstko, co mnie zabija, na Chrystusa, niż na bogu ducha winną żonę. On przyszedł nie tylko po moje grzechy, ale również by zatrzymać na Sobie to wszystko, co mnie zabija.
    Ksiądz Biskup powiedzial mi,że: Odwaga przystąpienia do Jezusa może jednak brać się z głębokiego doświadczenia potrzeby akceptacji i miłości. To może rodzić się i rozwjać w sercu ludzkim, gdy człowiek dostrzeże, że spotyka tego, kto nie odrzuci, kto przyjmie, kto zrozumie, kto przebaczy. Tym, co dawało i daje odwagę i moc do przystąpienia do Jezusa, są zazwyczaj sytuacje wielkiej potrzeby lub poczucie konieczności wyrażenia wdzięczności i miłości – odkrycie tego, że Jezus był i jest dla kogoś jako otwarty, dostępny, dotykalny. Po prostu odkrywa się, że Jezus jest dla – i nikogo, kto w potrzebie do Niego prystępuje, nie odrzuci…
    janusz f.

    #8 baran katolicki
  9. Ba #6
    To „naj…” to tylko Twoje wyobrażenie. Spójrz na „naj” niektórych najprostszych /nawet niepiśmiennych/. Oni nie pretendują do uznań, a jak bardzo w swym człowieczeństwie przewyższają NAJ-wypracowane. Czasem chorobą, czasem nauką, a czasem poprzez otoczenie.
    Nie ma NAJ dla człowieka, jest tylko dążenie. Jakże różnie odbiera NAJ-Człowiek.
    NAJ- to niestety wydłużona i daleka droga, by być doskonałym. W człowieczeństwie oczywiście, nie w NAJ dla pychy indywidualnej – to szybko człowiek uzyskuje, tyle że to śmieć.
    Dązymy do wartości, czy tylko wartość za atrapę mamy?
    Trzeba zastanowić się.

    #9 Ka
  10. #8 Janusz
    „Ja wolę zwalić wszystko, co mnie zabija, na Chrystusa, niż na bogu ducha winną żonę.”
    Tak, Pan Jezus przyjał na siebie całe zło i przez to przerwał łańcuch zrzucania winy na drugiego.
    W ten sposób pokazał, że my też tak możemy.
    Może to byłoby dobrym rozwiązaniem dla Ciebie – przyjąć winę na siebie. Życzę ci tego. Niech dobry Bóg cię do tego uzdalnia. 🙂

    #10 basa
  11. „Podejmowane wówczas kroki są autentycznym wyrazem szukania życia i pokornej gotowości bycia obdarowanym nie według własnej miary i oczekiwań, ale według bogactwa miary Tego, kto obdarowuje.”
    Ja w ten weekend byłam w Łodzi i zrobiłam bardzo wiele, aby spotkać się z Lipką. Chciałam byc „obdarowana wg własnej miary i oczekiwań”.
    Żebyście wiedzieli, w jak prosty sposób, Pan Bóg to uniemożliwił. 🙂 I mimo, że jeszcze próbowałam to naprawić, minęłyśmy się z Lipką o „pół kroku”.
    Tak, widzę w sobie „potrzebę szukania życia i pokornej gotowości bycia obdarowanym… wg bogactwa miary Tego, kto obdarowuje” 🙂
    I mam nadzieję, ze kiedyś jeszcze, gdy przyjdzie na to pora, Pan Bóg obdaruje mnie tym spotkaniem.
    Pozdrawiam Cię Lipko.

    #11 basa
  12. #7 Ka dziekuje ,przemysle to
    Niemniej jednak mam taka mysl ,aby isc do tego znajomego ,aby mu podziedziec ,ze Jezus wszystko moze zmienic w jego zyciu /zostaje bez mieszkania bo musi oddac kredyt hipoteczny/

    Prosze wszystkich o modlitwe w jego intencji

    #12 Tereska
  13. …#10,basa…przyjąć winę na siebie to znaczy poczuć się za wszystko winnym.Nie wiem czy to dobre wyjście z mojego piekła.Są wśród nas tacy,którzy uważają,że poczucie winny od złego pochodzi.Oczywiście ,że w wielu wypadkach jestem winny i moje krzyże to skutek moich grzechów ale co z resztą.Nie za wszystko moje sumienie mnie oskarża.Jak sobie poradzić z czymś za co nie czuję się winny?…janusz f.

    #13 baran katolicki
  14. #8 Najprostszym sposobem odejścia od pretensji jest dostrzeżenie że sami jesteśmy nie mniej niż drugi człowiek ułomni /grzeszni :).Tu uśmiech ,albowiem głośno mówię żem niby niegrzeszna :D/.Hmm,żona „wywala” emocje,zapewne Jej równie ciężko.Bądź wyrozumiały,kobiety są jeżeli chodzi o troski bardziej wrażliwe /noo,nie obraź się/.Teraz cyt :”Odwaga przystąpienia do Jezusa może jednak brać się z głębokiego doświadczenia potrzeby akceptacji i miłości”.Po pierwsze to żadna odwaga,po drugie cięzko mi uwierzyć że znalazł się na świecie choćby jeden człowiek którego nikt nigdy nie zaakceptował.Moim zdaniem to źle ukierunkowane wyobrażenie danego człowieka, na 100% mijające się z prawdą.

    #14 Ka
  15. #12 Musisz być bardzo delikatna Teresko.To bardzo czułe sprawy i człowiek ten może głęboko cierpieć.Idź do niego,powiedz że jesteś bardzo zadowolona z wykonanej przez niego pracy,pociesz jakoś oględnie,w miarę możliwości podnieś go na duchu.O alkoholiźmie raczej nie wspominaj,chyba że sam zagadnie ten temat.Odstawisz dobrą robotę,człowiek ten zapewne potrzebuje akceptacji i dobrego słowa.BĄDŹ DOBRA.

    #15 Ka
  16. #11 basa.Podobnie jak Ty basa odbieram od Pana lekcje pokory,moje plany okazują się być trochę inne niż Pana Jezusa wobec mnie,i po pewnym czasie spostrzegam,że On miał rację.Nie zawsze w tym czasie spotykamy,kogo chcemy,nie zdążamy na czas ze swoimi planami.W to miejsce i czas Pan wprowadza innych ludzi i inne zdarzenia,których nie oczekuję,a które uzależniają mnie od Pan,źródła miłości i wszelkich łask.Takie doświadczenia przekonują mnie,że miłość Pan wyraża się na różne sposoby,że On nie przestaje się mną interesować,i w tym wszystkim ustawia moją sytuację życiową w kontekście sytuacji życiowej innych ludzi.Na krytyczne myślenie innych ludzi mówi „Szymonie, muszę Ci coś powiedzieć(…)”,czyli muszę Ci coś wyjaśnić by Twoje myślenie nie było błędnym myślenie,abyś i Ty skorzystał z tej sytuacji,której jesteś świadkiem.Myślę,że zbyt mało korzystamy z obserwacji sytuacji,którą dając Pan jednym,obdarowuje również innych,którym dane było przebywać z Panem.Cieszmy się więc każdą łaską pochodzącą od Pan,zarówno tą przyjemną,zgodną z naszymi planami,jak i tą trudniejszą krzyżującą nasze oczekiwania.

    #16 Barbara
  17. Ks.Biskup postępuje tak,jak Pan Jezus.Odwiedza potrzebujące rodziny,które borykają się z różnymi problemami i wspiera je.
    Pewnego deszczowego,listopadowego wieczoru,Ks.Biskup odwiedził moją rodzinę,gdy pojawił się problem z synami i katechizował nas.Dziękujemy z mężem Ks.Biskupowi za życzliwość,a Panu Bogu za to,że obdarzył naszego Księdza Biskupa wielką mądrością.

    #17 Iza
  18. #Iza.Bardzo dużo osób mogłoby dać takie świadectwo bezinteresownej miłości naszego Księdza Biskupa do każdego z nas.Dowodem na to jest ten blog,na którym Ksiądz Biskup nie tylko katechizuje,ale wykazuje wielkie zainteresowanie problemami każdego z nas.Nie będą chwała Panu,ze obdarzył nas takim biskupem,prawdziwym przywódcą duchowym na drodze ku naszemu zbawieniu.

    #18 Barbara
  19. #13 Janusz
    „przyjąć winę na siebie to znaczy poczuć się za wszystko winnym”
    Moim zdaniem właśnie, że nie.
    Pan Jezus był bez winy i przyjął nasze winy na siebie. Moje. Twoje.
    Na tym właśnie polega rzecz i cała trudnośc, aby potrafic przyjąc winę na siebie, gdy jej nie ma.

    #19 basa
  20. Mialam kiedyś takie zdarzenie.
    Zgodziłam się przyjąc pewną pacjentkę dodatkowo poza numerkami. Musiała tylko poczekac na wolną chwilę między przyjęciami pacjentów, którzy byli zarejestrowani. A że u mnie rejestracja jest na godziny, więc ciągle ktoś dochodził. W końcu, gdy zrobiła mi się przerwa i mogłam przyjąc tą panią, ta pani potraktowała mnie z wielkimi pretensjami, że musiała tyle czekac i twierdziła, ze ją upokorzyłam. Usłyszałam od niej wiele nieprzyjemnych słów na mój temat. Dopóki próbowałam cos tłumaczyc, to tylko wzmagało jej agresję wobec mnie.
    W pewnym momencie głos wewnętrzny powiedział mi – Przyjmij winę na siebie. Nie broń się. I przestalam z nią dyskutowac. Ile mnie to kosztowało, wiem tylko ja i Pan Bóg. Jednak wiem, ze było to jedyne słuszne rozwiązanie.
    W przeciwnym wypadku spirala wzajemnych pretensji i żalów tylko by się nakręcała.
    To nie była moja pacjentka, ani nawet pacjentka mojej przychodni i nigdy więcej już jej nie widziałam…

    #20 basa
  21. P.S. I wcale nie czułam się winna w tej sytuacji. Czułam się potraktowana niesprawiedliwie.
    Ale Pan Jezus też umarł niesprawiedliwie na krzyżu. Dlaczego więc ja nie mogłabym tego zrobic?

    #21 basa
  22. …Qui tollis peccata mundi…Pozdrawiam Was…janusz f.

    #22 baran katolicki
  23. Ad # 20 BASA! 🙂 Mój Mąż mówi w takich przypadkach: „Mądrzejszy zawsze ustąpi”! Tak! 🙂 Wtedy przerywa się potok i, jak Ty to napisałaś, „spiralę wzajemnych pretensji i żalów”. Czasem miałam do Męża, podczas takich domowych kwestii spornych, żal, że przestaje dyskutować, odpowiadać mi… PODKREŚLA, w ten sposób, że JEST MĄDRZEJSZY, ale … czasem muszę Mu „przyznać palmę pierwszeństwa” ;), bo zawsze kiedy ochłonęłam, wyciszyłam się i minął jakiś czas, problem, tak na początku olbrzymi, przestawał mieć wielkie znaczenie! Ty z pokorą przyjęłaś na siebie winę i też przerwałaś narastające pretensje pacjentki. Może po prostu zaskoczyło ją takie Twoje podejście? Ludzie w długich kolejkach, szczególnie do lekarzy w przychodniach, są rozdrażnieni, zdenerwowani. Może sami często nie wiedzą, dlaczego reagują tak nerwowo? Pozdrawiam wszystkich! 🙂

    #23 Małgorzata W.
  24. #20 Zamiast wdawać się w dyskusję /z przecież chorą pacjentką/,grzecznie zapytałabym czy nadal mimo trudności kolejkowych oczekuje ode mnie pomocy.No tak,ja nie jestem przecież bezgranicznie pokorna.Hmm… 😀

    #24 Ka
  25. #24 Ka
    Dziękuję…

    #25 basa
  26. W rozmowie z pewnym lekarzem usłyszałam:
    ” chcesz zmienić kogoś? / bliskiego/, spróbuj najpierw zmienić siebie, darząc tę osobę miłością
    wybaczającą, bez pielęgnowania żalu, pretensji, krytyki…”
    Czytając wprowadzające słowa przez Księdza Biskupa do tematu : ” Odwaga i pokora przystąpienia do Jezusa ” przyjmuję je jakby napomnienie dla mnie – pan Bóg wybaczył mi grzechy przez Boże Miłosierdzie, zatem i ja tak chojnie obdarowywana Bożą Miłością, winnam „przelewać”
    radość, wyrozumiałość, wybaczanie, – na bliżnich
    nie tylko w rodzinie, co jest czasami najtrudniejsze.
    Dzisiejszy dzień i powyższa lektura jest dla mnie
    szczególnym darem …
    Przez te fakty, Pan Bóg pragnie przemówić do mojego serca po raz kolejny, bardzo czytelnie.
    Zapewniam, że daje mi to wielką siłę w stawaniu w prawdzie wobec tych, kórych ranię ,czasami nieświadomie, zachowując urazy i żale – to się odbija w relacjach wzajemnych.
    Bogu niech będą dzięki za wszystkie wydarzenia tego dnia, które otwierały Niebo w moim sercu –
    dawały smak miłości…
    pozdrawiam wasze anielskie dusze

    p

    #26 niezapominajka
  27. Uderzające jest dla mnie to, jak ze spokojem i mocą Jezus bronił miłości tej kobiety i jej wiary. On sam ukochał każdego i głosił Królestwo Boże, ale w tej sytuacji społecznej, w tych okolicznościach ta miłość była narażona na nazwanie „niewłaściwą”. Miłość jest zwykle relacją dwustronną.
    Jezus nie tylko nie odsunął kobiety, lecz zwrócił się do gospodarza dotykając sedna problemu: mówił o grzechu. O tym, że jej miłość do Boga sprawiła, że jej grzech został odpuszczony. Zrobił coś odwrotnego, akceptując ją nie tylko nie „pobrudził się”, lecz „oczyścił ją”, publicznie. On, będąc Bogiem odpuszczał grzechy i ogłaszał to ludziom.
    My(sami z siebie) nie mamy tej mocy i odwracamy się, a ponadto tak trudno jest nam w naszych ludzkich relacjach wiernie trwać przy Jezusie, tzn. mieć wobec drugiego tę nowinę, że Jezus z nim jest, kocha i bierze na siebie wszystkie winy, bariery. Świadomość grzeszności zamiast uczyć pokory – izoluje nas, przynosi strach, rozpacz. Dlatego nie wystarczy patrzeć na swoje grzechy, śledzić je i poznawać, denuncjować jak ten ubek na tropie własnej duszy. To rozważanie pomaga mi widzieć jak konieczne jest poznawanie Jezusa i przystępowanie do Niego, przyjmowanie miłości i życie nią.

    #27 AnnaK
  28. Pozwolić by prawdziwa miłość we mnie się zadomowiła to pragnienie mojego serca ale do tego potrzeba odwagi i wielkiej pokory.”Trudniej,a nawet niemożliwe gdy boimy się o siebie i nie chcemy stracić czegoś co uważamy za swoje”-słowa Ks.Biskupa.Co uważam za swoje?-syna,męża,swój wizerunek,dorobek życia,przyzwyczajenia. Ważne żebym miała odpowiedni stosunek do osób i rzeczy bo są własnością Boga. Scena z Ewangelii kobieta pogardzana i potępiana przez wszystkich obecnych u stóp miłującego i wybaczającego Jezusa. Dla niej jest tylko Jezus.Jej miłość przejawia się w wyzbyciu się wszystkiego: zakłamania,własności,urody i w żalu – oblewa nogi Jezusa łzami.Jest ona dla mnie wzorem stanięcia w prawdzie, nazwania moich czynów po imieniu, tracenia „twarzy” przyznania jak Dawid z I czytania zgrzeszyłam.

    #28 Jozafata
  29. Czy wszyscy już powyjeżdżali na urlopy? 🙂
    Zrobiło się tak pusto.
    Ja też niedługo wyjeżdżam.

    #29 basa
  30. #26
    Niezapominajko, masz mądrego lekarza. 🙂

    #30 basa
  31. Gdzie nasz Biskup?Zaczynam niepokoić się.Daj Boże zdrowie,POTRZEBNY NAM!Egoistycznie coś zabrzmiało 🙁

    #31 Ka
  32. …”mowa jest srebrem a milczenie złotem”…mimo to posłuchajcie:http://radiopodlasie.pl/wiadomosci/nauczanie-biskupa-siedleckiego-zbigniewa-kiernikowskiego-audio-3704.html

    #32 baran katolicki
  33. Związku z zaskoczeniem jakie naszą parafię dziś spotkało a mianowicie zwolnienie ks. Zbigniewa Karwowskiego i przeniesienie na parafię w Rygach. Apeluję do ks. biskupa zmianę decyzji bo jest to bardzo nie w porządku w stosunku do parafian którzy zapewne jak i ks. Karwowski bez zdania racji zostali zaskoczeni tą wiadomością,która jest tylko i wyłącznie potyczką kościelną między parafią a ks. biskupem. Władza kościelna ks. biskupie to nie dyktatura. Pogrążeni w smutku i niezadowoleniu parafianie.
    Będziemy wspierać duchowo i modlitwą naszego wspaniałego księdza Zbigniewa Karwowskiego.

    #33 Parafianka Bożego Ciała
  34. W mysl dzisiejszej Ewangelii -„nie odwracajmy sie wstecz”
    Pomyslalam sobie jednak ,ze w zwiazku z zaistniala sytuacja moze potrzeba „odwrocic sie wstecz” i jeszcze raz przeanalizowac nauke gloszona przez Ksiedza Biskupa .

    pozdrawiam Ks Biskupa i wszystkich oczekujacych na dobra Nowine

    #34 Tereska
  35. #32 Teresko, moim zdaniem to nie jest wstecz.
    Wiem z pracy nad programem „Chrzest w życiu i misji Kościoła”, że powtórne przerabianie tego programu nie było spojrzeniem wstecz. Ja odkrywałam na nowo rzeczy, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi.Podobnie jest z tymi rozważaniami.
    Ja sobie je wydrukowuję i myślałam, że jak skończymy rok C, będę juz miała komplet na cały cykl Ewangelii. I zawsze będzie można do nich zajrzeć zgodnie z aktualnym cyklem…
    A więc dla mnie powrót do nich miał być nowym spojrzeniem w przyszłości. 🙂

    #35 basa
  36. Ta ewangelia, czekała na mój komentarz :). Tak się stało, że to Słowo, medytowałam pod kierunkiem O.Franciszkanina w gronie osób świeckich. Medytacja ta sprawiła, że poczułam się (nie jako jawnogrzesznica, bo ja wyznałam wprzódy grzechy z całego życia w cichości konfesjonału)ale jako postać drugoplanowa, jako dłużnik, któremu wiele darowano. Nauka dla mnie była jasna, mnie pozostało wiele miłować i to jest moje zadanie na dalsze życie.

    #36 AWM
  37. # 33
    Parafianko, czy nie uważasz, że to jest egoistyczne z Twojej strony – próba zatrzymania tego kapłana „dla siebie”? Może Bóg chce obdarować nim innych parafian, bardziej tego potrzebujących niż wy ?

    #37 basa
  38. #33 Parafianko,mnie też zabrano Księdza którego słowo b.lubiałam słuchać.I wiesz,momentalnie pomyślałam że teraz czas by ktoś inny mógł z jego osobowości i wiedzy skorzystać.Nie myślmy w sposób egoistyczny,dobrem nauczmy się dzielić a czasami zrezygnować z cząstki,by inni je otrzymali.Taka funkcja każdego Księdza i takie nasze współdziałanie.Zmienne,jak życie,istota ,sens i cel jednak nieustannie wciąż nienaruszone pozostaje.

    #38 Ka
  39. #33 Parafianko! Czy jesteś przekonana, że wyrażasz zdanie wszystkich parafian?
    Władza kościelna to nie dyktatura, ale też nie demokracja czy anarchia. A ksiądz jest zobowiązany do posłuszeństwa biskupowi – nawet gdyby biskup potraktował go w jakiejś mierze czy w jego mniemaniu bądź w mniemaniu jego zwolenników niesprawiedliwie. Posłuszeństwo to nie robienie tego, co się chce z przyzwoleniem biskupa, lecz podjęcie zadań z wiarą, że to ostatecznie Duch Swięty prowadzi Kościół. Nawet gdyby biskup się pomylił, to wierzący ksiądz, słuchając biskupa, się nie pomyli. Ksiądz byłby zwolniony z posłuszeństwa, gdyby biskup kazał mu robić coś, co jest przeciwne prawu Bożemu. To nie wchodzi jednak tutaj w grę.
    Zastanawiam się też nad Twoim pojmowaniem posłuszeństwa i bycia członkiem Kościoła – wybacz to, ale to tak spontanicznie nasuwa się, gdy czytam Twoją wypowiedź. Jeśli zaś czujesz, że biskup prowadzi jakąś swoją politykę wobec parafii czy księdza lub księży, to idź i mu powiedz. Będzie to wyrazem Twojej troski o Kościół, o wspólnotę parafialną. Wybacz i przyjmij pozdrowienie!

    #39 sara
  40. #33 Parafianka – Te słowa może i dobrze świadczą o księdzu, że zostawia po sobie dobrą pamięć, ale niestety – tak przynajmniej to odbieram – niezbyt dobrze o autorce apelu do ks.biskupa. Trochę się chyba zapędziłaś…

    #40 jarema
  41. #33, parafianko,
    nic nie dzieje się bez przyczyny. To nie my jesteśmy panami swego życia, ale Pan Bóg. On wie lepiej, co jest dla nas lepsze (dla Ciebie, dla księdza proboszcza i dla całej wspólnoty parafialnej). Posługuje się ludźmi (także Ks. Biskupem), by nam to uświadomić.
    Myślę, że „odejścia” fizyczne osób dla nas ważnych są konieczne. Przygotowują nas do „odejść” związanych ze skończonością życia ziemskiego.
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #41 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php