Mój temat w KRP: Neokatechumenat (091201)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W nawiązaniu do rozmów i dyskusji na temat Neokatechumenatu, jakie miały miejsce w audycji wieczornej „Rozmowy o życiu” we wtorek 1 grudnia 2009 roku otwieram ten wpis i zapraszam do dalszych rozmów na ten temat.

 

(NB. Może to będzie taki cykl: Mój temat w KRP  w odniesiniu do różnych tematów, które poruszamy w cyklu „Rozmowy o życiu”).

 

Chodzi o rzeczowe rozmowy na ten temat (mam nadzieję, że będą także inne), który jest aktualny i wzbudza sporo kontrowersji szczególne z względu na brak zrozumienia i znajomości zarówno samej rzeczywistości Drogi jak i też naglącej potrzeby inicjacji chrześcijańskiej i w ogóle katechezy dorosłych oraz samej tożsamości Kościoła i misji tegoż Kościoła we współczesnym świecie.

Nie przedstawiam teraz i tutaj na nowo zasadniczych wiadomości na temat Drogi Neokatechumenalnej. Odsyłam natomiast m.in. do wpisów ze stycznia 2009 roku opublikowanych na tym blogu.

 

Umieszczam zaś świadectwo Księdza Stanisława Łucarza SJ, o którym m.in. była mowa podczas wspomnianej audycji w KRP. Swiadectwo jest umieszczone na portalu Opoka. Zapraszym do lektury i do dalszych rozmów.

Bp ZbK

 

Ksiądz w Neokatechumenacie

To było dla mnie wielkie odkrycie, że ludzie świeccy, żyjący w małżeństwach czy samotnie, potrafią tak przekonywująco i z takim duchem głosić Ewangelię. Ten odklerykalizowany sposób głoszenia Słowa urzekł mnie najbardziej i przekonał do wejścia na Drogę Neokatechumenalną. Świeccy bowiem mówili ciekawiej.

Do Neokatechumenatu zachęcili mnie i wprowadzili moi współbracia jezuici. Pierwszym z nich był o. Lech Rynkiewicz SJ (pracujący w Radiu Watykańskim), który jeszcze w czasach mojego nowicjatu, pod koniec lat siedemdziesiątych, nauczył nas, nowicjuszy, paru pieśni neokatechumenalnych, które wtedy bardzo mi przypadły do gustu. Drugim współbratem, którego wpływ okazał się decydujący, był o. Alfred Cholewiński SJ, profesor biblistyki (m.in. w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie), pierwszy Polak, który wszedł na Drogę Neokatechumanelną, a potem przeszczepił ją do Polski. To on, wiosną 1983 r., zaprosił mnie na katechezy neokatechumenalne głoszone w Krakowie. Byłem wówczas klerykiem studiującym filozofię. Muszę przyznać, że pierwszym moim celem było wtedy poznanie jeszcze kilku z tych pieśni, które swego czasu tak się mi podobały… Szybko jednak przekonałem się, że Neokatechumenat to coś o wiele więcej niż ładne pieśni.

Pierwszą rzeczą, która mnie niesamowicie zaskoczyła, był fakt, że katechezy głosili przede wszystkim ludzie świeccy, i że robili to tak dobrze, iż ja, który miałem za sobą dziesiątki a może i setki godzin wysłuchanych wykładów i konferencji z duchowości, słuchałem ich z niezwykłym zainteresowaniem. Mówili innym językiem niż moi ojcowie duchowni czy wykładowcy. „Wysuszony” przez intelektualizm studiów filozoficznych chłonąłem ich słowa niczym gąbka. To było dla mnie wielkie odkrycie, że ludzie świeccy, żyjący w małżeństwach czy samotnie, potrafią tak przekonywująco i z takim duchem głosić Ewangelię. Myślę, że ten właśnie, odklerykalizowany sposób głoszenia Słowa, urzekł mnie najbardziej i przekonał do wejścia na Drogę Neokatechumenalną.

Wolny od przymusu bycia wzorem

Jak to jest być księdzem w Neokatechumenacie? To doświadczenie liczy sobie u mnie już ponad piętnaście lat. Jest piękne, ale i trudne. Piękne, bo poprzez wspólnotę rzeczywiście doświadcza się Kościoła jako oblubienicy, wchodzi się w bardzo osobistą i osobową relację z konkretną wspólnotą. Nie jest to grono ludzi, które można sobie dobrać według własnego upodobania — jest po prostu dane; a z drugiej strony jest ono na tyle nieliczne (ok. czterdziestu osób), że nie da się wybierać jednych, a wykluczać innych.

Prezbiter — bo tak, zgodnie ze starochrześcijańskim nazewnictwem, określa się księdza w Neokatechumenacie — jest bratem we wspólnocie. Mówi się więc do niego per „ty”. To usuwa dystans związany w rolą księdza, utrwalony w polskiej mentalności, daje mocne poczucie akceptacji i umożliwia żywe reakcje na wszystko, co się mówi i czyni; reakcje pozytywne w sensie pochwał, jak i ostrej krytyki. Księdzu bardzo ciężko jest zdjąć z siebie ciężar powinności bycia wzorem do naśladowania dla świeckich. Mnie ten ciężar pomogła zdjąć właśnie wspólnota. Doświadczyłem, że bardziej mnie kochają i potrzebują takiego, jaki jestem, niż takiego, jakim według ogólnie przyjętych standardów powinienem być. To uwalnia, umożliwia prawdziwy rozwój bez świadomego czy podświadomego aktorstwa.

To zbratanie ze świeckimi wiąże się z bardzo mocną i często podkreślaną Neokatechumenacie świadomością, że prezbiter sprawujący Eucharystię, sakrament pokuty czy przewodniczący Liturgii Słowa działa in persona Christi. Grzesznik jak inni i wybrany zarazem, działający in persona Christi — to misterium, z którym sam prezbiter i wspólnota uczą się żyć na co dzień. To tajemnica powołania, rodząca z jednej strony w księdzu napięcie pomiędzy własną zwyczajnością i słabością a niezwykłością wybrania, a z drugiej, wśród świeckich w duszpasterstwie tradycyjnym przynosząca czasami zgorszenie, kiedy ta zwyczajność i słabość mocniej się ujawnią. We wspólnocie natomiast sytuacje takie stają się okazją do żywego doświadczenia, jak Bóg jest mocny w ludzkiej słabości. Sam byłem świadkiem, jak wspólnoty modliły się (nie wyłączając nocnych czuwań) za swoich prezbiterów, którzy popadli w tarapaty i to takie, jakimi ludzie powszechnie się gorszą.

Kapłan poszukiwany

Jest jednak i druga, trudna strona bycia prezbiterem we wspólnocie, wynika to z oczekiwań oblubienicy, a są one wysokie. Nie tyle chodzi o oczekiwania moralne, ile czasowe — wspólnota zawsze chce mieć swego prezbitera. Nie jest prawdą, że doskonale sobie radzi bez prezbiterów — jest dokładnie przeciwnie. Są takie okresy w ciągu roku, że — gdybym się nie bronił — nie miałbym ani jednego wieczoru wolnego. Ciągle byłbym w tej czy innej wspólnocie: już to jako brat, już to jako prezbiter albo jako katechista innych wspólnot.

Każda ekipa katechistów, prowadząca katechezy czy dalsze etapy formacji, ma swojego prezbitera, inaczej nie może działać. Do absolutnie wyjątkowych należą sytuacje, kiedy brakuje kapłana, a wynikają one zawsze z nieprzewidzianych sytuacji losowych. Prezbiter spełnia bowiem, oprócz funkcji liturgicznej, jeszcze inną, bardzo ważną rolę: jest gwarantem prawowierności tego, co jest głoszone bądź dokonywane. Owszem, jest prawdą, że znakomitą większość katechez i rozmów z braćmi prowadzą świeccy katechiści, ale prezbiter w każdym momencie ma prawo do interwencji, jeśli tylko uzna, że coś jest niezgodne z nauką Kościoła. Są też katechezy, które tradycyjnie głosi prezbiter.

Zdarzają się, niestety, także takie wspólnoty, które przez pewien, niekiedy nawet dłuższy czas, zmuszone są obyć się bez swego prezbitera. Jako katechista prowadzący i takie wspólnoty dobrze wiem, jak one cierpią i co robią, aby pozyskać księdza. Nierzadko jest to niekończące się proszenie znanych i nieznanych kapłanów o choćby jednorazową posługę. Doświadczenie wskazuje, że wspólnoty bez prezbitera wcześniej czy później zaczynają tracić członków, a czasem nawet się rozpadają. Przyczyny są jasne i wynikają z samej natury Kościoła: wspólnota chrześcijańska, która żywi się Słowem Bożym i Eucharystią, nie może pozostać sobą bez żywego związku z Kościołem hierarchicznym. Owszem, charyzmat i hierarchia zawsze pozostają w pewnym napięciu, lecz bez tego napięcia nie ma duchowego rozwoju.

Z brakiem prezbiterów borykają się nie tylko polskie Wspólnoty Neokatechumenalne, te problemy występują również w innych krajach. Szczególnym problemem jest potrzeba prezbiterów do tzw. ekip katechistów wędrownych, którzy opuszczają stałe miejsca zamieszkania i udają się niekiedy na odległe kontynenty, aby tam swoim życiem i słowem głosić Ewangelię. Żeby zapewnić im odpowiednio przygotowanych prezbiterów, powstały na gruncie Neokatechumenatu diecezjalne seminaria „Redemptoris Mater”. W sumie, rozsianych po świecie, jest ich już ponad pięćdziesiąt. Podlegają miejscowym biskupom i, oprócz uformowania prezbiterów dla ekip katechistów wędrownych, mają na celu także ubogacenie miejscowych diecezji, często cierpiących na brak księży. Tak więc Wspólnoty Neokatechumenalne nie tylko potrzebują księży, ale i dają ich Kościołowi.

 

Dźwiękowy zapis audycji: http://archiwum.radiopodlasie.pl/?p=2263

 

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

93 komentarze

  1. Możliwe byłoby podwieszenie pliku z nagraną audycją? Słuchanie bardzo ubogaca

    #1 Zbyszek
  2. Biskupi tez moga bladzic. Kim jest dla ks. biskupa Kiko Arguello Prorokiem? Rodziny z dziecmi nie powinny wyjezdzac na misje. Katechezy nie byly zatwierdzone przez konregacje doktryny wiary. Smieszni sa prezbiterzy tancujacy za oltarzem.

    #2 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  3. Szczczęść Boże! Pozdrawiam i dużo zdrowia życzę idąc na poważną operację ksiądz zaproponował mi namaszcze chorych pomyślałam szykuje mnie na śmierć której się nigdy nie bałam zgodziłam się wszyscy dziwili się dlaczego jestem taka spokojna odkryłam że sprawił pan Bóg jak bardzo odmieniło to moje życie krysia

    #3 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  4. A czy w diecezji Drohiczynskiej jest Neokatechumenat? Okolice Sokolowa.

    #4 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  5. Okropna audycja. Propaganda. Droge popieral biskup mason Hannibale Bugninii

    #5 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  6. Dlaczego ludziom z drogi rozdaje siè komunie przed oto baranek…tak jak koncelebrujåcym ksièzòm skoro w statucie jest mowa o komunii tak jak mszale.

    #6 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  7. Czy mozna tak powiedziec ze nie kazdy ma powolanie do Neokatechumenatu, osobiscie wole zamkniete rekolekcje .Szczesc Boze Regina

    #7 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  8. Kiedys spotkalam sie z twierdzeniem, ze w nauczaniu Neokatechumenatu sa bledy dogmatyczne. Czy to prawda? I o co toczy sie spor?

    #8 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  9. Ja się chciałem dowiedzieć – jeśli można – jaka jest według biskupa i gości recepcja neokatechumenatu w naszej diecezji. Jeszcze kilka lat temu gdy bp Kiernikowski przychodził do diecezji i zaczynał o tym mówić, patrzono na to – powiedzmy delikatnie – dość ostrożnie. Pamiętam nawet rozmowę z księdzem, który podśmiewał się z tego typu duszpasterstwa. Jak to jest teraz?? Jestem teraz w Lublinie i jak dostrzegam z obserwacji wspólnoty neokatechumenalne działają tu bardzo prężnie. Sam nawet byłem na kilku takich katechezach. No i okazało się, że ci ludzi nawet z sensem mówią. Niektórzy nawet mądrzej niż księża na kazaniach. Niestety z braku czasu porzucilem je

    #9 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  10. Księża boją się tez prawdy o sobie.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂 Jeżeli z otwartym sercem
    słucha się słowa ono odziera ze wszystkich masek 🙂 Bożena

    #10 Słuchacze z audycji 01.12.2009
  11. Muszę się przyznać, że mam już alergię na określanie Ks. Biskupa biskupem neokatechumenatnym, albo, ze Ks Biskup bardzo popiera Drogę a inne wspólnoty nie.
    Niedawno była u nas znajoma Rodziców i gdy ktoś wspomniał o Ks. Biskupie ona od razu przeszła na temat neokatechumenatu, jakby Ks. Biskup zajmował się tylko tym. Ale przy okazji miałam możliwość „wyprostować” parę jej błędnych poglądów o Drodze.
    Droga moim zdaniem nie jest dla wszystkich. Bóg powołuje na nią niektórych. Powołuje w pewnym celu. I wcale to nie świadczy, że te osoby są lepsze, wierzą lepiej.
    Przy czym ja sama nie wiem, teraz już całkiem nie wiem, czy ja jestem powołana na stałę i tą Drogę skończę. Miałam pewną próbę, po której czuję wyraźnie: Dzisiaj jestem we wspólnocie, jutro może się okazać, że mam odejść. I tyle…
    I myślę, ze niektórzy mylą Drogę z Bogiem. Nie miałam czasu na Drogę=nie miałam czasu dla Boga. Myślę, ze to nie jest równoznaczne i Boga można znaleźć gdzie indziej. I czas dla Niego można mieć zawsze.
    Jednak zachęcam wszystkich do osobistego zapoznania się z Drogą. Myślę, ze trzeba zobaczyc samemu, co to jest i na czym to polega, oraz samodzielnie wyciągnąc wnioski.
    W wolności, jak to zawsze powtarza Ks. Biskup

    #11 basa
  12. Chcę się odnieść tylko do jednego zarzutu słuchaczy że rodziny z dziećmi nie powinny jechać na misje. Czy dlatego że to tym dzieciom zaszkodzi? Bo rodzice powinni zapewnić dzieciom jak najwygodniejsze życie, najlepszą edukację, wszelkie dobra materialne? A co z ich rozwojem duchowym? Umiejętnością radzenia sobie z trudnościami? Rodziny w misji w bardzo mocny sposób przekazują wiarę swym dzieciom. Właściwie trzeba te dzieci pytać co dało im to doświadczenie. Ja jestem przekonana że ogromne bogactwo wiary, a to jest najcenniejszym posagiem dziecka chrześcijańskich rodziców. Trzeba się na prawdę przyjrzeć jak przekazujemy wiarę naszym dzieciom. Przekaz wiary jest jednym z najważniejszych owoców Drogi Neokatechumenalnej obok tego że jest komu ją przekazywać (jest otwarcie na życie, rodziny wielodzietne).
    Alicja

    #12 Alicja
  13. Na katechezy neokatechumenalne trafiłam przypadkowo i już od pierwszej, zasłuchałam się w podawane z mocą treści. Była to swoista egzegeza wiary. Doświadczyłam czegoś wyjątkowego – wyjście od wiary pierwotnej, przez wybrane wydarzenia ze Starego Testamentu i odnoszenie tych treści do własnego życia oraz ta niesamowita logika Bożego zbawienia człowieka przez swego Syna Jezusa Chrystusa.
    Zapowiedż przyjścia Mesjasza w Starym Testamencie wypełnia się w Nowym Słowie – ta spójność Biblii jest zachwycająca. Można się tak zachwycic tą Prawdą przekazywaną przez katechistów, że czuje się powiew czegoś nowego w chrześcijaństwie, a mianowicie wzbudza się pragnienie życia Słowem, miłością do ludzi. Moje przekonanie jest takie, że solo , na własnąrękę, nie byłabym w stanie zrozumieć najpierw samej siebie i co jest wokół mnie, w takim stopniu, jak jest to możliwe we wspólnocie ,do której należę.
    Na katechezach miałam mnóstwo pytań. Powiedziano mi abym najpierw z uwagą słuchała i modliła się do Ducha Św. o światło. W miarę słuchania wszystkich katechez wzrastało przekonanie, to jest to, co może uratować również mnie przed marazmem, bylejakością , chodzeniem na skróty i narzekaniem,że w Kościele też sa niewierzący chodż praktykujący. Wspólnota neokatechumenalna pozwala mi na staniecie w prawdzie w świetle Słowa, wobec braci ze wspólnoty, którzy mogą mówić niewygodne dla mnie treści, a ja mam przyjąć je w pokorze i uczyć się wzajemnego wybaczania. Wszyscy zobowiązani jesteśmy stawać w prawdzie wobec Słowa
    Swiętość odprawianej Eucharystii w wieczerniku jest przeżywana szczególnie mocno bo jest pod dwiema postaciami. W ciszy wsłuchujemy sie w wewnetrzne echo słyszanego wcześniej Słowa.
    Na Drodze jesteśmy powoływani do dawania świadectwa swoim życiem i zachowaniem tam, gdzie będziemy posłani. Droga ma swoje etapy gdzie łaska Boża dotyka coraz mocniej o ile stajemy w pokorze.
    Nie uwazamy sie za leprzych od innych ale za tych, którzy ucza sie rpozpoznawac swoje grzechy i mimo grzesznej natury czlowieka, pragniemy służyć i jednoczyć sie z Synem Boga,Jezusem , Panem naszym przez m.inn przyjmowanie Bożego planu na nasze życie i umiejetne odczytywanie tego co jest zamysłem Boga.
    Przekazywanie wiary we wlasnej rodzinie i przez to dawanie świadectwa innym, wydaje mi się moim powolaniem na chwilę obecną.
    Serdecznie pozdrawiam

    #13 kaśka
  14. To co robi Ks. Biskup w naszej Diecezji jest godne ze wszech miar uwagi, zainteresowania, przemyślenia i włączenia się w to epokowe / tak uważam/ dzieło.Bogu niech będą dzięki za Ciebie Księże Biskupie!!!
    Inicjacja chrześcijańska jest w obecnych czasach koniecznością, wobec dechrystianizacji , desakralizacji i dehumanizacji
    Obserwuje się brak posłuszeństwa tak dzieci w rodzinach, jak i niektórych księży wobec hierarchii kościelnej.
    Szerząca się rozwiązłość tego świata w każdej dziedzinie, daje również takie „owoce” wśród ludzi uważających się za chrześcijan katolików, jak obojętność, tolerancja zła, depresje,zwątpienie ,odchodzenie od kościoła tych,którzy utracili wiarę w sens praktyk kościelnych jak i szerzące się krytykanctwo bez próby zrozumienia racji autorytetów Kościoła. Jak bardzo potrzeba odnowy Kościoła,który i my tworzymy, zmiany mentalności samych chrześcijan katolików ,by potrafili odczytywać swoje powołanie jako chrześcijańską odpowiedzialność i zacząć traktować wiarę swoją na serio dając świadectwa swoim życiem.
    Wydaje mi się, że wspólnoty przykościelne , dobrze prowadzone są szansą na taką odnowę. Uważam też, ze swoich doświadczeń,że wspólnoty neokatechumenalne, to najskuteczniejsze narzędzie Pana Boga do procesu nawracania się każdego wierzącego i niewierzacego, katolika, czy innowiercy nawracajacego sie, nawet i
    bardziej lub mniej pobożnych księży czy osób konsekrowanych. Jest ta wspólnota dla każdego człowieka pragnącego wejść w proces nawracania się .
    Neokatechumenat jest niedoceniony i fałszywie krytykowany.
    Każda wspólnota jest dobra jeśli prowadzi do krztałtowania postawy pokornej, służebnej, opartej na Słowie Bożym. Tak zrozumiałam to,co mówił o tym Ks. Biskup.
    Gdzie podziały się nasze autorytety? Każda dyscyplina naukowa ma swoje niepodważalne autorytety. Jak jesteśmy posłuszni naszym autorytetom w kwestii wiary? Czy mamy takie autorytety? Ja mam i posłuszeństwo im jest podstawą dla mnie, do wychodzenia z własnego błędnego myślenia.
    Pozdrawiam

    #14 Zofia
  15. Dopowiedzenie!!!
    Najwyższym autorytetem dla wszystkich chrześcijan jest Jezus Chrystus , który oświeca nas Słowem przez Ducha Swiętego ale …autorytety Kościoła są niezbędne by nie popaść w schizmę.

    #15 Zofia
  16. Jestem początkującą na Drodze i muszę powiedzieć ,że bardzo żałuję ,że tak długo do niej dojrzewałam .To jest tak potrzebne jak chleb powszedni ,nie tylko dla wiernych ale i dla Kaplanów

    #16 Tereska
  17. Ad #14 i 15.Dziękuję Ci Zofio za tę wypowiedź,z Twoimi argumentami zgadzam się całkowicie.Trzeba nam wszystkim żyć w jakiejś wspólnocie chrześcijańskiej i opierać swe życie na Chrystusie,który jest dla nas jedyną drogą wiodącą do Jego królestwa,czyli naszego zbawienia.Zaś zagłębiania się w słowo Boże głoszone na katechezach DN prowadzi i umacnia,czego doświadczyłam podczas różnych spotkań grup ewangelizacyjnych.Bez nich nie wyobrażam sobie rozwoju mojego życia wiarą,które ciągle potrzebuje umocnienia we wspólnocie ludzi wierzących.Tego też potrzebują ludzie poszukujący sensu życia,które mogą znaleźć właśnie w takiej wspólnocie,znaleźć relację do Chrystusa,który rozświetli ich ścieżki życiowe,pokaże wyjście z różnych trudnych sytuacji,da swoją miłość.

    #17 Barbara
  18. Byłem na DN w jednej z parafii siedleckich prawie trzy lata i już prawie trzy lata jak wystąpiłem z drogi.Przyczyną było brak akceptacji poczynań uczetników naszej wspólnoty oraz nie mogłem pogodzić się z całkowitym poddaniu się woli katechistów.Wg. mnie DN jest wsólnotą wodzowską,członek nic praktycznie nie ma do powiedzenia jak tylko wypełniać to o czym mówią katechiści,a jeżeli ma na jakiś temat inne zdanie to natychmiast mu się przypomia o posłuszeństwie i pokorze.

    #18 jot.l
  19. Powiedz mi Basiu, dlaczego trzeba żyć w „jakiejś”wspólnocie chrześcijańskiej? Nie może mi wystarczyć Kościół? Uczono mnie, że w nim są wszystkie środki potrzebne do zbawienia, ale może mylono się do tej pory. Dzisiaj Kościół zachęca do udziału w swoim życiu, ale nie tylko poprzez konkretne jakieś wspólnoty, ale np. poprzez życie parafialne. I to może już wystarczyć. Ale tylko zachęca, a nie nakazuje. Więc nie „trzeba”, ale „można”. Znani są święci z XX wieku (np. bł. Karol, założyciel Małych Braci i Sióstr Jezusa), którzy nie żyli w żadnej wspólnocie, ale mieli odniesienie do całego Kościoła. Byli gorsi?
    Jot.l nie wystawiaj się, bo zapewne będziesz zlinczowana przez niektórych 🙂
    Pozdr

    #19 mikado
  20. Dopowiadając przypominam słowa Benedykta XVI z 10 stycznia na audiencji dla neokatechumenatu: „Droga Neokatechumenalna wpisuje się w tę kościelną misję jako jedna z wielu form nowej ewangelizacji, wzbudzonych przez Ducha Świętego po Soborze Watykańskim II”. Jedna z wielu równych chyba sobie…

    #20 mikado
  21. #19 i #20 mikado,
    zgadzam się z Tobą, że wspólnot jest wiele (poczynając od parafialnych) i pomagają one w zbawieniu na równi z neokatechumenatem. Jednak trzeba być w jakiejś wspólnocie. I kluczowe to jest słowo „być”, nie odwiedzać od czasu do czasu, tylko w nich żywo uczestniczyć.

    PS
    Nie linczuj innych za niezgadzanie się z Jot.l :). Swoją drogą i to jest potrzebne jako lekcja pokory – zarówno dla Jot.l jak i dla potencjalnych krytyków

    #21 Zbyszek
  22. …po czym poznać wspólnotę chrześcijańską??? janusz franus

    #22 baran katolicki
  23. Zbyszek, dziękuję, że mnie nie linczujesz :). Ale mam pytanie do ciebie: jeśli jest człowiek chory i nie może chodzić do kościoła, ale modli się za parafię i łączy swoje cierpienia ze wspólnotą, a jego kontakt fizyczny z parafią to tylko odwiedziny chorych, to „żywo w niej uczestniczy”, czy też „odwiedza od czasu do czasu”? Czy „żywe uczestnictwo” to tylko bycie fizyczne, czy też nie?
    Pozdr

    #23 mikado
  24. mikado, po pierwsze: proszę Cię uprzejmie, czasem od linczów się powstrzymuję 🙂 . Po drugie: wydaje mi się, że problem jest w sercu, nie w nogach. Można być na Mszy ciałem, a duchem gdzie indziej. Można być ciałem w łóżku, a duchem – z Chrystusem. W końcu setnik powiedział: „Powiedz tylko słowo”. Ale to są sytuacje raczej (choć boję się przesądzać) wyjątkowe. Potrzebny nam jest kontakt z drugim człowiekiem, ze wspólnotą. Nie zastąpi go nawet takie medium jak internet. Trzeba się spotkać. Wtedy i Słowo nabiera innego znaczenia, głębszego.

    #24 Zbyszek
  25. Powiedzcie mi, z czego Waszym zdaniem wynika tak wysoki poziom agresji wobec DN?
    Nie wiem może o neokatuchemenacie zbyt wiele, ale nie pojmuję, czemu zamiast obojetności wynikajacej ze zwykłej ludzkiej niewiedzy, pojawia się zwykła prymitywna nienawiść w stosunku do jednej z tysięcy wspólnot. Na dodatek te emocje nie przychodzą spoza Kościoła, one wypływają z jego wnętrza.
    Nawet Opus Dei nie wywołuje takich reakcji; ba mam wrażenie nawet, że po głupstwach Browna OD zyskało sporą sympatię.
    Pytam, bo moim zdaniem wspólnota naszego kościoła cierpi nie tylko ze względu na negatywne emocje w stosunku do DN. Nienawiść i zawiść zatruwa wzajemne relacje. Niepojęte, że te emocje wypłwywają również od osób, które chwilę później pośredniczą pomiędzy ziemią a niebem.

    #25 KL
  26. Ad #25 KL
    Ten komentarz i stawiane pytania to strzał w dziesiątkę, który wszystkim coś powinien uświadomić.
    Dziękuję KL!
    Wszystkich proszę o refleksję!
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #26 bp Zbigniew Kiernikowski
  27. mikado
    Dzięki za poruszenie tego tematu.Mówiąc o wspólnotach, jakkolwiek by je rozumieć dotykasz trudnego tematu dla wielu osób.Przez wiele lat był to mój osobisty problem (trochę jeszcze jest)i rozumiem jak ciężko jest otwierać sie na drugiego czyli tworzyć relację,tworzyć wspólnotę.
    Większość z nas na pewno ma jakieś grono przyjaciół z którymi się spotyka, wyjeżdża na wakacje, impezuje itp.To jest przecież pewna wspólnota. W tego typu kręgach znajomych, przyjaciół spoiwem , tym co przyciąga nas do siebie jest wzajemne zaspokajanie jakichś potrzeb, posiadanie wspólnych zainteresowań itp.Jeśli ja tobie odpowiadam a ty mi, staramy się być dla siebie mili, robić sobie wzajemnie przysługi, być lojalni.Jeśli natomiast coś zaczyna się psuć, ktoś mi nieodpowiada z powodów intelektualnych, poziomu materialnego, innego postrzegania świata, odmiennych zainteresowań oddalam się od takiego człowieka, nie mam ochoty utrzymywać z nim kontaktu.
    Wspólnota chrześcijańska budowana jest natomiast na odmiennej zasadzie.Spoiwem jest chęć otwierania się na drugiego człowieka niezależnie od tych wszystkich czynników wymienionych powyżej.Więcej nawet.Chrześcijanin stara się nieomijać nawet tych, którzy go uwierają swoją odrębnością.Jest to trudne czy wręcz niemożliwe bez procesu wprowadzania(katechumenatu) w prawdę Dobrej Nowiny: możesz umrzeć i żyć ( musisz umrzeć aby żyć!).
    Zdecydowanie łatwiej tworzyć pierwszą wspólnotę niż drugą.Uważam,mam takie doświadczenia w mojej parafii,że wielu parafian nie jest zdolnych do tworzenia wspólnoty chrześcijańskiej gdyż nie przeszli w ogóle katechumenatu.Jeśli jest potrzeba spotkania rodziców dzieci pierwszokomunijnych lub przystępujących do sakramentu bierzmowania aby omówić szczegóły organizacyjne-przychodza prawie wszyscy.Jeśli proponujemy „przy okazji” katechezy wykraczające ponad to co rodzic czuje jako obowiązek,wielu traktuje je bardzo niechętnie,odczuwa duży dyskomfort przy spotkaniach w mniejszych grupach,nie jest w stanie ujawnić swoich przeżyć związanych z głoszonym Słowem.Najczęstsze opinie w takiej sytuacji to:jest to moja prywatna sprawa,sam sobie o tym porozmyślam, trudno mi się otworzyć itp.
    Jeśli przyjmę w sobie kerygmat, nie trzeba będzie mnie namawiać do wstąpienia czy tworzenia wokół siebie wspólnoty opartej na Chrystusie.Działa we mnie siła która mnie do tego pcha, sam „przyklejam się” do innych,chcę inwestowć powierzony mi skarb.Środki komunikacji moga być różnorodne:osobiste spotkania,telefon, internet w zależności od konkretnych warunków.
    Dlatego pierwszym krokiem do tworzenia sie wspólnot jest głoszenie kerygmatu i katechumenat ( neokatechumenat w stosunku do ochrzczonych jako dzieci).Forma zorganizowana np. w postaci Drogi neokatechumenalnej, Ruchu Swiatło-Życie lub innych na pewno ułatwia i porządkuje ten proces.
    Jeśli ktoś z blogowiczów miałby pomysły nad taką formę pracy w parafii, chętnie posłucham.Zależy mi aby w naszej parafii ona zaistniała.

    #27 grzegorz
  28. Ad #27 grzegorz
    Grzegorzu, bardzo dziękuję za tę wypowiedź i świadectwo.
    Pozdrawiam!
    Pozdrawiam także całą Rodzinę!
    Bp ZbK

    #28 bp Zbigniew Kiernikowski
  29. Ad #22 baran katolicki
    Pan Jezus mówił, że po przebaczeniu, jedności, komunii i miłości. Chodzi jednak nie o teorię, lecz o prawdę życia.
    Wiem (zakładam), że wiesz – w takim bowiem duchu zawsze piszesz.
    Dobrze jednak, że stawiasz to pytanie. Postawione jasno, domaga się odpowiedzi i pobudza do refleksji.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #29 bp Zbigniew Kiernikowski
  30. jot.l#18
    Jeżeli jest to jedyny argument / posłuszeństwo katechistom /, to wybacz, ale na Drodze trzeba się liczyć z pokornym posłuszeństwem, chociażby dlatego, że katechiści są już wiele lat na DN i naprawdę mają lepsze rozeznanie, co jest dla początkujących dobrem. Dyskutować można zawsze, ale trzeba troszeczkę „nagiąć twardego karku” i w pokorze modlić się o zrozumienie racji katechistów.
    Jestem na Drodze 7 lat i dostrzegam u siebie i u innych, jak można być po prostu „głuchym” na racje innych / również katechistów/. Można nas porównać do nieposłusznych dzieci, które wielu spraw nie rozumieją jeszcze. Tak jak zostało powiedziane na blogu, wspólnot jest wiele, wybierz, która najbardziej Ci odpowiada, bo chyba nie wątpisz, że każda ma uzasadnioną rację bytu.
    Jeśli chodzi o niechęć do Drogi, to wydaje mi się, że bierze się głównie z niezrozumienia, po prostu z n i e z r o z u m i e n i a fantastycznej możliwości nawracania się, nauki pokory, akceptacji drugich bez oceniania, stawania w prawdzie o samym sobie i to jest najtrudniejsze do przyjęcia. To wszystko dzieje sie w świetle Słowa Bożego.
    Bardzo często bywa i tak, że budzi się niechęć ze zwykłej złości, czy wręcz momentami nawet z nienawiści. Dlaczego? Bo nie mogą przyjąć do wiadomości, że mogą czegoś nie rozumieć. Dyskutuję czasami broniąc Drogi i obserwuję takie postawy.
    Wydaje mi się, że gdyby tacy ludzie „stanęli” w pokorze jako dzieci, ufne i pełne nadziei, że i im będzie dana inna mentalność, jeśli tylko tego zechcą , to lgnęli by do Drogi, lub do innej wspólnoty.
    Wierzcie mi, że spotkałam równiez księży i to z tytułami, u których zauważyłam silną niechęć do
    Drogi. Częstym atakiem jest nawet Ks. Biskup, którego w sposób oczywisty można łączyć z
    DN.
    Wybaczcie to, co teraz powiem, ale szatan robi wszystko, aby walczyć z niewątpliwym dobrem, jakie wnosi dla chrześcijaństwa wogóle Droga Neokatechumenalna. Smutne i tragiczne jest to, jak za czasów Chrystusa ludzie najpierw witali wjeżdżającego na osiołku Jezusa, by za czas niedługi włączyć się do krzyczących ” ..Ukrzyżuj Go… ”
    Smutne, że Boże dzieło, tak trudno „przebija ” się przez ludzkie umysły, zamulone niechecią i nienawiścią.
    Spraw, Boże, by przejrzeli i stanęli „obok siebie” – jacy są i do czego się przyczyniają…
    Pozdrawiam

    #30 kaśka
  31. Czy mógłby Ksiądz Biskup polecić jakąś literaturę omawiającą i przybliżającą Drogę Neokatechumenalną? Czytałem kiedyś jakieś artykuły, wywiady na ten temat, ale takie formy maja to do siebie, że wnoszą czasem pewne uproszczenia, niedopowiedzenia, dlatego chciałbym czegoś „głębszego”.
    Co do mojego doświadczenia z DN: od kilku lat mieszkam w Lublinie i tutaj miałem okazję być na kilku katechezach. Muszę przyznać, że w pewnym sensie zrobiły one na mnie wrażenie. Bo i forma była przystępna i ci ludzie mówili zdecydowanie mądrzej – jak dla mnie – niż niektórzy księża na kazaniach. Niestety z braku czasu ale i w pewnym sensie zrażeniu się do małej wspólnoty w parafii przestałem chodzić. W swojej macierzystej parafii byłem w Ruchu Światło – Życie, jednak po pewnym czasie odszedłem, gdyż wydawało mi się, że zamiast zgłębiać charyzmat my go imitujemy.Przypominało mi to potrosze podejście rynkowe: jak nie możemy mieć oryginału to chociaż substytut by się przydał. Według mnie w niektórych parafiach tak jest do dzisiaj. Odszedłem, wyjechałem do innego miasta, spotkałem parafie(raczej te zakonne) zupełnie inaczej skonstruowane, tzn. takie, które „żyły”, a ich jakość nie mierzyła się tylko ilością odprawianych nabożeństw. Przyglądając się temu wszystkiemu coraz bardziej przekonywałem się, że do tej pory mnie samemu, gdy działałem w Ruchu nie brakowało zaangażowania, czasami poświęcenia, ale tego co jest najważniejsze: Ducha Jezusa i tego, co On w nas dokonuje i w czym nam pomaga, tj. w naszym NAWRACANIU(celowo użyłem tej formy).Do dzisiaj nie znalazłem dla siebie wspólnoty, muszę przyznać też, że nie za bardzo jej szukam, ale chciałbym, żeby ta, do której być może kiedyś trafię taka właśnie była. Chciałbym, aby jej członkowie poznawali i otwierali się na Ducha Jezusa, aby uczyli się Go rozpoznawać w swoim życiu, w liturgii, w drugim człowieku, w Kosciele. I na koniec jeszcze jedna refleksja. W ksiazce Sympatycy, czy chrzescijanie ksiadz Blachnicki pisal mniej wiecej tak, parafrazuje: kiedys mielismy tylko dobra liturgie, rodzine i katecheze i wiara byla mocniejsza. A dzisiaj mamy katecheze w szkole i inne formy duszpasterstwa i wszyscy na okolo mowia ze mamy do czynienia z sekularyzacja. Nie wiem, czy dokladnie oddalem sens, ale tak sobie to przypominam, jeszcze dokladnie to sprawdze wracajac do znakomitej lektury. W kazdym razie jest jakis sens w tych slowach. Takie czasy przyszly ze Panu Bogu nawet reklama jest potrzebna…
    Pozdrawiam

    #31 Paweł
  32. #30 kaśka
    To niestety jest zdecydowanie coś więcej, niż niezrozumienie. Padają kłamstwa, rzeczy wyssane z palca, wręcz niepojęte. O pierwszych chrześcijanach mówiono, że są „ludożercami”, ponieważ ktoś podsłuchał słowa – „bierzcie i jedzcie to jest Ciało moje”.
    Kiedyś zastanawiałam się, jak może i mnie dotknąć niesprawiedliwość, odrzucenie, prześladowanie czy coś takiego – przy moim zwykłym szarym życiu, a jednak zdarzyło się. Wierzę, że aby doświadczyć zmartwychwstania, trzeba najpierw umrzeć i tak poznać życie chrześcijańskie, trzeba też walczyć ze zniechęceniem, mówieniem: już za dużo. I cały czas poznawać wspaniałe, cudowne Słowo Boże.
    #19 mikado
    Dlatego, że człowiek w Kościele potrzebuje mieć oprócz rodziny wspólnotę, aby się nawracać. Usłyszałam to na lekcji religii, a także to, że Kościół jest w sytuacji kryzysu, i coś tam o Soborze Watykańskim II. Nie było tego wiele, ale szukałam drogi dla siebie i wiem, że to szukanie było dobre. To bym radziła, gdyby mnie ktoś pytał: szukaj Boga.
    #18 jot.I
    Mam inne doświadczenie – na początku tylko to, że Bóg mnie i każdego kocha takim, jakim jest. Poczucie szczęścia, gadanie godzinami, co właśnie mamy na myśli. Uczenie się nieporadne jak przygotować liturgię, jak śpiewać. I odkrywanie, że drugi też jest podobny, jest mu trudno, wkurza się, a jego słowa pomagają mi. A kiedy przyszedł czas na posłuszeństwo, wiedziałam już jak ono podoba się Bogu, cieszyłam się i nie żałowałam nigdy.
    Pozdrawiam

    #32 AnnaK
  33. Dzięki za możliwość czytania słów i komentarzy tej strony. Jestem jej czytelnikiem od niedawna. Jestem na drodze od 3 lat, i bardzo trudno nagiąć mi kark w dodatku gdy wcześniejsze moje życie propagowało kult siły i przemocy. Nie chcę się rozpisywać, czy dawać swiadectwa (myślę, że kiedyś Bóg da mi siłę by mówić o moim życiu)Wiele jest we mnie buntu i sprzeciwu na słowa katechistów czy prezbitera, ale potrzeba Miłości Chrystusa jest tak ogromna, że są chwile gdy przyznaję im rację i wtedy wiem, że to słuszna droga i, że w większości patrzę na kościół przez pryzmat swoich krzywd doznanych i dokonanych! A nie przez Miłość Chrystusa!!! Której tak potrzebuję!!! Pozdrawiam

    #33 Mariusz Piotr
  34. AnnoK! Nie zgadzam się z Tobą, bo jeśli rodzina jest dobra, to nie potrzebuję innej wspólnoty niż ta naturalna. Wszystkie wspólnoty w Kościele są jakimś substytutem rodziny lub są dla ludzi, którzy poszukują czegoś więcej i głębiej, ale dla normalnego rozwoju człowieka rodzina i Kościół powinny wystarczyć. Zgadzam się, że dzisiaj rodzina jest w rozkładzie, ale gdy masz chorobę, to nie nazwiesz jej stanem zdrowym tylko dlatego, że jest. leczysz, by powrócić do zdrowia. Uczestniczysz we wspólnotach, aby wrócić do normalności, jaką jest rodzina i Kościół. A tak na marginesie. Jeśli w Kościele są wszystkie środki potrzebne do zbawienia, to po co jeszcze coś dodatkowego? Kościół jest w rozkładzie? AnnoK myślę, że trzeba zadać sobie pytanie dlaczego? Czy przypadkiem różne „eksperymenty posoborowe” nie są tego powodem? Jednym z wielu, ale powodem.
    Pozdr

    #34 mikado
  35. Smutne jest, że komentarze zmierzają w kierunku typowym dla wszystkich dyskusji o DN – a jest ich w necie sporo.
    Jest to dyskusja, w której argumenty raczej mijają się niż odpowiadają sobie.
    Taki dialog nie tyle prowadzi do ustalenia prawdy – co pozostania przez każdą ze stron na z góry zajętej pozycji.
    Proponuję zatem pozwolić JE na kontynuowanie bez przerywania go apologiami i krytykami.
    Jest to w sumie rzadka okazja zapoznania się na forum publicznym z wypowiedziami osoby która przeszła całą Drogę.
    Równocześnie jest to refleksja ponadprzeciętnego teologa, liturgisty i duszpasterza – co daje nadzieje na szerszą analizę ruchu oraz sposobu jego działania.
    Mi osobiście wydaje się, że każdy z nas jest indywidualnością a zatem brak jest sposobu, aby do każdego wiernego Kościoła przemawiać w ten sam sposób. Pamiętam pierwsze dyskusje z członkami DN [ja tradycjonalista przeżywający swój katolicyzm w rytmie Mszy Trydneckiej, chorału, ciszy i łaciny oni – neo katechument, nowa estetyka itp.]
    Ciekawym doświadczeniem było to, że mieliśmy i mamy tak wiele wspólnych poglądów, np. na Eucharystię, Kościół, życie społeczne. Oczywiście nadal nie rozumiem jak mogą oni odnajdować się w liturgii swojej wspólnoty – ale trudno nie jesteśmy tacy sami.

    #35 A.D.
  36. Ja jestem na Drodze bardzo krótko i od początku w jakiś sposob „postawiłam” się naszym katechistom.
    Nigdy do tej pory nie użyli wobec mnie argumentu posłuszeństwa, pozostawiając mi wolność wyboru. Wiem, że gdyby ktoś coś próbował na mnie wymusić w jakikolwiek sposób od razu by mnie to zbuntowało. Taka jestem. Już sama sugestia, że miałabym ich we wszystkim słuchać buntuje mnie.
    Dlatego bardzo cenię to, że nigdy tego nie zrobili, że dają mi wolność.
    Myślę, że Droga ma sens tylko wtedy, gdy jest „robiona” w wolności.

    #36 basa
  37. Ad #31 Paweł
    Pawle, przeczytaj uważnie moje wpisy ze stycznia br. Przeczytaj Statuty Drogi. Są też wydane przemówienia Papieży na temat DN czy do jej uczestników. Możesz przeczytać także mój artykuł zamieszczony w Communio, który jest dostępny na różnych stronach internetowych. Wejdź na strony prowadzone przez Neokatechumenat – zarówno Centrum DN jak i przy różnych parafiach. Pomogą Ci też książki ks. F. Blachnickiego.
    Nade wszystko wysłuchaj nie tylko kilku katechez, lecz wszystkich katechez Zwiastowania i jedź na konwiwencję. Wtedy zaczniesz rozumieć, o co chodzi i będziesz mógł decydować się, czy wejść na Drogę czy nie. Jeśli wejdziesz, będziesz poznawał tę rzeczywistość nie z literatury lecz przez własne doświadczenie.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #37 bp Zbigniew Kiernikowski
  38. Ad.19 # mikado.
    Sadzę,że na pytanie,które mi postawiłeś odpowiedzieli inni blogowicze,za co im serdecznie dziękuję i równie serdecznie pozdrawiam.

    #38 Barbara
  39. Jak wygląda DN w świetle książki Enrico Zoffoli Czy „Droga”Neokatechumenatu jest prawdziwa.MagisteriumPapieża a katechezy Kiko Arguello.Jest tam wiele stwierdzeń sprzecznych z wypowiedziami blogowiczów i Ks.Biskupa na tej stronie,

    #39 jot.l
  40. Ad #39 jot.l
    W świetle książki E. Zoffoli Droga Neokatechumenalna wygląda źle, gdyż jest przedstawiona tendencyjnie i w nieprawdzie.
    Kto tę książkę przyjmuje jako źródło informacji o DN, ten nie tylko będzie miał fałszywy obraz samej DN ale to będzie rzutowało także na jego spojrzenie na Kościół.
    Kto zaś rozprowadza tę książkę, nie tylko przyczynia się do kształtowania fałszywego obrazu DN, ale także przyczynia się do zniekształcania czy nawet niszczenia właściwego obrazu Kościoła (takiego, jakim Kościół siebie rozumie w kontekście Soboru Watykańskiego II i tego wszystkiego, co z niego wynika) oraz szkodzi wzrostowi tegoż Kościoła szczególnie w odniesieniu do ludzi najbardziej potrzebujących Słowa Bożego i – ogólnie mówiąc – inicjacji chrześcijańskiej.
    Jest w tej książce wiele niewłaściwych interpretacji i zestawień, tekstów wyrwanych z pełnego kontekstu czy interpretowanych w innym kluczu (szczególnie dotyczy to języka mówionego, przepowiadania). Jest też wiele insynuacji rzekomych faktów czy ich interpretacji itp. Książki nie uwiarygodnia też wstęp śp. Bpa Zbigniewa Kraszewskiego. W tym wstępie są nieprawdziwe rzeczy o DN zarówno co do uwag o formowaniu życia we wspólnotach jak i bardzo oszczercze stwierdzenia o „świetnym biznesie” a w szczególności końcowy apel, który pozwolę sobie przytoczyć, gdyś prawdopodobnie jest on pożywką dla wielu propagatorów tej książki: „Książkę tę powinni przeczytać wszyscy. Przede wszystkim duszpasterze Kościoła katolickiego, aby nie dać się uwieść tej nowej herezji, a następnie wierni, aby w swej niewiedzy i dobroduszności nie popierali pana Kiko, nie dali się zatruwać błędnymi naukami i nie nabijali mu kasy pieniędzmi, używanymi dla niewiadomych celów”. Jest to z datą 1 września 1998 r.
    Kto ma trochę rozeznania i miłości do Kościoła, będzie wiedział, jak czytać i jak rozumieć te słowa. Można też snuć różne domysły w jakim celu one zostały uzyskane.
    Znam DN nie z opowiadania, lecz osobiście z autopsji, z pełnego doświadczenia wszystkiego, co na tej Drodze się dzieje. Dla lepszego obrazu przytoczę krótko moją historię DN. Przeszedłem ją bowiem całą: od pierwszych katechez Zwiastowania w styczniu 1973 roku do etapu mistagogicznego w 1994 roku. Sam bardzo wiele katechizowałem, tzn. byłem w różnych ekipach we Włoszech i w Polsce. Czyniłem to (tzn. robiłem Drogę a następnie katechizowałem) najpierw jako student Biblicum w Rzymie (tj. jednej z najbardziej prestiżowych uczelni katolickich i top właśnie w dziedzinie biblistyki), później jako profesor i Wicerektor Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie. Czyniłem to z błogosławieństwem Księdza Prymasa Józefa Glempa, który wtedy był Arcybiskupem Gnieźnieńskim (tak, jak wcześniej czyniłem to z błogosławieństwem Wikariusza Rzymu, Kard. Ugo Poletti oraz jego biskópów pomocniczych). Następnie czyniłem to nadal, gdy byłem przez ponad kolejnych 15 lat w Rzymie rektorem Papieskiego Instytutu Polskiego (lata 1986-2002). Wiem, ilu osobom ta Droga, czy lepiej Jezus Chrystus dzięki Drodze otworzył oczy i wprowadził na drogę życia. Nie ukrywam, że na DN jest cały szereg problemów i trudności i że są pewne problemy, które powstają w związku z DN. Są one jednak przeżywane w świetle Słowa Bożego i w posłuszeństwie Kościołowi.
    Pragnę wyrazić moje doświadczenie w stwierdzeniu, że rzadko gdzie indziej można otrzymać taką formację biblijną (chodzi o rozumienie Słowa Bożego, jako odniesionego do mojego życia), formację liturgiczną (pojmownie liturgii, jako związanej z życiem, a właściwie raczej rozumienie własnego życia w świetle i mocy liturgii) i formację eklezjalną (rodzi się miłość do Kościoła jako wspólnoty zarówno hierarchicznej jak i tej konkretnej małej wspólnoty, w której odbywa się przeżywanie własnej historii życia). W tej całej materii pastoralnej DN wnosi dużo świeżości ducha i pozwala na ukonkretnienie tegoż ducha w życiu.
    Jako biskup siedlecki widzę potrzebę inicjacji chrześcijańskiej także w odniesieniu do osób już ochrzczonych. Wiem, że DN jest właśnie tym specyficznym „itinerarium formacji katolickiej ważnej dla społeczeństwa i czasów dzisiejszych” – jak to sformułował Jan Paweł II.
    Życzyłbym sobie – i ku temu dokładam wszelkie wysiłki – aby ta Droga, jako narzędzie ewangelizacji i formacji katolickiej mogła u nas służyć dorastaniu w wierze jak najszerszej rzeszy naszych wiernych i kapłanów. Nie traktuję DN jako jedynej formy inicjacji chrześcijańskiej, ale jako jedną z ważnych i to bardzo konkretnych – a przede wszystkim jako tę, która jest w pełni zaaprobowana przez Kościół.
    Życzyłbym też tego sobie, aby w całym naszym Kościele Siedleckim, była taka dyspozycyjność do podejmowania formacji – w jej różnych wymiarach: biblijnym, liturgicznym, pastoralnym itd. – jaką cechują się wspólnoty DN.
    Jako biskup życzyłbym też sobie, aby tak było kształtowane rozumienie i przeżywanie świadomości eklezjalnej i posłuszeństwa kościelnego, jak to się dzieje na DN. Można by jeszcze wyliczać cały szereg innych aspektów życia chrześcijańskiego, które są oświecane przez prawdę Słowa Bożego i prowadzenie Kościoła.
    Kiedy więc czytam takie publikacje jak ks. Enrico Zoffoli, opadają ręce i powstaje wielki żal i smutek z powodu rosnącej świadomości tego, ilu ludziom one szkodzą – powodując uprzedzenia do DN i w pewien sposób przeszkadzając ze skorzystania, tego, co Pan Bóg dzisiaj daje Kościołowi, m.in. także przez charyzmat tej Drogi, dla dobra człowieka. Chętnie będę kontynuował rzeczową wymianę myśli na ten ważny i gorący temat.
    Bp ZbK

    #40 bp Zbigniew Kiernikowski
  41. …po 13 latach zrozumiałem,że tak naprawdę Chrystus „walczy”o nawrócenie katechistów a reszta Mu w tym pomaga…janusz franus

    #41 katolicki baran
  42. Czytając niektore wypowiedzi przyszła mi do głowy pewna myśl: dlaczego tak bardzo ludzie są krytycznie nastawieni do DN . Brałam udzial w kilku katechezach. Dziekuje za osobiste zaangazowanie sie w ewagelizacje w naszej diecezji ks. biskupowi.
    1.katechezy i sympozja chrzest w zyciu i misji kosciola
    2.katechezy neokatechumenalne
    3.szkola liturgiczna itp.
    to spowodowalo codzienne czytanie Pisma świetego i wprowadzanie go w życie. Domownicy patrzac na moje postepowanie zaczynaja rozumiec Slowo Boze jak rowniez zrozumiałam ze nie ja szukam Boga lecz Bog szuka mnie i prowadzi swoja droga. Zycze ksiedzu biskupowi wytrwalosci na drodze ewanelizacji naszej diecezji. Czekam na katechezy neokatechumenalne w swojej parafii. Serdecznie pozdrawiam.
    Kazimiera

    #42 Kazimiera
  43. Ja jestem na Drodze od prawie trzech lat. Mogę powiedzieć, że przez 40 lat mojego życia błądziłam jak ten Lud Wybrany do Ziemi Obiecanej szukając sama nie wiem czego. Ciągle nie zadowolona z życia i z ludzi których Bóg postawił na mojej drodze. Teraz wiem, że właśnie dzięki tym ludziom którzy są dla mnie trudni do zniesienia ja odnajduję drogę do Boga i szukam go. Tylko dzięki temu,że we Wspólnocie Neokatechumenalnej w Słowie Bożym szukam światła na moje zycie, na trudności które ma każdy w życiu jak nie zawodowym to rodzinnym,ja mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. 25 lat po zawarciu związku małżeńskiego ja jestem szczęśliwsza niż 1 rok po ślubie, bo wreszcie odnalazłam Boga w moim małżeństwie i daję się jemu prowadzić nie po mojemu tylko przyjmować ten plan jaki ma Bóg na moje życie.
    Wydaje mi się, że tyle niesłusznych opini krąży o DN bo przynosi owoce niewygodne dla niektórych.
    Rodziny wielodzietne (jaka kobieta chce mieć dziesięcioro dzieci, przecież to patologia – mówią), a te rodziny nic innego nie robią tylko wypełniają to co Bóg w Księdze Rodzaju powiedział naszym rodzicom. Rodziny posyłane na Misje zostawiają wygodne życie w swoim kraju i są posyłane do pogan by swoim życiem świadczyć o Jezusie Chrystusie.
    Polecam też wszystkim tym, którzy nie chcą być w konkretnej wspólnocie a chcą trochę więcej wiedzieć o Historii Zbawienia katechezy Chrzest w Życiu i Misji Kościoła, które są prowadzone w naszej Diecezji.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję Bogu, że dał naszej Diecezji takiego Biskupa jakiego mamy, który wreszcie próbuje pokazać nam na czym polega prawdziwe Chrześcijaństwo a my bronimy się bo wygodniej jest iść w niedzielę do Kościoła na godzię a póżniej żyć jak się chce.

    #43 Bożena
  44. ks.biskupie zobacz nauczanie św.papieży.proboszcza z Ars ile nawróceń ,tłumy zbierały się do prostego człowieka .My mamy brać nauczanie Kiko jeszcze nie wiadomo jak on skończy co mu w głowie zaszumi.Ks.biskup wyprostował nam już kolana ,sam pięknie tańczy wokół stołu „niby ołtarz”,podaje chlebki i kielich na siedząco .Modlitwy Maryjne zlikwidował,egzorcystę wyrzucił.To ma nas doprowadzić
    do wiary.Ks.biskupie na kolana całymi nocami przed najświętrzy Sakrament to zobaczysz jakie tłumy zgromadzisz.

    #44 D.
  45. Zofia #14 napisała:
    „Każda dyscyplina naukowa ma swoje niepodważalne autorytety. Jak jesteśmy posłuszni naszym autorytetom w kwestii wiary?”
    Posłuszeństwo autorytetom jest dziś bardzo nieczęste. Jestem katechetką i widzę to bardzo wyraźnie. Wielu uczniów nie ma najmniejszej ochoty słuchać Kościoła, papieża, biskupów. Najważniejszym jest dla nich powiedzenie swojego zdania na dany temat – i na tym koniec. Nie interesuje ich dochodzenie do Prawdy. Taką postawę argumentują prawem do wypowiedzenia swojego zdania i do wolności. Ich Rodzice myślą tak samo. Nie widzą problemu w tym, że ich dzieci wypowiadają się jak przeciwnicy Kościoła. I to jest problem…

    #45 katechetka
  46. #44 D.
    przykro mi jest czytać Twoją wypowiedź.
    Właśnie Ks. Bp jest najbardziej prostym człowiekiem, jakiego znam. Dzięki Niemu się nawracam, On głosi mi naukę Chrystusa (nie Kiko), podaje Ciało i Krew (czyżbyś nie wierzył, że po konsekracji chleb staje się Ciałem, a wino Krwią Chrystusa?).
    Skąd wiesz, czy Ks. Bp nie spędza nocy na modlitwie?
    W którymś z komentarzy sprzed kilku miesięcy jedna z komentujących wspominała radę Ks. Bpa, że w jej sytuacji pomocą może być modlitwa i leżenie krzyżem, a wie to z własnego doświadczenia…
    D., słyszałeś jak Ks. Bp pięknie śpiewa Magnificat? Żałuj, jeśli nie 🙂
    A największe tłumy są na otwarcie supermarketu…
    D., zachęcam Cię do lektury katechez liturgicznych i pozdrawiam 🙂

    #46 julia
  47. Jeżeli w publikacji ks.Enriko Zoffoli i we wstępie do polskiego wydania autorstwa Biskupa Kraszewskiego są błędy oraz wypowiedzi szkalujące nie tylko DN ale i Kościół,to chciałbym się dowiedzieć jakie konsekwencje ponieśli ci duchowni za podawanie błędnych informacji i wprowadzanie w błąd czytelników.

    #47 jot.l
  48. Dyskusja zeszła trochę z głównego tematu na osobe Ks.Biskupa.Troche to bez sensu.Ks.Biskup ma wady i zalety jak każdy z nas.Ja gdy mam uwagi do kogoś osobiście i w jakiś sposób czuję się za niego odpowiedzialny, proponuję spotkanie w cztery oczy.Jeśli to nie pomoże , w gronie wspólnych znajomych , jeśli to nie pomoże… wiecie jak dalej brzmiała ta perykopa.Wtedy jest szansa na pomoc człowiekowi który błądzi.
    „D” czy chcesz Mu pomóc w jego trudnościach?

    #48 grzegorz
  49. #34 mikado
    Proszę Cię przeczytaj jeszcze raz uważnie moją wypowiedź. Właśnie w Kościele, od tego, kto uczy dowiedziałam się, że dobrze jest mieć wspólnotę, a potem na oazie, itp. Moja dobra rodzina nauczyła mnie przyjmować naukę Kościoła, więc za nią szłam. Zobacz pierwsze kościoły Tesaloniczan, Hebrajczyków, Rzymian, Galatów, Koryntian itp. to były wspólnoty, ludzie znali się z imienia, znali swoje sprawy. Widać to przecież w listach św.Pawła.
    A nasze kościoły są anonimowe, ksiądz trochę stoi jak aktor w teatrze. Chodzi o wspólnoty w Kościele, albo Kościół będący wspólnotą wspólnot, które żyją miłością chrześcijańską. Pomagają sobie, jak trzeba także przebaczają.
    To jest inny wymiar Kościoła, niż kiedy widzę obok kogoś ubranego tak i tak a myślę, że mógłby się ubrać inaczej. Bo to wszystko, co wiem.
    Pozdrawiam

    #49 AnnaK
  50. #44 D.,
    czuję się w obowiązku zwrócić Ci uwagę, że ołtarz JEST także stołem, bo Eucharystia jest ofiarą i ucztą.
    Jan Paweł II pisał:
    „Nie ulega wątpliwości, że najbardziej oczywistym wymiarem Eucharystii jest uczta. Eucharystia narodziła się w wieczór Wielkiego Czwartku w kontekście wieczerzy paschalnej. Dlatego w jej strukturę wpisany jest sens uczty” (list Mane Nobiscum Domine, 14).
    Taniec natomiast w obecności Pana nie jest niczym nowym. Już w Starym Testamencie Dawid Z RADOŚCI tańczył przed Arką Pana (2 Sm 6,15-23). Jego taniec wyrażał wdzięczność za obecność Boga. Czytając ten tekst zauważyłam podobieństwo Twojej reakcji do reakcji Mikal (córki Saula – pierwszego króla izraelskiego), która widziała ten taniec z okna. Powiedziała:
    «O, jak to wsławił się dzisiaj król izraelski, który się obnażył na oczach niewolnic sług swoich, tak jak się pokazać może ktoś niepoważny».
    Podobnie Ty oceniłaś(łeś) taniec Ks. Bpa – faktyczny czy domniemany, nie wiem.
    No to cytuję dalej odpowiedź Dawida:
    «Przed Panem, który wybrał mnie zamiast ojca twego i całej twej rodziny i ustanowił mnie wodzem ludu Pańskiego, Izraela, przed Panem będę tańczył. I upokorzyłbym się jeszcze bardziej. Choćbym miał się poniżyć w twoich oczach, to u niewolnic, o których mówisz, sławę bym jeszcze zyskał”
    Ks. Bp tak Ci nie odpowiedział, ale ja – „niewolnica” mogę powiedzieć, że u mnie „sławę zyskał” właśnie przez to swojego rodzaju „obnażenie się”, odkrycie przed innymi swojej szczerej radości przed Panem.
    A w przypisach do BJ czytam:
    „cała opowieść ukazuje prostotę i głębię religijności Dawida”…
    Porównując Ciebie do Mikal nie mogę nie wspomnieć, że Mikal była bezdzietna aż do śmierci. Mądrzejsi ode mnie uczą, że jest to dla nas figura, obraz człowieka, którego kult jest martwy (człowiek jest religijny, ale tak naprawdę niewierzący), jego wiara (?) nie daje owoców.
    Zgadzam się z tym, co napisała kaśka i odniosę to do Ciebie:
    „Bardzo często bywa i tak, że budzi się niechęć ze zwykłej złości, czy wręcz momentami nawet z nienawiści. Dlaczego? Bo nie mogą (ludzie) przyjąć do wiadomości, że mogą czegoś nie rozumieć”…

    #50 katechetka2
  51. AnnoK, Twój post przeczytałem dokładnie. Tylko winny się tłumaczy, więc się tłumaczyć nie będę. Nie wiem skąd czerpiesz wiedzę o Kościele w pierwszych wiekach. Z listów Pawła nie można dowiedzieć się, że ludzie znali swoje sprawy. Zresztą w Nowym Testamencie jest kilka takich kwiatków, jak np. że bogaci nie wiedzą nic (albo udają, że nie wiedzą) o problemach biednych. Nie ma co przesadzać z ta wspólnotowością czasów pierwotnych. To chyba nasza dzisiejsza chęć uzasadnienia swoich zachowań. Ja dobrze odnajduję się w tej „anonimowej” wspólnocie parafialnej i nie widzę sensu włączać się w coś innego. Jeśli już musiałbym, to wybrałbym ministranturę, bo byłem kiedyś ministrantem. A jak czujesz się, gdy Mszę odprawia np. papież? Znasz go po imieniu, a on Ciebie? Znasz jego problemy, a on Twoje? Jeśli nie, to znaczy, że nie ma wspólnoty między wami? Kościół istniał, gdy nie było neokatechumenatu, oazy czy innych KSM-ów. Te wszystkie ruchy są pomocą dla niektórych i tylko w pewnym czasie. Może Pan Bóg w przyszłości znajdzie inną drogę i wzbudzi inne sposoby wzrastania w wierze i w Kościele? Jak komuś odpowiada kółko różańcowe, to chwała Bogu i cieszyć się należy, a nie biadać. A jak ktoś chce być pustelnikiem, to co, dzisiaj nie może? Dlatego nadal uważam, że nie jest konieczne dla wszystkich należenie do jakiś wspólnot, tylko do Kościoła. Jeszcze raz powtórzę: bycie w jakiejś organizacji czy wspólnocie przykościelnej może być przydatne dla niektórych, ale niekoniecznie dla wszystkich.
    Julio, to że Ksiądz Biskup ładnie śpiewa Magnificat, nie jest żadnym argumentem za jego tezami. Obawiam się, że Torzewski (taki tenor) umie to śpiewać lepiej (szacun dla BpZbK).
    Pozdr

    #51 mikado
  52. #51 mikado,:)
    to, że Ks Bp pięknie śpiewa Magnificat ma świadczyć (wg mnie) o tym, że Ks Bp nie „zlikwidował modlitw Maryjnych” (jak pisał(a) D.), ale wręcz przeciwnie – publicznie modli się słowami Maryi.
    Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
    p.s. wiem, kto to jest Torzewski 🙂

    #52 julia
  53. #51 mikado
    Oczywiście, że tylko dla tego, kto chce! To właśnie słyszałam najczęściej „Kto chce..” , „Jeżeli chcesz..” itp.
    Pytasz o papieża? Wtedy też nie wszyscy znali św.Piotra, ale o wspólnocie chrześcijańskiej czytamy: Dz 2,44-46
    „Ci wszyscy, którzy uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, spożywali posiłek w radości i prostocie serca.”
    W listach często widać nawiązanie do konkretnych problemów, a także są wymieniani z imienia np. Tymoteusz, Apollos, Stefanas, Fortunat, Achaik, a także Akwila i Pryscylla w 1Kor 16.
    Pozdrawiam

    #53 AnnaK
  54. Ad #51 mikado i podobni
    Mikado!
    Dziękuję za wyrażony szacunek. Przekazuję też wzajemnie.
    Dziękuję również za wszystkie interesujące wypowiedzi i pobudzanie wymiany myśli. Nie będę ustosunkowywał się do ocen w dziedzinie śpiewu. Zamiar Julii był jasny, co zresztą wyjaśniła.
    Pragnę zwrócić uwagę na to, że moje poparcie neokatechumenatu, nie rodzi się z racji popierania takich czy innych wspólnot w Kościele, lecz przede wszystkim ze świadomości potrzeby formacje katechumenalnej czyli potrzeby inicjacji chrześcijańskiej. Tego bowiem dzisiaj w dużej mierze w Kościele brakuje.
    Kiedyś spełniały tę rolę głównie rodziny. Był to de facto katechumenat rodzinny. Dziś trudno mówić, że tę rolę spełniają rodziny. Natomiast większość wspólnot (czy to Kółka różańcowe, czy Legion Maryi czy AK itp.) zakłada podstawową formację chrześcijańską (inicjację do wiary i do sakramentów) ewentualnie stara się ją na różne sposoby kontynuować.
    Tymczasem często brak jest właściwych (ewangelijnych) fundamentów. Dlatego bywa niejednokrotnie, że dokonuje się to, co jest pewną formacją uproszczoną czy powierzchowną itp.
    Nie chodzi więc o same wspólnoty jako takie, lecz o drogę formacji katechumenalnej czy to pochrzcielnej czy przygotowującej do chrztu. Taką drogą jest też np. Deuterokatechumenat proponowany w formacji Światło Zycie. Niestety po śmierci ks. F. Blachnickiego i ks. W. Danielskiego ten aspekt katechumenalny Ruchu Światło Zycie trochę zszedł jakby w cień – takie jest moje wrażenie. Dlatego wszędzie zachęcam uczestników wszystkich form życia i pracy wynikających z złożeń ks. F. Blachnickiego, aby doceniali charyzmat katechumenalny.
    Wiem, że te kilka słów nie są w stanie objąć całości i złożoności problematyki – szczególnie jeśli ktoś do tego się zbliża bez właściwego rozeznania co do roli katechumenatu w Kościele. Dopiero wtedy można dostrzegać jego potrzebę i odróżniać inne formy działalności czy inne wspólnoty, które mają inny charakter niż katechumenalny. One też mają swoją ważną rolę do spełnienia. Nie są jednak konieczne do zaistnienia w kimś chrześcijaństwa i przeżywania go. Słusznie piszesz, że nie wszyscy muszą być w jakichś wspólnotach.
    Natomiast jest potrzebne przeżycie jakiejś formy katechumenatu, w którym człowiek dotknięty Słowem Bożym (kerygmat) będzie mógł doświadczyć prowadzenia przez Kościół we wzrastaniu w wierze i przyjmowaniu stylu życia chrześcijańskiego. Mówię o normalnej drodze. Zawsze mogą być wyjątki innego dochodzenia do wiary.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #54 bp Zbigniew Kiernikowski
  55. Witam ks.Biskupa. Przypominam się po dłuższej przerwie. Włożył ksiądz Biskup „kij w mrowisko”. Czytając te komentarze pszyszedł mi ten cytat z Dz do głowy. Katechiści nam mówili, że po zatwierdzeniu Statutu opór może być jeszcze większy. Pozdrawiam ks.Biskupa i zapewniam o codziennej modlitwie. Jacek Graczyk z Gdańska.
    P.S.Wstaliśmy na konwiwencji początku roku na wędrowanie, ale mamy trochę przeszkód.Prosimy o modlitwę. Jacek z Moniką.

    #55 Jacek
  56. Mikado#51
    Jeśli chodzi o masowe wstępowanie do wspólnot jako oczekiwanie całego Kościoła, to wydaje się być utopią, że wszyscy katolicy znajdą dla siebie jakąś wspólnotę. Nikt nie zaprzecza indywidualnych / pustelniczych nawet / rozważań czy kontemplacji Słowa Bożego.
    Twierdzę z doświadczenia ,że relacje wspólnotowe tylko ułatwiają proces nawracania się.
    Posłużę się pewnym oczywistym przykładem. W każdym państwie demokratycznym istnieją różne partie polityczne. Są osoby tworzące te partie w niewielkiej liczbie jej członków, a ludzie wybierają sobie najbliższe swoim poglądom . Nie należą do żadnej partii i w wolności popierają / jeśli w ogóle popierają, jakąś wybraną partię , czy osobę bezpartyjną.
    Uważam, że nawet bezpartyjni czy krytykujący wszystko i wszystkich, też tworzą specyficzną „partie”, które swoją obojętnością przyczynić się mogą do poparcia pewnego zła, np
    brak reakcji na panoszące się coraz bardziej wynaturzenia od rodziny poczynając… Mogą zwyciężyć poglądy krzykliwe, bezczelne, tragiczne . To na polu polityki w ogóle.
    O wiele tragiczniejsze w skutkach są sądy nie mające nic wspólnego z prawdą, czy to słowa wypowiadane, czy publikowane w mediach. a dotyczące Kościoła,.- tu zacząć się może tragizm ludzkiej egzystencji..
    Szatan szaleje coraz bardziej, czyniąc chaos w ludzkich umysłach dających posłuch zwyczajnym plotkom czy wręcz świadomym przekłamaniom.
    Szatanie, precz od Świętości ludzkiej wiary w Jezusa Chrystusa i Bożych Papieży, Biskupów, Kapłanów, osób konsekrowanych i tych, którzy swą ufność pokładają w Panu Bogu.. Lepiej bowiem/ jak mówi Pismo:
    Mt 5, 28-30
    Oraz:
    1 I rzekł do uczniów: Nie można, aby zgorszenia przyjść nie miały; ale biada temu, przez którego przychodzą!
    2 Lepiej by mu było, aby młyński kamień zawieszony był na szyi jego, i wrzucony był w morze, niżby jednego z tych małych zgorszyć miał.
    Łk 17, 1-2

    Krytyczne słowa, jeśli oparte są na faktach, są zasadne i w sposób jawny i taktowny powinny być czynione. Jeżeli jednak zwykłe kłamstwa są nagłaśniane, podawane jako prawda, obowiązkiem katolika jest się temu przeciwstawić zdecydowanie, bez względu na konsekwencje.

    Pozdrawiam,

    #56 Zofia
  57. „Katechiści neokatechumenalni są zatem zobowiązani, by bronić powierzonego im charyzmatu. Niekiedy dzieje się bowiem tak, że jakiś – mówiąc delikatnie – mało pokorny kapłan pojawia wśród wspólnot neokatechumenalnych i zaczyna je „ustawiać” według swojego widzimisię. Napotykając na słuszny opór katechistów odpowiedzialnych za formację, podnosi larum, iż nie szanuje się w neokatechumenacie kapłanów. Wygląda to tak, jakby jakiś kapłan kazał siostrom karmelitankom głosić Ewangelię na ulicach, a słysząc ich odmowę, oburzał się, że nie słuchają Kościoła. Kapłani, a szczególnie biskupi, winni rozeznawać i strzec charyzmatów, a nie modyfikować według własnych upodobań.” Dariusz Kowalczyk SJ
    http://www.jezuici.pl/rozmawiamy/articles/52/n/25

    Mam wrażenie że księża biorący w udział w Neokatechumenacie tak naprawdę nie wiedzą po co są. Może to wynika z braków w edukacji seminaryjnej. W Kielcach który kazał przyjmować komunie na stojąco i kapłan przyjmował najpierw komunie a potem pozostali uczestnicy Mszy. Skutek był taki że katechiści nieposłuszne wspólnoty rozwiązali. W tej chwili wspólnoty komunie przyjmują na stojąco. Jeszcze brakuje żeby kapłan jako pierwszy przyjmował komunie.

    #57 Franciszek
  58. Poprzednim tekście się pomyliłem.
    W Kielcach pewien kapłan kazał przyjmować komunie na stojąco i kapłan przyjmował najpierw komunie a potem pozostali uczestnicy Mszy. Skutek był taki że katechiści nieposłuszne wspólnoty rozwiązali.

    #58 Franciszek
  59. Nie chcemy biskupa neokatechumena .Biskup jest dla wszystkich djecezjan i za wszystkie dusze odpowiada ,mówi językiem zrozumiałym,opiera się nie tylko na piśmie św.ale i na nauczaniu papieży ,różnych świętych i na objawieniach.Za upadek wiary są winni nie ludzie świeccy tylko ich prowadzący kardynałowie i biskupi moderniści.Z tego co ja widzę i jest zastosowane w kościele przez kapłanów tabernakulum wyniesione w kąt ,kropielnice z krzyżem wyrzucone ,wyprostowane kolana,brak wystawienia Najświętszego Sakramentu,wyrzucone sutanny,wprowadzane szafarze a co będą robić kapłani.

    #59 M.
  60. Ad #M
    Drogi(a)M ,a co ty chcesz od Szafarzy?
    Dzieki Bogu, że taki Biskup jest w Diecezji. Dopiero teraz Ks. Bp otworzył nam świeckim oczy. Na temat szafarzy to proponuje Ci zapytac sie tych chorych, których oni odwiedzaja co tydzien z Najświętszym Sakramentem. Myślę, że kiedys i Ty skorzystasz z posługi Najświętszego Sakramentu. Serdecznie pozdrawiam
    wszystkich blogowiczow oraz Ks.Bp.

    #60 M grzesznik
  61. M #59
    „Za upadek wiary są winni nie ludzie świeccy tylko ich prowadzący kardynałowie i biskupi moderniści.”
    Gloria Polo wspomina w swoim świadectwie, że to wierni ponoszą również odpowiedzialności za grzechy swoich księży, gdyż się za nich za mało modlą. Księża, kardynałowie i biskupi czy tam nawet moderniści, jeżeli błądzą to możemy to zmienić modlitwą.

    #61 Pawel
  62. Bardzo ciekawa dyskusja się tutaj rozwinęła. Pragnę się przyłaczyć odnosząc się do kilku powyższych wypowiedzi.

    1. Czy małżeństwo potrzebuje Drogi? – to pytanie jest dość często stawiane. Skoro małżeństwo to najważniejsza wspólnota to po co jeszcze kolejna? Poznałem kilka rodzin będących na Drodze i zobaczyłem piękne owoce Bożej miłości, które w nich zakwitły. Niektórzy przyznają, że ich związki małżeńskie wisiały na włosku przed wstąpieniem do wspólnot DN. Droga pozwoliła im jednak otworzyć się na zbawczą łaskę Zmartwychwstałego… i nierzadko otworzyć na łaskę życia.

    2. Owoce – to jest największy dowód na to, że Neokatechumenat nie jest tylko wymysłem człowieka. Widać to już po ludziach, którzy wysłuchali katechez i wrócili z konwiwencji. Uszy ich serc trochę się otwierają i zaczynają dostrzegać światło Prawdy, które gdzieś świeci w oddali. A co z tymi, którzy przeszli całą Drogę albo mają już kilka ładnych lat za sobą? Oceńcie sami.

    3. Ataki na Neokatechumenat – sam uległem sugestiom wielu ataków i krytyk Drogi. Większość jednak z nich nie kieruje się duchem miłości i to można bardzo łatwo wyczytać i odczuć sercem. Warto zwrócić uwagę czy w atakach i krytykach jest pokój i pokora?

    4. Napawa mnie optymizmem fakt, że Biskup prowadzi swojego bloga i znajduje czas na to by pisać komentarze. Czyż nie takich pasterzy nam trzeba? Będących blisko ludzi, rozumiejących ich potrzeby.

    5. Miałbym prośbę do Księdza Biskupa by zechciał skomentować decyzję Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów potępiającą stosowany także w neokatechumenacie sposób przyjmowania Komunii świętej (kapłan najpierw rozdziela Najświętszą Eucharystię a dopiero potem spożywa ją równocześnie z wiernymi), określając ten sposób jako niedozwolony. Takie praktyki wciąż mają miejsce – co może się zmienić w tej kwestii? Jak reagować na takie sytuacje?

    6. Problemy – wspomina Ksiądz Biskup, że takowe powstają w związku z Neokatechumenatem – czy można by je poruszyć w kolejnych wpisach by nie były kolejnymi powodami do zgorszeń oraz by można było na nie odpowiednio reagować?

    I podsumowując, cieszę się, że powstała Droga. Słuchając katechez czy wyjeżdżając na konwiwencję można docenić ogromne dzieło – w jednym miejscu zebrano tak dużo wiedzy o Bogu i Kościele i podaje się ją w tak przystępny dla człowieka sposób.

    No i podzielam pogląd, że nie każdy powołany jest do Drogi o czym sami katechiści bardzo często mówią.

    #62 Pawel
  63. #59 M.,
    wyraźnie widać Twoją niechęć do Pasterza naszej diecezji. Trudno mi ją zrozumieć… Ale spróbuję chociaż podyskutować z Twoimi zarzutami.
    1. w czyim imieniu stwierdzasz, że „nie chcemy biskupa neokatechumena”? Kto to są ci „my”? Na pewno nie zaliczają się do tej grupy wszyscy diecezjanie. Bardzo wielu JUŻ wie, że taki właśnie biskup jest nam potrzeby, wielu przekona się o tym WKRÓTCE, jestem tego pewna.
    2. tak, nasz biskup jest dla wszystkich diecezjan. Świadczy o tym chociażby fakt, że jako jedyny biskup w Polsce podaje do publicznej wiadomości swoje kalendarium, adres swojej skrzynki mailowej, prowadzi blog, na którym KAŻDY może zadać pytanie i rozwiać swoje wątpliwości związane z wiarą. Spotyka się co tydzień z diecezjanami przewodnicząc Celebracjom Słowa, posługuje w konfesjonale.
    3. wg mnie za swoją duszę każdy dojrzały człowiek odpowiada sam. Pan Jezus zawsze mówił – „jeśli chcesz”, nie zmuszał do niczego. I tak jest do dziś w Kościele.
    4. Ks. Bp był i jest wykładowcą uniwersyteckim, więc należy się spodziewać, że słuchanie Go i czytanie wymaga od słuchaczy i czytelników pewnego wysiłku intelektualnego. Wysiłek ten się opłaca, bo treści przekazywane są w sposób precyzyjny i dogłębny. Nauczanie biskupa można i należy przybliżać w bardziej przystępnej formie – to zadanie prezbiterów i katechetów.
    5. Ks. Bp w swoim nauczaniu opiera się przede wszystkim na Piśmie Świętym, ale BARDZO CZĘSTO cytuje nauczanie papieży, szczególnie Jana Pawła II i Benedykta XVI (poczytaj w zakładce: moje nauczanie)
    6. we prowadzeniu do Mszału Rzymskiego czytamy:
    „315. Z uwagi na znak jest bardziej słuszne, aby na ołtarzu, przy którym sprawuje się Mszę świętą, nie było tabernakulum z Najświętszą Eucharystią.
    Uwzględniając decyzję biskupa diecezjalnego, tabernakulum można umieścić:
    a) w prezbiterium, poza ołtarzem, przy którym sprawuje się Mszę świętą, w formie i miejscu bardziej odpowiednim, nie wykluczając dawnego ołtarza, którego nie używa się już do celebracji (por. nr 303);
    b) w jakiejś kaplicy, organicznie związanej z kościołem, nadającej się do prywatnej adoracji i modlitwy wiernych oraz dla nich widocznej”
    Wniosek – tabernakulum nie jest „wyniesione w kąt”, tylko tak usytuowane dla czytelności znaków i wygody wiernych.
    7. nie wiem, z jakiej jesteś parafii – u nas wystawienie Najświętszego Sakramentu jest cały dzień…
    8. księża, których znam, chodzą w sutannach (czasami bez) i nie zauważyłam, żeby je wyrzucali…
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

    #63 julia
  64. Chcę odnieść się do wypowiedzi M. (nr 59). Wydaje mi się, że nie można mówić o tym, że mamy biskupa neokatechumena (pomijam już to: nie chcemy). Mamy biskupa, który doświadczenie życia chrześcijańskiego i kościelnego zdobywał m.in. we wspólnocie neokatechumenalnej. To dość istotna różnica w wypowiedzi. Wcześniej także był parafianinem, seminarzystą, księdzem-studentem, rektorem – i cały czas w tym samym Kościele katolickim.
    Jeśli ktoś orientuje się w historii Kościoła, to biskupi zwłaszcza w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wywodzili się z zakonów (np. benedyktyńskiego, franciszkańskiego, dominikańskiego). Wspólnoty neokatechumenalne i inne nowe wspólnoty kościelne czy ruchy, to fenomen (zjawisko) w Kościele bardzo podobny do tamtego z dawniejszych wieków, ma z nim wiele wspólnych cech. Czy mamy mówić, że nie chcieliśmy biskupa benedyktyna itp.? bo nie odpowiada nam ta duchowość chrześcijańska? Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział nawet do uczestników ruchów i wspólnot zebranych na placu św. Piotra, w Wigilię Zesłania Ducha Świętego chyba w 1998 roku, przybyłych tam z całego świata na Jego zaproszenie, że ruchy i nowe wspólnoty w Kościele są formą autorealizacji Kościoła, tzn. że one są w Kościele i w nich jest Kościół; że odnawiają w Kościele świadomość o tym, czym Kościół jest; a dalej, że będąc w ruchu kościelnym czy we wspólnocie, które powstały w Kościele w ostatnim okresie, przeżywa się chrześcijaństwo w całej pełni.
    Może trzeba, byśmy wykazali dobrą wolę i odrobinę posłuszeństwa Kościołowi (bez którego, nie oszukujmy się, nie ma chrześcijaństwa) i zaryzykowali uważne słuchanie (przynajmniej przez jakiś czas) tego, co ten biskup chce nam powiedzieć o chrześcijaństwie i Kościele. Może okaże się to dla nas, dla kogoś tak „ryzykownie zachowującego się”, zbawienne.

    eg

    #64 eg
  65. Ad #62 Odpowiedź dla Pawła

    Myślę, że jest bardzo łatwo poddawać w wątpliwość różne doświadczenia i praktyki liturgiczne, a nawet (czemu nie?) duszpasterskie, ale uważam, że są to zarzuty postawione bez… Nie mam zamiaru prowadzić żadnej apologii lub obrony DN, bo osoby kompetentne już się wypowiadały na ten temat; mam na myśli Jana Pawła II, który bardzo przyczynił się do jej rozwoju w całym Kościele, mam także na myśli Benedykta XVI, który zatwierdził Statut DN, a wcześniej jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary badał katechezy DN; myślę także o różnych Rzymskich dykasteriach i kongregacjach, o kardynałach i biskupach z całego świata… Wydaje mi się, że to oni właśnie są przeznaczeni do tego, by orzekać prawdziwość lub nieprawdziwość DN. Prawo Kanoniczne mówi, że „schizmą nazywa się odmowę uznania zwierzchnictwa Biskupa Rzymskiego lub utrzymywania wspólnoty z członkami Kościoła, uznającymi to zwierzchnictwo (KPK 751)”.
    Paweł, nie wiem, który dokument Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów masz na myśli, byłoby dobrze go podać lub zacytować.
    Co do Eucharystii i Komunii Świętej we wspólnotach DN można zobaczyć celebrację z września 2009r., po definitywnym zatwierdzeniu Drogi, której przewodniczył Prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Antonio Kard. Cañizares Llovera, mianowany 9 grudnia 2008r, (verba docent, exempla trahunt…). Była to wzorcowa celebracja Eucharystii dla wszystkich wspólnot DN na świecie.
    Znajduje się na stronie DN: http://www.camminoneocatecumenale.it/new/evento.asp?lang=it&id=24
    Jeśli Stolica Święta zezwala na jakąś czynność liturgiczną, nie sprzeciwiajmy się woli Kościoła wyrażonej przez Papieża. Dlatego we wspólnotach DN celebruje się w taki sposób, a nie w inny.
    Życzę Wesołych Świąt. Niech przyjście Zbawiciela stanie się prawdziwym doświadczeniem każdego z nas.

    Mojżesz

    #65 Mojżesz
  66. http://www.fronda.pl/festung/blog/mn#comment_70820

    A co powie ksiądz biskup na temat herezji w Neokatechumenacie???

    #66 Festung
  67. Ad #66 Festung
    To, co mówi Urząd Nauczycielski Kościoła.
    W określaniu tego, co jest herezją, jedynym kompetentnym jest właśnie Urząd Nauczycielski Kościoła, a nie żadne inne czynniki.
    Bp ZbK

    #67 bp Zbigniew Kiernikowski
  68. Ad #66 Festung bis etc.
    Kolejnych przesłanych przez to samo źródło komentarzy nie upubliczniam.
    Jeśli, jak Pan/Pani/ Ksiądz pisze, według oceny Pana etc., teksty Kiko nie są katolickie, to jest to Pana etc. zdanie.
    Trzeba więc zapytać Kościoła, gdyż niekonieczenie Pana etc. zdanie jest kompetentne w materii określania tego, co jest katolickie, a co nie.
    Jeśli Pan etc. chce ze mną prowadzić dalszą wymianę myśli, to proszę skontaktować się inną drogą, najlepiej osobiście.
    Bp ZbK

    #68 bp Zbigniew Kiernikowski
  69. Przeczytałem wiele komentarzy i stwierdzam że dyskusja z przeciwnikami Neokatechumenatu jest pozbawiona sensu. Dlaczego?

    Wszyscy zainteresowani losami KK, (kościoła katolickiego) zorientowani są w fenomenie ruchów posoborowych. Sobór Watykański II niejako nadał (poprzez szereg prerogatyw) bieg sprawom już od wielu lat poruszającym wiernych w KK. Ich celem jest odnowa skostniałych struktur parafialnych skoncentrowanych na administrowaniu powierzonym przez Biskupa terytorium. Oczywiście kapłani starają się docierać, poprzez katechezę w szkołach i ambonę, z Dobrą Nowiną do wiernych. Nie są w stanie sprostać temu zadaniu sami, co pokazuje nam bezlitosna statystyka.
    Proces laicyzacji społeczeństwa jest bardzo widoczny. Aby wyjść naprzeciw temu zjawisku, KK dysponuje właśnie taką bronią, jak małe wspólnoty wiernych (Neokatechumenat, Ruch Światło-Życie zwany oazowym, Odnowa w Duchu Świętym, Koinonia), które budują swoją formację w oparciu o własny charyzmat. Każda grupa ma swój specyficzny charakter, jednakże wspólna cecha łącząca, to autentyczne, osobiste pragnienie „poznawania” Boga.

    Jeśli Pan X krytykuje publicznie prawdę, którą KK realizuje i wprowadza w życie, niech się zastanowi, czy przypadkiem „nie wykrzywia prostych dróg Pańskich”. Każde kłamstwo i oszczerstwo ma jednego ojca-Diabła. Nigdy nie zabraknie ludzi sprzeciwiających się Duchowi Świętemu i jego dziełu, Nowej Ewangelizacji. Osobiście odradzam wszelką formę dialogu. Z wrogiem zbawienia nikt nie dyskutuje. Z wrogiem się walczy.

    #69 Michael
  70. #69 Michael
    1.Trochę drażni mnie sformułowanie „broń” w odniesieniu do małych wspólnot.
    2.Bardziej odpowiada mi jednak chęć rozmowy z mającym inne poglądy (może nawet niesłuszne) wyrażona przez Ks. Bpa niż nazywanie go „wrogiem zbawienia”…
    Pozdrawiam 🙂

    #70 michael
  71. Skoro pismo święte same siebie nazywa „mieczem obosiecznym” czy też ksiądz nazywa różaniec święty „bronią”, nie widzę tu powodu, by drażniło kogoś takie odniesienie. Kościół jest wojujący. Taki miał być w pierwotnym założeniu. Co do ad2: „wrogiem zbawienia” nazwałem ducha, z którego natchnienia przemawiał Pan X. Bo jeśli szerzy oszczerstwa i kłamstwa, to jego natchnieniem jest wróg zbawienia -Diabeł.
    To oczywistość jasna dla każdego chrześcijanina świadomego walki duchowej i napięcia panującego między światem a duchem. Przestrzegam przed relatywizmem i pseudo-ewangelizacją opartą na intelektualnym wywodzie, który niczego nie zmieni w sercu Pana X.
    Konkludując wesprę się nieomylnym w kwestiach wiary Słowem: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.”

    Toteż należy rzetelnie zastanowić się nad motywami osób, które poświęciły swój czas i energię na zwalczanie Dzieła Nowej Ewangelizacji. Możliwe, że pod płaszczykiem pobożności kryje się religijny hipokryta, który wiarę pomylił z wiedzą na jej temat. I pamiętajmy: „Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza” (Mt 12:30).

    Pozdrawiam

    #71 Michael
  72. #71 Michael,
    1. lepiej by było (wg mnie) jednak, żeby te wspólnoty były znakiem dla świata; a bronią niech będzie modlitwa, a mieczem – Słowo. Ale nie będę się upierać…
    2. ostrzeżenie przed „relatywizmem i pseudo-ewangelizacją opartą na intelektualnym wywodzie” przyjmuję i przemyślę…
    3. podoba mi się Twoje stwierdzenie „możliwe” (że pod płaszczykiem pobożności kryje się religijny hipokryta), bo zakłada pewną niepewność…
    Pozdrawiam 🙂

    #72 julia
  73. Ciekawy artykuł J.E.
    Problem jest taki, ze ruchy Nowej Ewangelizacji zajmują się de facto ratowaniem tego, co zmarnowano na katechezie (czy to w salkach przyparafialnych, czy w szkole). Fenomen jest taki, że ludzie starzy lepiej orientują się w prawdach wiary niż np. obecni kandydaci do bierzmowania. (Mówię na razie o stronie teoretycznej wiary). Katecheza w szkole upadła zupełnie. Pochodną tego jest to, ze rodzice nie potrafią przekazać dzieciom wiary (bo nawet nie wiedzą co przekazać…)- mamy równie pochyłą na dno. I neokatechumenat, i nowe ruchy (i tradycjonaliści) za pomocą wędki wyławiają z tej równi JEDNOSTKI. A to o wiele za mało…

    A teraz trochę krytyki. Greckie słowo, z którego pochodzi słowo PREZBITER oznacza tyle co PRZEŁOŻONY. Bo już w pierwotnym Kościele taka była m.in. funkcja kapłanów. W neokatechumenacie to miejsce zajmują (świeccy lub duchowni) katechiści i świecki odpowiedzialny. Zgrzyt pierwszy…

    Zgrzyt drugi- autor tekstu pisze jakoby prezbiter miał prawo do interwencji. Zupełnie słusznie i na miejscu. Tyle ze w innym tekście – o. Dariusz Kowalczyk SJ pisze o prezbiterach, którym jakoby brakło pokory i ośmielili się PRZECIWSTAWIĆ katechistom. Ojciec Kowalczyk powołuje się tu na Statut DN, na podstawie którego wyciąga wniosek, ze to katechiści czuwają nad zachowaniem charyzmatu Drogi. Nie będę ukrywał, że widzę tu aluzję do książki ks. prałata Skotnickiego – ks Skotnicki opisuje jak wielokrotnie nie zgadzał się na (pewne) odstępstwa od obowiązujących w Kościele norm liturgicznych. A odstępstwa te są NADAL w liturgii DN – choćby komunia kapłana wspólnie z wiernymi (sprzeczne z OWdMR), czekanie z przyjęciem Komunii św na wszystkich („powinien przyjęć niezwłocznie) itp.
    Ktoś tu napisał, że w naszych czasach plagą jest m.in. nieposłuszeństwo. Jak lekarstwem na nie może być wspólnota, która licznie ponawianych napomnień uznaje swoje wewnętrzne normy za ważniejsze niż głos Wikariusza Chrystusa?
    Przecież to tylko (hojnie licząc) 10% działalności DN – dlaczego akurat ta „łyżka dziegciu” musi być, skoro bez niej było by niemal 100% miodu??? Sam ksiądz biskup pisał, ze w liturgii DN bardzo ważną rolę odgrywają znaki – ale część tych znaków jest wbrew Kościołowi, inne są zaledwie przez Kościół dopuszczone – nie da się ich pozbyć, przyjmując inne – zgodne z Kościołem?

    Nie potrafię tego zrozumieć – i nie wierzę, żeby nawet J.E. potrafił to wytłumaczyć. Ale „dum spiro spero”…

    #73 vanitas
  74. Mam 45 lat. Zagadnienia tzw wspólnot były mi nieznane. Nigdy do nich nie należałem. Owszem ktoś ze znajomych ze szkoły należał do Oazy – było to takie „harcerstwo z modlitwą” i tyle…
    Niedawno przeprowadziłem się. W moim dekanacie jest jedna parafia bez DN -moja i kilka „wspólnotowych”. Co różni (wszystkie) parafie od tych z połowy lat 70-tych – z mojej młodości? – brak modlitwy wiernych w kościele przed Najświętszym Sakramentem. Ludzi w ogóle poza mszą w kościele nie ma… bo i kościoły są pozamykane na 4 sp-y. Brak ciszy i skupienia modlitewnego. Brak tych żarliwych szeptów modlitewnych. Co to się stało? Dlaczego kościoły są pozamykane? Poza tym, jak skończy się msza, ludziska wstają, hałasują – skończył się spektakl czy co? Duszpasterzom to w ogóle nie przeszkadza! A Chrystus w tabernakulum? Dlaczego Parafie z DN nijak inaczej nie wyglądają? Słyszałem, że wszystkie grupy, wspólnoty mają to do siebie, że alienują się. Grupa nic nie wnosi do parafii, alienacja budzi podejrzenia, podejrzenia budzą obustronną nieufność i pogłębioną alienację itp itd.
    PS
    Tylko w jednej parafii można przyjąć Komunię na kolanach.

    #74 tykwa
  75. #73 vanitas, piszesz:
    „Problem jest taki, ze ruchy Nowej Ewangelizacji zajmują się de facto ratowaniem tego, co zmarnowano na katechezie (czy to w salkach przyparafialnych, czy w szkole). Fenomen jest taki, że ludzie starzy lepiej orientują się w prawdach wiary niż np. obecni kandydaci do bierzmowania. (Mówię na razie o stronie teoretycznej wiary). Katecheza w szkole upadła zupełnie. Pochodną tego jest to, ze rodzice nie potrafią przekazać dzieciom wiary (bo nawet nie wiedzą co przekazać…)- mamy równię pochyłą na dno”
    1. uważam, że ruchy Nowej Ewangelizacji zajmują się raczej ratowaniem tego, co zmarnowała RODZINA.
    2. może rzeczywiście „ludzie starzy” lepiej orientują się (teoretycznie) w prawdach wiary, tylko co z tego wynika? Dlaczego nie przekazali tych prawd swoim dzieciom? Być może dlatego, że znają je TYLKO teoretycznie. Znam taką starszą osobę, która zna prawdy wiary, ale nimi nie żyje. Nie widzi nic złego w wyśmiewaniu się z innych, nie przebacza błędów młodszym od siebie i rówieśnikom. Poza tym ta osoba sama przyznaje, że w młodości niezbyt chętnie uczestniczyła w katechezie i niekiedy opuszczała niedzielną Mszę św. Porównywanie więc religijności osób starszych z młodymi nie wydaje mi się zbyt trafne.
    3. przyczyną tego, że „rodzice nie potrafią przekazać dzieciom wiary” nie jest to, że „katecheza w szkole upadła zupełnie”. Sądzę, że dzieje się tak przede wszystkim dlatego, ponieważ rodzice „nie przeżyli świadomie pierwszego etapu wiary, związanego z przepowiadaniem i przyjęciem kerygmatu, albo nie zawsze wystarczająco sobie uświadamiają rolę kerygmatu w swoim życiu, a katechezę przeżyli czasem bardziej jako informację (naukę religii) niż formację wiary polegającą na świadomym i dobrowolnym kroczeniu za kimś, kto jest dojrzały w wierze i dzieli się jej doświadczeniem. Przy tym często katecheza ich była ograniczona do wieku dziecięcego czy młodzieńczego, nie dając okazji do wystarczającej konfrontacji życiowej poznanych prawd” ( Ks. Bp Zb. Kiernikowski: Katechezy liturgiczne, cz. II, str. 164)
    Pozdrawiam!

    #75 katechetka
  76. Czemu neokatechumenat nie celebruje Mszy razem ze wszystkimi innymi parafianami, tylko po jakiś salkach katechetycznych, czemu robicie swoją własną liturgię? Czemu nie przyjmujecie argumentów, że Wasza liturgia jest wypaczona? czemu śpiewacie takie dziwne piosenki, w których są fałszywe dźwięki? Czemu jesteście owiani tajemnicą i tak ciężko poznać Wasze nauczanie? Czemu np. zeszyty Ruchu Światło-Życie są ogólnie dostępne w Diakoniach Słowa, a materiałów Waszych katechistów dostać nie można? A może można- w takim razie gdzie? Od razu- zapraszamy na katechezy. Nie, nie chcę przychodzić na żadne katechezy. Żeby przeczytać, co głosi Oaza, nie muszę chodzić na spotkania, idę do Diakonii Słowa i mogę kupić konspekty i zeszyty. A u Was?

    #76 cabbage
  77. Ad #76 cabbage
    Cabbage!
    Nie wiem kim jesteś, ale widzę, że piszesz z wielkim zaangażowaniem i pewnością a także z pewnym dystansem w stosunku do tego, co się dzieje w Kościele – mam na myśli Kościół Katolicki. Odpisuję Ci także z pewną dozą argumentacji „ad hominem”. Mam nadzieję, że przyjmiesz to właściwie i też z pewną dozą krytycyzmu i gotowości na dystans w stosunku do swoich pewników.
    1.
    Co chcesz wyrazić przez sformułowania: „wasze liturgie”, „wypaczone liturgie” – są to przecież liturgie w Kościele Katolickim; „dziwne piosenki” – a są to przecież zasadniczo psalmy i kantyki biblijne i teksty Ojców Kościoła, a nie jakieś piosenki. Pomijam kwestię fałszywych dźwięków, bo one zdarzają się często także podczas innych liturgii. Podobnie też takie czy inne odchylenia w innych dziedzinach – także u najbardziej wypróbowanych „wiernych”. Naturalnie to nie jest żadnym argumentem usprawiedliwiającym dla DN, ale warto to wiedzieć.
    2.
    Każda liturgia jest ukonkretnieniem tylu faktorów, które współdziałają. W Neokatechumenacie sprawuje się liturgię Kościoła Katolickiego. Dlaczego to mówisz „wasze liturgie”. Tutaj się dystansujesz, zamiast się cieszyć (rozumiem, że jesteś wierzącym członkiem Kościoła Katolickiego), że są ludzie, którzy chcą poznawać tajemnice wiary i wchodzić w nie coraz głębiej zgodnie z zaleceniami Kościoła, nawet jeśli to w jakiś sposób odbiega od Twojej wizji biegu rzeczy. Neokatechumenat jest Kościele „itinerarium formacji katolickiej ważnej dla społeczeństwa naszych czasów”. Liturgie sprawowane są we wspólnotach, które przeżywają pochrzcielną formację katechumenalną. Są więc przeżywane przez ludzi, którzy potrzebują specjalnej przychylności i troski, by móc wzrastać w wierze i praktyce życia chrześcijańskiego.
    3.
    Każdemu dojrzałemu członkowi Kościoła wino zależeć na tym, by jak najwięcej ludzi zostawało wprowadzanych i przez właściwe doświadczenie wiary przygotowywanych do tego, by być żywym członkiem Kościoła. Posłużę się porównaniem. Jak oceniałaby społeczność jakiejś określonej jednostki administracyjnej, np. miasteczka czy gminy swego wójta, burmistrza czy prezydenta, który nie dbałyby o przedszkola dla dzieci, o szkoły podstawowe i tak kolejno, lecz zakładał, że wszyscy jednakowo muszą uczestniczyć w życiu wspólnoty dorosłych ludzi.

    4.
    Potrzebny jest katechumenat. Ta potrzeba formacyjna wynika stąd, że katechumenat rodzinny, który kiedyś spełniał swoje zadania, dziś jest tylko w niewielkim stopniu przeżywany w naszych rodzinach. Podobnie, i to niestety często, wiele braków wykazuje inicjacja chrześcijańska przy parafiach. Nie jest w stanie spełnić tego katecheza szkolna. Parafie muszą się zatroszczyć o to, by miały „instytucję” katechumenatu. By miały łono, w których mogą rodzić do wiary nowych członków.
    5.
    Członkowie zaś wspólnot parafialnych, którym zależy na rozwoju parafii, mogą tylko się cieszyć i dziękować Bogu za to, że wzbudza takie środowiska i ludzi, którzy chcą to przeżywać i przekazywać w jedności z biskupem i proboszczem. Jeśli zaś tak nie jest, tzn. nie cieszą się z tego, bo coś jest inaczej niż dotychczas w parafii było, bo jest liturgia w małych grupach (zresztą zgodnie z zaleceniami Kościoła) itp., to takie dziwienie się, „obrażanie się” czy kontestowanie, można tylko porównać do tego, jak gdyby ktoś dziwił się czy się obrażał na to, że dzieci w przedszkolu się ślinią i co innego zrobią, że w pierwszej klasie nie potrafią tak pisać i wypowiadać się jak dorośli itp.
    6.
    Takie postawy, jaka zdaje się przebijać z Twojej wypowiedzi, można porównać też do pretensji przysłowiowej „starej panny”, która już nie może począć, a zazdrości, czy krytykuje to, że inni to robią i to robią „inaczej” niż ona sobie to wyobraża. (mówię o przysłowiowej, proszę też więc, aby nikt tym nie czuł się dotknięty). Wiem, że jest to mocne porównanie, ale jest w nim dużo racji. Jeśli wspólnoty kościelne (parafialne) nie zatroszczą się o to, by mieć łono (różne formy katechumenatu, chrzcielnego i pochrzcielnego, pośród których jedną, zaaprobowaną przez Kościół, jest Droga Neokatechumenalna), to mogą zostać, jak ta przysłowiowa „stara panna”, która nie urodziła i już nie może urodzić.
    7.
    Mam nadzieję, że moje porównanie zostanie właściwie interpretowane i z góry przepraszam osoby, które „nie rodziły”, bo to nie dotyczy ich, lecz służy tylko jako odniesienie.
    8.
    Proszę wszystkich, którzy czasem tak „zajadle” atakują Drogę Neokatechumenalną, by rozważyli, do czego to atakowanie prowadzi i komu „ewentualnie” służy. Droga jest zatwierdzona przez Urząd Nauczycielski Kościoła i jest powierzona biskupom jako narzędzie realizacji wtajemniczenia chrześcijańskiego i stałego wychowania wiary. Nikt nie jest zmuszony do uczestniczenia w niej, ale żaden prawdziwie wierzący członek Kościoła nie będzie patrzył na ten charyzmat nieprzychylnie. Podobnie korzystanie z niej lub nie, zależy od woli biskupa danej diecezji i od proboszcza konkretnej parafii. Proszę więc tych wszystkich, którzy mają różne krytyczne racje wobec Drogi Neokatechumenalnej czy jakieś doświadczenia z Drogą, które ich wobec niej dystansują, proszę, by nie wchodzili w postawę czy zachowanie przysłowiowego „psa ogrodnika”. Nikomu to nie służy. Nie służy to Kościołowi – ogrodowi i winnicy Pańskiej, która jest po to, by z niej mogło korzystać jak najwięcej potrzebujących ludzi.
    9.
    Zwracam też uwagę na to, że kto w jakiś sposób przyczynia się do utrudniania czy udaremniania realizacji tego, do czego zmierza i co realizuje charyzmat Drogi, działa wbrew pasterskiej i misyjnej intencji Kościoła. Jednocześnie też stawia siebie w pewnym względzie ponad autorytet kościelny, a to jest już poważnym nadużyciem i jakimś wyłączaniem się ze wspólnoty kościelnej.
    10.
    Na temat Drogi można otrzymać bardzo wiele materiałów. Jednakże ani materiały o Drodze, ani też materiały Ruchu Światło Życie nie są w stanie wprowadzić w doświadczenie formacyjne. Ono dokonuje się zasadniczo we wspólnocie.
    Byłoby jeszcze więcej do powiedzenia. Na dzisiaj niechaj to starczy. Powierzam to Twojej rozwadze, Cabbage i wszystkim zainteresowanym.
    Neokatechumenów zaś proszę o wytrwałość, postawę wdzięczności za wielkie dary, jakich mogą doświadczać w Kościele i dzięki wzbudzanym w nim przez Ducha Świętego nowym charyzmatom. Proszę też o wierność nauczaniu Kościoła i dawanie świadectwa tej wierności swoim życiem.
    Módlcie się też o to, aby było możliwe głoszenie katechez w wielu parafiach i aby Pan otwierał uszy i serca szczególnie ludzi potrzebujących uleczenia ich życia przez moc Słowa i Liturgii. By do przepowiadania Dobrej Nowiny się otwierały bramy nawet najbardzie zamknięte (zob. Kol 4,3n). Słowo bowiem ostatecznie nie może ulec skrępowaniu. Ono ma moc! (zob. 2 Tm 2,9).
    Bp ZbK

    #77 bp Zbigniew Kiernikowski
  78. Skoro rodzina przestała „rodzić chrześcijan” to znaczy, że przez te wszystkie (np. 25) lata, katecheza i homilie były chybione i całkowicie nieskuteczne. Koniec i kropka.

    A teraz bez analizy krytycznej, ci sami ludzie z tym samym przekazem (tym razem nie publicznie ale w zamkniętych wspólnotach) próbują od nowa. Chyba jeszcze nie czas schodzić do podziemia. Wyjdźcie z salek, zapraszam do mojego kościoła parafialnego.

    Najpierw trzeba wiedzieć gdzie został poczyniony błąd w nauczaniu wiernych, skoro owoce są jak ulęgałki. A nie zwalać winę na rodziny. Należy uderzać się w własne piersi.

    Wiem, jest to trudne. Też byłem w tych tłumach podczas pielgrzymek Jana Pawła II (wszystkich!). To fiasko nauczania, o którym mówimy, przypada właśnie na te lata… Bo teraz tamci młodzi mają te rodziny…. które nie rodzą chrześcijan.

    #78 tykwa
  79. #78 tykwa,
    zastanawiam się, czy czytasz wszystkie komentarze, czy tylko niektóre…
    Piszesz: „Skoro rodzina przestała “rodzić chrześcijan” to znaczy, że przez te wszystkie (np. 25) lata, katecheza i homilie były chybione i całkowicie nieskuteczne. Koniec i kropka”
    Odp.: „materiały (katechezy, homilie) nie są w stanie wprowadzić w doświadczenie formacyjne. Ono dokonuje się zasadniczo we wspólnocie” (rodzinie albo innej) – z #77.
    Piszesz: „A teraz bez analizy krytycznej, ci sami ludzie z tym samym przekazem (tym razem nie publicznie ale w zamkniętych wspólnotach) próbują od nowa”
    Odp.: Skąd taki wniosek, że „bez analizy krytycznej” i że „z tym samym przekazem”? Z tego, co wiem, to właśnie DN jest odpowiedzią Kościoła na „analizę krytyczną” tego, jaki jest dziś Kościół. I nie jest to „ten sam przekaz” co w salach katechetycznych czy w homiliach.
    „Neokatechumenat jest Kościele „itinerarium formacji katolickiej ważnej dla społeczeństwa naszych czasów”. Liturgie sprawowane są we WSPÓLNOTACH, KTÓRE PRZEŻYWAJĄ POCHRZCIELNĄ FORMACJĘ KATECHUMENALNĄ” – z #77
    Wcześniej niewielu widziało potrzebę takiej formacji (katechumenalnej) poza rodziną.
    Piszesz: „Najpierw trzeba wiedzieć gdzie został poczyniony błąd w nauczaniu wiernych, skoro owoce są jak ulęgałki. A nie zwalać winę na rodziny. Należy uderzać się w własne piersi”
    Myślę, że przyczyna takiego stanu rzeczy jest jasno określona. W #75 w punkcie 3 o tym pisałam cytując Ks. Bpa. Poza tym uderzanie się we własne piersi to właśnie uderzanie we własne rodziny, bo księża, katecheci nie biorą się z księżyca, tylko są formowani w rodzinach…

    #79 katechetka
  80. @ Katechetka
    Dziękuję z odpowiedź.
    Napisała Pani:
    […]Odp.: “materiały (katechezy, homilie) nie są w stanie wprowadzić w doświadczenie formacyjne. Ono dokonuje się zasadniczo we wspólnocie” (rodzinie albo innej) – z #77.[…]

    Błąd logiczny, mylenie przyczyny i skutku.

    Katecheza i homilia mają dostarczyć WIEDZY (w co wierzymy)a nie wprowadzić w DOŚWIADCZENIE formacyjne (doświadczać wiary).

    Gdy będziemy WIEDZIEĆ, poznamy dogmaty wiary (np.Zmartwychwstanie) będziemy mogli: PRZEMYŚLEĆ i MODLIĆ SIĘ o Łaskę Wiary i wtedy możemy DOŚWIADCZYĆ wiary, Łask itp. DOŚWIADCZENIE jest odczuwaniem/ przeżywaniem osobistym i nie podlega ani nauczaniu Kościoła ani ocenie. (patrz pismo KEP o stopniach z religii. Słusznie piszą, że ocenie nie podlega wiara, przezywanie tylko WIEDZA!!! )
    Św. Paweł (?) pisze o tym, że nie może grzeszyć ten co nie zna Prawa. Czyli ktoś niedouczony. Podobnie nie może być chrześcijaninem (katolikiem)ktoś kto nie ZNA nie WIE nic o dogmacie mówiącym o Zmartwychwstaniu. Bo niby jak ma wierzyć w coś co nie zostało mu PRZEKAZANE na katechezie. A co dopiero mówić o DOŚWIADCZENIU ?!

    Zagadkowym słowem jest użyte przez Panią słowo :”FORMACJA”. Słowo wytrych… takie „wiecie rozumiecie towarzysze”. Sprawdźmy: „Formować – nadawać czemuś określoną FORMĘ, KSZTAŁT; kształtować, wyrabiać”.

    Otóż, formacja odbywa się z „powierzonego materiału”. Młody człowiek emocjonalnie wsiąka we wspólnotę, wypełnia formę tej wspólnoty, upodabnia się: spiewa te same piosenki, przejmuje obrzędowość grupy.

    Brak katechezy – PRZEKAZYWANIA WIEDZY – prowadzi do ucieczki w OBRZĘDOWOŚĆ i EMOCJE. Brak solidnej WIEDZY KATECHIZMOWEJ prowadzi do fałszywego tłumaczenia sobie życia.
    I tak 100 lat temu niedouczone niepiśmienne jednostki PRZEŻYWAŁY wiarę(?) tak oto: „Jak modliłam się o zdrowie mamy, to portret Leona XIII przekrzywił się na zakrystii”
    Obecnie niedouczone jednostki PRZEŻYWAJĄ wiarę(?) tak oto: „Jak we wspólnocie się modliłem o zdrowie dziecka,to lekarzowi zawiesił się komputer a wyniki lab. okazały się dobre”

    Jedno i drugie PRZEŻYCIE i DOŚWIADCZENIE jest szczere, subiektywne i nikomu nie wolno tego podważać lub wyśmiewać.
    To są ludzkie ODCZUCIA i EMOCJE, należy je SZANOWAĆ… ale… co to ma wspólnego z Wiara KK ?

    #80 tykwa
  81. @ Katechetka,
    podsumowując:
    Brak rzetelnej wiedzy prowadzi wiernych i księży do naturalnej ucieczki w emocjonalizm indywidualny lub grupowy. Stąd (także w Starożytnej Grecji) zjawiska powstawania GRUP EUFORYSTYCZNYCH i dziwne nagromadzenie „nadprzyrodzonych” zjawisk wśród jej członków.
    Rzetelna WIEDZA prowadzi człowieka do silnej wiary objawiającej się spokojem i opanowaniem. Taka wiara nie „żywi” się non stop : zjawiskami, doznaniami, doświadczeniami, świadectwami – bo wszystkie one są subiektywnymi odczuciami i emocjami ludzi i nie mogą stanowić fundamentu do budowania Wiary w Boga.
    Tym fundamentem jest Logos i Magisterium… którego niestety nikt nie naucza młodych.

    #81 tykwa
  82. #80, 81, tykwa,
    miło mi, że chcesz ze mną rozmawiać 🙂
    W swoim wpisie poruszasz bardzo wiele różnych spraw. Nie wiem, czy potrafię odnieść się do wszystkich, ale do niektórych spróbuję. Nie jest moim zamiarem przekonywanie Cię do mojego zdania, tylko podzielenie się tym, czego doświadczyłam, czego się dowiedziałam i uważam za prawdę, i w co wierzę.
    1. Dopiero niedawno (a szkoda, bo jestem katechetką od dawna) dowiedziałam się, że są 3 etapy głoszenia słowa Bożego: KERYGMAT (obwieszczanie Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego), KATECHEZA (pouczenie formacyjne, podczas którego kształtuje się postawa POSŁUSZEŃSTWA słowu Bożemu i wspólnocie Kościoła) i HOMILIA w liturgii (gdzie wspólnota celebruje i przeżywa tajemnice zbawcze pod przewodnictwem ustanowionego szafarza).
    2. „BEZ UPRZEDNIEGO KERYGMATU I WŁAŚCIWEJ KATECHEZY nie można działać na polu mistagogii, czyli wprowadzania w tajemnice” (zbawcze) – „Katechezy liturgiczne, cz.II.
    3. Tak, doświadczenie wiary nie podlega ocenie, na lekcji religii oceniam wiedzę.
    4. Myślę, że mam WIEDZĘ większą od moich uczniów. Natomiast obserwuję, że WIARA niektórych jest większa od mojej.
    5. Choć żyję dość długo – kerygmat został mi obwieszczony niedawno. I wiem, że NAPRAWDĘ jest to PODSTAWOWY, FUNDAMENTALNY etap głoszenia słowa Bożego. Bo od tego dnia (a nie od dnia, w którym zdałam wszystkie egzaminy) – wszystko się w moim życiu zmieniło. To znaczy – inaczej katechizuję, inaczej rozumiem wydarzenia mojego życia – sukcesy i porażki.
    6. Doszłam do wniosku, że ci, którym NAJPIERW głoszony jest kerygmat – mają większą szansę z sukcesem kształtować w sobie postawę posłuszeństwa słowu Bożemu i Kościołowi, a potem być wprowadzanym w tajemnice.
    7. „nie może być chrześcijaninem (katolikiem)ktoś kto nie ZNA nie WIE nic o dogmacie mówiącym o Zmartwychwstaniu”
    A ja uważam, że nie może nazywać siebie chrześcijaninem ten, kto nie zrozumiał, czym jest chrzest. Że „zanurzenie” w wodzie jest symbolem pogrzebania katechumena w śmierci Chrystusa, z której powstaje przez zmartwychwstanie z Nim jako „nowe stworzenie” (2 Kor 5,17; Ga 6,15)- KKK 1214. Czyli ten, kto godzi się na umieranie z Chrystusem (starego człowieka w nas) po to, by było miejsce w nas na „nowego człowieka” na wzór Chrystusa.
    8. „Brak katechezy – PRZEKAZYWANIA WIEDZY – prowadzi do ucieczki w OBRZĘDOWOŚĆ i EMOCJE. Brak solidnej WIEDZY KATECHIZMOWEJ prowadzi do fałszywego tłumaczenia sobie życia”
    Sądzę, że poddawanie się katechezie (posłuszeństwo słowu Bożemu i Kościołowi) jest niemożliwe (bardzo trudne) bez doświadczenia, że jest Ktoś – Bóg, kto pomaga mi żyć w mojej trudnej sytuacji życiowej. „I to nie z oczekiwaniem i nadzieją, że ona jakoś minie, że rozwiąże się po twojej myśli. GŁOSZONE SŁOWO POMOŻE CI ODKRYĆ, że nawet jeśli być może wszystko pójdzie inaczej niż byś chciał, to dzieje się tak dla twojego dobra” (Katechezy liturgiczne, cz. II). Ktoś, kto ma przekazane przez osobę sobie bliską (przewodnika), że taką moc ma słowo Boże – będzie chciał je poznawać. Kto tego nie wie – nie widzi sensu w posłuszeństwie słowu i wspólnocie Kościoła też. Sama to obserwuję.
    Uważam, że właśnie BEZ głoszenia kerygmatu katecheza staje się wprowadzaniem w obrzędowość i emocje. A kiedy obrzędy zaczynają nudzić (bo są wciąż takie same), a emocje się zmieniają – człowiek odchodzi od Kościoła. Bo nie widzi w Nim ratunku dla siebie w swoich problemach. (Dlatego na ile potrafię głoszę kerygmat)
    9. „Rzetelna WIEDZA prowadzi człowieka do silnej wiary objawiającej się spokojem i opanowaniem. Taka wiara nie “żywi” się non stop : zjawiskami, doznaniami, doświadczeniami, świadectwami – bo wszystkie one są subiektywnymi odczuciami i emocjami ludzi i nie mogą stanowić fundamentu do budowania Wiary w Boga”
    Mogę tylko powiedzieć, że mnie do prawdziwej Wiary nie doprowadziła rzetelna wiedza ani zjawiska, doznania, doświadczenia innych, świadectwa – ale KERYGMAT głoszony we wspólnocie. Usłyszane „możesz umierać, bo jest Ktoś, kto pokonał śmierć i jest w mocy wyprowadzić cię z twojej śmierci” w sytuacji mojego kryzysu stało się wtedy i jest nadal podstawą mojego życia. Codziennie umieram z takich czy innych powodów, czasem strasznie banalnych i głupich (aż wstyd się przyznawać) i wciąż sobie przypominam tamten dzień z wdzięcznością.
    Przepraszam za dłuuugą wypowiedź 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #82 katechetka
  83. @ Katechetka,
    Pisze Pani:
    […]w sytuacji mojego kryzysu stało się wtedy i jest nadal podstawą mojego życia. Codziennie umieram z takich czy innych powodów, czasem strasznie banalnych i głupich (aż wstyd się przyznawać)[…][…]Ktoś, kto ma przekazane przez osobę sobie bliską (przewodnika), że taką moc ma słowo Boże – […]
    Cała Pani wypowiedź potwierdza to o czym piszę. Nie ma sensu bym wszystko cytował z Pani wypowiedzi, ale „kipi ona emocjami”.
    Proszę się nie obrazić, ale ktoś mi kiedyś powiedział tak: ” Wiesz, wszystkie te ruchy są dla zbuntowanych dzieci nomenklatury i okaleczonych psychicznie”. Trudno mi polemizować z emocjami…
    Odniosę sie do konkretu: Pisze Pani:[…]Uważam, że właśnie BEZ głoszenia kerygmatu katecheza staje się wprowadzaniem w obrzędowość i emocje. A kiedy obrzędy zaczynają nudzić (bo są wciąż takie same), a emocje się zmieniają – człowiek odchodzi od Kościoła. Bo nie widzi w Nim ratunku dla siebie w swoich problemach. (Dlatego na ile potrafię głoszę kerygmat)[…]
    Otóż jest na odwrót. Katecheza nie wprowadza do obrzędów a tym bardziej w emocje. Dopiero gdy rozumiem mogę podjąć racjonalną decyzję
    – tak, uważam, że kult Boży ma sens; lub nie, odrzucam taką wizję przeznaczenia człowieka.
    Obrzędowość ze swej natury jest przecież taka sama. Nigdy nie nudzi gdy ROZUMIEMY jej SENS. Gdy uczestniczymy w obrzędach pchnięci emocjami… po pewnym czasie obrzędy zaczynają nas NUDZIĆ.
    Wtedy szukamy „uatrakcyjnienia” obrzędów bo za naszymi emocjami kryje się PUSTKA. Taką „wiarę” trzeba „podgrzewać” „lifingować” jak przebrzmiałą piosenkę z minionego sezonu muzycznego. Cały czas coś nowego!
    Proszę szczerze powiedzieć czym różni się Orkiestra Św.Pomocy od Lednicy? Porą roku? Tu i tam podkreśla się jedno: „jesteśmy razem” „razem jest nam lepiej” „razem się rozumiemy”. Nie naśmiewam się. Być może 60% ludzi w Polsce potrzebuje pomocy psychologicznej. Taka pomoc jest dobra i potrzebna (patrz sukces terapii AA).
    Z innej beczki:
    Czy wszyscy musimy być zbawieni? A kto będzie w takim razie potępiony?

    Trwam przy swoim:

    Brak rzetelnej wiedzy prowadzi wiernych i księży do naturalnej ucieczki w emocjonalizm indywidualny lub grupowy. Stąd (także w Starożytnej Grecji) zjawiska powstawania GRUP EUFORYSTYCZNYCH i dziwne nagromadzenie “nadprzyrodzonych” zjawisk wśród jej członków.
    Rzetelna WIEDZA prowadzi człowieka do silnej wiary objawiającej się spokojem i opanowaniem. Taka wiara nie “żywi” się non stop : zjawiskami, doznaniami, doświadczeniami, świadectwami – bo wszystkie one są subiektywnymi odczuciami i emocjami ludzi i nie mogą stanowić fundamentu do budowania Wiary w Boga.
    Tym fundamentem jest Logos i Magisterium… którego niestety nikt nie naucza młodych.

    Pozdrawiam

    #83 tykwa
  84. #83 tykwa,
    cytuję za Tereską (wypowiedź na blogu Mój temat w KRP: Katecheza „Wyjście”):
    „jestem w pewnym wieku, dostałam z woli Bożej przewodnika i wspólnotę Drogi /od niedawna/ za co jestem Bogu niezmiernie wdzięczna, bo wreszcie odkryłam Moc Słowa. We wspólnocie zetknęłam się z ludźmi w różnym wieku i ze wzruszeniem przysłuchuję się nastolatkom, którym jest już dane światło rozumienia Słowa. One mają tę łaskę, że od urodzenia prowadzone są przez rodziców drogą poznawania tej Mocy we wspólnocie DN. Widząc z różnych stron ataki na Neokatechumenat dochodzę do wniosku, że jest to wielkie dzieło Boże i dlatego zło szaleje”
    Mam nadzieję, że między Lednicą a Przystankiem Woodstock jest zasadnicza różnica. Na Lednicę przybywa młodzież, by „w atmosferze radosnej i głębokiej modlitwy na nowo dokonać osobistego wyboru Chrystusa jako najwyższej wartości w życiu. Jest to nawiązanie do sakramentu Chrztu, w którym człowiek dokonuje tego wyboru w odpowiedzi na uprzednie wybranie przez Chrystusa: „Nie wyście mnie wybrali, ale ja Was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc Wasz trwał” (J 15, 16) – z przesłania Benedykta XVI do uczestników Lednicy 2009.
    Nie jest to celem Przystanku Woodstock…
    Przepraszam, że głupio pytam, ale na czym ma polegać nauczanie młodych Logosu i Magisterium?
    Pozdrawiam 🙂

    #84 katechetka
  85. @ Katechetka

    EPILOG

    […]człowiek odchodzi od Kościoła. Bo nie widzi w Nim ratunku dla siebie w swoich problemach.[…]

    Na Miłość Boską! Człowiek jest w Kościele dla „ratunku w swoich problemach”?!

    A ja myślałem, że dla zbawienia duszy…

    emocje, emocje i jeszcze raz psychoterapia 🙂

    #85 tykwa
  86. #85 tykwa,
    czyli dusza oddzielnie, ciało oddzielnie?
    Duszę zbawiam w Kościele, rozwiązania problemów ciała szukam u wróżki?
    Tykwa, nie jestem w stanie („nie mam wiedzy” – jak mówią politycy 🙂 ) z Tobą dyskutować. Ale było mi bardzo miło 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #86 katechetka
  87. @ katechetka,

    odpowiadam:
    pytasz:[…]Przepraszam, że głupio pytam, ale na czym ma polegać nauczanie młodych Logosu i Magisterium?[…]
    odp.: Czytamy np.Ewangelię z perykopami i omawiamy jak Kościół rozumie i naucza w Encyklikach.

    Pytasz:
    „czyli dusza oddzielnie, ciało oddzielnie?
    Duszę zbawiam w Kościele, rozwiązania problemów ciała szukam u wróżki?” (zmieniasz sens swojego wpisu 🙂 )

    Odpowiadam:

    Masz Rację! Kościół bierze ludzi całych, czyli z duszą i ciałem. „Nie dzieli ich przez zatrzymanie dla Boga tego, co duchowe i odrzucenie części cielesnej poza obręb swych zainteresowań” ale jednocześnie Kościół oddziela „dziedziny działalności i uczynków człowieka, bezpośrednio nastawionych na cel ostateczny, tj. nasze zjednoczenie z Chrystusem”. Zatem nie wszystko w działalności człowieka wymaga pomocy wspólnoty z duszpasterzem. Są rzeczy, które wymagają pomocy psychologa i lekarza.

    Jeżeli twierdzisz cytat: „[…]człowiek odchodzi od Kościoła. Bo nie widzi w Nim ratunku dla siebie w swoich problemach.[…]”

    To właśnie znaczy, że potrzebny jest lekarz, psycholog. Nie rozumie on bowiem dlaczego i po co jest w Kościele.

    Z tych wpisów B.Dużo się dowiedziałem. Dziękuję i pozdrawiam, Tykwa.

    #87 tykwa
  88. #87 tykwa
    Paweł, zwany wcześniej Szawłem, kiedy spadł z konia, jestem przekonana, a jeśli się mylę proszę o pomoc, że nie był w stanie zupełnie bez emocji przyjąć spotkania z Jezusem. Do głębokiej wiary, w żadnej mierze nie opartej na emocjach, idzie się pewnie bardzo długo. Potem św. Paweł zaczął postępować zupełnie inaczej niż do tej pory, zaczął głosić Dobrą Nowinę, jego życie stało się życiem dla Pana. Wszyscy którzy go znali dziwili się, skazywali go. Nie wiem czy nawróceniu mogą nie towarzyszyć emocje. I nie musi to być nawrócenie obfite w takie cuda.
    A Duch Święty, który jest Pocieszycielem i wlewa się w człowieka radością niewysłowioną, że nie tylko taniec rodzi się w nogach, ale wiele innych odczuć?
    Czy zatem jest to radość czysto emocjonalna czy łaska? A prorok , który płacze w świątyni niebieskiej, bo nikt nie jest zdolny otworzyć pieczęci? Płacz, również wyraża emocje, i powstaje z obcowania z Bogiem.
    Pragnę jeszcze dodać, że duszy nie uleczy psycholog . Problem leży gdzie indziej. Tak ja to rozeznaje. A że swojemu rozeznawaniu nie ufam. Proszę o pomoc jeśli tkwię w ciemności.
    katechumenka

    #88 Karina
  89. Brak czci do Najświętszego Sakramentu (niedbałość o partykuły, komunia na rękę rozdzielana przed 'Oto baranek Boży…” itp) podczas liturgii neokatechumenalnej nie pozwoliłby mi uczestniczyć w takiej liturgii.

    Z katechezami natomiast chętnie bym się zapoznał, tylko że nigdzie ich spotkać nie można.

    Zastanawiam się również, czemu komentarze tzw. „tradycjonalistów” nie są publikowane?

    Z Panem Bogiem.

    #89 TomaszKamilJan
  90. O neokatechumenacie dowiedziałam się właściwie niedawno. Zainteresował mnie, szczególnie że mój przyjaciel ostatnio wstąpił na Drogę i widzę zmianę jego życia. Jednak słyszałam też parę kwestii, które budzą moje wątpliwości, czy to byłaby wspólnota dla mnie.

    1. Liturgia pokutna. Czy to prawda, że w neokatechumenacie jest podejście: spowiedź we wspólnocie, na głos, przed współbraćmi? W dodatku w wyznaczonych terminach? Dla mnie w drodze nawracania się bardzo ważna jest częsta spowiedź, ale bez przykazu 'teraz’. W dodatku nie rozumiem idei spowiadania się przed całą wspólnotą – są sprawy które dla dobra niektórych ludzi powinny pozostać w konfesjonale. Np gdy w małżeństwie była zdrada, bardzo żałowana, przeproszona ze szczerym zapewnieniem nigdy nie powtórzenia, wybaczona – czemu dzieci miałyby się o tym dowiedzieć? Uważam, ze powinno pozostać to między małżonkami i Bogiem.

    2. Skrutinium (?) = spowiedź jak wyżej z całego życia? przecież odpuszczenie grzechów następuje przy każdej spowiedzi. Do tego dochodzą odpusty.Nie rozumiem po co.

    3. Rozumiem, że neokatechumenat ma swoja 'formułę’ przeprowadzania Eucharystii. Nie rozumiem jednak czemu, jeśli ktoś ma ochotę bo ułatwia mu to przeżywanie Eucharystii, nie mógłby przyjmować Komunii

    Ogólnie – gdzie można szukać wyjaśnienia tego typu wątpliwości?
    Nie dowiem się tego po prostu przychodząc na katechezy (które i tak chyba dopiero za rok będą).

    Pozdrawiam,
    Katarzyna

    #90 Katarzyna
  91. Oj, urwało mi jakoś kawałek tekstu.
    Ad pkt 3. miało być:
    …nie mógłby przyjmować Komunii nie na siedząco, skoro i tak wszyscy przyjmują w tym samym czasie, to czemu nie można klęknąć? Przecież postawa stojąca w Kościele została wprowadzona ze względów praktycznych (’korkowanie się’ kościoła), a po powrocie na swoje miejsce każdy może/powinien pomodlić się/uwielbić Boga najlepiej klęcząc, jeśli to możliwe.

    #91 Katarzyna
  92. Dziwią mnie też znalezione w internecie komentarze niektórych ludzi, w tym kapłanów, związanych z neokatechumenatem. Mianowicie podejście: czemu krytykujecie, skoro tyle czasu co my na pewno nie poświęcacie na czytanie Pisma i Liturgie?
    A przecież poza neokatechumenatem są i inne wspólnoty i wraz z rozwojem życia (i duchowego, i fizycznych warunków), człowiek może szukać innych wspólnot (np z duszpasterstwa akademickiego przejść do duszpasterstwa absolwentów). Nawrócenie jest nie tylko w neokatechumenacie i ktoś nie należący nie jest przecież gorszym katolikiem.

    Ale może jestem po prostu przeczulona na punkcie agresji i przekrzykiwania się kto jest mądrzejszy.

    Konkretne pytanie: z neokatechumenatu można odejść, nie w poczuciu „odchodzę – przegrałem moją walkę o / próbę nawrócenia”? Czy składa się jakieś śluby/przyrzeczenia? Przecież choćby w przypadku uroczystych przyrzeczeń w kościele (np Duchowa Adopcja) istnieje możliwość poproszenia spowiednika o zwolnienie z przyrzeczenia, jeśli sytuacja uniemożliwia dalsze wypełnianie go (choć poza bardzo poważną chorobą nie widzę w tej chwili powodu).

    #92 Katarzyna
  93. Ad #90 Katarzyna
    Katyrzyno,
    masz trochę informacji, ale niepełnych i po części niewłaściwych.
    Jeśli podchodzisz do tematu poważnie, to proszę o kontakt. Zresztą możesz zapoznać się z tym, co jest podane przeze mnie choćby w różnych wpisach tutaj na blogu.
    Dziś odpowiem krótko kolejno na poruszone przez Ciebie zagadnienia.
    1. Nie ma we wspólnotach DN spowiedzi ani na głos ani na komendę, tzn., że trzeba się przy danej okazji spowiadać. Odbywają się regularnie, stosownie do okresów liturgicznych, konwiwencji itp., liturgie pokutne. Odbywają się według Rytuału (Obrzędy Pokuty – forma celebracji pokutnej z indywidualną spowiedzią), które są tak zalecane, a w praktyce w parafiach mało stosowane. Zapoznaj się z tą księgą liturgiczną. Idź do swego Księdza Proboszcza, poproś go o tę księga i o informacje na ten temat.
    2. Skrutynia, to coś zupełnie innego niż spowiedź. Możesz zapoznać się z moim artykułem na ten temat. Skrutynia, tak jak są prowadzone na DN to bardzo poważnie potraktowany i dobrze robiony element formacyjny. Naturalnie nie wszystkim to może i musi odpowiadać i nikt temu nie musi się poddawać. Jeśli jednak ktoś robi Drogę, to musi je przejść, bo to jest konieczny stopień w katechumenacie (tak było w Kościele pierwotnym).
    3. Liturgia jest sprawowana w duchu reform, jakie zostały wprowadzone po Soborze Watykańskim II i stosownie do innych dyspozycji danych przez SA. Życzyłbym sobie, by w innych przypadkach celebracji (także w parafiach) taką troską obejmowano liturgię, jak to jest czynione we wspólnotach DN.
    4. Nie słuchaj / czytaj wypowiedzi osób, które na temat DN nie mają wiele pojęcia, albo przeżyły coś, co je stawia w opozycji i piszą krytykując. Zapoznaj się z właściwymi materiałami i dokumentami.
    5. Jeśli ktoś w jakimkolwiek momencie DN stwierdzi, że to nie jest dla niego, może zawsze swobodnie odejść. Naturalnie będzie zachęcany do tego, by tego nie robił. To jest wyraz troski pasterskiej. Nie ma natomiast żadnego przymusu, żadnych ślubów, żadnego poczucia przegranej itp. Znam wiele osób, które odchodziły i powracały. Liczy się prawda i szczerość serca.
    6. Nie ma mowy o lepszych i gorszych katolikach. DN jest dla tych, którzy chcą na nowo przeżyć to wszystko, co winno być przed chrztem. Jest to katechumenat pochrzcielny. Zatwierdzony przez Kościół. Służy duszpasterzom jako gotowa struktura. Przeczytaj Statuty. Nie dawaj wiary twierdzeniom, że to jakiś odłam czy sekta czy coś podobnego. Jest to zatwierdzona przez Kościął struktura (iter) formująca wiarę w Kościele.
    7. Zachęcam Cię, byś poszła, wysłuchała katechez i wzięła udział w liturgiach podczas katechez zwiastowania (2 miesiące). Następnie pojechała na konwiwencję (2 dni). Potem zobaczysz, czy to dla Ciebie. Po konwiwencji rozpoczyna się kilkuletni okres prekatechumenatu. Potem pierwsze skrutynium i przejście do katechumenatu. Drugie skrutynium wprowadza do katechumenatu. Następuje wreszcie katechumenat (wprowadzenie w modlitwę, traditio etc.). Wtedy będziesz trochę wiedziała, co to znaczy. Trudno to wszystko wyjaśnić teoretycznie w krótkiej wypowiedzi …
    Pozdrawiam.
    Możesz się skontaktować bezpośrednio ze mną podając swój adres mailowy.
    Bp ZbK

    #93 bp Zbigniew Kiernikowski

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php