Uroczystość Wszystkich Świętych (2009)

by bp Zbigniew Kiernikowski

 

W Uroczystość Wszystkich Świętych jest czytana Ewangelia wg św. Mateusza – przytaczająca początek Kazania na Górze czyli – jak to zazwyczaj mówimy – Błogosławieństwa. W koncepcji tego działa literackiego, jakim jest Ewangelia wg św. Mateusza, ta mowa Jezusa wypowiedziana z Góry Błogosławieństw stanowi niejako zarys lub wprost swoisty program życia chrześcijańskiego. Właściwie jest to nakreślenie obrazu chrześcijanina z położeniem akcentów na najbardziej charakterystyczne cechy czy znamiona życia człowieka, który przystępuje do Jezusa i staje się Jego uczniem. Pierwszym rysem charakterystycznym tych którzy przystępują do Jezusa jest to, że odnoszą się do nich słowa Jezusa: Błogosławieni, czyli szczęśliwi. 

Gdy Jezus usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie.
Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni . . .
 (Mt 5,1nn). 

Kontekstem, w jakim padają te słowa Jezusa, są idące za Jezusem tłumy. Jezus widział te tłumy, które szukały uzdrowienia od swoich chorób, dolegliwości i wszystkiego, co czyniło ich życie trudnym i uciążliwym czy wprost nieszczęśliwym. W tej sytuacji Jezus wypowiada swoje zbawcze orędzie kreśląc przed oczyma tych ludzi obraz życia szczęśliwego. Czyni to jednak w całkowicie innych kategoriach, niż ludzkie oczekiwania.

1. Błogosławieni – szczęśliwi.

Jest to jednak zaskakujące, że nie wskazuje im jak osiągnąć szczęśliwość, o które zazwyczaj człowiek myśli i do której dąży, lecz zupełnie Inną. Człowiek zazwyczaj bowiem dąży do nasycenia siebie, do spokoju, do zabezpieczenia siebie, do posiadani i zamożności, do samowystarczalności itp. Jezus otwiera zaś zupełnie inną perspektywę. Wskazuje na potrzebę wejścia w te wszystkie aspekty życia, od których zazwyczaj człowiek ucieka czy chciałby się od nich uwolnić czy pozbyć.

Jest bardzo wymowne już pierwsze obwieszczenie: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. W tym obwieszczeniu jest zawarta istota wszystkiego, co Jezus przynosi człowiekowi, by czynić go szczęśliwym i uczestnikiem królestwa niebieskiego. Warto przypomnieć, że termin grecki (makarios), jaki jest użyty na wyrażenie owego staniu szczęśliwości, wyraża nie tyle aspekt kanonizowanego czy beatyfikowanego błogosławieństwa, lecz po prostu życiowy aspekt bycia szczęśliwym. Odnosi się to do wszystkich dziedzin życia i do całego życia – poczynając od teraźniejszego życia ziemskiego aż po życie wieczne.

Naturalnie Jezus nie dokonuje tym samym pochwały ani ubóstwa, ani smutku, ani cierpienia, ani samych wysiłków człowieka, gdy stara się o wprowadzanie pokoju czy dokonuje dzieł miłosierdzia. To są okoliczności w których człowiek ma okazję dawać coś z siebie niejednokrotnie tracąc wiele ze swego. Nie w tym jednak zasadza  się szczęśliwość, o której Jezus mówi i która obwieszcza.

2. Przystąpienie do Jezusa, który przyszedł do nas i stanął przy każdym z nas

Klucz do rozumienia i akceptowania a w konsekwencji do przeżywania owej szczęśliwości, jaka dokonuje się we wspomnianych okolicznościach – ubóstwo, smutek, cierpienie i wysiłki – tkwi w tym, co jest powiedziane we wprowadzeniu do mowy Jezusa. Ewangelista Mateusz zaznacza, że do Jezusa przystąpili Jego uczniowie. Owo przystąpienie oznacza gotowość przyjęcia i ostatecznie samo przyjęcie Słowa Jezusa. Wszystkie te okoliczności, od których zazwyczaj człowiek ucieka i nie chce mieć z nimi do czynienia, z Jezusem (po przystąpieniu do Jezusa) stają się okazją do doświadczenia i przeżywania życiowego szczęścia właśnie z Jezusem. Nie z tej racji, że one same z siebie uszczęśliwiają człowieka, lecz dlatego, że właśnie w nich człowiek może spotkać Jezusa, jako jedynego Zbawiciela, który daje właściwe spojrzenie na życie i pozwala przez to życie kroczyć w wolności – niezależnie od warunków i okoliczności.

Jezus nie przyszedł zmieniać zewnętrznych warunków życia człowieka, lecz przez swoją obecność uzdolnić go do życia w tych warunkach, w jakich się znajduje. Wtedy wszystko się zmienia, bo zmienia się perspektywa spojrzenia człowieka. Patrzy na wszystko innym okiem; patrzy z innego punktu widzenia. Patrzy z punktu widzenia Jezusa.

By jednak to mogło się stawać, potrzebujemy stale owego przystępowania do Jezusa, by korzystać z Jego mocy uniżenia, w której On akceptuje prawdę naszego życia i daje nam ową perspektywę i moc.

Kto tak złączy swoje życie z Jezusem – szczególnie w tych wszystkich okolicznościach, w których zazwyczaj człowiek sam z siebie nie chce trwać, gdyż nie ma takiej mocy, ten odkrywa szczęśliwość życia opartą nie na sobie samy, nie na swoich osiągnięciach i wysiłkach, lecz na odniesieniu się do Jezusa – na całkowitym zawierzeniu Jezusowi. Ma wtedy wszystkie dary, nawet jeśli czasem jest pozbawiony tego, czego wszyscy inni pragną i w czym wszyscy inni upatrują szczęście. Jest to propozycja nowego życia. Życia wolnego, życia szczęśliwego, życia w królestwie.

3. Moc świadectwa z powodu Jezusa

Otrzymywanie takiego życia nie jest wcale takie oczywiste i nie dokonuj się z publicznym i powszechnym aplauzem. Dlatego Jezus wprost zapowiada i określa takie styl życia (w różnych jego aspektach) w jedności z Nim jako szczególny dar i jako szczęcie i błogosławieństwo. Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Ważne, żeby to, co w takich okolicznościach jest zarzucane stawiane przeciwko tym, którzy wkraczają w Jezusową szczęśliwość, było z powodu Jezusa, a nie z jakichkolwiek powodów ludzkich. Z powodu Jezusa, tzn. dlatego że ktoś przyjmuje ducha Jezusa, Jego mentalność i wkracza na drogę postępowania zgodnie z Jego nauczaniem i z Jego postawą. Taki styl życia spotka się z prześladowaniem. Chodzi jednaka o to, aby gdy prześladowanie i przeciwności wystąpią, były one nie jakichkolwiek ludzkich racji, zaniedbań czy zła, lecz dlatego, że ktoś ma odwagę i prostotę przystępować do Jezusa i to jakby przeciwko sobie i przeciwko wszystkim innym ludzkim prądom i  tendencjom.

To wskazuje jak ważne jest zwracania się do Jezusa właśnie w kontekście przeciwności i w okolicznościach, które przez ludzi świata są widziane i oceniane jako niekorzystne dla człowieka. Ten, kto przystępuje do Jezusa będzie w nich przeżywał prawdziwe szczęście i wolność, pokój i błogosławieństwo.

 

Święci, którym oddajemy cześć w Uroczystość Wszystkich Świętych, weszli w ten stan definitywnej szczęśliwości i pokoju. Są dla nas obrazem tego, do czego i my dążymy. Są pośród nich Apostołowie i uczniowie, którzy wówczas przystąpili do Jezusa  i ci, którzy później ich słuchali. Są mistycy i pustelnicy. Są złoczyńcy i  mordercy, którzy otrzymali łaskę nawrócenia, jak żałujący łotr współukrzyżowany z Jezusem, jak św. Paweł i tacy jak Jacque Fesch. Są tam ci, którzy starali się żyć w czystości i niewinności serca jak św. Stanisław Kostka czy św. Teresa od Dzieciątka Jezus, i są tacy, którzy prowadzili życie rozwiązłe i się nawrócili jak Maria Magdalena czy św. Augustyn.

Oni wszyscy w jakimś momencie swego życia – nawet w ostatnim, jak w przypadku łotra – przystąpili do Jezusa i przyjęli Jego Słowo. Oznaczało to, że wyznali Jego sprawiedliwość i własny grzech. Oni zawierzyli siebie całkowicie Jemu i stało się to dla nich szczęściem. To ONI – szczególnie dziś, ale i  zawsze – mówią do nas o Jezusie i o przyjęciu Jego Słowa i wstawiają się za nami, abyśmy i my przystępowali do Jezusa i z Nim i Jego mocą tak odnajdywali siebie w tym życiu. Wstawiają się za nami, byśmy uznając siebie za potrzebujących zbawienia grzeszników przystępowali do Jezusa wydanego za nas; byśmy to czynili niejako wbrew wszystkiemu a tylko w zawierzeniu Jemu, nawet jeśli „inni” (inni ludzie i inne opcje życiowe) będą „mówili na nas wszystko kłamliwe” z powodu Jezusa. To wszystko jest nam dzisiaj dawane, byśmy mogli mieć szczęście i pokój. Teraz, czasem wśród przeciwieństw i prześladowań, a kiedyś w sposób definitywny i niczym nie zaburzony i na zawsze to szczęście i pokój, którego nikt i nic nie zdoła odebrać. 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

52 komentarze

  1. Przystępować do Jezusa trzeba mi ciągle od nowa każdego dnia,gdyż z upływem czasu jestem innym człowiekiem i ta relacja z moim Zbawcą nieustannie się zmienia i spojrzenie Pana na moją sytuację życiową też się zmienia.Wraz ze wzrostem wiary i dojrzałości mogę oczekiwać większych zadań do spełnienia,zaś te dotychczasowe doświadczenia służą za bazę do wzrostu w Jezusie Chrystusie.Pragnę wypełnienia się możliwie wiele błogosławieństw Bożych i zdaje sobie sprawę,że to będzie dla mnie wielkie wyzwanie i wysiłek związany z zapieraniem się siebie,a co za tym idzie życie nie dla siebie.By temu podołać potrzeba wiele gorliwej modlitw i stawaniem się pokornym bytem niczym chleb dla innych.

    #1 Barbara
  2. Mam nadzieję że w końcu wszyscy dostąpimy świętości i grobów już,ani zła nie będzie.

    #2 K.
  3. …..”Czy jest coś złego w pragnieniu wiernego zachowywania Prawa? To przecież piękne i święte pragnienie! A jednak karty Ewangelii jasno pokazują, jakie owoce przyniosły takie dążenia”/Fasola/….Faryzeusz/dobry człowiek/nie miał poczucia grzechu.Nie czuł się winny bo wypełniał Prawo.Święty zaś uważa się za najgorszego grzesznika,którego jedynym ratunkiem jest Jezus Chrystus.Ogromną ślepotą i pychą jest opieranie się na Prawie/Dekalogu/.Zachowanie Prawa to pycha,która nie pozwala nam stanąć w nagiej prawdzie przed Chrystusem w swojej nie mocy/śmierci/…..janusz franus

    #3 katolicki baran
  4. Wspomnienie niezliczonej rzeszy świętych jest dokonałym momentem, by raz jeszcze nie pozostawiać nas w spokoju. By pokazać, że życie to walka, to nadzwyczajny cud cichej i codziennej wierności Ewangelii. Że cichość to nie słabość, lecz wielka siła (opanowana siła, odp. ukierunkowana siła, która „góry przenosi”).
    A ich przykład życia i orędownictwo pomaga nam angażowac się w sprawę własnej świętości.

    #4 morszczuk
  5. Niech bedzie uwielbiony Bog we wszystkich Swietych swoich,ktorzy sa dla mnie pomocnikami w wierze .Szczegolnym moim oredownikiem jest Swiety Ojciec Pio,wiele razy doswiadczylam nawet jego zapachu/m.in w czasie mszy sw.odprawianej w dniu jego kanonizacji oraz w czasie pogrzebu mojej znajomej,ktora lezac sparalizowana 10 lat miala do niego wielkie nabozenstwo i b.czesto w cudowny sposob przychodzil jej z pomoca /.

    Swiety O.Pio szczegolnie nawolywal do modlitwy za zmarlych-„musimy oproznic czysciec”

    #5 Tereska
  6. Dziś Uroczystość Wszystkich Świętych. I choć chyba każdy z nas w tym dniu (i najbliższych dniach) nawiedza cmentarze, groby swoich bliskich, znajomych… to dziś, jak nigdy przebija myśl nie o śmierci, tylko o świętych i świętości, o wiecznym życiu z Bogiem.
    Stąd właśnie chcę się z Wami podzielić tekstem, który wczoraj przeczytałam:
    „Zastanówmy się nad tym, co stanowi prawdziwą świętość. Świętość, to wzniesienie się ponad siebie samych, to doskonałe zwycięstwo nad wszystkimi naszymi namiętnościami, to prawdziwe i stałe gardzenie sobą samym i rzeczami tego świata aż po wybór ubóstwa i odrzucenie bogactw, to wybór upokorzenia przed chwałą, cierpienia nad przyjemnością. Świętość to miłość bliźniego jak siebie samego dla miłości Bożej. Świętość oznacza także miłowanie tego, który nam złorzeczy, nienawidzi nas i prześladuje, więcej: świętość to czynienie dobra temu, który względem nas tak postępuje. Świętość jest życiem w pokorze, bezinteresowności, roztropności, sprawiedliwości, cierpliwości, miłości, czystości, łagodności, pracowitości, w wykonywaniu własnych obowiązków – a wszystko nie w innym, ale tylko w tym celu, by podobać się Bogu i by jedynie u Niego zasłużyć sobie na nagrodę. Posługując się słownictwem Pisma Świętego możemy powiedzieć krótko: świętość zawiera w sobie zdolność i moc do przemiany człowieka w Boga”. (o.Pio – Ep II,

    #6 morszczuk
  7. Witam po dłuższym czasie nieobecności. W tym miesiącu pożegnałam mojego ojca, który odszedł do Pana i chcę Wam powiedzieć, że po człowieku na koniec zostaje tylko miłość. Tak go wspominamy, pamiętamy i widać jak miłość jest większa od wszystkiego, co było trudne.
    „Bo miłość jest od śmierci potężniejsza i wody jej nie ugaszą”
    Pozdrawiam

    #7 AnnaK
  8. Historie życia świętych są trwającą po dziś dzień i wciąż pisaną Ewangelią.

    #8 Zbyszek
  9. Świętość, to miłość do Boga wyrażana w codziennej trosce o innych. Przyjaciół i wrogów, bliskich i obcych.

    #9 Zbyszek
  10. #6 morszczuk
    Przez całą historię zbawienia, Bóg pokazywał odwrotna zupełnie postawe niż zaprezentowana w Twoim cytacie.Przymierza , zwłaszcza z Abrahamem i potem wypełnione w Chrystusie to obietnica i realizacja odkupienia bezwarunkowego.Czym ja mogę zasłużyć na cokolwiek u Boga?Miłość dla nagrody?To przecież absurd.Marny byłby nasz los, gdyby świetość zależała od „doskonałego zwycięstwa nad naszymi wszystkimi namietnościami”.Dziś w radiu usłyszałem pytanie słuchaczki o zbawienie dla Stalina , Hitlera itp.Pytanie postawione w kontekście Ofiary Chrystusa za wszystkich ludzi.Prowadzący kapłan próbował mętnie tłumaczyć, że może jednak wspomnieni ludzie coś dobrego zrobili, mieli jakieś znane Bogu dobre intencje itp.Tak trudno uwierzyć w Miłość!
    Gdy ktoś jednak jej doświadczy, wtedy będzie w wielu sytuacjach pokorny,łagodny, cierpliwy itp. i to bez żadnego celu, bo taka jest natura Miłości.

    #10 grzegorz
  11. „Błogosławieni, czyli szczęśliwi.”
    Czasami nachodzą na mnie takie chwile, że chciałabym już odejść do Pana. Tak było wczoraj na cmentarzu…
    Przy okazji odkryłam we mnie pewną sprzeczność (?).
    Mam poczucie, że życie jest ciężkie, trudne, męczące. Mimo tego, że moje życie mogłoby być przez wielu i przeze mnie samą uznane za lekkie.
    A jednak mimo tego trudu jestem szczęśliwa.
    Jestem błogosławiona?
    Wiem tylko jedno, że nie mogłabym żyć bez Boga. Tylko On nadaje mu sens i kierunek,siłę. To Jezus „przez swoją obecność uzdalnia mnie do życia w tych warunkach, w jakich się znajduję” i do przyjmowania tego trudu.
    To On czyni mnie szczęśliwą.
    Mimo tego, że jestem grzesznikiem…

    #11 basa
  12. W miłość trudno uwierzyć, szczególnie w dzisiejszym świecie. Tylko, że gdy ciągle mówimy o Miłości, na drugi plan odchodzi nasza odpowiedzialność. Czy umiłowanie mnie przez Boga oznacza, że nie ponoszę odpowiedzialności za swoje uczynki? To w kontekście Stalina i Hitlera

    #12 io
  13. „Wszystkie te okoliczności, od których zazwyczaj człowiek ucieka i nie chce mieć z nimi do czynienia, z Jezusem (po przystąpieniu do Jezusa) stają się okazją do doświadczenia i przeżywania życiowego szczęścia właśnie z Jezusem. Nie z tej racji, że one same z siebie uszczęśliwiają człowieka, lecz dlatego, że właśnie w nich człowiek może spotkać Jezusa” – dla mnie jest to życiowe odkrycie, które odnalazłam dopiero niedawno, jak drogocenną perłę.
    Zawsze przezywałam trudności, jak cierpiętnica, niby godząc się na nie, nie mając miłości do siebie, uważając,że mi się należą. Zamęczałam swoją postawą ludzi, wśród których żyję: rodzinę,narzeczonego, braci we wspólnocie. Jak Samson, któremu wydłubano oczy, nie wiedziałam (nie widziałam) swojej choroby. Potrzebowałam udręczenia plagami egipskimi, by uświadomić sobie swoja niewole i chcieć opuścić Egipt.
    Dokonał się przewrót kopernikański w moim sposobie przeżywania trudności, którego treścią jest to, że mam w takich sytuacjach tylko przylegać (przystępować) do Jezusa, a On uczyni mnie szczęśliwą w tych trudnych okolicznościach.
    Doświadczam na sobie,że mam tą moc by przylgnąć lub nie przylgnąć do Jezusa i tu rozgrywa się wszelka walka, czy napięcie.
    Dziękuję Księże Biskupie za tą katechezę.
    Pokój z Wami,
    agnieszka CS

    #13 agnieszka CS
  14. #10 -grzegorz-
    Kompletnie nie zrozumiałeś wpisu i cytowanego przeze mnie o.Pio.
    Zbawienie jest łaską. A nagrodą jest Bóg. On jest wszystkim. Jest tym, od którego wyszłam, z którym idę i ku któremu dąże. Rozumiesz?

    #14 morszczuk
  15. io #12
    Czy Bóg kochał Adama i Ewę?
    Tak
    Czy Adam i Ewa nie ponieśli odpowiedzialności, gdy zgrzeszyli?
    Ponieśli.
    Czy Bóg ich odrzucił?
    Nie.
    Jaka była Jego reakcja?
    Daje Protoewangelię.
    Adam i Ewa zgrzeszyli i ponieśli konsekwencje. Ale Jezus Chrystus wziął na siebie nie tylko ich grzech. Mój także. Twój. Ale i Hitlera. I Stalina. Równo.
    I nie nam ich sądzić.
    A w Księdze Mądrości Syracha czytamy, ze Bóg:
    „odda człowiekowi według jego czynów,
    dzieła zaś ludzi osądzi według ich zamiarów,
    wyda sprawiedliwy wyrok swojemu ludowi
    i uraduje go swym miłosierdziem” (Syr 35,22-23).

    #15 basa
  16. P.S. O Protoewangelii można poczytać w I katechezie tegorocznego programu „Chrzest w życiu i misji Kościoła”.

    #16 basa
  17. Ad #15 basa, #12 io, #10 grzegorz i inni
    Trzeba pamiętać, że to grzech niszczy człowieka. Niszczy go w jego wnętrzu a następnie zazwyczaj przechodzi na jego działanie.
    Chrystus przyszedł nas z tego wybawić. Nie wszyscy z tego daru korzystają. On chce wszystkim okazać miłosierdzie i przebaczenie oraz dać uzdolnienie do innego, tzn. nowego sposobu życia.
    Gdy ktoś pozostaje zamknięty w sobie i chce przeprowadzić swoje plany często za wszelką cenę i kosztem innych, wyrządza (zazwyczaj) innym, a czasem dużej części ludzkości krzywdę. Jest to ludzka niesprawiedliwość i nieprawość. Odpowiedzialność za te jego czyny pozostaje jego odpowiedzialnością. Boże przebaczenie i miłosierdzie nie jest pobłażaniem. Grzech, zło musi być opłacone – uczynił to Jezus przez Ofiarę krzyżową.
    Kto zaś do Niego się zwraca, może otrzymać przebaczenie. Jednak nie zawsze to musi tak być. Jak to bowiem ukazuje scena ze współwiszącymi z Jezusem łotrami, nie każdego na to stać – nawet w ostatniej chwili.
    Pozostajemy przed Tajemnicą Bożego Miłosierdzia i przed tajemnicą nawrócenia człowieka. Może ono być – nawet w ostatniej chwili życia, ale może też tak być, że kogoś na to nie stać. Nie do nas należy osąd.
    Jeśli sami mamy ufność, pozostańmy z nią także w odniesieniu do innych. Ufność jednak to ani pewność ludzka, ani wyrachowanie, ani kalkulacje. Ufność to odniesienie do Osoby Jezusa jako objawiającego Boga i uczenie się od Niego podobnego jak on ducha i działania.
    Bp ZbK
    PS. Zachęcam do wnikania w teksty tzn. w Słowo, które podaję jako reakcję Boga na grzech człowieka w Katechezach programu na ten rok. Dziękuję Ci, Basa, że na to zwróciłaś uwagę.

    #17 bp Zbigniew Kiernikowski
  18. Podzielić się chcę swoimi refleksjami po przeczytaniu rozważania Księdza Biskupa.
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi (przypomnienie mi) na to, że Jezus mówi o szczęściu NIE TYLKO w wieczności, ale już tu i teraz;
    2. Dziękuję za KLUCZ do właściwego odczytania tekstu – że najważniejsze jest PRZYSTĄPIENIE do Jezusa, który JEST. Bo nie jest szczęściem ubóstwo, smutek ani cierpienie… Te sytuacje MOGĄ być dla mnie błogosławionymi, bo MOGĘ w nich spotkać Jezusa, który jest Miłością, do której tęsknię…
    3. Tak… zawierzenie Jezusowi „nie dokonuje się z publicznym i powszechnym aplauzem”. To DAR i SZCZĘŚCIE niczym nie zasłużone, które są owocami pełnego przystąpienia do Jezusa.
    4. I najważniejsze…
    „Chodzi jednak o to, aby gdy prześladowanie i przeciwności wystąpią, były one nie z jakichkolwiek ludzkich racji, zaniedbań czy zła”
    Najważniejsze dla mnie. Bo nie każde przeciwności, które mnie spotykają są ze względu na to, że przystępuję do Jezusa. Nie ma się co oszukiwać – nierzadko są one konsekwencją MOICH zaniechań, zaniedbań i grzechów. Jakże często pojawia się wtedy pokusa, by prześladowanie i przeciwności traktować jako przepustkę do błogosławieństwa. A to tylko konsekwencje moich czynów…
    Pozdrawiam 🙂

    #18 julia
  19. Janusz #3
    Święty nie uważa się za najgorszego grzesznika – on tylko wyraźniej widzi swoją grzeszność. Im bliżej Światłości, tym dokładniej człowiek widzi swoją nędzę i nicość. Uważanie siebie za największego grzesznika to jeszcze nie świętość.
    Zachowywanie Prawa nie jest pychą – pychą jest poczytywanie sobie tego za zasługę. Doskonałym wypełnieniem Prawa jest miłość (Rz 13,8nn)

    #19 Fasola
  20. A ja dziękuję Księdzu za piękne wyjaśnienie.

    #20 K.
  21. Dziś wysłuchałem, a potem znalazłem w internecie słowa, które rzuciły nowe światło na moje życie. John Powell, jezuita w swojej książce „Twoje szczęście jest w tobie” napisał:

    „(…)jedno jest pewne, jeśli chodzi o Boga i nasze istnienie: (…) Przez całą wieczność Bóg myślał o tobie i o mnie i darzył miłością ciebie i mnie. (…) Bóg chciał, żebyś ty był tobą, a ja mną, dokładnie tak jak jest. (…) Stara tradycja judeochrześcijańska mówi, że Bóg posyła każdego z nas na ten świat ze specjalną misją, specjalnym dziełem miłości do spełnienia. Twoja misja i twoje dzieło miłości zostały zawierzone tylko tobie, moje tylko mnie. Od wyboru Boga jedynie zależy, czy to przesłanie zostanie odebrane przez kilka osób, ludność małego miasteczka, czy też ludzi na całym świecie. Istotne jest przekonanie, że każdy z nas został odpowiednio wyposażony. Posiadasz wszystkie talenty potrzebne do doręczenia twojego posłania (…).
    W twoich rękach została złożona specjalna cząstka prawdy Bożej i Bóg poprosił Cię, abyś podzielił się nią z innymi. (…) Nikt inny nie może dać światu twojej prawdy ani dopełnić twojego dzieła miłości”

    Życie zgodne z tym posłaniem daje radość takiej osobie oraz tym którzy są blisko niej. Szczęśliwa jest nawet gdy jest jej smutno i gdy ją prześladują, gdy cierpi, gdy pragnie sprawiedliwości, gdy chce pokoju, gdy jej urągają. Bo wie jaki to ma sens. Bo jest to dzieło miłości, a właściwie Miłości.

    Czy to nie to miał Chrystus na myśli mówiąc: „Nie troszczcie się o życie (…). Przypatrzcie się krukom: nie sieją ani żną; nie mają piwnic ani spichlerzy, a Bóg je żywi” [Łk 12,22-24]? Jeśli uwierzymy w to co nam dał Bóg, zaczniemy korzystać z naszych talentów, by wypełniać nam powierzone dzieło miłości, to i będziemy mieli z czego żyć. I coś co dla mnie jest tu bardzo ważne: wolno zarabiać dzięki talentom. Ważne jednak by misja powierzona przez Pana Boga była ważniejsza od chęci wzbogacania się.

    #21 Zbyszek
  22. Wszystko co posiadamy należy do Boga, my nie mamy nic swojego. Tak jak rodzice dają dzieciom pieniądze, aby mogły za nie kupić im prezenty, którymi wszyscy będa mogli się cieszyć, tak Bóg obdarowuje nas łaskami i talentami, oczekując naszej odpowiedzi tj. wzajemności i naszych dla Niego ,,prezentów”. Tymi prezentami jest nasza miłość do bliźniego, często miłość trudna, wymagajaca poświęcenia, miłość niedoceniana lub boleśnie ignorowana. Znależć w sercu przestrzeń dla drugiego, który jest całkiem inny, myśli inaczej i postępuje nie tak, jak byśmy tego oczekiwali. Być ubogim duchem, to zgodzić się porzucić własne pragnienia i oczekiwania względem innych. Nie wygladać nagrody, zgodzić sie na miejsce w ostatniej ławce. Żeby umieć kochać, trzeba być odważnym, trzeba chcieć stać się ubogim. Aby stać się ,,biedaczyną”, któremu do szczęścia wystarczy jedynie Boża miłość, trzeba PRZYJĄĆ JEZUSA I JEGO SŁOWO / przyjąć w pełni/. Boża miłość jest wymagająca, ale też jest najbardziej uszczęśliwiająca – BŁOGOSŁAWIONA – dlatego warta zachodu 🙂

    #22 owieczka
  23. Dziękuję Księdzu Biskupowi za te rozważania. „Człowiek zazwyczaj bowiem dąży do nasycenia siebie”, a mnie dotknęły słowa o pragnieniu sprawiedliwości, które będzie nasycone. Kiedy Salomon poprosił o mądrość, to jako pochwałę od Boga usłyszał: „nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół”. Myślę, że pragnienie zemsty, pragnienie odwetu, czy pragnienie rekompensaty za doznane krzywdy, z natury jest niemożliwe do nasycenia – takim mi się przynajmniej to pragnienie wydaje. Jedna z Modlitw Eucharystycznych mówi, że „pragnienie zemsty ustaje przez przebaczenie”. Święci to ci, którzy nie szukają odwetu, czy rekompensaty, ale „donośnym głosem wołają: zbawienie u Boga naszego i u Baranka” (Ap 7,10)
    Pozdrawiam 🙂

    #23 Fasola
  24. Zbyszku #21
    dzięki za te cytaty! 🙂

    #24 Fasola
  25. Dziękuję Księdzu Biskupowi za jasne wyjaśnienie. Rozumiem, że miłość Boga nie zastępuje odpowiedzialności człowieka (nie mogę robić, co mi się podoba, a potem liczyć na „miłość” Pana Boga). Dziękuję Basie za „osądzenie” mnie – w odróżnieniu od Stalina i Hitlera.
    Widzę, że to nie moja bajka.
    Pozdr i bez odbioru

    #25 io
  26. io #23
    Wydaje mi się, że Ciebie nie osądziłam.
    Chociaż rzeczywiscie postawiłam Ciebie, ale także i siebie, na równi ze Stalinem i Hitlerem.
    No cóż, ja na pewno potrzebuję Miłosierdzia Bożego. Tak jak oni.
    Jeśli poczułeś się osądzony, bardzo Ciebie przepraszam.

    #26 basa
  27. ….Fasola #19….więc kiedy zaczyna się świętość?Jak rozpoznać świętego? janusz franus

    #27 katolicki baran
  28. janusz #27,
    sądzę, że po owocach Ducha Świętego: „miłość, wesele, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość” [Ga 5,22-23]

    #28 Zbyszek
  29. owieczko#22
    Masz rację i tak jakoś z serca to napisałaś.
    Dzięki-” …bo to życie zachodu jest warte”.

    #29 wojtek
  30. Blogoslawienstwa to szczyty cnot.Nadzieją dla mnie jest -„Blogoslawieni ,ktorzy LAKNA i PRAGNA…………….
    Panie ,uczyn ze mnie blogoslawionego bo bardzo łaknę i pragnę

    Chwala Panu ,ze przyprowadzil mnie do Drogi bo goreje moje serce na mysl o zblizajacej sie konwiwencji.
    Czy ktos moze obiecac mi modlitwe ?

    #30 Tereska
  31. Janusz #27
    Jak rozpoznać świętego? Tak sobie myślę, że święci jakoś „promieniują” obecnością Chrystusa, pojawiają się w nich pierwsze objawy „przebóstwienia”, wszyscy do nich lgną, dobrze się przy nich czują, święci wzbudzają zaufanie. Są przy tym radykalnie wierni Bogu, to nie są chorągiewki.
    Kiedy zaczyna się świętość? Trudno mi powiedzieć 🙂 ale myślę że świętość sama w sobie nie jest celem. Celem jest zjednoczenie z Trójjedynym Bogiem, a świętość jest pochodną tego zjednoczenia, jest konsekwencją tego zjednoczenia. Dla mnie znaczącym „objawem” świętości jest miłość do nieprzyjaciół i przyjmowanie przeciwności. Pamiętam jak kiedyś usłyszałam opowieść o człowieku, który będąc w podróży (nie mieli co jeść, z trudem znaleźli gdzieś nocleg, do tego spotkało ich upokorzenie od biskupa miejsca) powiedział przed snem swemu biadolącemu towarzyszowi: „zobacz, jaki Pan Bóg jest dla nas dobry: i głód nam dał, i upokorzenie – i to wszystko za darmo, bez żadnych naszych zasług! 🙂 „. Potem obrócił się na drugą stronę i zasnął 🙂 Powaliło mnie to świadectwo! Pomyślałam: „Boże, ja też tak bym chciała – umieć Cię błogosławić we wszystkim”. Bardzo mi daleko do postawy Apostołów, którzy „cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia [Jezusa]” (Dz 5,41), ale też ufam, że Bóg wypełni tę moją prośbę, że „ja też tak chcę” 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    #31 Fasola
  32. #29
    Oj, warte, warte Wojtku…i zawsze daje jakiś powód do radości 🙂

    #32 owieczka
  33. Tereska #30
    Obiecuję Ci modlitwę jeszcze dziś, bo tak jak i Ty jestem czcicielką św. Ojca Pio, a dziś jest nasze modlitewne spotkanie.
    Pozdrawiam 🙂

    #33 owieczka
  34. „…Wstawiają się za nami, byśmy uznając siebie za potrzebujących zbawienia grzeszników przystępowali do Jezusa wydanego za nas; byśmy to czynili niejako wbrew wszystkiemu a tylko w zawierzeniu Jemu, nawet jeśli “inni” (inni ludzie i inne opcje życiowe) będą “mówili na nas wszystko kłamliwe” z powodu Jezusa. To wszystko jest nam dzisiaj dawane, byśmy mogli mieć szczęście i pokój. Teraz, czasem wśród przeciwieństw i prześladowań, a kiedyś w sposób definitywny i niczym nie zaburzony i na zawsze to szczęście i pokój, którego nikt i nic nie zdoła odebrać…” cyt Ks.Bpa.
    O ile prześladowanie z powodu wiary i wierności Jezusowi jest przyjmowane przeze mnie bez stresowania się „niepowodzeniami” ,o tyle poniżanie czy nietakty wynikające z różnych sytuacji, są dla mnie bardzo bolesne do przyjęcia.
    Mam świadomość tego,że każde niewygodne dla mnie momenty powinny uczyć mnie wyrozumiałości dla tych, którzy mnie ranią. Najczęściej usuwam się z takiego towarzystwa, kiedy nie mogę znieść pewnych zachowań ale niestety wtedy tracę relacje z tymi osobami.Przyznam się, że pragnę zachować szczęście i pokój ducha wszędzie, gdzie będę, obojętnie w jakim towarzystwie. Czasami jednak jest to bardzo trudne a raczej niemożliwe, by przyjmować pewne zachowania ludzi, którzy mnie nie akceptują taką jaka jestem.
    Dzięki rozważaniom J.E. rozumiem lepiej potrzebę „wchodzenia” w Słowo i ufności,że Pan Bóg wie lepiej co jest dla mnie najleprze. Jeżeli trudne doświadczenia potrafią „szlifować” charakter, to wydaje mi się, że tylko w oparciu o wiarę, nadzieję i Miłość pochodzącą od Boga samego.
    Zbyszku, odezwę się jak będę mogła. Dzięki za gotowość pomocy. Pozdrawiam

    #34 Jowita
  35. #31 Fasola
    Uważaj Fasolko, Pan Bóg słyszy te słowa „ja też tak chcę”. Bo my czasem chcemy mieć taką wiarę, ale doświadczeń malutko – symbolicznie tylko. Potem jesteśmy zdziwieni – co się dzieje? Nie mówię, że Ty tak masz, tylko zaznaczam, że może być i u Ciebie trudniej jeszcze kiedyś, – a wtedy odwagi i przypomnij sobie te Twoje słowa.
    A wiesz, widziałam kiedyś takie „światło na twarzy” u biskupa prawosławnego, kiedy byłam na spotkaniu pożegnalnym, żałobnym po śmierci Jana Pawła II. Brali w nim udział przywódcy religijni prawosławni, katoliccy, grekokatoliccy, protestanccy, muzułmańscy, żydowscy, także szef rządu w Serbii – akurat tam byłam. I ten prawosławny taki był. Ja bym chciała mieć i wiarę i „światło” i zjednoczenie, o którym piszesz.
    Pozdrawiam

    #35 AnnaK
  36. …..wszyscy do nich lgną, dobrze się przy nich czują\to zbyt cukierkowaty obraz Świętego/…../Święci/Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was……janusz franus

    #36 katolicki baran
  37. #33 owieczka
    Dziekuje ,bardzo potrzebuje wsparcia modlitewnego bo od wielu lat poszukuje swojego miejsca we wspolnotach ale wciaz mam niedosyt.Teraz przede mna pierwsze kroki w DN -wprawdzie serce sie raduje po pierwszych Katechezach ale tez pojawia sie obawa czy to znow nie bedzie słomiany zapał.Mam wielu ukochanych Swietych ktorych prosze o wstawiennictwo ale Sw.Ojciec Pio jest mi tak bliski jak przyjaciel,ktory zawsze jest obok mnie .Codziennie posylam do Niego mojego Anioła Stroza oraz Aniołów Stróżów tych osób za ktorych sie modle z prosba o wstawiennictwo.

    #37 Tereska
  38. Święty to ten, kto doświadczył w swym życiu jakiejś „śmierci”, porażki i odkrył w tym drogę do życia.
    Fasolo, AnnoK, ja też o to proszę Boga (szczególnie podczas Eucharystii) i wiem, że takim prośbom Bóg nie odmawia. Czy mogę się obawiać? Trochę tak, ale nie własnym siłami w takie sytuacje wchodzę, bo jest ktos silniejszy ode mnie…

    #38 grzegorz
  39. Januszu #36
    „Warto przypomnieć, że termin grecki (makarios), jaki jest użyty na wyrażenie owego stanu szczęśliwości, wyraża nie tyle aspekt kanonizowanego czy beatyfikowanego błogosławieństwa, lecz po prostu życiowy aspekt bycia szczęśliwym” (z powyższej katechezy Księdza Biskupa). Czytaj Januszu uważniej 🙂
    Skoro wiesz lepiej ode mnie, jak wygląda święty, to czemu mnie o to pytałeś? 🙂 Fakt, że jesteśmy prześladowani za wiarę, jeszcze nie czyni nas świętymi… Zwłaszcza jeśli w imię „wiary”/Boga ciemiężymy innych, a gdy napotykamy na opór, to szybko sobie potrafimy dorobić ideologię, że spotkały nas prześladowania za wiarę. O takiej pokusie wspomniała Julia we wpisie #18.
    AnnaK #35
    Ja mniej więcej tak właśnie mam, jak piszesz 🙂 Przekonuję się i doświadczam, że taka przemiana wewnętrzna nie spłynie na mnie w postaci różowego obłoku pachnącego fiołkami 😉 ale wytapia się w piecu trudnych doświadczeń. Doświadczam przy tym, że Chrystus nie łamie trzciny nadłamanej i drogi, którymi mnie prowadzi do przemiany, po prostu powalają mnie na kolana… „Jak niezbadane są wyroki Boga i nie do wyśledzenia Jego drogi!” (Rz 11,33)
    Pozdrawiam 🙂

    #39 Fasola
  40. Fasola #31
    Twój wpis przypomina mi historię św. Franciszka,który uczył idącego z nim współbrata na czym polega miłość doskonała. W drodze dotykały ich liczne utrapienia; zostali napadnięci,pobici, zbłądzili. Św. Franciszek z pokojem w sercu przyjmował cierpienia, lecz na kolejne pytania współbrata: czy jest to miłość doskonała ? Odpowiadał przecząco.Kiedy dotarli do wspólnoty wyglądali już tak okropnie, że bracia ich nie poznali i myśląc, że są włóczęgami, wypędzili.Dopiero wtedy św. Franciszek z miłością w sercu odpowiedział współbratu, że to co czuje jest właśnie miłością doskonałą.
    Być w pogardzie u najbliższych /u swoich/ i dziękując Bogu za te cierpienia wybaczyć.
    Trudno byłoby sobie życzyć takiego ,,szczęścia”, takiej miłości doskonałej….a jednak, ma ona swój sens.
    Pozdrawiam 🙂

    #40 owieczka
  41. Tereska #37
    Bardzo bliskie jest to co mi napisałaś. Myślę,że św. Ojciec Pio dobrze Ci pomaga i dobrą drogę wskazuje. Nie wiem, czy on mi też pomaga, ale wiem, że ciągle czegoś ode mnie chce, więc myślę, że nie trudzę się na próżno…..Pamiętałam o Tobie 🙂

    #41 owieczka
  42. grzegorzu #38, owieczko #40
    dzięki za Wasze wpisy! 🙂 Eucharystia jest rzeczywiście źródłem mocy do realizowania tego, co niemożliwe.
    Po wpisie AnnyK pomyślałam sobie przede wszystkim właśnie o trudnych doświadczeniach w relacjach z braćmi w wierze – na przykład: kiedy dowiedziałam się, że człowiek, któremu bardzo ufałam, obmówił mnie. To było bardzo bolesne doświadczenie (zostało mi to powiedziane jako ostrzeżenie przed nim), ale ono mi pokazało, jak warunkowa była moja „miłość” do niego. W istocie to trudne doświadczenie otworzyło mnie na miłość już nie opartą na mojej własnej zdolności do kochania; już nie opartą na tym, że jest fajnie w tych relacjach, ale na tym, że te relacje są nie tylko darem, ale i zadaniem. Jest taka mądra sentencja: „przyjaciel to ktoś kto wie o tobie wszystko, a mimo to nadal cię kocha” 🙂 Bóg o nas wie wszystko, a mimo to nas kocha, więc taka miłość jest jakoś obrazem Jego miłości.
    Skoro o ojcu Pio mowa i o wysłuchanych prośbach do Boga, to z nim kojarzy mi się historia z serii „nie wiecie, o co prosicie”. Kiedyś przeczytałam, że ojciec Pio powiedział komuś: „czy ty myślisz, że aniołowie są tak nieposłuszni jak ja czy ty?” i zdumiałam się bardzo. Przecież ja jestem taka posłuszna… Ale skoro święty o sobie mówi, że jest nieposłuszny, to pewnie ja też jestem nieposłuszna, tylko tego nie widzę? Zwróciłam się z tym dylematem do Boga. I Bóg mnie wysłuchał – pokazał mi moje nieposłuszeństwo… Wystarczyło kilka wewnętrznych natchnień, które były totalnie w poprzek moich planów, czy upodobań. Nie wiem, czy odważyłabym się poprosić o to, gdybym wiedziała, o co proszę. Ale Bóg okazywał mi w tym doświadczeniu wielkie miłosierdzie i chyba tylko dlatego się nie załamałam rozmiarami swego nieposłuszeństwa.
    Pozdrawiam 🙂

    #42 Fasola
  43. # 41 owieczka ,dziekuje

    Jeszcze troche o Wszystkich Swietych .Owczesny Kard.J.Ratzinger w ksiazce „Sł
    uzyc prawdzie „napisał -„Swieci są wykładnią Jezusa Chrystusa .W nich staje się On dla nas konkretny.Kto wnika w życie Świetych ,znajduje niewyczerpane bogactwo.Dopiero kiedy znów óodkryjemy Świętych,odnajdziemy też znowu Kościół,a w nim Jezusa,zyjącego pośród wszystkich ciemności,nie umierającego już i nie pozostawiającego nas sierotami”.

    #43 Tereska
  44. Módlmy się o Świętych Kapłanów na wzór Sw. Ojca Pio czy Św. Proboszcza z Ars.

    #44 Tereska
  45. Bóg wybrał Ojca Pio do świętości, a on na tę świętość był otwarty, nie stawiał przeszkód. Pragnął być ,,drugim Jezusem, całym Jezusem, zawsze Jezusem”. Żył w opinii świętości i szły za nim wielkie rzesze ludzi. Pomimo niedowierzeń i licznych upokorzeń (ponad 2-letni zakaz publicznego odprawiania Mszy św. i spowiadania), nigdy nie uległ pokusie, aby wystapić przeciwko hierarchii Kościoła. Wręcz przeciwnie, był wzorem posłuszeństwa i pokory. Na sercu leżała mu jedność Kościoła. Wzywał wiernych, aby byli w jedności z biskupami i Ojcem świętym, prosząc o modlitwę wstawienniczą za nich. Choć sam wiele cierpiał i uczył innych jak znosić cierpienia, to nigdy nie stracił wrażliwości na ludzką nędzę. Dzięki jego staraniom powstał wielki, nowoczesny szpital nazwany ,,Domem Ulgi w Cierpieniu”.
    Do jednych przychodzi z zapachem fijołków, do drugich z rózgą. Może nie wypełniać wszystkich próśb, ale na pewno umie pociagnąć do Chrystusa.
    ……To tak przy okazji niedawnego święta naszych Wszystkich Świętych……..:-)

    #45 owieczka
  46. ….#39 Fasola….ponoć, kto pyta nie błądzi. Nie wiem, skąd u Ciebie rodzą się takie sądy, ale wiem, że nie pytałem o poznanie Świętych kanonizowanych czy beatyfikowanych przez Kościół.
    Moim problemem jest spotkanie żywego świętego obok siebie. Codziennie mijam mnóstwo ludzi i to właśnie wśród nich są Świeci, posłani dla mojego nawrócenia. Takim Świętym,który ma ogromny wpływ na moje życie jest Piotr /mój syn/. Nie spotkałem nikogo, kto z taką cierpliwością znosiłby swoja niepełnosprawność. On nie ma pretensji do nikogo. Każdego wita uśmiechem. W nim w doskonały sposób realizuje się to, o czym wspomina Kś.Biskup: „Jezus nie przyszedł zmieniać zewnętrznych warunków życia człowieka, lecz przez swoją obecność uzdolnić go do życia w tych warunkach, w jakich się znajduje. Wtedy wszystko się zmienia, bo zmienia się perspektywa spojrzenia człowieka. Patrzy na wszystko innym okiem; patrzy z innego punktu widzenia. Patrzy z punktu widzenia Jezusa.”
    Być może śmiechu warte jest to co pisze, jednak Święci są wśród nas i możemy ich spotkać czasami bardzo blisko. Łatwo jest szukać pomocy u tych kanonizowanych czy beatyfikowanych. Trudniej a może bardzo trudno jest nam spotkać tych zwyczajnych Świętych obok nas……janusz franus

    #46 katolicki baran
  47. W każdym człowieku znajdziemy dobro,nawet świętość.Wiele kobiet i mężczyzn to święci ludzie. Wcale nie chcą ,żeby ich za takich uważać.
    Mówi się-bo to święta kobieta była.Święty mąż ,trochę rzadziej się mówi -taki żart.Zgadzam się,że takich ludzi spotykamy na co dzień.Mamy się nawzajem uświęcać i tak ma być.Ten blog też mi w tym pomaga.
    Święci Kościoła „są obrazem tego, do czego i my dążymy”.Mówią nam ,że Świętość jest osiągalna tu i teraz i są naszymi orędownikami.

    #47 wojtek
  48. Często powtarzam że mnie to Pan Bóg rozpieszcza. W moim otoczeniu widzę całe mnóstwo świętych, ludzi którzy kochają Boga i bliźnich. Modlę się za nich aby nie ustawali w tej drodze świętości, a wielu ludzi modli się za mnie. Nie sposób nie pragnąć świętości, gdy otoczenie mnie do tego pociąga świadectwem swego życia. A co do świętych kanonizowanych to nazywam ich swoimi przyjaciółmi w Niebie, są mi wielkim wsparciem. W pracy mam przy komputerze obrazek św. Teresy z Lisieux i Jana Pawła II i Benedykta XVI mamy wielkie szczęście mieć świętych papieży. Widzę też jak zaangażowanie w ruchy kościelne takie jak Droga Neokatechumenalne i Opus Dei pomaga wzrastać w świętości. Żeby zobaczyć świętość w otoczeniu wystarczy zatrzymać się i bliźnim przyjrzeć, otworzyć na nich serce. Pozdrawiam wszystkich!
    Alicja

    #48 Alicja
  49. Januszu, skoro mnie pouczasz w sprawie mojej „charakterystyki” świętego (cyt:”to zbyt cukierkowaty obraz Świętego”), to raczej nie po to pytałeś, by nie błądzić… Wówczas skierowałbyś pytanie raczej do Księdza Biskupa, a nie do mnie 🙂
    Określenie „makarios” odnosi się do stanu szczęśliwości, który z wiarą nie musi mieć nic wspólnego, więc tłumaczenie tego słowa jako „święty” jest według mnie nadinterpretacją.
    Próbując zdefiniować świętego miałam na uwadze przede wszystkim świadectwa ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z Janem Pawłem II, czy Matką Teresą z Kalkuty. Trudno (jak widać) uściślić tę definicję „świętego” w naszym potocznym rozumieniu. Pozdrawiam 🙂

    #49 Fasola
  50. Nie mogłam spać tej nocy i przypomniała mi się nowa tegoroczna pieśń neokatechumenalna „Skradłaś mi serce” (Pnp 4,9-5,1) a konkretnie jej ostatnie wersy:”Przyjaciele, przyjdźcie, pijcie o najdrożsi i upajajcie się.”
    Pomyślałam, że święty jest to ten, kto odpowiada na miłość Boga, czyli wpuszcza Go do swego ogrodu i nie zamyka się tam z Nim, ale razem z Nim zaprasza innych do „korzystania” z ich wzajemnej miłości. Dzieli się tą miłością.

    #50 basa
  51. ….#49….a ja myślałem, że błogosławieństwa to drogowskazy na drodze do świetości. Przecież nikt, kto nie wierzy w Chrystusa, nie bedzie w ten sposob szczęśliwy /makarios/.
    Tylko Jezus Chrystus i ci, którzy już nie żyją dla siebie, ale żyje w nich Chrystus (Ga 2, 20), mają moc nawracać sie na drodze Błogosławieństw.
    … makarios w błogosławieństwach to świetość, do której wszyscy jesteśmy powołani…, która jest nam stałe proponowana przez Ewangelię – Dobrą Nowinę, ukazując, że jest możliwe to, co po ludzku nie jest możliwe …
    janusz franus

    #51 katolicki baran
  52. Na środowej audiencji Ojciec Święty wspominał postać św. Bernarda z Clairvaux. Zwracając uwagę na potrzebę dyskusji teologicznej w Kościele, przypomniał dyskusję św. Bernarda z Abelardem. Chętnie zajrzałam do lektury jego pism i mam chęć podzielić się z wami jego myślami:
    ,,Jest wszak Duch mądrości i rozumu, który jak pszczoła niosąca wosk i miód, daje wszystko; i to, dzięki czemu zapala światło wiedzy, i to, dzięki czemu udziela smaku łaski. I niech nie myśli, że otrzymał pocałunek ani ten co prawdę pojmuje, a jej nie kocha, ani ten, co kocha, a nie pojmuje. Bo co by dawało wykształcenie bez miłości ? Nadymałoby !…A co bez wykształcenia miłość ?…Błądziłaby. Bo tylko świecić jest rzeczą próżną; tylko ogrzewać – również; ogrzewać i świecić – to doskonałość.”
    ,,Bóg jest mądrością, chce więc , by Go kochać nie tylko ze słodyczą, ale i z mądrością…W Przeciwnym razie – jeżeli zaniedbasz wiedzę – twoja gorliwość bardzo łatwo stanie się igraszką ducha błędu; nie ma zresztą wyrachowany wróg skuteczniejszej metody usuwania z serca miłości, jak ta – jeśli mu się to uda -że człowiek będzie się w miłości poruszał nieostrożnie i bez oparcia w rozumie.”
    Nasi Święci naprawdę dużo wiedzą 🙂

    #52 owieczka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php