W piątą Niedzielę Wielkiego Postu roku C czytamy Ewangelię, o kobiecie pochwyconej na cudzołóstwie. Kobieta ta została przyprowadzona przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy przed nauczającego w świątyni Jezusa. Jest to więc w oczach wszystkich zgromadzonych wokół Jezusa moment, w który Jezus zostanie skonfrontowanym z nauczaniem Mojżesza. Według Prawa Mojżeszowego kobieta dopuszczająca się takiego grzechu, miała podlegać karze ukamienowania. Tego oczekują uczeni i faryzeusze. Jak zapisał Ewangelista nie tyle chodziło im o prawdę i sprawiedliwość, ile raczej o wystawienia Jezusa na próbę.

Jezus bowiem nauczał – jak możemy wnioskować z całości Ewangelii – przedstawiając Boga jako miłosiernego Ojca. Teraz oto był przypadek tak ewidentnego przekroczenia Prawa, że zastosowanie nauki Jezusa wobec tej kobiety, byłoby wykroczeniem przeciw Prawu. Było więc jakby pewne, że Jezus ze swoim nauczaniu o miłosiernym i przebaczającym Bogu znajdzie się w przysłowiowym ślepym zaułku. Będą mogli Go oskarżyć o łamanie Prawa Mojżeszowego, albo Jezus musi odstąpić od tego, czego dotychczas nauczał. Wówczas Jezus wypowiedział słowa, które stały się rozwiązaniem i otwarły wszystkim oczy nie tyko na to, co uczyniła kobieta, ale także na wszystko, co jest w sercu każdego człowieka. Każdemu dał także szansę przystąpienia do siebie jako jedynego zbawcy, który nie potępia. Jezus podniósł się i powiedział do oskarżycieli:

Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień (J 8,n). 

Proste słowa, które odwróciły kierunek zaplanowanego przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy scenariusza i nadały mu nowy przebieg. Słowa Jezusa oderwały spojrzenie od usilnej próby zestawienia kogoś, w tym przypadku oskarżanej kobiety, z prawem, by go potępić i skierowały spojrzenie naprawdę w człowieku, w każdym człowieku, a w szczególności w  człowieku, który stosując prawo próbuje oskarżyć drugiego człowieka.  

1. Zaczęli odchodzić

Uczeni w Piśmie usłyszeli słowa Jezusa: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. To proste pytanie postawione przez Jezusa i tym samym przyzwolenia na wykonanie egzekucji, wstrząsnęło sumieniami uczonych w Piśmie.

Możemy powiedzieć, że byli na tyle uczciwi i na tyle znali prawdę o sobie oraz na tyle mieli odwagi, że się wycofali. Nie zawsze człowieka stać na gest wycofana się. Ci akurat wycofali się.

Możemy rozciągnąć to wydarzenie na dalsze dzieje życia i działalności Jezusa. Kiedy będzie oskarżany sam Jezus i kiedy nawet sam Piłat jako najwyższa ówcześnie aktualna władza na tym terenie będzie Jezusa chciał uwolnić, znajdą się tacy, którzy nie wycofają się z oskarżeń stawianych Jezusowi. Będzie wówczas chodziło o oskarżenia nieprawdziwe. Pozostaną przy swoim tak długo, dopóki Piłat nie wyda Jezusa na ukrzyżowanie.

W wydarzeniu z kobietą pochwyconą na cudzołóstwie Jezus odniósł zwycięstwo. Oskarżyciele wycofali się. Została sama kobieta przed Jezusem. W konsekwencji nikt jej nie potępił, bo Jezus jej nie potępił. Kobieta została uratowana z grożącej jej egzekucji przez ukamienowanie.  

2. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca pośrodku

Jezus wypowiadając słowa: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień, osiągnął pierwszy skutek. Było nim to, że odeszli oskarżyciele kobiety. Mógł to uczynić, ponieważ wiedział, że nikt nie będzie mógł Jemu zarzucić grzechu. Efekt tego to zestawienie tych dwojga: Kobieta pochwycona na cudzołóstwie, a więc grzesznica i Jezus bez grzechu, który nie rzuca kamienia. Wszyscy oskarżyciele odeszli.

Odpadły wszystkie okoliczności procesu przeciwko grzesznikowi. Zostali niejako naprzeciw siebie tylko kobieta czyli grzesznik i niewinny, ale usprawiedliwiający Jezus. W tym obrazie ujawnia się najbardziej to, o co chodziło w misji Jezusa: usprawiedliwienie grzesznika.

Podkreślają to słowa Jezusa: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? Tylko niewinny Jezus mający moc i odwagę stawania po stronie grzesznika dla jego usprawiedliwienia może ratować człowieka.

Jezus czyniąc to narażał się wszystkim, którzy inaczej pojmowali stosunek Boga do człowieka i człowieka do Boga. Skoro nie będą mogli go oskarżyć o „popularne” i zwykłe grzechy, oskarżą Go później o bluźnierstwo, że będąc człowiekiem czyni siebie Bogiem. Kilkakrotnie będą próbowali Jezusa ukrzyżować – jak o tym relacjonuje Ewangelista Jan (zob. J 8,59; 10,31-39), aż wreszcie skutecznie Go oskarżą i Piłat wyda wyrok skazując Jezusa na ukrzyżowanie (J 19,15n).

Pozostanie wówczas niejako na środku historii ludzkości czy na środku pola dziejów świata oskarżony o bluźnierstwo Jezus i przebaczający człowiekowi Bóg w jednej osobie. Zawieszony na krzyżu Bóg-Człowiek, który nad głową ma napis – tytuł swojej winy: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski i o którym Ewangelista mówi, że pisał na piasku, kiedy oskarżano grzesznego człowieka.  

3. To Jezus wybawił człowieka z grzechu pozwalając mu przyjąć prawdę o sobie jako grzeszniku, który może nie grzeszyć

Kobieta odeszła usprawiedliwiona. Odeszła uratowana. Zobaczyła swój grzech. Była bliska poniesienia kary zgodne z Prawem. Oskarżyciele – mając swoje plany – przywiedli ją przed tron Łaski. Czego innego się spodziewali. Co innego się stało. Odeszli sami ze świadomością grzechu, choć nie mieli do końca odwagi, by pozostać przed Przebaczającym i skorzystać z Jego przebaczenia. Woleli Go oskarżyć i przybić do krzyża. Dzięki temu wszyscy oskarżeni, jeśli staną przed Nim lub do Niego zostaną przyprowadzeni i przed Nim pozostaną, mogą skorzystać z Jego usprawiedliwienia.

Kto to przyjmie, poznawszy gorzkość grzechu, będzie robił wszystko, by nie grzeszyć, bo wie jaka jest cena przebaczenia, z którego skorzystał. Będzie robił wszystko, by nie dać się odłączyć od tej tak bezinteresownej Miłości.

To Jezus w imię tej Miłości wziął na siebie wszystkie nasze grzechy i wszystkie nasze nieprawości zostały na niego złożone (zob. 1P 2,21-25). On je dźwigał i przybił ze sobą do krzyża (zob. Kol 2,14n), byśmy mogli poznać przebaczającą Miłość Boga.

Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata (J 1,29).

Stale brzmią jako jedyna i zawsze aktualna prawda: Ja cię nie potępiam. Skorzystaj z mocy nie-grzeszenia. Wejdź w moją bezinteresowną miłość.

Te słowa i ta prawda jest skierowana do każdego z nas, każdej chwili i w każdej sytuacji.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

29 komentarzy

  1. mocno zastanawiam sie, ktora ,,rola,, czesciej przypadala mi w życiu faryzeusz – oskarzyciel czy kobieta-cudzoloznica???
    Bo przeciez tak czesto zdradzam Boga przez tworzenie coraz to innych ,,bozkow,, ktorzy niejednokrotnie zaslaniaja mi MIŁOŚĆ prawdziwą…. a przecież tak lubie oskarzać innych ,,wybielając,, sie i nie zawsze pamietam o słowach .. jezeli nie masz grzechow to wez kamien…
    Boze dzieki ci za ustanowienie sakramentu pojednania …
    jaką jestem marnoscią…

    #1 Ba
  2. „Katecheci w dużej mierze ulegali temu złudzeniu, polegającemu na pomieszaniu wiedzy religijnej z religijnym poznaniem, względnie przekonaniu, że religii można nauczyć przy pomocy świeckiej dydaktyki. Ten intelektualizm katechetyczny, charakterystyczny dla drugiej połowy i końca wieku XIX, praktycznie do dziś pokutuje w naszej katechezie…” (Ks. F. Blachnicki)
    Po przeczytaniu konferencji ks. Blachnickiego poczułam się jak jawnogrzesznica – na jaw wyszedł grzech pychy (i głupota), że moje katechizowanie doprowadzi do wiary tych, którzy jej nie mają…
    Na szczęście dzisiejsze Słowo mnie nie oskarża, ale wskazuje: „Idź, i nie grzesz więcej”…
    Jezus daje mi szansę na zmianę – chcę ją wykorzystać.

    #2 katechetka
  3. Ad #2 katechetka
    Bardzo dziękuję za przytoczenie tej wypowiedzi Sługi B. ks. Franciszka Blachnickiego.
    Zapraszam Katechetki i Katechetów do wymiany myśli na ten temat. Jeszcze bardziej zapraszam do tego, aby wyciągać odpowiednie wnioski co do kształtowania katechezy dzisiaj.
    Mam nadzieję, że moje zaproszenie nie zostanie bez echa.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #3 bp Zbigniew Kiernikowski
  4. Hiob, pamiętam o tobie

    #4 basa
  5. Czy wyrażenie „Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień”
    Odnosiło się do grzechu jako moralnie nagannych czynów poszczególnych uczonych w piśmie – czy może odnosiło się do ówczesnych poglądów w zakresie grzeszności człowieka?

    Pozwalam sobie na takie pytanie gdyż z jednej strony faryzeusze wyznawali moralność formalną – uważali że zewnętrzne czyny świadczą o doskonałości.
    Z drugiej gdy czytam Psalmy przewija się w nich idea grzeszności sprawiedliwego.

    #5 A.D.
  6. Nie mozna jednak kierowac sie Milosierdziem Boga tylko po to, aby byc bezkarnym.
    „- A, bo Bog mi na pewno odpusci, wiec moge sobie pozwolic komus zycie uprzykrzac.
    Ten, ktoremu uprzykrzany jest żywot powinien wybaczyc 77razy/24h + każdy dzien swego zycia.”
    Ja nie jestem bez grzechu i nie jeden grzech mam za uszami,…

    #6 Troll
  7. cd
    … przerasta mnie przebaczanie tym, którzy wysługują, wykorzystują Boże Miłosierdzie do swoich „interesów”.

    #7 Troll
  8. #2 Katechetka,
    Nasza córka przystępowała niedawno do sakramentu Bierzmowania. Podczas uroczystości doło sie zauważyć słabe delikatnie mówiąc zaangażowanie młodzieży.
    Córka uważa, że 30-40% z nich nie chodzi do kościoła w ogóle. Moje zdanie jest takie, że i ich rodzice w dużej części również. Bierzmowanie trzeba po porostu zaliczyć. Dlatego nie ma się co dziwić, że mało kto np. śpiewał pieśni czy z przekonaniem uczestniczył.
    Dyskutowałem później z żoną o przyczynach. Jest przekonana, że dzieci i młodzież maja wystarczajaco dużo czasu na lekcjach religii, aby wprowadzać je tam w dojrzewanie chrześcijańskie. Ja znowu argumentowałem, że formuła lekcji nie pozwala na tego typu pracę i jest to rola przede wszystkim rodziny.
    Czy ze swojego doświadczenia mogłabyś skomentować tą kwestię?

    #8 grzegorz
  9. Można sobie wyobrazić, jakby to było gdyby dzisiaj kamieniowano za cudzołóstwo.
    Jaki ogrom grzechów /nie tylko we mnie/, ale i wokół, do których zaczynamy się przyzwyczajać – bo wszyscy tak robią.
    I nie chodzi o to, żeby wytykać innym palcami, ale czy my jako rodzice coś robimy, aby przerwać tą rozwiązłość.
    Czy milczenie na zło nas nie obciąża ?……..

    Jak Miłosierny jest Jezus, że wciąż czeka

    #9 Tereska
  10. Nie martw sie Troll, nie tylko Ciebie to przerasta. I mnie i każdego.
    Ja tam się cieszę nawet, jeśli uda mi się „odpuścić” 14 razy (na dobry początek). Pozostałe 63 razy gdy sobie z tym nie radzę są mi potrzebne po to, aby Bóg miał szanse pokazać, że mnie kocha i mi wybaczyć.

    #10 grzegorz
  11. …sam na sam z żoną, która nie potępia, choć z trudem wybacza. Wiem, jak bardzo skrzywdzić można ostrym /złym/ słowem nawet w dobrej wierze. Moje słowo jest jak kamień, który rani serce człowieka. Dzisiaj jestem bardzo humanitarny i dlatego wolę kamienować słowem tych, którzych kocham po swojemu. Prawdziwy kamień rani tylko ciało, słowo zaś ma zabójczą moc ducha.
    Kamienować można na różne sposoby. Moje grzechy to ostre kamienie. Nie tylko sam kamienuję, ale rownież byłem ukamienowany /potepiony/ w oczach innych.
    Najgorzej boli, gdy dostaje się od tych, których sie kocha, choć szybko im wybaczam, bo wiem, że sam nie jestem lepszy…
    Pozdrawiam…
    janusz f.

    #11 baran katolicki
  12. Nie tyle komentować chciałam, co zapytać księdza biskupa, o 1J 2,27, a właściwie dwa ostatnie wiersze, „Toteż trwajcie w nim tak, jak was nauczył”, tzn, w nim Mesjaszu, czy namaszczeniu, jak nauczył On, czy nauczyło namaszczenie. widzę w tl. niemieckim, ze jest sens trwać w Mesjaszu jak nauczylo namaszcznie, tak też w najnowszym tłumaczeniu BJ w j, franc. Ale dawniejsze tłumaczenia BT mają nauczył – czyli MEsjasz.
    Jak więc powinien ten tekst właściwie być przetłumaczony?.
    Będę wdzięczna za odpowiedź, bo muszę znać prawidłowe tl. do pracy, którą wykonuję.
    Dziękuję też za homilię do czytań wczorajszej niedzieli. Uświadomiła mi, że Ten jedyny, który miał prawo rzucić kamieniem, bo był bez grzechu, nie tylko nie zrobił tego, ale i innych odwiódł od tego zamiaru. Wczorajsze kazanie zirytowało mnie tylko i wyszłam z kościoła z pytaniem, a gdze był ten, z którym ona cudzołożyła? Umknąl mi przez to najważniejszy sens Ewangelii, Pozdrawiam serdecznie.
    Maryla

    #12 maryla
  13. 5. A.D
    A grzech jest poglądem czy konkretną rzeczywistością?
    Każdy z nas jest faryzeuszem i cudołożnicą jednocześnie. Cudzołóstwo=wiarołomstwo, przekroczenie prawa. W ST wiele cudzołóstwo karano śmiercią (przekroczenie 6-tki z Dekalogu i tylko kobietę). Może nie warto skupiać się na postaci faryzeusza/cudzołożnicy, tylko na fakcie bycia przy Jezusie i Jego postępowaniu i uczyć się naśladownictwa Go;)

    #13 morszczuk
  14. #8 grzegorz
    W domu nie została przekazana mi wiara. Ale na lekcje religii byłam posłana, aby nauczyć się religii. I powtarzałam tylko wszystko czym byłam karmiona w domu. Zadawałam nieprzyjemne pytania, chociaż nie rozrabiałam tylko słuchałam na tyle pilnie, żeby wszystko podważać, to byłam najtrudniejszym dzieckiem dla księdza. Dziecko nie może nauczyć się wiary. Wiarę może dostać jeśli widzi, że Mama, którą o tyle rzeczy można zapytać, która tak się troszczy, klęka przed Kimś. I jeśli widzi się, że Ojciec, który ma tak silny głos, klęka przed Kimś. Jeśli widzi się, że oboje uznają obecność Kogoś większego od nich i odstępują od swoich racji żeby razem Kogoś prosić o wszystko. Dziecko najpierw poznaje Boga poprzez swoich rodziców. Całkowicie przecież od nich zależy. Dostaje życie od rodziców. To relacje z rodzicami najpierw są całym światem dziecka. Jeśli rodzice nie żyją wiarą, tylko tradycją, przyzwyczajeniem do wyuczonych praktyk, a nie wiarą w Jezusa, to skąd dziecko ma tę wiarę wziąć. Z lekcji religii? Tym bardziej jeśli brak nawet praktyk ugruntowanych tradycją. Z lekcji religii skorzystać mogą te dzieci, które mają wiarę w domu. A w szkole mogą dowiedzieć się więcej, zacząć pogłębiać wiedzę o wierze swoich rodziców i swojej. Pan jednak prowadzi różnymi drogami. Ja nauczyłam się dwóch modlitw dzięki lekcjom religii, uczynić znak krzyża. A nawet wzbudziła we mnie się kilka razy refleksja, że Bóg może rzeczywiście istnieje. Gdzie On jest? Kim On jest? Ale słyszałam w domu, że Go nie ma. Wierzyłam bardziej bliskiej osobie niż księdzu w szkole.
    Myślę, że w dojrzałe chrześcijaństwo nie da się wprowadzić kogoś poprzez lekcje w szkole. Lekcje religii mogą być uzupełnieniem ale nie podstawą. Cenna byłaby tu wypowiedź katechety.
    Ślę pozdrowienia Tobie i całej rodzinie
    katechumenka

    #14 Karina
  15. #8 grzegorz,
    Mogę i skomentuję 
    Z moich obserwacji wynika, że:
    1. W kwestii uczestniczenia w niedzielnej mszy św. rację ma Wasza córka – ok. 40% gimnazjalistów w nich nie uczestniczy, podobnie jak ich Rodzice (tu zgadzam się z Tobą)
    2. Rzeczywiście większość gimnazjalistów klas trzecich bierzmowanie „zalicza”, jak egzamin kończący naukę w gimnazjum (wszyscy do niego przystępują – czy chcą, czy nie).
    3. Młodzież śpiewa mało odważnie i uczestniczy bez przekonania (czy w takim razie uczestniczy? – oto pytanie) – ponieważ bierze przykład z nas – starszych, którzy śpiewamy pod nosem (jeśli w ogóle) i zachowujemy się na mszy św. jak w teatrze…
    I dochodzimy do tego, co najbardziej wg mnie istotne – czy taki stan rzeczy mogą zmienić dwie godziny tygodniowo religii…
    Właśnie jestem po lekturze książki „Sympatycy czy chrześcijanie” Sł. B. ks. Franciszka Blachnickiego, w której jest odpowiedź na to pytanie. Otóż nawet najlepsza katecheza nie jest w stanie „otworzyć człowieka na działanie Boże i wezwać go do współdziałania z Bogiem”. To może się stać TYLKO dzięki katechumenatowi, tzn. procesowi inicjacji, czyli wdrażania w życie chrześcijańskie. Bez realizacji wszystkich jego linii formacyjnych (słowo Boże, modlitwa, liturgia, przemiana, świadectwo, służba) nie ma wdrażania w życie chrześcijańskie we wspólnocie. Pierwszym i podstawowym środowiskiem katechumenatu powinna być rodzina. Niestety – w związku z tym, że wprowadzono naukę religii do szkół rodzina zatraca tę świadomość, że to ona powinna stworzyć katechumenat domowy. Natomiast rodzice zaczynają uważać, że główny obowiązek wdrażania w życie chrześcijańskie i w prawdy wiary spoczywa na urzędowych katechetach. Oni sami mają tylko posłać dzieci na religię i jakoś to kontrolować. (Do tej pory cytowałam luźno, teraz zacytuję dosłownie)
    „Duszpasterze i urzędowi katecheci (to ja), zaangażowani przez Kościół i z ramienia Kościoła działający, też coraz bardziej ugruntowują taką świadomość, że oni są głównymi odpowiedzialnymi, że na nich ciąży obowiązek przekazania prawd wiary, wdrożenia w praktyki życia religijnego” – a to błędne przekonanie.
    Mogłabym jeszcze wiele pisać i cytować, ale może na razie skończę podsumowując:
    – katechumenat szkolny z założenia ma być POMOCNICZYM (nie zastępującym) w stosunku do katechumenatu rodzinnego.
    – „Nawet najlepsza katecheza, jeśli nie ma oparcia w katechumenacie rodzinnym, nie wychowa nowych chrześcijan”
    Wniosek: zgadzam się z Tobą, że to, jak wygląda przyjęcie sakramentu bierzmowania, jak jest traktowany ten sakrament, jak przeżywany – zależy PRZEDE WSZYSTKIM od tego, czy młody człowiek został poddany procesowi inicjacji chrześcijańskiej w domu (czy gdzieś indziej).
    Przepraszam, że dużo cytuję, ale ta książka w pewnym sensie otworzyła mi oczy na wiele sytuacji, z jakimi spotykam się w szkole.

    #15 katechetka
  16. #14 Karina,
    Dziękuję Ci za tę wypowiedź. Dla mnie bardzo ważne jest to zdanie:
    „Wierzyłam bardziej bliskiej osobie niż księdzu w szkole”, bo w nim zawarta jest cała prawda o katechezie szkolnej.
    Pozdrawiam Cię 🙂

    #16 katechetka
  17. Re Morszczuk
    Zwróć uwagę, że jeśli faryzeusze nie mieli świadomości, iż ich czyny są moralnie złe to wypisywanie ich byłby bez sensu.
    Z drugiej strony – wskazywanie niedociągnięć w zakresie Prawa Mojżeszowego [a takie błędy byłby dla uczonych zrozumiałe] wydaje się sprzeczne z ideą przekazaną w przypowieści.

    #17 A.D.
  18. Nie narzekajcie na młodzież i powszechny upadek.
    Poczytajcie świadectwa Ojców Kościoła zacytuję za
    http://www.liturgia.pl/node/8469
    „Jan Chryzostom w Antiochii (przed 398 r.), Ambroży w Mediolanie (339-397), Augustyn (+ 430) w Afryce pn i Cezary w Arles (503-542) zgodnie narzekają na nocne wigilie alkoholowe duchownych i świeckich. Augustyn musiał wręcz napominać młodych neofitów, aby nie pokazywali się w kościele pijani na nieszporach paschalnych. Jan Chryzostom w Konstantynopolu (398-404) narzeka na zgromadzenie, które włóczy się po kościele w czasie celebracji, ignoruje kaznodzieję, albo, przeciwnie, tłoczy się i rozpycha, aby być bliżej niego. Narzeka na głośne rozmowy, zwłaszcza podczas czytań biblijnych, na wychodzenie z kościoła przed końcem liturgii, oraz, w ogólności, na to, że wierni robią tumult i bałagan, zachowują się jakby byli na rynku lub u fryzjera, albo gorzej, w knajpie lub w burdelu – to jego słowa, nie moje. Młodzi, których Chryzostom nazywa „raczej wieprzami, niż młodzieżą”, spędzają czas w kościele rozmawiając, żartując, śmiejąc się. Ci co przyszli na wigilię paschalną są raczej hałaśliwą masą, nie zgromadzeniem. Przychodzą do kościoła bez żadnej pobozności i duchowego pożytku. „Lepiej by zrobili zostając w domach” – konkluduje zrozpaczony Chryzostom.

    Sposób, w jaki mężczyźni i kobiety zachowują się w kościele powoduje ogólne zgorszenie. Celebrans pozdrawia wiernych pozdrowieniem pokoju, a przed sobą ma raczej generalną wojnę. „Tu w kościele jest bałagan i zamieszanie. Ryki śmiechu i ogólne pobudzenie, jak w miejscu otwartym dla wszystkich. Zupełnie jakbyście byli w łaźni albo na placu i pośrodku rozkrzyczanego tłumu. Kościół to nie miejsce spotkań. Nie odróżniacie go od rynku czy teatru. A kobiety, co tu przychodzą, pod względem sposobu ubierania i ozdób są gorsze od prostytutek. Czy nie widzicie, jak wszyscy się tylko na was oglądają? Doszliśmy już do tego, że jeśli ktoś chce uwieść kobietę, najlepszym do tego miejscem zdaje się być kościół. A słowa, które na zgromadzeniach mówią w rozmowach mężczyźni i kobiety, są brudniejsze od gnoju”. Chryzostom mówi, że sytuacja była tak poważna, że należało wznieść przegrodę separującą mężczyzn i kobiety. Tak samo Augustyn w Afryce północnej narzeka, że ludzie do kościoła wchodzą i wychodzą jak chcą, rozmawiając i spotykając się w kościele na randkach, co skądinąd robił i sam Augustyn przed swoim nawróceniem.”

    #18 A.D.
  19. 17. A.D
    A gdzie ja napisałam, że ” faryzeusze nie mieli świadomości, iż ich czyny są moralnie złe „?
    Nie dopisuj mi treści, ktorych nie było w moim poście.

    #19 morszczuk
  20. Myślę – skoro już dyskutujemy o czynach i moralności faryzeuszy – że mieli /świadomość/ w pełni. Poznanie Dekalogu ugruntowywało moralność i wartość wypływających z serca czynów. Gdyby jej nie mieli Jezus nie krytykował by ich tak ostro. Najgorszą rzeczą była ich obłuda, hipokryzja i przesłaniania prawdziwego obrazu Boga, odrzucanie Go.
    Myślę, że nie ma sensu rozpatrywać co ich w środku męczyło, analizować poziom moralności, świadomości i wartości czynów. Ten fragm Ewangelii jest skierowany do nas, do mnie osobiście. To ja jestem cudzołożnica i fazyreuszem jednocześnie. Pytanie, co z tej nauki zrozumiem, jak się zachowam. Rzucę kamień, wycofam się, zrozumiem, przestanę osądzac innych, usiądą u stóp Jezusa, zacznę dialogować z Nim, przyjmę przebaczenie, zmienię życie …

    #20 morszczuk
  21. AD
    Nie mam intencji narzekać. Piszę z myślą co ja mogę zrobić lub/i co może zrobić katecheta w tej sytuacji. Nie interesują mnie w tym względzie pijackie burdy w kościołach opisywane powyżej. Było to zadanie dla współczesnych Chryzostoma a ten czas już minął. Jednak język bardzo konkretny:)

    #21 grzegorz
  22. #10 Grzegorz
    14/63 to i tak niezly wynik.
    Najbardziej podoba mi sie to co napisales dalej.
    *
    Bog, religia nie jest modne wsrod mlodzieży, ani u doroslych. Widzac zegnajacego sie czlowieka przed kaplica czy krzyzem, postrzegany jest nierzadko jako UFOludem, nawiedzonym, itp.
    Salute for All.

    #22 Troll
  23. Re Grzegorz
    Nie można oczekiwać, że młodzież lub starsi będą okazywać w życiu codziennym gesty szacunku dla rzeczy świętych – skoro są podczas liturgii specjalna cześć wobec sacrum jest w dużej mirze wyeliminowana.
    Spójrzcie na sposób udzielania komunii świętej – równocześnie śpiewana jest pieśń – stańmy wszyscy jednym kołem i uderzmy przed nim czołem. A procesja idzie i może jedna trzecia wiernych przyklęknie przed przyjęciem ciała Bożego.
    Może myślę nazbyt prosto – ale jeśli gest przyjęcia Komunii świętej strywializował się – to jak oczekiwać zrozumienia dla nabożności w stosunku do krzyża i kapliczek.
    Można to mnożyć – gdzieś zniknęły welony z kielichów, krzyże z ołtarzy, pokropienie przed Mszą Świętą.
    Nie można oczekiwać prawidłowego podejścia do sakramentu jeśli jest on omawiany formalnie lub gdy gro przygotowań to obchód świąt i nabożeństw z książeczkami. Wiem że jest to trudne próbuje obecnie wytłumaczyć córce że uczestnictwo we Mszy Św. to w głównej mierze nie polega na śpiewaniu i aklamacjach tylko na przylgnięciu do wydarzeń paschalnych [oczywiście mówię innymi słowami] – ale jest to bardzo trudne.
    Wydaje się że przy katechezie jest to tym trudniejsze – że trzeba by podzielić się przed obcymi intymnym doświadczeniem religijnym.

    Oczywiście jest to tylko jeden aspekt ważny o tyle – że liturgia ma być źródłem i szczytem…

    #23 A.D.
  24. #23. A.D.
    Jesteś katechetką ?

    #24 morszczuk
  25. #23 A.D.,
    liturgia posługuje się znakami. Ważne jest, aby je znać i by były czytelne dla uczestników liturgii.
    To, że duża część wiernych przed przyjęciem Jezusa nie przyklęka nie wynika z przepisów, ale ich lekceważenia.
    Nie lekceważyłabym nauki śpiewania i wypowiadania konkretnych słów podczas mszy św. Wg mnie wspólne śpiewanie i wypowiadanie aklamacji na mszy św. jest bardzo ważne, bo pomaga uświadomić sobie, że jesteśmy ludem Bożym – wspólnotą, a nie jednostkami podążającymi w kierunku Boga.
    A.D. – skoro Tobie trudno jest wytłumaczyć swojej córce (którą znasz, jak nikt) znaczenie mszy św., to jakże trudno jest to zrobić katechecie w klasie liczącej kilkunastu czy ponad dwudziestu uczniów. Mniej to może jest zależne od stopnia gotowości katechety do dzielenia się swoim doświadczeniem religijnym (myślę, że każdy dzieli się bez oporów), bardziej zróżnicowaniem doświadczeń religijnych dzieci.
    🙂

    #25 katechetka
  26. Ad #23 A.D.
    Piszesz:
    Uczestnictwo we Mszy Św. to w głównej mierze nie polega na śpiewaniu i aklamacjach tylko na przylgnięciu do wydarzeń paschalnych [oczywiście mówię innymi słowami] – ale jest to bardzo trudne„.
    Właśnie o to chodzi i dlatego potrzebne są różne formy katechezy wprowadzającej w rozumienie znaków i całej rzeczywistości liturgicznej – właśnie chodzi o wprowadzenie w mysterium. Zachęcam do korzystania choćby z moich katechez wydanych w serii „Swiatło i moc liturgii” (dotychczas 3 tomiki).
    Mysterium to nie jakaś „tajemniczość” i brak rozumienia „czegoś ukrytego”, lecz poznawanie i odnoszenie własnego życia do Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, który zostawił Kościołowi tę swoją Tajemnicę w sakramentalnych znakach.
    A co do treści śpiewów „uderzmy przed Nim czołem” itp., i komentarza odnoszącego się do sposobu przyjmownaia Komunii św., to zwróć uwagę na to, że w Psalmach śpiewamy: chwalcie Pana tańcem, okrzykami radości itp., oraz że góry, rzeki i drzewa klaszczą w dłonie (zob. np Ps 47,2; 98,8; 150,4). Trzeba umieć czytać i rozróżniać rodzaje literackie takich tekstów.
    A co zaś do samych takich czynności trzeba wiedzieć, kiedy i jak je stosować, czego mają być wyrazem itp.
    Liturgia to nie formalizm (obowiązkowy ryt do wykonania) ani też nie teatralna tajemniczość (skoncentrowana na uczuciu), lecz realne (także rozumne – zob. Rz 12,1n) odnoszenie swego życia do zbawczego wydarzenia Jezusa Chrystusa dokonywane przy pomocy znaków (także śpiewów, aklamacji itp.) odbywających się w kontekście proklamownego i słuchanego Słowa Bożego.
    Owocem liturgii jest jedność i komunia między Bogiem a człowiekiem i między ludźmi. Jest nim Obecność Boga, co w szczególny i nawyższy sposób wyraża się w Eucharystii.
    Dziękuję katechetce za wypowiedzi. Zachęcam też inne katechetki i katechetów do udziału w tej wymianie doświadczeń i myśli.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #26 bp Zbigniew Kiernikowski
  27. Re JE Bp. Kiernikowski
    W mojej wypowiedzi chodziło przedstawienie dysonansu wynikającego ze zmiany formy.
    Nie krytykuję istoty procesji. Wskazuję jedynie że członkowie społeczności wyrastają w konkretnym środowisku, w którym określonym zachowaniom przypisuje od pokoleń konkretne formy.
    Wprowadzając nową formę – pozbawiamy ją dotychczasowego kontekstu wynikającego z kultury, tradycji itp. Nowa forma niejako „na dzień” dobry jest niezrozumiała. Nawet dobra katecheza wprowadzająca przekazuje jedynie formację – ale nie jest wstanie wprowadzić nowej formy w kontekst danej kultury.
    To właśnie starałem się wykazać robiąc zestawienie tradycyjnej pieśnie z formą przy komunii.

    Oczywiście zgadzam się że istnieje niebezpieczeństwo że forma przerośnie treść że udział w eucharystii zmieni się w emocję czy sentymentalizm religijny.
    Mam jednak świadomość, że „teraz widzę jak przez zamglone zwierciadło”. Nie jestem w stanie zrozumieć cudu przeistoczenia, jestem w stanie w niego wierzyć. Uwierzyć że w sposób dla mnie niepojęty Bóg staje się pod postacią chleba i wina. Mój rozum tu się kończy – dla mnie zaczyna się tajemnica.
    Jeśli chodzi to tajemniczość liturgii, przypominają mi się słowa jednego z przedstawicieli Kościołów Wschodnich, który zapytano dla czego w cerkwi ukrywa się ołtarz za ikonostasem. Odpowiedział od – Ikonostas niczego nie skrywa lecz obrazuje.
    Podobnie wydaje się, że tajemniczość liturgii stara się zobrazować co niepojęte – owe „straszliwe tajemnice”

    Odnosząc się do formalizmu – proszę zauważyć, że niejednokrotnie nakazy co do formy wyrywają liturgię z naszej codzienności. Dokonywanie wydawałoby się funkcjonalnie nieistotnych czynności – obrazuje że ta godzina jest poświęcona Bogu – że jest wyrwana z naszego codziennego profanum, że przez czas trwania liturgii jesteśmy na tyle blisko nieba aby włączać się do anielskiego hymnu chwały.

    #27 A.D.
  28. #26
    A kiedy będą następne tomiki?

    #28 basa
  29. A ja w takim razie zacytuję:
    „Gdy gromadzimy się w kościele, by dokonywać tej czynności Chrystusowej, jaką jest liturgia, powinniśmy sobie na wstępie uświadomić, kim jesteśmy jako jej uczestnicy. Już we wcześniejszych katechezach podkreślałem, że nie stanowimy przypadkowej grupy osób, które przychodzą tu, by Panu Bogu przedstawić swoje problemy czy intencje. Owszem, ten aspekt w liturgii też jest w jakiejś mierze obecny, ponieważ przychodzimy na jej sprawowanie jako konkretni ludzie, z bagażem własnych przeżyć i doświadczeń, ale nie on stanowi istotę naszego w niej uczestnictwa.
    Kiedy przychodzimy do kościoła ze świadomością, że jesteśmy zwołani, zebrani przez słowo Boga, wtedy już NIE JEST NAJWAŻNIEJSZE TO, CO INDYWIDUALNE, TO, CO MOJE I CO ZNAJDUJE SIĘ W MOICH PLANACH. Istotne jest to, co ze mną ma się stać w liturgii, bo sprawując ją czy uczestnicząc w niej, staję się częścią Kogoś innego – częścią Ciała Jezusa Chrystusa. Świadomość tego sprawia, że moje osobiste przeżycia pomagają mi w rozumieniu, że nie żyję dla siebie, lecz przemieniony przez Chrystusa zostaję posłany do świata. Jezus Chrystus nie przyszedł na świat dla siebie, dla swojego udoskonalenia: On przyszedł po to, by przemienić ludzi, by im dać w ten sposób zbawienie – to znaczy wybawienie z zależności od siebie dyktowanej przez szatana (zob. Hbr 2,14n). I analogicznie: KAŻDY Z NAS będąc członkiem Jego Ciała, którym jest Kościół, NIE JEST TU DLA SIEBIE, dla swojego samolubnego udoskonalenia – ŻEBY WYSZEDŁ BARDZIEJ ZADOWOLONY Z SIEBIE, nawet na płaszczyźnie świadomości i przekonania o swojej doskonałości i wierze.
    Na liturgii gromadzimy się przede wszystkim po to, by w nas dokonała się przemiana: byśmy po wyjściu z kościoła poszli w świat i mogli tam przedłużać działanie Jezusa Chrystusa, który dokonuje zbawienia człowieka przez wyprowadzanie go z jego fałszywych sposobów patrzenia na życie, na siebie, na drugiego człowieka, na Boga” (wspomniane Katechezy liturgiczne Bpa Zbigniewa Kiernikowskiego, Światło i moc liturgii, cz.1, str. 56n)

    #29 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php