Czwarta niedziela Wielkanocna jest tradycyjnie zwana niedzielą Dobrego Pasterza. W poszczególnych latach cyklu niedzielnego liturgicznego: A, B, C czytamy kolejne fragmenty dziesiątego rozdziału Ewangelii wg św. Jana. W roku C czytamy najkrótszy fragment, który stanowi jakby ukoronowanie ewangelijnych treści o Dobrym Pasterzu (J 10,27-30). Wskazuje on na intymność życia, jaka zachodzi między owcami a Pasterzem, który z kolei – jako Syn – jest w jedności z Ojcem. To ten Syn, oddany całkowicie Ojcu, który oddaje swoje życie za owce, jest dla owiec jedyną i całkowitą gwarancją życia. Dlatego, jak Jezus mówi:  

 

Moje owce słuchają mego głosu,
a Ja znam je.
Idą one za Mną
i Ja daję im życie wieczne
(J 10,27n).

 

Jezus przez oddanie swego życia i posłuszne zjednoczenie z Ojcem staje się dla wszystkich, którzy szukają życia najpełniejszym odniesieniem ukazującym pełnię życia przez odniesienie do Ojca. Stąd rodzi się gotowość słuchania i trwania w postawie posłuszeństwa.

 

1. Słuchanie głosu Jezusa

Jezus nazywa owce swoimi. Może On tak mówić dlatego, że za te owce, które stały się Jego dał swoje życie. Mówiąc o owcach Jezus myśli o nas ludziach – o tych, którzy Go spotykają; którzy Go spotykają w Jego Słowie. To jesteśmy my. On nas zdobył i nabył swoją krwią. Nie nabył jednak nas dla siebie. On nabył nas tak, by nas prowadzić do Ojca. To znaczy byśmy mogli na nowo odnaleźć właściwe i jedyne źródło życia, jakim jest Ojciec.

My bowiem potrzebujemy tej prawdy o Ojcu, który daje życie, tak jak drzewo potrzebuje swoich korzeni, by móc rosnąć. Dzisiaj tak często ludzie szukają – w tym wymiarze ziemskim – swoich korzeni rodzinnych. To bowiem daje im poczucie pewności i ciągłości ich życia. Psychologia dzisiaj wskazuje na wiele trudności, jakie przeżywają ci, którzy nie mają właściwej relacji do swego ziemskiego ojca lub go nie znają.

O ileż bardziej jest to nam potrzebne w odniesieniu do całego – a nie tylko ziemskiego – wymiaru naszego życia. Potrzebujemy relacji do Ojca. Do Boga, który jest Ojcem.

Jeśli dzięki Ewangelii Jezusa dotrze do nas ta prawda, że Jezus prowadzi nas do znajomości Ojca, to słuchamy głosu Jezusa. W miarę jak dostrzegamy, że to jest prawda, na której możemy opierać nasze życie, to wówczas to słuchanie i posłuszeństwo Jezusowi staje się czymś tak naturalnym jak codzienny pokarm czy wdychane powietrze. Odkrywamy, że potrzebujemy tego słuchania. Odkrywamy, że dobrze jest, gdy On nas prowadzi. Przyjmujemy to, gdyż coraz to pełniej poznajemy, że On nas zna i zna nasz podstawowy problem, jakim jest właśnie to, że każdy z nas gdzieś w swoim życiu – świadomie czy podświadomie – szuka tej relacji do Ojca. Odkrywamy też, że nikt z nas sam nie potrafi odnaleźć źródła i zasady swego życia. Gdy to wszystko bierzemy pod uwagę, wówczas jesteśmy bardziej uwrażliwieni i otwarci na przyjęcie pomocy. Jesteśmy szczęśliwi, gdy w takiej sytuacji dotrze do nas Ewangelia Jezusa Chrystusa.  Słuchamy wówczas Jego głosu, gdyż On daje nam od Ojca i mocą Ojca życie wieczne.

 

2. Życie wieczne

Jezus zapewnia, że tym którzy go słuchają, daje życie wieczne i że nikt nie wyrwie ich z Jego ręki. Życie wieczne to jest to życie, które nie umiera. Nasze życie wskutek grzechu jest życiem śmiertelnym. Musimy umrzeć. Jezus ze względu na naszą śmiertelność przyjął ludzkie ciało i stał się śmiertelnym człowiekiem. Uczynił to, by tak jak każdy z nas umrzeć. Nie zachował swego życia dla siebie, lecz je dał, oddał dla as aż do śmierci i to niesprawiedliwej śmierci na krzyżu. Przez to, w swoim zmartwychwstaniu, objawił nam nowe życie, mianowicie to życie, które już nie podlega śmierci.

Patrząc konkretnie z naszego punktu widzenia, tzn., z punktu widzenia tego ziemskiego życia, my dążymy zazwyczaj do tego, by swoje życie jak najdłużej i najskuteczniej zachować dla siebie. Dokładamy na tym polu wszelkich starań. Czasem posuwamy się nawet do przekraczania Bożych praw, by zachować swoje życie. Tak postępując nie słuchamy głosi Jezusa. Skoncentrowani na naszym życiu – nie jesteśmy otwarci na prawdziwe życie.

W tym też tkwi cały paradoks naszego ziemskiego życia. Im bardziej koncentrujemy się na tym naszym życiu jako na naszym i tylko naszym, tym bardziej pozwalamy niejako na oddalanie się od Ojca i nie słuchamy Syna. Może dojść do tego, że zostajemy – jak Jezus mówi – wyrwania z Jego ręki i z ręki Ojca.

Tylko ci, którzy słuchają Syna i dzięki temu dają się prowadzić do Ojca, nie zostaną nigdy wyrwani z ręki Syna i z ręki Ojca. Nie ma żadnej mocy, która mogłaby to uczynić, gdyż Ojciec jest większy od wszystkich i pomad wszystko.

 

3. Jedność Syna z Ojcem i nasz udział w tej jedności

Jezus jest jedno z Ojcem. Jest On jedno z Ojcem jako Syn Ojca i jako Słowo wypowiadane przez Ojca. Słowo, które – jako wcielone w ziemskie życie człowieka – jest całkowicie oddane i posłuszne Ojcu. Jezus jest Słowem, które stale jest wypowiadane przez Ojca i to w całej pełni, gdyż On całkowicie „słucha” Ojca. On niczego nie czyni, czego nie zamierza Ojciec. Nawet na krzyżu jest tak posłuszny i oddany Ojcu, że całe swoje – przyjęte we wcieleniu życie, oddaje w ręce Ojca. Tym samym otwiera nam drogę do Ojca właśnie przez posłuszeństwo.

Słuchanie głosu Syna, który oddaje swoje życie w ręce Ojca, jest dla każdego z nas drogą wchodzenia do życia wiecznego. Na miarę tego, jak słuchamy tego głosu i jak przyjmujemy go jako prawdę, stajemy się ludźmi, którzy już teraz noszą w sobie życie wieczne. To właśnie życie, którego żadna przeciwna nam moc, żadne wydarzenie skierowane przeciw nam, nie jest w stanie wyrwać z ręki Syna i z ręki Ojca. Nasze życie jest ugruntowane, zabezpieczone i osadzone w życiu Syna, który oddaje życie. Dzieje się to przez słuchane Jego głosu w Kościele – we wspólnocie owczarni pod przewodnictwem jednego Pasterza.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

39 komentarzy

  1. „…To właśnie życie, którego żadna przeciwna nam moc, żadne wydarzenie skierowane przeciw nam, nie jest w stanie wyrwać z ręki Syna i z ręki Ojca. Nasze życie jest ugruntowane, zabezpieczone i osadzone w życiu Syna, który oddaje życie. Dzieje się to przez słuchane Jego głosu w Kościele – we wspólnocie owczarni pod przewodnictwem jednego Pasterza.”

    Są sytuacje, w których ogarnia mnie rozpacz…
    „uciekam” wtedy do przyjaznych mi osób, które to osoby na różny sposób mnie pocieszają.
    Kiedy jestem sama, w ciszy, odczuwam potrzebę modlitwy – rozmowy z Bogiem. Proszę wtedy o światło na trudne sytuacje, które mnie przygniatają i powodują wielki smutek i cierpienie serca. Na mojej drodze zawsze postawiony jest jakiś przyjaciel, o czym już wspomniałam.
    Doświadczam bardzo mocno siły modlitwy i w bezsilności, oddaję Bogu wszystkie sytuacje, które mnie ranią. Doświadczam wciąż na nowo, że żadna przeciwna moc, żadne wydarzenie skierowane przeciwko mnie, nie są w stanie wyrwać mnie z ręki Syna i z ręki Ojca.
    Trzepoczę się czasami jak liść na wietrze, pełna bólu i zatroskania, ale zawsze nadchodzi chwila, w której raduje się me serce w Panu – na różny sposób „karmiąc ” się Bożą Miłością.
    Między innymi, ten blog raduje moje serce…
    Bogu niech będą dzięki i wszystkim ludziom dobrej woli.
    Pozdrawiam

    #1 Jowita
  2. Największą pociechą jest dla mnie to,że mogę „umierać” i żyć i mieć pocieszenie w tym, że jestem pielgrzymem na tej Ziemi do wiecznego życia w Bogu Ojcu …
    Modlę się o pokój serca dla siebie i dla wszystkich cierpiących … bo mimo cierpienia, naprawdę życie ma sens, jeśli jest oparte na Synu- Boga Ojca.
    Doświadczam też, jak ważna jest wspólnota braci, w której można odkrywać Boga poprzez rozważane Słowo Boże i być świadkiem jednania się, mimo różnic osobowościowych oraz przeżywania bycia pokornym, w konkretnych sytuacjach, relacjach.

    #2 Jowita
  3. …Musimy umrzeć… śmierć jest najbardziej demokratyczna w moim życiu. Ona daje mi prawo wolności i otwiera przede mną życie wieczne.
    Najpiękniejsza żona to ta, która pomaga mi umierać. Szkoda, że Jezus nie był żonaty i nie miał szczęścia być ojcem moich dzieci.
    Dzisiaj wiem, że moje krzyże to znak wybrania do Bożej owczarni. Ponoć kogo Pan Bóg miłuje, tego krzyżuje…
    janusz f.

    #3 baran katolicki
  4. ’…Gotowość słuchania i trwania w postawie posłuszeństwa” – z jednej strony idę za Pasterzem
    Jezusem Chrystusem, słucham Jego nauczania, z drugiej zaś strony brak mi całkowitego posłuszeństwa i w związku z tym pokory…
    Duchu Święty, oświecaj to co jest w mroku we mnie
    Boże Ojcze, uczyń moją wolę posłuszną i pokorną wobec Twoich planów dla mnie…

    #4 Zofia
  5. „Jeśli dzięki Ewangelii Jezusa dotrze do nas ta prawda, że Jezus prowadzi nas do znajomości Ojca, to słuchamy głosu Jezusa.”
    Stąd wynika, że aby słuchać głosu Jezusa, najpierw trzeba usłyszeć Ewangelię.
    A żeby usłyszeć Ewangelię to trzeba słuchać.
    I koło się zamyka…
    Ale może ważniejsze jest, aby nam nigdy nie brakło tych, którzy głoszą Ewangelię i przez to umożliwiają nam usłyszenie jej.
    Przypomniało mi się, ze dzisiaj zaczyna się Tydzień Modlitw o Powołania.
    Módlmy się więc o to.

    #5 basa
  6. Jezus- Słowo wcielone całkowicie jest posłuszny Ojcu aż do oddania życia za nas. To też moja droga by swoje życie oddać za drugiego,by każdego dnia pamiętając o drodze ukazanej mi przez Jezusa, umierać dla drugiego, rezygnować ze swojego ja, uczyć się pokory, służenia szczególnie współmałżonkowi. Jest to bardzo trudne dla mnie ale patrząc na krzyż Chrystusa możliwe.Narazie są to drobne zwycięstwa,do których uzdalnia mnie Duch Święty.

    #6 Jozafata
  7. Niedziela Dobrego Pasterza kojarzy się ciągle zbyt wielu z nas ze słodkim obrazkiem ukazującym pasterza niosącego na swych ramionach owieczkę. Ma on gładkie rysy twarzy, delikatny uśmiech a wokół panuje sielanka. To obraz piękny, ale dla mnie totalnie wyidealizowany.
    Pasterz w rzeczywistości to ten u którego przeważają szorstkie, twarde rysy i mocne tony. Jest „zniszczony” trudem wypasu owiec, smaganym przez wiatr, słońce, różne doświadczenia, niewygody itd. Pasienie to nie sielanka – ale trudna praca, to przecież dawanie siebie. Pasterz, aby bronić trzody gotowy jest narazić własne. Ba! nie tylko narazić ale właśnie dawać je, dzień po dniu. To nie jest akt przypadku, ale świadoma i dobrowolna ofiara, wybór woli. Autentyczność tego wyboru może „wyczuć” poprzez relację. Prawdziwy pasterz zna doskonale swoje owce. Wie gdzie są, czego pragną, jaki pokarm należy im w danej chwili dać, zna je po imieniu i zna zagrożenia, jakie grożą.
    Zagrożeniem dla owiec nie są tylko nieprzyjaciele zewnętrzni – wilki. Są także zagrożeniem – może nawet i większym – nieprzyjaciele wewnętrzni. Do tych należałoby zaliczyć wyrachowanie pasterza, który poprzez swoje działanie np. instrumentalizację i wykorzystywanie owiec czyni odskocznię do „robienia kariery” i niekiedy same owce, które nie rozumieją wartości i wagi swego indywidualizmu, który musi być zharmonizowany z resztą. Tłum zbyt wielu ciągle źle się kojarzy. Stwarza poczucie niebezpiecznego konformizmu z poczuciem poddania się, utraty tożsamości, zagubienia się. A przecież nie tego chce Chrystus od stada! Wspólnotę, lud tworzy każdy. I każdy w nią wnosi wkład osobisty, rozumny i dynamiczny. Mamy (bo przecież jesteśmy) być w stadzie wolni i twórczy! Nic nas od tego nie zwalnia.

    #7 morszczuk
  8. …#5,basa…ja bardziej potrzebuję świadków niż głosicieli Ewangelii.Głosić moża/jak to mowi moja żona/ przepiękną teorię,ale praktycznie być antyświadkiem tej teorii…Wiem,że znowu pobudzam Cie do myślenia…janusz franus

    #8 baran katolicki
  9. #8 Janusz
    Cóż mogę ci na to odpowiedzieć…
    Wydaje mi się, że my wszyscy jesteśmy po części świadkami i antyświadkami „tej teorii”. I świadectwo z antyświadectwem miesza sie w nas w różnym stosunku.
    Ty chyba chciałbyś ideału, a tymczasem wszyscy, w tym ja i ty, jesteśmy takimi samymi grzesznikami. Czasami stać nas na piękne świadectwa, aby za chwilę przez grzech być antyświadectwem.
    Ja też uważam, że najlepszą metodą świadczenia jest życie. Ale mówi się, ze wiara rodzi się ze słuchania.
    Usłyszeć- uwierzyć-czynić.
    Proponuję kompromis – potrzebujemy powołań takich, aby Słowo Boże było głoszone słowem i czynem.
    Módlmy się o nie.

    #9 basa
  10. Tydzień Modlitw o Powołania… to uzmysłowienie sobie ważnej prawdy, że wszystko jest darem. Wielu na łamach mediów wciąz grzmi nt. spadku powołań. Przywołuje się różne statystyki i gdyby się dało wieli winę przypisałoby P.Bogu. Problem – uważam – nie tkwi w ilości powołanych, Bóg jest dawcom hojnym, ale w odpowiedzi na to szczególne zaproszenie do życia z Nim. Trzeba się więc modlić nie tylko o same powołania, ale i o powołanych, o odwagę pójścia za głosem Bożego zaproszenia, o ich rodziny, środowisko, by ich w tym wyborze wspierały.

    #10 morszczuk
  11. basa,janusz
    Gdy czytam/głoszę/rozważam w jakiejś grupie w rodzinie Słowo najlepiej gdy przywołuje przy tym jakieś zdarzenie, fakt z mojego życia z którym to Słowo mi sie wiąże. Wtedy ani Słowo nie jest tylko teorią, ani mój grzech ( o ile mam odwagę o nim mówić)nie jest antyświadectwem. Świadectwo jest opisem działania Słowa w moim życiu zarówno wtedy gdy zrobię coś dobrego jak i wtedy gdy zgrzeszę.

    #11 grzegorz
  12. #11 Grzegorzu, dla mnie Ewangelia też nie jest teorią, dlatego wzięłam to sformułowanie w cudzysłów.
    W zasadzie się z tobą zgadzam.
    „Świadectwo jest opisem działania Słowa w moim życiu zarówno wtedy gdy zrobię coś dobrego jak i wtedy gdy zgrzeszę.”
    Myślę jednak, że grzech może byc świadectwem i antyświadectwem, w zależności od tego, w jakim świetle go się stawia. Czyli ważniejsza jest postawa wobec grzechu niż sam grzech. I tego, co zgrzeszył i tego, który patrzy.
    Trudno mi to wyrazic krótko i logicznie.
    Mam wrażenie, że tylko zaplątałam temat 🙂

    #12 basa
  13. P.S. Podejrzewam, że na przykładach z życia szybciej byśmy się zrozumieli, ale byłoby za dużo pisania.

    #13 basa
  14. basa nie zaplątałaś!
    Zauważyłem, że łatwiej mi przekazać treść Ewangelii gdy:
    1. wysłuchuję uważnie drugiej osoby
    2. identyfikuję problem przez nią postawiony
    3. odnajduję podobny w moim życiu
    4. opowiadam o nim na ile/ o ile go przeżywam w świetle Ewangelii
    Możemy rozmawiać o sukcesie lub o porażce. Ważna jest szczerość i pokazanie klucza do rozwiązania tej sytuacji. Dlatego dla mnie ważne jest, aby wpierw samemu to przeżywać a dopiero potem o tym mówić. Tak jak ojciec ma autorytet dlatego, że przeżył coś wcześniej niż syn/córka i może o tym świadczyć.

    #14 grzegorz
  15. „i Ja daję im życie wieczne” – i w tym wszystkim zawiera się moja logika życia i posłuszeństwa Dobremu Pasterzowi. On wie, dlaczego mnie prowadzi nie raz trudnymi drogami, stromymi ścieżkami by zaprowadzić do innej krainy,do której nie jestem w stanie wejść wymyśloną przez siebie drogą. Po przebyciu pewnego odcinka tego szlaku, stwierdzam,że warto było trudzić się na nim. W mare tej wędrówki,z roku na rok umacnia się moje posłuszeństwo i zaufanie wobec Dobrego Pasterza, żałując tego, że od czasu do czasu szukałam łatwiejszych dróg.

    #15 Barbara
  16. …Ewangelia nie ożywiona moim życiem jest martwą teorią. Ewangelia /Słowo Boże/ potrzebuje praktycznego zastosowania w mojej historii. Ewangelia pragnie być żywa w moim umieraniu.
    Jezus Chrystus, który mieszka w niebie daleko ode mnie, jest tylko teoretycznym Bogiem. Ksiądz Biskup na różne sposoby próbuje nam ukazać krzyż jako klucz do nieba. Niesprawiedliwa śmierć, niezawinione umieranie, moja zgoda na stracenie własnego życia i nie zachowanie go dla siebie – to praktyczne świadectwo, które rozumiane jest bez słów.
    Kochać to znaczy umierać. Do takiej postawy zdolni są tylko ci,którzy spotkali w sobie zmartwychwstałego Chrystusa. Ci z nas, którzy noszą w sobie życie wieczne pozwolą się ukrzyżować. Tylko mądrość krzyża ma moc zaprowadzić mnie do Ojca, do domu – bez lęku o moje ziemskie życie…
    janusz f.

    #16 baran katolicki
  17. # 16
    Janusz, dla mnie Ewangelia nie jest teorią.
    Ja wierzę, że ona opisuje rzeczywistość tą, która się zdarzyła 2 tys. lat temu, ale jest wciąż aktualna teraz. Wierzę, że jest ona Słowem Boga Żywego.
    Dla mnie kwestia tego, czy ona jest dla kogoś teorią, czy nie, jest kwestią wiary. Kto nie wierzy w Boga, ten będzie uważał ją za teorię, piękną, ale tylko teorię, której na dodatek nie da się wprowadzić w życie. Będzie uważał ją za utopię.
    Mój kierunek myślenia jest odwrotny od twojego – ja z Ewangelii czerpię życie i siły, aby żyć. To ona mnie ożywia, a nie ja ją. I dzięki Ewangelii Chrystus nie jest Bogiem, który mieszka daleko w niebie. Jest mi bardzo bliski, zniża sie do mnie, pochyla się nad moją słabością, pociesza, podnosi z upadku. Jest bardzo dobry dla mnie. Na kazdym kroku…

    #17 basa
  18. Idąc za radą Grzegorza moze przytoczę taki przykład. Bywają takie momenty, gdy jest mi trudno coś stracić. Godzę się na tą stratę, ale ona mnie boli. Kiedyś płakałam w nocy z tego powodu. I wtedy przypomniały mi się słowa, które Bóg dał mi w trakcie skrutacji tego dnia: „Radujcie się zawsze w Panu” W odpowiedzi na te słowa pojawiło się pytanie: Jeszcze się nie radujesz? I przypomniał się dalszy ciąg tego cytatu: „jeszcze raz powtarzam: radujcie się!” i „Pan jest blisko”. Gdy dotarło do mnie, ze Pan jest blisko, przestałam płakać. Bo czy można płakać, gdy On jest blisko?
    Już nie było ważne , że coś tracę. Cieszyłam się z tego, co mam. PAN JEST BLISKO!
    Czy może być coś ważniejszego w życiu?
    (Flp 4, 4-5)

    #18 basa
  19. P.S. Pisząc „Ewangelia” mam też na myśli całe Pismo Św. Akurat te cytaty pochodzą z „Listu do Filipian”, a nie z Ewangelii.

    #19 basa
  20. Ponieważ zajrzałam do notatek z tamtego dnia, zobaczyłam jeszcze jeden cytat: ” Ja i tylko Ja jestem twym pocieszycielem” ( Iz 51,12)
    To jest prawda. Absolutna prawda.

    #20 basa
  21. „Jeśli dzięki Ewangelii Jezusa dotrze do nas ta prawda, że Jezus prowadzi nas do znajomości Ojca, to słuchamy głosu Jezusa. W miarę jak dostrzegamy, że to jest prawda, na której możemy opierać nasze życie, to wówczas to słuchanie i posłuszeństwo Jezusowi staje się czymś tak naturalnym jak codzienny pokarm czy wdychane powietrze. Odkrywamy, że potrzebujemy tego słuchania. Odkrywamy, że dobrze jest, gdy On nas prowadzi”

    Bardzo mnie poruszył ten fragment. Od początku do końca…
    Bo tak właśnie było i jest ze mną…
    Najpierw w pewnym „utrapieniu” dzięki usłyszanej dobrej nowinie DOTARŁA do mnie PRAWDA, że Jezus prowadzi do poznania Boga Ojca. Po tym olśnieniu pomyślałam, że może warto częściej SŁUCHAĆ głosu Jezusa, bo BYĆ MOŻE znajdzie dobrą stronę w innych równie beznadziejnych sprawach…
    Gdy okazało się, że Jezus NAPRAWDĘ głosi dobrą nowinę dla mnie (też), to SŁUCHANIE Jezusa zaczęło być koniecznym elementem życia – właśnie jak pokarm i powietrze.
    Wiem, że potrzebuję SŁUCHANIA Jezusa dla samej siebie; jest to DLA MNIE dobre…
    Pozdrawiam 🙂

    #21 julia
  22. …Julia
    …jak rozpoznajesz głos Jezusa?
    Ja mam z tym ogromny problem…
    Pozdrawiam Cię…
    janusz f.

    #22 baran katolicki
  23. …KTO JEST JEZUSEM CHRYSTUSEM?

    #23 baran katolicki
  24. #22, Januszu :),
    ha, pytanie i łatwe, i trudne.
    Na początku głosu Jezusa nie rozpoznawałam. Żyłam tak, jakby Jezus BYŁ, nauczał, zmartwychwstał, wstąpił do nieba. Koniec. Kropka. Nic do mnie nie mówił, bo Mu na to nie pozwalałam – ograniczając Jego istnienie do przeszłości i nieba (nie TU i TERAZ). Aż tu pewnego pięknego wieczora okazało się, że Słowa Jezusa zapisane w Piśmie Świętym wieki temu są odpowiedzią na mój dzisiejszy problem. Odpowiedź była jasna i prosta – znasz ją: możesz umrzeć, bo będziesz żyć. Zaryzykowałam – posłucham tej rady – bo nie miałam innego wyjścia. Ta rada i moje drobne jej posłuszeństwo okazały się DLA MNIE (i innych) dobre. Spełniła się obietnica, że „będę żyć”. I tak się zaczęło…
    Jak teraz rozpoznaję głos Jezusa?
    Mówi mi wciąż to samo i dlatego Go rozpoznaję. A choć mówi to samo – wciąż potrzebuję przypomnienia…
    …Że ma się w moim życiu spełniać wola Boga, nie moja; że wszystko, co mnie spotyka przybliża mnie do zbawienia; że mam wybaczać, bo On wybacza…
    #23 Januszu,
    Jezusem Chrystusem jest Jezus z Nazaretu, o którym Pismo Święte mówi, że został namaszczony Duchem, czyli jest Chrystusem…
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #24 julia
  25. …Julia,
    czy głos Ksiądza Biskupa to głos Jezusa Chrystusa?…
    janusz f.

    #25 baran katolicki
  26. #25 Januszu,
    to zależy kiedy i co mówi Ksiądz Biskup 🙂
    Bo jeśli np. przewodniczy Celebracji Słowa, głosi katechezę czy homilię – traktuję Jego słowa jak głos Jezusa Chrystusa…
    Ale gdy np. mówiłby, że nie lubi lodów cytrynowych lub bakłażanów – no… wtedy głos Księdza Biskupa na pewno nie byłby głosem Jezusa Chrystusa… 🙂
    Muszę tu dodać, że podobnie głosy: koleżanki, podwładnego, dziecka czy męża bywają głosem Jezusa Chrystusa… Tak się o mnie troszczy! (upomina, wskazuje błędy, pociesza, podnosi na duchu, itd. itp.)
    Pozdrawiam 🙂

    #26 julia
  27. Janusz#25
    Nie do mnie jest skierowane to pytanie ale pozwolisz,że się do niego ustosunkuję.
    Każdy kto głosi Słowo Jezusa Chrystusa, staje się Jego głosem…Ksiądz Biskup jako
    p o w o ł a n y przez Boga Ojca , Apostoł-
    jest g ł o s e m samego Syna Bożego.
    Zaryzykuję, mając takie przekonanie, że każdy
    uczeń swego Mistrza – Jezusa Chrystusa, głosząc
    przyjmowaną P R A W D Ę Jego nauczania, staje się w szczególny sposób i Jego głosem.
    pozdrawiam

    #27 Zofia
  28. Dopowiedzenie
    Stając się ” głosem Jezusa Chrystusa”, nierozłączne jest dawanie temu świadectwa swoim życiem… zatem czy wypełniam ten „głos” w sobie.
    Pięknie wypowiadać się – czyni to wielu, ale czy dopuszczamy / dopuszczam /do siebie i godnie przeżywam trudne sytuacje, trudnych do znoszenia ludzi, czy łatwo wybaczam, czy umiem kochać nieprzyjaciół???
    Nie moją mocą może to się stać ale posłuszeństwem wobez przyjmowanego SŁOWA…

    #28 Zofia
  29. …i przez uzdalnianie mnie do takich postaw dzięki Łasce Bożej…

    #29 Zofia
  30. …Głos /Ksiądz Biskup/ do nas woła i nas wzywa. Słowo /Jezus Chrystus/ w nas spełnia to, czego my nie potrafimy sami z siebie. Spełnia to na miarę naszej pokornej wiary…
    Pozdrawiam…
    janusz f.

    #30 baran katolicki
  31. #28 Zofia,
    ja – grzesznica wiem, jak trudno jest „wypełniać ten głos w sobie” (cyt. Twój).
    Mając swoje lata doceniam „głoszenie Jezusa”, wiedząc o grzeszności głoszącego, który „NIE wypełnia głosu Jezusa w sobie”…
    Pozdrawiam 🙂

    #31 julia
  32. #30
    Janusz, na prawdę nie słyszysz czasami w głosie czyli słowach wypowiadanych przez Ks. Biskupa, albo przez księdza z twojej parafii albo przez twoją żonę głosu Jezusa?
    Do mnie On często mówi przez innych.
    Zgadzam się z Julią.
    I to jest głos, który przez nich coś we mnie zmienia…

    #32 basa
  33. …julia,grzesznik nie głosi Chrystusa lecz samego siebie.Grzech jest antyświadectwem Chrystusa.Pamiętaj,że Jezus Chrystus stał się podobny do nas oprócz grzechu…janusz f.

    #33 baran katolicki
  34. …miłość= krzyż…Pozdrawiam Was…janusz f.

    #34 baran katolicki
  35. #30 Januszu,
    rozumiem, że przeciwstawiasz głos Księdza Biskupa głosowi Jezusa Chrystusa. Piszesz bowiem: „…Głos /Ksiądz Biskup/ do nas WOŁA i nas WZYWA (…), a Słowo SPEŁNIA…”
    Tak byłoby, gdyby Ksiądz Biskup „wołał” w swoim imieniu, gdyby głosił SWOJĄ naukę. A głosi naukę Jezusa Chrystusa. Dzięki „głosowi Księdza Biskupa” dotarło do mnie „Słowo – Jezus Chrystus”. Twierdzę więc, że Jego głos jest (bywa) głosem Jezusa Chrystusa.
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #35 julia
  36. …Trudno jest mi odróżnic głos od słowa.Ksiądz Biskup przemawia do mnie Chrystusem jak nikt inny.Jego głos jest jak wicher, który trzęsie drzwiami/mego wieczernika/.
    posłuchaj: to jest głos, który woła,
    wezwanie, by pójść daleko.
    To jest płomień, który powstaje
    w tym, który żywi
    nadzieje miłości…Pozdrawiam…janusz f.

    #36 baran katolicki
  37. Czy mógłby Ks. Biskup napisac coś o spotkaniu powołaniowym Drogi Neokatechumenalnej, które odbyło się w Warszawie?

    #37 basa
  38. Julia#31
    Wyraziłam się może niezbyt jasno…
    Ja nie mam mocy wypełnić Słowa we mnie lecz dzieje się to mocą Bożą…jest jeden warunek, że tego pragnę, stale o to prosząc w modlitwie… i to się naprawdę staje – Słowo mnie wypełnia gdy moja wola jest otwarta i na ile jest otwarta- na Ducha Świętego…
    bo przecież:

    „Słuchanie głosu Syna, który oddaje swoje życie w ręce Ojca, jest dla każdego z nas drogą wchodzenia do życia wiecznego. Na miarę tego, jak słuchamy tego głosu i jak przyjmujemy go jako prawdę, stajemy się ludźmi, którzy już teraz noszą w sobie życie wieczne. To właśnie życie, którego żadna przeciwna nam moc, żadne wydarzenie skierowane przeciw nam, nie jest w stanie wyrwać z ręki Syna i z ręki Ojca. Nasze życie jest ugruntowane, zabezpieczone i osadzone w życiu Syna, który oddaje życie. Dzieje się to przez słuchane Jego głosu w Kościele – we wspólnocie owczarni pod przewodnictwem jednego Pasterza.”

    Bp ZbK

    #38 Zofia
  39. #37, Zofia
    cytując Ciebie nie myślałam konkretnie o Tobie; raczej o różnych ludziach głoszących Chrystusa tylko słowem – nie zawsze dających świadectwa swoim życiem. Może się tak zdarzyć, że ja nie zaobserwuję dawania przez tego człowieka świadectwa. Tylko czy to będzie cała prawda o tym człowieku?
    Z dwóch ludzi – wolałabym tego, którego postrzegam jako głoszącego, ale nie dającego świadectwa (w tym momencie) od tego, który NIE GŁOSI i nie daje świadectwa…
    Albo inaczej – grzechy tego, który głosi Chrystusa mnie nie przerażają, nie dyskredytują go w moich oczach. Dobrze, że WIE, jak powinno być, zawsze ma szansę się nawrócić…
    Pozdrawiam 🙂

    #39 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php