W 23. Niedzielę roku B czytamy fragment Ewangelii wg św. Marka (7,31-37). Należy on do tej części Ewangelii, która opowiada o działalności Jezusa między Galileą o okolicznymi krainami – także terenami pogańskimi: Jezus przygotowuje stopniowo uczniów na wydarzenia, jakie mają się spełnić w Jerozolimie, czyli na swoją mękę i zmartwychwstanie. Ukazuje w ten sposób to, co stanowi istotę Jego posłannictwa. Uczniowie wielu rzeczy nie rozumieją. Widzą cuda, słuchają słów Jezusa, są świadkami tego, jak wieść o Jezusie się rozchodzi, mimo że Jezus często poleca, aby nie rozpowiadano tego wszystkiego aż Syn człowieczy zmartwychwstanie. Dopiero bowiem Zmartwychwstanie Jezusa nada sens temu wszystkiemu, co działo się za dni Jego ziemskiego życia. Zanim jednak to się dokona, wszędzie tam, gdzie Jezus się pojawia , naucza i dokonuje cudów, panuje zdumienie i mówią o Nim:

Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę (Mk 7,37).

Jezus bowiem przyszedł na świat po to, aby przywracać, aby otwierać, aby człowieka wprowadzać na nowo w potrzebne jemu relacje z bliźnimi i z Bogiem.

1. Uzdrowienia fizyczne znakiem uzdrowienia wnętrza człowieka

Człowiek został przez Boga tak pojęty i tak stworzony, by przeżywać siebie w relacji do Boga i do bliźniego. Relacja do Boga streszcza się w tym, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Natomiast relacja do bliźnich wyraża się najbardziej w tym, że człowiek mający właściwą relację do Boga, może być w komunii i jedności z bliźnimi. To właśnie wyraża w odniesieniu do mężczyzny i niewiasty, gdy jest mowa: będą dwoje w jednym ciele.

Grzech zniekształcił czy wprost po części zniszczył w człowieku tę zdolność życia komunii i jedności. Następują napięcia, brak umiejętności mocy życia w komunii. Człowiek stał się skoncentrowany na sobie samym –  na zabieganiu o swoje życie i obronie siebie. Pozostaje często obojętny, a więc głuchy i ślepy w stosunku do drugiego człowieka. To mu uniemożliwia życie w pełnych i wolnych, odpowiadających naturze człowieka, relacjach z drugim człowiekiem.

W języku biblijnym i w samej historii zbawienia ludzkie ułomności fizyczne, które ograniczają czy uniemożliwiają komunikowanie się ludzi i w konsekwencji kształtowanie relacji między nimi są postrzegane jak znaki wewnętrznej niezdolności do takich relacji czy zamknięcia się człowieka w sobie. Takimi są m.in. ślepota, głuchota, niemota.

Jezus dokonuje więc uzdrowień tych braków i niezdolności, z jakimi się u ludzi spotyka. Przez te uzdrowienia Jezus jednak nie tylko uzdrawia fizyczną stronę człowieka, lecz przywraca go wspólnocie i wprowadza w możliwość pełnego życia z bliźnimi.

2. Cel misji Jezusa i owoc Jego zbawczego dzieła

Uzyskuje to jeszcze pełniejszy wyraz, gdy Jezus modli się i ukazuje cel całej swojej misji prosząc Ojca, by wierzący w Niego stanowili jedno (zob. J 17,11-24). To wyrazi też później w. Paweł, gdy będzie mówił o wierzących Chrystusa jako stanowiących jedno ciało, Ciało Chrystusa (zob. 1 Kor 10,17; 12,12nn) aż do tego stopnia, że ta wspólnota wierzących w Chrystusa stanowi Jego Ciało (1 Kor 12,27). Ta jedność i ta wspólnota ducha jest tak dalece posunięta, że wiele naturalnych granic idzie na dalszy plan, właśnie ze względu na jedność w Jezusie Chrystusie i na takie otwarcie się człowieka na człowieka dzięki zbawczemu dzieło Chrystusa (zob. np. Ga 3,27; Kol 3,11).

Tego rodzaju jedność i komunia jest owocem wewnętrznej przemiany człowieka, czyli jego wewnętrznego uzdolnienia do przejrzenia, do słuchania, do mówienia. Jest to wyprowadzenie człowieka z jego zamknięcia się w sobie. To jest możliwe tylko dlatego, że Jezus Chrystus dokonał tego pojednania, zburzywszy w sobie mur rozdzielający jednego człowieka od drugiego przez swoją ofiarę na krzyżu (zob. Ef 2,13-18; kol 1,19). W sobie w swoim ciele pojednał wszystkich ze sobą i w darze Ducha Świętego uzdalnia wierzących w Niego do tego, by na Jego podobieństwo i Jego mocą przeżywali takie jednanie, tzn. otwieranie się na komunię z drugim niejako własnym kosztem. Jezus oddał swoje życie dla pojednania i utworzenia z pojdnanych swego Ciała – Kościoła.

Otwarcie oczu i uszu, rozwiązanie języka i otwarcie serca na drugiego człowieka jest radosnym uzdrowieniem, które jednak pociąga za sobą skutki innego życia. Już nie można być dla siebie, lecz otwiera się droga życia dla drugich, na której człowiek uzdrowiony jest gotów poświęcać siebie dla drugich. To można rozumieć dopiero w świetle zmartwychwstania Jezusa i dzięki doświadczeniu tej prawdy w sobie samym.

3. Misja wierzących w Chrystusa – Kościół w świecie

Ci, którzy doświadczą takiej uzdrawiającej mocy Chrystusa i stanowią jedno – są wspólnotą, Ciałem Chrystusa, są znakiem dla wszystkich innych, z którymi się spotykają. Takie wewnętrzne uzdrowienie człowieka staje się misją. Przeżywanie tego uzdrowienia polegającego na otwarciu człowieka do życia we wspólnocie. Jest to tworzeniem się Kościoła. W tej wspólnocie jest uzdrawiane to, co jest ślepe, głuche, nieme. Jest uzdrawiane to wszystko, co jest zamknięciem i brakiem komunikacji i  brakiem przeżywania relacji. Przy obrzędzie Chrztu może być stosowany obrzęd „Effatha”, to znaczy otwórz się. Nawet jeśli go się nie stosuje, to potrzebne jest uświadamianie sobie prawdy o potrzebie i możliwości otwarci się.

Praktyka okazuje, że tej świadomości otwarcia się czyli faktu uzdrowienie z naszego zamknięcia (ślepoty, głuchoty, niemoty  itp.) jest w naszych wspólnotach zazwyczaj zbyt mało. Czasem tego się boimy. Zbyt mało chcemy spotkać się z Chrystusem, który otwiera oczy, uzdalnia do słuchania i mówienia. Ilekroć uświadamiamy to sobie, tylekroć mamy szansę zbliżania się do Niego i przeżywania daru uzdrowienia. Korzystajmy z tego. On bowiem wszystko dobrze czyni: głuchym słuch przywraca, niemym mowę ślepym wzrok, małodusznym udziela swego Ducha.

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

40 komentarzy

  1. Gdyby tak każdy /przynajmniej/członek wspólnoty,zaczął spoglądać w głąb siebie.Otworzył by się na komunię niezauważalnie.

    #1 K.
  2. Jezus nie szuka taniej popularności, nie czyni cudów na pokaz. Bierze człowieka, który potrzebuje Jego pomocy na bok, osobno od tłumu i uzdrawia, wraca go w pełni do życia.

    Wiara, modlitwa i prośba o uzdrowienie, odejście na bok, osobno od otaczającego tłumu to wszystko krok we właściwym kierunku, ale brak tu jeszcze tego, co najistotniejsze. By doznać uzdrowienia trzeba stanąć twarzą w twarz przed Jezusem. Oczywiście tłum sam w sobie nie jest czymś złym, ale może przesłonić wartości, można w nim zagubić siebie, można pozwolić by inni zakczyczeli prawdę, jedyną i właściwą, tą którą nie można zrelatywizować…

    I jeszcze jedna myśl. To skojarzenie ze słowem „effata” czyli: otwórz się. Głuchota duchowa – zjawisko dotyczące chyba każdego, w większym bądź mniejszym stopniu w sposób intensywny winna skłaniac do modlitwy o nawrócenie, uzdrowienie, otwarcie, a w konsekwencji o wiarę. Wszak wiara, jak pisał św.Paweł w liście do Rzymian, rodzi się ze słuchania Słowa Bożego. By dobrze słyszeć trzeba wpierw pozwolić sobie „naprawić uszy”.

    #2 morszczuk
  3. Codziennie mój egoizm każe mi żyć dla siebie, myśleć o sobie, wybierać to co dla mnie jest wygodne.To Słowo Boże i ten komentarz Ks. Biskupa bardzo mnie dotyka, ponieważ słyszę, otwórz się na innych, zobacz ich potrzeby. Same nasuwają się słowa: Panie Jezu, ulecz moje uszy, oczy, język, a przede wszystkim serce, bym umiała żyć dla innych.

    #3 Anna
  4. „W JĘZYKU BIBLIJNYM i w samej historii zbawienia ludzkie ułomności fizyczne, które ograniczają czy uniemożliwiają komunikowanie się ludzi i w konsekwencji kształtowanie relacji między nimi SĄ POSTRZEGANE JAK ZNAKI wewnętrznej niezdolności do takich relacji czy zamknięcia się człowieka w sobie. Takimi są m.in. ślepota, głuchota, niemota”
    Ostatnio fascynuje mnie język biblijny. Jego odkrywanie i rozumienie pozwala lepiej odnajdywać w niej (Biblii) siebie i swoje problemy. Nie mam takiej wiedzy ani zdolności, żeby dobrze odczytywać jego (języka) znaki, dlatego cenię sobie to, że ktoś mi w tym pomaga. W tym rozważaniu obrazy są pozornie proste i bardzo zewnętrzne: ślepota, niemota, głuchota. Ale gdy odczytam je rozumiejąc, że są tylko znakami ilustrującymi problemy w relacjach z bliźnimi i z Panem Bogiem – sprawa się komplikuje…
    Uzdrowienie z tych ułomności, jak czytam w komentarzu „pociąga za sobą SKUTKI innego życia”. To znaczy, że życie „staje się misją”, a to już oznacza, że coś zyskując (uzdrowienie), coś też tracę (życie dla siebie w obojętności na drugiego człowieka i Pana Boga – nie widzenia Go, nie słyszenia, nie komunikowania się z Nim).
    „Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę”. Pan Bóg do tego stopnia daje mi wolność, że choć chce mi słuch przywrócić i mowę – decyzja zależy ode mnie. A ja, niestety, nie zawsze chcę widzieć, słyszeć i mówić, choć „jest to dobre”. Wciąż wybieram tych „szczęśliwców”, którym poświęcam swoją uwagę.
    Mimo wszystko – serdecznie wszystkich pozdrawiam 🙂

    #4 julia
  5. #1 K.
    Nie zgodzę się z tobą. To jeszcze bardziej go zamknie. Moim zdaniem będzie skupiał się na sobie i nie będzie zauważał innych. A do komunii trzeba zauważyć tego drugiego, otworzyć się na niego.I:
    ” Już nie można być dla siebie, lecz otwiera się droga życia dla drugich, na której człowiek uzdrowiony jest gotów poświęcać siebie dla drugich.”

    #5 basa
  6. Chciałabym jeszcze napisać o trudnej sytuacji mojej rodziny przed ok. 20 laty.
    Tato stracił wtedy pracę. A zarobki mamy nie były zbyt duże. Była nauczycielką. I akurat w tym okresie wszyscy troje byliśmy na studiach w Warszawie. Mama ma brata w USA, który zawsze ją namawiał: Przyjedź. Ja ci pomogę. Zarobisz sobie. Będzie wam lżej. Ale moja mama zawsze opierała się tej propozycji. Wtedy, w tej tak trudnej sytuacji także. Mówiła, że dla niej najważniejsza jest rodzina i niech będzie skromniej, ale razem. Jak rodzice przetrwali ten trudny okres – nie wiem. Pan Bóg pomógł. I powoli zaczęło się poprawiać. Tato znalazł pracę. Ja skończyłam studia. I w tym roku Pan Bóg spełnił marzenie mojej mamy, aby odwiedzić tego właśnie brata, mieszkającego w Stanach.
    A ja jestem niezmiernie wdzięczna mojej mamie, że nie zrobiła nas USA-sierotami, że zawsze była z nami i utrzymuje naszą rodzinę w komunii.
    Taka była też moja babcia.

    #6 basa
  7. „Uzdrowienia fizyczne znakiem uzdrowienia wnętrza człowieka”….naprawdę tego nie rozumiem.Fizycznie jestem bardzo pokaleczony.Czy wszyscy chorzy fizycznie są również chorzy duchowo?Księże Biskupie czy fizyczne uzdrowienie jest owocem duchowego zdrowia?Czy rzeczywiście w zdrowym ciele zdrowy duch?…….janusz franus

    #7 katolicki baran
  8. Spojrzeć w głąb siebie- niejednokrotnie jakże trudne, a z drugiej strony tak bardzo potrzebne. Zedrzeć z siebie maskę i stanąć w prawdzie o sobie, skończyć z kreowaniem świata na swój sposób, według własnych potrzeb, przestać zabiegać o dobra doczesne, a zatroszczyć się o rozwój ducha, zacząć patrzeć „oczyma duszy”, poczuć „wewnętrzne pragnienie” zjednoczenia z Nim i otworzyć się na Tego, który wleje we mnie uzdrawiającą moc. To misja, którą mam do spełnienia, by potem, już jako nowy człowiek,wziąć udział w misji tworzenia wspólnoty, budowania Kościoła.

    #8 Justyna
  9. ‘Wiele, co jest szlachetny w polityce i pracy Kennedych, miało swoje pochodzenia w skale (bedrock) wiary Rose Fitzgerald Kennedy. Jako młoda kobieta ona miała głębokie doświadczenie Bozej miłości, co przekształciło jej życie. Ona walczyła, by zakomunikowac ta wiare jej wielkiemu klanowi. Zaczynając od czasu jej pogrzebu Mszy ja (kardinal Séan’s Arcybiskup Bostonu) trzymam jej memorialna modlitewna karte, wypisywana z Rose Kennedy własnymi słowami:

    “Jeżeli Bóg zechcialby wziać wszystkie Jego blogoslawienstwa, zdrowie, fizyczna sprawność, bogactwo, rozum, i pozostawil mi, jeden tylko dar, prosiłabym o wiarę – bo z wiarą w Niego i Jego dobroć, milosierdzie, miłość dla mnie i wiara w życie wieczne, uważam mogłabym doznawać straty moich innych darów i wciąż byc szczęśliwa – ufna, pozostawiając wszystko do Jego niepoznawalnej/nie do odczytywania Dobroci/Providencji.”’
    Senator Edward Kennedy’s funeral: On mercy and misery
    Cardinal Séan’s On Senator Kennedy’s Funeral

    #9 Jjurek
  10. Jeśli we wspólnocie panuje duch pojednania, wzajemnej milości w wolności, duch zrozumienia i przyjacielskich układów między bracmi- łatwiej / przynajmniej dla mnie/ być otwartym na Słowo Boże
    twiej przyjmować To Słowo do serca i cieszyć się z bycia we wspólnocie….Boli mnie brak tej harmonii czy to we wspólnocie jaką jest rodzina, zaprzyjażnione rodziny czy we wspólnotach katolickich/ bywaja i tam takie braki wynikające z z nawracania się współbraci w różnym tempie w różnych sytuacjach. Wiem,że będąc we wspólnocie powinnam nawracać sie sama przez posłuszeństwo Słowu Bożemu
    i i własciwe relacje z braćmi- przede wrzystkim nie unosić sie gniewem i nie obrażać na zraniania przez innych.Dziekuję Ks. Biskupowi za ukierunkowywanie często własnych i niekoniecznie prawidłowych interpretacji Słowa.
    „…Takie wewnętrzne uzdrowienie staje się misją…”
    Pragnę trwać w takiej misji w swojej wspólnocie jaką jest dla mnie rodzina, ale szczerze powiem „szlifów” do tego zdobywam w pewnej wspolnocie neokatechumenalnej, gdzie mimo,że bywa róznie, jednak wspieramy się w momentach trudnych a jednoczy nas głównie zasłuchanie w Słowo i pragnienie bycia świadkiem wiary w Jezusa.
    Serdecznie pozdrawiam

    #10 Zofia
  11. Ekscelencjo!
    Chciałem spytać się JE o opinię w dwóch kwestiach, które ostatnio mnie niepokoją. Są one bardzo szczegółowe i dotyczą prowadzonej przeze mnie firmy. Przepraszam, że zawracam nimi głowę, ale nie udało mi się znaleźć żadnego duchownego który byłby zainteresowany takimi problemami. Oba pytania dotyczą ścierania się z konkurencją:
    1. moja przewaga nie polega na wytwarzaniu lepszych jakościowo produktów. Są one tak samo dobre jak konkurencji. Różnica jest w marketingu – obecnie dużo lepiej niż moi kontroferenci informuje potencjalnych klientów o sobie. O nich często klienci nie wiedzą. Jestem świadom słabości moich konkurentów w tej materii i mam wielką ochotę to wykorzystać. Czy tak powinien postąpić katolik?
    2. jakość ma dwa wymiary: rzeczywisty (produkt jest dobry lub wadliwy, ma lepsze bądź gorsze cechy) oraz odbieranej (klient postrzega produkty jako lepsze, choć tak naprawdę inne nie są gorsze od moich). Mając przewagę w marketingu mogę dalej wzmacniać WRAŻENIE u mojego odbiorcy. Z drugiej strony jeśli nie wytworzę takiego wrażenia, to ceny spadną (korzyść dla klienta), ale i będę musiał zwalniać pracowników.

    #11 Zbyszek
  12. Pod koniec drugiego pytania powinno ono paść 🙂 :

    Czy jest moralnie akceptowalne takie kreowanie swojego wizerunku?

    #12 Zbyszek
  13. Omawiana perykopa znów nawiązuje do powracającego co pewien czas pytania: czy człowiek ma się zdać na wolę Bożą, czy ma coś tu do wykonania. Czy przyjęcie woli Boga oznacza zaniechanie swoich planów? Z jednej strony tak, nasze plany, nasz sposób na życie daje nam pozorne uczucie pewności, pozwala w samozadowoleniu siąść na laurach, „ujrzeć” swą doskonałość. Z drugiej to głuchoniemego ktoś przyprowadził do Jezusa. Ktoś wpadł na taki pomysł i go zrealizował. Zresztą i w wielu innych perykopach zdumiewające jest to, że Chrystus czeka na krok ze strony człowieka. Czyżby jednak nasze plany miały jakiś sens? Ze względu na swój zawód (biznesmen) zmuszony jestem planować i – nie ukrywam – bardzo bym chciał usłyszeć prostą odpowiedź: TAK, PLANUJ. Zamiast tego słyszę „Nie martwcie się o jutro”! A może jest tak:
    problem z naszymi planami nie tkwi w planach, ale w przywiązaniu do nich. Jeśli chcemy pójść do toalety (przepraszam za porównanie, ale chyba jest najbardziej czytelne), a ta jest zajęta to się denerwujemy. Bo nasz plan, nasza wizja, nasz pomysł na życie (ok, jego pare minut) śmiał się nie udać! I to jest złe. ALe może trzeba na to spojrzeć inaczej: muszę planować, bo w przeciwnym wypadku skutki mogą być opłakane, ale jeśli plan nie spełza na niczym to trzeba zaakceptować taką stratę. Ponoć ona jest najboleśniejsza.
    Czy dobrze myślę?

    #13 Zbyszek
  14. Bardzo poruszyły mnie słowa księdza biskupa, szczególnie te o tym czym tak naprawdę jest Kościół Chrystusowy. Rozmawiając z różnymi ludźmi, czy to katolikami czy ateistami ta istota Kościoła, jest jakby zupełnie zapomniana i niezrozumiana. To otwarcie się na drugiego człowieka, jest przecież istotą komunii Kościoła, a wynikać może ona tylko ze zjednoczenia z Jezusem. Kiedy przybliżamy się do Boga lepiej rozumiemy bliźnich. Kiedy myślę o słowach księdza biskupa, dostrzegam też swoją niedbałość o rzeczywiste uczestnictwo w tej wspólnocie Ciała Chrystusa, gdybyśmy jako katolicy częściej pamiętali o tej jedności, Kościół byłby zupełnie inną wspólnotą. Pozdrawiam

    #14 Paweł
  15. ,,Effatha” to słowo, które chcę powiedzieć moim bliskim, którzy mnie ranią i którzy wg mnie wymagają nawrócenia. Nie ,,ja” tylko ,,oni”. Czekam na ich przemianę i uzdrowienie, nie wiedząc, że sama go bardziej potrzebuję. Uzdrawianie nie jest przyjemne, często jest bolesne i upokarzające. Jezus dotyka ran, które bolą, wkłada palce do uszu i śliną dotyka języka. Nie chcę doświadczać wstydu. Oprócz Jezusa i głuchoniemego są jeszcze ci, którzy prowadzą do Chrystusa. To ci, między innymi, którzy modlą się za nas. Na tym polega modlitwa wstawiennicza, aby być ,,pomiędzy” Bogiem i drugim człowiekiem.
    Dziękuję Ci Panie Boże za moich przyjaciół, którzy modlą się za mnie, abym to ja PRZEDE WSZYSTKIM usłyszała słowo ,,EFFATHA”. Dziękuję Ks.Biskupowi za tę katechezę, która uzdalnia do przyjęcia tego słowa.

    #15 owieczka
  16. Zaczynam się niepokoić /z uwagi na brak wpisów/ o zdrowie Ks.Biskupa.Czy wszystko w porządku?

    #16 K.
  17. „Grzech zniekształcił czy wprost po części zniszczył w człowieku tę zdolność życia komunii i jedności. Następują napięcia, brak umiejętności mocy życia w komunii. Człowiek stał się skoncentrowany na sobie samym – na zabieganiu o swoje życie i obronie siebie. Pozostaje często obojętny, a więc głuchy i ślepy w stosunku do drugiego człowieka. To mu uniemożliwia życie w pełnych i wolnych, odpowiadających naturze człowieka, relacjach z drugim człowiekiem.”

    To są ważne słowa, dotyczące mnie i moich relacji z drugim człowiekiem. Jezusie Miłosierny oczyść mnie z grzechu mojego.

    #17 AWM
  18. ….milczenie gorsze od śmierci….janusz franus

    #18 katolicki baran
  19. Ponieważ jestem stworzony na obraz i podobieństwo Boga(Ojca, Syna i Duch Święty mieszka we mnie) czyli jestem kopią Boga i stanowię jedno ciało z Chrystusem a każdy inny człowiek też jest cząstką Chrystusa to w tym aspekcie przykazanie (kochaj bliżniego jak siebie samego) nabiera innego wymiaru.Drugi człowiek staje się cząstką tego samego ciała co ja. Wszystko co czynię drugiemu człowiekowi, to czynię to jakby sobie i Bogu. Basiu czy Jezus może nienawidzieć siebie? I drugi aspekt, jeśli jestem cząstką Chrystusa, to zostaję podniesiony z poziomu zwierzęcia do poziomu Boga.

    #19 lemi58
  20. „Zbyt mało chcemy spotkać się z Chrystusem, który otwiera oczy, uzdalnia do słuchania i mówienia.” Tak, ostatnio bardzo pomagają mi nasi prezbiterzy zachęcając do słuchania i uczę się wciąż od nowa otwierać uszy. Każde takie spotkanie z Jezusem zostawia ślad, uzdrawia, pomaga. To nie jest takie proste, kiedy w głowie mam milion myśli i doświadczeń, wiele „już wiem”. Dlatego tak dobrze jest odkrywać, że jest się wciąż prowadzonym do życia, do wolności, – tego w krzyżu. Dziękują za katechezę i homilię. Pozdrawiam.

    #20 AnnaK
  21. W tym tygodniu gryzie mnie jeszcze jedna kwestia: przygotowania do I Komunii Świętej mej córeczki. Byłem we wtorek na zebraniu rodziców w szkole. Pomysł wydaje się dobry – skoro dzieci razem się uczą i są ze sobą zżyte, to można by przystąpić do Komunii razem. Jednak zebranie okazało się przerażającym wydarzeniem i tylko dzięki Panu Bogu na nim się nie odzywałem (nie mam skłonności do mądrych wypowiedzi jeśli ktoś mnie zdenerwuje 🙂 ). Większość rodziców to osoby dobrze sytuowane. Inteligentne, ale o fatalnym nastawieniu do Kościoła (cytat: „za kasę to oni [księża] wszystko zrobią”, „byleby nauki były krótkie”). Najważniejszą zdawało się deklaracją jaka padała to jak bardzo nie chodzę do kościoła. Mówiąc krótko zamienia się to w pokaz zakłamania i bezmyślności. Najgorsze, że wrażenie z całego spotkania powstało na skutek aktywności głównie jednej osoby, czynnego udziału 2-3, a reszta (ok.10 osób) uczestniczyła na zasadzie reakcji tłumu. Czy oprócz oburzenia można zrobić coś jeszcze? Czy można spróbować uratować niektórych i ich dzieci coś im proponując?

    #21 Zbyszek
  22. Mija kilka dni i dochodzi sporo doświadczeń. Ja w ogóle powinienem uważać jakie pytania zadaję: wystarczająco często uzyskuje na nie odpowiedź, by zrozumieć, jak bolesne one bywają. Gdy więc stawiam nurtujący mnie problem lub formułuje wniosek – zdawałoby się – logiczny i słuszny, wkrótce spotykają mnie wydarzenia korygujące moją „mądrość”. Kiedyś prosiłem Boga o zrozumienie swych grzechów, później byłem przekonany że wymyśliłem dobry plan na życie, a ostatnio że wiem jak się starać. Lepiej było mi milczeć…
    Od ponad 20 lat zajmuje się biznesem, na dodatek – jestem wykształconym menadżerem. „Dobre praktyki” obowiązujące dziś w świecie biznesu przesiąkły do mojego sposobu myślenia. Część z nich niestety prowadzi do złych skutków. Nie jest to problem samej etyki, ale wnikający głębiej, w naturę chrześcijaństwa, katolicyzmu. Jednym z nich jest wydawałoby się logiczne podejście do życia: proaktywnego szukania nowych ścieżek rozwoju. W biznesie nazywa się to innowacyjnością. Niczym szczur w labiryncie mamy skupiać się na badaniu różnych dróg, szybko identyfikować te które są ślepe, a skupiać się na dających nadzieję. Innymi słowy – wciąż się starać, szukać nowych możliwości rozwoju. Choć pewne elementy takiego podejścia mogą być dobre, a co najmniej przydatne, to w sumie – ośmielę się powiedzieć – są złudzeniem! Nie ma tu żadnej gwarancji sukcesu. Podobnie muszę skorygować i swoje twierdzenie ważności swoich planów, zwłaszcza w odniesieniu do pełnienia woli Pana Boga.
    Po przykrych doświadczeniach ostatnich dni przypomniałem sobie to co przed laty odkryłem w trochę innej materii: szukania swojej drogi rozwojowej (takiej banalnej – zawodowej). Sam przez długi czas nie miałem z tym problemów, ba byłem szczęśliwy. Wokół mnie jednak było sporo osób, które czuły się całkowicie zagubione, a oceniając się na tle innych – bezwartościowe. Osoby te charakteryzowało często aktywne szukanie swojego miejsca w życiu. Wciąż próbowali czegoś nowego, wciąż się czegoś chcieli uczyć. Mieli nadzieję, że to czym się teraz zaczynają zajmować to będzie właśnie to. Tylko, że za każdym razem albo im brakowało wytrwałości, albo pierwotne emocje stygły, albo doznawali jakiś porażek i się zniechęcali. Recepta na umacnianie swojego poczucia niskiej wartości.
    Na czym polegała różnica? Oni szukali odpowiedzi na zewnątrz, w tym co nauczą się, wyczytają, ktoś im doradzi. Ja natomiast patrzyłem do siebie, w swoje serce. I żeby było zabawniej – nie w to co chciałem robić, nie w to co mnie pociągało i wyglądało „fajnie”, ale w to co musiałem robić. Myślę że każdy z nas niesie w sobie poczucie pewnego obowiązku, tego co wie że powinien zrobić. W sercu tkwi to jak cierń, wezwanie do działania. Pójście za tym zewem może drogo kosztować. To taki skok w głębię, bez żadnego zabezpieczenia. Im jestem starszy, tym trudniej się na niego zdecydować.
    Starania nic nie dadzą. Trzeba czekać na łaskę, modlić się o nią i o dobre rozeznanie. Powierzone nam talenty możemy wykorzystać dobrze i źle. Możemy dać się skusić na pozorne łaski – pokusy Nieprzyjaciela.
    Myślałem, że wiem, ale nadal jestem od tego daleki. Jeszcze pewnie nie raz się o tym będę tu wypowiadał…

    #22 Zbyszek
  23. Mam pytanie z innego obszaru:
    w Księdze Rodzaju jest opis stworzenia człowieka. W piękny sposób zgodny jest on z naszą obecną, naukową wiedzą nt. ewolucji. A jak zrozumieć grzech pierworodny? Jak go umiejscowić w historii człowieka?

    #23 Zbyszek
  24. Ad #22 Zbyszek
    Opowiadanie Księgi Rodzaju (rozdział 3), mówiąc o grzechu pierworodnym, rzuca światło na każdy grzech.
    Pomocą w rozumieniu (poznawaniu) procesu grzechu mogą być m.in. moje katechezy zawarte w programie „Chrzest w życiu i misji Kościoła„, część I.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #24 bp Zbigniew Kiernikowski
  25. Ad #20 Zbyszek
    Potrzebna jest inicjacja chrześcijańska, czyli wprowadzenie w chrześcijaństwo prowadzące do wiary. Mam na myśli przede wszystkim dorosłych. Wtedy inaczej będziemy podchodzić do Sakramentów itp., itd.
    Bp Zbk

    #25 bp Zbigniew Kiernikowski
  26. Ad #13 Zbyszek
    Odpowiem przy pomocy powiedzenia: Pan Bóg pisze prosto na naszych krzywych liniach.
    Oczywiście musimy (jest to potrzebne nam) Mu na to pozwolić.
    Temu służy przede wszystkim Ewangelia (głoszenie Ewangelii, a w szczególności kerygmat)
    Bp ZbK

    #26 bp Zbigniew Kiernikowski
  27. Ad #14 Paweł
    Prawda, Pawle. Bardzo często nie jest rozumiane to, co jest istotne.
    Tym bardziej powinni dawać świadectwo ci, do których coś z Ewangelii dotarło i pozwalają jej w soebie działać, tracąc (na różne sposoby) swojego starego człowieka. Jedynie bowiem tą drogą można coś pojmować z daru nowości przyniesionego przez Jezusa Chrystusa i powierzonego słabym ludziom w Kościele.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #27 bp Zbigniew Kiernikowski
  28. Ad #11 Zbyszek
    W świetle Ewangelii, jeśli jej się poddajemy i pozwalamy na wzrost wiary, zaczynamy pojmować coś więcej niż to, co przedstawiają nasze plany. Te są (zazwyczaj) potrzebne, by stanowić (określać) nasz punkt wyjścia.
    Ewangelia jest Bożym światłem, Bożą propozycją, Bożym, punktem wyjścia ku człowiekowi, który pobłądził (grzch pierworodny i nie tylko). Reszta dokonuje się w spotkaniu tych dwóch „rzeczywistości”.
    Istota tego spotkania stanowi tajemnicę tego, kto jest tym spotkaniem obdarowany. Ci, którzy stoją (patrzą) z zewnątrz mogą widzieć tylko niektśre rezultaty (owoce) tego spotkania. Jest to na świadectwo . . .
    Bp ZbK

    #28 bp Zbigniew Kiernikowski
  29. #24
    Ekscelencjo,
    a co z ludźmi stroniącymi od Kościoła, którzy się nawet przechwalają swoim negatywnym nastawieniem. Mogę im współczuć, ale warto im coś zaproponować? Czy stwierdzenie „po co wysyłacie dzieci do I Komunii? Jeżeli chcecie to robić to musicie najpierw sami zrozumieć czym jest Eucharystia i dlaczego Kościół naucza tak a nie inaczej” nie przyniesie więcej szkody? Po drugie nie wiem czy u mnie w diecezji są jakieś katechezy dla rodziców (nie mówię o tak poważnych jak neokatechumenat, bo to wymaga dużej ilości czasu i dojrzałości)

    #29 Zbyszek
  30. Ad #7 katolicki baran
    Faktu łączenia uzdrowień fizycznych (rozumianych jako znaków) nie należy utożsamiać z twierdzeniem jakoby „wszyscy chorzy fizycznie byli również chorzy duchowo”. Natomiast uzdrowienia fizyczne dokonane przez Jezusa za Jego ziemskiego życia (i nie tylko), były punktem wyjścia do zupełnie nowego otwarcia się człowiaka na Niego (Jezusa). Oznaczały też więc (były i pozostają znakami) wewnętrzną przemianę w podejściu do samego Boga. do własnego życia, nie tylko w dziedzinie (części) „uzdrowionego” życia.
    Zob. też komentarz Julii – # 4 Julia.
    Natomiast to wszystko, co tutaj (w odniesieniu do Ewangelii) mówimy o uzdrowieniach, nie jest jednoznaczne z popularnym powiedzeniem: „w zdrowym ciele zdrowy duch„. Są to dwa różne wymiary o odmienne spojrzenia.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #30 bp Zbigniew Kiernikowski
  31. Ad #28 Zbyszek
    Panu Jezusowi nie udało się wszystkich przekonać do Siebie (i zgromadzić wokół Siebie) chociaż wszystkich odkupił (przez Krzyż i Zmartwychwstanie) i wszystkim daje szansę skorzytania z nowości Jego życia (przez głoszoną Ewangelię).
    Na ile to się dzieje w konkretnych sytuacjach – także takich, o jakich Pan wspomina?
    Wówczas, za czasu ziemskiego działania Jezusa, niektórzy (nawet ci, którzy już początkowo uwierzyli) od Niego odchodzili, mówiąc: Twarda ta mowa. . . (J 6,60).
    Jezus jednak niczego nie zmienił (i nie mógł zmienić) w tym, co mówił i Kim był (i jest). Nawet za cenę tego, że mogi od Niego odejść też najbliżsi.
    Skierował do nich słowo: Czy i wy chcecie odejść ?(J 6,67).
    Na szczęście, jak wyznał Piotr, nie mieli dokąd odejść, tzn. nie mieli lepszej koncepcji życia.
    Jest „nieszczęściem” człowieka, gdy mu się wydaje, że ma dużo wyjść, dużo możliwości „zorganizowania” czy ułożenia sobie życia.
    Zasadniczy więc problem, jaki dzisiaj wysuwa się na pierwszy plan w życiu i misji Kościoła (naszych wspólnot), to właśnie inicjacja chrześcijańska, która prowadzi do koherentnego życia wynikającego z wiary. Jeśli na to nie ma czasu itp., to mamy to, co mamy.
    Pozdrawiam!
    Bp ZbK

    #31 bp Zbigniew Kiernikowski
  32. #30
    Czy jednak nie jest tak, że duża część osób tak reaguje jak opisałem, bo ulega modzie? Czy nie są w sytuacji zbliżonej do Samarytanki przy studni [J 4,1-42]: oni tak naprawdę nie wiedzą że jest dla nich szansa? Jeśli byłaby to prawda, to trzeba im o tym powiedzieć i dać możliwość wysłuchania mowy, nawet jeśli stwierdzą że jest twarda. Jednak tu potrzebna byłaby forma dotarcia – właśnie katechezy przedkomunijne dla rodziców. Dlaczego się tak upieram przy tym? Nigdy nie interesowałem się NPR, bo to w końcu nie jest „problem” mężczyzny. Ale jak ksiądz powiedział mi: posłuchaj rekolekcji o miłości i tam odkryłem sens i fenomen NPR mój stosunek do tej metody się zmienił. Podobnie i tu: ludzie myślą o I Komunii, jeśli uzmysłowią sobie potrzebę własnej nauki, to nie będą szukać rekolekcji jako takich, ale właśnie przedkomunijnych.

    #32 Zbyszek
  33. Kto w Diecezji Siedleckiej jest odpowiedzialny lub należy do Stowarzyszenia EFFATHA? Proszę o kontakt.

    #33 lemi58
  34. Zbyszku,
    A propos przygotowań do Pierwszej Komunii.W naszej parafii ksiądz Proboszcz zaproponował rodzicom( chociaż na pewno rozumieli to trochę jako obowiązek)spotkania w ramach programu „Chrzest w życiui misji Kościoła”.Jest to jedna z możliwości o którą pytałeś.Ponieważ jestem uczestnikiem tych spotkań,moge powiedzieć, że postawy rodziców są u nas podobne.Jednak wielu z nich mimo lekkiego zdziwienia( do czego nam są potrzebne jakieś nauki?) na spotkania przychodziło).Była więc okazja do rozmowy w oparciu o teksty oraz wydrukowana katechezę.Dla wszystkich rodziców z mojej grupy była to pierwsza w ich życiu tego typu aktywność religijna.Nie sądzę, natomiast aby takie spotkania skutkowały szybko w zmianach postawy.Jest to niejako działanie „przy okazji”.Jednak warto je podjąć!!! Możesz porozmawiać z Proboszczem w swojej parafii, pokazać mu problem i zilustrować, jaką aktywność proponują inni.Służę pomocą na ile będę umiał.
    Dzięki za pytania dotyczące pracy.Skierowane sa wprawdzie do Ks.Biskupa, ale czy dopuściłbyś jakąś moją wypowiedź w tej sprawie?

    #34 grzegorz
  35. # 4 – JULIA Chciałabym jeżeli można prosić – BY WSZYSCY UWAŻNIE WGŁĘBILI SIĘ W TĄ TREŚĆ.Dzięki Julio,TO PRADZIWE I PRAWDZIWOŚCIĄ PIĘKNE.

    #35 K.
  36. # 5 – najpierw trzeba zacząć od oczyszczania siebie.Potem wstępować w komunię.Inaczej parodię jakąś się tworzy.I mamy skutki – śmiech z zakłamanych katolików,który dotyka niczemu winnych wiernych.

    #36 K.
  37. Grzegorzu!
    Nie tylko liczę, ale i proszę o Twoje wypowiedzi 🙂 . A propos nauk przedkomunijnych dla rodziców (o, fajny termin 🙂 ) faktycznie przedstawiłeś dobry przykład. Oczywiście nie liczę na szybką zmianę postaw, ale jest to po prostu danie szansy. Możesz opisać jak wyglądały takie spotkania? Czy dokładnie tak jak opisane jest w skrypcie do katechez? Kiedy się odbywały itp.?
    🙂

    #37 Zbyszek
  38. Wiem K., co masz na myśli:
    „Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata.”
    To prawda. Ja jednak nie myślałam o „naprawianiu” innych.
    Myślę, że trzeba uważać we własnym dążeniu do doskonałości, aby zbytnie skupienie się na sobie, nie zamknęło nas na drugiego.

    #38 basa
  39. # 18 lemi58
    Dziękuję ci za dobroć, którą mi okazałeś.
    Dziękuję za słowa, które mi dałeś.

    #39 basa
  40. #33 K.
    🙂

    #40 julia

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php