Złudna atrakcja grzechu polega na przedstawieniu człowiekowi czegoś, co w danej chwili i w sytuacji, w jakiej się znajduje, może wydawać się korzystne i dobre. A właściwe nie tylko może się wydawać, ale po prostu wydaje się. Co więcej staje się bliskie i w pewnym sensie Jest jakby na wyciągnięciu ręki, chociaż obwarowane mniej czy bardziej uświadomioną przez człowieka prawdą (poznaniem), że jest to coś niewłaściwego.

W ten sposób człowiek zwiedziony przez grzech zmierza do tego, by afirmować siebie niezależnie od Boga i nierzadko wbrew czy przeciw drugiemu człowiekowi. Chce „wyrosnąć” po swojemu. Ta tendencji i wszelkie działanie tego typu niszczy relacje między ludźmi. Do tego dochodzi, jak to Jezus powiedział o ówczesnych faryzeuszach, wszelkiego rodzaju eksponowanie swojej ważności i wyższości. To grozi także nam dzisiaj. Łatwo to dzieje sią właśnie na polu religijnym.

Dlatego przesłanie Ewangelii wskazuje na prostotę i prawdę relacji bez żadnego udawania i wywyższania się. Jezus wprost obwieszcza „jesteście braćmi”. A prorok Malachiasz już na ponad 5 wieków przed Chrystusem wołał: Czyż nie mamy wszyscy jednego Ojca? Czyż nie stworzył nas jeden Bóg? Dlaczego oszukujemy jeden drugiego, znieważając przymierze naszych przodków?

Łatwo możemy ulegać pokusie budowania samych siebie. Zarówno indywidualnie jak i grupowo, a nawet całymi społecznościami, które chcą zapanować nad innymi w imię swoich praw, upodobań, korzyści. Gubi się prawda i zdrowe relacje, a człowiek zostaje nakręcony przez ideologie i tendencje sprzyjające pewnej określonej grupie czy pewnej koncepcji życiowej. Dzieje się to właśnie przez oderwanie człowieka od Boga. Przez odrywanie człowieka od niezmiennych zasad, jakie są w Bogu i które On objawia człowiekowi. Wtedy bardzo szybko w miejsce Boga i Jego praw moralnych wkraczają ludzkie przepisy, które niejednokrotnie graniczą z absurdalnymi pociągnięciami.

Jesteśmy obserwatorami a po części także współuczestnikami destrukcji, jaka dzieje się w Europie coraz to bardziej poddawanej procesowi „odchrześcijanienia” czyli dechrystianizacji. Najskuteczniejszym sposobem stawiania czoła temu procesowi jest pogłębianie naszej świadomości chrześcijańskiej płynącej z Ewangelii. Chodzi właśnie o odwoływanie się do jednego Ojca, który najpełniej objawił się Ojcem w wydaniu na śmierć swego Syna za tych, którzy pogubili sią w życiu jako grzesznicy. Potrzebujemy nawrócenia. To znaczy odwracania się od jakkolwiek pojętej naszej wielkości i niezależności i zwracania się do Boga Ojca przez Syna na drodze przyjmowania prawdy – czasem trudnej a niejednokrotnie bolesnej prawdy o naszej grzeszności, czyli o naszym stanie zagubienia się i trwania w ułudzie naszych racji, praw, przywilejów itp.

Nagląca jest potrzeba wracania do prostoty korzystania z Ewangelii pozwalającej nam odkrywać jedno jedynie prawdziwe odniesienie życiowe do Boga jako Ojca – objawione w Synu, który wydał się za nas w nasze ręce i stał się ostatnim i sługą wszystkich.

O takiego ducha i o umiejętność przyjmowania takiej postawy prosimy Boga Wszechmogącego uznając siebie za siostry i braci potrzebujących stałego nawracania się.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

32 komentarze

  1. „Najskuteczniejszym sposobem stawiania czoła temu procesowi jest pogłębianie naszej świadomości chrześcijańskiej płynącej z Ewangelii. Chodzi właśnie o odwoływanie się do jednego Ojca, który najpełniej objawił się Ojcem w wydaniu na śmierć swego Syna za tych, którzy pogubili się w życiu jako grzesznicy”

    Ksiądz Biskup, jak zwykle, nie daje łatwych rad.
    Daje rady pełne pozornych sprzeczności.

    Bo pisze o STAWIANIU CZOŁA procesowi dechrystianizacji.
    I daje przykład OJCA, KTÓRY WYDAJE NA ŚMIERĆ SYNA za grzeszników.
    STAWIANIE CZOŁA kojarzy mi się z walką.
    Kojarzy MI się… MNIE – staremu człowiekowi (Januszu).
    Nowy człowiek STAWIANIE CZOŁA rozumie jako WYDAWANE SIEBIE za grzeszników,
    by w ten sposób objawiać swoje chrześcijaństwo, swoje synostwo jedynego Boga.

    To także NAJSKUTECZNIEJSZY sposób sprzeciwiania się złu w każdej dziedzinie.
    Zapominam o tym i walczę po swojemu, jakbym nie słyszała o Ewangelii
    – tłumaczę, żądam zrozumienia, docenienia starań, domagam się obiektywizmu, denerwuje mnie brak głębszej refleksji, obojętność na sprawy ważne i najważniejsze…
    I dziwię się brakiem owoców MOJEGO działania.
    Dobrze, że Ksiądz Biskup przypomniał mi najskuteczniejszy sposób walki:
    stawianie czoła przez wydawanie siebie.
    I nie swoją mocą, ale mocą Tego, który daje mi Siebie.
    ..
    Pozdrawiam 🙂

    #1 julia
  2. Według mnie mamy ogromny problem w naszym współczesnym katolicyźmie z nadświadomością, to znaczy z duchem człowieczym. Człowiek w katolickiej wierze to dusza żyjąca na trzech płaszczyznach. Podswiadomość/przeszłość/,świadomość/teraźniejszość/ i NADŚWIADOMOŚĆ/przyszłość/.
    Z mojej oceny samego siebie i innych widzę, że ograniczamy swoją egzystencję do TU i TERAZ. Mało kogo dzisiaj interesuje życie wieczne. Człowiek/katolik/ współczesny chce żyć długo i szczęśliwie ale nie wiecznie. Problem jest w naszym chceniu. Jesteśmy w sakramencie chrztu zapieczętowani na życie wieczne w przyjaźni z Ojcem/Stwórca/. Nasze pole działania ogranicza się do wąskiego grona duchowego widza. Patrza na nas i co widzą na naszych czołach. Jest jakaś historia, jest teraźniejszość ale brakuje wyraźniej pieczęci wskazującej na życie wieczne.
    Jeśli nasze czoła nie są opieczętowane przez Ojca to jakże tu wystawić gołe/bezrozumne/ czoło na pośmiewisko/krzyż/? Więkrzość z nas tutaj zaglądających to zapewne katolicy ochrzczeni w wierze KRK.
    Co to znaczy, że jesteśmy ochrzczeni w wierze KRK? To znaczy, że mamy na swoich czołach namalowane, wyryte, wytatułowane znamię Baranka/Jezus Chrystus chwalebny/. Dlaczego chwalebny? Bo taka jest nasza katolicka nadświadomość. Warto dzisiaj każemu spotkanemu człowiekowi przypomnieć, że istnieje cią dalszy po śmierci.
    Warto budzić w duszach spotykanych ludzi uśpionego ducha i ożywić w nim pragnienie życia wiecznego.
    Nie trzeba od razu wyjezdżać z Jezusem Chrystusem, Kościołem, Biblią, itd. Wystarczy poruszyć nadzieję człowieczego ducha zniewolonego marksistowską/luterańską/ ontologią.
    janusz

    #2 baran katolicki
  3. Łatwo możemy ulec pokusie budowania samych siebie /KsBp/
    To prawda, ulegam takiej pokusie nawet wśród najbliższych. Moje „Ja” wynosi się .

    #3 Klara
  4. #1 Julio,
    to prawda co piszesz , pod którą się też podpisuje ale…tu mówi chyba „stary człowiek”/jak ty to oceniasz?/ we mnie…
    a mianowicie: nas nie zwalnia Pan Bóg od zaangażowania w staraniu się o zwycięstwo prawdy w imię Prawdy, okazywania emocji umiarkowanie czyli w granicach rozsądku. Nasze oczekiwania zaś, przynaglają nas do działania różnego rodzaju…bez wywyższania się i ignorowania
    innych czy spraw.
    pozdrawiam

    #4 niezapominajka
  5. Januszu,
    Odniosę się do „starego człowieka”.
    Pojmuje to tak : „stary człowiek” w nas , to człowiek grzeszny bezrefleksyjny, nie oparty na Bogu Ojcu ,Synu i Duchu Świętym…
    „nowy człowiek”, to człowiek na wskroś Boży, kiedy zgrzeszy, szybko reflektuje się i żałuje szczerze za przewinienia. To człowiek „nowego ducha”, nowej „odrodzonej duszy”, który codziennie robi rachunek sumienia , wzbudza żal za błędy czy grzechy i modli się o to, by Pan Bóg dawał opamiętanie przed następnymi błędami czy grzechami
    pozdrawiam

    #5 niezapominajka
  6. dopowiedzenie

    „Nowy człowiek” to zaangażowany w działaniu ku Prawdzie, wykorzystujący dane mu sytuacje / potrafiący czytać wolę Najwyższego/ ale wszystko z pokorą przyjmujący – Pan Bóg tak chce, Jego wola niech się stanie.
    …”O takiego ducha i o umiejętność przyjmowania takiej postawy prosimy Boga Wszechmogącego uznając siebie za siostry i braci potrzebujących stałego nawracania się.”
    Bp ZbK
    O takiego ducha i umiejętności modle się i każdemu życzę…

    #6 niezapominajka
  7. Nagła myśl:
    czy „nowy człowiek” tylko opiera swoje życie na Ewangelii?, głosi Jej Prawdę w porę i w nie porę ?, „umiera” za grzeszników i żyje tylko Mocą Bożą bez próby decydowania samemu?
    Kiedy w jakiejś decyzji pytam się Boga o postępowanie w danej chwili, to czasami nic, głucho, a czasami dostaję pewną myśl i po zastanowieniu się wydaje mi się , że to jest dobre. Nigdy nie mam 100% pewności i wtedy kieruje się intuicją, czy jakimś wewnętrznym przynagleniem, które jest silniejsze ode mnie…

    #7 niezapominajka
  8. Płonie łono mojej matki/KRK/. Jakże więc uciszyć i uspokoić mam duszę moją. Tak modna koegzystencjonalna tolerancja „starego” i „nowego” człowieka w mojej duszy jest na dzisiaj dla mnie absuralną ideologią a nie żywą Ewangelią.
    Za św. Pawłem mogę wołać:”nieszczęsny ja człowiek…”/Rz.7/.
    Jak się wam udaje żyć ze starym i nowym myśleniem w duszy? Jak dajecie radę pogodzić w sobie niejako dwa sprzeczne byty?
    janusz

    #8 baran katolicki
  9. #9 baran katolicki
  10. #1
    Noo,Julio – Super.
    Nareszcie zrozumiałam stary-nowy /miałam trudności z tym „nowym”/
    Rzeczywiście tak jest.

    #10 Ka
  11. Szanowni Blogowicze.
    Mam wątpliwości w zrozumieniu do słów zawartych w Piśmie Sw., a mianowicie:
    a/ wraca pies do swoich wymiocin ?.
    b/ kto za pług chwyta a wstecz się ogląda nie nadaje się do Królestwa Niebieskiego ?.
    Może mi odpowiecie na te dwa zagadnienia o co tu chodzi.
    Prośba także do ks. Biskupa jakby zechciał coś na ten temat napisać.

    #11 Józef
  12. #9 Januszu
    Czy jesteś jednolicie bez grzechu, czy jednolicie grzesznym człowiekiem?
    Każdy człowiek jest trochę taki i taki. Trochę „starego „wygląda czasami z poza szat „nowego ”
    Czy naprawdę jesteś idealny, bez grzechu?
    Nawet święci byli czasami grzeszni 🙂

    #12 niezapominajka
  13. Właściwie te sprawy ujęła Julia i w pełni się z tym zgadzam . To, jakiego ducha daje sam Pan Bóg nie zależy od nas, chociaż wydaje mi się , że w żarliwej modlitwie sercem, można tę łaskę otrzymać.
    Miarą mojego chrześcijaństwa i miarą „nowego” we mnie jest to na ile znajduję się w stanie łaski, na ile daję świadectwo dobre tam, gdzie jestem, na ile jestem miłosierna w różnych sytuacjach i na ile daję się ranić bez zachowania urazy .
    🙂 🙂

    #13 niezapominajka
  14. # 2 Janusz
    Ależ TU i TERAZ możliwe jest życie wieczne (niebo).
    Pisze o tym Ks.Biskup w poprzednim wpisie gdy opisuje trzeci krąg świętych.

    #14 Mirosława
  15. #11 Józefie,
    W jakim kontekście usłyszałeś „wraca pies do swoich wymiocin”, przy jakiej okazji, w jakich okolicznościach?
    Pozdr

    #15 grzegorz
  16. #14
    Też wierzę że tu i teraz możliwe jest NIEBO.

    #16 Ka
  17. #12 niezapominajka.
    Jestem na tyle ile jest we mnie Boga. Bez Boga nie jestem człowiekiem. Dlaczego? Bo nasze człowieczeństwo jest uwarunkowane ludzkim duchem zasilanym mocą łaski uświęcającej/bożą energią/. W grzechu ciężkim mój duch jest w mocy szatana. W moim duchu nie ma Boga więc i mnie nie ma. W grzechu ciężkim NIE JESTEM człowiekiem lecz JESTEM szatanem.
    Naturą Boga jest świętość. W Bogu nie ma grzeszności. Człowiek również nie jest mieszanką dobra i zła. Człowieczy duch nie pomieści w sobie Boga i szatana. Jeden albo drugi. Nigdy obaj na raz. Nie można mieć nowego duch i starego ducha. Ma się tylko jednego ducha. Koegzystencja dobra i zła jest możliwa w duszy ludzkiej, w ciele ludzkim ale na miłość boską nie w duchu człowieczym.
    janusz

    #17 baran katolicki
  18. #14 Mirosława.
    TU i TERAZ to doczesność. Wieczność jest dotykalna duszą duchową/rozumną/, to znaczy duchem człowieczym. Martwy duch grzesznika śmiertelnego nie jest w stanie wieczność dosięgnąć w swoim ciele.
    janusz

    #18 baran katolicki
  19. #17
    Rozumiem więc że Kościół zajmuje się szatanami. Dlaczego więc ich rękami tępi człowieka?
    /zgadzam się że Duch Boży nie jest w stanie koegzystować z czymś tak mu przeciwnym i odległym/.
    Taa.
    Stąd też ten /moim zdaniem/ nacisk na ukrycie i pozory.
    #18
    Nawet rozsądnie piszesz. Ciekawe dlaczego.

    #19 Ka
  20. Taki tekst wypowiedzi ks.Wojciecha Węgrzyniaka,który dla mnie jest prosty i zrozumiały:
    „Wiele lęków i smutków bierze się z niepewności zbawienia.A przecież powinniśmy być bardziej pewni tego,że będziemy w niebie,niż tego,że dojedziemy do własnego domu.
    Jeśli wsiadam w auto i decyduję się na przyjazd do Krakowa,to nie myślę:Ciekawe czy trafię…A może jadąc do Krakowa znajdę się jakimś cudem w Gdańsku?A może sam Bóg weźmie auto z drogi i postawi je na wieży Eiffla?I nie drżę na każdej stacji benzynowej:A może ja jadę w złym kierunku?
    Tak samo w drodze do nieba.
    „Ja jestem drogą i prawdą i życiem.Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14,6)
    „On nam zapoczątkował drogę nową i żywą ,przez zasłonę,to jest przez ciało swoje”(Hbr 10,20)
    Jest mapa.Jest GPS.Wiadomo,że wielu już tam dojechało.Święci mówią,że droga przejezdna.Korków nie ma.Kościół tłumaczy,że wystarczy się trzymać łaski uświęcającej.Przypomina, gdzie skręcić,gdzie zwolnić,gdzie się zatrzymać,gdzie zatankować a gdzie auto umyć.
    Jeżeli żyjemy w stanie łaski uświęcającej,możemy być bardziej pewni tego,że będziemy w niebie niż tego,że dojedziemy do własnego domu.Bo o ile na drodze do domu może zdarzyć się wypadek,to na drodze do nieba wypadków nie ma.Natomiast jest smutna możliwość,że sami zmienimy kierunek.Dlatego największym problemem nie jest to,czy my tam kiedyś dojedziemy,tylko to,w jakim kierunku my jedziemy teraz.
    Quo vadis,homine?”.

    #20 Mirosława
  21. Chyba nikt i nic nie jest w stanie przekonać ciebie do innego spojrzenia na człowieka po grzechu pierworodnym 🙁

    #21 niezapominajka
  22. #20 do Janusza #17

    #22 niezapominajka
  23. Krystyno, dla mnie Kościół Rzymskokatolicki jest moją Matką w wierze. KRK to instytucja/ciało materialne=doczesne/.
    KRK to wspólnota/dusza/. KRK to doktryna/duch/.
    Proszę zobaczyć w swojej wyobraźni człowieczeństwo KRK/nasza MAMUSIA/.
    janusz

    #23 baran katolicki
  24. Janusz, nie czepiam się, po prostu nie rozumiem pojęć, których używasz: ludzki duch, duch człowieczy, dusza duchowa, martwy duch grzesznika śmiertelnego nie jest w stanie wieczność dosięgnąć w swoim ciele.

    #24 lemi
  25. Wczoraj usłyszałam:
    „Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”.
    W dalszej części perykopy Jezus porównuje człowieka,
    który idzie za Jezusem, ale nie chce brać swojego krzyża do budowniczego,
    który zaczyna budowę wieży bez obliczenia, czy ma na jej wykończenie.
    Taki człowiek narażony jest na drwiny innych,
    że zaczął budowę, a nie zdołał wykończyć.

    Często myślałam o tej Ewangelii.
    A wczoraj zrozumiałam ją tak:
    za Jezusem może iść KAŻDY
    – ten, kto dźwiga swój krzyż i ten, kto go NIE dźwiga.
    Ale UCZNIEM Jezusa może zostać TYLKO ten, kto dźwiga swój krzyż.
    Ten, kto idzie za Jezusem, ale nie chce dźwigać swojego krzyża
    narażony będzie na drwinę ze strony innych.
    Bo okaże się, że chęci do wędrowania za Jezusem
    wystarczyło mu tylko na czas, dopóki nie doświadczył krzyża.
    A krzyż jest elementem życia.

    Pozdrawiam 🙂

    #25 julia
  26. #25 julia.
    Widzę po sobie jak edukacyjny i formacyjny jest mój krzyż. Mój krzyż w blasku uwielbionego Pana/Jezus Chrystus/.
    Dzisiaj szukamy nowych metod ewangelizacjii w psychologi sterowanej zwróconej ku człowieczej doczesności/ciało materialne/ oraz człowieczej duszy pojmowanej jako demiturga nawego gatunku.
    Zapominamy/chcąco lub nie chcąco/ o duchu człowieczym, który określa ludzkie jestestwo.
    Dźwigać SWÓJ krzyż dla mnie to nic innego jak zgadzać się na nieustanne umieranie w ciele i na duszy. Tylko we własnym duchu idzie się za uwielbionym Panem z ukrzyżowanym ciałem i duszą na ramieniu. Ja tak mam i jest mi z tym dobrze w każdej sytuacji.
    janusz

    #26 baran katolicki
  27. #20 Mirosława.
    Tak jest; „wystarczy się trzymać łaski uświęcającej” a resztę dokona Pan.
    janusz

    #27 baran katolicki
  28. #23
    I bardzo dobrze.

    #28 Ka
  29. Prostota, ale nie prostactwo.
    janusz

    #29 baran katolicki
  30. #29
    „Najmądrzejszy jest, który wie, czego nie wie” – Sokrates

    #30 Ka
  31. #30 Ka,
    Prostactwo rozumiem jako pojęcie zawierające się w rzeczywistości rozumu, którą powołujesz za Sokratesem.
    Prostota wykracza poza ten świat, wkracza w sferę ducha – pokory ducha , gdzie rozum przygarnia tajemnice mu niedostępne – Boskiej konstytucji człowieka, jest świadomy swego miejsca- ważnego ale nie pierwszego, nie sprawczego.

    #31 grzegorz
  32. #31
    No,TAK.

    #32 Ka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php