Droga do synostwa (4 Ndz Wlk Postu C 2010)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W czwartą Niedzielę Wielkiego Postu roku C czytamy Ewangelię, która zazwyczaj bywa nazywana przypowieścią o synu marnotrawnym. Bywa też nazywana przypowieścią o miłosiernym ojcu, albo także o starszym bracie, który nie potrafił cieszyć się z powrotu młodszego. W Ewangelii św. Łukasza jest grupa przypowieści, które znajdujemy tylko u niego, a nie występują one w pozostałych Ewangeliach. Są to głównie przypowieści przedstawiające miłosiernego Boga, który szuka człowieka. Są one wkomponowane w strukturę drogi Jezusa do Jerozolimy. To właśnie tam zmierza On, by szukać zagubionych. To właśnie tam zbliży się do grzeszników. To właśnie tam, w Jerozolimie, w najbardziej czczonym miejscu zostanie On zbezczeszczony, aby przywrócić człowiekowi jego godność wyrażającą wspólnotę człowieka z Bogiem. Człowiek będzie mógł na nowo wrócić do prawdy o sobie jako obraz i podobieństwo Boga i jako dziecko Boga. Jezus konsekwentnie to czynił wchodząc w bliskie relacje z ludźmi, którzy byli uważani za grzeszników.

Wobec tej postawy Jezusa szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. Wtedy opowiedział im m.in. przypowieść o synu marnotrawnym, którą kończą słowa ojca, skierowane do starszego syna:

Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A Trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się (Łk 15,31n). 

Zwróćmy uwagę na to, że ojciec mówi do swego starszego syna, który trwał w domu ojca – zachowując wszystkie polecenia ojca. Ojciec obwieszcza mu, że wszystko co jest ojca, należy także do niego jako jego syna.  – zapewne nie bez pewnego wyrzutu. Młodszy syn nie ma żadnego atutu, aby być nadal uważany za syna, a ojciec go traktuje w szczególny sposób, podkreślając zarówno swoją relację do syna jak też obwieszczając starszemu bratu przywrócenie do życia i odnalezienie młodszego brata. 

1. Młodszy syn – roztrwonił i wrócił – z konieczności

Historia młodszego jest dobrze znana i tylekroć rozpatrywana i medytowana. Tyle osób utożsamiało się z tą historią – przynajmniej w jakiejś mierze i do pewnego stopnia. Warto pamiętać o tym, że syn ten, żądając należnej mu części majątku, w pewnym sensie zerwał relacje z ojcem. Majątek bowiem, jako spadek należał się zasadniczo po śmierci ojca. Można więc powiedzieć, że za nim się stało to wszystko, co było jego bolesnym doświadczeniem, gdy mu brakło środków do życia, syn ten w swoim sercu uśmiercił ojca. On zanegował w sobie swoją synowską relację do ojca.

Wszystko, co działo się potem, było konsekwencją tego jego pierwszego kroku. Jego opuszczenie domu ojca, życie rozrzutne, konieczność pracy i zarabiania na własną rękę oraz doświadczenie niedostatku i upokorzenia.

Stał się więc teraz on jakby martwy w stosunku do swego ojca. Została jednak w nim jakaś nadzieja domu ojca i relacji do ojca, które on zanegował. Konsekwentnie, gdy z konieczności myślał o jakimś kroku, by ratować swoją krytyczną sytuację, nie myślał o powrocie do uprzedniej relacji z ojcem, lecz niejako chciał ratować swoje życie, swoją skórę. Nie znał bowiem do końca ojca. Zresztą w pewnym sensie go uśmiercił. Chciał więc niejako zabezpieczyć swoje życie w domu ojca nawet jako ktoś, kto do tego domu już nie należy jako syn, lecz jako sługa.

Gdy wrócił, otworzyły mu się oczy i poznał ponownie OJCA, jako tego, kto mu daje ponownie życie, mimo iż on wcześniej tego ojca w sobie, czy w relacji do siebie, uśmiercił.

 

2. Starszy syn – był w domu jadnak nie jako syn, lecz jakby wyrobnik z konieczności

Z tego, co słyszymy w końcowej części przypowieści możemy wnioskować, że starszy syn był wiernym wykonawcą woli ojca i sumiennym pracownikiem w domu ojca. O tym on sam był też przekonany. Patrzył na ojca jako na zarządcę domu, a nie jako na ojca, który rodzi, daje życie i troszczy się o życie szczególnie wtedy, kiedy to życie komuś z domowników jakby ucieka przez palce, albo gdy ktoś z domowników, z członków rodziny, rozmija się z życiem wybierając życie na swoją rękę, jak to uczynił młodszy syn.

Starszy syn nie rozumiał relacji ojca do nich obydwu jako synów. On w domu ojca miał poniekąd swój świat. On nie odszedł fizycznie z domu ojca, ale nie był też w synowskiej relacji do ojca. Nie traktował ojca, jako ojca. Będąc w domu ojca, był daleko od ojca. Był swoistym wyrobnikiem. Nie czuł się synem – dziedzicem mającym udział w tym wszystkim, co obejmowało ojcostwo jego ojca także w stosunku do młodszego brata. Nie współczuł z ojcem z powodu młodszego brata. Okazało się to wtedy, gdy wrócił młodszy syn. Odczuwamy jak bardzo mocno został wyrażony przez niego (starszego barta) dystans w stosunku do młodszego brata: ten twój syn, który roztrwonił …

Przypowieść nie mówi, czy ostatecznie ten starszy syn wszedł do domu ojca, by dzielić jego radość z powodu odzyskania syna i jakby ponownego urzeczywistnienia się ojcostwa ojca. . . 

 

3. Ojciec jest ojcem, który daje życie

Ojciec czekał. Ojciec był ojcem i chciał, aby się to okazało, że jest ojcem wobec każdego ze swoich synów niezależnie od tego, co oni w życiu zrobili. Każdemu dawał szansę powrotu. Moje dziecko – tak zwraca się do starszego syna. Nie może być bardziej wymownej zachęty, by wejść ponownie w relację synostwa do ojca.

Możemy sobie stawiać pytanie, który z synów był w korzystniejszej sytuacji, by dogłębnie odkryć swoją relację do ojca.

Jak widać droga do tego, by odkrywać siebie jako syna nie jest drogą utrzymania pewnych relacji jakby z własnego punktu widzenia i zdobytej dla siebie pozycji wobec ojca. Trzeba niejako tracić siebie, swoją pewność, swoje wyobrażenie o sobie, że samemu się poradzi.

Młodszy syn przeżył to w sposób bardzo bolesny i tak oczywisty, że nie miał racji, by dyskutować na ten temat. Starszy syn miał swoje racje i był fizycznie  blisko ojca.

Czy przebył on jednak drogę do tego, by stać się w pełni synem?

Czy odkrył on ojca w swoim (pozornie) poprawnym, wiernym i udanym życiu ?

Te pytania są dziś aktualne ze względu na kryzys ojcostwa, na nieumiejętność bycia synem i dzieckiem.

Te pytania są aktualne ze względu na często występujące dziś usilne dążenie do poprawności (nie tylko politycznej) idące w parze z niezrozumieniem potrzeby i daru nawrócenia. Naturalnie po uprzednim dostrzeżeniu i uznaniu a także wyzaniu własnej pomyłki. 

Pomyślmy!

Módlmy się do Ojca z pozycji syna, który uczy się poznawać siebie w świetle miłości Ojca, która przekracza ludzkie sposoby odczuwania i oceniania . . .

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

23 komentarze

  1. „Czy przebył on jednak drogę do tego, by stać się w pełni synem ?”.
    Często trzeba coś utracić aby docenić wartość czegoś lub kogoś. To prawda, że w postawie syna marnotrawnego wielu z nas się odnajdzie. Ja się w niej odnajduję. I z pełną odpowiedzialnością powiem, że taka sytuacja pozwoliła mi odkryć swoją relację do Boga – Ojca. Często powtarzam, że jestem chrześcijaninem „z odzysku” jak mówi ks. Jan Góra (ten od Lednicy) i dodaje, że tacy najbardziej kochają.
    Nawróceni grzesznicy kochają najmocniej… (jak Maria Magdalena), bo mają świadomość, co zyskali. I coś w tym jest. Nie wiem czy potrafię kochać…wszystkich. Pewnie nie i pewnie się tego uczę, staram zrozumieć czym jest prawdziwa miłość do drugiego człowieka, nawet nieprzyjaciela. Uczę się tego …..

    #1 Kasia
  2. Czy starszy syn nie jest przykladem takiego ,,niedzielnego,, katolika???Jest niby blisko koscioła a jednak postawa jak i ,,dusza,, znacznie odbiega od prawdziwego chrzescijanina… Przeciez w kazda niedziele chodzi do kosciola,na tace daje,nawet przezegna sie przed kosciołem i tyle..gdy jest znak pokoju nie drgnie,bo akurat obok stoi sąsiad,ktory ma nowy samochod, itd… no i cały czas ma pretensje do wszystkich i o wszystko…

    #2 Ba
  3. Niejednokrotnie w sobie samej odkrywam młodszego lub starszego syna… Był czas odejścia od Boga – tak świadome wpędzenie się w grzech i czas łaski,..czas powrotu w objęcia Boga i dzięki temu uznanie siebie jako dziecka Boga, grzesznego potrzebującego miłosierdzia
    Katechizując młodzież w szkole zastanawiam się dlaczego niektórym jest trudno przyjąć bezwarunkową i bezinteresowną miłość Boga?

    #3 ania
  4. Gdy razu pewnego obok w Kościele ujrzałem osobę, która była człowiekiem niewierzącym i walczącym z Kościołem, bardzo utrudniającym życie ludziom uczęszczającym do Kościoła. Poczułem się wtedy jak starszy syn miłosiernego Ojca, poznałem to uczucie, nie dostrzegałem w tym człowieku zaginionego brata. Jednakże ta przypowieść i przypowieść o właścicielu winnicy który zatrudniał robotników do pracy w niej o różnej porze dnia za 1 denara pozwoliły mi zrozumieć, że zapłatą za życie jest Królestwo Niebieskie lub piekło, innej alternatywy brak, więc dlaczego nie cieszę się z jego nawrócenia? Dlaczego jestem tak zazdrosny i mściwy? Dzisiaj każdy człowiek jest mi bratem.

    #4 lemi58
  5. Nieprawdą jest, że lepiej się ceni miłość Boga Ojca z pozycji syna marnotrawnego. Dotyczy to tylko tych, którzy zawrócili – jak młodszy brat – i zawierzyli się Miłosierdziu. Którzy przyznali się do grzechów i prosili o wybaczenie. Wielu (może większość?) tego nie robi i ginie. Ale jest i drugie zagrożenie. Co myślał młodszy syn po miesiącu, roku, dwóch? Może – jak mi się to zdarza – na cud wybaczenia, przygarnięcia patrzy jak na coś normalnego,”tak się musiało stać”. Ba, wręcz zasłużonego! Raz jestem synem marnotrawnym, a raz obrażonym.
    Przypowieść ta jest jak Pismo w pigułce: Bóg Ojciec na prośbę człowieka daje mu wybór, nie ogranicza go. Możemy wybrać swoją wizję wolności, zachłysnąć się nią. A On czeka, wpatruje się w horyzont. Gdy nas ujrzy – biegnie do powracającego. Bóg który czeka i ma nadzieję! Bóg niczym stara matka oczekująca telefonu od syna. I czeka na tego, który jest blisko, ale zajęty codziennymi sprawami: „troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego”

    #5 Zbyszek
  6. Zastanawiam się czy mlodszy syn wytrwał w wierności po powrocie do domu? Przecież dalej jest grzesznikiem ze sklonnościami cielesnymi .
    Wierzymy i doświadczamy ,że Pan Bóg przebacza nie tylko 7 ale 77 razy i to mnie porusza ,jak wielka jest Jego Miłość miłosierna.
    Czy my jako rodzice potrafimy tak kochać?

    #6 Tereska
  7. Doświadczone przez syna marnotrawnego upokorzenia, kiedy był daleko od ojca, są tak silne, ich pamięć tak upokarzająca, że będzie się bardzo starał aby nie powtórzyć podobnej sytuacji. Rozumie jaki ból zadał ojcu, jest zaskoczony jego miłością, jego przyjęciem, jego wybaczeniem. Taka postawa zmienia człowieka od środka, zmienia jego serce. Są możliwe upadki, potknięcia, drobne niewierności ale całkowite odejście od ojca – od Boga … raczej nie wchodzi w grę. Byłoby zwykłą g ł u p o t ą. Mądry człowiek wyciąga wnioski ze swojego życia i przynajmniej stara się nie popełniać błędów. Walczy !. A dopóki walczysz…jesteś zwycięzcą  !!!.

    #7 Kaśka
  8. Ostatnio zrozumiałam, że życie człowieka (moje) ma „nie być jak Jezus”, ale ma być gotowością na umieranie. Nigdy nie będę „Nim”… choćbym nie wiem jak się starała. Mogę zaprzyjaźnić się z Jezusem i uczyć się od Niego czym jest miłość. Prawdziwa miłość… to nie uczucie, ale nieustanne doświadczanie jej każdego dnia. Miłość nie pogłębia się, ale rozrasta tak że otwierając się na nią możemy kochać coraz to więcej osób.
    To nauka jak żyć będąc kochanym. Przyjaźń z Jezusem staje się prawdziwa, nie wyimaginowana. Uczę się jak kochać Jego miłością, patrzeć Jego oczami… a On w zamian wysłuchuje moich skarg, narzekań 🙂 To dzielenie się wszystkim czym żyję. Nie myślę wówczas czy „poświęcam” wystarczająco czasu Jezusowi. Nie dzielę czasu – to dla Jezusa, a to np. dla mojego hobby (które często o wiele bardziej mnie absorbuje) tylko zapraszam Jezusa by uczestniczył we wszystkim…

    #8 Ines
  9. Witam szanownego Blogera.
    U mnie jest wlasnie odwrotnie niz w Ewangelii wg św. Łukasza.
    Jestem najstarszy z rodzenstwa. Jednak czuje sie duzo lepiej, gdy nie ma mojego mlodszego brata w domu. Jest zlosliwym i podstepnym czlowiekiem. Gdy wraca z pracy, potrafi byc poprostu, niemily…
    Byl od najmlodszych lat faworyzowany.
    Jakbym mial jak i gdzie sie wyprowadzic, to bym nie czekal ani chwili.
    Duzo mozna napisac, ale sobie podaruje. I tak juz duzo napisalem.
    Pozdrawiam

    #9 Matatiasz
  10. Najczęściej odnajduję się w postawie „starszego brata”, jako ktoś kto nie docenia tego co otrzymał, niedowierza bezgranicznej Bożej miłości, jest oporny na łaskę. A jednocześnie coraz bardziej odkrywam, że Bóg taką mnie kocha, że taka mogę być przed Nim.
    Kiedyś modliłam się psalmem 68. Wers 7 brzmi: „Bóg dom gotuje dla opuszczonych, jeńców prowadzi ku lepszemu życiu, tylko oporni zostają na zeschłej ziemi”. Pomyślałam sobie – to właśnie o mnie, to ja jestem oporna ale modliłam sie dalej i wers 19 mówi: „Wstąpiłeś na wyżynę biorąc jeńców w niewolę, przyjąłeś ludzi jako daninę, nawet opornych wprowadzasz do swojego domu”. Modliłam się dziękując Panu, że nawet mnie oporną prowadzi do swojego domu. Mogą być różne tłumaczenia tego psalmu ale do mnie wtedy to dotarło i wiem, że przed Bogiem mogę być sobą, niezależnie czy jestem bratem młodszym czy starszym.
    Może sytuacja opisana w Ewangwelii była potrzebna starszemu synowi, bo wtedy usłyszał wyznanie Ojca, którego być może mu brakowało: „wszystko moje jest twoje..”
    Ania

    #10 Ania
  11. # 9 Matatiasz
    Może więc jesteś bracmi Józefa?
    Oni też go nie lubili, bo był wyróżniany przez ojca. A poza tym te sny… Czy nie mogli uważac go za niemiłego i zarozumialca? Byc może także za podstępnego itd?

    #11 basa
  12. Ilu ludzi, tyle dróg, by stać się synem ojca. Potrzebujemy opłotków i pastwisk, by zauważyć pogmatwane nasze drogi. Czy zawsze potrafię tak od razu 'wstać i pójść’. Najczęściej są to kolejne bezdroża. Tak łatwo zachwycić się samym postanowieniem i uznać, że jest to już powrót. Jak łatwo wpaść w samouwielbienie, że 'ja potrafię’ …i znowu ponieść porażkę. Jak łatwo zapomnieć, że ojciec czeka i myśli o mnie, chociaż ja zapominam o powrocie.
    Czasami potrzebuję niewielkiego impulsu, by powrócić. Innym razem – odbijam się z dna.
    Jak łatwo uznać drobne odstępstwo za nieważne i brnąć dalej!
    Jak trudno uwierzyć w miłosierdzie tkwiąc na dnie!
    Jedynie miłość Ojca podnosi i prowadzi…

    #12 ze
  13. Gdy z roku na rok coraz to bardziej traciła siebie,ubywało u mnie pretensji co do tego,jak zostałam potaktowana przez osoby,których uważałam za przyjaciół i w tym wszystkim odnajdowałam Boga Ojca,jako najwierniejszego przyjaciela.Otworzyły się moje oczy na prawdę i zaczęłam widzieć wszystkie moje sprawy i relacje z innymi w zupełnie innym świetle.Z mojego doswiadczenia upokorzenia wyciągnęłam własciwe wnioski,na skutek czego stalam się zupełnie inną osobą.I za to,ze mogłam odejść i wrocić,że moglam wybierać zarowno zło jak i dobro,dziekuje dziś Bogu,bowiem dla mnie wolność zawsze miała dla mnie duże znaczenie.

    #13 Barbara
  14. Matatias#39
    Rozumiem twoją gorycz. Ciężko jest być sprawiedliwym wśród niesprawiedliwych. Jednakże
    uważając się za sprawiedliwą, tak naprawdę w świetle Bożego Słowa widzę i swoją niesprawiedliwość wobec oceniania innych.
    Jak piszesz, trudno zaakceptować Tobie młodszego brata takim, jakim jest. Ważne jest byście mieli wspólne tematy rozmów i wzajemnie sobie wybaczali. Potraktuj go z miłością, może tego potrzebuje. Mam dwoch pełnoletnich już synów i obserwowałam ich relacje wzajemne, które były czasami różne. Wychowywaliśmy ich / z mężem, babcią /, w poczuciu jednakowej wartości dla nas rodziców. Doświadczyłam też, jak kształtowało ich odniesienie do Boga, którego poznawali w sposób tradycyjny jak i też przez rozmowy z osobami świeckimi – wierzącymi, i z duchownymi…

    W sobie natomiast, odnajduję tych dwóch braci:
    marnotrawnego,/ upadłego / w momentach powrotu z grzechu
    do nawrócenia / w konkretnych sytuacjach /,co zawsze dzieje się za łaską Bożą,
    i tego drugiego syna – kiedy ogarnia mnie np. uczucie zazdrości, do lepiej traktowanych ode mnie /praca i inne okoliczności /. Popełniam wtedy też grzech ,przez świadomość którego wchodzę ,po rachunku sumienia, za Łaską Bożą- w ponowne nawrócenie…
    #7Kaśka
    Przekonana jestem też,do tego,że odejście od Boga byłoby c a ł k o w i t ą głupotą.

    Obserwuję również, jak u deklarujących się jako wierzący,trawi grzech zazdrości, zawiści , nienawiści i „siania” plotek, posądzania- co się dzieje z wielką szkodą dla Kościoła. Bardzo mnie to boli i martwi.

    pozdrawiam serdecznie

    #14 Zofia
  15. …nie jest trudno wrócić, kiedy się już nic nie ma do stracenia. Taki powrót jest zyskiem. Każdego dnia wracam do żony, do dzieci, do domu. Wracam w pczuciu winy, że za mało ich kocham, bo jestem marnotrawnym ojcem i marnotrawnym mężem. Jestem przykładem kryzysowego ojca i męża, bo daleko mi do takiej miłości, jaką reprezentuje ojciec z przypowieści.
    Dzisiaj Bóg to dla mnie drugi człowiek. Wracać do najbliższych, wracać przeciwko sobie to jeszcze za mało. Zauważyć drugiego człowieka i wybiec mu na spotkanie z otwartymi ramionami, przebaczyć mu i zasiąść do wspólnej uczty to prawdziwe szczęście…
    Pozdrawiam…
    janusz f.

    #15 baran katolicki
  16. W niedzielnej homilii o. A. P. zauważył, że tym, co przyprowadziło młodszego syna do Ojca była pamięć. Przypomniał mu się dom ojca, w którym spędził zapewne miłe chwile i nawet najemnicy czuli się w nim dobrze. Dlaczego to może być DZIŚ ważne dla mnie?
    Zwraca moją uwagę na konieczność zapamiętywania. Przede wszystkim pamiętania o dobroci Boga wobec mnie. Pamiętania o modlitwach, które mi się nie dłużyły i podczas których czułam się dobrze i tak lekko. Pamiętania o sytuacjach, w których czułam, że Bóg Jest dla mnie, żeby mi pomóc.
    Warto pielęgnować pamięć o tych chwilach. Żeby zawsze mieć ochotę powrócić do Ojca.
    Pozdrawiam 🙂

    #16 julia
  17. Jestem synem marnotrawnym. Ale mój powrót do Ojca nie jest taki jak syna z przypowieści. Jestem niewidomym od urodzenia, który nawet nie wiedział, że opuścił dom swego ojca. Moje doświadczenie jest o tyle inne. Jakbym była dzieckiem, co samo na ulicy się chowało, a potem poszło do domu, w którym okazało się, że żyje jego ojciec. I ten Ojciec przyjmuje, z całym bagażem życia na ulicy, ze wszystkimi upadkami, z całym upodleniem i ubiera w piękną tunikę, nakłada pierścień, daje sandały. A skutek grzechu podpowiada cały czas: jesteś niegodna tej miłości. Jak możesz wracać po wszystkim czego się dopuściłaś! A Pan… Przez wszystkie miesiące odkąd przygotowuje mnie do przyjęcia sakramentów chrześcijańskiego wtajemniczenia, powtarza, że mnie kocha. Cały czas, kiedy wracają do mnie podpowiedzi, że to co stare uniemożliwia przyjęcie życia, Pan zapewnia, że jestem Jego umiłowanym dzieckiem.
    katechumenka

    #17 Karina
  18. #15 Baranku,pięknie piszesz.Naprawdę pięknie.

    #18 Ka
  19. …#18,Ka…Jezus Chrystus to arcydzieło wielkiego mistrza/BOGA/…Pozdrawiam…janusz f.

    #19 baran katolicki
  20. #17 Karina,
    jeżeli Pan „ubrał” by mnie, niemożliwe by podpowiedział żem niegodna. To nasz ziemski grzech może tak podpowiedzieć.
    O pierworodnym /z wrażenia/ po prostu się nie pamięta. O innych tak. „Wrażenie” nie mylić z pychą. Pychy brak.

    #20 Ka
  21. # 20 Ka przecież Karina nie twierdzi, że to Pan podpowiada jej, że jest niegodna. Ona napisała, że to stary człowiek w niej próbuje się jeszcze bronić i nie pozwala wejść w wody chrztu i przyjąć miłości Boga.

    #21 basa
  22. #17 Karina
    Ja też nieraz czuję się niegodna Jego miłości. A odczuwam ją na każdym kroku…
    To nie ja czynię się jej godną. To On obdarzając mnie swoją miłością czyni mnie godną…
    Moim zdaniem to prawda – jesteś Jego umiłowanym dzieckiem. Ja też. I Ka. I wszyscy inni. Nawet ci, którzy są jeszcze daleko. A może szczególnie ci…
    Karina, będę z tobą przez te dwa tygodnie.
    W tej przypowieści nie ma siostry, a ja właśnie chciałabym być siostrą, która razem z Ojcem cieszy się z twojego powrotu.
    Niech Bóg ci błogosławi

    #22 basa
  23. PAN JEZUS JUŻ SIĘ ZBLIŻA
    1. Pan Jezus już się zbliża,
    już puka do mych drzwi,
    Pobiegnę Go przywitać,
    z radości serce drży.

    O szczęście niepojęte,
    Bóg sam odwiedza mnie.
    O Jezu, wspomóż łaską,
    bym godnie przyjął Cię.

    2. Nie jestem godzien Panie,
    byś w sercu moim był,
    Tyś Królem wszego świata,
    a jam jest marny pył.

    O szczęście…

    3. Gdy wspomnę na me grzechy,
    to z żalu płyną łzy,
    Bom zranił Serce Twoje,
    o Jezu, odpuść mi.
    O Szczęście…

    4. Pragnąłbym Cię tak kochać,
    jak Ty kochałeś mnie,
    Przyjm serce me oziębłe,
    a daj mi Serce Twe.
    O szczęście…

    Pozdrawiam …janusz f.

    #23 baran katolicki

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php