Nawrócenie (2) – „metanoeo”

by bp Zbigniew Kiernikowski

Drugi termin określający nawrócenie to czasownik metanoeo. Jest on złożony z dwóch członów: przedrostka meta – wskazującego na to, co jest ponad czy poza, na inność czy zmianę, oraz czasownika noeo, który znaczy dostrzegać, zrozumieć, pojmować, myśleć. Ten złożony czasownik wyraża więc proces zmiany postrzegania, pojmowania, myślenia. Warto podkreślić, że jest to termin stosunkowo rzadko spotykany w klasycznej literaturze greckiej. Pojawia się natomiast częściej w języku greckim popularnym (koine). Dla klasycznej myśli greckiej nie było bowiem czymś naturalnym mówić o radykalnej zmianie myślenia. Tam dominowała raczej koncepcja uświadomienia sobie swojej pozycji myślowej i jej uzasadnienia, czyli „obrony” własnego sposobu myślenia. Tego rodzaju wydarzenie, jakim jest zmiana myślenia, staje się możliwe w pełni dopiero w świetle orędzia Ewangelii. Termin metanoeo, metanoia uzyskuje więc precyzyjne znaczenie i zastosowanie w tekstach Nowego Testamentu.

Nowotestamentalne użycie omawianego terminu odpowiada zasadniczo temu, co zawiera się w hebrajskim szub i tym samym zbliża się semantycznie do treści, jakie wyraża termin epistrepho w jego odniesieniu do sfery duchowej. Metanoeo w NT nie oznacza więc tylko teoretycznej zmiany myślenia ani nie jest jakimś zintelektualizowaniem tych treści, jakie są zawarte w biblijnej koncepcji nawrócenia (szub), lecz określa taką zmianę myślenia (czyli nawrócenie wewnętrzne człowieka), która prowadzi do zmiany postępowania, do zmiany kierunku życia. Metanoia według myśli NT dotyczy więc ostatecznie całej wewnętrznej sfery człowieka, gdzie dokonuje się podejmowanie decyzji. Dokonująca się zmiana oraz wynikające zeń konkretne decyzje i postępowanie są odpowiedzią na wezwanie płynące z orędzia Ewangelii.

W odróżnieniu od tego, z czym się spotykamy w świecie, gdzie człowiek chce bronić swojej pozycji ze względu na swój honor, wygodę, własne dobro, w myśleniu chrześcijańskim, dzięki Jezusowi Chrystusowi i Jego Ewangelii otwiera się dla człowieka możliwość uznania własnego błędu, a przede wszystkim nowego odniesienia całego życia. Chrześcijańskie nawrócenie dokonujące się w człowieku dzięki Ewangelii jest jakby zdejmowaniem z człowieka ciężaru czy jarzma zniewolenia samym sobą. Okazuje się, że można ustąpić, uznać swój błąd, nawet przyjąć niesprawiedliwość ze względu na jedność myślenia (ze wszyskimi jego konsekwencjami) zgodnego z Jezusowym – jak to jest w wymownym wyrażeniu w Liście do Kolosan: trzymać się Głowy (myślenia), którym jest Chrystus, z którego rośnie całe Ciało Bożym wzrostem (zob. Kol 2,19). Dzięki takiemu nawróceniu przeżywanemu przez poszczególne osoby można przeżywać jedność i komunię we wspólnocie kościelnej.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

23 komentarze

  1. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim, którzy w tych dniach otaczali mnie szczególną modlitwą. Podejmujemy nasze rozmowy. Stopniowo będę odpowiadał na pytania i komentarze, a także na wiadomości e-mail zawierające różne osobiste sprawy i pytania. Pozdrawiam wszystkich rozmówców. Bp ZbK

    #1 bp Zbigniew Kiernikowski
  2. Cieszymy się,że ks Bp powrócił.Mamy nadzieję na wznowienie poniedziałkowych celebracji Słowa.Z niecierpliwością czekamy na osobiste spotkania oraz dalszą możliwość świadczenia o naszym Panu Jezusie Chrystusie.Serdecznie pozdrawiamy i pamiętamy w modlitwie.

    #2 jerzy
  3. Bogu niech będą dzięki że ks Bp jest już z nami.

    #3 Bożena
  4. „Okazuje się, że można ustąpić, uznać swój błąd, nawet przyjąć niesprawiedliwość ze względu na jedność myślenia (ze wszystkimi jego konsekwencjami) zgodnego z Jezusowym – jak to jest w wymownym wyrażeniu w Liście do Kolosan: trzymać się Głowy (myślenia), którą jest Chrystus, z którego rośnie całe Ciało Bożym wzrostem (zob. Kol 2,19).”
    Sprawia mi trudność określenie, czy rzeczywiście podejmując słuszne (?) decyzje (np. pójście na katechezę) czynię to trzymając się Chrystusa. A może bardziej po Jego myśli byłoby pozostać w domu i uprasować mężowi 5 koszul i czekać na Niego z kolacją…?
    Muszę dodać, że lubię słuchać katechez, a prasować też lubię, ale inaczej…
    P.s. Cieszę się z powrotu do zdrowia i na blog.

    #4 julia
  5. #4 julia
    Julio, jest to trud i pewne ryzyko (patrząc z naszej ludzkiej strony) trzymania się Głowy, czyli mentalności Chrystusa. Nigdy z góry nie można zadekretować, co jest lepsze: katecheza czy prasowanie koszul. Jest to proces i doświadczenie wrastania w Jezusa, który odchodzi (traci siebie), ale w ten sposób daje tym, którzy Go w ten sposób doświadczają, Ducha Prawdy, który nas wszystkiego uczy (nie bez naszego trudu, ucisku, rozproszenia się, pomyłek itp.) i prowadzi do całej prawdy. Odnoszę się do czytanych w tych dniach fragmentów Ewangelii wg św. Jana. Proszę zobaczyć i przerobić 16 rozdział tej Ewangelii, szczególnie wiersze 12-16. Chrześcijaństwo to chodzenie Bożymi drogami, na których uczymy się uległości Duchowi Swiętemu. Zazwyczaj trzeba wysłuchać wielu katechez i skorzystać z wielu podobnych środków pouczenia oraz trzeba wielu przemyśleń i przemodleń, by móc słuchać Ducha Swiętego (i wiedzieć, że to On przemawia) także podczas prasowania koszul, nawet czynionemu w pewnych okolicznościach jakby przeciwko sobie samemu. Ten i taki pokój (harmonia życia) jest darem Ducha Swiętego. Jest On dawany w kontekście doświadczenia własnego rozproszenia i ucisku i jest znakiem zwycięstwa Jezusa, który to właśnie wtedy zwyciężył, kiedy wszedł w swoją godzinę (zob. J 17,1nn). Stale jesteśmy wobec Tajemncy, która – z jednej strony – jest (staje się) dla nas coraz to bardziej oczywista, a jednocześnie – z drugiej strony – jest coraz to większą Tajemnicą. Odkrywamy, że taką jest i wiemy, że nigdy jej tutaj nie odkryjemy. Zyczę wnikania w tę Tajemncę!
    Bp ZbK.

    #5 bp Zbigniew Kiernikowski
  6. Dziękuję za wskazanie lektury.
    Z wypowiedzi Księdza Biskupa szczególnie bliskie mi jest zdanie: „Stale jesteśmy wobec Tajemnicy, która – z jednej strony – jest (staje się) dla nas coraz to bardziej oczywista, a jednocześnie – z drugiej strony – jest coraz to większą Tajemnicą.”
    Serdecznie pozdrawiam.

    #6 julia
  7. Wczoraj pisałem do Księdza Biskupa, a dziś widzę odpowiedź choć kto inny się pytał
    1. Chrześcijaństwo to chodzenie Bożymi drogami, na których UCZYMY SIĘ uległości Duchowi Swiętemu
    2. Trzeba wielu przemyśleń i przemodleń, by móc SŁUCHAĆ Ducha Swiętego i WIEDZIEĆ, że to On przemawia
    3. Taki pokój (harmonia życia) jest darem Ducha Swiętego, znakiem zwycięstwa Jezusa

    Najtrudniej jest wyrzec się własnej woli. „Niech będzie co Pan chce, nie ja”. Nagrodą jest radość i spokój. Tylko jak się wyzbyć „ja”. Lepi się ciągle do człowieka i udaje powołanie

    #7 Zbyszek
  8. Bardzo ważne słowo wyczytałam w tekście. JEDNOŚĆ /myślenia/.

    #8 K.
  9. Jak dobrze, że jest jeszcze Duch Święty ponad naszymi myślami,które choć dają nam radość poznania są jednak tylko ludzkie niestety i doznają ucisków, zagubienia, ograniczeń. Chińskie przysłowie mówi: gdy cierpi serce-zajmij myśli, gdy cierpią myśli-zajmij ręce. Z drugiej strony tylko dotykając tej niewystarczalności odczuje się potrzebę, konieczność czegoś więcej – człowiek szuka genialnych myśli, a tymczasem istnieje Duch Święty, rączy, przenikliwy, ogarniający wszystko. Dla mnie dziś to odkrycie jest podobne jakby do „metanoeo”.
    Dziękuję i pozdrawiam

    #9 AnnaK
  10. do Zbyszka:
    Dziękuję za zdanie:”Lepi się ciągle do człowieka i udaje powołanie”. No właśnie… „udaje powołanie”…

    #10 julia
  11. Nawrócenie…
    Chciałabym, aby było ono jednorazowe i jednoznaczne tak, jak pisze Ks. Biskup. I żeby wszystko było wtedy proste.
    Tymczasem jest to u mnie raczej ciągłe nawracanie, czyli jednak proces.Ciagła próba trwania przy P. Jezusie. Kilka razy wygram ze swoim ja. Kilka razy przegram. W jakim więc jestem stanie ? W jakim stanie jest moja wiara?
    I co dalej?
    Ważne żeby wracać ?
    I z każdej sytuacji, kiedy zawiodłam wyciągać wnioski i wracać silniejszą.
    I wierzyć, że P. Bóg da mi siły do trwania przy nim. I nawróci ?

    #11 basa
  12. Ekscelencjo, mam pytanie: czy Tomasz a Kempis został ogłoszony świętym lub błogosławionym? Byłabym wdzięczna za odpowiedź.

    #12 Agnieszka
  13. Chciałbym wrócić do wpisu Julii, przede wszystkim z tego powodu iż przeżywam podobne sytuacje.Formacja (czy to w formie katechez, czy modlitwy, czy lektur)w sytuacji gdy mamy życie rodzinne przeważnie odrywa od spraw codziennych.Zastanawiam się również czy lepiej zająć się dziećmi, zrobić coś w domu czy usiąść chwilę z żoną czy siąść gdzieś z boku i rozważyć jakiś temat z książką lub Pismem Świętym lub pójść na katechezę..Moje doświadczenia są następujące:Gdy za bardzo odrywam się od rodziny, zawsze dostaję jakiś sygnał(mówiąc delikatnie) od żony lub dzieci, że jednak powinienem być z nimi.Czasem sygnał dość bolesny ale bardzo potrzebny!.Są jednak sytuacje odwrotne.Gdy minął dzień a ja zauważam że nie miałem w nim żadnego odniesienia do Boga a codzienne sprawy całkowicie mnie zajęły, wtedy jest sygnał że moje myślenie,uwaga,perspektywa wymaga „nawrócenia”.Wtedy koniecznie muszę skorzystać m.inn. z jakiejś formy katechezy.Chyba niezłym pomysłem jest poranna msza święta lub jutrznia ale trudno mi się zdobyć na regularność w tym względzie.Tak właśnie rozumiem nawracanie opisywane przez ks.Biskupa na wstępie tego wątku.Zmiana wewnątrz, w myśleniu, skutkuje ( w naturalny sposób przekłada się)na zmianę w postępowaniu.Dziwny ale wspaniały z drugiej strony jest moment gdy ktoś zwraca mi uwagę , ma pretensję o coś a ja potrafię przyznać mu rację i wiem że siłe do tego otrzymuję nie od siebie.
    Ważna dla mnie jest wiara w obecność i pomoc Ducha Świętego wtedy gdy sam nie mam pomysłu co zrobić, oraz w miłosierdzie Jezusa w sytuacjach gdy stwierdzam że zbłądziłem.Dzięki temu dożo częściej się uśmiecham.
    Pozdrawiam wszystkich

    #13 Grzegorz
  14. Świadomość, że Bóg nas kocha, niezależnie od tego jak postępujemy, jest bardzo optymistyczna i dająca radość. I być może nie ma znaczenia, czy poświęcimy ten czas na katechezę, czy dla rodziny. Może znaczenie ma intencja? Poświęcając czas bliźniemu możemy w nim służyć Bogu ” Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; ….”Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili””. A na katechezę można pójść też dla rozrywki.
    Ale strasznie się wymądrzam. A przecież ja też mam z tym problem. Też szukam równowagi między teorią wiary (np. katecheza) a jej praktykowaniem (np.kontakt z bliźnimi).

    #14 basa
  15. P.S. Gorzej jeśliby katecheza, czy rodzina przegrały np z ulubionym serialem…

    #15 basa
  16. #13 Grzegorz
    Panie Grzegorzu!
    Kilka słów mojego komentarza do Pana wypowiedzi. Najpierw jedna bardzo zasadnicza (choć bardzo trudna) uwaga. Pan pisze, iż formacja odrywa nas od spraw codziennych. Jest to prawda, że tak bywa. Sygnalizuje ona jednak, że nie pojmujemy dobrze ani formacji ani naszych spraw codziennych. Właściwa formacja bowiem wprowadza nas we właściwe przeżywanie naszych (tzn. moich w odniesieniu do bliźnich) spraw codziennych. Wiem, że w praktyce z różnych powdów właśnie tutaj często zachodzi dychotomia. Jest to skutek niewłaściwego pojmowania formacji, pobożności i całego życia chrześcijańskiego. Ten problem wystąpił już u Marty i Marii. Niewłaściwe jest przeciwstawianie kontemplacji i działalności człowieka. Chociaż są to niewątpliwie dwie strony medalu (człowieka), ale jednego medalu (jednego człowieka). Fakt, że św. Łukasz zapisał to w swojej Ewangelii, świadczy o tym, iż uznał za wystarczająco ważne zwrócenie na to uwagi w życiu chrześcijan, uczniów Jezusa. Jeśli Pana interesuje coś więcej na ten temat, to przyślę jeden z moich komentarzy do tego tekstu (Łk 10,38-42).
    Praktycznym sposobem, oprócz tego, na co Pan wskazuje (czyli Msza św., modlitwa i katecheza), jest wspólne czytanie Słowa Bożego. Może to być robione w kluczu dzielenia się Słowem, dialogu małżeńskiego, jak to jest w Ruchu Swiatło Zycie, w Domowym Kościele, czy skrutacji Pisma św. i dzielenia się doświadczeniami z tej skrutacji z najbliższymi osobami, czy też w jakiejkolwiek innej formie, nie wyłączając Celebracji Słowa Bożego, w której biorąc udział, możemy się wypowiadać i słuchać innych. Zobaczenie naszych problemów w świetle Słowa w kontekście naszych (moich) relacji do bliźnich bardzo konkretnie sprowadza nas na ziemię i włącza nas w życie. Nie pozwoli byśmy traktowali formację jako coś extra, czy dodanego do życia. Naturalnie nie jest to łatwe. Trzeba wielu kroków, by się przełamać, by nauczyć się wychodzić z zamknięcia w sobie i odkrywać nasz związek z życiem w kontekście zadań, problemów, radości, nadziei, oczekiwań, itp.
    Proszę zajrzeć do trzeciego rozdziału Listu do Kolosan, ale najpierw przeczytać Kol 2,6-15. Chrześcijaństwo to życie zbawione. W tym już zabwionym życiu celebrujemy w liturgii Tajemnicę, która ożywia nasze życie. Chrześcijaństwo to nie z jednej strony życie a „pobożność” z drugiej (choć, niestety, tak bywa pojmowane i to wcele nierzadko), lecz pobożne życie czy życie w pobożności (w bojaźni Bożej). Zob. też 1Kor 6,20. Naturalnie świadomość i wiara w obecność i działanie Ducha Swiętego w nas i Jego oddziaływanie na nas jest fundamentalna. Dziękuję Panu za podzielenie się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami. Pozdrawiam! Bp Zbk

    #16 bp Zbigniew Kiernikowski
  17. #11 basa
    Można powiedzieć, że z nawróceniem to jest tak, że jak ktoś raz dobrze się nawróci (tzn. przeżyje łaskę nawrócenia), to nigdy nie przestanie się nawracać. Lepiej jest więc mówić o wejściu w nawrócenie, czy o drodze nawrócenia. Prawda jest taka, że jak długo jesteśmy w drodze naszego życia, tak długo możemy (jest to dla nas dar) przeżywać nawracanie się, czyli zwracanie się ku Jezusowi, do miary Pełni Jezusa Chrystusa (zob. np. Ef 4,13). Ten proces kończy się z naszą śmiercią. Potem nie ma już możliwości na nawrócenie.
    Człowiek, który zrozumiał, że może się nawracać (może więc harmonizować siebie z Tajemnicą Jezusa Chrystusa), będzie uważał to za wielki dar, który zwalnia go z obowiązku bronienia swoich racji itp., a wprowadza go w moc bronienia w sobie racji Jezusa Chrystusa, dawanie Jemu świadectwa mocą mieszkającego w nim Ducha Swiętego – i to świadectwa tracenia siebie aż do męczeństwa. Jest to wewnętrzna przygoda, która ma też swoje skutki i efekty zewnętrzne w tym życiu. Pozdrawiam! Bp Zbk

    #17 bp Zbigniew Kiernikowski
  18. #14 i #15 basa
    Rzeczywiście, „basa” trochę się wymądrza i miesza porządki. Próbuje zaszeregować katechezę (udział / uczestniczenie w katechezie) do uczynków pobożnościowych i zasługujących (poświęcenie czasu na katechezę i wskazanie na intencję ?). Tak to pokutuje w naszej mentalności, która jest przeniknięta (w pewnym sensie zniekształcona) „ideologią” zasługiwania (wyrażenie mocne, ale nie pozbawione racji), a mało otwarta na logikę obietnicy płynącej z Ewangelii (mam na myśli mentalność chrześcijan, a nie pogan czy ludzi, którzy nie znają Ewangelii). Tymczasem katecheza (naturalnie właściwie poprowadzona i osadzona w Ewangelii) to pomoc dla tych, którzy potrzebują światła dla swego życia. Nikt, kto idzie do lekarza, aby uzyskać pomoc dla swego zdrowia, nie będzie sobie tego poczytywał za jakąś zasługę czy wyświadczenie łaski lekarzowi. To on potrzebuje pomocy i dlatego idzie, czeka w kolejce, płaci itp. Czyni tak, bo chce żyć – tak jak sobie to życie może wyobrazić i zrealizować (także) przy pomocy lekarza. Prawdopodobnie nie czyni tego dla rozrywki.
    Słowa Jezusa o pomocy niesionej głodnym, potrzebującym itp. są do rozumienia w innym kluczu. Okaże się bowiem ostatecznie, że beneficjentami będą pomagający potrzebującym. Chodzi jednak o tych, którzy nie poznali Jezusa (zapytają: kiedyśmy Tobie usłużyli /nie usłużyli? – zob. Mt 25,37-39.44). Może kiedyś więcej na ten temat. Pozdrawiam! Bp ZbK

    #18 bp Zbigniew Kiernikowski
  19. Dziękuję za zdanie ks.Biskupa.Nie skodzi że trudne (uwagi przyjemne cieszą,trudne ciesza podwójnie).Jesli nie sprawi to klopotu chętnie przeczytam komentarz do Łk 10,38-42.Pozdrawim

    #19 Grzegorz
  20. Pewnie źle się wyraziłam, brak mi bowiem tej precyzji słowa, którą ma Ks. Biskup. I wyszło prowokacyjnie. Z tego, co mi Ks. Biskup odpisał, wynikałoby, że ja nie doceniam katechezy. A przecież Ks. Biskup wie, że jest ona dla mnie bardzo ważna.
    Przykład z lekarzem nie jest dobry. Ja znam kilka osób, które sprawiają wrażenie, że „robią mi łaskę”, że do mnie przychodzą i leczą się. I jeszcze więcej, które sprawiają wrażenie, że przychodzą dla rozrywki (można kogoś spotkać i porozmawiać, porozmawiać z lekarzem) a leczenie daje im tylko ku temu sposobność.
    Ale dziękuję za odpowiedź. Muszę ją jeszcze „przetrawić”.
    Szczęść Boże!

    #20 basa
  21. #20 basa
    Nie chodzi o to, że Pani nie docenia katechezy, lecz o to że Pani – wg mojego odczucia – zaszeregowuje ją do uczynków, które robi się dla kogoś (dla Pana Boga). Tymczasem katecheza jest pomocą dla nas, dla mnie. Przykład z lekarzem jest dobry (użył go też Pan Jezus – zob. Mt 9,12, chociaż chodziło o szerszy kontekst), mimo że zdarzają się wyjątki, o których Pani wspomina. Musi Pani zapewne jeszcze to „przetrawić”. Szczególnie do tego „przetrawienia” polecam Pani jeszcze raz, to co napisałem wczoraj (dotyczy to nie tylko Pani):
    „Tak to (tzn. aspekt zasługujący) pokutuje w naszej mentalności, która jest przeniknięta (w pewnym sensie zniekształcona) “ideologią” zasługiwania (wyrażenie mocne, ale nie pozbawione racji), a mało otwarta na logikę obietnicy płynącej z Ewangelii (mam na myśli mentalność chrześcijan, a nie pogan czy ludzi, którzy nie znają Ewangelii)”.
    Dobrze, że Pani pisze. Cieszę się z tej wymiany opinii. Proszę, niech Pani w to wszystko, co podaję i do czego zachęcam czy prowokuję, wnika i odkrywa ewangelijną perspektywę! Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #21 bp Zbigniew Kiernikowski
  22. Ja już chyba wiem.
    Jeżeli ja traktuję katechezę tak egoistycznie jak traktuję, to pójście na nią zawsze jest jakimś zaspokojeniem siebie. Być może dlatego zrobienie czegoś dla drugiego wydaje mi się czasami lepsze ? Np. zbliża się Kongres Eklezjologiczny. Bardzo bym chciała być. Ale coś się zarysowuje i być może jednak będę musiała wybrać pomoc mamie a nie to. Bo kto inny jej pomoże jak nie ja ? A przecież to wcale nie musi być przeciw Woli P. Boga. Jeśli on będzie chciał, żebym była na tym kongresie, to tak to zrobi, że będę. Sytuacja, o której myślę nie zdarzy się. Na szczęście jednak w większości przypadków to da się jakoś połączyć i tak poukładać, aby można było „mieć” i to i to.

    #22 basa
  23. Pozdrawiam serdecznie. Dopiero niedawno odkryłam tę stronę. Bardzo mocno poruszył mnie wątek Ks Biskupa o zasługiwaniu. Ma Ks. rację, że myślimy o Bogu często na ludzki sposób. Miłość Boża jest darem bezwarunkowym, na nią się nie zasługuje uczynkami, czy nawet trwaniem w łasce uświęcającej – na nią trzeba się otworzyć. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że tak naprawdę pierwszym przykazaniem, które pan Bóg dał człowiekowi jest „Słuchaj Izraelu…”a potem dopiero „będziesz miłował”… Dlatego moim zdaniem, nie można kłaść nacisku na wybór między słuchaniem Słowa Boga, czy katechezą a rodziną, pracą. Wszystkie dziedziny życia są przejawem nieskończonej miłości Boga i to co robimy, role które w życiu podejmujemy wypływają z „Słuchaj Izraelu”. Ks. Woźny kiedyś pisał, że zgoda na wolę Bożą jest pierwszym etapem miłości oblubieńczej, a wydaje mi się, że w nawróceniu chodzi właśnie o miłość.
    Każdy człowiek pełni w życiu różne role. Jestem jednocześnie żoną i matką i nauczycielką, i członkiem wspólnoty Kościoła i uczniem. Ważne jest to „i”. Bardzo sensownie mówił o tym O. B. Kocańda:”Każda rola jest niesłychanie ważna, bowiem każda rola to sposób zarządzania. Sukces w jednej nie usprawiedliwia przegranej w drugiej. Musi być synergia między rolami. Równowaga nie polega na przenoszeniu się z jednej roli do drugiej, lecz na utrzymywaniu stałej harmonii między wszystkimi rolami jednocześnie. Gdy będę postrzegał role jako odrębne obszary życia, rozwijam w sobie mentalność niedoboru. Stąd konieczność uzdrawiania miłością Boga poszczególnych płaszczyzn naszego życia.

    #23 beatabeata

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php