Z głębokości (10 Ndz B 150607)

by bp Zbigniew Kiernikowski

W dziesiątą Niedzielę roku B śpiewamy jako responsorium Psalm 130. Jest to odpowiedź na Słowo z Księgi Rodzaju czytane podczas tej niedzielnej liturgii.  Tym słowem jest przywołanie sytuacji po grzechu pierwszych rodziców, Adama i Ewy, kiedy to Bóg odkrywa ich stan. W konsekwencji grzechu, kiedy otworzyły im się oczy i zobaczyli, że są nadzy, ukryli się. Człowiek stracił zdolność właściwego przeżywanie relacji z drugim człowiekiem i z Bogiem. Pytanie Boga skierowane do nich, do Adama: „Gdzie jesteś?” jest pytaniem o całą sytuację, w jakiej znalazł się człowiek i o jego wewnętrzny stan. Można powiedzieć, że jest to pytanie dotyczące całej egzystencji człowieka.

Psalm 130 jest swoistym wyartykułowaniem tej sytuacji człowieka, w jakiej znalazł się z powodu winy i doświadcza bezradności i niemocy wyjścia z tej sytuacji. Grzech bowiem jest tym faktem (wydarzeniem) i stanem, który człowieka zwrócił ku sobie samemu przy jednoczesnym doświadczaniu niemocy. Jedyne, co pozostaje, to uznanie tej sytuacji, jako całkowitego kryzysu i konieczność zwrócenia się ku Bogu.

 

Z głębokości wołam do Ciebie Panie,
Panie, wysłuchaj głosu mego.
Nachyl Twe ucho
na głos mojego błagania.

Jeśli zachowasz pamięć o grzechu, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby ze czcią Ci służono.

Pokładam nadzieje w Panu,
dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie,
dusza moja oczekuje Pana.
Bardziej niż strażnicy poranka, niech Izrael wygląda Pana.

U Pana jest bowiem łaska,
u Niego obfite odkupienie.
On odkupi Izraela
ze wszystkich jego grzechów (Ps 130, 1-8).

 

Wołanie wyrażone w tym Psalmie odnosi się do każdego człowieka. To każdy z nas może i winien się z nim utożsamiać. Uświadamia je sobie ten, kto doświadcza przeciwności i komu niejako wali się grunt pod nogami i kto doświadcza paradoksu życiowych wydarzeń, które przekraczają jego siły i możliwości.

 

1. Sytuacja Adama – grzesznika

 

Dla przedstawienia sytuacji, w jakiej znalazł się człowiek – grzesznik Psalm używa wyrażenia hebrajskiego „maamaqqim”. Jest to rzeczownik złożony mający w sobie rdzeń znaczeniowy: głębia, tajemniczość, coś, co nie jest do przeniknięcia; oznacza też dolinę czy depresję. Zazwyczaj występuje w powiązaniu z innymi rzeczownikami, jak np. woda, morze, ale też przenośnie w odniesieniu do myśli czy decyzji.

W Psalmie 130 jest użyty bez żadnego odniesienia czyli niejako w sensie absolutnym. Odnosi się więc do całej egzystencji człowieka, który odkrywa w sobie to, co jest dla niego nie do pokonania, co jest bezkresem i nad czym sam człowiek nie ma żadnej władzy. Możemy wyrazić tę sytuację przez obraz spadania w dół bez możliwości zatrzymania się. Po prostu bezkres upadku. Jakby jakieś ciało – językiem fizyki – urwało się ze swego zamocowania i bezwładnie się przemieszczało. Albo na podobieństwo zjeżdżalni w „aquapark”, w której nie ma żadnego zaczepienia i „jedzie się” w dół, gdzie nie ma dna.

Z takiej oto sytuacji człowiek – Adam woła do Pana o ratunek, o możliwość zatrzymania się, oparcia się, by ni być bezwładnie staczającym się w otchłań absurdu czy bezsensu, albo wprost negacji bycia (bytowania).

 

2. Możliwość ratunku

 

Ta wspomniana bezradność, w której człowiek nie ma żadnego wyjścia, staje się okazją, aby wzbudzić w człowieku to, co jest w nim złożone przez Boga od początku, a co człowiek idąc za swoim „poznaniem dobra i zła” (grzech) zanegował. Dopiero w konfrontacji z wydarzeniami, które przekraczają ludzkie możliwości, może rodzić się wołanie do Boga. A właściwie może lepiej należy to wyrazić sformułowaniem: tak rodzi się sytuacja, w której człowiek jest gotów usłyszeć głos wołającego Boga i posłuchać tego głosu. To bowiem Bóg pyta stale człowieka – jak w raju Adama: Gdzie jesteś?

Bywa, że człowiek przez jakiś czas i szereg różnych okoliczności tak jest „zadowolony” sobą (przekonany o swoich racjach), że tego głosu Boga nie słyszy. Ten głos Boga jest w nim tłumiony przez to wszystko, czym człowiek się otacza. Dopiero sytuacja kryzysowa (krańcowa) pozwala człowiekowi ten głos słyszeć. Człowiek też wówczas zaczyna wołać do Boga już nie „wybrednie”, by Pan Bóg realizował mu jego własne plany i upodobania, lecz powoli staje się gotów przyjmować z ręki Boga, to co Bóg mu daje jako pomoc i ratunek.

Wówczas staje się coś z tego, co mamy wyrażone w słowach Psalmu: „Pokładam nadzieje w Panu, dusza moja pokłada nadzieję w Jego słowie, dusza moja oczekuje Pana”. W ostatniej części mamy bardzo kompaktowe wyrażenie. W przekładzie polskim czasownik „oczekuje” jest dodany. I słusznie. Jednakże hebrajskie sformułowanie jest bardzo proste a jednocześnie bardzo otwarte na szeroką interpretację: „Dusza moja (życie moje) ku Panu” – w znaczeniu: należy do Pana i w Nim znajduje wszystko” i naturalnie też oczekuje.

Wyraża to nie tylko jakieś oczekiwanie, lecz wolę przynależności przez zmianę „orientacji” swego życia. Zamiast lecieć w dół siłą własnej bezwładności (własnego bezsensu i bezradności) chce się uchwycić Tego, którego teraz uznaje za swego Pana i do którego woła „z głębokości”. Wyrzeka się tym samym wszystkich innych orientacji i oczekiwań. Chce mieć jedno jedyne umocowanie swego życia. Przyjmie więc z ręki Pana wszystko to, co On jemu da i zaproponuje. Przyjmie też to, co będzie krzyżowało jego plany, wskutek których stacza się jak po równi pochyłej w głębokości bezsensu.

 

3. Łaska i odkupienie

 

Końcowe słowa Psalmu mówią o „łasce i obfite odkupieniu”, jakie są w gestii Pana Boga. Czytając ten Psalm w świetle Ewangelii i z doświadczenia chrześcijańskiego możemy i winniśmy powiedzieć, że spełniła się ta zapowiedź „łaski i odkupienia” w Jezusie Chrystusie. To On „zszedł” do wspomnianych głębin egzystencji człowieka. Pozwolił się niesprawiedliwie oskarżyć i ukrzyżować.

Tak Bóg to przewidział w swoim zbawczym planie, by z pozycji tego „absurdalnego” wydarzenia, jakim było ukrzyżowanie i „zepchnięcie” do „otchłani” ludzkiej egzystencji Bożego Syna, Jezusa Chrystusa, dał się słyszeć głos wołania do Boga. Dzięki temu dokonało się to, co stanowi swoisty przewrót (odwrót, nawrócenie). Wyrażają to m.in. ikony przedstawiające Chrystusa, który z „czeluści i otchłani” wyprowadza Adama i Ewę.

Znakiem i Protagonistą, który komunikuje człowiekowi możliwość przerwania owego staczania się w głębiny bezsensu życiowego jest Ukrzyżowany i Zmartwychwstały Pan. Tylko dzięki światłu Jego Krzyża i Zmartwychwstania możliwe jest wychodzenie z otchłani. Można też to tak sformułować: Dzięki temu światłu Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego można przemieniać nasz różne sytuacje „otchłani”, odczucia czy doświadczenia bezsensu w to, co jest (stopniowym) doświadczaniem spełniania się nadziei – wiązania człowieka z Bogiem jako jedynym źródłem i gwarantem życia. To On wszedł w nasze „głębokości”, by nasze wołanie i nasze przeżywanie naszego uniżenia nie były pozbawione nadziei i nie były bezsensowne, czcze i bez życia.

On przebacza wszystkie nasze winy, byśmy zjednoczeni z Nim Jemu służyli i byli także nadzieją dla innych.

 

Bp ZbK

Podziel się z innymi

Rss Komentarze

37 komentarzy

  1. Adamie, gdzie jesteś? Bóg w taki sposób woła do każdego z nas, kiedy oddalamy się od Niego wskutek grzechu. Bynajmniej nie po to, by dowiedzieć się, gdzie teraz przebywamy, bo jest Bogiem i wszystko wie.
    Myślę, że to pytanie stawia jako troskliwy Ojciec, byśmy uświadomili sobie, co stało się w nas po grzechu. Gdzie jesteś – z jednej strony wskazuje mi moje nowe miejsce, z dala od Światła, w ciemności, z drugiej- to, co utraciłam, czyli bliskość z Nim. Po co? Abym podjęła kolejną decyzję, lepszą od tamtej, decyzję o powrocie. Ojciec nie potrafi bezczynnie patrzeć, gdy jego dziecko ginie i wie, że bez jego pomocy nie wróci. Ale czy zawsze słyszę to wołanie Boga: „Adamie, gdzie jesteś”? „Ten głos Boga jest w nim tłumiony przez to wszystko, czym człowiek się otacza”( Bp ZbK).
    Więc czym i kim otaczam się w swoim życiu? Czy moje otoczenie pomaga mi nawiązywać bliższą relację z moim Niebieskim Ojcem? Czy nie odciąga, nie sprawia, że głos Boga nie dociera do mojego sumienia?
    Myślę, że zbawienną rzeczą dla każdego z nas jest zdrowa wspólnota, która działa przy konkretnej parafii. Wspólnota, która otwarta jest na działanie Ducha Świętego, która realizując swój charyzmat jednocześnie ewangelizuje środowisko, w którym żyje. Duch Święty jest nieograniczony w swoim działaniu i daje Kościołowi całe bogactwo różnorodnych wspólnot, obdarowując ich członków swoimi darami i charyzmatami.
    Każdy wierzący może taką wspólnotę, w której będzie się dobrze czuł, znaleźć dla siebie. Pewnie jesteście w jakiś wspólnotach, ale tak wielu ludzi nie odkryło jeszcze tego daru, więc zachęcam wszystkich- ewangelizujmy zapraszając do wspólnot, w których żyjemy!
    Ania

    #1 Ania
  2. Z głębokości wołam do Ciebie Panie,
    Panie, wysłuchaj głosu mego.
    Nachyl Twe ucho
    na głos mojego błagania.

    Ja to już chyba z dna wołam, bo wiary prawie mnie brak. Mój faraon ostro depcze mi po piętach i nie odpuszcza. Pozdrawiam

    #2 DorotaWt
  3. Pan Bóg/zmartwychwstały Chrystus/ = Kościół Święty.
    Czy się mylę? Być może tak jest. Dla mnie nie ma wiary poza Kościołem. Nie ma mnie poza Kościołem.
    To, co Ksiądz Biskup nam proklamuje, jest dostępne tylko mocą wiary Kościoła.
    Powiem tak, jeśli Kościół Ci nie dał wiary daremne jest Twoje umieranie/Twoja religijność/. Nic mi nie pomoże moje umieranie/kochanie/, jeśli nie mam wiary Kościoła. Wiara Kościoła to Duch Święty, który daje nam moc umierania i życia.
    Kochani, Ksiądz Biskup podaje nam na tacy życie wieczne. Daje nam klucz do raju. Gdzieś w głębi samego siebie wszyscy o tym wiemy. Sumienie nasze wie doskonale jak żyć w Chrystusie zmartwychwstałym, w Kościele Świętym.
    Moje sumienie, mój Bóg mówi mi to samo co Ksiądz Biskup. Słuchać Biskupa bez wiary Kościoła się nie da. Dla mnie jest to nie możliwe, więc spadam w swoją nicość jak topielec szukając brzytwy by się uratować. Moje spadanie to moje umieranie.
    Proszę, Księże Biskupie, po ludzku pisać do nas. Proszę pokazać nam swój krzyż, bo w nim jest kotwica/hamulec/ spadania. Naszego spadania/umierania/ na samo dno własnych możliwości, by tam spotkać Kościół Święty/zmartwychwstałego Pana/Jezus Chrystus/.
    Pozdrawiam serdecznie
    Janusz.

    #3 baran katolicki
  4. „Myślę, że zbawienną rzeczą dla każdego z nas jest zdrowa wspólnota, która działa przy konkretnej parafii. Wspólnota, która otwarta jest na działanie Ducha Świętego, która realizując swój charyzmat jednocześnie ewangelizuje środowisko, w którym żyje. Duch Święty jest nieograniczony w swoim działaniu i daje Kościołowi całe bogactwo różnorodnych wspólnot, obdarowując ich członków swoimi darami i charyzmatami.
    Ania tak piękne napisała : „Każdy wierzący może taką wspólnotę, w której będzie się dobrze czuł, znaleźć dla siebie. Pewnie jesteście w jakiś wspólnotach, ale tak wielu ludzi nie odkryło jeszcze tego daru, więc zachęcam wszystkich- ewangelizujmy zapraszając do wspólnot, w których żyjemy!” – to takie piękne, ale niestety nie u nas 🙁 U mnie jedyne wspólnoty to Stowarzyszenie Rodzin Katolickich (grupa dość „hermetyczna”) oraz Róże Różańcowe… jeszcze jakieś 10 lat temu była schola, ale już nie ma, a na nową się nie zapowiada.
    Najważniejszy tzw. „święty spokój”- ach, serce boli…

    #4 kasiaJa
  5. Każdy ma swój krzyż, na miarę swoich możliwości. Bóg zna nasze możliwości, dopuszcza tyle, ile potrzeba, abyśmy wzrastali w drodze do świętości. Czasem mam pokusę powiedzieć Bogu: Ty Panie chyba się pomyliłeś co do mnie, przeceniłeś moje możliwości, bo nie jestem już w stanie przyjąć żadnego cierpienia, uginam się i padam. Ale Bóg się nigdy nie myli. Uciekanie od swojego krzyża to odwlekanie chwili zwycięstwa i sprowadzanie na siebie jeszcze większych cierpień (takie jest moje doświadczenie). Bóg pragnie nas świętymi, a że nasza natura skłonna jest do grzechu, więc burzy się przed trudem przyjmowania cierpień. Bóg jest doskonałym chirurgiem, bierze skalpel i oczyszcza chore miejsce, aby przywrócić zdrowie. To musi boleć, bo obumieranie własnego „ja” zawsze boli.
    Kiedyś nie znosiłam słowa „oczyszczanie”. Jak ktoś mi mówił: „Bóg ciebie oczyszcza”, ogarniała mnie złość. Dziś pokochałam to słowo, bo widzę owoce tego oczyszczenia i kiedy jest mi ciężko, próbuję nie mówić: „zabierz to ode mnie”, ale „daj siłę, bym wytrwała”. Ps 130 to moja modlitwa. „Z głębokości wołam do Ciebie Panie, Panie, wysłuchaj głosu mego…”. Wiem, że bez Jego łaski dawno pogrążyłabym się w ciemności. Jestem słaba i nie potrafię radzić sobie bez Jego pomocy. Kiedyś przeżywałam bardzo ciężki czas i nie mogłam się nawet modlić. Ale mój spowiednik zalecił mi, abym nie rezygnowała z codziennej Eucharystii. Ona była wtedy dla mnie jedynym pokarmem i pozwoliła przetrwać.
    Ania

    #5 Ania
  6. #5Ania.
    „Każdy ma swój krzyż, na miarę swoich możliwości”.
    Moje możliwości to mniej jak zero.
    Chodzi o krzyż, a nie o cierpienie. Jest ogromna różnica między cierpieniem, a krzyżem w Duchu Jezusa Chrystusa.
    Krzyż nie może być skutkiem mojej winy/grzechu/, lecz jest to niesprawiedliwość, jaką człowiek bierze na siebie nie o własnych siłach/możliwościach/, by go unieść.
    Jestem przekonany czytając Twój post, że dotykasz tej prawdy po swojemu.
    Pozdrawiam
    Janusz

    #6 baran katolicki
  7. #4 kasiaJa
    Jestem we wspólnocie ewangelizacyjnej Galilea i tylko ksiądz opiekun oraz ja jesteśmy z naszej parafii. Pozostałe osoby przyjeżdżają z okolicznych miejscowości. Może gdzieś blisko znajdziesz coś dla siebie? Ja jeździłam do innego miasta na spotkania Odnowy w Duchu Świętym, a potem w mojej parafii powstała taka grupa i przez wiele lat formowałam się w niej.

    #7 Ania
  8. #6 Janusz
    Moim zdaniem nie ma krzyża bez cierpienia. Jezus niosąc krzyż na Golgotę cierpiał. Było to cierpienie dotykające każdej sfery życia człowieka- fizycznej, psychicznej i duchowej. I każdy z nas nosi różne krzyże w swoim życiu. Są takie, które Bóg dopuszcza do nas w sobie wiadomym celu, są takie, które cierpliwie znoszone pomagają nam w drodze do świętości, albo takie, które pomagają innym we wzrastaniu (np. św. Monika i jej syn Augustyn ).
    Kiedyś modliłam się z młodzieżą za młodą dziewczynę chorą na raka. Dziewczyna umarła, ale jej ojciec, który odszedł od Boga, przez doświadczenie choroby i śmierci córki, nawrócił się. Są też krzyże, które dźwigamy jakby na „własne życzenie”. Mogą one być skutkami naszych grzechów, dokonanych w przeszłości złych decyzji, depczących prawo Boże (moja koleżanka cierpi na wieloletnią depresję po dokonanej aborcji).
    I jak to Januszu ładnie napisałeś, w tym kontekście nie jest to krzyż w Duchu Jezusa Chrystusa, bo On jako jedyny przyjął na siebie cierpienie niezawinione, jednak każdy krzyż to ciężar i cierpienie. Każdy, noszony z Jezusem, pomaga nam wzrastać, przyjęty z miłością w zjednoczeniu z cierpieniami Chrystusa, prowadzi ku nadziei i zmartwychwstaniu.
    Ania

    #8 Ania
  9. #6 Ania.
    Krzyż Nazarejczyka/Jezus Chrystus/ był krzyżem chwalebnym to znaczy oświetlony blaskiem wiary kochającego Ojca.
    Proszę sobie wyobrazić Izaaka leżącego na ołtarzu ofiarnym zbudowanego przez ukochanego Ojca/Abrahama/.
    Zwiąż mnie mocno bym się nie opierał i by nasza ofiara miła była Bogu.
    Dojrzała wiara nie ma nic wspólnego z cierpieniem, bo daje nam światło na sens naszego umierania/ukrzyżowania/.
    Aniu, proszę pozostań z nami a z czasem sama zauważysz, że krzyż nie ma nic wspólnego z własnym grzechem.
    Krzyż to skutek grzechów innych, które mamy moc w wierze Kościoła brać na siebie. Krzyż jest krzyżem chwalebnym tylko wtedy, gdy pozbawiony jest ościenia śmierci, jakim jest cierpienie.
    Proszę dać sobie czas na zbliżenie się do tej cudownej tajemnicy zmartwychwstałego Pana.
    Pozdrawiam
    janusz

    #9 baran katolicki
  10. Aniu, piszesz, że Jezus cierpiał niosąc swój.
    Dlaczego tak uważasz?
    Proszę nie mylić bólu z cierpieniem. To, że boli nie jest tożsame z cierpieniem. Tak przynajmniej jest u mnie.
    janusz

    #10 baran katolicki
  11. Witam serdecznie
    Tu takie mądre dyskusje, a mi się ciągle wydaje, że do Was nie pasuję. Dla mnie życie jest proste. Wybieram między dobrem a złem. Czasem cierpię, czasem mnie boli, ale najczęściej… nie zastanawiam się nad własnymi odczuciami. Żyję. Po prostu żyję tak, żebym zasłużyła na najlepszą przyszłość. Przyszłość z Bogiem. a ponieważ zaczęłam już wakacje, a niewiele mogę robić to leżę, czytam, rozmyślam…
    Psalmista mówi za mnie „dusza moja oczekuje Pana.”
    Janusz ma rację – nie mylmy bólu z cierpieniem. Boli mnie „w środku”, ale nie cierpię. Bo to tylko ból fizyczny. Poboli i przestanie 🙂 dziś z optymizmem patrzę na świat bo: „U Pana jest bowiem łaska, u Niego obfite odkupienie.”

    #11 Aneta - Baba ze Wsi
  12. Różnimy się w postrzeganiu bólu i cierpienia. Boli mnie, więc cierpię. To nie oznacza ani braku nadziei, ani postawy rezygnacji czy bezsensu. Cierpienie i ból są niejako tożsame. „Cierpiący Sługa Jahwe” (łac. Vir Dolorum czyli Mąż Boleści) – do kogo odnoszą się te słowa? W czwartej pieśni Sługi Jahwe (mojej ulubionej) autor pisze: „Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic. Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie(… )Spodobało się Jahwe zmiażdżyć Go cierpieniem. Jeśli wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Jahwe spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci.”(por. Iz 52,13-53,12).
    A Ogród Oliwny i wołanie Jezusa z krzyża: „Eloi, Eloi lema sabahtami? ” I jeszcze Hbr 12,2: „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga.” Jezus od momentu przyjścia na świat ma naturę nie tylko boską, ale i ludzką. I doświadczył w tej naturze wszystkiego, czego my doświadczamy, oprócz grzechu, a więc też i cierpienia. Jego jednego cierpienie było niezawinione, nasze tak. To cierpienie Chrystusa zaowocowało chwałą zmartwychwstania. Jego krzyż przyniósł światu zwycięstwo.
    Powołujesz się też na Targum Neofiti 1: „Zwiąż mnie mocno bym się nie opierał i by nasza ofiara miła była Bogu.”
    Dziękuję Księdzu Biskupowi za wskazanie tej lektury. Po co Izaak prosił ojca, by go związał? Może bał się, że nie wytrzyma? Jego wola była skierowana na wypełnienie woli Boga, ale natura ludzka wzdrygała się przed cierpieniem. Myślę, że to samo przeżywał Pan Jezus w Getsemani.
    Każdy z nas rozumie to po swojemu, ale dzielenie się tym jest dla mnie prawdziwą radością i ubogaca mnie. I za to dziękuję!
    Ania

    #12 Ania
  13. Kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, zasugerował zmiany w liturgii. Chodzi o wyraźniejsze podkreślenie ciągłości obecnego rytu z rytem Mszy Wszechczasów.

    Kard. Robert Sarah, prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, zasugerował zmianę w liturgii. Wyrażając swoje głębokie uznanie dla postanowień II Soboru Watykańskiego w tym zakresie, wezwał do bardziej wiernego wcielania w życie tekstu konstytucji „Sacrosanctum concilium”. Bardzo krytycznie ocenił rozmaite nadinterpretacje nauczania soborowego dotyczącego „aktywnego udziału” w liturgii.

    Zasugerował, że obecna forma liturgiczna powinna w doskonalszy sposób kontynuować formę poprzednią. „Liturgia jest w istocie działaniem Chrystusa” – napisał kardynał na łamach L’Osservatore Romano z 12 czerwca. „Jeżeli ta żywotna zasada nie jest przyjmowana w wierze, to liturgia może stać się dziełem ludzkim, samocelebracją wspólnoty” – dodał. Wyjaśnił następnie, że zasada aktywnej partycypacji w liturgii – participatio actuosa – nie oznacza, że trzeba coś robić. Przeciwnie, oznacza, że należy dać się „porwać” Chrystusowi, towarzyszyć Mu w Jego ofierze.

    Kardynał bardzo mocno zwrócił się też przeciwko tym kapłanom, którzy stawiają siebie w centrum liturgii, robiąc z niej swoiste przedstawienie. Powołał się tu na nauczanie Ojca Świętego Franciszka. Wskazał też, że należałoby, by kapłan i wierni zwracali się w niektórych momentach w kierunku wschodu – ad orientem, co pozwoliłoby wprząc się w dzieło kultu Boga oraz odkupienie dokonywanego za sprawą Chrystusa. Kardynał wyjaśnił, że Mszę powinno sprawować się ad orientem zwłaszcza w katedrach, gdzie życie liturgiczne musi być szczególnie przykładne.

    Purpurat wskazał też, powołując się na „Sacrosactum concilium”, że wierni powinni móc odmawiać czy śpiewać niektóre części Mszy zwykłego rytu po łacinie. Liturgia „nie może być miejscem nieposłuszeństwa wobec wymogów Kościoła” – napisał kardynał.

    Należy zauważyć, jak dodał, że Msza święta nie może być budowana na bazie „hermeneutyki zerwania”. W nadchodzącej edycji Mszału Rzymskiego należy w ocenie kardynała pozwolić celebransom wykorzystywanie w rycie zwykłym rytu pokutnego oraz ofertorium z rytu nadzwyczajnego.

    „Jeżeli będziemy żyć w tym duchu, liturgia przestanie być miejscem współzawodnictwa i krytycyzm” – napisał kardynał, dodając, że musi stać się zamiast tego miejscem, w którym aktywnie uczestniczymy w boskiej liturgii.

    #13 reto
  14. #12 Ania.
    „Boli mnie, więc cierpię”.
    Dlaczego cierpisz gdy Cię boli? Pragnę nieco zbliżyć się do Ciebie by wspólnie ujrzeć źródło Twojego cierpienia.
    Proszę więc o próbę odpowiedzi na bardzo proste pytanie. Wiele lat myślałem tak jak Ty lecz dzisiaj źródłem mojego cierpienia jest niezgoda na ból/śmierć/, która słusznie mi się należy.
    Co według Ciebie znaczy, że Jezus Chrystus to mąż boleści z cierpieniem OSWOJONY?
    Brakuje nam tego oswojenia się z naszym cierpieniem.
    Oj, brakuje mocno we współczesnym Kościele.
    Pozdrawiam
    janusz

    #14 baran katolicki
  15. #11 Aneta
    Sęk w tym, że na najlepszą przyszłość z Bogiem nie możemy sobie niczym zasłużyć.
    Ona jest nam dana całkowicie za darmo.
    Bóg jest aż tak wspaniały!
    Ja z gruntu zasługuję tylko na odrzucenie.
    I żadne moje wysiłki tego nie zmienią.
    Jedynie w Bogu moja nadzieja. Do Niego tylko wołam z moich głębokości: z głębokości mojej bezradności, smutku, czasem złości, poczucia odrzucenia, samotności, zniechęcenia….
    Wierzę, że On odpowie i na skałę mnie wydźwignie z tej otchłani, w której jestem.

    #15 Miriam
  16. #14 Brakuje oswojenia ?
    Być może z powodu wpojenia i przyjęcia życia życiem innych, odtrącamy więc to, co winniśmy przejść idąc własnym.

    #16 Ka
  17. Mija tydzień kiedy usłyszałem ponowne wołanie Boga .
    „Gdzie jesteś?”
    Tydzień w którym w każdej wolnej chwili zastanawiałem się gdzie jestem?
    Odpowiedzi nie znalazłem, ale sama próba przeanalizowania swojej sytuacji,swojego życia, stanu swojej świadomości wywołało we mnie wielkie cierpienie. Mogę powiedzieć, że był to rodzaj rachunku sumienia dotyczącego mojego nastawienia, empatii, relacji w stosunku do Boga.
    Nie wiem dokładnie co, ale coś powodowało moje straszne samopoczucie. Niemalże fizycznie czułem swoje winy, odwracanie się od Boga, sprawianie Mu zawodu. Mimo wypowiadanej wiary /słowami i rozumem/
    najczęściej okazuję Panu brak zaufania. Owszem, staram się świadomie brać na bary swoje krzyże, ale tak naprawdę nie wiem, czy to wynika z wiary , czy z braku nadziei/innych rozwiązań/.
    Ale myślę, że nawet ten brak nadziei , jeśli dzięki niemu wyciągam rękę do Boga , jest dobry.
    Przez ten tydzień odkryłem w sobie wielką niecierpliwość, ale też łaskę trwania przy Bogu.
    Nikt inny tylko On może znać wszystkie rozwiązania i wyznaczać właściwe ścieżki.

    #17 st/r/ach
  18. #14 Janusz
    „Jezus Chrystus to mąż boleści z cierpieniem OSWOJONY”
    Co to dla mnie oznacza? Być oswojonym z czymś to doświadczać tego na własnej skórze albo widzieć to u innych tak często, że staje się to częścią mojego doświadczenia. Człowiek chory na raka w zaawansowanym stadium jest oswojony z cierpieniem, bo go boli i leki nie uśmierzają już bólu, lekarz leczący tego chorego jest oswojony z cierpieniem, bo patrzy na jego cierpienie towarzysząc mu w tej chorobie. Jezus – mąż boleści cierpi, bo Go bolą fizycznie zadawane katusze, cierpi zdradę i opuszczenie uczniów, najbliższych, przeżywa też opuszczenie przez Ojca. Jest oswojony z cierpieniem, bo „Spodobało się Jahwe zmiażdżyć Go cierpieniem”. Jest oswojony z cierpieniem, bo przyszedł do ludzi cierpiących i wśród takich przebywał, aby nieść im pomoc.
    Pytasz o źródło mojego cierpienia? Wiele w swoim życiu wycierpiałam fizycznie, emocjonalnie i duchowo. Jestem oswojona z cierpieniem. Ale jest we mnie życie, jest nadzieja i pokój, jest radość, którą chociaż mąci spotykające mnie kolejne doświadczenie, jednak nie uśmierca jej, bo jest darem od Boga. Źródłem mojego cierpienia jest moje oddalenie od Boga. Skończy się ono gdy Pan zabierze mnie do siebie. Oddalenie nie oznacza odwrócenia się od Boga, ale niemożność przebywania z Nim w taki sposób, jakiego doświadczają święci. To cierpienie jest tęsknotą, jest pragnieniem, które wiem, że się spełni, ale po czasie oczekiwania. Św. Paweł poszedł jeszcze dalej i tak to ujął: „Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne” (Flp 1, 23-24). Oczekiwanie nie jest zadręczaniem się, cierpienie to nie cierpiętnictwo. Wielu świętych przeżywało różnego rodzaju cierpienia a pozostawali przy tym w pełnej radości. Oczekiwanie można i trzeba wypełnić radosnym głoszeniem zmartwychwstałego, żyjącego i działającego pośród nas Pana. To także czas na dawanie świadectwa o zwycięstwie Chrystusa w moim życiu, nad moją nędzą i grzechem. Niech Jezus Chrystus, mój Pan, będzie uwielbiony!
    Ania

    #18 Ania
  19. #17st/r/ach.
    Stanisławie, bardzo trafnie oceniłeś źródło Twojego cierpienia pisząc o swojej winie. Tam rzeczywiście jest Twój demon, który nieustannie oskarża Cię przed Bogiem/drugim człowiekiem/ w imieniu Prawa/Dekalog/.
    Ten sam demon siedzi przy moim źródle życia i za każdym razem gdy pragnę się napoić żywą wodą/Duchem Świętym/ przekonuje mnie o mojej niegodności/winie/.
    To prawda, że jesteśmy winni i zasługujemy na wieczne potępienie/cierpienie/ ale jest prawdą, że w Jezusie Chrystusie zmartwychwstałym jest nasze odkupienie.
    Bóg w Nim i przez Niego sam sobie zapłacił za moją i Twoją winę. Za nasze grzechy, nasze winny umarł i zmartwychwstał.
    Jest tak jak Ksiądz Biskup pisze:”Tylko dzięki światłu Jego Krzyża i Zmartwychwstania możliwe jest wychodzenie z otchłani. Można też to tak sformułować: Dzięki temu światłu Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego można przemieniać nasz różne sytuacje „otchłani”, odczucia czy doświadczenia bezsensu w to, co jest (stopniowym) doświadczaniem spełniania się nadziei – wiązania człowieka z Bogiem jako jedynym źródłem i gwarantem życia. To On wszedł w nasze „głębokości”, by nasze wołanie i nasze przeżywanie naszego uniżenia nie były pozbawione nadziei i nie były bezsensowne, czcze i bez życia.
    On przebacza wszystkie nasze winy, byśmy zjednoczeni z Nim Jemu służyli i byli także nadzieją dla innych”.
    Demon demonem a Chrystus Kościołem.
    Pozdrawiam
    janusz

    #19 baran katolicki
  20. #18Ania.
    Bóg nie oddalił się od Ciebie ani na milimetr. W Jezusie Chrystusie przylgnął do Ciebie jak rzep do psiego ogona. To przylgnięcie stało się możliwe tylko dzięki Twoim grzechom.
    Gdybyś była aniołem bez skazy, prawdo podobnie nie miał by się czego uchwycić w Tobie. Aniu, to my oddalamy się od Niego, bo nie akceptujemy swojego ukrzyżowania. Z łatwością alienujemy się/chowamy się/ w Jego krzyżu a sami nie chcemy uznać umierać na swojej Golgocie. Dlatego cierpimy.
    Od 19 lat jest ze mną Piotr/mój syn po bardzo poważnym porażeniu mózgowym/. Czy on cierpi nie mam pojęcia, ale wiem, że jak moje cierpienie go dobija. Jego boli a ja cierpię, bo wciąż jest we mnie to demoniczne główkowanie i szukanie winy w sobie. Winy nie uleczonej, nie nawróconej, nie oświetlonej światłem Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego Pana.
    Proszę nie szukać swojego Boga gdzieś poza sobą, w oddaleniu od siebie, lecz rozpocząć poszukiwania w sobie Tego, co jest tak bardzo bliskie.
    Pozdrawiam
    janusz

    #20 baran katolicki
  21. 14.06.2015
    „Z głębokości wołam do Ciebie…”
    ano wołam i wołam i …
    czasem „się dowołam” czasem nie (albo raczej dostaję coś innego – niejako w zamian… Staram się Bogu dziękować za jedne i drugie. Wiem, że mnie słyszy. Często to wystarcza, wyżalę się, wypłaczę, i jest mi lżej…
    Dzisiaj wreszcie zwlokłam się spod kocyka – mogłam we Mszy Św. uczestniczyć – radość moja duża, zmącona tylko tym, że sądziłam, że dziś nasz parafialny odpust – 13.06 jest św. Antoniego, tak mi się wydawało, że jak w tygodniu wypada, to można świętować w niedzielę, wiem, że były takie prośby, czy sugestie kierowane do ks. Proboszcza… ponoć jest zakaz przekładania, odpust zatem wczoraj przy „ubogiej” frekwencji… no cóż…
    a przy okazji refleksja: jaką rolę powinien pełnić proboszcz parafii: zarządcy czy współtowarzysza? KTO jest gospodarzem? my – parafianie, czy pleban … my musimy się liczyć ze zdaniem proboszcza, wikarych, dziekana, biskupa… a Oni z naszym zdaniem??? Bogu dziękuję za Pasterzy słuchających głosu swoich owieczek… pewnie tak jest, że owieczki czasem racji nie mają… ale chyba zdarza się i tak, że mają rację…
    Nadzieja moja w Panu
    „On odkupi Izraela
    ze wszystkich jego grzechów”

    #21 Aneta - Baba ze Wsi
  22. Janusz, wybacz, ale zupełnie nie zrozumiałeś tego, co ja napisałam. „Źródłem mojego cierpienia jest moje oddalenie od Boga”. Oddalenie od Boga, jak napisałam, nie oznacza odwrócenia się do Niego. Możemy wieść dysputy, spierać się o słowa, ale nie o to chodzi. Nie możesz kwestionować mojego doświadczenia. A ono jest takie: cierpię z powodu oddalenia od Boga. Wiem doskonale, że Bóg jest przy mnie, doświadczam tego i mam pewność. A jednak kiedy grzeszę, pozbawiam się żywej obecności Boga w moim sercu. Nie oznacza, że On ze mnie rezygnuje, bo nigdy tego nie zrobi. To dzieje się po mojej stronie, bo po mojej stronie pojawia się grzech. Św. Paweł i Piotr dobrze to znali. Nawróceni grzesznicy, święci, którzy do końca życia nosili w sobie jakiś oścień. A cóż dopiera ja, biedny grzesznik? Z głębokości mojej nędzy wołam do Pana, w udręce mojej duszy otrzymuję od Niego ukojenie. Ale jest jeszcze jeden wymiar przeżywania oddalenia. To niemożność przebywania z Nim twarzą w twarz. Jestem tu na ziemi, przeżywam swoje życie rodzinne, zawodowe, mam plany, marzenia, radości i smutki- zwyczajne życie. Jednak w środku mnie jest tęsknota, której nie ugasi nic z tego, co na świecie. Nie ma niczego, co by mnie napełniło do końca. Św. Augustyn tak to napisał: „Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”(Wyznania).
    Ania

    #22 Ania
  23. # 21 Aneta
    Nawet gdyby uroczystość św.Antoniego wypadła w niedzielę,to najprawdopodobniej zostałaby przeniesiona na poniedziałek.
    Konkretne dekrety w tych sprawach wydaje Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów (Kuria Rzymska).
    W tym roku uroczystość NMP Królowej Polski,mocą dekretu, została przeniesiona na 2 maja.
    W dniu 8 grudnia 2013r,w kalendarzu liturgicznym wystąpiła zbieżność II niedzieli Adwentu i uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP.Na mocy dyspensy udzielonej Konferencji Episkopatu Polski ,pod pewnymi warunkami,uroczystość ta nie była przełożona.

    #23 Mirosława
  24. #22Ania.
    Zupełnie nie pojmuję co rozumiesz pisząc o swoim oddaleniu od Boga?
    Z mojego doświadczenie wynika, że to nie mój grzech jest powodem mojego oddalenia od Boga, lecz moja religijność, która gorszy się moim grzechem. Gorszy się bo jest owocem mojej pychy.
    Aniu, być może na dzisiaj nie rozumiemy się, lecz nie o to chodzi, by się rozumieć, lecz by dać się zrozumieć.
    Co jest powodem Twojego oddalenia od Boga? Mnie oddala dzisiaj tylko brak wiary w darmowe przebaczenie. Brak wiary Kościoła w sens mojego krzyża.
    Aniu, religijność to nie jest to samo co wiara, bo można być człowiekiem bardzo religijnym a jednocześnie niewierzącym.
    Pozdrawiam serdecznie janusz

    #24 baran katolicki
  25. Aniu pięknie ujmujesz sens życia, z przyjemnością czytam.

    #25 lemi58
  26. Oglądałam dziś transmisję Mszy św. z Krzeszowic
    pod przewodnictwem Księdza Biskupa.
    Koleżanka, która też oglądała, po homilii Księdza Biskupa napisała mi sms-a:
    „Już zapomniałam, jak bardzo tego słowa potrzebuję…”

    Tak…

    Też potrzebuję tego słowa.
    Zaskakującego, porywającego, radosnego, autentycznego, świeżego,
    odkrywającego nowe treści w znanych dobrze tekstach, dotykającego życia.

    Ksiądz Biskup wyjaśniał m.in., żeby nie zwyciężać zła złem.
    I mieć tu za wzór Chrystusa.
    Chrystus przed złem nie uciekał, przyjmował na siebie.
    A przedtem zło demaskował (pytał – „Dlaczego Mnie uderzyłeś?” – J18,23).
    I to demaskatorskie pytanie Jezusa
    wydaje się być wskazówką dla chrześcijańskich pedagogów.
    Zaobserwowane zło zdemaskować,
    a potem je przyjąć nie odwzajemniając tym samym.
    Czy to możliwe?
    Tak. Pod pewnymi warunkami:
    1. Przystąpić do Jezusa
    2. Być otwartym na działanie Ducha Chrystusa we mnie

    To jeden z wielu wątków homilii. Dziś jakby specjalnie dla mnie.

    Pozdrawiam 🙂

    #26 julia
  27. „Z głębokości wołam do Ciebie Panie,
    Panie, wysłuchaj głosu mego.
    Nachyl Twe ucho
    na głos mojego błagania.
    Jeśli zachowasz pamięć o grzechu, Panie,
    Panie, któż się ostoi?” – no właśnie któż się ostoi jeśli za przekroczenie choćby Dekalogu karano śmiecą. Przypomnijmy sobie jak Bóg ukarał tych, którzy uczynili sobie cielca.
    Ale dzięki niech będzie Jezusowi Chrystusowi za to, że siebie nam objawił. On jest tym Dekalogiem. Tą łaską dzięki, której wypełniliśmy całe Prawo.
    To On wziął na siebie nasz grzech i jak to mówi Pismo „Bóg dla nas uczynił Go grzechem”.
    Autor Listu do Hebrajczyków pisząc o Jezusie porównuje Go do tego zwierzęcia ofiarnego, którego ciała palono poza obozem, dlatego „ciała bowiem tych zwierząt, których krew arcykapłan wnosi do świątyni jako ofiarę przebłagalną, pali się poza obozem. Dlatego i Jezus, aby krwią swoją uświęcić lud, poniósł mękę poza miastem” (Hbr 13,11-12).
    Mimo, że Jezus wziął na siebie nasze grzechy, Bóg Go nigdy nie opuścił.
    O jakże jest wielki Bóg w Jezusie Chrystusie, że wziął na siebie mój grzech żebym już żuł nie literą Prawa, ale Duchem, który mnie oczyszcza.
    ——————————
    Można powiedzieć i to wynika z całego nauczania Pawła i też z artykułu, który kiedyś czytałem, że Pawłowi przeszkadzało Prawo do spotkania z Chrystusem. Mnie też te całe nasze Prawa Kościelne dot. Liturgii czy innych rzeczy przeszkadzają w spotkaniu z Bogiem.
    Czy przypadkiem nie robimy tak jak Izraelici w ST?
    Z tym jednym wyjątkiem, że ofiara się zmieniła.
    Ale przepisy zostały.
    Dla nas chyba też ważna jest tradycja.

    #27 chani
  28. Ks. Bp odnosi sie w kazaniu do listu św. Pawła. (czytanie dzisiejsze)
    NIE STAWIAJCIE OPORU ZLEMU /…/
    Sens – jak się sam złamiesz, przelamiesz, przebaczysz, (sam w sobie się przemienisz) możesz brać udzial w lamaniu chleba /…/
    Później ogladajac, http://tv-trwam.pl/film/spotkanie-rodziny-radia-maryja-w-krzeszowie słyszę w TV, “… Gromadzimy sie w sanktuarium MATKI BOZEJ LASKAWEJ, zas w radio Zdrowas Maryjo LASKI PELNA,
    Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5:48)

    #28 Jurek
  29. Na przestrzeni tygodnia drugie wlamanie do St Finbar’s. O 8:30 PM zajechalem pod wieze zostalem drzwi zupelnie otwarte i slady pladrownia. Mlodziez na sali grala w kosza, wiec podjezdzaly samochoidy na swiatlach i chyba zlodziej wytraszyl sie u uciekl frontowymi, bo byly niedomkniete.

    #29 Jurek
  30. Końcowe słowa Psalmu mówią o „łasce i obfite odkupieniu”, jakie są w gestii Pana Boga. Czytając ten Psalm w świetle Ewangelii i z doświadczenia chrześcijańskiego możemy i winniśmy powiedzieć, że spełniła się ta zapowiedź „łaski i odkupienia” w Jezusie Chrystusie…”

    #30 Jurek
  31. #21 Aneta(ciąg dalszy)
    Świętowanie niedzieli,to przede wszystkim spotkanie z Tym, któremu ten dzień jest poświęcony.
    Zwyczaj gromadzenia się chrześcijan na niedzielnej Mszy świętej trwa od dnia zmartwychwstania Chrystusa.To w tym dniu Pan powstał z martwych i zesłał Ducha Świętego.To w tym dniu wyznawcy Jezusa zbierają się na wspólnym słuchaniu słowa Bożego i łamaniu Eucharystycznego Chleba.
    Niedzielna Eucharystia jest najodpowiedniejszym sposobem upamiętnienia wydarzeń zbawczych, które dokonały się właśnie w niedzielę.

    Jeżeli chodzi o odpust parafialny, to może warto zastanowić się, dlaczego był przy niskiej frekwencji.
    Sobota jest dla wielu osób dniem wolnym od nauki i pracy.

    #31 Mirosława
  32. Księże Biskupie, dlaczego pokój z wami a nie Pan z wami? Tak usłyszałem na początku Eucharystii w Krzeszowicach. Pytam bo pierwszy raz spotykam się z takim wezwaniem. Czy Dominus vobiscum już nie obowiązuje w dzisiejszej liturgii Eucharystycznej?
    Pozdrawiam
    janusz

    #32 baran katolicki
  33. Ad #32 baran katolicki
    Po prostu „Mszał Rzymski dla Diecezji Polskich” (za editio tipica, Roma 2002) podaje: Biskup w miejsce pozdrowienia „Pan z wami” mówi: „Pokój z wami”.
    Oczywiście są do wyboru także inne formy pozdrowienia.
    Pozdrawiam
    Bp ZbK

    #33 bp Zbigniew Kiernikowski
  34. # 26 julia
    Tak, też potrzebuję tego słowa.
    W mojej parafii, gdy była czytana ta Ewangelia Mt 5,38-42, usłyszałam w kazaniu jeszcze inną interpretację tego fragmentu przez ks.Biskupa.
    Mianowicie, podczas wykładu w siedleckim seminarium mówił, by zło czynić „niepłodną samicą”.
    Dla mnie to mało słów, ale one dużo mówią. 🙂

    #34 Mirosława
  35. #33 Ksiądz Biskup.
    Dziękuję za życzliwą odpowiedź.
    Pozdrawiam serdecznie
    janusz.

    #35 baran katolicki
  36.  Dzis obchodzimy dzis swieto Matki Bozej Nieustajacej Pomocy wg legendy ikona ta zostala przywieziona w 1503 do wiecznego miasta(27/06/2015 1:57 PM)
    Według starej legendy do Europy przywiózł go bogaty kupiec. W czasie podróży statkiem, gdy na morzu rozszalał się sztorm, człowiek ten wyjął obraz ze skrzyni i pokazał przerażonym podróżnym. Ich modlitwy do Matki Bożej ocaliły statek z nieuchronnej katastrofy. Po szczęśliwym przybyciu do Wiecznego Miasta ikona została umieszczona w kościele św. Mateusza. W dobie napoleońskiej, po zdobyciu Rzymu przez wojska francuskie, obraz zaginął. Po ponad pół wieku odnalazł go redemptorysta o. Michał Marchi. W 1865 roku papież Pius IX powierzył cudowny wizerunek Redemptorystom, mówiąc: „Sprawcie, aby ten obraz poznano na całym świecie i aby się w nim rozmiłowano.” Zakonnicy, dzięki swej gorliwej działalności misyjnej, wywiązali się znakomicie z tego zadania. Ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest dziś bowiem najbardziej rozpowszechnionym w świecie obrazem Maryjnym. Cudowna ikona została umieszczona w kościele Redemptorystów pw. św. Alfonsa w Rzymie (nieopodal bazyliki Santa Maria Maggiore). Dnia 23 czerwca 1867 roku odbyła się uroczysta koronacja obrazu, zaś w roku 1876 ustanowiono święto Błogosławionej Dziewicy Maryi pod wezwaniem Nieustającej Pomocy na dzień 27 czerwca.

    #36 Jurek
  37.  Dzis mija 150 lat od przywrocenia czci Matki Bozej Nieustajacej przez Redemptorystow, (27/06/2015 2:08 PM)
    „W 1865 roku papież Pius IX powierzył cudowny wizerunek Redemptorystom, mówiąc: „Sprawcie, aby ten obraz poznano na całym świecie i aby się w nim rozmiłowano.” Zakonnicy, dzięki swej gorliwej działalności misyjnej, wywiązali się znakomicie z tego zadania. Ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest dziś bowiem najbardziej rozpowszechnionym w świecie obrazem Maryjnym.”
    Kilkanascie lat temu arcybiskup Denis Hart ufundowal ikone we wszystkich kosciolach Melbourne.

    #37 Jurek

Sorry, the comment form is closed at this time.


css.php