Do Ewangelii wtorku 1. tyg. Adwentu

by bp Zbigniew Kiernikowski

W Ewangelii czytanej we wtorek 1. Tygodnia Adwentu słyszymy słowa, które wypowiedział „ziemski” Jezus krótko po tym, gdy postanowił podjąć drogę do Jerozolimy. Szedł tam jako człowiek prowadzony mocą Ducha Bożego; szedł, by właśnie w Jerozolimie, w wydarzeniach mających tam nastąpić, okazać się „pełnym mocy Synem Bożym według Ducha Świętości przez powstanie z martwych” (Rz 1,4). Najpierw jednak czekała Go śmierć, czyli dopełnienie tego, co ziemskie w człowieku. On Bóg Człowiek, przyjąwszy na siebie to wszystko, co jest związane z ziemskim życiem człowieka, szedł do Jerozolimy, gdzie miał być odrzucony i skazany na śmierć krzyżową.

Słowa:

Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi,
a objawiłeś je prostaczkom

wypowiedział Jezus bezpośrednio po tym, gdy wracający z rozesłania uczniowie radowali się, że nawet złe duchy im się poddawały, gdy szli w Jego Imię, w oparciu o Jego moc i w posłuszeństwie Jego słowu. Oni cieszyli się z tego, czego doświadczyli, On zaś oznajmił im, że widział szatana spadającego z nieba jak błyskawica. W takiej atmosferze tryumfu, świętowania zwycięstwa łatwo można wpaść w samozadowolenie czy poczuć się mocnym, wielkim. On jednak, będąc w drodze do Jerozolimy, czyli na drodze uniżenia, wznosi swoje rozradowanie w Duchu Świętym do Ojca. Ojciec bowiem daje Mu moc kroczenia drogą uniżenia.

Jezus utożsamia się z uniżonymi, z doświadczonymi brzemieniem i ciężarem życia oraz jarzmem zniewolenia wynikającego z grzechu. Pośród ludzi i dla ludzi, zwiedzionych pokusą wielkości, otwiera drogę do Ojca, drogę usynowienia, drogę prawdziwego przeżywania człowieczeństwa, to znaczy przezwyciężania go w prostocie i pokorze poddania się Bogu Ojcu, w przyjęciu własnego krzyża.

Zawsze, kiedy uczeń Jezusa wchodzi na Jego drogę, czyli drogę uniżenia, pokory, niebronienia siebie, szatan traci grunt pod nogami i spada ze „swojego nieba”. Nie stanie się to natomiast wtedy, gdy ktoś chce sobie przypisać zwycięstwo i tryumfować nad innymi.

Przedziwna to i wielka tajemnica: być tak mocnym, żeby móc być słabym przed drugim człowiekiem, żeby wejść w prostotę i uniżenie; być tak wielkim, żeby mieć moc przeżycia uniżenia i upokorzenia; mieć taką wiarę, że życie jest darem, żeby móc oddać i poświęcić swoje życie.

Jest to tajemnica zakryta przed ludźmi mądrymi po swojemu i roztropnymi w kategoriach swojego własnego interesu, dostępna natomiast dla tych, którzy idą drogą Jezusa. To Ojciec objawia tę mądrość i moc swoim przybranym dzieciom przez swojego uniżonego Syna. Gdy ludzie odkrywają, jacy są sami z siebie, mogą poznać, jak Ojciec – przez Syna i w Synu – przyjmuje ich i kocha jako swoje dzieci. Szczęśliwe oczy, które to widzą, i uszy, które to słyszą.

Aby móc to widzieć i słyszeć nie można dać się uwieść blaskom i propozycjom tego świata, księcia tego świata. Potrzebujemy patrzenia na krzyż Jezusa, abyśmy postrzegali siebie i wszystko, co nas otacza, przez pryzmat Jego mocy bycia uniżonym. Tylko tak można siebie odnaleźć w upodobaniu Ojca i w prawdzie człowieczeństwa.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

2 komentarze

  1. Ta tajemnica to szczególne wyposażenie Boże.
    I nikt mi nie wmówi /patrząc na działania ludzkie/, że jest inaczej.
    Ta moc to wspomagająca człowieka Moc /iskry, rysu?/ Bożego Ducha.

    #1 Ka
  2. „W takiej atmosferze tryumfu, świętowania zwycięstwa łatwo można wpaść w samozadowolenie czy poczuć się mocnym, wielkim.”
    Mam skłonność do pychy i brakuje mi prostoty.
    Ale ma szczęście, gdy tylko zaczynam popadać w samozadowolenie, zaraz Pan Bóg daje mi sytuacje, które pokazują mi prawdę o mnie i pozwalają mi wchodzić w uniżenie.
    Pan Bóg jest bardzo dobry dla mnie. 🙂

    #2 basa

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php