Wydarzenie, o którym opowiada Ewangelia czytana w drugą niedzielę roku C, wskazuje nam na okoliczności, w jakich dokonuje się zainicjowanie dzieła zbawienia. Ewangelista mówi wprost: to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Jezus objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie. Dzięki temu, że uwierzyli w Niego, mógł On dalej ich prowadzić i mogli oni pojmować kolejne Jego dzieła i w ten sposób dalej wzrastać w wierze. Chcę zwrócić uwag na wspomniane okoliczności, w jakich czy z powodu jakich dokonał Jezus tego początku cudów czyli znaków, które prowadzą do wiary.

Ogólną okolicznością było odbywające się wesele w Kanie Galilejskiej. Jest to wydarzenie ważne dla każdej rodziny, dla każdego człowieka, a w szczególności dla tych, którzy z danym weselem są związani. I oto stało się coś, co nie było przewidziane i z czego nie wzięto pod uwagę w przygotowaniach.  

Wina nie mają.
Uczyńcie cokolwiek wam powie.

I napełnili aż po brzegi (J 2,3.5.7).  

Okolicznością szczególną był właśnie ten brak wina. Wino wyraża radość i szczęśliwość. Ważne szczególne w takich momentach, jakim są gody weselne, które w tamtych warunkach zazwyczaj trwały więcej dni. 

1 Stwierdzenie braku

Trudno jest nam odtworzyć to wszystko, jak do tego doszło, że brakło wina. Podobnie też trudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Matka Jezusa interweniuje w tej sprawie. Jedyną odpowiedzią jest to, co zaznacza na początku tego opowiadania Ewangelista, mianowicie: była tam Matka Jezusa. Prawdopodobnie to stwierdzenie: była ta Matka Jezusa nie chce wskazać tylko na obecność Maryi wśród zaproszonych gości. Maryja była tam, jako ktoś, kto w pełni się angażuje we wszystko, co się dzieje. Być może było to w kręgu rodzinnym Maryi. Nie to jest istotne. Istotne jest to, że Maryja nie jest tam, jako bierny uczestnik, lecz jako ktoś, kto bierze udział w tym wydarzeniu i niejako bierze współodpowiedzialność za wszystko.

Słowa Maryi skierowane do Jezusa ukazują Mu zaistniałą sytuację i każą domyślać się wynikających zeń konsekwencji. Oto wesele może przestać być weselem. Tę sytuację przedstawia krótko Maryja Jezusowi. To okazuje się najbardziej stosownym krokiem prowadzącym do zupełnie zaskakującego rozwiązania.

 

2. Odniesienie do Jezusa

Jezus wychodzi naprzeciw tej prośbie. On bowiem przyszedł po to, aby właśnie tam, gdzie człowiek rozpoznaje i odkrywa swoje brak, obdarować człowieka swoim darem i to całkowicie owym, po ludzku nie przewidywalnym. Oto bowiem właśnie odkrycie braku czy niedostatku, stwierdzenie własnej niewystarczalności czy niemożności stają się okazją do zwrócenia się do Jezusa.

Maryja, która jest we wszystkim zaangażowana i niesie współodpowiedzialność, kieruje do sług słowa: Uczyńcie, cokolwiek wam powie. Słowa, które stają swoistym wyznacznikiem i drogowskazem. Czynić to, co Jezus każe. Czynić nawet, gdyby wydawało się to bez realnego związku z tym, czego potrzeba. Potrzeba bowiem wina, a On każe wlewać do naczyń wodę. Właśnie dokonanie owego napełnienia wodą stągwi w posłuszeństwie Jezusowi, okazało się tym właściwym rozwiązaniem.

Zauważyć trzeba, że Jezus nie dokonuje żadnej innej czynności, żadnego gestu, który przywoływałby zaistnienie cudu. Cud przemiany dokonuje się między jednym a drugim poleceniem Jezusa. Między napełnijcie stągwie wodą i zanieście staroście weselnemu. Ewangelista stwierdza, że po pierwszym poleceniu Jezusa, słudzy napełnili stągwie aż po brzegi. Po drugim zaś, że oni zanieśli a starosta weselny skosztował i stwierdził, że to było wino, lepsze od tego, którego zabrakło.

Starosta weselny ze zdziwieniem zwraca się do pana młodego, że zachował dobre wino aż na koniec uczty weselnej. Ani jednak starosta weselny, ani pan młody nie wiedzieli tego, jak to się stało. Wiedzieli natomiast słudzy, którzy w posłuszeństwie Jezusowi napełnili stągwie wodą i naturalnie wiedział Jezus, jako ten, który był i jest właściwym Panem Młodym, i który rozpoczął w ten sposób zaślubiać sobie lud przez wiarę w Niego. Stągwie, które zostały napełnione wodą, służyły do żydowskich, starotestamentalnych oczyszczeń. Teraz oto przychodzi nowy etap historii i nowy typ relacji. Przychodzi czas nowych godów i wesela, które się stają wszędzie tam, gdzie jest Jezus.

 

3. Dziś może być u mnie wesele obfitości

Uczta weselna w Kanie Galilejskiej to pewien obraz odzwierciedlający zbawcze wydarzenie dokonane w Jezusie wobec każdego z nas. W życiu każdego za nas może okazać się błogosławionym każdy taki moment, w którym doświadczymy, że nam czegoś brak; że wyczerpuje się radość czy moc naszego życia. Oczywiście są to trudne momenty. Boimy się takich sytuacji i często robimy wszystko, aby ich nie było. Gdy zaś zaistnieją, często robimy wszystko, aby je ukryć i aby nie wyszły na jaw. Wolimy, aby one rozgrywały się niejako w nas samych. Wstydzimy się bowiem takich sytuacji i ukazują one naszą bezradność. Wstydzimy się zaprosić „gości”: by była tam Matka Jezusa i by został zaproszony Jezus wraz z uczniami. Widać, jak trudno nam rozmawiać o tym wszystkim, co dotczy naszego prawdziwego wesela i zaślubin z Jezusem.

Widać to m.in. w trudnościch, jakie spotykamy przy realizacji programu „Chrzest w życiu i misji Kościoła„, gdzie jest okazja i szansa rozmawiać, dzielić się także brakami, by Matka Jezusa i Jezus mogłi wkroczyć w nasze działanie cudowną mocą.

Winniśmy pamiętać, że we wszystkich takich momentach jest z nami Matka Jezusa Maryja i Matka- Kościół. To Ona podpowiada nam, a właściwie naszym sługom, czyli temu wszystkiemu co w nas się odzywa, by działać. Podpowiada, by działać w posłuszeństwie Słowu Jezusa. Czasem nie musimy wszystkiego rozumieć. Trzeba jednak byśmy wykonywali te czynności, które poleca. Poleca zaś nam przez nasze sumienie, przez głos Kościoła, przez podawany program i na różny sposób czynione wezwania ze strony Kościoła, by być, by uczestniczyć, by dzielić się nawet także faktem, że czegoś brak . Działając w posłuszeństwie możemy być świadkami przemiany i objawienia się nowości, która jest większa od naszych oczekiwań i naszych tylko ludzkich perspektyw.

Wiele cudów dokonuje się niewidocznie. Bez wiedzy starosty weselnego czy ziemskiego pana młodego czyli protagonisty wesela, którym często jesteśmy my sami. Te cuda sprawia ten prawdziwy i jedyny Pan Młody, który przychodząc do nas, na nasze życiowe wesela, podczas których występuje tyle różnych braków, gotów jest dokonywać cudów przemiany.

Zapraszajmy Jezusa. Prośmy, by była z nami Matka. Bądźmy gotowi wyrzekać się niejako naszego protagonizmu bycia panem młodym, a pozwalajmy, aby wchodził w nasze życie ze swoim działaniem ten Pan Młody, który w sposób cudowny nas poślubia i obdarza nowością dobrego weselnego wina. Możemy ten cud odnieść do Eucharystii, gdzie otrzymujemy najlepszy Napój, który uzdalnia nas do trwania w weselnej radości. Każdy brak, może być okazją cudu obfitości. Każde wydanie się drugiemu w posłuszeństwie Słowu Jezusa, może stać się okazją do komunii z drugim człowiekiem. Każde umieranie dla siebie, okazją do poznawania nowego życia. To dzieje się w Eucharystii. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. To, co rozpoczął w Kanie Galilejskiej przy okazji zaistnienia braku,  dopełnił w wieczerniku i na krzyżu. Tam On sam przeżył największy „brak”. W śmierci przeżył On brak ludzkiego życia. Dzięki temu udziela nam w darze Ducha Świętego, w którym jest pełnia naszej radości i sensu życia.  Jest to przedziwna przemiana braku w pełnię. Musimy doświadczyć braku, by mieć udział w przemianie i pełni nowości życia.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

28 komentarzy

  1. Bez względu na to czy cuda widoczne ogólnie są czy nie. Dziękujmy, że są. Bo przypominają nieustannie. BÓG JEST. I działa. BRAK przeszłam, decyzją mojego katechety. Czy zdawał sobie sprawę na co mnie wydaje? Nie sądzę.

    #1 Ka
  2. Jestem pewna /prawie/ że nie miał absolutnie świadomości w tej sprawie.I tyle.

    #2 Ka
  3. Księże Biskupie
    „Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej” … (owe: trzeciego dnia) – czy jest to symboliczne janowe wprowadzenie do opisu pierwszego cudu ? czy to formuła kerygmatyczna? czy jeszcze coś innego?… intrygujące jest tak dokładnie określenie czasu opisanego wydarzenia w Ewangelii.

    #3 morszczuk
  4. „W życiu każdego za nas może okazać się błogosławionym każdy taki moment, w którym doświadczymy, … że wyczerpuje się radość czy moc naszego życia. … Boimy się takich sytuacji i często robimy wszystko, aby ich nie było. … Wstydzimy się takich sytuacji i ukazują one naszą bezradność. Wstydzimy się zaprosić “gości”: by była tam Matka Jezusa i by został zaproszony Jezus wraz z uczniami”
    ZAWSZE, a takich sytuacjach „braku” – SZCZEGÓLNIE, potrzebni są przewodnicy, którzy wskażą, że taki moment może okazać się błogosławionym. Ja miałam to szczęście usłyszeć takiego przewodnika, który wskazał ratunek – zaproszenie do mojego życia z „brakiem” – Jezusa „wraz z uczniami”. Usłyszałam te dające radość życia słowa dzięki Matce – Kościołowi.
    Dziś porównuję tamte chwile do cudu w Kanie. Bo miałam wrażenie, że radość MOJEGO życia się skończyła. I tak było naprawdę. Szczęśliwe życie „wg julii” się zakończyło… Ale… zaczęła się nowa radość, która trwa i jest radością nieporównywalnie większą od planowanej przeze mnie (tak jak wino, które Jezus uczynił z wody). Chcę (bez przymusu!) pamiętać o tym „cudzie”, który stał się we mnie i o przewodniku, dzięki któremu ten cud mógł mieć miejsce. Wzywa mnie do tego „uczeń Jezusa” – autor Listu do Hebrajczyków:
    „Pamiętajcie o swych przełożonych, którzy głosili wam słowo Boże” (13,7)
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #4 julia
  5. Zastanawiamy się dlaczego św. Jan umieścił scenę wesela w kanie, małej miejscowości. Odpowiedź Bo to pierwszy cud zdziałany przez Jezusa. od tego momentu rozpoczyna się publiczna działalność Chrystusa, misja mesjańska. Ma już zgromadzonych uczniów. Wielką niewiadomą jest czyje to było wesele? Chodzi o moje zaślubiny z Jezusem. Jestem codziennie zaproszony na wielką ucztę, którą Chrystus wyprawia, mszę św.
    Popatrzmy oczyma Maryi matki Jezusa na tą scenę: Ona wie, kim jest Dziecię, które porodizła,ktore chroniła, którym się opiekowała. Może powiedzieć tak jak setnik pod krzyżem: Prawdizwie ten jest Synem Bożym. Ona jest świadkiem pierwszego cudu, woda staje się winem. To co zwyczajne, powszednie ma stać się czymś cennym, nadzwyczajnym.
    Popatrzmy na tę scenę oczami apostołow. Zostali powołani juz przez Chrystusa, opuscili swoje domy, niektórzy może rodziny i poszli za Nim, nie wiedząc co ich spotka zdumienie, zachwyt i moze wiara, choć jak się okaże będą i wątpliwości choc wielkich rzeczy będą świadkami, że On jest zapowiadanym Mesjaszem.
    I w końcu jaka nauka płynie dla nas. Jak my patrzymy na tą scenę ewangeliczną opisaną przez św. Jana. Niektórzy popatrzą, Jezus zezwalał pić alkohol, pomnozył go, że Jezus też pił. Często widzimy to co chcielibysmy widzieć, słyszeć to co chcielibyśmy usłyszeć. Popatrzmy głebiej.
    Postanowienie: Postaram sie robić wszystko, co Bóg mi karze, nie to co ja bym chcial, nie to co dla mnie wygodne. Będę miał ufnosc w Maryi, On jej nie odmówi.

    #5 Nowy
  6. …”Uczyńcie cokolwiek wam powie”.Podpowiada, by działać w posłuszeństwie Słowu Jezusa…Zawsze miałem ogromne problemy z posłuszeństwem.Czy to ma byc „ślepe” posłuszeństwo aż do śmierci i to śmierci krzyżowej?Czy posłuszeństwo Ewangelii oślepia/zniewala/ rozum człowieka?Inni gdy widzą istotę posłuszną,chętnie wsiądą jej na garb i karzą się wozic,chocby dla sportu.Wiele razy byłem takim upartym „głupcem”,który działał w takim kluczu.Robił co mu karzą.Jak rozpoznac kogoś kto mówi do mnie w duchu Ewangelii i byc mu posłusznym?…Pozdrawiam,janusz franus

    #6 baran katolicki
  7. „Inni gdy widzą istotę posłuszną,chętnie wsiądą jej na garb i karzą się wozic,chocby dla sportu”.To prawda.Zaczyna się od podtrącania,brak stanowczej reakcji rozpoczyna rozpasanie które końca nie ma.Do świetnej przecież zabawy przyłączają się inni.Chyba że ubije się takowym przykładnie „pyszczek”.Czy ewangelia pozwala ubijać?

    #7 Ka
  8. „Starajmy się ,aby służyć Panu Bogu z całego serca i z całej woli.Wówczas On da nam więcej niż na to zasługujemy” /Św.O.Pio/
    Poprzez nabożeństwo do Św.O.Pio trafiłam do DN,która jest dla mnie darem łaski,bo daje mi pokój serca i radość z poznawania i rozumienia Słowa.Poprzez znaki jakich doświadczyłam wczoraj na wspólnotowej Eucharystii zrozumiałam własne błędy przeszłości i otrzymałam światło jak wypełniać każdego dnia „wysychające stągwie” w naszych relacjach

    #8 Tereska
  9. Ja mogę Ci tylko Baranku podpowiedzieć -patrz na jego serce-.Ono wazniejsze niż miły uśmiech na twarzy,który czasem opracowany jest.

    #9 Ka
  10. Zaintrygowała mnie postawa Maryi, która dostrzegła, że brakuje wina. Chodzi mi o to „dostrzeżenie” potrzeby drugiego człowieka. Maryja, Ta, która jest Niepokalana, nietknięta grzechem, żyje dla drugiego. Trudno mi żyć „dla kogoś”. To jest po ludzku niewygodne. Ale czuję, że ta spontaniczna interwencja Maryi jest owocem Jej bycia w Bogu. Czyli jakimś probierzem chrześcijaństwa jest dla mnie to, czy ja żyję dla drugiego, dla bliźniego. I tutaj nawet nie chodzi o to, by łaskawie się zgodzić na czyjąś prośbę i pomóc (przy okazji otrzymując wdzięczność), ale właśnie, aby dostrzec czyjś brak bez jego prośby, czyjś problem i dać swoje życie – wyjść ze swojego bezpiecznego świata, stabilizacji. Maryja przecież mówi tylko 2 zdania, jest jakby w cieniu, a nie na świeczniku i chwałę otrzymuje Chrystus! Ona jest w tej funkcji służenia Synowi, aby objawiła się Jego chwała. Gdzieś tutaj echem odbijają mi się słowa Ks. Biskupa usłyszane w Radiu Podlasie przy okazji opłatka, aby „łaknąć dobra bliźniego”. Maryja była pełna tego „łaknienia” i wprowadzała to w czyn. Dziękuję za to rozważanie. Pozdrawiam, życzę wielu łask i odwagi!

    #10 sylwester_cssr
  11. Potrzeba braku…
    czy takie pytanie można też postawić do dzisiejszego drugiego czytania z 1 Kor12,4nn, czy potrzebujemy świadomości braku, by wołać o pomoc i Dary?
    Często wyrzucamy sobie brak wiary, a może chcemy tego nadzwyczajnego daru wiary? A może ten tekst trzeba odczytać jako zaproszenie do dziękczynienia za wszystko i odkrywania Darów? Może trzeba usłyszeć „uczyńcie wszystko, cokolwiek wam powie” po wyliczeniu Darów przez św.Pawła?
    Pozdrawiam

    #11 ze
  12. Mnie intryguje bardziej to że pierwszy cud został wyraźnie sprowokowany przez Najświętszą Bogarodzicę.
    To Ona zwraca się do Pana Jezusa Chrystusa z prośbą o dokonanie cudu.
    Proszę również zauważyć, że pierwsza odpowiedź Zbawiciela jest odmowna. „To nie moja sprawa (…) Mój czas jeszcze nie nadszedł”.
    Matka przenajświętsza prosi dalej, nakazuje zawierzyć swojemu synowi – i całość sprawia wrażenia że pierwszy cud wymusza.
    Jak to mówią – Przez Maryję do Jezusa.

    #12 A.D.
  13. Tak.To ZAPROSZENIE do dziękczynienia.Zaproszenie.

    #13 Ka
  14. Dziękuję za Wasze rozważania, mnie cud w Kanie uświadomił, że to ja jestem sługą (do tej pory nieużytecznym),abym napełniła stągwie wodą, resztą zajmnie się, Pan. Współpraca z Bogiem. Mój czyn i Jego łaska.

    #14 AWM
  15. Dziękuje za to Słowo, napełniło mnie nadzieją, że wszystko czego teraz doświadczam jest dobre. Odczuwam BRAK na każdym polu, jest to dogłębny brak, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Mimo iż mam 'wszystko’, to ten brak nie pozwala się cieszyć w pełni. Jestem w narzeczeństwie, wykonuje pracę o której marzyłam, jestem w trakcie pisania magisterki, wyprowadziłam się od rodziców i mieszkam z siostrami ze wspólnoty, które są mi bliskie. W każdej z tych sfer doskwiera mi BRAK WINA, w każdej. Cierpię z powodu swojej ograniczoności, niewystarczalności, bezsilności, bo nie mam mocy zmienić tego stanu rzeczy. Modlitwa za każdym razem „mnie boli”, bo jakbym traciła cząstkę siebie i dawała Jezusowi do dyspozycji. Mam lęk co On z tą cząstką uczyni. Prawdą jest, że boję się 'gości’, którzy mieliby odkryć to, jak się sprawy mają. Powoli ich wpuszczam, bo pragnę wolności w relacjach, bycia szczerą i prawdziwą. Przestałam sobie radzić, jęcze do Boga codziennie-podtrzymuje mnie cały czas, daje Pokój i prowadzi, widzę to. Słowo o cudzie jest dla mnie Obietnicą, która tylko mnie trzyma przy 'życiu’.

    „Wysławiajcie Pana bo jest Dobry,
    miłosierdzie Jego trwa na wieki”

    Pokój,
    agnieszka CS

    #15 agnieszka CS
  16. Dla mnie ważne jest jeszcze to, że Jezus i Maryja patrzą na sprawy praktyczne, są blisko życia i zauważają problemy. To jest bardzo miłe, kiedy ktoś zauważa mój problem, interesuje się mną. To mi słowo mówi, że Pan także dla mnie nie tylko ma drogę, nie tylko pokazuje jaka mam być. On jest bliski, rozumie maje problemy także te z zawierzeniem Jemu.
    Jezus – Bóg z nami.
    Pozdrawiam

    #16 AnnaK
  17. Odniosę się jeszcze do tego „wyrzekania się niejako naszego protagonizmu bycia panem młodym”. Nie myślę, że jest to zaproszenie do bycia sługą na bankiecie mojego życia, lecz do bycia oblubienicą Pana Młodego, obdarowaną i szczęśliwą.
    Konkretnie oznacza to dla mnie bym nie walczyła o szczęście, sukces, uznanie swoimi możliwościami, nie domagała się go nawet od Pana. Przeciwnie – żebym prosiła o umiejętność czerpania z „innej wody” w mojej sytuacji braku, żebym otwierała się na wiarę i przyjmowała z radością wszystko – przyjęcie tego, co boli już jest „nowym winem”.

    #17 AnnaK
  18. Przyszło mi pełnić szczególną rolę w Kościele świętym,swoiste napełnianie wielkich naczyń służących do oczyszczenia szeregu wiernych w Kościele katolickim.Jako osobie świeckiej Pan Jezus wyznaczył jako na „nosi wodę” i już dzisiaj widzę,ze przyniesiona woda zaczyna stawać się winem.Sprawia mi to olbrzymią radość,gdyż wiem kto dokonał cudu.”Starosta weselny” i inni będący w zarządzie tegoż wesela,jeszcze nie zdają sobie sprawy,że jest to działanie Pana Jezusa,który sprawia,że ludzie pragnący prawdy i sprawiedliwości(także w organach ją reprezentujących)będą mogli nią się cieszyć.Zaś po cudowniej uczcie,z pewnością kadzie posłużą znowu na oczyszczenie z brudu przewrotności wszystkim tym,którzy sadzili,że są panami nie tylko swojego losu,ale również tych,których sobie podporządkowali.
    Serdecznie dziękuję Księdzu Biskupowi za Jego duszpasterskie słowo,które uzmysłowiło mi moją rolę w Kościele Chrystusowym.

    #18 Barbara
  19. Usłyszałam kiedyś takie słowa: ” Bądż sobą i zaakceptuj siebie jaką jesteś…” Dzisiejsze rozważanie dotyczące „braków” prowokuje do przypatrzenia się sobie i dostrzeżenia tych „braków” w sobie,które bolą kiedy się je uświadomi.Widzę tu jedyny ratunek dla siebie, mianowicie: napełnić stągwię swojego braku braku wodą Słowa Bożego i czekać na cud przemiany w wino
    pozdrawiam

    #19 Kaśka
  20. dopowiedzenie do #19
    „Jezus wychodzi naprzeciw tej prośbie. On bowiem przyszedł po to, aby właśnie tam, gdzie człowiek rozpoznaje i odkrywa swoje brak, obdarować człowieka swoim darem i to całkowicie owym, po ludzku nie przewidywalnym. Oto bowiem właśnie odkrycie braku czy niedostatku, stwierdzenie własnej niewystarczalności czy niemożności stają się okazją do zwrócenia się do Jezusa.”

    #20 Kaśka
  21. … Chrystus przypomina mi, że nie jestem sam dla siebie, że moje życie nie jest najważniejszy. Nie chodzi o to, bym zwrócił się przeciw samemu sobie, ale raczej bym nie skupiał się na samym sobie. Dante w swojej Boskiej Komedii o ludziach będących w piekle pisze, że to są ci co „sami sobie świecą sobą”. To jest właśnie piekło: umieścić siebie w centrum hierarchii wartości. Dlatego właśnie Chrystus mówi mi, że nie mogę być jego uczniem gdy nie jestem zdolny dać siebie drugiemu człowiekowi. Prawdziwie staję się człowiekiem, kiedy żyję dla innych, a zwłaszcza, kiedy żyję dla słabszych.Ewangeliczne „mieć w nienawiści siebie samego” nie oznacza więc zachęty do karania czy złego traktowania samego siebie, ale raczej bardzo mocne wezwanie do ofiarowania całego siebie innym z motywu miłości. Oby Pan dał nam tak rozumieć miłość samego siebie, by nie ustało pragnienie bycia darem dla innych.Ważniejsze jest tracenie siebie niż bycie sobą…Pozdrawiam, janusz franus

    #21 baran katolicki
  22. #21 janusz
    „Ważniejsze jest tracenie siebie niż bycie sobą…” dziękuję Ci za te słowa. Trafiają w dziesiątkę!
    🙂

    #22 Zbyszek
  23. #21, #22
    Bez właściwego bycia sobą – oblubienicą nie stracisz siebie – nie łudź się!

    #23 AnnaK
  24. #23 AnnaK
    No właśnie!W codziennym życiu w domu, w pracy przecież dokładamy wszelkich wysiłków by „być sobą”.Ja w każdym razie w sobie widzę taką trwałą postawę.Zgadzam się z AnnąK że gdybym postrzegał siebie jako żyjącego dla innych -łudził bym się.
    Dopiero gdy stanę przed drugim człowiekiem z taka prawdą o sobie, mogę ze zgrzytem , wysiłkiem, przekroczeniem siebie pozwolić, aby Bóg w tej konkretnej sytuacji wbrew mnie ofiarowywał mnie drugiemu ( żonie, dziecku, pracownikowi czy pracodawcy).To jest takie życie w napięciu ale twórczym napięciu opartym na nadziei (a może pewności) obietnicy zbawienia-całkowitego po śmierci a doświadczanego czasami już teraz.
    Dla mnie ważne są właśnie takie drobne może wydarzenia, gdy wiem,że to co zrobiłem nie wynikało z mojej woli, normalnie bym postąpił inaczej, a jednak z radością byłem wtedy dla kogoś nie dla siebie.

    #24 grzegorz
  25. #24 Grzegorzu i Aniu z #23
    zwróciliście uwagę na coś bardzo ważnego, może nawet dla mnie przełomowego, choć jeszcze dla mnie nie zbyt jasnym. Czy możecie podzielić się jakimiś przykładami takiego stawania przed drugim z prawdą o sobie?

    #25 Zbyszek
  26. …#23,AnnaK…
    Nie mogę być pełny, syty sobą i mieć w sobie Ducha Jezusa Chrystusa. Muszę się zgodzić na to, że mogę coś stracić, i dopiero wtedy może być we mnie Duch Boży… Dzięki temu odkrywam, że to wszystko, co jest jakimś traceniem, doznaniem krzywdy, wykorzystaniem mnie, zabieraniem mi czegoś, co mi się wydaje potrzebne (fizycznie, materialnie, psychicznie czy duchowo), jest dla mnie okazją prawdziwego zysku, bycia obdarowanym takim darem, którego od nikogo innego nie mógłbym otrzymać.
    Jeśli tak myślę, to znaczy, że wszedł we mnie Duch Jezusa Chrystusa… pragnę iść za takim myśleniem…
    Pozdrawiam,
    janusz franus

    #26 baran katolicki
  27. Zbyszku,
    Istnieją dwie firmy mające pewną część Klientów wspólnych. Sprzedają ten sam asortyment. Z jednej strony współpracujemy ze soba w dziedzinie zakupów, z drugiej strony konkurujemy na rynku. Wzmacniamy sie nawzajem, a z drugiej konkurujemy. Współpracujemy pomagając sobie nawzajem i odbieramy sobie wzajemnie obrót.
    Przed podjęciem współpracy myśleliśmy o jej założeniach, podstawach. Zaproponowałem zamiast umowy, paragrafów itp. deklarację przyjaźni. Oznacza ona, że druga strona może mnie skrzywdzić, a ja się na nią nie obrażę. Będę jej dobrze życzył. Deklaruję to już na wstępie, zanim to sie zdarzy. A zdarzy sie na pewno. Wyobraź sobie, ile staje przed nami szans! I każde rozwiązanie sporu jest bardzo dobre. Tak pracujemy od kilku lat.

    #27 grzegorz
  28. Zbyszku,
    Grzegorz to ładnie napisał w #24, a ja myślę przede wszystkim o tym, że bycie dla drugiego jest związane z wchodzeniem do grobu, przyjmowaniem lub robieniem tego, czego ja na pewno nie chcę, co mnie nawet niszczy. Wtedy na pewno kocham drugiego, nie siebie i jest to możliwe gdy mam w sobie życie od Jezusa. A ono pochodzi z wiary, która rodzi się ze słuchania. Dlatego tak cenne jest głoszenie w Kościele np. przez katechistów DN kerygmatu, ogłaszania miłości Boga.
    Pozdrawiam

    #28 AnnaK

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php