Pokarm, który nie ginie (4)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Moc życia na «straconym» terenie

Wejście w tego rodzaju dynamikę i korzystanie z niej w Eucharystii oznacza spożywanie pokarmu, który nie ginie i który trwa na wieki, to znaczy tak długo jak trwa ten eon (czas), jak długo istnieje potrzeba zbawiania ludzi: bliźnich, braci. Jest to pokarm, który nie ginie, lecz zbawia; nie ginie, lecz ratuje przed ginięciem, bo uzdalnia do przeżywania tracenia i to aż do końca – na wieki, gdyż wprowadza w związek i jedność z Tym, który trwa na wieki. Spożywanie tego pokarmu jest korzystaniem ze zbawienia i przekazywaniem zbawienia. Ten pokarm nie ginie, ponieważ ma w sobie składnik, który już przeszedł przez próbę ginięcia, wydania; nie ginie dlatego, że ma w sobie moc akceptacji tracenia siebie, zgody na bycie wydanym dla i za drugiego, i spożytym przez drugiego. To wszystko dzieje się mocą Boga Ojca, bo jest to dar z nieba i dla objawiania życia wiecznego, ale nie oderwanego – jako jakieś dobro do zdobycia i do zakonserwowania dla siebie – lecz polegającego na stałym wydawaniu siebie. Tutaj jest właśnie moc i sens działania także człowieka, który uwierzył. Jest to manifestacja życia Boga i życia od Boga.

Substancja tego pokarmu zawiera się w akceptacji tracenia oraz mocy życia na straconym terenie, dzięki otrzymywaniu życia od Ojca i na miarę tego, jak ten dar jest przyjęty. Ten, kto wydaje siebie i nie żyje dla siebie, nie rozgląda się za pozytywnym bilansem dla budowania siebie, podobnie jak Chrystus, który ofiarował swoje życie za grzeszników, czyli ostatecznie za swoich przeciwników. Tak dalece, i do tego stopnia, wydał się za nich, że mógł ich nazwać swoimi przyjaciółmi, mimo iż wiedział, że się rozproszą i wyprą się Go. Wiedział jednak i to, że powrócą do Niego, dlatego, że On pierwszy do nich powróci (zob. J 21,1-19). On stracił siebie dla nich, aby oni mogli być przy Nim. To wszystko uczynił, aby mogli doświadczyć darmowości życia od Ojca i być świadkami tej darmowości wobec innych (zob. J 12,32; 19,37).

 Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

8 komentarzy

  1. „On stracił siebie dla nich, aby oni mogli być przy Nim.”
    On stracił życie dla nas, abyśmy mogli być przy Nim.
    On stracił życie dla mnie, abym mogła być przy Nim !
    Ja też mogę tracić życie, bo On jest przy mnie…

    #1 basa
  2. basa – dziękuje za ostatnie zdanie!

    #2 Zbyszek
  3. Jak dobrze byłoby żyć w świecie, w którym wszyscy „manifestowaliby życie Boga i od Boga”.
    Wiem, wiem, należy zacząć od siebie, a nie wymagać od innych… Ale dobrze jest czasem pomarzyć.
    Tak właściwie dzięki tym wpisom można się przekonać, jak wielu ludzi podejmuje trud drogi do źródła mocy tracenia siebie.

    #3 julia
  4. Uważam , że dobrze jest żyć na takim świecie jaki jest gdyż jest to świat dobry.To „dobro” świata nie wynika z naszych „dobrych ” postaw ale z przyjścia Królestwa Bożego w postaci Jezusa Chrystusa.Nasze postawy są tylko skutkiem korzystania lub nie z tego żródła.Ja stąd biorę siłę do tolerancji wobec „manifestacji życia bez Boga” zarówno wtedy gdy robią to inni , jak wtedy gdy robię to ja.Uzupełniając wpis Julii mogę powiedzieć z obserwacji nie tylko wpisów tutaj, ale codziennego życia ,że wielu ludzi wokół mnie podejmuje radość drogi do źródła mocy tracenia siebie.

    #4 Grzegorz
  5. Hm.Strasznie to trudne „w wydaniu siebie”.Naprawdę niesamowicie trudne to jest.Wydać siebie Bogu,wydać ludzkim oprawcom.Mi mo wszystko,mimo Boskości Jezusa,ja serdecznie Mu tych strasznych chwil współczuję.I momentalnie „zła” jestem na człowieka, który do takiego cierpienia doprowadził.Myślicie że człowiek to był,czy stado demonów?Eech,przepraszam.Mówiłam że takie postępowanie ludzi, mnie złości.

    #5 K.
  6. Po pierwsze: Zazdroszczę Ci, Grzegorzu, życia wśród ludzi, spośród których „wielu… podejmuje radość drogi do źródła tracenia siebie”.
    Po drugie: Jednak nie lubię słowa „tolerancja”, bardziej mi odpowiada – „miłość”.
    Po trzecie: W tym DOBRYM świecie istnieje wszakże pierwiastek zła, który mnożna zniweczyć praktykując „tracenie siebie” na wzór Chrystusa.

    #6 julia
  7. Jak wielka jest miłość Boga, który to wszystko sprawił, te wszystkie ogromne rzeczy, które trudno tak do końca rozumem objąć. Duch Święty ma tutaj dużo pracy, aby nas prowadzić także z naszych rozproszeń, prowadzić do Miłości, abyśmy ją przyjęli. Kto raz ją poznał, ten nigdy nie zapomni i będzie tęsknił i szukał. Pociesza mnie to, że uczniowie Jezusa przeżyli absolutnie największe rozproszenie, zagubienie, na świecie, a potem żyli Jego miłością i świadczyli o Nim. Oni byli z Nim, wierzyli Mu, ufali, czuli się kochani tacy, jacy są, szli za Nim, doznali mocy, że „demony spadały”, a potem… poniżenie i śmierć Jego. To na pewno większa tragedia od tych moich, naszych. Ale mocą pokarmu z nieba żyli dzięki tej Wielkiej Miłości która żyje i nic jej nie pokona.

    #7 AnnaK
  8. Kto nie zaznał ” śmierci” poniżania, szyderstwa, temu trudno kochać poniżanych i ośmieszanych…czy
    moje spostrzeżenie i doświadczenie jest tylko subiektywne? Kochać kochanych przez ogół, jest bardzo łatwo ale kochać niepełnosprawnych, to wspinaczka na górę Miłości

    #8 Baśka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php