Chodzić w obecności Pana (24 Ndz B 150913)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W 24 Niedzielę roku B Kościół podaje nam do czytania i do usłyszenia jeden z bardziej bulwersujących fragmentów prorockich. Jest to centralny fragment trzeciej pieśni o słudze Jahwe. Jest to prorocka odpowiedź na fakt obecności zła w życiu człowieka.

Gdy mówimy, że jest to odpowiedź prorocka, to mamy na myśli nie ludzką reakcję, ale reakcją która dzieje się przez pośrednictwo i oddanie się sługi Pańskiego, by realizować odpowiedź zgodną z zamysłem Boga.

Zarysowana postawa to nie jest więc jakaś ludzkie rozwiązanie, lecz propozycja zawierzenia Bogu, który działa prze człowieka. Zadziałał definitywnie prze Boga-Człowieka Jezusa Chrystusa, w którym zarysowany przez Proroka program i postawa, spełniły się i stają się także dla każdego z nas wzorem. W proroctwie Izajasza jest mowa o otworzeniu ucha, o zdolności słuchania, by umieć (mieć moc) stawać wobec zła. Z tego doświadczenia rodzi się odzew miłości ze strony człowieka wobec Boga. Śpiewamy więc w czasie liturgii i przenosimy to na nasze codzienne życie, to co, wyraża Psalm:

 

Miłuję Pana,
albowiem usłyszał głos mego błagania,
bo skłonił ku mnie swe ucho
w dniu, w którym wołałem.

Oplotły mnie więzy śmierci,
dosięgły mnie pęta otchłani,
ogarnął mnie strach i udręka.
Ale wezwałem imienia Pana: „O Panie, ratuj me życie!”

Pan jest łaskawy i sprawiedliwy,
Bóg nasz jest miłosierny.
Pan strzeże ludzi prostego serca:
byłem w niewoli, a On mnie wybawił.

Uchronił bowiem moją duszę od śmierci,
oczy moje od łez, nogi od upadku.
Będę chodził w obecności Pana
w krainie żyjących (Ps 116A,1-6.8-9).

 

Doświadczenie, z którego rodzi się miłość ukierunkowana na Boga, to doświadczenie złożone. Najpierw jest to doświadczenie trudności aż do tego, co wyrażają słowa: Oplotły mnie więzy śmierci, dosięgły mnie pęta otchłani, ogarnął mnie strach i udręka. To z tego doświadczenia wyrywa się wołanie skierowane do Boga. To to i takie doświadczenie uzdalnia, a czasem niejako zmusza, człowieka do przyjęcia Bożego rozwiązania.

 

1.    Doświadczenie śmierci

 

To „zmuszanie” do przyjęcia Bożego rozwiązania, innego niż tylko ludzkie, nierzadko – właściwie zazwyczaj – zaczyna się właśnie w kontekście doświadczenia tego owładnięcia prze pęta otchłani. Jakkolwiek sobie to możemy konkretnie wyobrażać, zawsze będzie to dotyczyło konkretnego kryzysu człowieka, który myślał, że sobie w życiu sam poradzi, a tymczasem znalazł się w sytuacji, której sam nie może opanować. Co więcej, która stawia go wobec sytuacji nicości i niemocy.

Trzeba nam o tym pamiętać, że nasz egzystencjalny błąd – począwszy od momentu grzechu pierworodnego – polega na tym, że człowiek (ty i ja) myśli, że sobie sam poradzi. Prędzej czy później doświadcza jednak kresu swoich możliwości. Tak otwiera się przed każdym z nas prawda o rzeczywistości, którą Psalmista wyraża słowami: „oplotły mnie więzy śmierci”.

Kiedy ktoś się znajdzie w takiej sytuacji niemocy i oplątania prze inne moce, pozostaje mu albo załamanie i desperacja, brak jakiejkolwiek nadziei, albo – tak jak Psalm to wyraża – wzywanie imienia Pana i wołanie: „O Panie, ratuj me życie!. Zanim jednak ktoś tak zacznie szczerze wołać, musi uznać, że sam nie potrafi, że sam sią pomylił w tym, że sobie poradzi. Przede wszystkim jednak musi uznać, że został oszukany i dał się oszukać w tym, co oznacza własne poznanie dobra i zła. Czyli grzech. Grzech, który powoduje śmierć. Egzystencjalną i mentalną śmierć.

 

2.    Byłem w niewoli, a Pan mnie wybawił

 

Bardzo trudnym dla człowieka jest fakt uznania swojej błędnej przeszłości. Człowiek bowiem chętnie ucieka od uznania swoich błędów, nawet jeśli ponosi ich skutki. Łatwo oskarża kogoś innego. Bardzo często natomiast otacza własną przeszłość aurą własnego sukcesu. Czyni to zazwyczaj wprost intencjonalnie Człowiek bowiem chce się chlubić swoim sukcesem nawet jeśli przeżywa porażkę. Uznanie własnego błędu i pomyłki, uznanie grzechu, uznanie zniewolenia jest bowiem bardzo trudnie.

Psalm wkłada także w nasze usta wyznanie: „byłem w niewoli, a Pan mnie wybawił”. Skąd ta niewola się wzięła? Gdzie jest przyczyna owładnięcia przez więzy śmierci? Aczkolwiek Psalmista tego w tym miejscu wprost nie mówi, to jednak wiadomo, że powodem doświadczenia niewoli i śmierci, jest oderwanie się człowieka od Boga.

Naturalnie przejawy zniewolenia mogą być różne. Mogą ograniczać się do zewnętrznych wymiarów, gdy ktoś kogoś zniewala przemocą jak na przykład podczas wojen. Mogą przyjmować formę zinstytucjonalizowaną przez przepisy, układy, zobowiązania itp. Może to też być trwanie w zniewoleniu samego siebie.

Dominantą czyli nadrzędnym faktorem w każdej formie niewoli zniewolenia będzie zawsze brak właściwej relacji człowieka do Boga czy wprost oderwanie się człowieka od Boga. Dzieje się to wszędzie tam, gdzie człowiek sam lub z innymi bądź też wykorzystując innych chce „ugrać” (zdobyć) coś dla siebie, przeprowadzić swoją wolę, żyć według swojego pomysłu ignorując fakt swojego odniesienia do Boga.

 

3. Przyjęcie przegranej – droga do prawdziwego zwycięstwa

 

Gdy w dalszej części Psalmu śpiewamy: „Pan uchronił moją duszę od śmierci, oczy moje od łez, nogi od upadku”, zarysowuje się przed nami perspektywa życia i szczęścia. Można ją pojmować na sposób ludzki, myśląc, że mnie się nie należy śmierć, czy jakiekolwiek doświadczenie przeciwności. Można jednak i trzeba spojrzeć na te słowa i odebrać ja głębiej i pełniej.

Warunkiem do takiego pełniejszego spojrzenia i przeżywania prawd związanych ze śmiercią, nieszczęściem, upadkiem itp. jest fakt uznania, że ta śmiertelność mi się należy. Nie chodzi więc o to, by nie doznać śmierci, lecz o to, by ją tak przeżyć, aby nie zabrała całego życia. Podobnie jest z każdą przeciwnością oraz każdym trudnym i każdym bolesnym doświadczeniem. Złudzeniem i egzystencjalną nieprawdą jest to, jakby człowieka te rzeczy nie miały spotkać. One należą do naszej ziemskiej (a więc także grzesznej) egzystencji. Mogą jednak być tak przeżywane, że nasza dusza, czyli nasze prawdziwe życie zakorzenione w Bogu nie dozna uszczerbku i nie zostanie pogrążona w więzach śmierci.

Aby to się działo, muszę mieć w sobie gotowość na umieranie. Można powiedzieć na „kontrolowane” umieranie dla siebie dokonujące się w świetle Ewangelii (Dobrej Nowiny) objawione przez Tego, który umarł i to na krzyżu, niesprawiedliwe osądzony. Umarł dobrowolnie „kontrolowany” przez miłość Ojca. Umarł po to, aby każdy z nas – na miarę tego jak w Niego uwierzy – też mógł przeżywać tę drogę (bramę) śmierci w ten sposób, by doświadczać życia.

To w Nim spełniło się czytane dzisiaj proroctwo Izajasza, o twarzy jak skała, o przyjęciu zniewag ze względu na słuchanie Słowa i jedność z Bogiem Ojcem dla wyprowadzenia człowieka z niewoli. To On wziął na siebie i niósł w sobie, w swoim boskim-ludzkim sercu, wszelkie upokorzenie należne ludziom i przygotowane przez narody i pokolenia. On przemienił w błogosławieństwo życia, która przechodzi przez śmierć (zob. Ps 89, 50-53).

Dlatego możemy śpiewać: Miłuję Pana, bo usłyszał mój głos i mnie wybawił. Ale też dlatego, że nauczył mnie słuchać swego głosu. Dał mi szansę bycia słuchającym i posłusznym, by z więzów śmierci przeszedł do krainy życia i chodził w Jego obecności. Już tutaj, pośród tych niebezpieczeństw, przeciwności i śmiertelności.

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

27 komentarzy

  1. Księże Biskupie,
    proszę nieco sprecyzować na czym ma polegać „kontrolowane” umieranie?
    Kto ma mieć kontrolę nad moim umieraniem dla siebie? Kto ma mi wskazać tempo własnego umierania? Moja wiara/wiara osobista, prywatna/ doprowadziła mnie do „szaleństwa” religijnej samozagłady. Uwierzyłem Bogu/Kościołowi/, który pozwolił byśmy pogrążyli się w dole śmierci, obciążeni jak pustynne wielbłądy pozostawione na pustyni.
    Ja to tak przyjmuję, że kontrolę nad moim umierają mają najbliższe mi osoby. Kochana żona ma w sobie bodajże największą kontrolę nade mną, bo to właśnie ona pozwala lub nie pozwala się kochać po mojemu. To ona a raczej Bóg w niej/ przez nią/ panuje nad moim umieraniem.
    Piotr jest wyjątkowo uzdolniony do tego by nieustannie zapraszać mnie do takiego umierania. To on nigdy nie ma za wiele mojej obecności. To on cieszy się każdą chwilą spędzoną razem. To przez niego zakłada mi Pan wędzidło i prowadzi tam gdzie sam chce.
    Są jeszcze inni, którzy mają kontrolę/władzę/ na de mną.
    Jak ciężko być im posłusznym i wierze Kościoła świętego trwać, dobrze wiedzą ci z nas, których miłość przynagla by się okazało, że ta cudowna moc miłości jest z Boga a nie z nas samych.
    Pozdrawiam
    janusz

    #1 baran katolicki
  2. „Zanim jednak ktoś tak zacznie szczerze wołać, musi uznać, że sam nie potrafi, że sam się pomylił w tym, że sobie poradzi.”
    Tylko jak bardzo trudno jest to uznać.

    #2 basa
  3. ” …mógł przeżywać tę drogę (bramę) śmierci w ten sposób, by doświadczać życia”.
    Ta „brama” jest …jest…jest tak trudna, tak ciężka do przejścia, niewyobrażalnie ciężka.
    ALE, DA SIĘ.

    #3 Ka
  4. Z mojego doswiadczenia wynikło ,że kontrolowane umieranie jest w rękach Ukrzyżowanego Jezusa.
    Wczoraj mocno zbuntowałam się przeciwko mężowi , bo wg mnie zostałam poniżona w obecności innych.
    Zamilkłam -użalając się nad sobą .
    A dziś z rana uklękłam do modlitwy biorąc w ręce krzyżyk /dziś Swięto Podwyższenia krzyża i odpust w mojej Parafii/
    Podczas modlitwy olsniło mnie ,ze to przecież ja sama sprowokowałam go swoją uszczypliwością .
    Czy sama od siebie byłabym zdolna uznać swoją winę ? Teraz widzę jasno ,ze takie sytuacje zdarzały się nieraz i zawsze czułam się w swoich oczach usprawiedliwiona.
    Czy to nie czas ,aby wywyższyć Ukrzyżowanego w swoim sercu i w każdej sytuacji patrzeć na Niego a nie tylko pod swoje nogi?
    O dziwo , to moje umieranie dla siebie /uniżenie się i przeproszenie męża/ wcale mnie nie boli ,ale daje pokój i radość.
    Chwała Panu

    #4 Tereska
  5. „…Zarysowana postawa to nie jest więc jakieś ludzkie rozwiązanie,lecz propozycja zawierzenia Bogu,który działa przez człowieka.Zadziałał definitywnie przez Boga – Człowieka Jezusa Chrystusa, w którym zarysowany przez Proroka program i postawa ,spełniły się i stają się także dla nas wzorem”.
    NA YouTube można obejrzeć film pt. „Czas na zmiany”
    Jest w nim pokazany w ciekawy sposób problem pomijania Jezusa Chrystusa w sprawach moralności.
    „Bez władzy Chrystusa,ludzkości pozostaje tylko porównywanie idei,a moralność pozostaje kwestią opinii.(…). Jeśli usuniemy Jego zwierzchnictwo, to stracimy podstawę polecenia.To jest cytowanie źródła bez dania wiary osobie która to powiedziała.(…). Musi być połączenie między Bogiem i Jego nauczaniem”.(Dr.Anderson)

    #5 Mirosława
  6. „Dał mi szansę bycia słuchającym i posłusznym, bym z więzów śmierci przeszedł do krainy życia i chodził w Jego obecności. Już tutaj, pośród tych niebezpieczeństw, przeciwności i śmiertelności”.

    Dziękuję za tę dobrą Nowinę dla mnie grzesznika!
    Bóg jest. Zawsze jest. Jest dla mnie.
    Pośrodku kresu moich możliwości. Tak się często u mnie dzieje, że kiedy już po ludzku nie da rady nic, wkracza Pan ze swoją mocą i najlepszym rozwiązaniem.
    Dziś już nie jest mi tak bardzo trudno uznać, że nie mam kontroli… Zbyt często to się powtarza, dzięki Bogu.

    #6 Miriam
  7. 14.09.2015
    od 1 lipca w sposób szczególny odbieram słowa Pisma Św. jakie do mnie Bóg kieruje „za pośrednictwem” mszalnych czytań, słów Ks. Biskupa tu na blogu i innych okazji. I jak nigdy odczuwam ich prawdziwość i adekwatność do tego co się wokół mnie dzieje. Zadaję sobie pytanie, rozważam jakiś problem i nagle… Słowo. Taka moja prywatna Łaska. i za tę Łaskę Bogu dziękuję.
    „Miłuję Pana,
    albowiem usłyszał głos mego błagania,…”
    Tydzień Wychowania zwraca mocno moją uwagę na rolę i zadania: nauczyciela, wychowawcy, katechety… dla mnie temat bardzo aktualny, tym żyję od …dziestu lat
    p.s. a weryfikacja z mnożeniem – miodzio – niedługo Światowy Dzień Tabliczki Mnożenia – wiedzieliście Kochani, że jest takie „święto”?

    #7 Aneta - Baba ze Wsi
  8. kiedy umieram,kiedy moje serce przeszywa ogromny ból,a moja świadomość wypełniona jest po brzegi chęcią aby przestać istnieć ,kiedy bezsilność odbiera chęć do życia ,wtedy zjawia się JEZUS i przynosi swoje życie ,życie w którym nie ma nic mojego.Wszystko otrzymuję podane na tacy ,gotowe do konsumpcji.Są to wspaniałe momenty ,kiedy najwyraźniej widzę ,że wędruję w obecności Pana.
    Czasem nawet myślę,że dobrze jest być w takim kryzysie ,aby móc odczuć tą bliskość Boga.
    Myślę,ze nic nie odbywa się bez naszej woli,ale to Pan kontroluje nasze umieranie.
    Daje nam tych ,którzy nas przy Nim/do niego/ prowadzą,ale także stawia na naszej drodze hamulcowych /zgadzam się z Januszem ,że często są to najbliżsi /aby sprawdzić jak szczere są nasze postawy,wyznania.Na ile On jest naszym przewodnikiem ,a na ile jest w tłumie pielgrzymów,jednym z wielu.

    #8 st/r/ach
  9. Niewiele na ten temat wiem, ale wydaje mi się, że czasem kiedy człowiek umiera, najtrudniejszy jest początek agonii. Świadomość, że się odchodzi, oswojenie tej myśli w sobie, pogodzenie się, akceptacja bólu nie tylko fizycznego, ale emocjonalnego. Czasem widzi się, że pod koniec agonii człowiek uspokaja się i odchodzi z uśmiechem.
    Początek agonii- umierania własnego „ja” w danych okolicznościach, wydarzeniach, to doświadczenie mojej niewystarczalności i niemocy. Nic tak nie boli jak niemoc. Doświadczając tej bezradności, braku nadziei na wyjście z sytuacji, gdy legły w gruzach moje plany, zabezpieczenia, przychodzi ból rozczarowania sobą, oskarżenia. Wtedy mocuje się we mnie stary człowiek z ekipy budowniczych wieży Babel, który budując zapomniał, że głównym architektem jest Bóg. To mocowanie jest umieraniem we mnie właśnie tego starego człowieka, to agonia moich pomysłów i ambicji, to robienie przestrzeni dla działania Boga. Im dłużej buntuję się, tym dłużej trwa agonia. Kiedy przestaję koncentrować się na sobie, na swoim bólu, kiedy zaczynam uwielbiać Boga w tej sytuacji, choć może to być uwielbienie przez łzy, wówczas umieram, przechodzę przez bramę śmierci, ale po drugiej stronie jest życie, jest ono w zasięgu mojej ręki, czeka, bym przestała adorować swój ból i weszła w nie. Przeżyć śmierć tak, by nie zabrała mi ona całego życia. I nie łudzić się, że jest droga na skróty.
    Wezwałem imienia Pana (… ) a On mnie wybawił.

    #9 Ania
  10. #8 Stach
    Właśnie dokładnie takimi słowami oddałabym swoje doświadczenie. Kiedy umieram…
    Może z tą różnicą, że ci najbliżsi są właśnie powodem tego umierania. To oni w ten stan mnie wprowadzają. Taka jest ich rola w zamyśle Boga, abym mogła doświadczyć, że życie mam od Niego, nie człowieka.

    #10 Miriam
  11. #10
    Miriam ,
    wydaje mi się,że myślimy podobnie tylko, inaczej te myśli opisujemy.
    Zgadzam się, że bliscy są najczęstszym i najbliższym mi powodem mojego umierania, ale jednocześnie z racji bliskich relacji i wrodzonego strachu przed śmiercią /moją i moich bliskich/stają się jednocześnie hamulcowymi, ponieważ/prowadząc ich do Pana/muszę zmagać się nie tylko ze swoim strachem, ale także z lękami moich bliskich.
    Nie wiem, być może to tylko nędzne próby samo usprawiedliwiania, ale wierzę, że miłość bliźniego zawiera w sobie także odpowiedzialność za niego.

    #11 st/r/ach
  12. #11 Stach
    Chyba tak właśnie jest. Odpowiedzialność jest składową miłości bliskich, bliźniego.
    Jeśli jednak opiera się tylko na moich możliwościach „zabija „mnie, bo nie mogę im dać dosłownie wszystkiego najlepszego.
    Tylko Bóg to potrafi, może i chce to czynić lecz według swoich planów.
    Czasem można źle przeżywać ciężar odpowiedzialności.
    Wolność wewnętrzna jest dobrym kryterium i zdanie się na Boga. W tych chwilach śmierci to jest dla mnie osobiście ratunkiem.
    Pozdrawiam

    #12 Miriam
  13. Ad #1 baran katolicki
    Januszu!
    „Kontrolowane” umieranie to – najkrócej mówiąc – przyjmowanie krzyża dzięki światłu i mocy Ewangelii.
    Jezus mówił i to czynił: „W ręce Twoje, Ojcze, oddaje (powierzam) ducha mego!”
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #13 bp Zbigniew Kiernikowski
  14. #12
    Miriam.
    Dziękuję Ci.
    Ciągle się tego uczę, że nawet sam Bóg nie zmusza moich bliźnich do pójścia za Nim, więc dlaczego ja miałbym to robić. Na pewno jest inna lepsza droga.
    Pozdrawiam.

    #14 st/r/ach
  15. #14 Stach
    Tak, bo to On ich szuka w każdej sytuacji.
    Ksiądz Biskup mógłby na ten temat wiele powiedzieć, nie potrafię w skrócie wyjaśnić.
    Pozdrawiam

    #15 Miriam
  16. #13 bp Zbigniew Kiernikowski.
    Przed chwilą, wróciłem z pracy i co spotykam w swoim domu?
    Otóż Mircia/moja małżonka/ walczy z Jakubem i zmusza go do nauki angielskiego. On zmęczony po powrocie ze szkoły dochodzi do siebie po swojemu. Młody chłopak/uczy się informatyki/. Ma prawo odpocząć po ośmiu godzinach nauki. On odpoczywa grając z kolegami przez internet. Godzina odpoczynku dla niego to za mało.
    Chodzi mi czy „moja” żona może kontrolować umieranie/głupotę/ moją i mojego syna? Na ile pozwolić jej na taką kontrolę? Ja także jestem pod kontrolą „swojej” żony.
    Ksiądz Biskup doskonale wie o czym piszę. Sam na pewno jest pod czyjąść/jakąść/ kontrolą.
    Posłuszeństwo to uśmiech w stronę ukochanego.
    Jezus Chrystus uśmiechnął się do nas grzeszników i jaką dostał odpowiedź? Kochaj swego nieprzyjaciela itd.
    Mój Biskupie, chwalebny krzyż to tron naszej chwały/zbawienia/.
    Dzisiaj nie chodzi tyle o chwalebny krzyż Nazarejczyka lecz o jego zmartwychwstanie we mnie i w nas.
    Pozdrawiam i nieustanie proszę o Twoją wiarę/modlitwę/.
    Twój janusz

    #16 baran katolicki
  17. #14.Stanisław.
    Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstać» (2 Kor 5, 14-15).
    Czyż możemy nie utożsamić się z tą wspaniałą reakcją apostoła Pawła na spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem? Nie zmusza ale przynagla nas/kontroluje nas/.
    Pozdrawiam serdecznie
    janusz

    #17 baran katolicki
  18. Ad #15 Miriam
    Polecam książkę Abrahama J. Heschela, Bóg szukający człowieka.
    Pozdrawiam
    Bp Zbk

    #18 bp Zbigniew Kiernikowski
  19. # 12 Miriam
    „Wolność wewnętrzna jest dobrym kryterium i zdanie się na Boga”.
    Skłoniłaś mnie do szukania odpowiedzi na pytanie.Czym jest wewnętrzna wolność?.Czego mi brakuje?
    Uzależnienia?.Sfera emocjonalna? – poczucie winy,różne dręczące myśli i kłamstwa na swój temat.Prywatne schematy myślowe dotyczące mnie,Boga,innych,świata?Przekonania i poglądy?.Niektóre wartości?.Uwarunkowania kulturowe?.Religijność?.
    Jeżeli nie jestem wolna,to mogę nadać zbyt wysoką wartość rzeczom dobrym.Zapala się wtedy czerwone światło.Uporządkowanie pozwala dużo lepiej współpracować z Bogiem i doskonalej rozeznawać.

    „Miłuję Pana,
    albowiem usłyszał głos mego błagania…”

    #19 Mirosława
  20. Księże Biskupie,
    Tak, wkrótce zabiorę się do tej potężnej – ponad 500 stron! -lektury. Dziękuję!
    Ksiazka zapowiada ukazanie odwróconej, od powszechnie uznawanej, perspektywy:
    „…doświadczenie Boga nie jest czymś wypływającym od człowieka, ale staraniem samego Boga, który wychodzi człowiekowi na spotkanie. Biblia nie mówi o poszukiwaniu Boga przez człowieka – mówi przede wszystkim o poszukiwaniu człowieka przez Boga”.
    Chcę wejść w ten sposób pojmowania…
    Pozdrawiam

    #20 Miriam
  21. #16 Januszu,
    Pozwól , że się wtrącę:)
    U nas w rodzinie rozstrzygnęliśmy tak, że po lekcjach jest jednak przerwa 1-1,5h na odpoczynek.
    Nasza mała( chociaż jest już duża) wolniej przyswaja wiedzę, a późniejszym wieczorem nie jest w stanie już się uczyć, dlatego czas do 21,00 jest do nauki najcenniejszy.
    Jednak takie ustalenia zrobiliśmy wspólnie, najpierw my we dwoje, później z córką.
    Co do „umierania” w małżeństwie jesteśmy w tym błogosławieni. Przecież ślubujemy wzajemnie miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że w tych wymienionych okolicznościach życiowych nie porzucimy drugiego aż do śmierci. I nie chodzi tu przede wszystkim o śmierć fizyczną , ale że będziemy wchodzić w „umieranie” wobec siebie.Nie powiem, są przy tym jakieś emocje, różnice zdań itd.Ale jest to wszystko w „obecności Pana” i raczej motywuje nas wzajemnie do szukania pozytywnych rozwiązań a niżeli od siebie rozdziela.
    Biskup pod tym względem jest w trudniejszej sytuacji. Podejrzewam, że niewielu jest takich odważnych, aby na co dzień sprowadzać Go „do parteru:)

    #21 grzegorz
  22. #19 Mirosława
    Czy to my nadajemy wartość rzeczom?
    Ciekawe pytanie.
    A może my powinniśmy ją raczej odkrywać w rzeczach, sprawach, osobach…bo ta wartość już jest nadana.
    Także Papież Franciszek sporo o tym pisze w swej ostatniej encyklice.
    Pozdrawiam

    #22 Miriam
  23. # 20 Miriam
    W rozdziale II tej książki:
    „Jeśli jakiś człowiek mówi do ciebie: starałem się, lecz nie znalazłem, nie wierz mu. Jeśli mówi: nie czyniłem wysiłków, a jednak znalazłem, nie wierz mu.
    Jeśli mówi:starałem się i znalazłem, zaufaj mu”..
    Jest prawdą,że gdy szukamy Boga, On nas wspiera. Ale inicjatywa oraz intensywność naszych poszukiwań pozostają w naszej mocy.
    „Jeśli wezwiesz rozsądek, donośnie przywołasz roztropność; jeśli szukać jej poczniesz jak srebra i pragnąć jej będziesz jak skarbów – to bojaźń Pańską zrozumiesz, osiągniesz poznanie Boga”(Prz.2,3-5).„Wszystko jest w mocy niebios z wyjątkiem bojaźni przed nimi”.(…)
    „Szukajcie Pana i Jego potęgi, szukajcie zawsze Jego oblicza” (Ps 105,4).(…)
    „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko”. (Iz.55,6)
    🙂

    #23 Mirosława
  24. #21 Grzegorz.
    Umieranie/śmierć/ ma oblicze Jezusa Chrystusa lub podobna jest do szatana.
    Nie każde umieranie jest ewangelijne. Nie każdy nasz krzyż jest ewangelijny. Ksiądz Biskup tak mi odpowiedział:”„Kontrolowane” umieranie to – najkrócej mówiąc – przyjmowanie krzyża dzięki światłu i mocy Ewangelii.
    Jezus mówił i to czynił: „W ręce Twoje, Ojcze, oddaje (powierzam) ducha mego!”.
    Wszyscy umieramy na swój sposób. Umieramy z własnej winy, bo grzeszymy. Taka śmierć jest skutkiem naszego grzechu. To nie jest umieranie w świetle Ewangelii.
    Jezus Chrystus wziął na Siebie każdy mój grzech i w ten sposób przyjął kontrolę na demną. Moje umieranie nie koniecznie jest moim krzyżem.
    Nam Katolikom brakuje rozeznania/rozróżnienia/, co jest ewangelijnym krzyżem w naszym życiu, a co nim nie jest. Utożsamiamy krzyż z cierpieniem. Jednakże nie każde nasze cierpienie/umieranie/ jest oświetlone wiarą płynącą z Ewangelii. My Katolicy krzyż/cierpienie/ pojmujemy bardzo religijnie i nie koniecznie jest to krzyż ewangelijny.
    W gruncie rzeczy bardzo często cierpimy z własnej winy, a to nie ma nic wspólnego z umieraniem w świetle Ewangelii.
    Kontrolowane umieranie to nic innego jak przyjmowanie na siebie mocą wiary innych skutek nie swoich grzechów. To branie na siebie nie swojej winny. To życie iście święte i tylko świętym objawione.
    Pozdrawiam
    janusz

    #24 baran katolicki
  25. # 22 Miriam
    Jeżeli chcę uporządkować swoje życie tak, żeby jak najlepiej służyło Bogu, to trzeba być wolnym nawet wobec rzeczy dobrych.
    Rzeczy dobre ułożyć poniżej bardzo dobrych, a już na pewno poniżej samego Boga.
    Dla każdego z nas hierarchia takich rzeczy jak np.: miłość, rodzina, ojczyzna, zdrowie, życie, nauka i sztuka, wypoczynek i zabawa, praca, religia, będzie zupełnie inna.

    #25 Mirosława
  26. #25 Mirosława
    Z perspektywy wiary patrząc, często nie wiem, co jest dla mnie dobre. Te „rzeczy” można różnie traktować. Gubiłabym się w układaniu po swojemu hierarchii. Tylko Pan Bóg jest dobry i to, co On mi daje. Kiedy absolutyzuję jakąś wartość kosztem innych, błądzę. Wiele wysiłku i wiedzy wymaga patrzenie całościowe, nie fragmentaryczne.
    Dla mnie odniesienie do Boga, czy też odnoszenie wszystkiego do Niego będzie najważniejsze.
    Moje życie zapisane jest w Ewangelii.
    Pozdrawiam

    #26 Miriam
  27. „Bóg szukający człowieka” – sam tytuł prowokuje do myślenia…jednakże gdy człowiek zamknie się na ciągłe , delikatne „pukanie” do serca przez samego
    Boga, to wolna wola istotna jest w poznawaniu Stwórcy i Pan Bóg z tą wolną wolą liczy się… jednakże:
    Doświadczyłam w swoim życiu, że mimo mego zamknięcia, Pan Bóg zrobił swoje tylko, że miałam dany dar rozpoznawania woli Bożej wobec mnie.
    Była to sytuacja, w której powiedziałam Panu Bogu, że z własnej woli czegoś nie zrobię i…
    stało się coś, co zmusiło mnie do pewnego zachowania.
    Naprawdę wypełniła się wtedy wola Boża w moim życiu…
    Błogosławieni, którzy pozwalają się odnależć Bogu Ojcu przez Syna i ducha Świętego.
    Błogosławieni, którym Pan otworzył uszy i oczy na to , co Boże…

    #27 niezapominajka

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php