Spotkanie w drodze do Emaus (Łk 24,13-16)

by bp Zbigniew Kiernikowski

Dwaj uczniowie w dzień Wielkanocny byli w drodze z Jerozolimy do Emaus. Nie jest powiedziane wprost, dlaczego tam szli. Możemy natomiast z całą pewnością określić to, co nie dawało im powodów, by zostać w Jerozolimie: po wydarzeniach, jakie zaszły w związku z Jezusem, sądzili, że nie mieli już czego oczekiwać w tym mieście. Niczego się tam już nie spodziewali. Tego rodzaju stwierdzenie czy przypuszczenie może wydawać się zbyt okrutne. Jak długo jednak nie mamy innego powodu wyjaśnienia, tak długo możemy twierdzić, że – przynajmniej według intencji opisującego to zdarzenie ewangelisty – był to przejaw swoistej ucieczki, rezygnacji, o większym natężeniu niż jakiekolwiek motywacje wynikające z więzów krwi, znajomości, przywiązania, wspólnych ideałów i planów itp. Dzisiaj można by nazwać ich krok „emigracją wewnętrzną” czy rodzajem alienacji.

Gdyby bowiem spodziewali się w jakikolwiek sposób spotkać Jezusa, gdyby ich więzy z Nim były żywe (jak to po ludzku można ocenić w odniesieniu do drogiej zmarłej osoby), gdyby nie zwątpili w Jego obecność (nawet jako umarłego), gdyby byli przeniknięci jakąkolwiek nadzieją, odbijającą coś z tego daru, jaki On składał w nich jako swych bliskich w czasie całej swojej działalności (kładąc w nich fundamenty tej nadziei), gdyby byli do końca przejęci planami, jakie się z Nim wiązały, oraz sposobem, w jaki On o nich mówił i jak ukazywał drogę do ich spełnienia (por. Łk 9,22.44 n.; 18,31-34) – nie opuściliby Jerozolimy, nie poszliby łatwo bez Niego ani też bez złożonych w nich motywów nadziei, jakie im dawał, będąc z nimi. Tymczasem oni szli, wspominając Go, co prawda, ale bez nadziei, bez sensu… Wszystko to świadczy o pewnym dystansie czy rezygnacji, jakie ich opanowały, i o pustce, która wkradła się z tego powodu w ich wnętrze i zdominowała ich życie. Echo tego, że się zawiedli, słyszymy później w słowach: „Dziś już trzeci dzień (…). Poszli niektórzy z naszych do grobu (…), ale Jego nie widzieli” (Łk 24,21.24).

Ewangelista chce pokazać, że rozpoznanie Jezusa, jakie dokona się pod koniec spotkania, nie było po ludzku możliwe. Konieczna była Jego nowa interwencja, właśnie jako Kogoś całkowicie nowego, innego niż dotąd. Uczniowie byli z Jego kręgu, z Jego rodziny. Nie znali Go jednak jako Zmartwychwstałego. Nie znali Go jako Tego, przez kogo dokonała się Boża ingerencja w świat, który człowiek uważa za swój, który sobie stworzył i stwarza według własnej wizji. Potrzebne im było objawienie i doświadczenie tego, że wobec sprawy krzyża – to znaczy Jego życia i śmierci – nastąpi rozproszenie i pustka. Jest to etap, co prawda, przejściowy, ale potrzebny. Tylko na tym tle mogła w pełni objawić się całkowita nowość Zmartwychwstałego.

Nasza ludzka egzystencja, dotknięta grzechem, potrzebuje odkupienia od wewnątrz. Grzech bowiem zniekształcił naszą relację z Bogiem i tym samym również wszystkie nasze relacje do osób i do rzeczy, do wszystkiego, co nas otacza i co się dzieje wokół nas i z nami. Krótko mówiąc: istnieje coś fałszywego w naszym sercu, w naszej „topografii” życia. Istota problemu tkwi w tym, że w centrum naszego życia stanęło nasze „ja”. Jakkolwiek ono będzie interpretowane i uzewnętrzniane, zawsze – tak długo, jak nie pozwolimy na oświecenie nas – będzie tylko naszym, tylko moim „ja” i kryterium stanowiącym o własnym punkcie widzenia, oceniania itp.

W codziennym życiu pośród różnego rodzaju wydarzeń i relacji doświadczamy tego, że rzeczywistość bardzo często przedstawia się inaczej, niż byśmy chcieli. Stąd biorą się wszystkie nasze codzienne problemy i wszystkie nasze grzechy przeciw Bogu i bliźniemu, a w konsekwencji przeciw sobie samemu. Chęć ciągłego potwierdzania siebie stanowi źródło naszych wewnętrznych ucieczek, rezygnacji, załamań.

Tymczasem prawdziwym i jedynym rzeczywistym ośrodkiem naszego życia jest sam Bóg Ojciec, Dawca życia. My Go do końca nie znamy i do końca nie przyjmujemy. Jego Syn przyszedł po to, by dać nam nową orientację, by odzyskać dla nas ten ośrodek. Właśnie to dokonuje się przez wydarzenie paschalne, w którym On oddaje życie za człowieka, aby każdy z nas, że ktoś inny może być obecny w centrum jego życia. Wszystko to oświeca nasze życie, jeśli nie próbujemy przed tym uciekać. A dokonało się to właśnie w Jerozolimie.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

3 komentarze

  1. To jest szokujące, jak Ks. Biskup trafia w moje aktualne myśli dając odpowiedzi na nurtujące mnie akurat pytania. Właśnie myślałam o uczniach w drodze do Emaus. I na blogu też o tym. Ale to zdarzyło się nie pierwszy raz

    #1 basa
  2. Hej! Obudżcie się Jezus Zmartwychwstał!!! Prawdziwie zmartwychwstał!!! Chyba nie ” emigrujecie duchowo”?! Dajcie trochę świadectw, odwagi!!! pozdrawiam

    #2 Kaśka
  3. Kiedy Pan Bóg nie był przeze mnie postrzegany jako dawca mojego życia, żródłem siły i radością- żyłam w błędnej ocenie samej siebie i otaczającej mnie rzeczywistości.Dopiero ,kiedy uwierzyłam w Syna Bożego ,Jezusa Chrystusa,zaczęła się droga mego nawracania się i trwa do dzisiaj biorąc pod uwagę różne sytuacje, w których powinnam stanąć w Prawdzie.Do tej Prawdy prowadzi mnie Słowo Boże, które staram się kontemplować wspólnie z Braćmi ze wspólnoty.Polecam każdemu odnalezienie się we wspólnocie katolickiej jaka jest mu stawiana na drodze do poznawania Słowa z Pisma Św.
    Czasami w trudnych sytuacjach łapię się, że idę drogą do Emaus ale zawsze pojawia się moment zwrotny i ufność Panu Bogu jako jedyna nadzieja
    na powrót do Światła….i nadzieja na poprawienie relacji z bliżnimi i minn. z małżonkiem,z którym zgodzić się i przyznać mu rację-jest mi najtrudniej….Dziękuję Ks.Biskupowi za możliwości
    wchodzenia głębiej i na poważnie, w Słowo Boże

    #3 Teresa

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php